Ferragus; Aferzysta/Od tłómacza

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł Od tłómacza
Pochodzenie Ferragus; Aferzysta
Wydawca Biblioteka Boya
Data wyd. 1926
Druk Drukarnia Ludowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OD TŁÓMACZA.

We wstępie do swojej książki Balzac i moralność romantyczna, E. Seillière zastanawia się nad tem, co nazywa sam „zagadką balzakowską“, mianowicie nad kwestją moralną w dziele Balzaka. Trudno istotnie o większe sprzeczności, niż te, które się znajduje w wykładzie dzieła mistrza. Bourget i Maurras widzą w nim następcę Bonalda i de Maistre’a, hygienistę społecznego walczącego przeciw „niebezpiecznym suggestjom newrozy romantycznej“. Zola przeciwnie uważa za zwodniczy ten „pokost monarchiczny i religijny, jaki Balzac dał swemu dziełu, z chwilą gdy powodzenie jego było ustalone“; — przeciwnie dzieło Balzaka jest nawskroś demokratyczne, romantyczne nawet w duchu Russa. Ba, tak fanatyczny szermierz ortodoksji jak Veuillot nie bierze Balzaka poważnie jako obrońcy katolicyzmu, zaś Thureau-Dangin w swojej Historji Monarchji Lipcowej pisze: „Daremnie Balzac stroi się w rojalizm, w absolutyzm zwłaszcza, daremnie przybiera pozy katolika i teokraty, daremnie mówi w przedmowie do Komedji Ludzkiej, że pisze przy blasku tych dwóch wiecznych prawd, religji i monarchji. Mimo wszystko, faktem jest, iż zarówno z natury swego talentu jak i przez swoje ideje jest on rewolucjonistą“...
Nie pierwszy to raz wielki pisarz wywołuje podobne spory: dość wspomnieć Montaigne’a! Dowodzi to tylko, że ten, kto jest pełnym wyrazem człowieka, nosi w swojem łonie tyle sprzeczności, tyle możliwości, iż każdy niemal wyczyta w nim co zechce.
To poczucie kryjących się w nim sprzeczności miał i sam Balzac, jeżeli sądzić z tego znamiennego urywku[1]:

...Zresztą, ponieważ nie chciałbym już mówić o sobie — bo niema dla mnie przykrzejszej i śmieszniejszej rzeczy — powiem pani, że nie może pani wyciągnąć żadnych wniosków o mnie ani przeciw mnie; że mam najosobliwszy charakter jaki znam. Studjuję samego siebie jakgdyby kogoś obcego. Mieszczę, na obszarze moich pięciu stóp i dwóch cali, wszystkie sprzeczności, wszystkie możebne kontrasty. Ktoby sądził, że jestem próżny, marnotrawny, uparty, lekkomyślny, niekonsekwentny, zarozumiały, niedbały, leniwy, roztrzepany, bez rozwagi, bez cienia wytrwałości, gadatliwy, bez taktu, źle wychowany, niegrzeczny, zgryźliwy, nierówny, będzie miał tyleż racji, co ten, ktoby powiedział, że jestem oszczędny, skromny, wytrwały, energiczny, pracowity, stały, milczący, subtelny, grzeczny, zawsze wesoły. Ten, kto powie, że jestem tchórzem, będzie miał tak samo słuszność, jak ten, kto powie, że jestem bardzo dzielny; wreszcie uczony czy nieuk, pełen talentów czy ciemięga: nic mnie nie dziwi w samym sobie. Dochodzę w końcu do wniosku, że jestem jedynie instrumentem, na którym grają okoliczności.
Czy ten kalejdoskop pochodzi stąd, że w duszę tych, którzy silą się malować wszystkie uczucia i serce ludzkie, los wkłada wszystkie te uczucia, iżby mogli, siłą swej wyobraźni, odczuwać to co malują? Obserwacja byłażby jedynie rodzajem pamięci, wspomagającej tę ruchliwą wyobraźnię? Zaczynam w to wierzyć.

Ale to są jeszcze drobnostki, to są zwykłe sprzeczności, które zapewne każdy człowiek spostrzega sam w sobie. Różnice, jakie uderzają nas w Balzaku, są daleko głębsze, daleko istotniejsze. I nie mogło być inaczej: człowiek, który swoją indywidualnością obdzielił i Ludwika Lambert i Gaudissarta, i Dawida Séchard i Vautrina, musiał być istną otchłanią sprzecznych fal i wirów. Bo zważmy, iż Balzak, mimo iż nakreślił tak olbrzymią ilość żywych postaci, rzadko zostaje nazewnątrz nich. Wiele jego typów ma coś z jego autobiografji duchowej. Wprost ożywia je swojemi uczuciami. Ta epopeja jakże jest daleką od epickiej beznamiętności! Ta epopeja jest zarazem spowiedzią, jedyną może obok Wyznań Russa równie szczerą i brutalną. To połączenie objektywizmu i subiektywizmu nadaje Komedji Ludzkiej odrębne piętno i kryje może tajemnicę jej genjalności, jej jedyności.
Rzecz prosta, że nie trzeba tego brać zbyt ciasno. Słusznie zastrzega się Balzac przeciw utożsamianiu jego samego z jego osobistościami. Ma oczywistą słuszność, gdy pisze, że kto maluje zbrodniarza, nie staje się moralnie odpowiedzialnym za jego postępki. Mimo to, istnieją pewne odcienie w stosunku pisarza do swoich figur. Kiedy np. Balzac maluje szlachetnego generała de Montriveau[2], z którym najwyraźniej sympatyzuje, któremu daje własne rysy i którego robi bohaterem przejrzyście odmalowanej własnej przygody miłosnej, kiedy tego generała czyni — jako członka szajki „Trzynastu“ — wspólnikiem zbrodni Ferragusa i bezliku innych zbrodni, indywidualistą gotowym świat spalić dla własnego szczęścia lub własnej zemsty, a równocześnie czyni go przedmiotem zasłużonego szacunku, katolikiem i rojalistą, trzebaby się chwycić za głowę, o ile nie wolimy się uśmiechnąć.
Moglibyśmy dalej jeszcze mnożyć sprzeczności Balzaka. Zwracałem na nie uwagę już nieraz. Jest w nim i człowiek z epoki Romantyzmu, czciciel Byrona i Russa, i jest twórca realizmu, wprowadzający naukowe niemal na człowieka spojrzenie. Jest w nim wytrwały i skupiony twórca i jest autor szalonych improwizacji i literatury okropieństw. Jest indywidualista, którego rozsadza własna siła, i jest — może właśnie dlatego — moralista, któremu żadne środki spętania brutalnych sił człowieka nie wydają się zbyt mocne. I wreszcie... jest mędrzec, myśliciel, ale także jest i wielkie dziecko — jakiem Balzac był w życiu: i to połączenie, to jego wielki wdzięk. Ta dziecinna nieraz fantazja, splatająca się z mądrością i głębią, wydaje dziwaczne twory. Do takich należy niewątpliwie jego koncepcja Historji Trzynastu.
Nie skarżmy się na te sprzeczności! Im to zawdzięczamy zapewne Komedję Ludzką. Ale nie starajmy się jak to czynią niektórzy czciciele Balzaka — ominąć ich, scałkować, dać dziełu jego nie tę jednolitość którą ma, ale i tę której nie ma. Sam Balzac — powtarzam przyczynił się nieraz do tych nieporozumień. Raz przez swoje przedmowy, przez swoje dygresje, wyrażające jego poglądy, którym przeczy prawdziwa myśl wyłaniająca się, może nieświadomie, z samego dzieła. Przyczynił się do nich zwłaszcza wówczas kiedy powziął myśl Komedji Ludzkiej, usiłując stopić całość dzieła swego w jedno, chcąc mu nadać jeszcze inną jedność niż tę którą ma w istocie. Przyczynia się do tego i sposób, w jaki zwykliśmy patrzyć na Komedję Ludzką, jak na jednolitą całość, która jakgdyby wyskoczyła z głowy swego twórcy, gdy to jest dzieło które narastało przez lat 20. Zamało się pamięta o chronologji dzieł Balzaka, o linji jego psychicznego rozwoju. A wszak nie ulega wątpliwości, że Balzac z r. 1831 nie jest tym samym, co z roku, dajmy na to, 1846. Ale chcieć wykreślić chronologiczną linję rozwoju Balzaka groziłoby tak samo niebezpieczeństwem. Przedewszystkiem, czy my wiemy naprawdę, kiedy które jego dzieło zostało poczęte? Niejedno nosił w sobie wiele lat, zanim je naraz wyrzucił na papier. Powtóre te dwa elementy, które w nim się zmagają: społecznej dyscypliny i wybujałego indywidualizmu, dochodzą do głosu w różnych epokach jego twórczości. Tożsamo i artystycznie: w epoce gdy już będzie dojrzałym panem swoich środków, nagle buchnie zeń rozpasany romantyk, autor awantur arabskich. Równocześnie z Ferragusem powstanie ewangeliczny Lekarz wiejski. W epoce Starej panny i Gabinetu Starożytności powstaną Blaski i nędze życia Kurtyzany. Pojmować dzieło Balzaka w jego zmienności i różnorodności, nie silić się go ścieśniać do żadnej formuły estetycznej, socjalnej, czy moralnej, oto — zdaje mi się — droga do właściwego poznania Balzaka i do rozkoszowania się jego dziełem.
To pewna, że ten realista, który pod tyloma względami przeciwstawił się swojej epoce, wówczas gdy należała ona do poezji, do Romantyzmu, jest równocześnie jej dzieckiem. Czuł się „stworzony do przeżywania namiętności, zanim los skazał go na opisywanie ich“. Miał swój okres, gdy utożsamiał się z owemi potężnemi korsarzami, idącemi na przełaj poprzez ludzkie urządzenia i prawa aby wolę swą narzucić innym. Pamiętajmy, że było to tuż po epoce Rewolucji i Napoleona i że epoka ta nie mogła nie zatrzeć nieco granic między zbrodnią a wielkością. Pamiętajmy że jeszcze brzmiały w powietrzu strofy Byrona i że płaszcz jego korsarzy był niejako urzędowym mundurem poezji. Że było to w epoce wolnomularzy, karbornarjuszów etc. Pamiętajmy, że było to w ówczesnym Paryżu, gdzie młodzieniec o gorącej krwi i gorącej głowie wciąż znajdował się na rozdrożu między pokorną cnotą a nie przebierającem w środkach parciem się w górę. Czytajmy listy młodzieńcze Balzaka, czytajmy jego wpółżartobliwy, to pewna, ale jakże wymowny Kodeks uczciwych ludzi, czytajmy te zwierzenia trzydziestoletniego już mężczyzny, pisane z wycieczki rzeką Loarą:

...Czułem jak myśli moje rosną wraz z tą rzeką, która ku morzu staje się ogromna. Och! wieść życie Mohikanina... Och, jak rozumiałem dzikich! Och, jak cudownie rozumiałem korsarzy, awanturników, ludzi buntu... I powiadałem sobie: Życie, to odwaga; dobry karabin, sztuka kierowania statkiem na pełnem morzu i nienawiść człowieka. Och, trzydziestu chwatów, którzyby się porozumieli z sobą i którzyby zwalili przesądy...

Porównajmy z tem wrażeniem przedmowę do Historji Trzynastu. Przedmowa ta datuje z bliskiej epoki, r. 1831. Zapowiada cykl utworów, w którym prawdopodobnie każdy z owych trzynastu miał mieć swoją monografię. Napisał Balzac tylko trzy opowieści z tego cyklu[3]. Trzy „najłagodniejsze“, ale i te wystarczą, aby dać pojęcie o charakterze tego tajnego związku[4].
I kiedy przeczytamy drugą z nich, Księżnę de Langeais, zrozumiemy tych, którzy zachowują niejaki sceptycyzm wobec zapewnień Balzaka, iż pisał Komedję Ludzką przy blasku tronu i religji...
Wspomniałem niejednolitość Komedji Ludzkiej i pod względem artystycznym. W początkach ma ona jeszcze ogromną dawkę Romantyzmu, który nigdy Balzaka nie opuści zupełnie. Ostatnie wcielenie Vautrina pisane w r. 1847 sąsiaduje pod wieloma względami z tym Ferragusem. Punktem wyjścia Balzaka były romanse w guście epoki, pełne awantur i ciemnych historji. Tych młodzieńczych utworów zaparł się i nigdy nie włączył ich do swego dzieła. Ale wcześnie już tężeje w nim nowa forma, mocą której dał on powieści zupełnie nowe znaczenie. W najtęższych jego utworach uderza wspaniałe skojarzenie polotu z realizmem, poezji z dokumentem. Później, kiedy z rozwojem prasy codziennej powstaje nowa rama: felieton, kiedy pojawiają się czarodzieje „zajmujących“ powieści, Dumas i Sue, wówczas i Balzac, zmuszony poniekąd stanem finansów do tej rywalizacji[5], sięga do swojej tak płodnej wyobraźni, aby z nimi współzawodniczyć. Nieraz w jego najdojrzalszych utworach zdarzają się partje roman-feuilleton.
Ferragus bliski jest jeszcze młodzieńczych utworów Balzaka. Ta cała tajemnicza historja o nieprawej córce ojca zbrodniarza, ta nieprawdopodobna ilość morderstw dla ustrzeżenia tajemnicy która mogłaby narazić miłość tej córki, te fałszowane listy, przebrania etc. to wszystko trąci nieco romansidłem. Ale niezmiernie ciekawem jest, jak wśród tego wszystkiego widzimy rodzenie się prawdziwego Balzaka. Ten opis ulic Paryża od którego zaczyna się powieść, te drobiazgowe spostrzeżenia z zakresu fizjologji stolicy, ten realizm w tualetowych obyczajach pani Julianowej, to już Balzac. Jeszcze to wszystko nie stopione z sobą, jeszcze raczej pozostające obok siebie, kiedy np. po wspaniałem Dies Irae przychodzi dysertacja na temat biurokracji paryskiej albo fizjologja cmentarza paryskiego.
Jeszcze lepiej możemy wniknąć w ten proces stawania się Balzaka, jeżeli zestawimy ten utwór z arcydziełem, które miało się urodzić w następnym roku, z Ojcem Goriot. Dziecinny Ferragus przeobrazi się w ów wspaniały symbol buntu przeciw społeczeństwu, w Vautrina, herszta już nie urojonej i romantycznej, ale bardzo rzeczywistej bandy. Co więcej, szkicem Ferragusa obdzieli Balzac dwie osoby: Vautrina i Goriota, którego stworzy całego z owej frenetycznej miłości ojcowskiej. Nieśmiały szkic Paryża zmieni się w jakże pełny obraz! Ojciec Goriot jest jednym z najwspanialszych przykładów zespolenia romantyzmu z rzeczywistością.
Miłośnikom Balzaka dają tedy w ręce tego Ferragusa, w przekonaniu, iż — niezależnie od tego że jest bardzo zajmującym romansem — stanie się on dla nich interesującym przyczynkiem do prawdziwego poznania genjalnego pisarza. Niebawem otrzymają dwa dalsze opowiadania z Historji Trzynastu.
Ferragus miał olbrzymie powodzenie. Balzac donosi o tem pani Hańskiej jeszcze w tej fazie, w której prowadzą z sobą korespondencję miłosną, nie znając się. Donosi, jak księżnej de Berri książka ta była pociechą w więzieniu, jak omal nie napisała do autora aby się dowiedzieć dalszego ciągu; jak stary książę Metternich nie rozstaje się z tą książką etc. W końcu dodaje: „Kiedy pani doczyta do testamentu pani Julianowej, zrobi się pani trochę żal, że kazałaś, mi spalić swoje listy...“
Istotnie, romans pani Julianowej, ten patos uczuć wprowadzony w codzienne życie a podszyty nieznanym wówczas w literaturze realizmem pewnych szczegółów, to był ten Balzac, który miał się stać ewangelją kobiet całej Europy.
Ferragus był tłómaczony na polskie w r. 1835, przez F. S. Dmochowskiego pod tytułem: Po cóż chciał wiedzieć? Powieść była skrócona do połowy. Rzecz bardzo znamienna, tłómacz opuścił wszystko to, co jest komentarzem autora, dygresją, czyli w tym wypadku wszystko to, co jest Balzakiem: pozostawił jedynie to, co jest awanturą. Dając tym razem pełny tekst, pozwalam sobie w 91 lat naprawić tę niesprawiedliwość.
Opowiadanie Aferzysta (Un homme d’affaires), pisane w r. 1845, nie ma nic wspólnego z Historją Trzynastu. Zamieściłem je tutaj jedynie ze wzglądów technicznych, dla dopełnienia tomu. Znajdzie w niem polski czytelnik samych prawie dobrych swoich znajomych z innych powieści Balzaka, poczynając od bohaterów: Maksym de Trailles (Ojciec Goriot etc.) i Cérizet (Cierpienia wynalazcy), Malaga (Fałszywa kochanka) etc. Ton, jakim Balzac mówi tutaj o patryarchalnych rozkoszach rodziny, również rzuca dość wymowne światło na niektóre moralizujące partje Komedji Ludzkiej. Nie gódźmy tych jej sprzeczności; przez to jest ona — powtarzam — tak bardzo ludzką...

Warszawa, w marcu 1926.




  1. List do księżnej d’Abrantes, 22 lipca 1828.
  2. Księżna de Langeais („Historja Trzynastu“, część druga).
  3. Ferragus, Księżna de Langeais, Dziewczyna o złotych oczach.
  4. Balzac marzył i w życiu o stworzeniu takiego związku, a brał się do tego z cudowną naiwnością. Patrz: Boy’a Brewerje (Balzac w anegdocie).
  5. Interesujące są świadectwa presji, jaką wywierały nań w tej mierze redakcje dzienników.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Boy-Żeleński.