Fatalna pomyłka/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Fatalna pomyłka
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 6.1.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Fałszywe aresztowanie

Telefon Hoppa odebrał jeden z agentów i natychmiast zawiadomił Baxtera. Baxter rozkazał, aby oddział policji pod dowództwem Marholma otoczył dom Rafflesa i zaaresztował go. Tym razem postanowił nie brać osobiście udziału w tej ekspedycji. Wszystkie dotychczasowe posunięcia policji, w których brał osobiście udział, nie osiągnęły żadnego rezultatu.
Marholm opracował nader chytry plan.
— Tajemniczy Nieznajomy jest wcieleniem diabła. — rzekł do siebie. — Napróżno będziemy otaczali jego dom. Szczwany lis znajdzie zawsze sposób, aby nam umknąć. Mimo to znajdę sposób, aby go nakryć. Mój starszy kolega Sherlock Holmes zatrząsłby się z zazdrości, widząc we mnie talent, który zaćmi jego gwiazdę.
Wybrał dwunastu silnych policjantów i kazał im włożyć cywilne ubranie. Mieli otoczyć dom hrabiego Selfara.
— Gdy zagwiżdżę, wejdziecie szybko do środka. Natomiast na odgłos strzału będziecie oczekiwali dalszej dyspozycji.
Około godziny pierwszej w nocy stanęli przed domem hrabiego. Panowała w nim cisza. Marholm zadzwonił.
Drzwi wejściowe otwarły się i na progu ukazał się lokaj hrabiego Selfara.
— Czy pan jest lokajem hrabiego?
— Tak jest.
Służący, który przeczuwał, że panu jego grozi jakieś niebezpieczeństwo, spojrzał nań osłupiały. Marholm nie dopuścił go do słowa.
— Słuchajcie mój człowieku — rzekł — hrabia Selfar musi wrócić lada chwila. Ukryję się w jego sypialni, ponieważ chcę go sam zaaresztować osobiście. Reszta niech ciebie już nie obchodzi. Przyjmiesz hrabiego tak jak zazwyczaj i nie piśniesz ani słowa, o tym, że ja jestem ukryty w tym domu. Zrozumiano?
— Zrozumiałem, ale....
— Nie ma żadnych ale — zagrzmiał Marholm. — W wypadku najmniejszej próby z twej strony ostrzeżenia twego pana, każę cię zaaresztować bez litości. —
— Jeśli tak, postąpię, jak mi pan rozkazał — odparł.
Marholm rozejrzał się po mieszkaniu.
— Co za piękne meble! Prawdziwe książęce mieszkanie. — rzekł z podziwem. — Gdzieżby tu jednak znaleźć najlepsze do ukrycia miejsce? Sądzę, że skryję się pod łóżkiem. Zaczekam, aż się położy. Żałuję jedynie, że nie zobaczę jego miny, gdy uczuje moją rękę na swym ramieniu i gdy mu powiem: Raffles, aresztuję pana!
Podczas, gdy inspektor właził pod łóżko, lokaj przesunął lustro w ten sposób, że widać było w nim wyraźnie podeszwy policjanta...
Żeby diabła zjadł, nie domyśli się, że tu jestem — zawołał Marholm.
— Wspaniale — odparł lokaj.
— Czy przestaniesz wreszcie mówić? — zagrzmiał Marholm wściekły. — Wy wszyscy gotowiście upatrywać w tego rodzaju ludziach bohaterów. Zobaczycie teraz, jak pod Rafflesem zadrżą na mój widok łydki.
W tej chwili dał się słyszeć dźwięk dzwonka.
Jean wyszedł spiesznie.
Był to hrabia Selfar.
Jean skłonił się głęboko. Z niezmiernym zdziwieniem spostrzegł, że panu jego towarzyszył nie znany młodzieniec.
Młodzieńcem tym był nikt inny, jak doktór Marchner.
W chwili, gdy hrabia Selfar zbliżał się do swego mieszkania, z ciemności nocy wyłoniła się przed nim postać młodego lekarza.
— Jedno słowo hrabio... Czy jest pan Rafflesem?
Hrabia Selfar zamyślił się i rzekł:
— Jeśli zależy panu na tym, aby wiedzieć, powiem panu całą prawdę: Jestem Raffles.
— Jeśli tak, niech pan ucieka czemprędzej — rzekł doktór zaniepokojony. — Pozostałem jeszcze w klubie, gdy pan wyszedł. Poznano pana. Policja jest na pańskim tropie. Dom pański jest otoczony.
Raffles spokojnie zapalił papierosa.
— Ach! — rzekł. — Widzę liczne cienie. Jestem dumny, że cieszę się takimi względami policji. Zaiste uważam to sobie za wielki honor.
Doktór Marchner schwycił go za połę płaszcza.
— Na miłość Boga, ani kroku dalej. Zatrzymają pana natychmiast.
— Spójrz na tę rękę, doktorze — odparł Raffles. — Jest to broń lepsza, niż pałka policjanta. Mam do niej największe zaufanie. Ale niechże pan wejdzie ze mną! Nie może pan stać na dworze podczas tego zimna. Proszę do mnie, na kieliszek koniaku i na papierosa. Nie mam dziś ochoty do snu. Niech się pan nie obawia kompromitacji. Nie ma dowodów, że zna pan moje właściwe imię i nikt nie poczyta panu za złe, godzinki spędzonej w towarzystwie hrabiego Selfara.
Z tymi słowy Selfar z doskonałym spokojem zbliżył się do drzwi wejściowych i zadzwonił
— Cóż nowego, Jean?
— Nic, panie hrabio.
— Żadnych listów?
— Nie.... Przesunąłem lustro, aby jaśnie pan mógł rozebrać się bez trudu.
Hrabia Selfar obrzucił bystrym spojrzeniem swego lokaja, otworzył drzwi do salonu i poprosił doktora Marchnera, aby wszedł.
Sam zaś poszedł prosto do sypialni. Zgodnie ze swym zwyczajem, sprawdził, czy wszystko jest w porządku.
Ku swemu wielkiemu zdumieniu, ujrzał w lustrze naprzeciwko parę zabrudzonych męskich butów.
Uśmiechnął się i wrócił do salonu, nie zamykając za sobą drzwi.
W ten sposób mógł z salonu widzieć, to co się działo w sypialni.
— Niech się pan czuje jak u siebie w domu, drogi doktorze — rzekł, nalewając mu wino. — Może cygaro? Jak się panu u mnie podoba?
Doktór Marchner zdradzał niepokój. Wstał z krzesła, zbliżył się do okna i spojrzał na ulicę.
— O bardzo drogi hrabio — rzekł — Ślicznie tu u pana.
— Piękna noc... Często godzinami spoglądam na usiane gwiazdami niebo... Winien mi pan jednak pewne wyjaśnienie.... Proszę nie uważać tego za niedyskrecję: jestem trochę filozofem.... Chciałbym wiedzieć, dlaczego przy pańskiej inteligencji oddał się pan zgubnemu nałogowi hazardu?
Doktór Marchner spodziewał się tego zapytania.
— Miałem zamiar sam panu wyjaśnić tę sprawę. Jeśli chodzi o mnie, nigdy nie popełniłbym szaleństwa, aby zasiąść do gry. Nie dałbym również nakłonić się do tego memu przyjacielowi Hoppowi, który dziś o mało nie pchnął mnie do samobójstwa. Prawdziwy motyw jest całkiem inny. Kocham pewną biedną dziewczynę, jest biedna i należy do klasy ciężko pracujących robotników, do klasy, którą brak pracy popycha na dno skrajnej nędzy. Magda Werner kocha mnie i uczyniła mnie najszczęśliwszym z ludzi. Byłbym gotów na pokonanie wszystkich przeszkód, bylebym mógł poślubić mą ukochaną. Choć jest ona tylko prostą dziewczyną z ludu, cenię ją więcej, niż księżniczkę krwi. Czystość uczuć, łączy się w niej ze szlachetnością duszy. Być może kpi pan sobie ze mnie, ale dzień, w którym poprowadzę ją do ołtarza, będzie najszczęśliwszym dniem w moim życiu.
— Niestety, wpadłem na tę nieszczęsną myśl... — Resztę wie pan już sam.
Hrabia Selfar skończył palić swe cygaro.
— Tak, nędza to zły doradca...
Nagle zerwał się:
— Powiedział pan: „Magda Werner“, doktorze?
— Tak. Czy pan już o niej słyszał? Jeszcze dwa dni temu ojciec jej pracował w fabryce Hoppa. Pod jakimś pretekstem został wydalony..

— Nowa krzywda, którą naprawimy w najbliższych dniach — rzekł hrabia Selfar. — Proszę mi zostawić pański adres. Otrzyma pan ode mnie rychłą wiadomość.

Doktór Marchner wyszedł. Nie liczył coprawda na otrzymanie od hrabiego jakiegoś znaku życia. Znajdował się w bardzo przykrej sytuacji. Pochodził z zubożałej rodziny, która szarpnęła się, aby mu umożliwić studia. Obecnie znajdował się w sytuacji bez wyjścia.
Zaledwie zdążył zrobić kilka kroków, gdy usłyszał przeraźliwy gwizdek. Przyśpieszył kroku, aby nie widzieć, jak policja będzie aresztowała jego dobroczyńcę.
W między czasie hrabia Selfar zadzwonił na swego służącego, aby sprzątnął ze stołu.
— Możesz się już położyć, Jean.
— Dziękuję jaśnie panu.
Hrabia Selfar udał się do swej sypialni, przyćmił światło i usiadł w fotelu, znajdującym się tuż naprzeciw łóżka.
— Powiedz no przyjacielu, czy nie czytałeś napisu „Proszę wycierać nogi“? Zabrudziłeś mi całą podłogę!
Nie było odpowiedzi.
— Czy słyszysz mnie, przyjacielu Marholm?
— Czy pan się do mnie zwraca? — odpowiedział mu głuchy głos z pod łóżka.
— Do kogóżby innego? Ale wyjdźże raz z pod mego łóżka. To nie miejsce dla inspektora policji. Porozmawiamy spokojnie.... Mam wrażenie, że przyszedłeś do mnie z rewizytą po ostatniej mej wizycie u Hoppa?
Marholm z czerwoną twarzą, zdyszany, wylazł z pod łóżka i zbliżył się do Selfara:
— Ponieważ mnie pan odnalazł, przystąpmy odrazu do sprawy. W imieniu prawa aresztuję pana.
Selfar zaśmiał się.
— W gorącej wodzie jesteś kąpany! Usiądźże trochę, jesteś zmęczony. Napijemy się odrobinę koniaku.
— Nie używam alkoholu i proszę ze mną nie żartować. Jeszcze raz powtarzam, że jest pan moim więźniem.
— Nigdy jeszcze nie ustąpiłem policji — rzekł Raffles. Czemu jednak jesteś w tak złym humorze?
— Jeszcze raz powtarzam, że jest pan mym więźniem.
Marholm chcąc dać umówiony znak gwizdkiem, zbliżył się do okna.
Wówczas hrabia Selfar wyprostował się nagle i przybrał groźną postawę.
— Nie mogę panu pozwolić, inspektorze Marholm, na gwizdanie w mym mieszkaniu — rzekł zimny tonem. — Żałuję niezmiernie, że muszę być w stosunku do pana niegrzeczny. Rozumie pan chyba sam, że chcę jeszcze dzisiejszej nocy opuścić to mieszkanie i proszę, aby zechciał pan sam mi tę ucieczkę ułatwić.
— Pan oszalał — krzyknął Marholm — Musimy z tym skończyć. Ręce do góry!
W tej samej chwili hrabia Selfar uderzył go silnie pięścią w szyję.
Policjant przewrócił się na wznak.
— Mam nadzieję, że nie zrobiłem panu krzywdy.
— Proszę mi oddać broń. Czas ucieka, a pańscy ludzie się niecierpliwią. Proszę mi spojrzeć prosto w twarz. Nie śmie pan....
— Ja nie śmiem? Pan mnie za mało zna — odparł wściekły policjant, wstając z podłogi.
Z temi słowy spojrzał Selfarowi prosto w oczy.
Cóż się jednak stało? Pod sklepionymi brwiami oczy hrabiego błyszczały niesamowicie i Marholm nie mógł oprzeć się wrażeniu, że spojrzenie to przeszywa go nawskroś, jak ostrze noża. Stał nieruchomo, jak przytwierdzony do ziemi, niezdolny do żadnego ruchu. Z bezwładnej ręki wypadła pałka. W głowie czuł zamęt, przedmioty tańczyły przed jego wzrokiem. Do uszu jego doszedł cichy, przejmujący szept: „Czy już śpisz?“
Napróżno starał się schwycić dłonią najbliżej stojący przedmiot. Otaczała go noc. Czuł, że mu podsuwają krzesło. Dysząc ciężko, usiadł.
— Śpisz... Czy wiesz, kim jesteś? Z pewnością nie wiesz.
— Z pewnością wiem — chciał odpowiedzieć. — Jestem inspektorem policji Mar...Mar...
Nie mógł więcej powiedzieć, zamilkł.
— Nie. Jesteś Raffles.
Jasne i wyraźne słowa dochodziły do jego uszu. Począł naprawdę wahać się kim jest istotnie.
— Raffles? — powtórzył niezdecydowanym głosem.
— Naprawdę! Jesteś Raffles. Powiedź więc teraz, kim jesteś?
— Mar... Jestem Raffles...
— Bardzo dobrze... Jesteś Raffles.. Wróciłeś do swego domu... Jesteś tak zmęczony, że nie masz sił utrzymać się na nogach.... Musisz udać się na spoczynek.... Zaśniesz... Gdy cię obudzą, będziesz pamiętał dokładnie, że jesteś Raffles. Czy tak?
— Tak — szepnął uśpiony.
Hrabia Selfar przez pewien czas spoglądał na uśpionego, poczem otworzył srebrne pudło, stojące na tualecie.
Wyjął z niego przyrządy do golenia i zbliżył się do Marholma.
W tej chwili otwarły się drzwi.
— Przepraszam jaśnie pana. Może ja bym wykonał tę pracę? Jestem do pańskiej dyspozycji.
Hrabia Selfar z uśmiechem spojrzał na swego lokaja.
— Możesz mieć z tego powodu po tym duże nieprzyjemności.
— O nie, panie hrabio. Jestem sprytny i nikt się nie dowie, że panu w tym dopomogłem.
— A więc do dzieła, Jean, zgolisz mu wąsy i brodę. Rozbierzesz go i położysz do łóżka. Ubierzesz go również w jedną z moich jedwabnych pyjam. Mam nadzieję, że będzie mu się dobrze spało na mej pościeli.
— Pańskie rozkazy zostaną skrupulatnie spełnione, panie hrabio.
Podczas gdy Jean golił Marholma, Raffles zbliżył się do lustra i włożył na siebie mundur policjanta. Z wprawą zawodowego aktora nałożył wąsy oraz sztuczną brodę, przypominającą do złudzenia Marholma.
— Ubranie leży nie bardzo dobrze — mruknął — mimo to jednak uda mi się w nim wykonać mój plan.
Włożył czapkę na głowę, zbliżył się do okna i zagwizdał.
Nadbiegli policjanci.
Pst — syknął Raffles — bez hałasu. Zwiążemy mu we śnie ręce i nogi. Tym razem nam nie umknie.
— Obudź się — rzekł do Marholma, dając mu szczutka w nos.
Słowa te musiał powtórzyć kilkakrotnie.
— Co się stało? — spytał wreszcie człowiek, siadając na łóżku.
— Zaraz się pan wszystkiego dowie — dodał jeden z policjantów.
— Czy pan jest Rafflesem? — spytał lord Lister.
— Ja? Tak, jestem nim.
— Zabrać go — rozkazał lord.
Dwunastu silnych policjantów wyciągnęło z łóżka Marholma i owiniętego w kołdrę zaniosło go do auta.
W tym samym czasie Raffles udał się do swej gotowalni. Szybko włożył frak, zarzucił na siebie futro i w cylindrze na głowie opuścił swój dom w pięć minut po wyjściu policjantów.
— Gdzie nasz inspektor? — Zapytał jeden z policjantów.
Ponieważ nie mogli go nigdzie znaleźć, przyszli do wniosku, że musiał pojechać przed nimi na swym motocyklu.
Hrabia Selfar udał się do najbliższego automatu telefonicznego i połączył ze Scotland Yardem:
— Tu mówi Raffles — rzekł... Co?... Tu Raffles we własnej osobie... Mam zaszczyt zakomunikować, że posłałem wam przed chwilą związanego inspektora Marholma. Byłby przespał u mnie całą noc, gdybym nie obudził go w porę... Co? Gdzie się obecnie znajduje? W automacie telefonicznym Nr. 17... Dowidzenia.
Raffles wyjął z kieszeni kawałek papieru, na którym skreślił następujące słowa:

— Spotkamy się jutro rano w Hotelu Metropol.

Baron von Reutz.

Był to znak umowny pomiędzy nim, a Charleyem Brandem.
— W pół do czwartej — szepnął. — Mogę się jeszcze przespać kilka godzin.
Zawołał taksówkę i kazał się wieźć do Hotelu Metropol, gdzie wziął trzy pokoje.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.