Ewa (Wassermann)/Zanim pęknie srebrna nić/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jakób Wassermann
Tytuł Ewa
Podtytuł „Człowiek złudzeń“: powieść druga
Wydawca Instytut Wydawniczy „Renaissance“
Data wyd. 1920
Druk Drukarnia Ludowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa — Poznań — Kraków — Lwów — Stanisławów
Tłumacz Franciszek Mirandola
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
23.

Krystjan nakazał służącemu pakować do drogi, polem zaś poszedł do cieplarń, gdzie się krzątali ogrodnicy. Zapadał zmrok. Mżyło przez cały dzień, a teraz z drzew spadały krople wody. Młoda zieleń błyszczała w poświacie zachodu. Okna pięknego pałacyku połyskiwały złotem i purpurą.
— Pan Voss jest w bibljotece! — zawiadomił najstarszy ze służby.
Krystjan oddał Amadeuszowi do dyspozycji bibljotekę, bez względu czy jest, czy go niema w domu i wydał odpowiednie rozkazy służbie. Voss przyrzekł ułożyć katalog, ale nie było mu spieszno. Grzebał po półkach i natrafiwszy na coś interesującego siadał czytać, zapominając o czasie.
Salę bibljoteczną zalewała czerwień. Amadeusz układał właśnie na dębowym stole stosy książek wyjętych z polic.
— Pocóż pan to czynisz? — zapytał Krystjan z roztargnieniem.
— Książki te radbym spalić, o ile pan zezwoli, oczywiście! — odparł.
— Czemuż to? — zdziwił się.
— Pożądam takiego autodafe. To bezwartościowe śmiecie, ohydne brednie, zaraza wylęgła w pustych i leniwych głowach. Czyż nie czujesz pan jadu w powietrzu?
— Nic nie czuję! — zapewnił, coraz bardziej roztargniony. — Ale spal je pan, skoro to pana zabawi.
Amadeusz przyszedł do bibljoteki już o trzeciej i wydarzyło mu się coś niezwykłego. Grzebiąc po półkach, znalazł związaną sznurkiem paczkę listów, które widocznie, spadłszy poza książki, zostały zapomniane. Odczytał kilka wierszy pierwszego i zaraz buchnął ku niemu żar człowieczej duszy. Nie mogąc się powstrzymać, rozwiązał paczkę i wciśnięty w kąt, przebiegł listy rozgorączkowanemi oczyma.
Niektóre miały dale. Pisano je przed dwoma lały. Za podpis miały literę F. Przepajała je miłość bezgraniczna, oddanie, ubóstwienie, samozaparcie. Z każdego zwrotu, czy zdania, czy obrazu biła dzika, ale wonna, przeduchowiona fala czułości, bólu, szczęścia i tęsknoty Amadeusz wkroczył w świat inny, prawdziwszy od rzeczywistego, mimo że był on jeno poezją i wabił ułudnie.
Gdzież była teraz owa wymowna, świetna, porywająka, bezimienna F.? Co się stało z jej miłością? Czy zwiędła już dłoń, która zrywała kwiatki zasuszone w tych listach? Co uczynił z jej miłością ów, kornie wielbiony marnotrawca? Dwudziestoletniemu wówczas młodziankowi było rozrywką tylko to, co owo przepełnione serce uważało za los swój. Pewnie zużył tę miłość i zdeptał jak bogacz, który nie rachuje.
W miarę czytania, coraz to bardziej zagłębiał się kolec w pierś Amadeusza Telchiny opanowały go. Blednął i czerwieniał, naprzemian. Palce mu drżały, czuł suchość w gardle, a w głowie kłuło, jak szpilkami. Gdyby w tej chwili wszedł Krystjan, skoczyłby nań rozgorzały nienawiścią i zdusił go, lub przegryzł mu gardło. Tu była niedostępna, wieczyście zamknięta brama, pod którą rzucił go szatan.
Siedział długo w głuchej zadumie, polem rozejrzawszy się lękliwie wsunął listy w kieszeń. Uczuł żądze zniszczenia, pogruchotania czegoś. Za ofiarę obrał książki i czekał z powstrzymywanem wzburzeniem na Krystjana.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jakob Wassermann i tłumacza: Franciszek Mirandola.