Emil na Gozdawiu

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Cyprian Kamil Norwid
Tytuł Emil na Gozdawiu
Podtytuł Urywek
Pochodzenie Dzieła Cyprjana Norwida
Redaktor Tadeusz Pini
Wydawca Spółka Wydawnicza „Parnas Polski“
Data wyd. 1934
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
EMIL NA GOZDAWIU.
URYWEK POEMATU.
«Czemże byłby dla mniej raj Twój cały,
Nieustannych uradowań łoże,
Gdzie wesela czarowneby brzmiały,
Ale Ciebie nie byłoby, Boże!»
(Z perskiego poety).
1.

To nie czas twardych, w żelazie mieczników,
Zamczysk, sterczących nad sioła i chaty,
Chrzęstów chorągwi, sprawowania szyków,
To nie epoka lechickiej krucjaty.
Wstrzymano hordy wschodnich najezdników,
Ludy i ludzkość w nowe cele mierzą,
Zamki maleją, dowpół rozebrane.
Pałace na nich z udawaną wieżą,
Wały się w parków zamieniają ścianę.
Śród których sarny niepłoszone leża.
Woli i myśleń burze rozkiełznane,
Wstrząsłszy Zachodem, tętnią nad Północą,
Jakby lewjatan w obłokach się tarzał,
Błyskami pod dwa bieguny migocą,
Heroizmowi bluźniąc, że zastarzał!...
Rozum się nie zwie siłą lecz przemocą...
Nad setnie koni, dzwoniących rzędami,
Które ze Wschodu ongi prowadzono.
Nad lany moździerz, wleczony jeńcami,
Bywało, pakę książek przenoszono —
Środki że inne, gdy ludzie ciż sami...
Społeczny kryształ się inaczej składa,
Nie Mars już rzymski, ni Scytów wąs kręty,
Lecz czoło waży i zbliża ogłada.
Damy w szerokich sukniach, jak okręty,
Dla dowcipnego łagodne sternika.
Czerwony korek miewają u pięty,
Co pod łamiącym się jedwabiem znika.
Komedja czasów swe odmienia sceny
I wieczna epos brzmi pieśnią syreny!

*

Nie z tego się pan na Gozdawiu chlubi,
Ani się przeto zna grafem i panem,
Iż dziady jego, od żołnierstwa grubiej,
W namiotach żyli pod Sobieskim Janem.
Jakim kto bogom swe serce poślubi,

Takowy odblask ma w licach i w geście.
Gozdawa Rafał zwiedził kraje różne,
Na edukacji był w niejednem mieście,
Fertur[1], że kreślił wrażenia podróżne,
I miał być o nich zczasem hałas spory;
Muzy mu nawet bywały usłużne —
Lecz żonę stracił... smętny był, lub chory...

Staranną grzeczność mając dla sąsiadów.
Rzadko widywał mości dobrodziejów;
Był postępowych motorem zakładów,
Obcując, patrzył, kto ci, a kto owi
I szkło przecierał — lecz, krom lekkich śladów
(Od pojedynku), miał oblicze słodkie.
Włos pudrowany i ruch tak ulotny,
Jakby w milczeniu nucił lekką zwrotkę,
Lub za dni pierwszej młodości był psotny.

*

Wzrok mając chciwem stępiony czytaniem.
Nie był on łowów wielkim lubownikiem.
Lecz jeździł konno i dwie osób za nim,
A z temi obcym rozmawiał językiem
(Rzecz, której wcale nikomu nie ganim).
Nieraz widziano, jak, lekkim galopem
Cwałując, konia, bywało, osadzi,
Podrzuci strzemię i rozmawia z chłopem,
Zlepszyć coś każe, coś trafnie poradzi.
Dziś się pod parku wstrzymawszy okopem.
Gdzie z bożą męką stoi krzyż kamienny,
Graf z konia pejczem coś ludziom wskazywał,
Idącym w pole na zarobek dzienny.
Ranek był wonny, skowronek już śpiewał.
Droga, niewielkim chylona parowem.
Wybłąkiwała się wdali lub nikła;
Jeźdźcy coś o tem gwarzyli i owem —
Przejażdżka zwykła, i rozmowa zwykła.

2.

Gdziekolwiek w muru wyniosłego szczerbie
Smukła zapuści korzeń jarzębina,
Rzucając koral swój z wiatrem po herbie
Lub gzymsie, co się starością ugina,
Gdziekolwiek mech się ściele niewidzialny
Na tępe głazy i barwę ich mieni,
Tam śpią legendy, tam świat idealny
Nieujętemi tęczami promieni.
Tło myśl nasuwa, tło słowo podrzuca,
Nieci uczucie, wyrażone mało;
I widz sam nie wie, czemu się zasmuca,
I czyli się co w takiem miejscu stało,
Aż czas nareszcie podanie ocuca,
Jakby niemowlę, co tam wdzięcznie spało.
Bywa, iż nadto prawdziwe zdarzenie,
Przychodząc w pomoc, samo się układa
W harmonję, której go owiało tchnienie,
A rzeczywistość unosi ballada.
Tak gdyby zaszło i pod wałem onym,
Na ogrodzenie parku zamienionym,
Gdzie krzyż kamienny i na nim kul skazy
Z pamiętnych czasów ostatniego Wazy,
Nie byłbym zdziwion!...
...Widziano, i wielu
Widuje owdzie, o nocy pogodnej,
Postać, co ima krzyż. Tak gałąź chmielu,
Gdy wiatr dmie suchy, a liść bywa głodny,
Dotknąwszy głazu, odbiega z powiewem
Na okop gęstym, wilgotnawym krzewem —
A nieinaczej i kibić i ramię
Niewiasty, lubo podeszłej, atoli
Składnej, posuwa się i nic nie łamie
Ruchem, dalekim od zła i swawoli.
Księżyc, jak srebrny rycerz swojej damie.
Podawa promień, niby rękę w zbroi —
Już są oboje na okopu szczycie...
Księżyc i ona — poniżej krzyż stoi —
A kto?... Czy wiecie, poco? Czy widzicie?

*

Nie w gwarze szkolnej chowamy czeredy,
Z osobna raczej pieczą, jak szlachetni,
W parku się późno przechadza niekiedy
Syn pana grafa kilkunastoletni.
Ukochańszego ani znano kiedy...
Dwóch ma przy sobie uczonych Szwajcarów,
Ermitaż[2] cudny nad strumieniem żywym,
Przelewającym się w zielony parów
Pod drzew doborem tak udatnie krzywym,
Jakby traf wdziękiem i celem był narów.
Było-ż pacholę wytworniej szczęśliwém?
Postradał matkę w zaraniu żywota;
Lecz oto rodzic, co przemyśla tylko,
By całym mężem stał się półsierota,
Darów mu z każdą przysparzając chwilką,
Wobec natury i pięknej, i silnej
Co dnia mu głośnych udzielają lekcyj;
By myśl przybrała prąd swój nieomylny,
Dażnościom wcale nie kłada objekcyj[3].
Chce graf nietylko, by stad była chluba
Rodu, lecz nad to wszystko obywatel,
Pomny, że widział był Jana Jakuba
I że z nim nawet rozmawiał w Nefszatel...

3.

Tymczasem indziej na sposób odwieczny,
Poza Gozdawiem, rzeczy szły powoli,
Mierzonym krokiem, jak zegar słoneczny.

Szable na miedzy i szlachta u roli —
Tryb, na niewielki obręb dostateczny
I szczególniejszą ponętny prostotą,
Dworki w zieleni bzów, topól i stogów,
Kładki giętkiemi wyminione błoto.
Lecz zacność z chlebem i solą u progów.
Właśnie świąteczne słońce oświecało
Takowy obraz idyllo-litanji,
Dzień w dzień świecącej coś, jak w Boże Ciało,
Gdy w modrzewiowe progi do plebanji
Matrona weszła urodna, jak mało.
Czy była z gminu, czy z szlachty chodaczej,
Nie pośpieszyłbyś na czas odpowiedzieć.
Srebrzał już włos jej, lecz, jak czółko tkaczy,
Gotowe widza postrzegłość uprzedzić,
Z jawnej tęsknoty lub skrytej rozpaczy
Westchnąwszy, dalsze wstrzymała wzdychanie,
Słuchając stąpań księdza, który zdala
Dał znak, by siadła i kończył czytanie.
Zielenią była posypana sala,
Obrazy wkoło i u drzwi aniołki
Nad świętą wodą, jak w gnieździe jaskółki.

*

Wreszcie, od krańca karty doczytanej
Uniósłszy oko, spytał ksiądz kobiety
(Znanej i niegdyś za obłędną mianej),
K’czemu przychodzi — i w drewniane szczyty
Sali poglądał spokojnie i błogo.
Ona zaś, gładko kłoniąc się, odpowie:
«Jak zdawiendawna, szłam o świcie drogą
Na Gozdaw, gdzie był krzyż — — i każdy to wie
Od urodzenia, że był — ten zaś, pono
Z rozkazu pana grafa, obalono.
Kędyż jest?» rzekła ze szlochem połknionym,
Oczyma błądząc wokoło, gdy nad nią
Był obraz Świętej z włosem rozrzuconym,
Grób pusty, zorza wątpliwe nim zadnią,
I ogrodnika postać... Znów po chwili
Dodała jeszcze: «Gdzież go położyli?
Ilekroć w drodze ludu się natrafi,
Zapytywałam, lecz mi odrzeczono:
To nie jest Chrystus Pan naszej parafji,
To był Gozdawski Pan Jezus — i pono
Pytać się gwoli należy we dworze...
Gdzie od lat tylu mnie i być wzbronione...
Mnie, co, panicza piersią karmiąc... Boże!
Myśliłam przecie widzieć, jak dorasta!
Krzyż mnie podpierał, gdy o późnej porze
Na wał wchodziłam, ów dawny wał miasta,
By chociaż zdala oglądać pacholę,
Albo cień jego — jak cień i topole!...
Lecz tak zwalono krzyż, jak i mnie pierwej,
Mnie, zapłacone i z progów wypartę...»
Tu jej szloch mowę połamał na przerwy:
«Co to pieniądze wszystkie przytem warte?»
Rzekła, zgarniając włos na strony obie,
A potem, czoło podniósłszy otwarte —
———————————
«Jak ten krzyż znajdę, to stanie na grobie!»
Dodała z siłą.
Ksiądz dotknął jej czoła
Palcem i ciche rozpoczął modlenia.
Któremu wtórzył mały dzwon z kościoła.
Poczem wszedł młodszy ksiądz, a na skinienie
Pierwszego dwojgu wszyscy szli za brzmieniem
Dzwonu — z modlitwą, bolem i sumieniem.

4.
(Tu rękopis się urywa).






  1. (łac.) mówią, opowiadają.
  2. ermitaż (franc.), pustelnia.
  3. obiekcja (łac), zarzut.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cyprian Kamil Norwid.