Edyp w Kolonie (Sofokles, tłum. Morawski, 1916)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
(Przekierowano z Edyp w Kolonie)
<<< Dane tekstu >>>
Autor Sofokles
Tytuł Edyp w Kolonie
Pochodzenie Sofoklesa Tragedye
Wydawca Akademia Umiejętności
Data wyd. 1916
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Kazimierz Morawski
Tytuł orygin. Οἰδίπους ἐπὶ Κολωνῷ
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii



Edyp w Kolonie.

Tragedyę Edypa i jego rodu przedstawił Sofokles w trzech dramatach, Edypie królu, Edypie kolonejskim i Antygonie. Nie tworzyły one trylogii, bo w rozmaitych czasach jako samodzielne sztuki pojawiły się na scenie. Druga z nich prowadzi oślepionego króla-wygnańca do Aten, gdzie według dawnej tradycyi grób jego na przedmieściu, Kolonos zwanem, się znajdował. Miejsce to rodzinne Sofoklesa, a to nadało tragedyi jakieś szczególne ciepło osobiste, na które poeta jeszcze w starości zdobyć się umiał. Sofokles wraz z swoim bohaterem sławił w tej sztuce i wielbił serdecznem pożegnaniem Ateny i życie. Gdzie jednak grób Edypa w Kolonie się znajdował, nie było wiadomem, bo zniknięcie bohatera osłoniła jakaś tajemnica, czepiająca się chętnie zgonów świętych i wielkich postaci. Słusznie przypomniano słowa z Deuteronomium 34, 5—6, dotyczące śmierci Mojżesza: I umarł tam Mojżesz, sługa Pański w ziemi Moabskiej na rozkazanie Pańskie. I pogrzebał go w dolinie ziemi Moabskiej przeciwko Phogor: a nie dowiedział się człowiek o grobie jego aż do teraźniejszego dnia. — Ale dla Aten miało to być w każdym razie błogosławieństwem, zastawem i zadatkiem pomyślności, że w obrębie ich kraju bohater legendy znalazł gościnny spokój i wyzwolenie.
W opuszczonych przez Edypa Tebach zanosi się tymczasem na bratobójczą walkę. I Kreon, który tam objął rządy i Polyneikes, który z obczyzny przygotowywa zamach na Teby i brata Eteoklesa, chciałby Edypa, szukającego przytułku w Atenach, do Teb uprowadzić, bo ujęcie dawnego króla zapewniało każdej ze stron walczących powodzenie sprawy. A grób starego bohatera, byłby według odwiecznej wiary i przekonania, dla ludzi, którzy by mogli przy nim cześć oddawać zmarłemu, źródłem siły, dla tych przeciwnie, którzyby o tę mogiłę się nie troszczyli i troszczyć nie mogli, przekleństwem.
Edyp jednak odpiera z gniewem wszelkie zamysły Kreona i Polyneikesa i miota przy tem na swych następców i gród tebański złorzeczenia, które wypełniają znaczną część tragedyi i wytwarzają czarne tło, na którem tem jaśniej się odbija życzliwość króla ateńskiego Tezeusza i szlachetna Aten gościnność, zapewniająca Edypowi bezpieczeństwo i w końcu wypoczynek już wieczny. — Edyp chce w życiu i po zgonie błogosławić Atenom. Kiedy Sofokles pisał swą tragedyę, cudowna moc, płynąca z grobu bohatera, może się odświeżyła dobitnie we wierze i pamięci współczesnych. Niedawno przecie, podczas wojny peloponeskiej, wtargnęła w r. 407 beocka jazda aż pod same Ateny i może pod Kolonem poniosła klęskę ze strony jazdy ateńskiej. Ten epizod wielkiej domowej wojny odbił się według mniemania niektórych uczonych donośnem echem w tragedyi Sofoklesa[1]. Jak Erinye ścigające Orestesa zamieniły się w Atenach na bóstwa dobrotliwe — Eumenidy, tak i klątwą obciążony, gniewny Edyp, przyjęty w ziemi attyckiej, miał być zakładnikiem i dobrą wróżbą dla szczęsnej Aten przyszłości a grób jego świętą strażnicą, o którąby się rozbijały wrogie nieprzyjaciół zamachy. Błogosławieństwa z grobów płynące przyniosły tu poecie ciepłe natchnienia i poddały słowa wymowne.
Powstanie tej tragedyi oplotły później nadzwyczaj bujnie opowieści literackie, w których jest pewnie jakieś jądro autentycznej prawdy. Zbiegają się one w jednozgodnem twierdzeniu, że Edyp w Kolonie był utworem późnej poety sędziwości. Perypatetyk Satyros opowiadał prócz tego, że syn poety Iofon pozwał zestarzałego ojca przed sąd o nieprawidłowe rozporządzanie majątkiem i obłęd umysłowy, że jednak Sofokles, aby ten zarzut odeprzeć, odczytał Edypa kolonejskiego przed sędziami[2], którzy w uniesieniu nad tym utworem uznali rzekomo oskarżenie Iofona nieusprawiedliwionem. Wreszcie doszła nas wiadomość, dotycząca przedstawienia tej tragedyi, a wiadomość ta opiewa, że sztukę tę dopiero po śmierci poety, w r. 401 przed Chr., wnuk Sofoklesa tego samego imienia wprowadził na scenę. Jest więc prawdopodobnem, że Sofokles w ostatnich latach przedzgonnych nad tym dramatem pracował. Dziwnej świeżości i sprężystości serca i myśli byłby on dowodem; tylko wyjątkowym i uprzywilejowanym naturom, jak n. p. Verdi’emu, sprzyjają tak Muzy i Charyty do ostatnich chwil życia. Wyrażono zaś już w dawniejszych czasach przypuszczenie, odświeżone w nowem dziele Roberta, że cały epizod tragedyi, odnoszący się do sporu między Edypem i Polyneikesem, był odgłosem tych niesnasków rodzinnych i że go poeta do wątku dramatu pod wrażeniem własnych przeżyć wtłoczył i doczepił. — Pewnem jednak to zdanie nie jest; natomiast pewnem nieomal, że posiadamy w tej tragedyi ostatnie dzieło poety. To też czytając je, przywtórzymy słowom Cycerona, twierdzącego z zachwytem: Manent ingenia senibus...
Na dnie podań o Edyposie, które kilkakrotnie powracały w dramatach Sofoklesa, leżała jakaś wiara w chtoniczne bóstwo, które z matki ziemi urodzone, jak każdy płód ziemi z nią się następnie łączy i żeni, ciągle się odnawia i usuwa przeszłość, t. j. dawny rok, a więc własnego ojca. To ziemskie bóstwo morduje więc corocznie swego rodzica i poślubia własną matkę. Fantazya Greków zamieniła matkę-ziemię w śmiertelną kobietę, a jej syna-małżonka w króla i bohatera, ubierając ich losy w tysiączne barwy i różnorodne zdarzenia. A z człowiekiem dostały się do starej religijnej opowieści o przełomach w naturze zbrodnia i występek, które tak złowrogo zaciężyły na biednym, nieświadomym winy, Edypie.






Od tłomacza.

Wygnany szedłeś w dalekie ostępy
Z twarzą, na której znak klęski widnieje,
Z duszą nieszczęściem starganą na strzępy,
Na trud nie bacząc, na głód i zawieje.
I szedłeś naprzód znękany, lecz dumny,
Choć dawne grozy cię gnały jak jędze,
Szukając w dali i grobu i trumny,
Aby w nich złożyć twe nędze.

Lecz cię owiła jak skrzydłem anioła
Wierna twa dziewka, Antygona biała,
Ona, gdy przeszłość klątwami ci woła,
W kir twej żałoby łzy serca dzierzgała,
Ona, gdyś klęską żywota zmęczony
I twą tułaczką, ustawał pod znojem,
Miłośnie ciebie wspierała ramiony,
Kwiatem ci była, powojem.

I wnet znalazłeś jałmużnicę drugą,
Która do męża, co bojem się łamie,
Z ostatnią raźnie przystąpi usługą,
Mroźnej litości wydłuży swe ramię,
By ulgę przynieść i zetrzeć pot z czoła
I precz cię wywieść z upaleń i znoju
Nad niepamięci strumienie i sioła,
W senne królestwo pokoju.

W Atenach przyszło dokonać ci miary
Dni i nieszczęścia. Wieszcz Aten przy zgonie
Zaklął swą pieśnią wsze ziemi swej czary,

Cienie swych gajów i kwiatów swych wonie,
I śpiew słowików, co cię ukołysze
Na wieczną ciszę,
Więc jakby hołdem podzwonnym rozbrzmiały
Aten ci chwały.

Żegnając ciebie, wieszcz żegnał się z niemi,
Bo czuł, że nad nim też chyli się słońce,
Że z wszystkiem, co tu pokochał na ziemi,
Rozstać się przyjdzie wnet w śmierci rozłące.
To też gdy wielbi te cuda i życie,
Jakaś mu żałość blask Aten przysłania,
Znać, że już drgały w miłosnym zachwycie
Łzy pożegnania.

I w swym ojczystym roztworzył Kolonie
Grób dla Edypa... Tak uczcił on siły,
Które od duchów, co ziemia pochłonie,
Życiem i męstwem powioną z mogiły.
Wierzył w moc grobów.

Ja wespół z nim wierzę,
Bo gdy mym krajem targają dziś burze,
Gdy co dnia biją weń krzywdy, grabieże,
Wiem, że pod ziemią śpią skarbów mych straże,
A śnią i baczą, by serce me biło.
Więc, choć mi dusza dziś krwawi się żalem,
Krzepię ja męstwo nad ojców mogiłą,
Nad zmarłych moich świętem Jeruzalem
I w śmierć ja wierzę, co z głębi podziemi
Życiem, miłością się plemi.






Osoby dramatu.
EDYP.
ANTYGONA.
KOLONEJCZYK.
CHÓR STARCÓW ATEŃSKICH.
ISMENA.
TEZEUSZ.
KREON.
POLYNEIKES.
POSŁANIEC.







EDYP.

Ciemnego starca dziecię, Antygono,
Do jakiej ziemi przyszliśmy i grodu?
Któż dziś błędnego Edypa uraczy
Drobną daniną? O mało on prosi,
       5 A gdy chce mało, mniej jeszcze otrzyma;
Lecz to mi starczy, bo dawne cierpienia
I czas przydługi, duch wreszcie wrodzony,
Jako się godzić z losem mnie poucza.
Ale, o dziecię, jeżeli siedzibę
       10 Widzisz ty jaką na miejscu nieświętem,
Lub w bożych gajach, to przystań, daj spocząć,
Aby się zwiedzieć, gdzieśmy się znaleźli.
Obcym trza pytać się ludzi tutejszych,
A co usłyszym, wykonać bez zwłoki.

ANTYGONA.

       15 O biedny ojcze Edypie, opodal
Wieże na miasto wskazywać się zdają,
Świętem zaś chyba to miejsce, bo buja
Bluszczu, oliwek i winnic zielenią
I brzmi wszechpieniem słowików skrzydlatych.
       20 Skłoń więc tu członki na szorstkim tym głazie,
Na starca długą masz drogę za sobą.

EDYP.

Posadź mnie tedy i pilnuj ciemnego.

ANTYGONA.

Czas długi sprawił, iż zbędne zlecenia.

EDYP.

Czy więc rzec możesz, dokąd los nas zagnał?

ANTYGONA.

       25 Wiem, że do Aten; czem ostęp ten, nie wiem.

EDYP.

Tamto, co jeden nam mówił wędrowiec.

ANTYGONA.

Czem więc to miejsce, pójść może się zwiedzieć?

EDYP.

Tak, dziecię, jeśli ten okręg nie pusty.

ANTYGONA.

O, tu mieszkają ludzie! nie potrzeba
       30 Dalszych wywodów, bo widzę tuż męża.

EDYP.

Czyż idzie ku nam i spiesznie tu zdąża?

ANTYGONA.

Już on przed nami, mów przeto do niego,
O czem na razie byś pragnął się zwiedzieć.

EDYP.

O druhu, od tej ja słysząc, co za mnie,
       35 Jak i za siebie patrzy, żeś tu w porę
Przybył, by nasze rozjaśnić wątpienia...

KOLONEJCZYK.

Nim spytasz więcej, opuść tę siedzibę,
Bo się nie godzi na miejsce to stąpić!

EDYP.

Czem jest to miejsce, czyż boga dziedziną?

KOLONEJCZYK.

       40 Tknąć go i zająć nie wolno, bo dzierżą
Straszne je ziemi i ciemności córy.

EDYP.

Jakaż ich nazwa, bym wezwał je zbożnie?

KOLONEJCZYK.

Eumenid mianem wszechwidnych tutejszy
Lud zwykł je wzywać; inni zwą inaczej.

EDYP.

       45 Niechby przybysza przyjęły życzliwie!
Bo nie ustąpię ja z tego już miejsca.

KOLONEJCZYK.

Cóż więc to znaczy?

EDYP.

Spełnienie mych losów.

KOLONEJCZYK.

Lecz i ja nie śmiem, bez wiedzy mych ziomków
Stąd cię oddalić, nim rady zasięgnę.

EDYP.

A więc, na bogi, nie poskąp przybyszu bo
Słów mnie nędznemu, o które cię błagam.

KOLONEJCZYK.

Mów, bo nie doznasz odemnie odmowy.

EDYP.

Czemże ten ostęp, po którym stąpamy?

KOLONEJCZYK.

Co ja wiem o nim, wraz wszystko usłyszysz.
       55 Ten okręg świętym jest na wskroś, a dzierży
Cny go Posejdon i bóg ognionośny
Tytan Prometheus, a miejsce gdzieś wstąpił
Zwie się tej ziemi miedziostopym progiem,
Aten podłożem; poblizkie polany
       60 Chętnie się szczycą, że jezdny Kolonos
Jest ich praojcem i odeń to miano
Za wspólne swoje przyjęli nazwisko.
Takiem to miejsce przybyszu, nie pieśnią,
Lecz raczej czczone hołdami pobożnych.

EDYP.

       65 Więc tu mieszkają w tym okręgu ludzie?

KOLONEJCZYK.

Owszem, po bogu tym nazwę dzierżący.

EDYP.

Czy mają władcę, czy władza u tłumu?

KOLONEJCZYK.

Królowi miasta ten ostęp podlega.

EDYP.

Któż ten, co słowem i siłą przewodzi?

KOLONEJCZYK.

       70 Zwie się Tezeusz, z Aigeusa się rodzi.

EDYP.

Mógłbyż kto od was pójść z wieścią do niego?

KOLONEJCZYK.

By tu stanąwszy co wyrzekł lub sprawił?

EDYP.

Zyskałby drobną przysługą on wiele.

KOLONEJCZYK.

A cóż za zyski dać może mąż ślepy?

EDYP.

       75 Wszechwidzącemi będą słowa moje.

KOLONEJCZYK.

Bacz, druhu, byś się nie potknął, bo zdajesz
Mi się szlachetnym, choć los cię pogrążył.
Zostań gdzieś przystał, aż podam wiadomość
O tem mieszkańcom, co okręg ten dzierżą,
       80 Nie zaś do miasta; bo tamci rozstrzygną,
Czy ci pozostać, czy odejść należy.

EDYP.

O córko, czyż więc już odszedł ten obcy?

ANTYGONA.

Poszedł, więc możesz, o ojcze, w spokoju
Wszystko powiedzieć; ja sama przy tobie.

EDYP.

       85 Że wasz przybytek, groźnookie dziewy,
Za pierwszą w kraju siedzibę mi służył,
Niech mnie, ni Feba, nie sięgną stąd gniewy,
Tego, co kiedy klęsk nawał mi wróżył,
Orzekł, że kiedyś po czasów szeregu

       90 W kresowej ziemi, na bogiń cnych tronie,
Znajdę przytułek i dokonam biegu
I głowę moją zgnębioną tam skłonię,
Na zysk tym, co mi otwarli ogniska,
A tym na klątwę, co gnali mnie z domu;
       95 Poręczą mi to przyrody zjawiska,
Gdy ziemia zadrży wśród błysku i gromu.
Więc ja wiem teraz, że tą oto drogą
Ptak od was słany iść prosto przeznaczył
I wiódł w te gaje; inaczej bo w progu
       100 Nie byłbym tutaj was pierwszych zobaczył
Ja czczy was, którym niemiłą ciecz wina
I na te twarde nie siadłbym kamienie.
Nuże więc, pomnąc wróżby Apollina,
Dajcie mi dziewy kres i wyzwolenie.
       105 Jeślim wam dość już nieszczęsny, ja, który
Najwyższe męki wśród śmiertelnych znoszę;
Nuże, o słodkie wieczystej mgły córy,
I grodzie wielkiej Pallady, was proszę,
Z miast wy najbardziej czcigodne Ateny,
       110 Spójrzcie na marę znękaną od bólu!
To się zostało po Edypie królu.

ANTYGONA.

Cicho, bo jacyś zbliżają się starcy,
Aby wyśledzić mój ojcze, gdzieś spoczął.

EDYP.

Zmilknę, a ty mnie opodal od drogi
       115 Ukryj wśród gaju, bym wprzódy posłyszał,
Co mówić będą; ostrożna to rada,
Że ktoś przed czynem stan rzeczy wybada.

CHÓR.

       118—137 Patrz, kto to był, gdzie jest, gdzie zbiegł
Nad wszystkich ten bezczelny człek.
Bacz, oglądaj, śledź bez tchu!
Chyba on nie zrodzon tu,
Lecz stary był to włóczęga,
Inaczej on nie śmiałby wraz
Wtargnąć w dziewic święty las,
Których niezłomna potęga,
Których imię wspomnieć lęk,
Lęk podnieść ku nim czoła.
Więc tłumiąc wszelki głos i jęk,
Duch w ciszy do nich woła.
Lecz teraz słuch, że jakiś zuch
Śmiał w okręg święty wkroczyć,
Przejrzawszy już go wszerz i wzdłuż
Nie mogę człeka zoczyć.

EDYP.

       138—148 Otóż ja tutaj i widzę po głosie,
Co wy mówicie.

CHÓR.

O biada i biada!
Groza go widzieć i słyszeć go groza.

EDYP.

Nie patrzcie, błagam, jakby na zbrodniarza.

CHÓR.

Zeusie obrońco, kim byłby ten starzec?

EDYP.

Chyba nikt nie pozazdrości
Losu mojego, o stróże tej włości.

Obcem ja okiem się wlokę po świecie,
A za podporę to dziecię.

CHÓR.

       149—169 O straszny wzrok! Czyś ciemny w świat
Ty wszedł, dziś pełen klęsk i lat?
Nam ciebie strzedz, byś nowych win
Nie spełnił przez występny czyn!
Idziesz, bacz, by cię nie zwiódł
Obłędny krok w zielony jar,
Gdzie wody płyn i słodki miód
Do jednych zbiega czar.
Więc baczność o przybyszu daj,
Spiesz, choć znużony drogą.
Czy słyszysz? opuść święty gaj
Nietknięty świecką nogą.
Milcz! gdy wyjdziesz z tej ostoi
Tam, gdzie mowa wszem przystoi,
Zwierz się duszy mojej.

EDYP.

       170—227 Córko, co czynić?

ANTYGONA.

To, co czynią oni.
Słuchać, co trzeba, ustąpić.

EDYP.

Wesprzyj mnie ręką.

ANTYGONA.

Już się stało.

EDYP.

O ludzie, byłem ja krzywdy nie doznał,
Żem ufny wam się oddalił.

CHÓR.

Przenigdy, starcze; z tej oto siedziby
Nikt cię wbrew woli nie wyprze.

EDYP.

Czyż dalej?

CHÓR.

Naprzód.

EDYP.

Czy jeszcze?

CHÓR.

Wiedź naprzód, o dziewczę, ty widzisz.

ANTYGONA.

Idź więc, idź ciemnym krokiem, dokąd wiodę.

CHÓR.

Obcy w obcym goszcząc kraju,
Czyń co czyni gród!
Czcij, co tutaj we czci mają,
Gardź czem gardzi lud.

EDYP.

A więc, dziewczę, prowadź tam,
Kędy stąpić można.
Tam się wraz w rozmowę wdam,
Bo walczyć z prawem zdrożna.

CHÓR.

Oto głaz, a po za nim nie zegnij kolana.

EDYP.

Czy tu?

CHÓR.

Dość już, jak słyszałeś.

EDYP.

Czy siąść?

CHÓR.

W bok dawszy się nieco,
Przysiądź na głazie.

ANTYGONA.

Ojcze, to moja rzecz, więc ty w spokoju...

EDYP.

O biada mi!

ANTYGONA.

...Dostrój krok do mego kroku,
Wesprzyj ciało twe sędziwe
Na miłosnym moim boku.

EDYP.

O nieszczęsna nędzo moja!

CHÓR.

Ty biedny, skoroś wreszcie siadł,
Tę nam odpowiedź daj,
Któż wiedzie cię znojnego w świat,
Gdzie dom twój, gdzie twój kraj?

EDYP.

O druhy!
Bezdomny ja, przenigdy...

CHÓR.

Przed czem zarzekasz się starcze?

EDYP.

Nie pytaj nigdy i nie śledź kim jestem,
Nie badaj dalej nad miarę.

CHÓR.

Cóż to?

EDYP.

Ród mój jest strasznym!

CHÓR.

Mów.

EDYP.

Dziewko, o biada, co wyrzec!

CHÓR.

Mów nam, przybyszu, z jakiego posiewu
Jesteś po ojcu...

EDYP.

O biada, cóż się to stanie, o dziecię?

ANTYGONA.

Mów, skoroś zabrnął tak bardzo daleko.

EDYP.

Więc rzeknę, bo niema już wyjścia.

CHÓR.

Zwlekacie długo, wyznaj to odrazu.

EDYP.

Czyż wiecie o kimś, co Lajosa synem?

CHÓR.

O! o!

EDYP.

O Labdakidów rodzinie?

CHÓR.

O Zeusie!

EDYP.

I o nieszczęsnym Edypie?

CHÓR.

Ty byłbyś tym człekiem?

EDYP.

Przed tem, co rzeknę, niech lęk was nie zdejmie.

CHÓR.

O ty nieszczęsny! o sromie! o biada!

EDYP.

Cóż się, o dziecię, teraz stanie z nami?

CHÓR.

Ustąpcie precz, opuśćcie kraj!

EDYP.

A co przyrzekłeś, gdzież się to podzieje?

CHÓR.

       228—235 Nie dosięgną tego kary,
Kto za krzywdę krzywdę iści,
Za fałsz fałszu da wymiary,
Płacąc szkodą miast korzyści.
Ty więc precz stąd jednym tchem
Ujdź z tych siedzib, z moich ziem,
Byś snać nowych klęsk i szkód
Nie ściągnął na ten gród!

ANTYGONA.

       236—253 O zbożni ludzie, starzec niewidomy
Z gniewną się spotkał odprawą,

Że jak słyszycie kiedyś nieświadomy
Przełamał prawo.
Lecz mnie nieszczęsnej snać nie odepchniecie,
Mnie, co za ojcem was błagam i proszę,
Proszę i oczy do oczu podnoszę,
Jak gdyby z waszej krwi dziecię.
Użalcie się więc tej rodzica nędzy,
Bo w waszej teraz my mocy,
Jakoby w bożej, udzielcie co prędzej
Wbrew groźbom waszym pomocy.
Klnę się na wszystko, co tobie jest drogiem,
Dzieckiem czy żoną, chudobą czy bogiem!
Kiedy moc wyższa zniewoli człowieka,
Próżno on przed nią ucieka.

CHÓR.

Edypa córo, wiedz, że my porówno
       255 Twojej i jego litujem się nędzy,
Lecz drżąc przed bogów dłonią nie zdołamy
Powiedzieć więcej nad to, cośmy rzekli.

EDYP.

Cóż więc i z chwały i z pięknej oceny,
Idącej w niwecz, za korzyść zostanie,
       260 I z głośnej wieści, że zbożne Ateny
Gotują same skrzywdzonym przystanie,
Same znękanym dostarczą schronienia,
Gdy mnie nic z tego? Złość przecież wygnała
Mnie z tej siedziby, mojego imienia
       265 Tylko się trwożąc, nie czynów ni ciała.
Bom zniósł ja raczej, niśli spełnił czyny,
Gdyby o matkę i ojca kto pytał,
Skąd strach ten idzie. To powód jedyny

Trwogi; a któżby za złego poczytał
       270 Mnie z przyrodzenia, gdym zelżon wymierzył
Pomstę; toć, gdybym z rozmysłem uderzył,
Nie zasłużyłbym na złego nazwisko!
Dziś ja bezwiedny zabrnąłem tak nizko,
A tamci z wiedzą gubili morderce.
       275 A więc was proszę, co z owych rozłogów
Precz mnie gnaliście, o litość i serce.
Czcząc bogów, potem tychże samych bogów
Nie ważcie lekko i wiedzcie, że oni
Zbożnego człeka wciąż mają na oku,
       280 Równie bezbożnych, że nic nie uchroni
Tego, co winnym, od niebios wyroku.
Więc bacz ty na to, byś czynem zbrodniczym
Nie zciemnił Aten tej chwały wiekowej.
Jam stanął ufny przed twojem obliczem,
       285 Zbaw mnie i ustrzeż, a biednej mej głowy
Nie lżyj, choć wzrok ci odraza zamyka.
Bom zbożnie przyszedł i święcie i wiele
Dobra ci niosę, a kiedy władyka
Przyjdzie, co stoi w tym kraju na czele,
       290 To wszystko wyznam przed jego obliczem,
Lecz wy tymczasem nie skrzywdźcie mnie w niczem.

CHÓR.

Uczczę ja, starcze, upomnienia twoje,
Bo nie błahemi bynajmniej się zdają
Twoje wywody. Li o to ja stoję,
       295 Byś ich udzielił rządcom tego kraju.

EDYP.

A gdzież przebywa król, co ziemią włada?

CHÓR.

W mieście po ojcach mieszka; szedł po niego
Ten sam przechodzień, co mnie tu sprowadził.

EDYP.

A czyż mniemacie, że człekiem, co ślepy
       300 Tak się on zajmie, iż sam by tu stanął?

CHÓR.

O jak najchętniej, gdy pozna twe miano.

EDYP.

A któż podąży do niego z tą wieścią?

CHÓR.

Droga jest długą a snują przechodniów
Po niej się mowy, które gdy zasłyszy,
       305 Wnet on się zjawi, ufaj; bo twe imię
Wszędy rozgłośne; więc, choćby się lenił,
Na wieść o tobie pospieszy tu raźnie.

EDYP.

O niechby przybył na szczęście dla miasta
I dla mnie; któż bo nie myśli o sobie?

ANTYGONA.

       310 Na Zeusa, cóż mam rzec, ojcze, co mniemać?

EDYP.

Cóż to, ma córo, Antygono?

ANTYGONA.

Widzę
Niewiastę ku nam dążącą; na źrebcu
Jedzie Etnejskim, a czepiec tessalski
I słońcochronny osłania jej lica.

       315 Cóż powiem?
Onaż? nie onaż? czy myśl moja błądzi?
Mówię, to przeczę i nie wiem, co mówić.
O ja nieszczęsna!
To nie kto inny; jasnemi bo oczy
       320 Pieści mnie zblizka i jasno objawia,
Że to Ismeny siostrzane oblicze.

EDYP.

Jak mówisz dziecię?

ANTYGONA.

Że widzę twą córę
A siostrę moją; wnet poznasz ją z głosu.

ISMENA.

Ojca i siostry o miana dwoiste
       325 I najmilejsze! Znalazłam was ledwie
I z bólu ledwie na was patrzeć mogę.

EDYP.

Dziewczę, przybyłaś?

ISMENA.

Strasznem cię oglądać.

EDYP.

Dotknij mnie dłonią.

ISMENA.

Dotykam was obu.

EDYP.

Więc przyszłaś do nas!

ISMENA.

Nie łatwo to było.

EDYP.

       330 Krewny posiewie!

ISMENA.

O nędzo okropna!

EDYP.

Czy nas obojga?

ISMENA.

I moja, nieszczęsnej.

EDYP.

Po cóż tu przyszłaś?

ISMENA.

Troszcząc się o ciebie.

EDYP.

Czy i z tęsknoty?

ISMENA.

I by wieści przynieść,
Z jednym, co wierny, puściłam się sługą.

EDYP.

       335 A gdzież młodzieńcy bratni, by usłużyć?

ISMENA.

Tym daj ty pokój! Źle z nimi się dzieje.

EDYP.

Więc na Egiptu spierając się wzorze,
Im ci podobni myślą, życiem całem!
Bo tam mężczyźni czas trawią w komorze
       340 I siedzą przędąc, a kobiet udziałem
Około życia się krzątać zapasów.

I z was ci, którym się trudzić przystało,
Jak dziewki strzegą swej izby i wczasów,
Wy zaś w ich miejscu nędz moich nawałą
       345 Tu się paracie. Bo jedna z nich, skoro
Z dziecka na krzepką wyrosła dziewoję,
Nieszczęsna, była w tułaczce podporą
Mojej starości; przez gęstwin wyboje
Szła boso, błądząc wśród głodu i sromu,
       350 Na dżdże nie bacząc, na słońca spiekoty,
Nie pomnąc w nędzy ni wczasów ni domu,
By ojcu strawy dodać i ochoty.
A ty, o dziecię, zsyłałaś mi wróżby
Wprzódy rozliczne, wbrew Kadmejów wiedzy,
       355 O mej osobie, i wiernej mi służby
Nie poskąpiłaś, z ojczystej gdy miedzy
Precz mnie wygnano; dziś z jaką nowiną
Przyszłaś, Ismeno, cóż drogi przyczyną?
Że nowe trwogi wraz ugodzą we mnie,
       360 Strach mi, bo chyba nie przyszłaś daremnie.

ISMENA.

Jakie ja zniosłam, mój ojcze, obrazy,
Szukając twego schronienia, nie dowie
Nikt z was się dzisiaj, bo nie chcę dwa razy,
Co zniosłam w życiu, przecierpieć znów w słowie,
       365 Lecz zło, co miota twoimi synami,
Chcąc wam obwieścić, stanęłam przed wami.
Bo ci z początku pragnęli w zawody,
By Kreon rządził, by miasta nie skalać,
Bacząc na stare rodziny przekleństwo,
       370 Co dom nieszczęsny twój zdawna gnębiło.
Lecz wnet bóg jakiś i duch ich zbrodniczy

Tchnął w trój — przewrotnych chuć jakąś złowrogą,
By rządy posiąść i władzę tyrana.
A więc z nich młodszy i wiekiem pośledni
       375 Starszego brata Polinejka zbawia
Tronu i z ziemi wypędza ojczystej.
Ten zaś, jak u nas wieść głosi rozliczna,
W Argosu głębie zstępując wygnańcem,
Nowe tu węzły zadzierzga i hufce,
       380 W myśl, że wnet Argos Kadmejską równinę
Z chwałą posiędzie, lub pójdzie w niebiosy.
To nie są, ojcze, co rzekłam, czcze słowa,
Lecz groźne czyny; nie w mojej zaś mocy
Wiedzieć, skąd doznasz od bogów pomocy.

EDYP.

       385 Więc już dufałaś, że jakiejś ja pieczy
Doznam od bogów, aż znajdę zbawienie?

ISMENA.

Tak, bo na wróżbach wspierałam się nowych.

EDYP.

Jakich? cóż znowu wróżono, o dziewczę?

ISMENA.

Lud twój tęsknotą za tobą zapłonie,
       390 Byś był mu szczęściem czy w życiu czy w zgonie.

EDYP.

Jakieżby szczęście mógł przynieść człek taki?

ISMENA.

Mówią, że w tobie ich potęga leży.

EDYP.

Gdy jestem niczem, miałżebym coś znaczyć?

ISMENA.

Teraz cię bogi skrzepią, wprzód gubili.

EDYP.

       395 Skrzepże mi starca, co padnie za młodu!

ISMENA.

Przed tobą Kreon z tym stanie zamysłem,
Wnet, za maluczką i niedługą chwilę.

EDYP.

Cóż on chce począć, córo, wręcz mi powiedz!

ISMENA.

Chcą podle ziemi Kadmejskiej cię stawić,
       400 By mieć cię w ręku, a w kraj swój nie przyjąć.

EDYP.

A cóż im z tego, że u drzwi pogrzebią?

ISMENA.

Grób twój bez części, przekleństwem im grozi.

EDYP.

To i bez boga człowiek by zrozumiał.

ISMENA.

Więc gwoli temu, w pobliżu swej ziemi
       405 Chcą cię sadowić, by dzierżyć cię w ręku.

EDYP.

A czyż posypią tebańskim mnie prochem?

ISMENA.

Na to rodzinna krew, ojcze, nie zwoli.

EDYP.

Więc nigdy mego nie posiędą ciała!

ISMENA.

Klątwą to będzie kiedyś dla Kadmejów.

EDYP.

       410 Z mocy jakiego, o dziecię, zrządzenia?

ISMENA.

Z twych gniewów mocy, gdy na grób twój stąpią.

EDYP.

Od kogo masz to, o dziecię, coś rzekła?

ISMENA.

Od ludzi, którzy z Delf chramu wrócili.

EDYP.

Więc Febus o mnie w ten sposób miał wieścić?

ISMENA.

       415 Ci, co wrócili ku Tebom, tak głoszą.

EDYP.

A czyż z mych synów usłyszał to który?

ISMENA.

Obaj porównie i dobrze to wiedzą.

EDYP.

A usłyszawszy, przenoszą wyrodni
Tyranię ponad tęsknotę za ojcem?

ISMENA.

       420 Wstręt mi to słyszeć, a jednak znieść trzeba.

EDYP.

Niechby im z bogów dopustu nie zgasło
Zarzewie waśni, niech w mojej osobie

Cel będzie walki zaciętej i hasło,
Którą już wszczęli, broń wznosząc ku sobie!
       425 Bo tak ni tamten, co siedzi na tronie,
Nie ostałby się, ni ten, co precz z domu
Pierzchł, by nie wrócił. Gdzie były ich dłonie,
Gdzie pomoc, gdy mnie wygnano wśród sromu?
Przez nich bezdomnej doznałem niewoli.
       430 Rzekłby kto może, że to mi jak wiano
Przyznało miasto, folgując mej woli,
Że mnie bez krzywdy w obczyznę posłano.
O nie! bo kiedym się gniewem zapalił
W najpierwszych chwilach, gdym pragnął już zgonu,
       435 Choćby i głazem w me skronie kto walił,
Nikt mi nie świadczył litości zakonu.
Aż kiedy z czasem mój ból się uśmierzył
I widnem było, że to, co wymierzył
Gniew mój wezbrany, me winy przerasta,
       440 Wtedy mnie gwałtem wyżęto precz z miasta,
Z kraju po czasie, a ci, co powinni
Ojca własnego zratować co prędzej,
Słówka nie rzekli i stali bezczynni.
Więc z ich ja sprawy dziś tułam się w nędzy!
       445 Z tych zaś dziewoi, o ile im mocy
Starczy, mam żywot dzisiaj zapewniony,
Wierną podporę i spokój wśród nocy.
Tamci woleli miast ojca mieć trony,
Piastować berła i władać nad ludem.
       450 Więc ja się nigdy z nimi nie sprzymierzę,
A rząd w Kadmei, ten będzie im trudem
I znojem; wiem to, bo wróżbom ja wierzę,
Które ta niesie i wierzę ja w rady,
Których Feb niegdyś udzielić mi raczył.

       455 Przeto niech Kreon tu przyjdzie na zwiady
I, ktoby inny wśród Teban coś znaczył;
Bo jeśli wy mnie wesprzecie w zawody
Z wzniosłemi dziewy, co chronią te grody,
Wielkiego zbawcę przyjmiecie w swe progi
       460 A wrogom groźbę i zapowiedź trwogi.

CHÓR.

Edypie! godnyś ty naszej litości,
Ty i twe dzieci; że wieścisz nam oto,
Iż staniesz jako wybawca tej włości,
Wnet my ci radą usłużym z ochotą.

EDYP.

       465 O druhu, służ mi ufając mym słowom.

CHÓR.

Przebłagaj teraz ofiarą boginie,
W których ostępy tu wszedłeś najpierwej.

EDYP.

Jakim obrzędem? Pouczcie mnie ludzie!

CHÓR.

Oto ze źródła, co bije bez przerwy,
       470 Zaczerpnij płynu, obmywszy twe ręce.

EDYP.

Cóż, gdy kryniczną posiędę już wodę?

CHÓR.

Są czarki, wyrób zręcznego człowieka;
Uwieńcz ich krawędź i ucha dwoiste.

EDYP.

Zielenią, wełną czy innym sposobem?

CHÓR.

       475 Z jagnięcia uszczknij zwartego kłąb runa.

EDYP.

Dobrze, a potem cóż przyjdzie wykonać?

CHÓR.

Na wschód zwrócony złóż płynu ofiarę.

EDYP.

Czy lać z czar owych, o których wspomniałeś?

CHÓR.

Trzykroć z nich ulej, a z trzeciej aż do dna.

EDYP.

       480 Czem tę wypełnić? poucz mnie też o tem.

CHÓR.

Wodą i miodem, a wina nie przydaj.

EDYP.

A kiedy wsiąknie to w ziemię cienistą?

CHÓR.

Po trzykroć ułóż dziewięć rózg oliwnych
Obiema dłońmi i takie zmów modły!

EDYP.

       485 Niech je usłyszę; największej to wagi.

CHÓR.

Że je Eumenid życzliwych zwą mianem,
Niechby przyjęły życzliwie twe prośby;
Tak sam ty błagaj lub ktoś miasto ciebie,
Szepcąc modlitwę, nie wznosząc zbyt głosu.
       490 Poczem się cofnij z odwróconą twarzą,

A ja wraz śmiało przystanę do ciebie,
Inaczej bym się o ciebie zbyt trwożył.

EDYP.

Czyście słyszały, o dzieci, tych ludzi?

ANTYGONA.

Tak, słyszałyśmy; więc zleć nam, co trzeba.

EDYP.

       495 Ja iść nie mogę, bo klęski dwoiste,
Brak sił i wzroku wstrzymują od drogi.
Z was więc niech jedna to zdziała pospiesznie,
Bo mniemam, jedna dusza za tysiące
Starczy, jeżeli to zbożnie wykona!
       500 Lecz czyńcie spiesznie, a mnie tu samego
Nie zostawujcie; bo wątłe me ciało,
Bez wsparcia, wodza, iśćby nie zdołało.

ISMENA.

Ja to wykonam, lecz wiedzieć bym chciała,
Jak miejsce znajdę, kędy iść wypada.

CHÓR.

       505 Idź w bok od gaju, a gdyby ci czego
Zbrakło, zaradzi ci człowiek na miejscu.

ISMENA.

Więc pójdę; ty strzeż ojca, Antygono,
Bo kto rodzicom pomocy użyczy,
Ten pomnieć będzie trudów bez goryczy.

CHÓR.

       510—534 Groza, z przeszłości ukrycia
Rzecz dawną budzić do życia,
Ja jednak chciałbym się zwiedzieć...

EDYP.

O czem?

CHÓR.

O twych klęsk bezdennej głębi,
Bolu co cię gnębi.

EDYP.

Na gościnności zaklinam zakony,
Nie zrywaj sromów osłony.

CHÓR.

O tem, co z wieścią rozniosło się wszędzie,
Prawdziwe daj mi orędzie.

EDYP.

O biada!

CHÓR.

Ustąp, cię błagam.

EDYP.

O grozo!

CHÓR.

Słuchaj, ja także usłucham twej prośby.

EDYP.

Zniosłem ja straszne, o straszne ja czyny,
Lecz bogi wiedzą, nie mojej to winy,
Nie mojej woli to dzieło.

CHÓR.

Jak to?

EDYP.

Miasto zwikłało mnie, com nieświadomy,
W małżeńskie sromy.

CHÓR.

Więc to prawdą, co głos wieścił.
Żeś matki łoże zbezcześcił?

EDYP.

Prawda, śmierć dla mnie to słyszeć, o drogi!
Ze mnie te córy-niebogi!

CHÓR.

Jak mówisz?

EDYP.

Dzieci, czy szałów tych dwoje.

CHÓR.

O Zeusie!

EDYP.

Z matki się wspólnej zrodziło boleści.

CHÓR.

       535—548 Więc to twe córy?

EDYP.

I siostry rodzica.

CHÓR.

O!

EDYP.

O niezliczonych klęsk straszne zawroty!

CHÓR.

Zniosłeś?

EDYP.

To straszne, co zniosłem.

CHÓR.

Spełniłeś?

EDYP.

Ja nie spełniłem.

CHÓR.

Więc jakoż?

EDYP.

Uczcili mnie wianem,
Jakiego nigdy przyjmować od grodu
Bodaj nie było mi danem.

CHÓR.

O tak, nieszczęsny! I mord ty spełniłeś?

EDYP.

Cóż znowu, o co mnie pytasz?

CHÓR.

Własnego ojca...

EDYP.

Biada, to drugie pchnięcie, blizna w bliźnie.

CHÓR.

Zabiłeś!

EDYP.

Tak, lecz mogę nieco...

CHÓR.

Cóż takiego?

EDYP.

Się uniewinnić.

CHÓR.

Czem?

EDYP.

Wnet ci powiem.
Tych, co wygubić mnie chcieli, zabiłem,
Prawem to czysty, bezwiednie spełniłem.

CHÓR.

Lecz otóż książę, Aigeusa potomek,
       550 Tezeusz idzie, wezwany przez ciebie.

TEZEUSZ.

Że mi już dawniej i często o krwawych
Twych oczu bliznach wspominali ludzie,
Wnet w tobie syna poznałem Laiosa,
A teraz idąc, zwiedziawszy się więcej,
       555 Jasno mi staje prawda przed oczyma.

Bo i twe szaty i głowa nieszczęsna
Mówią, kim jesteś; więc pełen litości
Chcę cię zapytać, Edypie, dlaczego
I z jaką prośbą stanąłeś przed nami
       560 Ty i ta biedna towarzyszka twoja?
Mów, boby strasznym chyba czyn być musiał,
Przed którym jabym się cofnął, o starcze,
Ja, który pomnę, żem również wśród obcych
Się chował, potem w rozlicznych przygodach
       565 Wśród obcych moje narażałem życie,
Tak że obcemu, jakim ty dziś stajesz,
Nie odmówiłbym ja nigdy pomocy.
Toć ja śmiertelny; a z jutra nie zgadnie
Nikt, czy mnie więcej, czy tobie przypadnie.

EDYP.

       570 O Tezeuszu, twa ludzkość przemową
Krótką sprawiła, iż powiem niewiele.
Bo kim ja jestem i z kogo zrodzony
I z jakiej ziemi, to wszystko orzekłeś.
Więc nie zostaje, jak zwięźle wyjawić,
       575 O co ja proszę i na tem słów koniec.

TEZEUSZ.

A więc to wyjaw, bym ja się dowiedział.

EDYP.

Staję ja tutaj, by nędzne me ciało
Oddać ci w darze; nie piękny dla oczu,
Lecz zysk zeń większy niż z kształtów powabu.

TEZEUSZ.

       580 Jakież to zyski przynosić nam mniemasz?

EDYP.

Z czasem się o tem przekonasz, nie teraz.

TEZEUSZ.

Kiedyż ujawni się twoja danina?

EDYP.

Kiedy już skonam, a ty mnie pogrzebiesz.

TEZEUSZ.

Ostatniej żądasz posługi, a życie
       585 Czyś to przepomniał i za nic masz sobie?

EDYP.

Tamto mi będzie dla tego rękojmią.

TEZEUSZ.

Ależ o drobną prosisz mnie usługę!

EDYP.

O nie! nie drobne stąd będą rozterki.

TEZEUSZ.

Mniemasz, że krewni twoi mnie zaczepią?

EDYP.

       590 Zmuszać mnie będą, bym do nich powrócił.

TEZEUSZ.

Toć wbrew ich woli nie pięknie się tułać.

EDYP.

Toć, kiedym w domu chciał zostać, nie dali.

TEZEUSZ.

Niemądry! w klęsce gniew zysku nie daje.

EDYP.

Strofuj, poznawszy rzecz, wstrzymaj się teraz.

TEZEUSZ.

       595 Więc mów, bo nie chcę radzić bez poznania.

EDYP.

Grom, o Tezeju, bił we mnie po gromie.

TEZEUSZ.

Czy klęska rodu odwieczna ci w myśli?

EDYP.

O nie, bo o tem głośno wśród Hellenów.

TEZEUSZ.

Cóż więc za brzemię nadludzkie cię gniecie?

EDYP.

       600 Takim stan rzeczy: wygnały mnie z kraju
Płody me własne, a wrócić nie wolno
Nigdy do domu jako ojcobójcy.

TEZEUSZ.

Pocóżby słali, byś mieszkał z osobna?

EDYP.

Snać głos ich bogów do tego nakłania.

TEZEUSZ.

       605 Jakiej się klęski po wyroczniach boją?

EDYP.

Tej, że ta ziemia ich kiedyś rozgromi.

TEZEUSZ.

A cóż wywoła spory między nami?

EDYP.

Aigeusa synu cny, wszak tylko bogom
Ni śmierć, ni starość nie padła w udziele,

       610 Inne bo sprawy lat siły przemogą,
Minie moc ziemi i minie moc w ciele,
Wiara zamiera, niewierność wyrasta,
Ani duch jeden wśród ludzi nie żywie
W mężu dla męża, ni w mieście dla miasta,
       615 Jedni wraz, inni po czasów upływie
Zgodę w swar zmienią, by zgodzić się potem.
Tak też i Teby, choć tobie dziś wierzą,
Z tysiącznych nocy i dzionków obrotem,
Niewierne zgodnym dzisiejszym przymierzom,
       620 Z błahej przyczyny je mieczem roztrącą;
Gdzie trup mój senny i skryty dla ludzi,
Zastygły, krew ich wypije gorącą,
Jeśli Zeus Zeusem i Febus nie łudzi.
Lecz ja ci jawię niechętnie wróżb ciemnię;
       625 Więc dosyć tego, ty zasię mi wiary
Ustrzeż, a nigdy nie rzekniesz, byś we mnie
Płonnego ziomka w te przyjął obszary,
Jeżeli tylko nie zwodzą mnie bogi.

CHÓR.

O książę, dawno już mąż ten obwieszcza,
       630 Że takie łaski wyświadczy tej ziemi.

TEZEUSZ.

Któż więc takiego człowieka chęć dobrą
Śmiałby odtrącić, gdy dom jemu przecie
Nasz sprzyjaźniony wciąż stoi otworem?
Do tego przyszedł pod bogów opieką,
       635 Mnie i tej ziemi dań płacąc niemałą.
Więc to szanując, nie wzgardzę ofiarą
Jego, lecz owszem dam w kraju zamieszkać.
Chce tu pozostać, to zlecę straż tobie,

Albo też woli pójść ze mną do grodu.
       640 Co tobie miłem, Edypie, pozwolę
Wybrać samemu, przywtórzę twej myśli.

EDYP.

Zeusie, błogosław takiemu ludowi!

TEZEUSZ.

Cóż więc zamierzasz, czy ze mną iść społem?

EDYP.

Gdyby przystało. Lecz oto ten ostęp...

TEZEUSZ.

       645 Co ty w nim zdziałasz? nie stawięć oporu.

EDYP.

W którym tych, co mnie wygnali, pokonam...

TEZEUSZ.

Wielką spółżycia byłoby to spłatą.

EDYP.

Jeśli ty twoich przyrzeczeń dochowasz.

TEZEUSZ.

O mnie się nie trwóż, ja ciebie nie zdradzę.

EDYP.

       650 Przysięgą ciebie, jak złego, nie zwiążę.

TEZEUSZ.

Nie więcej z tego byś zyskał, niż z słowa.

EDYP.

Więc jakoż poczniesz?

TEZEUSZ.

Cóż trwoży cię głównie?

EDYP.

Nadejdą męże.

TEZEUSZ.

To będzie tych troską.

EDYP.

Bacz, gdy odchodzisz...

TEZEUSZ.

Nie ucz mnie co baczyć.

EDYP.

       655 Trwożny człek musi...

TEZEUSZ.

Me serce nie trwożne.

EDYP.

Nie znasz ich groźby.

TEZEUSZ.

Ale wiem to dobrze,
Że nikt wbrew woli mej stąd cię nie porwie.
Wiele gróźb, wiele słów płonnych wśród gniewu
Zabrzmi, a kiedy duch rządy nad sobą
       660 Znowu odzyszcze, zamilkną pogróżki.
Więc, choć na silne porwali cię słowa
O twem porwaniu, zda im się to morze
Ku nam przyduże i trudne dla wiosła.
Ufaj, nie kładąc mej woli na szalę,
       665 Jeżeliś przybył tu z Feba natchnienia,
Bo wiem, że nawet gdy stąd się oddalę,
Moc cię mojego osłoni imienia.

CHÓR.

       668—694 W ziemi, co z rumaków słynie,
Do przedniegoś zaszedł skłonu
Lśniących skał Kolonu.
Słowik w liścia tu gęstwinie
Nuci swój żałosny śpiew,
W ciemne bluszcze się zanurzy,
W świętych gajów bujny krzew,
Kędy słońca wichru burzy
Nie sięgają groty.
Dionys tam rączymi zwroty
Mknie wśród niewiast korowodu,
Co niańczyły mu za młodu.

Przez niebieskie dżdże wilżony
Narcyz ciągle tu się wdzięczy
I od wieków w kraśne dzwony
Wielkich bogiń skronie wieńczy,
Szafran łyska złotem w dal.
Nie schnie źródło, sen nie zmoże
Kefisosu błędnych fal,
Łan on żyźni o wszej porze
I nad wielkiem ziemi łonem
Sączy jego ciecz obfita;
Kocha ziemię tę z Muz gronem
Złotopęta Afrodyta.

       695—719 Ni w Azyjskiej gdzieś krainie,
Ani Dorów wśród dzierżawy,
Nie zasłyszysz o roślinie,
Która sama, bez uprawy,
Rośnie, wrogom grozę wlewa.
Lecz tę ziemię splotły wieńcem

Sinej oliwki synowróże drzewa.
A czy kto stary, czyli też młodzieńcem,
Nie podniesie na nie dłoni.
Bo Zeus obrońca ich strzeże z wysoka
I Atena sinooka
Wraz z nim je ochroni.

Ziemię mą w przedniej ja pieśni i innej
Uczczę i ciebie, o wielki ty boże,
Ty, któremu gród ten winny,
Że koń ma służy i morze.
Synu Kronosa, władco Posejdonie,
Tyś to przysporzył tej chwały,
Że na tych drogach rozbujałe konie
Najpierw wędzidła zaznały.
A łodzie mkną tu wśród głębi mórz srogich
Zręczną kierowane dłonią
I, prąc fale, wraz stunogich
Rój Nereid gonią.

ANTYGONA.

       720 Ty ziemio, hołdem wielbiona rozlicznym!
Czas teraz stwierdzić te świetne pochwały.

EDYP.

Cóż tam nowego o dziecię?

ANTYGONA.

Nadchodzi,
Ojcze, tu Kreon a nie brak mu pocztu.

EDYP.

O dobry starcze, niech od was mi tutaj
       725 Kres wyzwolenia zaświta nareszcie.

CHÓR.

Ufaj, bo choć mnie już lata zgarbiły,
Nie zbraknie jeszcze krainie tej siły.

KREON.

Męże, szlachetni mieszkańcy tej ziemi!
Widzę, iż nowy jakiś lęk i trwoga
       730 Wraz z mem przybyciem zaległy wam oczy,
Lecz się nie trwóżcie, ani mi złorzeczcie,
Bom tu nie przyszedł, by złego coś spełnić,
Ja starzec, świadom, żem wkroczył do miasta,
Co tak potężnem jak żadne w Helladzie.
       735 Posłano przecie mnie starca, bym męża
Tego namówił i zwrócił ku Tebom;
A nie słał jeden, lecz wszyscy zlecili;
Bo mnie już z rodu najbardziej przystało
Boleć nad tego człowieka niedolą.
       740 Więc ty, Edypie nieszczęsny, posłuchaj
I wróć do domu; lud cały Kadmejów
Woła po prawie, ja chyba najbardziej,
Bo przecie, jeślim nie całkiem przewrotny,
Szczególnie z twojem współczuję nieszczęściem,
       745 Kiedy cię widzę wśród biedy u obcych,
W ciągłej tułaczce nędznego, na łasce
Tej jednej dziewki; nie byłbym ja mniemał,
Że ktoś w podobną paść może sromotę,
Jako ta biedna przy tobie popadła,
       750 Ona, co raczy ciebie i twe życie
Żebraczą strawą, tak młoda, bezmężna,
Której miast szczęścia gwałt zada drab jaki.
Czyż nie okropną wytknąłem ja hańbę
Dla ciebie, dla mnie, dla domu całego?

       755 Lecz skryć nie można, co w oczy wręcz wpada,
A więc Edypie, na bogi ojczyste,
Ustąp mi, skryj to i zechciej do ziemi
Wrócić i domu, pożegnaj to miasto
Czule jak trzeba; lecz nie skąp czci winnej
       760 Tej, co ci matką, ziemicy rodzinnej.

EDYP.

O ty zuchwalcze, co w mowie wszelakiej,
Choć słusznej, kryjesz przebiegłe wymysły,
Pocoż mnie kusisz i znów chcesz omotać
W sidła, od których bym cierpiał okrutnie?
       765 Bo przedtem, kiedym pod klęską domową
Chorzał i byłbym wygnaniem się cieszył,
Nie chciałeś wonczas folgować mej chęci;
A kiedy gniew mój już był się nasycił,
Kiedy i w domu pozostać wolałem,
       770 Wtedyś mnie wygnał, wyrzucił, nie bacząc
Wiele na żadne pokrewieństwa węzły.
A teraz znowu, gdy widzisz, że sprzyja
Mnie i to miasto i lud ten, zamierzasz
Wyżąć stąd, słodząc te cierpkie namowy.
       775 Czyż cieszy miłość świadczona wbrew woli?
Gdyby kto tobie na prośby usilne
Nie dał niczego, nie zechciał cię wesprzeć,
A zaś, gdy miałbyś wszystkiego do syta,
Chęcią usłużną ci świadczył na próżno,
       780 Czyżby nie marną toć było uciechą?
Takie to łaski i ty mi dziś niesiesz,
Piękne dla uszu, a w rzeczy zdradliwe.
I wręcz ci powiem, przewrotność twą jawiąc,
Przychodzisz po mnie, nie, bym mieszkał z tobą,

       785 Lecz, by pod ręką mnie trzymać, a miasto
Twoje zasłonić od gromu z tej ziemi.
To nie twym działem, lecz działem twym będzie,
Że mój duch mściciel w twym kraju osiędzie,
A działem synów, iż ziemi mej tyle
       790 Zajmą, co starczy, by legli w mogile.
Czyż ja nie lepiej o Teby się troskam?
Lepiej od ciebie, bo świecą mi słowa
Feba i Zeusa, co ojcem tamtemu.
Ty zaś z podstępną przyszedłeś tu gębą,
       795 Pełną wybiegów, lecz raczej z mów twoich
Szkody odniesiesz, niż jakie korzyści.
Lecz nie przekonam ja ciebie, więc bywaj!
A nas tu zostaw, bo przecież niedoli
W tem nie zaznamy, co z naszej jest woli.

KREON.

       800 Czy ty więc sądzisz, że z twego oporu
Większa mnie szkoda wyniknie, niż tobie?

EDYP.

Mnie będzie dobrze, jeśli ty nie zdołasz
Ni mnie, ni tamtych w pobliżu przekonać.

KREON.

Nieszczęsny, ani z latami rozumu
       805 Ci nie przybyło, lecz hańbisz twą starość.

EDYP.

Tęgiś ty w słowie; nie ten sprawiedliwy,
Kto piękne słówka o wszej rzeczy składa.

KREON.

Czem innem wiele, czem innem rzec trafnie.

EDYP.

Jakbyś ty krótko, a mówił do rzeczy!

KREON.

       810 Nie w porę temu, kto tobie podobnym.

EDYP.

Bywaj stąd, rzeknę w tych również imieniu.
Nie pilnuj, kędy mi mieszkać wypada.

KREON.

Ci niech poświadczą, gdy zmogę cię kiedyś,
Jakie ty słowa na krewnych twych miotasz.

EDYP.

       815 Któż zmódz mnie zdoła wbrew druhów tych woli?

KREON.

Ty i bez tego popadniesz w strapienie.

EDYP.

Cóż to ma znaczyć, iż tak mi wygrażasz?

KREON.

Z dziatek tych dwojga już jedną porwałem,
I słałem precz stąd, wnet drugą uwiodę.

EDYP.

       820 Biada mi!

KREON.

Wnet ty zabiadasz żałośniej!

EDYP.

Córkę mą dzierżysz?

KREON.

Wnet ujmę i drugą.

EDYP.

Cóż więc poczniecie, o drodzy? zdradzicie?
Czyż nie wygnacie zuchwalca z tej ziemi?

CHÓR.

Ujdź stąd przybyszu co prędzej, bo działasz
       825 Teraz wbrew prawu i przedtem źleś działał.

KREON.

Nuże pachołki, zabierzcie ją gwałtem,
Jeśli nie pójdzie uległa za wami.

ANTYGONA.

Biada mnie nędznej! gdzie uciec? któż z bogów
Wesprze lub z ludzi?

CHÓR.

Cóż znowu poczynasz?

KREON.

       830 Jego się nie tknę, tej imam się mojej.

EDYP.

Kniazie tej ziemi!

CHÓR.

Źle działasz przybyszu!

KREON.

Słusznie.

CHÓR.

Skąd słusznie?

KREON.

Tych biorę, co moi.

EDYP.

       833—843 O miasto, ty!

CHÓR.

Cóż czynisz człeku? Ręce precz!
I gwałtem jej nie wlecz!

KREON.

Więc broń ją!

CHÓR.

Walczyć mi trudno przeciw twym zamysłom.

KREON.

Bo Teby wyzwiesz, gdy we mnie ugodzisz.

EDYP.

Czym tak nie mówił?

CHÓR.

Wypuśćże ty z ręki
Dziewkę tę zaraz!

KREON.

Nie rządź, gdzieś bez siły.

CHÓR.

Puść, to mój rozkaz.

KREON.

Mój zaś: ruszaj w drogę!

CHÓR.

Hej! kto żyw, niech stanie tu,
Bo w miasta próg, gwałt wnosi wróg.
Pomocy nam! bez tchu!

ANTYGONA.

Wloką mnie biedną, o ludzie, o ludzie!

EDYP.

       800 Gdzież ty, o dziecię?

ANTYGONA.

Uwodzą mnie gwałtem.

EDYP.

Wyciągnij ręce ty ku mnie.

ANTYGONA.

Nie mogę.

KREON.

Nuże więc, prędzej!

EDYP.

Ja biedny, nieszczęsny!

KREON.

Więc ty już nigdy na dawnych podporach
Kroczyć nie będziesz. Lecz, że chcesz przewagi
       850 Nad krajem twoim, krewnymi, przez których
Ja tu posłany, choć jestem ich władcą,
Więc przeważ! Z czasem, wiem ja to, rozpoznasz,
Ze ani teraz nie dobrze poczynasz,
Aniś poczynał, gdyś krewnym się oparł,
       855 Idąc za gniewem, co wiecznie cię nęka.

CHÓR.

Stój tu, przybyszu.

KREON.

Precz z ręką odemnie.

CHÓR.

Ja cię nie puszczę, gdyś porwał tych dwoje.

KREON.

Może ci przyjdzie mnie haracz obfitszy
Spłacić; bo sięgnę mą dłonią po więcej.

CHÓR.

       860 Na cóż się targniesz?

KREON.

Uwiodę precz tego.

CHÓR.

Strasznyś ty w mowie.

KREON.

Czyn pójdzie za słowem.

CHÓR.

Jeśli tej ziemi kniaź ci nie przeszkodzi.

EDYP.

Czelny krzykaczu! Więc porwać mnie myślisz?

KREON.

Milczeć mi teraz!

EDYP.

Niechby te boginie
       865 Dały w głos przekląć choć tego nędzarza,
Co oko, które mi świeci jedynie
Po dawnych oczach, wydarłszy, znieważa,
Niechajby tobie i krewniakom twoim
Niebiański Helios, co wszędy wzrok wraża,
       870 Takie dał życie, jakiem my się znoim.

KREON.

Czyż to widzicie, mieszkańcy tej ziemi?

EDYP.

Widzą nas obu — i ta myśl im w głowie,
Iż skrzywdzon czynem, chcę pomścić się w słowie.

KREON.

Nie stłumię gniewu, lecz porwę z tej ziemie,
       875 Choć sam tu jestem a lat dźwigam brzemię!

EDYP.

       876—886 O ja nieszczęsny!

CHÓR.

Skąd woli masz, skąd tyle sił,
Byś o tym czynie śnił?

KREON.

Spełnię go.

CHÓR.

Wtedy nie czciłbym już grodu.

KREON.

W cnej sprawie mały wszak zmoże potężnych.

EDYP.

Czy słyszeliście?

CHÓR.

Tego nie dokona,
Klnę się na Zeusa.

KREON.

Nie ty, Zeus wie o tem.

CHÓR.

Czyż to nie gwałtem?

KREON.

Gwałt, co znosić trzeba.

CHÓR.

Hej, niechaj lud i kniazie wraz
Pospieszą tu, bo czas, już czas,
A złość tych przeszła kres.

TEZEUSZ.

Krzyk cóż znaczy, cóż się dzieje, jakaż trwoga was przeraża,
Cóż przerwało mą ofiarę bogu morza u ołtarza,
Który włada nad Kolonem, mówcie niech wiem prawdę całą,
       890 Czemu gwoli biegłem chyżej, niśli kroczyć mi przystało.

EDYP.

O drogi — bom cię ja poznał po głosie, —
Strasznie mnie skrzywdził dopiero ten człowiek.

TEZEUSZ.

Czemże i któż on, natychmiast mi powiedz.

EDYP.

Kreon, którego oglądasz, mi porwał
       895 Mego potomstwa tę dwójkę jedyną.

TEZEUSZ.

Co mówisz?

EDYP.

Teraz już krzywdy znasz moje.

TEZEUSZ.

Czegóż nie skoczy więc który z pachołków
Do tych ołtarzy i lud cały skłoni,
By, czy kto pieszy, czy jezdny, ofiary

       900 Niechając, cwałem się puścił, gdzie społem
Dwoiste szlaki zbiegają się z sobą,
Żeby snać dziewki nie znikły, a ze mnie
Gość mój nie szydził, żem uległ przemocy.
Spiesz, jako mówię, co prędzej! A tego
       905 Gdybym tu w gniewie, którego on godny,
Przybył, z rąk moich nie puściłbym cało.
Teraz zaś prawa, które wniósł tu z sobą,
Te, a nie inne do niego przymierzę.
Więc ty nie wyjdziesz z tej ziemi, dopóki
       910 Żywcem tej dwójki nie stawisz przedemną.
Boś ty niegodnie wobec mnie postąpił,
Tych, co się rodzą i wobec twej ziemi,
Ty, co wstępując w kraj, co praw przestrzega,
I nic bez prawa nie pocznie, nie bacząc
       915 Ziemi zakonów, wtargnąwszy tu gwałtem,
Co chcesz, uwodzisz i siłą zajmujesz.
Chybaś ty mniemał, że gród ten bezludny,
Spodlony, chybaś mnie za nic ty ważył.
A przecież Teby nie byłyć złym mistrzem.
       920 Bo żywić mężów nie zwykły nieprawych,
Aniby ciebie chwaliły, to słysząc,
Żeś mnie i bogów ograbił i gwałtem
Uwiódł stąd biednych, żebrzących schronienia.
O! ja nie byłbym, wstępując w twą ziemię,
       925 Choćbym i wszelkie miał prawo za sobą,
Bez wiedzy księcia, kimkolwiek on, z kraju
Brał ni porywał niczego, wciąż pomny,
Jak gość wśród obcych się sprawiać powinien.
Ty zaś ojczyźnie, co tego niegodna,
       930 Hańbę przynosisz, a lat twoich pełnia
Wątli twe ciało i wątli twój rozum.

Dawno już rzekłem i teraz ci powiem,
By kto natychmiast przywiódł te dziewoje,
Jeśli nie zechcesz być więźniem w tej ziemi
       935 Wbrew twojej woli, a rozkaz mój ninie
Z duszy zarówno jak z języka płynie.

CHÓR.

Widzisz, gdzieś zaszedł, przybyszu, że z ojców
Zdajesz się prawym, a działasz przewrotnie.

KREON.

Nie żebym mniemał, iż w grodzie twym mężów
       940 Lub rady zbraknie, o synu Aigeusa,
Rzecz tę spełniłem, lecz raczej to bacząc,
Że ludziom twoim nie stanie miłości,
By wbrew mej woli żywili mych krewnych.
Wiedział ja, że ci się wzdrygną przed mężem,
       945 Co ojcobójca, nieczysty, skalany
Synowskim z matką związkiem kazirodczym,
Wiedziałem dalej, że słynie tu rada
Areopagu, co nigdy nie zwoli
Takim włóczęgom w tem mieście przebywać.
       950 Temu ufając, ująłem tę zdobycz,
A nie ująłbym, gdyby on klątw strasznych
Na mnie i na mą nie rzucił rodzinę.
Tego doznawszy, rzecz pomścić tę chciałem.
Bo gniew jedynie ze śmiercią zamiera,
       955 A zmarłych już się ból żaden nie ima!
Więc poczniesz wobec mych czynów jak zechcesz,
Bo choć ja w prawie, samotność mnie czyni
Słabym. A jednak, gdy staniesz przekorem,
Choć wątły jestem, spotkasz się z oporem.

EDYP.

       960 Bezczelny człeku, czyże mnie starego,
Czy siebie przez to zohydzać ty mniemasz?
Ty, co mord na mnie, małżeństwa i klęski
Z ust ziejesz twoich, rzeczy, które biedny
Zniosłem bez woli. Bo z tchnienia to padło
       965 Bogów snać, gniewnych na ród mój oddawna;
A we mnie samym nie znajdziesz ty winy
Żadnej, dla której miałbym się dopuścić
Takich na siebie i swoich postępków.
Bo poucz: jeśli rodzica wyrocznie
       970 Doszły, że zginie z rąk własnych swych dzieci,
Jakżebyś mógł mi wyrzucać to słusznie,
Mnie, który wtedy nie byłem w zarodku
Ojca ni matki, nie byłem na świecie?
A jeśli potem na klęskę zrodzony
       975 Ojca wśród zwady zabiłem, nieświadom,
Jaki czyn spełniam i na kim go spełniam,
Jakżebyś gromił ten czyn poniewolny?
Matki zaś ślubów bez wstydu, ty podły,
Tknąć tu mnie zmuszasz, choć ona twą siostrą.
       980 Więc zaraz powiem, bo nie lża mi milczeć,
Skoroś poruszył tę sprawę sromotną.
O tak, zrodziła, zrodziła mnie, biada,
Mnie bezwiednego bezwiedna, a potem
Na hańbę swoją płodziła mi dzieci.
       985 Lecz to wiem jedno, że z woli ty własnej
Mnie lżysz i tamtą, a jam ją wbrew woli
Pojął i sprawę wbrew woli wspominam.
Ale zaprawdę, ni w związkach tych nawet
Złym się nie wydam, ni w ojca morderstwie,
       990 Które mi ciągle w twarz miotasz z obelgą.

Bo jedno, o co się spytam, odrzeknij!
Gdyby kto ciebie, coś mężem tak prawym,
Nagle chciał zgładzić, badałbyś ty wówczas,
Czy zbój ci ojcem, czy wręcz byś to pomścił?
       995 Mniemam, że życie jeżeli ci miłem,
Mściłbyś winnego, nie śledząc za prawem.
Ja więc popadłem w te klęski z dopustu
Bogów, a mniemam, że nawet duch ojca,
By żyw był jeszcze, nie przeczyłby temu.
       1000 Ty zaś nieprawy, a sądząc, iż wszystko,
Co cnem lub niecnem wręcz wyrzec przystoi,
Takie tym wobec mi rzucasz zniewagi.
I pięknie sławisz Tezeusa nazwisko
I jako pięknie Ateny się rządzą,
       1005 Lecz wśród tych pochwał nie pomnisz wskroś o tem,
Że jeśli który kraj bogów czcić umie,
Ten przed innymi celuje w tej mierze;
Boś na starego się targnął tułacza
A dziewki gwałtem porwałeś z przed oczu.
       1010 Przeto do bogiń tych wołam w żałobie,
Niech ta modlitwa ich tronu dosięże,
Niech ześlą pomoc, byś poznał na sobie,
Jacy to dzierżą w tym grodzie straż męże.

CHÓR.

Zacnym, o książę, ten człowiek, a klęski
       1015 Jego okropne i godne pomszczenia.

TEZEUSZ.

Dość słów! bo przecież złoczyńcy się spieszą,
A my skrzywdzeni stoimy bezczynnie.

KREON.

Coż więc ty każesz mnie czynić słabemu?

TEZEUSZ.

Masz drogę wskazać i powieść za sobą,
       1020 Abyś mi, jeśliś tu w miejscu przytrzymał
Dzieci te, sam mi pokazał, gdzie one!
Jeśli zaś zbiry je gnają, trud zbytni,
Bo inni gonią, a nigdy przed nimi
Tamci nie umkną, by bogom słać dzięki.
       1025 Wiedź więc a poznaj, jak sidląc się sidlisz,
Jak los, gdyś łowił, samego cię złowił,
Ten, kto się zdradą bogaci, wnet straci,
A nie pomogą ci inni, bo widnem
To mi zbyt dobrze, iż na te zamachy
       1030 Się nie porwałeś samotny, bezbronny,
Lecz żeś w działaniu zaufał wspólnikom.
Więc baczyć muszę i strzedz, by to miasto
Jednego męża nie zlękło się mowy.
Czyś to rozważył, czy myślisz, że na wiatr
       1035 Teraz się mówi i wtedy, gdyś działał?

KREON.

Co powiesz tutaj, przyganić nie mogę,
W domu sam poznam, co czynić należy.

TEZEUSZ.

Gróź, lecz się wynoś! ty zasię, Edypie,
Pozostań tutaj, ufając mym słowom,
       1040 Że póki żyję, nie zrażę się niczem,
Aż dzieci stawię przed twojem obliczem.

EDYP.

Bądź błogosławion Tezeju za dzielność
I za twą prawą nad nami opiekę.

CHÓR.

       1044—1095 O, gdybym ja też w szyku stał,
Gdzie mąż się z mężem zmierzy,
Gdy Ares zmięsza walki szał
A stal o stal uderzy.
Niech u pytyjskich stanę wrót
Lub pośród skalnych żarów,
Gdzie cne boginie między lud
Nie skąpią wzniosłych darów,
A bogów słudzy z Eumolpidów, by śluby strzedz przed zdradą,
Pątnikowi na języku klucz złocisty kładą.
Bo Tezej tam, podniósłszy broń
U kresu już gonitwy,
I dwojga sióstr niezłomną dłoń
Pociągnie w zamęt bitwy.

A może z łęgu Oji w bok,
Tak gdzie się ku nim skłoni
Śnieżystych skał zachodni stok,
Mkną w tłoku wozów, koni,
I mkną w zawody naprzód, precz,
Lecz darmo pęd ich trudzi,
Bo straszny Tezeidów miecz
I męstwo naszych ludzi.
To uzdami błysną w dal, to puściwszy koniom
Cugli jeźdźcy, wroga w cwał bez wędzidła gonią.
Ci Atenie, co im chroni
Konie, biją czołem
I czczą syna Reji społem.
Pana ziem i toni.

Już idą w bój, już niecą bój
A duch coś roi mój,
Że dziewom tym już dosyć męki
I klęsk co zniosły z bratniej ręki,
Że miara się przebrała.
Zeus to zdziała, dziś to zdziała,
A świetny bój ja wróżę;
Niechbym jako ptak wysoko
Wzbił się z błyskiem, zawisł w chmurze,
Na was zmierzył oko!

Zeusie, bogów królu, daj
Ludziom, co ten dzierżą kraj,
O wszechwidny ty, hart męski,
Aby poszli w bój zwycięski.
I twej Pallado zaufam przyczynie,
Ciebie, łowczy Apollinie,
Błagam i błagam siostrzycę rodzoną,
Co goni chyże, pstrociste jelenie,
Służcie tej ziemi dwoistą obroną,
Dajcie zbawienie!

Błędny przybyszu, druhowi nie powiesz,
Żem wróżył fałsze. Bo widzę już dziewy,
Jak tu nadchodzą wśród pocztu obrońców.

EDYP.

Gdzie, gdzie? co mówisz?

ANTYGONA.

O ojcze, nasz ojcze,
       1100 Oby bóg jaki dzielnego ci męża
Widzieć pozwolił, co nas tu dostawił.

EDYP.

Czyż tu jesteście? o dzieci?

ANTYGONA.

Zbawiła
Dłoń nas Tezeja i jego drużyny.

EDYP.

Bliżej do ojca, o dziatki, zezwólcie,
       1105 Bym tknął się ciała, wbrew wszelkiej nadziei.

ANTYGONA.

Owszem, bo wtórzy świadczeniu tęsknota.

EDYP.

Gdzie wy? o gdzie wy?

ANTYGONA.

Przy tobie my razem.

EDYP.

O najmilejsze!

ANTYGONA.

Ojcu wszystko miłem.

EDYP.

Moje podpory.

ANTYGONA.

Marnego tak marne.

EDYP.

       1110 Mam co mi drogiem; wskroś nędznym i w zgonie
Snać już nie będę, gdy przy mnie stoicie,
Wesprzyjcie tedy po każdej mnie stronie,
Tulcie się do mnie, co dałem wam życie,

I kres połóżcie samotnej tułaczce,
       1115 A jak najkrócej powiedzcie, co zaszło,
Bo wam młodziutkim wystarczy słów kilka.

ANTYGONA.

To nasz wybawca, tego ci trza słuchać,
Czyjem to dzieło; ja więcej nie rzeknę.

EDYP.

Nie dziw się, książę, że może aż zgrzeszę
       1120 Prawiąc o dzieci zjawieniu się długo.
Wiem ja, gdy z tego, co zaszło się cieszę,
Że to nikogo, lecz twoją zasługą.
Tyś bo je zbawił, nikt inny prócz ciebie!
Więc błagam bogów, niech łaska ich spłynie
       1125 Na ciebie, kraj twój; na waszej bo glebie
Zbożność i ludzkość znalazłem jedynie
We czci, a kłamstwo odrazę tu budzi.
Słowną się tobie odwdzięczę zapłatą,
Co mam, mam przez cię, nie innego z ludzi,
       1130 Więc daj mi rękę i zezwól mi na to,
Bym skroń ukochał, jeżeli przystoi.
Lecz coż ja mówię, ja zrodzon na męki,
Tknąć miałbym ciebie, ja co w duszy mojej
Tyle mam kałów? Nie dotknę twej ręki,
       1135 Nie ścierpię tego. Kto zaznał już ciosów,
Ten jeden zniesie ból ze mną nadmierny.
Bądź stąd pozdrowion, o przyszłość mych losów
Troszcz się, jak dotąd, i prawu bądź wierny.

TEZEUSZ.

Anim się dziwił, żeś mowę przedłużył,
       1140 Zjawieniem dzieci twoich ucieszony,

Ani żeś z nimi wprzód mówił, nie ze mną,
Bo to mnie w niczem obrazić nie może!
Przecież nie w słowach szukamy wawrzynów,
By życie świetnie, lecz raczej wśród czynów.
       1145 Masz dowód: com ci zaprzysiągł, o starcze,
W tem cię nie zwiodłem. Bom stawił tu dziewy
Twoje przy życiu i groźbą nietknięte;
A jak bój przebiegł, na cóż się przechwalać
Próżno, gdy od nich sam dowiesz się o tem,
       1150 Lecz rozważ w myśli pogłoskę, co doszła
Mnie, gdym tu kroczył; na słowa rzecz drobna,
Lecz mimo tego uwagi twej godna,
A lekko ważyć nie trza żadnej sprawy.

EDYP.

Cóż znowu? Synu Aigeusa, wręcz powiedz;
       1155 O niczem nie wiem, co tobie wiadomem.

TEZEUSZ.

Mąż jakiś, mówią, co nie jest twym ziomkiem,
Lecz krewnym twoim, rzucił się i siedzi
Na Posejdona ołtarzu, przy którym
Niosłem ofiary, nim tutaj przybyłem.

EDYP.

       1160 Skąd on pochodzi? cóż chce tam wysiedzieć?

TEZEUSZ.

Wiem tylko tyle, chce z tobą, jak mówią,
Bez uprzykrzania słów kilka zamienić.

EDYP.

O czem? To miejsce słów błahych nie wróży.

TEZEUSZ.

Mówią, że chciałby rozmówić się z tobą
       1165 Raz tu przybywszy, i odejść w spokoju.

EDYP.

Kim więc ten człowiek, co naszedł to miejsce?

TEZEUSZ.

Zważ, czy ty nie masz krewnego w Argosie,
Który od ciebie to chciałby uzyskać.

EDYP.

O drogi, dość już!

TEZEUSZ.

Cóż z tobą się dzieje?

EDYP.

       1170 Nie proś mnie.

TEZEUSZ.

O co? wypowiedz otwarcie!

EDYP.

Wiem ze słów córek, kim jest ten proszący.

TEZEUSZ.

Więc któż on taki, iżbym go miał zganić?

EDYP.

Syn mój, o książę, przemierzły, którego
Słuchając, strasznych doznałbym ja bólów.

TEZEUSZ.

       1175 Cóż znowu, słuchać nie możesz, nie czyniąc,
Czego byś nie chciał? cóż szkodzi dać ucha?

EDYP.

Nad głos ten żaden wstrętniejszym dla ojca;
Nie zmuszaj książę, bym w tem ci ustąpił.

TEZEUSZ.

Lecz, jeśli miejsce to każe, bacz dobrze,
       1180 Czy też na boga wzgląd masz należyty?

ANTYGONA.

Ojcze, choć młodej, usłuchaj, co radzę,
Zezwól, by książę uczynił zadosyć
Swej woli jako i boga powadze;
Niech brat tu stanie, śmiem o to cię prosić.
       1185 On przecie, ufaj, twej myśli nie spaczy
Gwałtem, jeżeli co złego ci powie;
Wysłuchać, cóż ci zaszkodzi? Toć znaczy
Pomysł przewrotny odrazu się w mowie.
Tyżeś go spłodził, więc chociaż i zdrada
       1190 Przezeń ci przyszła i bezbożne czyny,
Zemstą mu, ojcze, płacić nie wypada.
Więc przebacz! Mają i inni złe syny
I płoną gniewem, lecz gniewy rozchmurzy
Rada przyjaciół i zjaśni im lica.
       1195 Nie bacz więc na to, co dziś cię tak burzy,
Lecz coś wycierpiał przez matkę, rodzica;
A gdy to zważysz, ujawni się tobie,
W jakie to klęski człowieka gniew stoczy.
Bo znamię dźwigasz na własnej osobie,
       1200 Ty, któryś stracił i światło i oczy.
A więc nam ustąp! Nie pięknem odmawiać
Słusznym żądaniom i źle ten postąpi,
Kto łaski doznał, a drugim jej skąpi.

EDYP.

O dzieci! wstrętną odemnie powolność
       1205 Wyście wymogły. Niech będzie, jak chcecie.
Lecz, książę, proszę, skoro on się zjawi,
Niech nikt się panem nademną nie stawi.

TEZEUSZ.

Raz to, nie więcej, wystarczy mi słyszeć.
Przechwałki wstrętne! Lecz wiedz, że bez trwogi
       1210 Żyć będziesz, póki żyć dadzą mi bogi.

CHÓR.

       1211—1248 Kto o długim śni żywocie,
Nie syt wieku zwykłej miary,
O tym sądzę, że w głupocie
Zgubne goni mary.
Bo dni długie troską ściele
Życie, morząc myśl w człowieku;
Rzadko znajdzie już wesele,
Kto przestąpi pełnię wieku.
Aż mu ulgę da u kresu
Bezmiłosna a wszechpewna
I bezpląsa i bezśpiewna
Śmierć zesłana od Hadesu.

Najprzedniejszą rzeczą nie żyć,
Drugą zasię w tamte strony,
Skąd przybyłeś raz zrodzony,
Chyżym krokiem zmierzyć.
Bo gdy przemknie wiek młodzieńczy,
Co wśród lekkich rojeń płynie,
Czemże życie nie udręczy
Jakiż znój je minie?
Mordu, swarów, złości zazna,

Wreszcie starość mu przypadnie,
Co zło wszelkie niesie na dnie,
Ta bezsilna, bezprzyjazna.

Tem on nędzny, to nas gnębi.
Jak północnej wedle skały
Toń spieniona wciąż się kłębi,
Tak i nad nim klątw nawały
Falołomne wciąż się piętrzą
I klęsk wirem wciąż go dręczą.
Te z zachodu słońca runą,
Inne z wschodu Helios śle,
Te z południa, inne suną
Z Rypejskich skał, co toną w mgle.

ANTYGONA.

Lecz otóż ku nam ten obcy zapewne
       1250 Zbliża się, ojcze, zupełnie samotny,
A idąc, ciągle obfite łzy roni.

EDYP.

Któż taki?

ANTYGONA.

On to, co dawno nam w myśli,
Zjawia się tutaj Polynejkes wreszcie.

POLYNEIKES.

O cóż mi czynić? Czy wprzód się użalę
       1255 Nad moim losem, o dzieci, czy ojca
Widząc opłaczę? bom w obcej go ziemi
Wraz z wami znalazł, biednego wygnańca,
W przebraniu takiem, którego pleśń wstrętna
Na wskroś do starca starością przyległa,
       1260 Wgryza się w ciało, a włosy bezładne

Na ciemnej skroni rozwiane od wichru.
Zapewne według wyglądu pokrewną
Odżywia strawą swój żywot znędzniały,
A ja przeklęty zbyt późno to widzę
       1265 I klnę, iż niema gorszego wśród ludzi,
Żem cię nie żywił; słysz o tem z ust moich.
Lecz Łaska dzierży razem z Zeusem trony
Nad wszemi sprawy, a niechby przy tobie,
Ojcze, stanęła! Dla błędów przeszłości
       1270 Są bowiem leki, wzmożenia już niema.
Co milczysz?
Rzeknij, o ojcze, nie zwracaj ty twarzy,
Czyż nie odpowiesz, lecz z wzgardą odeślesz
Precz mnie stąd, niemy, ni gniewu nie jawiąc.
       1275 O męża tego wy dzieci, cne siostry,
Choć wy spróbujcie rodzica poruszyć
Te niedostępne, niewzruszone usta,
By mnie w pogardzie, mnie bogów pielgrzyma
Tak nie odesłał, nie wyrzekłszy słowa.

ANTYGONA.

       1280 Mów, o nieszczęsny, dlaczegoś tu przybył?
Bo często przecie obfitsze wyrazy
Budzące radość, czy wstręt, czy współczucie,
Nawet z niemownych wywołały mowę.

POLYNEIKES.

Więc powiem — radzisz ty bowiem mi słusznie —
       1285 Wezwawszy tego wprzód boga pomocy,
Którego ołtarz mi książę tej ziemi
Opuścić kazał, bym rzekł co należy,
Sam słów wysłuchał i odszedł w spokoju.
Chciałbym więc, ludzie, to od was uzyskać

       1290 I od sióstr moich i łaski twej, ojcze.
A pocom przyszedł, wręcz tobie wypowiem.
Z ziemi ojczystej wygnano mnie, ojcze,
Bo chciałem na twym wszechwładnym siąść tronie
Jako ten, który miał prawa starszeństwa.
       1295 Lecz młodszy z wieku, Eteokl, mnie wyparł,
Precz za to z kraju, ni słowem przemógłszy
Ani też dłoni przewagą lub czynu,
Lecz zwiódłszy miasto. Sprawczynią mej klęski
Mniemam ciążącą na tobie Erinyę,
       1300 Bo i wróżbiarze podobnie mówili.
Gdy więc w doryckie zaszedłem ja Argos,
Adrasta wziąłem na teścia i druhów
Wnet pozyskałem, co w ziemi Apijskiej
Zwą się pierwszymi i słyną z odwagi,
       1305 By siedmiowłócznią na Teby wyprawę
Z nimi podjąwszy, paść w walce ze szczętem,
Lub z ziemi wyżąć tych, co to sprawili.
Dość tego! Pocóż tu dzisiaj przybywam?
Do ciebie, ojcze, zanoszę błaganie
       1310 Za mnie samego i za druhów moich,
Co teraz z siedmiu hufcami i siedmiu
Włóczniami równię tebańską obiegli.
Więc Amfiaraos dzielny, co celuje
W oszczepnych rzutach, a świadom dróg ptaków,
       1315 Drugi Etolczyk z Ojneusa zrodzony
Tydeusz; trzeci Eteokl z Argosu;
A Hippomedon wysłany przez ojca
Talaja czwarty; zaś piąty Kapaneus
Głosi, iż zrówna Teb grody ze ziemią,
       1320 Parthenopaios z Arkadyi jest szóstym,
Nazwany od tej, co długo dziewicą

Była, syn prawy dzielnej Atalanty.
Ja zaś, co twoim, a jeśli nie twoim,
Lecz klątwy płodem, twym jednak się zowię,
       1325 Wiodę na Teby Argosu szyk mężny.
My więc z zaklęciem na córki, na życie
Społem cię teraz błagamy, prosimy,
Byś z gniewu na mnie sfolgował, gdy ruszam
Z pomstą i kaźnią za krzywdy na brata,
       1330 Co wygnał, co mnie ograbił z ojczyzny.
Bo jeśli wróżby pewnego coś głoszą,
To ten zwycięży, przy którym ty staniesz.
A więc na wody, na bogi rodowe
Błagam cię, ustąp, wysłuchaj nas, skoro
       1335 Żebrzem wygnańcy, jak i ty wygnańcem;
W nędzy u innych chodzimy po prośbie,
Jakby dotknięci tymsamym dopustem.
Tamten zaś w domu królując, o biada,
Szydząc z nas społem dogadza swej chuci.
       1340 Jego, jeżeli myśl do mnie nakłonisz,
Jednym zamachem ja skruszę niebawem,
Tak iż do twego dostawię cię domu
I sam tam stanę, wyparłszy go gwałtem,
Skoro ty wesprzesz; tak śmiałbym się chwalić,
       1345 Bez ciebie nic mnie nie zdoła ocalić!

CHÓR.

Przez wzgląd na tego, co słał go Edypie,
Przemów do niego i puść go z powrotem.

EDYP.

Wiedzcie więc, którzy tą ziemią władniecie,
Gdyby nie Tezej go nasłał a prosił,
       1350 Bym doń przemówił, to za nic na świecie

Jednego słowa nie byłbym wygłosił.
Dziś on przedemną, lecz pójdzie zgnębiony
Słowem, co ducha mu nie rozpogodzi.
Bo, gdyś przewrotny miał berła i trony,
       1355 Które brat dzierży, co w Tebach przewodzi,
Tyś ojcu sprawił, że z domu wyżęty
Wlókł się bez dachu, przyodzian w łachmany;
A dziś tu płaczesz, gdy w nędzy odmęty
Los cię pogrążył, gdyś ze mną zrównany!
       1360 Nie płakać nad tem, ja znosić to muszę,
Pomny przez życie, że ty mój morderca,
Boś ty mnie o te przyprawił katusze,
Ty mnie wygnałeś; więc obce dziś serca,
Gnany przez ciebie, o kęs proszę chleba.
       1365 A gdybym nie był wychował tych dziatek,
Przez ciebie jużbym nie oglądał nieba!
W nich mam ja karmę, w nich życia zadatek,
Męże to, nie zaś niewiasty w współtrudzie,
A wy nie moim lecz innym posiewem!
       1370 Więc gdy na Teby wyruszą ci ludzie,
Bóg na cię spojrzy ze zgrozą i gniewem
Większym niż dzisiaj. Nie zburzysz ty zatem
Murów tej twierdzy, lecz przedtem się kałem
Krwi twej umażesz i legniesz wraz z bratem!
       1375 Takie ja klątwy już wprzódy miotałem,
A dziś je wzywam na pomoc, niech wskażą,
Jaką cześć dzieci rodzicom są winne;
A niech pankowie ci lekko nie ważą
Ciemnego ojca; — bo czyny cór inne.
       1380 Więc biada twojej sadybie i tronom,
Jeżeli Dyka odwieczna użycza
Opieki Zeusa prastarym zakonom.

Idź tedy wzgardzon z przed ojca oblicza,
Łotrze, bierz klątwy, którem ja ci rzucił,
       1385 Byś nigdy ziemią ojczystą nie władał
I do Argosu już nizin nie wrócił,
Byś z ręki bratniej sam życie postradał.
I temu co cię w świat wygnał, śmierć zadał.
Tak klnę i wzywam Tartaru, niech w ciemnie
       1390 Straszne cię strąci daleko odemnie!
Zemsty boginie, Aresa poruszę,
Co straszną zawiść w tych braci tchnął dusze.
Z tem słowem idź stąd i obwieść z kolei
Zarówno wszystkim mieszkańcom Kadmei
       1395 Jak i drużynie, co tobie oddana,
Że Edyp takie swym synom śle wiana.

CHÓR.

O Polyneiku, twe dawne przeprawy
Mnie nie cieszyły, i dziś uchodź spiesznie.

POLYNEIKES.

Klnę drodze, biadam nad mojem nieszczęściem,
       1400 Nad losem druhów; więc po to nam było
Z Argos wyruszać, o biada, o biada!
Po to, że ani wyjawić drużynie
Tego bym nie śmiał, ni z drogi ich zwrócić,
Lecz tak w milczeniu z tym zmagać się losem.
       1405 Lecz was, o moje rodzone, was przecie,
Coście słyszały te groźby z ust ojca,
Na bogów błagam, nie bądźcie mi srogie,
Skoro te klątwy rodzica się spełnią
I snać wrócicie do domu; bez hańby
       1410 Złóżcie mnie w grobie przystojnym zwyczajem,
A do tej chwały, co z pieczy nad ojcem

Płynie, przydacie nie mniejszą i inną,
Oddając bratu posługę powinną.

ANTYGONA.

W czemś mnie usłuchaj, błagam, Polyneiku!

POLYNEIKES.

       1415 W czemże? Wypowiedz, droga Antygono!

ANTYGONA.

Nawróć co prędzej do Argos twe hufce
I nie gub siebie samego i miasta.

POLYNEIKES.

Rzecz niemożebna. Bo jakżebym potem
Tych wojsk był wodzem, raz jeden stchórzywszy?

ANTYGONA.

       1420 Cóż znów się gniewasz, o bracie, cóż zyskasz,
Jeżeli twoją powalisz ojczyznę?

POLYNEIKES.

Szpetnem wygnanie i szpetnem starszemu,
Że brat go w takie podał pośmiewisko.

ANTYGONA.

Więc widzisz, jako uiszczasz ty wróżby
       1425 Tego, co obu wzajemną śmierć głosił?

POLYNEIKES.

To jego wolą; nam nie trza ustąpić.

ANTYGONA.

O ja nieszczęsna! Któż pójść się ośmieli
Za tobą, słysząc, co człowiek ten wróżył?

POLYNEIKES.

Nie wspomnę o tem, co szpetne; wódz dzielny
       1430 Winien to mówić, co krzepi, nie zgnębia.

ANTYGONA.

Więc to stanowczem u ciebie, o bracie?

POLYNEIKES.

Ty mnie nie wstrzymuj; na mojej-bo głowie
Będzie ta droga, choć ciężka i twarda
Z powodu ojca i jego przekleństwa.
       1435 Wam zaś Zeus spłaci mych zleceń spełnienie,
A więc już w drogę; żegnajcie, już żywym
Mnie nie ujrzycie.

ANTYGONA.

O biada nieszczęsnej!

POLYNEIKES.

Nie płacz nademną!

ANTYGONA.

Któżby nie zapłakał,
Gdy do pewnego podążasz Hadesu.

POLYNEIKES.

       1440 Umrę, gdy trzeba.

ANTYGONA.

O, nie! Słuchaj raczej.

POLYNEIKES.

Nie kuś do złego.

ANTYGONA.

O ja nieszczęśliwa,
Gdy ciebie zbraknie.

POLYNEIKES.

To los mi wymierzy
Tak lub inaczej. A bogów ja błagam,
       1445 Iżby was strzegli przed ciosów nawałą,
Boście nie godne, by zło was spotkało.

CHÓR.

       1447—1456 Więc nowe znów pogromy
Ciężarne klęską wróży w głos
Ten przybysz niewidomy.
O niechby ją odwrócił los,
Bo niechybnym jest głos boży,
Czas go strzeże, a z obrotem
Dni to ziści, to odłoży.
O Zeusie! nieba jękły grzmotem!

EDYP.

Dzieci me, dzieci, jeśli kto w pobliżu,
Niech mi sprowadzi dzielnego Tezeja.

ANTYGONA.

Ojcze, cóż w myśli, że tak go przyzywasz?

EDYP.

       1400 Wnet piorun Zeusa zawiedzie skrzydlaty
Mnie do Hadesu. Więc ślijcie co prędzej!

CHÓR.

       1462—1471 O, wielki grom i straszny padł
Z potężnej Zeusa dłoni,
I zdjął mnie strach i za tem w ślad
Włos jeży się na skroni.
Bo piorun bije po piorunie,
Złowrogie to odgłosy,

I klęska wnet stąd na nas runie,
O Zeusie, o niebiosy!

EDYP.

O dzieci, zbliża się z bogów wyroku
Kres mego życia, już nie ma ratunku.

ANTYGONA.

Skąd wiesz i na czem opierasz te słowa?

EDYP.

       1475 Wiem ja to dobrze; więc niechaj w tej chwili
Ktoś mi sprowadzi władykę tej ziemi!

CHÓR.

       1477—1485 O bacz, o patrz! Znów zawył grom
I zieją błyskawice.
O panie! łaski! chroń mój dom,
Ojczystą chroń ziemicę.
Niech z klątwy, którą tknięty mąż,
W dzięk ja nie zaznam bólu,
Ja błagam cię, na pomoc zdąż,
O Zeusie wielki, królu!

EDYP.

Czyż on już idzie? czy jeszcze przy życiu
Znajdzie mnie, dziatki i panem rozumu?

ANTYGONA.

Z czegóż ty jemu zamierzasz się zwierzyć?

EDYP.

Chciałbym w nagrodę za dobra świadczone
       1490 Uiścić spłatę, jak biorąc przyrzekłem.

CHÓR.

       1491—1499 Więc zjaw się tu, o zjaw się już,
Jeżeliś dotąd w jarze,
I Posejdona pana mórz
Ofiarą czcisz ołtarze.
Bo przybysz ten chce ciebie, gród
Za pomoc daną w nędzy
I za miłosny spłacić trud,
Więc, książę, spiesz co prędzej!

TEZEUSZ.

       1500 Cóż zgiełk ten znaczy, tu wszczęty pospołem
Przez was, ziomkowie, i tego przybysza?
Czyżby grom Zeusa lub burzy zawieja
Was poruszyła? bo gdy bóg się sroży
Tak strasznie, łatwo się człowiek zatrwoży.

EDYP.

       1505 Witaj mi, książę, bóg jakiś twe kroki
Tutaj skierował i wiódł cię na szczęście.

TEZEUSZ.

Synu Lajosa, cóż tedy się stało?

EDYP.

Dzień się mój chyli, a com ci ślubował
I miastu, tego nie zniecham przed zgonem.

TEZEUSZ.

       1510 Na jakim zgonu polegasz ty znaku?

EDYP.

Sami bogowie z orędziem mi stają,
A znak ich żaden nie chybił przyszłości.

TEZEUSZ.

A cóż ci, starcze, zjawiło tę przyszłość?

EDYP.

Grzmot wielokrotny i ciągły i gromy
       1515 Z niezłomnej dłoni miotane na ziemię.

TEZEUSZ.

Wierzęć. Bo widzę, że wieszczysz ty często,
A wieszczysz prawdę; mów tedy co począć?

EDYP.

Synu Aigeusa, wnet ja ci odsłonię,
Co twemu miastu przypadnie na wieki,
       1520 Niebawem sam cię zawiodę w ustronie,
Sam bez przewodu, gdzie zamknę powieki.
Ty zaś nikomu nie zwierz, kędy leży,
Nie wskaż nikomu, gdzie grób ten ukryty.
By przed sąsiadem za tysiąc puklerzy
       1525 I za zaciężnych ci starczył dziryty.
A co rzec nie lża, ni jawić tu w mowie,
To, gdy tam staniesz, me słowo wyświeci,
Bo nikt się o tem z tych ludzi nie dowie,
Ani też córy, choć kocham me dzieci.
       1530 Sam to zachowaj, a kiedy nadbieży
Kres twego życia, starszemu znów rodem
Zjaw to, ten zasię następcy to zwierzy.
Tak rządzić będziesz bezpiecznie tym grodem
Przed smoczą siejbą; gdzie wielu wśród rady,
       1535 Tam, choć rząd dobry, wnet przyjdzie do zdrady.
A bóg mści pewnie, lecz nie wraz po czynie,
Gdy człek na bóstwa nie bacząc wre szałem.
Niech więc Tezeju, ta szkoda cię minie.

Choć wiesz to dobrze, przypomnieć ci chciałem;
       1540 Lecz już, bo naglą znakami mnie bogi,
Idźmy na miejsce, już dosyć tej zwłoki!
Za mną, o dziatki, ja wskażę dziś drogi,
Jak wyście dotąd wodziły me kroki.
Idźcie i dzisiaj odstąpcie od boku,
       1545 Niech sam odnajdę grób święty wśród pola,
Gdzie złożę ciało z przeznaczeń wyroku.
Tu więc, tak tutaj, tu pędzi mnie wola
Hermesa wodza i Pani podziemnej.
Światło nieświetlne, ty byłeś i mojem
       1550 Niegdyś; dziś rzucasz ostatnie promienie
Na moje ciało. Bo idę ze znojem,
By kres żywota w Hadesu już cienie
Dzisiaj zanurzyć. Więc szczęścia, o książę,
Twej ziemi, druhom, wypraszam i tobie,
       1555 A z waszem szczęściem niech pamięć się zwiąże
O tym, co umarł i tutaj legł w grobie.

CHÓR.

       1557—1578 Jeżeli ciebie, Panią niewidzialną
I cieniów władco, Hadesie, Hadesie
Uczcić się godzi modlitwą błagalną,
Duch mój tę prośbę zaniesie:
Aby ten człowiek bez cierpień i trwogi
W przybytek Styxu i umarłych błonie,
Co wszystko chłonie,
Dokonał drogi.
Że tyle cierpień bez winy weń godzi,
Niech mu to bóstwo nagrodzi!

Podziemne dziewy, was wzywam i zwierza,
Co u wszechchłonnych podwoi

Ostre kły z jamy wyszczerza,
Jak stróż niezłomny ostoi,
— Bo tak obwieszcza głos ludu —
Niech ustąpi jemu z drogi,
By ten przybysz wszedł bez trudu
W zmarłych progi.
Ziemi, Tartara synu, twej opieki
Wzywam, ty senny przez wieki.

POSŁANIEC.

Obywatele, rzecz mógłbym w dwa słowa
       1580 Ująć i streścić, że Edyp nie żyje;
Lecz jak to zaszło, w tem trudno być zwięzłym
I objąć krótko wydarzeń bieg cały.

CHÓR.

Umarł nieszczęsny?

POSŁANIEC.

Wiedz, że co dopiero
Mąż ten dokonał swojego żywota.

CHÓR.

       1585 Lecz jak? Czy z boga dopustu bez męki?

POSŁANIEC.

Ot właśnie temu dziwować się przyjdzie.
Gdy stąd wyruszał, widziałeś na oczy,
Że nikt mu z miłych nie służył ramieniem,
Lecz sam on wszystkim przodował w pochodzie,
       1590 A kiedy doszedł ponad próg spadzisty,
Gdzie stopnie w ziemię spuszczono miedziane,
Stanął na jednej ze ścieżyn rozbieżnych
Obok czeluści, gdzie Tezej przymierze

Z Piritousem zawarli na zawsze.
       1595 Tam tedy między torykijskim głazem,
Spróchniałą gruszą i grobem z kamienia
Siadłszy w pośrodku, zdjął szaty zbrukane,
Potem zawołał na córy i zlecił,
By na ofiarę skąd wody przyniosły.
       1600 Te zaś, poszedłszy do widnych ostępów
Zielnej Demetry i ojca zlecenia
Szybko sprawiwszy, obmyły go płynem,
Przywdziały w szaty jako jest przystojnem.
Gdy więc sprawiono już wszystko, jak zechciał,
       1605 I tego, czego pożądał, nie zbrakło,
Grzmotem podziemnym Zeus zagrzmiał, a dziewki
Wnet osłupiały i ojcu na łono
Padłszy płakały, wciąż szarpiąc swe piersi
I głośne jęki wydając bez przerwy.
       1610 Gdy on posłyszy te ciężkie westchnienia,
Złożył nad niemi swe dłonie i wyrzekł:
Dzieci, rodzica waszego już niema,
Bo wszystko moje zginęło i znoić
Dalej nie będzie was troska o ojca,
       1615 Zbyt ciężka, wiem to. Lecz jedno, jedyne
Słowo wam wasze nagrodzi zachody:
Miłości bowiem nikt takiej jak moja
Dla was nie żywił; a bez tej miłości
Przyjdzie wam dalsze snuć życie sieroce.
       1620 Słowom tym oni w wzajemnym uścisku
Wtórzyli łkaniem. A kiedy już przyszedł
Na jęki koniec i płacze zamilkły,
Nastała cisza, aż nagle głos jakiś
Dał się nam słyszeć, że strach nas ogarnął
       1625 Taki, iż włos się nastroszył na głowie.

Bo bóstwo wola kilkakroć na niego:
Edypie, o ty Edypie! Cóż zwlekasz?
Cóż nie idziemy? Ociągasz się długo!
Gdy więc on spostrzegł, że bóg go przyzywa,
       1630 Rzekł, aby Tezej się zbliżył do niego,
Co gdy się stało, wyrzecze: O drogi,
Daj moim dziewkom poręczną prawicę,
Wy dziatki jemu, i ślubuj przedemną,
Że ich nie zdradzisz z rozmysłem, że zawsze
       1635 Świadczyć im będziesz, co uznasz za dobre. —
Ten zaś, jak człowiek szlachetny, bez zwłoki
Ślubem się związał, że tak będzie działał.
Co gdy uczynił, natychmiast Edypos
W ślepe wziął dłonie swe dziatki i mówi:
       1640 O dzieci moje, nabrawszy odwagi,
Trza wam ustąpić stąd, a nie oglądać
Co się nie godzi, nie słuchać mówiących.
Więc precz już idźcie; niech świadkiem zostanie
Tezeusz, aby co zajdzie sam widział.
       1645 — My tedy takim posłuszni zleceniom
Wraz z dziewicami wśród łez i wzdychania
Poszliśmy społem. A precz ustąpiwszy,
Gdybyśmy po chwili zwrócili się, męża
Nie dojrzeliśmy już nigdzie na oczy,
       1650 A za to księcia, jak wzrok swój przysłaniał
Dłonią przy głowie, jak gdyby mu groza
Się objawiła zbyt straszna dla oczu.
A krótko potem widzimy, jak w jednej
Uczcił modlitwie on ziemię swym hołdem
       1655 I Olimp społem, dom bogów w niebiosach.
Jakim on zgonem zakończył, nikt z ludzi
Rzec by nie umiał tego, krom Tezeja,

Bo go ni boga pokonał ognisty
Grom, ani burza od morza zerwana,
       1660 Któraby nad nim zawrzała w tej chwili,
Lecz już to bogów posłaniec, lub głębie
Ciemne, rozwarłszy się pod nim życzliwie.
Bo mąż ni jęcząc ni morem znękany
Zeszedł ze świata, lecz godzien podziwu.
       1665 A jeśli myślisz, że szał mówi ze mnie,
Nie będę dalej rozprawiał daremnie.

CHÓR.

A gdzież są dzieci i inni z drużyny?

POSŁANIEC.

Dzieci snać blizko, bo jęki wyraźnie,
Że wnet nadejdą, zwiastować się zdają.

ANTYGONA.

       1670—1696 O biada! dziś nad ojca krwią
Co klątwą, klęską zionie,
Niech zabrzmi żal, zapłaczę łzą!
Bośmy już dawniej cierpiały bez miary,
A teraz zniosły, widziały przy zgonie,
Co niepodobnem do wiary.

CHÓR.

Cóż bo się stało?

ANTYGONA.

Domyśleć się łatwo.

CHÓR.

Czyż umarł?

ANTYGONA.

Jakby kto umrzeć zamarzył.

Ares go nie zmógł, ni morze zdławiło,
Lecz w głąb runął gdzieś podziemną
Tajemną siłą.
A nam w oczach groźnie, ciemno,
Bo gdzież tułaczkom po lądzie i morzu,
Życia lub strawy przysporzą?

ISMENA.

Nie wiem, niech Hades krwi żądną swą ręką
Precz mnie uniesie, bo życie mi męką.

CHÓR.

Najlepsze dziatki, nie burzcie się zbytnie
Na boga święte wyroki.
Nie próżno tutaj zawiodły was kroki.

ANTYGONA.

       1697—1723 Żal i za złem tęsknie goni,
Bo był miłym trud niemiły,
Gdym dzierżyła jego w dłoni;
Dziś cię czarne mgły owiły,
Lecz i zdala, z twej otchłani,
Bądź miłościw dla mnie, dla niej.

CHÓR.

Więc skończył?

ANTYGONA.

Czego chciał, dokonał.

CHÓR.

Cóż to?

ANTYGONA.

Jak zechciał, w obczyźnie
Zmarł i w pomrocznym legł grobie,
Tęsknotę budząc i płacze,

I nie wiem, czembym w tej ciężkiej żałobie
Takie stłumiła rozpacze.
W obczyźnie zmarłeś — o biada — z twej woli,
Żeś zmarł samotny, to boli.

ISMENA.

O nieszczęsna, jakaż nędza, jakaż klęska nas przygniecie,
Kiedy ojciec nas zostawił, nas sieroty w świecie!

CHÓR.

Skoro skończył on chwalebnie, zaniechajcie skargi, jęku,
Przecież żaden ze śmiertelnych klęsk nie ujdzie, ani lęku.

ANTYGONA.

       1724—1737 Wróćmy się, o droga, wstecz.

ISMENA.

Cóż chcesz począć siostro znów?

ANTYGONA.

Chęć mnie zdjęła.

ISMENA.

Jakaż to?

ANTYGONA.

By podziemny widzieć dom.

ISMENA.

O siostro, czyj?

ANTYGONA.

Nieszczęsna ja, gdzie ojciec mój.

ISMENA.

A czyż wolno dążyć tam?
Nie widzisz, jaki w rzeczy trud?

ANTYGONA.

Cóż złego dojrzysz w tem?

ISMENA.

I jeszcze to...

ANTYGONA.

Cóż znowu, mów!

ISMENA.

Bez grobu legł, a świadka brak.

ANTYGONA.

O wiedź mnie tam i zabij wraz!

ISMENA.

Gdzież mi się podziać, mnie samej i jednej.
Takiej bezsilnej i biednej!

CHÓR.

       1738—1753 Nie drżyjcie, drogie!

ANTYGONA.

Lecz gdzież mi ujść?

CHÓR.

Już uszło wprzód...

ANTYGONA.

Co?

CHÓR.

Twe życie zguby, klęsk.

ANTYGONA.

Mam myśl...

CHÓR.

Co w myśli ci?

ANTYGONA.

By uciec stąd do domu precz
Lecz nie wiem jak...

CHÓR.

O tem nie marz!

ANTYGONA.

Nieszczęście gnębi nas.

CHÓR.

Dręczyło także wprzód.

ANTYGONA.

To ciężkie, to nadmierne znów.

CHÓR.

Odmęty klęsk przypadły wam.

ANTYGONA.

O Zeusie, gdzież się ja podzieję?
Czyż bóg da jeszcze nadzieję?

TEZEUSZ.

Już płaczu dość, o dzieci me!
Dla niego zgon — to klęski kres,
Więc nie trza waszych łez!

ANTYGONA.

       1754—1779 Synu Aigeusa, padamy przed tobą.

TEZEUSZ.

A cóż na myśli wam?

ANTYGONA.

My chcemy widzieć ojca grób.
1 stanąć przed nim same.

TEZEUSZ.

Nie godzi się.

ANTYGONA.

Cóż rzekłeś książę, Aten królu!

TEZEUSZ.

O dzieci, prośbą ja zaklęty,
By nikt tam kroków nie wymierzył,
Nikt się nie modlił, gdzie on święty
Grób swój odzierżył.
I rzekł, że gdybym tego strzegł,
Kraj drogi mój oszczędzi znój,
A słowo doszło aż w boga okręgi,
Przed tron Zeusowej przysięgi!

ANTYGONA.

Że chciał on tak, w tem dla nas znak,
By prośby te porzucić,
Lecz daj nam ujść, ku Tebom puść,
By braci mord odwrócić.

TEZEUSZ.

O! idźcie w świat, ja spełnię rad,
Co da wam zysk, ochłodę.
Lecz wierny ślub mój sięgnie w grób,
Zmarłego nie zawiodę.

CHÓR.

Więc łez już dość i dość już jęku,
Bo los wasz w pewnem ręku.









  1. Robert odnosi tę aluzyę do dawniejszych czasów i myśli raczej o roku 506 przed Chr., wyprawie króla spartańskiego Kleomenesa, popartego przez Beotczyków, na Ateny.
  2. Plutarch wspomina tylko o odczytaniu chóru, sławiącego Ateny, co brzmi prawdopodobniej.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Sofokles i tłumacza: Kazimierz Morawski.