Dziennik Serafiny/Dnia 29. Kwietnia

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Dziennik Serafiny
Rozdział Dnia 29. Kwietnia
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1876
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Dnia 29. Kwietnia.

Schwyciłam Ciocię jeszcze w łóżku, ażeby się z nią wygadać do syta... Szczęściem Mama długo spała... Z Ciocią wszystko, wszystko mówić można.. rozumie, odgaduje... i ośmiela... Wyspowiadałam się jej tak, aby — w przypadku — co potrzeba powtórzyła Mamie... Zdaje mi się też, jeśli się nie mylę, iż musiała mieć polecenie od Mamy, aby mnie trochę wybadała... i dała mi niektóre nauki...
Dziwna rzecz, że i Ciocia zaczepiła coś o... przyszłość, o wyjściu za mąż. Powiedziałam, że jest czas na to, bom młoda... Tak — to prawda... rzekła, nawet bardzo jesteś młodziuchną, ale zupełnie rozwiniętą i wydajesz się zupełnie dojrzałą...
Temu zaprzeczyć nie mogłam...
— Wierz mi, odezwała się, że jeśli pójdziesz za radą kochającej cię matki, możesz być bardzo szczęśliwą... Nie trzeba tylko od losu wymagać aby dał od razu wszystko... — i nie zaprzątać sobie głowy kochaniem, gdy idzie o małżeństwo...
— Moja duszo — dodała, myśmy wszystkie powychodziły dla konwenansów, i ciebie to czeka. Główna rzecz, aby zyskać pozycję i dostać człowieka, któryby nie tyranizował... Twoja matka i ja trafiłyśmy nieszczęśliwie... dla ciebie poszukamy we dwie koniecznie takiego, coby cię ocenić umiał i łapki położył przed tobą...
Uściskałam Ciocię z radości...
— A serduszko — spytała — wszak zupełnie wolne?
— A... w kimże bym się mogła zakochać? rozśmiałam się... zresztą, ja o tem nie myślę...
Ściskając mnie, szepnęła mi do ucha: Jeśli to później przyjdzie... no... trzeba tylko mieć rozumek.. a można być szczęśliwą. Męża razem i kochanka dostać trudno... Ktoś to powiedział bardzo trafnie, że mężczyzna jest jak scyzoryk, którym jeśli się pióra temperuje, chleba nim krajać nie można, i odwrotnie... Mąż to nóż do chleba... kochanek... temperuje pióra.
Obróciła to w żart, alem sobie zapamiętała...
Nie wiem potem, z czego to jakoś wypadło... jakim mąż być powinien... Ciocia utrzymuje, iż głupota jest najcenniejszym w nim przymiotem; gdy się ma za rozumnego, zaraz chce przewodzić, a to rzecz niesprawiedliwa i nieznośna; bo to aksjomat, iż do nas rządy należeć powinny...
Intryguje mnie to, iż i Ciocia i Ojciec zagadują o wyjściu za mąż, przysposabiają... niezawodnie są jakieś projekta... Ja to czuję. Mais, par exemple, mam ja też moje warunki... od których nie odstąpię.
Kareta, sześć koni, liberja... pałac na wsi, piękne zimowe pomieszkanie we Lwowie... Lato u wód... Żadnych śmiesznych oszczędności co do stroju... Co kobieta warta, jeśli się ubrać nie może?
Zupełna swoboda... Zazdrośnym być nie powinien, bo to jest śmieszne... Bawić się potrzebuję... Musi być bogatym, mieć imie... a zresztą — byle nie śmieszny i nie kaleka... Od tego nie odstąpię...
Ale przecie i Ciocia i Mama tak dobrze to rozumieją jak i ja, bom te zasady wzięła od nich... Wymagać odemnie nie mogą, ażebym została męczennicą...




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.