Dziennik Serafiny/Dnia 25. Kwietnia

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Dziennik Serafiny
Rozdział Dnia 25. Kwietnia
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1876
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Dnia 25. Kwietnia.

Przez kilka dni znowu chłodno było i śnieg nawet prószył, podwieczorek więc odłożono... tak, że dopiero dziś byłyśmy u Barona... ale — ów Rządca-hrabia, na któregośmy tak były ciekawe, zrazu nie pokazał się wcale. Dwa razy posyłano po niego, przeprosił, że bardzo zajęty... Sam Baron chodził do oficyny i z niczem powrócił... Przyznam się, że zła byłam... żeby też nawet ciekawości nie miał zbliżyć się do towarzystwa... Baron się śmiał z tej dzikości... Mama ramionami ruszała... Tymczasem okoliczność zaszła, która go zmusiła widzieć się z Baronem, bo jakiś urzędnik przybył z cyrkułu... i temuśmy winne, że miałyśmy szczęście oblicze pana hrabiego oglądać..
Domyślałam się go, gdy wszedł, nie wiedząc nawet, że to on. Muszę przyznać, że choć skromnie, ale bardzo przyzwoicie wygląda. Twarz miła i szlachetna... czoło piękne, oczy czarne, nos orli, wąsik do góry podkręcony, ręce kształtne i białe... Przypatrzyłam się mu dobrze... Stanął w progu, nie racząc prawie spojrzeć na nas... dopiero gdy się Mama do rozmowy wmięszała, zwrócił oczy ku nam i ja go mojemi przeszyłam...
Nie zdawało się to na nim czynić wrażenia — ale, pierwszy raz!! Bardzo zręcznie i z tym wdziękiem, jaki Mama posiada, gdy chce... zbliżyła się do niego, prosząc grzecznie, aby jej gospodarstwo obejrzał kiedy i rozmyślił, czy by opieki nad niem przyjąć nie mógł. Odpowiedział ni to ni owo. Mama zaprosiła go na obiad... Niesłyszałam, czy się wymówił, czy przyjął...
Chcąc go sobie pozyskać, nazwała go tytułem — hrabiego, przeciwko czemu zaraz zaprotestował.
— Nie jestem hrabią, rzekł, tytuł ten dziś byłby śmiesznym... niemam do niego już ani prawa, ani pretensji; należę do tych, co nie przewodzą już, ale pracują na równi z biednymi, na kawałek chleba...
Mama powiada, że czuć obałamucenie demokracją w nim... Może być... ale ładny chłopak i w oczach wiele sprytu...
Trzeba być takiem jak ja dzieckiem, żeby się pierwszym lepszym emigrantem zajmować tak śmiesznie... ale przecież oczów sprobować muszę... a nie mam na kim...
Taki sobie rządca... to nie może mieć żadnych konsekwencyj, jużci się w nim nie zakocham...
Pilska mi różne rzeczy rozpowiada, które dają do myślenia... Wygadała się, że Mamcia, mając lat szesnaście, kochała się w guwernerze, i że go musiano odprawić, bo wziął to na serjo... a były tylko żarty... i zabawka... Otóż to nieszczęście, że podobno tacy ludzie niższej kondycji, zaraz wszystko biorą serjo... i potem kłopot... Ale ja nadto jestem ostrożną, żebym się dała uplątać... Oczyma można sobie igrać... to nie kompromituje.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.