Dziennik Dolnośląski nr 114 (47)/Nie kupować na chodniku?

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Krzysztof Baranowski
Tytuł Nie kupować na chodniku?
Podtytuł Zebrane z ulicy
Pochodzenie Dziennik Dolnośląski nr 114 (47)
Redaktor Włodzimierz Suleja
Wydawca Norpol-Press sp. z o.o.
Data wyd. 7 marca 1991
Miejsce wyd. Wrocław
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


Zebrane z ulicy


Nie kupować na chodniku?

Pół Polski śledzi z zapartym tchem zmagania warszawskiego Don Kichota. Jan Rutkiewicz, burmistrz dzielnicy Warszawa-Śródmieście, postanowił wyplenić z tej części miasta arabsko-azjatycki chwast zwany handlem ulicznym. Porwanie się na coś takiego, to gorzej niż walka z wiatrakami: to jak ucinanie łbów hydrze. Wiadomo - odrastają. Prezydent Wrocławia Bogdan Zdrojewski powinien wiedzieć o tym najlepiej, gdyż parę razy poślizgnął się na podobnej akcji. Jak tydzień długi w paru eksponowanych miejscach w naszym mieście koczują uporczywie watahy handlarzy, mimo zapowiedzi władz, że już wkrótce nastąpi koniec tego procederu.

Właśnie, na ile jest to wymagający zwalczania proceder? Komu szczególnie powinno zależeć na jego zlikwidowaniu? Kto i co na tym zyska, a także, czy ktoś straci?

Naturalnie w całej sprawie idzie przede wszystkim o pieniądze. W wyniku obrotności ulicznych kupców (życzą sobie by nazywano ich kupcami, więc zostańmy przy tym określeniu) pokaźne kwoty przeciekają przez palce miejskich skarbników. Obecnie dzienna stawka opłaty targowej od każdego kupca obnośnego wynosi 30 tys. zł, ale jest możliwa do wyegzekwowania jedynie wtedy, gdy rzeczony ustawi się na targowisku. We Wrocławiu, poza jednym, wszystkie należą do miasta. Więcej, jedynie wtedy możliwa jest jakakolwiek ewidencja jego obrotu i dochodów, z czego także magistrat winien mieć wymierne korzyści. Rzecz zatem nie w likwidacji zjawiska - argumenty o wyższości Europy nad Azją i Bliskim Wschodem brzmią cokolwiek demagogicznie - ale nadaniu takich form, które zapewniałyby miastu określone korzyści. To, niestety, Zarządowi Miasta nie wychodzi. Na XIX sesji Rady Miejskiej, wiceprezydent Krzysztof Turkowski obwiniał za to policję, która bardzo opieszale zabiera się do usuwania kupców spod DT „Renoma”, czy arkad na Świdnickiej. Zapowiadał też, że miejska służba interwencyjna zrobi to skuteczniej i zapędzi wszystkich chcących handlować na targowiska, gdzie ich miejsce i skąd nikt ich nie będzie usuwać. Nie wierzę, że zapędzi. Odrzućmy tu posądzenia o pojedynczą, czy nawet masową korupcję tych organów. Przyczyna nieskuteczności leży w prawach rynku. Ten handel dawno umarłby naturalną śmiercią, gdyby nie było nań zapotrzebowania. Fakt, że jest ono w jakiejś mierze wymuszane. W mniejszym stopniu atrakcyjną ceną i asortymentem towarów, w większym, natomiast, jego mobilnością. Podam przykład z mojej dzielnicy. Ubiegłego lata istniejące tam aż dwa sklepy spożywcze przeżywały męki prywatyzacji, co trwało parę miesięcy. Przez ten czas regularnie działał w okolicy facet z bagażową syrenką. Skoro świt parkował na chodniku i wystawiał świeże pieczywo oraz inne, codziennie potrzebne, produkty. Zniknął kiedy nowi właściciele sklepów otworzyli ich podwoje. Zapewne znalazł sobie inne osiedle, gdzie handel rozwija się równie „dynamicznie”.

Krzysztof Baranowski










Tekst udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0.
Dodatkowe informacje o autorach i źródle znajdują się na stronie dyskusji.