Dziennik Dolnośląski nr 0/Obrachunki: Z Igrzysk Solidarności
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Obrachunki: Z Igrzysk Solidarności | |
Pochodzenie | Dziennik Dolnośląski nr 0 | |
Redaktor | Włodzimierz Suleja | |
Wydawca | Norpol-Press sp. z o.o. | |
Data wyd. | 31 sierpnia 1990 | |
Miejsce wyd. | Wrocław | |
Źródło | Skany na Commons | |
| ||
Indeks stron |
Obrachunki:
Z Igrzysk Solidarności
BOGUMIŁ NOWICKI
Igrzyska Solidarności, wbrew oczekiwaniom, nie były wielką, zapierającą dech, imprezą. Okazało się, że autorytet rodzimych gwiazd i wielka idea, jeżeli nie są poparte wielkimi pieniędzmi, to zbyt mało, aby profesjonalnie zorganizować imprezę, z której polski sport mógłby być dumny.
Przyglądając się igrzyskom, odniosłem wrażenie, że jest to impreza niewiele ze sportem mająca wspólnego, organizowana za wszelką cenę przez działaczy chcących udowodnić swoją siłę i kwalifikacje. Jak mogły wyglądać całe igrzyska można było zobaczyć na motocrossie. To było superwidowisko. Oglądało je 10 tysięcy widzów. Działacze Trójmiasta, Szczecina oraz Polskiego Związku Motorowego mieli jednak w tym swój cel, ponieważ na nowym torze chcą urządzać zawody wielkiej rangi, a obserwatorem był wiceprezydent motocrossowej komisji FIM.
W zrobieniu frekwencji nie pomogły imprezy towarzyszące i szczytna idea przeznaczenia dochodów z biletów na pomoc dla dzieci specjalnej troski. Odnosiło się wrażenie, że do hal i na stadiony przychodzą jedynie zaproszeni goście, obsługa i rodziny sportowców. Brakowało natomiast widza przeciętnego, na którym przecież najbardziej zależało.
Bez wątpienia wielkim plusem imprezy był fakt, że miała swoich sponsorów, którzy pokrywali wydatki. Sami jednak niewiele zyskali, ponieważ ich „kramy” usytuowane na uboczu miasta, jeszcze przed końcem imprezy, w większości zostały zwinięte.
Lech Wałęsa, jak sam przyznał, nie pomagał w organizacji, ale jego obecność odegrała na igrzyskach niebagatelną rolę. Fotka przewodniczącego z gośćmi Andrzeja Grubby była dla Francuzów jedyną zapłatą za ich udział. Zagraniczne agencje interesowały jedynie zdjęcia z Wałęsą, trzymającym rakietę lub siedzącym za kierownicą. Już dzisiaj dyskutuje się o przyszłości „Solidarity Games”. Zdaniem ludzi znających się na sporcie, tylko impreza rangi mistrzostw kontynentu, wprzęgnięta w program, może je uratować. Waldemar Legień twierdzi, że „nie ma jeszcze w Polsce na tyle bogatych ludzi i firm, które mogą taką imprezę »pociągnąć«”. Sądzę, że w formie zaprezentowanej w Gdańsku nie mają szans się obronić. Były pierwsze, ale chyba zarazem ostatnie.
Dodatkowe informacje o autorach i źródle znajdują się na stronie dyskusji.