Dzieje stosunku wiary do rozumu/Rozdział XI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor John William Draper
Tytuł Dzieje stosunku wiary do rozumu
Podtytuł Nauka wobec cywilizacyi tegoczesnej.
Wydawca Drukarnia Narodowa w Krakowie
Data wyd. 1903
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Jan Aleksander Karłowicz
Tytuł orygin. History of the Conflict Between Religion and Science
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XI.
Nauka wobec cywilizacyi tegoczesnej.
Przykład ogólnego wpływu wiedzy z dziejów Ameryki.
Wprowadzenie nauk do Europy. — Z Hiszpanii saraceńskiej przechodzą one do Włoch górnych, przy czem nieobecność papieży, zostających w Avignonie, pomyślną się okazuje. — Skutki drukarstwa, wypraw zamorskich i reformacyi. — Założenie towarzystw naukowych we Włoszech.
Wpływ umysłowy nauki. — Zmiana sposobu i kierunku myślenia w Europie. — Prace Towarzystwa Królewskiego w Londynie i inne stowarzyszenia naukowe służyć mogą za dowód tego.
Wpływ ekonomiczny nauki wyraził się licznymi wynalazkami w mechanice i fizyce, od czternastego wieku. — Wpływ ich na zdrowie i życie domowe, na kunszta pokojowe i wojenne.
Odpowiedź na pytanie: Co nauka uczyniła dla ludzkości?

Europa w dobie reformacyi okazuje nam skutki wpływu chrześciaństwa rzymskiego na postępy cywilizacyi. Zastanowienie się zaś nad Ameryką tegoczesną dostarczy nam przykładu wpływu nauki.
W siedmnastym wieku garstka ludności europejskiej osiedliła się na zachodnim brzegu Atlantyku. Francuzi, zwabieni obfitością stokfiszów newfoundlandzkich, założyli niewielką kolonię na północ rzeki św. Wawrzyńca; Anglicy, Holendrzy i Szwedzi zajęli wybrzeża nowoangielskie i stanów środkowych; trochę Hugonotów zamieszkało w Karolinach. Pogłoski o źródle dostarczającem wieczną młodość, czyli o tak zwanej wodzie życia, przyciągnęły nieco Hiszpanów do Florydy. W głąb kraju, po za łańcuchem wsi, zbudowanych przez tych awanturników, rozciągała się obszerna i nieznana kraina, zamieszkana przez koczujących Indyan, których liczba od zatoki meksykańskiej aż do rzeki ś. Wawrzyńca nie przewyższała podobno stu ośmdziesięciu tysięcy. Od nich przybysze europejscy dowiedzieli się, że w owych pustych okolicach znajdują się jeziora słodkiej wody, oraz wielka rzeka, którą nazywali Missisipi. Niektórzy powiadali, że wpadała ona przez Wirginię do Atlantyku, inni że przerzynała Florydę, drudzy, że się wlewała do oceanu Spokojnego, a niektórzy, że dosięgała zatoki meksykańskiej. Przybywszy z krajów rodzinnych przez burzliwy Atlantyk po kilkomiesięcznej żegludze, wychodźcy ci zdawali się straconymi dla świata.
Ale przed końcem dziewiętnastego wieku potomkowie tej drobnej garstki stali się jednym z najpotężniejszych narodów na ziemi. Założyli oni rzeczpospolitą, której władza sięgała od Atlantyku do oceanu Spokojnego. Wojskami o przeszło milionie ludzi, i to nie na papierze, ale pod bronią, obalili oni wroga domowego. Zdobyli się na flotę wojenną, złożoną z siedmiuset prawie okrętów, unoszących pięć tysięcy dział, z których wiele należy do najcięższych w świecie. Ładunek tych statków dochodził pół miliona tonn. W obronie życia narodowego wydali oni w ciągu pięciu niespełna lat cztery miliardy dolarów. Popisy ludności, dokonywane peryodycznie, okazały, że ilość mieszkańców podwajała się co ćwierć wieku, stwierdzając oczekiwanie, że z końcem bieżącego stulecia dojdzie prawie stu milionów.
Głucha część świata zamieniła się w widownię przemysłu, napełniła się stukotem machin i nieustannym ruchem ludzi. Tam, gdzie się rozciągały nieprzebyte lasy, wzniosły się seciny miast i miasteczek. Handel zagarnął ogromne masy najważniejszych towarów, jak bawełna, tytuń i zboża. Kopalnie dostarczają niesłychanej ilości złota, żelaza i węgli. Mnóstwo kościołów i szkół świadczą, że wpływ duchowy ożywia te zabiegi materyalne. Komunikacye urządzone zostały znakomicie. Długość wszystkich kolei żelaznych przewyższa razem wzięte europejskie. W r. 1873 ogólna długość kolei europejskich wynosiła około czternastu i pół tysięcy mil, amerykańskich zaś przeszło szesnaście tysięcy. Jedna z nich, przebiegając cały kontynent, łączy dwa oceany.
Lecz nie same te tylko materyalne nabytki godnymi są uwagi: nasuwają się same przez się inne, moralnej i społecznej natury. Uwolniono cztery miliony czarnych niewolników. W ogóle jeżeli prawodawstwo przychylało się na czyją stronę, to chyba tylko na stronę biednych. Dążeniem jego było wydobycie ich z ubóstwa i poprawa losu. Otwarta została droga zdolnościom, bez żadnego ograniczenia. Wszystko stało się możebnem dla rozumu i przemyślności. Niektóre najważniejsze urzędy publiczne zajmowali ludzie, którzy się podnieśli z bardzo niskiego stanowiska. A jeżeli nie osiągnięto równości społecznej, co jest niepodobieństwem w krajach zamożnych i kwitnących, to przynajmniej utrzymywano ścisłą równość obywatelską.
Można wprawdzie powiedzieć, że znaczna część tej pomyślności materyalnej wynikła ze szczególnych warunków, w jakich się nie znajdował nigdy żaden naród. Widownia czynności była ogromna i pusta, cały kontynent gotowy dla pierwszego lepszego przybysza. Trzeba było tylko odwagi i pilności do przezwyciężenia natury i zagarnięcia obfitych korzyści, które nasuwała.
Ale ludzi, którzy tak skutecznie przekształcają odwieczne puszcze na siedlisko cywilizacyi, których nie odstraszają ponure lasy, rzeki, góry, straszne pustynie, którzy torują zwycięzkie swe szlaki w ciągu jednego stulecia przez całą część świata, i trzymają ją w uległości, takich ludzi ożywiać musi jakaś wielka zasada. Porównajmy z tem skutki zdobycia Meksyku i Peruwji przez Hiszpanów, którzy zniszczyli tam niepospolitą cywilizacyę, wyższą pod wielu względami od ich własnej, osiągniętą bez żelaza i prochu, a opartą na rolnictwie bez konia, wołu i pługa. Hiszpanie mieli jasną podstawę działania i nigdzie żadnej przeszkody na swej drodze. A jednak zniszczyli wszystko, czego dokonali krajowcy amerykańscy. Wytępili miliony ich swojem okrucieństwem. Narody żyjące, od wielu wieków w zadowoleniu i pomyślności, pod władzą praw, odpowiednich ich duchowi, a wyrobionych przez dzieje, pogrążone zostały w bezrząd; lud popadł w zgubną zabobonność, a większa część ziemskiej i innej jego własności dostawała się w ręce kościoła katolickiego.
Wybrałem przykład powyższy z dziejów amerykańskich, woląc go nad inne, któreby się znalazły w historyi Europy, a to dlatego, iż okazuje on działanie zasady czynnej, najmniej hamowanej przez wpływy postronne. Postęp zaś polityczny Europy mniej przedstawia prostoty od amerykańskiego. Przed rozpatrzeniem dróg jego i wyników opowiem pokrótce, jakim sposobem zasada naukowości weszła do Europy.





Wprowadzenie wiedzy do Europy.

Wyprawy krzyżowe w ciągu długich lat nie tylko dostarczały Rzymowi znacznych pieniędzy, płynących ze strachu lub pobożności narodów chrześciańskich, lecz także podniosły władzę papiezką do bardzo niebezpiecznego stopnia. Z dwoistych rządów, ciążących nad całą Europą, duchowny otrzymał przewagę; świecki zaś zostawał względem niego w stanie prawie służebności.
Ze wszystkich stron, pod wszelkimi pozorami, strumienie złota przypływały ciągle do Włoch. Świeccy władcy spostrzegli nareszcie, że dla nich pozostawały szczupłe i wyczerpane dochody. Filip Piękny, król francuski (r. 1300), postanowił nie tylko wstrzymać ten odpływ, zabraniając wywozu złota i srebra bez jego pozwolenia, ale nakazał, aby duchowieństwo i dobra kościelne opłacały podatki na równi z innymi. Sprowadziło to zawziętą walkę z papieztwem. Król został wyklęty, a w odwet oskarżył papieża Bonifacego VIII o bezbożność, domagając się, aby został osądzony przez sobór powszechny. Posłał kilku zaufanych ludzi do Włoch; ci porwali Bonifacego z jego pałacu w Anagnii i tak się z nim obchodzili, że po kilku dniach umarł. Następny papież Benedykt XI został otruty.
Król francuski postanowił oczyścić i zreformować papieztwo; chciał, aby na przyszłość przestało ono być własnością kilku rodzin włoskich, które zręcznie przebijać umiały łatwowierność Europy na pieniądze; chciał, aby wpływ francuski w niem przeważał. Porozumiał się przeto z kardynałami; na stolicę rzymską wyniesiony został arcybiskup francuski; przyjął on imię Klemensa V. Dwór papiezki przeniósł się do Avignionu we Francyi, a Rzym przestał być stolicą chrześciaństwa.
Upłynęło siedmdziesiąt lat zanim rządy papiezkie wróciły do wiecznego miasta (r. 1376). Wynikłe stąd zmniejszenie ich wpływu na półwysep dało powód do obudzenia ważnego w dziejach ruchu umysłowego, który się zaraz objawił w większych miastach handlowych Włoch górnych. Jednocześnie zaszły też inne pomyślne wypadki. Wpływ wypraw krzyżowych zachwiał wiarę w całem chrześciaństwie. W czasach, gdy wierzono powszechnie, że bitwa jest sądem bożym, wojny te zakończyły się właśnie pozostawieniem ziemi świętej w rękach Saracenów; liczni wojownicy chrześciańscy, wracający z za morza, nie wahali się przyznać, że przeciwników swoich znajdowali nie takimi, jak ich kościół malował, ale mężnymi, rycerskimi, sprawiedliwymi. Rozszerzało się tymczasem po wesołych miastach Francyi południowej zamiłowanie literatury romantycznej; wędrowni trubadurowie śpiewali pieśni nie tylko o miłości i czynach wojennych: zwrotki ich często opiewały straszliwe okrucieństwa, których się dopuszczały władze papiezkie podczas morderstw religijnych w Langwedocyi; nieraz też zaczepiały one o nieprawne miłostki duchownych. Przyniesiono z saraceńskiej Hiszpanii piękną i szlachetną myśl rycerstwa, a z nią wzniosłe poczucie „honoru osobistego“, które z czasem wytworzyło odrębny zupełnie kodeks dla Europy.
Powrót papieztwa do Rzymu wcale nie przywrócił dawnego wpływu papieży na półwysep włoski. Przeszły dwa pokolenia od ich wyjazdu; gdyby nawet wróciły z całą dawną potęgą, nie zdołaliby się oprzeć postępowi umysłowemu, który się dokonał w ich nieobecności. Ale papieztwo wróciło nie aby panować, lecz aby doznawać wewnętrznego rozdarcia, w postaci wielkiej schizmy. Kłótnia skończyła się na obiorze dwóch papieży; później bywało i trzech, a każdy chciał rządzić duchowieństwem i wyklinał współzawodnika. Oburzenie ogarnęło wkrótce całą Europę; uczuwano konieczność położenia końca temu haniebnemu widowisku. Bo jakże utrzymać się mógł dogmat namiestnictwa bożego na ziemi, a także nieomylności papieża, w obec podobnego zgorszenia? To było przyczyną domagania się najrozumniejszych duchownych owego czasu, (które, na nieszczęście Europy, nie mogło przyjść do skutku), aby sobór powszechny uczynić stałym sejmem religijnym całego świata, z papieżem, jako głównym urzędnikiem wykonawczym na czele. Gdyby zamiar ten się urzeczywistnił, nie byłoby dzisiaj żadnych zatargów nauki z religią; wybuch reformacyi dałby się uniknąć; nie mielibyśmy wreszcie kłócących się sekt protestanckich. Ale sobory w Kostnicy i Bazylei nie zdołały zrzucić jarzma włoskiego, a tem samem dojść do pomyślnego skutku.
Tak więc katolicyzm słabnął; jednocześnie ze zmniejszaniem się ołowianego nacisku jego, podnosił się umysł ludzki. Saraceni wynaleźli sposób robienia papieru z gałganów płóciennych i z bawełny. Wenecyanie przywieźli z Chin do Europy sztukę drukarską. Pierwszy z tych wynalazków niezbędnym był dla drugiego. Tym sposobem osnuło się zespolenie umysłowe całej ludzkości, któremu nic zaszkodzić nie mogło.
Wynalezienie druku zadało dotkliwy cios katolicyzmowi, który oddawna zagarnął sobie niezmiernie ważny monopol pośrednictwa międzynarodowego. Z głównego siedliska jego można było rozsyłać rozkazy do wszystkich władz kościelnych i ciskać gromy ze wszystkich kazalnic. Druk zniszczył tę wyłączność, wraz z niesłychaną potęgą, której dostarczał. W czasach nowożytnych wpływ ambony osłabł zupełnie; kazalnicę całkowicie zastąpiły dzienniki.
Katolicyzm jednakże nie bez walki ustępował dawne swoje nabytki. Jak tylko wyszła na jaw nieunikniona dążność nowego kunsztu, ucieczono się zaraz do ograniczenia jej zapomocą cenzury. Nakazano, aby drukując książkę, uzyskiwano na to pozwolenie; a w tym celu trzeba było, aby dzieło zostało przeczytane, rozważone i zatwierdzone przez duchowieństwo. Potrzeba tedy było posiadać zaświadczenie, że było pobożnem i prawowiernem. Roku 1501 Aleksander VI ogłosił bullę, wyklinającą drukarzy, szerzących szkodliwe nauki. Roku 1515 sobór laterański zabronił drukowania książek, któreby nie były przejrzane przez cenzorów duchownych, pod karą klątwy i grzywien; cenzorom zalecono, aby „najpilniej doglądali, iżby nie drukowano nic przeciwnego religii prawowiernej“. Obawiano się tedy rozpraw religijnych, lękano się, aby prawda na wierzch nie wypłynęła.
Jednakże zawzięty ten opór pozostał bezowocnym. Zespolenie umysłowe ludzkości zostało zapewnione na zawsze. Doszło ono szczytu w naszych dziennikach, które codziennie dostarczają jednoczesnych wiadomości ze wszystkich stron świata. Czytanie stało się powszechnem zajęciem. W społeczeństwie starożytnem sztukę tę posiadało stosunkowo bardzo niewielu. Tegoczesne, zawdzięcza tej właśnie zmianie najbardziej charakterystyczne swe znamiona.
Takie to było następstwo wprowadzenia do Europy sztuki wyrabiania papieru i prasy drukarskiej. Podobnież rozpowszechnienie kompasu morskiego wydało znakomite owoce materyalne i duchowe. Takiemi były: odkrycie Ameryki skutkiem współzawodnictwa Wenecyan i Genueńczyków w handlu indyjskim; opłynięcie Afryki przez De Gamę; opłynięcie ziemi przez Magellana. Co do tego ostatniego czynu, najwspanialszego z dokonanych przez człowieka, należy przypomnieć, że katolicyzm nieodwołalnie potępił siebie dogmatem o płaskości ziemi, o niebie opartem na widnokręgu i o piekle pod ziemią. Niektórzy ojcowie kościoła, których powagę poczytywano za najwyższą, dostarczyli znanych już nam dowodów filozoficznych i religijnych przeciw kulistości. Ale spór niespodzianie się zakończył i pokazało się, że kościół błądził.
Sprostowanie tej pomyłki geograficznej nie jedynym było wynikiem trzech tych podróży. Duch Kolumba, De Gamy i Magellana natchnął wszystkich przedsiębiorczych ludzi zachodniej Europy. Społeczeństwo żyło dotychczas pod hasłem „wierność królowi, posłuszeństwo kościołowi“. Żyło więc dla innych, tylko nie dla siebie. Polityczne następstwa tej zasady najbardziej się uwydatniły w krucyatach. Tysiące ludzi padło w wojnach, które nie mogły przynieść ludom żadnego pożytku, a które się skończyły ostatecznem niepowodzeniem. Doświadczenie przekonało, że wygrali tu jedynie papieże, kardynałowie i inni duchowni rzymscy, oraz weneccy właściciele okrętów. Lecz gdy się dowiedziano, że skarby Meksyku, Peruwii i Indyj mogą się dostać w udziale każdemu, komu nie brak męztwa, to wówczas uczucia, ożywiające niespokojną ludność Europy nagle się zmieniły. Słuchano wszędzie z zapałem przygód Corteza i Pizarra. Miejsce uniesień religijnych zajął popęd do zamorskich wędrówek.
Postanowiwszy odszukać zasady, leżącej na dnie tych dziwnych zmian społecznych, które teraz zachodziły, znajdziemy ją bez trudności. Dotychczas każdy poświęcał swe usługi jakiemuś panu, feudalnemu lub kościelnemu; teraz zaś postanowił sam zbierać owoce własnej pracy. Indywidualizm zaczął przeważać; wierność z czynu przechodzić w uczucie. Zobaczymy, jak się rzeczy miały w kościele.
Indywidualizm zasadza się na pojęciu, że człowiek powinien być panem samego siebie, że powinien posiadać wolność wyrabiania własnych poglądów, oraz wykonywania swych postanowień. Tym sposobem dochodzi on zawsze do współzawodnictwa z innymi, a życie jego jest rozwojem energii.
Usunięcie wiekowego zastoju z życia europejskiego, nagłe ożywienie tego, co dotąd było bezwładnem ciałem, udzielenie mu indywidualizmu, wszystko to równało się wypowiedzeniu walki ugniatającym świat wpływom. Już przez ciąg czternastego i piętnastego wieku niemiłe utarczki zapowiadały nadejść mające wypadki. Nareszcie na początku szesnastego wieku (1517) przyszło do walki. Indywidualizm uosobił się w upartym mnichu niemieckim, a skutkiem tego, może i z konieczności, wywalczył swe prawa w zakresie teologicznym. Stoczono nasamprzód kilka wstępnych utarczek o odpusty i inne drobniejsze sprawy; ale wkrótce wyszła na jaw istotna przyczyna zatargu. Marcin Luter oświadczył, że nie chce myśleć tak, jak nakazywała zwierzchność kościelna w Rzymie, utrzymując, że posiada niezaprzeczone prawo pojmowania biblii po swojemu.
Na pierwszy rzut oka Marcin Luter wydał się Rzymowi pospolitym, krnąbrnym, kłótliwym mnichem. Gdyby się inkwizycyi udało złapać go, toby się prędko z nim załatwiła; lecz gdy się spór zaciągnął, spostrzeżono, że Marcin stoi nie sam jeden. Tysiące ludzi, jak on mężnych, biegło mu na pomoc; podczas gdy on wchodził w szranki z pismem i słowem, tamci popierali tezy jego orężem.
Obelgi, które miotano na Lutra i postępki jego, były równie gwałtowne, jak śmieszne. Twierdzono, że ojciec jego nie był małżonek jego matki, ale przebrzydły inkubus, który ją uwiódł; że po dziewięcioletniej walce z własnem sumieniem stał się bezbożnikiem; że zaprzeczał nieśmiertelności duszy; że pisał hymny na cześć pijaństwa, nałogu, któremu się stale oddawał; że bluźnił na pismo święte, a szczególnie na Mojżesza; że nie wierzył ani trochę w to, co opowiadał; że list ś. Jakóba nazywał błahostką; a nadewszystko, że reformacya była dziełem nie jego, ale jakiegoś astrologicznego zestawienia gwiazd. Powtarzano zresztą pomiędzy duchowieństwem rzymskiem, że Erazm zniósł jaja reformacyi, a Luter je wysiadywał.
Rzym nasamprzód zrobił pomyłkę przypuszczając, że nie było w tem nic więcej, jak przypadkowy wybuch; nie zdołał pojąć, że w samej rzeczy było to dojrzałością ruchu wewnętrznego, który przez dwa wieki burzył się w Europie i co godzina wzrastał na siłach; że, jeśli nie co innego, to samo istnienie trzech naraz papieży i przeto troistych obowiązków, zmusiłoby ludzi do myślenia, rozbierania i samodzielnego wnioskowania. Sobory kostnicki i bazylejski przekonały, że istnieje władza wyższa od papiezkiej. Długie i krwawe wojny, które potem nastąpiły, zakończyły się pokojem westfalskim; doszło do tego nareszcie, że środkowa i północna Europa zrzuciła z siebie jarzmo umysłowe Rzymu, że indywidualizm dopiął swego i ustalił prawo dla każdego człowieka, iż mógł myśleć sam za siebie.
Niepodobieństwem było jednakże, aby wywalczenie tego prawa sądu osobistego zakończyć się miało odrzuceniem tylko katolicyzmu. Na samym początku ruchu wielu z najwydatniejszych ludzi, jak np. Erazm, jeden z pierwszych jego przywódców, usunęli się na stronę. Spostrzegli oni, że niektórzy z reformatorów czuli głęboki wstręt do nauki, obawiali się więc popaść pod samowolę bigoteryi. Stronnictwo protestanckie bowiem, rozpocząwszy istnienie od niezgód i rozdziału, musiało z kolei uledz działaniu tychże zasad. Rozsypanie się więc na liczne pomniejsze sekty stało się nieuniknionem. Te zaś, nie mając się czego obawiać od potężnego swego przeciwnika włoskiego, rozpoczęły podjazdową wojnę pomiędzy sobą. Gdy więc w jakim kraju wprzód jedna, a potem druga sekta dochodziła do władzy, to się zaraz plamiła okrucieństwami nad współzawodniczką. Zawziętość odwetu, występująca każdy raz, gdy z biegiem wypadków uciśnieni brali górę nad uciskającymi, przekonała walczących sekciarzy, iż powinni przeciwnikom przyznać to, czego się sami dla siebie dobijali; a tak z tych zamieszek i prześladowań wylęgła się wielka zasada tolerancyi. Ale tolerancya jest tylko stopniem przejściowym; a ponieważ rozkład moralny protestantyzmu posuwa się ciągle dalej, to stan ten doprowadzi do czegoś wyższego i wznioślejszego, do tego, o czem marzyła filozofia przez całe dzieje świata, do takiego stanu społecznego, w którym myśl cieszyć się będzie zupełną wolnością. Tolerancya, gdy nie jest wynikiem strachu, pochodzić może tylko od takich, co zdolni są szanować cudze przekonanie. Wyniknąć więc może jedynie z filozofii. Dzieje aż nadto wyraźnie świadczą, że fanatyzm przez filozofię bywa powstrzymywany i wykorzeniany.
Wyraźnym celem reformacyi było usunięcie z chrześciaństwa pogańskich wyobrażeń i obrzędów, wszczepionych przez Konstantyna i jego następców, w myśli pogodzenia go z cesarstwem rzymskiem. Protestanci pragnęli przywrócić w niem pierwotną czystość; dlatego to, odbudowując dawne pojęcia, obalili wszystkie takie praktyki, jak cześć N. Panny i świętych.
Wiedza Arabów przyszła w ślad za napływem ich piśmiennictwa, które przedzierało się do Europy dwoma drogami: przez południe Francyi i Sycylię. Korzystając z wygnania papieży do Avignonu i z wielkiej schizmy, zagnieździła się w górnych Włoszech. Filozofia Arystotelesa, uogólniająca, czyli indukcyjna, przybrana w szatę saraceńską przez Awerroesa, pozyskała sobie wielu utajonych, a nie mało i jawnych zwolenników. Znalazła ona dużo umysłów chętnych do przyjęcia i zdolnych do ocenienia jej. Pomiędzy takiemi był Leonard da Vinci, który głosił zasadę, że doświadczenie i dostrzeganie są jedynemi pewnemi podstawami rozumowania naukowego; że doświadczenie jest jedynem wiarogodnem tłumaczeniem przyrody i niezbędnem do zbadania praw jej. Dowiódł on, że prostokątne działanie dwóch sił na dany punkt wyraża się przekątną prostokątu, którego boki przedstawiają te siły. Przejście ztąd do prawa sił nieprostokątnych było bardzo łatwem. Toż samo odkrył na nowo w sto lat potem Stevinus i zastosował do wyjaśnienia sił mechanicznych. Da Vinci podał jasne wytłumaczenie sił działających pochyło na dźwignię; odkrył prawa tarcia, wyłożone później przez Amontonsa i zrozumiał zasadę wirtualnej, czyli przygotowanej chyżości. Zastanawiał się nad warunkami posuwania się ciał po pochyłej płaszczyznie i łukach koła; wynalazł kamerę-obskurę; zapatrywał się racyonalnie na wiele zadań fizyologicznych, oraz uprzedził niektóre ważne wnioski geologii tegoczesnej, jak np. o istocie szczątków kopalnych i o wznoszeniu się lądów. Wyjaśnił także odbijanie światła ziemskiego przez księżyc. Zadziwiająco giętki geniusz jego odznaczył się w rzeźbie, budownictwie i mechanice; biegłym też był w astronomii, anatomii i chemii ówczesnej. W malarstwie współzawodniczył z Michałem Aniołem; idąc z nim na wyścigi, odniósł powszechnie uznawane zwycięstwo. Jego „Ostatnia Wieczerza“, na ścianie referektarza klasztoru dominikańskiego ś. Maryi delle Grazie, dobrze jest znana z licznych sztychów i kopij.
Raz mocno się zakorzeniwszy we Włoszech północnych, nauka wkrótce rozciągnęła swą władzę na cały półwysep. Wzrastająca liczba jej zwolenników odbiła się w powstawaniu i szybkiem mnożeniu się towarzystw uczonych. Naśladowały one stowarzyszenia maurytańskie, istniejące dawniej w Granadzie i Kordowie. Jak gdyby dla uwiecznienia drogi, którędy przybyły wpływy cywilizacyjne, Akademia tuluzka, założona r. 1345, przeżyła aż do naszych czasów. Kształciła ona zresztą tylko literaturę nadobną Francyi południowej i słynęła pod dziwacznem mianem „Akademii igrzysk Flory“. Pierwsze stowarzyszenie dla postępu nauk fizycznych, zwane Academia secretorum naturae, założył w Neapolu Baptysta Porta. Tiraboschi powiada, że władze kościelne ją rozwiązały. Lynceanę założył książe Fryderyk Cesi w Rzymie; godło tej akademii wskazywało najlepiej cel jej: ostrowidz (lynx) z oczami wlepionemi w niebo rozrywa pazurami trzygłowego Cerbera. Akademia del Cimento, założona r. 1657 we Florencyi, odbywała posiedzenia w pałacu książęcym. Trwała ona lat dziesięć; a rozwiązana została na żądanie kuryi rzymskiej; w nagrodę za to brat wielkiego księcia mianowany został kardynałem. Liczyła ona w gronie swojem nie jednego znakomitego człowieka, jak np. Torricellego, Castellego. Warunkiem przypuszczenia do niej było wyrzeczenie się wszelkiej wiary i postanowienie badania prawdy. Podobne stowarzyszenia wyprowadzały zwolenników nauki z odosobnienia, w jakiem dawniej pozostawali, a ułatwiając wzajemne stosunki i porozumienie, wszystkim dodawały dzielności i siły.



Wpływ umysłowy nauki.

Wracając ze zboczenia, w którem podałem rys dziejowy okoliczności, wśród których wiedza zawitała do Europy, przechodzę obecnie do rozważenia sposobu jej działania i skutków.
Wpływ wiedzy na cywilizacyę nowożytną był dwojaki: 1. Umysłowy i 2. Ekonomiczny. Rozpatrzymy oba te objawy.
We względzie umysłowym wiedza obaliła powagę tradycyi. Odmówiła bezdowodnego przyjmowania słów wielkiego mistrza, jakiekolwiekby imię jego znakomitem i czczonem było. Warunek przyjęcia do włoskiej akademii del Cimento, oraz godło przyjęte przez królewskie towarzystwo londyńskie, uwidoczniają stanowisko, jakie zajęła w tym względzie.
Odrzuciła ona nadto nadprzyrodzoność i cudowność, jako dowody w rzeczach fizycznych. Usunęła dowody ze znaków niebieskich, jakich starożytni żydzi używali i zaprzeczyła, iżby można dowieść cośkolwiek wyjaśnieniem czegoś innego, usuwając tym sposobem logikę, która przez tyle wieków cieszyła się powodzeniem.
W dochodzeniach fizycznych drogą postępowania jej było przekonanie się o wartości każdego wniesionego przypuszczenia przez dokonanie odpowiednich obliczeń, na podstawie lub zasadzie tego przypuszczenia, a później przez zrobienie doświadczenia lub spostrzeżenia dla upewnienia się, czy wyniki takowych zgadzają się z wynikami obliczenia. Jeżeli się nie zgadzały, to przypuszczenie odrzucano.
Przytaczamy tu parę przykładów tego sposobu postępowania.
Newton, domyślając się, że wpływ przyciągania ziemi czyli jej ciążenie, sięgać może aż do księżyca i stanowić siłę, która go zmusza do obiegania około ziemi, obrachował, że odbywając tę drogę, księżyc zbaczał ze stycznej trzynaście stóp na minutę; ale obliczywszy przestrzeń, jakąby spadające na powierzchnie ziemi ciała przebiegały na minutę i zmniejszając takową w stosunku odwrotnych kwadratów, przekonał się, że przyciąganie na drodze księżyca kazałoby ciału zboczyć przeszło piętnaście stóp. Dlatego Newton do czasu uważał hipotezę swoją za niedowiedzioną. Zdarzyło się jednak, że wkrótce potem Picard dokonał ściślejszego obrachowania stopnia; to zmieniło domniemany obszar ziemi, oraz odległość księżyca, którą mierzono promieniami ziemi. Newton ponowił obliczenia i, jak to opowiedziałem wyżej, przewidując, że rachunki wkrótce się zejdą, uległ takiemu wzruszeniu, że musiał poprosić przyjaciela aby ich dokończył. Przypuszczenie utrzymało się.
Drugi przykład dostatecznie wyjaśni metodę, o której mówimy. Dostarczy go nam teorya chemiczna o flogistonie. Stahl, jej twórca, twierdził, że istnieje pierwiastek palny, który przezwał flogistonem, mający własność łączenia się z innemi ciałami. Otóż gdy się z nim łączyło to, co dziś nazywamy niedokwasem metalicznym, to powstał metal: gdy zaś flogiston usunięto, metal wracał do swojego ziemistego czyli utlenionego stanu. Według tej zasady przeto metale były ciałami złożonemi z flogistonu i ziemi.
Ale w ciągu ośmnastego wieku wprowadzono wagi do poszukiwań chemicznych. Otóż, gdyby teorya flogistyczna była prawdziwą, toby się okazać musiało, że metal jest cięższym od swego niedokwasu, gdyż zawierałby coś dodanego do tego ostatniego, mianowicie flogiston. Lecz przeważywszy kawałeczek metalu, oraz wytworzony zeń niedokwas, okazuje się, że ten ostatni jest cięższym, a więc teorya flogistyczna upada. Nie dosyć na tem, ciągnąc dalej badanie, można dowieść, że ten niedokwas, czy też wapno, jak go naówczas nazywano, stał się cięższym przez połączenie się z jednym ze składników powietrza.
Zwykle przypisują Lavoisierowi sprawdzające to doświadczenie; ale fakt, że waga metalu wzrasta przy spalaniu, wiadomym był dawniejszym uczonym europejskim i dobrze znanym chemikom arabskim. Lavoisier pierwszy ocenił wielką jego doniosłość. W jego rękach dokonał fakt ten przewrotu w chemii.
Zarzucenie teoryi flogistycznej jest przykładem gotowości, z jaką się nauka wyrzeka swoich hipotez, gdy się przekona, że się nie zgadzają z faktami. Powaga i tradycya nic tu nie znaczą. Każda rzecz ustala się odwołaniem do przyrody. Zgodzono się bowiem, że odpowiedzi, których udziela czynnemu jej badaniu, zawsze są prawdziwe.
Porównywając tedy zasady filozoficzne, na których się rozwijała nauka, z podstawami, na których klerykalizm spoczywał, dostrzegamy, że gdy pierwsza odrzucała tradycyę, dla tego ostatniego była ona główną podporą; gdy pierwsza zasadzała się na zgodności obliczenia z dostrzeżeniem, czyli na odpowiedniości rozumowania z czynem, ostatni opierał się na tajemniczości. Gdy pierwsza po prostu odrzucała własne teorye, jeźli się przekonywała, że takowe się nie zgadzały z przyrodą, ostatni szukał zasługi w wierze, która ślepo przyjmowała rzeczy niepojęte, i z upodobaniem zanurzała się w „sprawy przechodzące rozum“. Rozbrat pomiędzy niemi wzrastał nieustannie. Z jednej strony wyrabiało się uczucie pogardy, z drugiej nienawiści. Bezstronni widzowie jednozgodnie dostrzegali, że wiedza szybko podkopuje klerykalizm.
Matematyka tedy stała się głównem narzędziem poszukiwań naukowych, oraz umiejętnego rozumowania. Z jednej strony, można powiedzieć, sprowadziła ona działania umysłowe do procesu mechanicznego, gdyż jej symbole często oszczędzały trudu myślenia. Przyzwyczajenie do ścisłości rozumowania, które wyrabiała, odbiło się też na innych gałęziach wiedzy i sprawiło przewrot w świecie myśli. Niepodobna już odtąd było przestawać na cudownych dowodach, ani na tej logice, na której się opierano przez ciąg wieków średnich. Tym sposobem matematyka wpłynęła nietylko na sposób myślenia, ale i na kierunek myśli. Przekonać się o tem możemy, porównywując przedmioty, roztrząsane przez różne stowarzyszenia naukowe, z rzeczami, które zaprzątały uwagę wieków średnich.
Zastosowanie matematyki nie ograniczało się sprawdzaniem teoryi; jak wiemy, dostarczała ona także możności przepowiadania tego, co jeszcze dostrzeganem nie było. Odpowiadało to niejako proroctwom kościoła. Odkrycie Neptuna daje nam tego rodzaju przykład z astronomii, a odkrycie załamania ostrokręgowego z optycznej teoryi falowania.
Podczas gdy znakomite to narzędzie myśli doprowadziło przyrodoznawstwo do tak znakomitego rozwoju, samo ono rozwijało się także, a raczej udoskonalało się. Rzućmy okiem na jego postępy.
Początków algebry dopatrzeć można w dziełach Diofanta z Aleksandryi, który przypuszczają, że żył w drugim wieku naszej ery.
W tamecznej szkole egipskiej Euklides pierwej jeszcze zgromadził główne zasady geometryi i ułożył je w porządku logicznym. Archimedes w Syrakuzach usiłował rozwiązywać wyższe zagadnienia drogą egzhaustyi czyli wyczerpywania. Taka była dążność ogólna, że gdyby opieka nad naukami nie ustała, niezawodnieby wynaleziono algebrę.
Początki algebry zawdzięczamy Arabom; od nich też mamy nazwę tej gałęzi matematyki. Do pozostałości po szkole aleksandryjskiej starannie dodali oni odpowiednie ulepszenia indyjskie i udzielili nauce pewnej łączności i kształtu. Znajomość jej w takiej postaci przedarła się nasamprzód do Włoch, około początku trzynastego wieku. Lecz zwróciła tak mało na siebie uwagi, że blisko trzysta lat upłynęło, zanim się ukazało w Europie pierwsze dzieło algebraiczne. W r. 1496 Paccioli ogłosił księgę pod napisem „Arte maggiore“ czyli „Alghebra“. Roku 1501 medyolańczyk Cardan podał sposób rozwiązania równań trzeciego stopnia; innych udoskonaleń dostarczyli Scypion Ferreo, 1508 Tartalea, Vieta. Później Niemcy wzięli tę umiejętność w swoje ręce. Znaki ówczesne bardzo były niedokładne.
Ukazanie się Geometryi Kartezyusza, zawierającej zastosowanie algebry do określenia i zbadania linij krzywych (1637), stanowi epokę w dziejach umiejętności matematycznych. Dwa lata przed tem ukazało się dzieło Cavalierego O niepodzielnych. Metodę jego ulepszali Torricelli i inni. Teraz już otwarta była droga dla rozwoju rachunków nieskończenie małych, dla metody fluksyi Newtona, oraz dla całkowitego i różniczkowego rachunku Leibnitza. Newton, chociaż doszedł teoryi fluksyi od lat wielu, ogłosił ją dopiero roku 1704; niedokładność znaków, których używał, bardzo opóźniła zastosowanie jego metody. Tymczasem, głównie skutkiem świetnego rozwiązania niektórych wyższych zagadnień, dokonanych przez Bernouillich, rachunek Leibnitza został na kontynencie powszechnie przyjęty i udoskonalony przez wielu matematyków. Od tej chwili rozpoczął się niezwykły rozkwit nauki i trwał przez całe stulecia. Do twierdzenia dwumianu, odkrytego poprzednio przez Newtona, Taylor dodał w swej „Metodzie przyrostków“ słynne twierdzenie, które nosi jego imię. Było to w r. 1715. Rachunek cząstkowych różniczek wprowadzony został przez Eulera w r. 1734. D’Alembert go rozszerzył, a Euler i Lagrange dodali rachunek zmiennych czyli waryacyjny, Lagrange zaś metodę funkcyi pochodnych w r. 1772.
Lecz nietylko Włochy, Niemcy, Anglia i Francya brały udział w tym znakomitym postępie matematyki; Szkocya dodała nowy klejnot do wieńca umysłowego, który skroń jej zdobi, potężnym wynalazkiem logarytmów przez Napiera z Merchistonu. Niepodobna dać należytego wyobrażenia o naukowej doniosłości nieporównanego tego wynalazku. Każdy tegoczesny fizyk i astronom z całego serca powtórzy z Briggsem, profesorem matematyki w kollegium Greshama, wykrzyknik jego: „Nigdy nie widziałem książki, któraby się mnie więcej podobała i więcej zadziwiła!“ Nie bez powodu nieśmiertelny Kepler uważał Napiera „za największego męża swojego czasu w zawodzie, któremu poświęcił swe zdolności“. Napier umarł r. 1617. Nie będzie w tem przesady, gdy powiemy, że ten wynalazek, skracając pracę, podwoił życie astronomów.
Lecz tutaj muszę się zatrzymać. Muszę przypomnieć sobie, że obecnym celem moim nie jest przedstawienie dziejów matematyki, lecz rozważenie, ile wiedza się przyczyniła do postępu cywilizacyi. Tu więc samo przez się wraca pytanie: Jak to się stało, że kościół nie wydał żadnego matematyka przez ciąg dwunastowiekowych samowładnych swych rządów?
Zapytanie to może być uczynionem przynajmniej co do czystej matematyki. Poświęcenie się tej umiejętności nie wymaga środków, któreby mogły być niedostępnymi dla większości. Astronomia nie może się obejść bez obserwatoryum, chemia bez laboratoryum; matematyka zaś potrzebuje tylko zamiłowania i trochę książek. Nie wymaga ona ani wielkich wydatków, ani posług pomocników. Zdawałoby się, iż nic nad nią nie mogłoby być stosowniejszego, nic przyjemniejszego nawet w zaciszu życia klasztornego.
Mielibyśmy odpowiedzieć na to z Euzebiuszem: „Właśnie przez wzgardę ku tej bezużytecznej robocie tak mało się temi sprawami zajmujemy; nasze dusze skierowane są ku lepszym rzeczom“.
Władze kościelne od samego początku wystąpienia wiedzy zrozumiały, że zasady, które szerzyła, zgoła nie dawały się pogodzić z ówczesną teologią, gdyż pośrednio lub bezpośrednio przeciwko niej występowały. Nienawiść duchownych ku naukom doświadczalnym tak była wielka, że się im zdawało, iż odnieśli znaczną korzyść ze skasowania akademii del Cimento. Uczucie to żywił nie sam tylko katolicyzm. Po założeniu Królewskiego Towarzystwa londyńskiego nienawiść teologiczna rzuciła się na nie z taką zajadłością, że niezawodnie musiałoby upaść, gdyby król Karol II nie okrył go swą jawną opieką. Oskarżono je o chęć „zburzenia istniejącej religii, sponiewierania uniwersytetów i obalenia odwiecznej a gruntownej uczoności“.
Dosyć jest przejrzeć prace tego towarzystwa, aby się przekonać, ile uczyniło ono dla postępu ludzkości. Zawiązało się ono r. 1662 i nigdy nie traciło z oczu całego ruchu naukowego, oraz odkryć, które odtąd czyniono. Wydało „Principia“ Newtona; dopomagało wyprawie Halleya, pierwszej urządzonej przez rząd; czyniło doświadczenia nad przelewaniem krwi i uznało Harweya odkrycie jej krążenia. Zachęta, której udzieliło szczepieniu ospy, skłoniła królowę Karolinę do zrobienia doświadczenia na sześciu zbrodniarzach, a później do poddania własnych dzieci tej operacyi. Za jego także zachętą Bradley dokonał znakomitego odkrycia aberracyi gwiazd stałych, oraz nutacyi czyli kołysania się osi ziemskiej; tym dwom odkryciom, powiada Delambre, zawdzięczamy ścisłość tegoczesnej astronomii. Przyczyniło się ono również do ulepszenia termometru, oraz chronometru, za pomocą zegarka Harrisona. Ono też wprowadziło do Anglii r. 1752 kalendarz gregoryański, pomimo gwałtownego oporu duchownych. Niektórzy członkowie jego prześladowani byli na ulicach przez ciemny i rozwścieczony motłoch, któremu się zdawało, że mu wydarto jedenaście dni życia; potrzeba było ukrywać imię uczonego Jezuity Walmesleya, który wielce się zajmował tą sprawą; a gdy się zdarzyło, że Bradley umarł w czasie tego zaburzenia, twierdzono, że to była kara boska za jego występek!
Gdybym postanowił uczcić zasługi tego znakomitego towarzystwa, tobym musiał poświęcić nie jedną stronicę takim przedmiotom, jak achromatyczny teleskop Dollonda; Ramsdena przyrząd do dzielenia, który pierwszy nadał ścisłość dostrzeżeniom astronomicznym; wymierzenie stopnia powierzchni ziemi przez Masona i Dixona; wyprawy Cooka ze względem na przejście Wenery; opłynięcie przezeń ziemi, spostrzeżenie jego, że szkorbutu, tej plagi dłuższych żeglug, można uniknąć użyciem pokarmów roślinnych; wyprawy podbiegunowe; oznaczenie gęstości ziemi przez doświadczenia Maskelyna na Schehallionie, oraz Cavendisha; odkrycie planety Urana przez Herschla; odkrycie składu wody przez Cavendisha i Watta; określenie różnicy długości pomiędzy Londynem a Paryżem; wynalezienie stosu Volty; badanie nieba przez Herschlów; rozwinięcie zasady krzyżowania czyli interferencyi przez Younga, oraz ustalenie jego teoryi falowania czyli undulacyi światła; przewietrzanie więzień i innych gmachów; wprowadzenie gazu do oświetlania miast; oznaczenie długości wahadła sekundowego; wymiar różnic ciążenia pod rozmaitemi szerokościami; doświadczenia ku oznaczeniu krzywości ziemi; wyprawa podbiegunowa Rossa; wynalazek Davyego lampy bezpieczeństwa, oraz jego rozbiór ziem i alkaliów; odkrycia elektromagnetyczne Oersteda i Faradaya; przyrządy rachunkowe Babbagea; założenie, na wniosek Humboldta, wielu stacyi magnetycznych na powierzchni ziemi. Lecz niepodobna na tej szczupłej przestrzeni, którą rozporządzam, zmieścić nawet dokładnego spisu działań tego towarzystwa. Duch jego taki sam był jak ten, który ożywiał akademię del Cimento, więc i hasło miało podobne: „Nullius in verba“, nie przysięgać na niczyje słowo. Wygnało ono przesądy, dopuszczając jedynie rachunek, dostrzeżenia i doświadczenia.

Nie należy jednak sądzić, że w tych wielkich usiłowaniach i powodzeniach Towarzystwo Królewskie działało pojedyńczo. We wszystkich stolicach Europy powstawały akademie, instytuty i towarzystwa równie znamienite i równie pożyteczne w posuwaniu naprzód wiedzy ludzkiej i cywilizacyi nowoczesnej.


Ekonomiczny wpływ nauki.

Umiejętne badanie przyrody dąży nie tylko do sprostowania i uszlachetnienia umysłowej strony człowieka; służy ono także do ulepszania jego stanu fizycznego, nasuwając mu ciągle pytanie, jakimby sposobem potrafił spożytkować nabyte wiadomości przez zastosowanie ekonomiczne.
Za dochodzeniem zasad idą natychmiast wynalazki praktyczne; znamionująca to nasze czasy cecha, która sprawiła wielki przewrót w gospodarstwie narodowem.
W dawnych wiekach wojny prowadzono dla dostarczenia sobie niewolników. Zwycięzca przesiedlał całe plemiona i zmuszał je do pracy przymusowej, bo tylko ręczna praca mogła ulżyć ręcznej pracy. Ale gdy odkryto, że czynniki fizyczne i przyrządy mechaniczne mogą być używane z nieporównanie większą korzyścią, wówczas gospodarstwo krajowe uległo zmianie; gdy raz zrozumiano, że zastosowanie nowej zasady, lub też wynalazek nowej machiny był czemś lepszem od nabycia nowego niewolnika, wtedy pokój zaczęto przenosić nad wojnę. A nadto narody, posiadające znaczną ilość ludności niewolniczej lub poddańczej, jak Stany Zjednoczone i Rosya, przekonały się, że względy ludzkości w ścisłym są związku z widokami zysku, więc nadały wolność tej klasie.
Żyjemy tedy w okresie, którego znamieniem jest zastępowanie pracy ludzkiej i zwierzęcej machinami. Wynalazki mechaniczne dokonały tu przewrotu społecznego; uciekamy się już do przyrodzonej, ale nie do nadprzyrodzonej pomocy dla dopięcia naszych celów. Z tą tak się rozwijającą „cywilizacyą nowożytną“ katolicyzm nie chce być w zgodzie. Papieztwo głośno wypowiada niezmienny wstręt ku takiemu porządkowi rzeczy i nastaje na przywróceniu średniowiecczyzny.
Że potarty kawałek bursztynu przyciąga a potem odpycha lżejsze ciała, o tem wiedziano sześćset lat przed Chrystusem. Ale fakt ten pozostawał odosobnionym, bez następstw, prostą zabawką, aż do siedmnastego wieku po Chrystusie. Poczem, zbadany umiejętną metodą matematycznego obliczenia i doświadczeń, zastosowany w praktyce, daje obecnie możność ludziom wzajemnego a szybkiego porozumiewania się przez całe części świata i przez oceany. Świat przez to zbliżył się niejako. Władza najwyższa otrzymała możność rozsyłania swych rozkazów bez względu na czas i przestrzeń, skutkiem czego nastąpił przewrót w administracyi i wzrost władzy politycznej.
W muzeum aleksandryjskiem znajdowała się machina wynaleziona przez matematyka Herona na lat przeszło sto przed Chrystusem. Poruszała się ona siłą pary i miała układ dzisiejszego przyrządu reakcyjnego. O tym zarodku najważniejszego w świecie wynalazku przez tysiąc siedmset lat wspominano tylko jako o ciekawej zabawce.
Przypadek nic się nie przyczynił do wynalezienia naszej machiny parowej. Jest ona owocem rozmyślania i doświadczeń. W połowie siedemnastego wieku wielu mechaników próbowało zastosowywać własności pary; próby ich udoskonalił Watt, w połowie ośmnastego stulecia.
Machina parowa wkrótce się stała dźwignią cywilizacyi; zaczęła ona wykonywać pracę wielu milionów ludzi. Skazanym na dozgonne spełnianie ciężkiej roboty umożebniła lepsze zajęcia. Kto dawniej krwawo pracował, teraz mógł myśleć.
Nasamprzód stosowano ją do takich robót, jak pompowanie, które wymaga samej tylko siły. Lecz wkrótce się okazało, że dosyć jest delikatną i do kunsztów przemysłowych, jak przędzenie i tkactwo. Potworzyły się więc ogromne zakłady tego rodzaju, dostarczające ubrania całemu światu. Przemysł narodów się zmienił.
W zastosowaniu najpierw do żeglugi rzecznej, a później morskiej, para w czwórnasób powiększyła pospiech dotychczasowy. Zamiast czterdziestu, potrzeba dzisiaj tylko ośmiu dni na przebycie Atlantyku. Na transportach lądowych najpotężniej moc jej się uwydatniła. Cudowny wynalazek lokomotywy pozwala ludziom w przeciągu mniej niż godziny przebywać odległości, na które dawniej trzeba było przeszło dnia czasu.
Lokomotywa nie tylko rozszerzyła pole działalności ludzkiej, lecz, skracając odległość, zwiększyła możność długiego życia. Przenosząc zaś szybko wyroby fabryczne i płody rolne, stała się najzdolniejszym bodźcem przemysłu ludzkiego.
Do udoskonalenia parowej żeglugi na morzu przyczynił się znakomicie wynalazek chronometru, który dał możność dokładnego oznaczania miejsca okrętu na morzu. Wielką zawadą postępu wiedzy szkoły aleksandryjskiej, był brak narzędzi do mierzenia czasu i ciepła, czyli chronometru i termometru; wynalazek tego ostatniego niezbędnym był do wynalezienia pierwszego. Używano wprawdzie klepsydry czyli zegaru wodnego, ale zbywało jej na dokładności. O jednej z nich, ozdobionej znakami zwierzyńca, a pobitej przez jakiegoś starożytnego chrześcianina, ś. Polikarp charakterystycznie zauważył, że „we wszystkich tych potwornych szatanach widać kunszt bezbożny“. Dopiero około r. 1680 zaczęto doprowadzać chronometr do dokładności. Hooke, współczesny Newtonowi, opatrzył go kołem wahadłowem ze sprężyną spiralną, a później próbowano rozmaitych wychwytów, jak kotwiczny, stojący, podwójny, nakręcany uszkiem. Wprowadzono także zabezpieczenie przeciw zmianom temperatury. Później nareszcie Harrison i Arnold udoskonalili go dostatecznie, czyniąc zeń najdokładniejszy czasomierz. Obok tego wynalazku wymienić należy zwierciadłowy sekstans Godfreya. Za pomocą jego można czynić doświadczenia astronomiczne pomimo kołysania statków.
Ulepszenia żeglugi morskiej wywierają ogromny wpływ na rozmieszczenie ludzi na ziemi, powiększają także osadnictwo i zmieniają jego istotę.
Ale nie same te tylko wielkie odkrycia i wynalazki, będące wynikiem badań naukowych, wpłynęły na losy rodu ludzkiego; bardzo wiele drobniejszych, na pozór małego znaczenia, wspólnym swym wpływem wywarły niepospolite skutki. Początki ruchu naukowego w czternastym wieku dzielnej dodawały pobudki talentom wynalazczym, kierując je przeważnie ku pożytecznym a praktycznym przedmiotom; później jeszcze większym bodźcem stało się tu wprowadzenie patentów, zapewniających wynalazcy słuszny udział w zyskach z jego pomysłu. Dosyć pobieżnego rzutu oka na te wynalazki; wielka ich pożyteczność od razu się dostrzega. Wprowadzenie tartaków zaopatrzyło domy w drewniane podłogi, usuwając wapienne, ceglane i kamienne; ulepszenia przyczyniające się do taniości wyrobu szkła obdarzyły domy oknami, ułatwiając ogrzewanie mieszkań. Lecz dopiero w szesnastym wieku wstawianie szyb zostało udoskonalone przez wprowadzenie brylantu do cięcia szkła. Rozpowszechnienie kominów oczyściło powietrze po domach niegdyś dymnych i sadzą okrytych, jak chaty dzikich; wprowadził się z nimi do mieszkań na północy ów niewypowiedziany urok wesołego ogniska domowego. Przedtem dziura w dachu dla wypuszczania dymu, oraz dół na środku podłogi na drewka, zamykający się pokrywą na głos dzwonu wieczornego lub za nadejściem nocy, były jedynymi sposobami ogrzewania, oczywiście bardzo grubymi i niedostatecznymi.
Choć nie bez zaciętego oporu ze strony duchowieństwa, ludzie zaczęli myśleć, że zarazy nie są karami boskiemi, zsyłanemi przez Boga na ludzi za wykroczenia religijne, ale fizycznemi następstwami brudów i nędzy; że najwłaściwszym sposobem zapobieżenia im są nie modlitwy do świętych, ale zaprowadzenie czystości osób i miast. Tak straszny był swąd na ulicach Paryża, że w dwunastym wieku uznano za rzecz konieczną je wybrukować. Jakoż natychmiast ustały dysenterye i gorączki; miasto stanęło pod względem sanitarnym na stopie miast maurytańskich w Hiszpanii, które brukowano już przed kilku wiekami. W tak przyozdobionej stolicy zakazano trzymać świnie, co niepomału oburzyło mnichów opactwa ś. Antoniego, którzy się domagali, aby maciory mogły się przechadzać gdzie zechcą; więc rząd musiał ustąpić, żądał tylko, aby poprzyczepiano dzwoneczki do szyi nierogacizny. Król Filip, syn Ludwika Otyłego, zabity był przez konia, który się potknął na świnię. Ogłaszano zakazy wylewania pomyj przez okna. W r. 1870 świadek naoczny, autor tej książki, pod koniec rządów papiezkich w Rzymie przekonał się, że, chodząc po zawalonych śmieciami ulicach tego miasta, należało daleko pilniej spoglądać na ziemię niż na niebiosa, chcąc zachować czystość swojej osoby. Aż do początków siedmnastego wieku w Berlinie ulic wcale nie zamiatano. Było prawo, żeby każdy wieśniak, przybywający wozem na rynek, odjeżdżając naładował wóz śmieciami.
Po zaprowadzeniu bruku zaczęto z mniejszem lub większem powodzeniem próbować urządzania ścieków i kanałów. Każdy myślący człowiek zrozumiał, że to było niezbędnem dla zachowania zdrowia, nie tylko po miastach ale i w domach pojedyńczych. Potem zaczęto oświetlać ulice. Z początku nakazywano, aby w oknach frontowych stawiano świece albo lampy; później próbowano zaprowadzenia latarni publicznych, jak to z wielkim pożytkiem zaprowadzono dawniej w Kordowie i Grenadzie; lecz dopiero w bieżącym wieku udoskonalono tę sprawę, gdy został gaz wynaleziony. Jednocześnie z latarniami na ulicach ulepszono urządzenie stróżów nocnych i policyi.
W ciągu szesnastego wieku wynalazki mechaniczne i ulepszenia w rękodziełach zaczęły wywierać znaczny wpływ na życie domowe i społeczne. Pojawiały się zwierciadła i zegary na ścianach, kominy nad ogniskami. Chociaż w wielu okolicach kuchnie opalano jeszcze torfem, lecz użycie węgla zaczynało przeważać. Stół w pokoju jadalnym napełniał się przysmakami; handel przynosił zamorskie płody; proste napoje północy ustępowały przednim winom południa. Zaczęto budować lodownie. Pytlowanie mąki zaprowadzone po wiatrakach, dostarczało bielszego i cieńszego chleba. Rzeczy, które były dotąd rzadkościami, stawały się pospolitemi, jak n. p. kukurudza, kartofle, indyki, oraz tak wydatne miejsce zajmujący tytuń. Widelec, wynalazek włoski, zastąpił przy jedzeniu brudne palce. Można powiedzieć, że karmienie się ucywilizowanego człowieka uległo całkowitej zmianie. Przybyła herbata z Chin, kawa z Arabii, cukier z Indyi, w znacznym stopniu zastępując gorące napoje. Dywany na podłodze zastąpiły słomę; w pokojach stanęły lepsze łóżka, a w szatach ukazały się czystsze i częściej zmieniane suknie. W wielu miastach wodociągi zastąpiły pompy uliczne i studnie. Sufity, zaczernione dawniej sadzą i brudem, przystrajały się teraz ozdobnemi freskami. Kąpano się częściej, przez co zmniejszyła się potrzeba używania wonności dla przytłumienia zapachów własnej osoby. Wzrost w zamiłowaniu tak niewinnej przyjemności jak ogrodnictwo, uwydatnił się w zaprowadzeniu po ogrodach wielu kwiatów cudzoziemskich, jak tuberozy, aurykuły, korona cesarska, lilie, ranunkuły, nogietki afrykańskie. Na ulicach pojawiły się naprzód lektyki, potem kryte powozy, nareszcie dorożki.
I do nierozgarniętych wieśniaków przedarły się mechaniczne ułatwienia w postaci pługów, siewników, kosiarek, żniwiarek, młockarni, dochodząc stopniowo do spółczesnej nam doskonałości.
Zaczęto uznawać, pomimo kazań żebrzących braciszków, że ubóstwo jest źródłem występku i zawadą w nauce; że zdobywanie bogactw przez handel daleko jest lepszem od rozszerzania władzy przez wojnę. Albowiem, choć może być prawdą co mówi Montesquieu, że handel, łącząc narody, waśni jednostki i frymarczy moralnością, lecz on tylko może świat zjednoczyć, gdyż marzeniem i nadzieją jego jest pokój powszechny.
Chociaż potrzebaby całych tomów, aby należycie opisać wszystkie ulepszenia w życiu domowem i społecznem, które wprowadzono, odkąd wiedza zaczęła wywierać swój wpływ dobroczynny a zdolności wynalazcze pospieszyły na pomoc przemysłowi, jednakże są rzeczy, których nie możemy pominąć milczeniem. Z portu barcelońskiego kalifowie hiszpańscy prowadzili ogromny handel i wraz z pomocnikami swymi, kupcami żydowskimi, przyjęli lub wymyślili wiele wynalazków handlowych, których razem z wynikami nauki czystej udzielali handlującej z nimi ludności europejskiej. Tym sposobem przybyła do Włoch górnych sztuka rachunku podwójnego w buchalteryi. Wprowadzono też różne rodzaje ubezpieczeń, chociaż temu energicznie się sprzeciwiało duchowieństwo, dowodząc, że są one kuszeniem Opatrzności. Ubezpieczanie życia poczytywano za mieszanie się do objawów woli boskiej. Zakłady, wypożyczające pieniądze na procent lub na zastawy, to jest banki i lombardy zawzięcie prześladowano, oburzając się szczególnie na pobieranie wysokich procentów, co nazywano lichwą; pogląd ten panuje w niektórych zacofanych okolicach po dziś dzień. Zaczęły wchodzić w użycie weksle w takiej formie jak dzisiejsze; ustanowiono urząd notaryusza publicznego; zaprowadzono protesty obligów niezapłaconych. Nie wiele przesadzimy powiadając, że obecnie używana procedura handlowa wówczas już wchodziła w użycie. Zauważyłem już wyżej, że skutkiem odkrycia Ameryki postać Europy się zmieniła. Wielu bogatych kupców włoskich, oraz nie mało przedsiębiorczych żydów poosiadało w Holandyi, Anglii i Francyi, przynosząc z sobą różne ulepszenia handlowe. Żydzi, których nic nie obchodziły klątwy papiezkie, wzbogacali się zakazami rzymskimi względem wypożyczania pieniędzy; dopiero Pius II, dostrzegając pomyłkę, zaprzestał oporu. Leon X zatwierdził nareszcie lombardy, grożąc klątwą tym, którzyby przeciwko nim pisali. Lecz swoją koleją protestanci wystąpili przeciw instytucyom przez Rzym za dobre uznanym. Odkąd zaczęto wątpić o dogmacie teologicznym, że zarazy, podobnie jak trzęsienia ziemi, są nieuniknioną karą boską za grzechy ludzkie, próbowano zapobiegać ich szerzeniu się urządzając kwarantanny. Gdy mahometański wynalazek szczepienia ospy przyniesiony został z Konstantynopola w r. 1721 przez panią Maryę Wortley Montagu, duchowieństwo tak uparcie sprzeciwiało się jemu, że tylko przyjęcie przez królewską rodzinę angielską nadało mu rozpowszechnienie. Podobnyż opór stawiono ulepszonej metodzie Jennera; a wiadomo, że sto lat temu twarz nieoszpecona ospą należała do osobliwości, tak jak dzisiaj ospowata stanowi wyjątek. Podobnież gdy znakomity wynalazek amerykański znieczulania zaczęto stosować do porodów, powstawano przeciwko temu nie tyle ze względu fizyologicznego, ile pod pozorem, że było to bezbożnem usiłowaniem uchylania się od klątwy rzuconej na wszystkie kobiety w I Księdze Mojżeszowej, III, 16.
Zdolności wynalazcze nie ograniczały się wymyślaniem rzeczy pożytecznych; nie zapominały i o rozrywkach. Wkrótce po wprowadzeniu nauk do Włoch, domy miłośników sztuk zaczęły obfitować we wszelkiego rodzaju niespodzianki mechaniczne, czy też jak powiadano, magiczne. Niemałą rolę odgrywała tu latarnia czarnoksięzka. Ale zastarzała wiara w nadprzyrodzoność niełatwo ustępowała. Koń, którego pan nauczył rozmaitych figlów, dostał się pod sąd w Lizbonie r. 1601, uznany został za opętanego od dyabła i spalony. Później jeszcze nie mało czarownic skończyło życie na stosie.
Raz na dobre się zagnieździwszy, duch odkryć i wynalazków posuwał się bez ustanku naprzód przyspieszonym biegiem. Jedno udoskonalenie pomagało drugiemu, ciągle podkopując wiarę w nadprzyrodzoność. De Dominis rozpoczął, a Newton dokonał wytłumaczenia tęczy: okazali oni, że była ona nie znakiem przymierza w ręku boskiem, lecz grą świetnych promieni w kroplach wody. Zwabiono De Dominisa do Rzymu obietnicą arcybiskupstwa i nadzieją kapelusza kardynalskiego; pomieszczono go w ślicznem mieszkaniu, ale czujnie strzeżono. Później oskarżono o namawianie do zgody Rzymu z Anglią i uwięziono w zamku ś. Anioła, gdzie umarł. Ciało jego kazano przynieść w trumnie przed sąd kościelny; uznano go winnym odszczepieństwa i zwłoki jego, wraz ze stosem ksiąg heretyckich, wrzucono w płomienie. Franklin, dowiódłszy tożsamości błyskawicy i elektryczności, wytrącił grom z rąk Jowisza. Wszędzie zabobonne dziwy ustępowały cudom prawdy. Dwa teleskopy reflektor i achromatyczny, wynalezione w przeszłym wieku, dozwoliły człowiekowi przeniknąć niezgłębioną wielkość wszechświata, oraz określić, ile to jest możebnem, bezgraniczne przestrzenie jego i niezmierzony czas trwania; wkrótce potem achromatyczny mikroskop otworzył oku jego świat nieskończenie mały, balon uniósł go pod obłoki, a dzwon podwodny zanurzył na dno morskie; termometr podał rzetelną miarę zmian temperatury, a barometr ściśnienia powietrzni. Przez wprowadzenie wag chemia nabyła ścisłości i dowiodła nieznikomości materyi. Odkrycie tlenu, wodoru i wielu innych gazów, wydzielenie glinu, wapnia i innych metalów przekonały, że ziemia, powietrze i woda nie są żywiołami. Z gotowością, której nigdy nie można przestać zalecać korzystano z przejść Wenery i za pośrednictwem wypraw w różne kraje obliczono odległość ziemi od słońca. Postęp umysłowości europejskiej od r. 1456 do 1759 uwydatnił się przy pojawieniu komety Halleya. Gdy się ukazała ona w piętnastym wieku, uważano ją za zwiastunkę pomsty bożej, za nosicielkę najokropniejszych kar jego, powietrza, głodu i wojny. Na rozkaz papieża uderzono we wszystkie dzwony kościelne w Europie; wiernym nakazano codzień dodawać nową modlitwę; a że modły, szczególnym sposobem, okazywały się często skutecznemi względem zaćmień, deszczów i suszy, to i teraz głoszono, że papieżowi udzielone zostało zwycięztwo nad kometą. Lecz tymczasem Halley, idąc w ślad za wskazówkami Keplera i Newtona, odkrył że ruchami jej kierują wcale nie modły chrześciaństwa, lecz wyznaczony przez konieczność bieg elliptyczny. Wiedząc, że przyrodzenie nie dozwoli mu oglądać spełnienia śmiałego jego proroctwa, upraszał ten uczony astronomów następnego pokolenia, aby pilnowali jej powrotu w r. 1759, w którym istotnie znowu się ukazała.
Ktokolwiek postanowi bezstronnym umysłem zbadać, co uczynił katolicyzm dla umysłowego i materyalnego postępu Europy przez ciąg długiego swego panowania, a czego dokonała nauka w krótkiej dobie wpływu swojego, ten, przekonany jestem, nie do innego wniosku dojść może, jakże przeprowadzając porównanie, doszedł do przeciwieństwa. A jednak jakże niedokładnym, jak pobieżnym jest spis faktów, którymi napełniłem poprzednie stronice! Nic nie powiedziałem o wzroście oświaty skutkiem rozpowszechnienia piśmienności przez szkoły publiczne i utworzenia się nowego, rzec można, czytającego świata; o sposobach wpływania na opinię publiczną przez gazety i przeglądy; o potędze dziennikarstwa; o łatwości rozsyłania publicznych i prywatnych wiadomości przez pocztę i inne tanie pośrednictwa; o pożytkach dla jednostek i społeczeństwa z ogłoszeń dziennikarskich. Pominąłem też milczeniem zakładanie szpitali, czego pierwszym przykładem był dom Inwalidów w Paryżu; pominąłem ulepszenie więzień, domy poprawy, zakłady karne, przytułki, leczenie obłąkanych, opiekę nad ubogimi i przestępcami; zamilczałem też o budowie kanałów, o urządzeniach sanitarnych, o popisach ludności, o wynalezieniu stereotypii, o bieleniu chloryną, o maszynie do bawełny, o znakomitych ulepszeniach w przędzeniu, które obdarzając nas taniem odzieniem, przyczyniły się do powiększenia czystości, wygody i podtrzymywania zdrowia; o ogromnym postępie w medycynie i chirurgii; o odkryciach w fizyologii; o rozwoju sztuk pięknych; o ulepszeniach w rolnictwie i gospodarstwie wiejskiem; wprowadzeniu nawozów chemicznych i machin rolniczych. Nie wspomniałem też o wyrobach żelaznych i pokrewnych z niemi rękodziełach, o zakładach tkackich, o zbiorach i muzeach nauk przyrodniczych, starożytności i osobliwości. Nie wspomniałem również o wyrabianiu samych machin, przedmiocie bardzo ważnym, o wynalezieniu tokarni z suportem, machiny cheblującej i wielu innych ulepszeń, przy pomocy których machiny się wyrabiają z matematyczną prawie ścisłością. Opuściłem też koleje żelazne, telegraf elektryczny, wyższy rachunek, kamieniorytnictwo czyli litografię, pompę powietrzną, stos Volty; odkrycie Urana i Neptuna, oraz przeszło stu asteroid; stosunek potoków meteorycznych do komet; wyprawy lądowe i morskie, wysyłane przez rozmaite rządy dla wyjaśnienia ważniejszych zagadnień astronomicznych i geograficznych; kosztowne i staranne doświadczenia, zarządzone przez nie, dla ustalenia głównych zasad fizyki. Tak byłem niesprawiedliwym względem bieżącego stulecia, żem ani wspomniał o najznakomitszych jego zdobyczach naukowych: o wspaniałych pomysłach przyrodoznawczych; o odkryciach w zakresie magnetyzmu i elektryczności; o wynalazku pięknej sztuki fotograficznej i jej zastosowaniach do rozbioru widmowego; o usiłowaniach sprowadzenia chemii pod trzy prawa Avogadra, Boyla i Mariotta, oraz Charlesa; o sztucznem wytwarzaniu substancyi organicznych z materyału nieorganicznego, skąd wynikające następstwa niezmiernej są wagi; o nowej budowie fizyologii, opartej na podstawach chemicznych; o ulepszeniach i postępach w pomiarach topograficznych, oraz w dokładnem wyobrażeniu powierzchni ziemskiej. Nie wymieniłem też dział gwintowych, ani okrętów opancerzonych; nie wspomniałem o przewrocie w sztuce wojennej, o przysłudze dla kobiet w postaci maszyny do szycia; o tych wspaniałych wyścigach i tryumfach kunsztów pokoju, — wystawach przemysłowych i powszechnych.
Jakże to długa lista, a jednak jakże niedokładna! Jest ona tylko pobieżnym rzutem oka na wiecznie wzrastający ruch umysłowy; jest wzmianką o rzeczach przypadkiem na myśl przychodzących. Jakże uderzającem jest przeciwieństwo pomiędzy tą działalnością literacką i naukową a zastojem wieków średnich!
Światło wiedzy, otaczające tę działalność, sprowadziło niezliczone dobrodziejstwa dla ludzkości. W Rosyi uwolniło ono ogromny zastęp poddanych; w Ameryce obdarzyło swobodą cztery miliony czarnych niewolników. Zamiast skąpej jałmużny u bram klasztornych, uporządkowało dobroczynność i stworzyło prawodawstwo dla ubogich. W medycynie wskazało prawdziwe jej zadanie zapobiegania raczej chorobom, niż ich leczenia. W polityce zaprowadziło metodę umiejętną, zastępując okolicznościowe i powierzchowne prawodawstwo pracowitem zbadaniem warunków społecznych, poprzedzającem użycie środków prawnych. Podnosi ono ludzkość tak widocznie i tak skutecznie, że sędziwe narody azyatyckie pragną z jego dobrodziejstwa korzystać. Nie należy jednak zapominać, że działaniu naszemu na te plemiona musi towarzyszyć oddziaływanie ich na nas. Jeżeli upadek pogaństwa wtedy się dokonał, gdy wszystkich bogów przeniesiono do Rzymu i stanąć przy sobie kazano, to i teraz, kiedy przy cudownej łatwości komunikacyi obce narody i nieprzyjazne sobie religie stają obok siebie — mahometańska, buddyjska, bramińska — wszystkie muszą się nieco zmienić. Lecz w tem starciu jedna tylko wiedza pozostanie niewzruszoną, bo dostarcza nam szerszego poglądu na wszechświat i godniejszego pojęcia o Bogu.
Duch, który ożywiał cały ten prąd wynalazków i odkryć, to indywidualizm: w niektórych umysłach nadzieja zysku, w innych, szlachetniejszych, żądza zaszczytów. Nie trzeba się więc dziwić, że zasada przyoblekła się w ciało polityczne i że dwukrotnie w ciągu ostatniego wieku wywołała wstrząśnienia społeczne: amerykańską i francuską rewolucyę. Pierwsza zakończyła się zdobyciem całej części świata dla indywidualizmu; tam, pod rządem republikańskim, wprzód nim to stulecie dobieży do końca, sto milionów ludzi dążyć będzie po drodze wolności, ograniczonej jedynie względami własnego ich bezpieczeństwa. Druga, choć zmieniła polityczną postać Europy i odznaczyła się znakomitem powodzeniem w wojnach, dotychczas jednak nie urzeczywistniła ostatecznie swych widoków, sprowadzając owszem na Francyę coraz nowe straszne klęski. Dwoista forma jej rządu, uleganie dwom naraz władzom, politycznej i duchownej, uczyniła z niej zarazem przewodniczkę i przeciwniczkę postępu tegoczesnego. Jedną ręką sadzała ona na tronie rozum, a drugą podnosiła i utrzymywała papieża. Sprzeczność zaś ta w jej postępowania póty nie ustanie, dopóki prawdziwą oświatą nie uszlachetni wszystkich swoich dzieci, aż do ostatniego chłopa.
Wojna umysłowa, wypowiedziana ustalonym naówczas pojęciom przez rewolucyę francuską, była nie naukowej, ale literackiej natury; odznaczała się krytycyzmem i zaczepnością. Lecz wiedza nigdy nie była zaczepną. Działała ona zawsze odpornie, pozostawiając przeciwnikowi dokonywanie nieroztropnych napadów. Prócz tego, zatarg literacki nie posiada tak wielkiej doniosłości, jak naukowy. Literatura bowiem jest miejscowej natury, nauka zaś — kosmopolitycznej.
Jeżeli teraz znowu zapytamy, co nauka uczyniła dla posunięcia naprzód cywilizacyi nowożytnej; co zdziałała dla pomyślności i szczęścia społeczeństwa? To odpowiedź znajdziemy tą samą drogą, jaką doszliśmy do słusznej oceny zasług chrześciaństwa łacińskiego. Każdy, kto przeczytał poprzednie rozdziały, niewątpliwie dojdzie do wniosku, że w losach rodu naszego zajść musiało polepszenie; lecz dopiero za użyciem probierczego kamienia statystyki wniosek ten nabiera pewności. Systemy filozoficzne i formy religijne mierzą wpływ swój na ludzkość cyframi popisów ludności. Chrześciaństwo łacińskie w ciągu dwóch tysięcy lat nie potrafiło podwoić zaludnienia Europy, ani widocznie powiększyć liczby średniej długości życia ludzkiego. Lecz jak to widać ze sprawozdania doktora Jarwisa, złożonego urzędowi lekarskiemu stanu Massachusetts „za czasów reformacyi średnia długość życia w Genewie wynosiła 21·21 lat; pomiędzy r. 1814 a 1833 była 40·68; tak wielka liczba ludzi dochodzi dzisiaj lat siedmdziesięciu, jaka przed trzemaset laty żyła do lat czterdziestu. W r. 1693 rząd angielski zaciągnął pożyczkę, sprzedając renty dożywotnie, opierając wyrachowanie swe na średniej długości życia. Obrót udał się pomyślnie. W dziewięćdziesiąt lat potem spróbowano znowu takiej samej operacyi, licząc według tej samej skali prawdopodobieństwa, jak poprzednio. Ale nabywcy rent tyle dłużej żyli od dawniejszych, że rząd drogo opłacił pożyczkę. Okazało się, że gdy za pierwszym razem umarło po dziesięć tysięcy płci obojga, nie dożywszy dwudziestu ośmiu lat, w drugiej umarło tylko pięć tysięcy siedmiuset siedmdziesięciu mężczyzn i sześć tysięcy czterysta szesnaście kobiet“.
Porównywaliśmy tedy abstrakcyę z praktycznością, świat wyobraźni z rzeczywistym. Zasady, których się trzymano w dawnej i nowszej dobie dziejów, wyrodzić musiały nieuniknione swe następstwa. W pierwszej zasada brzmiała: „ciemnota jest matką pobożności“, w drugiej: „wiedza to potęga“.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: John William Draper i tłumacza: Jan Aleksander Karłowicz.