Dzieje (Herodot)/Przedmowa

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Antoni Bronikowski
Tytuł Dzieje
Rozdział Przedmowa
Wydawca w komisie J. K. Żupańskiego
Data wyd. 1862
Druk N. Kamieński
Miejsce wyd. Poznań
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst
Jan Kochanowski nie całkiem zdał się do Homera podobno; ale co Herodota to byłby nam cudnie odtworzył Franciszek Karpiński, gdyby umiejąc po grecku jak umiał po francuzku, tym raczéj przekładem zechciał był zabawić w leśnej ciszy lat sędziwych proste a serdczne swe pióro, niżeli mniéj potrzebném przepolszczaniem xiążki p Michaud o Indyach. Raczycie tymczasem na takim poprzestać, jaki los zdarza nareszcie łaknącemu Piśmiennictwu....

Na pasie Azyi Mniejszéj, ku wyspom Kos (dzisiaj Ko), Kalymna (Kalymno) i Leros (Lero), wybiega w morze aegejskie wąski cypel lądu, zamieszkiwany niegdyś przez szczep niegreckiego (jak się A. Mickiewicz z nazwy domyśla „sławiańskiego“) pochodzenia, Karów, od nich Karją nazwany. Jakkolwiek należący do rozległego państwa Perskiego a bezpośrednio zawisły od namiestników króla perskiego, zawiadujących Azyą Mniejszą, zachowywał on przecież pewną udzielność, własnej ustawy i monarchów. Główném a od Vgo stulecia stołeczném miastem tego kraiku był Halikarnas, założony i zaludniony przez Greków doryjskiego plemienia. W tém to mieście, roku przed Chr. P. 484 a za panowania Artemizii Iszéj, równie światłéj jak rycerskiéj królowéj, urodził się Herodot. Syn i nauką i znaczeniem znakomitéj rodziny, za staraniem ojca Lyxesa mianowicie, toż za przyczyną a wpływem głośnego z pieśni swych epicznych poety, Panyazisa, najtroskliwsze przyjął wychowanie. To wcześnie rozpoczętemi podróżami po obszernych króla perskiego dzierżawach, ułatwionemi, jeśli nie umożebnionemi owszem jako poddanemu jego, zbogacił i uzupełnił. Z ciekawych zapisków tego co oglądał w Babylonie, w Foenicyi, w Aegypcie i t. d. zaczęło powoli gromadzie się dzieło, którém kiedyś miał unieśmiertelnić swe imię. Od roku życia 25, zdaje się, już obmyślał Herodot jego wypracowanie, a w 35tym przebywający z powrotem z obczyzny w rodzinném mieście, na dobre zagarnął się do téj roboty. Nie przewidziane wypadki przerwały ją.
Słodkie rządy światłéj, miłującéj nauki i uczonych Artemizii skończyły się; zstąpiła do grobu, a z nią usunęło się z przybocza tronu wszystko co mu prawdziwego blasku dodawało. Przed innymi rodzony brat Artemizii, Pigres, ubiegający się o zaszczyt i chwałę, nazywania uczniem Homera, ustąpił. Nowy król Halikarnassu, Lygdamis, był przerażającém przeciwieństwem wielbionéj powszechnie jego poprzedniczki. Niskiego umysłu a dzikiego serca człowiek, rozpoczął rządy od prześladowania wszystkiego tego co zacnego zastał po Artemizii. Pierwszą ofiarą jego wściekłości padł poeta Panyazis, zabity przez nasłanych siepaczy tyrana, Herodot tylko szczęśliwą ucieczką na Samos, uniknął podobnego losu.
Wszakże wyspa ta na któréj odtąd, to jest od roku 442 p. Chr. P. przez dłuższy czas zamięszkał, przez szczep Ioński zasiedlona, stanowczy wpływ wywarła na wychowanku surowych obyczajów doryjskich. Poślubił przekonania polityczne tego, ludowładztwu hołdującego plemienia, a przywłaszczył nieomal całkowicie narzecze jego, uprawione już do prozy, w którém następnie Dzieje swe napisał.
Ze Samos pokusił się Herodot z kilku współwygnańcami a w porozumieniu z stronnictwem w Halikarnasie rzecz przygotuwującém, strącić z władzy Lygdamisa. Powiódł się zamiar w części, tyran rządów pozbawion został; atoli szczęśliwych czasów Artemizii powrócić nie udało się. To téż zmierziwszy sobie wnet pobyt wśród ziomków co odzyskanéj wolności godnie użyć nie umieli, porzucił Herodot po raz drugi lecz i ostatni, ojczyste miasto, i popłynął do Athen. Ztąd przyłączywszy się do osady wysełanéj przez Atheńczyków do Italii, aby na gruzach głośnego niegdyś a w południowéj części téjże krainy, w tak zwanéj Wielkiéj Grecyi, położonego Sybaris, nowe miasto Thurii założyć; tamże pożeglował i w spólnie osiedlonych tych Tłumach aż do śmierci, około roku 406 p. Chr. P. przypadłéj, zamięszkał. Tutaj opracował i wykończył Dzieje swoje, których mnogie dłuższe ustępy uprzednio czytywał w czasie różnych uroczystości po Helladzie, to w Athenach to w Olympii, zachwycając liczne rzesze słuchaczy, zapalając do naśladownictwa.
Oto szczupłe lecz treściwe wiadomości o życiu Herodota, które nam podaje starożytność jako pewne; nie zasługujących na wiarę a których mnogo, nie dotknąłem. Z niewątpliwych, a w części i z tamtych wpółbajecznych dałaby się ciekawa wyprowadzić całość, w swobodniejszych chwilach... Zaczekam za temi... albo lepiéj, za zdolniejszym wyręczycielem. Wreszcie stosowniejsze dla pracy takowéj miejsce w dziele O literaturze greckiej niż w ułamkach jakiéjści tam przedmowy jak ta tu.
Dzieje Herodota, mimo licznych a rozciągłych wyboczeń, stanowią jednak jednolitą całość. Najchętniej nazwałbym ją Powieścią (ale w najdostojniejszém znaczeniu) o wojnie Greków z Persami, albo zasięgając określeniem głębiéj, Powieścią przedstawiającą, obraz zapasów rozwijającéj się myśli Europejskiéj z ubezwładnieniem jéj Azjatyckiém. Poczyna powieść walką, zamyka się zwycięstwem żywotnego pierwiastku. Kto z cierpliwością doczyta końca tego z epiczną rozciągłością zwolna rozmotywującego się a różnorako poplątanego kłębka wielkiéj historycznéj osnowy, ten dopiero z miłém zadziwieniem przekona się, jak owe tysiączne drobne włókna opowiadania, co wciąż rozbiegając na ubocza zdawały się zrywać nić główną, przecież były istotnie tylko jej subtelném wysnowaniem a teraz zgodnie znowu w naczelny ścieg powieści jednoczą się. Rzeka to z tysiącznych źródeł zabierająca wody po swéj drodze, ale kiedy się wypełniła wszystkiemi które jéj strumień złożyć powołane były, zwartém już korytem wspaniale wytacza się do kresu. Dwóch zapaśników występuje do boju o śmierć lub życie. Ale jak monarchia Persów składała się z wszystkich owych rozlicznych krajów których losy dziejopis mimochodem podaje pamięci; tak z drugiéj strony, całkowitą tamtéj helleńską przeciwniczkę, tworzą również dopiero owe myrmidonowe kraiki których wspomnieniom, ile ojczystym, kilkadziesiąt kart poświęca. Wszakże to czyni mistrz nie spuszczający z oka głównego celu z baczną oszczędnością, a dopiero kiedy przybywa do rzeczywistego dwóch przewodnich zapaśników spotkania się ręka na rękę, obszernie i rozlegle roztacza przed naszemi oczy majestatyczne malowidło xiąg siódméj, ósméj i dziewiątéj. Zarazem wywięzujący się skrupulatnie z powinności dziejopisa jako takiego, nie pomija ani jednego ludu co jakokolwiek zaważył na szali historycznéj tamtych wieków, historją jednych acz tyle ważnych Assyrian wyjąwszy. Wszakże wyłączył ciekawe dzieje téj wielkiéj monarchii, jak sam powiada, jedynie dla tego, że jako o zanadto obszernych, gdyby do téj tu całości wmieszczone były, w osobném dziele pomówić uznał za konieczne. Szkodą tylko niepowetowaną te zapowiedziane nam w Pierwszéj xiędze (184) Λόγοι Άσσύριοι Herodota, czy nie zostały wcale napisane dla niewiadomych nam przyczyn, czy zaginęły jeszcze w starożytności.
Jednakowoż, acz symetrycznie do całości utoczone, są przecież (subtelniej oceniając piękny skądinąd całokształt powieści) owe epizody Dziejopisa przydługiemi treścią, jak samoż to co w ową całość wiążą, dla tego, powieścią tylko historyczną, jak rzekłem, a jeszcze nie prawdziwą historyą jaką Thucydides dopiero napisał, ale i mógł dopiero napisać.
Dzieje Herodota, jakkolwiek przedstawiające zdarzenia co przemieniały postać tamtoczesnego świata, zajmują przecię w zakres swój, już to z geografii już z historyi naturalnéj, z archeologii, z życia domowego, słowem z dziedziny wszystkich z daleka posiłkujących właściwą historyą nauk, tyle wcale do zupełności głównego opowiadania niepotrzebnych sczegółów; tyle one, prócz istotnéj karmi dla badającego naczelnéj myśli dziejowéj umysłu, zaprzątają (uroczo-bałamutnie) podrzędne umysłu władze, wyobraźnią i czucie, że wspaniałego miana owego nadać im nie podobna. Czuł téż to sam Herodot gdy dzieło badaniem skromnie przezwał, a ja Dziejami wytłumaczyć sobie pozwoliłem ową jego ίστορίη. Nie ujmują atoli zasługom Herodota te wszakże drobiazgowe tylko niedostatki, co pierwszy opowiadanie wypadków świata, z wpół bajecznego powieściowania Logografów, wyniósł do prawdziwéj wysokości, z sądem i porządkiem wypisywania tych jedno czynów, które rzeczywiste pasmo przejawów ludzkości stanowią, a wypisywania w tém zaokrągleniu piękném artystycznéj całości w jakiém się i bezpośrednio, wszędzie i zawsze, maleli wielkie, przedmiotują widome ludów działania. Któż zaś nie wyrozumie, ile początkującemu na tak ogromném polu, nie dość oględnego wydzielenia z obrazu tu i owdzie, tych pobocznych okoliczności różnolicych które na utworzenie żywego niegdyś prototypu, tylko przepośrednio wpływały.
Toż wywijał się dopiero świat Herodota z złotych mgieł dziecinnego pojmowania życia i jego warunków na wielkie, państwowe rozmiary; mnogo jeszcze olśniony urokami poezyi umysł ludów tamtoczesnych, zwolna nęcące usuwał mary z poprzed chłodnego ostrza swego, aż przebiwszy je i rozświeciwszy, zabłysnął ową męską jasnością sądu jaką zaświetnieli mężowie stanu czasów Periklesowych. Dużo przeżyć, przemyśleć, uważać, bardzo dużo doświadczyć tej ludzkości wprzódy przyszło koniecznie, zanim zdobyła się na takiego Thucydidesa. Stanąć téż do razu na wysokościach widokresów z których jedynie podobna uchwycić i ogarnąć w niezłudnéj czystości wybitną myśl przewodnią zdarzeń; iść za rozmaicie zawikłującemi się niekiedy jéj węzły, ale przy tych rozdzierzgiwaniu jedynie zatrzymywać się dłużéj, a inne proste jéj ściegi acz najjaskrawiéj nieraz majaczejące oku dziejopisa, przecież widzieć, pochwytywać i na tablice pamięci przenosić w ich skromnych tylko przebiegach; a zatem roztoczyć ostatecznie przed napiętéj baczności, myślącym czytelnikiem obraz, mniéj mieniący się barwistością kolorów wprawdzie, ale prawdą za to na zawsze promieniejący przezroczo; — ta możność, wielkiemu dopiero malarzowi Wojny Peloponneskiéj dostała się w podziele. Z pewną téż dumą przyznaje sobie wyższość swą Thucydides, ale za cierpko oraz przymawia, nie mniéj przecież względnie do stanowiska, wielkiemu poprzednikowi Jońskiemu — a do niego to głównie ściąga on przymówkę — gdy w wiekopomnym wstępie do swéj Historyi, w rozdziale 23, tak się wyraża. „Toż może uchu bezbajeczność tych poszukiwań mniéj przyjemnie przedstawiać się będzie; lecz którzykolwiek (badacze) zechcą na jasność (prawdę) zdarzeń patrzeć, tak minionych jako kiedyś nastąpić mogących, wedle biegu rzeczy ludzkich, tak lub podobnie; tych sąd — że użyteczne, wystarczy mi. Własność téż na zawsze raczéj niżeli popis do chwilowego zasłuchu zestawiło się oto.“
Jakkolwiekbądź, methoda opowiadania wypadków dziejowych u Herodota równie jak u Thucydidesa trafnie odgadnięta i zastósowana, owa methoda, mówię, plastycznego wystawiania rzeczy, tyle słusznie sławiona a dziś całkiem zaniedbana. Zasadza się ona u starożytnych, jak wiadomo, na przenoszeniu żywcem na karty historyi tego co się w rzeczywistości wydarzyło. Dziejopis wypatrzywszy i ogarnąwszy myślą całokształt wypadków przezeń opowiadać się mających, jak się istotnie na scenie świata w łańcuchu przyczyn swych i skutków acz rozramieniając rozmaicie przecież pod naciskiem jednéj naczelnéj idei rozwijały i rozwinęły — tak odtwarzał je czy powtarzał tylko umiejętnie, słowem w całéj bezpośredniéj życia dramatyczności skończoną całość podającém pamięci. Mógł dziejopis téj methody nie dowidzieć wszędzie dokładnie i obraz przedstawić nie zawsze wierzytelnie odbijający swój żywy prototyp; ale czyż oschłe narracje a jeszcze oschlejsze rezonady późniejszych tak zwanych pragmatystów, dokładniejsze przedstawiły i przedstawiają rzeczy wizerunki? Wreszcie nie poetycznie tylko pięknie powiedział wieszcz poeta:

lecz nim się zaśmieje,
„Niechaj powie uczony, czem są wszystkie dzieje.“

Natomiast co do prawdziwości podawanych przez Herodota faktów, pozwoliłbym sobie małego ograniczenia, przyznawanéj mu przez całą starożytność i późniéjsze wieki rzetelności. Podzielam powszechne mniemanie co do wszystkiego cokolwiek opowiada o licznych narodach których dzieje zajął w swój wielki obraz; nie myślę także podejrzywać sądów jego o Atheńczykach, których wywyższa nad wszystkie szczepy Helleńskie; atoli nie potrafię się nigdy na to zgodzić, żeby sposób w jaki traktuje Persów w odniesieniu do Greków, żeby pobudki z których wywodzi nienawiść monarchów Perskich naprzeciwko Helladzie, całkiem wolne były od stronniczéj namiętności. Mniemałbym nawet, że zwłaszcza ta tak religijnie głęboko a artystycznie przecudnie umotywowana w VIIméj Xiędze zguba w jaką zaślepionego pychą Xerxesa niezbłagane Fatum porywa niby, nie z iście pobożnego przekonania jako raczéj z zapalczywego ku wszystkiemu co barbarzyńskie, łona greckiego wyczerpnęła swe uzasadnienia. Była to bowiem słaba strona charakteru greckiego ta zacięta ich wyłączność wobec innych narodów, a tak potężna że im do dziś dnia pozostała. About w dziełku „La Grece eon temporaine“ słusznie bardzo wytyka ją tegoczesnym Hellenom, a poważniejszy daleko St. Marc Girardin w zajmującéj rozprawie „la question d’Orient“ którą niedawno drukowała Revue des deux Mondes, jeszcze dobitniéj a głębiéj piętnuje epitetem przewrotności wschodniéj.
Wszakże zkądinąd usprawiedliwioną jest pochwała, jako sumienności tak bogobojności ojca dziejopisów. Co do pozytywnych wierzeń jest on w prawdzie tylko politycznéj Religii wyznawcą; natomiast podziela w całéj szczerocie korną a czystą z istoty wiarę monotheizmu całéj starożytnéj Helladzie wspólną, lecz w straszliwem spaczeniu ze Wschodu do niéj obłędną tradycją przywianą. Przyznam się że nie bez wzruszenia patrzę na okropne oćmienie, i tak zacnego a wysoko oświeconego umysłu! Mniéj zaprawdę raził mię w filozoficznym Thucydidesie, uczniu Anaxagorasa, przerażający axiomat, ogłoszony w świetnym (lecz artystycznie tylko) dyalogu pomiędzy Meljami i Atheńczykami (Xsięga V, 105.), że jako bogów dążnością przemaganie nad podległymi sobie twóry, tak za ich wskazówką, przemoc ludzi nad ludźmi, i tychże zadaniem; mniéj, mówię, razi mię ta nauka, niżeli w poczciwym a nieudanie bogobojnym Herodocie ślepo wtorująca współczesnym wiara w onę niedostępną najnieskazitelniejszemu łonu potęgę, co owszem mściwa i zazdrosna wszelkiemu powodzeniu istot przez siebie do bytu powołanych, wszystko naprzód obmyśliwszy, koleją żelaznéj konieczności, złe czy dobre, niwecząc i druzgocząc, pędzi światy i twory, ku jakimś nieodgadnionym a okropnym celom; owa wiara w wszechmocne Fatum gdzieś tam z niewidomych wysokości uderzające gromami tyrańskiéj władzy, co więzi w okuciu zarówno ludzi jak bogi, puste bawidełka (jak powiedział Plato) jego bezmiłosnéj przemocy.
Styl nareszcie Herodota mimo szczeréj wszędzie prostoty, wszakże zwrotami tylko niektóremi przypominający jeszcze nieforemność mowy epicznéj z któréj się wywiązał, a tu i owdzie wtrąconém obrazowém wyrażeniem źródło poetyczne; i jako wyzwolony już całkiem do samoistnéj prozy dobitnie rzeczy po swém imieniu nazywać, i nie bez kunsztu składowe ich całości przedstawiać umie. Umie bo już i Herodot bardzo misterne zaplatać okresy, a odznaczać także wysłowieniem osoby które mówiącemi dość gęsto, w naczelnych mianowicie xięgach dzieła wprowadza; podczas gdy bardzo ściśle utrzymuje skromną jednolitość barwy własnego języka jako opowiadacz. Ten język znamionuje zaiste pewna naiwność pierwiastkowa tém słodziéj wydatna dla czytelnika, gdy i pieściwość narzecza iońskiego osobnego przyczynia jéj wdzięku; ale bynajmniéj to nie jest już owa dziecinna mowa logografów, wyrabiająca się dopiero do prozowéj męskości. Samo owo wyzwolenie się téj mowy z czysto zmysłowych osłon obrazowego wysłowienia na czysto duchowne i z kształtu narzędzie, posługujące wyrazowi rozumowych nie fantazjowych robót myśli, wysoki stopień jéj dojrzenia poświadcza.
Jak inne tak i ten przekład wykonałem wedle textu przez Immanuela Bekkera ustanowionego, jednego z pierwszych dziś hellenistów a wydawcę — po naczelnych, większéj liczby i podrzędnych pisarzów greckich. Objaśnień przekładowi nieco przydałem wprawdzie, ale aż nadto, mianowicie niedostateczność objaśnień rzeczowych, czuję. Wszakże przyznają mi znawcy, że wypracowanie zadowolić mogących kommentarzy realnych do Herodota, przy ogromie materyi a obrobieniu jéj przez pogranicznych uczonych, osobnego człowieka, człowieka fachu pożąda. Non omnia possumus omnes. A znowu zdawkową tylko posłużyć monetą nie śmiałem; ile piśmiennictwu, więcéj jak którekolwiek inne, pożywną zasilać się strawą winnemu. Snadniéj téż, mniemam, znajdą się zdolni i ochotni do téj roboty, która przecież częściowo i pierwotne dzieje Sławiańszczyzny tak wielce obchodzi. Posiadamy nawet już bardzo znakomitą tego rodzaju pracę w kommentarzu do IV xięgi przez Jana Potockiego w języku francuskim napisanym, szkoda iż tak rzadkim. Wszakże z siedmdziesięciu tylko exemplarzy wydrukowanych niegdyś w Petersburgu, jeden znajduje się w naszem pobliżu w szacownym xięgozbiorze Hr. Działyńskiego, ile jako filolog o rzeczy sądzić mogę, warcien i bardzo oddrukowania i rozpowszechnienia. Jan Potocki obok rozległych wiadomości jako historyk, obok znajomości licznych innych języków, znał i grecki wybornie akommentował oryginał Herodota. Ścieśniwszy więc do języka wyłącznie zadanie, starałem się zadość mu uczynić pro virili parte, ile przynajmniéj w danych okolicznościach podobném to było.
Pierwszym obowiązkiem tłumacza uważając dokładną znajomość, tak języka z którego jako języka na który, tłumaczy; zabrałem się dopiero wtenczas do znoju kiedy uczułem w posiadaniu do tego stopnia tak jednéj jak drugiéj mowy, że je nie tylko intellektualną częścią ducha, przy pomocy zewnętrznych środków, ale i bez pomocy słowników i przekładów obcych, uczuciem oraz w najdrobniejsze odcienie myśli ogarniam. Zatém sumienna wierność powodowała mną jako przy innych tak i wśród tego tu przekładu, a którą rozciągam aż do najsubtelniejszego odtworzenia kolorytu pierwotworu. Świat helleński w twórczych epochach tak pełen wybitnych potężnie indwidualności w potoczném życiu, jeszcze silniéj odznamionował się niemi w krainach duchowego zajęcia. Wydał on zatém nie tylko w ogóle styl klassyczny grecki bardzo różny już od rzymskoklasycznego, ale wydał nadto jeszcze mnóstwo stylów osobnikowych, że tak powiem, najmocniejszemi również piętny odznaczonych. Charakter ogólny, plemiennéj cechy, porówno z poszczególnym osobników (indywiduów) pisarskich o całe nieba odróżnione od naszego świata i naszych pisarzy stylu, jak najbaczniej uwzględniać obowiązkiem być dobrego tłumaczenia uważałem.
Odkiedy studja klasycznéj przeszłości nie ograniczają się już samém wyczerpywaniem z nich jakiéj takiéj pióra lub rylca biegłości, ale obok sztuki głębiéj zasięgających wymagań, naczelnie prawdy całkowitego ducha tego badają; odtąd nie wystarczają już przelewania utworów starożytnych, co z grubszego tylko uprzytomniały świat starożytny w wewnętrznéj jego treści. Śledzimy dziś ducha klasyczności w najdobrostkowsze odłamy jego promieni, aby potrzebną zeń naukę również najzupełniéj wyciągnąć. Owoż w czemżeż ten duch mieści się? Izaliż nie w utworach, a mianowicie językowych utworach starożytnych narodów? iżaliż nie w stylu ich? A wszakżeż nie zaprzeczy nikt pono gdy powiem, że stylu istotę stanowi: ten odrębny sposób ucieleśniania mową wszelkich drgnień umysłu, jakiego pisarze poszczególni narodu użyli tak w ogóle do miary przyrodzonego swemu plemieniu zapatrywania się na rzeczy, jako w szczególe do miary zapatrywania się ichże osobnikowego. Jakoż to co stylem zowiemy, składa: ten lub inny tok zdań, takie a takie tychże zdań wiązanie, takie a takie ich wnętrzne szykowanie, toż spajanie temi lub temi spójniki, to zaimki, to partykułami, to imięsłowami, ten lub ten dobór wyrazów. A znowu to wszystko tak i tak zokresowane, to wolniejszemi to szybszemi porusza się mowy prądy. Te i wiele innych jeszcze drobnych ale bardzo istotnych rzeczy razem, składa się, mówię, na wydanie tego co stylem nazywamy. Tłumacz nie uwzględniający tych drobnych a istotnych rzeczy, nie będzie nigdy dokładnym cudzych myśli tłómaczem, a będzie niechybnie bardzo niedostatecznym interpreterem klasycznych, które (jak rzekłem) o całe nieba różny od naszego mają pochód. Ale nie tu miejsce rozwieść się o tém obszerniéj. Powiem więc tylko krótko: ktokolwiek w przekładaniu pisarzy tak wybitnéj odrębności jaką znamionują się pisarze greccy zwłaszcza twórczéj epochy, nie będzie usiłował w przekładzie odwzorować tego wszędzie poważnego, niekiedy aż w naprężenie ściskającego się, odlewu ich mowy, zachowując z wielką skrupulatnością .szyk wyrazów i konstrucje ich zawsze węzłowate; ktokolwiek nie będzie usiłował odrzeźbić (ile na to talent i język zezwala) misterności ich okresowań, na któréj głównie piękność swojéj prozy zasadzali — ten nie poda nigdy wizerunku prawdziwego. Zaiste ciążenie ku materyi przeważa i w mowie i w stylu Hellenów a nuży nas nowożytnych, których mowy więcéj uduchowione swobodniejszemi puszczają się chody; ale właśnie ta zmysłowość i językowego ustroju, główném jest wyjawu ducha Greków znamieniem, a przemienianie téj obwisłéj szaty w waporyczne odzienia naszéj, w kołach zwłaszcza towarzyskich (których Helleni prawie nie znali, na wskroś Państwem i jego poważnemi sprawy przejęci, nawet gdy o najpotoczniejszych przemawiać im przychodziło) stworzonéj i wyrobionéj aż do swawolnego nieraz pustactwa mowy, takie przestrajanie marmurowéj téj dykcyi, spaczeniem będzie istoty rzeczy.
W szakże o najserdeczniejsze jądro Hellenizmu nam chodzi, odkąd wykazała umiejętność ogromną ważność na scenie dziejowéj tego narodu-geniuszu. Ześrodkowanie sił duchowych bezprzykładne w Grecyi usposobiło ten lud nadzwyczajny do poruszenia wszystkich zagadek życia, a poruszenia w sposób zadziwiająco głęboki. Jak w filozofii dotknęli oni pytań najwyższych i na nie dali odpowiedzi, na jakie stać człowiekowi w spostęgowanéj do cudu sile jego zdolności, tak w umiejętnościach stósowanych, wszystkich dotąd (rozrabianych tylko szerzéj), zasadnicze podstawy rzucili. Jeżeli zaś umysłu stroną ostatecznych kończyn prawdy dociekającą, wzbili się do sfer do których może wzbić się tylko człowiek, nie pomocniczony bezpośredniem poparciem Łaski; to drugą tegoż umysłu stroną piękna baczącą, w którego jedynéj postaci Bóg pogańskiéj ludzkości w bolesnych a tytanicznych jéj znojach ku Niemu, w pół-zmroku sztuki objawić się raczył — stanęli oni na wysokościach, z których do końca czasów świecić będą człowieczeństu. Stworzyli tu oni i wystawili na pokaz i naukę wieków dzieła, których idealna piękność, wyjąwszy materjał marmuru lub słowa, niczem nie przypomina ziemi ni do niéj odciąga zachwyconego widza. Stworzyli Hellenowie wzory spólnością będące wszystkich ludów; bo prócz właściwego im piętna, najdoskonalszego oddania nieziemskości w ziemskich kształtach, niemasz tam nic więcéj — coby tego lub owego narodu wyłączną własnością nazywać się mogło.
Ześrodkowane w intellektualnéj, że tak powiem, soczewce Hellenów siły ducha, następne narody poszczegółowo rozebrały pomiędzy siebie i ich kierunkami prace w Helladzie napoczęte, prowadzą na większe rozmiary daléj. Zaraz praktyczni wyłącznie Rzymianie, budują wielkie Państwo wedle theoryi greckich, wypiększają nawet, ile im starczyło zmyślności, takowe od środka dziedzictwy helleńskiemi. Ale następcy ich dopiero germańscy podejmują tę pracę więcéj na prawdę, to w idealnych zakresach niezmąconego germanizmu to w więcéj odziemnych, żywiołu już z romańskiemi ożenionego. Wżdy Bóg z Nieba widomie zstąpił i ludzkości przeznaczenia jój wskazał; przecież ta ludzkość z świadomością zdaje się dotąd — tylko robotami przez Hellenów zakreślonemi zaprzątnięta... Ogromna tymczasem bratnich ludów rodzina na uboczu rozłegła jakby w zamarzeniu w obec genetycznego świata rozwoju pogrążona, obojętną pozostaje na cały ten ruch jakby poganizmu w chrześctańskim obrzucie — przez długie wieki... Aż oto naraz zbudziła się potężna! Iżaliż, aby słowem Chrystusa na wskroś przejęta przeniknąć Niém również na wskroś wszystko co poczyna, co pocznie? ażeby Państwo uładować na całą prawdę chrześcianśkie i życiem chrześcianśkiéj miłości zabujać po odmłodzonéj ziemi, a strojném w foremne kształty idealnéj Hellady? Jżali by, jak to skromnością w zarodku istoty szczepowéj zdradzającą się zdawa zapowiadać, jednostronne dotąd — tu czysto od — cielesne fantastycznego tam za cielesne spoziomionego ducha kierunki, w przyrodzoną jednotę zronić do pełnego znów a wesołego polotu? dźwignąć z pyłów pogardy średniowieczno germańskiéj ciało do czci helleńskiéj lecz słowem Zbawienia uświęcone, i w świętości odtąd pielęgnowane, podrzędnym wprawdzie ale nieodzownym nadal pozostawić współczynnikiem, drugiego nieśmiertelnego czynnika z którym dopiero zupełny widomego) nie wiekuistego) człowieka całokształt na téj tu przemiennéj arenie stanowi?...
Lubo zaprawdę, i nie tak zmysłowém było to życie Hellady, w bezpośrednich nawet zakresach, jak to mniéj rzeczy świadomi rozgłaszają. Owszem najmoralniejszém ze wszystkich przedchrześcijańskich ludów; tylko nie wymagajmy, żeby naród pogański, co jedno mocą ducha dopracowywał się odpoznania Boga który się odeń usunął jako od innych tamtowiecznych, zdolen był chodów Objawieniem wspieranych. Cele najszlachetniejsze nie tylko w czystych ducha zakresach ale i w Państwie, w życiu potoczném, ścigał Hellenin bez przerwy, dopóki istotnym był współczynnikiem dziejów starożytnych. Runął on dopiero z dostojnych tych wyżyn w poziom grubéj zmysłowości, kiedy posłannictwa owego wątek oddał Rzymianom, co go w ochydnym Epikureizmie pogrzebali. W tych to światobórcach, w tych Lukullach uczt miljonowych, w tych widzach zachwyconych rozdzieraniem przez bestje afrykańskie niewolników germańskich lub słowiańskich — w tych szukajmy upadku człowieka do wpółbydlęcéj ciała adoracji, ale jeszcze nie w zwycięzcach pod Plataejami, w roznosicielach światła i zamiłowania wszystkiego co dobre a piękne po ziemi ostatnich zakątkach, a rozkoszujących na swych igrzyskach tylko w sztuki zadowoleniach, w domowych kółkach trzeźwym a najskromniejszym bytem płużących....
Ale to są kwestje do obrabiania i rozwiązania dla historjozofów nie filologa, któremu wystarcza dotknąć ich ważności żeby uzasadnić oraz palącą potrzebę zapoznania się ściślejszego z światem Hellady, niżeli to dotąd u nas bywało.
Przekład Herodota rozpoczęty jeszcze w roku 1846 na wsi lecz dociągniony tylko do rozdziału 46 Księgi Illciéj, z powodu niezawisłych odemnie okoliczności przerwać musiałem aż do roku 1858, gdzie go po przedsięwziętym w 1856 roku a teraz właśnie ukończonym przekładzie wszystkich dzieł Platona, natychmiast podjąwszy na dniu 2go Września, 29 Grudnia już roku tegoż doprowadziłem do kresu, zwracając się do Homera Odyssei, z którą również żwawo uprzątnąwszy się przetłumaczyłem następnie całego Thucydidesa i Memorabilie Xenofonta. Wspominam umyślnie o tak naglonéj gwałtownie a w odkradanych poniekąd jeszcze obowiązkowym zajęciom godzinach, w niejednakiém nastrojeniu do niéj zasadzających; wspominam, mówię, z umysłu o takiém aż przepędzaniu się w téj rozległéj pracy, żeby tém zawczasu złagodzić zarzuty lecz wyrozumiałéj krytyki, które licznym niedostatkom i téj pracy, nie wytoczonej w pokoju ducha i swobodzie, sprawiedliwie uczyni. Alić uwzględni ta krytyka teraz powody tych niedostatków, równie jak ja, o ważności dla piśmiennictwa przekładów których zgoła dotąd, od tylu wieków, nie posiadało, przeświadczona. Pozwolę sobie zatém jeszcze namienić, że znajdzie się za czasem niechybnie i u nas nie mało a niezawodnie bieglejszych i na tém tak zaodłożoném polu robotników, skoro zwłaszcza zapowiedziana reforma szkół w Królestwie takowych nam przysporzy. Ale czy znajdzie się dosyć cierpliwych, tyle cierpliwych ile cierpliwości koniecznie pożądają te foliowe a żmudne przenoszenia?.. Śmiem téż nieco powołać się, na trudność zaopatrzenia zaraz w to wszystko czego do tłumaczenia starożytnych dzieł greckich potrzeba, na czele kładnąc truność wyuczenia się dokładnie jednego z najdoskonalszych ale dlatego i najbogatszych językow świata, który już całkowicie tylko z xiąg martwych a jedno przy niczem niezrażoném doń wieloletniém zamiłowaniu, zdobywać się pozwala. Wszakże nie chciałbym rozdrażniać dość już poruszonych naprzeciwko sobie niechęci niezasłużonych źle zrozumianéj pewnie miłości własnéj niejednéj; kilka tylko jeszcze uwag nieodzownych, doczepić widzę się zniewolonym.
Zatrzymuję więc wszędzie szyk wyrazów w zdaniach helleński, bo pominąwszy że wybitniéj cechuje (jak na inném miejscu wykazałem) to równoczesne z myśli porodem, i w kształt wyrazu téj myśli postaciowanie się u Greków; jest ten szyk dla téj właśnie przyczyny, gdy naród to oraz per excellentiam logicznie myślący, najlogiczniejszym. Jużci i Helenin baczy na rytmiczny spadek okresów jak Rzymianin, ale baczy on nań drugowzględnie dopiero, gdy tamten pierwszowzględnie go pilnował. Wszakże Hellenin twórczym jest zawsze o czemkolwiek mówi lub pisze, kiedy Rzymianin gotowemi już jego myśli zapasami, chyba tylko o formę dla tychże najkraśniejszą starowny. Jako zbudowanie prawdziwego Państwa jedyną jest Rzymian zasługą, tak w literaturze, jedynym, z jakąś oryginalnością uprawianym rodzajem z naturalnej rzeczy potrzeby wynikłym, rodzaj krasomówczy. Alić nawet w tych świetnych mowach Cicerona, widna niższość Rzymian od Greków. Prócz przesadniego ubiegania się, aby jak najbardziej numerose brzmiały, wysłowienie raz poraz figuryczne, hyperboliczne, przeładowywane tém wszystkiém co na zmysłową stronę człowieka obliczone jak samo z zmysłowości bierze poczęcie — jakżeż to poziome i grube, w obec tych barw idealnych krasomówstwa Atheńskiego! To tu umysłową pięknotą stroi się ślicznego myśli układu a wnajlżejsze obsłony wyrażenia odzianych, architektolicznie jedno zakreślonych w maeandrowe biegi, zresztą niczem coby materją przypominało, nie obciążonych. Unoszą, unosiły, aż nadto naszych ojców wprawdzie te tam majestatyczne przemowy pro rostris lub w Kurii — jak porywały one niegdyś dumnowładny senatum populumque Romanum, a słabe tylko sprawiają wrażenie (na omdlałych intellektualną energią) do duchowéj wyłącznie strony zwracjące się te tu Demosthenesa odezwy, które zachwycały i unosiły po swojemu, umysłem górujących słuchaczy na Rynku atheńskim. Ale to nie prawdnik (criterium). Podobnie zimno działają na nas inne dzieła idealnéj Hellady na razie; dopiero gdy pozdejmujem wszystkie reagensa czysto cielesnych wpływów tak przepotężne w narodach następnych; gdy okiem i sercem i umem, wyzwolonym z bałamuctw sensualnych, z niepokalanym duchem, przystąpim do tych rzeźb przez takiż duch stworzonych, dopiero one otwierają nam pełne, złotych bóstw posągów (jak mówi Plato), łona. Po takiéj dopiero inicjacji, i język i dykcja helleńska podbijają czytelnika na prawdę, téj saméj szkoły wychowanki.
Ale powracam do rzeczy. Owoż to zdrożne oratorjstwo wniósł Rzymianin do wszelkich piśmienictwa gatunków, najpotoczniejszych nawet, za przykładem mistrza swego Cicerona; co z wyjątkiem listów poufnych, wszelkie liczne swe rozprawy tém krasomowstwem przekwiecił. Nadto przytwardy już język rzymski, forsownym często trybem zuchwałych przerzutni tylko dawał się układać w tę melodyjność rytmiczną, którą brzmi muzykalna z natury swej mowa helleńska. Nie tak swawolna, ni gwałtowna przeto jéj konstrukcja, wielce francuskiéj podobna, tylko bez téj nieruchomości znowu jednotonnéj téjże, niczem się zresztą nie odróżnia od konstrukcji języków naszych w ogóle; tém chyba jedynie, że baczniéj od nas wyrazy na których przycisk myśli spoczywa w zdaniach, już to na czoło tychże wystawia już przy końcu zdań umieszcza. Żywo przypominają artystyczny a przecież naturalny, dźwięczny a bez wysileń dźwięczny tok téj ślicznéj prozy greckiéj, niektórzy pisarze nasi Zygmuntowscy, mianowicie Wujek. Te misterne okresowania Wujka zdań kunsztownie wiązanych lecz składanych z najprostszych zawsze wyrażeń ale dobitnych a malowniczych, już to doczepianemi właściwie do słów przyimkami już doborowo przed rzeczowniki kładzionemi, a tak wielce każdą mowę ubarwiającemi; te okresy Wujka, o bardzo poufałém z greckimi pisarzami zażyciu świadczą. Ale i inni mnodzy tych złotych czasów prozatorowie nasi, nie wszyscy grzeszą ową magnilokwencją Rzymian skostniającą w napuszoną jednobrzmienność bogatą, swobodną nad inne, mowę ojczystą; wszakże nawet w więzach téj nienaturalności jeszcze wieje z niéj jakieś błogie tchnienie czystości duchowéj, jeszcze zachwyca ona pewną samorodną prostotą, — tak iż wyczyszczona z rubaszności, prostackich aż o sprosność niekiedy zawadzających wysłowień, słusznie dziś za wzór podawaną jest przez znawców stylistom dni obecnych.
Historya języka ściśle wiąże się z historją myśli narodu. Tam gdzie samodzielne rozwijanie się wątka téjże przerwał pogwałt tragicznych okoliczności, tam przerwał się i wątek kształtującego myśli odcisku. Zaiste nawrócić już wypadałoby samowiednie znów do ruchu rozbudzonéj myśli, i uczepić się opuszczonych przed wiekami ogniw żeby samorodnie nowe snowała daléj; miasto tego bezowocnego pożyczania form u postronnych, jeśli nie przejrzałych to niechybnie przebujałych dojrzeniem, dla myśli dopiero rozkluwaniem nowego, po własnej modle, żywota zabawnéj! Uczułaby wtenczas ta myśl twórcza na prawdę, wdzięki praojczéj swéj macierzy, a za niemi zaraz i wdzięk źródeł klasycznych z których tamta czerpała. Najczystszemi one wodami sączą, lecz nie przeświadczy się o téj czystości kryształach nikt co się w nich bezpośrednio nie kąpał, jako frazesem tylko za Francuzami, co z przekonania mówią, powtórzonym, pozostaną unoszenia się nad pięknemi prostemi linijami sztuki Hellenów, dopóki — poczucie téj piękności, jak to mówią, w krew i soki nie przejdzie unoszących się nad niemi.
Zyskałoby na tym arcypożądanym odwrocie umysłów do właściwych języka ba pojęć ojczystych studjów, najniezawodniéj wiele i to przedsiębiorstwo tak ważne przecież a tak zimno, z lekceważeniem owszem przyjmowane, przedsiębiorstwo, zapoznania Narodu z arcydziełami świata, tak dobrze jak niedostępnemi dlań dotąd, na których wzorach, pominąwszy kardynalniejsze względy, wszystkich przodkujących dziś oświeconych ludów języki dopiero, do téj, którą jaśnieją, samoistności wyrabiały się, a której dopracować się daleko łacniéj bo już na właściwe tory w pierwiastkach swych wprowadzona, mogłaby samorodna, bogata mowa nasza. Nawykły do poważnego czytania, wtrawiony jakokolwiek do uroczystego a ścisłego myśli pochodu, do postępowania z uwagą baczną na każdą głoskę nie bez treściwego waloru w pisarzach helleńskich brzmiącą, ten i ów czytelnik, nie przystępowałby do umiejętnych ichże przekładów, z miarą stylistyki pour la basse cour wyfrazowanéj, co gazetami lub romansami feuilletonów wyłącznie się karmi; ale przystępowałby do nich z naprężonym umysłem a z skromnością w sercu. Zatem miasto rzucania dumnie po przewróceniu ledwo kart kilku w krwawym pocie czoła złożonéj, grubotomowéj xięgi, i zadowcipkowania sobie o niéj może jaką kilkowierszową uwagą gdzie wkolumnę anegdot Gazeciarskich rzuczoną z humorem podniosłym à la Le-comte; lub wymozolenia o niéj dykcją jaką parafiaóską, podsyconą żółcią z zaułka a dla idiotów jedno zafarbowanego uczonością, nibyto traktatu coby zafigurował potém na zawołanie, w właściwych dla takowych popisów szpaltach jakiego marudziarstwa Zeszytowego; miasto takich jedno smutnych zjawisk, powiadam, nie zbywałoby wcale na innych a z treści i formy godniejszych poglądach na nietuzinkowe roboty. Ten i ów raczéj uszanowałby ich powagę, wgłębiłby się w niezwykłych zaiste pisem osnowę, któreby go przecież wnet przestały razić niezwykłością, wczytania się w nie tylko potrzebujące aby łatwo stały się zrozumiałemi; i zaprawdę inne wcale wyciągałby ostatecznie o nich wnioski — mniéj płochy czytelnik.
Nie dla każdego są dzieła Platona co o samych trudnych materjach, wysokiego już ukształcenia by je rozumieć wymagających, rozprawia; dla bardzo szczupłego koła tylko wyborowych czytelników, dostępnym jest skręcony w siebie a głęboki Thucydides; Herodot pisał dla wszystkich — tego więc wreszcie polecam lekturze wszystkich tych szanownych krytyków kilkunastowierszowych, którym przekłady moje wzwyż pomienionych pisarzów tyle krwi napsowały. Zabawi ich, ręczę, i nie będzie wprawiał w rozpacz wcale; tamtych zaś język niby przekuty do prywatnego użytku, to przeforsowany, poprzedrzeźniany i co tam jeszcze — niech pozostawią innym ciekawym, co potrafią jakoś z nim przyjść do ładu. Z znajomością nakoniec języka oryginału w jednéj a z sumienném nie tylko rzeczywistem poczuciem własnéj mowy w drugiéj ręce, sposobniejsi k’ rzeczy onejże sędziowie, wypowiedzą właściwe słowo krytyki które najskwapliwiéj uwzględnić gotów, owszem natarczywie (gdyby wolno) wypraszam sobie. Pustym lub złościwą tylko chęcią pokalania poczciwego trudu (którego może zazdroszczą w skrytości) wrzawnym epigramatystom, w mglistych ogólnikach wirującym w miejscu, tę jedyną zdołam dać odpowiedź: żeby najlepiéj wprzód sami wykazali jak oni to lepiéj zrobić umieją co teraz nader wygodnie nicują, nic nie zrobiwszy.
Przepraszam czytelnika, za ożywiony ten zwrot końcowy, ale przeprosić go może winienem wprzódy za całą przydługą dygressją o rzeczach w pośrednim co najwięcéj związku zostających z główną. Otóż w obec tego, niewiem jak je wytłumaczyć, uporczywego milczenia poważnych znawców od dość długiego już czasu, na mnogie znowu publikacje tłumaczeń mych z greckiego, trafnie czy nie trafnie (wszakże odgadywać tylko mogę), przypuściłem: że pewne skrupuły literackie, pewne nieporozumienia co do sposobu wykonywania prac takowych i między nami zachodzą; że więc, nie chcąc usilności, z siebie użytecznéj, tamować więcéj jeszcze dość utrudzonego rozchodu, a znowu mając dużo do skarcenia gdyby rozgadać się przyszło, wolą nic nie mówić, dostojni mężowie. Teraz gdy pisma perjodyczne, z wyjątkiem nieomal jednéj Gazety Polskiéj lecz Dziennika głównie politycznego, dość z wysoka do zrozumienia mi dały, iż nietylko dla ustępów przekładów moich, pozbawionych osobnych nakładzców w téj niefortunnéj czasów kolei, zamknięte są ich oryginalne podwoje, ale i niby samoistnym w tym rodzaju dyssertacjom nie rade się otwierają; zmuszon już byłem znowu w tych kartach przedsłownych, tłoczyć się z dotyczącemi wynurzeniami zresztą tak po prostu tylko powlepianemi w nie jak papiérki w potłuczone okna na folwarku? Nie myśliłbym! Cóżkolwiekbądź, uważałem za konieczność wytłumaczyć się jaśniéj jeszcze, skoro dotąd snąć nie umiałem, właściwym sędziom: dla czego? to i owo przeciwnie ich widzeniu może poczyniłem; aby, w najniepomyślniejszym razie, skłonić do wypowiedzenia jakiegoś przecie znów przekonania własnego mężów, których każdą wskazówkę z czcią zawsze przyjmowałem, nawet surową. Wyrozumieć mi zatem raczą, szanowni panowie, to tu jedno; a już po prostu wybaczą tamto nieco jaskrawe wyboczenie do niepowołanéj znawczyni! Wszakże trudno byłoby najbezinteresowniejszemu, mniemam, utrzymać się w równowadze, na widok takiego jakby znęcania się nad usilnościami, pożytek jedynie mającemi na względzie a nikomu w drogę nie zachodzącemi.


Przed rozpoczęciem czytania, upraszam łaskawego Czytelnika o sprostowanie licznych pomyłek, których spis znajdzie na końcu dzieła.
Ostrów 15 Marca 1862.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Bronikowski.