Dyskusja indeksu:Podróże po Rossyi (Humboldt)

Treść strony nie jest dostępna w innych językach.
Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki

ALEKSANDRA HUMBOLDTA
PODRÓŻE.
PRZEKŁAD Z NIEMIECKIEGO
Michała Bohusza Szyszki.
ODDZIAŁ IL
Tom I.
PODRÓŻE PO ROSSYI EUROPEJSKIEJ I AZYATYCKIEJ.
Tom I.
WILNO. Nakładem Maurycego Orgelbranda, Księgarza.  Biblioteka Narodowa Warszawa
Pozwolono drukować, z obowiązkiem złożenia w Komitecie Cenzury, prawem oznaczonej liczby exemplarzy.
12 Marca 1859 roku. MCenzor, Paweł Uukolnili
RYS PODROŻY
DO ROSSYI EUROPEJSKIEJ I AZYATYCKIéj
ALEKSANDRA HUMBOLDT’A.
KSIĘGA I-WSZA.
ROZDZIAŁ I.
Powód do téj podróży. — Wyjazd z Berlina. — Uwagi nad bursztynem. — Przybycie do Petersburga. — Newa.
latem 1827 r., Humboldt po długim pobycie we Francyi powrócił do własnego kraju (*), wezwany został przez Cesarsko-rossyjskiego ministra hrabiego Kankryna do udzielenia mu uwag swoich o korzyściach mającéj się puścić naówczas w obieg monety platynowéj, pochodzącej z kopalni Uralskich, i o rzeczywistym stosunku, jaki zachodzi pomiędzy wartością, tego metalu a innemi dwoma szlachetnemi metalami. Dawniej jeszcze był on wezwany przez rząd hiszpański, ażeby zgłębił ten przedmiot; a w czasie kongresu wiedeńskiego niektóre prywatne osoby przedstawiły projekt zgromadzonym Monarchom, wybijania monety z amerykańskiéj platyny, któraby miała obieg we wszystkich państwach. Obawy, jakie Humboldt pod tym względem przedstawił na
Obacz przedmowę do „Podróży po Uralu, Ałtaju i morzu Kaspijskiem, odbytej z rozkazu Najjaśniejszego Cesarza Rossyjskiego w r. 1S20, przez Aleksandra v. Humboldt, G. Ehrenberg’a i Gust. Eose. Czgść mineralogiezno-geognostyczni}, oraz historyczni} wiadomość Podróży przez G. Eose.„ Berlin, 1837 i 1S4.2 r. Podróże Humboldta. Od. II, 1.1. 1 uwagę hrabiego Kankryna, nie usprawiedliwione jeszcze były kilkonastoletniém doświadczeniem, przy nie wielkiej ilości wypuszczonéj monety platynowej i ogromu obszarze państwa; jednakże swobodne roztrząsanie téj ważnśj kwestyi gospodarstwa narodowego nie zmniejszyło zaszczytnego zaufania, jakie w nim pokładano. Skoro w korrespondencyi swojéj z ministrem napomknął Humboldt o chęci swojéj, gdy mu okoliczności dozwolą, zwiedzenia latem gór Uralskich, których, jak się domyślał, skład geognostyczny musiał mićć wiele podobieństwa z łańcuchem Andów Nowej Grenady, uwiadomionym został (5 (17) grudnia 1827 r.) przez pana ministra skarbu o Najwyższym rozkazie Najjaśniejszego Cesarza Mikołaja względem dozwolenia mu takowej podróży kosztem rządu, w największej rozciągłości i z użyczeniem mu wszelkich do tego pomocy. Wiadomość ta obudziła w nim wrodzoną chęć podróżowania. Ale jakkolwiek uradowanym był, że będzie mógł znowu lądem zwiedzić tak znaczną przestrzeń kuli ziemskiéj, nie mógł jednak naówczas korzystać z podawanój mu zręczności, lubo nie ograniczaj ącéj w niczem jego swobodnego działania, gdyż chciał zimą 1828 r. skończyć prelekcye swoje o fizycznym, opisie świata (*). Prośba o odroczenie téj podróży została z łatwością wysłuchaną, i hrabia Kankryn uwiadomił go listem z d. 8 (20) marca 1828 r., że Jego Cesarska Mość własnoręcznym pismem dozwolił pozostawić to do jego własnego rozporządzenia, i jeżeli mu się będzie podobało, odbyć podróż w r. 1829 do gór Uralsldch i Tobolska, oraz zabrać z sobą jako towarzyszów podróży uczonych przyjaciół jego, professorów Ehrenberga i G. Bose; a razem pozostawia woli jego odbyć następnego roku wycieczkę do góry Araratu i innych południowych rossyjskich prowincyj. Dla bezpieczeństwa i szybkości zamierzanéj podróży, pan minister skarbu z uprzedzającą troskliwością, przedsięwziął stosowne środki. Przysłane mu zimą 1829 r., na krótki czas przed jego wyjazdem z Berlina, Pro Memoria, zawierało w sobie oznaczenie ilości przygotowanych do podróży powozów, liczbę koni pocztowych, mających się dawać na każdéj stacyi (od 15 do 20), wzmiankę o pozostawieniu do wyboru wzięcia feldjegra czy kuryera, o wygodnych mieszkaniach, które wszędzie miały być przygotowane, o wojskowej eskorcie, gdzie ta, po zbliżeniu się do granic, potrzebną się okaże i t. d. Bardzo znakomity urzędnik górniczy (ówczesny ’nadzorca kopalni, późniejszy intendent górniczy (Berghauptniann) Menżenin, znający doskonale dwa obce języki, niemiecki i francuzki, miał im towarzyszyć w całej podróży. Pro Memoria to kończyło się następnemi godnemi uwagi słowami: „od pana jedynie będzie zależeć, w jakim kierunku i w jakim celu zechcesz odbyć tę podróż, życzeniem rządu jest tylko wyświadczyć tem korzyść naukom. O ile pan będziesz mógł, zechcesz przytém zwracać uwagę na górnictwo i przemysł Rossyi.“
Tak wspaniałych oświadczeń, powiada Humboldt, które w ciągu długiej podróży na przestrzeni 14, 500 wiorst (więcej 2000 mil geograficznych) jak najwierniej dotrzymane zostały, nie mogę dlatego samego pominąć milczeniem, że one w uderzający sposób charakteryzują wiek, w którym żyjemy. Wysokie względy okazywane spokojnym zajęciom pojedynczego człowieka, opromieniają jego skromny zawód. Są one żywym wyrazem szacunku, jaki potężny Monarcha użycza postępowi nauk i dobroczynnemu wpływowi tych nauk na dobro ludów.
Jak wielką wartość Cesarz Rossyjski przywiązywał do naukowych badań Humboldfa, pokazuje się także ztąd, że 14 (26) lutego 1831 r., a więc zaledwo w szesnaście miesięcy po jego powrocie z nad brzegów morza Kaspijskiego, przedstawione mu zostało z rozkazu Cesarza wezwanie do odbycia nowéj podróży. Humboldt (który nieszczęściem nie mógł wtedy na to przystać) miał pozostawione do wyboru zwiedzić albo Finlandyę, albo, jeśliby wolał udać się na południe, Kaukaz.
Dwunastego kwietnia 1829 r., o godzinie jedenastej wieczorem Humboldt w towarzystwie professorów Ehrenberg^ i Gustawa Rose opuścił Berlin, ruszczono się w tę podróż w dwóch powozach, cel jej bowiem wymagał zabrania z sobą całego przyrządu astronomicznych i fizycznych narzędzi, książek, oraz przyrządów do chemicznych doświadczeń i zbioru przedmiotów historyi naturalnej. Z początku wyjazd przeznaczonym był na pierwsze dni maja, ale przyspieszony został po otrzymaniu wiadomości, że Cesarz Rossyjski miał wkrótce opuścić Petersburg i udać się na koronacyą do Warszawy.
W Berlinie oddawna nastało już było łagodne wiosenne powietrze, i dlatego spodziewali się podróżni bez żadnéj zwłoki przybyć do Petersburga; ale przekonali się wkrótce, że najgorszy czas wybrali do podróży na Północ. Już następnego dnia natrafili na śnieg, który się właśnie rozpuszczał i popsuł był drogi, później spotkała ich ta niedogodność, że wszystkie prawie rzeki, które przebywać mieli, puszczały wtedy, tak, że czekać musieli nim kra przepłynie, a przez to podróż ich doznała nie małej zwłoki.
W pierwszych dniach nie tyle jeszcze dały się im uczuć te niedogodności, gdyż droga bita do Królewca nie była bardzo popsutą, roztajeniem śniegów, a w Tczewie, dokąd przybyli czternastego rano, znaleźli Wisłę już od ośmiu dni wolną od kry; mogli tedy bez zwłoki dalszą podróż przedłużać. Rzeka ta znacznie była wezbrała i w nizinach pod Gdańskiem przerwała była zaspy piasczyste, przez co nie mało szkody wyrządziła. Dwie mile dalój przebyli drugie ramię Wisły, Nogat, po za którym leży Malbork. Obejrzenie starego zamku niemieckich rycerzy przyjemnie ich zajęło przez kilka godzin. Po tamtej stronie Malborka aż do Elbląga znaleźli znowu całą okolicę po obu stronach drogi tak zalaną, że ziemia zaledwo w niektórych tylko miejscach ukazywała się nad wodę.
W Królewcu, dokąd przybyli piętnastego rano, Humboldt zabrał najprzód znajomość ze sławnym astronomem professorem Bessel, który pokazał podróżnym wszystkie szczegóły swojego wybornie urządzonego obserwatoryum, lezącego na wzgórzu, stanowiącem część dawnych fortyfikacyj i łączącego największą użyteczność ze wszelkieny wygodami.
O południu znaleźli u Bessel’a znaczne towarzystwo, złożone z uczonych i lekarzy Królewca, z któremi bardzo przyjemnie i korzystnie przepędzili czas aż do wieczora.
Znajdujący się w blizkości Królewca bursztyn czyni to miasto zajmującym także pod względem mineralogicznym. Gabinet mineralogiczny uniwersytetu zawiera oddzielny zbiór kawałków bursztynu, z mieszczącemi się w nich owadami; zbiór ten prawie równie jest znacznym, jak królewskiego gabinetu w Berlinie. Naukowa wartość tych zbiorów jest tém większą, że owady zamknięte w bursztynie są jedynemi szczątkami owadów ze świata przedpotopowego (*).
Zbieranie bursztynu zostawało dawniej pod nadzorem królewskiego zarządu, i zebrany w każdym roku bursztyn przedawał się z publicznego targu. Ale od roku 1811, zbieranie bursztynu wydzierżawioném zostało panu Duglas’oWi za summę roczną 10.000 talarów. Professor Rosę widział u niego bardzo znaczne zapasy bursztynu (wedle twierdzenia pana Duglas’a, 150, 000 funt.), który żeby zabezpieczyć od ognia,
Oba zbiory, tak Królewiecki jak Berliński ustępują zresztą znacznie, według zdania professora Rose, w piękności i liczbie, zbiorowi doktora Berendt w Gdańsku. Porównaj we względzie tego ostatniego zbioru następne zajmujące dzieło: O znajdujących się w bursztynie organicznych szczątkach pierwotnego świata, dzieło wypracowane i wydane przez doktora G. C. Berendt, przy pomocy innych uczonych. Berlin 1815 i 1851 r.
jako łatwo palący się materyał, zachowywano w murowanym magazynie ze sklepionym sufitem i żelaznemi drzwiami. Tu bursztyn rozgatunkowywanym bywa wedle wielkości sztuk i przechowywanym w koszach i pakach. Rozróżniają tu pomiędzy sobą: wybór, beczkowy bursztyn, fernic, piaskowiec i szluk. Do pierwszego policzają wszystkie sztuki, mające pięć łutów i więcéj wagi; z beczkowego bursztynu idzie 30 do 40 sztuk na jeden funt, do fernicu zaliczają małe czyste kawałki od jednego do dwóch cali kwadratowych; piaskowiec tworzą jeszcze mniejsze sztuki, a nieczysty piaskowiec nazywają szlulcicm. Wybór używanym bywa przez tokarzy do robienia różnych towarów galanteryjnych, ale po większej części idzie nie obrobiony do Konstantynopola, gdzie bywa obrabiany na bursztyny do fajek. Z beczkowego bursztynu i fernicu robią tokarze perły, które nazywają koralami. Piaskowiec i szluk, równie jak okruszyny przy toczeniu, bywają używane po większéj części do dystyllacyi kwasu bursztynowego, jako chemicznego oddziaływacza; pozostałość zaś w retortach, tak nazwane colophonium succini, do przygotowania bursztynowego pokostu.
Z rachunków, jakie od roku 1535, aż do 1811, utrzymywano o ilości zbieranego bursztynu, pokazuje się, że ilość ta dziwnym sposobem zawsze była tąż samą. Jeżeli weźmiemy w przecięciu ilość zbieranego bursztynu od 1661 do 1811 r., wypadnie na rok po 150 beczek (beczka po 87 sztofów, cokolwiek mniejszych od berliuskiéj kwarty). Więcéj lub mniéj sprzyjające burze, wyrzucające bursztyn na brzeg, większe lub mniejsze przeniewierzania się przy zbieraniu bursztynu, wpływają w rozmaitych leciech na większą lub mniejszą zmianę w ilości zbioru, która jednak nigdy nie jest znaczną. Pod względem rozgatunkowania, w owych 150 beczkach zawiera się: 0, 788 wyboru, 9, 642; beczkowego bursztynu, 5, 959 fernicu, 64, 695 piaskowca, 18, 916 szluku. Bursztyn wyrzucanym bywa częścią z morza na wybrzeże i na nim zbierany, częścią wykopywany w blizkości brzegów; jednakże ilość tak nazwanego morskiego bursztynu przechodzi znacznie ilość lądowego. Morski bursztyn zbierany bywa na całém wybrzeżu od Memla do Gdańska; ale nie każde miejsce wybrzeża daje równą ilość jego; najwięcej zbiera się jego na wybrzeżach Żmudzkich od Piławy na północ aż do wsi Wielkich Hubników, na przestrzeni prawie trzech mil; niewielka zaś ilość zbiera się około Fryszhaffu, a mniejsza jeszcze na brzegach kurlandzkich. Pan Duglas zadzierżawił tylko brzegi od Memla do okręgu gdańskiego po tamtéj stronie wsi zwanéj Polska nad Fryszhaffem. Co się zbiera około Gdańska, należy do miasta, które osobno go wydzierżawia. Kierunek wiatru, który nąjwięcéj sprzyja wyrzucaniu bursztynu, różnym jest według położenia wybrzeży w rozmaitych okolicach; w ogólności jednak najbardziej sprzyjające są długo trwające północne wiatry, podczas których bursztyn bywa pędzony falami, i po ich uciszeniu wyrzucanym bywa z wody na ląd przy wietrze zachodnim, poludniowo-zachodnim i północno-zacholnim, razem z tak zwanym bursztynowym porostem (Fucus vesiculosus i fastigatus), w który bywa obwinięty.
Od roku 1782 do 1806, lądowy bursztyn pod wsiami Wielkiemi Hubnikami i Krakstepelami na Żmudzkich brzegach, wydobywanym bywał zupełnie górniczym sposobem kopaniem szyb i sztolni. Bursztyn znajduje się tu na stoku 100 do 150 stóp wysokiego brzegu, w czarnym, z kawałkami szarego węgla zmieszanym, bardzo witryolicznym, gliniastym pokładzie piasku. Wydobywanie to, z powodu leżącego na wierzchu grubego pokładu piasku było uciążliwe i niedogodne, utrzymywało się jednak dlatego, że w kopalnym bursztynie znajdowano więcej wyborowego niżeli w morskim. I teraz jeszcze bursztyn bywa wykopywanym; ale dobywa się on nie przez podziemne kopanie, lecz po skopaniu całego pokładu piasku i po zwróceniu małéj, blizko płynącej rzeczki od jéj koryta, dla zabrania z sobą do morza nagromadzonego piasku. Koszta, jakie ponosił pan Duglas przy takowych robotach, wynosiły na rok do 10, 000 talarów. Na brzegach gdańskich, więcej jeszcze wykopuje się bursztynu, niżeli na Królewieckich, gdzie on znajduje się pod takiemiż pokładami piasku i bywa wydobywany po zniesieniu onych.
Bursztyn bywa zresztą w Prusiech znajdywany i w większej odległości od brzegów, a nawet miejscami w znacznéj ilości. Tak w r. 1803, w majątku Schlappachen, pomiędzy Gembinem a Insterburgiem, znaleziony został kawał, który przechowuje się w Królewskim mineralogicznym zbiorze w Berlinie i jest największym z dotąd znanych. Jest on długi na 13:i/4 cali reńskich, szeroki na 8l/2 cali, gruby z jednej strony na 55/8 cali, z drugiej na 3l/3 cali, i waży 13 funtów 153/4 łuta. Z początku był on jeszcze większym; ale znalazca, nieznający wartości swojego skarbu, odbił kawał ważący 8 łutów. Bursztyn ten jest przezroczystego gatunku, miejscami tylko plamisty. Wartość jego szacowaną jest na 10, 000 talarów.
Mieszkańcy Królewca, zaszczyt mieszkania blizko brzegów, odznaczających się między wszystkiemi innemi na kuli ziemskiej właściwym im tylko płodem, muszą okupować niejakicmi ofiarami. Nie mogą oni bowiem używać przyjemności morza, nie będąc wystawionemi na przykre poszukiwania ze strony ustanowionych dla nadzoru strażników, i mają jedno tylko miejsce kąpieli pod wsią Kranz, na początku niziny, w okolicy, która najposępniejszą jest z całego wybrzeża, ale gdzie zwykle mała ilość bursztynu z morza wyrzucaną bywa. Gorzéj się jeszcze mają mieszkańcy samych brzegów, którzy przy niepłodności wybrzeża muszą się ograniczać połowem ryb i tylko z pewnych oznaczonych miejsc mogą wychodzić na morze, jeżeli nie chcą narazić się, po spotkaniu ich na innych miejscach, na śledcze badania w Królewcu i Fischhausen. Zresztą, wysoka cena, w jakiéj zostają kawałki bursztynu pewnéj wielkości, oraz łatwość, z jaką mieszkańcy wybrzeża mogą przyjść do ich posiadania, czynią konieczną ścisłość nadzoru.
Rano 18 kwietnia opuścili podróżni Królewiec, ażeby po nizinie kurlandzkiej zachodnią stroną zatoki przedłużać swą drogę najprzód do Memla, a ztamtąd do Petersburga. Droga ta miała zresztą tę niedogodność, że przy końcu niziny należało przebyć zatokę; ale druga droga przez Tylżę po wschoduiéj stronie zatoki niepodobną była do przebycia, z powodu wystąpienia z brzegów Niemna pod Tylżytem.
Śnieg, który na polu już był roztajał, trzymał się jeszcze na drodze, zbity poprzedniém jeżdżeniem. Tymczasem woda z pól płynąca miejscami poprzerzynała tę drogę, i powłoka lodowa w tych miejscach, nie mogąc utrzymać na sobie ciężaru powozów, często załamywała się pod niemi. Próba, jaką pocztylion jednego z powozów uczynił, jechać polem bokiem drogi, kosztowała kilka godzin czasu; gdyż powóz zapadł w rozmiękczoną ziemię aż po osie, i nie inaczej mógł być wyciągniętym, jak za pomocą kilku ludzi wezwanych z poblizkiéj wsi, którzy przybyli z drągami i deskami. Tym sposobem podróżni nie mogli daléj stanąć jak w Sarkau, pierwszéj wsi na nizinie a drugiéj stacyi od Królewca, gdzie przybyli o zachodzie słońca i gdzie noc przepędzili.
Następnego dnia jechali wzdłuż niziny, owego wązkiego przcsmyka, który się rozciąga na mil 13’/a aż pod sam Memel, i oddziela zatokę Kurlandzką od morza Bałtyckiego. Chociaż ona jest nagą i pokrytą suchym piaskiem, który wiatr nagromadza to wjedném to w drugiém miejscu, znajduje się na niéj, oprócz Sarkau, jeszcze wiele innych wsi, których mieszkańcy po większéj części utrzymują się z rybolowstwa. Wsi te leżą na wschodniej stronie naci zatoką, droga zaś idzie wzdłuż zachodniego brzegu, i dla wskazania jéj kierunku osadzoną jest drzewami. Środkiem przesmyku ciągnie się prawie nieprzerwanie zaspa, która zakrywa widok wsi i po większéj téż części widok zatoki. Kiedy podróżni późno wieczorem przybyli do końca niziny, naprzeciw Memla, ujrzeli ze smutkiem, że zatoka pokryta była krą i że niepodobieństwem było dostać się wtedy do Memla. Musieli tedy czekać nim kra minie w jedynej znaj duj ącéj się tu austeryi, zowiącéj się Sandkrug.
Kra tymczasem następnego dnia była jeszcze gęstszą, i całe dwa dni upłynęły, nim przewóz przez zatokę mógł być uskutecznionym. Prąd, który zwykle najsilniejszym jest na wschodnim brzegu, zwrócił się wtedy na leżący po téj stronie zachodni brzeg, a massy lodowe ścieśnione w wązkim kanale, tak dalece podmyły stromy, na 60 — 80 stóp wysoki piasczysty brzeg, że ten się ciągle obrywał. Jeszcze przed przybyciem podróżnych znaczny kawał brzegu został oderwanym, i obrywanie się to trwało z coraz większą mocą, dwudziestego przed ich oczyma, tak, że gospodarz Sandkrugu widział się zmuszonym rozebrać młyn wietrzny, któremu groziło niebezpieczeństwo. Dwudziestego pierwszego miejsce to, na którém przedtém podróżni stali, znikło, i kiedy Humboldt i jego towarzysze 22 rano opuszczali Sandkrug, zajmowano się rozbieraniem drugiej budowy, stojącej bliżéj brzegu od właściwego mieszkalnego domu, a która, według opowiadania gospodarza przed lalką dniami stała jeszcze o 500 stóp od brzegu. Takowe zniszczenia działy się nietylko w tém jedném miejscu, ale na całem wybrzeżu niziny, jak daleko można było okiem zasięgnąć. Unoszony piasek, po zmniejszeniu się szybkości prądu od chwili wpadnięcia do morza, musiał znowu osiadać i tym sposobem groził zawaleniem wstępu do zatoki, czego téż w Memlu z wielką niespokojnością oczekiwano. Prąd tymczasem był tak silnym, że ława czyli wązka mielizna, tworząca podwodny koniec niziny, i która w razie podniesienia się, przeszkadza większym okrętom, przynajmniéj ciężko obładowanym, wstępować z odnogi do zatoki, raczej zniżyła się niżeli podniosła.
Pominąwszy smutne położenie, w jakiém się znajdował gospodarz Sandkrugu, toczenie się tych ogromnych mass lodu przedstawiło wspaniały widok. Wielkość tych mass była równie uderzającą jak ich szybkość, z którą prąd ich unosił. Wówczas, kiedy prąd wynosi zwykle tylko trzy stopy, dosięgnął on dwudziestego po południu w środku zatoki szybkości 7, 4 stóp na sekundę, a przy brzegu, gdzie tarcie było większém, wynosił 5, 8 stóp. Mógł on wprawdzie tylko przez przybliżenie być oznaczonym, gdy podróżni w odpowiedniém miejscu na brzegu brali za podstawę 100 kroków, mających odpowiadać 200 stopom, i za pomocą zegarka oznaczali czas, którego wyraźniéj odznaczające się massy lądu potrzebowały do przebycia podobnéj przestrzeni w rzece. W żadnym razie jednak różnica, jakaby mogła zachodzić pomiędzy pozornym rezultatem a rzeczywistością, nie mogła być znaczną. Wszystkie kry poszczepane były z wierzchu na podługowate sztuki, które stały pionowo na ich powierzchni, i brzegi okryte były mnóstwem takich oderwanych podłużnych kawałów lodu.
W pierwszym dniu swojego oczekiwania mieli podróżni najpiękniejszą w świecie pogodę, i pomieszczeni w porządnym, wygodnym pokoju, nie mieli się czego użalać na swe położenie, gdyby nie przykra zwłoka w podróży. Mieli oni ze swego pokoju widok na Memel, najbliższy cel ich podróży; przed nimi rozciągała się ciaśnina, na której lodowe massy z szybkością się toczyły, a na lewo morze z odnogą, na której co godzina zwiększała się liczba okrętów, czekających również na przejście kry, ażeby wpłynąć do zatoki; bliżéj nich wprawdzie wszystko było puste, ale sama ta pustynia nadawała odrębną cechę widokowi. Grunt był czystym piaskiem, z którego słońce spędziło już było śnieg, nigdzie nie było widać śladu uprawy, mała nawet liczba domów nie stawiała żadnéj przeszkody ruchomemu piaskowi; były one zbudowane na palach, a to dlatego, żeby nie zostały zasypane piaskiem.
Humboldt korzystał z wolnego czasu i z równiny około domu, aże by oznaczyć stopień pochylenia igły magnesowéj i natężenia sił magnetycznych. Piękna pogoda sprzyjała téj obserwacyi, która jednakże utrudnioną była powiewem, jakkolwiek słabym, wiatru. Ażeby uniknąć nadal podobnych niedogodności, Humboldt postarał się o zrobienie w Petersburgu namiotu do podobnych obserwacyj w dalszéj podróży.
Jak liczba okrętów przy wejściu do ciaśniny, tak również powiększyła się liczba passażerów w Sandkrug’u. Na drugi dzień przybyła wozowa poczta, która z powodu wylewu Niemna przy jego ujściu do zatoki, udała się drogą przez nizinę. Przy zwiększonéj liczbie gości zaczęło zbywać na środkach pożywienia; przeto podróżni nasi doznali niespodzianie nie malej przyjemności, gdy wieczorem, 21, kiedy już łódki mogły przebywać zatokę, pocztmajster Goldbeck z Memla uprzejmie ich w nie zaopatrzył. Wreszcie dnia 22 rano kra stała się rzadszą, tale, że można już było przebywać zatokę w większych łodziach, na których pomieszczono powozy i tym sposobem uskuteczniono przeprawę.
Podróżni po przepędzeniu w Memlu całego przedpołudnia, 22 kwietnia, i obejrzeniu tak wnętrza miasta jak cytadelli, leżącéj na wzgórzu tuż przy zatoce, na lewym brzegu rzeczki Dange, ruszyli w dalszą podróż. Droga nie wiele była lepszą, jak po tamtej stronie Królewca; nie-
Podróio Humboldta. Od. U, 1.I. 2
raz zapadali w błoto i zaledwo z trudnością, mogli się z niego wydobyć. Kiedy przebywszy cztery mile za Memlem granicę pruską, przybyli do pogranicznego miasta rossyjskiego Połągi, znaleźli już tam rozporządzenie rossyjskiego ministra skarbu Kankryna, dozwalające wolnego przejazdu podróżnym, i otrzymawszy w tém mieście podoroźnę, czyli pozwolenie jechania pocztowemi końmi, udali się natychmiast w dalszą drogę.
Wieczorem następnego dnia pod wsią Schrunden przebyli Windawę. Kra była już przeszła, ale wysoki stan wody i uszkodzone przejściem kry brzegi, utrudniły przeprawę. Nazajutrz również zatrzymani byli przez małą rzeczkę Szwetę, na której wprawdzie stał jeszcze most, ale wyglądał jak wysepka śród obszernego jeziora. Wieczorem przybyli do Mitawy i postanowili przenocować tutaj, gdyż Aa i Dźwina, które im zostawały do przebycia, z powodu wysokiéj wody, nie mogły być przebyte w nocy.
Na drodze z Połągi do Mitawy daje się widzieć mało wielkich wsi. Zagrody włościan, równie jak dwory szlachty leżą pojedynczo rozproszone.
Przeprawa przez Aa rano, 24, dobrze się udała; za to przebycie Dźwiny w Rydze było trudniejsze, z powodu idącéj jeszcze kry. Powozy były pojedynczo na wielkich łodziach przewożone, które pełnemi żaglami przebywały rzekę pośród toczącéj się kry. Zaledwo po południu mogli podróżni opuścić Rygę i w nocy przebyli szczęśliwie małą Aa, po czem nie będąc już zatrzymywani rozlewami rzek, przedłużali swą drogę do Dorpatu. Doznali oni tu na sobie, z jaką szybkością odbywają zwykle drogi w Rossyi. Generał von Schóler wysłał na ich spotkanie lcuryera z Petersburga, który czekał ich w Rydze i ztamtąd jadąc przed nimi, zamawiał konie na stacyach; tym sposobem przebyli oni 239 wiorst z Rygi do Dorpatu, pomimo bardzo zlej drogi, w 33 godzinach. Ponieważ ta okolica nie jest bynajmniéj zajmującą, ale piasczystą i okrytą w znacznéj części sosnowemi lasami, podróżni nic na tein nie stracili, że przebyli ją z taką szybkością. Przejechali tylko jedno małe miasteczko, nazwiskiem Walk; o dwie stacye przed tém miasteczkiem, pod Wolmarcm, zwrócili na prawo ku Dorpatowi. Dwudziestego siódmego kwietnia, bardzo rano, przybyli podróżni pośród gwałtownéj śnieżnśj zamieci do Dorpatu. Zwłoka, jakiej nie dawno doznali w podróży, zmusiła ich, pomimo wielkiego zajęcia, jakie obudzalo w nich to miasto z powodu bogactwa i znakomitości swych naukowych zbiorów, oraz znacznéj liczby znakomitych uczonych, skrócie o ile możności w niém swój pobyt. Ażeby nie wiele im zostającego czasu w jak najkorzystniejszy użyć sposób, rozdzielili się oni pojedynczo, i kiedy Humboldt z professorem Struve udał się do sławnego obserwatoryum, a Ehrenberg z professorami Ledebour i Meyer pospieszył do ogrodu botanicznego, Eose z professorem Engelhardfera poszedł zwiedzić muzeum mineralogiczne, dokąd późniéj przybył także Humboldt. Pomiędzy zbiorami geognostycznemi znajduje się dosyć wielki meteoryczny kamień, który spadł 15 września 1825 r. pod Hanaruru na Woahoo (Oahu), jednéj z wysp-Sandwich, podczas pobytu tam Dra Hoffmann’a. Składa się on z szaro-białej drobno-ziarnistej massy, która się daje skrobać nożem i zawiera w sobie małe ziarnka srebrzysto-białego, metalicznie świecącego się niklu. Z wierzchu jest on otoczony ciemno-szarawą powłoką i przecięty w różnych kierunkach żyłkami tejże massy co powłoka. Mały odłam tego kamienia, który Humboldt otrzymał od p. Engelhardfa, razem ze zbiorem ciał kopalnych Estlandyi i Inflant, znajduje się teraz w królewskim zbiorze w Berlinie.
Wesoła uczta, którą rektor uniwersytetu, radca stanu von Evers, wydał na cześć podróżnych i na któréj znajdowali się wszyscy członkowie uniwersytetu, zakończyła ten dzień tak przyjemnie spędzony.
Dwudziestego ósmego kwietnia, bardzo rano opuścili podróżni Dor, pat znowu śród burzy i zamieci. Trzy stacye daléj przejechali koło jeziora Pejpus, które tu ma brzegi całkiem nizkie i przy znacznéj swéj szerokości wygląda zupełnie jak morze. Wieczorem zbliżyli się do brzegów Fińskiej zatoki, któréj jednak widzieć nie mogli z powodu ciemnéj nocy, a rano następnego dnia przybyli do Narowy. Nieszczęściem musieli się. tu znowu zatrzymać, gdyż Narowa wtedy tylko co była puściła; piękny most z ogroinnemi słupami, po którym w powrocie przej eżdżali, nic był jeszcze skończony, a promem nie podobna było jeszcze przebyć rzeki. Musieli więc znowu czekać, nim kra nie przeminie. Tym czasem korzystali z wolnego czasu, żeby zrobić wycieczkę do wodospadów Narowy, o kilka wiorst powyżéj miasta leżących. Narowa wypływa z jeziora Pejpus i wpada do zatoki Fińskiéj; jest ona dosyć szeroką i ma pod Narwą dość strome brzegi, utworzone z gęstego wapienia. Powyżéj wodospadów dzieli się rzeka na dwa ramiona, tworzące sobą małą wysepkę, i nie daleko przed swém połączeniem spadające ze znacznéj wysokości. Drewniany most, rzucony tuż u dołu lewego wodospadu, łączy lewy brzeg z wyspą i prowadzi do tartaku, który do obracania swego kola używa prawego wodospadu. Na lewym brzegu rzeld znajduje się fabryka sukna, na prawym zaś leży wieś Juala; wyspa sama, równie jak brzeg pokryte są, wielkiemi pięknemi drzewami. Widok spadającej znacznej massy wody, zwłaszcza podczas wezbrania rzeki, był bardzo wspaniały.
Nadzieja przebycia rzeki po południu nie została spełnioną. Musiano jeszcze półtora dnia czekać w Narwie, nim kra przeminęła i prom mógł być przygotowanym. Podróżni użyli tych chwil dla obejrzenia miasta i wałów, które wprawdzie nie są już utrzymywane, ale są znacznéj wysokości i użyczają pięknego widoku na miasto i sąsiednie okolice. Samo miasto jest ciasno zabudowane i ponure. Tuż nad brzegiem wznosi się starożytna wieża o grubych murach, zwana wieżą Hermanna, zbudowana przez rycerzy mieczowych; naprzeciw niéj, na prawym brzegu, wznosi się stara twierdza Iwanowgorod, wzniesiona przez Iwana Wasilewicza Wielkiego. Z nią łączy się na tymże prawym brzegu, przedmieście, zamieszkane wyłącznie przez Rossyan, wówczas gdy wsamśm mieście jeszcze po większéj części mówią po niemiecku.
Trzydziestego kwietnia po południu, około godziny 4, prom był wreszcie przygotowany, tak, że mogli przebyć na nim rzekę i szybko już jechać po wielkiéj bitéj drodze, idącéj ztąd do Petersburga. Ponieważ grunt po tamtéj stronie Narowy cokolwiek się podnosi, długo mogli jeszcze widzieć miasto, które jakkolwiek ponure jest wewnątrz, jednak ze swemi czterma wysokiemi wieżami, z wieżą Hermann’a i twierdzą Iwanowgorod przedstawia piękny, starożytny widok. Wieczorem musieli się jeszcze zatrzymać nieco w Jamburgu, gdyż woda w Łudzę, rzece równej szerokości z Narową, nagle była spadła i poderwała brzegi. Musiano więc robić nowy wjazd na przewóz, czém właśnie robotnicy byli zajęci, gdy podróżni nadjechali. Jednakże nie więcej jak kilka godzin musieli na to czekać, i odtąd nie mieli już żadnéj zwłoki wswéj podróży aż do Petersburga, gdzie przybyli 1 maja o godzinie 2 po południu.
Już od Strelny, ostatniéj stacyi przed Petersburgiem, zaczyna się rzed nieprzerwany bardzo pięknych wiejskich domów; wjeżdża się wreszcie przez wielki wspaniały łuk tryumfalny, przebywa się kilka ulic, po czém przybywa się do właściwéj bramy miejskiéj; długa, szeroka ulica prowadzi w środek miasta, na końcu któréj błyszczy się wieża Admiralicji z swą wyzłacaną szpicą. Zwrócono na prawo i jechano wzdłuż szerokiego kanału, Fontanki, który w półkole przerzyna południową część miasta i przepysznie wyłożoną jest cembrowaniem z szlifowanego granitu. Wielkie piękne domy napfzemian z pałacami stoją po obu stronach; na lewo widać podobny do twierdzy pałac Cesarza Pawia, za którym wnet rozciąga się ogród publiczny. Po godzinie przeszło szybkiéj jazdy przez szerokie ulice, podróżni wjechali wreszcie na ulicę Gagaryńską do domu posła pruskiego, generał-lejtnanta v. Schofcr, który powitał Iiumboldfa jako dawnego przyjaciela, i który, jako człowiek wysokiego ukształcenia brał żywy udział w pomyślnym skutku tego naukowego przedsięwzięcia.
Kątowy pokój mieszkania, przeznaczonego dla podróżnych, użyczał im widoku na Newę, z którą ulica Gagaryńska tworzy kąt prosty. Rzeka zdawała się tu być prawie nieobjętéj okiem szerokości, gdyż naprzeciw ulicy pierwsze ramię Newy, wielka Newka, oddziela się od niéj i w kierunku ulicy płynie czas jakiś. Rosę i Ehrenberg nie mogli przenieść na sobie, żeby po kilkuchwilowym odpoczynku, tegoż jeszcze wieczora, nie przypatrzyć się z blizka temu wspaniałemu widokowi. Wielka ta, okazała rzeka była jeszcze całkiem lodem pokrytą; poniżéj Newki położone były tarcice na lodzie w poprzek rzeki dla przechodzenia po nich do twierdzy, leżącéj na małéj wyspie śród Newy; przejście to podróżni nasi znaleźli długie na 830 kroków. Poszli późniéj brzegami Newy, wyłożoneini piękném granitowem cembrowaniem. Po ogromnéj żelaznéj kracie z granitowemi słupami oddzielającemi ogród letni od ulicy nadbrzeżnéj, następuje pałac marmurowy, wewnątrz z granitu a zewnątrz marmurem wyłożony; naprzeciw wznosi się wieża twierdzy, kończąca się wyzłacaną szpicą; dalej następuje ermitaż, długi pałac, mieszczący w sobie dzieła sztuki; za nim ciągnie się bezpośrednio ogromny pałac zimowy i wreszcie, po drugiej stronie placu gmach admiralicyi, którego dwa skrzydła dosięgają Newy i przerywają tym sposobem komunikacyę po ulicy nadbrzeżnéj. Wielki plac pomiędzy admiralicyą i zimowym pałacem łączy się z innym większym, ku któremu główny front tych budowli jest zwróconym. Był on pokryty budami, huśtawkami, ślizgawkami i osobliwościami różnego rodzaju; z trudnością podróżni przedarli się przez kupiące się massy ludności, które z najżywszą radością obchodziły ostatnie dni Wielkanocy. Nowość wszystkich przedmiotów, rodzaj zabaw, Rossyanie sami z ich brodami, z ich błękitnemi długiemi kapotami i skórzanemi czapkami, wszystko z resztą obudzało i przyciągało ich uwagę.
Wielki plac przed pałacem zimowym i admiralicyą otaczają tworzące półkole budowy generalnego sztaba i rzęd pięknych domów, przerżniętych trzema wielkiemi ulicami, które jak promienie jednego koła zbiegają się do złoconéj wieży admiralicyi. Podróżni przeszli potćm
około adrairalicyi, dalej w lewo placu, na którym już wznosiły się ogromne granitowe kolumny, mające zdobić wejście do kościoła Izaaka, i zwrócili się później ku Newie. Pośród placu, otaczającego z tej strony admiralicyą, stoi słynny konny posąg Piotra Wielkiego; długa nadbrzeżna ulica ciągnie się ztąd lewym brzegiem Newy i wielki most łyżwowy prowadzi przez nią na Wasiliewski Ostrów (*), gdzie podróżni podziwiali jeszcze na lewo wspaniałą budowlę, akademię sztuk, i na prawo akademię nauk, już w znaczném oddaleniu od mostu, oraz gmach giełdy na końcu Wasiliewskiego Ostrowu. Pełni przyjemnych wrażeń wrócili następnie podróżni do swojego mieszkania.
Po kilku dniach nastąpiło tu także ruszanie lodów, przez co część miasta leżąca po tamtej stronie rzeki stała się więcej jak na ośm dni niedostępną.
Dziwnie piękna, przezroczysta, zielonawa woda Newy (**) prawie przez sześć miesięcy północnéj zimy ściętą jest lodem. Zaledwo na początku kwietnia, rzadko przy końcu marca wody są do tyla ocieplone i silne, żeby zrzucić z siebie lodowe okowy. Chwila ta z niecierpliwością jest oczekiwaną i jak tylko gęstsza kra przepłynie, a gładkie zwierciadło rzeki do tyla się oczyści, że dozwoli wolnego przejścia łódkom, działa z twierdzy dają się słyszeć, zapowiadając tę upragnioną chwilę mieszkańcom.
Wówczas, czy to będzie w dzień czy w nocy, komendant twierdzy, w paradnej formie, otoczony swemi oficerami, wsiada do wspaniale przyozdobionéj łodzi i udaje się do naprzeciw leżącego pałacu cesarskiego. Wielki, piękny puhar kryształowy napełnia on przejrzystą wodą Newy, dla podania jéj w imieniu wiosny cesarzowi, jako pierwszy i najpiękniejszy dar rzeki. Oznajmuje on swojemu monarsze, że potęga zimy skruszona, że wody stały się swobodnemi i że należy się spodziewać pomyślnej żeglugi; ukazuje jako pierwszą tego zwiastunkę swoją łódź na brzegu, która go szczęśliwie przyniosła, i podaje puhar z wodą newską, z którego monarcha pije za pomyślność swojej stolicy. Jestem Wiadomo, że od d. —1 grudnia 1850 r. wyspa ta, którę Piotr W. wybrał za siedlisko handlu, połączon:} została z właśc.iwem miastem wspaniałym kamiennym mostem zwanym Blahowieszrzcuskim. Część tylko tej wyspy, ku miastu zwrócona pokryty jest wspaniałemi budowlami, strona zaś od morza, prócz ezgści zabudowanej Galernym dworem, kazarmą dla morskich żołnierzy i t. d., całkiem pusta i niezamieszkana, gdyż jest błotnisty i czgsto przez morze zalewany.
(„) Zobacz Kohl’a, panorama“ w dziele jego: „Petersburg w obrazach i szkicach“. Drezno, 1316 r.
to najlepiej opłacany puliar wody, jaki gdziekolwiek na kuli ziemskiéj jest wychylony; gdyż stosownie do przyjętego zwyczaju, cesarz wraca go komendantowi napełniony złotem. Dawniej sypano weń po same brzegi dukaty, ale kiedy z postępem czasu puliar stawał się coraz większym i mógł mieście w sobie coraz więcéj złota, summa wreszcie 200 dukatów ustanowioną, została, która się wtedy wypłaca komendantowi.
Lód Newy, ku końcowi zimy, kiedy już nie jeden dzień ciepły rozmiękczył jego powierzchnię, przybiera na siebie pozór właściwéj mu spróchniałości. Rozszczepia się on bowiem na mnóstwo cienkich kawałków od jednego cala średnicy, a długości takiej jak lód jest gruby. Kawałki te, z których wtedy lodowa powłoka się składa, trzymają się tak słabo, że nikt wówczas się nie odważy przechodzić po nich. Tam gdzie nie ma z wierzchu stwardniałego śniegu, noga zapada w łokciowéj grubości lód, po wysunięciu się owych kawałków. Wielkie, na brzegu leżące kawały lodu, które sądząc z pozoru tworzą spójne gęste massy, przy najlżejszém poruszeniu kijem rozpadają się na mnóstwo przezroczystych słupków i lasek. Na kilka tygodni więc przed oczekiwaniem ruszenia lodu, przejazd po Newie jest wzbronionym. Tworzą się tu i owdzie wielkie dziury w powłoce lodowéj, i na jéj powierzchni nawet zbiera się mętna śnieżna woda. Całe to lodowe przykrycie, tak przedtém pożądane i rozweselające oczy, gdy było ożywione mnóstwem sanek i przechodzących, staje się naówczas przykrym ciężarem, brudną i niepotrzebną skorupą, któréj się radzi pozbyć co najprędzéj. Częstokroć przez całe tygodnie trwa już najpiękniejsza pogoda, a jednak Newa zostaje jeszcze całkiem nieruchomą. Słońce nie działa tak silnie i skutecznie na rozpuszczenie pokrywającego ją lodu, jak deszcz i wiatr. Zwykle lodowa powłoka leży nieruchoma, dopóki nie trafi się parę dni dżdżystych i wietrznych. Nieomylnym znakiem mającego wkrótce nastąpić ruszenia lodu jest zniknięcie wody na powierzchni lodowéj. Dopóki woda trzyma się na lodzie, chociażby była tak głęboką, że konie w niektórych miejscach prawie płynąć muszą, śmiało jeszcze wszyscy przebywają rzekę. Ale skoro woda na powierzchni zniknie, jest to znakiem, że lód wszędzie się od brzegów oderwał a razem stał się tak podziurawionym, że woda przez te otwory przeciekła. Zwykle ruszenie lodów na Newie następuje pomiędzy 6 a 14 kwietnia dawnego stylu. Najczęściéj zdarza się ono 6 kwietnia, tojest, w stu lecicch dziesięć razy i na ten dzień można zawsze stawić 1 przeciw 10. Najpóźniejsze ruszenie Newy przypadło 30 kwietnia (12 maja nowego stylu) raz w stu leciech; najwcześniejsze 6 marca, również raz w stu leciech. Staje zaś zwykle Newa w środku listopada, najczęściej 20 tego miesiąca, tojest dziewięć razy w ciągu stulecia. W roku 1826 zamarzła ona nie pierwej jak 14 grudnia, a w roku 1805 już 16 października.
Jestto godna uwagi chwila, to oczyszczenie Newy. Każdy z mieszkańców niecierpliwie jéj wygląda, bo każdego to mocno obchodzi. Kupcy z niespokojnością jéj oczekują, bo powodzenie nie jednéj spekulacyi zawisło od wcześniejszego lub późniejszego oczyszczenia rzeki; robotnicy i cieśle, dlatego, że budowa mostów przynosi im nie mały zysk; znakomite damy dlatego, że skoro Newa i zatoka Kronsztadzka oczyszczone zostaną od lodu, parostatek Lubekski wkrótce przybędzie z nowościami i świeżemi modami z Paryża; księgarze i uczeni dlatego, że stosunki literackie znowu się otworzą z resztą Europy; chorzy krajowcy i cudzoziemcy tęskniący po ojczyznie, dlatego, że drogi do kąpieli i do obcych krajów znowu otworem staną. Nie słychać w owym czasie w Petersburgu innéj rozmowy, jak domysły czy Newa ruszy na pierwszy czy na drugi dzień Wielkanocy, i na ten lub ów przypadek stawią ogromne zakłady.
Wprawdzie pierwsza, jakby uderzeniem czarnoksięskiej laski sprawiona zmiana rzeki, nie jest długotrwałą. Zwykle bowiem tylko lód rzeki w pobliżu Petersburga odrazu przechodzi, następuje późniéj wyższy lód, który po razy kilka jeszcze mąci powierzchnię wody, przerywając swobodną komunikacyę, i długo, często kilka tygodni dążą jeszcze wielkie gromady opóźnionych w drodze kawałów lodu z jeziora Ladogi. Powierzchnia tego jeziora wynosi więcéj 100 mil kwadratowych, i gdyby cała jego powłoka lodowa musiała przepłynąć po Newie ledwo na wiorstę szerokiéj i dość leniwo płynącéj, byłoby na to potrzeba nie mniéj jak dwa miesiące czasu. Ale lubo większa część jego rozpuszcza się w samém jeziorze, jednakże pozostaje zawsze tak dużo odchodzącego rzeką, że niekiedy nagromadza się obficie w miejscu jéj wypływu i w pewnych przerwach czasu odchodzi. Gdy zaś petersburscy wioślarze oswojeni są z krą, nie zważają na te płynące reszty, i jest to zajmujący cale widok, widzieć pośród pięknéj stolicy, jak płyną na odłamach lodu wióry, które Finnowie zostawili tam pracując zimą nad obrabianiem drzewa, albo téż sanki, a niekiedy i biednego konia, który się zabłąkał zimą daleko od drogi. Ponieważ lód trwalszym jest tam, gdzie po nim często przejeżdżają, przepływają niekiedy całe długie kawały Ladogskiéj drogi. Ujście Newy leży nieszczęściem bardzo niedogodnie w najdalszym końcu Fińskiéj odnogi, która tworzy tu małą, wązką zatokę.. W téj zatoce, zwanej Kronsztadzką, zatrzymują się zwykle kry dłużej jeszcze niż w saméj Newie, tak, że kiedy wiosna ocldawna zdobi już ziemię i odbija się w pięknéj wodzie Newy, massy lodu stoją, jeszcze nagromadzone w morzu.
Port Petersburski z tego powodu staje się daleko późniéj dostępem, niżeli wiele innych bardziéj na północ położonych portów morza Bałtyckiego; gdyż z jednej strony wielkie lądowe jezioro, z drugiej mała zatoka utrudniają przystęp do niego. Skoro wreszcie wszystkie te groźne bryły lodu z rzeki, jeziora i morza rozpuszczą się i znikną, okręty czekające już na to w Sundzie, albo krążące po morzu, udają się spiesznie do cesarskiéj stolicy. Pierwszy żagiel, co się okaże na Newie, bywa witany z nadzwyczajną radością. Wielka nagroda i nie małe zyski stają się jego udziałem. Najczęściej jest to okręt naładowany pomarańczami, modnemi ubiorami, towarami rękodzielnemi, oraz mnemi podobnemi przedmiotami, za które wtedy płacą podwójną i potrójną cenę. Skoro jeden taki okręt zrobi początek, niezwłocznie i inne za nim przybywają.
Tylko kanały w Petersburgu albo raczej jak kanały obrobione, ’ okopane, obmurowaneśluzami i cembrowaniem opatrzone wązkie ramiona Newy, Fontanka, Moika, kauał Katarzyny, Ligowskaja i t. p., mają stałe mosty. Większa część tych mostów jest wybudowaną przez cesarzowę Katarzynę, bardzo gruntownie z ciosowego kamienia, ale dość niepotrzebnie, bramami, wieżyczkami i furtkami dla przechodzących obciążone i wszystkie na jeden wzór robione. Liczą ich przeszło trzydzieści. Są one przy teraźniejszym ożywionym ruchu ulic za wązkie, i utrudniają ciągle przejście licznie krążących po ulicach powozów. Dlatego stoją w blizkości każdego mostu stróże policyjni, dla utrzymania porządku i zapobieżenia nieszczęśliwym wypadkom, a kiedy w Niemczech płacą karę pieniężną za prędkie przez most jechanie, tu przeciwnie konie i woźnica mogą dostać kijem od stróża policyjnego, jeżeli w całym pędzie nie przebywają mostu. W nowszych czasach do liczby starych mostów przydano jeszcze wiele nowych, których także liczy się do trzydziestu, a z nich kilka bardzo ozdobnych na łańcuchach. Jednakże niedostatek mostów jeszcze się bardzo daje uczuć w tém mieście poprzerzynaném kanałami. Szczególniéj koinunikacya przez główne koryto rzeki nie jest jeszcze doprowadzoną do należytego stanu. Obie najważniejsze części miasta, Wasiljewslci Ostrów i Wielka Strona, są połączone jednym tylko mostem, Izaaka; równie téż część Admiraltejska i Petersburgska strona połączone są także jednym. Wasiljewski Ostrów i Petersburską stronę łączy Tuczkoj-most, a Wyborgską stronę
Podróże Humboldta. Od. II, t. I, 3 z Wielką |i Petersburgską stroną Wozniesieński i Szpitalny mosty. Wszystkie te pięć wielkich mostów i cztery mniejszych łączących wyspę Aptekarską, Kamienną wyspę, Jełagińską i Krestowską, są drewnianemi, na pontonach leżącemi pomostami. Lękano się dotąd za nadto wielkich mass lodowych i jeziora Ladogi, oraz niezmiernych kosztów i trudności, jakie pociąga za sobą postawienie stałego mostu na tak szerokiéj i głębokiéj rzece, ażeby przedsięwziąć budowę kamiennych, trwałych mostów; chociaż już więcéj jak od lat trzydziestu jest mowa o wybudowaniu podobnego, o którego położeniu, planie, rozporządzeniu i kosztach corocznie toczą się układy.
Niekiedy zdarza się, że burze podnoszą i łamią albo rozsuwają lód w zatoce Kronsztadzkiéj, wówczas gdy lód Newy już odstał nieco od brzegów, ale jeszcze jest tak mocnym, że powierzchnia jego nie ma żadnych przerw na sobie. Wtedy cała powłoka lodowa Newy posuwa się i uderza w massie o lód zatoki, a wtedy dla oparcia się takiemu naciskowi żaden most nie byłby dosyć mocnym. Jednakże i w takim razie możnaby użyć zaradczych środków, jak np. rozdzielenie powłoki lodowéj przebiciem w niój wolnego pasa i t. p. Miękki także grunt całego petersburgskiego obszaru, w którym słupom mostowym trudno dać mocną podstawę, również błotnista, torfowata ziemia, z któréj się składają wyspy, i na których zaledwo można znaleźć punkt oparcia dla mostów, są nie małemi trudnościami, które jednakowoż z czasem zdołanoby przezwyciężyć. Wspomniane dziewięć pływających mostów Petersburga, są tak zbudowane, że mogą być prędko rozebrane i znów w kilku godzinach złożone. Składają się one z dwóch lub trzech sztuk, i niektóre z nich mają jeszcze osobną, małą, ruchomą cząstkę, tojest dwa pontony z należącym do nich pomostem, ażeby w pewnych czasach dozwolić przejścia okrętom. Przez całe lato stoją one nieporuszone, kotwicami na długich linach przytwierdzone i do wbitych w rzekę palów przywiązane. Ale skoro w jesieni kra gęstsza iść zacznie, mosty te się zdejmują. Każdy z nich ma swego nadzorcę, któremu do pomocy dodaje się paręset robotników. Oddzielne sztuki mostów rozłączają się i popchnięte prądem rzeki przystają do brzegów w porcie. Komunikacya pomiędzy wyspami odbywa się wtedy tylko za pomocą łodzi. Skoro lód na Newie stanie, mosty znowu się sprowadzają i na swoich miejscach stawią; lód bowiem Newy ma zwykle powierzchnię nie równą i chropawą, tak, że zimą wszyscy wolą przebywać rzekę mostem, zwłaszcza ku końcowi zimy, kiedy lód staje się nie tyle mocnym. Jednakże, obok tych drewnianych mostów, utorowanych bywa zawsze mnóstwo krzyżujących się dróg.
Na wiosnę przebywają wszyscy jak można najdłużój mosty, aż dopóki działa twierdzy nie zapowiedzą chwili ruszenia lodów i nadzorcy mostów wprawionemi do tego ludźmi, nie pozdejmują ich. Ażeby zaś pontony łatwi éj i bezpieczniej rzeką płynąć mogły, kilką dniami przedtem poniżéj ich oczyszczają rzekę z lodu. Jak tylko gęstsza kra przejdzie, zarzucają mosty znowu. Za każdem zaś nadejściem nowéj gromady zdejmują je. Potrzeba rozmaitych części miasta wygodnéj i bezpiecznéj komunikacyi jest tak gwałtowną, że starają się korzystać zkażdśj chwili oczyszczenia rzeki, i chociaż każde zarzucenie mostu Izaaka, kosztuje w wynagrodzeniu dla robotników i t. p. kilkaset rubli, zdarzało się nieraz, że go w jednym dniu po dwa i trzy razy zdejmowano i zarzucano, a jednéj wiosny dwadzieścia trzy razy rozbierano i znowu
składano. ♦
Można się więc doinyślćć, jak tym sposobem liche drewniane mosty muszą drogo kosztować miasto. Ustawiczne rozbierania i rozsuwania nadwerężają spojenia, a do tego świeże drzewo, jakiego używają do ich budowy, nosi w sobie od początku zarody rychłego zepsucia; ciągle zaś jeżdżenie powozów tak prędko je zużywa, że bezustannie pokryte są warstwą odszczepiających się drzazg.
Rzecz naturalna, że rozmaite części miasta, w czasie zdjęcia mostów muszą zostawać w dość przykrém położeniu. Ogromne, na tak wielkiej przestrzeni rozłożone miasto rozpada się wtedy właściwie na tyle oddzielnych miasteczek, ile jest wysp; krewni po całych dniach nic wiedzą co się dzieje z ich rodzeństwem, po drugiéj stronie rzeki mieszkaj ącćin; urzędy, które od władz wyższych nie mogą otrzymywać żadnych rozkazów, muszą działać na własną rękę i odpowiedzialność; domy handlowe nie mogą udzielić sobie wzajem żadnych wiadomości; nauczyciele nie mogą się dostać do swych zakładów.; izwoszczyki (doróżkarze) mogą krążyć tylko w pewnym ograniczonym zakresie; towarzystwa po odległych wyspach są mniéj świetne i niecierpliwie oczekują chwili oswobodzenia. Dlatego starają się rozmaiteini sposobami korzystać z lodu tak świeżego z jesieni, jak starego na wiosnę i robić go mocniejszym. Zalćdwo rzeka stanie, w rozmaitych kierunkach wyścielają się drogi słomą na słabym jeszcze lodzie, a na wiosnę wykładają się ścieżki wązkiemi tarcicami po spróchniałych bryłach, albo kładą się tylko gdzieniegdzie pojedyncze deski, żeby zmniejszyć niebezpieczeństwo zapadnięcia. Wtedy zaledwo, kiedy lód całkiem osłabnie, przechodzenie po tych improwizowanych mostach bywa wzbronione. Po wszystkich brzegach stoją, stróże policyjni, którzy bronią przechodu. Jednak, gdy przesyłane wiadomości są nader ważne a obiecana nagroda jest bardzo wysoką, można widzieć nieraz zręcznych ruskich muzyków, jak z wielkim śmiechem obecnych, pomimo policyi i toczącéj się kry, ośmielają się przebywać rzekę, a opatrzeni w deskę, którą kładą z bryły na bryłę, uchodzą często grożącego niebezpieczeństwa. Zresztą, rzecz naturalna, że Newa i jej poboczne ramiona pochłaniają tym sposobem corocznie znaczną liczbę ofiar, i według wszelkiego prawdopodobieństwa w żadném mieście tak wiele łudzi nie tonie, jak w Petersburgu.
Straszną jest myśl, że to piękne młodzieńcze miasto z całym swym przepychem narażone jest na ciągłe niebezpieczeństwo; ale grożą mu bezustannie tak niszczące siły, że w istocie nie masz może miasta na kuli ziemskiej, któreby stało na gruncie więcéj niebezpiecznym.
Zatoka Fińska rozciąga się w największéj swój długości w prostym kierunku od Petersburga ku zachodowi, zkąd wieją najsilniejsze wiatry. Te naturalnie pędzą massę wody z morza prosto ku miastu. Gdyby w blizkości jego zatoka była większą i po obu stronach szerszą, pęd ten wód może nie byłby tyle niebezpiecznym. Ale nieszczęściem, odnoga Fińska kończy się spiczasto pod Petersburgiem, który leży u samego jej końca, i w blizkości jego fale morskie coraz więcéj gromadzą się i spierają w małéj wązkiéj zatoce Kronsztadzkiéj. Przytém, Newa tutaj właśnie, płynąc ze wschodu na zachód, wpada do morza, a wody jéj działają w przeciwnym całkiem kierunku falom z zachodu pędzonym.
Wyspy przy ujściu Newy, na których wznoszą się pałace Petersburga, są niezmiernie płaskie i nizkie. Niezamieszkanemi końcami sweini od strony morza równają się one z powierzchnią wody, a nawet niższe są od niéj, najoddaleńsze zaś i najwyższe, najbardziej domami zabudowane części leżą tylko na 12 do 14 stóp nad zwykły stan morza. Wezbranie przeto wody na 15 stóp, wystarczającśm jest do zalania Petersburga, a podniesienie się jej na 30 do 40 stóp calkiemby go zatopiło. Do tego nie więcéj potrzeba, jak żeby gwałtowny zachodni wiatr na wiosnę trafił się w jednej porze z najwyższym stanem wody i ruszeniem lodu. W olbrzymiej walce tych żywiołów przyrodzenia wszystkie gmachy i twierdze wspaniałego miasta runęłyby w gruzach, a mieszkańcy jego znaleźliby śmierć w otchłaniach wodnych. Bezpieczeństwo więc Petersburga zasadza się na tém przypuszczeniu, że owe trzy warunki do sprowadzenia nieochybnej dla niego zguby: ruszenie lodów, —wysoki stan wody i wiatr zachodni, nigdy nie zdarzą się o jednéj i téj saméj porze. Szczęściem jest 64 wiatrów w róży kompasowej, i podczas wysokiego stanu wody, nie koniecznie wściekły zachodni ma jéj, zapierać drogę od morza. Usłużny wschodni lub południowy wiatr toruje zwykle w porę drogę nadmiarowi wody, i chociaż ze wschodu niekiedy dłużśj wieje, lód utrzymuje się tak długo, nim wiatr nie zwróci się ku północy.
tymczasem to pewna, że na wiosnę częstokroć dość długo wieją, wiatry zachodnie i że zdarzają się wtedy ruszenia lodów na Newie i odnodze Fińskiej, podczas których bryły lodowe’ są jeszcze tak ogromne, że obudzają największą trwogę. Jakoż w niektórych częściach miasta, zalewy zdarzają się tak częste i tak nagłe, że częstokroć wieczorem, po skończonej zabawie, gdy kierunek wiatru tymczasem się zmieni, goście znajdują ulice zalane i nie mogą powrócić do swych mieszkań.
Ponieważ tedy to miasto każdej chwili może się spodziewać okropnego zalewu, jak każde inne niszczących płomieni, poczyniono rozporządzenia dla rychłego uwiadamiania mieszkańców o grożącém niebezpieczeństwie, ażeby każdy czynił co może dla swego zabezpieczenia. Kiedy przy długo trwającym zachodnim wietrze woda morska wkroczy do Newy i zaleje ostatnie kończyny wysp, strzelają z działa na Adiniralicyi, a na wszystkich wieżach zatykają wodne chorągwie. Strzały działowe powtarzają się co godzina Kiedy woda występuje z brzegów i zalewa niższe części wysp, sygnały trwogi następują po sobie co kwadrans. Jeżeli woda podnosi się jeszcze wyżéj i wkracza już do samego miasta, sygnały rozlegają się co pięć minut; wreszcie, kiedy woda coraz daléj postępuje, działa co minuta powtarzanym odgłosem dają znać. żeby łodzie i okręty przybywały na pomoc.
Przestrach i nieszczęście jakie zalew wody sprawia w Petersburgu, są nie do opisania. U wszystkich tkwią jeszcze w pamięci klęski i okropne sceny, jakie towarzyszyły wielkiemu wylewowi wody 17 listopada 1824 r. (*). Byłto największy z tych, jakie to miasto doznało, i na wszystkich ulicach oznaczona jest ówczesna wysokość wody. Woda nadeszła całkiem spokojnie i niespodziewanie, jak to się zdarza we wszystkich petersburskich zalewach, gdzie żadnych tam nie przerywa, i wiele osób, które w odległych częściach miasta nie słyszały bicia z dział na trwogę, ’dziwiło się, nie domyślając się nic złego, przezroczystej wodzie, toczącéj się po ulicach. Tysiące mieszkańców nie przerywało swych zwyczajnych zatrudnień, jeździło i chodziło, i wielu z nich przypłaciło życiem tę nieostrożność. Pędzone gwałtownym wiatrem zachodnim, wody podnosiły si£ coraz wyżéj, rzuciły się nagłym pędem w ulice, podniosły w górę wszystkie pojazdy i wozy, które na nich znalazły, wpadły oknami do suterenów i dolnych mieszkań, oraz zaczęły się wydobywać w potężnych kolumnach z otworów podziemnych kanałów. Naj więcéj ucierpiały: Wasiliewski Ostrów i Petersburska strona, z których w ostatniej dużo mieszka biednych ludzi, w małych, nie fundamentalnie zbudowanych domach. Wiele drewnianych domów, podmytych wodą, zruszyło się z miejsca i w całości jak były, ze wszystkiemi swemi mieszkańcami pływały po ulicach. Pojazdy, których panowie i woźnice ratowali się ucieczką na wyższe miejsca, konie zaś które w uprzęży nie mogły się swobodnie poruszać, po większéj części nędznie poginęły, zbierały się tuzinami śród miejsc ogrodzonych. Wszystkie drzewa miejsc publicznych obsadzone były ludźmi. Woda podniosła się ku wieczorowi tak wysoko i wiatr był tak silny, że obawiano się aby lada chwila, wojenne okręty nie zerwały się z kotwic i nie wpadły pomiędzy rzędy domów. Klęska była tém większą, że nikt nie spodziewał się podobnych następstw; gdyż woda, bez szumu i huku, cichym sposobem wtoczyła się do miasta. Najszkodliwszemi zaś były jéj z początku niewidzialne dzia. łania, oraz wynikłe po jéj ustąpieniu złe skutki. Bardzo wiele domów runęło aż następnego dnia, kiedy wody powróciły już były do swojego łożyska. Większa część mieszkań, przesiąkłych wilgocią, nie mogła być prędko osuszoną. Ztąd mieszkańcy ich wkrótce obłożnie pochorowali, a zabójcze gorączki długo jeszcze potém panowały po wielu częściach miasta.
Noc była szczególniéj straszną, gdyż woda aż do wieczora ciągle podnosiła się, i śród okropnéj ciemności, w razie ciągłego przybywania wody, nie zostawało żadnego środka ratunku. Tysiące rodzin, których członkowie rozproszeni byli po różnych częściach miasta, przebyli tę noc w największej trwodze i śród najgorętszych modłów.
Wielu mniema, że w zepsutych towarach, zniszczonych domach, uszkodzonych sprzętach, zrujnowanych brukach i trotuarach i t. d. wylew ten kosztował miasto więcéj sta milionów rubli; liczbę zaś ludzi, którzy jużto w samym wylewie, już od skutków jego życie postradali, liczą do kilkunastu tysięcy. We wszystkich ulicach miasta oznaczono wysokość wylewu ua domach linią wzdłuż pociągniętą i oznaczeniem daty.
Woda“NeWy należy do najczyściejszych i wolnych od wszelkich przy mieszań wód rzecznych, o jakich wiemy. Jest ona przy ujściu swojém równie czystą, jak u źródła. Wiadomo, że używanie jéj z początku ma własność rozwalniającą, dlatego nieprzyzwyczajeni piją ją tylko z winem lub rumem zmieszaną. Ale łatwo można się przyzwyczaić do niéj i wtedy wydaje się być tak smacznym napojem, że się przenosi ją nail Wszelkie inne wody. Petersburczanie winszują sobie zwykle, po Powrocie z podróży, że będą mogli pić znowu wodę newską, a Cesarz Aleksander I, jak powiadają, woził zawsze z sobą, w czasie podróży, wodę newską we flaszach. Do przyrządzania herbaty i kawy jest wyśmienitą, a zaprawiona wywarem jęczmiennym jako piw* bywa rozsy-łaną po całém państwie.
Ale prócz wielkiego naturalnego wodociągu Newy, miasto nie ma ani jednego wodozbioru, żadnego, mogącego służyć do użytku źródła; a«i jednéj nawet studni lub rury, która wodę newską sprowadzałaby do domów i nie jedna część miasta dałaby chętnie w zamian całe mała przydatne ramię Newy za parę studni, które byłyby tuż pod ręką. Źródła, które w obrębie miasta płyną, mają całkiem niezdatną do użycia Wodę i, nazywają się Czarnemi rzeczkami (Hepman ptMKii), również wszelka woda, którąby można było dostać kopaniem studni, jest wodą Newy przesączającą się, przez grunt torfowy, a zatém żółtawą. Dlatego wszystka woda, któréj miasto potrzebuje, czerpaną bywa z Newy.
Newa pośród miasta jest szeroką na wiorstę i policzywszy wielkie załamania, więcéj jak na trzy mile niemieckie długą. Można więc łatwo wyobrazić, jak rozległe obszary tworzy jój powierzchnia zimą, przy nieregularuém zamarzaniu brył lodowych, jakie tu zwykle ma miejsce. Można tutaj w nocy odbywać drogi po mieście, zostając w takiéj samotności, jak gdyby śród jezior Finlandyi. Światła tylko domów błyszczą zdaleka, księżyc i zorza północna przyświecają z góry, i wędrowiec kieruje się wedle bussoli i gwiazd. Jak okrzyczane więc są te nocne podróże po zimowych drogach, gdyż złodziejstwa i rozboje często się na nich zdarzają, i jak chętnie ich unikają, tak przeciwnie latem, przejażdżki po Newie należą do najulubieńszych i najprzyjemniejszych rozrywek. Błyszcząca rzeka, któréj powierzchnia zimą traci swój blask, otacza wtedy piękne części miasta jakby wspaniałą srebrzystą opaską. Noce są łagodne i dziwnie jasne, a Petersburczanie używają tém chętniéj wtedy przyjemności przejażdżki po rzece, że to im zaledwo na krótki czas dozwolone. W pięknych ciepłych miesiącach, czerwcu i lipcu, ramiona Newy dniem i nocą pokryte są żeglującemi i wiosłującemi, tak wielkiemi jak małemi, statkami i łodziami, gdzie oko i ucho ciągle czarujących doznają wrażeń. Pomiędzy mineralogicznemi zbiorami Petersburga zajmuje pierwsze miejsce znajdujący się w górnym instytucie. Tu widział professor Rose sławną bryłę malachitu z kopalni miedzi Gumeszewska w Uralu, przedstawiającą płaską jajowatą massę, mającą znaczną wysokość 3 stóp i 6 cali i prawie takąż samą szerokość. Posiada ona piękny szmaragdowo-zielony kolor i cenioną jest na 525, 000 rubli. Pomiędzy kawałami rodzimego złota tego muzeum, pierwszeństwo należy tak nazwanemu Olbrzymiemu kawałowi. Znaleziony on został 26 października 1842 r., blizko granicy rozdzielającéj dwie sławne płókalnie złota w Carewo-Nikołajewsku i Carewo-Aleksandrowsku na lewym brzegu Taszkutargan’u. Ta bryła rodzimego złota ważąca 2 pudy 7 funtów 92 zołotniki (77, 014 prus. funt.), leżała na 4’/* arszyna (9’ 10“ paryz. stóp) pod powierzchnią ziemi na ławie djorytu i była obłożoną stwardniałą gliną. Ma ona w głównych zarysach kształt trójkąta, wygląda jak gdyby rozpuszczony i prędko oziębiony metal, a niektóre wyżłobienia w niéj zdają się być kanciastemi odciskami kryształów górnych, tworzących się w wąwozach okolicznych gór. Cała massa jest jednolita, twarda, nie ma ani spojeń, ani rysów, któreby wskazywały stopienie się wielu pojedynczych kawałów złota.
Ponieważ kawały złota od kilku zołotników (1 zołot. = ’/;><; funta), przestały być rzadkością; rząd rossyjski w roku 1839, zmienił dawniejszy przepis w tśm, że tylko sztuki, ważące więcéj jednego funta, kazał przesyłać do muzeum, a w r. 1841 wydany został rozkaz, że tylko wielkością i zewnętrznym kształtem odznaczające się sztuki miały być w muzeum zostawione, reszta zaś, jako martwy kapitał, przesłane być miały do petersburgskiéj mennicy, dla przebicia ich na monetę. W skutku tego, 550 sztuk rodzimego złota, z których każda mniéj ważyła od 5 funtów 11 zołotników, oddane zostały do mennicy (*).
W Rossyi Europejskiéj dobywanie złota ogranicza się na niewielu pokładach złotodajnego piasku, na zachodnim stoku północnéj części Uralu. “W Rossyi zaś Azyatyckiéj, gubernie: Permska, Orenburska, Tomska, Jenissejska, Irkucka i kraj Kirgizów, dostarczają złota (**). Pierwsze miny odkryte zostały 1743 r. w okolicach Ekaterynburga. Dobywanie złota urządzone zostało 1752 r., i trwa w kopalniach Berezow-
Porówn. Środkowa Azya. Poszukiwania względem łańcuchów gór i porównawcza klimatologia A. v. Humboldt. Przełożył z francuzkiego i dodatkami pomnożył W. Mahlmann, t. I, str. 356 i nast. t. II, str. 338 i nast.
(»») Następne wiadomości o dybywaniu złota w Rossyi wyjgtc są, według rossyjskich źródeł, z Journal des mines.
skich do dzisiejszych czasów jednakże, skutkiem wzrostu, jaki otrzymały płókalnie piasku złotego, znacznie podupadły. Wspomnione kopalnie, ę których dochód dosięgną! swojego maximum, w r. 1810, przyniósłszy 22 pudy, wydają teraz rocznie nie więcej jak 2 pudy, i te służą szczególniej na pokrycie wydatków około robót.
Wydobywanie złotego piasku rozpoczęło się na Uralu 1814 r., późniéj 1829 r. powstały płókalnie złota w zachodniej, a 1838 roku we wschodniej Syberyi. Od roku 1840 do 1850, dochód z płókalni złota na Uralu, oraz w zachodniej i wschodniej Syberyi, wynosił 12, 638 pudów.
Od czasów odkrycia pokładów złota we wschodniéj Syberyi, dobywanie tego metalu w Rossyi doszło ogromnych rozmiarów. Pomimo bajecznych bogactw tych pokładów, rząd pozostawił je całkiem do rozrabiania osobom prywatnym i ma udział w całem przedsięwzięciu dlatego tylko, żeby utrzymać należyty porządek, zapobiedz powstającym kłótniom i sporom, i wreszcie, żeby pobierać umiarkowaną zkądinąd opłatę, od poszukiwaczów złota.
Ukaz z roku 1838, nadaje każdemu prawo poszukiwania pokładów złota we wschodniéj Syberyi. Każdy, coby znalazł złoto, został obowiązany, wskazać natychmiast miejsce zwierzchności, która wydziela mu wtenczas pewną przestrzeń ziemi (100 sążni szerokości i 5 wiorst długości). Zaledwo rozeszła się wiadomość o tych odkryciach, które przenosiły bogactwem wszystkie dotąd znane w Rossyi kopalnie, licznie potworzone towarzystwa pospieszyły do wschodnich przy toków Jenisseju i do gór Sąjańskich. Powstał niezmierny ruch w Syberyi. Poszukiwacze złota rozproszyli się we wszystkich kierunkach, częścią dla robienia potrzebnych przygotowań, częścią dla najęcia robotników, których liczba skutkiem tego wynosiła już w r. 1841, ośin tysięcy. Większa część ich była z deportowanych; drudzy przybyli ze stepów Kirgizkich, dla pracowania w kopalniach przez kilka letnich miesięcy, inni zaś nie wahali się przybyć o 600 przeszło mil z głębi Europejskiéj Rossyi dla wzięcia udziału w pracach przy dobywaniu złota. Nic nie zdołało ich powstrzymać, ani surowość klimatu, ani ciężkość pracy, ani odległość miejsca, ani straszne widmo Syberyi, które się zwykło uważać za miejsce wygnania.
Trudności, z jakiemi poszukiwacze złota musieli walczyć, żeby korzystać ze swoich odkryć i robić nowe, były nic małe. Obfite pokłady znajdywały się w nieznanym jeszcze kraju, zwiedzanym zimą przez wpół dzikie plemiona. Gęste lasy, pokrywające ziemię, utrzymywały tam ciągle wilgotną atmosferę, tak, że nietylko doliny, ale nawet stoki Podróże Humboldta Od. II, 11. 4 gór pełne były niedostępnych błot, które znaczném kołowaniem trzeba było okrążać. Częstokroć na przestrzeni 100 i więcéj godzin drogi nie było w około żadnego mieszkania; żadna droga nie prowadziła przez pustynie i wszelkie transporta musiały się odbywać na grzbiecie jucznych zwierząt, po ścieżce wydeptanéj przez samych poszukiwaczów złota.
Tymczasem grunt Syberyi w ogólności jest żyzny, tak, że plony sąsiednich kopalniom prowincyj wystarczały do zaopatrzenia poszukiwaczy złota w żywność. Mięso i juczne zwierzęta dostarczane były przez Kirgizów i Kałmuków. W machiny i wszelkie narzędzia zaopatrywały fabryki na Uralu.
Roboty rozpoczynały się regularnie w miesiącu maju, a kończyły się na początku września, kiedy ukazanie się śniegu zapowiadało nadejście zimy. Wielu jednak nie wstrzymywało to od przedłużania swych robót zimą, gdyż wtedy okolice błotniste łatwiejsze były do przechodzenia i rozkopywania. Musiano naówczas grunt, w którym poszukiwano złota, rozmiękczać najprzód ogniem i piasek złoty wypłókiwać ciepłą wodą. Materyał palny, znajdujący się na miejscu, prawie nic nie kosztował. Trudno sobie wyobrazić, jak te ciężkie roboty zimą mogły być dokonywane, kiedy dla ochrony od surowości klimatu miano tylko nędzne chałupy i ogromne massy śniegu.
W umowach poszukiwaczy złota z robotnikami oznaczoną była liczba naładowanych taczek, którą każdy robotnik dziennie musiał dostarczyć. Gdy to wykonał, mógł resztę czasu swobodnie przepędzać. Nadto, robotnik miał wyznaczony sobie funt mięsa i wystarczającą ilość reszty pokarmu, chleba i pewnego gatunku lekkiego piwa. Dla zapobieżenia kradzieżom i zachęcenia do pracy, w niektórych oznaczonych przypadkach ustanowione były wynagrodzenia.
Pomimo wszelkich trudności, j alcie przedstawiało wydobywanie złota, liczba płókalni złota wzrastała z każdym rokiem. Zgłaszania się do zwierzchności następowały tysiącami i ustępstwa mogły być tylko udzielane porządkiem według daty obwieszczeń (*).
(») „Od kilku lat, powiada baron v. Haxthausen (Studya o wewnętrznym stanie życia prostego ludu a szczególniej ziemskich urządzeniach Rossyi, 1847 cz. mnóstwo awanturników przebiega Syberyi} szukając złota, ale nie znajdują oni ludzi, coby im pomagali w robotach, nie znajdują środków utrzymania sigl W miejscach obfitszych w z}oto, robotnik i żywność doszły bajecznych cen, a przytem, z powodu klimatu, tylko trzy miesiące można odbywać roboty w tamtych okolicach. Zwykła zapłata robotnika jest 15 rubli na dzień. Ztąd tedy, osadnicy, zamiast poświęcania się pewnemu i sprzyjającemu obyczajom przemysłowi rolniczemu, uda-
W r. 1840, w którym pokłady złota w Syberyi odkryte zostały, ilość wydobytego w Rossyi złota wynosiła 554 pudów; w 1841 r. 655l/s pud.; w 1842 r. 908l/3 pud.; w 1843 r. 12412 3 pud.; w 1844 r. 12768/3 pud.; w 1845 r. 1304l/3 pud.; w 1846 r. 16283 4 pud.; w 1847 r. 1753V2 pud. Ale wtedy było to już viaximum dobytego złota.
W miarę jak dobywanie złota wzrastało i nowe odkrycia poczynione były, stosunki handlowe się rozwinęły, drogi przez lasy przeprowadzone zostały, sąsiednie miasta powiększyły się i zbogaciły się. Ale razem środki żywności nadzwyczaj poszły w cenę, tak, że mniejsi przedsiębiercy wiele na tem ucierpieli. Ażeby zapobiedz łatwo dającemu się przewidzieć śród takowych okoliczności zaniechaniu rolnictwa, rząd rozkazał, ażeby żadna rodzina deportowanych osadników nic śmiała udawać się do płókalni złota, nie zostawiwszy pierwéj jednego z pomiędzy siebie dla uprawy roli.
Tymczasem odkrycia nowych i bogatych pokładów stawały się coraz rzadsze. Musiano przestawać na dawniéj odkrytych. W skutku tego, zbiór złota zmniejszył się w r. 1848 do 1693 pudów.
Nadto, rząd poczynił rozmaite rozporządzenia, ażeby dobywanie złota we wschodniej Syberyi regularniéj urządzić, a szczególnie, żeby niniejszych przedsiębierców zaprotegować przeciwko większym. W tym celu, płókalnie na mniejszą stopę urządzone, obłożone zostały mniejszym stosunkowo podatkiem, niżeli płókalnie większych rozmiarów, które, według zwiększenia dochodów, obowiązane zostały do opłacania postępowego podatku.
Jednakże, zbiór złota we wschodniéj Syberyi coraz się zmniejszał, tak, że w r. 1847 był tylko w ilości 1371 pudów, w 1849 r. 1186 pud., a w 1850 r. 100S pud., wówczas kiedy płókalnie złota w Uralu dostarczają corok zwiększający się dochód, chociaż i tutaj ilość złota w piasku znacznie się zmniejszyła.
Platyna znajduje się w Rossyi w pokładach złota, albo w ich pobliżu. Zawierający w sobie złoto piasek Uralu i Syberyi ma w sobie także cząstki platyny, ale w mniejszej ilości. Główne jéj pokłady znajdują się w północnym Uralu, szczególniéj w okręgach Tagilskim i Gorobłahodatnym. Od czasu odkrycia tego metalu w roku 1824, dobyto 2061 pudów surowego kruszcu. Piasek w Niżnie-Tagilsku przechodzi wszystkie inne znane dotąd obfitością znajdującéj się w nim platyny. W roku 1828, dobywano 91 pudów 40 zołotników na sto pudów piasku. Ta
ją się ua szukanie złota, przyczem zopsucie obyczajów coraz wigcilj zaczyna się rozszerzać“.
obfitość metalu wprawdzie zmniejszyła się później, ale zawsze roczny dochód wynosił 100 do 200 pudów, aż do r. 1845, w którym przestano bić monetę z platyny (*).
Pomiędzy bryłami platyny, które professor Rose widział w muzeum Instytutu górniczego, znajduje się kawał od więcéj jak dziesięciu funtów (z posiadłości p. Demidowa, które zawierają, w sobie najobfitsze pokłady platyny). Późniéj jednak, w tychże samych pokładach piasku znaleziono pewną ilość daleko większych kawałków, od 12 aż do 20 i więcej funtów. Największa sztuka rodzimśj platyny, którą w czerwcu 1843 r. znaleziono również w górniczym okręgu Niżnie-Tagilska, waży 23 funty 18 zołotników.
Znajdywano wprawdzie platynę i w Ameryce południowéj, ale bryły Uralskiej platyny przechodzą daleko wielkością amerykańskie; gdyż z tych ostatnich największą dotąd znaną bryłą jest ta, którą Humboldt przywiózł z sobą z Choko i podarował królewskiemu mineralogicznemu gabinetowi w Berlinie, a druga z płókalni złota w Kondoto, która od roku 1822 znajduje się w muzeum madryckiém. Pierwsza jednak ma tylko wagę 1088 gran, ostatnia 11641 gran.
Zbiory cesarskie są też niezmiernie bogate w drogie szlifowane kamienie. Pomiędzy temi odznaczają się szczególniéj dyamenty, z których największym jest znajdujący się na wierzchu cesarskiego berła. Jest on bardzo niekorzystnie rznięty, ale pierwszój wody, doskonałéj czystości i najżywszego blasku. Waga jego wynosi 1943/4 karatów;-największa średnica 1 cal 31 4linij, wysokość 10 linij. Historya tego dyamentu, pochodzącego z Indyi Wschodnich, jest, według opowiadania Pallas^ (**), następna:
Szach Nadyr miał wprawione w swoim tronie dwa pierwszój wielkości dyamenty, z których jeden nazywał się górą słońca, drugi górą księżyca. Po zamordowaniu Szacha, wiele z klejnotów koronnych było rozchwyconych, a potem potajemnie przedanych. Do Ormianina Szafras’a który w owym czasie z dwoma swojemi braćmi mieszkał w Bassorze, przyszedł pewnego razu dowódzca afgański i ofiarował mu potajemnie za bardzo umiarkowaną cenę ów wielki dyament, będący jednym z kamieni tronu, zapewne tak nazwany góra księżyca, z wielu innemi kosztownemi kamieniafni, a mianowicie, wielkim szmaragdem i wielkim rubinem. Gdy Szafras wahał się natychmiast targu dobić.
(*) Journal des rnines.
(“) Pallas. Podróż do południowych prowincyj pańslwa Hossyjskiego. Lipsk, 1799. Cz. 1, str. 125 i następne. Afgańczyk zniknął i tamten znalazł go późniéj przypadkiem zaledwo w Bagdadzie. Tu nabył u niego Szafras wszystkie owe kamienie za okrągłą summę 50000 piastrów. Szafras i jego bracia wiedzieli dobrze, że niuszą kupno to zachowywać w największej tajemnicy. Nie mogli wigc myśleć o rychłej odprzedaży, ale po dwunastu leciech zaledwo Grzegorz Szafras przez Konstantynopol lądem udał się do Amszterdamu, gdzie swoje klejnoty publicznie wystawił na przedaż. Pomiędzy ochotnikami do kupienia znajdywała się także Cesarzowa rossyjska Katarzyna, która z zapewnieniem odpowiedniego wynagrodzenia, w razie nic przyjścia kupna do skutku, sprowadziła wielki dyament do Petersburga. Po obejrzeniu jego przez cesarzowę, minister rossyjski lir. Panin ofiarował posiadaczowi, którego pośrednikiem był ówczesny jubiler nadworny Lazarew, oprócz żądanego dziedzicznego szlachectwa i dożywotniej pensyi 6000 rubli, w gotowiznie summę 500, 000, z których 100, 000 natychmiast, a reszta w przeciągu dziesięciu lat miała być wypłaconą. Kiedy jednakże Szafras koniecznie potrzebował szlacheckiego tytułu i dla swoich braci i przytém żądał wiele innych korzyści, targ był zerwanym i kamień właścicielowi zwróconym.
Szafras znajdował się wtedy w niemałym kłopocie. Poniósł on wielkie koszta, musiał opłacać procenta od znacznych summ, które zapożyczył, a nie widział żadnego sposobu przedać dobrze swój kamień. Pośrednicy jego nie chcieli go wydobyć z tego kłopotu, znajdując w tém swój własny interes, tak, że on, żeby uniknąć prześladowania swych wierzycieli, musiał się udać do Astrachanu. Wreszcie układy o kupno znowu zagajone zostały w imieniu hrabiego Orłowa i kamień nabytym został za summę 450, 000 rubli gotowizną i dyplom rossyjskiego szlachectwa, z jakowśj summy za koszta komisów, prowizyj, procentów i t p. 120, 000 rubli miało być wypłaconych pośrednikom. Szafras osiadł potém w Astrachanie; ale wielki jego majątek, który spadł na trzy jego córki, zmarnowany został po większéj części przez jego zięciów.
Za powrotem swoim do Petersburga widzieli także nasi podróżni, dzięki uprzedzającéj grzeczności ministra cesarskiego dworu księcia Wołkońskiego, wielki dyament, który perski książę Chozroes, młodszy syn Abasa Mirzy, podarował w owym czasie rossyjskiemu cesarzowi. Był on w części tylko szlifowany, a zresztą posiadał swą naturalną powierzchnię. Waga jego wynosi 86 karatów; jest przeto więcéj jak o połowę mniejszy od poprzedzającego, ale zawsze jeszcze dość znacznym, żeby się liczyć pomiędzy największe znane dyamenty. Największa długość jego wynosi 1 cal 5’/a hnij, a największa szerokość 8 linij. Jest on doskonałéj czystości i blasku, oraz bez żadnych rysów i skaz. Szlifowana powierzchnia jego pokrytą jest perskim napisem, a w wyższéj części znaj duje’się małe wyżłobienie, idące naokoło, służące zapewne do /awieszania go na sznurku i noszenia na szyi.
Resztę szlifowanych kamieni można widzieć szczególniéj w pałacach cesarskich, mianowicie w wspaniałym Zimowym pałacu. Wszystko co obszerne państwo rossyjskie posiada osobliwego z rzeczy kopalnych, znajduje się tu zgromadzone i przyozdabia jego sale. Do przedmiotów większych rozmiarów użyto tu przedewszystkiem różnego gatunku porfirów. I tak, widzieć się tu dają całe rzędy żłobkowanych słupów ze wspaniałego zielono i biało nakrapianego porfiru z Rewenaja Gora na Ałtaju, oraz kolosalne wazy i wanny z wielu odmian porfiru z Korgonu, również z czerwonego porfiru, mającego podobieństwo ze starożytnym, a także z różnorodnego czerwonego porfiru i nakoniec owéj podobnéj do wariolitów odmiany, składającej się z gruntu czerwonawo-szarego. nakrapianego szarawo-białemi plamkami, z czarnemi obwódkami, który szczególnością swoją nabywa nie małego powabu.
Do mniejszych waz, plit stolikowych i innych przedmiotów sztuki użyty szczególniéj jaspis z południowego Uralu, Awenturyn z Uralu i Ałtaju, czerwono-brunatny kamień z okolic Ekaterynburga, malachit z kopalni miedzi w Gumeszewsku i pismowy granit z Mursinska i Miaska. Odmiany jaspisu są zielonego i czerwonego koloru, niekiedy téż czerwono i biało nakrapiane, albo krwisto-czerwono i czosnkowo-zielono, jak piękny sybirski wstążkowy jaspis. Biały grunt Awenturynu jest czerwono nakrapiany. Czerwono-brunatny kamień i malachit, które odznaczają się pięknemi różowo-czerwonym i szmaragdowo-zielonym kolorami, dają się rzadko widzieć połączone w jednolite massy. Zwykle rozmaite przedmioty są tylko fornirowane większemi lub mniejszemi plitami tych kamieni. Mniejsze tylko plity malachitu składają się z jednego kawała, w którym jednakże otwory i wydrążenia, na których nigdy nie zbywa malachitowi, zapełnione są osobnemi sztukami. Z pismowego granitu widzieć tylko można żółtą odmianę z Mursinska i zieloną z Miaska, ale zawsze w małych tylko plitach. Właściwy granit nie znajduje się w pałacach, albo bardzo rzadko; ogromne bryły granitu, otrzymywane z Finlandyi, obrabiane są na słupy, używane szczególniej do ozdabiania kościołów. I tak, wewnątrz Kazańskiego Soboru znajduje się 95 wielkich słupów; drugie widzieć można w cerkwi Izaaka, stojące trzema rzędami po trzech stronach gmachu. Ostatnie są większe od pierwszych i mają ogromuą wysokość 56 angielskich stóp, ale daleko jeszcze przenosi ich wysokością wielki
slup Aleksandra, który w roku 1832 wzniesiony został na placu przed
Zimowym pałacem, i przy obwodzie 37’/», stóp ang. ma wysokości 84 stopy.
i
ROZDZIAŁ II.
Wyjazd z Petersburga. — Sposób podróżowania. — Wsie rossyjskle.-Waldaj. — Moskwa. — Włodzimierz. — Niżny Nowgorod. — Podróż wodna po Wołdze. — Kazań. — Ruiny Bolgaryi. — Saban Tatarów. — Wotiaki. — Przedgćrza Uralu. — Ekaterynburg.
Dwudziestego maja rano opuścili podróżni Petersburg. Towarzystwo ich naówczas powiększyło się, gdyż dzięki troskliwości hr. Kankryna otrzymali za towarzysza rossyjskiego górniczego oficera, ówczesnego nadzorcę Menżenina, znającego doskonale język francuzki i cokolwiek niemiecki, mającego im służyć za przewodnika i tłumacza. Prócz tego wziął Humboldt z sobą kuryera, dla zamawiania koni na stacyach i rozliczania się, oraz kucharza, osobę nieodbicie potrzebną w każdem podróżującém towarzystwie, gdyż z tamtéj strony nie ma już austeryi i na stacyach można tylko dostać konie, oraz wolność przebawienia w przeznaczonym dla podróżnych pokoju i przygotowania potraw w kuchni domowéj, o ile okoliczności na to pozwolą. W miastach, zamożniejsi mieszkańcy chętnie otwierają domy swoje dla podróżnych, i po przybyciu należy tylko udać się do policmajstra, który podróżnemu wyznacza kwaterę w jednym z najbliższych domów. Przy sławionéj, i słusznie, sybirskiéj gośdnności, podróżny otrzymuje nietylko mieszkanie, ale często także ugoszczenie, zwłaszcza, jeśli kto znając cokolwiek język rossyjski, potrafi podobać się gospodarzowi. W téj, na rozkaz cesarza przedsięwziętej i publicznemu celowi poświęconéj podróży Humboldfa i jego towarzyszów, wszędzie na caléj przestrzeni 14, 500 wiorst, którą oni przebyli, znajdywali w pogotowiu konie i mieszkania. Po zawiadomionym wprzódy przez kuryera ich przybyciu, w bramie miejskiej zwykle witani byli przez policmajstra i prowadzeni do przeznaczonej dla nich kwatery.
Zaniedbali jednakże jednego środka ostrożności, tojest, nieopatrzyli się w materace, które w Rossyi zwykle się biorą z sobą w drogę, gdyż w miejscach, gdzie się nocuje, zwykle żadnego nie ma łóżka, tylko niekiedy skórą powleczone kanapy, a często nic więcéj jak drewniane tapczany. W Ekaterynburgu tedy starano się temu zapobiedz i pakunek przez to wprawdzie znacznie się powiększył, ale razem zaspokojoną została prawie nieodbita potrzeba.
Powozy, które na tę podróż byli otrzymali, były całkiem nowe; było ich trzy: półkoczyk dla Humboldta i jednego z jego towarzyszy, większa cokolwiek od niego bryczka na resorach i niekryty powóz dla kuryera i kucharza. Dwa pierwsze pojazdy dowiodły swój niepospolitéj mocy i trwałości, gdyż wytrzymały całą drogę i tylko po powrocie do Astrachanu potrzebowały cokolwiek znaczniej széj naprawy, co przy ciągłém, dniem i nocą trwającém użyciu ich, zwłaszcza po kamienistych drogach w Uralu i Ałtaju, nie małą było rzeczą. Trzeci powóz był kupiony gotowy i dlatego potrzebował częstszéj naprawy.
Pojazdy te były dość obszerne, żeby pomieścić podróżnych z ich narzędziami i to bardzo wygodnie, co było rzeczą nader pożądaną w tak dalekiej podróży; jednakże wygoda ta zmniejszała się stopniami z nagromadzeniem zbiorów. Gdy bowiem z powodu wielkiego oddalenia Uralu i Ałtaju od Petersburga przewidywano przypadek, że nie wszystkie paki, w które pomieszczono rozmaite przedmioty, mogą dojść do rozmaitych przeznaczonych im miejsc, podróżni starali się zabierać coś z sobą, z tego wszystkiego co uważali za ważniejsze. Ale przez to powozy ich tak zostały zapełnione, że musieli cierpieć nie mało niewygody; przy szybkości zaś odbywanej drogi niedogodność ta tem bardziéj dałaby się im uczuć, gdyby wreszcie powoli do tego nie przywykli. Ostrożność ta, dla któréj poświęcili własną wygodę, okazała się zresztą niepotrzebną, gdyż skutkiem staranności rossyjskiego rządu, żadna z licznych pak, które w rozmaitych transportach przesłane zostały do Petersburga, a ztamtąd do Berlina, nie zginęła w drodze.
Droga do Moskwy idzie po wielkim cesarskim trakcie, ciągnącym się po większéj części w prostym kierunku i mającym znaczną szerokość (*) Jest ona przeszło dwa razy szerszą od pruskich dróg bitych,
(°) Piotr Wielki, który chciał swą nową rezydencyg połączyć z dawną stolicą najbliższą juk można komunikacyą, pornczyl Anglikowi Facpherson wyprowadzić drogg w prostéj linii pomigdzy Petersburgiem a Moskwą, i istotnie przes/ło 100 wiorst zostało zr bionych w tym kierunku; ale lasy i błota przedstawiły tak wielkie do przezwyciężenia trudności, że musiano zaniechać tego planu, zwałszcza, że wszyco pochodzi zapewne od sposobu jeżdżenia właściwego Rossyanom. Nie tylko bowiem zaprzęgają często w Rossyi po cztery konie obok, ale boczne konie przyzwyczajone są zwykle trzymać głowę na bok, przez co zajmują nie mało miejsca. Drogi więc muszą być dość szerokie, żęty dwie tym sposobem zaprzężone czwórki, lecące cwałem, — gdyż wRossyi jeżdżą zwykle cwałem od jednéj stacyi do drugiéj, — mogły wygodnie r°zminąć się z sobą.
Tuż za Petersburgiem opuścili nasi podróżni prostą drogę do Moskwy i zwrócili na prawo ku miasteczku Carskie-Sioło, ażeby obejrzeć znajdującą się tam cesarską letnią rezydencyę. Miasteczko to leży na stoku podwyższonéj równiny, rozciągającéj się o 15 do 20 wiorst od Newy i odnogi Fińskiej; pałac zaś na saméj wyżynie. Budowa ta jest bardzo wspaniałą i przypomina architekturą swoją pałac wersalski. Za Pałacem ciągnie się ogród, w którym zaledwo pierwsza zieloność wtedy ukazywać się zaczęła; dzień był piękny, pogodny, termometr w południe wskazywał 15° R.
W pierwszéj, na 33 wiorsty od Petersburga oddalonej stacyi, zwanéj Iżora, wrócono znowu na trakt moskiewski. Z tą stacyą kończą się także uprawne pola, i podróżni wjechali w gęsty, po większéj części błotnisty las, przez który jechali całą noc. O godzinie 7 rano przybyli do Nowgorodu, starożytnego, niegdyś tak sławnego Hanzeatyckiego miasta. Ma ono piękne położenie na prawym brzegu Wołchowa, w miejscu gdzie ta rzeka wychodzi z jeziora Ilmenu. Mała tylko część miasta z dawnym Sofijskim Soborem, jedyną budową, zachowaną z owéj wielkiej przeszłości Nowgorodu, leży na lewym, zachodnim brzegu rzeki. Do niego prowadzi most, z którego odkrywa się obszerny widok w górę Wołchowa, i w dół ku Ilmenowi, który wówczas pokryty był jeszcze lodem.
Po kilkugodzinnym pobycie w tem mieście, ruszono daléj. Piękny kamienny most z żelaznemi poręczami prowadzi przez mały Wołchow, i podobny także przez następującą po nim Mstę. Ale ponieważ ten ostatni był jeszcze niedokończony, musiano przewozić się promem przez rzekę. Rzeka ta, równic jak Mały Wołchow, wpada nie daleko od téj ostatniéj, na wschód od wypływu Wielkiego Wołchowa, w północną część Ilmenu. Po za Mstą leży wieś Bronnicy, pod którą z południowo-
stkie ludniejsze miasta i miasteczka leżały w bok tej linii, poprowadzono więc drogę na glówniejsze miasta, Nowgorod, Torżok, Twer i t. d. Wprawdzie, droga ta, zamiast wymierzonych z początku 595 wiorst, przedłużoną tylko została o 133 wiors*y(Wiadomo, że od r. 1851 Petersburg połączony jest z Moskwą drogą żelazną).
Podróże Humboldta, Od. II, 1.1. 5 zachodniéj strony wznosi się wysoki ostrosłupiasty wzgórek, mający na swym szczycie cerkiew.
Jakkolwiek pięknie zdaleka wyglądają wsie rossyjskie, gdyż wszystkie prawie mają murowane kościoły, których białe mury i zielone wieżyczki zdaleka się świecą, wewnątrz wyglądają jednostajnie i ponuro. Domy są, podobnie jak szwedzkie i norwegskie wieśniacze chałupy, wyprowadzone z grubo ociosanych sztuk drzewa, z przodu rozmaitą snycerską robotą, często dość kunsztownie ozdobione, ale wszystkie na jeden sposób budowane. Stoją one bokiem do drogi i połączone są z sobą wielkiemi drewnianemi parkanami. Ulice wymoszczone są także wielkiemi drewnianemi dylami, a ztąd, dla oszczędzenia drzewa, nie bardzo szerokie. W całéj wsi nie widać często ani jednego drzewa, ani jednego ogrodu, rozdzielającego domy pomiędzy sobą, których kolejna przemiana nadaje Często wsiom niemieckim tak wesoły widok. Wszystko jest ciasno zabudowane, i widocznie więcéj na zimę jak na lato obrachowane; ale pomimowolnéj doznaje się trwogi, gdy się pomyśli, jak szybko w podobnych wsiach powstały ogień może się rozszerzać, i jak wielkie grozić musi niebezpieczeństwo, gdy nietylko domy, ale pomosty ulic zajmują się płomieniem. Tem łatwiéj zaś przychodzimy do podobnego wniosku, gdy postrzegamy z jaką nieostrożnością wieśniacy obchodzą się z ogniem, którzy rzadko używają świec lub latarni, ale zwykle w codzienném użyciu mają palące się łuczywo.
Za nadejściem nocy przybyli podróżni do miasteczka Wałdaj, leżącego na niewielkiém paśmie wzgórzy tegoż nazwania, tworzącém rozdział wód płynących do morza Bałtyckiego i Kaspijskiego. Ażeby pasmo to bliżéj poznać, pozostali podróżni resztę nocy na stacyi Symogorje, leżącéj o godzinę prawic drogi od Wałdaj u i przepędzili połowę dnia następnego na zwiedzaniu znaczniejszych wyniosłości i na barometryczném ich wymierzaniu. Wrócili potém do Wałdaju, zwiedzili ztamtąd najprzód jezioro ku wschodowi, następnie wyniosłe wzgórza na zachód miasta. Jezioro było jeszcze pokryte lodem; południowy brzeg jego jest płaski, wschodni zaś otoczony lesistemi pagórkami; na północnym jego krańcu wznosi się klasztor na wyspie. Największą wyniosłość na zachód od miasta tworzy Popowa Góra, ale nie więcéj ma wysokości jak 800 stóp nad powierzchnią morza. Cokolwiek daléj ku południowi leży także wielkie jezioro, zostające w połączeniu z Wołgą.
Tuż za Symogoiją zniża się grunt powoli, ale w ogólności nie bardzo znacznie, aż do następnéj stacyi Jedrowo; leżącéj także nad jeziorem, mającém brzegi pokryte wielką ilością krzemiennego napływu. Dotąd tylko droga bita była gotową, i wjechano znowu na stary gościniec, co tem bardziej dało się uczuć, że droga ta miejscami była bardzo piasczystą. Szczęściem, przerwa ta nie długo trwała, gdyż od miasta Tweru, do którego nazajutrz w południe przyjechano, droga bita goto. była już aż do Moskwy.
Najbliższém miastem za Wałdajem, przez które podróżni przejeżdżali, był Wyszni-Wołoczok. Leży on nad Twercą, przytokiem Wołgi, 1 zasługuje na uwagę z powodu kanału, który ztąd przeprowadzony jest aż do Msty. Kanał ten łączy morze Kaspijskie z Baltyckiem i ułatwia Przewóz towarów wodą z Astrachanu do Petersburga.
Przed wykopaniem tego kanału, towary idące z głębi Rossy i do Petersburga, musiały być wyładowywane w Twercy i lądem aż do Msty transportowane, czyli wleczone, od czego Wyszni Wołoczok otrzymał swe nazwanie. Tej niedogodności zaradzono częścią przeprowadzeniem na 2l 2 tylko wiorsty długiego kanału, częścią przez uczynienie żegloWnemi wyższéj Twercy i Msty, co się z wielką sztuką uskutecznia sprowadzaniem wody z małych jezior i rzek do Twercy, gdy tego wymaga nagromadzenie idących z towarami strug. Tym sposobem woda w Twercy bywa podnoszoną i strugi przybywają aż do kanału pod Wysznim Wołoczkiem. Gdy tu przybędą, śluza w Twercy bywa zamykaną i woda z innych wodozbiorów wpuszczaną zostaje w kanał i Mstę, jakowym sposobem strugi mogą przechodzić aż do Opeczenskoj lijadole Drugi przypływ wody podnosi tu powierzchnię Msty, tak, że strugi przebywać też mogą Borowickie wodospady. Ten cały bardzo sztuczny systemat podnoszenia wody wynaleziony został przez młynarza Serdiukowa, który téż w leciech 1707 — 1711 bardzo prostym sposobem przyprowadził go do skutku.
Następnie, komunikacya ta przez rząd została ulepszoną i rozszerzoną. Jednakże, pewną tylko liczbę strug, nie przenoszącą 4000, można przeprowadzić tym sposobem z Twercy do Msty. Liczba ta teraz o wiele nie jest wystarczającą dla zaopatrzenia Petersburga w towary z głębi kraju, tém bardziej dla transportu towarów przeznaczonych zagranicę. Prócz tego, komunikacya ta ma tę niedogodność, że skutkiem całego urządzenia swojego, szczególniej zaś z powodu wodospadów Borowickich, strugi mogą wprawdzie iść do Petersburga, ale nie mogą ztamtąd powracać. Nietylko więc nie można było tą drogą żadnych to warów z Petersburga i zagranicy przewozić wewnątrz kraju, ale transport z każdym rokiem musiał się droższym stawać, gdyż strugi po przybyciu do Petersburga każdą razą zostają przedawane, a do każdego nowego transportu znowu wewnątrz kraju robione, a przy zwiększającym się potrzebowaniu drzewa i zmniejszaj ącéj się jego ilości, musiało znacznie cenę jego podnieść.
Dlatego za panowania cesarza Aleksandra I, w latach 1802 — 1811 zrobioną została inna wodDa komunikacya Wołgi z Newą, za pośrednictwem długiego na 175 wiorst kanału Tychwińskiego, przez który Tychwinka, przytok Siasu, wpadającego o 10 wiorst na wschód Wołchowa do jeziora Ladogi, połączoną została z Walczyną, która po przejściu przez jezioro Somińskie zowie się Sominą, i przez Gorjum oraz Czagodasz łączy się z Mołogą, wpadającą pod miastem Mołogą do Wołgi. Ta komunikacya ma tę wyższość nad pierwszą, że statki z Wołgi do Newy mogą iść tam i napowrót; ale ponieważ ona dla małych tylko statków jest żeglowną, przeto wiatach 1814 — 1820 przeprowadzoną została trzecia wodna komunikacya pomiędzy Wołgą a Newą przez jezioro Onegę. Połączenie to dokonaném zostało za pośrednictwem długiego na 97 wiorst Maryińskiego kanału, łączącego Wytegrę, przytok jeziora Onegi z Kowszą, wpadającą do jeziora Białego. Ponieważ zaś jezioro Onega z jednéj strony przez Swir łączy się z jeziorem Ladogą i Newą, z jeziora zaś Białego wypływa Szeksna, która pod Rybińskiem, poniżéj Mołogi wpada do Wołgi, przeto tym sposobem za pośrednictwem kanału Maryińskiego łączy się Newa z Wołgą.
Ta trzecia wodna komunikacya stała się wkrótce najważniejszą, gdyż z użytecznością drugiéj, tojest, żeglowania tam i nazad, łączy jeszcze tę korzyść, że żeglowną jest dla statków wszelkiego rodzaju i rozmiaru (*). ,
Z Wyszniego Wołoczka, który podróżni przebyli w nocy, nie zatrzymując się w niém, idzie droga biegiem Twercy aż do ujścia jéj do Wołgi pod Twerem, i nie trzymając się jéj załamań, przechodzi to prawym to lewym jéj brzegiem.
Rano 23, przybyli podróżni do Torżka, a w południe do Tweru, największego z miast leżących na drodze z Petersburga do Moskwy, i o południu następnego dnia, a więc we 4 ’/a dnia po wyjeździe z Petersburga, licząc w to pobyt w Carskiém Siele i Wałdaju, przybyli do Moskwy.
Torżek leży na obu brzegach Twercy, któréj prawy brzeg bardzo pięknie w kształcie amfiteatru wygląda. Znaczna ilość wież nadaje mia-
(*) O tem tak ważnem dla Kossyi wodnern połączeniu Wołgi z New?, można znalcźd obszerniej w 2 t. Rozmaitości Rossyjskich Engelharda (S. Petersburg 1829), i w dziele Bulharyna pod tyt. Rosij/a. stom rossyjskim pozór okazały a nawet malowniczy; zdaje się zdaleka, patrząc zachodnio-europejskiemi oczyma, że się spoziera na wielkie miasto; ale po wstąpieniu wewnątrz spostrzega się niezmiernie szerokie, puste ulice, ogromne place, zwykle tylko jednę ulicę i jeden plac otoczone murowanemi, dwupiętrowemi domami. Na przestrzeni, na której stoi niemieckie jakie miasto, może dziesięć razy więcéj mieści się domów, jak na téjże saméj przestrzeni w mieście rossyjskiem. Torżek zajmuje może tęż samą przestrzeń co Hamburg, ale na tym obszarze mieszka zaledwo 12 — 18000 ludzi; w Hamburgu zaś więcéj jak dziesięć razy tyle (*).
Torżek jest siedliskiem rozmaitych wyrobów ze skóry. Szczególniej z kolorowego safianu, który gotowy już sprowadzają z Petersburga lub Kazania, robią tu buty, trzewiki, pantofle, torby i t. p., niekiedy złotem i srebrem dość gustownie wyszywane. Te ozdobne roboty nie, są właściwie rossyjskiego wynalazku. Rossyanie nauczyli się ich od Tatarów, ale daleko przewyższyli tych ostatnich w tego rodzaju przemyśle. Jeszcze pod innym względem używa, Torżek znakomitego rozgłosu: córka bowiem utrzymującego pocztę Pożarskiego, przed wicią laty przyrządziła cesarzowi Aleksandrowi I, w czasie jego przejazdu, kotlety z ptastwa domowego, kiedy kucharze cesarscy napróżno probowali zrobić podobne; sława ich rozeszła się po całej Rossyi.
Miasto Twer nad “Wołgą jest bardzo ważuém handlowém i fabryczném miejscem, rozsyłającém daleko swoje płótna, skóry i papier. Od czasu kiedy miasto, po wielkim pożarze 1763 r., na nowo odbudowaném zostało, liczy się ono do najpiękniejszych w Rossyi, czyli uważanych tam za najpiękniejsze, tojest, kiedy mają szerokie, pod sznur przeciągnięte ulice, z rzędami nowych murowanych domów, w których rzadko brakuje słupów i balkonów, kiedy posiadają wielkie, symetryczne place, otoczone wielą podobnemi do pałaców domami, i dużo bardzo w oko wpadających kościołów z niezliczonemi kopułami i wieżyczkami! Gdzie można mieć otwarty widok na rzekę, daje się postrzegać mnóstwo przychodzących i odchodzących statków, których tu rocznie liczą na 2000. Ponieważ kościoły i publiczne budowle, równie jak większa część prywatnych domów żółto jest pomalowaną, Rossyanie przeto nazywają Twer iólt&m miastem.
O milę od Moskwy przejeżdża się koło Piotrowskiego pałacu, słynnego tém, że Napoleon w czasie pożaru Moskwy, mieszkał w nim. W czasie odwrotu, kazał go spalić, ale teraz na nowo odbudowany.
(u) Ob. Jlazthauseu, w wyżej przytoczonem dziele.
Moskwa dla ludu rossyjskiego jest miastem wielkiego znaczenia, ogniskiem narodowych i religijnych jego uczuć. Nie masz żadnego Ros syanina na ogromnéj przestrzeni państwa, w Archangelu jak w Odessie, w Tobolska jak w Nowgorodzie, któryby nie mówił o Moskwie, jak „o świętéj matce“ z głębokim szacunkiem, z pełną entuzyazmu miłością. Każdy wieśniak rossyjski, przewędrowawszy seciny mil, skoro ujrzy wieże Moskwy, z poszanowaniem zdejmie swoją czapkę i przeżegna się. Ale nietylko u prostego, nieokrzesanego ludu przywiązanie to jest wrodzone, znajduje się ono bez wyłączenia we wszystkich klassach ludu, tak u wyższych jak u niższych, tak u ukształconych jak u nie ukształconych (*).
Widok, jaki Moskwa zdaleka już przedstawia, obudzą podziwienie wszystkich podróżnych. Nieskończona liczba wież, wznoszących się jużto z poSłacanemi już z zielono malowanemi kopułami, już w kształcie minaretów, mnóstwo ogrodów i drzew pomiędzy domami, nadają temu miastu całkiem wschodnią powierzchowność. Widać go najlepiéj z wielkiéj wieży w Kremlu, zwanéj Iwan Wielikoj, będącéj w samym środku miasta. Kreml z graniczącym z nim od wschodu Kitąj Gorodom, czyli tak nazwaném średniém miastem, leży na wysokim północnym brzegu Moskwy, na ostatnim końcu ku północy wydającego się łuku, który ztąd się poczyna. Kreml i Kitaj Gorod ze strony przeciwnśj rzece otoczone są w kształcie podkowy przez Biełoj Gorod (białe miasto), a ten wreszcie w kształcie pierścienia przez Zienilanoj Gorod (ziemne miasto), który przechodzi na drugi lewy brzeg rzeki. Do Ziemlanego Gorodu przypierają ze wszystkich stron obszerne przedmieścia, na wschodniéj stronie których rozciąga się uprawna górzysta okolica, na zachodniéj zaś widnokrąg ogranicza się rzędem pagórków, zwanych Wróblową górą, przez którą idzie droga do Smoleńska.
a
Kreml, zajmujący sobą przestrzeń niewielkiego miasta, około pół godziny drogi mającego w obwodzie, mieści w sobie starożytny pałac Carski, wiele soborów, cerkwi i klasztorów, stary i nowy arsenał, oraz wiele innych publicznych gmachów. Jest on otoczony grubym i wysokim murem, tworzącym nieregularny wielokąt, na którego każdém załamaniu wznosi się wieża (jest ich nie mniej jak 61), a zamiast dawniejszych wałów ciągnie się około tego muru piękna i szeroka aleja. IiitajGorod także jest otoczony murem. Biełoj zaś i Ziemlanoj Gorod mają w około bulwary, stanowiące piękne miejsce przechadzek. Kitaj-Gorod jest ciasno zabudowany i domy jego stoją rzędem przy sobie; tu znajduje się ogromny Gostinoj dwor czyli dom kupiecki (*), i tu panuje największa czynność i największy ruch; inne części miasta są obszerniéj zabudowane i domy częściéj oddzielone od siebie i od ulic ogrodami, przez co widok Moskwy, patrząc z wysoka, jest bardzo powabny, ale odległości różnych części miasta od siebie są większe jeszcze jak w Petersburgu.
Kreml sam liczy 32 kościoły, oraz 170 wież i kopuł. Przedewszystkiem sławna jest ośmiokątna wieża Iwana Wielkiego, mająca znaczną wysokość, 38 sążni rossyjskich (228 stóp), z któréj, jak wyżéj wspomnieliśmy, odkrywa się piękny widok na całe miasto. Pomiędzy wielką ilością dzwonów, znajdujących się na niéj, jest jeden poświęcony Wniebowzięciu Najświętszéj Panny, ważący 4, 000 pudów. Ale niedaleko téj wieży znajduje się największy ze wszystkich dzwonów, którego waga wynosi nie mniéj jak 12, 327 pudów. Podczas pożaru spadł on na ziemię i leżał prawie sto lat w połowie zagrzebany w ziemi, dopóki w roku 1836 z niesłychanym trudem nie był podniesiony i zawieszony. Wysokość jego wynosi 21 stóp, szerokość zaś 22 stopy 8 cali (**)
W nowym arsenale (Orużejnaja Pałata) w Kremlu znajduje się skarb, w którym przechowują się korony, berła, trony, bronie i czasze Wielkich Książąt i Carów Rossyi z wielą inneini nowszemi osobliwościami. Tworzą one zbiór kosztowności, które częścią z powodu swéj dawności, częścią pod względem.sztuki są wielkiéj wagi dla badacza
starożytności i sztukmistrza; z powodu zaś bogactwa drogich kamieni,

(*>) Każde miasto rossyjskie ma taki więcej luli mniój obszerr.y bazar, zwykle w czworobok zabudowany, którego niżze piętro składa się z jeden przy drugim leżących sklepów, przed Uóremi idzie pokryta galerya. Gostinoj-dwor Moskiewski jest niijwiększy w całej Rossyi.
(*tt) Obszerniej o tein znaleźć można w dziele K. KochV. Podróż przez Rossyą do gór Kaukazkich w latr ch 1836, 1837 i 1838. któremi są wysadzone zajmujące także dla mineraloga. Korony wysadzane są dyamentami, rubinami, szmaragdami, turkusami i perłami; największe klejnoty znajdują się zwykle na wierzchu koron pod krzyżem. Najdawniejsza korona, znajdująca się w tym skarbie jest ta, którą w r. 1116, przysłał Cesarz grecki Aleksy Komnen Wielkiemu Księciu Włodzimierzowi Monomachowi do Kijowa, gdzie służyła do koronowania Wielkich Książąt. Ilość kosztowności, które się tu przechowują, jest niezmiernie wielką, może największą ze wszystkich jakie się w jakichkolwiek zbiorach znajdują, gdyż wartością swoją mają przenosić skarby Jewel office w Tower Londyńskiém, które szacują ha dwa miliony funtów szterlingów.
Ilość wież w Moskwie jest nadzwyczaj wielką, gdyż każdy kościół zwykle ma ich kilka na sobie i oprócz tego dzwonnicę (*). Liczą w ogóle do 600 takich wież. Mają one, jak wszystkie prawie kościelne wieże w Rossyi, właściwą sobie powierzchowność, gdyż u wierzchu są zwykle ostro zakończone, w górze wznosi się jeszcze cebulkowata wypukłość,
O architekturze rossyjskich kościołów (których Moskwa nie mniej jak 400 liczy) wyraża się następnie Haxthausen: „Architektura ta, jak wszystko, co się ściąga do obrzędów Wschodniego Kościoła, ograniczoną jest do pewnych raz przyjętych wzorów, od których dawniej nigdy się nie oddalano. Dawniejsze przeto kościoły w Rossyi są bardzo do siebie podobno i mają w sobie wiele jednostajności, lubo budowa ich rzeczywiście jest prostą i szlachetną. Na czworokątnej prawie nawie kościoła spoczywa we środku, podpierana słupami wewnątrz, wysoka kjpuła, która w najdawniejszych, np. w Soborze Nowgorodzkim i Sofijskim w Krowie, zapewne wedle wzoru kościoła Świętej Zofii w Konstantynopolu, ma wewnątrz wymalowanego, fresko Chrystusa błogosławiącego świat. Wewnątrz kościół podzielony jest na dwie główno części ikonostasem, , tojest cienką ścianą, od góry do dołu zawieszoną obrazami świętych i mającą drzwi; część przed tą ścianą przeznaczoną jest dla ludu, druga wyłącznie dla duchowieństwa. W środku tej ostatniej części stoi ołtarz, który naokoło obchodzić można. Obok kopuły wznoszą się niekiedy na nawie kościoła dwie mniejsze, a zawsze prawie cztery małe na każdym rogu, co większa, są kościoły o trzynastu kopułach. Nie robi się to dowolnie, ale jest w tém symboliczna znaczenie: Trzy kopuły oznaczają Trójcę, pięć kopuł, Chrystusa z czterema Ewangielistami, wreszcie 13 kopuł, Chrystusa z dwónastoma Apostołami. Dzwony wiszą zawsze w osobnój, oddzielnie od kościoła stojącéj wieży, a gdzie tej nie ma, w bocznych kopułach, które wtedy mają kształt wież odmienny od głównej kopuły, stanowiącej część wewnętrzną kościoła. W dawnych kościołach nie ma właściwie w nawie żadnego okna, tylko tu i owdzie po za ołtarzem jedno lub kilka bardzo wązkich. Światło wpada wewnątrz tylko przez kopułę. We wszystkich przeto rossyjskich kościołach panuje mrok uroczysty. Światło dnia zaledwo się przedziera, a oświecone są raczej świecami ołtarza i ikonostasu. Nowsze kościoły Rossyi są zewnątrz więcej zbliżone do rodzaju architektury kościoła Święttgo Piotra w Rzymie.“ z krzyżem na szczycie. Te cebulkowate wypukłości są pokryte żelazną lub miedzianą blachą, zielono pomalowaną, w soborach zaś Kremlu grubo wyzłacaną, i oprócz tego znajduje się na tych ostatnich w górę obrócony półksiężyc, na którym krzyż. Oprócz téj ogólnéj fizyognomii różnią się kształty wież pomiędzy sobą w pojedynczych częściach, jak to ina szczególnie miejsce w kościele Świętego Bazylego (Wasili Błażenny) w Kitaj-Gorodzie, którego pokrycie składa się całkiem z licznych kopuł i wież, zupełnie różnych pomiędzy sobą, które szczególnością swych kształtów i rozmaitością sprzecznych kolorów rażą wprawdzie, ale razem w wysokim stopniu obudzają podziwienie i zajęcie.
Car Iwan Wasilewicz Groźny kazał ten kościół zbudować pewnemu Włochowi w r. 1554, na pamiątkę zdobycia Kazania. Kiedy był już gotowym, miał on architekta zapytać, czy czuje się na silach, nakreślić plan do nowego wspanialszego gmachu, i gdy ten w swój próżności zapewnił, że może, kazał mu oczy wylupić.
Wszystkie te wieże, które nadają Moskwie tak odrębną powierzchowność, są wyprowadzone z kamienia i stoją po większej części osobno, tak, że przez pożar 1812 r. nie wiele ich uszkodzonych zostało. Moskwa więc przez ten pożar nic albo mało co straciła na swój narodowśj fizyognomii, zwłaszcza, że ta część Kremla, która przez Napoleona wysadzoną była w powietrze, zupełnie w tymże samym guście odnowioną została.
W nowszych czasach Moskwa stała się znakomitém fabryczném miastem ( ). Liczba rękodzielni wynosi 151 z 3500 robotnikami; fabryk.565 z 40, 000 robotnikami; zakładów przemysłowych 3897 z 25, 000 robotnikami (**). Pomiędzy rękodzielniami, znajduje się 27 skórzanych, tyleż mydła i świec; pomiędzy fabrykami, 78 płóciennych, 58 farbierni, 49 drukarni płócienek, 35 materyj bawełnianych, 33 jedwabnych i półjedwabnych. Liczba mieszkańców, według obliczenia w 1850 r., wynosi 373, 800.
Moskwa leży pod 55° 46’ szer., a więc 4° 10’ na południe i 7° 18’ na wschód od Petersburga. Ma ona bezwzględnśj wysokości 67 sążni, wówczas kiedy Petersburg wznosi się tylko nad powierzchnią morza na 3 sążnie. Wiosna i lato są w Moskwie cieplejsze, jesień i zima zimniejsze niżeli w Petersburgu, który ma prawie klimat nadbrzeżny, lubo ku zachodowi rozciąga się bardzo wazki pas morza, a ku wschodowi i pólnoco-wschodowi wielkie pokryte lodem jeziora. Największy stopień zimna w Moskwie wynosił w latach-1838, 1839 i 1841, — 31° 2’ i 33„; w roku zaś 1840, termometr spadł aż na 36° 9’. Średnie gorąco lata w ciągu dwudziestu lat wynosiło od +3° 1’ do +5° 5’, ale w środku stycznia zimno dochodziło od — 4° 6’ do — 17°. Największe gorąco lata dochodziło często 32’/, °, i 34“. W środku lipca, najgorętszego miesiąca w roku, stopień ciepła w ciągu dwudziestu lat zmieniał się od 16° do 22° 6’ (*)
W zbiorze zoologicznym Moskiewskim znajduje się wielki egzemplarz tygrysa, tćmbardziéj zasługującego na uwagę, że został zabitym w Syberyi, dokąd niekiedy tygrysy z Południa zabiegają. Okolice Moskwy są bardzo bogate w różnorodne i piękne skamieniałości.
Ponieważ podróżni nasi w powrocie swoim mieli jeszcze raz Moskwę zwiedzić, zamiarem ich było naówczas jak można najkrócéj w niej przebawić, ażeby nie stracić czasu do poszukiwań naukowych, dla których letnia pora koniecznie była potrzebną; ale musieli się cokolwiek dłużej zabawić, nie mogąc oprzćć się usilnym-naleganiom radcy stanu Fiszer’a i professora Loder’a, przyjaciół od młodości Ilumboldfa, oraz wielu innych osób. 26 maja byli oprowadzani po całym Uniwersytecie, ażeby urządzenie jego bliżéj poznać, a 27 byli na uczcie, którą członkowie Uniwersytetu dla nich wydali, i na któréj znajdowały się najznakomitsze nauką i ukształceniem osoby tej dawnej stolicy.
Rano 28 maja opuścili podróżni Moskwę i przedłużali swą podróż ku Uralowi. Znaleźli oni najbliższe okolice Moskwy nie zupełnie romantyczne, ale dość przyjemne. Pola były dobrze uprawne, rozsiane na nich niewielkie gaje, okryte były wtedy pierwszą, zielonością wiosny. Ale wkrótce potém okolica stała się błotnistą i piasczystą, a droga coraz gorszą. Błotniste miejsca, rozciągające się często na znaczną przestrzeń, są wyłożone dylami, które wprawdzie dopóki są nowe, chociaż z wielkim ubytkiem drzewa, tworzą wyborną drogę; ale po niejakim czasie i gdy często nie są naprawiane, co zwykle się zdarza, czynią drogę tak niegodziwą, jak pierwój była wyborną. Gościńce te są po większej części brzozami wysadzane.
O południu przejechali przez miasteczko Bogorodsk, wyglądające na wielką wieś, wyjąwszy kilka murowanych budowli, które częścią wystawione są z porowatego wapienia, resztę zaś domów ma drewnianych, i ma powierzchowność jednostajną i ponurą jak reszta tamtejszych wsi. Podróżni obejrzeli kilka studni miejscowych, ażeby z temperatury znajdującej się w nich wody można było wnieść przez przybliżenie o średniej temperaturze gruntu; ale pomimo łagodnego powietrza, wszystkie te studnie zawierały jeszcze lód w sobie.
Za Bogorodskiem przebyli Kliasmę, któréj lewym brzegiem, w mniej szém lub większém oddaleniu, idzie droga do Włodzimierza.
Do tego ostatniego miasta przybyli o południu 29 maja, gdyż z powodu złej drogi, woleli noc przepędzić w miasteczku Pokrowie, gdzie w domu pocztowym znaleźli czyste, ale całkiem próżne pokoje, musieli więc doradzić sobie jak mogli. Włodzimierz leży na lewym brzegu Kliasmy, który tu jest górzysty, wówczas gdy po prawym brzegu rozciągają się obszerne łąki. Wiele wież najrozmaitszych kształtów, po większéj części białe z zielonemi dachami, nadają temu miastu zdaleka malowniczą powierzchowność. Jest ono teraz jeszczedość znaczne, lubo wiele straciło na wielkości i świetności, odkąd przestało być stolicą Wielkich Książąt (*).
Drogi cokolwiek stały się lepszemi, tak, że można było i nocą podróż odbywać. Tym sposobem 30 już maja rano stanęli wmieście Muromie, leżącém nad rzeką Oką. Miasto to leży na lewym czyli północnym brzegu tego znacznego przytoku Wołgi z prawej jéj strony. Z licznemi swemi kościołami, klasztorami i wieżami, przedstawia ono zdaleka tenże sam malowniczy widok co Włodzimierz; ale zblizka widziane nie może iść w porównanie z tamtém, gdyż po większéj części zabudowane jest niepozornemi drewnianemi domami.
Pod Muromem musieli przebywać Okę, która będąc latem nawet znaczną rzeką, wówczas od wody śniegowéj nabyła nadzwyczajnej szerokości i po prawym brzegu znacznie była rozlała. Ten wysoki stan wody niezmiernie utrudnił przewóz, który zajął podróżnym cały dzień. Musieli oni najprzód jechać do wsi o dwie wiorsty niżej Murowa leżącéj, gdzie pojazdy ich i konie były pomieszczone na dwóch wielkich
(») Włodzimierz byl aż do r. 1328, rezydencyą Wielkich Książąt i stolicą cnltij Hossyi. Według obliczenia 1S49 r., liczba mieszkańców jego wynosiła 13, 105. czółnach, na których po pięciogodzinném płynieniu dosięgli przeciwnego brzegu. Przy wielu wyspach czyli mieliznach, blizko których płynęli, wioślarze wskakiwali do wody i idąc brzegiem wyspy, lub brodząc po wodzie, ciągnęli za sobą czółna, Ale nawet po przybyciu naprzeciwległy brzeg, nie mało czasu strawili, gdyż na promach, sporządzonych tymczasowie, z powodu wysokiego stanu wody, musieli przebywać liczne przytoki lub ramiona Oki, tak, że ledwo o godzinie siódméj przybyli do Manakowa, najbliższéj stacyi odMuroma, która latem przy zwyczajnym stanie wody i po zwykłéj drodze, oddaloną jest tylko 30l/2 wiorst od tego miasta. Pogoda zresztą przez cały dzień była bardzo piękną, i temperatura powietrza przed południem była 17„ 5’ Reaum., wody zaś 14“ 5’. Na wodzie mieli oni jeszcze piękny widok na miasto Murom; tem szpetniéj wyglądały na lewym brzegu położone wsie, które po za wałem nawozu zaledwo widzialne były: wieśniacy bowiem nie wywożą gnoju na swoje pola, które bez tego obfity plon wydają; ale składają go za swemi domami, żeby służył za tamę przeciw wodzie. Tenże sam zwyczaj znaleźli potém podróżni we wszystkich wsiach rossyjsldch i sybirskich, leżących przy rzekach lub małych strumieniach; ale jest on równie szkodliwym jak nieprzyjemnym, gdyż wały te z nawozu nietylko przedstawiają wstrętny widok, a latem wydają takie mnóstwo owadów, że potrzeba być do nich przyzwyczajonym, żeby można było bawić w tych wsiach czas jakiś.
Jechano całą noc, gdyż droga jest równą i szeroką, ale piasczystą i po obu stronach wysadzaną brzozami. Idzie ona po prawym brzegu Oki, w mniejszéj lub większéj od niego odległości, i przedstawia dość piękne widoki na lewym brzegu, który podróżni już rano 31 widzieli całkiem nizki; gdy tymczasem prawy brzeg coraz więcéj się podnosił, i łączył się późniéj ze wzgórzami nad Wołgą, leżącemi także na prawym jéj brzegu.
Niedaleko od Niżniego-Nowgorodu ujrzeli Wołgę, która wtedy na wiosnę, przy wysokim stanie wody, wspaniały przedstawiała widok. Niżni-Nowgorod leży na wzgórzach przy połączeniu Oki z Wołgą, na prawym brzegu obu rzek, w kącie cokolwiek zaostrzonym, który te dwie rzeki w tém miejscu z sobą tworzą. Miasto (liczące w 1849 j. 30, 710 mieszkańców) zajmuje znaczną przestrzeń, ma kościoły, domy i ogrody, różnie przeplatane z sobą, i podobnie jak wszystkie starożytniejsze miasta Rossyi, dawne mieszkanie Panujących, Kreml, obronny, na panującém wzgórzu leżący zamek, otoczony mocnym murem, opatrzonym w grube okrągłe wieże. Z niego odkrywa się obszerny widok na nizkie lewe brzegi rzek, oraz na nowe jarmarczne miasto, którego wybudowanie miało kosztować 11 milionów rubli, i w którym corocznie odbywa się wielki jarmark, który pierwej o 11 mil daléj na wschód, pod klasztorem Makaryewem, miał miejsce; ale po pożarze jego w roku 1817, tu przeniesionym został. Jarmarczne miasto leży na nizkim klinie, utworzonym przez lewy brzeg Oki i prawy Wołgi, naprzeciw wyższéj, na 350 stóp nad powierzchnią wody wzniesionéj części miasta. Było ono wtedy, jak zawsze na wiosnę, przy wysokim stanie wody w rzekach, zalane wodą, i dlatego nieprzystępne.
Niżni-Nowgorod był teatrem wielu historycznych wypadków, o czém przypominają nietylko jego stare, potężne mury, znacznie wzmocnione przez Wielkiego Księcia Wasilego Iwanowicza w roku 1508, dla obrony przeciwko napadom Tatarów, ale również na 75 stóp wysoki obelisk z finlandzkiego granitu. Wzniesiono go na placu, niedaleko Wołgi, na cześć Minina i Pożarskiego, którzy ztąd w roku 1611 rozpoczęli dzieło oswobodzenia Rossyi z pod panowania polskiego.
W nowszych czasach Niżni-Nowgorod wsławił się przez swe głośne po całym świecie jarmarki. Jarmark ten zaczyna się w drugiéj połowie miesiąca lipca i trwa aż do końca sierpnia, a nawet pierwszych dni września. Jest on środkowym punktem handlowych obrotów pomiędzy Azyą i Europą, przynajmniej na całéj przestrzeni pomiędzy morzami Kaspijskiém i Lodowatém, oraz porą zamiany nabytych przez rossyjskich kupców w Kiachcie chińskich towarów (pomiędzy któremi głównym artykułem jest herbata), które sprowadzają się tutaj, a ztąd rozwożą się po całej Europejskiéj Rossyi; oraz tych rossyjskich towarów, które wysyłają się przez Kiachtę do Chin dla zamiany na tamte, pomiędzy któremi sukna, bawełniane materye (szczególnie pół-aksamity) i futra są najważniejszemi artykułami. Liczbę ludzi, którzy tu zgromadzają się podczas trwania jarmarku, podają na kilkakroć sto tysięcy, co zdaje się być przesadzoućm; zresztą, dokładne obliczenie na tak znacznéj przestrzeni, przy zmieuiającéj się ciągle massie ludności, jest bardzo trudne. Jeden podróżny ( ), który jarmark ten zwiedzał w roku 1843, podaje następny jego opis:
„Długa, w kierunku mostu na Oce idąca ulica bud, z tém wszystkiem co ją otacza, przedstawia widok wielkiego sklepowego i tandetnego rynku. Tu tłoczy się przedewszystkiem wielka gromada ludzi, szczególnie chłopów. Widać tu wystawioną, na przedaż odzież i inne do domowego użytku i ozdoby należące rzeczy rozlicznego rodzaju, i tutajto można podziwiać nadzwyczajną zwinność i gadatliwość przedających. Niektóre budy zwracają szczególnie uwagę przechodzących wieśniaczek, mianowicie te, w których rozłożone są stare i nowe kobiece ubiory, naprzykład, paradne duszegrejki z czerwono-jedwabnéj materyi, futrem wykładane, bramowane srebrnemi lub złotemi galonami, jakie się dają widzićć u bogatszych włościanek. Inne budy przyciągają do siebie mężczyzn, naprzykład te, które przedają pilśniaue kapelusze, w kształcie używanym przez rossyjskich włościan, tojest, okrągłe z wązkiemi brzegami, może już bardzo podnoszone, ale na nowo wryczernione. Młodemu wieśniakowi, który podobnego kapelusza na głowie próbuje, podają lusterko, w które on z upodobaniem się wpatruje. Na inném miejscu stoją pod gołem niebem Tatarzy, przedający kożuchy owcze, rozesłane na ziemi: niezbędna część ubioru rossyjskiego włościanina. Pomimo palącego słońca, wdziewa częstokroć przedający na siebie taki kożuch i robi w nim różne poruszenia, dla okazania go targującym w całej jego zupełności i piękności. Rozumić się, że pomiędzy wystawionemi płodami rossyjskiego.przemysłu, najważniejsze miejsce zajmują rzeczy z mosiądzu, cyny, żelaza i stali, wyrabiane w Tule i Pawłowie, jak samowary, lichtarze, zamki, noże i t. d. Płótna grubego krocie tysięcy arszynów prze daje się włościanom; drewnianych sprzętów, kafli piecowych, dzwonów kościelnych dostarcza sam Niżni-Nowgorod lub jego okolice; skór szczególnie Kazań. Ale przedewszystkiem wpadają w oko zwiedzającego rzędy bud, napełnionych sainemi drewnianepii, pstro malowanemi, białą lub czarną blachą obitemi skrzyniami do chowania domowych sprzętów, a razem mogące służyć za tłómok podróżny, które, jak mi powiadano, robione były po wsiach. Skrzynki takie, blizko cztery stóp długie, przeszło stopę szerokie, przedają się po dwa ruble. Na jarmarku było za 20, 000 rubli podobnych skrzynek, które prawie wszystkie rozprzedane zostały.
W innym rzędzie bud znajdują się wina krajowe, mianowicie dońskie Sudak i inne gatunki, zwykle pół-szampańskieini mianowane, oraz kaukazkie, szczególnie pochodzące z Kisliaru. Mydła także nic braknie pomiędzy rossyjskiemi produktami. Artykuły innego rodzaju, przedmioty hurtowego handlu, dają się widzićć w pobliżu rzeki, pod golem niebem albo w szopach złożone, w wielkich massach; takiemi są, z krajowych płodów: skóry bydlęce, potaż, szczególnie z Orenburga i Kazania sprowadzany, dzwona od kół z Wiatki i innych okolic, rogoże, produkt lipowych lasów Kostromy; ale najważniejsze należące tu artykuły są: żelazo i miedź, rozłożone na wybrzeżach Oki. Rzędy złożonego żelaza i należących do nich małych bud, gdzie przebywają przedający, rozciągają się na tysiąc przeszło kroków. Widzieliśmy tu że]^> w najrozmaitszych formach, jakie wychodzą z pierwszej ręki we ff-yszerkach Uralu i innych wydających ten produkt okolicach Rossyi, jako w sztabach, szynach, klamrach, obręczach, blachach (których w miastach rossyjskich używają do pokrywania domów) i t. p.; także stal, równie jak lane żelazo, w postaci szal, garnków, pieców, drzwi i t. p.
Ilość przywiezionego na jarmark żelaza w tym roku (1843) wynosiła 3, 500, 000 pudów; prócz lanego, którego mogło być na 150, 000 pudów. Żelazo rozchodzi się ztąd po całéj Rossyi. Pomiędzy kupcami, przybyłemi na jarmark z tym towarem, był poprzedni poddany, hrabia Szeremetiew, o którym powiadano, że miał 4 do 5 milionów rubli majątku. Nadto, leżało tam 48, 000 pudów miedzi, po większéj części pochodzącéj z hut Demidowskich w okolicach Ekaterynburga; słyszeliśmy, przechodząc, o zawartéj właśnie umowie względem kupna miedzi na summę 1, 200, 000 rubli. Pomiędzy zagranicznemi towarami zauważaliśmy przedewszystkiém ogromne pokłady herbaty, na brzegu Wołgi. W tym roku było na jarmarku 30, 000 cybików herbaty, oprócz 9, 000 cybików ceglanéj: daleko mniéj niż w roku przeszłym, gdyż wtedy znaczna część jéj nie została przedaną. Pomiędzy innemi przedmiotami zwróciła także na siebie moją uwagę surowa bawełna, którą Bucharczycy przywieźli przez Astrachan, częścią z Chiwy, a częścią nawet z Indyi; równie téż żółtawe palmowe drzewo, które w sztukach czyli klocach było rozłożone, i używa się do robót stolarskich.
Cała przestrzeń jarmarku, o któréj dotąd mowa była, może się nazywać zewnętrzną. Znajdowało się tam w tym roku 2, 333 drewnianych bud czyli baraków, częścią jako kramy i składy towarów, częścią na inny cel przeznaczone. Niepodobna tu wymienić wszystkich znajdujących się tam towarów; przejdziemy raczéj do téj części jarmarku, która, wedle swojego położenia, może się nazywać wewnętrzny. Jestto kamienny bazar, w kształcie wielkiego równolegloboku, składający się z 2, 521 kamiennych, na palach zbudowanych bud w sześćdziesięciu oddziałach, z trzech stron otoczony kanałem, w kształcie dlugiéj elipsy, który wykopano, podniósłszy przytém znacznie zamknięty przezeń plac, dla ochronienia od zalewów: dzieło kosztowne, ale wspaniałe. W tylnéj części znajduje się piękny grecki kościół; przednią zaś część zajmuje pałac rządowy, w którym podczas jarmarku przebywa gubernator, dyrektor jarmarku i zarząd policyjny, równie téż poczta i kantora banku handlowego, które z zbudowanemi po bokach budami tworzą wielki czworokątny plac. Cztery przez kanał prowadzące mosty, służą do łatwiejszéj kommunikacyi téj części z innemi oddziałami jarmarku. Tu znajdują się szczególnie rękodzielne pfoay i inne wysokiéj wartości towary, jakoto: rzędy bud z moskiewskiem suknem, z rossyjskiemi i zagranicznemi bawełnianemi i jedwabnemi materyami, z perskicmi jedwabiami, z sybirskiemi, astrachańskiemi, bucharskiemi i innemi tytuniami, oraz wiele innych. Jeden*rzęd bud zowie się chiński, z powodu ich kształtu; Chińczyków zaś napróżno spodziewałby się kto tu widzićć, gdyż pospolicie żaden Chińczyk kraju swojego nie opuszcza. W budach tych znajdują się częścią Rossyanie handlujący herbatą, częścią fabrykanci i kupcy rozmaitych narodów, z Petersburga i innych rossyjskich miast, szczególnie téż Niemcy, jak naprzykład, przedający rzeczy galanteryjne, zegarki i t. p. W całym kamiennym bazarze niewielki ścisk ludzi: tutaj, w porównaniu z innemi stronami jarmarku, dość spokojnie. Kupcy w swych rozmaitych narodowych ubiorach (widać tu szczególnie, oprócz narodowego rossyjskiego i nowożytnego europejskiego ubioru, tatarskie, armeńskie, a nawet perskie i niekiedy tureckie) siedzą zwykle spokojnie przed swemi budami, i widać tu po większej części tylko pojedyncze osoby targujące i kupujące. Jestto bowiem miejsce ułatwiania największych interesów handlowych: umowy na tysiące i sta tysięcy rubli zawierają się tu w kilku wyrazach.
Obok greckiego kościoła, ale po za wspomnionym kanałem, znajduje się po jednéj stronie armeńska kaplica, po drugiéj tatarski meczet: tym sposobem opatrzono duchowne potrzeby większéj części gości jarmarkowych. Również nie braknie niczego co do zaspokojenia potrzeb materyalnych. Apteki Niżniego-Nowgorodu mają swe budy na jarmarku, szczególnie zapewne dla przyjmowania obstalunków, robionych przez nie w Syberyi: gdyż był aptekarz z Irkucka dla robienia w tym celu układów. Rzecz naturalna, że szynków i garkuchni jest dosyć. Ostatnie, o ile przeznaczone są dla prostego gminu, stoją ciągle otworem: i dlatego można widzićć, jak się tam przygotowują ryby, grzyby, ogórki, kartofle i inne wiktuały. Ale także na rozmaitych miejscach jarmarku znajdują się porządne restauracye dla wyższéj klassy, gdzie zapewne kuchnia rossyjska, szczególniéj użycie oleju zamiast masła, nie może się zupełnie podobać nie rossyjskiemu podniebieniu; przytém rossyjskie karty stołowe, z powodu nieczytelnego charakteru, pomimo wielu niemieckich nazwań potraw, są trudne do przeczytania dla cudzoziemców; ale wielka liczba zwinnych posługaczy, w zwykłym u Rossyan téj klassy ubiorze, tojest, w dość cienkich białych koszulach czyli kitlach, gotowych jest zawsze na usługi gości, którym, po obiedzie, gdy tego żądają, przynoszą długie nałożone i rozpalone już fajki. Rossyjskie zwyczaje panują we wszystkich tych zakładach, nawet nie braknie przy wejściu, jak to jest zwyczajem Rossyan, wiszącego na łańcuchu naczynia do umywania rąk. Dla zaopatrzenia w odzienie są budy krawieckie, w których tu i owdzie można napotkać niemieckich majstrów i czeladników. Nie brak téż zwykłych u ludu rossyjskiego rozrywek: są tam nietylko kuglarze, szybkobiegacze, wędrowni muzykanci, ale porządna rossyjska truppa, dająca reprezentacye w obszernym, lecz, jeżeli się nie mylę, drewnianym tylko budynku. Ozdobna koncertowa i balowa sala znajduje się w wyżéj wspomnionym rządowym pałacu; w czasie mojego pobytu raz tylko z niéj korzystano, tojest, na urządzenie koncertu znakomitego wiolonczelisty Szuberta z Petersburga, który jednak mało miał powodzenia. Co się tycze sztuk obrazowych, było kilka bud z rycinami i obrazami, bardzo małéj wartości artystycznéj. Dagierotypista jeden także się znajdował i ofiarował swe usługi, ale nic wiem czy ze skutkiem.
Co się tycze pomocników handlowych na jarmarku, nie ma tam przysięgłych meklerów, tylko kommissyonerowie czyli pośrednicy, którzy, jako prywatne osoby, posiadają zaufanie kupców: jeden szczególnie był taki, powszechnie znany, i to rodem Ormianin; prócz tego są notaryusze, którzy uwierzytelniają weksle wydawane na bank handlowy, kiedy kupuje się na pewny termin, jak to zwykle ma miejsce w ważniejszych interesach handlowych (*). Mają oni także swe budy na jarmarku. Transport towarów odbywa się nietylko wodą, ale po większéj części lądem; ztąd wielka liczba wozów i koni, które długiemi rzędami stoją na uboczu; są tam także wozy Malorossyan, zaprzężone wolami. Nad obu rzekami i na nich panuje wielki ruch: są one pokryte w pobliżu jarmarku rozmaitego rodzaju statkami. Mnóstwo ludzi zajętych jest naładowaniem i wyładowaniem towarów. Niektóre artykuły, jak np. łój, przedają się na samych statkach. Niepodobna wyliczyć wszyst-
(*) Sijtf> weksle wystawiane na jarmark Irbicki (w Syberyi), który w pół roku później przypada, albo na następne jarmarki Niżnie-Nowgorodzkie, a wigc z terminem rocznym, opłacane, przy zachowaniu przepisanych warunków, przez bank handlowy.
Podróże Humboldt’*. Od. 11, 1.1. 7 kich gatunków statków, jakie pływają, szczególnie po Wołdze; wiele z nich odznacza się swemi pstremi ozdobami, mianowicie w przedniéj lub tylnej części. Pokłady niektórych mają kształt domów lub namiotów z galeryami i t. p.; inne są prostemi, całkiem płaskiemi, bardzo długiemi i szerokiemi czółnami, bez żadnego pokładu; był także jeden parowy statek, który odbywa regularną jazdę do Astrachanu.
Pomimo wielkiego natłoku ludzi, rzadko zdarzają się wypadki, któreby zakłócały ogólny porządek. Wprawdzie riie ma osobnego sądu jarmarkowego; ale mniejsze spory bywają załatwiane, według ogólnego w Rossyi zaprowadzenia, przez sąd ustny (słowiesnyj sud), który stanowi część zarządu policyjnego. Stojąca na placu jarmarcznym straż z kozaków złożona, zdaje się równie wystarczać dla utrzymania porządku, jak dawniejsza, a sławiona pod tym względem, strażkałmucka; ale raz tylko postrzegłem (pomimo tego, że przez dwa tygodnie prawie codzień odwiedzałem jarmark), że czynny brali udział, i to w mało znaczącém wydarzeniu: jak sobie przypominam, byłoto tylko uderzenie pletnią, wymierzone przez kozaka. Dobry i łagodny charakter wielkorossyjskiego ludu okazał mi się także na tym jarmarku w pojedynczych uderzających rysach: widziałem jak nawet żebrakowi nieźle ubranemu, a zapewne niezupełnie biednemu, obfita jałmużna udzielaną była.
O ważności tego jarmarku następne liczby mogą dać wyobrażenie. W roku 1852 przywóz towarów był na 65, 038, 469 rubli sr., z których przedano na 57, 808, 915 rubli sr; od roku 1855 odbyt powiększył się na przeszło 9l/a miliona rubli sr.“
W Niżnim-Nowgorodzie zjechali się podróżni z hrabią Polier, który ztąd razem z niemi miał drogę odbywać, gdyż udawał się również do gór Uralskich, dla zwiedzenia dóbr swojéj żony, z domu księżniczki Szachowskiéj. Był on Humboldtowi dawniej już znajomy w Paryżu, i zjazd ich był umówiony w Petersburgu, który hrabia na krótki czas przed naszymi podróżnymi był opuścił. W towarzystwie jego znajdował się pan Schmidt zWejmaru, którego hrabia przeznaczył był za rządcę swoich dóbr, oraz doktor Gothe i pan Mehring: towarzystwo więc podróżne znacznie się odtąd powiększyło.
Hrabia Polier (*) najął w Niżnim-Nowgorodzie statek, ażeby dalszą, 380 wiorst długą, drogę do Kazania odbyć Wołgą, jako daleko wygodniejszą i przyjemniejszą, niżeli lądem. Humboldt i towarzysze
(*) Hrabia Polier, który w wysokim stopniu miał rozwinięte suchoty, umarł wkrótce po powrocie Humboldt’a. W kilka lat potem umarł także pan Schmidt, którego hrabia był pozostawił w dobrach swoich na Uralu, jego podróży tem chętniej poszli za jego przykładem, że lądowa droga do Kazania nie obiecywała im nic zajmującego, oraz że tym sposobem mieli zręczność najważniejszą rzekę Rossyi poznać w caléj jéj wielkości i okazałości. Trzy’powozy ich były umieszczone na innéj wielkiéj łodzi, w środku której zrobione były z kilku desek stół i dwie ławki, ponad któremi dla ochrony od słońca rozwieszono płótno żaglowe, w tylnej zaś części urządzony był z cegieł mały piec kuchenny. Przytém wzięty był zapas takich wiktuałów, których nie spodziewano się znaleźć po wsiach nad rzeką leżących, a dla sprowadzenia z tych ostatnich czegoby potrzebowano, przywiązano do łodzi mniejsze jeszcze czółno. Cała osada łodzi składała się, oprócz sternika, z ośmiu wioślarzy, których połowa naprzemiany miała odbywać służbę.
Po urządzeniu tego wszystkiego, opuścili Niżni-Nowgorod 1 czerwca o godzinie jedenastej przed południem. Pogoda była bardzo piękną i niemało się przyczyniła do przyjemności podróży; wiatr tylko nie był przyjazny, tak, że ani tego dnia, ani następnych, nie można było użyć żagli: musiano ciągle robić wiosłami; jednak ponieważ płynęli w dół rzeki, zatém dość szybko. Spokojnie i wygodnie można było, siedząc w łodzi, nie będąc narażonym na trzęską drogę po dylach, przypatrywać się przemijającym brzegom i używać przyjemności wodnéj podróży.
Łódź płynęła po większéj części blizko prawego brzegu, który na Wołdze jest znacznéj wysokości, i tworzy częścią strome ściany, częścią pochyłe spadzistości, wówczas, gdy brzeg lewy przedstawia obszerną płaską nizinę. Nizina ta podnosi się zaledwo w znaczném oddaleniu, tworząc wyniosłą płaszczyznę, któréj brzegi zapewne dawniéj, przy wysokim stanie wody, tworzyły lewy brzeg Wołgi.
Spadzistości prawego brzegu są pokryte najpiękniejszą roślinnością, a w wąwozach je przecinająycch leżą wsie z pięknemi kościołami, które ożywiają krajobraz. Szczególniéj roślinność obfitą jest na wy, spach, dość częstych na Wołdze, a które, będąc okryte dębami i topolami, przedstawiają romantyczny widok. Na lewém także wybrzeżu idą naprzemiany łąki, nizkie zarośla i wysokie lasy przeplatane wsiami; ale z powodu szerokości rzeki, przedmioty te nie mogły być wyraźnie widziane. Równie zajmujący widok jak brzegi, przedstawiała sama rzeka, na której tłoczyły się znacznéj wielkości statki, co korzystając z przyjaznego wiatru, pełnemi żaglami płynęły w górę rzeki, wioząc do Petersburga płody południowéj Rossyi; gdy tymczasem w małych czółnach rybacy wszędzie zajęci byli swoim przemysłem, i za małą cenę przedawali wyborne, tak wysoko w Petersburgu szacowane, sterledy.
Wezbrana wiosenną wodą Wołga rozlewała się już więcej, już mniéj, wedle położenia lewego brzegu. W jednem miejscu, gdzie, według zapewnienia sternika, była, ’jak na ową porę roku, średnia szerokość rzeki, wymierzano ją; prawy brzeg tworzył tu przyspę, za którą już do zwykłej podnosił się wysokości. Przyspa ta była dość równą; na niéj, za pośrednictwem mierniczego łańcucha, wymierzoną była podstawa, która ze stojącém na przeciwległym brzegu drzewem tworzyła trójkąt. Humboldt wymierzył potém za pomocą sekstanta oba kąty podstawy, które wykazały szerokość rzeki na 5240, 7 stóp. Wymiar ten uskuteczniony został o południu trzeciego dnia, a zatém w odległości około 100 wiorst od Kazania. Średnia wysokość stromego brzegu Wołgi może wynosić jakie kilkaset stóp.
Czwartego czerwca, o godzinie czwartéj rano, wpłynęli na Kazankę, nad którą leży Kazań, i zbliżyli się do tego miasta. Nie wysiadając na ląd, przebawili jeszcze kilka godzin w łodzi, czekając nim całkiem nie rozednieje, i byli wtedy powitani przez hrabiego Polier, który kilku godzinami przedtém przybył był na swoim statku. Znaleźli w lokalu Dworzańskiego Zgromadzenia wygodną kwaterę, z obszernemi pokojami i salami, w których według upodobania mogli się rozlokować, oraz uprzejmego gospodarza Niemca, nazwiskiem Hebert.
Po umieszczeniu swych rzeczy w tém mieszkaniu, udali się do gmachu uniwersyteckiego, gdzie Humboldt spotkany został przez kuratora uniwersytetu hrabiego Mussin-Puszkina, rektora pana Eiobaczewskiego i innych członków uniwersytetu. Pomiędzy temi ostatniemi znajdował się także professor astronomii, pan Simonow, którego Humboldt i Rose znali już w Paryżu, gdzie on czas jakiś (zimą 1823 — 1824) bawił, po powrocie z podróży swojéj naokoło świata z kapitanem Bellingshausen.
Oprowadzani byli potém po gmachu uniwersyteckim, leżącym w piękném położeniu śród ogrodu botanicznego, oraz po znajdujących się w nim gabinetach, pomiędzy któremi jest cała sala zapełniona chińskiemi, mongolskiemi i tybetańskiemi rękopismami; następnie, przejeżdżali się w towarzystwie pana Mussin-Puszkina po mieście, ażeby je bliżéj poznać. Miasto leży w pobliżu Wołgi, na południowym brzegu Kazanki i na spadzistościach, które zapewne dawniéj tworzyły lewy brzeg Wołgi. Podczas zwykłego stanu wody na Wołdze, jest ono oddalone całe sześć wiorst od rzeki; ale teraz zdawało się leżćć tuż nad nią, gdyż woda dosięgała przedmieść. Najwyższym punktem w północnéj stronie Kazania jest Kreml czyli twierdza, leżąca tuż nad Kazanką, mającą tu dość strome brzegi. Na południe i zachód twierdza jest otoczoną miastem, a to ostatnie znowu z trzech stron, szczególnie od południa, słobodami czyli przedmieściami. W twierdzy daje się widzićć jeszcze wiele zabytków tatarskiego panowania, którzy przez trzy wieki panując w Kazaniu, tworzyli osobny niezawisły Chanat, dopóki przez Wielkiego Księcia Iwana Wasilewicza pokonani nie zostali, który opanował to miasto w r. 1552, zburzył je do szczętu i na jego miejscu nowe wystawił. Jedna stara wieża nazywa się jeszcze Sunibeka, od imienia małżonki ostatniego tatarskiego Chana. Prócz tego znajduje się jeszcze w twierdzy wiele cerkwi czyli kościołów, pomiędzy któremi sobór czyli katedra z wielą wieżami i kopułami „ oraz wiele innych murowanych rządowych gmachów. Podobnie jak właściwe miasto, słobody także mają proste, szerokie ulice, przecinające się najczęściej pod kątem prostym; składają się one po większéj części z drewnianych domów, mających rzadko więcej jak jedno piętro i najczęściéj otoczonych ogrodem. Tu także daje się widzieć wielka liczba kościołów i klasztorów z wieżami, często dziwnej architektury, jak np. cerkiew Petropawłowska, w guście całkiem japońskim i pomalowana zewnątrz mnóstwem figur w kolorach najbardziéj rażących. Właściwe miasto jest po większéj części zamieszkane przez Rossyan; słobody zaś, niczem wprawdzie od miasta nie odłączone i nie odróżnione, samemi Tatarami. Ci stanowią prawie trzecią część całéj ludności, która, według obliczenia 1842 roku, wynosiła 41, 304 dusz. Żyją oni szczególnie z handlu, ale mają téż fabryki skór i mydła, których wyroby są wielce szacowane i daleko rozsyłane!
Podróżni zwiedzili także te przedmieścia, i zaproponowali Tatarom, żeby zaprowadzili ich do jednego z ich domów modlitwy czyli meczetów, co oni z największą chęcią uczynili. Był on z drzewa wybudowany i składał się z przedsienia i kwadratowej sali, prostéj i czystéj, czćin się odznaczają szczególnie mieszkania Tatarów. Przewodnicy podróżnych zdjęli przy wejściu do sali swoje trzewiki, ale dozwolili towarzyszącym im osobom wejść do niéj w butach.
Baron von IIaxthausen, który w Kazaniu znajdowanie na tatarskićrn nabożeństwie, następnie je opisuje ( ): „Pulpit tylko i rodzaj katedry czyli małéj ambony, znajdował się w meczecie, żadnego zaś krzesła ani ławki; w środku wisiał niewielki świecznik. W przedsieniu stały rzędami trzewiki Tatarów, gdyż wierni nie inaczéj jak boso wchodzą do meczetu. My przybyliśmy nieco zapóźno: zakrystyan (Alsanczy) odśpiewał już był wstępny wiersz: „Oddajcie pokłon, wy wierni, gdyż takie jest prawo.„ Mołła zakończył już był zwykłą w dni świąteczne mowę, i modlitwy gminy były się rozpoczęły. Ponieważ prawo broni wiernym obracać się podczas modlitwy, albo zwracać na cokolwiek uwagę, wejście nasze zostało całkiem niepostrzeżone od gminy. Co do modlitwy, widzieliśmy tylko naturalnie jej zewnętrzne znaki: te zawierały się w częstych padaniach na ziemię, przyczćrn najprzód obie ręce dłonią ńa wierzch podnoszone były w górę równo z głową, tak, że wielki palec dotykał się dolnego brzegu ucha. Następnie, modlący się padał na oba kolana, i siadał, wschodnim obyczajem, na podłożonych pod siebie nogach. W takiém położeniu opierał się najprzód rękoma, potém uderzał czołem o ziemię; przytém wielu poruszało ustami, jak gdyby zcicha powtarzali zwykłą formułę modlitewną: „Bóg jest wielki!“ (*). Wszyscy mieli nakryte głowy, ale nie wszyscy mieli turbany; ci zaś, którzy je mieli’, rozwiązywali końce ich podczas modlitwy, tak, że one wisiały im na grzbiecie. Wielu, lubo nie wszyscy, mieli różańce, które po skończonéj modlitwie chowali do turbanu. Modlitwa odbywana opisanym wyżej sposobem, trwała dłużej nieco jak kwadrans, w jakowym przeciągu czasu naliczyliśmy u niektórych dwadzieścia sześć takowych padań i dotykań czołem ziemi. Podczas modlitwy panowała najgłębsza cisza, każdy był całkiem pogrążony w nabożeństwie, żaden z nich nie zwracał najmniejszéj uwagi na to, co go otaczało. To nieme, w głębokiéj pokorze, nadziei i żalu upadające przed Bogiem żgromadżenie ludzi, czujące się w jedności swéj wiary, wywiera wzniosłe wrażenie na każdy nieuprzedzony umysł. Po upłynieniu wyżéj oznaczonego czasu, Mołła dał znak jakimś niezrozumiałym dla nas wyrazem: całe zgromadzenie usiadło znowu na ziemi wyżéj opisanym sposobem, każdy na chwilę zakrył twarz obu rękami, a później trzymał je przed sobą jakby otwartą książkę, na któréj zdawał się czytać. Wtedy poczynał Mołła głośno czytać z Koranu, albo raczéj śpiewać. Melodya ta była całkiem osobnego rodzaju, jednostajna, z niewielu nut składająca się, w któréj nos, krtań i gardło brały udział, ażeby dziwne, szczególne wydać tony. Śpiew ten, przerwany krótką, wyżéj opisaną modlitwą, trwał może dziesięć minut; poczém wierni modlili się jeszcze czas jakiś; następnie każdy zawiązał swój turban, i opuścił meczet, natychmiast po skończeniu swéj modlitwy, a więc nie wszyscy razem.“
Formuła ta wyraża się. po arabska następnie: La illah lie il allah, Mehemct irasul iillah. Jest ona przez wszystkich Mahonietanów: Turków, Persów, Tatarów, tych nawet, którzy nie rozumieją po arabsku, powtarzaną zawsze w tym jgzyku. Okryci gęstą, kurzawą, powrócili Humboldt i jego towarzysze, po obejrzeniu meczetu, do swojego mieszkania. Ulice Kazania nie są brukowane: były one dawniéj, jak w wielu innyćh miastach rossyjskich, wyłożone wolno leżącemi belkami; ale kiedy podczas buntu Pugaczewa w r. 1774, miasto objęte zostało płomieniem: paliły się nietylko domy, ale pomosty ulic, przez co pożar się zwiększył i ugaszenie jego było tem trudniejsze (*). Po tym wypadku ulice miasta postanowiono wybrukować: co jednakże nie przyszło do skutku, zapewne z tego powodu, że w pobliżu miasta nie ma zdatnych do bruku kamieni. Jednakże, przy położeniu Kazania nad dwoma żeglownemi rzekami, można byłoby sprowadzić podobne kamienie bez znacznych kosztów lub szczególnych trudności z dalszych stron. Przykrzejszém jeszcze, niżeli pył latem po długo trwającéj pogodzie, jest jesienią w dżdżystéj porze, lub na wiosnę, podczas roztajania śniegów błoto na ulicach, szczególnie w nizko leżących częściach miasta, do których woda z wyższych części spływa.
Kazań leży pod 55° 58’ szer., a więc pod tym samym prawie równoleżnikiem co Moskwa, ale 11’/a0 daléj ku wschodowi. Wysokość miasta nad powierzchnią morza wynosi zaledwo 9 sążni (**), co tém bardziéj zadziwiać powinno, że bezwzględna wysokość Berlina, który dziewięć razy bliżéj leży od brzegów morza Bałtyckiego, niżeli Kazań od najbliższéj części morza Lodowatego, wynosi blizko 17 sążni. Na wielkiéj Lombardzkiéj.równinie, będącéj niegdyś dnem jednego z ramion morza Adryatyckiego, grunt katedry medyolańskiéj ma 61 sążni wysokości nad powierzchnią morza. Grunt Padwy jest zresztą tylko na 7 sążni podniesiony, ale Padwa, leżąca na dnie kotliny równin, zostaje w sześć razy mniejszém oddaleniu od morza Adryatyckiego, niżeli Kazań od Lodowatego.
Ponieważ powierzchnia morza Kaspijskiego jest zaledwo na 13 sążni niższą od równi morza Czarnego, zostaje więc dla spadku Wołgi od Kazania do morza Kaspijskiego (na przestrzeni, według obrachowania Humboldfa, 307 mil morskich, licząc 20 na stopień geograficzny, po odtrąceniu trzeciéj części na załamania rzeki), nic więcéj jak 22 sążnie. Spadek ten jest nadzwyczaj małym. Odległość Strasburga od rozdziele-
W roku 1842 miasto to znowu przez pożar było zniszczone. Z pomiędzy —1, 500 domów, zaledwo 500 było murowanych, reszta z okrąglaków budowane rossyjskie chaty. Oprócz paru ulic, zresztą wszystkie były niebrukowano. llzędy dylów, któremi zamiast trotuarów po obu stronach wyłożone były ulice, przyczyniły «ię i tą rażę do rozszerzenia pożaru.
(«“) Humboldt, Środkowa Azy a, t. II, str 32 i następne.
nia się Renu na Leck i Waal, wynosi zaledwo trzecią część długości biegu Wołgi poza Kazaniem, a jednakże grunt miasta Strasburga.podniesiony jest na 73 sążnie nad powierzchnią wód oceanu, tojest, przynajmniej trzy razy wyżśj od podniesienia Kazania nad równią morza Kaspijskiego, jak to dotychczasowe barometryczne obserwacye okazały. Również bieg Dunaju od Budy do morza Czarnego, jest prawie tejże samej długości, co Wołgi poza Kazaniem; Buda posiada tymczasem 55 sążni bezwzględnéj wysokości, co sześć razy tyle wynosi, ile liczą Kazaniowi.
Średnia temperatura roku w Kazaniu jest 1° 9’ stustopniowego termometru, zimy — 13° 7’, lata zaś + 17° 6’. Największe stopnie zimna w leciech 1834 — 1837 były: 29° 5’ i — 30° 2’ (13 stycznia i 10 lutego spadł był termometr nawet do — 38° 7’ stustop. term.); największe gorąco dochodziło 27“ 8’ (18 czerwca 1841 roku: 34° 8’ stustop. term.).
145 wiorst na południe od Kazania (57° 59’ 20“ szer.), leżą na prawym brzegu Wołgi ciekawe ruiny Bulgaryi, stolicy dawnych Wołgskich Bułgarów, które podróżni chcieli koniecznie obejrzćć, jako największe i najdawniejsze ruiny, znajdujące się w Rossyi. Wsiedli więc o południu 5 czerwca, razem z hrabią Polier, na jeden ze strażniczych statków, które ciągle chodzą w górę i w dół Wołgi; pojazdy zaś swoje kazali pomieścić na innym statku, ażeby można było powrócić lądem, gdyż powrót w górę Wołgi zająłby im dużo czasu. Płynęli najprzód w dół Kazanki aż do Wołgi, zkąd mieli najpiękniejszy widok na miasto, które na pochyłościach wzgórzy bardzo malowniczo wygląda; późuiéj w dół Wołgi rozpoczęli znowu równie przyjemną żeglugę. Potężna ta rzeka była jak przedtém przerzynaną wielkiemi statkami, ale przyjazny dla nich wiatr zmienił się, musiałj więc zwinąć wszystkie swe żagle. Były one teraz ciągnione w górę rzeki, co jednak zwyczajnym sposobem nie mogło być uskutecznione, gdyż na wysokim, stromym brzegu Wołgi nie ma żadnéj ścieżki, lecz zapomocą urządzonéj na przedniej części statku windy, którą osada ciągnie statek ku kotwicy, zarzucanéj przez osobną łódź naprzód wysłaną, w pewnéj odległości od okrętu. Ta nużąca praca powtarzała się przy wszystkich statkach, mimo których podróżni przepływali; ale oni także nie mieli żadnego wiatru; za pomocą wioseł tylko mogli posuwać się daléj, i potrzebowali tym sposobem do odbycia swój drogi popołudnie, noc i przedpołudnie następnego dnia.
Wysiedli na ląd zaledwo ku południowi. Na brzegu czekali ich już wieśniacy rossyjskiéj wioski Bołgaryi, z końmi, które zamówione były dla przewiezienia ich lądową drogą daléj. Pojazdy zostały wyładowane i pojechano w nich do wsi, leżącéj na ruinach dawnego miasta i blizko nich o 9 wiorst jeszcze od brzegu. Przyjemne zarośla okrywają nizinę, tworzącą tu jak wszędzie lewy brzeg Wołgi i podnoszącą się. później do wyniosłéj równiny, na której Bołgarya, równie jak Kazań, pobudowane. We wsi znaleziono wszystko w ruchu; cała ludność jej wyszła na spotkanie podróżnych i czekała na nich podzielona na osobne gromady mężczyzn, kobiet i dzieci. Na czele tych gromad stali starsi wsi, którzy, według rossyjskiego zwyczaju, podnieśli Huinboldfowi, za jego zbliżeniem się, cldeb i sól, jako oznakę ich poszanowania.
Najważniejsze z tych starych ruin znajdują się powiększéj części wewnątrz otoczonego rowem wału, tworzącego podłużny owal, który może mieć 7 stóp obwodu. Wału braknie tylko na północnój stronie, gdzie jednak znajduje się od wschodu na zachód ku Wołdze ciągnący się szeroki wąwóz, który dawną Bołgaryę z téj strony mógł dostatecznie osłaniać. Na spadzistości wewnątrz wału leży wieś Bołgarya, z dość pięknym murowanym kościołem we wschodniéj stronie, w pozostałéj zaś części obwodu leżą pojedynczo rozproszone ruiny. Z pomiędzy nich najwięcéj zasługują na uwagę dwie wieże i dwie budowle. Wyższa z tych wież leży tuż w blizkości kościoła; jest ona okrągłą, przy podstawie tylko ośmiokątną: w niej znajdują się drzwi, przez które wchodzi się po kamiennych kręconych schodach wewnątrz; prowadzą one na szczyt, który w nowszych czasach pokryty został drewnianym dachem. Wysokość wieży aż do dachu wynosi 72 stóp, obwód spodniej części 80 stóp. Druga wieża, leżąca około 300 stóp na południo-wschód od pierwszéj jest mniejszą od téj ostatniej, ale zresztą podobnego Kształtu.
Z dwóch budowli, jedna którą włościanie nazywają domem sądowym czyli czarnym (czornaja pałata), leży w samym środku obwodu. Jest ona co do kształtów swoich dobrze zachowaną. Zajmuje kwadratową powierzchnię, mającą 24 stóp z każdej strony, a wysokość jéj może wynosić 38 stóp. Składa się z trzech piątr z otworami na drzwi i okna; wyższe piętro jest mniejsze i ośmiokątne; nad niém wznosi się półkulista kopuła z ośmiokątnym otworem we środku. Obok téj budowli widać jeszcze w około resztki murów wielu gmachów, które jednak ani z sobą ani z główną budowlą nie zdawały się zostawać w połączeniu.
Druga budowla, około 600 stóp ku południowi oddalona od wyżéj opisauéj, zdaje się, że służyła za miejsce kąpieli. Jest ona przez mieszkańców wsi nazywaną białym domem (biełaja pałata). Największa jej długość z północy na południe wynosi 82 stóp, szerokość z półno-
Podróżo Humboldta. Od. II, t. I. 8 cnej strony 36 stóp, z południowéj zaś 25 stóp. Wewnątrz rozpoznać można jeszcze dwa pokoje, jeden kształtu kwadratowego, drugi podługowatego. Nizkie drzwi prowadzą z tego ostatniego do pierwszego. Ten urządzeniem swojem szczególniéj zasługuje na uwagę; ma bowiem w każdym rogu inny jeszcze kwadratowy pokój, tak, że po środku pozostaje tylko w kształcie krzyża przechód, otrzymujący światło przez ośmiokątny otwór we środku kopuły. Cztery inne małe kopuły znajdują się nad rogowemi pokojami, które również po środku mają ośmiokątny otwór, ale w znacznéj części są zrujnowane, tak, że ziemia pokrytą jest gruzami. Pokoje te mają w górze ściany ozdobione dobrze zachowanemi arabeskami, i zostają za pośrednictwem drzwi w związku z krzyżowym przechodem. Kanały idące pod podłogą tego przechodu, oraz ślady wodociągów w ścianach, również jak szczątki w nichże żelaznych rur, nie pozostawiają żadnéj wątpliwości o przeznaczeniu, tego budynku. Wszystkie tu opisane gmachy wystawione są z ciosanego kamienia, częścią piaskowca, częścią wapienia.
Mniéj dobrze zachowane szczątki budowli, niż wyżśj opisane, znajdują się w znacznéj ilości, w części gruzami i trawą pokryte, tak wewnątrz jak zewnątrz wału. Nieszczęściem znikają one’powoli, gdyż włościanie wydobytych ze starych murów kamieni używają do swych budowli, tak, że murowany kościół tój wsi zbudowany jest całkiem z materyałów starego miasta i z znajdowanych w okolicy grobowych kamieni ( ). Ponieważ zdatny do budowli kamień nie znajduje się w blizkości, a z łatwością może być dobyty z dawnych ruin, przeto włościanie w każdym razie z nich korzystają. Pod kupami gruzów znajdują jeszcze często srebrne i miedziane monety, mosiężne pierścionki, kolce i inne przedmioty, które téż naszym podróżnym ofiarowane były na przedaż przez dzieci włościańskie. W jednej z budowli dawnej Bołgaryi mają być pochowane zwłoki wielu tatarskich świętych, dlatego wierni odbywają jeszcze teraz pielgrzymki do tych ruin.
Podróżni, podczas oglądania ruin, widzieli tatarskiego Mołłę, odbywającego swe pobożne ćwiczenia wewnątrz i zewnątrz nich, które zawierały się w powtarzaniu formuł z częstém pochylaniem ciała, i który zdawał się niedoznawać żadnego roztargnienia z powodu obecności obcych. Ponieważ rozmaite ruiny leżą dość odlegle od siebie, podróżni jeździli od jednych do drugich w małych powozach. Mołła starał się korzystać z tego; siadał on, za dozwoleniem podróżnych, do jednego z ich powozów i objeżdżał tym sposobem wszystkie ruiny, tak rzecz urządzając, żeby skończyć wcześniéj swe pobożne ćwiczenia, nim podróżni zaspokoją swą ciekawość.
Bołgarowie stanowili już w siódmym wieku niezależne państwo, które rozszerzało się po wschodniej stronie Wołgi od ujścia Sury aż do morza Kaspijskiego, zostawało w ciągłéj wojnie z Rossyanami i robiło osady nad morzemTCzarném i na południowym brzegu Dunaju. Nazwisko swe otrzymali Bołgarowie od Wołgi, na któréj wybrzeżach mieszkali; należeli początkowo do wielkiego fińskiego plemienia, ale zmieszali się wkrótce Słowianami i Turkami i przerobili się powoli nad Wołgą na Słowian, a nad Dunajem na Turków. Państwo Bołgarów kwitngło szczególnie pod koniec dwunastego wieku, w późniejszym czasie wiele ucierpieli od napadu mongolsko-tatarskich plemion, aż w końcu całkiem podbici zostali przez Batu-Chana, wnuka Dżyngis-Chaua r. 1236 i wcieleni do ordy Kapczackiéj. Potomkowie Dżyngis-Chana, panujący nad tą ordą, którzy przez Rossyan nazywani byli Chanami Złotéj ordy, wybrali byli Bołgaryą za swą letnią, Seraj zaś nad niższą Wołgą, za swą zimową rezydencyę. Ku końcowi czternastego wieku Kapczacka orda była zdobytą i spustoszoną przez Tamerlana. Seraj został zniszczony; Bołgarya zaś zdaje się, że uniknęła zupełnego zniszczenia, gdyż ono nastąpiło późuiéj przez Wielkiego księcia Iwana Wasilewicza.
Pisarze arabscy wspominają jednozgodnie o nadzwyczaj szczególnéj ustawie w kraju Bołgarów, tojest, że wszyscy mądrzy ludzie byli tam wieszani. Czy to pochodziło z politycznego niedowierzania, czy, jak Ahmed Tusy domyśla się, dlatego, że ludzie odznaczający się mądrością, więcéj godnymi są od innych służyć jak najprędzéj Panu Bogu. trudno rozstrzygnąć. Klimat miejscowy dawniéj był daleko surowszym. W połowie dwunastego wieku, wedle świadectwa ówczesnego podróżnego, ziemia w Bołgaryi nawet latem nie była wolną od śniegu. Według innego opisu, jeżdżono w roku 1332, z Bołgaryi do Ingryi, jak teraz w północnéj Syberyi, na saniach, zaprzężonych psami. Przy tak niedokładnych wiadomościach o dawnych Wołgskich Bołgarach, znalezione w ruinach Bołgaryi monety i kamienie nadgrobne, są ważnemi pomnikami dla historyi tego ludu. Monety mają niekiedy napisy, które są arabskiemi; większa zaś część monet jest mongolskich, pochodzących z XIII, XIV i XV wieku. Bardzo rzadko znajdywano dawniejsze. Piękny i liczny zbiór znalezionych w Bołgaryi monet, który Humboldt winien uprzejmości professora Fuchs’a w Kazaniu, wcielony został do królewskiego muzeum w Berlinie. Z napisów nagrobnych kazał Piotr Wielki, kiedy wr. 1722 zwiedzał ruiny Bołgaryi, zdjąć kopie, oraz przetłómaczyć je i tym sposobem zachował potomności 50 napisów; gdyż później kamienie grobowe zostały całkiem prawie użyte do budowy kościoła wsi Bołgaryi. Pomiędzy napisami znajduje się 27 w języku tureckim, 20 w arabskim, a 3 w ormiańskim. Zawierają one wszystkie wiersze z Koranu, jak np.: on jest żyjący, który nie umiera i t. p., nazwisko zmarłego, jego pochodzenie, zwykle jeszcze błogosławieństwo dla niego, i rok śmierci. Większa część ich odnosi się do mężczyzn, kilka tylko do kobiet.
Podczas gdy podróżni opatrywali ruiny Bołgaryi, wieczór nadszedł, i oni musieli spieszyć z powrotem do Kazania, gdyż tam oczekiwani byli na obiad, na który kurator uniwersytetu zaprosił wszystkich jego członków. Po krótkiéj więc przekąsce, udali się w drogę, i po sposobie, jakim ją w Rossyi odbywają, mogli rachować na to, że przybędą tam na czas naznaczony. Ale już w mieście Spasku, przez który nocą przejejeżdżali, byli zatrzymani kilka godzin przez burzę, połączoną z gwałtowną ulewą, a większej jeszcze zwłoki doznali, gdy przybyli nad Kamę, którą musieli przebywać. Kama jest najznaczniejszym przytokiem Wołgi po lewéj jéj stronie i może być szerszą od Oki. Długi czas płynąc wzdłuż zachodniéj strony Uralu, przyjmuje w siebie większą część wypływających z téj strony gór rzek i nabywa przez to znaczéj szerokości. Wówczas jeszcze przez ściek wody wiosennéj była do tyla wezbraną, że musiano całe siedm godzin strawić, nim dostano się do leżącego na przeciwległym brzegu powiatowego miasteczka Laiszewa.
Miasteczko to, mające około 2900 mieszkańców, zamieszkane jest przez Tatarów, którzy stanowią większą część ludności sąsiednich wsi. Prowadzi ono znaczny handel, gdyż sól z Solikamska i płody Uralu, które idą w dół Kamy, muszą być tu wyładowywane i przenoszone na statki, idące w górę Wołgi. Podróżni zabawili w bardzo czystém mieszkaniu jednego Tatara tyle tylko czasu, ile potrzebowali na zjedzenie śniadania i obiadu razem, i przebyli następnie 58 wiorst aż do Kazania w krótkim nie do uwierzenia czasie; gdyż Tatarowie mają wiele i dobrych koni, a jeżdżą zwykle prędzéj jeszcze niż Rossyanie. Z taką szybkością podróżni nasi nigdy jeszcze drogi nie odbywali. Droga zresztą była wyborna, idąca przez lasy liściaste i uprawne pola. Cztery wiorsty przed Kazaniem przejechali mimo leżącego w powabnem położenią klasztoru Jeruzalem, rezydencyi arcybiskupa, i wkrótce potem przybyli do samego Kazania, ale nie wcześniéj jak o 9 godzinie wieczorem, a zatem za późno, żeby być na zaproszonym obiedzie, który odłożony postał na dzień następny.
Podczas kiedy Humboldt i jego towarzysze przebawili jeszcze następny dzień w Kazaniu, hr. Polier wyjechał już był przed południem, ażeby co prędzéj przybyć do swoich dóbr pod Permein, gdzie znowu miano się zjechać. Dogodniéj też zdawało się im oddzielnie jechać do Permu, gdyż przy tak liczném towarzystwie z trudnością, mogliby dostać na stacyach potrzebną liczbę koni. Humboldt użył przedpołudnia, żeby oznaczyć stopień pochylenia igły magnesowej w Kazaniu. Robił on tę obserwacyą w przytomności hr. Mussin-Puszkina i p. Sojmonow i otrzymał przy téj okoliczności od pierwszego z nich przyrzeczenie, że w Kazaniu zbudowane będzie osobne magnetyczne obserwatoryum, co téż wkrótce uskutecznioném zostało.
Podróżni, z powodu dłuższego swojego pobytu w Kazaniu, mieli jeszcze zręczność widzieć Soban, wiejską uroczystość Tatarów, odbywaną przez nich corocznie po ukończonych zasiewach. Zbierają się oni w ciągu całego tygodnia po południu na łące, o kilka wiorst od miasta i bawią się w rozmaity gry i gimnastyczne ćwiczenia, zależące szczególnie na dążaniu się i wyścigach. P. Mussin-Puszkin zawiózł tam podróżnych wieczorem, gdzie trafili na rozpoczęte już igrzyska. Mężczyzni stali w kółko około idących w zapasy. Zapaśnicy pozrzucali byli swe wierzchnie odzienia, i zarzucając swe pasy na plecy przeciwników, starali się podnieść ich w górę i obalić na ziemię. Pochylali przytém przednią część ciała naprzód, trzymali krótko zarzucony pas, tak, że jednocześnie mogli pochwycić za spodnie odzienie przy żebrach przeciwnika, i usiłowali w téj pozycyi, z rozmaitą zmianą poruszeń, dopiąć swojego celu obalając przeciwnika naprzód lub na’tył, co im częstokroć zaledwo po długiem pasowaniu się udawało się. Najczęściéj upadali obydwa, ale ten kto drugiego pod sobą trzymał, zwyciężał i wynagradzany bywał oklaskiem obecnych, oraz małemi podarunkami, rozdzielanymi przez bogatszych Tatarów. Wtedy jednak zwyciężony tylko plac opuszczał; zwycięzca zostawał i wyzywał innego, i kiedy nad tym także odniósł zwyclęztwo, trzeciego, aż dopóki sam przez nowego zapaśnika pokonanym nie został. Naturalnie, że późniéj występujący, skutkiem coraz większego zmordowania pierwszego zwycięzcy, mieli łatwiejsze pole do popisu; podróżni wszakże widzieli Tatara, który jednego po drugim trzech zapaśników pokonał, i zaledwo uległ przed czwartym.
Po dość długiem trwaniu tych zapasów, rozpoczęły się wyścigi, tak konno jak pieszo. Wałczący wysłani byli o kilka wiorst’ztamtąd, i zdążali do naznaczonego kresu; tu także zwycięzcy nagradzani byłi małemi podarunkami. Nie brakło także kobiet przy tych igrzyskach, lubo one zostawały w pewném oddaleniu od mężczyzn. Bogatsi Tatarowie rozbili tam byli swe namioty i ugaszczali w nich podróżnych rozmaitemi słodyczami, suszonemi morelami z Bochary, linbowemi orzechami (z Pinus Gembra), jako téż herbatą i kumysem, sfermentowaném mlekiem kobylém, które podróżni tu po raz pierwszy pili. Jest ono kwaskowate i tłuste, i stanowi napój równie orzeźwiający jak pożywny.
O tym u Kirgizów i innych koczujących plemion tak ulubionym napoju, jeden z rossyjskich autorów Dr. Dalii, udziela następnej wiadomości (*). Przygotowanie kumysu odbywa się bardzo prostym sposobem: świeżo wycedzone mleko kobyle zlewane bywa do odymionego wora czyli miecha z skóry końskiéj i za pośrednictwem długiego zaostrzonego drążka, zostającego ciągle w miechu, mieszane i bite, przez co robi się dużo piany. Fermentacya tym sposobem bywa wstrzymaną i razem wiele atmosferycznego powietrza wprowadza się do płynu. Zwyczajem jest, że każdy odwiedzający, który wchodzi do namiotu, przy powitaniu bierze za drążek miecha, leżącego po prawéj.stronie wejścia i miesza nim. Codziennie wlewa się świeżego mleka do miecha, które w kilka godzin kwaśnieje, zwłaszcza, że kumys tylko latem przyrządzany bywa. Mleko kobyle zawiera w sobie wiele cukru, ale mało sernyck i maślanych części. Sernego nawet pierwiastku prawie nic nie ma, gdyż mleko to nawet po skwaśnieniu nie staje się gęstszém. Przygotowanie kumysu zdaje się zależeć na tein, że kwaśna fermentacya przez ciągłe mieszanie niszczoną bywa. Jak tylko rozpocznie się winna fermentacya, napój jest gotowym, który wtedy bywa w dość odległe miasta na przedaż posyłany, a nawet w drogę brany. Kumys bywa, wedle sposobu przygotowania i innych okoliczności, rozmaity; ma smak jużto całkiem kwaśny, już nieco jełkowy, a niekiedy bardzo słodki i mocno szumiący. Doskonały kumys powinien być mocno kwaśny, trochę słodkawy, przytem drażniący i szczypiący za język. Przed i po napiciu się, kumys ma nie dla każdego przyjemny zapach i smak, co częścią pochodzi od odymionego wora; ale można łatwo do niego przywyknąć, uwłaszcza jeśli po raz pierwszy wypijemy go w znacznéj ilości i doznając gwałtownego pragnienia. Po użyciu mocnego ruchu jest on bardzo przyjemny (.*) „Wiadomości służące do poznania państu-a Rosfyjśkiego, % T. VII, Petersburg, 1845 rok. ’ i pokrzepiający, a skoro się przyzwyczai do właściwego mu zapachu i smaku, przenosi się go. nad wszelki inny trunek. Jest on przytém orzeźwiający i uśmierza nawet głód, nie będąc nasycającym, gdyż nie odbiera apetytu. Można wprawdzie czas niejaki obejść się przy nim bez jedzenia, ale także można jeść przy nim tyleż co bez niego. Ma on téż tę osobliwą własność, że nigdy nie odyma, i jakkolwiekbyśmy wiele go pili, czujemy się zawsze być lekkiemi i rzeźwemi. Upajająca własność kumysu jest różną, wedle sposobu jego przygotowania. Im mniéj napój ten jest kwaśnym, im więcéj się pieni, tem większa w nim fermentacya. spirytusowa; ale ta upajająca własność jest w małym stopniu, i działanie to przechodzi prędko, nie będąc przykrem i odurzającem. Ci, którzy napój ten opisują jako mocno upajający, biorą go zapewne za jedno z wódką przygotowywaną przez Kałmuków z kumysu i innych ingredyencyj. Chorym nawet i dzieciom napój ten nie jest szkodliwy. Człowiek koczujący, pośród właściwego mu sposobu życia, zaledwo mógłby obejść się bez kumysu. Jest on napojem wszystkich bez wyjątku, począwszy od dziecka przy piersiach do podeszłego w latach, posiłkiem starców i chorych. Osiadłe koczujące gromady, w braku kobylego mleka, przygotowują swój Ajran, ukwaszone i wybite krowie mleko rozpuszczone wodą; ale on daleko ustępuje w dobroci pierwszemu, i tylko z przywyknienia można pić ten biały, kwaskowaty napój. Zimą, a także latem w podróży, zastępuje go inny jeszcze napój, robiony z mocno solonego sera, zwykle owczego, rozpuszczonego w gorącéj wodzie, z dodaniem nieco mąki. Skutki, jakie po użyciu dobrze przyrządzonego kumysu, po ośmiu dniach już się okazują, zależą na dobrém wykarmieniu ciała, wzroście sił i ogólnéj rzeźwości: lżéj się oddycha, głos jest swobodniejszy, cera.twarzy staje się świeższą. Jeżeli się dają widzieć zimą koczujące plemiona z wychudłemi policzkami, wpadlemi oczyma i wynędznioną powierzchownością, to wiosną zaledwo ich poznać można, tak zdrowo i czerstwo wyglądają. Wątpić należy, czy inny jakikolwiek pokarm po bardzo wstrzemięźliwem życiu koczujących plemion podczas zimy, mógłby być tak zbawiennym wyniszczonemu ciału, jak kumys. Szczególnie zdaje się on dobroczynny wpływ wywierać na choroby piersiowe. To pewna, że u Kirgizów wyniszczenie ciała i suchoty są bardzo rzadkie, równie jak zapalenie płuc, dychawica i woda w piersiach w podeszłym wieku. Bardzo rzadko także zdarzają się u Kirgizów przykłady suchot płucnych“.
Prawdziwie narodowe tatarskie zwyczaje nie istnieją już w Kazaniu. Lud ten także wiele przejął od cywilizacji europejskiéj. Baron v.
(*) Studia, t. I, str. 474 i nast.
Haxthausen, który w kilkanaście lat po Humboldfcie odwiedzał dwóch dostatnich tatarskich kupców w Kazaniu (*), znalazł pokoje umeblowane całkiem po europejsku. Sofa zamiast dywanu, krzesła, stoły, szafy za szkłem z bardzo piękną chińską porcelaną, dwa zwierciadła na ścianach; wszystko dość gustowne, powiada Haxthausen, jak u nas było przed dwudziestą lub trzydziestą laty. Piękna waza z perskiej porcelany, bardzo szczególnego kształtu, stała na bocznym stoliku. W szafie za szkłem stała marmurowa czasza z wyjątkami z Koranu. Jeden 1 członków familii, który odbywał pielgrzymkę do Mekki, przywiózł ją ztamtąd z sobą, i dlatego zdawała się być w szczególnem poszanowaniu. Przed oknami stały wazony z kwitnącemi pomarańczami, figami, palmami i drobnemi kwiatami. Na ścianie wisiała perska szabla (szaszka) i puginał, w pochwach pociągniętych skórą, jaką tylko Bucharowie przygotowywać umieją. Na stole leżał kalendarz w kształcie zodyaku, Koran w języku arabskim, drugi w tłumaczeniu tatarśkiém i kilka talarskich książek do modlitwy. Część posadzki pokrytą była ciemnym, bardzo pięknym perskim dywanem, naprzeciw drzwi zaś, na białej ścianie, wielkiemi czarnemi literami wypisany był wiersz z Koranu. Drzwi wybite były zielonym safianem, na którym z czerwonego safianu obitego mosiężnemi szpilkami wyobrażone były różne figury.
Pozwolono gościowi zajrzeć i do przyległego pokoju. Tu znajdowała się wzdłuż całej ściany pod oknami na sześć stóp szeroka ławka, służąca za wspólne miejsce spoczynku dla całéj rodziny. Poduszki, kołdry, materace, zwierzchnie pierzyny były nakładzione w jednym kącie aż pod sufit. Tatarowie lubią bardzo miękkie posłania, i nakrywają się pierzynami, jak mieszkańcy północnych Niemiec. Wewnętrzne urządzenie domu nie mogło być dokładnie obejrzaném, gdyż tam znajdowały się kobiety, których widzićć nie wolno. Z ciekawością przebiegały one nieraz zasłonione mimo otwartych drzwi, ale nie przystępowały bliżéj.
Ubiór tutejszych bogatszych Tatarów składa się z okrągłéj, ściśle do ogolonéj czaszki przystającéj mycki (kolabusz), która zwykle piękną, często b’ogato złotem jest wyszywaną; z szerokich białych bawełnianych majtek (slan), wchodzących w kolorowe safianowe buty bez podeszew, na które kładą się pantofle z nizkiemi obcasami (baszmaki) ze zwyczajnéj skóry, czyli kalosze, które nawet w pokoju rzadko się zdejmują, tak, że owe buty raczéj za pończochy uważać należy. Koszula (Kulmank)
bywa zwykle płócienną, nie pokrywającą szyi. Na nią wkłada sif pewien rodzaj surduta czyli kaftana (Arszaluk), najczęściéj zjedwabnśj materyi w pasy, z przodu pętlicami zapinany, sięgający aż do kolan i pasem (Kuszak) przepasany; na tém jest jeszcze otwarty z przodu, długi, z szerokiemi połami surdut, jak nasze szlafroki, który rzadko czarny, jak u polskich żydów, ale najczęściéj jest światłego koloru. Taki jest ubiór bogatszy tatarski ch kupców. Tatarscy chłopi, woźnice i rzemieślnicy noszą na prostéj bez żaduych ozdób, mycce, kończasty biały bez brzegów kapelusz pilśniany, i zamiast szerokiego otwartego surduta długą, około szyi i ramion kolorowerni nićmi wyszywaną koszulę; daléj, błękitne zwykle płócienne majtki; nogi zaś okręcają szmatami, na które kładą pilśniane trzewiki. W dni uroczyste tylko noszą turban, tym sposobem, że około wysokiego kończastego kapelusza okręcają cienką, białą wełnianą lub bawełnianą chustkę, tak, że tylko wierzch kapelusza widać.
Kazańscy Tatarowie, co do budowy ciała i zdolności umysłowych należą do szlachetniejszych ludów. Twarz ich jest owalną, oczy czarne i żywe, nos zwykle orli, usta małe. zęby białe, cera, jak plemienia Kaukazkiego, biała i rumiana. Zwykle są średniéj urody, wysmukli, rzadko otyli. Wszystkie ich ruchy są zręczne, przyzwoite, często szlachetne Kobiety ich są małego wzrostu i często różem oszpecone.
Tatarowie mają niepospolite zdolności umysłowe, ale islamizm do pewnego tylko stopnia dozwala im się kształcić. Szkoły ich są dobrze urządzone, prawie wszyscy umieją czytać, pisać i rachować na ruskich szczotach, mają pewien rodzaj literatury (*), i z gorliwością zgłębiają Koran. Znajduje się także kilka szkół wyższych, gdzie wykładają języki arabski i perski. Mołły ich odbywają nauki szczególnie w Gargali, dwie mile odOrenburga, gdzie jest sławna tatarska szkoła. Wiele z nich także udaje się do Buckary, gdzie, wedle ich twierdzenia, ma się znajdować siedlisko wielkiéj uczoności. Z Bucharą mają oni szczególnie liczne związki (**), jużto handlowe, już religijne. Te ostatuie rząd rossyjski starał się przeciąć, ustanawiając środkowy punkt inahometańskiéj duchownéj władzy w Ufie, przez ustanowienie Muftego, któremu powie-
Tatarski język ma takie sarno na Wschodzie znaczenie, jak francuzki nu Zachodzie. Na wschód, od Persyi a ż do Chin, na zachód, we wszystkich tureckich krajach, nawet w Tunisie, można się za jego pośrednictwem rozmówić. Wędrowni ormiańscy poeci, improwizatorowie, którzy w Persyi i Małéj Azyi w długich poo“utach opiewają czyny bohaterów, wyrażiją się wszyscy w tatarskim języku.
Często można widzieć w Kazaniu bucharskich kupców. Kupują oni tam chętnie tatarskie kobiety, szczególnie dziewczynki od 12 do 13 lat.
Podróże Humboldta. Od. XI, 1.1, 9
rzon% została duchowna juryzdykcya nad wszystkiemi Mahometanami w państwie.
Tatarowie posiadają dużo przymiotów; są oni spokojni, honorowi, uprzejmi, pełni ufności, porządni, czyści. Przeciwko Piossyanom tleje jeszcze dawna nienawiść i wielkie niedowierzanie, ale rządowi są oddani i posłuszni. Z cudzoziemcami, szczególnie niemcami, są otwarci, szczerzy i uprzejmi, w kole rodzinném pełni przywiązania, i dają bardzo staranne wychowanie swym dzieciom. Postępowanie ich w ogólności jest moralne. Mołły wywierają w tym względzie ścisły nadzór, który tak dalece się rozciąga, że przy powszechnie znanych przestępstwach, odmawiają honorowego pogrzebu: kara, któréj Tatarowie niezmiernie się lękają.
W tatarskich wsiach rzadko się zdarza, żeby mężczyzna miał więcéj jak jedną żonę. W miastach, szczególnie pomiędzy bogatszemi trafia się to często; ale rzecz bardzo rzadka, żeby kto miał więcéj nad dwie żony. Kobiety bywają kupowane; płaci się za nich kalim, który nawet u wieśniaków dochodzi często do 500 rub. ass. Jeżeli mąż daje odprawę swéj żonie z przyczyny cudzołóztwa, kalim musi mu być wróconym. Ale jeżeli nie może zarzucić lub dowieść cudzołóztwa, nie otrzymuje go napowrót.
Tatarowie na wsi są bardzo pracowitemi włościanami i wybornemi pszczolarzami. Są oni osobiście prawie wszyscy wolni. Znajdują się tylko pomiędzy nimi niektórzy Murzowie, tojest pochodzący z krajowych książąt, którym Car Iwan Wasilewicz podarował wioski. Mieszkańcy tych wiosek są poddanemi, ale poddaństwo to, według przyjętego zwyczaju, jest bardzo ograniczone i łagodne.
Pożywieniem ich przedewszystkiem jest mięso. Mięsa świniego unikają, gdyż Koran go zabrania; końskie uważa się u pospolitych Tatarów za wielki przysmak; miód i mleko bardzo lubią i robią dobry miód sycony. Przedniejsi piją bardzo wiele herbaty, a ponieważ w ręku ich znajduje się po większéj części handel herbatą, można pić u nich naj wyborniejsze gatunki.
O właściwém znaczeniu wyrazu Tatar, Humboldt czyni następne uwagi (*): W państwie Rossyjskiém nazwanie Tatarów odnosi się zwykle do plemienia tureckiego, w którém nie ma żadnych rysów twarzy mongolskiego plemienia. Tatarowie krymscy, gubernii Kazańskiéj i Tobolskiéj należą do tak nazwanego kaukazkiego plemienia. Tatarowie są Turkami, nazwisko zaś Tatarów początkowe nadawane było przez azya-
(*) Bose, wiadomość historyczna i t. d. t. I, str. 103. tyckich pisarzy Mongołom. Fałszywe zastosowanie wyrazu Tatar, który oznacza Mongoła (Moho, Mongu), do pięknego tureckiego plemienia, spowodowane zostało mongolskiemi zaborami. Chanowie, którzy po rozpadnięciu się państwa Dżyngischanidów, panowali w Kazaniu, Astrachanie i Krymie, zwali się Tatarami; poddani ich i wojska były po większéj części tureckie. Sami oni wkrótce przejęli język turecki, i tym sposobem powstał zwyczaj nazywania od panującej familii Tatarami, zostających pod ich władzą Turków. Jeżeli u nas tak często mowa jest o tatarskich rysach twarzy i pod tem rozumiemy pewne ukośne położenie oczu i wystające kości policzkowe, wyrażenie to daje się usprawiedliwić przez dawną tożsamość Mongołów i Tatarów; ale Tatarowie państwa Rossyjskiego mają, jako Turcy, rysy twarzy kaukazkie, podobnie jak plemiona indo-germańskiego pochodzenia i w powyższém znaczeniu wyrazu: Tatarowie Kazania i Tobolska bynajmniéj nie wyglądają po tatarsku, tojest, nie podobni są do plemion mongolskich, Kałmuków, Zungąrów, Torgutów i Buriatów.
Dziewiątego czerwca Humboldt i jego towarzysze ruszyli w dalszą podróż. Z balkonu tylnéj części domu, gdzie mieszkali, rzucili jeszcze przy odjezdném spojrzenie na leżące w pobliżu ogrody i miasto, które ztąd można było widzićć w całéj obszerności, i pożegnali się z professorem Sojmonow, oraz innemi przyjaciółmi, którzy ich rankiem jeszcze przyszli odwiedzić.
Najbliższym celem ich podróży było miasto Perm, oddalone od Kazania na 574 wiorsty. Droga na pierwszych stacyach od Kazania nie jest nieprzyjemną i prowadzi w znacznéj części przez piękny las topoli, dębów i lip; ale jest nadzwyczaj piasczystą. Pod Arskiem, drugiéj stacyi od Kazania, wjechano na tęgi, żyzny gliniasty grunt, który się ciągnął przez cały dzień drogi, i po którym Tatarowie, mieszkający w sąsiednich wsiach, wieźli podróżnych ze zwykłą szybkością.
Na téj drodze ujrzeli po raz pierwszy transport wygnańców wiedzionych na Syberyę. Składał się on z zamężnych kobićt i dziewcząt, od 60 do 80 osób. Szły one wolno, a więc nie były skazane za ciężkie przestępstwa; więksi przestępcy, jakich późniéj podróżni jeszcze spotykali, szli po obu stronach długiego powroza, do którego przywiązani byli za jedną rękę. Każdy taki transport był eskortowany przez Baszkirów, którzy jechali konno uzbrojeni w lance, strzały i łuki, i którzy ze swemi spiczastemi czapkami, kudłatemi burkami i właściwemi im rysami twarzy, podobnemi do kałmuckich, dostatecznie znajomi są z wizerunków i opisów. Przy wszystkich stacyach, prawie co 30 wiorst, znajdują się na téj drodze, głównym trakcie do Syberyi, drewniane, otoczone ostrokołem domy, w których zesłańcy, jak ich nazywają w Rossyi, przepędzają noce i co czwarty dzień mają odpoczynek. Częste spotykanie się z niemi nie powiększa bynajmniéj przyjemności podróży do Syberyi; obchodzenie się zresztą z transportowanemi, jak o tém professor Rose naocznie mógł się przekonać, nie jest złe; stacye nawet nie są daleko od siebie oddalone, ale droga, przez swą nadzwyczajną długość, jest bardzo uciążliwą.
Jeden angielski podróżnik, Ch. H. Cottrell (*), który w roku 1840 zwiedzał Syberyę, i towarzyszył od Moskwy transportowi ośmdziesięciu wygnańców, podaje następne opisanie: Skoro wszystko do wyjścia konwoju zostanie przygotowane i towarzystwo posili się dostateczną ilością chleba, zupy i kwasu, odbiera rozkaz do wyjścia przy biciu w bęben, pod zasłoną żołnierzy i oficera, zmieniającego się codziennie. Po wystąpieniu z więzienia, gromada skazanych znacznie się powiększa przyłączeniem się ich rodzin, którym zawsze wolno jest towarzyszyć swym krewnym, i ci, co mają środki po temu, zamiast iść pieszo, mogą małym kosztem najmować powózki, tworząc tym sposobem tak nazwany „aboz.„ Łańcuchy u największych przestępców nie ważą nigdy więcéj nad jeden funt. Kładą je na ręce lub nogi, według woli więźniów, którzy parami bywają skuci; wolą oni zwykle mićć ręce i ramiona wolne. Pochód wygnańców pierwszego dnia nie trwa dłużéj nad cztery godziny, ale zmienia się potém, według odległości wsi, w których nocują; nie przechodzi jednak nigdy sześciu lub siedmiu godzin. Ponieważ my tę samą drogę, którą oni zwykle przebywają, aż do najdalszych stron odbywaliśmy, możemy przyświadczyć, że im daléj postępują, tém stanowiska ich stają się wygodniejsze. W każdéj wsi znajduje się wyłącznie dla więźniów przeznaczony dom, który najczęściéj najlepszy bywa w całéj okolicy. Otrzymują codziennie pewną małą kwotę na swoje utrzymanie, z któréj robią sobie zapas, równie jak z miłosiernych darów, jakie ciągle otrzymują od mieszkańców tych miejsc, przez które droga przechodzi. Kupcy i bogatsi przemysłowcy ofiarują na ten cel rocznie znaczne summy, i w Syberyi, wygnańcy, czyli jak ich zwykle po drodze nazywają „Nieszczęśliwi“ (Nesczastnyje ludi), utrzymywani są częstokroć całkiem kosztem dobroczynnych krajowców. Jesteśmy mocno przekonani, powiada Cottrell, że ci, którzy się dobrze prowadzą, podczas drogi
(*) Syberya, pod względem jej własności przyrodzonych, jej spoleczeńskich i politycznych stosunków, oraz uważana juko miejsce wygnania; tłum. na nicm. przez Lindan. U części, Drezno i Lipsk 1846.
rzadko doznają złego obchodzenia się; ale ponieważ oficer, który ma nad nimi dozór, tylko przez jeden dzień drogi im towarzyszy, może się. łatwo zdarzyć, że przy częstéj zmianie nadzorców, popadną kiedy w ręce pozbawionego uczuć tyrana.
Było już późno wieczorem, kiedy nasi podróżni przybyli do powiatowego miasteczka Małmysza. Pocztmajster, w którego mieszkaniu się zatrzymali, żeby się napić herbaty, zwrócił ich uwagę na mnóstwo kości i zębów mammutów, które częścią w swych pokojach częścią przed domem miał rozłożone, a które znalezione zostały na brzegach Wiatki, w pobliżu któréj leży Małmysz.
Miasteczko Małmysz, równie jak poprzedzająca stacya Janjułowskaja, należą do gubernii Wiatskiéj. Gubernia ta tworzy na drodze wiodącéj do Syberyi, okrytą lasem wyżynę, mającą wysokości do 800 stóp. Na niéj bierze początek wiele rzek, wpadających do Kamy i Wiatki, któremi wyżyna ta jest otoczoną. Obie rzeki mają źródło nie daleko jedna drugiéj, prawie we środku wyżyny i płyną z początku w równoodległym kierunku ku północy; późniéj załamują się w biegu swoim, i Kama o 120 wiorst na południo-wschód od Małmysza przyjmuje w siebie Wiatkę. Rzeki tych okolic są bardzo obfite w rybę, i sterleda Czepcy, bocznego przytoku Wiatki, jest bardzo sławioną w tamtych stronach.
Lasy pokrywające tę wyżynę, składają się szczególnie z jodeł i sosen (Pinus abies i sylvestris), których pnie rzadko odznaczały się grubością, przynajmniéj w blizkości drogi. Białe brzozy śród sosnowego lasu, piękne zielone lipy, pospolicie nie wielkie i krzewisto rosnące, tudzież krzaki dzikich róż, które obok drogi licznym kwiatem były okryte, tworzyły niekiedy nader przyjemne dla oka gruppy; ale kształty ich, pod względem botanicznym, były już dobrze znane, gdyż takie same znajdują się i około Berlina. Las, który-rozpoczął się był tuż za Małmyszem> ciągnął się bez przerwy przez dwa dni drogi, 10 i 11 czerwca. W sąsiedztwie tylko wiosek jest on cokolwiek wytrzebiony i zamieniony na pole uprawne; ale wsie rzadko napotykają się na przestrzeni 20 lub 25 wiorst, gdzie się znajdują stacye. W innych miejscach, jak oko zasięgnąć może, jest on zniszczony przez pożary, które wprawdzie często zdarzają się w lasach sybirskich, ale nigdzie w tak obszernych rozmiarach jak tutaj. Podróżni przebywali niekiedy całe mile, nic widząc po drodze nic innego jak opalone szczątki drzew, co smutny przedstawiało widok. Wprawdzie niekiedy pożary takie robią się naumyślnie jak w Szwecyi, ażeby przygotować pole pod las; ale to zdarza się dość rzadko: najczęściój powstają, z niedbalstwa pasterzy lub podróżujących, którzy rozkładają ogień w lesie dla ogrzania się lub przygotowania jedzenia, później oddalając się zaniedbują go zgasić. Ogień rozszerza się wtedy z nadzwyczajną szybkością i gaśnie zwykle przypadkiem tylko, najczęściój przez silne ulewy. Tym sposobem niszczą się częstokroć ogromne obszary lasu: ale na to nie zważają bynajmniéj, gdyż drzewo nie ma tu żadnej wartości i z czasem odrasta znowu.
Droga idąca przez las jest, jak wszystkie rossyjskie gościńce, bardzo szeroką, i prócz tego, po bokach jéj, na tęż samą prawie szerokość, las wytrzebiony. Tu także wysadzaną bywa podwójnym rzędem brzóz. Pomimo swej srerokości jest przecież wyborną; gdyż wysłana grubym żwirem, który tu pod czerwoną gliniastą powierzchnią wszędzie się znajduje i jest równie dobrym jak łatwym do utrzymania materyałem w nasypywaniu dróg. W Kilmes-Seltinskaja, wsi, w któréj podróżni 10 czerwca popasywali, pokazywano im skamieniałe drzewo, które w pojedynczych kawałach znajdywane bywa w tym z wirze.
Mieszkańcami tych okolic są Wotjacy, lud należący do plemienia fińskiego Permian. Mową właściwę Wotjaków jest dyalekt zmieszany nieco z narzeczem Czeremisów, którzy razem z Mordwinami należą do plemienia Wołgskich Finnów; Czuwasze zaś, Baszkiry i Kirgizy są odroślami wielkiego tureckiego plemienia. Są oni jednakże po większéj części religii chrześciańskiéj i razem z nią przyjęli język i zwyczaje rossyjskie, lubo zatrzymali w znacznéj części swój dawny narodowy ubiór. Kobiety noszą wysokie kapelusze w kształcie ściętego ostrosłupa, robione z kory brzozowéj i obciągnięte błękitném płótnem, a z przodu obwieszane srebrną monetą i czerwonemi frędzlami; dziewczyny noszą nizkie kapturki, przykryte czworokątną białą chustką, zwieszoną z tyłu. W tym wysokim ubiorze głowy, odprawują nawet kobiety swe roboty na polu.
Ostatnią przez Wotjaków zamieszkaną wsią, przez którą przejeżdżano 11 czerwca przed południem, była Debeskaja. Jest ona również ostatnią w gubernii Wiatskiéj; gdyż następna wieś Klenowka należy do gubernii Permskiéj, i jest już znowu zamieszkaną przez Rossyan. W nocy przebyli podróżni pod Ochańskiem Kamę i przybyli rano do Werchniego-Mulińska, należącego do dóbr hrabiego Polier, gdzie przebawili cały dzień (12 czerwca). Werchni-Mulińsk jest wielką wsią. Ma murowany kościół z wieżą ijdzwonnicą i leży 10 wiorst na zachód od gubernskiego miasta Permu, nad małą rzeczką Muli, która nie daleko ztamtąd wpada do Kamy. Podróżni mieli z początku zamiar zwiedzić należące do hrabiego kopalnie miedzi, oraz huty; ale gdy one leżą po tamtéj stronic Kamy, dość odlegle od Werchniego Mulińska, zabrałoby to im dużo czasu. Ruda miedziana, która się ztamtąd dobywa, zowie się piaskową rudą. Składa się ona z cienkoziarnistego, niekiedy z gruboziarnistego piaskowca, zawierającego w sobie napływowe kawałki wielkości laskowego orzecha, składającego się z kwarcu, krzemionki i jaspisu. Ten wapnisty piaskowiec jest po większéj części kruchy, i wystawiony na powietrze, rozpada się na drobne kawałki. Miedziana ruda, którą on w sobie zawiera, składa się po większéj części z ziemnego malachitu i miedzianego lazuru, który w piaskowcu cząstkami znajduje się i wygląda niekiedy tylko jakby jego zafarbowanie; ale miedziany lazur znajduje się także w drobnych ziarnach i kulkach.
Szczątki roślin znajdują się często w tym piaskowcu, niekiedy także szczątki ryb. Pierwsze składają się najczęściéj z więcéj lub mniéj wielkich kawałów pniów i gałęzi, i zamienione są zwykle na ciemnego koloru krzemień, w którym jednakże wyraźnie dają się widzieć słoje drzewne. Znajdują się tam także kawałki drzewiastych porostów, które, albo są samemi kamienistemi ziarnami piaskowca, albo ukazują jeszcze na sobie ślady zwęglonéj kory. Kruszec miedziany nagromadza się najczęściéj około takich sztuk i mniéj lub więcéj napełnia ich wnętrze. Z ryb otrzymali nasi podróżni w Werchnim Mulińsku dwa piękne egzemplarze, w których wprawdzie nie było już głów i płetw, ale mięso ich z łuską bardzo dobrze zachowane było. Inny mniejszy egzemplarz, z głową i tylnemi płetwami, znajdywał się już w Berlińskim zbiorze.
Ruda nie jest wprawdzie bogatą, ale łatwo daje się rozpuszczać, i daje zwykle l’/s do 3 procentów czystéj miedzi. Kopalnie w tym piaskowcu są bardzo dawne; gdyż nim Rossyanie w trzydziestym i czterdziestym roku przeszłego stulecia je rozpoczęli, były już one rozkopywane w dawniejszych czasach, przynajmniéj w połuduiowéj stronie, i dawne kupy, oraz rozkopane szyby na brzegach Sakmary i Djomy, dały powód nieraz do odkrycia nowych teraz rozkopywanych szyb. Ślady takowych dawniejszych kopalni znajdują się nietylko na wschodniéj stronie Uralu, ale w całym Ałtaju i stepach Kirgizkich. W Rossyi przypisują te rozległe roboty górnicze Czudom i dlatego nazywają je Czudskiemi kopalniami. Z Werchniego Mulińska odbywali nasi podróżni dalszą podróż razem z hrabią Polier. Wyjechali ztamtąd rano, 13 czerwca i przybyli wcześnie jeszcze tegoż samego dnia do Permu, leżącego na lewym brzegu Kamy. W nowszych zaledwo czasach Perm podniesionym został do rzędu gubernskiego miasta; do roku 1780 był on tylko małoznaczącćui miasteczkiem (słoboda). Teraz miasto to jest dość znacznéj (obszerności i prowadzi wielki handel, gdyż wszystkie, idące w dół Kamy statki zatrzymują się pod niém. Ma proste i szerokie ulice, wielki rynek, liczne kościoły i wkoło otoczone jest piękną aleją z brzóz. Domy w niém po większéj części są drewniane, ale wszystkie rządowe budowle są murowane. W roku 1851 liczył Perm 13, 262 mieszkańców. Czasu podróży Huinboldfa był Perm jeszcze siedliskiem najwyższego urzędu górniczego Uralu, który późniéj przeniesionym został do Ekaterynburga.
Podróżni zatrzymali się w Permie tyle tylko czasu, ile Humboldt potrzebował na zrobienie potrzebnych wizyt. Kose i Ehrenberg wstąpili tymczasem na górę, wznoszącą się tuż za miastem, składającą się z szarego piaskowca, i według wszelkiego prawdopodobieństwa należącą do forinacyi miedzianego piaskowca, ale niczém zresztą nie odznaczającą się.
Najbliższym celem podróży było teraz miasto Ekaterynburg, 360 wiorst od Permu oddalony, i już na wschodnim stoku Uralu leżący, do którego niezwłocznie i z wielką niecierpliwością pospieszono. Droga, która od Kazania aż do Permu miała północno-wschodni kierunek, zwróciła się teraz ku południo-wschodowi do Aczyckąja, i ztamtąd już szła w prostym wschodnim kierunku. Ponieważ Perm leży o 15 mil wyżéj na północ od Ekaterynburga, droga z Kazania do téj części Uralu mogłaby go ominąć i tem znacznie być skróconą; ale jest ona wyborną i prowadzi przez okolicę bardzo przyjemną. Z początku idzie przez wiele grzbietów górnych, tejże saméj natury, co ten, na który wstępowano pod Permem. Lasy i łąki zmieniają się kolejno po obu stronach i przedstawiają ciągle nowe widoki. Nieraz jeszcze z wyżyn otwierał się z pomiędzy lasów widok na Perm, którego wieże ukazywały się na krańcu widnokręgu. Las składał się z białych i czerwonych jodeł, z których pierwsze zdaleka już odznaczały się swą ciemną barwą i spiczastym piramidalnym kształtem. Pomiędzy niemi stały brzozy i topole (czarne, białe i drżące, szczególnie ostatnie), jakową pstrą mieszaninę liściastych i iglastych drzew podróżni często spotykali na Uralu i która lasom tych gór nadaje szczególniejszy powab i piękną, podobną do parku powierzchowność. Ale okolica taka ciągnie się tylko przez dwie stacye od Permu; na trzeciéj grunt staje się równiejszym, lasy coraz bardziój rzadzieją i ustępują miejsca uprawnym polom. Piaskowiec także znika i pokryty bywa gęstym wapieniem.
73 —
Po południu przybyli do powiatowego miasta Kunguru, leżącego w przyjemném położeniu na stoku góry przy ujściu Irenu do Siulwy, z którą owa rzeczka przez Czussowaja wpada do Kamy. Miasto to głośne jest z powodu znajdującej się w jego pobliżti jaskini w gipsie, a ponieważ ona tylko cztery wiorsty od miasta jest oddaloną, podróżni nasi postanowili ją zwiedzić. Leży na północo-wschód od Kunguru, na stoku góry, tuż nad prawym brzegiem Irenu. W pobliżu jéj znajduje się wieś, w któréj się zatrzymano; ale gdy w niéj niepodobna było znaleźć przewodnika dla zwiedzenia jaskini, musiano przestać na zewnętrzném jéj obejrzeniu, które zresztą nie miało w sobie nic nadzwyczajnego. Stok góry składa się z czystego gipsu, otaczającego wielkie pokłady wapienia, i w nim na 18 sążni nad powierzchnią wody znajduje się wejście do jaskini, bardzo wązkie i nizkie. Dr. Erdmann, który zwiedzał ją w roku 1816, daje następne jéj opisanie (*):
„Z świecami i długim skręconym sznurem wstąpiliśmy do otworu jaskini. Przednia część, w któréj zapaliliśmy światła, tworzy sklepienie, które u dołu prowadzi do dość ciasnego otworu. Przezeń włazi się bokiem do pierwszego dość obszernego działu, mającego 21 sążni długości. Ponuro wznosi się tutaj szary pułap, a szczątki skały pokrywają ziemię i długie szpary ciągną się po bokach. Następnie, przez długi otwór wchodzi się pod drugie sklepienie, mające ośm sążni długości. Jakby kryształem wyłożony, odbija tu lśniąco śnieżnéj białości pułap blask świateł, i gdzie się obrócisz, widzisz ściany pokryte gęstym szronem w kształcie pięknie ułożonych prążków i liści najczystszego lodu. Nowy otwór prowadzi do trzeciego oddziału, ośmnastu sążni długości. W nim wchodzi się na lewo na wysoki lodowy pagórek, utworzony ze spadającéj z góry kroplami wody, i jak lodniki alpejskie, nie topniejący latem. Zbliża on swój wierzchołek aż do sklepienia i z czasem zapewne złączy się z niém.
Minąwszy go przechodzi się do czwartéj groty, większéj obszerności. Przy wejściu do niéj wznoszą się prostopadle cienkie słupy lodowe od ziemi aż do sklepienia, i zdają się go podpierać; daléj przechodzi się pomiędzy wielkiemi bryłami kamiennemi i okruszynami pokładów po błyszczącéj powierzchni lodowéj, i przybywa się w odległości 50 sążni od owych słupów do podobnegoż rodzaju filarów. Po téj drodze sklepienie podnosi się niekiedy do zuaczuej wysokości i w dwóch miejscach
(») Wiadomości służące ilo poznania państwa Rossyjskiego T. II str. 147. Obszerniejszy opis tej jaskini znajduje się przełożony z rossyj. Kittary, w Ermann’a archiwum dla naukowego poznania Rossyi, VIII itr. 75.
I
Podróie Humboldta. Od. II, t. Ł 10
otwierają się w górze prostopadłe otwory, których końca oko dojrzeć nie może, i które zdają się być utworzone przez spadającą wodę, lubo z wierzchu są zamknięte. Już to węższemi już szerszemi przechodami wije się ścieżka pomiędzy szczątkami skał i bocznemi otworami w rozmaitym kierunku do nowéj groty, któréj poszarpane ściany podobne są do tufu, i na 625 sążni od wejścia, przybywa się do jeziora, które daleko jeszcze rozciąga się pod nizkiém skalném sklepieniem. Ponieważ woda nie pozwalała nam daléj się przedrzeć, wróciliśmy za przewodnictwem sznura, przeciągniętego przez wszystkie kręte przechody, jakie przebyliśmy. Tymczasem, w czasie suchéj pogody, można jeszcze przejść daléj na 120 sążni do drugiego jeziora, nad którém wystawiony krzyż, nie wiadomo przez kogo. Co się tycze kierunku téj jaskini, jest on z początku północno-wschodni, potém północny, daléj wschodni i wreszcie południowo-wschodni. Przejścia i grunt jej jużto podnoszą się już zniżają, zkąd daje się wyjaśnić rozmaita temperatura pojedynczych grot, które już wodę już lód w sobie zawierają. W ogólności jednak zniża się ona powoli coraz głębiéj pod powierzchnię ziemi. Wysokość téż jéj jest bardzo rozmaita: jużto bowiem sklepienie dotyka prawie gruntu i pozostawia tylko otwartą szparę, przez którą zaledwo można się przecisnąć; jużto podnosi się do wysokości 5 — 8 sążni, gdzie się echo rozlega w kilkokrotném odbiciu. Zresztą, oprócz wyżéj opisanych grot, jest jeszcze wiele innych, gdyż wszędzie otwierają się pomiędzy spadłemi odłamami nowe zakąty i przechody boczne, tak, że wyjście z trudnością dałoby się uskutecznić, gdyby nić Arjadny nie przewodniczyła wędrowcom. Nasz przewodnik utrzymywał, że zwiedził więcéj jak sto rozmaitych grot, różnego kształtu i wielkości, które, według niego, ciągną się we trzy główne rzędy“. Skoro Humboldt i jego towarzysze powrócili do Kunguru, ruszyli w nocy w dalszą podróż. Następnego rana, 14 czerwca, przybyli do Aczyckaja, gdzie po odkryciu pojazdów, które z powodu bardzo zimnéj nocy były zasłonięte, ujrzeli przed sobą długi, dość nizki łańcuch gór, który w prostéj prawie linii, z niewielkiemi załamaniami ku północy i południowi, ograniczał widnokrąg od wschodu. Były to przedgórza Uralu. Za wsią Bisserskaja, leżącą 22 ’/a wiorsty za Aczyckaja przybyli do samego łańcucha tych gór. Składają się one z dymno-szarego, marglowatego piaskowca, zapewne bardzo niedawnego pochodzenia. Tworzy on jedne za drugiemi idące rzędy, mające wszystkie kierunek z północy ku południowi, i które po zachodniéj stronie najczęściéj stromo wznoszą się, a na wschoduiéj są pochyło spadziste; dochodzą zaś wysokości mało co mniejszéj od właściwego Uralu na głównéj drodze sybirskiéj. Jeden grzbiet górny, ośm wiorst za Bisserskaja, zwany Majaskaja-Gora, ma wysokości 973 stóp, 297 wyżéj od Bisserskaja; drugi, pół-ósmej wiorsty za Klenowskaja, zwany téż od téj wsi KlenowskajaGora, ma 1094 stóp: ale największą rozciągłość, tak co do wysokości, jak co do szerokości, ma inny wielki grzbiet, zwany Berezowaja-Gora, pomiędzy Kirgiszańskiem a Klenowskaja, mający 1168 stóp wysokości.
Te rozmaite grzbiety górne są pokryte najpiękniejszym lasem, składającym się z tegoż samego gatunku drzew co pod Permem; ale tu naprzemiany z wolnemi miejscami, zarosłemi obfitemi krzewami, które są tak gęste i wysokie, że tam, gdzie raz wzięły górę, żadne drzewa i krzaki nie rosną. Tu znaleźli podróżni obok Trollius europaeus i Dracocephalum nutans, piękny Orobus lathyroides w pełném rozkwitnieniu i Lilium Martagon z pęczniejącemi pączkami. Śród lasów znaczne przestrzenie usłane były przepyszném kwieciem rozmaitych Gypripediae. Wielkie dzwonkowate kwiaty Cypripedium calceolus, guttatum i Macrantlius, tworzyły częstokroć naprzemian żółte, błękitne i czerwone kobierce dziwnéj piękności. Tak prędko nastąpiło tu przejście z zimy do lata! Newę opuścili byli podróżni jeszcze pokrytą lodem, a na Uralu we trzy tygodnie późniéj znaleźli już wszystkie krzewy w pełném rozwiciu! Po zimnéj nocy nastąpił jasny, ciepły dzień i powiększył wrażenie, jakiego doznali przy pierwszém wstąpieniu do Uralu. Byłato niedziela; w Klenowskaja obchodzono Zielone Świątki: wszyscy mieszkańcy byli przed swemi domami, weseli z uroczystości i pięknéj pogody.
W Grobowskoje, trzeciej stacyi od Bisserskaja, do któréj przybyli śród nocy, wapień zastąpił miejsce piaskowca. Za nadejściem rana podróżni przebyli Czussowaję: jestto rzeka bardzo ważna dla téj części Uralu, gdyż niedaleko już od swego źródła, przynajmniéj na wiosnę, podczas wezbrania wody, jest żeglowną i służy do transportowania rozmaitych płodów Uralu. Wypływa ona o 70 wiorst na południe Bilimbajewska, i płynie ztąd dość długo w północnym kierunku wzdłuż zachodniéj strony Uralu; potém na szerokości prawie Permu zwraca się kuzachodowi, i o 12 wiorst na północ Permu wpada do Ramy.
Regularna żegluga po Czussowai sięga jeszcze czasów Piotra Wielkiego ( ), kiedy Tulski kupiec Demidow zaczął szukać kruszców na Uralu, oraz zakładać huty i spławiać ich produkta; rozciąga się ona od
76 —
huty Redwińskiéj, leżącéj 20 wiorst powyżej Bilimbajewska, prawie na 500 wiorst. Teraz po rzece téj pływa rocznie około 600 statków rozmaitéj wielkości i z sześciu milionami pudów ładunku. Ten ostatni składa się po wiekszéj części z wyrobów wszystkich rządowych i prywatnych hut Ekaterynburskiego Uralu; należą tu szczególnie wszelkie gatunki fryszowanego i surowego żelaza i miedzi, następnie artylleryjskie i inne narzędzia, i wreszcie zwierzęce i roślinne płody, jak naprzykład: łój, oléj, lniane i konopne nasiona, pszenica i t. d. Wszystko to wodą bywa transportowane do Wielkiego Nowgorodu, a ztamtąd rozsyłane po całéj Rossyi.
Jak wszystkie górne rzeki, w wyższéj swój części jest ona płytką, wązką i bystrą; w środku swego biegu również szybką, krętą, pełną skał i mielizn, otoczoną téż wysokiemi skałami; w dolnej zaś części, przyjęciem w siebie wielu znacznych strumieni, dość szeroką, powolnego biegu i pełną zmieniających położenie, częścią wystających nad wodę, częścią podwodnych, piasczystych wysp. Omijanie ich połączono jest z wielą trudnościami i niebezpieczeństwami: skalisty brzeg wznosi się jużto po prawéj, już po lewéj stronie; ale zawsze tylko po jednéj, tak, że przeciw stromego brzegu leży zawsze nizina z łąkami, lasami, szczątkami dawnego łożyska lub błotami. Na skalistych miejscach dają się widzićć ogromne massy ciemnego wapienia, którego pokłady jużto pochyłe, już prostopadłe, już różnie są powyginane. Pojedyncze skały, które przy zakrętach rzeki wystają z brzegu, stoją naprzeciw prądu i dzielą go na dwie połowy, są najniebezpieczniejsze dla żeglarzy, gdyż woda, skutkiem nabytéj pierwéj szybkości, nie wpada odrazu w zakręt łożyska, ale niekiedy w poprzednim swym kierunku, tojest, prosto ku skałom pędzi, i statek z sobą porywa. W takich miejscach sztuka sternika zależy na tém, ażeby albo wcześnie prąd od strony zakrętu przerznąć, albo, wedle zostających do rozporządzenia sił, znaleźć odpowiednią chwilę, kiedy statek w kierunku owego załamania puścić; ale skoro statek zanadto wcześnie będzie zwrócony, zostanie wyrzucony na brzeg przeciwległy skale, który zawsze jest płytki; jeżeli zaś zapóźno, ulegnie rozbiciu o skałę. Skały naturalnie tém są niebezpieczniejsze, im wiatr jest silniejszy: w węższych dolinach powstaje on częstokroć nagle, i pędzi statek jużto ku skałom, już ku przeciwległym ławom piasku. Dla zmniejszenia więc niebezpieczeństwa, każdy właściciel statku, żeglujący po Czussowai, musi mićć, z rozkazu Rządu, tak zwane zapławne. Składają się one z czterech lub pięciu belek, związanych powrozem i puszczonych przodem statku. Zmniejszają one przynajmniej siłę uderzenia, zapobiegając, żeby sam statek nie uderzył się o skałę. Ale często się zdarza, że podstępni sternicy, w skutku potajemnej umowy z nadbrzeżnemi mieszkańcami, przynajmniej jeden statek swojego transportu umyślnie narażają na rozbicie.
Wkrótce po przebyciu przez podróżnych rzeki Czussowai, przybyli do stacyi o kilka wiorst z tamtéj oddalonej, a razem zakładu hutniczego Bilimbajewska, pierwszego, który na drodze swój napotkali. Huta żelazna leży przy małém strumieniu Bilimbajewska, wpadającym do Czussowai i tworzącym tu wodozbiór, dla trzymania w rezerwie wody, potrzebnej na miechy piecowe. Podobne wodozbiory widzieli później przy wszystkich hutach żelaznych Uralu: wszędzie starano się przez zatrzymanie małych strumieni mićć dostateczną ilość wody do fabryki. Siedm wiorst od Bilimbajewska leży druga żelazna huta Szajtańsk nad Szajtanką, małym strumieniem, który również wpada z prawéj strony do Czussowai. Trzy wiorsty daléj przebywa się pod wsią Talica przez trzeci mały przytok Czussowai: i jestto ostatni strumień na téj drodze, wpadający do rzek europejskich. Droga podnosi się nieznacznie przez jakie sześć wiorst, dopóki się nie przybędzie na wierzch szerokiego grzbietu górnego, zwanego Berezowaja-Gora, jak ta, która leży między Klenowskaja i Kirgiszańskaja. Tworzy ona na téj drodze najwyższą wyniosłość, dosięga jednakże tylko bardzo umiarkowanej wysokości 1271 stóp, a więc mało co większéj od wyżej wspomnionéj podobnego nazwania góry. Ale niedaleko ztamtąd ku południowi, w tymże samym rzędzie, leży inna góra, Wołszaja-Gora zwana, która ma przenosić o 1000 stóp góry po drodze do Ekaterynburga leżące. Z Berezowéj góry spuszcza się droga równie nieznacznie, i 15 wiorst od Szajtańska, przebywa się pod wsią Nowaja-Klepejewskaja małą rzeczkę, zwaną Małaja-Piaszeta, wpadającą do Issetu, a przez nią łączącą się z Tobołem, Irtyszem i Obem, należącą już więc do rzek azyatyckich. Ma ona pod wsią południowy kierunek, zwraca się potém ku wschodowi, i przyjmuje wtedy północno-wschodni kierunek, tak, że pod wsią Riaszety, ostatnią stacyą przed Ekaterynburgiem, 23 wiorsty od tego miasta, droga po raz drugi przez nią prowadzi.
Berezowaja-Gora leży więc na łańcuchu gór, który tu także tworzy rozdział wód; to jednakże ma miejsce na téj tylko drodze, gdyż kilka wiorst na południe od Wołszoj-Gory, łańcuch ten przerżniętym jest przez Czussowaję, wypływającą ze wschodniéj jego strony i wzdłuż niéj tak daleko płynącéj, że się zbliża na cztery wiorsty do małéj Riaszety; ale późniéj zmienia kierunek, w północno-zachodnim kierunku przecina łańcuch gór, i ledwo za Bilimbajewskiem przedłuża swój poprzedni północny kierunek. Znaczny rzęd gór, rozdzielający Czussowaję od małéj Riaszety, zajmuje tak mało przestrzeni, że projektowano połączyć obie te rzeki kanałem, który nie byłby dłuższym nad cztery wiorsty, a połączyłby tym sposobem morze Lodowate z Kaspijskiém. Oddalenie tych dwóch systematów wód jest tém mniejsze, że cokolwiek na wschód od projektowanego kanału leży jeszcze wiele małych jezior, łączących się z Czussowają, a leżących daleko b’iżéj od małéj Riaszety. Najwyższy więc łańcuch gór nie robi tu zupełnego rozdziału wód: zjawisko, które się daje często postrzegać i w reszcie Uralu.
Droga zniża się ciągle aż poza Riaszety. Za błotnistą niziną, pokrytą bryłami granitu rozmaitego gatunku, wznosi się znowu powoli grzbiet górny, nie dosięgając jednakże wysokości Berezowoj-Gory. Na samym jego wierzchu widać sterczące strome i nagie skały. Granit tych skał był na powierzchni tak zwietrzały i spróchniały, że niepodobna było młotem odbić całego kawała. Wystające skały miały wkoło siebie pełno grubego żwiru z rozkruszonego granitu, a drobniejszy piasek pokrywał cały zachodni i wschodni stok góry. Z tym piaskiem ustaje także obfita roślinność poprzednich lasów, i jednostajny sosnowy las zastępuje ich miejsce, kończąc się aż o kilka wiorst od EkaterynburgaTu wyjeżdża się z lasu i daje się widzićć obszerna równina, poza którą wznoszą się znowu niewielkie góry, w środku których, około 400 stóp nad powierzchnią morza, leży Ekaterynburg, przedstawiający sweini licznemi białemi wieżami i wielkiemi murowanemi gmachami wspaniały widok, i bardzo korzystnie uprzedza na korzyść głównego zarządu górnictwa Uralskiego.
Z Riaszety, gdzie przyjechano popołudniu, Humboldt wyjechał przodem, ażeby nie przybyć bardzo późno do Ekaterynburga. Ehrenberg i Rose powoli za nim zdążali, ażeby się lepiéj przypatrzćć różnym odmianom granitu po drodze. Kiedy wieczorem przybyli do miasta, znaleźli w bramie miejskiéj kozaka, który na nich czekał, i zaprowadził do wyznaczonéj dla nich kwatery. Znajdowała się ona na przeciwległym końcu miasta, tak, że musieli jechać przez większą część jego, i tym sposobem mogli nabyć wyobrażenia o jego obszerności. Ulice są szerokie i proste, a drewniane domy najczęściéj jedno-piętrowe; jednakże pomiędzy niemi wznoszą się wielkie, białe, murowane domy, zwykle dość ozdobnéj architektury, będące albo gmachami rządowemi i przeznaczonymi na mieszkania górniczych urzędników, albo należą do bogatszych właścicieli miejscowych. Ponieważ Humboldfa spodziewano się z liczną świtą, wybrano tę okolicę miasta, gdzie wiele murowanych domów stało w niewielkiej od siebie odległości, czego nie można było znaleźć w środku miasta. Humboldt wybrał jeden z tych domów dla siebie, oraz dla Ehrenberg’a i Rose; pan Menżenin zajął drugi, a trzeci hrabia Polier z towarzyszącym mu orszakiem. Dom zajęty przez Humboldfa należał do rossyjskiego kupca, który jak wszyscy téj klassy Rossyanie, miał na sobie długą błękitną kapotę podpasaną pasem i długą brodę; odstąpił on swoim gościom najlepsze pokoje na drugiém piętrze, powleczone gipsem i mające wokoło gzemsu piękną sztukaturę z gipsu, oraz gustownie umeblowane.
Tu mieszkali nasi podróżni cały czas swojego pobytu w Ekaterynburgu. Nieszczęściem, rozmowa z ich uprzejmym i nadskakującym gospodarzem mogła być tylko prowadzoną za pośrednictwem ich służącego, który zresztą dobrze posiadał język rossyjski. Ponieważ dotąd mało nocy przepędzali pod dachem, w Ekaterynburgu najpierwéj poznali pewien gatunek prusaków (blatta orientalis), czyli, jak ich w Rossyi nazywają, tarakanów, których potém napotykali we wszystkich domach Syberyi. Chociaż dom, w którym mieszkał Humboldt, należał bez wątpienia do najlepszych w Ekaterynburgu, i nie pozostawiał nic do życzenia pod względem czystości, znajdowały się one i tutaj w znacznéj ilości. „Biegają one, powiada professor Rose, po pokoju z furczącym łoskotem, szczególnie wieczorem, kiedy świece się palą, ale zresztą nikomu nie szkodzą; jednakże przykrą jest rzeczą dla nieprzywykłego widzićć te wielkie szare owady tak swobodnie tu i owdzie krążące.“
Tarakany, ta nieustanna plaga róssyjskich domów, z Chin posunęły się powoli aż do Wołgi ( ). Około 1765 roku ukazały się one nad Donem u Kozaków, którzy powrócili byli właśnie z wojny siedmioletniéj, i tych nowych niespodziewanych i niedogodnych gośęi, rozumiejąc, że ich nieświadomie z sobą z Niemiec przynieśli, nazwali prusakami. Następnie posuwały się one coraz daléj na zachód, i rozszerzyły powoli po Rossyi. Również 1807 roku przybyło nagle, postępując wzdłuż Wołgi, mnóstwo wielkich szczurów do Kazania, które w przeciągu czterech lat wszystkie krajowe szczury i myszy w mieście wyniszczyły; ale same stały się niezmierną plagą, gdyż koty nie mogły im dać rady. One także posuwały się powoli ku zachodowi, i podebno dosięgły już Niżniego-Nowgorodu. Znajdują się one w Persyi, i zdaje się, że przybyły tam od morza Kaspijskiego. Mają sierć brudno-żółtą, z czarnym pasem wzdłuż grzbietu, i o połowę prawie są większe od zwyczajnych szczurów. Także w roku 1819 czy 1820 rozmnożył się nagle w Kazaniu, zapewne przyniesiony z pomarańczowemi drzewami z Astrachanu, pewien gatunek małych mrówek (przez Eversmann’a i Fuchs’a Formica fatalis nazwany), które również sprawiły wielką klęskę.
ROZDZIAŁ III.
Ekatorynburg. — Mennica. — Chemiczne laboratoryum. — Szlifiernią kamieni. — Wycieczki do najbliższyoh okolic Ekaterynburga.
Ekaterynburg jest siedliskiem osobnego zarządu górniczego, który, jak już wspomnieliśmy, za czasów podróży Humboldfa zostawał pod wiedzą Izby Skarbowéj Permskiéj. Ma on nadzór nad należącemi do rządu w samym Ekaterynburgu i około niego fabrykami, szczególnie nad mennicą, szlifiernią kamieni, kopalnią złota w Berezowsku, płókalnią złota w Ekaterynburgu i Berezowsku, oraz nad hutami żelaznemi w Niżnie-Issetsku i Kameńsku. Mennica i szlifiernią kamieni znajdują się w samém mieście, tuż nad Issetem, Berezowsk i NiżnieIssetsk niedaleko niego: pierwszy o 15 wiorst na północo-wschód, drugi około 10 wiorst niżśj, czyli na południe. Kameńsk zaś już w znaczném oddaleniu, 90 wiorst na wschód od Ekaterynburga, w pobliżu Issetu. Na czele górniczego zarządu zostawał wtedy intendent górniczy (Gornoj Naczalnik) Osipow.
W mennicy wybija się tylko miedziana moneta. Potrzebna do tego miedź dostarczaną bywa z należących do rządu miedzianych hut, jakoto: Bogosłowskiéj na Uralu i kilku hut pod Permem; ale oprócz tego bierze się tu jeszcze dziesiąta część z dobywanéj przez prywatnych miedzi, która jako podatek oddaje się do skarbu. Bogosłowsk dostarczał dotąd corocznie 40, 000 pudów, Permskie huty 12, 000 pudów, dziesiąta część miedzi z fabryk prywatnych wynosi 18, 000 pudów, tak, że dotąd wszystkiego do 70, 000 pudów miedzi wybijanych było na monetę; tymczasem ilość surowéj miedzi w ostatnich czasach znacznie się zmniejszyła, i teraz w większéj części zastępuje ją stara miedziana moneta, którą przerabiają dlatego, że wybitą była na nadto nizką stopę.
Miedź dostarczaną bywa z wyżéj wspomnianych rządowych i prywatnych hut w zlewkach siedm werszków (*) długich, werszek szerokich, a ćwierć werszka grubych. Zawiera ona w sobie niekiedy cokolwiek złota i srebra, ale ilość tych metalów tak jest małą, że oddzielenie ich nie pokryłoby kosztów; przeto nie zwracają na nie uwagi. Mennica (**) posiada ośm pieców, w których miedź się rozpuszcza. Przed niemi leżą formy, w półkole czugunem spojone. W te formy roztopiona miedź zlewa się rynnami z pieców i nadaje się im przez to kształt graniastosłupów, około dwudziestu funtów ważących.
Gdy te sztuki mają być przerobione na monetę, kładą je do innego pieca, rozpalają i wałkują pomiędzy dwoma wielkiemi walcami z czugunu, poruszanemi przez wodne koło; trzy razy operacya ta powtarza się po każdorazowém rozpaleniu, czwarty raz zaś na zimno, dopóki zlewki nie nabędą należytéj grubości do wybijania z nich monety. Późniéj przenoszone są do osobnéj izby, gdzie przez horyzontalnie poruszane machiny, z wielkiém zaoszczędzeniem czasu, rzną się na blaszki do sztuk dwukopiejkowych.
Kiedy Erdmann zwiedzał mennicę w roku 1816, było dziesięć takowych machin, ale liczba ich miała być podwojoną. Machiny te składają się z długiego walcowatego żelaznego pręta w poziomém położeniu, mającego na obu końcach po dwa rzezalci (dwa na brzegach zaostrzone stalowe stemple wielkości mającéj się bić monety), które przypadają do dwóch naprzeciwległych dziur w stalowéj plicie. Za pomocą walca z wypukłością, pręty te obracają się w jedną i drugą stronę tak, że rzezaki naprzemian zakrywają i odkrywają otwory plit stalowych. Podczas gdy odkrywają, jeden robotnik wysuwa zlewek stalowy z otworu, tak, że przy powrocie pręta z rzezakami odcinają się dwie sztuki razem. Tym sposobem prosty ten mechanizm przy każdym obrocie machiny dostarcza cztery sztuki miedzianych blaszek.
Odcięte sztuki bywają potém rozpalane i wrzucane do wydrążonego drewnianego walca, opatrzonego wielu otworami, ażeby, gdy ten poruszany siłą wody obraca się na swéj osi, były wytarte i oczyszczone od trzymającego się ich powierzchni niedokwasu. Działanie to trwa zwykle kilka godzin, po upływie których wyjmują się sztuczki miedzi z wal-
(*) Werszek wynosi lJ/4 cala.
(»*) Następujące opisanie bicia miedzianej monety wyjęto z Erdmann’n: Wiadomości sluięco do poznania Rossyi, t. 2, str. 111.
Podróże Humboldta. Od. U, t. I. IX ca i suszą, się w piecu. Po wysuszeniu przechodzą do machin obrzynających. Machiny te składają się z dość wielkich żelaznych kręgów, które w poziomém położeniu obracają się koło swej osi. Po sześciu stronach ich obwodu idzie w górę od nich w ukośnym kierunku sześć żelaznych rynien, na których sześciu chłopców siedząc spuszcza po jednéj ale bardzo szybko mające się oberznąć sztuki. Jak tylko te zsuną się do kręgu, porywane są od będących na obwodzie jego wrębów, przyciskane do naprzeciwległego również wrębami opatrzonego żelaza, i w tym obrocie otrzymują należyte brzegi. To dzieje się tak szybko, że jeden chłopiec w ciągu dwudziestu czterech godzin może wygotować 16 do 17, 000 sztuk. Po oberznięciu liczą się one i ważą. Tysiąc dwieście sztuk (tojest dwadzieścia cztery ruble) zsypane do worka powinny ważyć jeden pud. Nareszcie sztuki te idą pod stempel. Erdmann widział dziesięć takich stemplów razem działających; były one ustawione we dwa rzędy, i przez koła za pomocą długich rzemieni w takt podejmowane i spuszczane. Ale było tam jeszcze dwanaście innych nie będących w działaniu, oraz ośm po za miastem w rezerwie, w razie gdyby w mieście zabrakło wody. Stemple do wybijania monety są również w większéj machinie wyrabiane, późniéj żelazem obijane i hartowane. Jednakże trwają one rzadko więcéj dwóch tygodni, a pękają niekiedy zaraz pierwszego dnia ( ); ale téż robią bardzo prędko, tak, że we dwudziestu czterech godzinach jeden stempel wybija 25, 000 dwukopiejkowych sztuk (tojest 500 rubli). Kiedy wszystko jest w należytym porządku, jedna fabryka, któréj koła obracane są samą wodą, może w jednym roku dostarczyć monety na cztery miliony rubli; jednak rzadko się zdarza, żeby było podostatkiem wody. Robotnicy zmieniają się tu jak po innych fabrykach, co dwanaście godzin, i przy wyjściu z mennicy przetrząsani są przez wartujących żołnierzy, ażeby nie wynieśli z sobą monety.
Cała strata na miedzi, jaka zachodzi przy wybiciu jéj na monetę, wynosi zaledwo 71 zołotników na pud, czyli 1, 19 procentów.
W mennicy znajduje się także laboratoryum, w którern oczyszcza się złoto ( ). Wszystko bowiem złoto, jakie się dobywa na Uralu, czyto w rządowych czy w prywatnych minach, przesyła się do górniczego zarządu w Ekaterynburgu, oczyszcza się w laboratoryum menniczném, opatruje się próbą i posyła się wtedy do górniczego i solnego Departamentu w Petersburgu. Dzieje się to dwa razy na rok, zimą i latem, zwykle w lutym i lipcu; dlatego więc wszystkie rządowe i prywatne górnicze zarządy, w okręgach których złoto dobywane bywa, muszą je w tych miesiącach przesyłać do tutejszego zarządu górniczego. Lecz roztopienie złota każdéj miny dzieje się pojedynczo, ażeby nie dać powodu do sporu pomiędzy właścicielami różnych min. Również płókane i kopalne złoto nietylko pojedynczo, ale odmiennym sposobem bywa oczyszczane; gdyż pierwsze jest czyściejsze, drugie zaś, które po większéj części w kwarcu krusząc się musi być wybijane i płókane, zawiera w sobie wiele żelaza, które w osobnéj machinie musi być oddzielane.
Płókane złoto, bez żadnych przydatków, bywa rozpuszczane w grachitowych tyglach, które według ilości złota mającego się rozpuścić, rozmaitej są wielkości i mogą mieścić w sobie od 10 do 90 funtów. Każdy taki tygiel stawiony bywa na żelaznéj kracie luftowego pieca, których cztery znajduje się w laboratoryum. Pod tym tyglem stawia się jeszcze naczynie z czugunu, wysypane popiołem z kości, ażeby złoto, w razie pęknięcia tygla, mogło do niego spłynąć. Tygiel przykryty ściśle przystającém wiekiem, okładany bywa węglami, które się rozpalają. Skoro tygiel się rozgrzeje, wrzuca się do niego mające się roztopić złoto, przykrywa się wiekiem i cały zasypuje się węglami. Jak tylko węgle przepalą się do tego stopnia, że wierzch tygla z pomiędzy nich się ukaże, zdejmuje się wieko, dość już rozpuszczone złoto miesza się pałeczką z suchego brzozowego drzewa, poczém wieko znowu się nakłada i zasypuje się węglami. Gdy się węgle po drugi raz przepalą, złoto, które już całkiem wtedy płynném się stanie, miesza się po raz drugi, tygiel znowu zasypuje się węglami, i gdy te się przepalą, zdejmuje się z pieca wielkiemi żelaznemi obcęgami, i złoto przelewa się do czugunnéj formy, ogrzanéj pierwéj i woskiem wysmarowanéj. Forma ta ma kształt podłużnego sześcianu, ale u dołu jest cokolwiek węższą niż u wierzchu, ażeby zlewki złota po ostygnięciu mogły być z łatwością z niéj wyjęte.
Przy zlewaniu złota zdejmują się szuflikiem szumowiny czyli nieczystości, zbierające się na powierzchni roztopionego złota. Składają się one po większéj części z piasku i gliny, które pomimo płókania po-
boldt’owi w czasie jego bytności w Ekaterynburgu. Zobacz Roso, hist. wiad. 1.1, str. 134.
84 —
zostały jeszcze zmieszane ze złotem i z pewną ilością niedokwasu żelaza i miedzi, obróciły się w pół zżuzelowaną massę. Ale te szumowiny zawierają jeszcze znaczną ilość złota, i dlatego po wylaniu złota z tygla bywają tak długo zachowane, dopóki cała partya złota, pochodząca z jednéj i téj saméj miny, rozpuszczoną nie będzie, poczém szumowiny całéj téj party i złota bywają oczyszczane.
Jak tylko złoto w czugunnej formie zgęstnieje, przed ostygnięciem jeszcze z niéj się wyrzuca. Otrzymane zlewki złota wkładają się następnie do zimnéj wody, szorują się szczotką z mosiężnego drutu i farbują się. W tym celu są one posypywane proszkiem, składającym się z dwóch części soli kuchennéj, jednej części saletry i jednej części ałunu, i zatrzymującym się na wilgotnej jeszcze powierzchni; poczém kładą się na ognisku, okrywają się żarzącemi węglami i rozgrzewają się do czerwoności; następnie kładą się do wody, w któréj ałun i winian potażu w równych częściach się rozpuszczają. Przez to działanie, złoto, które pierwéj było blado-żółte, otrzymuje swój piękny żółty kolor. Po zafarbowaniu wyciera się znowu szczotkami z miedzianego drutu w zimnéj wodzie, ociera-się ręcznikiem i przed żarzącemi węglami dla zupełnego wysuszenia kładzie się. Po wysuszeniu, każdy zlewek złota bywa ważony, stemplowany i próbą naznaczony.
Kopalne złoto, które nieczystsze jest od płókalnego, a mianowicie, jak wyżéj powiedzieliśmy, zawiera w sobie wiele żelaza, bywa przed roztopieniem oczyszczane w piecach hutniczych. Ognisko tego pieca bywa w tym celu wysypywane mieszaniną z wypalonych kości i wyługowanego, cienko przesianego popiołu. Po zupełnem jego wysuszeniu, kładzie się do pieca pud ołowiu, i gdy ten się roztopi, wrzuca się do niego złoto żelaznemi łyżkami. Każda łyżka złota bywa jak można najlepiej z ołowiem zmieszaną, i nie pierwéj dalsze złoto się wrzuca, nim pierwsze nie rozpuści się całkiem w ołowiu. To się przedłuża dopóki ołów w stanie jest rozpuszczać złoto; jeżeli się pokaże, że za wiele złota włożono, dodaje się więcéj jeszcze ołowiu. Kiedy wszystko złoto wrzucone i rozpuszczone zostanie, nadymają się-miechy, ażeby nadać większy stopień gorącości, dla otrzymania metalu jak inożna najczystszego. Poczém rozpuszczona massa, oblewa się wodą, wyjmuje się, oczyszcza się, rozcina się na drobne kawałki, rozpuszcza się w tyglu i wylewa się w formy powyżéj opisanym sposobem.
Ilość złota, która przy tém działaniu dodaje się do ołowiu, nie jest zawsze jednostajna, ale według mniejszéj lub większéj ilości nieczystości, znajdującéj się w złocie, odmienna. W przecięciu, można przyjąć, że
na trzy części złota potrzebna jest część ołowiu; ale także cztery części złota mogą być oczyszczone jedną częścią ołowiu.
W szlifierni kamieni, leżącéj tuż w blizkości mennicy, nietylko kopalne rzeczy i minerały szlifują się na przedmioty większych rozmiarów, jak np. słupy, wazy i t. p., ale także drogie kamienie na pierścionki, pieczątki i inne drobne przedmioty.
Do drogich kamieni, które się tu szlifują, należy: topaz z Mursinska i Miaska na Uralu, beryl z Mursinska i z Adonczalon pod Nerczynskiem, ametyst i górny kryształ z Mursinska. Topaz z Mursinska odmienny jest od topazu z Miaska swoim kolorem, gdyż pierwszy jest blado-błękitnawy, drugi jasno-wodnisty; beryl Mursinska jest winno-żółty, z Nerczynska zaś częściéj koloru aqua marina. Ametyst z Mursinska jest niekiedy bardzo ciemno fioletowo-błękitny, tak, że nie ustępuje ametystom z Cejlanu; częściéj jednak jest blado-fioletowo-błękitny, lub plamisty i nakrapiauy, miejscami w kolorze fioletowo-błękitnym, miejscami jasno-wodnistym. Kryształ górny z Mursinska jest częścią jasno-wodnisty, częścią gwoździkowo-brunatny i tak nazwany przydymiony topaz. Szlifowane próby ze wszystkich tych drogich kamieni zachowują się w osobnym zbiorze, znajdującym się w szlifierni.
Do obrabianych tutaj kopalnych rzeczy i minerałów należy także wiele gatunków jaspisu, awenturynu, porfiru, diorytu, rodonitu i malachitu. Oprócz szlifowanych kamieni tego gatunku, wystawionych w szlifierni, robią się jeszcze z oniksu i chalcedonu nerczynskiego ryte klejnoty, po większéj części według wzorów starożytnych. Roboty te mają często wielką wartość artystyczną, co tém więcéj zadziwia, że wprawdzie odbywają się przez zręczniejszych pomiędzy zwyczajnemi robotnikami, ale zawsze przez ludzi bez wyższego wykształcenia, co może się wyjaśnić tylko wrodzoną Rossyanom zręcznością i pojętnością. Kamienie drogie, przykitowane do gryfla, bardzo prostym sposobem na metalowych kręgach szlifują się i polerują (*). Jaspisy jednak potrzebują więcéj sztuki w obrabianiu. Obcinają najprzód większe kawałki za pomocą metalowych kręgów, obracających się koło swéj osi i zwilżanych wodą a do których kamień stopniami się przysuwa; szlifują się potém gładkie powierzchnie przez pocieranie ich kamiennemi taflami, lub wyrabiają się okrągłe przedmioty, obracając kamień, jakby na toczydle, koło swéj osi, i tym sposobem je wygładzając. Wyrabianie figur i kwiatów na kamieniach jest trudniejsze i odbywa się tym sposobem, że robotnicy siedząc około ujętego w klamry kamienia, trzymają w rękach małe metalowe walce, oprawione w drzewo i sznurami za po mocą koła w ruch wprawiane. Do tych małych walców, oprócz kopułkowatej oprawy, przytwierdzone są małe metalowe kółka, które razem z walcem około swój osi obracają się i trzymane nad obrabiaj ącém się miejscem, działają jak większe kręgi przy szlifowaniu. Takowy mechanizm służy do obrabiania większéj części figur; ale potrzeba wiele rąk i nie mało czasu, żeby większe sztuki, w tak piękny sposób, jak tu widzićć się daje, obrobione zostały; niekiedy nawet kilku lat potrzeba dla obrobienia jcdnéj sztuki.
Szlifiernie kamieni, oprócz wyżej opisanego cesarskiego zakładu, są bardzo liczne w Ekaterynburgu, któremi odznacza się on pomiędzy innemi miastami rossyjskiemi: na lcażdéj ulicy i zaułku słyszćć można świst obracających się walców. Z jaspisu także i kwarcu wyrabiają się tu kamienie młynowe, które przed zwyczajnemi mają tę korzyść, że raz wygładzone nie potrzebują nowego wygładzenia i nie mieszają do mąki kamiennego pyłu (*).
W liście z Ekaterynburga, umieszczonym w Pszczole północnśj (21 sierpnia 1853 r.), znajdujemy jeszcze następne szczegóły: „Mamy tu rzadki przykład koczowniczego życia w miastach: wielu mieszkańców Ekaterynburga ma dwupiętrowe domy, ale zajmuje tylko jedno piętro a przenosi się szczególnie w święta do drugiego: piętro to bywa wtedy oświecone; gdy takie światło da się widzićć w znajomym domie, można śmiało tam wejść, będąc pewnym, że się trafi na zabawę familijną; dlatego panuje tu miejscowe wyrażenie: „iść na ogień!“ Szczególną właściwością tego miasta jest leżący w środku niego staw, którego groblę tworzy część głównéj ulicy; po trzech stronach tego wodozbioru, otoczonego kamiennym pomostem i żelazną kratą, wznoszą się najznaczniejsze budowle miasta, a z czwartéj strony, cokolwiek daléj, zabudowane na obszernéj łące piękne miejskie dacze (wiejskie domy). W każdéj porze roku na tym obszernym stawie przedstawiają się odmienne widoki: latem jeżdżą po nim piękne czółna i kąpią się ludzie, konie i ptastwo domowe, w jesieni biegają na łyżwach, zimą jeżdżą sankami i konno, a na wiosnę wybierają ztamtąd kawały lodu dla przechowania ich na lato. Na Uralu, przy każdej hutniczéj fabryce znajdują się stawy, służące do obracania kół. Wiosną 1852 r. wyświadczyły one nową ważną usługę. Z powodu suchéj wiosny stan wody w rzekach był
Roku 1853 d. 29 kwietnia, otworzonem tei zostało w Ekaterynburgu Muzeum osobliwości gór Uralskich.
tak nizki, że nie można było wysyłać tak nazwanych karawan, tojest statków z żelazem, i ta okoliczność, trafiająca się po raz pierwszy, groziła znaczną stratą dla hut, gdyż żelazo nie mogłoby być dostawione na na jarmark Niżnie-Nowgorodzki. Zwierzchność wydała rozporządzenie spuścić wodę z niektórych stawów, i środek ten okazał się zupełnie skutecznym: karawany mogły iść daléj i przebyły szczęśliwie miałkie miejsca.
Wysłanie karawan jest ważnym wypadkiem na Uralu, miejscową uroczystością, że tak rzec można. Roboty w kopalniach, po których zimą przewożono żelazo w głąb kraju, ożywiają się na początku maja; w chwili odjazdu działa dają się słyszeć i okrzyk radości powstaje. W Ekaterynburgu utrzymywał się piękny zwyczaj uroczystości parafialnych, do których także najbliższe fabryki hutnicze należą; w dnie takowych uroczystości zbierają się téż mieszkańcy innych parafij najprzód do kościoła, który zwykle wszystkich pobożnych nie może objąć, tak, że tysiące ich stoi koło kościoła; potém przez cały dzień bywa uczta u parafian, co téj części miasta, w której kościół parafialny leży, nadaje szumny, ożywiony i wesoły widok; zwykle przytém ma miejsce największa gościnność, i u zwolenników starych zwyczajów trwają te uroczystości przez trzy dni i więcéj“.
Ekaterynburg leży 128 sążni nad powierzchnią morza. Średnia temperatura roku wynosi 0°, 2, stustop. term., zimy — 16° 2’, lata+15°8’.
Pokłady złotego piasku, znajdujące się w okolicach Ekaterynburga w wielkiéj ilości i bardzo bogate, miały dla naszych podróżnych za nadto wiele interesu, żeby nie starali się obejrzeć ich co najprędzéj. Dlatego Humboldt wyznaczył dla ich obejrzenia dzień 17 czerwca, tojest, drugi po ich przybyciu do Ekaterynburga.
Na pierwszą tę wycieczkę wybrano płókalnie złota szabrowskoje, leżące pomiędzy Uktusem i Aramilką, z któremi również miało być połączone obejrzenie znajdujących się w blizkości łomu Rodonitu i żelaznych hut Niżnie-Issetska. Intendent Osipow towarzyszył podróżnym równie w téj, jak w innych wycieczkach, które oni odbywali w okolicach Ekaterynburga. Wkrótce po opuszczeniu miasta, przybyli do lasu, który po większéj części składał się z niewielkich brzóz i zawierał w sobie obszerne, murawą zarosłe wolne miejsca. Miejsc ogołoconych z ziemnéj powierzchni przy drodze nie było widać; droga ta szła prawie ciągle po mało wznoszącéj się równinie i w podobnéj także leżała płókalnia, 22 wiorsty na południe od Ekaterynburga, a kilka wiorst na południowschód od wsi Garnoszyt, na wysokości prawie 1000 stóp nad powierzchnią morza. Miejsce, gdzie kopano piasek zloty, miało powierzchowność rowu, gdyż na szerokości 8 — 20 sążni i głębokości 3 — 5 stóp, miało długości 400 sążni. Na prawo i na lewo rozkopywanéj przestrzeni, powierzchnia ziemi zawierała w prawdzie także w sobie złoto, gdyż ono znajduje się w całéj okolicy około Ekaterynburga, ale w skutku czynionycłi poszukiwań, w rozkopywaném miejscu obficiéj niżeli gdzieindziéj.
Tuż w blizkości tej płókalni założono jeszcze drugą na mniejszą stopę. Złoty piasek obu kopalni był jednéj natury: gliniasty, żółty, koloru okry. Pomiędzy grubszym żwirem, znajdującym się w nim, dostrzedz można było: wapienny łupek, chlorytowy łupek, kwarc, krzemienny łupek, serpentyn, chrom żelazny i promienieć. Skoro się piasek złoty wypłócze, tak, że ziemne cząstki zostaną odjęte, zaraz się dają rozpoznać drobne jego cząstki. Składają się one, oprócz złota, szczególnie z kwarcu w okrągławych ziarnkach, z magnesowego żelaza w ziarnkach lub kryształkach i z błyszczu żelaza w listkach lub kryształkach. Jeżeli piasek zloty więcéj jeszcze będzie wypłókany, pozostaje tylko magnesowe żelazo i błyszcz żelazny ze złotem. Złoto znajduje się tam w łuszczkach, w ziarnkach nieregularnego kształtu, rzadko znacznéj wielkości, niekiedy także w kryształach, ale których kanty zwykle są zaokrąglone. Miał on zupełnie złoto-żółtą barwę i zawierał, jak professor Rosę po swoim powrocie znalazł, bardzo mało obcéj mieszaniny.
Złoto było w piasku obu rowów nie równo rozdzielone, niższe, na jedną lub dwie stopy grube pokłady, bogatsze niżeli wyższe; dlatego niższe tylko były płókane, wyższe zaś wybierane i jako za ubogie bez użytku na stronę zrzucane. Średnia ilość złota w niższych pokładach wynosiła 1’/a do 2 zołotników na 100 pudów piasku, a więc 0, 0005 procentu. Ten wypadek zdaje się być, obok sławionego bogactwa uralskiego piasku, bardzo nie wielki, ale przy łatwości, z jaką się on dobywa i płócze, jest w istocie nader znaczny. Zresztą, jest złoty piasek, który zawiera w sobie 6 — 7, a nawet 10 — 12 zołotników na 100 pudów piasku; ale takowy znajduje się rzadko i w niewielkiéj ilości. Zwykle znajduje się on w mniejszéj jeszcze ilości, niżeli w kopalni Szabrowskoj; ale przy wydawaniu nawet 1/2 zołotnika, może być z korzyścią wypłókiwany, gdy zaś wydaje tylko zołotnika, pozostawiany teraz bywa bez użytku. Koszta wypłókiwania złotego piasku rachują się zwykle od 1 — 1 Vt zołotnika w 100 pudach, na 3/3wartości wydobywanego złota, tak, że koszta poniesione przy wydobyciu puda złota z takiego piasku, mogą być policzone na 20, 000 rubli, gdy tymczasem wartość puda złota wynosi około 50, 000 rubli (tojest 49, 032). Wpłókalniach Ekateryuburskich koszta te w roku 1828 były jeszcze mniejsze.
Chociaż kopalnię Szabrowską zaczęto rozkopywać zaledwo przed rokiem, dostarczyła ona była już do pierwszego maja 1829 r. 4 pudy 36’, 4 funta złota. Piasek obu kopalni bywa dla płókania wożony do małego strumienia, który cokolwiek na północ ich się znajduje i po przepłynieniu kilku wiorst wpada z prawéj strony do Uktusu. W łożysku także tego strumienia znaleziono złoty piasek wart kopania i porobiono już rozporządzenia do jego wydobywania. Dla otrzymania potrzebnéj do płókania ilości wody, zatamowano ten strumień, ale pomimo tb ilość wody jest niewystarczającą.
Płókanie piasku odbywa się na wielu miejscowych płókalniach, leżących jedna przy drugiéj i zostających pod jednym dachem. Piasek wrzucany bywa w wielką podłużno-czworograniastą skrzynię, któréj dno stanowi gruba plita żelazna, podziurawiona jak rzeszoto otworami wielkości laskowego orzecha. Do téj skrzyni przyprowadza się za pomocą rynny woda, która jednakże, żeby jednostajnie rozlewała się po wsypanym do skrzyni piasku, spada pierwéj do wodozbioru, zrobionego z dwóch pod kątem 60 stopni zbitych desek, prawic téjże saméj długości co skrzynia, i zastosowanych do średnicy jéj długości. Deski tego wodozbioru opatrzone są w małe dziurki, tak, że przez nie woda leje się jakby z konwi na piasek w skrzyni będący. Wówczas, kiedy piasek f ten mieszany ciągle bywa przez robotników za pomocą kruków, których szerokie, u dołu cokolwiek zakrzywione końce, obite są grubą żelazną blachą, delikatniejszy piasek oddziela się od grubszego żwiru i spada przez otwory skrzyni do znajdujących się pod spodem dwóch obok stojących naczyń. Grubszy zwir pozostaje opłókany w skrzyni i po skończoném płókaniu bywa starannie rozpatrywany, gdyż w nim znajdują się niekiedy większe kawałki złota, albo też kawałki kwarcu z odrobinami złota. Przepłókany cieńszy piasek w powyższych naczyniach, do których ciągle woda spływa, zostaje jeszcze długo krukami mieszany, dopóki wszystkie lżejsze części nie oddzielą się, i tylko magnesowe żelazo ze złotem nie pozostanie. Tym sposobem wypłókany złoty piasek nazywają na Uralu Bzlięch; zsypuje się on wtedy do mniejszych naczyń i przez wprawnych robotników bywa płókany, przyczém zwykle używają szczotek, ażeby osiadły po bokach szliech znowu na kupę zgarniać. Mniejsze partye rozdzielają téż na drewnianych talerzach, trzymając je lewą ręką za jeden brzeg, i uderzając z lekka dłonią prawéj ręki po drugim brzegu.
Podióio Humboldta. Od. II, 1.1. 12
Tym sposobem urządzone są wszystkie prawie płókalnie, które podróżni zwiedzili na Uralu. Sposób ten, jak się pokazuje z powyższego opisania, jest bardzo prostym, i większa lub mniejsza ilość otrzymywanego złota zależy téż po części od zręczności robotników. Ilość ta w ostatnich czasach znacznie się powiększyła, a urządzenie samo ulepszone zostało; zdarza się więc, że piasek złoty, który dawniéj był przepłókany, zostaje na nowo brany do płókania. Niekiedy téż płókalnie urządzane bywają w osobnych domach, opalanych zimą, ażeby robotnicy w téj porze roku pracować mogli. Późniéj podróżni znaleźli nawet dużo płókalni doskonaléj urządzonych, gdzie używano apparatu, za pomocą którego złoto całkowiciéj oddziela się od piasku. Ale wszystkie takie zakłady wymagają większych przyrządów i kosztów, równie téż większéj ilości wody; mogą więc być, jak professor Rose uważa, tam tylko zastosowane, gdzie przez czynione poszukiwania przekonano się o większych pokładach złotego piasku, i gdzie jest dostateczny zapas wody: — okoliczności, które bardzo rzadko przytrafiać się mogą ( ).
Łomnia rodonitu, którą zwiedzano po obejrzeniu płókalui, znajduje się o kilka wiorst tylko od téj ostatniéj, ale już na prawym brzegu Aramilki; leży ona równie jak ta pośród lasu, który tu po większéj części składa się z jodeł. Kolor rodonitu jest powszechnie znany, piękny różowo-czerwony, który, przy dobréj politurze, jaką, ten minerał przez szlifowanie otrzymuje, czyni go tak szacownym. Z łomni rodonitu wracali podróżni do Ekaterynburga na żelazną hutę Niżnie-Issetską. Przebyli pod wsią Szabrowa, o wiorstę tylko od łomni oddaloną, rzekę Aramilkę i jechali do owéj huty przez las, ciągnący się prawie aż do Issetu. Isset, nad którym leży huta, ma powyżej niéj tamę, tworzącą staw na pięć wiorst długości. Huta ta została założoną w roku 1789. Rozpuszczają w niej surowe żelazo, i robią z niego wylewy. Przedmioty wylewane. należą szczególnie do ammunicyi, robią się z wielką starannością i najściślejszym ulegają próbom.
Na następne dni, 18, 19 i 20 czerwca, naznaczoną została nowa wycieczka z Ekaterynburga do kopalni złota wBerezowsku. Obejrzenie tych kopalni było tém ważniejsze dla naszych podróżnych, że one są jedyne na Uralu, w których się odbywają jeszcze roboty, i dlatego same tylko mogą dać wyobrażenie o ilości kopalnego złota na Uralu. Wszystkie inne bowiem kopalnie, których liczba do sześciu czy siedmiu miała wynosić, od czasu odkrycia złotego piasku zaniedbano, gdyż z ostatniego złoto łatwiéj i korzystniéj daje się dobywać.
Kopalnia Berezowska leży piętnaście wiorst na północo-wschód od Ekaterynburga. Droga do niéj prowadzi z początku przez płaską okolicę. potem przez sosnowy i brzozowy las. Po ośmiu wiorstach przybywa się do dość znacznéj wsi Szartasz, leżącéj nad trzy do czterech wiorst długiém i dwie wiorsty szerokiém jeziorem, i zamieszkanéj przez Roskolników czyli Starowierców. Już za wsią zaczynają się długie rzędy nasypanych kup, pośród których jedzie się aż do miasteczka Berezowska, znajdującego się pośrodku złotodajnego gruntu, o ile ten rozkopanym jest przez roboty górnicze, nad małym strumieniem, Berezowką. Strumień ten zatamowany tworzy tu staw i w około niego rozciągają Się przerzynające się pod kątem prostym ulice miasteczka, z drewnianemi domami i drewnianym kościołem. Podróżni wysiedli w domie górniczego zarządu, gdzie zrobili znajomość z głównym nadzorcą Kokszarowem i urzędnikiem górniczym Volkner’em, którzy razem z Intendentem okazali im kopalnie i bardzo liczny zbiór rzeczy kopalnych z okolic Berezowska, znajdujący się przy zarządzie górniczym. Zwiedzili potém leżące nad Pyszmą, około siedmiu wiorst na północo-wschód od Berezowska tłoczarnię Pyszmińską, gdzie wydobywane z kopalni złoto bywa tłuczone i płókane; następnie kopalnię Błagowieszczeńską, leżącą tuż w blizkości Berezowska, a resztę dnia przepędzili na obejrzeniu tuż pod Berezowskiem leżących płókalni. Następnego dnia udali się do kopalni Preobrażeńskiéj, na północo-zachód od Berezowska, obejrzeli inne płókalnie i zwiedzili trzeciego dnia, w powrocie do Ekaterynburga leżące nad jeziorem Szartasz góry.
Złoto z kopalni Berezowskich ma złotożółty kolor, zawiera jednak, według czynionego przez professora Rose rozbioru, 6 — 8 procentów srebra. W początkach robót górniczych w Berezowsku, obfitość złota miała być tak wielką, że tuż pod ziemią roślinną, w otwartych wszędzie chodnikach znajdywano gniazda kruszcowe z rodzimem złotem. Rość wykopanego od r. 1754 do 1828 czystego złota wynosiła 624V8 puda, a ilość przecięciowo z każdego roku 8Vs puda. Produkcya w okresie czasu od 1800 do 1814 r., poprzedzającego odkrycie złotego piasku, była najznaczniejszą i wynosiła w roku 1810, w którym najwyżéj się wzniosła, 183/4 pudów, następnie spadła znowu, tak, że w r. 1828 wynosiła tylko 42/5 puda. Koszta wydobywania wynosiły w roku 1828 na każdy zołotnik czystego złota 8 rubli 753/s kop. ass., a od połowy 1754 r. do 1814 na 7 rubli 52 kop., wówczas gdy prawna wartość zołotnika czystego złota wynosi 3 ruble 5543/si kop. sr., czyli około 12 rubli 80 kop. ass.; z czego się pokazuje, że kopalnie Berezowskie zawsze dość dobry dochód przynosiły.
Pokłady złotego piasku, leżące w blizko.ści Berezowska, znajdują się albo bezpośrednio na gruncie, w którym porobione chodniki do kopalni, albo w ich pobliżu. Jest ich wielka liczba, z których podróżni nasi zwiedzili tylko płókalnię Perwopawłowską, Maryińską, Klenowską, Kalinówkę i Nagorną. W złotym piasku téj ostatniéj przed niedawnym czasem znaleziono ząb mamutowy. Kopalne szczątki wielkich przedpotopowych zwierząt dają się często w tych okolicach napotykać. W 1786 roku, w pokładzie ziemnym niziny pomiędzy kopalnią Kliuczewską a Cwietną, na pięć stóp pod powierzchnią ziemi, znaleziono ząb słoni; inny ząb mammutowy, na krótki czas przed podróżą Humboldfa, znaleziony został w płókalni Kazionnaja Prystań, pomiędzy Bilimbajewką a Czussowają; w kilka miesięcy zaś po téj podróży, wydobyto na głębokości 2’/2 sążnia z pokładów złotego piasku Konewskoje, nie daleko Ekaterynburga, skamieniałą czaszkę.
Znajduje się teraz w muzeum petersburskiém najzupełniejszy szkielet mammuta, jaki kiedykolwiek znaleziono (*). Jest on tam umieszczony w małym pokoju, obok szkieletu słonia, który wygląda jak karzeł przy tamtym. Znaleziony został na wschodnim brzegu Leny, pośród gromady lodu i ziemi, rozdzielony na części, i przez czas długi nie zwracający na siebie uwagi. Głowa najprzód została odkrytą, i stała się zdobyczą szczęśliwego znalazcy, który odkrył ją 1799 roku, nie zadając sobie trudu wykopania reszty ciała. Późniéj zdarzyło się, że Anglik Adams, członek Cesarskiéj Akademii Nauk w Petersburgu, który w roku 1806 towarzyszył hrabiemu Gołowkinowi w podróży jego do Chin, korzystał z téj zręczności dla odbycia podróży w te okolice, w celu naukowych poszukiwań. Posłyszał on wjakutsku otém odkryciu, zrobioném przez jednego ze starszych Tunguzów, który przedał był tę głowę kommissantowi kupca Popowa: kommisant przesłał zęby z rysunkiem głowy swojemu pryncypałowi, w którego domu Adams mieszkał. Udał się on natychmiast na miejsce, gdzie znalazł jeszcze szkielet zupełnie cały, z częścią mięsa w spodniej części, które jeszcze było tak świeże, że widoczném było, iż niedźwiedzie i psy niedawno się niém żywiły. Z wielką starannością odjął on resztę mięsa i oczyścił szkielet. Spodnia część, będąc zagrzebaną w lodzie i ziemi, ochronioną została od żarłocznych zwierząt. Jedna z przednich nóg była odłamaną, ale się późniéj znalazła; ośm tylko pacierzy grzbietowych z blizko trzydziestu było na miejscu; jedna łopatka, druga była późniéj znaleziona; miednica i trzy inne kończyny wisiały jeszcze na ścięgnach, a prawie polowa skóry zostawała jeszcze w całości; głowa pokrytą była suchą skórką, i jedno ucho, ostro zakończone, a więc odmienne od uszu żyjącego słonia lub morskiego konia, dobrze się zachowało i pokryte było kilku kosmkami włosów. Adams dowodził, że mógł rozpoznać źrenice oczu; lecz zachodzi wątpliwość, czy nie jest to raczéj sucha skórka, wskroś przeświecająca się. Nie znaleziono ani kości ogenowéj, ani ogona; ale niektórzy naturaliści dowodzą, że w czaszce można rozpoznać miejsca muskułów trąby. Koniec spodniéj wargi był nieszczęściem odcięty przez Adams’a, a wyższa całkiem zniszczona, tak, że trzonowe zęby odkryte były, niepodobne do zębów zwierząt mięsożernych. Wysokość szkieletu, dopóki był nic obrany ze skóry, wynosiła dziewięć stóp cztery cale, długość szesnaście stóp cztery cale, długość zębów wzdłuż załamań dziewięć stóp sześć cali, a tylko trzy stopy siedm cali od korzenia do wierzchołka, z powodu znacznych załamań: oba razem ważyły 360 funtów, razem zaś z głową 414 funtów. Czaszka zawierała w sobie nieco mózgu, całkiem wyschłego. Kość twardszą była w toczeniu, niżeli pospolita słoniowa kość, i odmiennego koloru. Kiedy zwierzę to znalezione było, miało jeszcze na sobie wiele włosów, koloru włosa wielbłądziego. Pokrycie włosów składało się z trzech różnych warstw: spodnia, błizko półtora cala długości, była grubo-włosa i pokręcona; na niój był pewien rodzaj szczeciny, dwanaście do ośmnastu cdii długości, z włosów grubszych niżeli końskie ; oprócz tego zwierzę to miało długą grzywę. Skóra była pół cala grubą, ciemno-szarego koloru, jak u słoniów, któréj kula zapewne przcbićby nie mogła. Znaleziono około puda opadłego włosa, i można mióć wyobrażenie o ciężarze skóry, kiedy dziesięciu ludzi potrzeba było na przeniesienie jéj do domu odległego na pół godziny drogi, gdzie mieszkał Adams. Kość pacierzowa była dłuższą niżeli u słoniów, a szyja krótką. Według opowiadania Tunguzów, którzy najprzód znaleźli to zwierzę, zdawało się ono być dobrze wykarmione, tak, że brzuch dochodził do kolan: co zdaje się potwierdzać przypuszczenie, że zwierzę to mieszkało w wilgotnych i błotnistych miejscach. Adams kupił co uważał za jego zęby; ale ponieważ one dawno przedtém odjęte były, wątpić potrzeba, czy istotnie one należały do tego szkieletu.
Pokłady złotego piasku w okolicach Berezowska są pierwsze, które rozkopywać zaczęto na Uralu i dały powód do odkrycia wszystkich innych pokładów, które późniéj na Uralu w tak wielkiéj ilości znalezione były. W roku 1814 zaczęto pierwsze roboty w rozkopywanym dotąd pokładzie, zwanym Nagornoj, które z początku nie wielki przynosiły dochód; jednakże, w okresie czasu od 1814 — 1828, wydobyto z pokładów około Ekaterynburga 20773 pudów; przecięciowo więc rocznie 134/s pudów. Pokłady te więc w piętnastu leciech dostarczyły tyle złota, co kopalnie wewnątrz ziemi w czterdziestu trzech leciech, i średnia roczna produkcya z pokładów piasku przenosi więcéj jak o trzecią część produkcyę kopalni. Dochód z pokładów piasku od roku 1828 większy jest od dochodu z kopalni tegoż roku prawie sześć razy, i przenosi produkcyę kopalni w czasie ich największego kwitnienia. Średnia ilość czystego złota w piasku była zresztą w owych piętnastu leciech tylko 1, 3 zołotnika w 100 pudach, wówczas, kiedy w kruszcu wynosiła 5, 3 zołotników; ale za to koszta wydobycia wynosiły w roku 1828 za każdy zołotnik złota z płókalni 4 ruble 53% kop., wówczas, kiedy z kopalni tenże zołotnik kosztował 8 rubli 755/8 kop. Ten stosunek stał się powodem, że pomimo wielkiego bogactwa kruszcu, rozkopywanie szyb bsrezowskicb, od czasu odkrycia pokładów złotego piasku, znacznie zostało ograniczone, i większa część sił obróconą została na wydobywanie złota z pokładów.
Rzecz do prawdy podobna, że pokłady złotego piasku na Uralu były rozkopywane przez dawnych mieszkańców Uralu: gdyż nad jeziorem
Irtiasz, w blizkości płókalni Sojmonowskiéj, pod Kisztunem, by waj% znajdowane tak nazwane czudskie mogiły z kośćmi łudzkiemi, a razem téż z kolczugami i wielkiemi pierścieniami, z jaszczurczemi głowami (zapewne naramiennikami), które zrobione były z téjże mieszaniny złota i srebra, jaka i teraz znajdowaną bywa w płókalni Sojmonowskiéj.
O południu 20 czerwca Humboldt z towarzyszami podróży powrócił z wycieczki do Berezowska, i zaraz następnego dnia po południu udał się na obejrzenie żelaznéj huty w Wersz-Issetsku, gdzie od zarządzcy pana Jakowlewa, właściciela huty, oprowadzani i gościnnie przyjmowani byli. Ta huta jest jednym z najwspanialszych zakładów w całym Uralu: zawiera ona w sobie jeden wielki piec, jednę gisernię, czternaście fryszerek, jeden walec, kuźnię gwoździ i t. d.: co wszystko zamyka się w jednéj wspaniałéj budowli, ozdobionej kolumnami i kopułami, i z wielką okazałością zewnątrz, równie jak wielką dogodnością wewnątrz zbudowanéj. Obok głównego gmachu znajduje się wielki szpital z apteką, a daléj ciągną się mieszkania robotników. Grobla jest ozdobioną czugunnemi poręczami, i przedstawia w całéj swéj długości przyjemne miejsce przechadzki, z którego piękny widok na znaczny obszar wody, tworzący staw hutniczy. Czarny jodłowy las, pokrywający wzgórza nad brzegiem jeziora, nadaje okolicy ów posępny charakter, który jest wspólny wprawdzie wszystkim okolicom Północy, ale niemniéj dlatego ma w sobie wiele wdzięku. Okolica ta przypomniała żywo professorowi Rose podobne okolice w Szwecyi, którą on dawniéj był zwiedzał.
Zakład ten hutniczy obowiązany jest swój stan kwitnący poprzedniemu nadzorcy górniczych i hutniczych zakładów Jakowlewa, Grzegorzowi Zwtow, który, jako człowiek z talentem i wielką mocą charakteru, przyprowadził do skutku przerobienie tego zakładu, nie znając bynajmniéj większych podobnego rodzaju zakładów za granicą. Równie jak większa część nadzorców w prywatnych fabrykach Rossyi, był on ze stanu włościańskiego, dopóki, wedle życzenia Cesarza Alexandra, który w roku 1824 zwiedzał Ural i z wielkiem zadowoleniem oglądał ten zakład, nie otrzymał wolności.
Według Erdmann’a, w Wersz-Issetsku wyrabia się rocznie 60, 000 pudów surowegp żelaza na sztaby, a w kuźni 20, 000 pudów na gwoździe różnego gatunku. Dwudziestego pierwszego czerwca przebawili podróżni, zajęci rozpatrywaniem i uporządkowaniem zebranych przedmiotów, w Ekaterynburgu; ale następnego zaraz dnia przedsięwzięli nową wycieczkę do słynnéj kopalni miedzi Gumeszewskoj, z któréj powrócili rano dwudziestego czwartego. W téj także wycieczce towarzyszył im intendent górniczy Osipow.
Kopalnia miedzi Gumeszewska jest zakładem prywatnym, i należy, równie jak blizko leżący hutniczy zakład Folewskoj, do dziedziców radcy honorowego Turczaninowa. Leży ona o 56 wiorst w południowopołudniowo-wschodnim kierunku od Ekaterynburga; huta zaś, którą najprzód obejrzano, o cztery wiorsty bliżéj. We wsi Gornoszyt, oddalonéj od Ekaterynburga na 21 wiorst, zabawiono się tylko kilka minut dla przemiany koni. Wieś ta leży po drugiéj stronie rzeczki Utus, mającéj tu dość strome brzegi, połączone z sobą mostem. Piętnaście wiorst za Gornoszytem, przybyli do małéj posady Mramorskoj, składaj ącéj się z należącéj do rządu szlifierni marmuru, z kilku budowlami dla robotników. Fabryka ta zostaje pod nadzorem dyrektora szlifierni ekaterynburskiéj, p. Kokawina, który sam przybył do Mramorskoj, żeby podróżnych po fabryce oprowadzić. Tymczasem mało oni mogli w niéj widzićć, gdyż fabryka wtedy była bezczynną: robotnicy bowiem uwolnieni byli na kośbę siana, a magazyny po większéj części były próżne. Wygotowują tam tylko obstalunki czynione z Petersburga, i odsyłają gotowe przedmioty wiosną, w czasie wysokiego stanu wody. Wyrabiają tam wazy, stołowe i kominowe plity, słupy i inne podobne przedmioty; w składzie znajdowały się jeszcze pojedyncze sztuki wielkiéj spiczastéj kolumny, mającéj być wzniesioną w Tobolsku na cześć atamana kozackiego Jermarka, zdobywcy Syberyi.
Łomnic, z których marmur dobywa się do fabryki, leżą tuż za nią i noszą, z powodu blizkości wsi Gornoszyta, nazwisko łomni Gornoszyckich. Wydobywany ztąd marmur jest biały z szaremi plamami i pasami, oraz grubo-ziarnisty, jednakże wielkiéj spójności pomiędzy ziarnistemi cząstkami, tak, że bardzo jest sposobny do obrabiania i do przyjmowania dobréj politury. Lomnie te mają dość znaczną obszerność.
Po obejrzeniu marmurowych i innych łomni, jako: serpentynu, chlorytowego łupku i t. d., ruszono daléj drogą do Polewskoj; opuszczono ją jednak po kilku wiorstach, dla obejrzenia leżącéj o kwadrans drogi na prawo w pośrod lasu płókalni Nikołajewskoj, któréj piasek jest bardzo obfity w złoto, i zawiera 3 zołotniki złota na 100 pudów piasku. Po obejrzeniu jéj, zwrócono się znowu z drogi na takąż samą prawie odległość w lewo, dla obejrzenia łomni marmuru, która, z powodu blizkości wsi Kassojbrod, zowie się łomnią Kassojbrodzką. Wieś ta, ośm tylko wiorst oddalona od łomni Gornoszyckiéj, leży nad Czussowają, która tu, jak już wspomnieliśmy, płynie w północnym kierunku na wschodnim stoku głównego łańcucha gór, który podróżni widzieli rozciągający się poza Czussowają i poza Polewskoj, i w którym szczególnie góra Azof, w prostym kierunku za Polewskoj leżąca, odznacza się swoją wysokością i kształtem, ma bowiem dwa szczyty, z których południowy niższy jest od północnego. Ten główny łańcuch jest przedłużeniem tego, w którym na sybirskiéj głównéj drodze leży Berezowa-Gora.
Polewskoj, do którego podróżni przybyli późnym wieczorem, oddalonym jest od Kassojbrodu na 9 wiorst, i leży nad Polewają, małą rzeczką, o kilka wiorst na północ wpadającą do Czussowai, po złączeniu się pierwéj z rzeczką Siewierką. Za Polewaja droga zaczyna się zniżaj lasy ustają, i daje się widzićć mała równina, na któréj leży Polewskoj.
Następnego dnia, 25 czerwca, wcześnie ruszono w drogę, ażeby nie dojeżdżając do kopalni Gumeszewskoj, obejrzćć blizko leżącą kopalnię złota Szelezińską. Leży ona 7l/a wiorsty na północo-zachód od Polewskoj, nad Szelezienką, małą rzeczką, wypływającą z podnóża góry Azof’a, płynącą do Polewoj we wschodnim kierunku i wpadającą do niéj o trzy wiorsty na północ od Polewskoj. Droga tamtędy prowadzi przez las i błota, i dlatego jest w części wybrukowaną. Ta płókalnia, ze wszystkich dotąd widzianych była pierwszą, która leżała we właściwéj dolinie, skrapianéj rzeką. Dolina ta, na północ i południe była zamkniętą wzgórzami pokrytemi lasem, na zachód zaś górą Azof i głównym łańcuchem gór Uralskich. Pokłady piasku, które zaczęto wydobywać w roku 1825, są dosyć obszerne; rozkopywano je w dwóch miejscach, z których jedne wyższemi, drugie niższemi się zowią.
Na górę Azof, u podnóża któréj leży Szelezińskoj, i która jest najwyższą górą w tych okolicach, podróżni nie mogli wstąpić dla braku czasu. Kopalnia miedzi Gumeszewska odległą jest od Szelezińskoj zaledwo na trzy wiorsty we wschodnim kierunku, od Polewskoj zaś na cztery wiorsty w północnym. Leży ona na równinie, rozciągającéj się aż do leżącego o wiorstę ztamtąd ku wschodowi Siewierskiego hutniczego stawu, utworzonego przez zatamowanie rzeki Polewaja, z innych zaś stron zamknięta wzgórzami, pokrytemi jodłowym lasem. Wzgórza te oddzielają téż małą równinę od Szelezienki.
Ze wszystkich rud, jakie się znajdują w kopalni Gumeszewskiéj, malachit najczęśćiéj się zdarza; późniéj czerwona ruda miedziana, rzadziéj samorodna miedź i zwir miedziany, najrzadziéj zaś brochantit. Malachit zdarza się często w wielkich nerkowatych massach, i napotyka się niekiedy w sztukach ważących po dziesięć pudów: jedna z największych mass, które dotąd znaleziono, jest wyżéj wspomniana sztuka ina-
1’odróie Humboldta. Od. II, 1.1. 13
lachitu, znajdująca się w muzeum korpusu górniczego w Petersburgu. Ale zwykle massy te są małych rozmiarów, i najczęściéj zdarza się malachit w tak małych kulkach, że te wielkością swoją nie przechodzą ziarnka grochu lub główki szpilki. Te kulki mają zwykle wewnątrz ziarno rodziméj miedzi lub czerwono-miedzianej rudy; leżą one w znacznéj ilości razem, otoczone czerwonawą okrą, po którśj zdjęciu dopićro dają się postrzedz. Ta zaś czerwona okra stanowi największą część dochodu.
Ze sposobu, jakim się kruszec miedziany w ziemi znajduje, wnosić należy, jak professor Rosę powiada, że tak malachit jak czerwono-miedziana ruda są powtórnemi utworami, i że tworzą się z surowéj miedzi przez przymieszanie kwasorodu, wody i kwasu węglowego. Ponieważ rodzima miedź, gdzie ta się zdarza z czerwono-miedzianą rudą i malachitem, zwykle znajduje się wewnątrz pierwszéj, otoczonéj późniéj malachitem, rzecz prawdopodobna, że przejście z rodziméj miedzi do malachitu ma miejsce zawsze przez miedziano-czerwoną rudę. W niektórych przypadkach można nawet przejście z czerwono miedzianéj rudy do malachitu wyraźnie dostrzedz.
Dobywanie miedzianéj rudy uskutecznia się przez szyby, z których robią się zdłużnie i poprzeczne szlaki. Pierwszych wiele było zrobionych, ale te częścią są już opuszczone i zapadły. Szyba, którą podróżni zwiedzali, zowie się Rasnosnaja, i była wtedy na 22 sążnie głęboką: była ona, jak również wszystkie zdłużnie, bardzo mocno ocembrowaną, co konieczném jest z powodu nacisku góry, w której się odbywają roboty. Zdłużnie zaś są tak wązkie i nizkie, że tylko zgarbionemu można przez nie przechodzić. Zwracają się one to na prawo, to na lewo, idą w górę, to w dół, tak, że jużto na kilka stóp trzeba zeskakiwać, jużto znowu na małe wyniosłości włazić, co zwiedzanie kopalni czyni bardzo przykrém.
Wydobyty kruszec bywa w kopalniach płókany, dla oczyszczenia go od przystającéj doń gliny; później odsyłany do hut Polewskiéj i Sisserskiéj, z których ostatnia leży 40 wiorst na wschód od Polewskiej, i tam bywa roztapiany. Nie suszą go pierwéj, ale większe sztuki rozbijają się młotkami, potém się roztapiają z przymieszaniem wapna. Zawierają one w ogóle 2 ’/_> do 5 procentów miedzi. Ilość dobywanéj w Polewskoj miedzi wynosi, według Erdmann’a, rocznie około 27, 000 pudów.
Kopalnia Gumeszewska była w roku 1738 objętą przez generałlejtnanta Henina na rzecz rządu; ale w roku 1759, razem z hutniczemi zakładami Polewskoj, Sisserskoj i Siewierskoj, odstąpione za summę
200, 000 rubli sr. radcy honorowemu Turczaninowi. Ten obciążył zakłady hutnicze znacznemi długami, ale przez dobre urządzenie kopalni, ulepszył do tyla ich stan, że po swojéj śmierci zostawił funduszu więcéj jak dwa miliony rubli. Powodem do odkrycia ich były znalezione stare żużle i zapadłe szyby, zkąd się pokazuje, że kopalnie te były rozkopywane w dawniejszych czasach. Podobne ślady dawniejszych robót dostrzeżono także w samśj szybie. I tak, znaleziono na 15 sążni w ziemi skórzany worek i wiele sztuk odzienia, które częścią bardzo dobrze były zachowane. Tu także, jak w innych miejscach na Uralu i Ałtaju, przypisują te dawne roboty Czudom. Miedziana huta Polewskaja była już dawniéj, 1724 r. założoną.
Podróżni wróciwszy popołudniu z kopalni miedzi do Polewskoj, udali się tąż samą drogą, którą przybyli, na powrót do Ekaterynburga, do którego przybyli rano 24 czerwca.
ROZDZIAŁ IV.
Wyjazd z Ekaterynburga. — Newjansk. żelazno huty, kopalnie i płókalnle złota. — NlżnleTagtlsk, Magnesowa góra Błagodat. — Płćkalnla w Blssersku, dyamenty. — Niżnie-Turyńsk. — Bogosławsk, płókalnie ziota, miedziana kopalnia Turyńska. — Werohoturye. — Kopalnie drogich
kamieni w Mnrsinsku.
Dwudziestego piątego czerwca, podróżni poświęciwszy poprzedzający dzień na odpoczynek, przedsięwzięli większą wycieczkę do zakładów leżących na północ od Ekaterynburga, które wszystkie prawie, jak i samo to miasto, leżą na wschodniéj stronie grzbietu uralskiego, wwiększśm lub mniejszém od niego oddaleniu. Naj główniej sze z tych zakładów są, postępując od Ekaterynburga na północ, Newjansk, NiżnieTagilsk, Kuszwinsk, Niżnie-Turyńsk, Bogosławsk i Petropawłowsk; ten ostatni już 482 wiorsty odległy od Ekaterynburga. Fabryki te należą częścią do rządu, częścią są własnością prywatnych i wydają żelazo i miedź, a w nowszych już czasach złoto i platynę, które otrzymują się z płókalni, założonych teraz przy wszystkich tych fabrykach. Na zachodniej stronie grzbietu uralskiego znajduje się, oprócz żelaznych hut Bilimbajewska i Szajtańska, przez które prowadzi główna sybirska droga, jeszcze żelazna huta Bissersk, należąca do małżonki hrabiego Polier? gdyż wielkie, więcej ku północy posunione solanki Solikamska, własność rodziny Strogonowych, leżą już w zbyt znaczném oddaleniu od Uralu (na południku Permu), ażeby mogły być do nich zaliczone. Również znajdują się na téj stronie Uralu także płókalnie złota i pokłady jego są rozkopywane w okolicach Bisserska i Bilimbajewska, ale są daleko mniejszych rozmiarów, jak leżące po wschodniéj stronie.
Droga z Ekaterynburga do północnych kopalni idzie większą częścią po równéj, ale mało górzystéj płaszczyznie, chociaż kopalnie, przynajmniéj południowsze, leżą w niewielkiém oddaleniu od grzbietu uralskiego. Wysokość tego grzbietu, nawet pod Ekaterynburgiem, jest tak niewielką, że on wkrótce po prawéj i lewéj stronie przechodzi w równinę. Tylko po za Kuszwinskiem wznoszą się już góry do pewnéj wysokości, ale i tu droga nie jest zbyt górzystą, gdyż kopalnie leżą już w znaczném oddaleniu od Uralu.
Jeżeli okolica traci przez to na rozmaitości, jednostajność jéj powiększa się jeszcze ciągnącym się bez przerwy lasem, który stoki Uralu aż daleko w głąb równin pokrywa. Tuż za Ekaterynburgiem prowadzi droga przez las, gdzieniegdzie tylko przerywany, w blizkości wsi i kopalni, przez które droga idzie. Ale drogi te są po większéj części dobrze utrzymywane, i szybkość, z jaką po nich zwykle jeżdżą, wynagradza podróżnemu, nie zajętemu badaniem przyrodzenia, ich jednostajność; lecz naszym podróżnym szybkość ta, od któréj rossyjscy woźnice żadną miarą odwieść się nie dają, była raczéj szkodliwą, niżeli pożyteczną.
Podróżni opuścili Ekaterynburg wczesnym rankiem i to w dość liczném towarzystwie, gdyż wszyscy ich znajomi towarzyszyli im aż do najbliższéj płókalni pyszminsko-kliuczewskoj pod wsią Pyszma, o dziesięć wiorst od Ekaterynburga. Wieś ta leży nad rzeką tegoż narwania, która w dalszym swym wschodnim biegu ogranicza od północy złotodajny grunt Berezowska, poczynający się niedaleko za tą wsią; ale tutaj już piasek tych brzegów jest tak obfity w złoto, że cokolwiek na zachód od wsi, w roku 1827 założoną była wyżéj wspomniona bardzo produkcyjna płókalnia. Należy ona do pp. Jakowlewych mieszkających w Petersburgu i zostaje, równie jak hutniczy zakład Werch Issetsk pod zarządem pana Aleksieja Iwanowicza, który sam był do Pyszmy przybył, żeby pokazać podróżnym płókalnię. Pokłady piasku tworzyły bezpośrednio łożysko rzeki, przeto dla rozkopywania ich musiano zmienić kierunek rzeki, co jednakże, przy niewielkiej szerokości, jaką ona tutaj, niedaleko swojego źródła, miała, nie przedstawiało zbyt wielkich trudności. Złoto, które się zwykle znajduje w małych listkach i zaokrąglonych ziarnkach (1l/a zołotnika na 100 pudów), bywa zaraz na miejscu płókane; 700 ludzi było tém zajętych. Ilość wydobytego złota w roku 1828, wynosiła 12 pudów.
Tuż za wsią rozpoczyna się jodłowy las, który ciągnie się bez przerwy aż do odległego na 85 wiorst Newjanska, do którego miano zdążyć tegoż samego dnia. Po zwiedzeniu po drodze dwóch blizko leżących płókalni, Mało“ Mustowskoj i Werchoturskoj, należących do zarządu ekaterynburskiego, przybyli nakoniec około godziny drugiéj w nocy do Newjanska.
Podróżni zatrzymali się przed podobnym do zamku gmachem, w którym oni, pomimo nocnéj pory, przez zarządcę fabryki byli przyjęci i do pokoju dla nich przeznaczonego zaprowadzeni. Była to wielka sala, z którą łączyło się wiele innych pokojów, które swojemi sklepionemi sufitami, kunsztownemi sztukaturami, bogato złoconemi meblami, grającemi zegarami i innemi kosztownościami przypominały wiek Ludwika XIV, i tym staroświeckim przepychem tém więcéj zadziwiały, im mniéj spodziewano się go znaleźć na dalekim Uralu, i tém większą była sprzeczność jaką z nim tworzyli mieszkańcy zamku w swych staro-rossyjskich ubiorach z długiemi błękitnemi kaftanami i brodami. Traktowano przybyszów herbatą, która im tém bardziéj smakowała, że śród zimnéj nocy bardzo byli przeziębli ( ).
Newjansk jest miejscem bardzo znakomitćin, ważnćrn z powodu różnych fabryk znajdujących się jużto w nim samym, już w jego sąsiedztwie. Znajduje się tam także jedna z najdawniejszych hut żelaznych na Uralu, założona jeszcze roku 1701. Założenie jśj dało powód do utworzenia się całéj osady. Należała ona pierwéj do rodziny Demidowych, ale w r. 1768, z wielu innemi fabrykami przedaną została radcy kollegialnemu Jakowlewowi, którego potomkowie dziś jeszcze ją posiadają. Huta leży pośród miasteczka, obok niéj znajduje się murowany dom właścicieli i inne budowle z kantorą, apteką i lazaretem. Przed niemi wznosi się na otwatym placu murowany kościół z pięcią kopułami, jedną, większą, pośrodku i czterma małemi po bokach; około niśj idzie w różnym kierunku dużo ulic, najwięcej z jednopiętrowemi drewnianemi domami. Liczba mieszkańców ma dochodzić do 12, 000.
W hucie znajdują, się dwa wielkie piece, walec, rzezak, wiele fryszerek i innych kuźni. Około grobli wielkiego stawu, utworzonego przez zatamowanie rzeki Meiwy, mieli pracować żołnierze szwedzcy wzięci w niewolę w bitwie Połtawskiéj. W blizkości Newjanska znajdują się po rozmaitych miejscach znaczne pokłady złotego piasku, które w krótkim czasie po odkryciu Berezowskich znalezione zostały i pierwéj od jakichkolwiekbądź innych prywatnych rozkopywane były. Przedtém nawet zaczęto robić szyby w kwarcowych pokładach, lecz te zarzucono po odkryciu złotego piasku. Chociaż do kopalni, leżącéj śród lasu, o kilka wiorst na wschód od Newjanska, nie można się już było spuszczać; podróżni jednak, 26 czerwca, po obejrzeniu żelaznéj huty, lazaretu i apteki, zrobili do niéj wycieczkę. Ostatek dnia użyli na obejrzenie niektórych daléj leżących płókalni i zależących od newjanskiéj fabryk w Rudziansku i Werchnejwińsku, z których ostatnie leżą na południe, nad wyższą Neiwą, blizko wysokich gór, w odległości trzydziestu wiorst od Newjanska.
Z tych hut, ośm tylko wiorst od siebie oddalonych, widzićć można główny grzbiet Uralu rozciągający się na widnokręgu. Szczególnie jedna z gór, zwana Jeszowaja Gora, odznacza się swoją wysokością. Serpentyn, z którego ona się składa, zawiera w sobie wiele amiantu, który dawniéj był wydobywany i w Newjansku wyrabiany na nie palne płótno i rękawiczki.
Rano następnego dnia 27 czerwca, opuścili podróżni Newjansk i udali się do Niżnie-Tagilska, 15 wiorst odległego od Newjanska. Droga idzie w poprzecznój linii pomiędzy rzekami Neiwą i Tagilem, opuszcza pierwszą tuż pod Newjanskiem i dosięga drugiéj niedaleko Niżnie-Tagilska. Z początku idzie ona po równej, cokolwiek błotnistéj łące, ale po przebyciu 15 do 20 wiorst staje się górzystszą i tam się przebywa grzbiet górny, stanowiący rozdział wód pomiędzy Neiwą i Tagilem. Grzbiet ten nie podnosi się na téj drodze do znacznéj wysokości; gdyż jedną z najwyższych gór, na którą nasi podróżni wstąpili, znaleźli oni nie wyższą nad 950 stóp nad powierzchnią morza, a około 200 stóp wyższą do Newjanska, którego wysokość jest prawie taż sama co Ekaterynburga. Razem z górami zaczął się także las, który z początku zawierał w sobie liczne otwarte miejsca, oraz wielką rozmaitość drzew, jakoto: brzóz, topoli, lip, ale późniéj stal się gęstszym i złożonym tylko z czarnych iglastych drzew. W środku niego leży małą wieś Szajtanka, szesnaście wiorst od Niżnie-Tagilska, w której zmieniono konie. Ale gęsty jodłowy las ciągnął się jeszcze dziesięć wiorst daléj, gdy nagle ukazał się podróżnym obszerny widok na rozciągający się przed nimi wielki staw Niżnie-Tagilski, na magnesową górę za nim i na miasteczko samo po prawéj stronie góry. Jechano pół mili wzdłuż stawu, nim zbliżono się do długiego rzędu nowych drewnianych domów, które częścią już były gotowe, częścią dopiero co budowane i przeznaczone na mieszkania dla robotników w nowo-odkrytych pod Niżnie-Tagilskiem płókalniach złota i platyny. Przejeżdżano późniéj przez inne dawniejsze ulice i przyjechano wreszcie do tuż nad stawem w powabném położeniu leżącego domu mieszkalnego właścicieli Niżnie-Tagilska.
Niżnie-Tagilsk, równie jak cały należący do niego, a około ośmiu wiorst kwadratowych zawierający w sobie okrąg, jest posiadłością rodziny Demidowych. Przodek ich, Nikita Demidow, prosty kowal z fabryki broni wTule, otrzymał w darze od Piotra Wielkiego w r. 1702, odkrytą wtedy magnesową górę, równie jak niedawno przedtćin założoną hutę żelazną Newjansk i w r. 1725, założył fabrykę w Niżnie-Tagilsku, oraz wiele innych w okolicy. Syn jego, Radca stanu Akimfićz Demidow, rozszerzył znacznie założone przez swego ojca fabryki, jako téż przyczynili się do ich wzrostu jego następcy, szczególnie ojciec teraz żyjących braci Demidowych, Nikołaj Nikiticz Demidow. Niżnie-Tagilsk sam coraz większego nabywał wzrostu, tak, że w roku 1826, liczył 3000 domów i 17, 000 mieszkańców; ludność całego okręgu wynosiła w tym czasie 28, 000 mieszkańców. W następnym czasie, liczba ta zwiększyła się jeszcze o 8, 000 ludzi, które pan Demidow przesiedlił z majątków swoich leżących w gubernii Kijowskiéj.
Nie masz może, powiada professor Rose, innego miejsca na ziemi, w którem byłaby taka obfitość kruszców, jak w okolicach Niżnie-Tagilska. O dwie wiorsty tylko od niego leży sławna magnesowa góra, która dostarcza wybornego kruszcu dla wszystkich hut w okolicach leżących; w pobliżu jej znaleziono w roku 1812, rudę miedzianą, nie ustępującą w dobroci gumeszewskiéj, a w nowszych jeszcze czasach także niedaleko ztamtąd bogate pokłady złotego i platynowego piasku, z których ostatnie w bogactwie swojém daleko przechodzą wszystkie inne podobnego rodzaju pokłady na Uralu. Teraz Jiie mieszka żaden członek rodziny Demidowych w NiżnieTagilsku; obszerne fabryki są zarządzane przez członków osobnego hutniczego kantoru, na którego czele stoi dwóch pełnych wiadomości ludzi: panowie Łubinów i Szwecow, którzy obaj w podróżach za granicą, szczególnie w Anglii i Francyi, nabyli dokładnéj znajomości górnictwa i hutnictwa. Szwecow bawił dziesięć lat w Paryżu i nabył tam swojego ukształcenia w Źcole normale i Źcole des nmies. Gdy powracał na Ural, zapoznał się w Berlinie z Humboldfem, na krótki czas przed jego podróżą, i w skutku tego Humboldt oświadczył w Petersburgu przed opiekunami niedawno zmarłego we Florencyi Mikołaja Nikiticza Demidowa życzenie swoje, ażeby pan Szwecow towarzyszył mu w podróży jego na Uralu. Gdy chętnie na to przystano, pan Szwecow zjechał się z naszemi podróżnemi już w Ekaterynburgu, odbył z nimi podróż aż do Niżnie-Tagilska, potém daléj po północnym Uralu. Po powrocie do Ekaterynburga, rozłączono się z nim dla podróży do Ałtaju, ale późniéj w Miasku na południowym Uralu zjechano się z nim znowu.
Zakłady hutnicze znajdujące się pod zarządem kantoru Demidowskiego, znajdują się najprzód w Niżnie-Tagilsku samym, daléj w Wyjsku, trzy wiorsty na północo-wschód od Niżnie-Tagilska, na małéj rzeczce Wyja, wpadającéj z lewéj strony do Tagilu; w Werchnie i NiżnieLajsku, ośmnaście i dwadzieścia wiorst na północ od Niżnie-Tagilska nad Lają, która dalej u dołu wpada z lewéj strony do Tagila; w Werchnie i Niżnie-Saldinsku, trzydzieści sześć i czterdzieści sześć wiorst na wschód od Niżnie-Tagilska, nadSaldą, znacznym już przytokiem Tagila; w Czernojstoczynsku na południe od Niżnie-Tagilska nad Czerną, wyższego lewego przytoku Tagila; nakoniec w Wissimo-Szajtansku i Wissimo Utkinsku, które ostatnie huty leżą na zachodniéj stronie Uralu nad Utką, przytoku Czussowoj, na południo-zachód od NiżnieTagilska.
Główna fabryka znajduje się w Niżnie-Tagilsku; tu roztapia się wszystek miedziany kruszec i większa część żelaznego. Miedziany kruszec zawiera w przecięciu cztery procenty miedzi. Roczna produkcya tego metalu wynosi 50, 000 pudów. Żelazny kruszec Magnesowéj góry roztapia się częścią w Niżnie-Tagilsku, częścią w Werchnie-Saldinsku. Ilość corocznie w Niżnie-Tagilsku wydobywanego surowego żelaza wynosi 350, 000 pudów; bywa>no częścią tu, częścią w zależących od Niżnie-Tagilska fabrykach fryszowane i obrabiane na sztaby, kotwice, blachy, kociołki, kosy, gwoździe, dróty i t. d. Dobroć wyrobionego żelaza jest bardzo sławioną i jego wielka rozciągliwość czyni je sposobném do wyrabiania na najcieńsze blachy, które w Rossyi szczególnie są poszukiwane, gdyż często służą one tam do pokrycia domów. Blachy téż w Niżnie-Tagilsku są po części obrabiane do rozmaitych lakierowanych towarów, które także z powodu swego wybornego lakieru nabyły wziętości w całéj Europejskiej i Azyatyckiéj Rossyi. W Niżnie-Tagilsku i na innych fabrykach wyrabiane metale, są po większéj części transportowane lądem po grzbiecie Uralu do oddalonego na sześćdziesiąt wiorst Wissimo-Szajtanska, gdzie są pomieszczone na statki i przez Utkę, Czussowaję i Kamę dostają się na Wołgę; część zaś bywa w Niżnie-Tagilsku samym lokowaną na statki na żeglownym tu już Tagilu i posyłaną do Wschodniéj Syberyi, szczególnie do głównego handlowego miejsca Irbitu nad Turą.
Magnesowa góra, zwana Wysokaja gora, leży na zachodniéj stronie hucianego stawu, dwie wiorsty od niego oddalona. Wznosi się ona pośród równiny i przedstawia szeroki, płaski z północy ku południowi idący grzbiet. Największa długość jego wynosi 300 sążni, największa szerokość 250 sążni, a największa wysokość nad powierzchnią stawu41 sążni. Góra ta składa się po większéj części z czystego magnesowego kruszcu, tylko po bokach i przy powierzchni miesza się do niego szaro-żelazny kruszec. Ogromna massa kruszcu, tworząca górę magnesową, leży w białéj, żółtéj lub szaréj glinie. Wydobywanie żelaznego kruszcu odbywa się sposobem łomów kamiennych; z powodu twardości kruszcu musi on być po większéj części wysadzany prochem. Znajduje się jeszcze jego niewyczerpany zapas, chociaż od roku 1721, w którym zaczęto rozkopywać magnesową górę, miliony pudów kruszcu wydobyto. Przed roztopieniem kruszec bywa prażony w wielkich mielerzach, z których każdy może mieścić w sobie do 400, 000 pudów kruszcu. Podobny mielerz składa się z trzech warstw, pomiędzy któremi robią się pokłady z wielkich kłód, które się zapalają. Pali się on częstokroć przez czterdzieści dni i ostyga ledwo po ośmiu lub dziesięciu tygodniach. Tuż w blizkości Magnesowéj góry odkryto w niedawnych już czasach miedziany kruszec, który się roztapia w Niżnie-Tagilsku. Jest on prawie tegoż samego gatunku i téjże dobroci, co wydobywany z kopalń i Gumcszewskiéj. W czerwcu 1835 r., natrafiono tu na massę malachitu nadzwyczajnéj wielkości; jest ona 171/:! stóp długą, 8.stóp szeroką i 3’/2 stopy grubą, waży zaś od 500 do 600 centnarów; przechodzi więc znacznie wielkością massę malachitu znalezioną w Gumeszewsku, a znajdującą się w zbiorze korpusu górniczego w Petersburgu. Roboty w téj kopalni rozpoczęte zostały w r. 1812. Dawniéj jeszcze znajdywano w okolicy liczne ślady
podróże Humboldt“*. Od. XI,. t J. J4  106 —
miedzi, i zaczęto roboty w wielu miejscach, ale z powodu małéj ilości metalu zarzucono je.
Podróżni rozpoczęli swe wycieczki w Niżnie-Tagilsku zaraz po południu w dniu swojego przybycia, obejrzeli najprzód huty, potém górę Magnesową i wreszcie kopalnię miedzi, z któréj wyjechali o 11 ^godzinie w nocy. Noc była chłodną, temperatura powietrza wynosiła tylko 4° R.; w kopalni więc było daleko cieplej. Dzień 28 czerwca przeznaczony był na obejrzenie płókalni złota, znajdującej się nie daleko Niżnie-Tagilska. Te płókalnie położone są po obu stronach Tagilu, tak na zachodnim stoku górnego grzbietu, pomiędzy Newą i Tagilem.jak równie na wschodnim stoku głównego grzbietu Uralu; ale pierwsze są daleko znaczniejsze, i dlatego ograniczono się na ich zwiedzeniu.
Droga tam prowadząca jest z początku mało górzysta, ale wznosi się, po przybyciu do góry Bertowaja, dość stromo na wysoką równię. Na niéj znaleziono las, ciągnący się od Niżnie-Tagilska, wytrzebiony i szereg drewnianych domów, częścią skończonych, częścią dopiero budujących się. Były one przeznaczone na przyjęcie nowych osadników. Po za tą tworzącą się wsią leży bogaty pokład Wilujskoj na płaskiej dolinie, przez którą przepływa rzeczka Wiluj wpadając do Tagila, dwadzieścia wiorst od Niżnie-Tagilska. Złoty piasek tych pokładów zawiera w sobie lVa zołotnika złota na 100 pudów i od r. 1824 do 1828, wydał więcéj 70 pudów złota. Do bogatszych pokładów na wschodniéj stronie Tagilu należą jeszcze: Teljanskoj, Katabinskoj i Szyłowskoj; nadto, na zachodniéj stronie, Czeremiszanskoj iEIchowskoj. W ogólności, ilość znalezionych pokładów dochodzi do czterdziestu, z których wiele dostarczyło małą tylko ilość złota, inne zaś dotąd mało były rozkopywane. Ilość złota, którą wszystkie płókalnie Niżnie-Tagilskie dostarczyły od czasu ich odkrycia w roku 1823 do 1829, wynosi więcéj 250 pudów; w téj liczbie bogatsze wyżej wspomnione płókalnie same wydały 157 pudów.
W
Płókalnie platyny, na których obejrzenie przeznaczony był dzień 29 czerwca, leżą na południo-zachód od Niżnie-Tagilska, już na zachodnim stoku Uralu, pomiędzy hutami Czerno-Istoczynskiem i WissimoSzajtanskiem. Odległość ich od Niżnie-Tagilska jest większą niż płókalni złota; może ona wprawdzie w prostym kierunku wynosić tylko trzydzieści pięć wiorst, ale droga idzie aż do Czerno-Istoczynska prawie całkiem na południe, i wtedy ledwo zwraca się ku zachodowi. Dobrze ubita droga prowadzi z Niżnie-Tagilska do wyżéj wspomnionych fabryk przez ciąg gór, nieznacznie podnoszących się i podobnież spa dających, oraz wznoszących się do nie wielkiéj tylko wysokości, chociaż tworzą główny grzbiet Urału. Droga więc jest wyborną, dopóki idzie wielkim gościńcem. Prowadzi ona ciągle lasami, które jak wszędzie pokrywają stoki Uralu.
W Czerno-Istoczynsku, surowe żelazo, dobywane w Niżnie-Tagilska bywa fryszowane i daléj obrabiane. Huta leży w północno-wschodniéj stronie bardzo obszernego stawu, utworzonego zatamowaniem Czerny i ciągnącego się długo jeszcze wzdłuż drogi idącéj doWassimoSzajtanska. Za nim, w odległości piętnastu wiorst od Czerno-Istoczynska, wstępuje się na szeroki płaski grzbiet, który na téj drodze tworzy rozdział wód europejskich od azyatyckich, ale wznosi się do nieznacznéj bardzo wysokości 1140 stóp. Na wschodniéj jego stronie znajdują się źródła małéj rzeczki, Bobrowki, wpadającéj do Tagilu, a na zachodniéj stronie źródła Wissimu, wpadającéj do Utki, przez tę zaś do Czussowoj. Na samym grzbiecie stoi w prawo od drogi ogromna jodła, na któréj wielkiemi literami wyrżnięto z zachodniéj strony Europa, a ze wschodniéj Azy a.
Na zachodniéj stronie tego grzbietu leżą w bok od drogi, w małych dolinach, schodzących z grzbietu górnego, rozmaite platynowe płókalnie na przestrzeni dziesięciu wiorst. Jest ich sześć. Podróżni nasi zwiedzili je prawie wszystkie porządkiem, objeżdżając je konno, gdyż po drogach bocznych nie podobna było przejechać pojazdem.
Platyna znajduje się w piasku w małych kątowatych ziarnkach, rzadko w cokolwiek większych, które wtedy zwykle zmieszane są z chromem żelaza. Ilość platyny w platynowym piasku przewyższa daleko ilość złota w złotym piasku, gdyż 100 pudów piasku zawiera niekiedy do 55 zołotników platyny. Płókanie piasku odbywa się na miejscu, na umyślnie do tego zrobionych przyrządach, długich na 7 stóp, a szerokich na 3’/a stopy. Serpentyn napływowy, z którego szczególnie składa się piasek platynowy, mianowicie w południowych pokładach, równie jak znajdywanie się platyny w serpentynie, bez pośrednictwa chromianu żelaza, dowodzą, że serpentyn stanowił pierwiastkowe pokłady platyny ( ) Idąc w górę małéj rzeczki Martian, nad którą znajduje się pokład platynowy Martianowskoj, przybywa się w niejakiém oddaleniu od płókalni do błotnistéj wyżyny, leżącéj na samym grzbiecie Uralu i noszącéj także nazwanie Martian. Do niej przylega z południowo-zachodniej strony wysoki grzbiet górny, który podróżni nasi postanowili zwiedzić i dlatego od płókalni Sucboj poszli w tym kierunku. Grzbiet ten nazywa się Biełaja Gora (biała góra), nie dlatego, żeby śnieg ten leżał cały rok, ale, że będąc wyższą, od innych otaczających ją gór, zatrzymuje na sobie śnieg dłużéj niżeli inne. Droga do niego jest bardzo przykrą i prowadzi przez nagromadzone bryły skalne, lasy i błota. W tym czasie gorszą jeszcze była niż zwykle z powodu burzy, która nie dawno przedtém wiele jodeł była powaliła. Gdzie las się przerywał, rozciągały się błotniste płaszczyzny, gęsto pokryte bryłami skalnemi. Pomiędzy nićmi znajdowały się głębokie doły, w które konie często po kolana zapadały i zostawały w niebezpieczeństwie połamania nóg. Jednakże dostali się na nich szczęśliwie podróżni aż do podnóża właściwéj skały, na któréj wierzchołek się wdrapali po nagromadzonych wolno leżących bryłach. Od północy, czyli raczéj północo-zachodu zniża się powoli ten grzbiet i ztąd mniej przykra, ale dłuższa droga na jego wierzchołek. Skała sama jest nagą i przy znacznéj jéj wysokości, wynoszącéj 2027 stóp (więcéj wystający szczyt na południowym jéj końcu ma wysokości 2117 stóp) odkrywa się obszerny widok na okolicę. Widok ten jest rozległy, ale jednostajny; nie widać nic więcej jak obszerny las, pokrywający okoliczne nie zbyt wyniosłe, wzgórza i rozciągający się aż do błot, z pośród których wznosi się Biełaja gora. Tylko w północno-wschodniéj stronie widok ten ożywionym jest wielkim stawem Czerno-Istoczynskim, który przy pogodzie, jaka towarzyszyła téj wycieczce, odbijał się pięknym błękitem. Na północno-wschodniéj jego stronie ciągnęły się budowle, należące do hutniczego zakładu, i po nad niemi, po za lasem, który i tutaj ograniczał widnokrąg, wznosiła się kościelna wieża Niżnie-Tagilska. Również ku południo-wschodowi wznosił się po nad lasem wierzchołek wieży kościelnéj Newjanskiéj, ale to.były jedyne przed“ mioty, które przypominały istnienie ludzi, z innych zaś stron było wszędzie pusto i dziko.
Zniżone już słońce przypomniało podróżnym, że czas było powracać. Udali się oni taż samą drogą po wschodniéj stronie błot Martian i jechali po wązkiéj ścieżce przez gęsty las, którego obfitą roślinność wprawdzie podziwiali, ale która zaledwo dozwoliła im przejechać. Przejechali mimo znajdującéj się tu płókalni, lecz nie mogli jéj obejrzeć dla braku czasu. Po przykréj jeździe na złych koniach i po gorszych jeszcze drogach, przybyli wreszcie na wielką drogę idącą z Czerno-Istoczynska do Wiśsimo-Szajtanska; tu znaleźli swe powozy, w których szybko ruszyli przez Czerno-Istoczynsk do Niżnie-Tagilska, gdzie przybyli o godzinie 2 w nocy.
Trzydziestego czerwca opuścili Niżnie-Tagilsk, po południu, gdyż połowę dnia strawili na uporządkowanie i upakowanie zebranych przedmiotów, które przodem miały być wysłane do Ekaterynburga, najbliższy zaś cel ich podróży, zakład hutniczy Kuszwinsk był tylko oddalony od Niżnie-Tagilska na 48 wiorst; łatwo więc było do niego przybyć tegoż samego dnia.
Tuż za Niżnie-Tagilskiem, minąwszy ujście Baranczy opuszcza się Tagil, który wtedy zwraca się ku wschodowi i wpada późniéj do Tury. Przybywa się potém do Lai, drugiego małego przytoku Tagila, wzdłuż którego idzie droga przez kilka wiorst i nad którym leżą dwie do NiżnieTagilska jeszcze należące huty, Werchnie i Niżnie-Lajskoj, oraz wieś Łaja w niedalekiéj od siebie odległości. Laja znajduje się prawie na połowie drogi od Niżnie-Tagilska do Kuszwinska. Zaczęło już było zmierzchać, kiedy nasi podróżni przybyli do wsi. Kiedy niedaleko Kuszwinska przebywali ostatni szeroki grzbiet górny, zachodzące słońce rzucało swe ostatnie promienie na okolicę i na wznoszącąsię na prawo magnesową górę Błagodat, czarującym sposobem oświecając całą tę przestrzeń. Zajęli w Kuszwiusku tak zwaną rządową kwaterę i gdy nie mieli z sobą tego wszystkiego, co konieczném jest w podróży po Syberyi, uprzejma grzeczność urzędnika miejscowego zastąpiła ten niedostatek.
Hutniczy zakład Kuszwinsk, należący do rządu, został założony w roku 1730 i zawdzięcza swoje istnienie leżącej w pobliżu słynnéj inagnesowéj górze, zwanej Błagodat, czyli Błogosławiona, którą wskazaną została Rossyanom przez Woguła, nazwiskiem Stefan Czumpin. Woguł ten musiał jednak tę wskazówkę, do której go przywiodły nagrody naznaczone przez urzędy rossyjskie dla odkrywających pokłady kruszców, przypłacić życiem. Po osiedleniu się bowiem Rossyan, lasy zaczęły być trzebione i zwierzyna przepłaszaną, z któréj Woguły, dawniejsi mieszkańce tych okolic, szczególnie żyli. Wynieśli się przeto, razem z dzikiemi zwierzętami, do północnych przez Rossyan jeszcze nie zwiedzanych okolic, ale pierwéj, przez zemstę spalili na wierzchołku Błagodata swojego ziomka, który tak był nieprzezornyin, że się do nich wrócił. Na uczczenie jego pamięci wzniesioną została, na miejscu, gdzie był spalony, żelazna kolumna ze stosownym napisem.
Żelazna huta leży na zachodniéj stronie góry, 2’/j wiorsty tylko oddalona od jéj wierzchołka, i otacza razem z budowlami dla urzędników i robotników dość obszerny staw, utworzony przez zatamowanie roałéj rzeczki Kuszwy. Spadzistość Błagodatu ze strony osady jest pochyłą i dobrze ubita droga prowadzi aż ku wierzchołkowi. Na sam szczyt można się dostać po schodach, wykutych w skale i pokrytych żelaznemi plitami, do których prowadzi mały most, rzucony na wąwozie, zrobionym zapewne przez dawniejsze roboty. Na tym szczycie znajduje się na pamiątkę Woguła Czumpina wzniesiony pomnik, i obok niego jest mała kaplica z otwartą galeryą, z któréj obszerny widok na górę i sąsiednie okolice.
Błagodat tworzy osobno stojący, przez dwa wąwozy na trzy góry podzielony grzbiet, którego długość od północy ku południowi rozciąga się przynajmniéj na wiorstę. Od wschodu przylega do niego obszerna błotnista Nizina, która tylko od północy i południa opasaną jest odnogami uralskiego łańcucha; od zachodu ciągnie się W równoległym kierunku gęstym jodłowym lasem okryty Ural, którego główny grzbiet jednakże o 20 wiorst od Błagodatu jeszcze oddalony. Pomiędzy wyższemi górami łańcucha uralskiego odznaczają się, idąc z północy ku południowi, szczególnie Kaczkanar, podobna do Błagodatu Magnesowa góra, Kamyszok, Sinaja gora (błękitna góra) i Kundrawy kameń. W odnodze otaczającéj błotnistą nizinę od południa, wznosi się nad inne Tiepłaja gora i Grcbeszki. Na zachodniéj stronie Błagodatu płynie Kuszwa, mająca swe źródło na wschodnim stoku Uralu, na równinie od wschodu Salda, która w saméj błotnistej nizinie ma swe źródło; obie wpadają, pierwsza po krótszym, druga po dłuższym biegu, do Tury. Wysokość Błagodatu wynosi według wymiaru Humboldfa i Rose 1150 stóp nad powierzchnią morza i 483 stóp nad stawem Kuszwinskim.
Magnesowe żelazo Błagodatu bywa wydobywane równie jak na górze zwanéj Wissokaja, nie za pośrednictwem sztolni, ale przez wiercenie i wysadzanie prochem. Teraźniejsze roboty mają miejsce tylko na południowym i wschodnim stoku, dawniejsze odbywały się także na wierzchołku góry. Równie jak w Niżnie-Tagilsku kruszec żelazny bywa prażony w wielkich, osobno stojących mielerzach. Ilość corocznie dobywanego kruszcu wynosi 700, 000 pudów, które w przecięciu dają 57 procentów surowego żelaza.
Roztapianie kruszcu i dalsze obrabianie wydobytego surowego żelaza odbywa się nietylko w Kuszwinsku, ale w wielu innych hutach, które po części leżą w znaczném oddaleniu od Kuszwinska, ale zostają pod jednym i tymże samym zarządem górniczym, mającym swe siedlisko w Kuszwinsku. Fabryki zależące od tego zarządu nietylko leżą na wtecbodniéj, ale téż na zachodniéj stronie Uralu. Do pierwszych należą Niżnie i Wierchnie-Turynsk, do drugich Serebrjansk, Wotkinsk i Iszewsk. Roztapianie kruszcu odbywa się tylko w Kuszwinsku, Werchnie-Turynsku i Baranczynsku; na innych fabrykach bywa tylko wydobyte na pierwszych surowe żelazo daléj obrabiane. W Kuszwinsku znajduje się także gisernia armat, w’któréj, podczas pobytu podróżnych, odlewane tylko były jak najstaranniéj przedmioty amunicyjne, kule, bomby i granaty.
Główny łańcuch Uralu składa się w całym okręgu Kuszwinskim z talkowego i chlorytowego łupku. Lasy, błota i roślinna ziemia pokrywają wszędzie pokład kamienny, tak, że trudno widzieć go obnażonym. Na wschód od głównego grzbietu ciągnie się inny rzęd pojedynczych wzgórzy w kierunku S.S. O.iN.N. W. Poczyna się on 7 wiorst na południe Baranczynska Kundrawym Kamieniem (kędzierzawą skałą), za nim następuje ku północy Sinaja gora (błękitna góra), obie skały, które z Błagodatu wyraźnie widzieć można), daléj idzie Gołaja gora (naga góra), Tołstaja gora (gruba góra) i Lipowaja gora, leżąca tuż nad stawem Baranczynskim; na północ od niej leży w tymże rzędzie Kamyszok. Na zachód od Lipowoj gory znajduje się błotnista, lasem pokryta równina, przerznięta strumieniami, wypływającemi z Uralu. Sinaja gora jest po Kaczkanarze najwyższą górą w okolicy; wznosi się ona na 1010 stóp nad Baranczynskim i 985 stóp nad Kuszwinskim stawem; nad tym ostatnim więc prawie dwa razy tyle co Błagodat.
Prawie we wszystkich dolinach tego okręgu odkryto piasek złoty, który wprawdzie w blizkości głównego grzbietu jest bardzo ubogi i zaledwo V, zołotnika złota na 100 pudów wydaje, ale w odległości 25 do 40 wiorst od Uralu jest bogatszym. Zwyczajnie, obok złota zawiera w sobie platynę, ale tylko w małej ilości. Najobficiej znaleziono ten metal w płókalni Carewo-Aleksandrowskiéj, leżącej w dolinie malej rzeczki Uralicha, o 12 wiorst na południe od Baranczynska. Platyna, która tu znajduje się tylko w małych łuszczkach, odznacza się tém od wszystkich innych gatunków platyny, że nie ma w sobie iridium, ale najwięcéj czystéj platyny, tojest 86, 5 procentów.
W Kuszwinsku opuścił podróżnych zacny ich towarzysz, hrabia Polier, który ztąd udał się do swoich posiadłości nad Koiwą, na zachodnim stoku Uralu. Humboldt i jego towarzysze mieli pierwéj zamiar mu towarzyszyć, ażeby obejrzćć jego żelazne kopalnie i w pobliżu ich leżące płókalnie złota; ale dowiedzieli się, że najbliższa tam prowadząca droga może być odbywaną tylko konno i to z wielką trudnością, że wprawdzię jest inna droga, po któréj można jechać pojazdem, lecz ta prowadzi przez hutę Serebrjansk, potem wzdłuż Czussowoj aż do Koiwy, a więc z wielkim nakładem drogi. Pierwszą drogą nie mógł hrabia Polier się udać, nie chcąc zostawiać swojego pojazdu; ostatnia zaś podróżnym zajęłaby dużo czasu: i to ich skłoniło do wyrzeczenia się odwiedzin płókalni hrabiego.
Podróż hrabiego Polier pod względem handlowym nie miała wpradzie ważnych rezultatów, ale dla mineralogii była bardzo ważną, gdyż spowodowała odkrycie rossyjskich i to europejskich dyamentów. Nieszczęściem, nie tak pomyślne skutki miała ta podróż dla zdrowia hrabiego, gdyż połączone z nią niewygody przyspieszyły zapewne rozwinięcie choroby płucowéj, z któréj, jak wyżej wspomnieliśmy, hrabia umarł zimą 1830 roku.
Znalezienie dyamentów na tak wysokiéj szerokości (blizko 59 stopni) powinno tem żywsze obudzać zajęcie, że długi czas mniemano, iż drogie kamienie właściwe są tylko strefie między-zwrotnikowéj. Humboldt, w swojem geognostyczném dziele o pokładach mass górnych w obu półkulach ( ), zwrócił był uwagę na uderzające powinowactwo wspólnego znajdowania się pewnych substancyj (platyny, złota, palladium i dyamentów), które we wszystkich częściach kuli ziemskiéj nieodmiennie daje się postrzegać. Te pomysły stowarzyszenia minerałów obudziły w nim, i jak sam on wyraźnie wspomina w swoich Fragmens asiatigues (t. II, p. 593), pierwéj jeszcze (1826 roku) w professorze von Engelhardt w Dorpacie i p. Mamyszewie, byłym dyrektorze Gorobłagodatskich hut, najżywszą nadzieję odkrycia także dyamentów w złotych i platynowych pokładach Uralu. Gdy więc podróżni nasi zwiedzali płókalnie, rozpatrywali wszędzie przez mikroskop piasek, ażeby z substancyj towarzyszących złotu i platynie, można było wnieść o pierwiastkowych pokładach złota, zwracając przytém szczególnie uwagę na odkrycie dyamentów. Zalecali oni wypłókanie pewnéj ilości piasku do tego tylko stopnia, żeby oddzielić lżejsze, drobniejsze cząstki, dla łatwiejszego rozpoznania pozostającego żwiru. Przy tych ciągłych mikroskopijnych poszukiwaniach udało się im odkryć wiele minerałów, które również znajdują się w złotym piasku Brazylii, i zwracających przeto na siebie całą ich baczność, jak np. biały cyrkon z pięknym dyamentowym blaskiem i anatas; ale poszukiwanie samych dyamentów pozostało bez skutku. Szczęśliwe odkrycie tego mineralnego ciała zrobili wreszcie p. Schmidt i hrabia Polier, 5 lipca 1829 roku, a więc we cztery dni po rozłączeniu się ich w Kuszwinsku z Humboldfem. Ostatni otrzymał wiadomość o tém pomyśiném wydarzeniu nie pierwéj, jak 3 września, w Miasku, w powrocie swoim z Ałtaju i górnego Irtyszu. Hrabia Polier, który wtedy znajdował się na jarmarku w Niżniem-Nowgorodzie, posłał Humboldfowi w podarunku, przez p. Schmidfa, jeden z dyamentów znalezionych w Adolfskoj, z prośbą, żeby nie rozgłaszać tego odkrycia przed powrotem do Petersburga, gdyż dyamenty te nie przedstawione zostały jeszcze Cesarzowi.
ów Humboldtowi przesłany dyament znajduje się teraz w królewskim mineralogicznym zbiorze w Berlinie. Powierzchnia jego jest mocno błyszczącą, ale nie zupełnie gładką; jest on przezroczysty i prawie bezbarwny, z nieznacznym tylko zielonym odcieniem.
Jak mocno zresztą Humboldt na wstępie podróży przekonany był o rychłém odkryciu uralskich dyamentów, dowodzą słowa, które on wyrzekł przy pożegnaniu do Cesarzowéj: „Za nic w świecie, rzekł on żartobliwie, nie ukażę się więcéj przed Waszą Cesarską Mością bez rossyjskich dyamentów.“ Przypadkiem, czasu jego powrotu w miesiącu grudniu, Cesarz tylko widział dyamenty hrabiego Polier, i tym sposobem Humboldt miał zadowolenie pierwszy pokazać Cesarzowéj znajdujący się teraz w Berlinie dyament.
Pierwsza wiadomość o odkryciu uralskich dyamentów ukazała się w Gazecie Petersburskiéj 9 (21) listopada 1829 roku. List hrabiego Polier do Arago w Paryżu, który miał być umieszczony w Annales de chimie, pozostał niedokończony z powodu cierpień chorego; jednakże złożył on rossyjskiemu ministrowi skarbu, hrabiemu Kaukrynowi, dokładną o tém odkryciu wiadomość (*). Według niej, czternasto-letni chłopiec, Paweł Popow, rodem ze wsi Kalinskoje, znalazł pierwszy dyament (**), i jako szczególnéj powierzchowności kamień pokazał go nadzorcy płókalni, który jednak nie przywiązując do niego żadnéj wagi i uważając go za topaz, dołączył go do gromady wielu innych przypadkiem znalezionych minerałów, gdzieby może zaginął, gdyby wprawne oko p. Schmidfa nie rozpoznało go. We trzy dni późniéj inny chłopiec znalazł drugi dyament, a w kilka dni po odjeździe hrabiego z płókalni przysłano mu jeszcze trzeci, większy od dwóch pierwszych razem wziętych.
() Zob. treści tej wiadomości w dziele Rose’go, tom I, str. 356 — 360, gdzie ona po raz pierwszy ogłoszoną została.
Chłopiec ten, poddany hrabiego, otrzymał, oprócz pewnej summy pieniędzy, swobodę.
Podróże Humboldta. Od. II, 1.1, Pokładem tych kamieni był bardzo bogaty złoty piasek Adolfskoj, nad małą rzeczką Poludennaja, wpadającą do Koiwy, a przez nią do Czussowoj. Pokład ten leży cokolwiek na północ od Krestowozdwiźenskoj, na europejskim stoku Uralu, w Bisserskim powiecie, 200 wiorst na wschód od Permu, a 70 na północo-wschód od Kuszwinska. Według postrzeżeń p. Schmidt’a, złotodajny piasek, który zawierał w sobie dyamenty, jest prawie czarnym dolomitem bez skamieniałości. Podobieństwo zwietrzałego kamienia zwęglanym prochem jest tak wielkie, jak hrabia Polier powiada, że naprowadza na domysł, iż dyamenty te utworzyły się na tćmże samém miejscu, gdzie znalezione zostały. Chemiczny rozbiór, jaki professorowie Rose i Góbel (w Dorpacie) czynili z czarnym dolomitem, potwierdził znajdowanie się w nim węgla. Professor Parrot widział w roku 1832, u hrabiny Polier jeszcze 29 innych dyamentów, a z tych niektóre miały rysy wewnątrz, inne czarne plamki, które pochodziły od węgla. Waga 28 tych kamieni wynosiła 17*/, 6 karatów; największy ważył 217/32, najmniejszy l/s karata.
Od roku 1829 do 1834 znaleziono 41 dyamentów (1829 i 1830 roku 26 sztuk) w wąwozie Adolfskoj. Ale gdy później w téj okolicy nie znaleziono więcéj dyamentów (lubo zaczęto rozkopywać pokłady, gdyż zwierzchni złotodajny piasek zdawał się być wyczerpanym, i znajdowane w nim dyamenty były tak małe, że nie pokrywały kosztów), wynikła, jak p. von Ilelmersen opowiada (*), u wielu mieszkańców Uralu wątpliwość o rzeczywistości odkrycia rossyjskich dyamentów; zaczęto nawet rozgłaszać, że jeden wstępnik, który w roku 1829 miał nadzór nad płókalnią, zręcznym sposobem podrzucił brazylijskie dyamenty do złotego piasku pokładu Adolfskoj.
Ale niepodobieństwo takiego oszukaństwa, zaprzeczonego zresztą świadectwem pięciu znawców; którzy od roku 1829 zwiedzali miejsce odkrycia, dowodzi się także tém, że dyamenty nietylko w wąwozie Adolfskoj były znajdowane: w roku 1839 znaleziono jeden dyament w okolicy Ekaterynburga; w roku 1838 w okolicach Kuszwy cztery (z których jeden, znaleziony w strumieniu Kuszajka, 25 wiorst od huty Kuszwinskiéj, według urzędowéj wiadomości, ważył 77/16 karatów) (**); oraz
(») Podróż do Uralu i stepów Kirgizkich w latach 1833 i 1835.
(**) Wartość takiego dyamentu jest już dość znaczną. Surowe, do obrabiania zdatne dyamenty, płacą się od karata po 20 do 24 złotych (pruskich); ale gdy kamień waży więcej jednego karata, cenę stanowi kwadrat wagi pomnożony przez cenę kamienia od jednego karata; tak naprzyklad, cena surowego kamienia od trzech karatów, będzie: 3 x 3 x 22 zł., czyli 198 złotych pruskich.
1839 r. jeden w okręgu Werchnie-Uralskim, na plókalni Uspenskaja. Z tego się pokazuje, że dyamenty, choć w małej ilości, znajdują, się na Uralu w czterech oddzielnych miejscach: Adolfskoj, Ekaterynburgu, Kuszwinsku i Werchnie-Uralsku, na przestrzeni 600 wiorst długości z północy na południe. Zaledwo można wątpić o tem, powiadają zgodnie Helmersen i Rose, że kiedyś natrafią na prawdziwy i główny pokład, na obfite gniazdo tego szacownego minerałfi.
Po tém wyboczeniu, powracamy znowu do naszych podróżnych, którzy 1 lipca po południu opuścili Kuszwinsk i udali się na północ do Niżnie-Turynska, po rozstaniu się z hrabią Polier, który ruszył na południo-zachód do Serebrianska. Niżnie-Turynsk oddalony jest od Kuszwinska na 29 wiorst. Droga idzie biegiem Kuszwy, po prawym jéj brzegu, aż do ujścia jéj o 9 wiorst od huty w płynącą na zachód od gór Turę, i wtedy droga bierze kierunek północny. Przy ujściu Kuszwy jest huta Werchnie-Turynsk, w której w wielu piecach roztapia się żelazny kruszec z Błagodatu; prócz tego znajduje się tu jeszcze gisernia, gdzie, jak w Kuszwinsku, zajmują się wygotowaniem kul i bomb. Za Werchnie-Turynskiem przebywa się Tura, i jedzie się lewym jéj brzegiem aż za wieś Imiannja, leżącą niedaleko ujścia dość znacznéj rzeki, Malaja Imiannja, do Tury, potém przejeżdża się znowu na prawą stronę Tury. Tura, równie jak Iiuiailnja, mają skaliste brzegi; ale skały te są nizkie i w wielu miejscach zaledwo ukazują się z pod ziemi roślinnéj, w pobliżu tylko stawu Niżnie-Turynskiego wznoszą się do pewnej wysokości. Postępuje się tu wzdłuż dhigiego, jodłami pokrytego grzbietu górnego, zwanego Szajton czyli Szajtanskaja-Gora, zostawując staw hutniczy na lewo. Na północo-zachodniej stronie jego leży znaczny hutniczy zakład, do którego podróżni przybyli wieczorem.
W Niżnie-Turyusku, surowe żelazo Wicrchnie-Turynska bywa fryszowane i daléj obrabiane. Przepędzono tu tylko pół dnia na obejrzenie fabryki i wstąpienie na najbliższe góry. Po południu ruszono w dalszą podróż. Z Niżnie-Turynska jest tylko około 30 wiorst do magnesowej góry Kaczkanar czyli Kaskanar, leżącéj ku północo-wschodowi, “ ale którą podróżni, z powodu jej znacznéj wysokości, widzieli już z Błagodatu. Około 10 wiorst za Niżnie-Turynskiem, bystro płynąca Tura zmienia swój bieg, i zwraca się, jak Tagil i Neiwa, pod prostym prawie kątem ku wschodowi. W kącie, który tu tworzy Tura, wpada z lewéj strony, płynąc na zachód od gór, Iss, mający swe źródło u podnóża góry Kaczkanar. Według opisania Pallas’a, który ją zwiedzał, tworzy ona znuczną górną, przestrzeń, więcej jak na 5 wiorst długą; nie składa się jednak całkiem z magnesowego żelaza, ale większą częścią z jałowej ziemi, z któréj magnesowe żelazo w pojedynczych małych sztukach wystaje.
Kaczkanar sławny jest z powodu silnego magnesu, którego i teraz jeszcze dostarcza. Oprócz kilku wądołów, nie robiono w nim prawdziwych rozkopów dla wydobywania magnesowego kruszcu, gdyż leżące w pobliżu magnesowe góry Kuszwinsk i Niżnie-Tagilsk, dostateczną ilość jego dostarczały. Na zachodnim stoku tej góry od Bisserska, znaleziono niedawnemi czasy piękny, lśniący się, szmaragdowo-zielony minerał, który od nazwiska byłego Ministra Narodowego Oświecenia i Prezydenta Petersburskiéj Akademii Nauk, Uwarowa, otrzymał nazwanie Uwarowita. Królewsko-mineralogiczny gabinet w Berliuie posiada także bardzo piękny egzemplarz Uwarowita.
Kopalnie miedzi Bogosłowskie, do których wtedy podróżni zmierzali, leżą 167 wiorst na północ Niżnie-Turynska i około 50 wiorst od właściwego łańcucha Uralu, chociaż się one znajdują jeszcze na stoku gór. Od Niżnie-Turynska Ural staje się znacznie wyższym, i nabywa większéj szerokości, przez boczne odnogi, które w prostokątnym kierunku wychodzą z głównego łańcucha. Najwyższe tu znajdujące się szczyty są: Magdalinskoj, Pawdinskoj, Kimszekowskoj, Kakwinskoj i Deneżkin-Kamień, z których wszystkie, oprócz Magdalinskoj-Kamień, nie leżą na właściwym łańcuchu Uralu. ale wznoszą się na wschód od niego, jako osobne cyple. Wysokość ostatniej téj góry wynosi, według trygonometrycznych wymiarów znakomitego astronoma Fedorowa, 8 do 9, 000 stóp nad powierzchnią morza, wówczas, kiedy szczyt południowego Uralu nie przenosi 4, 000 stóp paryzkich. Przy tak znacznéj wysokości północnego Uralu, dziwną jest rzeczą, że szczyt jego pod 60° północnéj szerokości, nie jest okrytym wiecznym śniegiem; ale ten leży w wielkich siodłowatych wydrążeniach pomiędzy pojedynczemi szczytami i na wschodnim oraz północnym stoku, gdzie go można widzićć jeszcze w znacznéj ilości w czerwcu i lipcu, a zatém słusznie może się uważać za wieczny. Pawdinskoj-Kamień, który dawniéj miany był za najwyższą górę Uralu, według barometrycznych wymiarów Helmersen’a, ma tylko wysokości 3, 326 paryzkich stóp nad powierzchnią morza.
Dokładniejsza znajomość tych gór jest bardzo utrudnioną, z powodu braku dobrych dróg. Tylko dwie drogi przez nią prowadzą: jedna południowsza, idzie z Werchoturya, przez hutniczy zakład NikołąjePawdinskoj, południowym stokiem góry Pawdinskoj Kamień, przez grzbiet Uralu do wsi Koria i dalej do Solikamska. Jestto dawna handlowa droga do Syberyi, która, z powodu opłacającego się wmieście Werchoturyu cła, przed wyprowadzeniem drogi ekaterynburskiéj, była jedyną, którą wolno było przebywać Ural. Druga idzie na północ tamtéj, od Bogosłowska i huty Petropawłowskoj, północnym stokiem góry Kakwinskoj Kamień, przez grzbiet Uralu do Czerdina. Oprócz tych dróg nie masz żadnej innéj przez tę część Uralu; obszerne błota okrywają niziny, gęste lasy pochyłości, przez co dokładniejszemu zbadaniu Uralu często nieprzezwyciężone stoją na drodze trudności. Z licznych błot wypływają w znacznéj liczbie strumienie, które łącząc się potém z sobą, tworzą większe rzeki, z których znaczniejsze są aż do Dcneżkin-Kamień: Lialia, Łobwa, Kakwa, Turia, Wagran i Soswa. Źródła Lialii wychodzą z podnóża góry Pawdinskoj-Kamień, Łobwy z góry Konszekowskoj Kamień, Kakwi i Turyi z góry Kakwinskoj-Kamień, a Soswy na wschód i południe góry Deneżkin Kamień. Wszystkie te rzeki, płynąc dolinami po bokach Uralu, zaraz z początku biorą wschodni kierunek, i tém się różnią znacznie od więcéj ku południowi leżących rzek: Neiwy, Tagila, Tury i Czussowoj, które wszystkie płyną w północnym kierunku, wzdłuż grzbietu Uralu, dopóki nic zwrócą się, pierwsze ku wschodowi, ostatnie ku zachodowi. Najznaczniejszą zpomiędzy wyżéj wspomnionych północnych rzek jest Soswa, która, płynąc czas jakiś ku wschodowi, zwraca się ku południowi, i w swym południowym biegu przyjmuje w siebie inne rzeki od Wagran do Lialia. Po złączeniu się z tą ostatnią, zwraca się ku północo-wschodowi, i łączy się wtedy z Eoswą, która bardziej ku północy niżeli Soswa wypływając z Uralu, bieży w równoległym do niej kierunku aż do punktu połączenia się z nią, i wtedy pod zmienionem nazwiskiem Tawda wpada do Irtyszu.
Na północ Soswy leżąca przestrzeń Uralu, aż do ostatnich czasów prawie całkiem była nieznaną, i dopićro przez wysłaną z Bogosłowska wyprawę, która w letnich miesiącach 1830, 1831 i 1832 lat okolicę tę pod względem geograficznym i górniczym zbadała, stała się cokolwiek więcéj znajomą. Wyprawa ta zaczęła swe poszukiwania o sto wiorst na północ Bogosłowska, pod Iwdilem, prawym przy tokiem Łoswy, tworzącym północną granicę hutniczego okręgu Petropawłowska. Składała się ona po większéj części z młodych ludzi, którzy dobrowolnie tego się podjęli i zostawała pod przewodnictwem kruszcomicrnika Protasowa 2g0, nadzorcy huty Kowanko i szychtarza Frese. Musiano ciągle walczyć z przeszkodami, które poszukiwaniom w tych okolicach stoją na zawadzie. Młodzi ci ludzie musieli sobie siekierą torować drogę przez lasy, kłaść mosty przez błota i bystre strumienie na wydrążonych pniach drzew przebywać. W pewnych odległościach były pobudowane magazyny, z których brali z sobą żywność; lecz ta psuła się często od ulewnych deszczów lub ginęła innym sposobem, tak, że musieli doświadczać niedostatków wszelkiego rodzaju. Jednakże przebyła ona tym sposobem w pierwszym roku 50, a w następnych leciech 85 wiorst, aż do Siewiernoj (północnej) Soswy, która płynąc w północno-wschodnim kierunku, pod Berezowem wpada do Ob, i nie powinna być brana za jedno z wyżej wspomnianą południową Soswą. Wyprawa ta odkryła wiele bogatych pokładów złota, równie jak pokłady miedzi, które późniéj, gdy złoty piasek południowszych okolic zostanie wyczerpany i kolonizacya daléj ku północy się rozszerzy, staną się bardzo ważne.
Droga prowadząca z Niżnie-Turynska do Bogosławska przez pustynie, jest dobrze ubitą; dozwoliła więc naszym podróżnym szybko postępować dalej. Opuszcza ona tuż za Niżnie-Turynskiem Turę i o kilka wiorst dalej zbliża się znowu do niéj pod wsią Nechoroszkowa, gdzie się. przebywa już znaczną tu rzekę promem. Dalej droga idzie lewym brzegiem téj rzeki prawie do samego Werchoturya. Kiedy Pallas w 1770 roku zwiedzał te okolice, niepodobna było latem jeździć tu powozem, tylko konno, i to z wielką trudnością. Sławne kopalnie miedzi nad Turyą były wtedy niedawno jeszcze odkryte i rozkopywane przez werchoturyjskiego kupca Pochądiaszyna, który drogi utrzymywał umyślnie w złym stanie, ażeby obcym poszukiwaczom kruszców utrudnić wstęp do tych okolic. W późniejszym czasie kopalnie te przeszły pod wiedzę rządu i wtedy dopiero przeprowadzoną była dobra droga przez lasy. Jednakże uprawa pól nie rozszerzyła się w téj okolicy, gdyż wyjąwszy wieś Nechoroszkowa, inne stacye, przez które się przejeżdża, Bessonowa, Łatinskoje, Łobwinskoje i Kakwinskoje, są tylko pojedynczo stojącemi domami, zwanemi Zimowje, leźącemi pośród lasów, i w których tylko dla użytku podróżnych trzymane są konie. Lasy pokrywające stoki Uralu, po drodze, którą przebywali podróżni, składają się z jodeł, modrzewiów, cedrowych sosen, oraz nie wielkiéj ilości brzóz i topoli. Modrzewie i cedrowe sosny znajdują się szczególnie w błotnistych okolicach i najlepiej się udają. W lasach jodłowych ziemia pokrytą była dziką różą (rosa canina) w pełném rozkwitnieniu, oraz Lonicera xylosteum i jałowcem, którego ciemna zieloność pięknie odbijała od białéj kory drzew brzozowych. Z pomiędzy krzewów, znajdowały się Atragene alpina z wielkiemi białemi kwiatami, właściwa północnym szerokościom; dalej, Eesperis matronalis i Polemonium caeruleum, z których ostatni szczególnie rośnie bujnie na wilgotnych miejscach i razem z poprzedzającemi jest ozdobą naszych ogrodów. Nad Kakwą rozkwitała Cartusa Mathioli, znajoma w Niemczech alpejska roślina ; także dawały się widzieć ślady sybirskiéj Primula cartusoides, która w Niemczech także stała się ulubioną ogrodową rośliną. Na wyżynach Bogosłowska rośnie niemiecki Mespilus Cotoneaster obok sybirskiéj Delphmium ciineatum i Corydalis silirica, a w błotach nizin kwitnęły znane W Niemczech Menyanthes trifoliata, Andromeda polyfolia i calyculata razem z Oxycoccos minus i północnym Rubus chamaemorus, gatunkiem rokiciny.
Jak piękną i bogatą jest tu miejscami roślinność, tak przeciwnie fauna tych okolic jest dość ubogą. Podczas czynionych w tym celu poszukiwań, podróżni natrafili tylko na dwa czy trzy gatunki ptaków, niekiedy na małego zająca lub wiewiórkę. Nie słychać tu żadnego świergotania, żadnego śpiewu. Po większéj części napotykały się małe sokoły, Falco tinnunculus i ritfipes, tu i owdzie Kamieniołów (Saxicola rubetra), pod Bogosłowskiem zięba (Pyrgita melanictera); ale nigdzie wróbli i pliszek, tych obywateli świata pomiędzy ptakami, towarzyszących ludziom i uprawie.
Obfitość roślin, po większéj. części bardzo soczystych, jest przyczyną dla tej okolicy nie małéj plagi, gdyż żywi taką ilość komarów, że zaledwo można się od nich obronić. Mieszkańcy tych okolic zasłaniają sobie twarz siatką wysmarowaną dziegciem, którego zapachu komary nie cierpią, albo noszą, jak Pallas opowiada, na grzbiecie garnki z zgniłém drzewem, lub dymiącą się brzozową hubką, co bynajmniéj nie szkodzi na oczy. Podróżni nasi cierpieli od nich tém większą przykrość, że żadnych zapobiegających środków przeciw nim nie użyli. Doświadczali wprawdzie mniéj od nich przykrości jadąc, gdyż pęd powietrza ich rozpędzał, ale tém większą była ich natarczywość, skoro się zatrzymali. Konie zaś więcéj jeszcze cierpiały od nich niż ludzie.
Wieśniacy, którzy naprawiali drogę, dla ochrony od nich rozkładali tu i owdzie ognie, do których, w czasie przerwy swych robót, zbliżali swe głowy, woląc raczéj cierpićć od dymu, niżćli od ukąszeń komarów.
W tych bezludnych okolicach, wieśniacy muszą być często sprowadzani z dalekich stron dla naprawiania dróg. Przebywają oni wtedy tak długo w bliskości drogi, dopóki nie skończą swych robót, i budują dlatego małe chałupy okok drogi, sklecone z żerdzi i pokryte właściwym im sposobem kawałami kory brzozowéj, wielkości przeszło na jedną stopę, kwadratową. Kora brzozowa służy im jeszcze do wielu innych użytków, mianowicie do robienia naczyń do picia, w jakowym celu obdzierają pnie brzóz, zwykle na wysokości kilku stóp od korzeni i na jedną stopę szerokości, co jak powiadają, nie ma bynajmniej szkodzić drzewu.
Podróżni przybyli dość późno wieczorem do Nechoroszkowa, zmienili tu konie, przeprawili się w nocy przez Lialia i nazajutrz wcześnie byli w zimowiu Łatinskoje, leżącém nad Łatą, małym, prawym przytoku Łobwy.
W piasku Łaty znaleziono, tuż pod zimowiem, złoto i założono tam płókalnię, noszącą nazwanie Pitatelewskoj i zostającą pod wiedzą zarządu górniczego Bogosłowskiego. Podróżni nasi zwiedzili ją w towarzystwie kruszcomiernika pana Protasowa, który dla powitania Humboldt’a przybył był tutaj z Bogosłowska.
Kiedy po obejrzeniu płókalni przedłużano dalej podróż, musiano, dla ochronienia się od gwałtownéj i całe przedpołudnie trwającéj ulewy, zasłonić powozy, a ztąd nie mogli dokładnie obejrzćć okolicy; ale zresztą mało było przedmiotów, któreby zasługiwały na uwagę. Jednostajność po większéj części błotnistego lasu była niczém nie przerywaną. Dziesięć wiorst za Łatiuskoje leży Łobwinskoje, gdzie przeprawiono się promem przez Łobwę. Dwadzieścia wiorst ciągnąca się droga przez następujące wzgórza rozdzielające wody, aż do Kakwinskiego zimowia, była równie lesistą, ale mniéj błotnistą. Przeprawiono się tu przez Kakwę, która, równie jak Łobwa, ma bardzo jasną, czystą wodę. Ostatni rozdział wód na téj drodze pomiędzy Kakwą a Turją jest tylko na 16 wiorst szeroki i cokolwiek wyższy, oraz suchszy niż poprzedzające.
O godzinie jedenastej wieczorem przybyli podróżni do Bogosłowska. Pogoda była się rozjaśniła i dlatego wszystkie przedmioty pod tą wysoką szerokością, gdzie zmierzch trwa prawie przez noc całą, można było wyraźnie rozpoznać. Miedziana huta, kościół i mieszkania urzędników leżą na lewym północnym brzegu Turji, który jest równy i płaski, wówczas gdy prawy, przeciwległy hucie, wznosi się stromą, skalistą ścianą; daléj ku zachodowi pochyłość jest mniej stromą, i na niej znajduje się większa część mieszkań hutników i włościan. Pomiędzy hutą a wsią wyprowadzona długa na 130 sążni grobla, odpierająca wody Turji na lewy płaski brzeg naprzeciw wsi, które go szeroko zalewają. Po téj grobli idzie także droga do północnego brzegu. Jestto wspaniały widok, powiada professor Rose, gdy spuściwszy się z wyżyn Bogosłowska, przedstawi się nagle oczom obszerna równina, a na lewo ogromne wznoszące się góry. Główny grzbiet jest oddalony jeszcze od Bo-
gosłowska na 50 wiorst, ale ztąd już grunt zaczyna się podnosić. Pochyłość jego pokryta jest czarnym, gęstym jodłowym lasem i z pośród niego wznoszą się na widnokręgu nagie, podługowate, w téj porze roku wszystkie prawie śniegiem okryte, strome wierzchołki, pemigdzy któremi zdaje się być najwyższym Konszekowskoj Kamień. Białe szczyty tych gór dziwnie pigknie odbijają od czarnych stoków, których jednostajny, tajemniczy mrok rozciąga się w niedojrzaną okiem dal.
Podróżni zajęli mieszkanie w tak zwanéj rządowéj kwaterze, tuż obok mieszkania byłego urzędnika górniczego i dyrektora tutejszych fabryk, pana Beger (*), człowieka pełnego wiadomości, który, jakby można było wnosić z jego nazwiska, nie był Niemcem, ale biegle tłumaczył się po francuzku. Wiele niemieckich nazwisk, spotykanych na Uralu, daje częstokroć powód (lo takowego zawodu. Górnictwo na Uralu jest po większéj części w, ręku Niemców, którzy wyuczyli się języka rossyjskiego, pożenili się z ruskiemi i wychowawszy dzieci swoje w górniczym korpusie w Petersburgu, oraz przygotowawszy ich do własnego swojego zawodu, zaniechali wyuczyć ich ojczystego języka; o pochodzeniu ich wtedy można się tylko domyśleć z ich niemieckiego nazwiska. Tém przyjemniéj było dla podróżnych spotkać w zacnéj żonie pana Beger prawdziwą Niemkę, zrodzoną na wyspie Oesel niedaleko Bygi. Była ona wielką amatorką ogrodnicwa i pielęgnowała z troskliwością piękny ogród, rozciągający się po za ich domem. W cieplarni znajdowały się drzewa cytrynowe, drzewka zwane chlebem Świętego Jana i jabłonki południowéj Europy, oraz zachodniéj Azyi, z wielką ilością wschodnioindyjskich ananasów, które w Syberyi ze wszystkich owoców najlepiéj się udają.
Podróżni nasi czasu przedpołudniowego użyli na obejrzenie sławnych miedzianych kopalni Bogosłowskich, leżących na 15 do 18 wiorst na wschód od hut nad Turyą, i dlatego powszechnie noszących nazwanie Turińskich kopalni. Najważniejsze z nich znajdują się. na dwóch wzgórzach, na 190 stóp wznoszących się nad Turyą, i nazywających się Turińską i Frołowslcą górami. Pierwsza z nich leży na lewym, druga na prawym brzegu Turyi. Kruszec z kopalni Turińskich transportowany bywa do miedzianych hut Bogosłowska i tam roztapiany. Wydobywana tu czysta miedź uważa się za najlepszą na całym Uralu.
Nim podróżni nasi opuścili miedziane kopalnie, zwiedzili jeszcze płókalnię złota, Aleksandrowsk, leżącą na południowym brzegu Turyi,
(«) Był on później przeniesionym do Barnaulu na Ałtaju, i naznaczony dyrektorem tamtejszej srebrnej huty.
Podróio Humboldta. Od. U, 1.1, o kilka wiorst od Turińskich kopalni, nad małą, do Turyi wpadającą rzeczką. Oprócz téj, jest jeszcze w hutniczym okręgu Bogosłowskim wiele płókalni złota, które produkcyę złota tych gór bardzo znaczną czynią.
Są miejsca pod Bogosłowskiem, w których skutkiem natury gruntu, lód nigdy nie znika. Dyrektor Beger zwrócił uwagę podróżnych na to zjawisko i w jednem z takowych miejsc kazał wykopać dół, który oni tegoż dnia (5 lipca) wieczorem zwiedzili. Dół ten zrobiony był w torfowym, małemi sosnami zrzadka porosłym gruncie, o trzy wiorsty od Bogosłowslca. W głębokości sześciu stóp natrafiono na ziemię zmieszaną z lodem i chociaż pięć stóp głębiej jeszcze kopano, lód nie przestawał się pokazywać. Pan Beger zapewniał, że w sierpniu poprzedniego roku znalazł jeszcze pokład lodu gruby na 9’/2 stóp. Oczywiście, bagnista natura gruntu nie dozwala przeniknąć promieniom słonecznym, i tym sposobem po nadejściu pory zimowéj tworzą się na powierzchni nowe pokłady lodu, nim dawniejsze miały czas się rozpuścić.
Klimat Bogosłowska dozwala wprawdzie uprawy zbóż, ale nie w każdym roku przychodzą one do dojrzałości, tak, że ta uprawa nie może przynosić pewnego zysku. Początek wiosny przypada na ostatnie dni kwietnia i na początku maja wszystko okrywa się zwykle zielonością. Zimą termometr zwykle nie spada niżej 26° i zamarzanie rnerkuryuszu zdarza się tylko raz we trzy lub cztery lata. Wiatry wschodni i północno-wschodni przynoszą zwykle deszcz z sobą, zachodni zaś, północno-zachodni i południowo-zachodni pogodę. Południowe wiatry są bardzo rzadkie.
Kiedy o godzinie dziesiątéj wieczorem powrócono po obejrzeniu dołu, llose i Ehrenberg użyli przechadzki po prawym brzegu Turyi, żeby ztamtąd przypatrzyć się jeszczg raz wysokim szczytom Uralu. Tuż za groblą hucianą mała ścieżka prowadzi na jedną z najznaczniejszych wyżyn okolicy, na której wybudowana mała altanka: ztąd widać cały łańcuch gór. Najwynioślejsze szczyty, które z tego miejsca przedstawiają się oku, są ku poludnio-zachodowi: wielki Lialinskoj Kamień, na północ od tego Pawdinskoj Kamień (70 wiorst od Bogosłowska), potém Siemiczełowiecznoj i Suchoj-Kamień, po nich zaś następuje najwyższy z nich wszystkich Konszekowskoj-Kamień. Po tych następuje Kirtim, prawic całkiem na zachód od Bogosłowska leżący, Kakwinskoj-Kamień, Kumba 10 wiorst, i Denieżkin-Kamień, 75 wiorst od Bogosłowska oddalony. Ostatnia z nich jest najwyższą ze wszystkich tych gór.
Bogosłowsk był najbardziej posunioném ku północy miejscem na Uralu, które podróżni zwiedzili; zresztą, , znajduje się jeszcze o 60 wiorst na północ hutniczy zakład, żelazna huta Petropawłowsk; ale brakowało podróżnym czasu do posunienia swój podróży daléj ku północy. O południu, 6 lipca, opuścili Bogosłowsk, i ruszyli, przeprowadzani znaczną przestrzeń przez tamtejszych swoich przyjaciół, którzy ich z wielką uprzejmością przyjmowali, napowrót do Ekaterynburga. Jechali aż do Tury po téjże samej drodze, gdyż innéj tam nie ma, ale zwrócili się potém na lewo do Werchoturya i od tego miasta przedłużali swą drogę, do Ekaterynburga po wielkim gościńcu, idącym w znaczniejszéj odległości od Uralu, niż ten którym jechali w tamtą stronę. Wieczorem przybyli do płókalni Pitatelewskoj niedaleko Eatinskoje, na noc byli w Bessonowie, a rano 7 lipca w Werchoturyu.
Gwałtowna burza zatrzymała ich tu kilka godzin i nie dozwoliła im nawet obejrzćć miasta. Dawniéj było ono miejscem bardzo znaczném, kiedy było rezydencyą wojewody i składowym punktem dla całego sybirskiego handlu, który z powodu opłacanego tu cła, nie mógł być inną drogą przez Ural prowadzonym; ale teraz, gdy to już przeszło od wieku ustało, zeszło ono do rzędu mało znaczącego powiatowego miasteczka. Liczba jego mieszkańców, według obliczenia 1851 roku, wynosi 3, 019. Nie czekając nim deszcz przestanie, ruszono daléj, przewieziono się promem przez Turę, a przy następnej, 25 wiorst ztamtąd oddalonéj stacyi, w wielkiéj wsi Sałdinskoj, przez Saldę, będącą prawym przytokiem Tury, do której o 20 wiorst niżéj wsi Sałdinskoj wpada. Dwie stacye daléj (53 wiorsty) przebyli podróżni pod wsią Liaja Tagil i przybyli rano 8 lipca do Ałapajewska, żelaznéj huty, należącéj do pana Jakowlewa, gdzie przebawili całe przedpołudnie.
Z Werchoturya droga przyjmuje coraz więcéj wschodni kierunek i oddala się tym sposobem coraz więcéj od głównego grzbietu Uralu. Dlatego idzie prawie ciągle równiną, lecz prowadzi często przez las, który po większej części składa się z liściowych drzew i bardzo jest przyjemny. Jednakże im daléj posuwano się ku południowi, tém wsie stawały się częstsze, lasy były wykarczowane i zamienione w pola uprawne.
Z Ałapajewska, droga do Ekaterynburga, wynosząca jeszcze 140 wiorst, bierze różny od dotychczasowego południowo-zachodni kierunek i zbliża się powoli do Uralu. Pół wiorsty od huty przebyli podróżni promem Neiwę i wjechali wkrótce w las, który jak zwykle, składał się tak z liściowych jak z iglastych drzew, i przerywany był tylko
obszernemi krzewami, zarosłemi pastwiskami, jak równie też licznemi wsiami. Przeprawili się tutaj przez kilka lewych przytoków Reszu i przybyli wreszcie nad samą tę rzekę pod wsią Rawaszowa, której lewym brzegiem jechali aż do żelaznej huty Reszewska, do którój późno wieczorem przybyli.
Noc przepędzili w tym hutniczym zakładzie, należącym także do p. Jakowlewa (*) i odznaczającym się wyborną blachą żelazną, która tu bywa wyrabianą. Hula leży bezpośrednio nad Reszem, który łączy się później z Neiwą, przyjmuje po tem połączeniu nazwanie Nica i wpada z prawej strony do Tury.
Dostano się na główny gościniec, gdyż Reszewsk cokolwiek na południe od niego leży, ledwo o południu, we wsi Toczylnaja. Droga do niej szła przez pusty sosnowy las, w którym widziano często wystające z ziemi małe wzgórki serpentynu, który tu, jak wszędzie, nie bardzo sprzyja roślinności. Toczylnaja jest sławną przez swe kamienne łomnic, znajdujące się na poblizkim płaskim grzbiecie góry, zwanéj Toczylnaja (osełkowa) góra, i należące częścią do rządu, częścią do sukcessorów Demidowa.
W Toczylnoj opuszczono znowu wielką drogę i udano się do 28 wiorst na północ leżącej wsi Mursinska, w pobliżu którój znajdują się kopalnie drogich kamieni, wysyłanych do szlifowania do Ekaterynburgai i które już w petersburskich mineralogicznych zbiorach obudziły podziwienie podróżnych. Znajdują się one w wąwozach i rozpadlinach granitu, który tutaj zdaje się tworzyć pokłady wielkiej rozciągłości, lubo nigdzie wyraźnie nie występuje na powierzchnią. Cała okolica od Toczylnoj aż do Mursinska jest wzgórkowatą, i gruba powłoka roślinnej ziemi tworzy prawie wszędzie powierzchnię gruntu, która częścią jest lasem pokrytą, częścią zaś dobrze uprawną.
W Mursinsku spotkano się z p. Kokawinem, pod którego dyrekcyą zostają także te kopalnie, i który wyjechał był na spotkanie podróżnych z Ekaterynburga, ażeby, jak pierwéj w marmurowych łomniach pod Ekaterynburgiem, służyć im za przewodnika. Łomnie drogich kamieni są bardzo liczne, i leżą w rozmaitych miejscach w okolicach Mursinska, ale prawie wszystkie pośród lasu. Podróżni nasi zwiedzili tegoż jeszcze wieczora trzy na północ leżące lomnie, a niektóre z południowych obej-
(“) Wyżej już pokilkakroć wspominany p Jakowlew jest jednym z najbogatszych ludzi w całej Kossyi. Kiedy przed niedawnemi czasy okazało się, że kassa inwalidów poniosła znaczny uszczerbek z winy głównego jej dyrektora, p. Jakowlew ofiarował Cesarzowi na korzyść inwalidów milion rubli!
\ rżeli dnia*następnego. Z pomiędzy pierwszych, dwie leżą cokolwiek na wschód od wsi Malaja-Ałabaszka, trzecia cokolwiek na południe, śród Bolszoj-Ałabaszki, ośm wiorst odległej od Mursinska.
Ponieważ wszystkie drogi prowadzące do łomni są wązkiemi leśnemi drożynami, bardzo im się przydały tutaj na Uralu, jak w reszcie Syberyi, używane w tych okolicach wozy. Składają się one właściwie tylko z kilkunastu obok leżących drągów, opierających się z przodu i z tyłu na osiach, opatrzonych kołami. Często kładą jeszcze na środku tych żerdzi pudło, zwykle okrągłe i urządzone tylko do leżenia; w którém jedna osoba wygodnie, dwie zaś, z powodu niewielkiej szerokości z trudnością leżćć mogą. Gdy drągi, z powodu swéj długości, łatwo się uchylają, nie doznaje się w pudle, które oprócz tego wymaszczonc bywa wygodnemi materacami, najmniejszego wstrząśnienia, nawet wtedy gdy wóz idzie po, kamienistym gruncie, i nie ma się czego bynajmniéj obawiać wywrotu, gdyż przy długości powozu prawie on jest niepodobnym, chociażby przednie osie całkiem w ukos stanęły.
Dwie pierwsze łomnie znajdowały się na małych nizkich wzgórzach, w których wydrążone były nieregularne jaskinie; w trzcciéj zaś łomni wydrążenie całkiem podobne było do szybu.
Topaz i beryl, jako téż kryształ górny, kiedy jest przezroczysty i jasny, stanowią w łomniach główny przedmiot poszukiwań; na inne zaś minerały (feldszpat, albit, turmalin, granat) nie zwracają tu bynajmniéj uwagi. Topaz znajduje się tu, jak prawie wszędzie, krystalizowany, ale w dwóch odmianach, różniących się od siebie kolorem, kształtem i wielkością. Kryształy pierwszéj odmiany są szaro białe, aż do rdzawo-złotych, całkiem przezroczyste, i mają często dość znaczną objętość. Największy kryształ, jaki professor Rose z tego miejsca dobyty widział, znajduje się w zbiorze korpusu górniczego w Petersburgu: przy średnicy 1„ 3“’ ma on długości 9„ 5“’, a wagę 6 funtów 11 zołotników; kolor jego jestzielonawo-żółty. Drugi, uiemuiéj szeroki, choć nic tak długi kryształ, znajdujący się teraz w królewskim zbiorze w Berlinie, otrzymał późniéj Humboldt w podarunku w Kysztimie. Kryształy drugiéj odmiany są bezbarwne i przezroczyste; są one zwykle daleko mniejsze od poprzedzających: professor Rose nie widział większych jak na cal średnicy. Z téj także odmiany znajduje się bardzo piękny kryształ w wspomnionym wyżéj berlińskim zbiorze.
Obejrzenie łomni w Alabaszcc zajęło całe popołudnie, i była już dziesiąta godzina, kiedy podróżni powrócili do Mursinska, gdzie, napastowani przez komary, przepędzili niespokojną noc. Nazajutrz wyru-
szyli wcześnie dla obejrzenia znajdujących się na południe od Mursinska łomni, mianowicie tak nazwanych łomni ametystu, pod wsiami Sisikową i Juszakową, pięć do ośmiu wiorst oddalonych od Mursinska. Ponieważ wsie te leżą po drodze, którą mieli jechać do gościńca do Werchoturyi prowadzącego, udali się tam w swoich powozach, które późniéj zostawili na drodze, i piechotą przebyli małą przestrzeń oddzielającą od łomni, które, jak Ałabaszka, leżą pośród lasu.
Większa część ametystów jest blado, a częścią miejscami tylko fioletowo-błękitną. Koloryzacya, pochodząca od organicznej materyi i znikająca przy rozpaleniu, zbiera się w pewnych miejscach czyli w różnych pokładach, przez co, równie jak przez częste wyraźne przedziały, można poznać stopniowe zwiększanie się kryształów. Inne kryształy są tymczasem mocniéj zafarbowane, i teto są szczególnie, które szlifują się na klejnoty; ale w ogólności, rzadko natężeniem swéj barwy dochodzą ametystów ceylańskich.
Z Juszakowa jechali podróżni teraz bez przerwy aż do gościńca Werchoturskiego, do którego przybyli pod wsią Szajtanskiem, 48 wiorst na południe Mursinska. Szajtansk znany jest przez swe piękne turmaliny, które dawniej tu znajdowano. Łomnic, z których je dobywano, leżą tylko o ośm wiorst od wsi: dlatego nie zaniechano je zwiedzić, chociaż roboty już dawno w nich się nic odbywają, z powodu braku turmalinów. Urzędnik górniczy Vólkner, który na spotkanie podróżnych wyjechał był z Ekaterynburga do Szajtanska, towarzyszył im w téj wycieczce: była ona jednak bezskuteczną. Obejrzano dwie łomnie, oddalone od siebie na jedną do dwóch wiorst, wśród lasu i na równéj prawie płaszczyznie: miały one pozór nieregularnych dołów, po części znowu kamieniami zawalonych; ale silna roślinność, dobywająca się z pomiędzy kamieni i wszystko pokrywająca, oraz nadzwyczajne mnóstwo komarów, które zwiedzającym bardzo się naprzykrzały, i których odpędzaniem, przez cały czas bawienia się w łomni, musieli być ciągle zajęci, nie dozwoliła im zrobić dokładnych postrzeżeń o stanie pokładów.
Zresztą, czerwone turmaliny nietylko znajdowano pod Szajtanskiem, ale napotykają się one, nawet w ciemniejszym kolorze, w Sarapulsku, wsi 12 wiorst odległej od Mursinska.
Z Szajtanska, który podróżni opuścili o godzinie dziewiątéj wieczorem, przedłużali bez przerwy swą drogę aż do Ekaterynburga. Pod płókalnią Werchoturską wrócili na dawną, po któréj w tamtą stronę jechali, drogę, i przybyli nazajutrz 11 lipca o świcie, a więc po szesnastu dniach niebytności, napowrót do Ekaterynburga, gdzie zajęli da-
wniejsze mieszkanie i uradowani zostali z otrzymania dawno oczekiwanych listów z rodzinnego kraju.
ROZDZIAŁ Y.
Wyjazd z Ekaterynburga. — Powolna wschodnia spadzlstość gór. — Poczuto!: syblrsklch rćwnln pod Kamyszlowem. — Tlumen. — Tobolsk: położenie miasta; widok na wysoki brzeg Irtyszu.^ — Stepy Barablńskle. — Syblrska zaraza. — Podwójne przebycie rzeki Ob pod Bergsklem 1 ponłżća Barnauiu. — Przybycie do Barnaulu.
Podróżni przebawili w Ekaterynburgu, po swoim powrocie z północnego Uralu, prawie cały tydzień, częścią dla uskutecznienia wielu małych wycieczek, częścią, ażeby zebrane w podróży przedmioty uporządkować i spakować. Zaledwo siedmnastego skończyli te zajęcia; czternaście pak rozmaitéj wielkości stały gotowe do odesłania, i powierzone zostały policmajstrowi, który się podjął dalszéj ich przesyłki. Ośmnastego, o godzinie dziesiątéj rano, pożegnali podróżni swojego uprzejmego i gościnnego gospodarza, i ruszyli, przeprowadzani przez swoich przyjaciół, przy najpiękniejszej pogodzie, w dalszą drogę, najprzód do Tobolska. Ze wzgórzy leżących na wschód od Ekaterynburga, przez które prowadzi wielka droga sybirska, mogli jeszcze raz widzićć miasto ciągnące się z północy na południe; poczém wjechali do lasu, który im zakrył wszelki rozleglejszy widok.
Czternaście wiorst od Ekaterynburga przybyli do rezydencyi Anglika Medsc/ier (zwanéj zwykle Saimka Medscher’a), leżącéj samotnie wśród lasu, ale w położeniu bardzo romantycznem. P. Medscher, oprócz domu mieszkalnego, założył tam fabrykę machin, w której wyrabia się znaczna część istniejących na Uralu parowych machin. Płókalnia złota znajdowała się także w blizkości téj osady, która była bardzo produkcyjną i któréj złoto, równie jak płókalni Szabrowskoj, odznaczało się niewielką ilością przymieszanego srebra. Pokład tamtejszy złotego piasku stał się później jeszcze sławniejszym, gdy w nim roku 1841, jak wyżéj wspomnieliśmy, znalezione zostały dwa dyamenty, z których jeden, ważący 3/s karata, oddany był przez p. Medscher synowi, który po śmierci swojego ojca, nastałej wkrótce po podróży Iiumboldfa, przesłał go do górniczego korpusu w Petersburgu. Podróżni nasi, pomimo uprzejmego wezwania p. Medscher, zabawili się tylko tak długo, ile potrzeba im było czasu na obejrzenie fabryki; również nie zwiedzali płókalni złota, gdyż w niéj wtedy roboty nie odbywały się i robotnicy rozpuszczeni byli na zbiór siana. Po krótkiém zabawieniu tutaj ruszyli w dalszą, podróż, rozłączywszy się w tém miejscu z swemi ekaterynburskiemi przyjaciołami. Droga szła prawie od samego Ekaterynburga po zupełnéj równinie, i prowadziła jużto przez las, już przez uprawne pola. Okolica ta, a więcej jeszcze leżąca cokolwiek daléj na południu, koło powiatowego miasta Szadryńska nad Issetem, uważają się za najżyzniejsze i najlepiéj uprawne w całéj gubernii.
Dwadzieścia pięć wiorst za Ekaterynburgiem minęli pierwszą stacyę Kossulinę; za drugą, Biełojarskoją, o 50ya wiorst od Ekaterynburga, leży wieś Tygisz, pod którą przebyli mały strumień Sołowiankę, przerzynającą gościniec prawie pod kątem prostym, płynącą z południa na północ i wpadającą późniéj do Kunary, prawego przytoku Pyszmy. Skały, tworzące brzegi Sołowianki, były ostatnie, które.oni spotkali po drodze do Tobolska; za Parchiną, czwartą stacyą od Ekaterynburga, zniża się droga w dolinę Pyszmy, którą przebyli pięć wiorst, nie dojeżdżając do powiatowego miasta Kamyszłowa. Jakkolwiek oddawna jechali już po ciągłéj prawie równinie, ale tu i owdzie podnoszące się skały przypominały utworem blizkość gór Uralskich; skały te, równie jak wszelkie inne kamienie zniknęły; podróżni znajdowali się teraz na wstępie do obszernéj sybirskiéj równiny. Most w Kamyszłowie miał, według ich postrzeżeń, wysokości 211 stóp, tak, że pochyłość gór od Ekaterynburga aż do owego mostu, na długości 123 wiorst, wynosiła zaledwo 550 stóp.
Stok więc Uralu od wschodu tworzy tylko zlekka pochyłą równinę, która nigdzie przez inne z Uralem równoległe wzgórza, jak to ma miejsce na północnéj równinie Harcu, przerzniętą nie jest: dlatego więc podróż po wielkiéj drodze sybirskiéj, idącéj wzdłuż téj doliny, nie może dostarczyć żadnych dokładnych wyjaśnień względem formacyj tych równin. Jednakże widać, że krystaliczno łupkowe pokłady przedłużają się jednym ciągiem od Uralu aż za Biełojarsk, 50 wiorst od Ekaterynburga, gdzie zachodzi zmiana warstw górnych, przechodzących w sybirską równinę, i nie mających ani na wschodniéj, ani nazachodniéj stronie nowszych górzystości warstwianych.
Wyraźniejszą skazówką o geognostycznéj naturze tego stoku dałyby brzegi rzek, które, jak Pyszma, Isset i Sinara, prawy przytok Issetu, mają głębokie łożysko, i na których nagim, stromym brzegu możnaby
obserwować gatunek pokładów je otaczających. Ponieważ wszystkie te rzeki mają więcéj lub mniéj wschodni kierunek, pokłady zaś górne ciągną się zwykle z północy na południe przy stromej spadzistości, przeto na brzegach rzek, postępując niemi w dół, można mićć profil wszystkich pokładów górnych, następujących po głównym łańcuchu Uralu. Ale na wielkiéj uralskiéj drodze obserwować tego nie można, gdyż ona ma również wschodni kierunek, i przecinają ją tylko małe przytoki wielkich rzek, jak np. Sołowianka.
Nim opuścimy górne wyżyny Uralu, zasługuje tu jeszcze na wzmiankę dziwne pojawienie się szmaragdów, o 85 wiorst od Ekaterynburga, na prawym brzegu małéj rzeczki Tatowoja. Wieśniak jeden ze wsi Biełojarska, który w styczniu 1831 roku w okolicy drwa rąbał, odkrył w błyszczącym łupku szmaragdy, w miejscu, gdzie korzenie wywróconego od wiatru drzewa oderwały wierzchnią roślinną ziemię. Zebrał on wiele pięknie kolorowanych kamieni, i poniósł je na przedaż do Ekaterynburga, gdzie zwróciły one uwagę p. Kokawina, który, po wskazaniu miejsca przez wieśniaka, kazał tam daléj kopać, i tym sposobem zebrał dużo sztuk, które częścią przesłał do Petersburga. Królewski zbiór w Berlinie otrzymał także, wkrótce po tém odkryciu, jeden bardzo piękny egzemplarz, który Cesarz Rossyjski podarował Humboldfowi, aten oddał go berlińskiemu muzeum. Szmaragdy w tém miejscu znajdowane odznaczają się niekiedy niepospolitą wielkością: w zbiorze górniczego korpusu w Petersburgu znajduje się kryształ, mający ośm cali długości i pięć cali średnicy. Kolor ich jest równie piękny jak szmaragdów peruwiańskich, ale przezroczystość w ogólności mniejsza, chociaż w wielu kryształach, przynajmniéj miejscami, nie ustępuje i pod tym względem peruwiańskim.
Z Kamyszłowa droga idzie czas długi wzdłuż Pyszmy, jużto po lewéj, już po prawej jej stronie; ale wreszcie oddala się znowu od niéj, tak, że dosięga Tury pod miastem Tiumenem powyżéj ujścia Pyszmy do niéj. Ponieważ droga była dobrą, podróżni mogli szybko jechać: wieczorem 17 lipca byli w Kamyszłowie, nazajutrz rano we wsi Tugulimskaja, o 240 wiorst od Ekaterynburga, a o południu tegoż dnia w Tiumenie. Miasto to jest znacznéj obszerności, większe od Ekaterynburga, i większą częścią położone na prawym czyli południowym brzegu Tury, który tu daleko wyższy jest od lewego. Składa się ono prawie całkiem z drewnianych domów, z pomiędzy których wznosi się tylko kilka murowanych gmachów, oraz wiele kościołów z wieżami, zdaleka już dają-
Podroże Humboldta. Od. II, 1.1. 17
cych się postrzegać; naokoło leżą, pola i łąki, w których deszcz porobił długie i głębokie rozpadliny, ciągnące się aż do Tury.
Brzegi téj rzeki zajmujące są z powodu wielu zębów słoniowych, które znajdowano na nich, nietylko pod Tiumenem, ale także daléj w górę aż po za Kamyszłowem, oraz nad dolnym Issetein, i które często tak dobrze są zachowane, że wyrabiają z nich grzebienie i inne przedmioty. Nad Suwaryszem, małym przytokiem Issetu, niedaleko od wsi Odina, znajdowane są nietylko zęby, ale także kości słoniów, a niekiedy i bawołów, rozrzucone po całéj tej okolicy.
Naprawa jednego z powozów zmusiła podróżnych do zabawienia kilku godzin w Tiumenie. Przybyli oni tam o 3 po południu, a zaledwo mogli wyjechać o siódmej; w mieście przejechali przez pływający most na Turze, i całą noc jechali lewym jéj brzegiem. Nazajutrz rano przybyli nad Tobol, która jest tu już szeroką rzeką i przeprawili się przez nią na promie. Za rzeką leży wieś Jewlewa. Droga szła po większéj części przez łąki, pokryta często zaroślami nizkich topoli, brzóz i lip; miejscami była bardzo piasczystą i prowadziła przez sosnowe lasy, bardzo podobne do okolic Marchiańskich. Tobol zostawał ciągle po lewém ręku, ale najczęściéj w takiém oddaleniu, że tylko zrzadka można go było dostrzedz. Jeszcze przed zachodem słońca, które cały dzień bardzo dogrzewało, ukazała się katedra tobolska, która leżąc na pochyłości wysokiéj góry, godnie zapowiadała stolicę zachodniéj Syberyi. Pochyłość ta tworzy prawy brzeg Irtyszu, który z téj strony jest wysoki i stromy, gdy tymczasem przeciwległy, jak w Wołdze’ i wielu innych rzekaęh Rossyi (*), rozciąga się w obszerną dolinę. W niewiel-
(*) Porówn. Krman’a Archiwum X. VI., , Uwagi nad szczególnem zjawiskiem, że w większej części rzek rossyjskich prawy brzeg jest wysoki, lewy zaś plaski“. Zresztą, nie można zaprzeczyć (powiada autor tej rozprawy, major Wangenhelm v. Qualen), że liczne znajdują się od tego wyjątki i ie nie rzadko znajdywaliśmy lewy brzeg wysoki a prawy nizki, nie mogąc nawet każdą rażą znaleźć do tego powodu, jak np. twarde górne pokłady na lewym brzegu, wówczas gdy prawy stanowiłby miększy, prądowi rzeki mniej przeciwiający się materyał; nagły zwrot rzeki w kierunku, który silniej naprawy brzeg rzeki musiałby oddziaływać; wreszcie i głównie, prąd w kierunku ciągnięcia się warstw, gdyż tam, gdzie ts ostatnie się zniżają, naturalnie występujące czoła warstw muszą tworzyć po jednéj stronie wysoki brzeg, wówczas, gdy drugi, odpowiedni tym warstwom, pozostaje płaski: okoliczność, która bardzo często także tworzy wysoki brzeg tak po prawej jak po lewej stronie. Ale ukształcenie takowe brzegów bywa dość rzadkie, i brzeg prawy prędzej czy później, ku wielkiemu naszemu podziwieniu stawał się nieodmiennie wyższym. Że toż samo ukształcenie brzegów daje się postrzegać także na Wołdze, wspomnieliśmy o tem wyżej. (zob. str. 68 i 69.) kiéj odległości od ujścia Tobołu, Irtysz opuszcza dosyć w prostéj linii ku północy ciągnące się wzgórza i opisuje przed niemi wielki łuk, w którego północno-zachodniej stronie Tobol pod kątem ostrym z nim się łączy. W północnym kącie téj półkulistéj równiny, która tym sposobem na prawym brzegu Irtysza, pomiędzy tą rzeką a wzgórzami się tworzy, leży część miasta Tobolska, zwana niższém miastem, wówczas gdy druga mniejsza część, zwana wyższém miastem, znajduje się na pochyłościach góry.
Na południowym krańcu łuku, nie daleko stoku góry znajduje się prom, na którym się przeprawia przez Irtysz (*). Podróżni jechali jeszcze kilka wiorst równiną, nim przybyli do Tobolska, i przejechawszy wiele długich ulic z nizkiemi drewnianemi domami i dylowemi pomostami, stanęli w mieszkaniu radcy stanu Dra Alberfa, rodem Niemca, który ich gościnnie przyjął i odstąpił im całe swe niższe piętro. Dom ten był również z drzewa, ale bardzo ozdobnie i wygodnie zbudowany; z balkonu, przed środkową salą, był widok na ulicę, a na prawo na wyższą część miasta.
Ale nietylko ich uprzejmy gospodarz był Niemcem; wkrótce podróżni nasi otoczeni byli przez Niemców lub niemieckiego pochodzenia ludzi, jakoto: od prezydenta Izby skarbowéj, barona Kriidener, pocztmajstra Mullera i Dra Fiandfa, młodego lekarza, rodem z Potsdamu, tak, że prawie zapomnieli, iż byli oddaleni od swojego kraju. Nawet część usługi radcy stanu Alberfa składała się z Niemców: byli to wygnańcy, czyli jak ich tu nazywają zesłańcy, którzy w Tobolsku są często bardzo użyteczni, gdyż mała tylko liczba winnych do Tobolska bywa wysyłaną, a pomiędzy nimi często rzemieślnicy i inni zdatni do robót ludzie.
Bardzo zajmującą znajomość zrobili oni także z p. Weljaminowem, generał-gubernatorem zachodniéj Syberyi, który sam był bardzo świa-
(») Przeprawa przez Irtysz, powiada profeasor Erman w swojej podróży około świata T. I, str. 460, jest stanowczą włosach licznych wygnańców, każdorocznie tam wysyłanych, gdyż uważa się zaoznakę politycznej śmierci; ale także dla innych mieszkańców jest ważnę z tego względu, że istnieje prawo, iż każdy kto się poświęci służbie rządowej we właściwej Syberyi, po przeprawie przez Irtysz, otrzymuje podwyższenie rangi. Tym sp >sobem żądza otrzymania rang zniewala wielu urzędników do opuszczania stolic rodzinnego kraju i udawania się do Tobolska i dalej W głąb Syberyi. Ażeby korzystać z tejże prerogatywy po powrocie, wymaga eię tylko pobyt trzyletni w tych bezludnych okolicach.
tłym człowiekiem i wielki brał udział w ich naukowych zajęciach ( ). Przepędzili u niego kilka godzin pierwszego, oraz trzeciego dnia swojego pobytu w Tobolsku i odbyli z nim kilka spacerów. Pierwszego dnia po południu zwiedzili z nim wyższą część miasta, z któréj piękny widok odkrywa się na niższą część miasta i cały lewy brzeg Irtyszu. Wysokość wyższego miasta nad niższem wynosi około 200 stóp, ale wstępuje się do niej po nieznacznej pochyłości wymoszczonéj dylamii zrobionéj w wąwozie góry, po któréj nawet pojazdami można jeździć. Widok z góry jest pełen prostoty, ale wspaniały, wielka w półkole załamana rzeka tworzy pierwszy plan, przed sobą widz spostrzega na prawo niższe miasto, po za rzeką obszerną zieloną równinę, rozciągającą się do krańców widnokręgu; jednostajność jéj przerwaną jest Tobołem, który tu i owdzie się błyszczy, oraz rozsianemi rossyjskiemi i tatarskiemi wsiami, leżącemi po większej części w pobliżu rzeki, i pomiędzy któremi można zawsze rozpoznać tatarskie, po małym tuż przy nich leżącym gaju, służącym im za cmentarz.
Jeszcze obszerniejszy widok jest na równinę, o 6 — 7 wiorst na południe Tobolska, pod wsią Szukową, dokąd podróżni wieczorem 22 zawiezieni byli również przez generał-gubernatora. Wysokość prawego brzegu jest tu znaczniejszą niżeli pod Tobolskiem i widok obszerniejszym; prócz tego, stroma pochyłość była całkiem zarosłą krzewami, co tworzyło piękny widok na przednim planie. Tobolsk nie był ztąd widzianym, ale wyraźnie widne było ujście Tobola do Irtyszu. Generałgubernator kazał na górze rozbić namiot, gdzie dla całego towarzystwa była zastawioną herbata i zakąski wszelkiego rodzaju: wspaniałość tego krajobrazu wielkie na obecnych uczyniła wrażenie.
Wysoki brzeg Irtysza, który na wyżynie także tworzył zupełną równinę, składa się z piasku i gliny i nie ukazuje na sobie żadnego śladu kamiennych pokładów. Rzeka podmywa jego podnóże i sprawia tam szczególnie, gdzie pochyłość nie jest obrosła krzewami, odpadanie całych mass ziemi. Od rozpuszczonych ziemnych cząstek, które z sobą niesie, woda jéj ma całkiem żółty kolor, wówczas gdy woda Tobola, płynącego śród nizkich brzegów, jest czystą i cicmno-błękitną, tak, że długi czas nawet po połączeniu się obu rzek, można je rozróżnić po  kolorze wody. Widocznie, że znaczna ilość piasku, którą Irtysz z sobą pędzi, utworzyła grunt, na którym stoi niższe miasto. Tobol, który dawniéj, kiedy Irtysz płynął jeszcze u stóp góry, wpadał do niego prawie pod kątem prostym, zatamował wodę Irtysza i spowodował coraz znaczniejsze osiadanie piasku na przeciwległym brzegu. Ale im bardziéj tym sposobem łożysko Irtysza oddalało się od ściany górnéj, tém ostrzejszym był kąt, tworzący się przy ujściu Tobola do Irtysza; tém mniejsze też było osiadanie piasku, tak, że z czasem zupełnie ustało. Ale rzecz do prawdy podobna, że już od bardzo dawnego czasu to nagromadzenie nie ma miejsca, gdyż za czasu zdobycia Syberyi równina ta była taką jak dzisiaj; na niéj bowiem w roku 1581 zaszła ostatnia stanowcza bitwa, w któréj przywódzca kozaków Jermak pobił tatarskiego chana Kuczuma i tém otworzył drogę do zawojowania Syberyi.
Podczas pobytu swojego w Tobolsku, Humboldt nie zaniechał robić swoich astronomicznych i magnetycznych obserwacyj. Robił je tu już był dawniéj ksiądz Ghappe d/Auteroche, wysłany w roku 1761 przez Ludwika XV do Tobolska, dla obserwowania tam przejścia planety Wenus przez słońce. W tym celu téż oznaczył on astronomicznie położenie Tobolska i dlatego kazał wystawić sobie małe, murowane obserwatoryum, które z postępem czasu zrujnowało się i rozebrane zostało. Professorowie Hansteen i Erman, podczas swojego pobytu w Tobolsku (w jesieni 1848 r.) długi czas starali się napróżno odkryć miejsce, gdzie ono stało, aż nakoniec jeden ośmdziesięcio-letni oficer artylleryi, pułkownik Kraemer, rodem Szwed, udzieli! im najpewniejszéj wiadomości, gdyż przed laty sam przewodniczył rozebraniu tego upadającego obserwatoryum. Następnie, Ilausteen i Erman odbywali tu dalsze swe obserwacye, przez co i miejsce to w Tobolsku stało się więcéj znanćin i doszło wkrótce do wiadomości IIumboldt’a. Leży ono w wyższém mieście, na prawo od drogi wiodącéj do Berezowa, przy północno-wschodnim kącie niemieckiego cmentarza, tuż przy wale go otaczającym. Podlugowate doły z odłamkami przepalonych kamieni na miejscu starych murów wskazywały wyraźnie obwód téj małéj budowy, a czworokątny w niéj fundament musiał służyć za miejsce podstawy użytego przez Chappe kwadratu.
Miasto Tobolsk leży pod 58° 11’ północnéj szerokości, i 65° 56’ wschodniej długości od Paryża. Średnia temperatura roku wynosi — 2° 4’, średnia temperatura: zimy — 19° 8’, lata+14° 0’ (). Ludność w roku 1842 wynosiła 14, 246 mieszkańców.
(*) Humboldt, Środkowa Azya, T. II. „Liczebne stosunki klimatologii państwa Rossyjskiego“.
Sposób życia w Tobolsku jest, według opisania Erdmann’a (*), bardzo jednostajny. Brak umysłowych przyjemności starają się zastąpić zmysłowemi uciechami: bogatsi rozkoszują w dobrém jadle i używają rozrywki przy stoliku kartowym; biedniejsi zaś muszą przestawać na prostém, nie wyszukaném pożywieniu, które tém mniej ma w sobie rozmaitości, im kraj ten, z powodu surowości klimatu, uboższym jest w tuziemne płody. Przyroda mało tu sprzyja rozwinieniu organizacyi i urozmaiceniu jéj kształtów, a co sztucznie bywa wyhodowane, zostaje wkrótce niszczone przez srogi wiatr północny. Rzeczą jest powszechnie wiadomą, że wiatr w Syberyi zwykle jest ostry i długo trwający. Rzadko przechodzi rok, żeby merkuryusz pod gołém niebem, w miesiącach grudniu i styczniu nie zamarzał, i nie dawał się rozciągać i rznąć jak ołów. Irtysz i Tobol puszczają zaledwo w kwietniu lub maju (według starego kalendarza), a stają znowu w październiku. Ale w środku nawet lata nocami częste bywają mrozy i prawie nie ma miesiąca, w którymby się one nie zdarzały. Lód pod drewnianemi pomostami ulic rzadko latem całkiem się rozpuszcza i w miesiącu sierpniu nawet grunt w pewnéj głębokości tu i owdzie bywa zamarzły. Z drugiéj strony, gorąco w letnich miesiącach około południa dochodzi często 30° R.; co potwierdza dowodzenie Humboldfa, że najwyższy stopień ciepła w krajach północnych nie ustępuje gorącu pod równikiem. Tylko, że to ciepło nie jest trwałe, i przenikliwy wiatr północny, albo przynajmniéj chłód wieczorny przypomina wkrótce stopień szerokości geograficznéj, pod którym podróżny się znajduje. Przy takowéj własności klimatu nic dziwnego, że tu udają się tylko północne leguminy i owoce, albo przynajmniéj takie tylko płody, które w krótkim czasie przychodzą do dojrzałości. Ogórki w małéj tylko ilości hodują się w inspektach, a świeże jabłka przywożą za rzadkość z innych gubernij. Pospolitsze leguminy, które tu dają się widzićć na rynku, są: kapusta, cebula, czosnek, rzepa i kartofle, ale przywożą także z południowych stron gubernij ogórki, melony i arbuzy, a co do gatunków zbóż, prowincya ta dostarcza: żyta, pszenicy, owsa, gryki, prosa, orkiszu i grochu. Z pomiędzy leśnych drzew udają się tu szczególnie: brzozy, topole, sosny, pospolite i cedrowe jodły (Pinus Cembra), któréj małych orzeszków (pineli) dużo tu spożywają. Z jagód znajdują się tu oprócz żurawin, poziomek, malin i porzeczek, szczególnie jeszcze: konstyniga (owoc krzewu Rubus saxatilis), morożka (owoc Rubus odoralus) i kniażniga (owoc Rubus arcłicus). Ostatnie
(«) Zarysy II, 2, str. 65. mają oprócz balsamicznego, do ananasów podobnego zapachu, orzeźwiający, winno-kwaskowaty smak. Erdmann uważa je za najdelikatniejszy owoc Północy.
Z pomiędzy posilnych przedmiotów, których dostarcza handel południowo-azyatycki, pierwsze miejsce, jak wszędzie w Rossyi, zajmuje tu herbata. Każdy mieszkaniec Tobolska uważa ją. za nieodbicie potrzebny posiłek. Równie jak banie (łaźnie), znane po całéj Rossyi przyrządy do herbaty, czyli samowary, stanowią tu konieczny artykuł najskromniejszego nawet gospodarstwa. Być może, , powiada professor Erdmann ( ), że do obu tych przywyknień zniewala krajowców instynktowe poczucie zbawiennego wpływu pobudzających poty środków w tutejszym klimacie; ale podczas gdy gorące łaźnie ledwo raz w tygodniu są tu w użyciu, herbata przynajmniej dwa razy na dzień się pije, i regularnie tak latem jak zimą wszyscy członkowie rodziny zbierają się dla jéj pożywania w pewnych oznaczonych godzinach. W średniéj klassie panowie i dworsko służący piją razem, niższa zaś klassa służących pije ją w izbach czeladnych, gdzie nigdy nie zbywa na samowarze. Wieczorem i w dni uroczyste, podobnie jak u Chińczyków, przy herbacie podają rozmaite roślinne pokarmy, szczególnie wyżéj wspomniane sybirskie pinele, równie jak rozmaite z połuduiowéj Europejskiej Rossyi owoce, smażone w chińskim cukrze i znane tutaj pod nazwiskiem Warenia.
Zwierzęcy pokarm stanowią tu po większéj części ryby, wołowe, cielęce, skopowe i kurze mięso (nie licząc zwierzyny, któréj polowaniem mieszkańcy Tobolska gorliwie się zajmują). Ale pierwsze gatunki mięs, można tu mićć tylko przez czas krótki; lato bowiem jest tak krótkie a zima tak długą, że zebrane siano zaledwie wystarcza na utrzymanie niewielkiej ilości bydła. Przypędzają przeto latem (około Św. Piotra) całe trzody z linii albo południowych granic guberuij, które tu paszą się aż do późnej jesieni i rzną się powoli na zimę, poczynając od miesiąca września; mięso potém składa się warstwami w przewiewanych sklepach na pochyłościach góry, gdzie po zamarznięciu, bierze się do codziennego użycia. Gdyby więc tu nie było przez ciąg roku żywych kur, zimą należałoby się zupełnie wyrzec użycia świeżego mięsa. Jako o bardzo wybornej potrawie wspomina Erdmann o wędzonym ozorze reniferów, który jest bardzo kruchy i smaczny, delikatniejszy od wolowego, ale który i tutaj liczy się do rzadszych potraw.
Erdraann powiada, że w Tobolska używa się także do jedzenia mięso łabędzie, ale najczęściéj tylko solone, a zatem mało szacowane. Otrzymuje się ono w tym stanie szczególnie ocl rossyjskich mieszkańców nad Irtyszem i Ob, którzy w jesieni zastawiają, prostopadłe sieci, równolegle do rzeki i płynąc po niéj, podczas mglistej pogody, spędzają łabędzie i stada innych wodnych ptaków z rzeki do rozstawionych sieci. W wykopanych wzdłuż brzegu dołach składają oni niezmierne zapasy upolowanej tym sposobem zwierzyny i pomimo pewnego stopnia zepsucia spożywają w razie braku innego pokarmu. Niewielu tylko przemyślniejszych solą to smakowite mięso i zaopatrują niem nawet odleglejsze miasta. Również jajka wielu gatunków dzikich kaczek przedają się w Tobolsku za bardzo nizką cenę; ale zbywa tu ha ważnym środku do zachowania tych jaj, którego używają Rossyanie mieszkający nad morzem Baltyckiém, tojest, tłustości wielorybiéj.
Co się tycze ubioru mieszkańców, w Tobolsku potrzebują więcéj ciepłego odzienia niżeli gdzieindziej. Szczęściem, przyroda dała tym stronom renifera; skóra z niego bywa noszoną nawet od mieszkańców miast. Robią z nich futra, których włos obrócony na zewnątrz, a jeżeli skórki są młodych zwierząt i jednokolorowe, obok lekkości i ciepła mają dość piękną powierzchowność. Oprócz tego futra, Erdmann widział inny, rzadszy i kosztowniejszy a dość dziwny rodzaj odzienia ze skórek łabędzich, na których puch się tylko zostawia. Delikatność, miękkość i lekkość takiego futerka trudno opisać: szkoda tylko, że ono nie jest trwałe. Zresztą, noszą tutaj wszelkie inne gatunki futer, jako: lisie, wilcze, niedźwiedzie i wiewiórcze. Prości ludzie przestają na grubszych reniferowych i owczych kożuchach, obcisło zrobionych, kobiety zaś la. tem i zimą chodzą w wysokich, różnokolorowych, wełnianych kapturach, nasuniętych na uszy, i okręconych chustką, na kaftanie zaś noszą szerokie futerka w kształcie krótkiego płaszczyka.
Co się tycze stanu zdrowia mieszkańców, doznają oni różnych chorób, z powodu surowości klimatu; mniéj jednakże, niżeli należałoby wnosić. Skutkiem panujących północnych wiatrów, które w wyższéj otwartéj części miasta sprawiają często zniżenie temperatury o 3 stopnie więcéj, niżeli w niższej, przypadki przeziębienia są najczęstsze, a pomiędzy temi chroniczne reumatyzmy i zapalne gorączki z bólem piersi. Wypadków zaś dyssenteryi prawie się nie zdarza i pomimo corocznych rozlewów Irtysza i Tobola, oraz blizkich błot, rzadko zdarzają się przypadki febry.
/
Właściwy sposób życia mieszkańców Tobolska, którzy, jak wyżéj wspomnieliśmy, oddani są szczególnie zmysłowym uciechom, opisuje Erdmann ( ) w następny sposób: „Tu mianowicie, powiada on, postrzegamy u rossyjskiego ludu szczególne połączenie niedołężnego lenistwa z n aj dzielniej szém natężeniem sił fizycznych i umysłowych dla zaspokojenia pierwszych potrzeb życia. Przezorność i energię okazują oni dlatego tylko, żeby powrócić co najprędzej do obojętnego spoczynku, i najwięcéj kiedy myślą o zaspokojeniu swych potrzeb na rok cały. Bezustanne rozwinięcie fizycznych i duchowych władz indywiduów nie ma tu miejsca, gdyż każdy odcinek nowego peryodu przynosi ludziom też same zatrudnienia, co poprzedzającego peryodu, oraz pobudza w nich i rozwija nic innego, jak dawne i wystarczające im natężenie sił. Dlatego postrzegamy u mieszkańców Tobolska wyłącznie panujące zastosowanie sił na zabezpieczenie sobie pokarmu i środków ogrzania się. Przy nastąpieniu zimy, ciekawą jest rzeczą widzićć, jak się robią wszędzie odpowiednie przygotowania do nastającéj walki z żywiołami, i jak każdy, otoczony obfitemi zapasami, pomiędzy ochronnenii wałami swojego ciepłego mieszkania, wcześnie już pewny jest zwycięztwa i niczego bardziéj zdaje się nie życzyć, jak żeby śnieg ciasne szranki jego pomieszkania więcéj jeszcze oddzielił od zewnętrznego świata i żeby burze zimowe roztrącając się o wzniesione przezeń baszty drew, sprawiały 11111 przyjemność przez tę uderzającą sprzeczność. Fizyczna rozkosz jaką niedźwiedzie, a więcéj jeszcze, gromadnie na zimę zakupujące się zwierzęta, doświadczać muszą, gdy ich nory pokryją się śniegiem, łączy się. z szlachetniejszym powabem samotnego odosobnienia, które miejskiemu życiu w Tobolsku nadaje właściwy i odrębny charakter. Tobolsk, według początkowego planu naszych podróżnych, miał być wschodnim kresem ich podróży. Mieli oni zamiar, ztąd udać się wzdłuż Irtysza do Omska, ’a późniéj przez Iszymskie stepy powrócić na południowy Ural. Łatwość tymczasem i prędkość, z jaką podróż do północnego Uralu odbytą została, obudziły w Humboldfcie chęć przedłużania daléj jeszcze téj podróży, do Ałtaju, dla obejrzenia własnemi oczyma tego ważnego pasma gór. Nowego geognostycznego opisu tych gór wtedy jeszcze niebyło; od czasów Pallas’a, Renovantz’a i Herinann’a żaden z mineralogów ich nie zwiedzał, a postrzeżenia Ledebour’a i jego towarzyszów nie były jeszcze ogłoszone, lubo można było wnosić, że one były ważne raczéj pod względem botanicznym niżeli mineralogicznym. Plan tedy dalszéj podróży był tutaj w kole przyjaciół pilnie roztrząsany i znalazł gorliwe poparcie ze strony generał-gubernatora. Pomimo, że odległość leżącego w stepach u podnóża Ałtaju miasta Barnaułu wynosiła od Tobolska około 1, 500 wiorst, wystarczało jeszcze podróżnym czasu dla odbycia téj drogi, lubo przewidywali, że będą musieli się ograniczyć zwiedzeniem najważniejszych tylko miejsc. Wiele potrzebnych do tego przygotowań poczynionych było zaraz trzeciego dnia; i tak, pomiędzy innemi rzeczami zaopatrzyli się tak oni, jak ich ludzie, w zasłony od komarów, których potrzeba dała się im już była uczuć na Uralu, ale które, jak się późniéj dowiedzieli, potrzebniejszemi jeszcze były w przebywaniu stepów. Zasłony te zrobione ze skóry, pokrywał)’ głowę i grzbiet, a z przodu miały siatkę z włosów końskich. A ponieważ nie było takich zasłon gotowych, wykrojono dna ze znajdujących się pod ręką sit i wprawiono je w przyrządzone do tego skóry. Tym sposobem zaopatrzeni, Humboldt i jego towarzysze puścili się w dalszą drogę, 24 lipca, przy najpiękniejszéj pogodzie, która im służyła prawie prawie przez cały czas ich podróży do Ałtaju.
Cała przesteń pomiędzy Tobolskiem i Barnaułem jest ciągłym prawie stepem, przerżniętym wprawdzie kilku wielkiemi drogami, na których przy stacyach pobudowane wsie, ale pomiędzy niemi kraj po większéj części pusty i nieuprawny. Główny gościniec prowadzi przez miasta Tarę i Kainsk do Tomska, a ztamtąd dalej do Irkucka; od niego w bok idzie droga przez Iszym do Petropawłowska i linii Iszymskiéj, druga przez Tiuralinslc do Omska i linii Irtyszskiéj, a po za Kainskiem do Barnaułu i Ałtaju, którą jechali nasi podróżni. Droga z Tobolska idzie naprzód wzdłuż wyższego prawego brzegu Irtysza, i prowadzi większą częścią przez las i nizkie zarośla, które zakrywają uiżéj leżące brzegi rzeki, aż do oddalonego na 14 wiorst od Tobolska klasztoru Abałaka, który leży na wysokim brzegu rzeki i ztąd odkrywa się obszerny widok na rozległą po drugiéj stronie równinę. Irtysz opisuje tu wielki ku zachodowi wygięty łuk i odrywa od brzegu, który tu wyższym jest jak pod Żukowa, znaczne kawały ziemi, przez co klasztor sam narażony jest na wielkie niebezpieczeństwo. W klasztorze tym znajduje się tylko starszy z trzema czy czterma zakonnikami; w kościele mieści się cudowny obraz Najświętszéj Panny, który był wtedy w Tobolsku, dotąd każdorocznie w tym czasie, z powodu uroczystości, przenoszonym bywa na dwa tygodnie.
W Abałaku pożegnali podróżnych tobolscy ich przyjaciele, oprócz adjutanta generała Weljaminowa, pana Jermołowa, zacnego młodzieńca, synowca znakomitego generała Jermołowa, który z rozkazu generałgubernatora miał im towarzyszyć aż do granicy gubernii. Tuż za klasztorem droga oddala się od Irtysza, opisuje znaczny, ku południo-zacbodowi wygięty łuk, i zbliża się znowu, o jedną, stacyę ód powiatowego miasta Tary, do Irtysza, tworzącego prawie ciągle cięciwę tego łuku. Podróżni przeprawili się na promie pod klasztorem przez Irtysz, jechali potém wzdłuż Wagaju, lewego, z południa płynącego przy toku Irtysza ciągiem aż do wsi Istiackoj, piątej stacyi od Tobolska. Tu jadąc znowu od Irtysza w kierunku prawie równoległym południowo wschodnim, przybyli po południu 25 lipca nad Iszym, najznaczniejszy z Tobołem przytok Irtysza; przeprawili się przezeń pod wsią Wikułową, gdzie rzeka ta płynie pomiędzy stromemi, piasczystemi brzegami i przybyli w nocy nad małą rzeczkę Ajew, wpadającą po za miastem Tarą do Irtysza, zkąd znowu droga bierze odmienny północno-wschodni kierunek, wzdłuż téj rzeczki. Przyczyna tego znacznego załamania drogi pochodzi zapewne z natury gruntu nad Irtyszem.
Grunt tymczasem na przebieżonéj przez podróżnych drodze był czarny i twardy, w sąsiedztwie wsiów uprawny, zresztą wszędzie wysoką trawą pokryty, śród któréj wznosiły się tylko pojedyncze gromady brzóz i topoli. Pomiędzy Wagajem i Iszymem znaczne przestrzenie pokryte były czerwoném kwieciem Epilobium augustifolium, które było wtedy w pełnem rozwiciu; inne odznaczały się błękitną barwą rośliny Delphinium elatum, dosięgającéj znacznéj wysokości i gęsto zarastającéj; również ognisto-czerwona Lychnis chalcedonica często dawała się spostrzegać. Wieśniacy po wsiach zdawali się mićć dobrze, szczególnie zastanowiła podróżnych czystość i ozdobność jednego mieszkania we wsi Rybinie nad Ajewem, gdzie przebawiłi czas jakiś rano dwudziestego szóstego. Gorąco przy czystém, bezobłoczném niebie, było znaczne; o południu dochodziło zwykle 24° R., a niekiedy więcéj; woda nawet rzek była ciepłą; temperatura Irtysza pod klasztorem Abałakiem (24 lipca o południu) była 19°, Iku, małego lewego przytoku Iszyma (25 lipca o południu) na powierzchni 20°, 9’, w głębokości czterech stóp 19°, 2’, gdy temperatura powietrza była 23°, 4’; woda Ajewu miała dwódziestego pierwszego o południu temperaturę 19°, 4’, kiedy powietrza była 24“, 6’ R. Przeciwnie, woda studniowa, z powodu nizkiéj temperatury gruntu Syberyi, była bardzo zimną. Pod Bakszewą, pierwszą stacyą od Tobolska, woda zwyczajnéj studni z żórawiem, wolna już zupełnie od lodu, miała temperaturę 2° R., druga w Rybinie 2°, 5’. Podobne nizkie temperatury studzien znajdywali podróżni wszędzie w Syberyi) co mieszkańcom, podczas wielkich upałów, przynosi niemałą przyjemność.
Do Tary, miasta odległego na 309 wiorst od Tobolska, przybyli w nocy 27 lipca. Nie zatrzymując się tutaj ruszyli daléj, ale w następnej zaraz stacyi Sekmenewie musieli kilka godzin przebawić dla naprawy powozu. Wieś ta leży, równie jak Tara, nad Irtyszem, którego lewym brzegiem jechali l’/2 stacyi, mając prawie ciągle otwarty widok na tę ogromną rzekę. Pod wielką wsią Tatmyskaja przeprawili się przez Irtysz i opuścili go wtedy na dłuższy czas. Droga idzie czas jakiś w południowo-wschodnim kierunku aż do rzeki Om, wpadającej pod miastem Omskiem do Irtysza, a potém w pobliżu téj rzeki we wschodnim kierunku. Ztąd zaczynają się stepy Barabińskie, zapełniające całą przestrzeń pomiędzy Irtyszem i Ob. Nie będąc suchemi i pustemi, jak sobie zwykliśmy wyobrażać stepy, są one przeciwnie w wysokim stopniu obfite w wodę, pełne wielkich i małych jezior, błot i rzek, z których ostatnie częścią wpadają do Omu, głównéj rzeki tych stepów, częścią bezpośrednio do Irtysza lub Ob. Miejscami jest on łąką, równą jak powierzchnia morza, jak. pod Linum w Marchii; tu i owdzie wysoką trawą i krzewami porosły; oraz gajami z topoli i brzóz pokryty (*); w innych suchszych miejscach widać po drodze częste osady soli, które według doświadczeń czynionych późniśj przez professora Rose, składały się z soli kuchennej i gorzkiej. Również wiele jezior na stepach Barabińskieh jest słonych. Z powodu często błotnistego gruntu droga na znacznych przestrzeniach jest wymoszczoną; ale groble te, skutkiem nadzwyczajnej długości, są zwykle źle utrzymane, tak, że jazda po nich jest bardzo przykrą. Przykrość ta jednakże była daleko znośniejszą od innéj pochodzącej z wielkiéj ilości komarów i much wszelkiego gatunku, które podróżnych ustawicznie otaczały i napadały, skoro tylko pojazd się zatrzymał. Zasłony po części mogły ich tylko ochraniać, gdyż żądła komarów przechodziły przez szwy i najmniejsze szpary; przytém nie mogli nosić tych zasłon ciągle, gdyż one z powodu gorąca były bardzo niedogodne i przeszkadzały rozpatrywaniu okolicy. Do tych niedogodności podróży przyłączyła się jeszcze strata, która dla podróżnych naów-
(*>) Przed sicdmdziesięciu laty były tak nazwane stepy Barabińskie jeszcze prawdziwemi stepami, i zaledwo znajdowały się w całej Syberyi miejsca więcej puste i bezludne; ale ówczesny generał-gubernator skłonił cesarzowę Katarzynę do odstąpienia mu rekrutów z jednego naboru, który nie stanowił wówczas tak wielkiej liczby żołnierzy jak dzisiaj, dla uprawy tych pustyń,.co w istocie wydało bardzo zbawienna skutki.
czas była bardzo dotkliwą. Dręczony ukąszeniami komarów i narażony na gwałtowne wstrząśnienia powozu po złej drodze, professor Rose nie mógł ochronić trzymanego przezeń barometru od rozbicia, przy silnem wstrząśnieniu. Był to ciężki Fortin’a barometr, którego podróżni wprawdzie nie ciągle używali, gdyż trudniéj go było przenosić i ustawiać, niżeli lżejszy Bunten’a, który Humboldt miał z sobą; ale jednakże służył im niekiedy do porównania z tym ostatnim, ażeby się przekonać, czy rezultaty obu instrumentów były jednakowe. Nie można więc było odtąd nabyć pewności, pochodzącéj z porównania obu instrumentów, a przytém zagrażało niebezpieczeństwo postradania i tego ostatniego barometru. Jednakże, porównanie z barometrem Fortin’a nie było jedynym środkiem przekonania się, czy barometr Bunten’a był nienadwerężony, i szczęściem Humboldt przywiózł go nieuszkodzonym znowu na Ural, gdzie się on stłukł, ale po porównaniu go pierwéj z innym barometrem w Miasku. Tym sposobem przynajmniéj strata barometru Fortin’a nie przyniosła żadnej rzeczywistej szkody.
W nocy z 28 na 29 lipca przybyli podróżni do miasta Kainska, leżącego nad Omem pośród stepów. Tu przepędzili oni resztę, nocy i nazajutrz rano chcieli ruszyć w dalszą drogę, gdy Sprawnik doniósł im, że we wsiabh po drodze do Tomska panowała sybirska zaraza. W Tobolsku nic o niej byli nie słyszeli, wy wiady wali się więc o szczegółach tyczących się téj choroby i jéj naturze u miejscowego lekarza, który nic mógł im udzielić dokładnych pod tym względem wiadomości. Powiedział im jednakże, co późniéj także radca stanu doktor Gcbler w Barnaule im potwierdził i szczegółowie opisał, że choroba ta początkowie była zarazą bydła, ale napada téż na ludzi, szczególnie w stepach, nigdy zaś w górach. Zaczyna się ona stwardniałą nabrzmiałością, tworzącą się u ludzi szczególnie na częściach ciała.nieokrytych odzieniem, na twarzy, karku i rękach, i które, jak to często się zdarza w podobnych chorobach, przypisują ukąszeniu owadów, nikomu jednakże zblizka nie znanych. Nabrzmiałość przechodzi w czarny, zaogniony wrzód, który wkrótce pociąga za sobą gorączkę i śmierć. Przez narznięcia czynione na guzie i kataplazmy z infuzyi tytuniu i soli ammoniackiéj można w początkach rozpędzić stwardniałość i uleczyć chorobę; ale skoro wewnętrzne części są zarażone, choroba ta zwykle jest nieuleczoną.
Podróżni więc złożyli radę, co mieli uczynić; powrócić nazad i inną drogą do Barnaułu się udać nie mogli, gdyż to pociągnęłoby za sobą wielką stratę czasu. Postanowili więc tąż samą drogą dalej ruszać, a że choroba ta, jak im powiadano, była zaraźliwą, postanowili unikać wszel
kiego zetknięcia się z włościanami, pomiędzy któremi zaraza się srożyła. Feldjegier Humboldfa, oraz służący Rose’go i Ehrenberg’a mieli jechać z swojemi panami w powozach, zamiast siedzićć jak dotąd na kozłach, obok powożących ich włościan. Zaopatrzyli się téż podróżni w środki pożywienia, a nawet w wodę na kilka dni, ażeby nie mićć potrzeby wysiadać we wsiach, w którychby się zatrzymywano dla zmiany koni; postanowiono nawet nie wysiadać dla użycia snu.
Pośród takowych przygotowań nadszedł wieczór. Tymczasem obejrzeli podróżni Kainsk, który był nędzną mieściną z nizkiemi drewnianemi domami, nieregularnie zabudowanemi. Dom, w którym podróżni znaleźli przytułek, był cokolwiek lepszym od innych; pokoje były choć małe, jednak porządne i czyste, z kwiatami na oknach i kilką wygodnemi krzesłami. O zachodzie słońca ruszyli w dalszą podróż. Tymczasem zaczęło się błyskać, niebo pokryło się chmurami i mały deszcz zaczął padać; ale następnego dnia miano piękną i jasną pogodę. We wszystkich wsiach, przez które przejeżdżano, widziano ślady zarazy. Wjednéj wsi dniem przedtém, czterech, w Kargańsku sześciu ludzi zmarło. Wtéjże wsi 500 koni było już padło, tak, że podróżni z trudnością mogli dostać potrzebną dla nich uprząż. W każdéj wsi znaleźli urządzony mały lazaret, do którego przenoszeni byli chorzy i leczeni wyżéj opisanym sposobem; również przy wstępie i na końcu każdéj wsi były rozłożone małe ogniska z nawozu i suchéj trawy, które miały oczyszczać powietrze. Chociaż te niedostateczne odymienia mało mogły się przyczyniać do wstrzymania lub odwrócenia zarazy, jednakże widziano późniéj, na równinach Syberyi, wszędzie ognie te rozłożone, tam nawet, gdzie zaraza nie była się jeszcze rozszerzyła, jak np. na całéj linii Irtysza.
Trzydziestego pierwszego lipca przybyli do wsi Kotkowa, w któréj zaraza nie tak już była silną: dlatego podróżni przesadzili znowu swoich służących, gdyż oprócz tego, że oni, a szczególnie ich ludzie, nie mogli ściśle dopełniać przepisanych środków ostrożności, upał dzienny przy wielkiéj ciasnocie w powozach i braku wszelkich codziennych wygód, stał się im zbyt uciążliwym. Na poprzedniéj stacyi opuścili już byli drogę do Tomska i w południowo-wschodnim kierunku zbliżyli się byli do rzeki Ob. Z tą rzeką kończyły się stepy Barabińskie, a razem ostatnie ślady zarazy. Po przebyciu następnéj stacyi, małéj wsi z nędznemi, brudnemi domami, przejechali przez piękny brzozowy las, za którym droga zaczęła się zniżać i odkrył się obszerny widok na rzekę Ob. Podróżni jechali jeszcze czas jakiś wzdłuż pięknéj, zasianéj krzewami łąki, tworzącéj lewy brzeg Obu, i przeprawili się potém przez tę rzekę pod miastecz-
kiem Bergskiem, leżącém po tamtéj stronie téj szerokiéj rzeki, na wysokim brzegu, i malowniczo wyglądającym z pośród gęstego sosnowego lasu. Chociaż prawy brzeg rzeki jest wysoki, koryto jéj po téj stronie jest tak płytkie, że o kilkaset kroków od brzegu głębokość nie jest większą nad cztery stopy; dno rzeki pokryte jest kanciastemi kawałami gliniastego łupku i szarego gęstego wapienia. Szerokość tymczasem rzeki jest bardzo znaczną, i przechodzi o wiele szerokość Irtyszu pod Tobolskiem.
Bergsk leży przy końcu wielkiego ku zachodowi wygiętego łuku, który Ob tworzy, począwszy od Barnaułu. Droga przerzyna ten łuk i idzie ciągiem prawie przez gęsty sosnowy las, w którym miejscami są wsie, tworzące stacye, najczęściéj na małych rzekach wpadających do Ob. Z początku jest ona piasczystą, ale staje się potém twardszą, tak, że podróżni mogli po niéj szybko jechać i niekiedy ośmnaście wiorst na godzinę przebywać. Przed południem, 1 sierpnia, zbliżono się znowu do Ob i do Barnaułu, leżącego na lewym brzegu, o ośmnaście wiorst jeszcze od miejsca przeprawy. Ale silny południowo-zachodni wiatr, który już był zrana powstał, uczynił niepodobną przeprawę; na rzece były tak ogromne fale, że czyniły bezskutecznemi wszelkie próby. Podróżni musieli więc czekać, dopóki wiatr nie ustanie i nie rozpogodzi się, czego jednakże w prędkim czasie nie można się było spodziewać, gdyż deszcz zaczął padać i wiatr stawał się coraz silniejszym i chłodniejszym. Pomimo tego, professor Ehrenberg przebiegał okolicę, i zebrał na łąkach nadbrzeżnych mnóstwo nieznanych dotąd roślin, pomiędzy któremi wiele było ozdobnych roślin i krzewów naszych ogrodów, jak np. HermerocalltsJlava, Carnus alba, Robinia Attagana i wiele gatunków róż. Zresztą, podczas tej zwłoki nie zbywało podróżnym na posiłku, gdyż rybacy trudniący się przewożeniem przedali im wyborne sterlety, które zostały przyrządzone i zgotowane pod otwartém niebem. Ku wieczorowi wprawdzie się rozjaśniło, ale wioślarze zaledwo o godzinie trzeciéj w nocy mogli przewieźć przez rzekę. Było jeszcze bardzo rano, kiedy podróżni przybyli do Barnaułu, odbywszy, pomimo znacznéj straty czasu w Kaińsku i nad brzegiem rzeki Ob, w dziewięciu dniach, drogę z Tobolska, wynoszącą 1468’/2 wiorst. ROZDZIAŁ VI.
Teraźniejszy stan 1 iilstorya Ałtajskiego górnictwa. — Wydobywanie srebra w catój Rossyi. — Muzeum i szmelcarnle w Bamaule. — Sposób działania w hutach. — Wężowa góra. — Wycieczka do szliflorni kamieni w Koływańsku. — Podróż do kopalni srebra w Riddersku i Krakowsku — Twierdza Ustkamienohorsk. — Lądowa droga do Buchtarmlńska — Kopalnia srebra w Syrjanowsku. — Kamlenszczycy. — Gorące źródła w okolicach Berela. — Bieiucha, najwyższa góra na Ałtaju. — Odwiedziny chińskiego posterunku Baty. — Powrót do Buchtarmińska i po Irtyszu do Ustkamienohorska.
Miasto Barnauł, chociaż u stóp Ałtaju, ale leżące jeszcze wr stepach, jest jednak środkowym punktem Ałtajskiego górnictwa, będąc nietylko siedliskiem zarządu górniczego wszystkich kopalni, ale także posiadające główną szmelcarnię Ałtajską. Miasto to jest więc bardzo ważne dla Ałtaju, który górnictwu winien swoją cywilizacyę, swoje zaludnienie i z każdym rokiem pomnażającą się pomyślność. Jak ważném zaś jest górnictwo Ałtaju, pokazuje się z jego produkcyi, składającéj się szczególnie ze srebra i większéj niżeli jakiéjbądź innéj strony starego lądu: gdyż od pół wieku przeszło przepisana ilość srebra, którą Ałtaj corocznie dostarczać powinien, wynosi 1, 000 pudów czyli 69, 900 kolońskich grzywien. Prócz tego, wydobywanych tam bywa corocznie około 12, 000 pudów miedzi i blizko 20, 000 pudów ołowiu.
Roczna ilość srebra wydobywanego w Harcu (razem z kopalniami Anhaltską i Mannsfeldską) wynosi tylko 49, 900, z saskich gór kruszcowych tylko 55, 000, z węgierskich (oprócz Banatu) 62, 000 grzywien kolońskich ; ale w Meksyku dochodzi do 2, 500, 000 takichźe grzywien.
Kruszcu, z którego dobywa się srebro Ałtaju, dostarczała przez czas długi jedna tylko kopalnia, góra Wężowa, leżąca o 280 wiorst na południe Barnaułu, ale podobnie jak to miasto u podnóża Ałtaju. Kopalnia ta jest teraz jeszcze znakomitą; ale od czasu trwania robót górniczych na Ałtaju, odkryto wiele innych kopalni, jużto w jéj pobliżu, już w znaczném oddaleniu i daléj w górach leżących, częścią teraz jeszcze rozkopywanych, częścią zarzuconych. Z pomiędzy dotąd rozkopywanych, dzielą się one na kopalnie srebra i kopalnie miedzi; osobnych kopalni ołowiu nie ma, gdyż kruszec ołowiany, razem ze srebrnym, wydobywa się z kopalni Syrjanowskiéj i Ridderskiéj. Jak znaczną jest tymczasem ilość srebra, któréj dostarcza Ałtaj tak z dr u giéj strony kruszec, z którego się ono dobywa, jest bardzo ubogi. Zawiera on w przecięciu tylko ll/a zołotnika srebra na pud, czyli 0, 04 procentu (średnia ilość srebra wydobywanego z kruszcu w Meksyku, wynosi 0, 18 do 0.25 procentu), ztąd ilość dobywanego kruszcu jest nadzwyczaj wielką i dochodzi od 3 do 3 ’/a miliona pudów. Najbogatsze są kruszce Syrjanowska i Krukowska, zawierające 4 zołotniki srebra, a najuboższe kruszce Sałairska, zawierające 3/t zołotnika srebra w pudzie kruszcu; jednakże ostatnie należą do najbardziéj szacowanych kruszców na Ałtaju, gdyż znajdują się w wielkiéj obfitości i bardzo łatwo się roztapiają, czém wynagradzają małą ilość znajdującego się w nich metalu. Wspomnione kopalnie: Syrjanowsk< Krukowsk i Sałairsk, są teraz najznaczniejszemi, gdyż przykładają się prawie w dwóch trzecich do ilości dostarczanego srebra.
Ponieważ kopalnie leżą po większéj części w okolicach bezleśnych, przeto kruszce rzadko się roztapiają w samych kopalniach, ale transportują się do osobno leżących hut, często znacznie oddalonych od kopalni. W Barnaule i Pawłowsku (52 wiorsty na zachód od Barnaułu) roztapiają srebrny kruszec ze wszystkich kopalni; w Łoktiewsku i Wężowéj górze z różnych kopalni, oprócz Sałairskiej, leżącéj zadalcko od tych hut; w Gawryłowsku i Gurjewsku tylko kruszce blizko leżących Sałairskich kopalni. Susunsk przeznaczony jest do roztapiania tylko kruszcu miedzianego; tu znajduje się także mennica, w któréj przebija się na monetę wszystka miedź w tém miejscu dobywana. W Barnaule, Pawłowsku, Łotkiewsku i Wężowéj górze, znajdują się także piece dla roztapiania kruszcu ołowianego. Transport kruszcu i węgli do hut odbywa się za pewném małém wynagrodzeniem przez włościan przypisanych do hut, którzy za to wolni są od pogłównego i naboru. Przywóz ma miejsce tylko latem, kiedy konie wstępach znajdują dostateczną karm, a nigdy zimą, gdyż wtedy, oprócz braku pastwisk, wszelki transport jest niepodobny, z powodu często zdarzających się na Ałtaju wichrów południowych i zachodnich, połączonych z gwałtowną śnieżną zamiecią.
Burze te nazywają się na Ałtaju Buranami (*). Nazwanie to llossyanie przyjęli od koczujących stepowych plemion; oznacza ono gwałtowny wicher, pędzący latem słupy piasku, a zimą.śnieg ze stepów. Buran różni się tém od naszych śnieżnych zamieci i wichrów, że te tworzą się w wyższéj atmosferze, buran zaś stepowy podnosi się zwykle z dołu; jednakże trafiają się burany, które poczynają się wysoko w po-
(a) Następujący opis wyjęty jest z listu doktora Jagmin’a, umieszczonego w piśmie polskiem: Tygodnik Petersburski. Pan Jagrniu był sam świadkiem buranu na stepach.
Fodrtfi* Humboldta. Od. II, 1.1. 1 q
wietrzu, i mieszkańcy stepów rozróżniają wyższe i niższe burany. Gdy oba one powstaną i razem się połączą, wściekłość icb sprawia chaos w przyrodzeniu i napełnia trwogą ludzi i zwierzęta. Burany te bywają niekiedy tak gwałtowne, że zasypują śniegiem lub piaskiem namioty Kirgizów i całe osady, a karawanom przez stepy ciągnącym przynoszą często ostateczną zgubę.
Buran zaczyna się pędem wiatru po śnieżnéj równinie. Przewodnicy prędko go poznają. Śnieg z początku zrzadka się unosi, srebrne pasy podnoszą się z ziemi, zrywają się one coraz częściéj, wiatr zaczyna huczćć i wyć, powietrze błyszczy coraz więcéj kryształkami śniegu, późniéj wszystko to zamienia się w ciemną, gęstą massę, pędzoną w jednym kierunku, dopóki ona, natrafiwszy na jaką przeszkodę, porwana od wichru, nie zacznie krążyć wkółko lub odbijać się od wznioślejszych miejsc stepów.
Skoro się buran podniesie, trwa zwykle pół dnia, najwięcéj dzień cały, rzadko dwa lub trzy dni. Zdarza się téż, że łagodniejszy buran kilka razy na dzień podnosi się i ustaje; ale wtedy rzadko następuje stała pogoda. Bano i wieczorem zwykle się ucisza, ku południowi wzmaga się, a około północy ustaje zupełnie. Poczyna się niekiedy nagle przy jasnéj pogodzie: wtedy słońce pokrywa się nieprzenikliwą zasłoną. W ogólności burany przy zmianie pór roku są’“najczęstsze: zima i jesień często się niemi zaczynają. We wschodniéj stronie step dmą burany, jak tylko termometr podniesie się do 8° lub 10° Reaum.; przy wyższych temperaturach rzadziéj się zdarzają, ale są tém niebezpieczniejsze. Zwykle powstają podczas odwilży, lub kiedy mróz ma nastąpić, oraz przy jasnéj pogodzie, kiedy w wyższéj atmosferze nie ma zupełnie śniegu. Ztąd wnosi badacz przyrodzenia, professor Eversmann w Kazaniu, który w samych stepach robił postrzeżenia nad buranem, że on jest skutkiem zamarzłych i w śnieg obróconych wyziewów, które podczas odwilży krążą w powietrzu. Południowo-wschodni wiatr przynosi zimne burany, południowo-zachodni zaś ciepłe, tak, że śnieg przylega do odzienia.
Buran dla 6tepów azyatyckich jest tém, czém samum dla afrykańskich. Za zbliżeniem się buranu powszechna trwoga ogarnia karawanę: ani ludzie, ani zwierzęta, nie mogą wtedy poznać miejscowości; instynkt oryentowania się znika u tych ostatnich. Często się zdarza, że człowiek, który we wsi chciał przejść z jednego domu do drugiego, zabłąkał się w stepie i zginął; dlatego w podobnym dniu wszyscy pozostają w domu. Najdoświadczeńszy przewodnik nic wtedy nie pomoże, wszelkie ślady się zacierają, konie okręcają się na jedném i tćmże samém miejscu, i podróżny po bezskutecznych próbach musi powracać znowu na miejsce, z którego wyszedł. Bydło, skoro poczuje buran, staje bokiem do niego; jeżeli ten jest bardzo gwałtowny, porywa je, unosi o kilka wiorst, i wrzuca do dołów i przepaści. W roku 1816 Kirgiz-Kajsaki wewnętrznéj czyli Bukijewskiej hordy ponieśli wielką szkodę w swych trzodach od buranu, w południowych astrachańskich stepach. Większą jeszcze szkodę wyrządził buran w roku 1827, gdy całe trzody porwane i przerzucone od niego zostały z południowych do północnych Saratowskich stepów: zginęło wtedy 10, 500 wielbłądów, 280, 000 koni, 13, 000 wołów i około miliona owiec: co wszystko wynosiło na 13 milionów rubli assygnacyjnych straty.
Jak podczas samum, tak równie podczas buranu, podróżny ma jeden tylko środek ratunku: zatrzymać się i położyć się na ziemi. Tak czynią Kirgiz-Kajsaki: niejednemu z nich zdarzyło się przebyć tym sposobem leżąc dwa lub trzy dni. Kto podróż swą przedłuża, zwykle zabłąkiwa się i marznie.
Niekiedy tworzą się latem burany z piasku; powstają one o południu, trwają niedługo, wznoszą się nagle i ustają, nie zrządziwszy wielkich szkód. Wtedy oddychanie staje się utrudnione i wzrok zamglony; piasek podnosi się do nadzwyczajnéj wysokości, kręci się w gęstych kłębach, wciska się w oczy i uszy; słońce staje się wówczas, jak podczas zaćmienia, krwisto-czerwone. Skoro buran ku wieczorowi zaczyna się uspokajać, miasta i wsie ukazują się z pośród gęstych chmur pyłu. Widok to uroczy!
Według udzielonych Humboldfowi tabeli, huty na Ałtaju dostarczyły w roku 1827 menniczego srebra J, 000 pudów, 2 funty, 49 zołotników: te zawierały w sobie 916 pudów, 37 funtów, 2078/oc zołotników czystego srebra, i 27 pudów, 26 funtów, 269%r, zołotników złota. Wartość dobytego złota i srebra wynosiła w assygnatach 4, 572, 907 rubli 76 kop.; poniesione przy tém koszta dochodziły summy 1, 279, 000 rubli: pozostawało więc czystego dochodu 3, 293, 907 rub. 76 kop.
Do powyższych wiadomości dodajemy jeszcze następne, tyczące się ogólnéj produkcyi srebra w Rossyi (wyjęte z Journal des mines).
Główne kopalnie srebra i ołowiu znajdują się w Syberyi, w okręgach Ałtajskim i Nerczynskim; nowsze istnieją na Kaukazie w Kirgizkich stepach, poza Irtyszem. Według rejestrów 1849 roku, ogólna ilość dobytego surowego kruszcu wynosiła 8, 351, 000 pudów, z których dobyto czystego metalu 1, 449 pudów. Prócz tego, wiele pokładów nie
(*) Srebro zaczęło tam byd wydobywane 17-13 rokq.
jest jeszcze rozkopanych, które zapewne zamykają w sobie niezliczone bogactwa.
W okręgu Nerczynskim roboty rozpoczęły się w roku 1704. Dochód aż do roku 1747 ograniczał się na 28 pudach rocznie, do r. 1775 podniósł się do 630 pudów; odtąd jednak zmniejszał się powoli, i teraz wynosi tylko 200 pudów. Oprócz tego, kopalnie Nerczynskie od roku 1804 dostarczały rocznie 10 do 23, 000 pudów ołowiu. Zresztą, srebro dobywane w okręgach Ałtajskim i Nerczynskim nabywa większéj wartości, skutkiem znajdującéj się w niem zwykle pewnéj ilości złota, które się oddziela w mennicach petersburskich: W roku 1846, na 1, 194 pudach srebra oddzielono 46 pudów czystego złota.
Bogate szyby połączonego ze srebrem ołowiu znajdują się poza Irtyszem, w okręgach Karkaralinskim i Bajan-Aulskim: od r. 1844 do 1850 dostarczyły one 8, 741 pudów ołowiu i 25’/5 pudów srebra.
Huty należące do tych min używają za materyał palny kamiennego węgla, którego bogate pokłady w niewielkiéj od nich odległości znalezione zostały.
Na Kaukazie znajdują się także liczne ślady srebrnego kruszcu; ale większa część szyb jest rozkopywaną tylko przez tamecznych mieszkańców, którzy z nich wydobywają ołów. Jednakże rząd założył hutę w wąwozie Alaghir, o 40 wiorst od Władykaukazu, która rocznie dostarcza 36, 000 pudów ołowiu i około 100 pudów srebra.
Ilość dobytego w Rossyi do 1851 roku srebra jest następną: okręg Nerczynski od roku 1804 dostarczył 24, 923 pudów; okręg Ałtajski, od roku 1745, 82, 191 pudów; kopalnie Uralskie, od roku 1754, 738 pudów; złotodajny piasek Syberyi, od roku 1829, 872 pudy; kopalnie Woitskie i w stepach Kirgizkich 25 pud.; w ogóle przeto 108, 749 pud.
Produkcya srebra, chociaż nie bardzo obfita, zapewnia wielkie korzyści z powodu obszerności pokładów. Ilość tego metalu, dostarczona przez kopalnie Ałtaju i Nerczynska, przedstawia ogólną wartość około 130 milionów rubli, i przenosi wartość złota dobytego w prywatnych płókalniach na Syberyi, w ostatnich dwudziestu leciech do 1850 roku, na 5 milionów rubli.
Pomimo wzrostu, jakiego nabyło górnictwo na Ałtaju, późniéj się ono rozwinęło niżeli Uralskie, i nie sięga daléj jednego stulecia (*). Wprawdzie w dawniejszych czasach odbywały się już roboty na Ałtaju, jak tego dowodzą tak nazwane Czudskie kopalnie, które tam częściéj
zdarzają się niżeli na Uralu; ale chociaż napotykane ślady robót, zapadłe szyby i rzędy dawnych kopców są tam tak liczne, że odkrycie ich dało powód do powstania teraźniejszych kopalni, jednak wiadomość
0 stanie tego górnictwa, równie jak ludu, który się niém zajmował, zupełnie znikła z pamięci mieszkańców. Ciemne tylko zachowały się podania o bogactwie złotych gór (tak się nazywają Ałtajskie góry w chińskim i staro-tureckim języku), i to dało powód, jeszcze za czasów Piotra Wielkiego, do wysłania kilku wojskowych wypraw nad wyższy Irtysz, dla wynalezienia złotego piasku. Wyprawy te wprawdzie nie osiągnęły zamierzonego celu, ale korzystne były dla powstałego późniéj górnictwa, pod tym względem, że dały powód do założenia wielu twierdz na linii Irtyszu, które dla późniejszego górnictwa służyły za ochronę i wsparcie.
Zaprowadzenie właściwego górnictwa winien Ałtaj radcy stanu Nikicie Akimficzu Demidow, pełnemu wiadomości i talentów synowi założyciela Uralskiego górnictwa Akimfa Demidowa, który pobudzony zapewne, podobnie jak Piotr Wielki, podaniem o bogactwie min Ałtajskich, posłał tam ludzi dla wyszukania kruszców, którzy téż w r. 1723 wiele kruszcu miedzianego z dawnych robót Czudskich odkryli. Kiedy Demidow znalazł kruszec ten godnym topienia, prosił kollegium górniczego w Petersburgu o pozwolenie zaprowadzenia kopalni i hut na Ałtaju, równie jak o wsparcie, i gdy otrzymał to oboje, wysłał tam pewną liczbę biegłych dla odkrycia miedzianej kopalni w Koływansku (którego nie należy brać za jedno z teraźniejszém powiatowém miastem Koływanskiem), oraz w Woskresiensku, 20 do 30 wiorst na północ od teraźniejszéj Wężowéj góry, a wkrótce potém i trzeciéj kopalni Pichtowskiéj. Według nazwania dwóch pierwszych kopalni, nosi dotąd górnictwo Ałtajskie, w rossyjskich pismach urzędowych, nazwanie górnictwa Koływano-Woskresienskiego. Wr. 1728 założona została pierwsza większa huta Koływansk nad rzeką Biełają, w pobliżu kopalni, gdzie dobywany kruszec miedziany był topiony, do któréj, gdy ta nie wystarczała do roztapiania kruszcu, dołączoną została druga w r. 1739; zakładaniu zaś większéj liczby pieców stanął na przeszkodzie brak drzewa, który późniéj spowodował przerwanie robót i w powyższych hutach. Ta druga huta, położona nad ujściem Barnaułki do Ob, dała początek teraźniejszemu powiatowemu miastu Barnaułowi.
Tymczasem Ałtajskie górnictwo nie zostawało długo w posiadaniu Demidowa. Już w roku 1736 zaczęto rozkopywać Wężową górę, któréj kruszec w wyższych głębiach okazał się nadzwyczaj obfitym w złoto
1 srebro; ale dobywanie złota i srebra było wtedy zabronione prywatnym osobom. Demidow więc przekonawszy się o bogactwie kopalni Wężowéj góry w szlachetne metale, dał znać o tém kollegium górniczemu, które wyznaczyło osobną kommissyę, pod prezydencyą generała Beyer, dla zbadania téj miejscowości: i ta we dwa lata późniéj, 1746 r., wszystkie zakłady Ałtaju objęła w posiadanie rządu. Rz^d nie przestawał następnie zwracać największéj baczności na wzrost zakładów: wysłał tam zdolnych górników i hutników, ulepszył wewnętrzną administracyę przez stosowne, odpowiednie miejscowości urządzenia, i zabezpieczył téż zewnątrz stopniowy rozwój górnictwa, przez założenie rzędu twierdz, od napaści koczujących w Ałtaju Kałmyków i Teleutów. Po wielekroć wysyłane wyprawy dla zbadania Ałtaju, oraz zwiedzanie kopalni przez akademików i innych uczonych mężów, coraz więcéj dawały poznać Ałtaj; dokładne mappy były skreślone, nowe pokłady kruszców odkryte i skutkiem tego nowe kopalnie i huty założone: przez co górnictwo Ałtajskie prędko przyszło do tego stopnia rozwoju i pomyślności, w jakim się dziś znajduje. Było ono, wnet po przyjęciu zakładów tych od Demidowa, przyłączone do prywatnych posiadłości Cesarskiego domu, i tak zostawało aż do najnowszych czasów, w których porównane zostało z innemi należącemi do Rządu zakładami, i oddane pod wiedzę Ministerstwa Skarbu.
Do tego historycznego zarysu o górnictwie Ałtaj skiém (przez professora Rose), dołączamy następne ogólne uwagi o okręgu Ałtajskich górniczych zakładów (*).
Ałtajski (Koływano-Woskresienski) okręg hutniczy leży pomiędzy 49° a 56° północnéj szerokości, 75° zaś do 88° wschodniéj długości od Paryża; stanowi więc prawie połowę Tomskiéj gubernii, i ze względu na swe płody, jest jedną z najbogatszych prowincyj Rossyi.
Wschodnia i zachodnia połowa tego okręgu, są, tak co do powierzchowności jak co do swych płodów, bardzo różne od siebie, gdyż pierwsza w rozmaitym kierunku przerzniętą jest przez góry Ałtajskie, których śniegiem okryte wierzchołki czyli biełki rozmaite noszą nazwania. Gromady tych gór tworzą pasmo idące z S. O. ku N. W., zamykające téż w sobie źródła rzek należących do systcmatu Ob i Irtysza. Okolica tamtejsza jest w wielu miejscach pokrytą gęstym lasem; posiada także na prawym czyli łąkowym brzegu Ob żyzną roślinną ziemię, na któréj bez żadnego nawozu bardzo dobrze się udają różne gatunki zbóż. Zachodnia polowa okręgu oddzieloną jest od wschodniéj dolinami Szulby, Alei i Ob, i tworzy pomiędzy Irtyszem i Ob pochyloną ku Barabińskim stepom płaszczyznę. Równość téj przestrzeni ziemi przerwaną jest tylko falistemi wzgórzami, które po większéj części skierowane są z N. O. ku S. W., i które w pobliżu Ob zdają się być znaczniejsze, niżeli nad Irtyszem. Nad Ob leżą pomiędzy temi pagórkami dość regularne doliny znacznéj rozciągłości, nazywane przez mieszkańców Pad i (czyli zapadłe ziemie). Ta zachodnia połowa Ałtajskiego okręgu jest prawie całkiem bezleśną; wyjątek tworzy tylko wązki pas na brzegach Alei pod wsią Krasnojarskiem, na którym znajdują się zarośla z topoli, osin, kilku gatunków wierzb, Prunus Padus, Mespilus i krzaków róży, również jak pas sosnowego lasu, na 60 mil szeroki, rozciągający się od Ob do Irtyszu-i na rozmaitych miejscach pod różnemi nazwiskami znany, jakoto: Barnaulski, Srosteński, Korostelewski, Szulbiński i Loktiewski. Znajdują się prócz tego w głębi rzecznych dolin brzozowe zarośla niewielkiéj rozciągłości, noszące prowincyonalne nazwanie kołki.
Ta zachodnia część Ałtajskiego okręgu jest suchą, gdyż przerżniętą jest tylko małemi strumieniami. Te wychodzą częścią z jezior, częścią z górnych błot, płyną powoli i tworzą jeziora, tak pośrodku jak przy końcu ich biegu. Grunt jest w téj połowie okręgu równie obfity w roślinną ziemię, jak we wschodniéj; w blizkości zaś Irtyszu składa się z piasczystéj gliny i zawiera w sobie rozmaite gorzkiego smaku sole. Od ujścia Alei ciągną się tak ku wschodowi w stronę Irtyszu, jak ku zachodowi aż do jeziora Czany, tak nazwane Solonczaki (solne miejsca), w których powierzchnia ziemi, szczególnie po deszczu, pokrywa się podobną do szronu powłoką z czystéj kuchennéj soli, lub z mieszaniny téj soli z gorzką. Pomiędzy jeziorami najobfitsze w te sole są: Borowyje Oziera, Aleusskie, Siewiernoje, Korjakowskie, Karasuckie i Burlinskie, w których obfitość soli jest niewyczerpaną. W innych jeziorach nie daje się postrzegać osad solny, ale pomimo to, nazywane one są gorzkiemi jeziorami, z powodu nieprzyjemnego smaku, jaki się daje czuć w ich wodzie. Śród pogodnych dni letnich daje się postrzegać na stepach tego okręgu szczególne zjawisko odbicia się nadpowietrzuego, znanego tutaj pod nazwaniem marewa.
Okręg hutniczy Ałtajski zawiera w sobie około 390, 000 wiorst kwadratowych, czyli 7, 960 mil kwadratowych, z których ledwo ’/32 część czyli 12, 250 wiorst kwadr, pokrytą jest lasem. Rozmaite wysokości nad powierzchnią morza, ukształcenie powierzchni gruntu i położenie geograficzne przykładają się do nadania dwom połowom tego okręgu odmiennego klimatu. We wschodniéj połowie jest on znacznie surowszy niżeli w zachodniej, a szczególnie daje się postrzegać tutaj daleko dłuższa zima. Latem zaś w ogólności temperatura wystarczającą jest dla doprowadzenia do dojrzałości nietylko rozmaitego gatunku zbóż i wielu użytecznych dziko rosnących roślin, ale téż w południowszych stronach téj okolicy dla hodowania pod otwartćra niebem kawonów i melonów. W dolinach znajdują się wyborne sianożęcie i pastwiska, a w wilgotnych miejscach tak wysoka roślinność, że zwykle nie można widzieć konia pod jeźdźcem.
W ogólności, wschodnia połowa sposobniejszą jest do uprawy zbóż i pszczelnictwa, zachodnia zaś do hodowania bydła. W pierwszéj, niebo latem jest prawie ciągle pogodne, tak nazwana także Sybirska zaraza jest prawie w niéj nieznaną, wówczas kiedy w zachcfdniéj części corocznie wytępia ona znaczną ilość koni i bydła.
Dlatego od dawnych już czasów zwyczajem jest, konie we wsiach należących do zakładów hutniczych, z początkiem wiosny przepędzać w góry, gdzie one zostają aż do połowy sierpnia ( ), pod nadzorem osobno na to wybranych pasterzy. W tych górnych okolicach nie ma téż szkodliwych owadów, a mianowicie komarów, bąków i moskitów, których niezliczone gromady roją się na łąkach i błotnistych nizinach, również jak w stepach i zaroślach zachodniej strony. Mieszkańcy tych okolic bronią się poniekąd od tych owadów stawiąc w swych izbach dymne naczynia (tak nazwane Jcurewa), tojest, garnki z wysuszonym gnojem krowim, od którego dym przepędza owady. Przy wstępie do wsiów kładą się w tymże celu wielkie pokłady spróchniałego nawozu do wykopanych na to dołów. (O workowatych przykryciach głowy z włosianemi siatkami wspomnieliśmy już wyżéj).
W ogólności, pobyt w górach Ałtajskich jest bardzo korzystny dla zdrowia ludzkiego, gdyż nie ma tam żadnych innych miejscowych chorób, oprócz febry na wiosnę i w jesieni, zapalnych gorączek i sybirskiéj zarazy, która rzadko na ludzi, ale na bydło i konie prawie co lato napada.
Flora Ałtajska nie jest jeszcze dokładnie poznaną, pomimo tego, że pp. Bunge i Ledebour, w r. 1826 w podróży swojéj, którą odbyli po wschodniéj tylko części tego okręgu, około 400 nowych gatunków roślin opisali.
Co się tycze dzikich zwierząt, znajdują się na Ałtaju szare i czarne niedźwiedzie, wilki, lisy, sobole, kuny, gronostaje, wiewiórki, tchórze, zające, rosomaki, rysie, sybirskie kuny (Mustela silirica, po ross. Kulonok), tak nazwane Jermuranki czyli dzikie koty, pręgowane wiewiórki (po ross. Burunduki), borsuki, świszczę, dzikie świnie, losie, jelenie, renifery, sybirskie sarny (Cewus pygaryus, po ross. Dikaja lcoza i Sajga), dzikie owce i lubo rzadko tygrysy. Wspominają teraz jeszcze o trzech wypadkach, w których ci rzadcy goście odwiedziny swoje do okręgu Koływańskiego życiem przypłacili. W r. 1813, nad Irtyszem tygrys zabity został przez podoficera kozackiego Siemljanuchina, a w październiku tegoż roku drugi, 3 wiorsty od huty Loktiewskiéj, przez wieśniaków wsi Nowalejska. Ten, zaraz po zabiciu, wystawiony był na widok przed hutą Łoktiewską. Był on znacznej wielkości i dużo krwi lało się mu z głowy, którą w kilku miejscach przestrzelono grękulkami. Wieśniacy trzy godziny z nim walczyli, w jakowym przeciągu czasu zabił dziesięć psów, ale strzelcom, którzy byli na koniach, żadnej szkody nie wyrządził. Otrzymali oni od rządu nagrodę 100 rubli. W roku 1839 trzeci tygrys został zabity przez włościan wsi Sietowka w Bijskim okręgu. Był on nadzwyczaj silny, i polowanie na niego skończyło się mniéj szczęśliwie niżeli dwa poprzednie, gdyż trzech ludzi niebezpiecznie ranionych zostało od postrzelonego zwierza. Należący do tego polowania strzelcy otrzymali nagrodę 1000 rubli.
Ze swojskich zwierząt znajdują się tu tylko konie, bydło, owce, kozy, i nad Irtyszem, u Kałmuków i Kirgizów, wielbłądy.
Godzien uwagi jest pewien gatunek koszenilli znajdujący się na Ałtaju i ciekawe szczegóły jego tam odkrycia.
W roku 1768 wydaną była przez rząd rossyjski instrukcya co do zbierania owadów, które się ukazały w Małorossyi, w dzisiejszéj gubernii Kijowskiéj, w okolicach Słobodzka i Biełgoroda i które po należytém przygotowaniu miały zastąpić prawdziwą koszenillę. W instrukcyi wspomnionem téż było, że gatunek ten koszenilli znajduje się zwykle na korzonkach małéj, w żółto-kwitnącej rośliny, podobnéj do poziomek.
W skutku tego ogłoszenia, mieszkający wówczas na Ałtaju lekarz, nazwiskiem Andrejew, dostrzegł w pobliżu Zmejnogorska na korzeniach poziomek i rośliny Potentilla fruticosa, „szare szlamowate kupki, pokryte czarną powłoką„; odkrył przytém, że „małe owady, które po dojściu do dojrzałości tworzyły się z tych kupek, farbowały na czerwono przedmioty, na których były roztarte“. Andrejew zebrał znaczną ilość tych owadów i „zawinąwszy je w papier, oraz podusiwszy nad żarzące-
rodtote Uuiuboldu. OJ. II, t. i, 20
mi się węglami„ posłał do Petersburga. Farbiarz, któremu ten materyał przez rząd do zbadania poruczonym został, oświadczył, że to są owady wprawdzie różne od prawdziwej koszenilli, ale podobnym sposobem jak ona mogą być użyte z wielką korzyścią, i dlatego przepisaném zostało Ałtajskiemu górniczemu zarządowi: „zebrać pod Zmejnogorskiem i w okolicach 20 funtów tych owadów i przesłać je do Petersburga“. Andrejew, który wtedy z większą gorliwością zajął się był swém odkryciem, zebrał w r. 1773 zaledwo dwa funty wspomnionych owadów, gdyż dżdżyste i zimne lato nie sprzyjało ich rozpłodzeniu się i zbiorowi. Te także przesłane zostały do Petersburga, gdzie rozpatrzone przez farbiarza tamecznej fabryki dywanów, nazwiskiem Malmstrom, uznane przez niego zostały za tak wyborne, że na przyszłość miały zastąpić całkowicie koszenillę zagraniczną.
Roku 1774 znalazł Andrejew rośliny noszące na sobie koszenillę, w pobliżu hut Barnaulskiéj i Pawłowskiéj, w tak wielkiéj ilości, że zebrał 32 funty tego farbierskiego materyału, oraz zrobił postrzeżenie, że na znajdującéj się w tejże okolicy cykucie daje się widzieć podobnyż owad i będąc większym od poprzedzającego, jest tém samém daleko łatwiejszy do zbierania. Na swoje nowe przedstawienia otrzymał on w ośm lat odpowiedź od zarządu Petersburskiego, że radca stanu Kozłow, ówczesny dyrektor fabryki dywanów, uznał te owady za nie zdatne do farbowania przędzy z sierci wielblądziéj. Zaledwo w roku 1786, zwrócono uwagę na tę sprzeczność pomiędzy dwoma wspomnionemi decyzyami, i zalecono znowu Ałtajskiemu górniczemu zarządowi zbierać koszenillę. Od 13 do 15 przeto funtów tego materyału posłano (1788 i 1789) do Petersburga, z których funt tylko jeden dano do rozpatrzenia wyżéj wspomnionemu dyrektorowi fabryki dywanów, który dopiero wydał o nim daleko przychylniejsze zdanie. Oświadczył bowiem, że mniemana niesposobność poruczonego mu materyału pochodziła tylko z tłustych cząstek, które się oddzielały przy wygotowaniu i pływały po wierzchu, ale że Ałtajskie owady mogłyby bez wątpienia wydawać bardzo użytuczną farbę, gdyby preparowane były wnet po ich zebraniu.
Zarząd górniczy, któremu następnie po dwa razy (w latach 1790 i 1798) zalecone zostało przygotowanie tego farbierskiego materyału na miejscu w Barnaulskiém laboratoryum, uchylił się od tego, już to zupełném milczeniem, już wykrętnemi odpowiedziami. I tak, między inném doniósł, że w skutku zalewu zakładów Barnaulskich 15 maja 1793 r. „wszystkie akta tyczące się koszenilli„ zniszczone zostały, przeto poszukiwanie jéj tymczasowo stało się niepodobném. Także, że w skutku rozkładu wspomniouego rnateryału, czynionego przez inspektora górniczego Schmidfa w laboratoryum Burnaulskiem, nie dało się postrzedz nic więcej jak „zapach podobny do mrówczanego eteru“ (!!). Wtakowem zawieszeniu zostawała cała ta ważna gałąź przemysłu wciągu następnych lat 50, lubo później jeszcze w roku 1797 przesłanych było do akademii Petersburskiej 8 funtów ałtajskiego farbierskiego rnateryału, które także zostały bez należytego rozpatrzenia.
Ogólna ludność Koływanskiego okręgu wynosi teraz około 350, 000 dusz obojéj płci.
Mowa mieszkańców Ałtaju jest głównie wielko-rossyjska czyli dyalekt Nowgorodzki. Zawiera ona jednakże w sobie wielką ilość dawnych wyrazów, znanych teraz w innych prowincyach tylko z kronik. W okręgu Koływanskim teraz jeszcze w wielu familijnych uroczystościach śpiewane bywają pieśni, które pochodzą, zapewne bez żadnéj odmiany, z bardzo dawnych czasów; oraz istnieją podania czyli ustne tradycye, odnoszące się szczególnie do czasów Wielkiego księcia Włodzimierza i jego tak nazwanych bohaterów (Witiazi). Kupcy i właściwi przemysłowcy tego okręgu mają swe stałe zamieszkanie jużto w miastach: Barnaule, gdzie mieszkają najbogatsi z nich, Kuzniecku, Bijsku, Ustkamienohorsku i Koływaniu, już w zakładach hutniczych: Łokocie, Zmiejnohorsku, Pawłowsku, Susuniu, Gurjewsku, Gawryłowsku i Tomsku. Liczba ich nie jest bynajinniéj znaczną, jak to daje się widzićć z urzędowych wiadomości o ludności miast z rokil 1840; nie mogą téż oddawna, dla braku kapitałów, zadość czynić najpospolitszym nawet potrzebowaniom, tém bardziéj dostarczać przedmiotów zbytku, które się nabywają na jarmarkach Irbickiin i Niżni-Nowgorodzkim, i dlatego znaczna ilość handlujących włościan i kramarzy przybywa na Ałtaj z gubernii Moskicwskiéj i Wlodzimierskiéj. Znani są oni na Syberyi pod nazwiskiem Suzdalców, i okazują się wszędzie przedsiębierczemi, zręcznemi i nadskakującemi dla kupujących. Zwiedzają każdą razą wszystkie ludniejsze miejsca okręgu, a szczególnie zakłady hutnicze, po złożeniu pierwéj w jedném z miast opłaty za prawo handlowania. Dostarczają tamtejszym mieszkańcom, bez względu na ich środki pieniężne i w połowie na kredyt, najrozmaitszych towarów, jakoto: bawełnianych, jedwabnych i wełnianych tkanin, przedmiotów metalowych, porcelanowych i innego gatunku naczyń, wyrobów skórzanych, a nawet niekiedy ulubionych książek zawierających w sobie dawne podania, oraz ryciny. Dlatego są oni bardzo pożądanemi gośćmi, których przybycie w pewnéj oznaczonéj porze roku od wszystkich z niecierpliwością jest oczekiwane. Do tego dodać należy, że Suzdalcy, kupując towary z pierwszéj ręki w europejskich rękodzielniach, przedają je o wiele procentów taniéj, niżeli kupcy Ałtajscy, i żeprędzéj oddają towary na kredyt, gdyż to co w jedném miejscu stracą, w drugich z naddatkiem zarobią. Są to ci sami ludzie, którzy na początku swojego zawodu w europejskiej Rossyi chodzą piechotą z miejsca na miejsce z krobką na plecach i którzy tam nazywają się jużto chodebszczykami, tojest wędrownemi kramarzami, już Warjagami. Nabywają oni przez ten sposób życia wielkiej biegłości i zręczności w prowadzeniu interesów handlowych, któremi się później odznaczają; utworzyli nawet dla swego użytku odrębną mowę, gdy nie chcą być zrozumianemi od kupujących, a używaną nawet przez kramarzy petersburskich. Zresztą Suzdalcy są bardzo dobrze widziani od mieszkańców Syberyi i z tego powodu, że umieją im udzielać ciekawych nowin z Moskwy, Nowgorodu i innych miast rossyjskich. Sklepy więc, jakie tuziemni handlarze pozakładali po miastach i zakładach hutniczych Ałtajskiego okręgu, powoli znacznie podupadły, albo musiały się ograniczyć mało zyskownemi przedmiotami, jako naczyniami z lanego i kutego żelaza, oraz grubcmi bawełnianemi i wełnianemi tkaninami. Niektórzy téż z tuziemnych kupców zajęli się fabrykowaniem miernej dobroci wyrobów, np. mydlanych i skórzanych, wówczas gdy inni przestają na skromniejszym jeszcze zarobku z handlu wiktuałami, a szczególnie dostarczaniem mięsa dla mieszkańców Barnaulu i innych zakładów hutniczych. W handlu sklepowym żaden z nich nie może współzawodniczyć z Suzdalcami co do sztuki wmawiania, lub zwabiania przechodzących niememi znakami i giestami.
Tak nazwani obywatele miejscy (po ross. mieszczanie), którzy, według praw im służących, powinniby stanowić wyłącznie klassę przemysłową, zajmują się drobnym handlem, a szczególnie przedażą płodów rolniczych. Niektórzy z nich tylko handlują wyrobami fabrycznemi, powierzanemi im przez kupców hurtowych, oraz najmują się często tym ostatnim za komisantów lub robotników. Posiadają zresztą wszyscy własną gospodarkę, sianożęcie i ogrody warzywne. Wielu téż z nich żyje wyłącznie z rolnictwa. Kobiety i dzieci tych miejskich obywateli zajmują się wprawdzie wyrabianiem lnianych i wełnianych tkanin, ale tylko dla własnego użytku; panuje zaś w całym okręgu trudny do uwierzenia i zastanawiający brak najpospolitszych i najpotrzebniejszych rękodzielni. Tylko w Barnaule znajduje się pomiędzy mieszczanami tu i owdzie cieśla, kuśnierz lub garbarz, a bardzo rzadko stolarz; zgoła
157 —
zaś nie ma szewca, krawca, ślusarza, kotlarza, tak, że nawet w najpospolitszém użyciu zostające przedmioty, jako: skóry, buty, kuchenne naczynia, kosy, noże, igły, nawet drewniane naczynia i łyżki muszą być sprowadzane z gubernii Tobolskiéj lub Permskiéj.
Liczbę włościan należących do zakładów hutniczych podawano w roku 1840 na 112, 289 mężczyzn i 117, 467 kobićt. Ci stanowią najprzemyślniejszą klassę z całéj ludności. Zajmują się oni rolnictwem, hodowaniem bydła, pszczolnictwem, oraz myśliwstwem i rybołówstwem; posiadają nadto znajomość wielu rękodzieł, które w innych krajach bywają zwykle wyłączną własnością miast. I tak, każdy włościanin Ałtajski jest najprzód cieślą, który za pomocą tylko siekiery i kobylicy stawia nietylko clla siebie dom, sporządza swój wóz i swoje sanki, ale nadto zaopatruje się we wszelkie narzędzia rolnicze i gospodarcze, oraz w czółno, jeżeli zajmuje się rybołówstwem.
Daléj umie on, jak tam nazywają, bić piec, tojest lepić go z gliny i dla przeprowadzenia dymu stawić na nim komin z wydrążonego wierzbowego lub olchowego drzewa, wylepionego wewnątrz gliną. Jest on trochę snycerzem, dla przyozdobienia przodu swojego domu bardzo ładną często snycerszczyzną; następnie garbarzem i białoskórnikiem, przygotowując jużto proste skóry na swoje obuwie i na uprząż, już owcze i jagnięce skóry na kożuchy, sarnie zaś, czyli tak nazwanych dzikich kóz, na zwierzchniąz włosem na zewnątrz obróconym odzież, zwaną na Ałtaju dachi czyli jagi. Szyje on sobie pewien rodzaj trzewików, które tam nazywają czarlci czyli leoti, oraz buty nie przepuszczające wody z długiemi cholewami, zwane butyły, lubo rzemiosła właściwego tojest (europejskiego) szewstwa nie wielu z pomiędzy nich jest znaną. Sztuka więc tylko stawiania młynów, oraz kowalstwo, ślusarstwo i kotlarstwo nie jest wspólne wszystkim włościanom Ałtajskim. Pierwsze szczególnie jest obce dla nich z powodu ogólnego rossyjskiemu ludowi przesądu, że budujący młyny muszą być czarownikami (znachory), którzy działają za pomocą „nieczystéj siły“, starając się zmienić kierunek wody, co się u nich uważa za rzecz wzbronioną. Pomimo to, skutkiem potrzeb miejscowych i sprzyjających okoliczności we wschodniej mianowicie połowie tego okręgu, założono znaczną liczbę wodnych młynów, tak, że w roku 1841 liczono w samym Ałtajskim czyli Koływanskim okręgu 2655 młynów, z których tylko 293 było wietrznych, reszta zaś obracanych siłą wody, a z tych 90 należących do włościan. Do przemysłowych wyrobów tamecznych mieszkańców policzyć wreszcie należy wyrabiane przez kobiety we wsiach rozmaite gatunki płócieu i sukien,
oraz farbowanie tak lnianych jak wełnianych tkanin. Do farbowania na błękitno używają indygo, na zielono i żółto dwóch roślin, które tam nazywają zieleni/ca i sierpucha, na czerwono zaś i pomarańczowo marzannę farbiarską (Iiubla tinctorum czyli R. peregrina).
W hodowaniu bydła, prowadzeniu gospodarki i odzieży Ałtajskich włościan widać wszędzie dobry byt i czystość, których brak daje się postrzegać w wielu prowincyach europejskiéj Rossyi, nawet w wielu wsiach po drodze z Moskwy do Petersburga; a nadto wszyscy bez wyjątku włościanie sybirscy odznaczają się wielką gościnnością i ujmującą prostotą obyczajów. Rolnictwo i hodowla bydła w okręgu Ałtajskim obowiązane są swym odpowiednio kwitnącym stanem własnej roztropności włościan, którzy chociaż z początku doznawali ze strony zarządu górniczego, któremu są podlegli, przeszkód w rozszerzaniu, przynajmniej do pewnego stopnia, swych pól i w powiększaniu stad, jednakże późniéj korzystny odbyt płodów, spowodował przekroczenie tych ograniczeń, przez nowe roboty i przedsiębierstwa. Służebności, do których obowiązani są w zakładach górniczych, przepisywane są corocznie dla każdéj z ich gmin, ale rozłożenie ich pomiędzy członków gminy zależy od jéj przełożonych czyli starszyn, co daje powód do wielu nadużyć.
Ogólna wiejska ludność ałtajskiego okręgu dzieliła się w r. 1839, na 40 tak nazwanych Wołosti czyli gmin, liczących w sobie: 35 większych wsi z kościołami (Sieła), 1254 małych wsi (derewien), 36, 821 domów, 6 murowanych kościołów, 29 drewnianych, 1, 078 kuźni, 182, 799 (liesiatin ornéj ziemi, na których zasiano 57, 310 czetwerti ozimego zboża, a 272, 884 zebrano, 195, 353 jarego zasiano, zebrano zaś 595, 540 czetwerti. Utrzymywano przytém 259, 265 koni, 244, 623 sztuk bydła, 274, 354 owiec i 90, 722 kłód pszczół, z których otrzymano: 11, 806 pudów miodu i 2, 035 pudów wosku.
Włościanie przedali z swych płodów: zboża na 496, 213, rub. ass., koni, bydła, miodu i wosku na 789, 637 rub. ass., miodu, łoju, skór i t. d. na 316, 421 rub. ass., w ogóle więc na 1, 602, 261 rub. ass. czyli około 14 rub. na duszę. Wprawdzie wybiera się u nich rocznie na podatki i potrzeby gminy: 1, 406, 868 rubli assyg., tojest, 12’/a rubli z każdéj duszy.
W kopalniach i hutach znajduje się teraz offieyalistów i robotników: 25, 788 mężczyzn i 19, 473 kobićt. Są oni wybierani sposobem rekrutów z wyżéj pomienionego włościańskiego stanu i zajmują się, oprócz naznaczonych im robót, przemysłem rolniczym. Posiadają prawie wszyscy swoje własne domy i ogrody, oraz trzymają konie, krowy, owce i ptastwo. Najbogatszemi jednak z nich są robotnicy całkiem lub do pewnego terminu uwolnieni, gdyż ci cały czas swój obracają na ulepszenie swojéj gospodarki, a z tych szczególnie mieszkańcy okręgu łoktiewskiego i zmiejnogorskiego. Ci ostatni trzymają wiele koni, które wynajmują do wywozu węgli i kruszcu, szczególnie w czasie sianokosu, kiedy włościanie nie mogą się obejść bez koni, do których dostawienia są obowiązani. Robotnicy kopalni i hut każdego zakładu tworzą trzy oddziały, z których, w ciągu tygodnia, jeden pracuje przez 12 godzin dziennych, drugi przez dwanaście godzin nocnych, a trzeci całkiem jest wolny. Od czasu wprowadzenia tak nazwanych wolnych tygodni, robotnicy nie obchodzą świątecznych ani niedzielnych dni, i to urządzenie jest korzystniejsze tak dla rządu jak dla klassy pracującej, gdyż rossyjskie święta zajmują prawie trzecią część roku; połączony zaś w dłuższe okresy czas może być korzystniéj użytym niżeli pocięty na drobne cząstki. Święta obchodzone są teraz tylko przez cieśli, kowalów i podobnych osobno pracujących robotników, którzy nie mają wolnych tygodni. Robotnicy niektórych hut, a szczególnie okręgów łoktiewskiego i zmiejnogorskiego zajmują się także rolnictwem, rybołówstwem, pszczolnictwem, polowaniem na dzikie zwierzęta, oraz obrabianiem konopi, wełny i skór. Ale zaspokajają oni tém tylko własne potrzeby, nie wystawiając na przedaż pomienionych produktów. Dlatego, rzadko mają własne pieniądze i doznają częściéj niżeli kmiecie braku ich, oraz wynikającego ztąd niedostatku prawie nieodbitych potrzeb życia. Do takich potrzeb szczególnie policzyć należy Bocharskie bjazi i daby, tojest grube bawełniane tkaniny, które corocznie z jarmarków na Ałtaj są przywożone, oraz kirgizkie anniaki, czyli zwierzchnie odzienia z sierci wielblądziéj.
Część hutniczych robotników, zamiast zwykłych robót, używaną jest do pewnych rzemiosł i dlatego podzieloną na tak nazwane cechy. Należą tu kowale, ślusarze, stolarze lub cieśle, garbarze, fabrykanci świćc, szklarze i niektórzy inni, którzy pracują na korzyść zakładów górniczych i hutniczych, a niekiedy za opłatą na korzyść urzędników, i którzy, w skutku odpowiedniego podziału robót, bardzo dobrego gatunku wyrobów dostarczają. Rzemiosłami trudnią się także żołnierze i podoficerowie tak nazwanego dziesiątego sybirskiego liniowego batalionu, oraz odstawili z niego i inni niższéj rangi, którzy zależą wprost od zarządu górniczego. Liczy się ich 6061 mężczyzn i 6123 kobiet, którzy w swych zajęciach i sposobie życia nie różnią się od właściwych rękodzielników.
Z jasacznych, czyli danniczych tuziemnych mieszkańców, znajduje się we wschodniéj części ałtajskiego okręgu wiele osiadłych plemion. Są oni częścią mongolskiego, częścią tureckiego pochodzenia i skutkiem tego, żyją oddawna całkiem oddzielnie od siebie, jak tego dowodzą geograficzne nazwania, oraz fizyognomia, język i zwyczaje tych ludzi. W dawniejszych czasach okolica ta była daleko więcéj zaludnioną, mieszkańcy jéj także posiadali znakomite ukształcenie i biegli byli tak w dobywaniu metalów, jak w wielu innych przemysłach.
Tureckie plemiona nazywają teraz po większéj części Tatarami, a mongolskie Kałmukami czyli podwójnie pfacącemi Turkami, gdyż na początku przeszłego stulecia, gdy obowiązani zostali do płacenia daniny Rossyanom, nie przestawali jéj także płacić ziungurskim chanom, którym dotąd byli podlegli.
Do obcych czyli pierwotnych plemion ałtajskiego okręgu liczą się także tak nazwani Kamieńszczyki, czyli mieszkańcy skał (od Kamień, skała), żyjący w niedostępnych wąwozach Ałtaju. Chociaż Rossyanie z pochodzenia, równie jak z języka, wiary i obyczajów, musieli oni przedtém, równie jak krajowe plemiona, opłacać jasak czyli daninę w futrach i skórach, która późniéj zamienioną została na niewielki obrok (wieczny czynsz). Pochodzą od rossyjskich zbiegów i sektarzy, których emigracya nastąpiła z następnych powodów.
Prawie cala południowa część gubernii Tomskiéj należy dzisiaj, z wyjątkiem stepów na prawym brzegu Irtyszu, do okręgu górniczego Koływano-Woskresienskiego; ale w dawniejszych czasach cała ta obszerna przestrzeń kraju zwała się Bielowodje (tojest kraj białych wód), co oznaczało ziemię wolną, obfitą w płody przyrodzenia i sposobną do osiedlenia. Przy końcu ostatniego wieku, kiedy oprócz Kuźniecka nie było tu jeszcze żadnego miasta, całe gromady ludzi wywędrowały z północnych prowincyj Rossyi do tych okolic: jedni, żeby się oswobodzić od swych powinności, drudzy z bojaźni kary, a nąjwięcéj żeby prowadzić życie niezależne i zbogacać się bezpłatnym handlem z krajowcami. Pierwsze swe osady, dla zabezpieczenia się od napadu Tatarów i Kałmuków, założyli oni w gęstych niedostępnych lasach kuźnieckiego okręgu, gdzie tak nazwani Raskolnicy (sektarze) pobudowali swe chałupy i pustelnie, w których, pobudzani fanatyczną gorliwością, jedni drugich palili. Po przeprowadzeniu Irtyszskiéj linii (1719), tojest rzędu twierdz i stanowisk, rozciągającego się od Omska do Ustkamienohorska, i po założeniu zakładów hutniczych Koływano-Woskresienskich, panowanie rossyjskie rozszerzyło się powoli w tych okolicach. Ludność powiększyła się tam szczególnie od czasu, kiedy Ukazem Cesarskim od 1 maja 1761 r., linia Koływanska pociągniętą została aż do Kuzniecka, składająca się z wielu stanowisk i twierdz i mająca bronić kraju od wszelkich nieprzyjacielskich napadów. Ale od tego czasu utracił ten okrąg w opinii ludu znaczenie leraju wolnego. Większa część osadników z innych prowincyj państwa, podczas trzeciéj rewizyi (w roku 1764), była do niej zaliczoną i użytą do robót górniczych, i odtąd nazwisko Biełowodje przeszło na przestrzeń kraju, leżącą po za linią Kolywanską i Kuzniecką, od granicy ehińskiój, i która do dziś dnia nosi to nazwanie.
Ludzie trudniący się polowaniem (Promyszlenniki), dawniéj jeszcze zwiedzali tę okolicę i torowali sobie drogę przez niedostępne wąwozy Ałtaju. Po swoim powrocie do wsi roznieśli wiadomość o krainie obfitującéj we wszystko, co jest potrzebném do życia ludzkiego, i znaleźli chciwych słuchaczy pomiędzy ludźmi, którzy wzdychali do swojego dawniejszego niezależnego bytu. Raskolnicy, należący do rozmaitych sekt zwanych toHci, z których znaczniejsze były NowochrzczeAców i Obrazoborców, pierwsi zaczęli wynosić się na Biełowodje czyli na skały (w kamień), idąc śladami myśliwców, którzy częstokroć byli ich współwyznawcami. Za przykładem Raskolników poszło wielu włościan, rzemieślników i innych ludzi prawowiernego wyznania, którzy pouciekali w góry dla uniknienia robót w kopalniach i pańszczyzny, i potworzyli tu powoli wiele gmin.
Przybysze ci, których nazwano Kamienszczykami, zajęli się szcze gólnie polowaniem i rybołówstwem, nie zaniedbując przytém rolnictwa. Znaczny handel prowadzili oni z Chińczykami, od których za swe sobolowe, wydrzane, bobrowe i inne futra otrzymywali srebro w sztabach, jedwabne i bawełniane materye, wełnę i t. d. Z Kirgiz-Kajsakami i razem z nimi koczującemi kupcami zostawali oni także w stosunkach handlowych. W niedzielne i uroczyste dni, zwykli byli wszyscy mieszkańcy wsi zbierać się na wspólną modlitwę do przeznaczonego na to domu. Nabożeństwo to trwało kilka godzin, ale bez publicznych obrzędów lub czytania świętych ksiąg; każdy umiejący na pamięć modlitwę, odmawiał ją sobie po cichu. Ponieważ nie mieli ani kościołów, ani księży, nie mogło być u nich żadnych religijnych ceremonij. Połączeni z sobą równością losu, wyłączeni ze społeczeństwa, utworzyli Kamieńszczycy stowarzyszenie, które zachowało w sobie niektóre z chwalebnych rysów charakteru rossyjskiego ludu; byli oni wiernemi współtowarzyszami, zawsze gotowemi do wzajemnych usług, i litościwemi dla biednych, któ-
Podrożo Humboldt’*. Od. II, 1.1. 21
rych opatrywali żywnością, , ziarnem dla zasiewów i narzędziami rolniczemi. Co się tycze ich wewnętrznego urządzenia, było ono całkiem demokratyczne ; nie mieli ani zwierzchników, ani pewnych oznaczonych powinności, chociaż swoim „dobrym ludziom„ zostawiali pewną powagę. We wszystkich ważnych dla małej rzeczypospolitéj okolicznościach zbierali się mieszkańcy różnych wsi na wspólne narady, które zwykle rozstrzygane były wedle zdania „dobrych ludzi.“ W razie popełnienia przez którego z nich jakiego występku, np. złodziejstwa, udawali się „dobrzy ludzie, “ w skutku wskazania oskarżyciela do mieszkania oskarżonego, szukali tam zginionéj rzeczy i w razie wykrycia jéj wymierzali odpowiednią karę; winny, w miarę swojego przestępstwa odnosił karę chłosty rózgami lub kijami.
Tym sposobem żyli czas jakiś Kamieńszczycy, aż do roku 1788, kiedy wkradły się do nich wielkie nieporządki. Rozjątrzeni postępowaniem jednego, powielekroć już karanego przestępcy, złożyli na niego sąd i wydali wyrok, żeby ze skutemi nogami umieszczony był na tratwie i puszczony z biegiem wody. Ale pomimo téj i podobnych jéj kar nie mogli odzyskać zakłóconego pokoju; trzyletni nieurodzaj dopełnił klęski nieszczęśliwych Kamieńszczyków, tak, że musieli nakoniec opuścić swe domy, zbliżyć się do granic chińskich i błagać opieki Bogdychana. Po nieprzyjęciu przez niego, nie pozostało iin nic więcéj, jak poddać się władzom rossyjskim, do czego tem więcéj skłonni byli, że wielu z nich czuło niespokojność sumienia z powodu odłączenia się od ojczystego kościoła, a zamierzone wyprowadzenie nowéj linii w okręgu Buchtarminskim położyłoby bez tego koniec ich niepodległości. W ogółnem więc zebraniu postanowili Kamieńszczycy, wysłać do Barnaułu „mądrego człowieka, „ dla wyjednania dla nich ułaskawienia i dla skłonienia rządu, ażeby za opłatą jasaku pozwolił im wrócić do dawniejszych siedzib. Jednakże najstarsi i „dobrzy ludzie“ byli ciągle temu przeciwni aż do jesieni 1790 r., kiedy zarząd górniczy wysłał partyą górników do rozrabiania kopalni Ałtajskich, wtedy do Wstępnia Pryjeszowa przybyła deputacya z wyżéj wspomnioną prośbą, na którą nastąpiła w roku 1791 Cesarska rezolucya Ukazem danym generał-gubernatorowi Syberyi. Była ona na korzyść Kamieńszczyków, którzy od téj pory znowu uważani być poczęli za poddanych państwa rossyjskiego. Liczba ich wtedy podaną była na 273 dusz obojéj płci, lubo musiała być większą, gdyż posiadali niemniej jak 30 osad. Dzisiaj potomkowie ich (w roku 1839, 326 mężczyzn i 304 kobićt) osiedleni są w dwudziestu trzech wsiach, leżących nad rzeczkami, wpadającemi z prawéj strony do Buchtarmy; niektóre z.tych wsi liczą, około trzydziestu domów. Wkrótce po ich ułaskawieniu, nałożony był na nich jasak, wynoszący 3’rs. kop. 30 na duszę; ale od roku 1824 płacą oni, jak reszta ludności tej okolicy, obrok w ilości 8 rub ass. Zajmują się polowaniem, rybołówstwem, rolnictwem i hodowaniem pszczół, oraz posiadają wiele koni, bydła i owiec. W ich okręgu znajdują się teraz bogate srebrne i ołowiane miny: Syrianowsk, Krukowsk, Ryddersk i wiele innych, oraz obszerne przestrzenie żyznego, ale niezamieszkałego gruntu oczekują na pracowite ręce, któreby zajęły się ich uprawą i wydobyły ukryte w ich wnętrzu skarby.
Tak.nazwani Dwojedancy czyli podwójnie płacący (6085 mężczyzn i 5354 kobiet) tworzący 14 pokoleń czyli gmin i mieszkający w 2310 jurtach, zajmują się szczególnie polowaniem; również jak Tatarowie (2806 mężczyzn i 2238 kobiet) mieszkający w 1095 jurtach i rozdzieleni na 17 gmin.
Ałtajscy Kalmucy i Tatarowie prowadzą, jak wiele plemion śród podobnych okoliczności, bardzo proste życie. Potrzeby ich ograniczają się na posiadaniu wojłokowéj jurty, potrzebnej ilości kobylego i baraniego mięsa, oraz ze skór zrobionego odzienia. Dostatniejsi pomiędzy nimi posiadają nadto małe trzody, potrzebne do polowania bronie i narzędzia, oraz wystarczającą ilość kumysu. Wojsko tak zwanych sybirskich liniowych Kozaków wzięło początek w roku 1716, równo z założeniem twierdz i posterunków nad Irtyszem. Nastały one w skutku wyprawy, którą Piotr I w roku 1715 wysłał był pod dowództwem pułkownika Buchsalz nad jezioro Sajsauskie, oraz wypraw w latach 1717 i 1719, pod dowództwem Stupina i generała Licharowa, dla wyszukania złota w środkowéj Azyi nad rzekami Aniu i Syr. Roku 1725 pięć twierdz osadzonych zostało 782 kozakami, zostającemi pod dowództwem porucznika i piatidiesiatnika, a liczba ta późniéj powiększoną została ludźmi przysłanemi z miast sybirskich. Po ostatniéj wojnie Chińczyków z Dżungarskiemi Kałmykami, która w roku 1757 ukończyła się zupełnein wytępieniem tych ostatnich, wspomnione wojsko powiększyło się pewną liczbą Dońskich Kozaków, Baszkirów i Meszczeraków, odkomenderowanych dla wzmocnienia twierdz i redut. Ci znaleźli okolicę tamtejszą tak.powabną, że z własnéj chęci tam pozostali i pobudowali sobie domy. Roku 1770 przyłączyło się do nich 138 tak zwanych Zaporożców (tojest mieszkańców kraju leżącego poniżej wodospadów Dniepru), którzy z powodu zniszczenia polskiego miasta (Humania) wygnani zostali na Syberyą, oraz wiatach 1775 i 1776, pewna liczba ludzi skazanych na osiedlenie, którzy z własnej woli wstąpili do służby kozackiej; późniéj także od 1797 do 1799 r., wysłanych i przyłączonych do nich zostało 2000 chłopców, synów odstawnych żołnierzy, z gubernii tomskiéj. Dlatego w roku 1808, liczono już 6117 mężczyzn pomiędzy tamtejszemi Kozakami. Zostali oni podzieleni na 10 pułków, każdy do 500 ludzi, z 47 podoficerami i trzema oficerami, oraz dwoma szwadronami konnéj artylleryi.
Na początku zaś 1842 roku, liczono u wspomnionych liniowych Kozaków 24, 734 mężczyzn i 23, 597 kobiet, mieszkających na przestrzeni 2000 wiorst w 85 redutach i stanowiskach. Z liczby tych trzynastu stanowisk i 22 reduty z 20, 000 mieszkańców obojej płci leży w okręgu górnym. W skutku sprzyjającego położenia ich osad, trzymają ci Kozacy bardzo wiele koni, bydła i owiec. Uprawiają wiele gatunków zboża, a szczególnie chińską pszenicę, odznaczającą się wielkością swoich ziarn i nadzwyczajną białością. Hodują także rozmaite warzywa, jak równie kawony, melony i tytuń, którego gatunek, przygotowywany w baraszewskiém stanowisku, jest bardzo wzięty i lubiony. Zajmują się prócz tego hodowlą pszczół, oraz poławiają w Irtyszu i innych rzekach na linii Kuznieckiéj i Koływańskiéj wiele łososiów i innych ryb. Produkta swoje przedają po większéj części Kirgizom i innym tuziemnym mieszkańcom, ale dostawiają także solone łososie, kawior i kawony do blizko leżących zakładów hutniczych. Widać na ich domach jeszcze właściwą architektoniczną okazałość, a mianowicie bardzo ozdobną snycerszczyznę na szczytach oraz nad drzwiami i oknami przodowych ścian, mieszkania ich również odznaczają się największą czystością. Prawie wszyscy Kozacy umieją czytać i pisać, i pod wielu względami, szczególnie zaś w wyszukanych ubiorach swych kobiet, starają się o powabną powierzchowność. Piękny skład ciała, wrodzoną waleczność i wiele innych chwalebnych przymiotów, widocznie winni są swemu pochodzeniu od Zaporożców i Dońskich Kozaków, co dowodzą także wyrażenia i obroty tamtej széj mowy.
W uprawie pól nie używają bynajmniéj nawozów. Pomimo to skutkiem płodności gruntu, zaspokaja ona potrzeby tak włościan jak należącéj do zakładów hutniczych nie wojskowéj ludności, dla któréj zboże przechowywa się w magazynach. Aż do czasu nastałego około r. 1830, wzrostu płókalni złota w rządowych okręgach Tomskim i Jenissejskim, zboża były w tak nizkiéj cenie, że zaledwo wynagradzały prace włościan i skutkiem tego rolnictwo zostawało na bardzo nizkim stopniu. Wspomnione magazyny mogły być zaledwo zapełnione, i po każdym
nieurodzaju następowało nadzwyczajne podniesienie się ceny zboża, tak np. za pud mąki żytniéj kosztującej zwykle 0, 3 do 0, 5 rub. ass. płacono po 2, 50 rub. ass.
W ogrodach warzywnych hodują mieszkańcy zakładów hutniczych i twierdz pogranicznych znaczną ilość różnych gatunków rzepy; oraz ogórków i dyń, równie jak kawonów i melonów w zachodniej stronie okręgu. Do tego przydać należy tytuń i kartofle, które jednak, pomimo swego wielkiego użytku, są w małéj ilości uprawiane.
U właściwych rolników i Starowierców czyli Raskolników panuje jeszcze niewykorzeniony przesąd względem obu ostatnich roślin, które poczytują oni za przeklęte i wyrosłe z ciała Judasza. Nawet w Europejskiéj Rossyi kartofle przed niedawnym jeszcze czasem, skutkiem przepowiadania księży, poczytywane były za diable jajka i zostawały w obrzydzeniu.
Hodowaniu bydła sprzyjają wszędzie w Ałtajskim okręgu wyborne pastwiska. Ilość koni teraz tam utrzymywanych liczą na 450, 000, cenę zaś każdego najmniéj na 50 rub. ass. Są one, jak wszędzie na Syberyi, nadzwyczaj wytrwałe i wyborne do pociągu. U włościan, podczas najcięższych robót, rzadko dostają one owsa, przestają zaś latem na trawie, a zimą na sianie. Nad Czaryszem i Alejem stada koni utrzymywane przez włościan są zanadto liczne, żeby mogły być karmione sianem. Puszczają je przeto w stepach i zimą na trawę, którą one z pod śniegu wygrzebują. W wielu miejscach trzymają wieśniacy, mieszczanie i urzędnicy oprócz koni roboczych także wyścigowe, szczególnie w okręgu łoktiewskim i zmiejnohorskim, gdzie zimą odbywają się często wyścigi, na których konie przebiegają przestrzeń od 5 do 30 wiorst.
Włościanie téż Ałtajskiéj górnéj okolicy ciągną nic małe korzyści z handlu końmi z sąsiedniemi guberniami, gdyż im utrzymywanie ich aż do przedaży nadzwyczaj mało kosztuje. Wprawdzie zgubną jest dla tego przemysłu sybirska zaraza, z któréj przez wiele lat szczególnie w wilgotnych nizinach, więcéj jak po dziesięć tysięcy koni ginęło.
Ilość bydła, jako potrzebującego większego dozoru i zapasu siana na zimę, jest cokolwiek mniejszą niżeli koni. Należy ono do pospolitéj rossyjskiéj rasy i jest miernego wzrostu. Włościanie a po części téż i mieszczanie ciągną znaczne korzyści z nabiału, rzeźnicze zaś bydło dostarczane jest częścią przez pierwszych, częścią przez Sagajskich Tatarów, mieszkających u źródeł Jcniseju i Abakanu.
Skóry bydlęce są częścią przez samych włościan obrabiane, częścią zaś kupowane przez zarządców hut i pod ich nadzorem wyrabia się
z nich uprząż, części do machin potrzebne i obuwie dla robotników. Łój i masło są po większéj części wywożone do sąsiednich okręgów rządowych, szczególnie do irkuckiego. W roku 1840, cena krowy w przecięciu wynosiła 40 rub. ass.
Liczne stada owiec, zwykłego rossyjskiego gatunku, są utrzymywane przez włościan, rzadko przez mieszczan, u Kałmuków zaś i pogranicznych Kozaków znajdują się tak nazwane kirgizkie owce, odznaczające się wysokim wzrostem i tak nazwanym kurdjukiem czyli tłustym ogonem. Wełna ich jest grubą i zdatną tylko dp robienia pilśni. Hodowla ich jednakże jest bardzo zyskowną, gdyż nadzwyczaj wiele mają w sobie łoju, a mianowicie 15 funtów w samym ogonie. Dpstarczają nadto bardzo smacznego mięsa, którem też na granicy prowadzi się znaczny handel. Z wełny rossyjskich owiec wyrabia się grube sukno, używane na odzież wieśniaków i robotników w hutach, równie pewien rodzaj deseniowego wojłoku; ale największa część skór wyrabia się na kożuchy, służące za główną odzież tamecznej ludności. Na ten przedmiot nie wystarczają nawet stada owiec rossyjskich, lecz sprowadzają się w znacznéj ilości owcze i jagnięce skóry, oraz robione z nich kożuchy od Kirgizów i innych ałtajskich tuziemców, koczujących na lewym brzegu Irtysza.
Kozy, hodowane na wielu miejscach w małéj ilości, pozostają po większéj części bez użytku, lubo obficie opatrzone są powszechnie znaną wyborną cienką wełną. W Barnaule i innych hutniczych zakładach wełna ta bywa wyczesywaną w czasie linienia żelaznemi grzebieniami i robione, z niéj na prątkach halsztuchy, rękawiczki i pończochy są tak wybornego gatunku, że należałoby życzyć, iżby ta gałąź przemysłu, żadnych prawie nie wymagająca kosztów, otrzymała należyte rozwinięcie. Równie też korzystnem byłoby pomnożenie trzód chlewnych, które teraz już w dość znacznéj liczbie utrzymywane są przez wielu włościan, tak dla mięsa, służącego na ich własny tylko użytek, jak dla przedaźy szczeciny, używanéj na szczotki do płókalni złota i dlatego bardzo poszukiwanéj. Trzody te puszczają latem w lasy leżące w pobliżu-wsiów, w których one, szczególnie na brzegach rzek i innych wilgotnych miejscach, żyją jakby w stanie dzikości i wybornie się wykarmiają. Oprócz wyżej wspomnionych domowych zwierząt znajduje się tam jeszcze znaczna ilość rozmaitego ptastwa, a szczególnie kur, gęsi i kaczek w wielu wiejskich i miejskich gospodarstwach, nadto kłody pszczół, stanowiące dość dochodny artykuł włościan ałtajskich. Ogólna ilość kłód znajdujących się teraz w powyższym okręgu, nie może być z pewnością oznaczoną,. Ale musi być ona bez wątpienia bardzo znaczną, gdy część przypadająca tylko na mieszkańców hutniczego okręgu wynosiła w roku 1840, 90, 800 sztuk, które rocznie dostarczały 2;035 pudów wosku i 11, 806 pudów miodu.
Mieszkańcy winni są zaprowadzenie téj ważnej gałęzi przemysłu Niemcowi, nazwiskiem Berens, który ku końcowi przeszłego stulecia znajdował się jako lekarz u pogranicznych Kozaków. Ten bowiem okolice wsi Wietkowska, leżącej na drodze od granicy do Ustkąmienohorska, w roku 1768 założonéj przez starowierców z Białejrusi, znalazł bardzo przydatne do hodowli pszczół, oraz włościan wsi Bobrowki i Siekisowki, gotowych do zajęcia się Ich pielęgnowaniem.
Wystarał się tedy u ówczesnego dowódzcy wojsk pogranicznych o wypisanie pewnéj ilości kłód od Baszkirów z okolic Orenburga, i w skutku tego dostawiono 30 kłód w latach 1776 i 1777 do Ustkamienohorska, a ztamtąd rozdzielono je po wspomnionych wyżéj wsiach. Nic oddano ich jednak na własność włościanom, ale powierzono im tylko ich nadzór i pielęgnowanie, a ztąd łatwo daje się wytłumaczyć, dlaczego wkrótce potem pszczoły te wyginęły, chociaż w pierwszym zaraz roku wydały po dwa do trzech rojów. Zamierzane rozprowadzenie pszczół udało się jednak zupełnie, kiedy niejaki Kerbiz, będący w roku 1792 majorem w wojsku pograniczném wypisał z Orenburga 50 kłód, wybranych tam starannie przez pułkownika Arszeniewskiego i przedał je mieszkańcom tychże samych wsi. Przedaż wosku i miodu przyniosła, po trzech już leciech, posiadaczom, prócz zwrotu kosztów, znaczną korzyść. Zaczęto wszędzie w zmiejnohorskim i buchtarmińskim okręgach, wzdłuż Alei i Czaryszu, aż do Kuzniecka, zajmować się hodowlą pszczół; potworzyło się téż wiele znacznych rojów dzikich pszczół w lasach nadbrzeżnych, składających się z topoli, wierzb i osiu, i wielu robotników hutniczych, którzy wolne swe godziny obracali na wyszukanie podobnych barci, znajdowali od dwóch do pięęiu pudów miodu. Szkodliwie tylko działała na ten przemysł nieroztropność niektórych poszukiwaczy miodu, którzy znalazłszy drzewa z pszczołami, ścinali je i tym sposobem wiele barci raz na zawsze poniszczyli. Korzyści jednak z chowania pszczół w wyżéj wspomnionych okręgach muszą być znaczne, kiedy włościanie corocznie odprawiają po kościołach tak zwane panichidy, czyli msze żałobne, za duszę Arszeniewskiego, poczytując go mylnie za twórcę téj gałęzi przemysłu.
Polowaniem zajmują się, jak już wspomnieliśmy, Kamieńszczycy, płacący jasak, tuziemni mieszkańcy i większa część włościan leśnych i górzystych okolic. Ostatni lubią tak dalece to zatrudnienie, że zostają często przez całe lata w dalekich puszczach. Żyją oni tam po większej części samotnie, z psem tylko, a ze sprzętów nic więcéj z sobą nie mają jak strzelbę, oszczep i nóż. Bardzo rzadko podejmują te wyprawy we dwóch lub w małych stowarzyszeniach, zwanych artele. Zabijają wtedy częścią bronią ognistą, częścią rozmaitemi samołówkami, zapadniami, żelazami, dołami i t. p. tak wielką ilość znacznéj wartości zwierząt, że zawsze powracają do domów z obfitą korzyścią. Przez taki sposób życia i wrodzone usposobienie używają ci ludzie, których zowią pospolicie Zwierowszczylcami, czyli ogólnie Promyszlennikami, najlepszego stanu zdrowia i okazują się wszędzie śmiałemi i przedsiębierczemi. Oprócz skór sarnich czyli tak nazwanych dzikich kóz, które stanowią zwykłą odzież krajowców, wszelkie tym sposobem pozyskane futra wysyłają się na jarmarki rossyjskie.
Rybołowstwo nie nabyło jeszcze w Ałtajskim kraju należytego stopnia rozwinięcia. W górzystéj połowie jego zajmują się niém tylko na własną potrzebę i niewielu oddaje się mu jako wyłącznemu przemysłowi; ztąd w Barnaule tylko i niektórych hutniczych osadach, można znaleźć na rynkach świeżą rybę, obok solonéj czerwonéj ryby, oraz suszonych karasi i łososi. Najkorzystniejszym jest połów na Irtyszu, powyżéj buchtarminskiéj twierdzy, oraz w Sejsanie, gdzie się odbywa przez pogranicznych kozaków, ałtajskich Kamieńszczyków, włościan wsi leżących nad Irtyszem i niektórych uwolnionych z hut robotników. Łowią tam w tak zwanych rybałkach, czyli miejscach sposobnych do rybołówstwa, jesiotry, sterledy, łososie i inne gatunki ryb. Jesiotry Irtysza odznaczają się wielkością i smakiem pomiędzy jesiotrami innych rzek, i dlatego są bardzo poszukiwane w całym górnym okręgu. Do łowienia ryb używają się częścią sieci, częścią tak nazwane samołowi (samołówki). Oprócz wyżéj wspomnionych miejsc, uchodzi także za bardzo rybne jezioro Czany, którego wschodnia część należy do ałtajskich hutniczych zakładów, oraz Burliuskie i Kułundyńskie jeziora i rzeka Ob. W jeziorach poławiają się szczególnie karasie, a prócz tego w mniejszéj ilości szczupaki, okunie i inne gatunki ryb. Karasie w jeziorze Czanach są największe, burlińskie zaś uważają się za najsmaczniejsze. Łowią je po większej części i to tak latem jak zimą sieciami. Latem suszą się one na wolném powietrzu, po dwa na jednym kiju naciągnięte i secinami w rozmaitych hutniczych osadach za bezcen przedawane. W tym stanie przechowują się długo, nawet latem, bez żadnego uszkodzenia i stanowią przeto tak dla włościan jak dla robotników hutniczych ró wnie ważny środek pożywienia, jak stokfisz dJa mieszkańców północnej Europejskiej Kossyi.
Podobnym sposobem suszą się téż szczupaki, płotki i barweny. W Ob łowią się sterledy i jesiotry latem w samołówkach, zimą zaś w ich kryjówkach wędami, opatrzonemi ołowianką i wielu haczykami, spuszczonemi pod lód w przeręblach, prócz tego, używają się tak w jeziorach jak na rzekach ręczne wędy, więcierze, kosze i tak zwane korczagi, zrobione w kształcie koryta, oraz zajezdki czyli wjazdy. Więcierze używają się szczególnie na wiosnę. Są one splecione z wierzbowych gałązek, mają przy otworze do siedmiu stóp w przecięciu i stawią się przy brzegu. Kosze i korczagi spuszczają się z uwiąźanemi kamieniami w głębokie miejsca, po nasmarowaniu ich otworów gęstém ciastem z żytnich otrębów. Napełniają się one szczupakami, okoniami, jazgarzami, miętusami, a szczególnie barwenami. Tak nazwany wjazd (zajezdok) składa się z obszernéj plecionej ściany, stawianéj poprzek rzeki, opatrzonéj w pewnych odległościach podłużnemi otworami. Przed nimi stawią się na dnie rzeki kosze za pomocą przywiązanych do nich kijów, znajdujące się zaś nad nimi otwory zamykają się również plecionemi i cienkiemi szczapkami drzewa opatrzonemi klapami. Ku końcowi lata i w jesieni, podczas ciemnych nocy, zabijają się także oszczepami z czółen szczupaki, tajmeny, płotki i miętusy, i wtedy na żelaznéj kracie, tak zwanéj kosa, rozkłada się na przedniéj części czółna ogień z małych smolnych szczapków sosnowego drzewa; zimą zaś zapuszczają się w wodę tak zwane jerlizy, tojest grube haki, na których zawieszone są małe barweny jako przynęta. Łowią się tym sposobem wielkie miętusy i szczupaki; jestto najprzyjemniejszy sposób łowienia, ale używa się tylko na wyższym Alej u, i to raczéj dla rozrywki niżeli dla zysku. Znajduje się w téj rzece pewien gatunek płocic, nadzwyczaj szybkich i zwinnych i dlatego nigdy nie dających się łowić w kosze lub więcierze, a bardzo rzadko na wędy. Pływa ona zawsze gromadami, tak zwanemi runi. Ku końcowi lata ryba ta bywa spędzaną przez pelikany (pelecanus carbo, po rossyjsku baklan) pomiędzy pływające gromady loźnęgo drzewa, które na wielu miejscach pokrywają rzekę na kilkaset sążni długości. Przed nastąpieniem tego czasu, wyszukiwaném bywa wolne od skał i innych przeszkód miejsce w rzece i w poprzek niéj na całą szerokość rozciąga się sieć, któréj wyższy brzeg, za pomocą przysposobionych do tego kijów, wystaje więcéj jak na stopę nad powierzchnię wody. Wtedy rybacy płyną we dwa lub we trzy czółna od obranego w dole rzeki miejsca, w górę jéj, ku téj poprzecznéj ścianie. Siedzą oni po kilku
Podróie Humboldta. Od. II, 1.1. 22
— 170 —
najedném czółnie i krzyczą lub śpiewają jak można najgłośniéj, wówczas gdy inni idą brzegiem, również w górę rzeki i rzucają kamienie lub kije do wody. Płocice tym sposobem przestraszone płyną w górę rzeki trzema gromadami, którym przewodniczą starsze i z których każda tworzy równą i regularną kolumnę. Brzegiem tym czasem idzie obok nich doświadczony rybak i uważa pilnie czy one płyną czy stoją na miejscu. Uwiadamia o tém płynących przez umówione znaki, ażeby ci albo prędzej płynęli albo również się zastanowili. Tym sposobem płocice ścigane są, dopóki czółna nie dojdą do odległości 40 sążni od wspomnionéj sieci. Zarzucają wtedy jak można najprędzéj drugą sieć poniżéj czółna w poprzek rzeki, podnoszą jéj brzeg, równie jak pierwszéj nad powierzchnię wody i zaczynają wtedy połów przez zarzucenie trzeciej sieci czyli niewodu. Płocice zostają wtedy w wielkim strachu, uderzają się o obie poprzeczne sieci, wyskakują z wody i starają się ratować ucieczką przeskakując stawiane im zawady. Udaje się to nie wielkiej tylko ich liczbie, a zarzucenie niewodu, który ciągnie najmniej ośmiu ludzi, wydobywa naraz najmniéj 250 ryb.
W wielu miejscach górnego okręgu przygotowuje się z małych ryb, wysuszonych w piecu, tak zwana od tuziemnych mieszkańców Porsa, tojest gatunek grubéj mąki, która się przechowuje w workach i rozgotowana poźniéj w wodzie stanowi ulubioną od nich potrawę.
Powracamy znowu do naszych podróżnych, którzy rano 2 sierpnia przybyli do Barnaułu. Barnauł leży na piasczystéj równinie przy ujściu Barnaułki do Ob, na lewym brzegu obu rzek. Miasto to składa się z szerokich, pod kątem prostym przecinających się ulic, z drewnianemi po większéj części domami, z małym bardzo wyjątkiem nizkiemi i jeden od drugiego dość oddaloncmi, zkąd miasto to zajmuje daleko znaczniejszy obszar niżeliby wnosić należało po jego dziesięcio-tysięcznéj ludności. Okolice nie są bynajmniej piękne; jednakże Barnauł u przybywających doń cudzoziemców obudzą wielkie zajęcie, z powodu przebywania w nim wielu ukształconych ludzi, których tu sprowadziło górnictwo Ałtaju, oraz najznączniejszych szmelcaTni, jakotéż publicznych i prywatnych znajdujących się tu zbiorów różnego rodzaju.
Szmelcarnie obejrzeli nasi podróżni zaraz w dniu swojego przybycia pod przewodnictwem ober-intendenta górniczego p. Frołowa, któ-
ry, jak każdy naczelnik górniczych i hutniczych zakładów na Ałtaju jest razem Tomskim cywilnym gubernatorem, ale najczęściéj mieszka w Barnaule. Huty leżą w południowej stronie miasta wzdłuż grobli długiéj na 232 sążnie, którą zatamowana Barnaułka tworzy staw hutniczy. Huty te składają się z dwóch długich budowli wspaniałéj architektury, z których w jednéj są piece do roztapiania srebra, a w drugiéj ołowiu. Obie one są, wraz z wielkim placem przed niemi, otoczone kamiennym murem w kształcie prostokąta.
Szczególiiiéj zajmującym jest na tych hutach proceder srebra, nietylko dlatego, powiada professor Rosę, że on doprowadzony tu został do najwyższego stopnia udoskonalenia, ale téż, że wydobywanie srebra z Ałtajskich rud połączone jest z wielą właściwemi mu trudnościami. Zresztą proceder ten, jak się odbywa w hutach, jest w ogólności bardzo prosty i składa się głównie z trzech robót: z roztopienia srebrnego kruszcu, ze zmieszania z ołowiem dobytego z roztopienia kruszcu surowca, i oddzielenia tegoż ołowiu od srebra. Ruda srebrna roztapiana w Barnaule jest głównie dwojakiego gatunku: ruda z Wężowej góry i sąsiednich kopalni, Petrowska, Karamyszewska, Czerepanowska i Semenowska, składa się po większéj części z srebrno-miedzianego błyszczu, srebrnego błyszczu, płowego kruszcu, zawierającego w sobie srebro, z rogowego kruszcu, ze złotem zmieszanego i czystego srebra, zmieszanych z zaprawionym siarką miedzianym, żelaznym i ołowianym kruszcem; ruda zaś Syrianowska i Rydderska składa się po większéj części z mieszaniny połączonego ze złotem srebra, kwarcu, biało-ołowianego kruszcu, ołowianej i żelaznéj okry, jak równie miedzianego lazuru i malachitu. Kruszce te są w ciężkim szpacie, krzemionce i kwarcu, prawie wszędzie drobno rozsiane, ale po większéj części w kopalni bywają ręką oddzielane, gdyż większe skupienie ich przez tłuczenie i płókanie, z powodu większéj gatunkowéj ciężkości zawierającego się w nich ciężkiego szpatu, jest niepodobne; idą one tym sposobem w kawałkach wielkości prawie włoskiego orzecha do hut, gdzie są gatunkowane i po roztopieniu ich w Barnaule, Pawłowsku, Eoktiewsku lub Wężowéj górze, wydają zwykle z puda 2 zołotniki srebra.
Bo pierwszego topienia idzie rozgatunkowany kruszec razem z pozostałym od zołowienia surowcem, zawierającym w sobie od 3 — 4 zołotników srebra w pudzie, oraz z żużlami od téjże roboty, zawicrająccmi 2’/2 zołot. w pudzie i kładzie się w rudne piece, mające otwarty przód i 11 — 22 stóp wysokości. Otrzymywany tu rotsztejn stanowi 11 — 12 procentów massy roztopionego kruszcu; zawiera 10 — 12 zołot. srebra na pud, i idzie nie będąc pierwéj prażonym, do zolowienia. Robota ta odbywa się na półkulistych ogniskach, mających 4l/2 stopy średnicy, a trzy stopy głębokości, obmurowanych cegłą i wylepionych gliną. Ognisko to ma 2 lub 3 formy i tuż nad sobą miech. Kiedy surowiec nad żarem przy silnem rozdymaniu roztopi się, z powierzchni płynnego surowca zbierają się pogrzebaczką żużle, a surowiec znowu osypuje się węglami, i wtedy ołów osiada w małych zlewkach. Ołów ten, zawierający już w sobie około 10 zołot. srebra na pud, roztapia się potóm, przenika przy swojéj większéj gatunkowéj ciężkości surowiec, przyczém wsiąka w siebie większą część jego srebra, i zbiera się potem na dnie ogniska. Po wielokrotnym wymieszaniu płynu drągami liściowego drzewa, ażeby się ołów ze srebrem tém lepiej zmieszał, pozostawia się on na krótki czas w spoczynku, ażeby massa ołowiana skupić się mogła, i wypuszcza się wtedy z formy, ale otwór zamyka się w chwili, kiedy kruszec zaczyna odchodzić. Powtarza się ta robota jeszcze trzy razy i otrzymuje się tym sposobem coraz więcéj massy; ale tylko massa z pierwszego roztopienia, zawierająca w sobie około 30 zołot. srebra na pud, jest tak bogatą, że może iść do szmelcarskiego pieca; massa zaś z trzech ostatnich roztopień służy za przydatek przy roztapianiu nowéj ilości surowca. Gdy ołowiana massa z czwartego roztopienia będzie wypuszczoną, oczyszcza się powierzchnia surowca z węgli i żużli, i oddziela się ten jeszcze niezupełnie ze srebra oczyszczony surowiec od tak nazwanego ogniskowego surowca. Zawiera on w sobie 3 — 4 zołot. srebra na pudzie i dołącza się częścią do nowego surowca; częścią bywa prażony, sam osobno roztapiany i skupiony w bogatszy kruszec, który wtedy z nowym kruszcem się roztapia i od srebra się oddziela. Oddzielenie ołowiu z pierwszego roztopienia odbywa się w szmelcarskich piecach, które zupełnie podobne są do saskich. Otrzymuje się ztąd czyste srebro, które się zlewa w sztaby i odsyła się do mennicy Petersburskiéj, gdzie oddziela się od niego jeszcze 3 procenta złota, które się zwykle w niém mieszczą.
Proceder więc srebra w Barnaule, jak się to okazuje z powyższego opisu, połączony jest z nadzwycząjnemi trudnościami. Pochodzą one z jednej strony z drobnego podziału kruszców w rudzie, która jak ciężki szpat, będąc wysokiéj gatunkowéj ciężkości, przeszkadza do właściwego przygotowania kruszcu i jest z tego powodu bardzo ubogą; z drugiéj strony, z trudnéj topliwości drugiego rodzaju rudy, krzemionki, która potrzebuje wielkiego gorąca do roztopienia się i zwykle wydaje tylko rozciągliwe i gęste żużle, z których metal niedostatecznie daje się wydzieląc. Okoliczność ta wyjaśnia dlaczego wydobycie srebra nie może się obejść bez nadzwyczajnych strat, które dochodzą, prawie do trzeciéj części dobywanego srebra, tak, że co rok więcej 500 pudów czyli 35, 000 grzywien srebra ginie.
Proceder ołowiu w Barnaule nie podlega żadnym nadzwyczajnym trudnościom, a raczéj odbywa się prostszym sposobem niżeli w innych miejscach; gdyż kruszec ołowiany nie składa się tam jak zwykle z ołowianego błyszczu, ale tylko zawiera w sobie niedokwasy.
W Barnaule, obok szmelcarni, zwróciło jeszcze na siebie całą baczność podróżnych sybirskie muzeum. Ten w swoim rodzaju jedyny zakład w Syberyi winien swoje powstanie naukowemu ukształceniu i czynnéj troskliwości p. Frołowa i radcy stanu Dra Gebler. Ostatni, rodem Niemiec, ale oddawna już osiadły w Barnaule jako lekarz, z uprzejmością oprowadzał po nim swych ziomków. Muzeum to zawiera w sobie liczny zbiór rozmaitych przedmiotów, ale z których wszystkie ściągają się do Syberyi, do jéj płodów, obyczajów i zwyczajów jéj mieszkańców. Można tu widzieć wypchane czworonożne zwierzęta i ptaki, owady, minerały, modele głównych kopalń Ałtaju i znajdujących się tam machin, ubiory i sprzęty sybirskich plemion i ich szamanów, nakoniec starożytności wykopane z Czudzkich mogił, znajdujących się w wielkiéj ilości na Ałtaju, a zawierających w sobie złote, srebrne i miedziane naczynia różnego rodzaju.
Z prywatnych zbiorów, najwięcéj zajmującym był dla podróżnych, jako w najbliższym związku zostający z celem ich podróży, gabinet historyi naturalnéj samego Dra Gebler, który ten niezmiernie czynny człowiek, pomimo innych licznych swoich zajęć, potrafił zebrać przez czas swojego.pobytu na Syberyi. Najzupełniejszy był tu zbiór entomologiczny, gdyż zawierał w sobie nietylko owady z Ałtaju, ale nabyte przez zamianę zbiory innych krajów. Professor Ehrenberg był bardzo uradowany i zadziwiony znajdując tu wielką ilość zebranych przez niego w jego afrykańskiej podróży owadów, które Dr. Gebler otrzymał od muzeum berlińskiego ( ).
Niemniéj téż zajmującemi były w swoim rodzaju zbiory p. Frołowa, ściągające się wyłącznie do Chin i ich mieszkańców. Łatwość, z jaką tu można nabyć przedmiotów podobnego rodzaju i szczególne zamiłowanie w nich p. Frołowa, uczyniły te zbiory nadzwyczaj bogatemi.
Na obejrzeniu wspomnionych przedmiotów, oraz w przyjemnem i nauczającém towarzystwie pp. Frołowa i Dra Gebler upłynęły trzy dni, w których podróżni także robili przygotowania do dalszej podróży Lepiéj oznajomieni ze stanem Ałtajskiego górnictwa, postanowili wycieczkę swoją, daléj posunąć, niżeli z początku sobie zamierzali i w tym celu następny plan ułożyli. Postanowili udać się najprzód do Wężowéj góry, potém zwiedzić kopalnie Rydderską i Krukowską, a ztamtąd przez Ustkamenohorsk i Bucktarminsk pojechać do Syrianowska. Po zwiedzeniu następnie chińskiego stanowiska Baty, zamierzyli powrócić nazad do Buchtarmińska i nad Irtysz do Ustkamenohorska, oraz na tém zakończyć swą podróż po Ałtaju.’ Opuścili tedy Barnauł 4 sierpnia wieczorem, i to w liczniejszém jeszcze towarzystwie, niżeli do niego przybyli. Generał-lejtnant bowiem Weljaminow w Tobolsku nie przestając na tém, że poruczył p. Jermołow towarzyszyć Humboldtowi w czasie podróży przez jego prowincyę, udzielił téż podobny rozkaz generałowi Litwinow w Tomsku, który w skutku tego przyłączył się w Barnaule do podróżnych, wraz ze swemi towarzyszami, oficerem Polakiem i młodym lekarzem. Uprzejmość, przynosząca równie zaszczyt dla wielkorządcy, jak przyjemna dla podróżnych, którzy od chwili pierwszego poznania się znaleźli w towarzyszach swéj podróży ludzi ukształconych i pełnych wiadomości.
Droga zBarnaułu do Wężowéj góry idzie tuż za miastem południowym wysokim brzegiem w górę Barnaułki, potém nie daleko Ob aż do ujścia weń Aleja pod Kałmanską, drugiej stacyi od Barnaułu; następnie wzdłuż téj rzeki aż do trzeciéj stacyi Czystiunskaja, zkąd zwraca się w przekątnym kierunku ku Czaryszowi, południowemu przytokowi rzeki Ob. Towarzystwo podróżne opuściło Barnauł o godzinie 10 wieczorem i znajdowało się już następnego rana na równinie pomiędzy Alejem i Czaryszem, która od pojedynczo stojącéj stacyi, czyli tak zwanego Zimowia, Płatowskaja, gdzie przybyli o 1 po południu i zmienili konie, nosi nazwanie stepu Płatowskiego. Ponieważ okolica ta jestnieuprawną, a trawa wiosenna dawno już była uschła, przedstawiała ona smutny widok; ale niebo było pogodne i całkiem czyste, powietrze zaś nadzwyczaj suche, tak, że gdy professor Rosę w stacyi Płatowskaja obserwował psychrometr, różnica między suchym a zwilżonym termometrem wynosiła 9° 2’. Suchy termometr pokazywał bowiem 19° 0’, zwilżony 9° 8’ R., ztąd punkt rosy wypadał na 3° 4’, do którego stopnia temperatura musiałaby się oziębić żeby rosa mogła się ukazać. Już przed Płatowską ukazały się na horyzoncie, przy czystém powie-
trzu, pierwsze góry Ałtaju, Sinaja Sopka (błękitny wierzchołek), i niektóre inne w pobliżu Koływanska, chociaż w prostéj linii oddalone jeszcze były więcéj jak na 100 wiorst. Skutkiem łamania się promieni wydawały się one być daleko bliżój, jednak podróżni przybyli do przedgórzy nie pierwéj jak 6 sierpnia rano i stanęli nad brzegiem słynnego ze swego romantycznego położenia jeziora Koływańskiego, 3 wiorsty na północo-wschód od wsi Sauszynka, ostatniéj stacyi od Wężowéj góry. Granitowe skały szczególnego kształtu, wznoszące się nagle i bezpośrednio ze stepu, otaczają północny i wschodni brzeg tego niewielkiego, zaledwo 6 wiorst w obwodzie mającego jeziora. Skały te stoją pojedynczo, bez widocznego związku pomiędzy sobą, ale często rzędem ustawione, jak gdyby z rozpadliny jakiéj się wzniosły. Składają się one z leżących jedna na drugiej, po większéj części równoległych do poziomu plit, mających od 3 cali do 3 stóp grubości, które końcami często wystają i lada chwila zdają się grozić upadkiem. Przytém są one bardzo odmiennej wielkości: pierwsze od stepu wydają się być jak małe, pojedynczo stojące ołtarze, dalsze jak mury i ruiny starych grodów. Te Wznoszą się ku wschodowi coraz więcéj i łączą się z Siną-sopką, skła dającą się również z granitu.
Wieś Sauszyua (zwana także Kołkiwanka i Farafanowa), jest na 19 wiorst oddaloną od’Wężowéj góry i leży po samym środku tych dziwnego kształtu skał granitowych. Ztąd droga wznosi się powoli coraz więcéj aż do Wężowéj góry; jedzie się ciągle po granicie, aż o 9 wiorst od kopalni zaczyna się najprzód porfir-konglomerat, późniéj porfir aż do samej kopalni. Z wyżyn porfirowych, tworzących szeroki nagi grzbiet z wystającemi odłamami skał, widać rozciągającą się od zachodu prawie ku wschodowi równinę, w środku której leży miasteczko Wężowa góra, otoczona innemi nagiemi skałami i górami, pomiędzy któremi odznacza się góra z pokładami kruszcu, tworząca długi od NW. ku SO. rozciągający się grzbiet skalny na południe miasta, również jak podobna do kopuły skała, zwana Karaulnaja Sopka, czyli strażniczy wierzchołek, na północo-wschód miasteczka.
Podróżni przejechali przez długą ulicę, mimo murowanego kościoła i wysiedli przed domem przeznaczonym dla podróżujących urzędników, wybudowanym z drzewa, ale dość obszernym i wygodnym. Mieli oni tu zręczność poznania większéj części urzędników; pomiędzy innemi intendenta górniczego Uljanowa i kruszcomiernika Kulibina, znanego przez wiele prac literackich, mianowicie przez tłumaczenie na język rossyjski geognozyi d’Aubuisson’a. Ale szczególnie ważną była dla podrożnych znajomość z Doktorem v. Bunge (przedtém professorcm botaniki w Dorpacie), który wtedy był lekarzem przy tamtejszym szpitala, w roku zaś 1826, odbywał z radcą, stanu Ledebour’em podróż po Ałtaju ( ) i dlatego mógł w dalszym ciągu ich podróży udzielić najdokładniejszych wiadomości: jakoż towarzyszył im w większéj części ich wycieczek około Wężowéj.góry.
Podróżni bawili w Wężowéj górze (po rossyj. Zmiejnalwrsh czyli Zmiejow) aż do południa 9 sierpnia; objeżdżali 6 po południu kopalnie, zrobili 7 wycieczkę do oddałonéj na 30 wiorst Koływańskiéj szlifierni, zbadali 8 i 9 bliższe okolice Wężowéj góry, i zebrali tym sposobem niektóre postrzeżenia o jéj zadziwiających pokładach, które professor Rosę, zasięgnąwszy przytém dawniejszych wiadomości z Pallas’a, Renovantz’a i Hermann’a, przedstawił w następnym opisie: „Wężowa góra (Zmiejewslcaja gora) otrzymała swe nazwanie od wielkiéj ilości wężów, które podczas odkrycia na niéj znaleziono i do których wytępienia musiano przeznaczyć osobnych ludzi. Tworzy ona całkiem osobny od sąsiednich gór grzbiet skalny, rozciągający się od zachodu na południo-wschód, i w tym kierunku mający długości około 300 sążni. Na wschodniéj, południowej i południowo-zachodniéj stronie jest ona bardzo stromą, w północno-wschodniéj zaś zwolna pochyłą, przechodzącą w równinę, na któréj leży miasteczko Wężowa góra, około 1240 stóp wzniesione nad powierzchnią morza. Na wschodo-północo-wschód od kopalni wznosi się góra w kształcie kopuły, zwana Karaulnaja Sopka, dlatego, że na niéj umieszczoną była straż, kiedy okolicę tę przebiegali jeszcze koczujący Kałmucy, oddzielona od Wężowéj góry nie wielką doliną, na któréj rozciągają się jeszcze domy miasteczka. Jest ona najwyższą górą.w okolicy; wysokość jej, według Ledebour’a wynosi 2006 stóp nad powierzchnią morza, a 805 stóp nad placem przed kościołem miasteczka. Od północy łączy się z tą górą rzęd rozciąglejszych wzgórzy, które miasteczko w półkole otaczają i zostają w związku z innym grzbietem górnym, tworzącym północno-zachodnie przedłużenie Wężowéj góry. Inny rzęd gór ciągnie się na południowo-wschodniéj stronie równolegle z Wężową górą i wznosi się również stromie jak Wężowa góra z téj strony. Tylko wązka dolina oddziela oba rzędy gór od siebie, w któréj płynie mały strumień, Zmiejewska, wypływający o trzy wiorsty ztamtąd z błota, płynący po wschodniéj stronie Karaulnéj sopki, na południe-wschód od Wężowéj góry, przed wstąpieniem do wązkiej doliny, tworzący przez położoną na nim tamę wodozbiór, i wpadający dalej ku zachodowi do Korbolichy, przytoku Aleja.
Cała Wężowa góra składa się z niczego więcej prawie jak z samego kruszcowego pokładu, utworzonego z krzemionkowéj massy, spoczywającej w gliniastym łupku i w różnych kierunkach poprzerzynanéj pasmami i odłamami łuskowato-ziarnistego szpatu. W nimto szczególnie rozsiane są cząstki kruszcu; ale znajdują się one także bez szpatu w cienkich pasmach krzemionki. Z niemetalicznych substancyj znajdują się w pokładzie kruszcowym, oprócz krzemionki i ciężkiego szpatu, jeszcze kwarc, adular, witeryt, wapienny i rzeczny szpat. Metaliczne minerały są: rodzime złoto, więcej lub mniej mające w sobie srebra, rodzime srebro, srebrno-miedziany błyszcz, srebrny błyszcz, płowy kruszec (Fahlerz), rogowy kruszec, rodzima miedź, pstro-miedziany kruszec, żółtokrusz, miedziany błyszcz, ołowiany błyszcz, cynkowa blenda, żelazokrusz, czerwono-miedziany kruszec, miedziany lazur, malachit, grynszpan, biało-ołowiany kruszec i cynkszpat. Złoto nie znajduje się nigdzie krystalizowane, ale częścią w cienkich nakształt mchu skupionych małych listkach, częścią w małych blaszkach z nierówną powierzchnią, które rzadko grubsze są od tylnéj części wielkiego noża, a zwykle są cieńsze, częścią w małych plitkach w szczelinach leżące. Srebro również nie znajduje się krystalizowane, ale narośnięte w kształcie drutu lub częściej włosów, albo wrośnięte w kształcie blaszek i plitek.
Wszystkiego cztery sztolnie rozkopywano w pokładzie kruszcowym. Dobyty kruszec bywa natychmiast rozgatunkowany, szpat od krzemionki naj części éj ręką oddzielany, a nie wiele kruszcu bywa tłuczonego. Rozgatunkowanie odbywa się latem pod golem niebem, zimą w osobnych na to przeznaczonych domach. Kruszce bywają rozbijane aż do wielkości włoskiego orzecha i do różnych hut rozsyłane. Do transportowania kruszców od kopalni do szmelcarni na Wężowéj górze jest wyprowadzona żelazna droga, długa na wiorstę i 200 sążni.
Mało kopalni srebra zaraz od początku ich rozkopywania przyniosło tak ogromne zyski jak Wężowa góra, i dlatego słusznie posiada ona tak wielki rozgłos. Ilość dostarczonego do hut kruszcu wynosiła od 1748 r. pół miliona, a od 1770 — 1793 jeden do półtora miliona pudów. Długi czas Wężowa góra dostarczała sama jedna naznaczoną z Ałtaju ilość srebra i jeszcze w roku 1826 ilość ta dochodziła do 204 pudów. Tymczasem znaczna ilość dobytego kwarcu wyczerpała już znacznie
Podrdio Humboldta. Od. II, t I. 23
kopalnie, i ażeby je na dłuższy czas jeszcze zachować, musiano ilość rocznie mającego się dostarczać srebra zmniejszyć do 80 pudów.
Tymczasem kruszec stracił znacznie nietylko na ilości, ale na dobroci, przy dalszem posuwaniu się w głąb. W początkach kruszec ten wydawał 20 — 76 zołot. srebra na pud; w ośmdziesięciu ostatnich latach przeszłego stulecia wydawał jeszcze 5 zołot., w nowszych zaś czasach zaledwo P/a do F/4 zołot. Przedtém uważano kruszec wydający 4 zoł. srebra za niezasługujący na topienie i używano go w kopalniach do zarzucania dołów; ale oddawna już zaczęto go znowu wydobywać i zamieniać mniéj bogatym kruszcem, który może późniéj jeszcze innym zamieniony zostanie. Tuż pod roślinną ziemią kruszce były najbogatsze i zawierały w sobie najwięcej ze złotem zmieszanego i czystego srebra, a jednak rzecz do prawdy podobna, że już w czasie odkrycia kopalni najbogatsze kruszce wyjęte zostały przez Czudów, którzy i tu na Wężowej górze oddawna zajmowali się górnictwem. Spotykają się ślady ich robót tak w południowo-wschodniéj, jak w północno-zachodniej stronie. W zawalonych już ich chodnikach znaleziono ich narzędziai jakoto: lane z miedzi motyki i twarde kamienie, których zapewne używano za młotki, gdyż miały zwykle wkoło wyżłobienie, zapewne dla przymocowania rzemienia do trzymania. Żelaznych sprzętów nie znaleziono równie w ich kopalniach jak w grobach, lubo te ostatnie zawierały w sobie wiele sprzętów i ozdób z innych metalów, szczególnie ze złota i miedzi. Groby te łatwo dają się rozpoznać po wysokiéj kupie nagromadzonych kamieni i w znacznéj ilości znajdywane były na północnym krańcu Ałtaju, nad Irtyszem i w stepach Kirgizkich. Dlatego zdaje się, że Czudy nie znali żelaza i sposobu jego obrabiania, a ztąd w braku żelaznych narzędzi rozkopywali zapewne tylko okrę, która téż przy odkryciu kopalni przez Rossyan w wyższych głębiach najobficiéj była znajdywaną. Pallas powiada, że na kilka lat przed jego bytnością w Wężowój górze (1771) w dawnych kopalniach znaleziono w połowie skamieniały ludzki szkielet, przy którym znaleziono jeszcze skórzany worek z bogatą okrą. Z okry oddzielali oni znajdujące się w niéj złoto przez płókanie w Zmiejowce, jakowych robót ślady dotąd dają się jeszcze widzieć i szlam zawiera w sobie tyle cząstek złota, że się teraz jeszcze dobywa i przepłókiwa.
Siódmego sierpnia zrobili podróżni przy najpiękniejszéj pogodzie wycieczkę do Koływańska, położonego o 30 wiorst na północo-wschód od Wężów éj góry, gdzie znajduje się tak znamienita przez swe wyroby szlifiernia Ałtaju. Ponieważ najbliższa droga tam prowadząc^ jest wąz-
ką górną drożyną, przeto jechali po niéj w powozach, podobnych tym jakich używali do swych wycieczek w Mursinsku, i które w całej Syberyi są w ogólnem użyciu. Droga idzie po większej części po nizkich grzbietach gór, częścią lasem zarosłych, częścią zaś całkiem nagich i gęstą trawą porosłemi łąkami otoczonych.
Szlifiernią, do której przybyli o południu, leży w dolinie i tworzy wraz z domami urzędników hutniczych pięknie zabudowane i dość znaczne miasteczko. Ale Kolywansk był już przed założeniem szlifierni znakomitym zakładem hutniczym, gdyż tu, jak już wspomnieliśmy, znajdowała się pierwsza szmelcarnia urządzona na Ałtaju, która późniéj z powodu powiększającego się braku drzewa, musiała być zakrytą, a natomiast znajdująca się w Łoktiewsku szlifiernią tu przeniesioną została. Dolina Koływańska przerznięta jest rzeczką Białą, mającą swe źródło o 6 wiorst ztamtąd na Sinéj sopce i wpadającą w Łoktiewę, lewy przytok Czarysza.
Podróżni znajdywali się tu w blizkości góry, którą na drodze do Wężowéj góry najprzód na Ałtaju zobaczyli, i która ztąd wydawała się ogromną, ostrosłupową skałą; należy ona do wysokiego pasma gór, stanowiącego rozdział wód pomiędzy płynącym do Ob Czaryszem a wpadającą do Irtysza Ubą i noszącego nazwanie Tygierezkich Alp.
Podróżni powitani byli w Koływańskif przez dyrektora szlifierni, nadzorcę górniczego Laulina, który ich oprowadzał następnie po szlifierni i gościnnie przyjmował w swojém mieszkaniu. Szlifiernią, któréj machiny obracane są wodą rzeczki Białéj, jest podobnego rodzaju jak Ekaterynburska, ale jest obszerniejszą, jak równie kamienie w niéj szlifowane piękniejsze i rozmaitsze. Składają się one z porfirów i konglomeratów porfiru rozmaitego gatunku, oraz z granitu i awenturynu, i były po większéj części odkryte przez wyprawionych w tym celu 1786 od ober-intendenta Szanina górników nad wyższy Czarysz, Koksun i Ujmon, oraz do Turguzińskich Alp, między wyższą Ubą a Buchtarmą, ale późniéj znaleziono także na innych miejscach zdatne do politury rodzaje kamieni. Jaspis, który stanowi jeden z najpiękniejszych kamieni Ekaterynburskiéj szlifierni, nie bywa szlifowany w Koływańsku, gdyż na Ałtaju nie znajduje się on w tak wielkich massach jak na Uralu.
Do najpiękniejszych kamieni szlifowanych w Kolywańsku należą: czerwony porfir, zielony angit i pręgowany porfir. Pierwszy ma ciemne, brunatno-czerwone tło, mające miejscami czarne przecinające się z sobą pasy i plamy. Wrośnięte kryształy składają się po większéj części z podwójnych kryształów ulbitu, śnieżno-białych i nieprzezroczystych, a niekiedy cokolwiek przeświecających się i wtedy nieco szarawych.
Tu i owdzie rozrzucone są małe, szarawe ziarna kwarcu i prócz tego, daleko mniejsze jeszcze prawie mikroskopijne listki żelaznego błyszczu, których wprawdzie w nieszlifowanych sztukach z ciężkością dojrzeć można, ale które na polerowanych powierzchniach, przy swoim mocnym metalicznym odblasku, pomimo swéj małości, wpadają natychmiast w oko. Porfir przyjmuje na siebie bardzo dobrą politurę, ale znajdują się w nim tu i owdzie kanciaste kawałki ciemno-szarego wapienia, które nie przyjmują dobréj politury i czynią skazy na porfirze. We wszystkich większych obrobionych sztukach, które professor Rose widział w Petersburskich pałacach, znajdowały się podobne kawałki wapienia, chociaż w małéj ilości i objętości.
Ponieważ oprócz Ałtajskiego porfiru, dwie tylko odmiany czerwonego porfiru były lub są obrabiane, tojest, Elfdalśki i starożytny czerwony porfir, rzeczą godną uwagi jest zachodząca pomiędzy niemi różnica. Starożytny porfir różni się, według professora Rose, od Ałtajskiego tylko światlejszém, piękniejszem tłem, większą ilością znajdujących się w nim kryształów albitu i cokolwiek czerwonawym kolorem, z powodu znajdującej się w nim niekiedy hornblendy i zupełnego braku kwarcu; Elfdalśki zaś przez znajdujące się w nim kryształy feldszpatu, leżące obok albitu, oraz brakiem zupełnym tak kwarcu jak żelaznego błyszczu.
Czerwonego porfiru Korgońskiego są także dwie odmiany, które również szlifują się w Koływańsku, i z których jedna jest waryolityczna, druga konglomeratyczua.
Pierwsza ma częścią błękitnawo-szare, częścią czerwono-brunatne tło, na którém leżą mniéj lub więcéj ścieśnione kulki podobnéjże massy, mające dwie do trzech linij w przecięciu i kolor błękitnawo-szary z czarucmi jądrami i podobnegoż koloru wązką obwódką; kolor jądra i obwódki przechodzi powoli w blękitno-szary kolor kulek, od którego barwa obwódki zewnątrz bardzo mocno odbija. Oprócz tych kulek znajdują się jeszcze na tle małe białe kryształki albitu, ale z rzadka bardzo rozsiane, również tu i owdzie małe listki żelaznego błyszczu, leżącego nietylko w tle, ale i w kulkach. Także znajdują się w nim jeszcze pojedyncze kawałki szarego wapiennego szpatu i czerwono-brunatnego jaspisu, przyjmujące bardzo dobrą politurę, nadające temu porfirowi piękną powierzchowność i przez szczególność swego utworu obudzające wielkie zajęcie. Porfir-konglomcrat ma czerwono-szare tło i zawiera
w sobie zrzadka małe kryształki ałbitu, oprócz tego, małe kanciaste sztuczki czerwono i ciemno-brunatnego jaspisu, oraz żelaznego błyszczu w małych drobno-ziarnistyck cząstkach.
Wszystkie te trzy odmiany znajdują się razem w wysokiéj skale na lewym brzegu Korgonu, jednego z najbystrzejszych górnych strumieni Ałtaju, 10 wiorst od jego ujścia do Czarysza, a 120 od Koływańska.
Zielony angit-porfir ma szarawo-zielone tło i zawiera w sobie kryształy labradoru i angitu. Pierwsze są śnieżno-białe, a miejscami cokolwiek zielono zafarbowane, drugie, w mniejszej ilości w porfirze znajdujące się, ciemno-zielone. Porfir ten podobny jest do starożytnego serpentino verde antico, ale tło ostatniego ma kolor piękniejszy światłozielony, przytém jednostajniejszy i przyjmuje piękną politurę; lecz zawarte w nim kryształy mają kolor ciemno-zielony, dlatego pod tym względem stoi niżéj od Ałtajskiego porfiru. Zielony porfir Ałtaju znajduje się nad Czaryszem.
Pręgowany porfir składa się z rozmaitych ciemno-zielonych, zielono-szarych i światlo-zielonych słojów, jedne po drugich następujących i kolorami swemi jużto mocno od siebie odbijających, jużto powoli jeden w drugi przechodzących. Wrośniętych kryształów w nim nie widać, tylko gdzieniegdzie cokolwiek żelazo-kruszcu. Kamień ten, przyjmujący najwyborniejszą politurę, jest bez zaprzeczenia najpiękniejszym z tych jakie się szlifują na Ałtaju. Nosi on zwykle, choć nie słusznie, jak professor Rosę uważa, nazwisko jaspisu, chociaż niczém więcéj nie jest jak tłem porfiru, w którym braknie znajdujących się w nim zwykle kryształków. Znajduje się on w Rewennoj-sopce (Rabarbarowa góra)(*), 35 wiorst na zachód od Wężowéj góry. Urzędnik górniczy Kulibin przysłał potem Humboldfowi, stosownie do życzenia którego robił osobną wycieczkę do téj góry, 42 próbki kamieni z opisaniem góry..Ten piękny, tak nazwany jaspis porfir, dostarczył dla cesarskich pałaców w Petersburgu świeczników od 8’ T’ wysokości, slupów od 10 — 12’/9’, podługowatą wannę od 8l, a’ średnicy i 4’ 5“ wysokości. Bryła kamienna, z któréj tę wannę zrobiono, ważyła 28, 000 funtów i przez 400 robotników ośm dni transportowaną była po bardzo nierównéj drodze przez góry do warsztatów Koływańskich, o 10 mil od kopalni odległych. Trzy lata potrzebowano na obcięcie bryły i oszlifowanie wanny; kosztowała
(’*> Pomimo togo nazwania, powiada Humboldt, p. Lcdebour równio nie znalazł naRewennoj-sopcc Rheum, juk Boupluud i ja dzikiej kartofli na Paromos <lc las Pampas w Nowym Świecie.
ona, pomimo bardzo nizkiéj opłaty robotników w fabryce, i nie licząc na 700 mil dalekiego transportu do Petersburga, 35, 000 franków (około 10, 000 rsr.) (*).
Do dalszych kamieni, które szlifowane są w Koływausku, policzyć także należy szczególnie piękny awenturyn, biały i czerwonawy, z góry Biełoreckoj, 30 wiorst od szlifierni odległéj; także inny jeszcze dioryt i angit porfir z Alp Tygierezkich, czerwony granit Aleju i t. d., które jednak mniejszéj są wartości.
Uprzejmość urzędnika górniczego Laulina zatrzymała podróżnych aż do godziny piątéj w Koływańsku; dlatego musieli pospieszać z powrotem do Wężowéj góry. Ponieważ niebezpiecznie było przed nocą puszczać się niewygodną drogą przez góry, udali się inną drogą, wprawdzie dalszą, ale równą, idącą wzdłuż rzeczki Białéj aż do wsi Ruczjoiwa, potém na północ mimo jeziora Koływańskiego do wsi Sauszkiny, gdzie wychodzi na znaną już drogę do Wężowej góry. Chociaż jechano nadzwyczaj szybko i zmieniono konie w Sauszkinie, przybyli do Wężowéj góry nie wcześniej jak o 11 ’/2 godzinie.
Dziesiątego sierpnia po południu opuścili podróżni Wężową górę i udali się do bogatych srebrnych kopalni Rydderska i Krukowska, leżących w niewielkiéj od siebie odległości na wyższej dolinie Ulby, o 184 wiorst od Wężowéj góry. Ulba należy już do systematu wód Irtysza i wpada do niego pod twierdzą Ustkamienohorskiem; ale pomiędzy nią a wpadającemi do Ob rzekami, Alejem i Czaryszem, do których wpadają wody z Wężowéj góry i Koływanska, znajduje się jeszcze drugi przytok Irtysza, Uba, wpadająca powyżéj Ulby do Irtysza, i którą przeto musiano przebywać na drodze z Wężowéj góry do Rydderska. Droga aż do Szamanaichy, drugiéj stacyi od Wężowej góry, jest wielkim gościńcem prowadzącym do Semipalatynska i idącym przez stepy u podnóża Ałtaju. Przy téj wsi zaś opuszcza się gościniec i zwraca się prawie pod kątem prostym względem poprzedniego kierunku w dolinę Uby, wychodzącej tu z gór i czyuiącéj w nich otwór. Jedzie się potćin doliną Uby w górę rzeki, po lewym jéj brzegu, aż do wsi Bystruchy, przebywa się następnie nizki wprawdzie, ale przykry grzbiet gór pomiędzy Ubą i Ulbą i dostaje się tym sposobem pod wsią Czeremszanką na dolinę Ulby, na któréj leży Ryddersk o 35 wiorst w górę rzeki.
Podróżni w nocy przybyli do Szamanaichy, przeprawili się téj że saméj nocy promem przez Ubę i nazajutrz rano 11 sierpnia przyjechali do Bystruchy. Włościanie zaprzęgli tu po dziesięć koni do każdego po-
(*) Humboldt, Środkowa Azya, t. I, str. 200. wozu, i towarzyszyli podróżnym konno aż do Czcrcmszanki, opatrzeni w długie żerdzie z ociosanego drzewa, dla przytrzymania powozu w nierównych miejscach, zkądjuż szybko jechali doliną Ulby i wieczorem
0 godzinie siódmej dosięgli celu swojój podróży.
Ryddersk (według Ledebour’a wzniesiony na 2346 stóp nad powierzchnią morza) leży już daleko w górach i jest ze wszystkich stron otoczony wysokiemi górami, które wtedy jeszcze większą częścią okryte były śniegiem. Góry otaczające dolinę od południa, noszą nazwanie Ulbińskich, od północy zaś Ubińskich śnieżnych gór, czyli biełok, jak ich tam nazywają; pierwsze leżą pomiędzy Ulbą a Irtyszem, drugie pomiędzy Ulbą a Ubą. Dolina pod Rydderskiem jeszcze jest dość szeroką, ale zwęża się coraz więcéj ku zachodowi; płynie po niej Tichaja, która połączywszy się z wychodzącą z gór Ulbińskich Grammatuchą, przyjmuje nazwanie Ulby.
Rano jedenastego sierpnia obejrzał Humboldt najprzód Rydderskie, a później blizko leżące Krukowskie kopalnie. Professor Rose tak się rozniemógł niemocą, która go była.przed odjazdem już zaskoczyła
1 przeszkodziła czynić po drodze by najmniejsze postrzeżenia, że został zmuszony powrócić nazad. Professor Ehrenberg zaś tegoż samego rana jeszcze odjechał, dla zrobienia wycieczki na jeden z najwyższych szczytów Ulbińskich śnieżnych gór, zwany Prochodnoj biełolc.
Kopalnia Rydderską odkrytą została 1786 roku przez ówczesnego przysięgłego górnika Ridder’a, od którego téż otrzymała nazwanie. Dawne Czudskie roboty i tu także dały powód do jéj odkrycia. Rodzime złoto, znalezione w znacznéj ilości, szczególnie w wyższych głębiach, uczyniły prędko wielki rozgłos dla téj kopalni. Jest ona teraz jeszcze, z powodu wielkiéj produkcyi ołowiu, bardzo ważną dla Ałtaju. Żółtawa i czerwonawa ołowiana okra, stanowiąca teraz większą część wykopalisk, zawiera w pudzie 12 funtów ołowiu i l’/2 zołot. srebra. Znajdująca się w głębokości 19 sążni kopalniana woda, ma według Ilumboldfa temperaturę 3°9’ R., a powietrze tamże temperaturę 5°1’. Na powierzchni, przy wypłynięciu z pomp, temperatura wody była 4°8’, a powietrza około południa 17°, 7. Lód w kopalni nigdy się nic tworzy, chociaż zewnątrz niéj mróz zimą jest tak silny, że merkuryusz zamarza.
Kopalnia Krukowska, odkryta w roku 1811 przez Krakowa i od niego tak nazwana, leży wyżéj w dolinie, w odległości prawie jednéj wiorsty od Rydderskiéj i 50 sążni wyżéj od tamtéj. Kopalnia ta jest bardzo obfita w srebro. Humboldt znalazł tu temperaturę kopalnianej, wo-
dy w głębokości 28 sążni na 3°4’ R., wówczas gdy temperatura powietrza tamże była 5°5’, a zewnątrz 12p5’.
Wieczorem powrócił professor Ehrenberg z swojéj wycieczki do góry Prochodnoj Biełolc, gdzie zebrał znaczną ilość roślin.
Zostawała jeszcze do zwiedzenia bogata kopalnia srebra Syrianowska, która pod względem obfitości srebra najznakomitszą jest z pomiędzy wszystkich na Uralu. Leży ona na południo-wschód od Rydderska, niedaleko od Buchtarmy, 60 do 70 wiorst od jej ujścia do Irtysza pod Bucktarminskiem, ale oddzieloną jest od Rydderska łańcuchem gór, ciągnących się ku północy wzdłuż Buchtarmy i będących przedłużeniem Ulbinskich. Noszą one nazwanie gór Turgusuńskich, daléj zaś ku wschodowi, gdzie są najwyższe i tworzą rozdział wód pomiędzy Buchtarmą i przytokami Katunii, Koksunu i Ujmonu, noszą nazwanie gór Cholsuńskich. Przez ten łańcnch gór, droga z Rydderska do Syrianowska nie wynosi więcéj nad 10 wiorst; ale może być tylko odbywaną konno lub pieszo, przeto podróżni nie mogli udać się nią w swoich powozach. Musieli więc puścić się zwyczajną drogą, idącą doliną Ulby do Ustkamienoliorska, potém przez góry do Buchtarminska, a wreszcie w górę Buchtarmy do Syrianowska.
Opuścili Ryddersk rano 12 sierpnia i jechali doliną Ulby, która im aż do wsi Czeremszanki już znaną była. Dolina tutaj jest wprawdzie szeroką jeszcze na kilka wiorst, ale wysokie góry po obu stronach, których wąwozy i stoki pokryte były jeszcze śniegiem, przedstawiały śród pogodnego ranku, najpiękniejszy widok. Najbardziéj odznaczały się kształty gór na leżącém wlewo od drogi Ulbińskiém paśmie, które téż wysokością daleko przechodzi łańcuch Ubiński, a szczególnie wydatną była na tém paśmie. góra Prochodnoj Biełok i druga cokolwiek daléj w bok leżąca, zwana Jeranowskoj Biełok. Dwie wiorsty za Rydderskiem wznosi się tuż za górą, w któréj są pokłady kruszcu, pośród doliny, mała ostrosłupowa góra, zwana Krugłaja Sopka (tojest okrągła góra), przy któréj zatrzymano się, żeby na nią wstąpić. Jest ona bezleśną, ale równie jak otaczająca dolina krzewami zarosłą, które tak były wysokie i gęste, że wierzchołkami schodziły się ponad głowami podróżnych, i że ci nie mogli widzićć siebie o kilka kroków. Pomiędzy temi krzewami najwięcéj znajdowało się Silivum cernuum, którego jeden egzemplarz, mierzony przez professora Ehrenberga, miał długości dziewięć stóp, C-nicus pratensis i Epilobium angustifolium. Z Rydderska téż widziana góra ta, wydała się całkiem ostrosłupową; miała jednakże, jak o tém przekonano się na jéj wierzchołku, kształt podługowaty.
Pod wsią Czeremszanką opuszczono drogę, po któréj jechano w tamtą stronę i posuwano się daléj doliną Ulby, która ztąd bierze odmienny południowy kierunek. Roślinność ciągle była bardzo bujną; wsie, które przebywano, były wielkie i włościanie zdawali się być zamożni. Zajmują się oni bardzo hodowaniem pszczół i zbierają wiele wybornego miodu. Chociaż podróżni szybko jechali po dobrej drodze, dostali się do Ustkamienohorska ledwo o czwartéj w nocy, gdzie przez kupca drugiéj gildyi Nakariakowa gościnnie przyjęci byli.
Ustkamienohorsk, położony w otworze skalnych gór, i dlatego tak nazwany, leży na 800 stóp wysoko, na samym wstępie do stepów. Góry w pewném oddaleniu od Irtysza ciągną się jeszcze czas jakiś, późniéj całkiem przechodzą w równinę. Miasto jest dość niepozorne, składa się z kilku ulic z drewnianemi domami i liczy (według rewizyi 1851 r.) 2292 mieszkańców. Jest ono ze wszystkich stron otwarte, ale ma tak nazwaną twierdzę, która jednak składa się tylko z wielkiego placu, na którym stoi kilka domów, otoczonego wałem i rowem.
Przebawiono tu cały dzień, częścią dlatego, że uważano za rzecz dogodniejszą puścić się w dalszą drogę, do której potrzebowano jeszcze wiele przygotowań, rankiem; częścią, że Humboldt chciał oznaczyć w tém miejscu pochylenie igły magnesowéj, oraz wysokość słoneczną. Professor Rose użył tedy przedpołudnia na wycieczkę w góry, przewiózł się przez Ulbę, która o kilka wiorst poniżéj miasta wpada do Irtysza i jechał później w północnym prawie kierunku do gromady gór, oddalonych od miasta na jedenaście wiorst i stanowiących ostatni kraniec gór od stepów.
Około południa wrócił professor Rose nazad z téj wycieczki. Uprzejmy gospodarz wyprawił ucztę dla naszych podróżnych, na któréj oprócz nich znajdowali się inni goście z miasta i przyjezdni. Pomiędzy nimi znajdował się także kominendant twierdzy, pułkownik Liancourt, człowiek niemłody, ale rzeźwy jeszcze, emigrant francuzki, który 39 lat przebył w Syberyi, oraz radca handlowy Popow z Semipalatynska, który obudził wielkie zajęcie w podróżnych, szczególnie przez swą dokładną znajomość wielkiéj części środkowéj Azyi, któréj nabył przez swe obszerne handlowe stosunki w Bocharze, Taszkendzie i t. d. Czcigodny gospodarz nie brał sam udziału w uczcie, gdyż to był dzień postny, ale bawił pomiędzy gośćmi. Wieczorem mieli jeszcze podróżni zręczność podziwiania szybkości obrotów i zwinności stanowiących garnizon kozaków, gdyż generał Litwinow odbywał manewra w twierdzy i wezwał na nie cudzoziemców. Przy téj zręczności zbadano także temperaturę
Podróżo Humboldta. Od. II, t I. 24 znąjdującéj się w twierdzy studni, która w głębokości siedmiu sążni wynosiła 4° 8’ R.
Rano 14 sierpnia puścili się podróżni w dalszą drogę do Buchtarminska, któréj jednakże w powozach swoich odbyć nie mogli; pomiędzy Ustkamienoliorskiem bowiem a Buchtarminskiem góry idą w poprzek rzeki, która płynie w wązkiéj rozpadlinie pomiędzy skałami i na brzegach swoich nie pozostawia żadnego miejsca do przejazdu powozem. Musieli więc odbywać drogę do Buchtarminska albo przez góry, albo wodą po Irtyszu. Pierwsza jest wprawdzie niewygodną ale daleko krótszą, druga zaś po Irtyszu wygodniejszą, lecz z powodu silnego prądu rzeki w tych okolicach bardzo powolną. Podróżni, zostawiając podróż wodną napowrót, woleli udać się przez góry, a ponieważ nie mogli jéj odbyć w swych wielkich powozach, spakowali potrzebne dla nich przedmioty w długie i wązkie wozy, podobne do tych, których używają także na Uralu w podróży po górach. Resztę rzeczy swoich pozostawili do schowania uprzejmemu gospodarzowi, którego gościnności mieli znowu potrzebować po swoim powrocie. Zostawili u niego także swój barometr, gdyż w wązkich, do leżenia tylko przeznaczonych powozach, nie mógłby on być należycie ustawionym. Po ułatwieniu tego wszystkiego, puścili się w drogę.
Droga górami do Buchtarminska idzie przez pięć wsi (Ulbinską, Teklistowską, Sewerną, Aleksandrowską i Berezowską), zamieszkane jak wszystkie wsie i miasta po całéj linii Irtyskiéj przez Kozaków, którym, oprócz ich zajęć rolniczych, powierzoną jest straż granic. Wsie te z powodu napadów mieszkających za Irtyszem Kirgizów, opatrzone są rogatkami i dlatego nazywają się redutami; ale ponieważ te napady zdarzają się teraz coraz rzadziéj, obwarowania te, pierwéj starannie utrzymywane, są teraz w zaniedbaniu. Do pierwszéj, na 27 wiorst oddalonéj stacyi Ulbinskiéj, musiano pięć razy przebywać Ulbę. Droga staje się coraz więcéj górzystą i niepodobną do przebycia inaczéj jak długiemi wązkiemi wozami. Doliny coraz się zwężają, góry następują coraz wyższe i spadzistsze, widoki coraz bardziéj malownicze się odkrywają; nieszczęściem podróżni nie mogli dostatecznie ocenić ich piękności, z powodu ulewnego dżdżu, trwającego przez cały dzień. Ulbinska, gdzie podróżni zabawili czas jakiś dla uchronienia się od dżdżu, jest niewielką wsią, ale domy jéj są czyste i świadczą o dobrym bycie mieszkańców. Zajmują się tu także bardzo hodowaniem pszczół i otrzymują wiele smacznego miodu, którym traktowano podróżnych, razem ze świeżemi ogórkami, jak tu jest we zwyczaju go pożywać.
Za wsią, Ulbinską droga staje się jeszcze przykrzejszą. Wjechano na stromą górę i znajdowano się na wzgórzystéj równinie, porosłéj wysoką trawą i krzewami, ale bezleśnéj. Feklistowska, druga stacya, leży jeszcze na téjże równinie, która ciągnie się aż do trzeciej stacyi, Sewernéj, leżącej w wąwozie, przez który płynie mała rzeczka Smolianka. Ponieważ niepodobna było do następnej stacyi za dnia przybyć i droga do niéj jest bardzo górzystą, podróżni zatrzymali się na noc w téj stacyi.
Następnego dnia, 15 sierpnia, ruszyli w drogę rano i jechali wązkiemi dolinami, pomiędzy stromemi skałami aż do Aleksandrowska. Pogoda, z początku posępna i mglista rozjaśniła się potém, tak, że przed południem jeszcze rozpogodziło się zupełnie.
Na północ od Buchtarminska leży granitowa góra, nosząca nazwanie Mochnataja sopka (po kirgizku Beritau), która szczególnym swym kształtem zwróciła na siebie uwagę podróżnych. Jest ona ostrosłupową i tworzy z przodu i z tyłu długie smugi, które nagle przechodzą w ziemię roślinną. Humboldt przeto postanowił powracając wstąpić na nią.
Niedaleko Buchtarminska góry ustają, i miasteczko to leży na dość równéj płaszczyznie na prawym brzegu Buchtarmy, o wiorstę od ujścia jéj do Irtysza. Twierdza leży tuż nad brzegiem, który jest tu bardzo stromy i tworzy na 40 do 50 stóp wysoką spadzistość, po drugiéj zaś stronie jest zupełnie płaski. Ma ona kształt prostokąta, którego dłuższy bok tworzy sam brzeg, inne zaś otoczone są lasem i rowem, wyciosanym w gruncie skalnym. Twierdza ta jest niewielką i zawiera tylko, oprócz kilku domów, szpital i magazyny. Na północ twierdzy rozciąga się miasteczko, otoczone obwarowaniem z rogatek, mniejsze jeszcze i niepozorniejsze od Ustkamienohorska i liczące tylko 800 mieszkańców. Miasteczko to jest całkiem nowe i powstało dopiero po odkryciu kopalni Syrianowskiéj, dla obrony któréj szczególnie twierdza założoną była 1791 roku; Ustkamienohorsk zaś istnieje już od r. 1720.
Pośrodku stroméj granitowéj spadzistości, którą brzeg tworzy w obwodzie twierdzy, znajduje się wąwóz, ciągnący się w głąb saméj twierdzy, i którego boki utworzone są z gliniastego łupku. Zapewne dawniéj wąwóz był nim całkiem napełniony, ale ponieważ on łatwiéj ulega zniszczeniu niż granit, został pa części uniesiony wodą deszczową. Łupek ten tém się szczególnie odznacza, że poprzerzynany jest szerokiemi na jeden do dwóch cali granitowemi pręgami, które go jakby siecią ze wszystkich stron obejmują.
Niedaleko twierdzy znajdują się jeszcze dwa, pod względem mineralogicznym godne uwagi miejsca: miedziana kopalnia Buchtarminsk, 27 wiorst na wschód od twierdzy, i cokolwiek na południe od kopalni leżąca Magnesowa góra. Podróżni nasi jednak bawiąc się nie dłużéj nad kilka godzin w Buchtarminsku, nie mogli obu ich zwiedzić. Miedziana kopalnia, odkryta w 1790 r. jest teraz po części zaniedbaną i ważną jest tylko z tego powodu, że przyczyniła się do odkrycia bogatéj srebrnéj kopalni Syrianowskiéj. Magnesowa góra nie jest dotąd rozkopywaną, bo pomimo łatwości, z jaką kruszec mógłby być ztamtąd wydobywanym, dla braku drzewa nie może być roztapianym.
Podróżni zaraz po południu przybyli do Bucktarminska, i po wzięciu przez Humboldfa miary wysokości słonecznéj, o godzinie piątéj puścili się w dalszą drogę do Syrianowska. Droga ta idzie aż do wsi Tałowka, 20 wiorst od Buchtarminska prawym, późniéj lewym brzegiem Buchtarmy. Jechali z początku, zostawiwszy górę Mocknataja Sopka na lewo, po całkiem wyschłym wtedy stepie, na którym niezliczone zeschłe łodygi tulipanów dawały wyobrażenie o przepychu i ozdobie jego wiosną; następnie przybyli do nizkiego i nagiego grzbietu gór, przechodzącego w poprzek rzeki i otaczającego ją stromemi ścianami aż do Tałowki. Zaledwo o pierwszéj w nocy, całkiem przeziębli, przybyli do Syrianowska.
Syrianowsk leży w dolinie nad Maglenką, niedaleko jéj połączenia się z Berezowką, która 10 wiorst daléj na północ wpada z lewéj strony do Buchtarmy. Dolina ta jest dość obszerną, ale niepłodną, i góry wznoszące się po obu jéj stronach do znacznéj dość wysokości, są całkiem prawie bezleśne; ztąd cała okolica ma powierzchowność pustą i dziką. Kopalnia leży na stoku jednéj z takich gór, tworzących ściany doliny, dosyć strome i utworzone z gliniastego łupku.
Kopalnia znajduje się prawie na samym wierzchu góry. Krzemionka tworząca pokład kruszcowy, jest przerzniętą pokładami kwarcu i ciężkiego szpatu. Kwarc jest po większéj części porowaty; pory jego są mniéj więcéj zapełnione żółtą żelazną okrą i ołowianą ziemią, które téż zawierają w sobie wiele zmieszanego ze srebrem złota, stanowiącego główny przedmiot produkcyi. Zwykle jest ono rozdzielone w tak drobnych cząstkach, że nie daje się dostrzedz golem okiem; ale znajduje się téż w większych kitkach i ziarnach, a nawet niekiedy w kawałkach do kilku łutów i funtów. Podróżni nasi otrzymali sami jeden taki kawałek, ważący prawie siedm łutów i bardzo mało zawierający w sobie kwarcu. Reszta w pokładach znajdującego się kruszcu składa się z biało ołowianej rudy, miedzianego lazuru, czerwono miedzianego kruszcu, miedzianego błyszczu i miedzianokruszu; brunatna, w porowym kwarcu zawierająca się okra, tworzy jednak najznaczniejszą część wykopaliska. Kruszce zawierają w przecigciu na pud cztery do sześciu zołotników zmieszanego ze złotem srebra, i około dwudziestu procentów ołowiu.
Ilość dobywanego corocznie z kopalni zmieszanego ze złotem srebra, wynosi około 500 pudów. Liczba robotników dochodzi do 700. Z powodu zupełnego braku drzewa, kruszec nie bywa roztapianym na miejscu, ale odsyłanym do Barnaułu i innych hutniczych zakładów Ałtaju. Transport odbywa się czgścią lądem, czgścią wodą po Irtyszu. W tym celu bywa on ładowany na statki w górze rzeki pomiędzy kozackiemi wsiami Woronej i Ceremszanskoj, powyżéj twierdzy Buchtarminska, o 60 wiorst od Syrianowska, a w dole wyładowany o dwie wiorsty powyżéj Ustkamienohorska. Z powodu dalekiego transportu dotąd tylko gruźlasty kruszec, tojest szczególnie porowaty kwarc, odsyłano do hut, gęstszy zaś, jako uboższy w metal, zostawiano na miejscu. Od roku zaś 1826 zaczęto w tłuczarni, którą założono poniżéj kopalni w dolinie Berezowki, tłuc go i tym sposobem otrzymywać znaczną ilość złota.
Kopalnia ta jest jedną z nowszych: była ona odkrytą 1791 roku przez ślusarczyka Buchtarmińskiéj kopalni, Syrianowa; w pierwszych leciech wydobywano tylko kruszce: transport ich Irtyszem wprowadzony został 1804 roku przez Ober-Intendenta Frołowa. W Syrianowskiéj także kopalni znaleziono ślady Czudskich robót, i tu też dały one powód do nowych odkryć.
Podróżni nasi bawili całe przedpołudnie w Syrianowsku: zwiedzili najprzód kopalnię, potém tluczarnię; popołudniu ruszyli da^éj. Pod tłuczarnią mieli wzdłuż doliny Berezowki widok na dolinę Buchtarmy, i na wznoszące się za nią góry Cholsuńskie. Jedna z najwyższych z pomiędzy tych gór, Stołbowucha, leży naprzeciw doliny Berezowki, i ma siedmnaście oddzielnych szczytów; były one wszystkie pokryte już śniegiem, który wprawdzie nie przez cały rok na nich leży i w maju się roztapia, ale w końcu lipca zwykł na nowo je pokrywać. Widok tych śniegiem okrytych gór obudził w podróżnych chęć dostania się do ich środka, ale pora roku zanadto była posuniętą, żeby bez nadwerężenia dalszego planu podróży, inogli jéj zadość uczynić. 190 —
Stołbowucha nie jest najwyższą górą Cholsuńskiego łańcucha; daIéj jeszcze ku wschodowi leży o 15 wiorst O. N. O. od wsi Fykałki, w dolinie Białój, prawego przytoku Buchtarmy, wyższa góra Szczebenucha, a daléj jeszcze ku wschodowi, na południku zwiedzanego przez Ledebour’a chińskiego stanowiska Czyngistry nad Buchtarmą, wysoka Biełucha, która uważaną jest za najwyższą górę całego Ałtaju, ale dotąd jeszcze nikt na nią nie wstępował. Radca Stanu Gebler, który w nowszych czasach, 1833 roku, zwiedzał ją i opisał (*), podaje jej wysokość na 11, 000 stóp. Tworzy ona dwa strome, spiczaste szczyty, połączone przechodzącym daleko wysokością inne góry grzbietem, pokryte wiecznym śniegiem, pomiędzy którym widać tylko wązkie rozpadliny skalne, ciągnące się ku wierzchołkom. U stóp zachodniego szczytu wytryska z ledników Katunia czyli Ujmon, która w obłoczystym biegu płynie najprzód we wschodnim, potem w północnym, następnie, po połączeniu się z Koksunem, we wschodnim kierunku, aż dopóki, po połączeniu się z Argutem i Czują, nie zmieni jeszcze swego biegu, płynąc w północno-wschodnim kierunku. Ze wschodniego szczytu wypływa Bereł, który przebiegłszy 60 do 70 wiorst w południowo południowowschodnim kierunku, wpada do Buchtarmy, 123 wiorsty powyżéj Biełoj. Z Biełuchy wychodzą dwa łańcuchy gór: jeden ciągnie się od zachodniego szczytu w północno zachodnim kierunku i na północ wyższéj Katunii; drugi idzie od wschodniego szczytu we wschodnio-południowowschodnim kierunku ku Czui; łańcuch ten w środkowéj swéj części przerznięty jest Argutem, który będąc daleko znaczniejszą rzeką, niżeli jest oznaczoną na mappach, bierze swój początek w chińskiej Mongolii. Oba te łańcuchy gór nazywa Gebler Katungskiemi górami.
Na południowéj stronie tych gór znajdują się jedyne znane na Ałtaju gorące źródła. Leżą one niedaleko źródeł Berel’u, w dolinie małéj rzeczki Rachmanowki, która płynąc z N. O. ku S. W. wpada ze wschodniéj strony do Berelu, tworząc pierwéj dwa małe alpejskie jeziora. Niedaleko wyższego jeziora wytryskują trzy takie źródła w niewielkiém od siebie oddaleniu, z wyżłobienia w błyszczącym łupku, porfirze, szczególniej zaś granicie na północnej ścianie doliny. Główne źródło znalazł Gebler na dwa łokcie w głębi wyżłobienia i otoczone drewnianą cembrowiną, inne w połowie nie tak głębokie i wpółkole kamieniami wyłożone. Woda ich łączy się z sobą i toczy się między wyżłobieniem do Rachmanowki. Trzydzieści sążni bliżéj jeziora, Znajdują Się W podo
ić **) Dorpacki rocznik, t. III.
bnych sztucznych kotlinach jeszcze dwa gorące źródła, płynące po murawie o kilkanaście kroków na wschód tamtych i wpadające do jeziora.
Woda gorących źródeł, tamowana może w swoim biegu szerokością wyżłobienia, toczy się bardzo powoli, i wydaje przy główném źródle, wedle dawniejszych postrzeżeń, 20 wiader na godzinę. We wszystkich kotlinach wydobywają się bąble gazu kwasu węglowego, które w pewnych przestankach, już prędzéj, już powoluiój, po sobie następują; na wyżłobieniu, po którém woda płynie, znajduje się cienki biały osad. Woda ta jest bez żadnego smaku i zapachu; wr główném źródle ma temperaturę 331/4 stopni Reaum., a po większém wyżłobieniu kotliny 34°; w leżących przy niem niższych źródłach 27° i 29°, w wyższych zaś płytszych 25°. Według chemicznych doświadczeń Gebler’a, woda ta zawiera tylko jedną tysiączną część stałych cząstek, składających się z soli kwasu węglowego z materyałem wyciągowym. W tym względzie mają gorące źródła Ałtaju wiele podobieństwa ze źródłami Gasztejn’u, Pfeffer’u w Szwajcaryi, a szczególnie bardzo gorącemi źródłami, wypływającemi z granitu nadbrzeżnych gór Karakas’u w południowéj Ameryce. Istnienie gorących źródeł na Ałtaju zostaje w związku, jak to Humboldt pierwszy zauważał (*), z inném zjawiskiem, tojest, trzęsieniem ziemi, które często na Ałtaju daje się uczuć. Wstrząśnienia te wprawdzie dotąd nie były bardzo silne, ale rozciągają się nietylko na góry, gdzie są jednakże częstsze, lecz i na sąsiednie równiny, jak np. czasu trzęsienia ziemi 28 listopada 1761 roku, które, jak donosi Pallas, dało się uczuć wBarnaule, i podczas trzęsienia ziemi 8 listopada 1829 roku, które, według Gebler’a, rozciągało się do Barnaulu i Susuńska. Według postrzeżeń Humboldfa, kopalnia Rydderska jest zachodnim punktem, do którego rozciągają się podziemne wstrząśnienia kotliny Bajkału. Na Uralu nie odkryto dotąd żadnych gorących źródeł: jakoż i trzęsienia ziemi są tam bardzo rzadkiém zjawiskiem.
Kopalnia Syrianowska leży tak blizko chińsko-mongolskiéj granicy, że podróżni nasi nie mogli opuścić téj okolicy, nie zwiedziwszy razem najbliżéj leżącego chińskiego stanowiska Baty, czyli Konimajlaku, nad Irtyszem. Dlatego Humboldt w Buchtarmińsku już poczynił był potrzebne do tego rozporządzenia, i generał Litwinow wysłał tam kozaka dla uwiadomienia o jego przybyciu. Z Syrianowska więc udali się podróżni prosto do tego stanowiska. Droga szła mimo tłuczarni złotego kruszcu, potém w prawo doliną w górę Berezowki, następnie znowu zwróciła się w prawo na równinę wzdłuż Irtyszu. Dolina Berezowki
t*) Zob. Humboldfa Środkowa Azyą, tom I, str. 207. jest długą i szeroką i po obu stronach otoczoną miernéj wysokości górami, obnażonemi podobnie jak na dolinie Maglenki. Podróżni przebywszy tę dolinę, zmienili konie wjednéj wsi, i przybyli o godzinie pierwszéj w nocy do ostatniéj kozackiéj wsi nad Irtyszem, Krasnojarska, gdzie przepędzili resztę nocy.
Nazajutrz rano ruszyli daléj, i jechali wzdłuż prawego brzegu Irtysza. Ponieważ Krasnojarsk oddalony jest jeszcze o 60 wiorst od chińskiego stanowiska, przeto, żeby wycieczkę tę w jednym dniu uskutecznić, wysłano konie przodem dla zmiany. Po pierwszéj zmianie koni przebyli Narym, małą, wpadającą w Irtysz rzeczkę, tworzącą tu granicę od chińskiéj Mongolii. Ma ona prawie całkiem zachodni bieg, ale na niewielką przestrzeń; dalej granicę tworzy wyższa Buchtarma, będąca prawie przedłużeniem Narymu, ale na kilka wiorst od jego źródła zwracająca się ku N. W. Wysoki, nagi łańcuch skał, noszący nazwanie gór Narymskich, ciągnął się dotąd po prawéj stronie Irtysza, w niejakiém oddaleniu od brzegu; za Narymem zaś zbliżają się te góry ku rzece: w miejscu, gdzie zmieniano powtórnie konie, były one najbliżej jéj, późniéj znowu cokolwiek się oddaliły. Składają się’one z granitu, który tu także po części leży w poziomych oddzielnych pokładach, i ma też same szczególne kształty, jak nad Koływauskiem jeziorem i pod Buchtarmińskiem.
Dziennik Humboldfa, pisany pod wpływem wrażenia tej miejscowości, zawiera następny opis przejawów, właściwych granitowi na Ałtaju i po drodze do granicy chińskiej: „Nigdzie, powiada on, ani w jednéj, ani w drugiéj półkuli nie widziałem granitu, któryby nosił na sobie tak wyraźnie charakter plutonicznego (wystającego czyli wynurzającego się) gatunku skał, jak granit otaczający gromady gór Ałtajskich: jest on odosobniony jak porfir lub bazalt, i nie jest połączony z gnejsem i błyszczącym łupkiem. U podnóża Alp wznosi się on w stepach w najdziwaczniejszych kształtach. Wstępując na góry ze stepu Płatowskiego, gdzie po raz pierwszy ukazują się na horyzoncie śnieżne wierzchołki Alp Tygiereckich, ku skalistym wybrzeżom Koływańskiego jeziora, dziwnie przedstawiają się te granitowe wzgórza, wznoszące się z równéj powierzchni na przestrzeni kilku mil kwadratowych. Jużto skały leżą w prostych liniach jedne za drugiemi, już rozproszone na równinie, a przytém posiadają szczególne kształty: tu widać wązkie mury (*), tam małe wieże lub wielokąty; niższe z tych skał podobne są
„Te granitowe ściany, dodaje Humboldt, podobne są do urwistych skał, tworzących wierzchołek Wołowej Głowy w górach Fichtel i podobnych do wież do ambon, krzeseł i pomników nadgrobnych. Sprzeczność pomiędzy wysokością i objętością granitowych mass użycza szczególnie téj okolicy dziwnéj powierzchowności: niektóre mają wysokości 400 do 500 stóp, jak Wysokaja-Gora; inne dosięgają zaledwo 7 do 8 stóp, i przypominają małe wulkaniczne wzgórza na równinach zwanych w hiszpańskiej Ameryce Malpays, i które mają właściwe im szorstkie powierzchnie. We wsi Sauszkinie czyli Sauszce, znajdowaliśmy się w samym środkowym punkcie tych granitowych wzgórzy. Małe pagórki, których nie należy brać za jedno z skalnemi odłamami, jakich śladu nigdzie nie widać od Uralu do Ałtaju, znajdują się pomiędzy Tobolskiem, Barnaułem i Wężową górą, w znacznej ilości na stepie Garwonaja. Sąto Dalnie-Kamni, całkiem różniące się od wielkich skalnych ścian, które jużto wydrążone (Bolszaja-Sopka), już równe są i ostro kończące się (Wostraja-Sopka). W stronie S. O., w Skilu, mogłem rozpoznać przez dalekowidz ogromne i pokręcone granitowe ławy. Wszystkie te linie wzgórzy zdają się zostawać pod ziemią w związku z przedgórzem Sinaja-Sopka (błękitna góra), którą zblizka widzieliśmy podczas naszej wycieczki z Wężowéj góry cło Cesarskiéj Koływańskiej szlifierni.
„Inne, dziwniejsze jeszcze kształty, przedstawiają granitowe skały wznoszące się wzdłuż południowego stoku Ałtaju, pomiędzy Buchtarmińskiem, Narymem i chińskiém stanowiskiem Baty; sąto albo dzwony i płasko zakończone półkola, albo ostrosłupy leżące na równinie wyższego Irtyszu, i większą częścią bocznemi wybrzeżami przechodzące w bardzo nizkie i daleko rozciągające się ściany: rzekłbyś, że to rzeka powstała z płynnéj materyi, wydobywającéj się z jakiéj rozpadliny. Szczególnie zdziwiony byłem ostrosłupowym kształtem granitowego pagórka, leżącego na równinie o dwie wiorsty od Buchtarminska; Kirgizy nazywają go Biritau, Rossyanie zaś Mochnataja-Sopka. Pagórek ten zbliża się kształtem do piramidy Kaja Cestyusza na cmentarzu protestanckim w Rzymie. Zrysowałem go z południowéj strony, gdym się zatrzymał u podnóża jego, dla oznaczenia szerokości Buchtarminska z przejścia słońca przez południk. Warstwami leżące pokłady granitu są całkiem poziome. Możnaby granitowe pagórki, których rozliczne kształty często się napotykają pomiędzy Buchtanninskiem i Krasnojarki, wziąć zdaleka za bazaltowe lub trachitowe ostrosłupy.
Schnarcher w Harcu, równie jak do uwieńczonych palmami, ogromnych mass granitu, które widziałem wznoszące się wspaniale nad lasami z drzew Laurincac i Gulti/erae, nad wyższem Orynoko, pomiędzy przytokami Vichady i Zamy.“ (Środkowa Azya, tom I, str. 191).
Podróże Humboldta. Od. II, 1.1. 25
„Tu, równie jak na stepie pod Sauszkiną, wzgórza te są. rozmaitéj wysokości: niektóre mają zaledwo 50 do 60 stóp, inne przeszło 400 stóp wysokości. W Ustkamienohorsku widzieliśmy ku S. S. O., w odległości 80 stóp, pośród stepów za Irtyszem, wznoszącą się górę podobną do twierdzy, pokrytej małemi wieżyczkami. Kształt jéj podobny do ruin, dał powód do nazwania jéj Klasztorną górą, Monastyrshaja-Gora (Dullogato TschóJcdt Kirgizów ).
„Na południe Buchtarminska, jadąc wzdłuż wyższego Irtyszu, ze stanowiska kozackiego Krasnojarki do chińskiego stanowiska Konimajlaku, daje się widzićć na prawym brzegu łańcuch warstwowego granitu, którego kształty także są bardzo dziwne: sąto z początku (szczególnie blizko granicy chińskiéj, nad brzegiem Narymu) ściany poziomych w ogóle albo nieco ku S. W. skłonionych kamiennych pokładów; daléj ukazują się w granitowéj ścianie rozpadliny, przez które przechodzą na równinę pod kątem prostym inne granitowe pokłady. Przez te rozpadliny dają się widzićć liczne małe ostrosłupy, przy których te rzędy ciągnących się w poprzek skalnych odłamów zdają się kończyć.
„Te regularne warstwy, naprzemian z odłamami i krzyżującemi się warstwami, są cechą właściwą erupcyjnym gatunkom skał. Napływowe zjawiska, które dopićro co opisaliśmy, okazują się przy wstępie do stepu Dzungarskiego, rozciągającego się ku zachodowi, jak daleko oko zasięgnąć może, po za lewym brzegiem Irtyszu.“
Lewy stepowy brzeg Irtyszu zamieszkany jest przez koczujących Kirgizów Wielkiéj Ordy, którzy ukazują się i na prawym jego brzegu. Podróżni przejeżdżali mimo wielu ich kul, jak nazywają trzymające się razem ich gromady, i znajdowali blizko nich miejscami uprawne pola. Po większéj części widzieli tu uprawiane proso (Holcus sorgum), które wszędzie pięknie się udawało, gdyż Kirgizy znają się na sztuce skrapiania pól, przerzynając je wszędzie małemi rowami, po których woda z gór spływa na pola. Pszenica także bywa uprawianą na stepach.
O godzinie pierwszej przybyli do chińskiego stanowiska. Jest ich właściwie dwa: jedno na prawym, drugie’na lewym brzegu Irtyszu; osada ich mieszka w namiotach, czyli kirgizkich jurtach, rozstawionych bez żadnego porządku. W Podróży (Ledebour’a II, 31 i nast.) jurty te opisane są w następny sposób: „Składają się one z okrągłéj, prawie na wysokość człowieka wznoszącéj się drewnianéj kraty, na któréj przymocowane są żerdzie, zbliżone do siebie w górze i tworzące tępy ostrosłup, téjże saméj prawie wysokości co krata. Są one podparte wewnątrz jurty iiinemi żerdziami, przymocowanemi w górze do obręczy, służącéj za dymnik. Wszystko jest pokryte szczelnie tkaniną z wełny; wprawiona ku wschodowi rama stanowi otwór, zawieszony ozdobną, w różne kolory wyszywaną tkaniną. Bardzo rzadko, tylko u bogatszych Kałmyków, dają się widzićć drzwi drewniane. Urządzenie wewnątrz jurty jest prawie wszędzie toż samo: skoro się wejdzie do jurty, przez więcéj lub mniéj ku wschodowi obrócone drzwi, postrzega się zwykle po prawém ręku wielkie skórzane naczynie, prawie na wysokość człowieka, za pomocą kija do jurty przymocowane; jest ono kwadratowe, niekiedy téż zaokrąglone, wyżéj nieco środka nagle o połowę zwężone, w niém kij na sążeń przeszło długości; wierzchni otwór zakryty jest nieoprawną skórą, a blizko ziemi znajduje się drugi mały otwór, zatknięty czopem. W naczynie to wlewa się codzienny nadój mleka, przyczém nie zwraca się uwagi na to, z jakiego bydlęcia mleko pochodzi. Kwaśnieje ono tam bardzo prędko, gdyż naczynie to nigdy nie jest czyszczoném, i zawiera w sobie zawsze pewną ilość płynu. Kiedy mieszkaniec jurty, albo téż gość, nie ma co innego do czynienia, zbliża się do tego miecha (po kałmycku Turssuk), i zaczyna mieszać i wybijać kijem płyn w nim zawarty, dopóki się nie zmorduje. To płynne, zbite mleko stanowi główne pożywienie Kałmyków, i nie możnaby mu zaprzeczyć, gdyby tylko było czyściéj utrzymywane, przyjemnego dość smaku. Daléj stoi wiele innych naczyń, szczególnie dochowania słodkiego mleka ido dojenia: większa ich część jest zrobioną ze skóry; niektóre są zewnątrz wiciną gęsto oplecione. Mniejsze turssuki, szczególnie służące do przechowywania gorącego napoju, który oni sami przygotowywują, mają prawie kształt żołądka, z szyją pośrodku. Następnie stoi łóżko, składające się z położonych jedne na drugich pilśnianych tkanin i dywanów. Zwykle znajduje się jedno tylko łóżko w jurcie, nawet wtenczas, kiedy rodzina składa się z więcéj jak dziesięciu dusz. Na prawo od łóżka i prawie naprzeciw wnijścia, leży, według tego jak właściciel jurty jest więcéj lub mniéj zamożnym, cztery, ośm, a nawet czasem szesnaście skórza
nych mantelzaków, zwykle jeden na drugim w dwóch rzędach złożonych, i zawierających w sobie ruchomości Kalmyków, składające się po większéj części ze skór zwierzęcych, odzienia, tkanin pilśnianych, sztuk bawełnianéj i jedwabnéj materyi, ceglastej herbaty i t. p. Te mantelzaki, czyli raczej walizki, gdyż są tak urządzone, że po dwa mogą być przymocowane do siodła, i u bogatszych zrobione zwykle z czerwonej skóry, ozdobionéj różnobarwnym safianem, przykrywa dywan. Stanowią one, razem z trzodami, najznaczniejszą część posagu. Nad niemi wiszą posążki bożków różnego rodzaju.
„Na lewo od drzwi wiszą zwykle sprzęty gospodarza, jakoto: strzelby, torby myśliwskie i t. p. Poniżéj jest prawie zawsze sznur przeciągnięty, do którego przywiązane są młode jagnięta i kozy, po dwa albo trzy razy na dzień dojone. Pośrodku jurty jest ognisko, składające się często tylko z kilku kamieni, na których stoi kociołek. Tylko bogatsi i bliżéj mieszkań Rossyan koczujący Kałmycy posiadają żelazny trójnóg, na którym zawiesza się kociołek. Nad ogniskiem jest zwykle zrobiony przyrząd, do wieszania rozmaitych rzeczy dla suszenia; niekiedy téż znajduje się nad niém krata drewniana, na której okurzają się sćry. Sćry te późniéj niżą się na sznury i na wysokich żerdziach wieszają się przed jurtą dla wysuszenia; inni suszą je, rozkładając na pilśnianém pokryciu jurty. W niejakiem oddaleniu od jurty jest zawsze żerdź albo pal wbity, do którego przywiązują się konie. Sąto zwykłe rozporządzenia wszystkich jurt; zachodzi w nich wielka regularność, i tak naprzykład: wielkie skórzane naczynie z mlekiem nie stoi nigdy na lewo od drzwi, sznurek zaś, do którego są przywiązane jagnięta, nigdy nie jest po prawéj stronie.“
W stanowisku znajdującem się na lewym brzegu Irtyszu odbywają straż Mongołowie; na prawym zaś brzegu Chińczycy: ale wszyscy oni zostają pod rozkazami chińskich oficerów. We środku, pomiędzy obu stanowiskami, znajduje się na wyspie Irtysza mała kozacka pikieta, pod rozkazami rotmistrza (Esauły), dla której wybudowano tam kilka domów. Pikieta ta przeznaczoną jest na to, żeby mieć nadzór nad połowem ryb, którym trudnią się Kozacy okolicznych wsi na chińskim Irtyszu aż do jeziora Sajssau,. nad składaniem niewielkiej daniny z soli i jesiotrów, oddawanéj za to do chińskiego stanowiska, a nadewszystko nad utrzymaniem dobrego porozumienia pomiędzy Rossyanami i Chińczykami. Zimą, kiedy się połów ryb nie odbywa, pikieta rossyjska oddala się do poblizkiéj wsi Krasnojarska, ale i chińska straż nie pozo-
staje na swém stanowisku, lecz udaje się do Czuguczaka, miasta leżącego na południe jeziora Sajssan (446 wiorst od Buchtarminska ).
Ponieważ przybycie podróżnych zapowiedziane było już przedtém, Kozacy rossyjskiéj pikiety wystawili na prawym brzegu dwie kirgizkie jurty, do których podróżni nasi najprzód wysiedli; późniéj odwiedzili dowódzcę prawego stanowiska. Wyszedł on na ich spotkanie przed namiot z dwoma towarzyszami, za nim idącemi. Byłto wysoki, chudy, i jak się zdawało młody jeszcze człowiek, w błękitném jedwabném wicrzchniem odzieniu, sięgającém aż po kostki, w śpiczastéj czapce, z zachylonemi w górę brzegami, za którą poziomie zatknięte były, oznaczające jego rangę, pawie pióra. Towarzysze jego byli podobnież odziani, tylko nie mieli pawich piór za czapką. Wezwał on przybyłych znakami, żeby weszli do jego namiotu, kirgizkiéj jurty, w któréj naprzeciw drzwi i po bokach było pełno, kufrów i skrzyń, pokrytych dywanami i materacami; na ziemi także rozesłany był dywan. Chiński dowódzca zajął miejsce naprzeciw drzwi, obok niego Humboldt; reszta towarzystwa usiadła częścią na poduszkach i materacach, częścią na ziemi. Podróżni przywieźli z sobą tłumacza z Buchtarminska, który mówił tylko po mongolsku, jakowy język oficer chiński posiadał. Pytania Humboldfa tłumaczone były przez towarzyszących mu Rossyan na język rossyjski, późniéj przez mongolskiego tłumacza chińskiemu oficerowi na mongolski, i tymże sposobem dawane były odpowiedzi. Dowódzca chiński chciał traktować swoich gości herbatą (którą Chińczycy piją bez mleka i cukru), ale podróżni wymówili się od tego; rozpytywał się później o celu podróży Humboldfa, który odpowiedział mu, że przybył dla zwiedzenia kopalnii znanych dobrze oficerowi chińskiemu. Humboldt zaś ze swój strony pytał go zkąd jest rodem: na co odpowiedział, że przysłany jest tam prosto z Pekinu, oraz dodał, że podróż tę odbył konno w przeciągu czterech miesięcy; że był tu od niedawnego jeszcze czasu, i że dowódzcy tego stanowiska zmieniają się co trzy lata.
Zabawiwszy się tam nieco, podróżni się oddalili i kazali się przewieźć na drugi brzeg, ażeby odwiedzić także oficera drugiego stanowiska. Czekał on ich w swojéj jurcie, przed drzwiami któréj utkwionych było w ziemie dużo żerdzi z zawieszonemi na nich kawałkami świeżego mięsa, pomiędzy któremi podróżni musieli przechodzić. Był on odziany podobnie jak dowódzca prawego stanowiska, tylko starszy od tamtego i brudniejszy; jurta téż jego i wszystko co go otaczało było również brudne. Rozmowa téż z nim była jeszcze trudniejszą, , gdyż słowa tłumacza musiały być jeszcze tłumaczone przez jednego z jego podwładnych na chińskie, czyto dlatego, że on nie posiadał języka mongolskiego, czy że uważał za rzecz odpowiednią jego godności nie mówić bezpośrednio z tłumaczem. Humboldt podarował mu sztukę czerwonego aksamitu, która w tym celu kupioną była przez niego w Buchtarminsku, i którą on z wdzięcznością przyjął. Prosił ich następnie na herbatę, ale również i jemu odmówiono. Po niejakim czasie zaprowadził swoich gości do świątyni, która stała po téj stronie Irtysza, niedaleko rzeki: byłato mała czworokątna drewniana budowla, mająca drzwi od strony rzeki; wewnątrz była prawie pustą, gdyż oprócz ołtarza naprzeciwko drzwi i posągu bożka buddyjskiéj religii na ścianie nad ołtarzem, nie zawierała żadnego innego przedmiotu. Przed drzwiami, pomiędzy świątynią a rzeką, był mur dłuższy cokolwiek od świątyni, a pomiędzy murem i świątynią drugi ołtarz z odłamów łupku, przykryty wielką plitą łupkową, na któréj były jeszcze niewygasłe węgle.
Podróżni wrócili następnie na drugi brzeg, i przyjmowali wkrótce u siebie dowódzcę pierwszego stanowiska, który ich odwiedził z dwoma swemi towarzyszami. Humboldt powitał ich i wezwał, żeby wstąpili do jurty, w któréj, że była całkiem próżną, musiano usiąść na rozesłanych na ziemi matach: Humboldt pośrodku, po lewém jego ręku generał Litwinow i reszta towarzyszów podróży, po prawém chiński dowódzca ze swemi towarzyszami. Prości Mongołowie zgromadzili się przed drzwiami jurty i przypatrywali się cudzoziemcom. Chiński dowódzca i jego towarzysze wyjęli swoje fajki i zaczęli kurzyć tytuń, wezwawszy pierwéj resztę towarzystwa, żeby toż samo uczyniła. Chińskie fajki są, jak wiadomo, bardzo małe i po kilku ciągnieniach wypalają się; muszą więc ciągle na nowo być nakładane i zapalane, co towarzysze oficera zamiast niego samego uskuteczniali. Probował on téż tytuniu udzielonego mu przez p. Jermołowa, który mu dosyć zdawał się smakować; ale położył wkrótce swoją fajkę, gdy postrzegł, że Humboldt i większa część towarzystwa nie paliła. Humboldt ofiarował następnie chińskiemu dowódzcy sztukę cienkiego błękitnego sukna, któréj ten długo wzbraniał się przyjąć. Podczas gdy on przez tłumacza wyrażał swój skrupuł przyjęcia tak znacznego podarunku i dawał to znać Humboldfowi przez znaki, odsuwając go od siebie, Humboldt ze swéj strony przez tłumacza
t
oraz znakami nalegał nań, żeby przyjął, i przysuwał go bliżéj ku niemu. Po kilkakrotnym powtórzeniu tego przysuwania i odsuwania, dowódzca zgodził się wreszcie na przyjęcie podarunku, i jak zdawało się, z zadowoleniem. Rozpytywał się późniéj u tłumacza, jaki wzajemnie podarunek wypadało mu uczynić, i gdy ten, uprzedzony już w tém, oświadczył, że Humboldfowi najprzyjemniejszą rzeczą byłyby książki, które podróżni widzieli leżące w jurcie chińskiego dowódzcy, posłał wnet po nie i ofiarował je Humboldfowi, który, chociaż bardzo uradowany z szacownego podarunku, jednakże nie pierwéj jak po wielu grzecznościach i ociąganiu się je przyjął. Książki te, znajdujące się teraz w królewskiéj bibliotece w Berlinie, były historycznym romansem we czterech tomach, pod tytułem: Sankuetczy, zawierającym w sobie historyę trzech państw, na które Chiny, pod koniec dynastyi Han były podzielone. Chiński dowódzca okazał tém większą radość, że Humboldt powiedział mu, iż ma brata, który się wiele zajmuje chińskim językiem, i któremu on zawiezie podarowane dzieło. Humboldt prosił późniéj chińskiego dowódzcy, żeby napisał swe nazwisko na książce, co 011 uczynił podanym mu ołówkiem, i zkąd dowiedziano się, że on się nazywał Czyn-fu. Ołówek był dla niego nowością, przypatrywał się mu z upodobaniem, i przyjął chętnie, gdy mu go ofiarowano. Traktowano go późniéj przywiezionemi z sobą niektóremi przysmakami, jak winem maderą, sucharkami i cukrem, którego nasi podróżni znaczny zapas z sobą przywieźli, gdyż słyszeli, że Mongołowie, którzy nie mają go u siebie, ale dostają przez zamianę u Rossyan, chętnie go jadają. Madery trochę tylko napił się Czyn-fu, a cukru wziął mały kawałeczek, którego nawet całkiem nie zjadł; położył go, razem z jednym sucharkiem, przed sobą, obok ołówka, na sztuce sukna, i kazał je później, również jak małą paczkę tytuniu, którą p. Jennołow mu ofiarował, zanieść za sobą. Towarzysze jego wypróżnili tymczasem wiele szklanek wina, wypijając je zawsze jednym haustem; a obaczywszy cukier, położyli swe fajki i jedli go bardzo dużo. Więcéj jeszcze cukru rozdzielili podróżni pomiędzy prostemi Mongołami, którzy się tymczasem byli nacisnęli do jurty, i jak dzieci chciwie wyciągali po niego ręce. Po niejakim czasie powstał Czyn-fu i pożegnał podróżnych; z całego jego obejścia się znać było, że byłto człowiek wysoce ukształcony. Podróżni nasi zabawili jeszcze czas jakiś, przypatrując się prostym Mongołom, którzy ze wszystkich stron z wielką ciekawością się cisnęli, dotykali się i rozpatrywali cudzoziemców, ale nie gniewali się przytém, gdy ich odpychano. Było ich w obu stanowiskach około ośmdziesięciu ludzi, bez żadnéj broni i odzianych jak dowódzca w długie kapoty rozmaitego koloru, przewiązano pasem nad biodrami, ale wszystkie podarte i brudne. Byli oni wszyscy bardzo chudzi, dlatego nie mogli się dosyć nadziwić otyłości jednego z towarzyszów Humboldfa, którego brzuch obejmowali rękoma i dotykali się do niego palcami. Z broni ich widzieli podróżni tylko łuki i strzały, które oni z innemi przedmiotami, jakoto: fajkami, —porcelaną, pałeczkami używanemi przez nich do jedzenia zamiast łyżek i t. d., ofiarowali na zamianę lub przedaż. Między ich namiotami widziano pewną ilość wielbłądów, oraz trzody kóz i owiec z tłustemi ogonami, stanowiące ich dobytek. Okolica cała zdawała się być bezpłodną, a małe pagórki, składające się z drobno-ziarnistego szarego łupku, były po większéj części ogołocone ze wszelkiej ziemi roślinnéj. Brzegi jednak rzeki były zarosłe trzciną, szczególnie przy małéj wyspie na Irtyszu, na któréj stała kozacka pikieta.
Podobne chińskie stanowiska jak Baty, znajdują się na całej rossyjskiéj granicy; najbliższe wschodnie stanowisko jest Czyngistej nad Buchtarmą w pobliżu wsi Fykałka, zwiedzane przez Ledebour’a w roku 1826. Na wschód od niego znajduje się również nad Buchtarmą, naprzeciw ujścia Fadichy, stanowisko Urul, zwiedzane przez Gebler’a w roku 1833, który tam znalazł jednakże tylko trzech Kałmyków, gdyż reszta osady oddaliła się była do Gobdo Choto, a nowa nie była jeszcze przybyła. (Droga pomiędzy temi dwoma miejscami odbywa się zwykle w 10 dniach). Na wschód od Urulu znajdują się jeszcze stanowiska Usundebatu i Czenedegoto nad Buchtarmą, potém następuje stanowisko Ukuk nad wpadającym do Argutu strumieniem Alachą, wreszcie ostatnie u źródeł Czui. Prawie wszystkie te straże oddalają się na zimę do Gobdo Choto, tylko straż w Czyngistej pozostaje na miejscu przez całą zimę.
Podróżni nasi pospieszali z przygotowaniami do odjazdu, gdyż Humboldt chciał jak najwcześniéj opuścić Baty, ażeby dla oznaczenia długości stanowiska, w niejakiém oddaleniu od niego, wziąć miarę wysokości słonecznéj. W samém stanowisku nie chciał tego czynić, gdyż lękał się, żeby nie obudzić tém jakiego podejrzenia w Chińczykach. Opuścili więc Baty zaraz po 4, zabawili w powyższym celu czas jakiś na stosowném do tego miejscu, i powrócili, nie zatrzymując się już nigdzie więcéj, po téjże saméj drodze, którą byli w tamtą stronę jechali, do Krasnojarska, o godzinie 12 wnocy. Humboldt, zamiast udania się na spoczynek, zrobił tu jeszcze, przy pogodném niebie, kilka astronomicznych obserwacyj. Gdy nazajutrz pogoda również była piękną, postanowił jeszcze całe przedpołudnie zabawić w Krasnojarsku, ażeby wziąć miarę niektórych wysokości słonecznych, Ehrenberg zaś i Rose z resztą towarzystwa opuścili go i udali się przodem do Buchtarminska. Puścili się oni teraz prostą drogą wzdłuż prawego brzegu Irtysza, wynoszącą 56 wiorst i idącą na dwie kozackie wsie Czeremszańsk i Woronoj. O godzinie 4 przybyli do Buchtarminska, przeprawiwszy się pierwéj powyżéj twierdzy przez Bifchtarmę.
Dziewiętnastego sierpnia ruszyli w drogę z powrotem do Ustkamienohorska, ale tą razą postanowili udać się tam nie już niewygodną lądową drogą, lecz wodną po Irtyszu, którą się zwykle tam udają z Buchtarminska. Przy szybkości, z jaką ta rzeka w tych stronach toczy się po skałach, droga ta może być odbytą w jednym dniu, wówczas kiedy płynąc w górę potrzeba na to 3 do 5 dni czasu, a z naładowanemi statkami nawet 8 do 10.
Do tej podróży przygotowano dwa statki, z których każdy składał się z trzech czółen związanych z sobą i wymoszczonych deskami, na których rozpięto namiot z tkaniny pilśnianéj. Podróżni mieli tym sposobem wygodne posłanie i ochronę w czasie dżdżu, który prawie cały dzień padał; ale z drugiéj strony, zasłona’pilśniana namiotu zakrywała im widok brzegów; z powodu zaś budowy statku, z trudnością zaledwo mogli przybijać do brzegu i wysiadać, ażeby zbadać na brzegu naturę skał, czego po kilku powtórzonych próbach musieli się wyrzec, chociaż wedle zdania professora Rose, na całym Ałtaju nie ma może więcéj zajmującego miejsca i mogącego dać pewniejsze skazówki o położeniu pokładów granitu i gliniastego łupku, jak brzegi Irtysza pomiędzy Buchtarminskiem a Ustkamienohorskiem.
O wiorstę od Buchtarminska przybywa się do Irtysza, którego brzegi przez kilka wiorst dość są płaskie i wyglądają tak samo jak Buchtarmy pod Buchtarminskiem. Góry wznoszące się w większém lub mniejszém oddaleniu od brzegu, składają się z granitu i wiele z nich ma całkiem kształt ostrosłupowy jak Mochnataja sopka. Ale po pięciu wiorstach skały zbliżają się do rzeki i ścieśniają bardzo jéj łożysko; składają się one prawie wszystkie z glinianego łupku. Pierwsza wysoka skała tego rodzaju na prawym brzegu nosi nazwanie Werszynin Bik od kozackiego oficera, który, ścigany od kozaków, rzucił się z niej do Irtysza. Są one wszystkie mniéj lub więcéj pokryte jodłowym lub sosnowym lasem i zamykają w sobie obfite w roślinność wąwozy i doliny.
Podróże Humboldta. Od. II, t. L 26
Przed Ustkamienohorskiem, ’ gdzie podróżni wieczorem o 9*/a przybyli, uprzejmie zostali przyjęci przez swojego gospodarza, skały powoli całkiem ustają i brzegi stają się zupełnie płaskie.
ROZDZIAŁ VII.
Podróż z Ałtaju do południowego Uralu. — Wyjazd z Ustkamienohorska. — Linia kozacka na prawym brzegu Irtysza. — Miedziane kopalnie nad Szulbą 1 Ubą. — Przeprawa na lewy brzeg Irtysza pod Szulblńskiem. — Semipalatynsk. — Solne jeziora Jamyszawskaja 1 Korjakowskaja. — Omsk. — Iszymskle stepy.
W Ustkamienohorsku znaleźli podróżni swoje dawniejsze powozy, które, dla wyżéj opisanéj wycieczki do Syrianowskiéj kopalni i chińskiego stanowiska, musieli zamienić na mniejsze i powrócili do poprzedniego sposobu odbywania podróży. Potrzebne do dalszéj drogi przygotowania zajęły ich przez cojy dzień, ale przy tém zwlekali umyślnie swój odjazd aż do wieczora, ażeby się doczekać poczty, która mogła im przywieźć oczekiwane listy z ojczystego kraju. Oczekiwanie ich tą razą nie zawiodło. Listy, które otrzymali, były datowane z Berlina 6 lipca, i tym sposobem przebyły drogę wynoszącą w prostym kierunku 6, 009 wiorst w mniéj jak sześcio-tygodniowym przeciągu czasu. Po odebraniu listów, o godzinie 9 wieczorem ruszyli w drogę.
W Ustkamienohorsku opuścili Ałtaj i przez obszerne równiny, które przebywali jadąc już w tamtą stronę, wracali nazad na Ural. Droga z Ustkamienohorska do Uralu idzie z początku aż do Omska po prawym brzegu Irtysza; w tém ostatniém zaś mieście opuszcza tę rzekę i zwraca się w prostszym kierunku przez stepy ku Uralowi. Droga ta, stanowiąca granicę pomiędzy państwem Rossyjskiém a średnią orclą Kirgizów, jest pokrytą, dla ochrony od ich napadów, znaczną ilością więcéj lub mniéj obronnych twierdz, założonych w odległości 20 do 30 wiorst od siebie i osadzonych kozakami, którym powierzona obrona granic. Mniejsze z tych obronnych miejsc zowią się forpocztami i redutami, większe fortecami (kriepost’). Są one wszystkie regularnie zbudowane i rzędem rogatek otoczone; tylko tak nazwane fortece zawierają w sobie, jak w Ustkamienohorsku, więcéj obronny, wałem i rowem otoczony plac, na którym znajdują się mieszkania kommendanta i innych oficerów, magazyny, a często także kościoły. Jakkolwiek zdają, się być te środki obrony same przez się mało znaczące, są jednakże wystarczające do wstrzymania napada Kirgizów, a nawet i te obronne miejsca, tak na dolnym jak na górnym Irtyszu, są dość niedbale utrzymywane, gdyż Kirgizy średniéj ordy zostają teraz po większéj części w spokojności i nieprzyjacielskich napadów, z ich strony nie ma się czego obawiać. Pojedyncze plemiona téj ordy poddały się zupełnie Rossyanom, w skutku założenia na ich ziemi rossyjskich osad Kar Karały i Aleksandrowska. Kozacy, mieszkający w tych obronnych miejscach, są wprawdzie wojskowo uorganizowani, ale mają swe stałe siedliska, zajmują się hodowlą bydła i rolnictwem, a mieszkania ich odznaczają się wielkim porządkiem i czystością. Mniejsze osady zamieszkują prawie wyłącznie, w większych zaś znajdują się prócz nich inni rossyjscy poddani, którzy stanowią często większą część ludności.
Szereg tych pogranicznych twierdz od chińsko* mongolskiéj granicy do Omska zowie się linią Irtyshą, ztaintąd zaś przez stepy aż do granicy Sybirskiéj linią Iszymslcą; z nią łączy się podobny szereg twierdz, idący granicą gubernii Orenburgskiej, z początku wzdłuż rzek Tobola i Ui, potém od Werch-Uralska po nad rzeką Uralem aż do ujścia jéj do morza Kaspijskiego, zowiący się linią Orenburgslcą, tak, że ten systemat twierdz w nieprzerwanym ciągu od chińskiéj granicy rozciąga się aż do morza Kaspijskiego na przestrzeni 3350 wiorst. Jeżeli dodamy do tego kordon, idący od Uralu aż do Wołgi wzdłuż morza Kaspijskiego, cała długość obronnéj linii wynosić będzie 3698 wiorst czyli 528 mil, długość równą odległości w prostym kierunku z Kadyksu do Moskwy.
Podróż wzdłuż linii Irtyskiej odbyła się z rozkazu generał-lejtnanta Weljaminowa mieszkającego wTobolsku, z całym przyborem wojskowym. Podróżni byli od stacyi do stacyi przeprowadzani całym oddziałem kozaków, którzy jechali jużto przed ich powozami, już za nićmi. Skoro przybyli do stacyi, znajdywali cały garnizon w gotowości do drogi, który, jak skoro konie założono, ruszał w pochód i towarzyszył podróżnym, zmieniając garnizon poprzedniéj stacyi, tak, że jazda przez stepy, lubo ogołocone skwarem ze wszelkiéj zieloności, była bardzo ożywioną.
Podróżni po opuszczeniu Ustkamienohorska, przeprawili się tuż za miastem w tćmże samém miejscu co pierwéj przez Ulbę i jechali szybko wnocy po równéj drodze, znacznie ulepszonéj dżdżami poprzednich dni. Rano 21 sierpnia byli już na otwartéj równinie; wprawdzie na lewym brzegu Irtysza widzieli na stepaeli wznoszących się nieco gór, ale one nie tworzyły nieprzerwanego ciągu i ustały wkrótce zupełnie. Irtysza samego nie było widać, gdyż droga szła w niejakiem oddaleniu od niego; brzeg zaś jego prawy był wysoki i stromy, a lewy równy i płaski.
O dziesiątój przybyli nad Ubę, wpadającą do Irtysza nie daleko miejsca przeprawy, kilka wiorst za Pianojarskiem i 90 wiorst od Ustkamienoliorska. Z Pianojarska idzie pocztowa droga do Wężowéj góry, oddalonéj ztąd jeszcze na 109 wiorst; 22’/2 wiorst daléj na linii Irtyskiéj przebywa się Szulbę, nad którą dają się widzieć jeszcze ślady założonéj w roku 1740 przez Demidowa szmelcarni, gdzie roztapiany być miał kruszec miedziany, znajdujący się w obfitości nad brzegami tak wyższéj Szulby jak Uby. Szmelcarnia ta jednakże prędko zaniechaną została, gdyż wkrótce wszystkie przez Demidowa odkryte kopalnie Ałtaju przeszły w wiedzę rządu, i dobywanie miedzianego kruszcu, w którym mało znajdowało się srebra, tymczasowo zaniechane zostało.
Od Szulbinska, leżącego po za Szulbą, tuż nad wysokim brzegiem Irtysza, droga jest ciągle piasczystą i zaczyna się wielki sosnowy las, który, więcéj lub mniej oddalony od brzegu, ciągnie się aż poza Semijarsk, 215 wiorst od Szulbinska i rozciąga się w stepie aż do rzeki Ob. Ażeby uniknąć niewygodnéj drogi prawym brzegiem, zwykło się latem przeprawiać na lewy plaski brzeg Irtysza, gdzie grunt jest twardy, i dwie następne stacye przebywać po tym brzegu, co téż i podróżni nasi uczynili. Pojazdy były przewiezione promem, konie zaś po większéj części wpław przeprawiono przez Irtysz, chociaż tutaj ma już on znaczną szerokość. Woda Irtysza, było to o południu, miała temperaturę 14° 8’ R., temperatura zaś powietrza wynosiła 19° 2’. Pod Oziernoj przeprawiono się znowu na prawy brzeg rzeki i dostano się tegoż samego dnia o godzinie 11 wieczorem do Semipalatynska, gdzie podróżni przez radcę handlowego Popowa (*), z którym się już byli zapoznali w Ustka(*) O p. Popowie znajdujemy w Archiwum Erman’a, XIII 1851 r. (Podróż geognostyczna przez wschodni:} część stepów ICirgizkich, wiatach 1849 i 1851. Z rossyjskiego przez Wrangel’a) następną zajmującą wiadomość: P. Popow w czasie swoich handlowych stosunków z Kirgizami posłyszał o dawnych kopalniach ołowiu w ich kraju, i po skłonieniu ich przez przyjacielskie z nimi obejście się i podarunki do wskazania mu podobnych miejscowości, rozpoczął ku końcowi roku 1S20 roboty w okręgu Bajan Auler. Znalazł wkrótce potem w tejże okolicy kamienny węgiel i założył wtedy na granicy owego okręgu z okręgiem Karkarali nad rzeką Tiundszu w okręgu Ku, tak nazwaną teraz Blagodato-Stepanową ołowianą hutę. W tej okolicy znajdują corocznie nowe żyły ołowiu lub no’wy pokład węgla, ale nie rozpoczynamienohorsku, gościnnie przyjęci zostali i przebawili tam noc i przedpołudnie dnia następnego.
Semipalatynsk, który w czasie podróży Humboldfa zawierał w sobie tylko 2000 mieszkańców, liczył w roku 1850 już 7593. Miasteczko to ma twierdzę i dom kupiecki, a z powodu handlu swojego ze środkową Azyą, jest równie ważne jak Petropawłowsk, Troick i Orenburg. Z Semipalatynska idą karawany do chińskich miast Czuguczaka, Guldszy i Kaszkara; daléj do Taszkendu i Kokanu, a nawet do Kaszemiru. Jednakże bardzo ożywiony handel z Chinami nie może być prowadzony bezpośrednio. Rossyjskie karawany otrzymują wstęp tylko pod imieniem Kirgizkich i przeprowadzane są przez Tatarów osiadłych w Syberyi lub przez Kirgizów. Najwięcéj dostarczają Rossyanie do Chin bydła, szczególnie owiec, które sami nabywają przez zamianę od Kirgizów i zamieniają potem z Chińczykami na bawełniane i jedwabne materye. Handel z Taszkendem, Kokanem i Kaszemirem, z powodu wielkiéj odległości, jest mniéj ożywiony, jednakże kilku Taszkendczyków jest osiadłych w samym Semipalatynsku; reszta mieszkańców składa się, oprócz Rossyan, szczególnie z Tatarów (Turków) i Kirgizów.
Pomiędzy osobami, z któremi podróżni zabrali znajomość w Semipalatynsku, znajdowało się także dwóch Niemców, rodem z Rewia, tojest policmajster v. Klostermann i komendant twierdzy pułkownik v. Kempen.
Przez swe stosunki handlowe z Chinami, p. Popow nabył wiele chińskich sprzętów, obrazów i innych osobliwości, które chętnie pokazywał podróżnym; prócz tego, widzieli oni u niego wiele rzadkich minerałów, pomiędzy innemi lazurowy kamień, przeszło na stopę długi i pół stopy szeroki i gruby, który posiadacz oceniał na 500 rub. ass.
no porządnych robót. Tcnżo przedsiębierca zajął się gorliwie poszukiwnniem złota w Kirgizkich stepach, a najprzód około 1830 nad Irtyszem powyżéj Semipalatynska blizko ujścia strumienia Czar Gurban, następnie, po znalezieniu w tem miejscu niejakich śladów złota, w wielu strumieniach i wąwozach północno-wschodnich Kirgizkich stepów. Z bojaźni współzawodników p. Popow dawał natychmiast do rzędu potrzebne do objęcia w posiadłość obwieszczenie o każdém odkryciu i tym sposobem stał się wyłącznym posiadaczem prawie wszystkich płókalni złota w północnej połowic tak nazwanego Kokbektyńskiego okręgu. Jednakie zyski jego musiały być tak mało znaczące i nie pewne, ia od r. 1813 zaniechał wszelkich swoich robót ną stepach. Ten dziwny rezultat dajo się objaśnić częścią małą ilością motalu w tamtejszych pokładich piasku, częścią niezręcznością robotników. Z resztą, w tej okolicy wydobyto od r. 1834 do 1S43 w ogóle 12, 734 pudów złota z 11, 258, 890 pudów piasku.
Z zoologicznych także rzadkości widzieli i otrzymali nie mało podróżni w Semipalatynsku. Pułkownik v. Kempen pokazywał im na swojém podwórzu żywą Saigę antylopę, których wiele znajduje się na stepach Kirgizkich, a p. v. Klostermann podarował prof. Ehrenberg skórę tygrysa, zabitego w Syberyi. Inne skóry rzadkich zwierząt, szczególnie bardzo pięknego długowłosego północnego lamparta, otrzymali od kupca rossyjskiego handlującego futrami.
Co się tycze godnego uwagi przebywania jednocześnie pewnych gatunków zwierząt w bardzo odmiennych klimatach, Humboldt czyni następną uwagę ( ): „Królewski tygrys (tegoż gatunku, który mieszka w międzyzwrotnikowych krainach Indyi i na wyspie Cejlon) przebywa na Ałtaju w górach Kurczum i Narym. Ukazuje się on dzisiaj jeszcze nietylko na równinach Dzungarei, ale daje się widzieć daléj ku północy,.pomiędzy Wężową górą a miastem Barnaulem, aż na szerokości Berlina i Hamburga. Jest to jedno z najdziwniejszych zjawisk, skoro, je uważamy ze stanowiska geografii zwierząt. Podobne zjawisko spotykamy w Południowéj Ameryce, gdzie jaguar napotyka się aż do 42, puna-lew zaś i kolibry aż do 53 stopnia południowéj szerokości, tojest aż do krajów ciaśniny Magiellańskiéj. W północnéj zaś Azyi, południowy Ałtaj jest razem miejscem przebywania łosia i królewskiego tygrysa, renifera i irbis-pantery. Takowe zbliżenie wielkich zwierząt teraźniejszego świata, uważanych pospolicie za właściwe najbardziéj odmiennym od siebie klimatom, jest jednym z najlepiéj udowodnionych faktów. Łoś W Ałtaju (Cervus Alcis) zabiega aż do błotnych lasów Sugaszu i Biruksy, dwóch przytoków Katunii. Renifer (Cervus Tarandus) znajduje się w dzikim stanie na brzegach wyższego Czulyszmanu, wpadającego do jeziora Teleckiego, a zapewne także pomiędzy Jassatem i Alaszą, wpadającemi do Argutu. Tymczasem w kierunku od WSW. do ONO. i w odległości tylko 40 — 50 mil od tych okolic, gdzie przebywają renifer i łoś, aż do gór Narymskich i do północnego stoku Kurczumu, ukazuje się od czasu do czasu królewski tygrys, i zabiega daléj jeszcze ku północy. Szkielety więc tych zwierząt, które należą do tak odmiennych typów, mogą na powierzchni kuli ziemskiéj, pod wpływem klimatycznych stosunków teraźniejszego świata, bardzo blizko obok siebie być znajdywane. Bez znajomości przywiedzionych tu zoologiczno-geograficznych faktów, kopalne kości renifera, znalezione obok takichże kości krójewskiego tygrysa, mogłyby naprowadzić na mylny wniosek, że w rozdzieleniu ciepła i jego rychłéj zmianie, nastała niegdyś jedna z tych wielkich przemian, przez które starano się niegdyś wytłumaczyć znajdywanie się kości gruboskórnych zwierząt w zamarzłym gruncie Syberyi“.
Po oznaczeniu przez Humboldfa geograficznego położenia miejsca z wysokości słonecznéj, wyjechano z Semipalatynska i zabawiono jeszcze czas jakiś w oddalonéj ztamtąd na 7 wiorst po drodze do Omska, posiadłości p. Popowa, gdzie podróżni jedli obiad. Posiadłość ta leży tuż nad brzegiem Irtysza, mającym tu dość znaczną wysokość, na spadzistości któréj ciągnie się ogród aż do rzeki. Ogród ten miał całkiem europejską powierzchowność; wzdłuż dróżek ciągnęły się klomby kwiatów i rzędy europejskich drzew owocowych, które p. Popow starał się aklimatyzować; ale jednakże były one nizkie i zdawały się ciężko przyjmować w tym klimacie, zupełnie obcym dla nich. Przeciwnie: kawony rosły bardzo bujno, które szczególnie w okolicach Semipalatynska w znacznéj ilości są hodowane, a tu są przewybornego smaku.’ Tuż przy ogrodzie jest tartak, wprawiany w ruch wodą małego strumienia, wpadającego do Irtysza.
O godzinie piątéj po południu pożegnali podróżni pana Popowa, serdecznie dziękując mu za wyświadczoną im gościnność, i jechali teraz bez przerwy aż do Omska. Rano 23 sierpnia byli w reducie Semijarsku, w którym godzien uwagi piękny murowany kościół; wieczorem przybyli do Jamyszewska, a w nocy do Koriakowska. Droga szła ciągle stepem i nie przedstawiała nic zajmującego. Jednostajność stepów przerywaną tylko nieco była licznemi wyspami na Irtyszu pokrytemi liściastemi drzewami i murawą, które Kozakom okolicznych wiosek służą do zbierania siana; jak również Kirgizkie Auły, od czasu do czasu spotykane, które przeciągały z wielkiemi stadami koni, bydła, owiec, kóz i wielbłądów. Nąjliczniejszemi zawsze były w tych trzodach konie i owce; gdyż pierwszych używają Kirgizy nietylko do jazdy, ale jedzą ich mięso, a z mleka kobył przygotowują swój ulubiony trunek, kumys. Bydło, będące wielkiéj i mocnéj rasy, przedają oni po większéj części Rossyanom. Owce odznaczają się tłustemi swemi ogonami; mięso ich téż ma być bardzo smaczne. Wszystkie domowe zwierzęta przepędzają zimę pod gołém niebem, wielbłądy tylko zostają pod dachem.
W pobliżu obu wyżéj mianowanych miasteczek, 6 wiorst od Jamyszewska a 22 od Koriakowska, leżą dwa sławne i od tych dwóch miasteczek nazwane słone jeziora, które są wielkiéj wagi, gdyż zaopatrują w sól całą zachodnią Syberyę. Według Pallas’a, który oba te jeziora zwiedził i opisał, leżą one na wzgórzystym, piasczystym i całkiem bezleśnym stepie; mają one płaskie brzegi i latem tworzą na szlamowatem dnie powłokę z soli na dłoń szerokości, która się rozpuszcza od śnieżnéj wody na wiosnę, ale w maju już znowu zaczyna się tworzyć. Powłoka ta jest białą i składa się z wolno leżących sześciennych kawałków kuchennéj soli, które się łatwo rozpadają i dlatego z niewielką trudnością dają się wydobyć szuflami z jezior. Wiele małych rzeczek wpada do tych jezior, ale te po większéj części mają słodką, albo mało co zasoloną wodę. W niektórych z nich, wpadających do jeziora Koriakowskiego woda trąci siarką, w innych osiada na dnie czerwony osad. Znajdująca się nad skorupą solną woda jest gorzko słoną. Koriakowskie jezioro jest ważniejszém od Jamyszewskiego, gdyż nietylko większem jest od tego ostatniego, ale stosunkowo większa ilość soli w niém osiada. Obwód pierwszego wynosi 20, a drugiego 4 wiorsty.
Oprócz tych dwóch jezior znajduje się jeszcze tak na niższéj jak na wyższéj linii znaczna ilość podobnych solnych jozior, które albo wydają mniéj soli, albo leżą daléj od linii, i dlatego po większéj części zostają bez użytku. Całe nawet dno Irtysza jest pełne soli, jak tego dowodzi jużto wiele solnych roślin, które się na niém znajdują, jużto solne wyziewy, które się dają napotykać na wielu miejscach po drodze. Ostatnie szczególniéj zwróciły na siebie uwagę podróżnych przed i za Czernoriackiem, gdzie przybyli rano 24 sierpnia i zebrali nieco z tych solnych okruszyn. Według doświadczeń czynionych z niemi późniéj przez professora Rose, składały się one z kuchennéj i gorzkiej soli.
Jechali cały następny dzień, 25 sierpnia, nie spotykając śród ciągłéj jednostajności stepów nic godnego uwagi, i przybyli o jedenastéj wieczorem do Omska, oddalonego od Ustkamienohorska na 849 wiorst.
Omsk. mający 11, 700 mieszkańców, jest siedliskiem zarządu całéj Irtyskiej linii i składa się z miasta i twierdzy, leżących tuż nad Irtyszem, ale oddzielonych od siebie przez Om, wpadający tu do Irtysza. Podróżni zabawili w tém mieście zatrzymani przypadkowemi okolicznościami, dwa dni, i użyli tego czasu na obejrzenie, pod przewodnictwem uprzejmego kommendanta Omska, generał-lejtnanta Saint Laurent, różnych osobliwości tego miasta, jakoto: wybornie urządzonéj kozackiéj szkoły, oraz żołnierskiéj i azyatyckiéj, lazaretu i fabryki sukiennéj. Kozacka szkoła ma na celu ukształcenie oficerów, podoficerów i urzędników kancellaryj liniowych Kozaków. Mieści ona w sobie 300 wychowańców, posiada dość bogate zbiory książek, mapp, geodezyjnych instrumentów i innych do nauki potrzebnych przedmiotów, oraz ma przeznaczoną rocznie etatową summę 50, 000 rubli. W szkole Azyatyckiéj wychowują się tłumacze dla granic Sybirskich. Ma ona dwóch nauczycieli i dwódziestu pięciu wychowańców, z których dwódziestu uczy się tatarskiego (tureckiego) języka, a pięciu mandżurskiego i mongolskiego. Roczny etat tej szkoły wynosi 5, 531 rubli i prócz tego, z liczby dwódziestu pięciu wychowańców, sześciu zostaje na koszcie skarbowym. W fabryce sukiennéj wyrabia się sukno na umundurowanie 8, 000 Kozaków; mieści w sobie 40 warsztatów i zajmuje 140 robotników. Rano 28 sierpnia opuścili podróżni Omsk i pożegnali razem generała Litwinowa, który ztąd powrócił do Tomska, gdy tymczasem pan Jermołow towarzyszył im aż do granicy gubernii.
Cała przestrzeń pomiędzy Omskiem a Troickiem, którą podróżni teraz przebyć mieli, jest stepem. Od głównéj rzeki, która środkiem przerzyna go w północnym kierunku, step ten nosi nazwanie Iszymskiego, ale daléj ku zachodowi skrapianym jest jeszcze przez Tobol i niezliczoną ilość mniejszych i większych jezior, z których wszystkie prawie mają słoną wodę, a niektóre z nich zawierają w sobie bardzo wiele kuchennéj i gorzkiéj soli. Podobnym on jest z tego względu do stepu Barabinskiego, łączącego się z nim na prawym brzegu Irtysza, i który może być uważanym tylko jako jego przedłużenie. Przezeń ciągnie się w zachodnim prawie kierunku Iszymska linia, najprzód aż do połowy drogi pomiędzy Irtyszem a Iszymcm do Kamyszłowki, lewego przytoku Irtysza, wpadającego do niego poniżej Omska, potém daléj przez stepy na Petropawłowsk, gdzie przebywa główny Zarząd tej linii, do reduty Ałabugskiéj. Ztąd zaczyna się część Orenburgskiéj linii, zwana dystancyą Uiską i ciągnącą się aż do Werch-Uralska na Uralu. Przechodzi ona o 16 wiorst od Ałabugska przez Tobol pod fortecą Zwerynogołowsk, idzie w górę niego we wschodnim kierunku, aż do Ustuiskaja, gdzie wpada do Tobola rzeka Ui. Następnie idzie linia wzdłuż téj ostatniéj rzeki na Troick, główny skład broni tej dystancyi, aż do Kadyszewska, późniéj małym przytokiem rzeki Ui, zowiącym się Kadysz, wreszcie wzdłuż przytoku Uralu, Uralsdy, aż do Werch-Uralska. Długość Iszymskiej linii wynosi 575 Ya, a Uiskiéj dystancyi 386 wiorst.
Podróżni przewieźli się rano 28 sierpnia promem przez Irtysz, który jest tu już znacznéj szerokości (według Pallas’a 300 sążni). Pogoda była wilgotno-chłodna, temperatura powietrza wynosiła tylko 9° 9’ Reaum. i niższą była niżeli wody Irtysza, która w czasie przeprawy miała 12° 9’. Step, przez który jechano, był z początku całkiem pusty i bezleśny; później dawały się widzićć tu i owdzie niewielkie gromady
Podróże Humboldfa. Od. II, 1.1. 27 brzóz, sprawujące niejaką rozmaitość. Kamyszłowka zostawała podróżnym po lewem ręku; cały jéj bieg prawie składa się z rzędem ciągnących się jezior, pełnych wodnego ptastwa. Wzdłuż niéj idzie droga przez sześć stacyj do Lebeszja, zkąd do Petropawłowska jeszcze cztery stacye. Temperatura gruntu w téj części stepów była niższą jeszcze, niżeli na stepie Barabinskim. W Gankinie, siódméj stacyi od Omska, dokąd podróżni przybyli rano 29 sierpnia, znaleźli temperaturę studni głębokiéj na 16 stóp, 1° 3’ R., wówczas, gdy powietrza wynosiła 11° 6’, i podobnąż temperaturę miała na 28 stóp głęboka studnia w następnéj stacyi Połudiennaja przy temperaturze powietrza (około godziny dziesiątéj rano), 10“ 8’ R.
To południu przybyli podróżni do Petropawłowska, który im wydał się być większem miastem od Semipalatynska. Miasto to liczące 4, 127 mieszkańców, prowadzi znaczny handel, szczególniej z Bucharami, przywożącemi bawełniane tkaniny, stanowiące zwykły ubiór rossyjskich włościanek, ’ oraz suszone owoce, jako bardzo słodkie i smaczne morele i pewien gatunek rodzynków bez pestek, zwanych Jciszmisz; wywożą zaś żelazo i skórzane towary. Znajduje się tu dom kupiecki (gostinnoj dwor), który podróżni wprawdzie zwiedzili, ale znaleźli go całkiem pustym, gdyż była to niedziela, w któréj żadne interesa handlowe się nie odbywają i wszystkie sklepy są zamknięte. Po południu 31 sierpnia opuścili podróżni nasi Petropawłowsk, przejechali pomoście przez Iszym i przybyli wieczorem dnia następnego do Ałabugska, granicy gubernii, o jedną stacyę od Zwerynogołowska, gdzie pożegnał także podróżnych pan Jermołow, tak, że towarzystwo ich ograniczyło się na pierwiastkową liczbę osób. Nazajutrz rano byli w Usutiskaja, i jechali następnie, zawsze po téjże saméj stronie Ui, do Troicka, dokąd przybyli w nocy z pierwszego na drugi września. Ui płynie pomiędzy dość wysokiemi brzegami; pod Karaulskaja widać na prawym brzegu pokłady białéj gliny, i źródło z niéj wytryskające miało już wyższą temperaturę 4° R., wówczas gdy powietrza w tymże samym czasie o godzinie siódméj wynosiła 14° R.
*
Troick, mający 1, 570 mieszkańców, według rewizyi 1849 r., jest po Orenburgu najważniejszém handlowém miastem na linii. Ma ono,.1 ak wszystkie te handlowe miejsca, dom kupiecki, leżący na prawym, kirgizkim brzegu Ui, do którego prowadzi drewniany most. Na wschód od tego miasta, wpada mały strumień do Ui, po którego obu brzegach idą nizkie, nagie skały. Dalej, wpewném oddaleniu od rzeki, widać tylko równy step.  Drugiego września, o godzinie ósméj ruszyli podróżni w dalszą, drogę. Najbliższym celem ich podróży był teraz hutniczy zakład Miask, leżący już pośród Uralu, na północo-zachód od Troicka, od którego oddalony jest na 136 wiorst. Okolica przez czas długi jeszcze ma widok stepowy, ale już w Kojalskaja, 67 wiorst od Troicka, gdzie przybyli bardzo rano, napotykali biały, drobnoziarnisty wapień, który jednak nie formuje skał, ale daje się widzieć w łożysku małéj rzeczki, nad którą, leży wieś; zdaje się także nie rozciągać daléj, gdyż jeszcze przed następną stacyą Kliuczewskaja napotkano granit, chociaż natura powierzchni mało się zmieniła. Była ona nieco falistą i granit tworzył szerokie, płaskie pagórki, po których pojazdy się toczyły. Z tego granitu wytryska we wsi wiele źródeł, zkąd wieś ta otrzymała swe nazwanie (Kliucz, źródło); jedno z tych źródeł miało temperaturę 2° 8’ R., powietrze zaś o godzinie dziewiątéj 12° 3’ R.
Góry nie dawały się jeszcze widzićć; las brzozowy, który się zaczyna od Kliuczewskoj i ciągnie się aż do Kundrawińska, wsi oddalonéj na 23 wiorst od Miaska, zakrywał wszelki dalszy widok; ale wyjeżdżając z niego, ujrzeli podróżni przed sobą wysoki rzęd gór, których skały przypominały kształty granitowych skał Koływańskiego jeziora, ale były od nich wyższe i więcéj malownicze. Były to Ilmenskie góry, ciągnące się na wschód od Miaska z północy na południe i sławne cyrkonami, topazami i wielu innemi rzadkiemi minerałami. Przez szeroką poprzeczną dolinę przybyli podróżni do leżącéj na zachód od gór Ilmeńskich długiéj doliny, pokrytéj pięknym liściastym lasem, przerywanym gęsto zarosłcmi łąkami, przez który podróżni jechali w kierunku północnym aż do Miaska, dokąd przybyli o trzeciéj po południu. Grunt doliny okazywał się wszędzie, gdzie go badano, cienkołupnistym zielonym gliniastym łupkiem.
ROZDZIAŁ VIII.
Mlask. — Wycieczka dc płókalni złota-w wyższia dolinie Mlasy. — Wycieczki do gór Ilmońsklch. — Podróż wzdłuż Uralu do Łłatousta. — Wstąpienie na Tagana!. — Powrót do Mlaska
przez Kysztymsk.
Miask, położony nad rzeką tegoż imienia, jest dosyć znaczném, do skarbu należącém miastem, ale które, wyjąwszy kilka murowanych rządowych gmachów i kościołów, składa się, jak inne miasta i miasteczka Syberyi, z małych drewianych domów. Winno ono swój początek założonej tam w roku 1776, miedzianej hucie, w której topiony był kruszec, wydobywany na wielu miejscach w okolicy. Teraz jednak nie dobywa się tam zupełnie miedź, i roboty w hutach oraz górnicze są całkiem zaniechane, gdyż wszystkich rąk użyto do zyskowniejszych robót w płókalniach złota, które w nowszych czasach w okolicach Miaska w znacznéj ilości zaprowadzono.
Podróżni przyjęci zostali w Miasku przez inspektora tamtejszych fabryk, głownego nadzorcę hutniczego Porossowa, który ich gościnnie u siebie podejmował. Dom jego jest jedną z murowanych rządowych budowli, przestrony i wygodny. Oddano gościom w tylnéj części domu położone mieszkanie, mające piękny widok na ogród, na leżący tuż za nim staw hutniczy i wznoszące się za nim góry Ilmeńskie; niedaleko ztamtąd na lewo rozciągała się grobla, przeprowadzona na użytek zakładu hutniczego. Podróżni nasi uradowani zostali spotkaniem się tutaj z dwoma dawnemi przyjaciółmi: panami Schmidfem i Szwecowem, którzy razem z nimi odbywali podróż do północnego Uralu i teraz umyślnie przybyli do Miaska, ażeby się zobaczyć raz jeszcze z Humboldtem i mieć udział w wycieczkach do okolic tego miasta. Prócz tego zabrali oni tu znajomość z dwoma znakomitemi młodemi ludźmi: panami Hoffmann i v. Helmersen, uczniami professora Engelhardfa w Dorpacie, którzy tego i poprzedniego roku zwiedzali południowy Ural kosztem rządu w celu geognostycznym, i teraz otrzymali byli polecenie towarzyszenia Humboldfowi w jego podróży aż do Orenburga (*).
Ci obaj młodzi ludzie dali się już poznać przez dawniejsze swoje podróże. Pan v. Helmersen towarzyszył był professorowi v. Engelhardt w roku 1826, w jego podróży po Uralu, a pan Hoffman odbył podróż około ziemi wiatach 1823 do 1826, na okręcie zostającym pod dowództwem kapitana v. Kotzebue.
W rozmowie z swemi dawnemi i nowemi znajomemi przepędzili podróżni bardzo przyjemnie drugą połowę dnia; otrzymali tu po raz pierwszy przez pana Schmidfa wiadomość o ważném odkryciu dyamenCzynione przez nich pnstrzeżenia przy zwiedzaniu południowego Uraln, ogłoszone zostały późniój 1831 r. w osobnóm dziele: Geognostyczne poszukiwania w górach południowego Uralu, dokonane w latach 1828 i 1829.„ Pan v. Helmersen wydaje od roku 1839 razem z C. E. v. Baer bardzo ważne „Wiadomości służące do poznania państwa Bossyjskiego i po^ranioznych krajów Azyi.“ tów pod Bisserskiem, które z wyżej przytoczonych powodów miało tymczasowie zostać w tajemnicy. Zresztą zajmowali się obejrzeniem znacznego i rzadkiego zbioru minerałów i ciał kopalnych z sąsiednich okolic, które w osobnym gmachu w szafach za szkłem porządnie były rozłożone, i z pomiędzy których, ze zwykłą hojnością, pozwolono podróżnym wybrać to coby się im podobało. Również czynione były plany do wycieczek dni następnych w okolice Miaska. Jako szczególnie zajmujące zasługiwały na pierwszeństwo płókalnie złota, godne, uwagi przez swe piękne i rzadkie minerały góry Bmeńskie, oraz należąca do Rządu słynna fabryka pałaszów w Złatouście. Płókalnie złota znajdują się szczególnie na południe od Miaska, na płaskich dolinach wyższego Miasu i jego zachodnich przytoków; dla ich obejrzenia przeznaczony został następny dzień, 4 września, dwa następne miały być użyte na zwiedzenie gór Ilmeńskich; inne na zachód leżące płókalnie złota miano zwiedzić jadąc do Złatousta, leżącego już na zachodniej stronie Uralu, a ztamtąd powrócić do Miaska przez leżącą na północ od niego a należącą do kupca Zotowa żelazną hutę Kysztymsk, w pobliżu któréj jest także wiele płókalni złota.
Tak wycieczkę do płókalni złota na wyższym Miasie, jak równic do gór Ilmeńskich, uskutecznili oni pod przewodnictwem p. Porossowa, który we wszystkich ich przedsięwzięciach użyczał najskuteczniejszéj i najrychlejszéj pomocy. Prócz tego towarzyszył im drugi jeszcze młody urzędnik, p. Lissenko, który się później dał poznać przez wiele geognostycznych prac o okręgach Miaskim i Złatoustskim, przytém biegłym był, jak p. Porossow, w języku francuzkim, i przez swą znajomość okolic, równie jak przez zajęcie, jakie w nim obudzały poszukiwania podróżnyćh, był bardzo dla nich użytecznym. Podczas téj wycieczki poznali większą część doliny Miaskiéj, o któréj professor llose następnie pisze:
Granicę doliny Miaskiéj stanowią od wschodu góry Ilmeńskic, od zachodu zaśn-zęd gór, który w tej okolicy zowią prosto Uralem, i który na szerokości Miaska czyli Złatousta tworzy, chociaż niezupełnie, rozdział wód. Wzdłuż niego płynie Mias, poczynający się w téj dolinie, 30 wiorst powyżéj Miaska, i płynie przez nią blizko 40 wiorst; następnie, przy załamaniu gór Ilmeńskich, bierze nagle kierunek wschodni, przepływa po tamtej stronie leżące jezioro Argassi i wpada późniéj do Issetu. Dolina ta jest znacznéj szerokości, ale ma największą wyniosłość na zachodniéj stronie, i dlatego Mias nie płynie pośrodku jéj, ale tuż przy górach Ilmeńskich wschodnią jéj stroną. Góry Ilmeńskie nad jéj brzegiem wznoszą się stromo do wysokości 800 stóp nad powierzchnią Miasu pod Miaskiem, wówczas, gdy Ural więcej pochyło, ale daleko wyżéj, do wysokości 2000 stóp się wznosi. Grzbiet Ilmeńskich gór leży w prostym kierunku od Miaska, na odległość tylko czterech lub pięciu, Uralskich zaś na odległość dwudziestu wiorst. Skutkiem tego położenia, Mias téż ma po prawéj stronie tylko niewielkie i małoznaczące, po lewéj zaś liczne i znaczne przytoki. Do nich należą: Atlian, o 11 wiorst poniżej Miaska wpadający do Miasu i mający w ogólności północno-wschodni kierunek, i Iremel, 14 wiorst powyżéj Miaska wpadający, i mający z początku wschodni, późniéj północno-wschodni kierunek, oraz przed swojém połączeniem się z Miasem przyjmujący w siebie z lewéj strony Taszkutargankę. Grunt doliny nie jest bynajmniéj równy, ale pokryty więcéj lub mniej wysokiemi pagórkami i podobnemi do kopuł górami, które ku południowi stają się coraz wyższemi. Jedną z najwyższych gór jest Auszkul, mający wysokości 1000 stóp i w pobliżu którego ma swe źródło Mias. Wierzchołki tych’ gór są często nagie, stoki zaś ich pokryte jodłowym lasem; liściaste drzewa znajdują się po większéj części w nizinach, które téż pokryte są szczególnie łąkami i błotami. Na nichto znajdują się płókalnie złota, z których podróżni zwiedzili następne:
Nikołaje-Aleksiejewskoj, 16’/8 wiorst na południe od Miaska, równie jak wszystkie inne po lewéj stronie Miasu; Kowalinskoj, dwie wiorsty od poprzedniéj odległa; Wtoro-Kaskinowskoj, 19 wiorst od Miaska, w dolinie Taszkutarganki; Tretje-Kaskinowskoj, w niejakiéj odległości wyżéj od poprzedniéj, na błocie otacząjącém ujście Miasty, małéj rzeczki, wpadającéj z prawéj strony do Taszkutarganki; WtoroPawłowskoj, o wiorstę wyżéj w dolinie Miasty i na tćmże błocie co poprzednia, bardzo zyskowna, wydająca więcéj jak 3 zołotniki złota na 100 pudów; Perwo-Pawłowskoj, jeszcze wyżéj leżąca na dolinie Miasty; Maryinskoj, także wyżéj jeszcze na dolinie Miasty, niedaleko jéj początku, ostatnia w tym kierunku, chociaż piasek złoty znajduje się na wielu miejscach daléj jeszcze ku zachodowi, w okolicach błota, z którego Miasta wypływa; Carewo-Aleksandrowskoj, niedaleko od kopalni Perwo-Pawłowskoj, na południowo-zachodniéj stronie małego jeziora, przez które płynie Taszkutarganka, i pośród błota, które osuszono rowami; szczególnie odznacza się ona wielkością kawałów rodzimego złota, których od 1824 do 1826 roku znaleziono tam dziesięć, ważących w ogóle 2 pudy 34 funty 38 zołotników, pomiędzy temi jeden od 24 funtów 69 zołotników; Carewo-Nikołajewskoj, leżąca nad tćmze jeziorem co poprzednia, tylko pół wiorsty dalej na wschód, pod względem ilości dobywanego złota najbogatsza ze wszystkich płókalni na Uralu, gdyż niespełna w trzech latach wydała 77 pudów 33 funtów złota.
We wspomnionych dziewięciu płókalniach roboty rozpoczęły się w latach od 1824 do 1828.
Że żyły kruszcowe daleko rozszerzone są w tych górach, dowodzą roboty górnicze, które w dawniejszych czasach odbywano w górach otaczających dolinę Miasty; znajdowały się tu bowiem trzy kopalnie, które wprawdzie z powodu małego zysku wszystkie zaniechane zostały, ale zapewne z niedostatecznemi tylko środkami rozkopywane były.
W późniejszych czasach i jak zdaje się najdłużej (od roku 1796 do 1812) rozkopywaną była kopalnia Perwo-Pawłowskaja; można więc było spodziewać się zobaczyć tu naturalne łożyska kruszcu, co było dla naszych podróżnych rzeczą zbyt ważną, żeby mieli zaniechać ich obejrzenia. Zwrócili się przeto w powrocie z płókalni Maryinskoj, nie dojeżdżając do Perwo-Pawłowskoj, na lewo, tam, gdzie góry przestają tworzyć lewą ścianę doliny i zwracają się ku północy, zostawując po prawém ręku błoto, otaczające ujście Miasty do Taszkutarganki. Tu jechali jeszcze czas jakiś, potém wysiedli, torując sobie drogę przez gęste zarośla i trawę, okrywające ziemię, na okryte jodłowym lasem wzgórza, gdzie po kwadransie drogi przybyli do otworu i zapadłéj sztolni, otoczonéj kopcami pokrytemi trawą. Jakkolwiek mało obserwować mogli w ogólności stosunki pokładów, mogli jednakże z tego co widzieli wnosić, równie jak z jednoczesnego znajdowania się ciał kopalnych, że złoto znajduje się tu śród tychże samych miejscowych okoliczności, jak w Berezowsku.
Oprócz wyżéj wspomnionych płókalni, znajduje się tu jeszcze wiele innych, należących do Miaskiego hutniczego okręgu, które częścią leżą w sąsiedztwie poprzednich, częścią daléj ku południowi, koło źródeł Miasu, częścią na zachód od Miaska. Pomiędzy temi, do znaczniejszych liczą się następne: Władimirskoj, 18 wiorst na południo-wschód od Miaska; Perwo-Kaskinowskoj, 20 wiorst na południo-zachód od Miaska; Kniazie-Konstantynowskoj, 38 wiorst na południo-zachód od Miaska, i równie jak dwie następne w blizkości jeziora Auszkul; SwiatoLeontiewskoj, 37 wiorst na południo-zachód od Miaska; Anninskoj, 39 wiorst na południo-zachód od Miaska; Kniazie-Alcksandrowskoj, 8’/2 wiorst na północo-wschód od Miaska. Podróżni zwiedzili tę ostatnią płókalnię późniéj w drodze do Złatousta.
W ogólności liczba płókalni, w których roboty odbywały się w roku 1829, dochodziła 33, ale oprócz nich w okolicach Miaska znajdowały się jeszcze 93 miejsca, w których pokłady piasku nie były ruszane, a pomiędzy niemi 50 obiecujących znaczne korzyści, tak, że produkcya złota w okolicach Miaska zapewnioną jest jeszcze na czas długi.
Ilość dobytego złota od czasu odkrycia w roku 1823 do lipca 1829 wynosiła 249 pudów 27 funtów 44 zołotników 49’/4 doli, a do téj produkcyi przyłożyły się same tylko płókalnie Carewo-Nikołajewskoj i Carewo-Aleksandrowskoj w ilości 127 pudów 23 funty 84 zołotników 10 doli. Średnia ilość metalu, znajdującego się w wypłókiwanym piasku, wynosiła od l’/2 do l3/4 zołotników na 100 pudów; średnia ilość srebra dobytego w okręgu hutniczym Miaskim, wynosiła, według urzędowych tabeli udzielonych Humboldfowi, 7, 0 procentu.
Po zwiedzeniu kopalni złota postanowili zwiedzić góry Ilmeńskie. Wiele pięknych i rzadkich minerałów, które tak wsławiły te góry pod względem mineralogicznym, są po większéj części odkryciem nowszych czasów. P. Menge w podróży swojéj do gór Ilmeńskich, odbytéj w roku 1826, znalazł tam cyrkon, równie jak wiele innych rzadkich minerałów, i posłał je akcyonaryuszom, których kosztem podróż do Uralu odbywał. Znalezienie cyrkonu nieznanéj przedtém wielkości, obudziło szczególnie wielkie zajęcie i spowodowało władze rossyjskie do dokładniejszego zbadania tych gór, skutkiem czego nietylko odkryte przez Menge’go minerały znalezione zostały w wielu innych miejscach, ale nadto wiele nowych, albo nowych odmian znanych już minerałów.
Największą część tych minerałów znaleziono w okolicach jeziora llmenu, jednego z mnóstwa jezior, które się znajdują na wschód Miaska, tak w górach, jak na wschodnim ich stoku, i które łączą się z jeziorami stepu Iszymskiego i Barabinskiego. Leży ono o trzy wiorsty od Miaska, na zachodniéj wyniosłości gór Ilmeńskich, i jest długie na trzy wiorsty z północy na południe, oraz 21/2 wiorsty szerokie ze wschodu na zachód. Na wschodnim jego brzegu podnoszą się góry dość stromo, reszta brzegów więcéj płaska, ale równie jak góry okryta gęstym jodłowym lasem. Miejscami też grunt jest błotnisty, a szczególnie na stronie południowéj, gdzie przystęp do jeziora jest bardzo trudny; najwięcéj téż minerałów znaleziono na wschodniéj i północnéj stronie, na téj ostatniéj zaś w dość znaczném oddaleniu od jeziora. Podróżni nasi przeznaczyli pierwszy dzień swojéj wycieczki na zwiedzenie okolicy leżącéj na północ. Też same osoby towarzyszyły im Co dnia poprzedniego, nadto mieli przyjemność widzićć pośród siebie p. Achter, ober-dyrektora Złatousta, który już dniem przedtém przybył był do miasta dla powitania Humboldfa. Użyto do téj wycieczki wyżéj wspomnianych sybirskich wozów, gdyż niemi tylko można było dostać się do większéj części miejsc, które zwiedzić miano. Przewodnikiem ich był p. Barbot de Marni, pod którego szczególnie dozorem zostawały kopalnie w górach Ilmeńskich.
Góry te wznoszą się tuż za Miaskiem, i na ich zachodnim stoku zabudowana nawet wielka część miasta. Tuż za ostatniemi domami poczyna się jodłowy las: Pinus picea jest gatunkiem najobficiéj tam znajdującym się; ale. prócz tego znajdują się tam modrzewie (Pinus lar ix) ^ które tutaj, szczególnie gdzie grunt jest błotnisty, są nadzwyczaj wysokie i grube: znajdowały się niektóre pnie, których nie można było objąć rękami. Przytej gęstéj osłonie lasu i roślinnéj ziemi, podróżni widzieli, jak w Mursińsku, przejawiający się kamień tam tylko, gdzie przy dobywaniu minerałów porobiono większe lub mniejsze wykopaliska, i dlatego nie mogli zrobić dokładnych postrzeżeń co do obszerności i granic pokładów stanowiących góry, a nawet co do sposobu znajdowania się tam minerałów.
Kryształy cyrkonu, które szczególniéj wsławiły te wykopaliska, są bardzo rozmaitéj wielkości: niekiedy dłuższe jak na cal (podróżni sami otrzymali jeden taki kryształ, mający długością/a cala, a 1 cal szerokości), często zaś zaledwo wielkości główki od, szpilki. Kolor kryształków jest żółty i właściwy im; małe kryształki są często całkiem przezroczyste, większe zaś tylko miejscami, gdyż często mają wewnątrz rysy i wydrążenia, co przeszkadza ich przezroczystości; są one mocno i szklisto świecące. Cyrkony znajdują się zwykle w feldszpacie i błyszczu; bardzo rzadko, i tylko mniejsze, w eleolitach.
Wycieczkę do wykopalisk leżących na wschód od jeziora Ilmenu, na którą przeznaczony był następny dzień, 6 września, odbył tylko professor Rose z pp. Lissenko i Barbot de Marni, gdyż Humboldt chciał użyć tego dnia na obserwacyą pochylenia igły magnesowéj, a professor Ehrenberg dla przygotowania zebranych przez niego roślin. Tą razą wycieczka uskutecznioną była konno, nie zaś w powozach, gdyż powzięto zamiar udać się wzdłuż jeziora Ilmenu, gdzie po części wcale nie było drogi, i wiele błot, które się tam znajdują, tym sposobem najłatwiéj mogły być przebyte. Ale nawet konno trudno byłoby w niektórych miejscach przejechać, gdyby nie zapobieżono temu, wykładając te miejsca nowemi dylami.
Podróże Humboldta. Od. II, 1.1. 28
Wycieczka do Złatousta i Kysztymska była ostatnią, i największą, którą podróżni odbyli z Miaska. Wycieczka ta, oprócz zwiedzenia Złatousta, słynnego na Uralu fabryką broni, ważną jeszcze dla nich była pod względem geognostycznym, gdyż w drodze mieli zręczność poznać stoki Uralu na téj szerokości: i gdy w powrocie na Kysztymsk-zbliżyli się na niewielką odległość od okolic zwiedzanych z Ekaterynburga, mogli połączyć postrzeżenia swe geognostyczne z temi, jakie uczynili już byli pierwéj.
Pomiędzy Miaskiem a 35 wiorst od niego odległym Złatoustem, ciągnie się łańcuch gór Uralu, który w téj okolicy nosi wyłącznie nazwanie Uralu. Jestto szeroki grzbiet, powolnie podnoszący się i tak samo zniżający się, i dlatego zostaje w zupełnéj sprzeczności z niższemi, ale urwistemi górami Ilmenu. Zaczyna się on też wznosić ledwo pod wsią Syrostanem, leżącym o 16 wiorst od Miaska; aż do tego miejsca zaś rozciąga się długa dolina Miasu.
Podróżni po drodze obejrzeli wspomnioną wyżéj płókalnię Kniazie-Aleksandrowską, założoną w dolinie małej rzeczki Berezowki, płynącéj w północno-wschodnim kierunku do Miasa. Kiedy znowu powrócili na drogę wiodącą do Złatousta, przechodzącą potem przez szeroką dolinę Atlianu i przez kilkanaście wiorst toczącą się po równéj prawie powierzchni, otworzył się im obszerny widok na Ural, który, jako szeroki, płaski grzbiet, prawie całkiem poziomy, rozciągał się przed niemi. Ale razem widzieli ciągnącą się za Uralem, w równoległym kierunku, część wyższego łańcucha gór, zwanego Urenga, który zębatemi stromemi zarysami na lewo od drogi wznosił się nad Uralem i przedstawiał bardzo malowniczy widok.
Także poza Atlianem idzie droga, nieco się podnosząc, wzdłuż płaskiéj poprzecznéj doliny, w któréj płynie do Atlianu mała rzeczka Syrostan, wychodząca z grzbietu gór Uralskich. Po przebyciu kilku wiorst przybyli do wsi Syrostanu, w któréj zmieniono konie, i za nią już Ural zaczyna się powoli wznosić, a w połowie drogi do Złatousta, o 10 wiorst od Syrostanu, dosięga największéj swojéj wysokości, która nie przechodzi jednakże 2000 stóp. Na téj wysokości droga zwraca sięcokolwiek na prawo, i las brzozowy, którym cały Ural jest pokryty, lubo nie wysoki, zakrywa jednakże widok na Urengę; za to otwiera się niemniéj wspaniały widok na północno-zchodnie jéj przedłużenie, grzbiet równie długi, ale wyższy, noszący nazwanie Taganai, i odznaczający się trzema gromadami skał, wznoszących się z jego wierzchołka, z których średnia jest najwyższą. Zachodni stok jest również zwolna pochyły jak wschodni; długa i szeroka wklęsłość ciągnie się wzdłuż niego, po której idzie droga nie podnosząc się już na poprzednią wysokość. Po przebyciu drugiéj wyniosłości, odkrywa się widok na przeciw-leżący rząd gór i ciągnącą się pomiędzy niemi wązką dolinę. Szeroka i głęboka poprzeczna dolina rozdziela oba długie grzbiety górne, Taganai i Urenga; ale daleko głębsza i węższa dolina oddziela w bok drogi wiodącéj przez Ural północną część Urengi, Kossotur, jakby głęboka rozpadlina skalna. Przez nią toczy się Ai, opuszczając nagle swój bieg po podłużnéj dolinie między Urengą i Uralem, i w téj poprzecznej dolinie, poza wielkim hutniczym stawem, zrobionym przez zatamowanie rzeki Ai, u podnóża Kossotura, ciągnąc się po obu stronach drogi, leży Złatoust, w jcdnéj z najbardziéj malowniczych okolic gór Uralskich.
Wschodni stok Uralu składa się z białego ziarnistego wapienia i granitu, który jednakże poczyna się ledwo poza wsią Syrostanem. Sam grzbiet Uralu składa się z błyszczącego łupku; na wschodniéj stronie jest on przerywany pokładami granitu. Na najwyższéj wyniosłości Uralu znajduje się ogromny pokład kwarcu, który miejscami jest czerwono lub żółto kolorowany i z małemi łuszczkami błyszczu zmieszany; często téż będący pięknym awenturynem. Podnosi się 011 obok drogi z błyszczącego łupku, i tworzy urwiste gromady skał: zjawisko, dziwniéj i powabniéj powtarzające się na Taganai.
We wklęsłościach na zachodnim stoku Uralu, równic jak na długiéj dolinie Ai, zuajduje się w pokładzie błyszczącego łupku brunatnożelazny kruszec, zawarty w ziarnistym wapieniu, wydobywany w dwóch kopalniach, Isakowskoj iTesminskoj, obu leżących polewéj stronie niedaleko drogi, i roztapiany w piecach Złatoustskich. Oprócz tych kopalni znajdują się jeszcze daléj ku południowi, jak równie ku północy, wiele innych, w których kruszec żelazny w podobnych całkiem okolicznościach znajduje się.
Podróżni przybyli do Złatousta zaraz po południu, i wysiedli przed domem ówczesnego ober-dyrektora Achter, który ich gościnnie przyjął. Złatoust, liczący w 1849 roku 3, 640 mieszkańców, był dawniej prostą żelazną hutą, w któréj dwa wielkie piece, ’kilka fryszerek i walców znajdowało się; dopićro w nowszych czasach nabył 011 wielkiego rozgłosu przez swą fabrykę główien, założoną przez radcę górniczego Eversmann’a, przy pomocy kowalów Solinger’a i Klingenthaler’a, których z polecenia rządu sprowadził na Ural. Przez tych niemieckich przybyszów małe dawniéj miasteczko przerobione zostało na całkiem
^^^ t
®.
220 —
niemieckie fabryczne miasto, gdzie nasi podróżni wszędzie słyszeli mowę ojczystą i widzieli ojczyste urządzenia i zwyczaje. Każdy majster ma swe oddzielne warsztaty, w których kuje głównie, a tylko szlifowanie, polerowanie i wyzłacanie odbywa się w osobnym budynku. Obowiązany on jest rocznie dostarczać pewną ilość główien, oraz ukształcić kilku rossyjskich uczniów, za co pobiera dość znaczną w Rossyi roczną płacę 2, 500 rubli; oprócz tego ma dom z ogrodem, i otrzymuje w razie choroby darmo lekarską pomoc i lekarstwa, według woli, w domu lub w szpitalu. Niemieccy majstrowie są wszyscy w dobrym bycie, i zdają się być zadowoleni swoim losem; skarżyli się tylko na to, co w istocie inaczéj być nie mogło, że ich dzieci nie będą doznawać tak pomyślnego stanu, gdyż wychowany w Złatouście uczeń pobiera tylko jeden rubel dziennie.
Stal do tych główien wyrabia się w samym Złatouście; jestto surowa stal z tamtejszego surowca, na osobnych ogniskach kuta i późniéj po kilkakroć jeszcze rafinowana. Wygotowane głównie poddawane są ścisłéj próbie, i każda bywa łamaną, w któréj najmniejsza wada się okaże. Przez to traci się wprawdzie 20 procentów, ale za to nabyły one rozgłosu, w jakim teraz zostają.
Ogólna ilość gotowych szabel, dostarczanych dla wojska, wynosi 30, 000 sztuk; wartość jeduéj klingi dochodzi do 6 rubli, gotowéj zaś szabli od 18 do 20 rubli.
Professor Hansteen, który prawie w tymże samym czasie zwiedzał Złatoust, udziela jeszcze następnych szczegółów ( ):
W Złatouście wyrabiają się wszelkie rodzaje ognistéj i zimnéj broni. Kule armatnie, tak większe jak mniejsze, są, po wylaniu ich, tak długo opiłowywane, dopóki wszelki ślad wylania nie zniknie, a przytém probowane w kolistym żelaznym modelu, przez który kula we wszelkich pozycyach przejść musi, nie zostawiając nigdzie próżnego miejsca na grubość włosa. Szable bywają probowane z tąż samą ścisłością następnym sposobem: objętość klingi w przecięciu bywa wypiłowaną w trzech żelaznych blachach, i do największego z tych otworów klinga musi wchodzić jak najszczelniéj przy rękojeści, do drugiego we środku, do trzeciego o kilka cali od końca. Zakrzywienie klingi bywa probowane na wydrążonéj metalowej tarczy; gdy się klinga w to wydrążenie włoży, grzbiet musi przystawać szczelnie do jednego kantu, ostrze zaś do drugiego w całej swéj długości; pochwa bowiem w wojsku używana jest metalową, , i z tąż samą dokładnością bywa wyrabianą: celem więc téj ścisłości jest, żeby każda klinga doskonale przypadała do pochwy. Dla artyllerzystów i saperów wyrabiają się krótsze i grubsze szable, na których grzbiecie wypiłowane są zęby jak w sztychowéj pile; mogą one więc służyć tak do obrony w ręcznym boju, jak do piłowania drzew. Jeżeli się okaże najmniejszy ślad wylania na kuli, albo uderzenia młota na główni, który nie może być spiłowany lub zeszlifowany, bez uszkodzenia choćby na włos przepisanéj formy, bywa ona brakowaną. I tak, jeden z majstrów pokazywał nam kilka zbrakowanych szabel, w których nie mogliśmy odkryć najmniejszéj wady; lecz wprawne jego oko znalazło natychmiast tę lub ową nierówność, która bez wątpienia pod żadnym względem nie mogła wpływać na zmniejszenie ich wartości, ale była przeciwną przepisanym prawidłom, a tych w Rossyi ściśle się trzymają. Taka drobiazgowa ścisłość w każdym innym kraju musiałaby znacznie wpływać na podniesienie ceny broni; ale ponieważ rossyjski włościanin może żyć chlebem, cebulą, wodą, a od czasu do czasu miarką wódki, na dzienną płacę dla niego wystarcza kilka kopiejek. Z tak starannie wyrobionemi kulami w lufie armatniéj potrzeba niewielkiego otworu, a strzał przez to staje się daleko trafniejszym.
Podróżni, nasi zwiedzili pod przewodnictwem ober-dyrektora Achter i dyrektorów Anossowa i Hermann’a, tegoż jeszcze dnia, wszystkie tamtejsze fabryki, również wielkie piece, stalowe kuźnie, fabryczne budowle i magazyny, oraz warsztaty wielu niemieckich majstrów, a następny dzień, 8 września, przeznaczyli na wycieczkę do Taganai.
Taganai tworzy długi grzbiet górny, o 10 wiorst na północ od Złatousta, i ciągnący się ku północy, z pochyleniem nieco ku zachodowi. Ma on ten sam kształt co Urenga, i może być uważany za przedłużenie tego pasma; ale nie zostaje z niém w żadném bezpośredniém zetknięciu, gdyż oddzielony jest od północnego jego krańca, Kossoturu, przez szeroką poprzeczną dolinę i płynącą przez niąTesmę, mającą swe źródło w południowo-zachodniéj stronie Taganai. Ciągnie się on we wspomnionym kierunku z piętnaście wiorst, zniża się późniéj i ustaje, a w tymże samym prawie kierunku podnosi się nowy grzbiet górny, Jurma. Toż samo ma miejsce na południu Urengi, gdyż tam w téj że saméj linii leży Iremel, tak, że Iremel, Urenga, Taganai i Jurma mogą być uważane jako osobne członki jednego łańcucha gór. * Ukazują one téż podobne geognostyczne własności, gdyż składają się wszystkie z błyszczącego łupku. Na wyżynach znajduje się wszędzie, jak na Uralu, ogromny pokład kwarcu, tworzący właściwy grzbiet, wystający ogromnemi skalnemi massami błyszczącego łupku. Widocznie, powiada professor Rose, błyszczący łupek miał dawniéj tęż samą wysokość; ale będąc więcej podległym działaniom atmosfery, zniszczony został u wierzchu i po bokach twardego kwarcu. Jednakże wyższe brzegi téj skalnéj ściany nie idą w prostéj linii, ale na wielu miejscach są zapadłe i przerwane, co wszystkim tym górom nadaje bardzo malowniczą powierzchowność. Najwyższym z tych grzbietów jest Iremel, a po nim Taganai: pierwszy, według pomiaru Hoffmann’a i v. Helmersen’a, ma 4, 500 stóp wysokości; drugi, według Kupffer’a, 3, 340, wówczas, gdy poprzeczna dolina Złatousta ma głębokości 1, 120 stóp. Wysokość, do jakiéj kwarcowe skały na Taganai podnoszą się z błyszczącego łupku, wynosi prawie 450 stóp.
Podróżni wyruszyli bardzo rano na swą wycieczkę do Taganai, ale nieszczęściem pogoda im bardzo nie sprzyjała. Ranek już był posępny i mglisty i nie obiecywał pogodnego dnia, jakkolwiek piękną była pogoda jeszcze dnia poprzedniego. Chciano wprawdzie odłożyć wycieczkę na czas dalszy, ale wszystkie przygotowania do niéj już były poczynione, a przy tém spodziewano się, że się ku południowi rozpogodzi. W miejscu tego, im więcéj zbliżano się do wierzchołka góry, tém więcéj chmury się zgęszczały; następnie zaczęło dżdżyć, i wyjąwszy kilka chwil przerwy, cały dzień deszcz padał. Podróżni więc nie mogli widzićć na górze sąsiednich okolic i uczynić wiele geognostycznych postrzeżeń; przytém stracili nieszczęściem swój ostatni barometr, gdyż Humboldt, który go niósł, wstępując na górę potknął się i upadł, przyczém rurka się rozbiła. Jednakże strata ta była nmiejszéj wagi, niżeli się z początku zdawało. Wprawdzie nie można było naówczas oznaczyć wysokości góry, ale wysokość ta oznaczoną już była przeszłego roku przez professora Kuptfer’a; a co do dalszéj podróży, zdarzyło się bardzo szczęśliwie, że Humboldt tegoż samego jeszcze rana porównał barometr swój z barometrem p. IIoft’mann’a, i przekonał się o jednostajném ich wskazywaniu.
Gdy zaś pan Hoffmann ukończył był swe poszukiwania na południowym Uralu i czekał tylko na przybycie Humboldfa dla powrócenia do Petersburga, ustąpił bardzo chętnie swojego barometru naszym podróżnym, przez co ci byli w stanie, pomimo owéj straty, robić obserwacye w dalszej swojéj podróży.
Podróżni przebyli pierwszą część swéj drogi w wyżéj wsponmionych małych wózkach, zwykle używanych w Syberyi do podróży po górach. Odbyli tym sposobem drogę prawic do połowy wysokości Taganai, gdzie porzucili wózki i odbyli resztę drogi piechotą; ale droga podnosi się tu tak powoli, że prawie aż do podnóża kwarcowéj skały, jeżeli nie powozem, to wygodnie można było jechać konno, co téż kilka osób z towarzystwa uczyniło. Stoki Taganai, równie jak cała długa dolina pomiędzy nim a naprzeciwległym rzędem wzgórzy, noszącym nazwanie małego Taganai, pokryte są gęstym jodłowym lasem, z którego widok na sąsiednie okolice, nawet przy najlepszéj pogodzie, jest bardzo ograniczony i odbywa się tylko z niektórych punktów. Daléj ku wierzchołkowi jodły stają się mniejsze, stoją pojedynczo i mieszają się z brzozami; potem te ostatnie tylko zostają; następnie i one znikają. Droga ta jest bardzo mokrą i pokrytą bryłami skalnemi, tak, że często przychodzi przeskakiwać z jednéj bryły na drugą. Tym sposobem przybywa się wreszcie do właściwego grzbietu, na którym wznosi się kwarcowa ściana. Jest ona w całéj długości swojej w dwóch miejscach zapadłą, tak, że tym sposobem Taganai zdaje się być uwieńczonym trzema gromadami skał, co nadaje mu odrębną powierzchowność. Średnia gromada skał jest najwyższą; po nagromadzonych około niéj bryłach można się na nią wdrapać, co téż professor Kupffer uczynił, i tym sposobem oznaczył jéj wysokość. Niektórzy z towarzystwa także wstąpili na nią, ale mgła była tak gęstą, że z dołu nie można było ich widzićć. Za ścianą skalną, która im służyła za ochronę, czekali podróżni nim deszcz ulewny przejdzie, zjedli tu wzięte z sobą śniadanie, które pomimo doznanych przykrości w najweselszym humorze spożyte zostało, i udali się potém tąż samą drogą napowrót do Złatousta, gdzie przybyli wieczorem o zachodzie słońca całkiem przemokli.
Kwarc skalnéj ściany na grzbiecie Taganai jest téjże saméj natury co na właściwym Uralu. Jest on po większéj części —śnieżnej białości, zmieszany z małą ilością białych listków błyszczu, ale miejscami zafarbowany żelazo-kruszcem w kolorze brunatno-czerwonym lub ochrowożółtym i zawiera w takim razie więcéj mieszaninę błyszczu, przez co tworzą się najpiękniejsze odmiany awenturynu. Z tegoż kwarcu składają się skaliste bryły na błotnistych stokach Taganai.
Na zachód od łańcucha gór Urengi, Taganai i Jurmy ciągną się inne jeszcze łańcuchy, które z głównym po większéj części mają równoległy kierunek, ale równie jak ten mają liczne przerwy, po dłuższym lub krótszym ciągu ustają i potém znowu w niejakiéj odległości w tymże kierunku wznoszą się. Tym sposobem na zachód od południowej części Urengi wznosi się Surgusz, na zachód od niego łańcuch gór wielkiego Uwanu i Suratkulu, daléj jeszcze ku zachodowi Suka, po niéj na
stupuje na zachód od hutniczego zakładu Satkińska, Sylia i północne jéj przedłużenie, Czułkowa. Sylia, przez którą, idzie wielka droga z Ufy do Złatousta, ma, według Kupffera, wysokości 1652 stóp; na zachodniéj jéj stronie przy wsi Satkinskaja prystań, gdzie produkty tego hutniczego zakładu są ładowane na statki i spławiane do Petersburga i innych części Rossyjskiego państwa, płynie Ai pomiędzy skalistemi i stromemi brzegami’, ale już pod wsią Ailina, oddaloną o 10 wiorst ztamtąd, góry te przechodzą w równinę, która się ciągnie ztąd bez przerwy aż do Wołgi.
Naprzeciw północnego krańca Urengi i Taganai ku zachodowi, leżą bogate w minerały grzbiety Szyszymski i Nazimski. Nie należą one do jednego i tegoż samego łańcucha, gdyż Nazimski leży bliżéj Taganai, niżeli Szyszymski Urengi, i tworzy również przedłużenie Nurguszu, wówczas gdy Szyszymski może się uważać za przedłużenie Uwanu i Suratkula. Po Szyszymskim następuje łańcuch gór Lipowaja, a późniéj Miasu, który naprzeciw Jurmy podnosi się znowu do znacznéj wysokości, gdy tymczasem leżące między nićmi przedłużenia Nazimskiego i Lipowego zniżają się do niewielkich tylko wzgórzy. Poza Miasem płynie Arsza do Ai, i za nią też góry przechodzą powoli w stepy.
Te łańcuchy gór, zwykle ggstym lasem pokryte i tylko na wierzchołkach nagie, zamykają w sobie najczęściéj, szczególnie w zachodniéj części, szerokie podłużne doliny, będące zazwyczaj gęste zarosłemi łąkami, którym nadają tu także nazwanie stepów, jak Czuwaszski step pomiędzy górami Lipową i Nazimską; Chutorowski step nad Ai, na zachód od Czułkowa i t. d. Są one prawie wszystkie skrapiane rzekami, wpadaj ącemi do Ai, głównéj rzeki tych okolic, która robiąc liczne załamania, płynie po wielkiéj poprzecznéj rozpadlinie Złatousta aż za Kussinsk; tu zaś przyjmuje nagle równoległy poprzedniemu, ale całkiem przeciwny kierunek. Południowe więc jéj przytoki mają w ogólności północno-wschodni, północne zaś południowo-zachodni kierunek; do pierwszych należą szczególnie Bagrusz, Kuwasz i Satka, do drugich Tesina, Kussa i Arsza; ale większa część tych rzek zmienia miejscami swój kierunek, płynąc przez poprzeczne w sąsiednie podłużne doliny i przedłużając daléj swój bieg w tymże samym kierunku.
Co się tycze geognostycznych własności tych gór, należą one częścią do łupkowych pierwotnych gór, częścią do przechodnich, co ma miejsce na wschodniej stronie gór Ilmeńskich, ale częściéj jeszcze daje się widzićć na zachodniéj stronie Uralu. Do pierwszych należy wielki Uwan, Suratkul, Suka, Szyszymska i Nazimska, do drugich reszta gór.
Łupkowe pierwotne góry składają się, jak pod Złatoustem, po większéj części z błyszczącego łupku, zawierającego w sobie podrzędne pokłady kwarcu, oraz hornblendowego, chlorytowego i talkowego łupku i ziarnistego wapienia. Pokłady kwarcu podobnym sposobem są uformowane jak na Taganai i innycb grzbietach głównego łańcucha, tworząc skały na samych wierzchołkach.
Pokłady chlorytowego i hornblendowego łupku najczęściéj się zdarzają; talkowego łupku znajduje się tylko jeden pokład na Szyszymskiój, zawierający w sobie wiele rzadkich a po części nowych minerałów, jak np. odkryty w roku 1833 przez Barbot de Marni chlorospinel. Znajduje się on tylko krystalizowany; kryształki jego mają zwykle jednę, dwie, a bardzo rzadko trzy linie wielkości; znajdują się najczęściéj wewnątrz łupku talkowego, a niekiedy i w małych wydrążeniach na jego powierzchni. Minerał ten, mający twardość topazu, jest trawiasto-zielony, na kantach przezroczysty, szklisto-błyszczący, z paskami żółtawobiałemi.
Bogatszy jeszcze, niż pokład talkowego łupku na Szyszymskiéj, jest pokład chlorytowego łupku na Nazimskiéj, w zachodniéj stronie Taganai, 15 wiorst od Złatousta, odkryty już w roku 1811, ale przez późniejsze rozkopywania coraz więcéj odsłaniany. Z powodu wielu minerałów w nim znajdujących się, nadano mu oddzielne nazwanie Achmatowska od nazwiska zarządcy Kussinskiego hutniczego zakładu.
Pokłady hornblendowego, chlorytowego i talkowego łupku zawierają w sobie tu i owdzie kruszec miedziany, który téż w wielu kopalniach, jak Nadeżdynskoj, Jegrafowskoj, Szlegowskoj i t. d., bywa wykopywany i roztapiany w hutach: Złatoustskiéj, Satkinskiéj i Kussinskiéj, kiedy te huty były jeszcze własnością prywatnych. Ale ponieważ kruszec tam nie jest obfitym, wszystkię te kopalnie, po przejściu ich w wiedzę rządu, zostały zaniechane.
Przechodnie góry, pojawiające się w zachodnim łańcuchu, składają się z piaskowca, gliniastego łupku i wapienia. Pierwszy z nich jest najobfitszy; z niego składają się po większéj części grzbiety górne Sylii i Czułkowa pomiędzy Satką i Ai; daléj Lipowaja i Selitur nadKowaszą^ rzędy gór nad Israndą, zachodnie stoki wielkiego Miasu i pomiędzy tą górą a Arszą położone grzbiety górne Makali i Maskarali. Jest 011 najczęściéj drobno-ziarnisty i kwarcowaty, tak, że może być użyty do kamiennych postumentów; jakoż w wielu miejscach, np. nad Sylią i w innych, bywa w tym celu dobywany; niekiedy ukazuje się brunatny, grubo-ziarnisty, podobny do szaréj waki, a miejscami jako gruby konglo-
Podróże Humboldta. Od. U, 1.1. 29
merat z odłamami kwarcu, błyszczącego łupku, feldszpatu i t. d., jak np. w Taratarskicb górach nad Israndą.
Gliniasty łupek jest mniéj pospolity i znajduje się w większéj ilości na południe opisanych okolic, pomiędzy Suką i Sylią, oraz daléj jeszcze ku wschodowi pomiędzy Suką i Suratkulem. Daléj składają się z niego Zmiejnaja i sąsiednie grzbiety górne, równie jak niższe góry i pagórki nad Juwaszulią i Israndą. Jest on rozmaitego, zielono-szarego, żółtawo-brunatnego i czarnego koloru, które niekiedy kolejno następują po sobie w pokładzie. Pod Kussinskiem i w okolicy pomiędzy Satkinskiem i Satkinską przystanią zawiera on w sobie węgiel i ziemię, tak, że w ogniu pali się i czerni ręce, a pomiędzy Zmiejnaja i małą rzeczką Kissieganką, również jak w skałach nad Satką jest tak cienkołupkowy, że podobnym jest zupełnie do dachowego łupku.
Wapień jest także w większéj obfitości na południu pomiędzy Szyszymskaja i Sylią pod Satkinską przystanią, gdzie nad brzegiem Ai tworzy wiele wystających skał, które żeglugę na Ai w zakrętach bardzo utrudniają, i nakoniec na zachód od Kussinska, pomiędzy rzekami Ai, Arszą i Kussą. Jest on światło lub ciemno-szarawy, niekiedy téż czerwono-brunaty; rozmaite-warstwy są téż odmiennéj farby, jak w skałach nad Ai, co z boku bardzo wyraźnie daje się dostrzegać; niekiedy przerzynają go białe wapienno-szpatowe żyły.
W przechodnich téż górach znajduje się tak żelazny, jak i miedziany kruszec. Ze znacznéj liczby kopalni, w których dawniéj odbywały się roboty, dzisiaj wiele jest wyczerpanych i zaniechanych.
Dziewiątego września przebawili podróżni jeszcze w Złatouście i zajmowali się szczególnie obejrzeniem pięknych zbiorów panów Anossowa i IIermann’a, które zawierały w sobie mianowicie minerały sąsiednich okolic.
Pan Hermann, który znaczne zapasy ich posiadał, udzielił ich hojnie podróżnym, jak również obowiązani byli panu Anossow za udzielenie wielu wiadomości o geognostycznéj własności tych okolic. Uwiadomił on ich o znajdujących się tu minerałach, których sami na miejscu widzićć nie mogli, oraz udzielił Humboldfowi mappy hutniczego okręgu Złatousta, na któréj oznaczone były znajdujące się tam gatunki ciał kopalnych.
Dziesiątego września opuścili podróżni Złatoust i udali się napowrót przez Kysztymsk do Miaska. Droga idzie aż do wsi Syrostanu po gościńcu do Miaska prowadzącym, potém zwraca się w podłużną dolinę Miasu i prowadzi przez gęsty jodłowy las, w którym nie widać ka-
miennego pokładu. Zaledwo pod wsią. Turgojakskaja okolica staje się otwartszą; wieś ta leży na wschodniéj stronie znacznego jeziora tegoż nazwania, na 7 wiorst długiego z N. ku S. i 5 wiorst szerokiego, oraz mającego ujście do Miasu, przepływającego koło wsi. Na południowowschoduiéj stronie jeziora były dawniéj kopalnie miedzi, ale te późniéj, jak wiele innych w téj okolicy, zostały zaniedbane.
Za wsią Turgojakskaja droga prowadzi prawym brzegiem Miasu, wzdłuż gór Ilmeńskich, także przez ciągnący się prawie bez przerwy jodłowy las; miejscami tylko po lewém ręku odkrywa się widok na Ural, ale ten znacznie się tu zniża i nad nim wznosi się bez porównania wyżéj zachodni łańcuch Jurmy. Od wielkiego dżdżu dni poprzednich ziemia była bardzo rozmiękła i drogą znacznie się pogorszyła, tak, że musiano bardzo powoli jechać. Kilka wiorst za wsią Muhambetjewa przeprawiono się przez Mias i o godzinie czwartéj po południu przyjechano do płókalni złota Miaskaja i Sojmonowsk, należących już do hutniczego, zakładu Kysztymska, 40 wiorst ku SW. od niego oddalonych. Są one razem z płókalniami Anninskoj, 29 wiorst ku SW. i Ekateryninskoj, 12 wiorst ku W. od Kysztymska, najznaczniejszemi w tym okręgu.
Pan Tytus Zotow, synowiec pana Grzegorza Zotowa i ówczesny zarządca Kysztymskich zakładów, wyjechał na spotkanie podróżnych aż do Miaskaja i oprowadzał ich po płókalniach, ale niepodobna im było wiele postrzeżeń uczynić, gdyż ciągle deszcz padał, od czego równie jak od dżdżu dni poprzednich utworzyło się niezgruntowane błoto w płókalniach. Płókalnie Miaskaja i Sojmonowsk leżą tuż obok siebie nad Sakielgą, małą rzeczką, wpadającą do Miasu, tam, gdzie ona bierze wschodni kierunek. Podróżni przenocowali w domu, gdzie znajduje się kantora obu płókalni, jedynéj porządniejszéj budowli w zakładzie.
Tuż w blizkości Sojmonowska odkryto kruszec miedziany, którego dobyto już znaczną ilość, ale wtedy jeszcze nie roztopiono. Podróżni po zwiedzeniu następnego rana rozkopanego dla dobywania kruszcu szybu, pomimo ciągłego dżdżu ruszyli w dalszą podróż do Kysztymska. W czasie tegoż dżdżu obejrzeli plókalnię Anninskoj, mimo któréj droga prowadziła, ale tam także nie mogli wiele widzićć dla złéj pogody. Płókalnia ta leży w dolinie Czeremszanki, która również jest przytokiem Miasu.
Po południu przybyli clo Kysztymska, gdzie w pięknym domu pana Zotowa znaleźli wygodne i obszerne dla siebie mieszkanie, i gdzie mogli osuszyć się, ogrzać i odpocząć po niewygodach podróży. Dom ten leży tuż nad znaczuém dość jeziorem, za którém wznosi się brzeg okryty lasem. Na tém jeziorze znajdują, się naturalne, wielkiemi drzewami porosłe, pływające wyspy. Kiedy professor Ehrenberg następnego dnia pozostał w domu, będąc zajętym rozpatrywaniem i porządkowaniem roślin, widział podobną wyspę pędzoną od wiatru w poprzek całego jeziora. Na najwyższym punkcie przeciwległych wyżyn wzniesiono małą świątynię, od któréj idzie droga do samego jeziora, co tworzy bardzo piękny widok patrzącemu z mieszkalnego domu. Z domem tym łączą się budowle należące do huty i bardzo wiele małych domków, przeznaczonych szczególnie na mieszkanie robotników. Rolnictwem bynajmniéj się tu nie zajmują, a wiele znajdujących się w okolicy jezior i błot, równie jak gęsty las otaczający ten hutniczy zakład, przez który podróżni całe dwa dni jechali, czynią klimat tej okolicy zimnym i wilgotnym.
Piękność jednakże położenia wpływała na rozweselenie podróżnych; po wybornym obiedzie, który już gotowym znaleźli, przepędzili wieczór na przyjemnéj rozmowie, a do poprawienia ich humoru przyczynił się jeszcze znakomity podarunek, który Humboldt otrzymał od gościnnego swego gospodarza. Byłto ogromny topaz-kryształ z topazowych łomni Mursinskich; był on przezroczysty, błękitnawego koloru; obok wysokości jednego cala miał niezwykłą szerokość: 3 cale w jednym kierunku i 2 cąle w drugim. Kryształ ten jest teraz ozdobą królewskiego mineralogicznego gabinetu w Berlinie.
W pobliżu Kysztymska leży płókalnia złota Barsowska, głośna znajdywaniem się w niéj błękitnego korundu, odkrytego przez radcę stanu Fuchs’a w Kazaniu. Ważną było rzeczą poznać okoliczności miejscowe, w których znajduje się tam korund; ale ponieważ dla uzupełnienia magnetycznych postrzeżeń nieodbicie potrzebném było oznaczyć w Kysztymsku, jako w najbardziéj posunionym na północ punkcie wycieczki, pochylenie igły magnesowéj, a przytém spóźniona pora roku nie dozwalała, wedle planu dalszéj podróży, zabawić dłużéj nad dzień jeden w Kysztymsku; przeto Humboldt wolał następny dzień, 11 września, poświęcić na obserwacyę igły magnesowéj i na obejrzenie zakładu hutniczego, gdy tymczasem professor Rose przedsięwziął wycieczkę do Barsowskiej, razem z p. Hoffman’em, który ofiarował się mu towarzyszyć.
Płókalnia Barsowska oddaloną jest od Kysztymska na 12 wiorst w północnym kierunku, a od hutniczego zakładu Kaslinska, do którego okręgu ona należy, na 15 wiorst w południowymkierunku. Otoczona w koło gęstym jodłowym lasem, przez który téż droga prowadzi, leży Ona na płaskiéj dolinie Barsowki, małéj rzeczki, wpadającéj do jeziora Bukagan. Błękitny korund, którym to miejsce się odznacza, znajduje się wewnątrz białego minerału, który w większych lub mniejszych bryłach napotyka się w górnych pokładach. Temu nowemu i osobnemu minerałowi nadał professor Rose nazwanie barsowitu. Znajdujący się w nim korund jest zawsze krystalizowany. Kryształki jego są bardzo rozmaitej wielkości, największe jakie professor Rose widział, były na Półtora cala długie i dwie do trzech linii w podstawie grube. Są one niekiedy bardzo pięknego ciemnego, szafirowo-błękitnego koloru, niekiedy zaś jasno-błękitne lub całkiem bezbarwne; większe kryształki są niekiedy wewnątrz błękitne a zewnątrz białe, ale zawsze są tylko na kantach słabo przezroczyste, i dlatego, chociażby ciemnéj barwy, nie są sposobne do obrabiania na drogie kamienie.
Zła pogoda zmusiła do rychłego powrotu. Professor Rose około Południa powrócił do Kysztymska, gdzie wkrótce téż całe towarzystwo Przygotowało się do powrotu do Miaska. Nie bez smutku rozłączyli się Podróżni z zaprzyjaźnionemi przez dłuższy z nimi pobyt pp. SzwecoWem i Schmidfem, którzy także mieli ztąd wyruszyć napowrót do Niżnie-Tagilska i Bisserska.
Ponieważ droga stawała się coraz gorszą, podróżni zaledwo przybyli o ll’/a do Sojmonowska, aż dokąd im towarzyszył uprzejmy ich gospodarz. Jego troskliwości téż winni byli, że nazajutrz rano mogli bez przeszkody przedłużać swą podróż do Miaska, gdyż ten przez nadesłanych ludzi w nocy przygotował prom na Miasie, tak, że podróżni rano mogli się przeprawić przez rzekę; z powodu bowiem ulewnych dżdżów, rzeka ta była tak wezbrała, że niepodobna było przez nią, jak pierwej, wbród przejechać. Tym sposobem przybyli podczas ciągłego, choć nie bardzo ulewnego dżdżu, o godzinie 5 po południu do Miaska.
ROZDZIAŁ TX.
Wyjazd z Mlaska. — Góra Auszkui 1 jój okolice — Kopalnie miedzi Poliakowska I Klriabinska — Wlerchnie-Uralsk. Droga wzdiuż rzeki Uralu. — Łomme jaspisu w Orsku. — Przerwa Urau. — Orenburg. — Zabrane znajomości: — Tak nazwane aerolity Sterlltamaku. — Kopalnia soli Ilecka. — Zabawy Kirgizów.
Upłynęło kilka dni nim zebrane w rozmaitych wycieczkach z Miaska przedmioty zostały uporządkowane i spakowane, które ztąd, jak pierwéj z Ekaterynburga i Wężowśj góry, przesłane zostały do Petersburga. Odjazd do Orenburga przeznaczony został na 16 września i podróżni powzięli zamiar udać się do oddalonéj na 51 wiorst od Miaska kopalni miedzi Poliakowska, nie wielkim Orenburgskim gościńcem; ale z powodu wielu rzadkich ciał kopalnych, znajdujących-się na górze Auszkul i w jéj pobliżu, które już wMiasku widziano, więcéj zajmującą razem krótszą drogą mimo téj góry. Tymczasem 15 wieczorem przyszła wiadomość, że skutkiem spadłego poprzednich dni dżdżu, Mias i wiele innych małych rzeczek, które musianoby przebywać po téj drodze, tak wezbrały, że niepodobna było przebyć ich wbród. Podróżni więc zmuszeni byli, ażeby widzieć Auszkul, udać się najprzód wielkim gościńcem do Poliakowska, idącym ciągle prawym brzegiem Miasu, późniéj ztamtąd zrobić osobną wycieczkę do leżącego o 7 wiorst ztamtąd na północ Auszkula. Ale znowu wykonać to w dniu jednym było niepodobieństwem; przeto Humboldt zrzekł się zupełnie zamiaru zwiedzenia Auszkula i pozostawił to do wykonania jednemu professorowi Rose. Ale ponieważ zaraz następnéj nocy musiano odjeżdżać do Poliakowska, ażeby następnego dnia ztamtąd zrobić wycieczkę do Auszkula, wieczorem zaś powrócić znowu do Poliakowska i połączyć się tam z resztą przybyłego tymczasem towarzystwa; przeto professor Rose starał się jak najprędzéj ukończyć inne swe zajęcia i odjechał o godzinie 2 w nocy osobnym małym powozem z p. Hoffmann’em, który także do téj wycieczki najochotniéj służył za towarzysza. O godzinie 9 przybyli obaj do Poliakowska. Deszcz padał przez całą noc, ranek był dżdżysty i zimny i nie obiecywał pogodnego dnia; pomimo to jednakże po krótkiém tam przebawieniu, potrzebném na przemianę koni, ruszyli w dalszą drogę do Auszkula.
Auszkul jest górą kształtu ostrosłupowego, leżącą w północno-zachodniéj stronie jeziora tegoż nazwania, długiego na dwie wiorsty a szerokiego na l’/j. Jest ona najwyższą w podłużnéj dolinie pomiędzy właściwym Uralem a Umeńskiemi górami, i dosięga według barometry czny ch wymiarów Kupffer’a wysokości 1864 stóp nad powierzchnią morza, 774 stóp nad dawniejszą miedzianą hutą Poliakowskiem, która według Kupffer’a jest równej wysokości z Złatoustem. Okolica w około niéj jest wzgórkowatą, pokrytą okrągławemi pagórkami. Tylko w większém nieco oddaleniu ciągną się ku W. i O. dwa rzędy wyższych gór, noszących nazwanie Naralińskich i Kumaczyńskich. Okolica Auszkula jest tymczasem najwyższą we wschodniéj podłużnéj dolinie Uralu, gdyż stanowi rozdział wód dla znajdujących się na niéj rzek; na północo-zachód bowiem i północo-wschód od Auszkula leżą źródła Miasu, który w téj podłużnéj dolinie przyjmuje północny kierunek, na południe zaś 1 Południo-zachód są źródła Uwelki, Ui i Uralu, które w téj coraz szerSz^j ku południowi dolinie płyną na południo-wscbód lub południe. Pod°bneż zjawisko daje się postrzegać w zachodniéj podłużnéj dolinie, Sdzie prawie w téj że saméj szerokości w Auszkul znajdują się źródła A-i i Biełaja, z których pierwsza ma północny kierunek jak Mias, druga zaś południowy jak rzeka Ural, tak, że i tutaj, jak professor Rose uwa-
linia wyniosłości zdaje się iść w północno-wschodnim kierunku w poprzek łańcucha Uralu.
Okolica źródeł Miasu, równie jak doliny jego wyższych przytoków, obfitują, w złoto. Tu leżą wyżéj już wspomniane płókalnie złota: Anninsfroj, Swiato-Łeontjewskoj i Kniazie-Konstantynowskoj. Pierwsza jest tylko na kilka wiorst ku wschodowi oddaloną od jeziora Auszkul, tak, że piasek sprowadzanym bywa do tego jeziora dla płókania, gdyż na miejscu braknie wody. W tym celu podnoszą pompami wodę z jeziora 1 prowadzą ją w pochyło leżące koryta i inne płókalnie. Podróżni zatrzymali się przy płókalni Anninskoj, gdzie wtedy nie odbywały się roboty i udali się ztamtąd wschodnią stroną jeziora do góry Auszkul.
Auszkul wznosi się ze wszystkich stron bardzo stromo i dlatego trudno nań wstąpić. Pokryty on jest, równie jak brzeg jeziora cienkim brzozowym lasem, i zarosły wysoką trawą, która miejscami tak była wysoką, że wznosiła się po nad głowami podróżnych, i professor Rose nie mógł widzieć p. Hennann’a tuż obok niego idącego. Przytém zaczął był deszcz padać, i trawa, wilgotna już dżdżem dni poprzednich, przemoczyła zupełnie odzienie wędrowców. Z wierzchołka góry nie odkrywał się wprawdzie, z powodu dżdżystéj pory, obszerny widok, ale był on w swoim rodzaju niepospolity. U stóp góry widać było jezioro, za niém płókalnie, a w około wzgórzyste róWniny, gdzieniegdzie pokryte lasem brzozowym; pomiędzy pagórkami zaś świeciły się wszędzie źródła poczynających się w tej okolicy rzek. Z dalszych wyższych gór dawały się postrzegać tylko ciągnące się ku zachodowi Naralinskie góry; daléj leżący Ural, chociaż może być ztąd widziany, jak równie wschodnie Kumaczyńskie góry, zakryte były chmurami.
Deszcz wkrótce zmusił naszych wędrowców opuścić górę i udać się najbliższą drogą do płókalni.
Wieś Baszkirska, leżąca w blizkości Auszkula i nosząca toż samo nazwanie, była wtedy opuszczoną przez mieszkańców, gdyż Baszkiry zwykli latem prowadzić życie koczujące i tylko zimą mieszkają we wsiach. Napróżno professor Rose czekał w kantorze płókalni jeszcze czas jakiś, w nadziei, że się rozpogodzi i że będzie mógł przedłużać swe_ geognostyczne poszukiwania; ale deszcz nie ustawał i musiano zabrać się do powrotu. Kiedy Rose i Hoffmann wieczorem powrócili do Poliakowska, znaleźli już tam Humboldtfa i resztę towarzystwa. Zamiar także zwiedzenia kopalni miedzi z powodu dżdżu musiał być zaniechanym; podróżni przeto pożegnali pp. Anossowa i Hermann’a, którzy aż dotąd towarzyszyli Humboldfowi, i ruszyli natychmiast w drogę, prowadzącą prosto przez Orsk do Orenburga.
W nocy przebyli wyniosłość rozdzielającą Ui, blizko której leży Poliakowsk, od rzeki Uralu i zmienili rano, 17 września, konie w Ryssajewa, wsi zamieszkauéj przez Teptiarow, oddzielnego plemienia Baszkirów, leżącéj już na dolinie Uralu, po któréj odtąd szła droga. Dolina ta jest tu już dość szeroką i wygląda jak step, pokryty nizkiemi lesisteini wzgórzami; ale staje się coraz podobniejszą do stepu, pomykając się ku południowi.. Rzeka Ural aż do Orska ma prawie całkiem południowy kierunek, wychodzi więc wkrótce z gór Uralskich, które z początku szczególnie idą ciągle w południowo-zachodnim kierunku, wschodni zaś łańcuch gór Ilinenskich już od Miaska przyjmuje południowy kierunek. Tym sposobem rozszerza się dolina aż do szerokości dwóch stopni geograficznych, i otaczające ją góry znikają wkrótce z oczu. Lecz przyczynia się do tego nietylko ich większa odległość od Uralu, ale także odmienny ich charakter. Łańcuch Ilmeński znacznie się już zniża przechodząc po za Stepnaja przez Ui i ciągle się zniżając przechodzi w stepy Kirgizkie; również właściwy Ural traci rychło wiele na swéj wysokości, zyskując w podobnéj mierze powoli na szerokości, tak, że wreszcie wygląda on nie tyle na łańcuch gór, jak na płaską górną wyżynę. Ze zmianą kształtów zmieniają się także ich nazwiska, gdyż przedłużenie gór Ilmeńskich w stepie Kirgizkim nosi z początku nazwanie Dżambu Karagajan od 51 stopnia szerokości, pomiędzy rzekami Or i Tobołem nazwanie Kara Edyr Tau, i nakoniec otrzymuje nazwisko gór Mugodżarskich; przedłużenie zaś gór Uralskich, na szerokości od Werch-Uralska do Orska, przez mieszkających tam Baszkirów zwane bywa Kyrkty a daléj Irendyk.
Ledwo o 2 po południu przybyli podróżni do powiatowego miasta Werch-Uralska. Obfity deszcz dni poprzednich, który téż padał całą noc i przedpołudnie, zepsuł był bardzo drogi, tak, że podróż musiała się odbywać bardzo powoli; poszukiwań zaś żadnych, nawet nad pokładami kamiennemi blizko drogi, niepodobna było czynić. W Werch-Uralsku przybyli podróżni na Orenburgską linię, która ztąd wzdłuż Uralu ciągnie się aż do morza Kaspijskiego i po któréj téż szła ich droga. Znaleźli oni na téj Unii też same urządzenia, które spotkali byli na poprzednio przez nich zwiedzanych liniach, których Orenburgską była tylko przedłużeniem. Ta także linia składa się z większych i mniejszych obronnych miejsc, noszących nazwanie forpocztów, redut i fortec, z których na wyższym Uralu wszystkie aż do Werch-Uralska i Orska leżą na prawym brzegu téj rzeki. Tak nazwane fortece pozakładane są miejscami pomiędzy mniejszemi twierdzami, i do tych należą na wyższym Uralu, począwszy od Werch-Uralska, Maguitnaja, Kisylskaja, Urtasimskaja, Tanalickaja i Orskaja.
Pierwsza z tych fortec otrzymała swe nazwisko od znajdującéj się w pobliżu Magnesowej góry, Ulu Utasse Tau, któréj nieszczęściem podróżni nie mogli sami zwiedzić, gdyż w nocy przejeżdżali przez Maguitnaja. Góra Magnesowa leży 7 do 8 wiorst na północo-wschód od-twierdzy po za rzeką Uralem, śród małego łańcucha gór. Wysokość jéj wynosi 270 sążni nad Orenburgiem. Kruszec dający od 75 do 80 procentów surowca, topionym jest w hucie Biełorecku, leżącéj po za Uralem nad Biełają, na wyższéj cokolwiek szerokości jak Magnitnaja i rocznie produkuje 150, 000 pudów surowca. Cały potrzebny do tego zapas kruszcu, bywa latem przez trzy do 4 tygodni dobywany przez 150 górników.
Przed południem 18 września przybyli do fortecy Kisylskaja. Cztery do pięciu wiorst na północo-wschód od niéj w stepach Kirgizkich napotyka się wiele małych granitowych wzgórzy, porosłych jodłami i wznoszących się jak wyspy na bezleśnych stepach. Rano następnego dnia przejeżdżano mimo reduty Tereklinskoj. Wielki niedostatek drzewa budowlanego dawał się tu widzieć wyraźnie z nędznych nizkich domów Kozaków, składających się tylko z jednego piętra i prawie wszędzie bez dachów. O godzinie piątéj po południu byli podróżni w Orsku, głównéj fortecy linii wyższego Uralu. W roku 1850 liczyła ta forteca 2183 mieszkańców. Leży ona na lewym brzegu Uralu, ale już na południowéj jego stronie, gdyż nie daleko ztamtąd przyjął on zachodni kierunek. W załamaniu, które rzeka ta czyni tutaj, łączy się z nią od wschodu płynący Or; w jakowym kierunku Ural po połączeniu się z nim, przedłuża swój bieg, a w ostrym kącie, utworzonym przez prawy brzeg Oru i lewy Uralu, założoną jest forteca. Zdaleka już daje się ona widzieć, gdyż kościół twierdzy na Preobrażeńskiéj górze, ze wszystkich stron mającéj pochyły spadek, góruje nad okoliczną równiną.
Podróże Humboldta. Od.II, t. X. 30 Okolice Orska słynne są jaspisem, który wprawdzie znajduje się na całym południowym Uralu, zacząwszy od Poliakowskoj, ale nigdzie w tak wielkiéj ilości i w tak wielkich massach jak w pobliżu Orska. Dobywa się on tu w bryłach znacznej wielkości, i dlatego na wielu miejscach otworzone są łomnie dla Ekaterynburskiéj szlifierni. Ażeby bliżéj poznać położenie pokładów tego jaspisu, podróżni zatrzymali się czas jakiś w Orsku i zwiedzili jedną złomni, oddaloną o 7 wiorst na północ od fortecy. Znajdujący się tu jaspis jest szarawo-zielonego koloru bez pręgów i plam, i tworzy bardzo znaczny pokład. Pomiędzy łomniami jaspisu w okolicy Orska są najważniejsze leżące nad Orem, o 7 do 8 wiorst na wschód od Orska; nie mogła ona być zwiedzoną przez naszych podróżnych, gdyż noc już była nadchodziła. W innych miejscach ukazuje się rozmaitego koloru, ale najczęściéj trafiają się zielone jego odmiany, chociaż nie są one zawsze równéj piękności, i zielony kolor przechodzi często w zupełnie szary; przytem znajdują się jeszcze brunatno-czerwone odmiany, również pstro kolorowane, a pomiędzy temi piękny wstęgowy jaspis, o którym już wyżej wspomniano i w którym brunatno-czerwone i jasno-zielone warstwy kolejno po sobie następują. Niekiedy jaspis ten jest przerznięty żyłami białego kwarcu albo mieszaniną kwarcu i pistacytu; także zawiera on w sobie często pewną ilość żelazokruszcu w małych kryształkach.
Irendyk, który w swéj południowéj rozciągłości przemienia się na zupełną wyżynę górną, zwraca się tu znowu więcéj ku wschodowi i zbliża się tym sposobem do rzeki Uralu, która ze swéj strony także, powyżéj Urtasimska, przyjmuje więcéj zachodni kierunek, tak, że już w odległości 12 wiorst zaczynają się góry, przez które Ural poprzeczną rozpadliną przepływa. Można więc, postępując biegiem Uralu, mieć boczny widok na ogólne pokłady górne Irendyku, i chociaż one badane były przez Hoffmann’a i Helmersen’a, jednakże professor Rosę własnemi oczyma życzył je widzieć. Kiedy więc Humboldt, po wróceniu z łomni jaspisu, udał się natychmiast, jeszcze przed nastaniem nocy, w dalszą drogę do Orenburga, professor Rose pozostał na noc w Orsku, ażeby rano następnego dnia razem z p. Hoffmann’em, który oświadczył swą gotowość towarzyszenia i przewodniczenia téj wyprawie, wyruszyć na obejrzenie przerwy Uralu. Puścili się oni w drogę rano dnia 20 września, wysłali swe powozy wielkim gościńcem, idącym w znacznem oddaleniu od rzeki Uralu, do Chabarnoj, najbliższéj, 26 wiorst od Orska oddalonéj stacyi, a sami pojechali konno, eskortowani przez kilku kozaków, dla obrony w razie napaści Kirgizów, dróżką prowadzącą wzdłuż prawego brzegu rzeki.
Podobną eskortę miał poprzedzającego dnia Humboldt i otrzymuje ją każdy podróżny, odbywający drogę po średniej Uralskiéj linii, gdyż granica od Orska do Orenburga jest najbardziój narażoną na napady. Teraz jeszcze bardzo często Kirgizy mieszkający w stepach na południe i zachód średniej i niższéj Uralskiéj linii i należący do małéj Ordy, przebywają rzekę Ural, robią nieprzyjacielskie napady na posiadłości rossyjskie i zabierają ludzi i bydło. Ludzi przedają mieszkańcom Chiwy, na południu jeziora Aralu, którzy cenią Rossyan jako dobrych robotników i używają ich do robienia licznych kanałów w oazie AmuDeria, a z tego powodu drogo za nich płacą. Sąsiedztwo Chiwy jest przeto jedną z głównych przyczyn niespokojnego stanu granic. Powiadają, że-do 6000 Rossyan zostaje w niewoli w Chiwie ( ), którym, jako oddzielonym stepami od swój ojczyzny, powrót do niój jest prawie niepodobnym. Ażeby o napadzie Kirgizów niezwłocznie mieć wiadomość, pomiędzy redutami i fortecami pobudowane są w pewnych odległościach drewniane budy (tak nazwane majaki, z bierwion wzniesione w górze cokolwiek tępe piramidy, na które zewnątrz prowadzą schody) i na nich umieszczone są straże, które o wszelkich ruchach na stepie dają znać najbliższym twierdzom przez posłańców lub znaki ogniowe. Oprócz kozaków do zajmowania forpocztów na średniéj Uralskiéj linii, obowiązani są jeszcze Baszkiry, którzy zamiast dawniéj płaconéj daniny, powinni dostawić na własny koszt 15, 000 ludzi do pełnienia téj służby. Pomiędzy kozakami, którzy towarzyszyli professorowi Rose, znajdywał się téż młody Polak, nazwiskiem Jan Witkiewicz, który w nowszych czasach pod wielu względami ściągnął na siebie uwagę publiczną. Był on dawniéj uczniem gimnazyum.w Krożach, wgubernii Wileńskiéj (teraz Kowicńskiéj), i mając wieku lat 14 za przestępstwo polityczne, razem z wielu innemi swemi kolegami, jeszcze za panowania Cesarza Aleksandra I, skazany został na wygnanie do Orska i zostawanie tam przez całe życie w służbie kozackiéj. Witkiewicz użył swoich wolnych chwil w Orsku, na wyuczenie się wschodnich języków, szczególnie dyalektu turecko-kirgizkiego, oraz perskiego i arabskiego, do czego miał zręczność w Orsku, i w których nabył wkrótce wielkiéj biegłości. Po wstąpieniu na tron cesarza Mikołaja, gdy nie mógł oczekiwać dla siebie lepszéj przyszłości, miał on podobno zamiar uciec przy pierwszéj zręczności przez stepy Kirgizkie i dostać się tym sposobem do zachodniéj Europy; Humboldt, który w Orsku słyszał o tym młodym Polaku i wzruszony był jego nieszczęśliwym losem, po powrocie do Petersburga wstawił się osobiście do cesarza Mikołaja za nim i dwoma jego kolegami. Wstawienie się to otrzymało pożądany skutek. Witkiewicz umieszczony najprzód został przy komissyi, granicznéj w Orenburgu, późniéj w randze pułkownika wysłany przez Bokcharę do Kabulu, następnie zostawał przy p. Simoniczu wysłanym w poselstwie do Persyi, gdzie miał zręczność widzenia się w Afganistanie ze sławnym podróżnikiem angielskim sir Aleksandrem Burns’em. W następnym czasie, gdy rząd rossyjski nie zatwierdził układów zawartych przez to poselstwo, Witkiewicz odwołany został z Persyi i powrócił przez Tyflis do Petersburga. Wkrótce po swojém tam przybyciu, wiosną 1840 r., ten pełen talentów młodzieniec, zapewne z powodu zawiedzionych nadziei, odebrał sobie życie.
Na drodze, którą professor Rose udał się prawym brzegiem rzeki Uralu, przebywa się osobny łańcuch gór Irendyku, na 3 wiorsty szeroki, oddzielony od następującéj po nim głównéj gromady gór doliną na 10 wiorst szeroką, na których stoku, ale daleko jeszcze od Uralu, leży Chabarnoj. Rzeka w poprzecznéj dolinie tego łańcucha gór zwraca się całkiem na lewo i tym sposobem zostawia po prawéj stronie pomiędzy sobą i górami zwolna zniżającą się pochyłość, wzdłuż któréj postępując można dokładnie zbadać własność górnych pokładów. Tworzą one pojedynczo wystające skały niewielkiej wysokości, oddzielone od siebie małemi, mniéj lub więcéj szerokiemi wąwozami i dolinami. Te są ziemią roślinną i trawą pokryte, wówczas gdy skały obnażone są ze wszelkiéj roślinności. Pokłady górne składają się głównie z gęstego grynsztejnu, krzemienistego łupku i serpentynu.
Po obejrzeniu skał, przebyli obaj podróżni w przekątnym kierunku równinę aż do Chabarnoj, gdzie znaleźli wysłany przodem powóz, i w nim odbywali już dalej drogę wielkim gościńcem. Tuż za Chabarnoj góry znowu się wznoszą, lubo nie do znacznej wysokości (najwyższa góra pomiędzy Chabarnoj i Guberlinskiem ma tylko 850 stóp nad powierzchnią Orenburga), mają one ostrosłupowe i kopułowate kształty i obnażone są ze wszelkiéj roślinności. Składają się zwykle z grynsztejnu, a doliny z serpentynu. Aż do połowy drogi do najbliższej stacyi Guberlinska (26 wiorst od Chabarnoj) jedzie się po wyżynie okrytéj okrągławemi pagórkami; ztąd odkrywa się obszerny widok na okolicę, któréj szczególny widok z niczera innem porównać nie można, jak z falistém morzem, nagle stężałćm: późniéj droga zniża się ciągle aż do Guberlinska. Tu wychodzi z gór mala rzeczka Guberla; góry przy jéj ujściu usuwają się i otaczają półkulistą dolinę, któréj podstawę tworzy rzeka Ural, a po samym środku jéj obwodu leży to małe miasteczko, które z swym kościołem i wieżą bardzo malowniczo wygląda.
Do Ilinska, czwrartéj stacyi od Orska, przybyli ze zmierzchem, i otrzymali tu dla swego bezpieczeństwa trzech Baszkirów, którzy uzbrojeni we włócznie i strzały, w spiczastych czapkach na głowie, towarzyszyli czas jakiś podróżnym, ale wkrótce śród ciemności nocnéj poznikali. W następnéj stacyi nie dano im żadnéj eskorty i tym sposobem zostawali większą część nocy bez ochrony; ale pomimo to nie doznali żadnego nieszczęścia i dostali się szczęśliwie rano 21 września do Krasnojarska, a o 2 po południu do Orenburga.
Krasnojarsk, liczący 6472 mieszkańców (według rewizyi 1850 r.), jest jedném z znaczniejszych obronnych miejsc średniéj Uralskiéj linii. Okolica jest prawie całkiem równą, tylko tu i owdzie widać biały piaskowiec ciągnący sję poziomemi warstwami, który jest panującym pokładem w całéj okolicy i zmieszany miejscami z miedzianym kruszcem (malachitem i miedzianym lazurem^, stanowi znaczny przedmiot górnictwa. Pod Krasnojarskiem także wydobywano go czas jakiś, jak o tém wnosić można z kopców znajdujących się w niejakiéj odległości od drogi. Inne, częścią teraz jeszcze rozrabiane, częścią zarzucone już kopalnie miedzi, znajdują się daléj w dół Uralu, a liczniéj jeszcze nad Sakmarą i jéj przy tokami, Sałinyszem, Jengisem i Kargałą, a nawet wstępach Kirgizkich po lewéj stronie Uralu. Daléj ku Orenburgowi piaskowiec przyjmuje na siebie czerwoną barwę.
W Orenburgu wysiedli podróżni przed domem pułkownika Tymaszewa, gdzie téż Humboldt, który przyjechał był tegoż samego dnia rano, znalazł już był gościnne przyjęcie.
Miasto Orenburg zmieniało kilkakrotnie swe położenie, gdyż było najprzód przy przeprowadzeniu linii Orenburgskiej w roku 1738, założone na miejscu, gdzie teraz Orsk; późniéj gdy to położenie znaleziono nieodpowieduiém tak na główne obronne miejsce, jako téż pod względem handlu, przeniesiono je w roku 1741, daléj w dół Uralu, gdzie teraz Krasnojarsk: wreszcie 1742, obrano dla niego to korzystne położenie, które dzisiaj zajmuje. Zatrzymało ono swe nazwisko od pierwiastkowego położenia nad Orem, pierwszy zaś Orenburg przezwany został Orskiem, a drugi Krasnojarskiem.
Orenburg jest stolicą, gubernii, główną twierdzą linii Orenburgskiej i główném siedliskiem azyatyckiego karawanowego handlu. W roku 1849 liczyło to miasto 7402 mieszkańców. Jest ono znacznéj rozległości i ma wielkie, szerokie, ale nie brukowane ulice z osobno stojącemi domami, pomiędzy któremi wiele znacznych murowanych budowli. Leży na prawym brzegu Uralu, trzy wiorsty wyżéj od ujścia Sakmary, śród wysokiego suchego stepu, przez który Ural płynie w brzegach od 10 do 15 sążni wysokich, na których daje się widzieć czerwony drobno-ziarnisty piaskowiec w poziomych warstwach. Śród stepowéj natury tych okolic tém bardziéj rozwesela oko i zadziwia piękny wielki park na wyspie Uralu, czyli raczéj w obrębie ziemi między starém i nowém łożyskiem jego, na którém znajdują się wysokie drzewa czarnych i srebrzystych topoli, oraz wierzb. Stoi tu także świątynia z kolumnami z białego gęstego wapienia, dobywanego z góry Grebeni, o 20 wiorst, na północ od Orenburga. Z powodu znacznego handlu z Kirgizami, Bokcharczykami i Chiwińcami na południowym brzegu Uralu o dwie wiorsty od miasta, założony wielki azyatycki dom kupiecki. Otoczony on jest wielkim murem w kształcie kwadratu, którego każdy bok ma 100 sążni długości, oraz ma dwie bramy: jedne dla europejskich, drugą dla azyatyckich kupców. Humboldt zwiedził go w towarzystwie dyrektora ceł Suszkowa. Podróżni bawili w Orenburgu dni kilka, i spodziewali się na tém główném siedlisku handlu z wewnętrzną Azyą zabrać wiele szacownych znajomości. „Nieszczęściem, powiada professor Rose, zawiodło nas to oczekiwanie co do pierwszego urzędnika tego kraju, generał-gubernatora v. Essen, który kilką dniami przed naszém przybyciem opuścił Orenburg i udał się był na obejrzenie linii, gdzieśmy go 18 września rano w Syrtynskiéj reducie przez kilka minut widzieli. Gdy nam wszyscy, a szczególnie nasi towarzysze podróży Hofman n i v. Helmersen wysławiali go jako człowieka wielkiego rozumu i serca, który każde naukowe przedsięwzięcie z wielką gorliwością popierał, żałowaliśmy bardzo, że obowiązki jego służby oddaliły go z Orenburga podczas naszéj tam bytności„. Hansteen zaś w swoich wyżéj przytoczonych „Wspomnieniach podróży“ pisze o tém następnie: „Aleksander v. Humboldt kilką tygodniami przed nami zwiedzał tęż sarnę linię od Omska do Orenburga. Od Omska wysłano przodem generała Litwinowa dla uwiadomienia
0 Jego przejeździe i przygotowania noclegów, tak dla niego jak dla towarzyszących mu osób. Z powodu tak znacznéj osoby wysłanéj przodem
1 °kazałego przyjęcia, włościanie wzdłuż linii, którzy wiedzieli, że Cesarzowa jest z domu księżniczką pruską, mniemali, że Humboldt był szwagrem Cesarza. Na krótki czas przed swojém przybyciem do Orenburga napisał on list do generała v. Essen, prosząc go, żeby kilka rzadkich zwierząt ze znajdujących się w okolicach Oreuburga kazał zabić lub złowić, a które on po przybyciu swojém miał przesłać do muzeum zoologicznego w Berlinie. Ponieważ Humboldt ma charakter ręki bardzo nieczytelny, Essen nie mógł jego listu przeczytać, i list ten chodził ttapróżno z rąk do rąk pomiędzy oficerami Oreuburga, aż nakoniec wpadł w ręce jednego porucznika inżynierów, który był tak szczęśliwym, że Potrafił go przeczytać i zdjąć z niego czytelniejsza kopię. Kiedy Essen go przeczytał, oburzył się bardzo na takowe żądanie i odezwał się na%pnemi słowy: „Nie pojmuję, jak król pruski człowiekowi zajmującemu się tak bagatelnemi rzeczami, mógł udzielić tak wysokiego znacze11Ia„ Uznał potém za rzecz konieczną odbyć drogę do Ufy dla obejrzenia linii i tym sposobem spotkał się z llumboldfem na drodze pomięty Ufą a Orenburgiein. Obaj ci panowie wysiedli z swych powozów, przemówili do siebie słów kilka i przedłużali daléj swą drogę, każdy W swoim kierunku. Tym sposobem uniknął roztropnie Essen okazania Przed llumboldfem swojego sposobu myślenia co się tycze nauk i szacunku, jaki miał dla nich“.
Tymczasem za szczęśliwych się poczytali podróżni, że zabrali znajomość z generał-majorem v. Gens, który przez swoją znajomość geografii i politycznego stanu środkowej Azyi, czém zajmował się tak z własnego upodobania jak równie ze swego stanowiska jako prezydent azyatyckiej granicznej komissyi, obudził wielkie zajęcie, szczególnie w llumboldfcie. Zebrał on za pośrednictwem karawan przybywających często do Oreuburga z Bokcbary, Taszkendu, Kokandy i stepów Kirgizkich, wiele wiadomości o tych i sąsiednich im krajach, które tém były szacowniejsze, że przy trudnym bardzo przystępie do tych krajów dla Europejczyków, wiadomości te bezpośrednio albo całkiem nie mogą być otrzymane, albo z największą trudnością. Przy tém zebrał był wielką liczbę dróżników rozmaitych karawan, których udzielił Ilumboldfowi, i tu jak wszędzie, przez długie doświadczenie i porównanie rozmaitych relacyj, nabył wielkiéj biegłości w rozpoznaniu rzeczy mylnie wystawięnych i odróżnienia fałszu od prawdy ( ). Nadto udzielił podróżnym wiele wiadomości względem przedmiotów historyi naturaluéj na stepach Kirgizkich, a niektóre z nich nawet mógł im żywe okazać; gdyż posiadał w swojéj stajni kirgizkiego kozła z długim i delikatnym włosem, pięknego turkomańskiego ogiera i t. p. Ogiery turkomańskie znane są pod imieniem Argamaków i tworzą osobną rasę koni, słynnych swoim szybkim biegiem. Można na nich, pisze Helmersen, przebyć 100 wiorst we 24 godzinach, a nawet we 3 dniach 400 wiorst. Są one w Chiwie szczególnie wysoko cenione, gdzie najlepsze bieguny płacą się po 100 chiwskich dukatów (na 3’, 2rub. sr.); zwyczajne ceny są 30 do 40 dukatów. Ponieważ generał Gens posiadał doskonale język niemiecki, rozmowa z nim była dla naszych podróżnych bardzo przyjemną i nauczającą.
240
Z liczby osób, z któremi często mieli stosunki, wspomina jeszcze professor Rose pp. Suszkowa, Zubkowskiego i Karelina. P. Dyrektor celny Suszkow, mąż równie uczony jak przyjemny w towarzystwie, udzielił Humboldtowi wiele wiadomości o handlu Orenburgskim, i przyłożył się nie mało przez swe gościnne przyjęcie i uprzedzanie wszelkich chęci podróżnych, do uprzyjemnienia im ich pobytu w Orenburgu.
Pan Zubkowski, pułkownik Kozaków liniowych, człowiek waleczny i determinowany, odznaczył się w ciągle trwających utarczkach pomiędzy Kozakami Orenburgskiéj linii a Kirgizami, i dlatego był postrachem Kirgizów. Onto był, który w roku 1825 wybrany został za dowódzcę eskorty rossyjskiéj karawany, udającéj się z Orenburga do Bokchary; wyprawy, która wsławiła się przez swą waleczną obronę przeciwko napaści Chiwińców. Była to pierwsza rossyjska karawana, którą kupcy orenburgscy wysyłali do Bokchary. Generał v. Essen zachęcił ich do tego, ażeby dać większą rozciągłość handlowi z zachodnią częścią wewnętrznéj Azyi, i dał karawanie, jak zdawało się, wystarczającą eskortę 500 Kozaków, zostających pod rozkazami pułkownika Zubkowskiego. Ale w stepie karawana ta była napadniętą przez 10 do 12, 000 Chiwińców. Rossyanie bronili się przez wiele dni z wielką walecznością, zadali, nie ucierpiawszy sami wiele, znaczną klęskę swoim nieprzyjaciołom, ale wreszcie musieli ze stratą wielkiéj części swoich towarów powrócić do Orenburga. Nieszczęściem podróżni nasi nie mogli dostatocznie korzystać z rozmowy z pułkownikiem Zubkowskim, gdyż ta musiała się odbywać z pomocą tłumacza.
Pan Karelin był dawniej kapitanem w wojsku rossyjskiém i mieszkał Wówczas w Orenburgu jako prywatny. (W późniejszych czasach był on znowu w czynnej służbie i założył fortecę Nowo-Aleksandrowsk na północno-wschodniéj stronie morza Kaspijskiego). Jest on wielkim luboWnikiem i znawcą historyi naturalnéj i posiada piękny zbiór przedmiotów jéj się tyczących, tém ważniejszy dla cudzoziemskich badaczów, że Przedmioty te zebrane są szczególnie z okolic Orenburga. Zbiór ten obejmuje w sobie wszystkie trzy królestwa przyrodzenia, ale oddział entomologiczny jest najznaczniejszy. Oprócz tego szczególne zajęcie obudził pan Karelin w naszych podróżnych, z powodu stosunków, w jakich zostawał zDżangirem, Chanem wewnętrznéj ordy, którego był nauczycielem matematyki i z którym był ciągle jeszcze zaprzyjaźniony. Do téj wewnętrznej Kirgizkiéj ordy należą ci Kirgizi, którzy wewnątrz Rossyjskiego państwa, pomiędzy rzekami Uralem i Wołgą, prowadzą życie koczownicze, a przeto są rossyjskimi poddanymi.
Pomiędzy minerałami pana Karelina, znajdowało się także dużo tak nazwanych aerolitów Sterlitamaku, które pan Karelin dawniéj sam przywiózł z Sterlitamaku, i z których wielką część podarował professorowi Rose. Te tak nazwane aerolity Sterlitamaku (które jednak według zdania professora Rose są niezupełnemi kryształami i których chemiczny skład nie wykazuje wcale mcteorycznego początku) mają kształt mniéj lub więcéj spłaszczonych ziarn, których największa średnica wynosi 3 do 4 linij. Wewnątrz kryształy te są włókniste, na powierzchni ciemno-brunatne, małego blasku. Ziarnka te miały spaść z gradem, 24 października 1824 r., ale jak pan Karelin zapewniał, nikt ich nie widział zawartych w kulkach gradu. Znaleziono je na uprawném polu pod wsią Lewaszowską nad Biełają, w pobliżu Sterlitamaku, na przestrzeni około 200 sążni w obwodzie, w dniu bardzo gorącym i po spadłym obfitym gradzie; a że pierwéj nigdy ich na tém miejscu nie widziano, domyślano się, że spadły z gradem, czy osobno, czy téż w nim zawarte.
Przez pana Karelin podróżni nasi zaznajomieni także byli z młodym kozackim podoficerem, panem Karynem, który, prócz swojego wojskowego zawodu, z wielkiém zamiłowaniem zajmował się pod przewodnictwem pana Karelina historyą naturalną, a szczególnie botaniką. Posiadał on piękne herbańum, zawierające w sobie rośliny stepowe, i z którego udzielił professor Ehrenberg, rozpatrującemu go z zajęciem, wiele nowych roślin. Humboldt, który powziął wielki szacunek dla tego Podróie Humboldta. Od. II, 1.1. 31 młodzieńca, wyjednał po powrocie swoim do Petersburga u Cesarza, że kosztem rządu miał pobierać dalsze naukowe wykształcenie, ażeby późniéj mógł odbyć podróż naukową po stepach Kirgizkich, do czego był bardzo sposobnym przez swą znajomość obyczajów i zwyczajów Kirgizów. Jakoż sprowadzono go do Petersburga, gdzie się kształcił w ogrodzie botanicznym pod przewodnictwem professora Fischer. Później wysłany został jako oficer*za granicę i zwiedził przy téj zręczności Berlin.
Co najwięcéj obudzało zajęcia w podróżnych w okolicach Orenburga, to wielkie Ileckie solne żupy w stepach, pomiędzy Uralem a jego przytokiem Ilekiem. Ażeby je obejrzćć, zaraz następnego dnia, pomimo złéj pogody, gdyż cały dzień był zimny i dżdżysty, zrobili do nich wycieczkę, w któréj mieli przyjemność mićć za towarzyszów pana dyrektora celnego Suszkowa, oraz pana wice-prezydenta Porowskiego z Petersburga, który odbywając podróż, przypadkiem znajdował się jednocześnie w Orenburgu.
Żupy Ileckie, czyli jak je w pismach urzędowych nazywają, Ileckaja zaszczyta (Ilecka obrona), leżą 68 wiorst na południe Orenburga. Droga tam prowadzi przez trzy stacye, ale jest bardzo jednostajną i stepy tu już całkiem były suche. O godzinie pierwszéj przybyli podróżni na miejsce. Osada ta składa się z podwójnego rzędu domów, tworzących szeroką ulicę, zamieszkaną przez urzędników i robotników żup, pomiędzy któremi znajduje się wielu wygnańców. Na południowéj stronie osady leży jezioro, mające od wschodu na zachód, w jakowym kierunku ma największą rozciągłość, długości 150 sążni i zwane jest Słodkiém jeziorem (Presnoje Oziero), chociaż woda w niém, lubo nic całkiem słona, jest jednak nieprzyjemnego smaku. Pozasadzano w około niego drzewa, będące jeszcze wówczas bardzo młodemi. Na wschód od jeziora wznoszą się w niejakićin oddaleniu jedna za drugą dwie gipsowe góry, połączone z sobą nizkim grzbietem. Składają się one z biało-ziarnistego, niekiedy czerwonawego i wielko-liściastego gipsu, podzielonego na ogromne ławy. Od zachodu leżąca ma nazwanie Strażniczej góry (Karaulnaja gora), gdyż na niéj jako wyższéj wystawiono strażnicę i małą cytadellę, w której więksi przestępcy, pracujący w żupach, noc przepędzają. Na południowo-zachodnim jéj stoku znajduje się jaskinia mająca zawierać w sobie wieczny lód, który też podróżni nasi tam widzieli. Powietrze w téj jaskini miało temperaturę 5° R., zewnątrz zaś niej 10° Reaum. Na wschodniej górze znajdowała się łomnia kamieni.
Tuż na południe jeziora i gipsowéj góry, w przylegającym do nich stepie, ^ leżą ogromne żupy solne, niczém nie odznaczające się na powierzchni i pokryte mniéj więcéj grubym pokładem żółtawego piasku. JNiewielki strumień słodkiéj wody, zwany Mała Jelszanka, płynie po tym stepie w południowym kierunku, okrążywszy z południowo-wschodniéj strony górę gipsową; drugi znajduje się także na zachodniéj strome góry, pomiędzy nią a osadą, ale ten latem zwykle nie ma wody i tworzy tylko suche łożysko, idące na południu gipsowej góry ku Małéj Jełszance. Ta ostatnia łączy się też daléj z Wielką Jelszanką, a przez Ul!Ł z Ilekiem, oddalonym od Ilecka na pięć wiorst.
Grubość pokrywającego żupy pokładu piasku jest z powodu nierówności falistej powierzchni rozmaitą, i wynosi od kilku stóp do kilku sążni. Jest on obfity w wodę, zbierającą się z wyżéj położonych miejsc ma niżéj leżącą kopalną sól, jakby na gliniastą warstwę, i częścią jest słodką, częścią mniéj lub więcéj słoną. Jak daleko zaś żupy w rozmaitym kierunku się rozciągają, trudno z pewnością wiedzieć; przez proboWanie tylko świdrem przekonano się o nadzwyczaj wielkiéj ich rozciągłości. Zaczynają się one na południu gipsowych gór i przedłużają się w południowym kierunku na 1, 006 sążni; we wschodnio-zachodnim kierunku wynosi znana dotąd ich rozciągłość 767 sążni, a w pionowym kierunku 68 sążni. Według wszelkiego prawdopodobieństwa rozciągają Slę one daleko po za ten obwód, przynaj mniéj próby dotychczas czynione dla zbadania grubości pokładu solnego, znajdowały w głębi ziemi sól kopalną idącą w jednym kierunku. Roboty te, które się zaczęły 18 Września 1821 r. i trwały do 1 kwietnia 1823 r., przerwane zresztą zostały dlatego tylko, że summy potrzebne na ich przedłużanie nie były assygnowane. Dyrektor żup, pan Strukow, udzielił Humboldtowi na jego żądanie wyciągu z dziennika prowadzonego podczas tych robót, równie jak krótkiego opisania i planu kopalni. Na północ od gipsowych gór nie znaleziono żadnych żup, oraz nie wiadomo jaki stosunek zachodzi pomiędzy żupami a temi górami; małe tylko cząstki gipsu znajdowane bywają w żupach, a nawet większa massa, wystająca nad powierzchnię jakby mały pagórek, znajduje się pośród żup, 250 sążni na południe od jeziora.
Co się tycze gatunku soli w tych żupach, jest ona grubo-ziarnistą. Ziarna są w ogóle równéj wielkości, od 2 do 3 linii średnicy, ale znajdowane bywają niekiedy większe, nawet wagi jednego puda.
Większe te ziarna, które zwykle są całkiem przezroczyste, zowią tu sercową solą. i podobnie jak w Wieliczce wyrabiają z niéj rozmaite przedmioty, jakoto: krzyżyki do noszenia na szyi, solniczki, kielichy i t. p. Sól kopalna jest zupełnie białą, niekiedy tylko cokolwiek zielonawą;
błękitno i zielono kolorowanych odmian nie znajduje się tutaj jak w Hallstadt i Wieliczce. Niekiedy trafiają się w niéj małe wydrążenia, zawierające w sobie płyn z bańką powietrzną. Professor Rosę widział podobny kawał soli w zbiorze ober-intendcnta Kowanko w Petersburgu. Oprócz tu i owdzie w małych cząstkach zawartego gipsu, jest ona bardzo czystą; pojedyncze tylko kawałki smolnego drzewa znajdują się téż niekiedy w niej zawarte.
Robotnicy codziennie zstępują do kopalni. Około stu sążni w południowym kierunku od wschodniego brzegu słodkiego jeziora, gdzie żupy najwięcéj wznoszą się nad powierzchnię, i pokryte są najcieńszą warstwą piasku, odkryto kopalnię, mającą 76 sążni długości, 24 szerokości, a w najgłębszych miejscach 10 sążni głębokości. Po bokach ściany soli kopalnej ciągną się w pionowym kierunku. Na zachodniéj stronie tej przestrzeni znajdują się wygodne schody, po których zstępuje się do kopalni, oraz winda, którą sól wydobywa się; obok wschodów znajduje się pompa, którą niewielka ilość wody zbierająca się w kopalni, bywa pompowaną. Po bokach kopalni wycinają sól w równoległo-bocznych kawałach, mających w przecięciu 1 kwadratowy arszyn, a długich na 3 do 9 arszynów, oddzielając je z tyłu i z boków za pomocą klinowatych motyk, a ze spodu podważając za pośrednictwem żelaznego klinu. Przerwom dają szerokość 21/3 werszka. Wydobyte równoległo-boki są piłowane na mniejsze, mające średnicy 4 kwad. werszki, a 12 werszków długości i ważące 85 pudów. Nieregularnie wychodzące sztuki są rozbijane na mniejsze.
Następnie wydobyta sól rozdziela się na cztery gatunki. Pierwszy i drugi gatunek składa się z większych sztuk regularnego i nieregularnego kształtu, trzeci i czwarty z drobniejszéj soli, odpadającéj przy odbijaniu i rozbijaniu większych sztuk. Pierwsze dwa gatunki do czasu transportu składają się na kupę pod umyślnie na to sporządzoną szopą; dwa drugie z sypują się do naczyń, objętości 12 pudów i zachowują się w magazynach. Przeznaczona etatem ilość mającej się dostarczać corocznie soli wynosi 700, 000 pudów, z których Kirgizom udziela się bezpłatnie 7 do 8, 000 pudów. Koszta wydobycia wynoszą 4’/a kopiejki na pud bryłowéj soli, 6 kopiejek na pud ociosanéj i tyleż na pud drobnéj, gdyż tu w rachunek idzie wartość naczyń; przy większém potrzebowaniu koszta wydobycia zmniejszają się. Pud soli przedaje się w Orenburgu 90 a w Petersburgu 114 kopiejek. Waga bryłowej soli oznacza się objętością, tak, że kubiczny werszek uważa się. za odpowiedni wadze 45 zołotników. Transport soli do miejc składowych nad Aszkadereni, Ikiem i Samarą odbywa się po większej części zimą przez Teptiarów. Z tych miejsc składowych transportuje się daléj wodą do Kazania i innych stron Państwa.
Wydobywanie soli odbywa się tylko latem i roboty tém się zaczynają, że woda powstała z roztopionego śniegu wypompowywa się. Wciągu lata, jak już wspomnieliśmy, nagromadzenie wody bywa bardzo nieznaczne. Możeby jéj nawet zupełnie nie było i roboty mogłyby się odbywać tak latem jak zimą, gdyby robiono rozkopy podziemne. Już Pallas zwrócił na to uwagę Rossyjskiego rządu, i w skutku podanéj przez niego rady w roku 1770, wykopaną była szyba na 50 arszynów długości, ale z powodu trudności jakie napotkano w dalszém kopaniu i których nie umiano przezwyciężyć, zaniechano jéj, poczém ona zczasem zapadła. W nowszych czasach robiono nową próbę i 100 sążni na wschód od dzisiejszego wykopaliska odkryto dwie szyby w odległości około 30 sążni od siebie; rozkopano je aż do głębokości 24 sążni i w głębokości 10 sążni połączono je za pośrednictwem poprzecznéj sztolni. Wszędzie znaleziono tu sól kopalną téjże saméj własności i spotykano tylko niewielki nacisk wody. Koszta podziemnych robót nie przechodziły odkrytych i dlatego podano już rządowi plan ciągłych podziemnych robót. Professor Rose nie mógł się jednak dowiedzićć czy ten plan przyjętym został.
Na południe od kopalni, w któréj odbywają się regularne roboty, widać znaczną ilość starych wykopalisk i dołów, z których Kozacy, Baszkirowie i Kirgizy sól wydobywali, nim w roku 1754, rozpoczęte zostały przez rząd regularne rozkopy. W tych wykopaliskach, mających niekiedy po 10 i więcéj sążni obszerności, a 6 do 8 stóp głębokości, zebrała się woda i rozpuściła na dnie sól, przez co powstała całkiem solą przesycona żoła, mająca brunatny kolor. Kirgizy często tu przybywają, żeby od rozmaitych chorób brać kąpiele w téj żole. Professor Rose badał temperaturę wody w wielu tych wykopaliskach i znalazł tak jéj jak zewnętrznego powietrza 10°, 5 R., co przeciwi się powszechnemu podaniu, według którego, jak Pallas powiada, żoła ta, nawet podczas jesiennéj zimnéj pory, ma być tak gorącą, że nie można w niéj utrzymać ręki.
Przed powrotem do Orenburga, professor Rose zwiedził jeszcze kilka źródeł słodkiej wody nad Jelszanką, oddalonych ztamtąd na l’/a wiorsty i mających temperaturę od 6“, 8 i 6°, 9 R. Przed godziną szóstą wieczorem opuścili podróżni Ileclc, ale zaledwo o godzinie trzeciéj w nocy byli z powrotem w Orenburgu.
Generał Gens chciał podać zręczność Humboldtowi bliższego poznania Kirgizów pogranicznych stepów i dlatego dał.znać przez posłańców najbliższym Sułtanom, żeby przybyli z swemi poddanemi w okolice Orenburga dla odbycia tam zapasów i wyścigów. Jakoż istotnie znaczna liczba Kirgizów jawiła się w skutku tego wezwania, rozbiła swe jurty w stepie o kilka wiorst od Orenburga, i Sułtanowie ich 25 września o południu przybyli osobiście do generała Gens, ażeby wezwać jego i Humboldfa na te igrzyska. Podróżni nasi wyjechali wnet w towarzystwie Sułtanów do ich jurt i w drodze już mieli zręczność podziwiać niektóre ich sztuki konne, gdyż wielu Kirgizów ze świty Sułtanów w całym pędzie konia objeżdżało powozy podróżnych, trzymając się rękoma siodła, z głową na dół, a nogami w górę wyciągniętemi.
Po przebyciu do namiotów sułtańskich zaprowadzono podróżnych do kobiet, które w jednym z największych namiotów siedziały rzędem naprzeciwko wejścia, i gdy wszystkie one były niezasłonione, mogli widzićć, że niektóre z nich były w swoim guście dość przystojne, z świeżemi rumianemi twarzami. Po krótkiém powitaniu, które zasadzało się na tém, że podróżni koleją jednéj po drugiéj podawali ręce, zaczęły się wnet wyścigi. Najprzód stanęli Kirgizy, którzy mieli odbywać wyścigi konno; przeciągnęli oni mimo gości i pojechali późniéj wolnym truchtem do oddalonego na 7 wiorst miejsca; ztąd mieli w całym pędzie konia powrócić do widzów. Tymczasem rozpoczęły się inne zabawy: do koła utworzonego przez widzów wstąpiło dwóch Kirgizów, którzy zrzuciwszy swe zwierzchnie odzienie, zarzucili sobie wzajemnie swe skórzane pasy za biodra i starali się jeden drugiego obalić na ziemię, zupełnie takim samym sposobem jak podróżni widzieli w walkach Tatarów nad Sabanem w blizkości Kazania. I tu także zwycięzca pozostawał na miejscu, dopóki nie spotkał silniejszego przeciwnika. Najczęściéj zdarzało się to w następnéj walce, jednakże jeden z walczących szczególnie się odznaczył, gdyż obalił pięciu przeciwników jednego po drugim i zaledwo od szóstego zwyciężonym został. Zajęcie, z jakiem reszta Kirgizów patrzała na te zapasy było tak wielkiém, że ze wszystkich stron się cisnęli i coraz zwężali koło, tak, że straż od czasu do czasu musiała ich odpędzać pletniami, co jakkolwiek zdawało się być rzeczą nieludzką, bynajmniej od nich nie było brane za złe i nie przerywało przyjaznych stosunków. Zony nawet Sułtanów powychodziły z swoich jurt i skupione na jedném miejscu, przypatrywały się igrzyskom.
Po trwaniu przez czas niejaki tych zapasów, przyniesiony został wielki żelazny kocioł, napełniony do połowy gotowaną kaszą. Do tego kotła wrzucił generał Gens rubla srebrnego i wezwał Kirgizów żeby go wyjęli zębami. Oddychać nie podobna było pod kaszą, zatem próbujący musiał się spieszyć, ale na gładkiem dnie kotła, hic łatwo było wziąć monetę zębami i wielom nie udała się próba, którzy po raz drugi nie chcieli się już na nią narażać; mając głowę do ramion okrytą przystającą kaszą byli oni wystawieni na głośne śmiechy otaczających. Pocieszną było rzeczą widzićć usiłowania, jakie każdy z nich czynił dla dopięcia swojego celu; w końcu udało się jednemu, rubel ustami przysunąć do brzegu kotła i wtedy uchwycić go zębami; inny z Kirgizów wrzucony drugi rubel potrafił odrazu schwycić zębami i szczęśliwie go wydobyć: tym sposobem dziewięć rubli wrzuconych i wyjętych zostało.
Następnie wstąpiło w koło dwóch muzykantów, stary i młody, którzy siedząc naprzeciw siebie z podłożoneini nogami, wydobywali z podobnych do klarnetu instrumentów żałosne tony, dąc w nie naprzemiany już pojedynczo już razem. Zdawali się oni zasadzać na tém całą sztukę, żeby wydobywać jak można najdłuższe tony i przytém robić okropne miny, czém szczególnie starszy się odznaczał, który téż zdawał się wiele trzymać o swojéj sztuce. W całéj ich grze nie podobna było odkryć śladu melodyi, ale sami oni byli tą grą tak zachwyceni, że z trudnością dawali się nakłonić do przestania i ciągle na nowo grę rozpoczynali. Podróżni nasi chcieli téż usłyszćć śpiew niewiast, z których jedna całkiem zakwefiona wstąpiła w koło, przysiadła na ziemi podobnym sposobem jak mężczyzni, i zaczęła śpiewać, podobnie jak tamci grali, przewlekłemi moll tonami. Po niéj, dwie młode dziewczęta śpiewały duet; usiadły one obie z twarzami ku sobie zwróconemi, jedna przy drugiéj i podniosły swe zasłony tak, że mogły się widzićć wzajemnie twarzą w twarz, widzowie zaś mogli tylko widzićć twarze ich z boku, co one zdawały się nie mićć za złe. Śpićw ich przerwany został wiadomością, że jezdcy przybywają, powstały więc z ziemi, a inni przytomni Kirgizy, nagleni pletniami straży, rozstąpili się przed gośćmi, ażeby im i kobietom odkryć widok na pędzących jezdców. Miody jeden chłopiec wyprzedził wszystkich; pozyskał on nagrodę, składającą się z wierzchniéj odzieży wyszywanéj srebrem, ale i najbliżéj za nim goniący dostali téż małe podarunki. Po gonitwach konnych nastały na zakończenie wyścigi piesze. Walczący wysłani zostali na odległość półtory wiorsty, zkąd mieli biedź ku zebranym widzom. Tu młody dorodny już Kirgiz otrzymał pierwszą nagrodę, składającą się z jednego rubla srebrem, drudzy otrzymali kawały bawełnianéj tkaniny lub inne małe podarunki. Pierwszy biegacz odbył drogę półtory wiorsty, a więc przeszło piątą część niemieckiéj mili, w ciągu trzech tylko minut, jakowy przeciąg czasu podróżni dokładnie oznaczyć mogli, gdyż mogli wyraźnie widzieć kiedy walczący rozpoczynali swój bieg, a o przebieżonéj przestrzeni nie było żadnéj wątpliwości, gdyż ta była oznaczoną wiorstowemi słupami, które jak wszędzie na pocztowych drogach, tak i tu stały po drodze z Orenburga do Ilecka.
Tém zakończyły się igrzyska, którym sprzyjała najpiękniejsza pogoda i które podróżnym naszym sprawiły nie mało przyjemności, za co generałowi Gens, którego uprzejmości winni byli tę rozrywkę, czuli się bardzo obowiązanymi. Tymczasem była już godzina 6, przyspieszyli więc z powrotem, ażeby poczynić przygotowania do mającego nastąpić nazajutrz wyjazdu.
ROZDZIAŁ X.
Wyścigi konno we wsi Kalmyoklćij.
Opuścimy na czas jakiś naszych podróżnych, ażeby do wyżéj opisanych zabaw Kirgizów dodać opisanie wyścigów konnych, które miały miejsce 1839 roku w jednéj wsi Kałmyckiéj. Jeden z dzienników rossyjskich (*) opisuje je następnym sposobem:
Wieś Kałmycka Tiumenowka leży w płaskiéj okolicy nad Wołgą, 72 wiorst od Astrachanu, i należy do Chana Chotussowskiego Ułusu (**), pułkownika księcia Serbe-Czab Tiumenowa, oraz do jego braci.
Długi pobyt tego Chana za granicą, podczas wyprawy francuzkiéj, oraz częste stosunki jego z Rossyanami, udzieliły mu wiele światła i wiadomości co do sposobu gospodarowania w cywilizowanej Europie i przekonały go o konieczności wprowadzenia tego co uznał tam za do-
Magazyn literatury zagranicznej; 1840 r., Nr. 13 i 14.
(**) Uius jest to pewna liczba koczowniczych namiotów, zostających pod władzą jednego Chana, i dzielących się na wiele tak zwanych Chotanów, z których każdy liczy w sobie 15 — 20 kibitek. Chotany jednego Ułusu są często rozproszone na przestrzeni 200 — 300 wiorst. Miejsce pobytu Chana, główne obozowisko, zowie się Orga.
bre i pożyteczne, pomiędzy podwładnych mu Kałmyków. Jako troskliwy gospodarz, chcąc zadość uczynić swym obowiązkom, zajął się ulepszeniem swych posiadłości, i poddanych swych z półdzikiego stanu starał się podnieść z pomocą rządu do wyższego, o ile można, stopnia oświaty. Znajduje się więc teraz w jego wiosce piękny dom, ogród i wiele europejskich gospodarskich urządzeń, równic jak całkiem europejski sposób życia; w Ułusie zaś pomiędzy prostym ludem, stałość zamieszkania, pracowitość i zadowolenie: przymioty, któremi ten Ułtis odznacza się przed innemi i ztąd uważany jest za najlepszy.
Ale z pomiędzy rozmaitych gałęzi gospodarstwa, książę Tiumenow szczególnie zajął się troskliwie hodowlą koni, tak dalece, że przez to zwrócił na siebie uwagę Cesarza, który w roku 1838 podarował mu, dla uszlachetnienia jego stadniny, trzy źrebce angielskiej i arabskiéj rasy.
Rok blizko temu jak Chan, dla udzielenia zachęty podległym mu Kałmykom, wprowadził też wyścigi konne, które odbywają się w sierpniu lub wrześniu i na które on zaprasza gubernatora miejscowego, równie jak wiele innych znakomitych osób obojéj płci. Przeto i w r. 1839, przy końcu sierpnia miały miejsce podobne wyścigi, na które zaproszeni byli, oprócz generał-gubernatora Tymirasewa, kurator kazańskiego naukowego okręgu, radca tajny M. N. Mussin-Puszkin, równie téż hetman Astrachańskich kozaków, generał-major W. A. Briggen, oraz dowódca portu i flotylli na morzu Kaspijskiém, fligiel-adjutant kapitan okrętowy Łazarew 3, i wiele innych znakomitych osób.
Książę przyjmował i ugaszczał ich wieczorem w swoim domu i pojechał z nimi nazajutrz o godzinie 9 do Kałmyckiego churulu (świątyni), żeby być tam na nabożeństwie.
Po wstąpieniu do churulu ujrzano najprzód przy ścianie przeciwległéj wnijściu ołtarz na podniesieniu, a przed nim rzędem geluni (kapłani), z całym należącym do ceremonii klerem. Na podniesieniu i na ołtarzu stały małe wyzłacane bożki, przedstawiające burchanów, tojest domowe bóstwa, oraz małe srebrne miseczki z ryżem, suszonemi owocami, prosem i t. d. W środku stało naczynie, podobne do wazy, z arszanem, tojest święconą wodą, na ścianach zaś wisiały obrazy bożków, robione przez chińskich malarzy.
Geluni i gczuli (kapłani), manshi (uczniowie kapłańscy) i inni duchowni, w liczbie 20, w żółtych ubiorach l ) z czerwonemi olcrymczami
(*) Liczba duchownych jest teraz we wszystkich Ulusaeh znacznie zmniejszoną. Ai do roku 1839 było 118 churulów, 4, 477 duchownych; teraz jest tylko 42 churulów i 2, 227 duchownych.
(“*) Z liczby churulów znajdujących się w gubernii Astrachańskiej, oprócz murowanego, jest tylko 9 nieruchomych, inne są kibitkami.
(przepaskami) przez ramie, usiedli na podłodze sali dwoma rzędami, według starszeństwa, jeden naprzeciw drugiego. Głowy ich były pokryte przepaskami z czarnego aksamitu, na których były wyobrażenia pięciu burchanów, i długie rozpuszczone kosy z czarnego jedwabiu wisiały około przepasek.
Nabożeństwo odbywało się w języku tunguzkim i składało się z śpiewu i muzyki. Wielki miedziany kocioł (Zang), małe kociołki (Kejczergeh), dzwonki (Choncho), rodzaj oboja (biszkur), małe trąbki (gandama) i wielka trąba, na sążeń długości (biure), równie jak wielka morska muszla (Dung), składały instrumentacyę duchownéj kapeli, która z towarzyszeniem już krótkich, już przeciągłych śpiewów, odzywała się i grzmiała, wydając jakąś dziką, dziwną harmonię, napełniającą duszę przestrachem i szarpiącą nie przywykłe do niej europejskie ucho.
W dni uroczyste zbiera się daleko większa liczba duchownych, często do 300 (*), tak, że odgłos ich śpiewów można już słyszeć na daleką odległość.
Churule wszystkie są budowane z drzewa, oprócz jednego (**), leżącego o 10 sążni od tego, w którym powyższe nabożeństwo miało miejsce. Wystawiony 011 jest z kamienia w chińskim guście i ma z dwóch stron przysionki, przy których wznoszą się wieże, a z nich ogłaszany bywa czas rozpoczynającego się nabożeństwa. Ogłoszenie to odbywa się za pośrednictwem biury, biszkury i dung i; w wielkich zaś uroczystościach wszystkie instrumenta do tego się używają. Nabożeństwo zaczyna się wtedy zwykle wigilią uroczystości i zowie się Sal-el-elga.
Z churulu po nabożeństwie, które trwało godzinę, udali się goście na plac wyścigów nad brzegiem Wołgi, gdzie kałmycka i rossyjska ludność, w oczekiwaniu tego tak pożądanego w stepach rocznego obchodu, oddawna licznie się już była zebrała około cyrku, na którym wyścigi miały się odbywać. Goście księcia zajęli miejsce w osobnym namiocie.
Cyrk ten miał obwodu 4 wiorsty 20 sążni, i przestrzeń ta musiała być obieżoną ośm razy.
O godzinie 10 minucie 48 był dany znak do wyruszenia, i 50 skąpą stepową karmią wychowanych koni puściło się w cwał, mając na sobie Pół dzikich kałmyckich chłopców.
1 kurs odbył się w 8l/a minutach.
2 n 7) ^ „
3 v n 83/4 „
4 „ * 8l/8 „
5 „ „ 8 „
6 „ „ VU „
7 n n 7% „
8 „ * _RU „
tym sposobem przebyły konie w 65 minutach przestrzeń 32 wiorst 160 sążni.
Nagród było sześć, które otrzymały: N. 1. dwa wielbłądy, trzy konie i sukienny chałat (kapota), gniady wałach, wieku lat 8. N. 2. dwa wielbłądy i dwa konie, bułany wałach wieku lat 5. N. 3. wielbłąda i dwa konie, brudno-szpakowaty wałach, wieku lat 5. N. 4. dwa konie, pstrokaty wałach, wieku lat 7. N. 5. jednego konia, gniada klacz, wieku lat 8. N. 6. jedną krowę, siwy wałach, wieku lat 10.
Jak posłuszne i powolne są ujeżdżone kałmyckie konie, tak przeciwnie dzikie są i nieukrócone zostające w wolnych tabunach (stadach), tak, że kilku ludzi potrzeba, żeby złowionego na arkan konia przytrzymać lub powalić, gdyż inaczéj niepodobna wsiąść na niego. Zręczność jednakże Kałmyków w tych razach jest zadziwiającą: młody chłopiec lat 14 mający wskakuje szybko, skoro dopatrzy zręczność potemu, na konia i lata na nim po polach. Rumak dziki, szalony, rzuca się na wszystkie strony, przypada do ziemi i staje slupem chcąc zrzucić swojego odważnego jeźdźca; jednak ten mocno i nieporuszenie siedzi na nim, trzymając się tylko grzywy, i leci stepem bez żadnego oznaczonego celu. Zdarza się też niekiedy, że młody chłopiec nie wytrzyma téj męczarni i spada, albo téż, jak przyrosły do konia, znika razem z nim z przed oka widzów; wtedy drugi starszy i doświadczeńszy jeździec dopędza go na osiodłanym koniu, zabiera go z sobą i powraca do zgromadzonych widzów.
Powierzchowność kałmyckich koni nie jest piękna, ale cokolwiek roślejsze są od kirgizkich. Główna zaleta ich zależy na lekkości, silnéj budowie ciała i nadzwyczajnéj szybkości. Z resztą, jak wszystkie stepowe konie, przydatne są więcéj do jeżdżenia konno niżeli do zaprzęgu, i pod siodłem odbywają 100 wiorst bez odpoczynku, a zwykłym ich pokarmem jest tylko trawa, którą znajdują na drodze lub w polu. Liczba koni znajdujących się teraz w Chotussowskim ułusie dochodzi do 17, 119 sztuk.
Nie od rzeczy tu będzie wspomnieć o drugiém jeszcze, równie użyteczném dla koczujących Kałmyków zwierzęciu, wielbłądzie, tym spokojnym pracowitym pomocniku Kałmyka we wszystkich jego stepowych podróżach. Z wielbłądami także bywają urządzane wyścigi, ale nie w każdym roku; i tak np. w roku 1839 nie miały one miejsca. Stepy Astrachańskie, z powodu wielkiej obfitości słonych krzewów sprzyjają bardzo rozmnożeniu się wielbłądów, gdyż one karmią się twardą trawą i innemi grubszemi płodami stepów. Liczą w ogóle 713 wielbłądów w ulusie Chotussowskim (*), częścią jedno, częścią dwugarbowych i mających po większéj części ciemno żółtą, rzadko białą sierć. Wielbłąd jest tak łagodném i posłusznem zwierzęciem, że dwunastoletnia dziewczynka może z łatwością nim kierować i za pomocą prostego wędzidła przeprowadzonego przez otwory wypalone w pysku, może bardzo łatwo zmusić go do uklęknienia, co jest rzeczą konieczną przy obładowaniu tego zwierzęcia, na którego kładą często 40 i więcéj pudów ciężaru. Podczas wędrówek z jednéj okolicy do drugiéj, które Kałmycy odbywać muszą dla wyszukania potrzebnéj dla ich trzód paszy, zwierzę to dla nich jest nieodbicie potrzebne, gdyż w całém znaczeniu wyrazu jest ono „okrętem pustyni“; nosi bowiem na swoim grzbiecie cały dobytek swojego pana razem z kibitką i pomimo tak wielkiego ciężaru odbywa więcéj jak 60 wiorst na dzień. Wędrówki te rozpoczynają się zdjęciem obozu Chana, a włócznia wsadzona przed jego namiotem jest znakiem do wyruszenia. W jednéj chwili wszystko jest w ruchu, wszystko się gromadzi, i po upływie godziny długi szereg rusza w pochód, któremu przewodniczy jeździec z włócznią Chana. Tuż za nim postępuje Chan z swoją rodziną i całym dobytkiem, potém duchowieństwo z churulem i tém wszystkiém co do niego należy, a naostatek reszta ludu. Po obozie Chana wyruszają następnie inne chotany ułusu.
Przy tych zmianach siedziby, młode dziewczęta w swoich świątecznych narodowych ubiorach jadą konno i prowadzą za sobą wielbłądy
(*) W ogólności powiedzieć można, że stada u Kalmyków wostatnich czasach znacznie się zwiększyły, ^, dyż w r. 1826 w Chotussowskim ulusie było tylko 12, 133 koni i 67-ł wielbłądów, i w tym samym stosunku zwiększyły się stada w innych ułusach.
obładowane doinowemi sprzętami. Zajmującą, jest rzeczą widzieć z jaką wprawną szybkością i zręcznością te dziewczęta, podzielone na dwie Partye, urządzają swe podróżne stanowiska. Rozpakować wielbłądy, rozbić dwie kibitki i cały sprzęt domowy w nowém mieszkaniu rozstano, jest dziełem pół godziny. Następnie udają się konno, żeby w okolicy zebrać materyał potrzebny dla utrzymania w kibitce ognia, i w tym razie okazują nowy rodzaj zręczności, tojest, w jeżdżeniu konno. Konie ’ecą jak strzały, dziewczęta jednak siedzą na nich spokojnie i mocno, °raz z podziwieniem widzów, z pochyloną aż do ziemi głową, podejmują zrzuconą myckę.
Przygotowania Kałmyków do zdjęcia starego obozowiska dzieją się jeszcze prędzej, niżeli wyruszenie i ustawienie nowego; w kwadrans bogiem zbierają dziewczęta rozbite kibitki, składają je i pakują, równie jak resztę sprzętów, na wielbłądy.
Na zaszczyt płci niewieściej tego ludu powiedzieć jeszcze można, że kobiety jedne odbywają wszystkie roboty i zajęcia domowe; przygotowują pokarmy, opatrują bydło, rozbijają kibitki i znów je składają, robią kożuchy, wyrabiają skóry i pilśń, szyją dla siebie i swych mężów odzienia i buty, i same siodłają dla siebie konie. Mężczyzna zaś w kole swojej rodziny patrzy za trzodami, robi kibitki na posag dla swych córek, znosi paszę dla bydła, albo zmuszony potrzebą, idzie najmować się u Rossyan do pracowania nad morzem lub nad Wołgą.
Główném i ulubioném zajęciem Kałmyków, któremu w wolnych chwilach z prawdziwą przyjemnością się oddają, jest polowanie na zwierzęta i ptastwo; wszycy oraz Kalmycy tak białych jak czarnych kości (*) są wielkiemi lubownikami myśliwstwa. I tak pomiędzy innemi, najmłodszy brat Chana, Zeren-Narbo, porucznik w wojsku astrachańskich kozaków, jest wielkim myśliwym, i strzela z równąż zręcznością tak z ognistej broni jak z łuku. Zwierzęta łowią oni rozmaitym sposobem w sieci czyli sidła; ptastwo zaś za pośrednictwem lanett (**), krogulców i sokołów.
Wieczorem po wyścigach przygotowaną była dla gości nowa godna uwagi rozrywka; wezwani bowiem zostali przez kięcia Tiumenowa do kibitki swojego średniego brata, porucznika gwardyi, Zeren-Dondoka, w któréj zawieszone były piękne kosztowne dywany i znajdywały się ozdobne sprzęty i gdzie, w nieobecności gospodarza, przyjmowani byli
Chanowie czyli Nojoni i Sajsangi liczą się do Caganleau tojest białych kości, czyli dobrze urodzonych; prości zaś ludzie do Chara, tojest czarnych kości.
Laitelli, gatunek sokola.
C*) Kodzaj gitary o dwóch lub trzech strunach.
KOZDZIAŁ XI.
Stepy pomiędzy niższym biegiem Uralu i Wołgi. — Piaskowe góry P.ynpieski. — Słone jeziora i kałuże. — Stepowe rzeki. — Góry 1 kamienne pokłady stepów. — Droga przez stepy 1 około niob
do Astrach anu.
przez księżne i jéj córkę. W kibitce siedziało, jak to jest u nich zwyczajem, na ziemi wiele kobiet, a pomiędzy niemi kilka dziewcząt, we dwa rzędy w około przy ścianach kibitki i śpiewało. Narodowe pieśni i tańce stanowiły większą połowę ugoszczenia. W śpiewach dawała się słyszeć szczególnie pewna łagodna, przeciągła melodya, nosząca na sobie piętno smutku i boleści zranionego serca. Taniec składał się jużto z szybkich już z powolnych ruchów rąk, nóg i głowy według taktu bałałajki (*). Nakoniec, dzień ten tak pełen różnorodnych wrażeń, zakończony został wielkim fajerwerkiem, i nazajutrz o godzinie piątej rano, goście pożegnawszy swojego uprzejmego, wesołego gospodarza, wsiedli na statek parowy.
Orenburg, według pierwiastkowego planu był ostatnim celem podróży Humboldt a, ale od dawnego już czasu życzył on sobie zwiedzić Astrachan i morze Kaspijskie; a pogoda, która od niejakiego czasu sprzyjać zaczęła, zdawała się wzywać do wykonania tego planu. Poprzedzającego przeto dnia podróżni długo naradzali się z swemi przyjaciółmi o sposobie i środkach odbycia tej podróży. Szło szczególnie o to, czy mieli przebyć stepy pomiędzy rzekami Uralem a Wołgą, czy téż robiąc wielki nakład drogi ominąć je. Pierwszym sposobem odbył już był tę podróż Pallas w r. 1773, a w roku 1834 professor Góbel, Gmelin zaś w 1768 i Erdmann w roku 1815, objechali tylko zachodnią ich stronę.
Według ich opisania stepy te są po większéj części równą płaszczyzną z jałowym piasczystym gruntem, nieprzydatnym do uprawy, i tylko miejscami mające trawą pokryte niziny. Po samym środku przerżnięte są one szerokim piasczystym pasem, który Kałmycy, ich dawniejsi mieszkańce, nazywają Naryn, tojest wązki piasek; Rossyanie zaś, z odrzuceniem pierwszéj zgłoski zowią Eynpiesld. Pas ten poczyna się ku NW. około 49° szerokości i ciągnie się na 40 do 50 wiorst
szerokości naprzód we wschodnim, potém w południowo-wschodnim ’!erunku aż do morza Kaspijskiego, rozciągając się pierwéj jedném rajeniem do gór Uralskich. Od Kaspijskiego morza idzie cokolwiek wężéj Po nad brzegiem aż do Achtuby, lewego przytoku Wołgi, i po nad H ostatnią rzeką w północno-zachodnim kierunku aż do załamania pod Carycynem. Czy ten pas piasczysty ciągnie się daléj po za 49 stopniem 1 fyczy się z obszczym Syrtem, z pewnością nie wiadomo. Składa się on niezliczonych małych, 2 do 5 sążni wysokich piaskowych pagórków, które gromadnie jedne przy drugich leżą, i szerokiemi, podobnemi do dolin wyżłobieniami są od siebie oddzielone. Piasek ten jest mniój lub Więcej sypki, często jest tylko takim na powierzchni, wewnątrz zaś pagórki są więcej zsiadłe i tęgie, tak, że nawet panujące tak często na steP<ich wiatry mało zmieniają ich kształty; w innych zaś miejscach jest zupełnie ruchomym. Pagórki te są nagie, albo miejscami tylko pokryte trzciną piaskową, niższe zaś miejsca.piękną murawą, wierzbami, oliWnemi drzewami i srebrzystemi topolami, które najczęściej rosną krzaCzysto a niekiedy są drzewami znacznéj wysokości, gdyż w tych nizinach wszędzie znajduje się woda po przekopaniu kilku stóp, lubo niekiedy słona i nie zawsze przydatna do picia. Dlatego Rynpieski są dla koczujących w stepach plemion bardzo użyteczne, gdyż służą im za miejsce pobytu zimową porą, gdzie stada ich znajdują ochronę przeciw zimom i burzom, równie jak dobrą paszę.
Ze wszystkich stron Rynpieski otoczone są wielką ilością większych lub mniejszych słonych jezior i kałuż, które częścią tak są obfite w sól, że nawet wiosną, kiedy znacznie wzbierają od tających na stepach śniegów i od wylewających strumieni, przez rozpuszczanie na dnie znajdującéj się soli, ciągle są pełne zgęszczonéj żoły; częścią zaś tylko latem są słone, a przy wysokim stanie wody wiosną zawierają w sobie zdatną do picia wodę. Zwykle są one latem na jednę do kilku stóp głębokie, Późniéj całkiem wysychają, w jakowym razie kałuże solne zostawiają po sobie cienką skorupę solną, jeziora zaś mają zawsze na dnie więcéj lub mniéj grube pokłady soli. Pomiędzy słonemi jeziorami znajduje się także wiele tak nazwanych gorzkich jezior, które od pierwszych odróżniają się większą stosunkowo ilością gorzkiéj soli, na któréj także rzadko zbywa i słonym jeziorom. Te właściwe gorzkie jeziora (gorkije oziera) są daleko mniejsze i nie tak liczne jak słone (solonnyje oziera).
Do najznaczniejszych słonych jezior należy sławne jezioro Elton, leżące pod 49 stopniem, na szerokości Dubowki nad Wołgą, w odległości około 100 wiorst od niéj. Ma ono obwodu 47 wiorst, i z niego wydobywa się największa ilość soli. Daléj Baskunczackie słone jezioro czyli Bogdo, o 70 wiorst na południe; poprzedniego, a więc bliżéj już Wołgi przy zmienionym jéj pod tą szerokością południowo-wschodnim kierunku; ma ono tylko 40 wiorst obwodu, jest więc mniejsze od jeziora Elton, ale zawiera na dnie grubszy pokład soli od tamtego; i nakoniec Indersicie słone jezioro, które pod względem szerokości leży pomiędzy tamtemi dwoma, ale już na wschodniej stronie stepów, kilka wiorst po tamtéj stronie rzeki Uralu, i równie jak Baskunczackie ma 40 wiorst obwodu. Do najobszerniejszych kałuż solnych należą Chaki na południo-zachód Rynpiesków, właściwie wiele leżących jedna przy drugiéj kałuż, które przy wysokim stanie wody mają razem rozległości około 120 wiorst, idąc w kierunku NW. ku SO., oraz solne kałuże Torlo Kum czyli Katmas na północ Rynpiesków; do nich także policzyć należy dwa jedno przy drugiém leżące jeziora Kamysz Samara, na wschód od poprzednich i około 120 wiorst od Uralu, gdyż te wiosną tylko mają wysoką wodę, latem zaś znacznie spadają tak, że woda ich nie jest pi-zydatną do picia. Oba one mają kształt podłużny z północy ku południowi, i składają się właściwie z wielkiéj liczby pojedynczych, kanałami połączonych z sobą kotlin, mających gęstą trzciną pokryte brzegi. Zresztą, zawierają w sobie wielką obfitość ryb, szczególnie szczupaków i karpiów. Od północy wpadają do nich dwie największe stepowe rzeki, oba Uzeny, wychodzące z obszczego Syrtu i przerzynające północny step w południowo-wschodnim kierunku, w odległości 20 do 30 wiorst od siebie. Wschodni Uzen zowie się wprawdzie wielkim, zachodni zaś małym; ale ostatni jest równie szeroki jak pierwszy, tylko nie tak głęboki. Mają one szerokości do 20 sążni, gliniaste zaś ich brzegi mają wysokości 2 do 6 sążni; wybrzeża ich okryte są temiż samemi krzewami co niziny Rynpiesków, i to są jedyne zarośla w téj z resztą całkiem bezleśnéj pustyni.
Wiosną rzeki te znacznie wzbierają od śniegowéj wody Obszczego Syrtu i występują, hamowane w swoim rozlewie przez zarosłe trzciną niziny, na 20 lub 30 wiorst, tam nawet, gdzie są wysokie strome brzegi, przez co stepy nabywają nadzwyczajnéj żyzności, i w najsuchszych nawet latach dostarczają wybornéj paszy. Ale pomimo znacznéj massy wody, które one wnoszą do jezior Kamysz Samara, te nie mają żadnego ścieku; tracą one wszystką przypływającą wodę przez parowanie i po wezbraniu powracają prędko do swoich dawnych granic; przedstawiają one jednakże na mniejszą skalę tenże sam widok co morze Kaspijskie na większą. Inna stepowa rzeka znajduje się jeszcze na wschód od obu zenów odłącza się 40 wiorst poniżej Urałska od Uralu, płynie na południe ku płaskiemu i płytkiemu Zaghan-Nor, i przy wysokim tylko stanie wody łączy się z Uralem;-latem miejscami wysycha i ma wtedy cuchnącą i słonawą wodę.
Jakkolwiek stepy w ogóle są nie kamieniste, znajdują się na nich tu i owdzie pojedyncze pagórki pokładów kamiennych, składające się zwykle z gipsu, razem z wapieniem, marglem, piaskowcem i gliną; a sądząc z niewielu szczątków organicznych istot, które się w nich dają postrzegać, zdają się być nowszéj ale nie jednoczesnéj formacyi.
Podobne pagórki pokładów kamiennych znajdują się nad jeziorem Inderskiém, z północno-zachodniéj, północnéj i północno-wschodniej strony jego, gdy tymczasem reszta brzegów jest płaską. Składają się one także szczególnie z gipsu, który nieregularnie przecięty jest massami marglu i gliny rozmaitego, czerwonego, zielonego, błękitnawego i czarnego koloru. Na północno-zachodniéj stronic jeziora znajduje się ałunowy łupek ze zwietrzałym ałunem; po téj stronie widział téż Klaus, towarzysz Gobel’a, czerwony piaskowiec „z wrosłemi muszlami, “ a na inném miejscu Pallas widział szary łupkowy piaskowiec, leżący w poziomych prawie warstwach., W zielonéj glinie dostrzegł tenże naturalista tu i owdzie kostki żelazokruszu, a w szarej glinie znaczną ilość wielkich ostrygowych skorup i beleinnitów (skorup całkiem zaginionéj gromady zwierząt, zwanych belemnosepiami). We wschodniéj stronie jeziora wypływa z tych pagórków mała rzeczka, mająca bardzo słoną wodę i zaprawiająca jezioro solą; zkąd wnosić należy, że i w tych wzgórzach znajdują się pokłady soli. Wzgórza te wznoszą się w największéj swéj wyniosłości do 170 stóp nad powierzchnią jeziora i przedłużają się ku wschodowi daleko w stepy, od zachodu zaś łączą się z idącém ku wschodowi ramieniem Rynpiesków.
Inne gipsowe wzgórza leżą niedaleko ujścia Uralu, po prawéj jego stronie, 3 do 4 wiorst na północo-zachód od twierdzy Gurjewa. Według Gobel’a jest ich 5, ciągnących się z północy na południe, 2 do 3 sążni wysokich i oddalonych od siebie na 100 do 200 kroków. Jedno z nich szczególnie składa się z gliny zmieszanéj z gipsem, inne z gliniastego łupku i liściastego brunatnego gipsu, który w wielkich pokładach ukazuje się nad ziemią i przerznięty jest żyłami białego gipsu; prócz tego znajduje się tam czerwona glinka, muszle morza Kaspijskiego i twardy wapienny margiel. Podobnyż gliniasty łupek znajduje się na małéj wysepce Kamiennoj Ostrów, 4 do 5 wiorst od ujścia Uralu. Wznosi się on najwięcéj kiedy na kilka stóp nad powierzchnią morza.
Podróże Humboldta. Od. II, 1.1. 33
Inne kamienne wzgórza we wschodniéj stronie stepów są nieznane, również jak w środkowéj ich części; chociaż to pewna, że ich więcéj jest ku wschodowi. Strona południowa’ stepów leży nad Arsagarem, niedaleko od południowo-wschodniego krańca Chalci,.120 do 130 wiorst na północ Krasnojarska nad Achtubą. Tu wznoszą się na gliniastych stepach, około 25 wiorst z SW. ku NO. długich i 5 do 6 wiorst szerokich, liczne gipsowe wzgórza, których liczba może wynosi 50 do 70 i z których najwyższe wznosi się na 65 stóp nad powierzchnią stepów, wówczas gdy one same wznoszą się na 80 do 100 stóp nad powierzchnią sąsiednich słonych jezior. Mnóstwo napływowego agatu i wstęgowego jaspisu znajduje się pod gruzami alabastru na stokach gipsowych wzgórzy, a w blizkości sąsiednich słonych jezior Kaspijskie muszle. O dwadzieścia wiorst na południo-zachód od Arsagaru leży drugie gipsowe wzgórze Akszynas, które zdaje się być mało znaczącém i Góbel wspomina tylko o niein nie opisując go; ważniejsze jest na północo-zachód leżące Czapczaczy, które zawiera w sobie ogromne massy kopalnéj soli.
Czapczaczy tworzy podługowatą gromadę złożoną z wielu leżących jeden przy drugim pagórków, przerżniętych ze wschodu na zachód gliniastą płaską doliną z różnemi zakrętami i odnogami. Dolina ta jest blizko 3 wiorsty długą i pół wiorsty szeroką i zawiera wiele sadzawek z dość dobrą wodą do picia, na wschód zaś płaski solny grunt. W pagórkach leży sól kopalna w wielkich, sądząc z tego co widzićć się daje, gniazdach, szczególnie widać je w wielkiem urwisku na wschodniej stronie jeziora; ale zapewne, powiada professor Rose, te daleko zachodzące w stepy pojedyncze widzialne massy są tylko wyższemi częściami większéj i obszerniej széj massy, leżącéj w wielkiej głębokości. Ponieważ z powodu trudnego transportu téj soli do Wołgi i wielkiéj obfitości soli w reszcie stepów, nie jest ona dobywaną przez Rossyan i tylko Kirgizy i Kałmycy tu i owdzie ją kopią (od Kałmyków téż pochodzi ich nazwanie, które w ich języku znaczy miejsce, gdzie się rąbie toporem), właściwe nawet jéj położenie nie jest znane. Według Góbel’a, wzgórza zawierające w sobie sól kopalną składają się po większej części z piasku; w jednem tylko miejscu postrzegł on nad massą soli pokład twardego piaskowca, oprócz tego znalazł k«wały gliniastego łupku, feldszpatu, krzemienia, brunatnego jasnokruszu i Kaspijskie muszle, nigdzie zaś gipsu; przeciwnie, Pallas małe to wzgórze nazywa wapienno-łupkowatém, zawierającém w sobie gips, i przypisuje mu wielkie podobieństwo z Inderskiemi pagórkami. Sól z Czapczaczy jest razem z Ilecką jedyną so’sł kopalną znaną w państwie Rossyjskićm; chociaż z powodu wielu Jezior słonych na stepach i wpadających w nie słonych rzek, wnosić należy, że ona znajduje się i na wielu innych miejscach.
Ale najwięcej zajmującą jest tak przez naturę, swych pokładów, Jak przez swoją wysokość, najbardziéj ku północy posuuiona góra stepowa Bogdo, leżąca najbliżéj Wołgi, tuż na SO. Baskunczackiego słonego jeziora. Góra ta, któréj całkowite nazwanie u Kałmyków jest Bogdo-Ola, pochodzące od wyrazu Kałmyckiego Bogdo (wzniosły, boski); gdyż Kałmycy uważają ją za świętą i przychodzą zdaleka, ażeby robić 11 a niéj ofiary. Ma ona prawie kształt trój bocznej piramidy, wznoszącéj się na podstawie, któréj jedna strona ciągnie się równolegle z kierunkiem warstw góry z NO. ku ŚW., druga zaś ma kierunek z północy na Południe, trzecia ze wschodu na zachód. Wschodni i południowy bok téj piramidy jest stromy, północno-zachodni zaś jest pochyły; ale nie Przedstawia sobą zupełnéj, podnoszącéj się zwolna równiny, lecz zapadłą jest we środku, tak, że tworzy tu płaską dolinę ze strumieniem, długą blizko trzech wiorst w północno-zachodnim kierunku, wreszcie załamaniem ku północy zniżającą się ku jezioru. Strumień ten jest słony i jest jedynym przytokiem jeziora. Szczyt góry leżący prawie całkiem na wschodniéj stronie, ma wysokości 541 stóp nad powierzchnią jeziora, a 621 stóp nad powierzchnią morza Kaspijskiego. Od niego idzie po wschodniéj stronie góry dużo wąwozów i rozpadlin i naprzeciw leży mniejsza jeszcze, od większych jakby oderwana skalna bryła, równie téż wiele innych wzgórzy na południowéj stronie, a pomiędzy niemi dużo urwisk i wyżłobień.
Na stromych, szczególnie wschodnich stokach stćrczą czoła warstw kamiennych, z których ta góra się składa, i dlatego tutaj najlepiéj mogą być one poznane. Składają się one u dołu z grubo-ziarnistego szarego piaskowca, rozdzielonego na grube warstwy, leżące pod kątem 35 do 40° od poziomu góry, i w których zewnętrznéj stronie przez działanie atmosfery porobiło się dużo rozpadlin i jaskiń. Na tym piaskowcu, tworzącym podnóże góry, ciągną się warstwy czerwonéj i szaro-zielonéj piaskowéj glinki, leżące naprzemiany z sobą. Tworzą one główną massę góry, i nadają jéj ze wschodniéj strony pręgowatą powierzchowność. Glinka jest zmieszana z solą kopalną i zawiera w sobie niekiedy kawałki wielkości pięści bardzo czystéj soli; daje się w niéj także postrzegać liściasty gips. Woda deszczowa porobiła w niéj znaczne wydrążenia. Na pokładach glinki leży szary w dość wielkie i grube łlizy popękany wapień, mający w sobie dużo skamieniałości i podnoszący się aż do szczytu. Na wschód od Bogdo-góry leżąca massa skalna składa się z tegoż gatunku pokładów, tylko piaskowiec jest tam panującym.
Pomiędzy skamieniałościami wapienia, oprócz dobrze zachowanych ammonitów, Pallas nie mógł niczego wyraźnie rozpoznać. Ale w nowszych czasach niektóre z tych skamieniałości lepiej objaśnione zostały przez Leopolda von Buch, z jednego kawała tego wapienia znajdującego się w Berlińskim Królewskim zbiorze. Buch znalazł tam nowy gatunek ammonitu, który nazwał Ammonites Bogduanus. Wapień Bogdogóry należy do formacyi muszlowego wapna, i odosobnione znajdowanie się muszlowego wapna jest, według L. von Buch, bardzo rzadkiém zjawiskiem, gdyż muszlowego wapienia w Rossyi nigdzie zresztą nie ma i napotyka się tylko ku zachodowi po drugiéj stronie Wisły.
Podczas moich wędrówek po wąwozach Bogdo-góry, powiada Gobel (*), przybyłem także do wąwozu, w którym Kałmycy przynoszą ofiary i modły swoim bogom, i w który wrzucają przy tej okoliczności drobną monetę i inne przedmioty. Wysoki siodłowaty grzbiet z glinki rozdziela tam dwa głęboko wyżłobione wodą deszczową wąwozy, których ściany pokryte są szarym skalistym piaskowcem i oderwanemi od nich wielkiemi bryłami, które po części zwietrzałe, zawierają w sobie dużo rozpadlin i wydrążeń i w nieładzie tu i owdzie są nagromadzone. Leżało tam kilkaset kartek zapisanych bardzo czytelném tunguskiém pismem, z białego i. błękitnego papieru, wielkości złożonego w ósemkę arkusza, a przy jednym z większych otworów skały leżał wielki kawał płótna, również po obu stronach zapisany. Zabrałem wiele tych kartek z sobą, ale płótna nie mogłem wziąć, gdyż miałem już z sobą wiele minerałów, a nie miałem czasu zwiedzić to miejsce po raz drugi. Za powrotem dowiedziałem się, że Kałmycy przed kilką dniami obchodzili w tym wąwozie jedną ze swoich głównych uroczystości, podczas których zwykli razem z innemi przedmiotami rozrzucać te kartki, zapisane przez ich kapłanów. O kilkaset wiorst schodzą się na tę uroczystość, podczas któréj wąwóz oświecają mnóstwem małych lamp. Ale na wierzchołek góry, gdzie robiłem moje barometryczne postrzeżenia, żaden Kałmyk nie śmie wstąpić, i do tego nie mogą go skłonić żadne podarunki ani groźby. Jeden Kałmyk, będący w służbie kozackiéj, odpowiedział na moje w tym względzie żądanie: „Jak mogę tak ciężki grzech popełnić i wstąpić na mojego boga!“
(°) Podróż po stepach Rossyi południowej, Fr. Goebei’a professora chemii i farmacyi w Dorpacie i t d., w towarzystwie panów doktora C. Claus i A. Bergmann; 2 czgścj, Dorpart 1838 r. Na północo-zachód, 20 wiorst od wielkiego Bogdo, po drugiej stronie Baskunczackiego słonego jeziora, znajduje się mniejszy grzbiet górny, mający długości wiorstę a wysokości nad powierzchnią stepów 113 stóp; ale według wiadomości udzielonych przez Klaus’a, podobny on jest całkiem co do położenia i natury pokładów do wielkiego Bogdo, dlatego może się uważać nietylko za należący do jednej i téj samój z nim formacyi, ale téż za dalszy ciąg jego.
O powstaniu tych gór w tamtéj okolicy jest następne podanie ( ): Wielki i mały Bogdo nie istniały w dawniejszych czasach. Utworzyły się one z następnego powodu: Pewnego razu pielgrzymowało dwóch świętych ludzi do Bogdo-Ola (świętéj góry), w Chinach leżącéj, dla odprawienia tam modłów. Stanęli na miejscu szczęśliwie i myśleli o powrocie. Z sercami przepełnionemi wdzięcznością postanowili zabrać do swojego rodzinnego kraju przyuajmniéj cząstkę téj cudownéj ziemi. Każdy z nich napełnił worek ziemią z wielkiéj góry, wziął go na swe barki i powracał do swéj ojczyzny. Ale nim zdołali uskutecznić swój powrót, jeden z nich uległ pod ciężarem, który z pobożną gorliwością dźwigał tak daleko.’ Padł on i skonał, a skoro święta ziemia dotknęła się gruntu, wzniosła się z niej góra: byłto mały Bogdo w kraju Kirgizów. Siły drugiego podróżnego były większe. Szedł on daléj i dosięgną! granic zamieszkanego przez Kałmyków kraju; dźwigał święty ciężar jeszcze dziesięć wiorst dalej, i tam, gdy mu sił zabrakło, porzucić go musiał. Ztąd powstał wielki Bogdo. Pielgrzym, pełen smutku i znużenia, cierpiał mocno nad tém i w uczuciu żalu za ten grzech popełniony wbrew jego świętemu przedsięwzięciu, rzucił się z wierzchołka Bogdo na skały wschodniego stoku, i krwią swoją zarumienił je w około.
Czerwone kwiaty, które na tym stoku szczególnie obficie rosną, są dla Kałmyków teraz jeszcze niememi świadkami przelanéj niegdyś krwi: dlategoto doznają świętéj bojaźni na widok wierzchołka Bogdo, i nie wstępują nań nigdy. Najwyższym punktem, do którego ośmielają się wstąpić, jest Wężowa góra, wyniosłość na wschodnim stoku Bogdo, gdzie on swoją południową stroną zwraca się ku zachodowi. Wyniosłość ta wznosi się tylko na dwa sążnie nad grzbiet góry, w kształcie krateru z lejkowatym otworem. Nazwisko „Wężowéj góry“ ma ztąd pochodzić, że w wyżłobieniu téj wyniosłości znajduje się wiele wężów. Do téj Wężowéj góry odbywają pielgrzymki mieszkańcy sąsiednich okolic i dalekich krajów. Szczególnie liczni pielgrzymi przybywają z nad brzegów
Wołgi, którzy, po odprawionej modlitwie przynoszą, w ofierze duchowi góry drobną monetę, którą kładą pod kamieniami, ażeby ukryć ją przed chciwym wzrokiem Kirgizów i Kałmyków. Ducha góry uważają oni jako mieszkańca świętego dla nich Bogdo, równie téż jako sprawcę wewnętrznego łoskotu, który często na niéj słyszćć się daje.
Na północ od Wielkiego Bogdo, l’/a wiorsty od jego podnóża, leży wspomnione już ogromne słone jezioro, u Rossyan i Kirgizów Baskunczacldém się zowiące, u Kałmyków zaś Bogdoin-Dobassu, tojest, psią głową; jakowe nazwanie ma pochodzić od psa, który utonął w jeziorze, ale ochroniony od zepsucia wodą słoną, długo w niem pozostawał, i pokazywał się ciągle, szczególnie w wietrznym czasie. Rossyjski dziennik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (*) podaje następne opisanie słonego jeziora: „Jezioro to tworzy przedłużony owal, długi w przecięciu na dziewięć wiorst z północy na południe, szeroki na sześć wiorst w kierunku ze wschodu na zachód, obwodu zaś ma 42 wiorsty. (Professor Rose podaje obwód jego mniejszy na 2 wiorsty). Pionowe po większéj części brzegi jego są rozmaitéj wysokości: na południu i północy dwa sążnie, na zachodzie cztery i cale nieznacznéj wysokości na wschodzie. Brzegi składają się z czerwonéj gliny; zachodni tylko miejscami z gipsu. Przy spokojnéj nie nadto gorącej pogodzie, jezioro zwykle jest w pełnéj mierze. Woda ma mocny solny smak i kolor wody morskiéj. Głębokość jeziora jest niewielka: wynosi ona w przecięciu tylko dziesięć werszków. Dno jest równe, twarde jak kamień i białego koloru. Z powodu przeświecania się światłego koloru dna, woda też czasu pogody ukazuje się śnieżnéj białości, przy zupełnie czystém niebie błękitnawą, w wietrznym czasie zielonawą, a w czasie dżdżu ciemno-szarą. Rozmaita głębokość wody zależy także od wiatrów; tak naprzykład: południowy wiatr podnosi wodę więcéj jak na dwa arszyny na północnym brzegu, i podobnymże sposobem północny i zachodni wiatr na przeciwległych brzegach. Gdy jezioro jest niespokojne, wydaje właściwy sobie huk; przynajmniej różni się on znacznie od huku rzek i jezior słodkiéj wody. Mieszkający w pobliżu jeziora Rossyanie nazywają słoną jego wodę rapa, Tatarowie zaś tuslulc. Przy ciągle trwającéj suszy przedstawia to jezioro szczególne zjawisko: woda jego bowiem znika w krótkim czasie zupełnie, częścią przez parowanie, częścią przez tworzenie się osiadających na dnie kryształków soli. Niekiedy wystarcza 24 godzin do takowej przemiany. Wtedy przedstawia się oku zupełnie równa, śnieżnej białości powierzchnia, utworzona z twardej solnéj massy, pokryta mnóstwem mocno przystających kryształków soli, tak świeżo wyglądających, że nie można wątpić o ich niedawném utworzeniu się. Wyschłe tym sposobem jezioro niepodobna przejść piechotą, z powodu pomienionych kryształków, czyniących dno nierówném i szorstkićm; prędzéj można po niém przejechać konno: co téż Kirgizi i Kałmycy niekiedy czynią.
0 grubości tworzącego dno pokładu z pewnością twierdzić nie można; ale wedle czynionych w tym celu z polecenia rządu poszukiwań, grubość ta musi być dość znaczną. Ku południowemu brzegowi pokład ten jest cieńszy, a nawet tuż przy brzegu zupełnie cienki. Dno składa się tu z szarej lub błękitno-szaréj miękkiej gliny mocnego słonego smaku, która idąc daléj w głąb’ coraz się zmniejsza, tak, że w końcu glina zdaje się całkiem przechodzi w solną warstwę. Około jeziora Baskunczacu leży wiele tak nazwanych przez krajowców lalek, czyli rozpadlin albo wąwozów, zawierających w sobie jaskinie i źródła słodkiéj wody. Szczególnie znany jest wąwóz na wschodniém wybrzeżu jeziora, zwany przez Kirgizów Karassu, tojest, Czarna woda (zapewne od błotnistéj, mało soli zawierającéj w sobie wody, znajdującéj się na dnie tego wąwozu),
1 drugi, dwie wiorsty od zachodniego brzegu jeziora, a dwadzieścia od Bogdo oddalony, który w podziemnéj grocie, długiéj, wysokiéj i szerokiéj na dwa sążnie, zawiera słodką wodę.“
Gobel zwiedzał Słone jezioro w teledze, zaprzężonéj dwoma kozackiemi końmi, w towarzystwie, wielu Kozaków, opatrzonych w żelazne zaostrzone drągi. O kilkaset kroków od brzegu, powiada Gobel, przybyliśmy na twardy, solą przesiąkły piasek: tu sól zaczyna już pokrywać dno, i pokłady jéj się zaczynają. Powłoka solna była z początku cienką i pękała pod kopytami koni i kołami telegi; ale zanurzały się one zaledwo na cal, gdyż piasek przesiąkły solą był dosyć twardym. Im daléj posuwano się, tém powłoka solna była mocniejszą i podobna do niezmiernéj lodowéj powierzchni, gładka i błyszcząca, lśniła się w promieniach słońca zpod przezroczystéj wody, tak, że konie i koła ślizgały się jakby po mocnym lodzie. Już na sto kroków od rozpoczęcia się solnéj powłoki, nie można było drągami zmierzyć głębokości pokładu, i według opowiadania starego, z własnościami jeziora bardzo oswojonego robotnika, daleko bliżéj początku twardéj solnéj powłoki, nie można już zgruntować jéj dna. Według opowiadania tegoż człowieka, w środku jeziora ma się znajdować wiele otworów, których boczne ściany składają się z soli, i które latem pokryte są skorupą solną; ale ta latem, kiedy śniegowe i deszczowe wody spływają, do jeziora, znowu się rozpuszcza. Głębokości tych otworów nie mógł on z pewnością oznaczyć, mówił tylko z właściwym prostym Rossyanom przyciskiem, gdy chcą nadać pewną wagę swoim wyrazom: oczen głubolco, oczen głuboko, tojest, bardzo głęboko. Obszerność tych otworów w przecięciu ma wynosić do trzech sążni.
Daléj, o dwie wiorsty od brzegu, kazał Góbel się zatrzymać, rozbić solną powłokę i zaczerpnąć wody dla chemicznego rozbioru. W rozbitéj warstwie można było wyraźnie rozpoznać coroczne osady: wierzchni tegoroczny był białego koloru i na l/t cala gruby; późniejszą porą latem grubość osadu ma wynosić dwa do trzech cali. Inne pod tamtą znajdujące się warstwy miały tylko grubość jednej do dwóch linij, gdyż Aviosną i późną jesienią, kiedy atmosferyczna woda zbiera się w jeziorze, większa część osadu znowu się rozpuszcza. Każdy roczny osad oddzielony był od następnego wązkim, zaledwo dającym się dostrzedz, szarym paskiem. Pomiędzy piątym i szóstym rocznym osadem znajdowała się na’/s linii gruba warstwa sypkiego piasku, którą jesienne i wiosenne burze zapewne naniosły na powierzchnię jeziora.
Sól Baskunczacka była dawniéj przedmiotem handlu, z którego żyjący w pobliżu jeziora Kałmycy i Czernojarcy niemałe zyski ciągnęli; teraz Rząd wydobywanie soli wziął na siebie. W tym celu znajdują się tuż nad jeziorem (pierwéj nad brzegiem Acbtuby) potrzebne do tego zakłady pod nadzorem dwóch solnych urzędników, którym astrachańska kozacka komenda służy za straż i do innych posług.
Solne także jezioro jest przedmiotem rozmaitych podań. Pomijamy je, a udzielamy tu tylko ogólnie upowszechnioną tutaj następną powiastkę, która trafnie maluje charakter tutejszych mieszkańców. Przed ośmią laty jechał Kozak przez wyżéj wspomniony wąwóz Karassu, i gdy to był dzień gorący, a postrzegł wodę w wąwozie, postanowił napoić tam swojego konia: zsiadł tedy z niego i puścił go wolno w kotlinę. Zaledwo koń wstąpił w środek niej, gdy nagle szlamowaty grunt rozstąpił się pod jego nogami i on zapadł. Kozak pospieszył natychmiast na pomoc, ale wkrótce się przekonał, że sam nie będzie mógł dać rady, i dlatego pobiegł do sąsiedniéj wsi, żeby przywołać ludzi. Przybyli oni z drągami i powrozami, ale konia nie znaleziono; znikł on bez śladu. Po półtora zaledwo miesiącach dziwnym sposobem znaleziony został z siodłem i wędzidłem w małéj rzeczce, o 50 wiorst od brzegów jeziora wpadającéj do Achtuby.
Co się tycze ludności tych pustyń, składała się ona, jak tutaj, tak na zachodniej stronie Wołgi z Kałmyków, którzy wiedli życie koczownicze w stepach; ale odtąd, jak na wschodniéj stronie Wołgi mieszkający Kałmycy uchylili się z pod panowania rossyjskiego przez znaną ucieczkę 1770 roku i wywędrowali do chińskiéj Dzongarei; stepy te pozostały czas jakiś pustemi, dopóki nie zostały zajęte przez wiele plemion Kirgizów małej hordy, którzy w skutku wewnętrznych niezgód poddali się berłu rossyjskiemu.
Jeden rossyjski dziennik (*) pisze następnie o małéj, czyli jak ją późniéj nazwano, wewnętrznéj Kirgizkiéj hordzie:
Kirgiz-Kajsacy, mieszkający w gubernii Astrachańskiej, zostają od roku 1801 pod panowaniem rossyjskiém, i przybyli tam z za Uralu, pod dowództwem Bukej-Nurali-Chana, poprzednika i ojca teraźniejszego Chana, nie więcej jak w liczbie tysiąca kibitek. Cesarskim Ukazem, wydanym przez Cesarza Pawła 1, 11 marca 1801 roku, dozwolono im osiedlić się w Astrachańskiej gubernii, a zarząd tym ludem po śmierci Bukeja, z powodu małoletności jego następcy, teraźniejszego Chana, generał-majora Dżangir-Chana (**), powierzony został Sagaj-Sułtanowi, bratu zmarłego Bukej-Chana.
Obozowisko, czyli miejsce pobytu Chana wewnętrznéj Kirgizkiéj ordy, znajduje się w gubernii Astrachańskiej, w okręgu Czernojarskim, powiecie Naryn-pieskim, 300 wiorst od Astrachanu, a 800 od Orenburga. Podległy mu lud koczuje w czterech okolicach:
1. Na wybrzeżach morza Czarnego;
2. Na granicy gubernii Saratowskiej;
3. W okolicy zwanéj Kamysz-Samarsz;
4. Blizko granic gubernii Orenburgskiej, pomiędzy rzekami Bolszą i Klin-Usden.
Liczba dusz wewnętrznéj Kirgizkiéj ordy z dokładnością nie może być wiadomą, gdyż Kirgizy, jak wszystkie koczujące ludy, obcy są wszelkim administracyjnym urządzeniom, i każdy z nich stara się jak może uniknąć wpisu do skazek; ale wnosząc z liczby kibitek (16, 000), i przyjmując, że w przecięciu trzy dusze żyje w każdéj kibitce, można z niejakąś pewnością przypuścić, że ludność ta dochodzi do 50, 000 dusz. Głównym środkiem ich utrzymania się jest chów bydła, którego ilość wynosić może około 90, 000 sztuk wielbłądów, 150, 000 sztuk roga-
(0) Zob. Magazyn literatury zagranicznej, 1S42, Nr. 82.
(**)“Chan Dżangir, z którym późniéj podróżni nasi się zapoznali, umarł przed kilkunastą laty, będęcjeszcze w samej sile wieku.
Podróże Humboldta. Od. II, 11. 34
tego, 400, 000’koni i 2, 000, 000 owiec. Z wiadomości znajdujących się w kancellaryi gubernatorskiéj okazuje się, że Chan i podlegli mu Kirgizy przedali w 1841 roku: 460 wielbłądów, 12, 000 sztuk x*ogatego bydła, 3, 000 koni i 145, 000 owiec. Cienko-wełniasty ch jednak owiec orda nie posiada.
Kirgizy dzielą się na dwadzieścia różnych plemion i rządzeni są przez osobno ustanowionych naczelników każdego plemienia, zwanych sułtanami czyli Chodszy, którzy mają dziedziczne prawo i osobne przywileje od prostego gminu.
Najwyższą władzę sądowniczą i administracyjną we wszystkich gałęziach zarządu, według prawa mahometaóskiego i zwyczajów kirgizkich, na zasadzie Cesarskiego dyplomatu z 22 czerwca 1823 r., ma Chan; ale dla łatwiejszego i prędszego załatwienia interesów, jest z rozkazu Cesarza przydany Chanowi dywan, czyli rada, składająca się z dwunastu znakomitych naczelników ord czyli radców, po jednemu z każdego plemienia, którzy wszelkie wzajemne skargi Kirgizów i mniejsze sprawy rozstrzygają. Obce także często osoby, mające spory z Kirgizami, udają się po rozstrzygnienie do Chana.
W osobnych plemionach, administracya ordy polega na sułtanach i starszych (starszyny). Każde bowiem plemie ma swojego sułtana, którego mianowanie zależy od Chana, ale potrzebuje potwierdzenia Orenburgskiéj granicznéj kommissyi; starszyny zaś, których liczba jest nieograniczoną, mianuje i potwierdza sam Chan. Sułtani, czyli naczelnicy plemion, obowiązani są pilnować w swoich okręgach dobrego porządku i spokojności;’pgłaszać i wypełniać rozkazy i cyrkularze Chana, dostawiać w każdym czasie na jego żądanie potrzebną ilość ludzi; o różnych pod tym względem zaszłych zatrudnieniach uwiadamiać i rozstrzygnienia Chana względem nich oczekiwać; nad podleglemi ich władzy starszynami mićć dozór, i mniej ważne sprawy równie sumiennie jak z zadowoleniem stron rozstrzygać. Niezadowoleni wyrokiem sułtana mogą się udawać do sądu Chana. Dla ułatwiania spraw bieżących, każdemu sułtanowi dodany jest pisarz, potwierdzany przez Orenburgskiego wojennego gubernatora, z pensyą roczną 500 rubli ass. z summy etatowéj przeznaczonéj dla Chana. Zakres władzy starszyny rozciąga się tylko na kilkanaście kibitek; obowiązkiem ich jest ułatwiać drobne spory, utrzymywać porządek, otrzymane za pośrednictwem sułtana rozkazy Chana wypełniać, i wszelkie ważniejsze kwestye, tyczące się religijnego lub cywilnego sądownictwa, do wiadomości Chana tąż drogą podawać.
Utrzymanie wszelkich władz kirgizkich, tak sułtanów jak starszych, pozostaje na koszcie Chana czyli ordy, i rząd rossyjski nie ponosi w tym Względzie żadnych wydatków.
Chan, według prawa mahometańskiego, zwołuje dwa razy do roku zgromadzenie ludowe: pierwsze, „Sekatt„ (*), wiosną; drugie, „Suggum“ (**), jesienią. Podczas pierwszego z tych zgromadzeń każdy właściciel 40 do 120 owiec daje Chanowi jedną, właściciel 120 do 300 owiec daje dwie i t. d. Podczas „Suggum“ lud składa dobrowolne dary, wedle swej możności, na stół Chana i jego rodziny, równie jak na załatwienie niektórych innych potrzeb, a mianowicie:
1. Na utrzymanie przybywających codziennie z ordy do Chana ze skargami i za innemi interesami Kirgizów, równie jak na furaż dla ich koni;
2. Na podarunki czynione ludziom, którzy przez swe chwalebne postępowanie i dobre usługi zasłużyli na nie;
3. Na wsparcie biednych, którzy z powodu nieprzewidzianych okoliczności zrujnowani zostali;
4. Na wynagrodzenie sułtanów i innych osób, którzy przez Chana w interesach ordy w charakterze deputowanych do śledztw, lub jako czasowi zawiadowcy użyci byli;
5. Na utrzymanie kancellaryi Chana;
6. Ażeby w braku pastwisk we własnym kraju dla przekarmienia bydła, najmować je w sąsiednich guberniach.
Wszystkie te interesa i zgromadzenia są ułatwiaue przez starszyny, i ci pobierają od Chana płacę na swe utrzymanie; sułtanowie zaś nie otrzymują nic od tych zgromadzeń. Dla nich odbywa się osobny „Suggum“ czyli znoszenie darów od możniejszych właścicieli, powierzonych ich pieczy.
Powszechnego zgromadzenia ludu nie zwołuje Chan nigdy, a bićdniejsi szczególnie doznają jego łaski i powolności.
Z liczby występków trzy tylko należy do sądu Chana: przedaż Rossyan w niewolę, łupieztwo i mord. O każdym takim wypadku daje
(«) Sekatt jest wyrazem arabskim i znaczy: wszystko co się daje ubogim lub ofiaruje na dzieła dobroczynne. W czasie święta Kamuzanu, podczas którego, według wiary mahometuńskiej, Koran z nieba był zesłany, Muzułmanin powinien z każdych czterdziestu rubli swojego majątku dać jednego rubla, albo cokolwiekbądź odpowiedniego tej wartości, biednym, i tym sposobem oczyścić ku czci Boga pozostałe 39: ztąd Sekatt otrzymał znaczenie oczyszczenia.
(**) Suggum znaczy u Mongołów-Tatarów przyrządzenie wszelkiego rodzaju mięsa bydlęcego do jedzenia. Chan wiedzieć najbliższéj policyjnéj władzy, przytem naznacza ze strony Kirgizów deputowanego i uwiadamia o tém Orenburską graniczną, komissyę, do któréj wtedy, po udowodnieniu przestępstwa, tak przestępca jak dzieło o nim odsyła się.
Pierwej uważ li się Kirgiz-Kajsacy wewnętrznej ordy pod tym względem jako cudzoziemcy; teraz zaś jako zostający pod wiedzą ministerstwa spraw zagranicznych, podlegli są władzy Orenburgskiéj granicznéj komissyi i wojennemu gubernatorowi. Ale ponieważ Kirgizka orda koczuje wgubernii Astrachańskiéj, jest także zależną od władz gubernialnych Astrachańskich, od których Chan dla straży swéj osoby otrzymuje 100 kozaków, a dla utrzymania porządku 50 Kałmyków.
Pomimo spokojnych stosunków téj ordy z Rossyanami i sąsiedniemi jéj osadnikami innych narodów, rzeczą jest niewątpliwą, że teraźniejszy sposób zarządu dla ludu całkiem obcego europejskiéj cywilizacyi jest koniecznie potrzebny.
Jednakże w obozowisku DżangirChana uprawa roli i przemysłowość zaczyna się powoli rozwijać. Oprócz mieszkalnych i gospodarskich budowli samego Chana, mają téż krewni, duchowieństwo i niektóre osoby go otaczające, swoje własne domy. Także podczas odbywających się tu w maju i czerwcu jarmarków, stawią się budy i przybywają kupcy, tak z tej jak z innych oddalonych nawet gubernij, równie jak sąsiednie koczujące plemiona, i handlują wiosną bydłem, jesienią zaś, kiedy zbiór ludzi jest większy, różnemi towarami, i wtedy znaczne kapitały są w obrocie.
Korzyść więc, jaką Kirgizy Rossyi przynoszą, chociaż nie jest zbyt wielką, ale zawsze jest znaczną; gdyż zaludniają oni powoli rozległe, piasczyste i bezpłodne stepy, które dla każdego innego ludu, przy wykłego do rolnictwa i przemysłu, byłyby prawie bez żadnego użytku, a trzody Kirgizów teraz już przynoszą nie małe korzyści dla państwa.
Na obszarze ziemi zajmowanym przez Kirgizów, nie wolno, jak Goebel utrzymuje, paść bydła Kałmykom ani Tatarom, nawet za wynagrodzeniem lub opłatą dani Chanowi; gdyż według zapewnienia tego ostatniego, powierzchnia ziemi dla nich przeznaczona zaledwo wystarcza na przekarmienie ich własnych trzód.
Sposób życia Kirgizów jest w ogólności bardzo prosty: mięso owiec i rogatego bydła, rzadko koni i wielbłądów, z powodu wysokiéj ich ceny, ugotowane w wodzie i porznięte na małe kawałki, które nazywają bisz-barmak (tojest pięć palców, gdyż palcami biorą je z talerza), stanowi główny ich pokarm; ale mają także wędzone mięso, szczególnie końskie szynki i kiełbasy. Chleba nie znają, a z mącznych potraw używają tylko czasami kaszy z wodą gotowanej, którą kupują u mieszkańców Nadwołżskich; ale za to w każdéj kibitce jest kruł, tojest twardy ser, bardzo nieprzyjemnego smaku. Za napój używają wody, mleka słodkiego, kumysu i ajranu.
Mało chorób jest im znanych, i dosięgają oni często bardzo podeszłego wieku. Co do chorób i środków leczenia u nich, Goebel dowiedział się od przybocznego lekarza Chana, młodego Rossyanina, wychowanego w Kazaniu, że Kirgizy są wielkiemi zwolennikami puszczania krwi, że proszą 8° często o to, i że szczególnie Tatarowie zajmują się tóm u nieb. Przeciwko wielu chorobom, mianowicie przeciw romatyzmom, wkładają na siebie świeżo ściągnioną skórę bydlęcą; zwykle zabijają w tym celu owcę i obwijają cierpiącą część ciała ciepłą skórą. Jeżeli całe ciało jest cierpiące, zabijają krowę i na nagie ciało kładą skórę. Prócz tego mają czarowników, którzy przez zamawiania, zawieszania głów wężowych i podobne sposoby starają się leczyć. Większa część chorób pochodzi z rozszerzonej ogólnie krosty, przeciw któréj żadnych środków nie używają; również panują u nich zapalenia oczu, zdarzające się najczęściéj wiosną i pochodzące z blasku słonecznego odbijającego się od śniegu; także ospa w niektórych latach szerzy wielkie zniszczenie, gdyż Kirgizy mają uprzedzenie przeciwko szczepieniu ospy, skutkiem dawniéj czynionéj próby, która się nie udała i nie zapobiegła okazaniu się naturalnéj ospy; wreszcie panują często bole żołądka, na które cierpią dzieci i dorośli. Choroba ta zależy na niezmiernój odętości żołądka i pochodzi z użycia złéj wody, oraz zepsutego mięsa i zbytecznego niém obładowauia się.
Kirgizy często podlegają ukąszeniu tarantul, które sprawia nadzwyczaj dolegliwe cierpienia, szczególnie mocny ból piersi, lubo nie sprowadza śmierci, gdyż gatunek tarantul, znajdujący się na stepach, nie jest zbyt jadowity. W razie ukąszenia tarantuły, ponurzają się aż po szyję w studniach, i przedsiębiorą iune środki. Prócz tego, jak już wspomnieliśmy, mają swych czarowników i wróżków, którzy rozmaitemi kuglarstwami mają im pomagać. Kirgizy w ogólności są bardzo łatwowierni, również gadatliwi i ciekawi. Ale z drugiéj strony są gościnni, choć może liczą sobie w duchu na wzajemność; chciwość jest głównym rysem ich charakteru i daje często powód do krwawych zajść, do których wciągnione bywają cale rodziny, tak, że żyją prawie w ustawicznéj walce: osobista zemsta bowiem (baranta) nietylko jest u nich cierpianą, ale ten co szczęśliwie wychodzi we wzajemnych napadach, bywa od innych wysoko ceniony i szanowany. Straszliwą, jest ich krwawa zemsta, gdy który z nich polegnie w powstałej bójce. W ogólności jednak nie są waleczni, ale raczej podstępni i zuchwali zbójcy, którzy podejściem lub nagłym napadem starają się zwyciężyć swego nieprzyjaciela i rzucają się do ucieczki, skoro znajdą silny opór. Dlatego napady swoje i zaczepki czynią najczęściéj w nocy. Z małą więc garstką kozaków, których szczególnie lękają się, można bezpiecznie przebyć całe stepy. Z resztą, należą oni do najzręczniejszych i najwprawniejszych jeźdźców, jakich tylko znaleźć można. Z łatwością wyuczają się wszystkiego, do czego potrzeba tylko mechanicznej wprawy. W dziecinnym już wieku uczą się jeździć i strzelać z łuku; dorośli zaś przepędzają swe życie na odwiedzinach i próżnowaniu, gdyż kobietom zostawione są wszelkie ciężkie roboty. Te muszą troszczyć się o gospodarkę domową, podczas zmiany siedlisk zdejmują i znowu stawią jurty, i w ogólności są niewolnicami swoich okrutnych mężów.
Pas ziemi na wschód Wołgi jest zamieszkany przez Kałmyków, Tatarów i inne plemiona, którzy częścią nie brali udziału w wielkiéj ucieczce, częścią przesiedlili się z zachodniej strony Wołgi lub innych okolic. Znajduje się też pomiędzy nimi 1000 namiotów kondurowskich Tatarów, którzy będąc dawniéj podlegli Kałmykom, po ucieczce tych ostatnich pozostali, oraz 260 kibitek Truchmenów, którzy z dozwolenia Cesarza Aleksandra I przenieśli się tam ze wschodnich wybrzeży Kaspijskiego morza.
Pas ziemi na wschód małego Uzenu i jezior Kamysz Samary, należy do kozaków Uralskich, mających forpoczty na lewym brzegu małego Uzenu, pomiędzy któremi najważniejsza Glinianoj, przy ujściu Uzenu do zachodniego Kamysz-Samary jeziora, ale którzy także często z Uralu przychodzą na wybrzeża obu Uzenów i jezior Kamysz-Samary, już to dla łowienia ryb w tych rybnych wodach, już dla zbierania siana na wybrzeżach Uzenów, już wreszcie dla wydobywania soli z licznych jezior leżących pomiędzy temi rzekami. Hansteen powiada, że rząd rossyjski chcąc ustalić siedliska niespokojnego charakteru Kirgizów w stepach, oddał szeroki pas ziemi pomiędzy rzeką Uralem a częścią stepów ustąpioną Kirgizom, Uralskim kozakom, ażeby ci strzegli tamtych i nie dozwalali im przenosić się na wschodnią stronę Uralu. Jakoż w istocie Kirgizy robili podobną próbę i obładowali byli wielbłądy swe kibitkami, żeby przenieść się za Ural; ale kiedy w swym pochodzie spotkali kordon dobrze uzbrojonych kozaków, wówczas gdy sami byli bezbronni, wrócili po kilku strzałach i zachowali się nadal spokojnie.
Z powodu częstych stosunków pomiędzy Glininoj a Uralem, idzie ubita droga od tego miejsca do Kałmykowa i do Mergieniewa na Uralu. Z Glininoj bowiem idzie stepami jedna droga prosto do Astrachanu przez Rynpieski mimo Czapczaczy do Achtuby, druga na zachód od Wołgi, z Glininoj najprzód na północ Rynpiesków do miejsca pobytu Chana, ztamtąd do jeziora Elton, a potem albo do Dubowki albo do Kamyszyna nad Wołgą,. Pierwszą drogą udał się Pallas wiosną 1773 roku i odbył ją najętemi końmi w 16 dni; drugą powracał Goebel 1834 r. w przeciwnym kierunku od Wołgi do Uralu, i odbył ją w daleko krótszym czasie, ale miał przytém wielką pomoc ze strony Chana, który nietylko posłał mu swoje konie aż do jeziora Elton, ale dał mu przewodników przez stepy aż do Glininoj. Tęż sarnę pomoc otrzymaliby podróżni nasi ze strony Chana, gdyby go byli uwiadomili o tćm; ale dla krótkości czasu musieli bez przewodników na los szczęścia puścić się przez stepy, w nadziei spotkania po drodze kirgizkie auły, w których mogliby nająć konie: z resztą p. Karelin, który namawiał ich do téj drogi, i nieraz ją sam przebywał, ofiarował się dobrowolnie towarzyszyć podróżnym aż do Chana i wspierać ich swojém doświadczeniem.
Tak więc podróżni śmiało puścili się przez stepy. Ale podróż tę można było dwojakim sposobem odbyć, tojest: przebywając stepy albo od północy, albo od południa. Północna droga jest razem pocztową, idzie ona z Orenburga najprzód do Busułuka i Samary, gdzie zbliża się do Wołgi; później wzdłuż téj rzeki, przez Saratów i Sareptę do Astrachanu. Droga ta nie przedstawiała żadnych trudności, ale ponieważ ona z Orenburga idzie najprzód w północno-zachodnim kierunku, a Wołga od Samary płynie rozwartym na zewnątrz obróconym kątem na południe, przeto należy czynić wielki objazd udając się do Astrachanu. Druga droga jest krótszą, idzie wzdłuż średniéj i dolnéj Uralskiéj linii przez Uralsk do Gurjewa przy ujściu Uralu, a potém albo wodą aż do morza Kaspijskiego, albo brzegiem rzeki, jak ciągnie się kordon, do Astrachanu. I ta droga aż do Gurjewa nie przedstawia żadnych trudności, ale za to nie małe zachodzą jadąc ztamtąd do Astrachanu. Odbyć ją wodą nie podobna było, gdyż takich statków, na których można byłoby transportować powozy, nie było w Gurjcwie; dlatego droga ta musiałaby się odbyć na statku, przychodzącym z Astrachanu do Gurjewa dla zabierania podróżnych, po drodze zaś przez kordon należało się lękać, że w stanowiskach kozackich, które szczególnie od Gurjewa
KONIEC TOMU TIEHWSZEGO, ODDZIAŁU DKUOIEGO.
w znacznéj odległości od siebie zostają, nie można będzie znaleźć potrzebnéj do ich powozów liczby koni, nie mówiąc już o trudnościach jakie zachodzą przy przeprawianiu się powozami przez wiele ramion, na które Wołga przy ujściu swojém się dzieli. Tak więc podróżnym zostawała tylko północna droga, bo chociaż ta z wielkim nakładem prowadziła do celu, ale nie narażała na wielkie trudności, których podróżni tém bardziéj uniknąć starali się, że spóźniona pora roku nie dozwalała im żadnéj. zwłoki. Żeby zaś poznać Uralsk, główne siedlisko kozaków Uralskich, postanowił Humboldt udać się najprzód w dół Uralu aż do tego miasta, a później w Busułuku wyjechać na wielką drogę.


tatf)
Siipwiarowllki A., Gałerya Konkurentów i Konkurentek, kop. 70.
Ołtarzyk Najświętszej Maryi Panny Matki Boskiej Ostrobramskiej. Zbiór nabożeństwa, poświęcony szczególniejszemu uczezcniu i uwielbieniu N.M. Panny, w W iinie w Obrazie Ostrobramskim niezłiezonemi laskami słynącej; poprzedzony historyczną wiadomością o tymże cudowym Jej wizerunku, przez X. J. M. Wilno, 1S60. Na papierze szarym, oprawny w skórkę; brzegi naI;rapiane, 35 kop. ’Jakież wydanie, w oprawie lepszej, ze złoconemi brzegami i futerałem, 65 kop.; na papieize pólbialyni, oprawny w skórkę, z iuterałem, brzegi złocone, HO kop.; na papierze białym z wiz runkiem N. Panny i widokiem Oslrej-Bramy, na stali rznięteiri, bez oprawy rs. 1; oprawny w safian lub płótno angielskie, złocenia brzegów staranne, rs 1 kop. 50; na najpiękniejszym welinowym papierze, z podobnemi stalorytami, bez oprawy rs. 2; oprawny w chagryn z suchemi wyciskami rs. 3; w takiejże oprawie ze złoconemi wyciskami na okładkach rs. 3 kop 30; takież wydanie w aksamit oprawne, z klamerką rs. 6; takież wydanie i w podobnéj oprawie z ozdobami bronzowenii na rs. 1 kop. 50, rs. 8 kop. 25 i na rs. 9.
Pielgrzym w Dobromilu, czyli nauki wiejskie z dodaniem powieści. 2 tomy w 1-m. Wydanie ozdobione 16-ina pięknemi litografiami. Na welinowym papieize oprawny w tekturkę, rs. 2 k. p. 25; na welinowym papierze, bez oprawy, rs. 2; na papierze białym z rycinami, rs. 1 kop. 50; na p pierze białym bez rycin, ls. 1.
Przechadzki po Wilnie i jego okolicach, przez Jana ze Sliwina. Wydanie drugie, poprawne, dopiskami uzupełnione i planem miasta ozdobione, rs 2 kop. 50.
Różaniec Najśw. Panny.Maryi i Pana Jezusa, wyłożony i przedstawiony na arkuszu do zawieszenia na ścianie; Ozdobiony 3-ma pysznemi drzeworytami, przedstawiającemu N. P. Różańcową z całą męką Zbawiciela, Pana Jezusa i Ś. Dominika, kop. T/2.
— Toż samo w języku jitewsko-żmudzkim, kop. 71/,.
kop.
Moniuszko Nt., Piosenki obce na swojski strój. — Przekład Wł. Syrokomli.
Nr. 1. Starość .10
— 2. Stara kapota 40
, — 3. Stary kapral ( 50
Nie! Śpiew z towarzyszeniem fortepianu — ’Słowa autorki „Bluszczy„ 1“>
!YoivicIii Łiii<ltvili, Ach! pocałuj! Śpiew 45
WYDANYCH KAKŁADEM
MAURYCEGO ORGELBRANDA
W WILNIE.
— Jan Zamojski. — Polonez 45
PRZEKŁAD Z NIEMIECKIEGO
Michała Bohusza Szyszki.
WILNO.
Nakładem Maurycego Orgelbranda, K.ijgarta. 1861.
ALEKSANDRA HUMBOLDTA
PODRÓŻE.
ODDZIAŁ II.
Tom II.
PODRÓŻE PO ROSSYI EUROPEJSKIEJ I AZYATYCKIÉJ.
lont 2.
Pozwolono drękować, z obowiązkiem złożenia w Komitecie Cenzury, prawem oznaczonej liczby excmplarzy.
Wilno. 12 Marca 1859 roku.
Cenzor, Paweł Unkolnik.
i
W Drukarni Outety Codziennej. Z. AR^MTŁU
U
RYS PODROŻY
PO ROSSYI EUROPEJSKIEJ I AZYATYCKIEJ
ALEKSANDRA HUMBOLDT’A.
KSIĘ6A MISI.
ROZDZIAŁ L
Wyjazd z Orenburga. — Przybycie do Uralska. — Uralscy Kozacy. — Potów ryb na Uralu.
Rano 26 września opuścili podróżni nasi Orenburg. Znajomi ich panowie Gens i Suszkow towarzyszyli im aż do oddalonéj o trzy wiorsty od miasta rzeki Sakmary, i tu ich pożegnali. Tu także rozstali się z Humboldtem dotychczasowi towarzysze jego “podróży, panowie Hofinann i von Helmersen, którzy z Orenburga mieli udać się prosto do Petersburga, i tam zjechać się znowu z Humboldfem.
Promem przeprawili się podróżni przez Sakmarę, któréj brzegi pięknie pokryte są liściastemi drzewami (dębami i bukami) i na których daje się widzićć tenże sam czerwony piaskowiec, jaki okrywa brzegi Uralu pod Orenburgiem. Minąwszy pierwszą stacyę Czernoreczynsk (27 wiorst od Orenburga), droga staje się górzystą i ciągle pozostaje taką aż do trzeciéj stacyi Niżnie-Oziernaja (89 wiorst od Orenburga), gdzie przybyli wieczorem. Stepowe wzgórza, Obszczyj Syrt, ciągną się tu wzdłuż Uralu; dalej zaś oddalają się więcéj od niego i idą w wschoPodróżo Humboldta, Od. U, t II. J dnim kierunku, rozdzielając przytoki rzeki Uralu od przytoków Wołgi, które przez Sakmarę zbliżają się do Uralu pod Czernoreczynskiem aż na odległość 15 do 20 wiorst. Po za stacyą Niżnie-Oziernaja droga staje się równiejszą i idzie ciągle wzdłuż rzeki Uralu, którego brzegi są strome, a w nizinach pokryte osinami, topolami i wierzbami, które także rosną na licznych wyspach pokrywających rzekę. W gruncie daje się postrzegać już dużo soli i często dają się widzieć solne kałuże. Rano 27 września przybyli do Kirsanowskoj a o godzinie piątéj po południu do Uralska (304 wiorst od Orenburga).
Uralsk leżący przy ujściu Czaganu do Uralu, tam, gdzie ten przyjmuje południowy kierunek, jest jedném z piękniejszych miast południowéj Rossyi. Szeroka główna ulica jest po obu stronach zabudowaną wielą pięknemi, nawet wspaniałemi domami, które świadczą o dobrym bycie mieszkańców. Jeden z najpiękniejszych domów, Atamana Borodina, wewnątrz także pięknie umeblowany, przeznaczony został na mieszkanie podróżnych. Wiele jeden po drugim zdarzonych pożarów, szczególnie ostatni 1821 roku, przyczyniły się nie mało do upiększenia miasta. Uralsk liczył w roku 1849, 10, 822 mieszkańców. Pallas wspomina
0 bardzo pospolitym tu także, wspoinnionyin wyżéj owadzie, tarakanach, równie jak o wędrownych szczurach, których liczne gromady w r. 1766 z Samarskich stepów wkroczyły do miasta.
Uralsk jest główném siedliskiem Uralskich Kozaków. Dawniéj nazywali się oni Jaickiemi Kozakami, rzeka zaś i miasto nazywały się Jaik
1 Jaickoj Gorodok; ale po buncie Pugaczewa w roku 1774, którego główném ogniskiem był Uralsk, nadane im zostały teraźniejsze nazwania, ażeby zatrzeć wszelkie wspomnienie tego nieszczęsnego wypadku. O założeniu Uralska i charakterze Uralskich Kozaków czytamy następną wiadomość w Pamiętnikach rossyjskiego geograficznego Towarzystwa (tom I).
„Przy końcu szesnastego wieku, 600 czy 700 Wołźskich Kozaków przybyło na Ural, wybudowało tu miasto Uralsk i dało początek teraźniejszemu Uralskiemu wojsku. Tym sposobem na długi czas przed zaprowadzeniem Orenburgskiéj linii, garstka Uralskich Kozaków służyła za straż południowo-wschodniéj Rossyi. Ponieważ Kozacy przybyli na Ural w tym czasie, kiedy nawet okolice Wołgi nie były bezpieczne od napadów koczujących plemion; będąc więc otoczonemi zewsząd od nieprzyjaciół i nie posiadając tak żyznéj ziemi, jaką mieli w Małorossyi, nie mogli zajmować się rolnictwem i handlem, ale stosując się do swego położenia, musieli szukać środków wyżywienia w rybołówstwie i hodowli bydła, szczególnie zaś w hodowli koni. Ponieważ Kozacy zostawali w ciągłéj walce z stepowemi nieprzyjaciółmi, którzy ich przy najmniejszym zaniedbaniu się ciągnęli w okrutną niewolę, i musieli ciągle odpierać ich napady, będąc bezustannie narażonemi na niebezpieczeństwa i niedostatki, zachowali aż dotąd przymioty pochodzące z ich miejscowego położenia: znajomość stepów, a na niższej linii, znajomość morza i rybołowstwa. Roztropność, przytomność umysłu, cierpliwość, wstrzemięźliwość, posłuszeństwo, czujność, wytrwałość na zmiany powietrza, pobożność, są to przymioty, któremi Kozacy tamtejsi odznaczają się. Jak tylko morze okryje się zimą lodem przy ujściach Uralu, wyjeżdżają Kozacy sankami na rybolowstwo o pięćdziesiąt, sto i więcéj wiorst od Gurjewa, dopóki ich lód utrzymać zdoła, i biorą dla siebie, równie jak dla koni potrzebny zapas żywności. Tu zaskoczeni bywają często burzami; lód pęka, a odważni Kozacy na bryłach lodu pływają po morzu. Gdy karm dla konia zostanie spożyty, Kozak zabija go, obciąga skórą swoje sanki i czeka z ufnością w Bogu, póki wiatr się nie zmieni i nie przypędzi go znowu na ojczyste brzegi. Rzadko się zdarza, żeby który z nich utonął w morzu.
„Ponieważ Kozacy zostają w ciągłéj walce z swemi sąsiadami, tak w służbie stepowéj jak podczas rybołowstwa, ludność ich nie tyle się powiększa przez rozrodzenie się jak przez przyłączenie się do nich rozmaitych wychodźców z Rossyi, szczególniéj starowierców, a może zbiegłych żołnierzy i tamtejszych mieszkańców. To łatwo poznać można po wyraźnych i odmiennych rysach, jakie ich różnią od Rossyan; w mowie ich, równie jak w obyczajach odbija się stara Rossya, a także cóś Tatarskiego. Wiele jest jeszcze Uralców, którzy nie jedzą mięsa krowy zarzniętéj przez Rossyan, oraz nie piją ani mleka wielbłądziego, ani kumysu. Ponieważ długi czas zostawali oni pod własnemi dowódzcami i rządzili się własnemi prawami, oraz stepami odłączeni byli od bliższego zetknięcia się z Rossyanami, zostali przeto obcymi reformom, które Piotr Wielki wprowadził do Rossyi. Założenie tylko kozackiéj szkoły w mieście Uralslcu, służyło w nowszych czasach za podstawę do wyższego ich kształcenia się.“
Liczbę wszystkich Uralskich Kozaków podają na 15, 000 męzkich dusz, pomiędzy któremi 5, 500 zdolnych do służby, którzy jako tacy zapisani są w kancellaryi wojskowéj i mają prawo zajmować się rybołówstwem na Uralu, ale za to obowiązani są odprawiać służbę wojskową i stawić się na pierwsze wezwanie. Zwykle znajduje się około 3, 000 ludzi w czynnéj ciągłej służbie; ale w razie potrzeby, obowiązaui są wystawić 10 pułków, licząc po 500 ludzi na pułk, w jakowym razie zaledwo 500 wpisanych Kozaków pozostaje dla strzeżenia linii. Z 3, 000 zostających w ciągłéj służbie, 1, 500 ludzi odbywa służbę na linii od morza Kaspijskiego na 650 wiorst w górę Uralu, reszta znajduje się po rozmaitych stronach państwa Rossyjskiego, w gubemii Astrachańskiéj, w Mołdawii, w Petersburgu, Niżnim Nowgorodzie i Kazaniu. Ci co pozostają od czynnej służby, tojest, którzy najęli drugich w miejscu siebie, zajmują się rybołówstwem i ci tylko mają przez ten czas prawo do tego ( ).
Dobry byt Uralskich Kozaków przypisać należy korzystnemu rybołówstwu na Uralu, które, oprócz służby wojskowéj, w któréj, jak wspomnieliśmy, część tylko Kozaków ciągle zostaje, jest główném ich zatrudnieniem; chów bydła zaś i rolnictwo są tylko przydatkowemi ich zajęciami. Ponieważ większe gatunki ryb zostają w wysokiéj cenie, są Kozacy, którzy posiadają 40, 000 i więcéj rubli majątku. Żona bogatego Kozaka, gdy jest paradnie ubraną, nosi nagłowię pewien rodzaj czepka w kształcie szyszaka, gęsto wyszytego wielkiemi prawdziwemi perłami, wielkości prawie ziarn kawy i wartującego około 1, 000 rubli ( ). Ryby poławiane w Uralu, są szczególnie wielkiemi wędrownemi rybami, jakoto: bieługi (wyzy), jesiotry, tak nazwane siewrugi i sterledy, które w pewnych porach roku, mianowicie wiosną i jesienią, tojest czasu ikrzenia się, w wielkich gromadach z Kaspijskiego morza idą w górę rzeki. Połów odbywa się na Uralu trzy razy do roku, w styczniu, od początku maja do czerwca i w październiku (***); prócz tego na początku grudnia w przy tokach Uralu i rybnych jeziorach stepowych łowią się ryby sieciami, ciągnionemi pod lodem i to może uważać się za czwartą porę łowienia, chociaż mniej ważną od innych, gdyż wtedy poławiają się tylko drobne gatunki ryb dla domowego użytku. Wielkie gatunki jesiotrów przedają się zwykle kupcom, przybywającym w czasie połowu do Uralska, częścią świeże, częścią solone. Największe wyzy poławiane na Uralu ważą. według Falłasa, do 1, 000 funtów; te które Hansteen widział, miały sześć do ośmiu stóp długości i grube w stan człowieka. Cena takiéj ryby wynosi do 200 rubli. Największe jesiotry, ważące do 200 funtów, bywają długości jednego sążnia. Sterled jest daleko mniejszy, od 1 do ls/t stóp długości, ma żółtawe mięso, tłusty i bardzo smaczny. Podczas letniego połowu szacują złowione ryby w następnym porządku: siewrugi, jesiotry, wyzy; sterled trafia się rzadziéj i bywa ceniony stosownie do swéj wielkości. Zimą jesiotr szacuje się więcéj i pud jego kosztuje wtedy 12 rubli, siewrugi 10 rubli, wyzy 8 rubli, sterledy zaś tylko 5 rubli, gdyż ryba ta wstanie zamarznięcia bardzo wiele traci na smaku ( ).
Do solenia ryb używają Kozacy wiele soli, która w tych obfitych w sól okolicach prawie nic ich nie kosztuje. Wolno im bowiem zaopatrywać się w nią samym, i dobywają jéj najwięcéj z jezior, jako to: błotnego jeziora (Griaznoje Ozicro), leżącego 250 wiorst na południowschód Uralska i najbliższego wprawdzie od tego miasta, ale zawierającego w sobie najmniéj soli, która w miesiącach lipcu i sierpniu osiada na grubość palca, oraz innych małych jezior, jako Sakryzkiego, leżącego między wielkim i małym Uzenem. a szczególnie Inderskiego. Roczna ilość użytej soli wynosi do 200, 000 pudów, z których 100, 000 wydobywa się z samego Inderskiego jeziora. Roczny odbyt podają na 400, 000 pudów ryby i 60, 000 pudów kawioru, co stanowi wartość 3, 480, 000 rubli. Podczas połowu, przy którym był obecny Hansteen, wedle zapewnienia kozackiego oficera, który*miał nadzór nad połowem, w mniéj jak dwóch godzinach złowiono ryb na 400, 000 rubli.
Wnet po ustaniu pory połowu, niektóre z największych ryb są wybierane i przez deputacyą, złożoną z trzech kozackich oficerów posyłane do Petersburga dla Cesarza. Podczas miariéj z tego powodu audyencyi, dawaną bywa w podarunku naczelnikowi deputacyi srebrna wyzłacana wewnątrz czara, w kształcie dość obszernéj płaskiej wazy na dość wysokiéj nodze, pełna dukatów. Gospodarz Hansteen’a w Uralsku pokazywał mu trzy takie czary, które on, jako naczelnik podobnéj deputacyi, rozmaitemi czasy otrzymał. Jedną rzeczą co, według niego, przykrą było przy tych audyencyach, to, że według prawideł przydwornéj etykiety, musiał golić swoją gęstą i długą brodę, skutkiem czego za powrotem swoim zimą do domu każdą razą cierpiał ból zębów, dopóki broda nie odrosła.
Połów jesienny miał jeszcze za pięć dni rozpocząć się; ale żeby gościom swoim dać próbkę sposobu łowienia ryb, Ataman Borodin był tak uprzejmym, że kazał urządzić mały połów. Pojechali więc w dniu swojego przybycia o godzinie dziesiątej wieczorem do gaci (Uczug) powyżej miasta, którą cała rzeka jest przegrodzona i rybom przecięta droga postępowania w górę rzeki; zbierają się więc w tem miejscu. Po przybyciu tam, wsiedli nasi podróżni do łódki i płynęli w pewnéj odległości od gaci, gdy tymczasem dwóch kozaków, mających żelazne haki w prawem ręku, wskoczyło cło wody i płynąc wzdłuż kraty, jeden w dole, drugi w górze, pływające koło kraty ryby hakami przebijali i wyciągali. Dwóch innych kozaków płynęło za nimi w łódce, ażeby pływającym Kozakom przy wyciąganiu ryb udzielać pomocy, oraz złowione ryby do łodzi przyjmować. W krótkim czasie dwie ogromne ryby były tym sposobem wyciągnięte, które ofiarowane zostały w podarunku Humboldfowi. Były to dwa wyzy, z których większy miał długości 5 stóp 6 cali.
Dopełniamy tego krótkiego opisu tak ważnego dla Rossyi rybołówstwa na Uralu, następną obszerniejszą wiadomością:
Rybne gacie na Uralu, powiada Cambecą (w wyżéj przytoczonéj rozprawie „o polowie jesiotrów i wyzów na rzece Uralu“), które oddawna, choć w zmienionym kształcie istnieją, urządzone są ażeby przeszkodzić posuwaniu się ryb z morza Kaspijskiego za Uralsk.
Gać taka składa się zwykle z prostych wbitych w rzekę palów i włożonych pomiędzy nićmi kijów, tak, że one tworzą nieprzerwany płot pod wodą. Często pale są połączone z sobą siatką, co jednak jako mniéj praktyczne zostało zarzucone. (Pod Kazaniem urządzają rybne gacie innym sposobem podczas rozlewów, nie w korycie rzeki. Liczne wydrążone niziny, w które woda rzeczna ciasnemi przejściami wkracza, bywają w czasie wysokiego stanu wody oddzielane od rzeki gaciami, ażeby licznie zbierającym się tam rybom przeciąć drogę do powrotu. Gdy woda spadnie, ryby z łatwością wtedy z tych dołów się wybierają i częścią przedają się, częścią wpuszczają się do sadzawek i jezior).
Gać urządza się jak tylko rzeka po rozlewie wróci do swego koryta. Ryby, które zimą i wiosną posunęły się za granicę urządzonéj gaci, nie mogą się wrócić nazad, i zbierają się przy gaci, jak równie téż gromadom posuwającym się z morza przecięta droga do dalszego posuwania się. Naturalnie, że tu mowa tylko o większych rybach, szczególnie o jesiotrze i wyzie.
Prawa połowu są ściśle przestrzegaue i wszelkie przeciw nim wykroczenie jest surowo karane. Nigdzie w Rossyi, powiada Pallas, rybołowstwo nie jest tak dokładnie określone prawami zwyczajowemi i tak dobrze urządzone jak na Uralu. Kozacy sami szanują święcie te prawidła, i pomimo ich skłonności do awanturniczych przedsięwzięć, trzymają się ściśle raz przyjętych zwyczajów.
Na małéj płaskiéj łodzi udają się nurkowie do gaci, gdzie przy brzegu łódź zostawują. Nurek, najczęściéj jeden z Kozaków, ma zwykle na sobie szerokie błękitne majtki i obcisły kaftan lub prostą koszulę ; jedynym środkiem ostrożności, którego używa, jest, że zatyka sobie uszy kawałkami bawełny; potém bierze w prawą rękę żelazny oszczep i milczkiem zsuwa się do wody. Oszczep jest żelaznym hakiem z ostrym krukiem i rękojeścią rozmaitéj długości; zwykle jednak nie jest dłuższym nad ośm werszków. Rękojeść porusza się wolno na żelaznym pierścieniu, do którego przymocowany rzemień, drugim końcem okręcony o przegub ręki nurka.
Nurek płynie wtedy powoli pod wodą; mniéj wprawny trzyma się jedną ręką palów gaci. Jak tylko zobaczy rybę, uderza w nią silnie oszczepem, przyezém natychmiast stara się wynurzyć z wody. Często zdarza się, że nie trafiwszy w rybę, musi zaczerpnąć powietrza, i wtedy zmieniony bywa przez jednego z swoich towarzyszy. Ryby nie mające arszyna długości, nie bardzo wprawny nawet nurek wyciąga z wody; ale często większa ryba pociąga z sobą na duo nurka, i wtedy potrzebna mu jest pomoc towarzyszów.
Pora wieczorna i przed samym wschodem słońca jest najwłaściwszą dla połowu. W nocy, która tu bardzo rychło następuje, płyną nurki rzeką na płytkich łodziach, na których są żelazne kraty z rozłożonym ogniem. Wiadomo, że ogień zwabia większe ryby, i polów zwykle wtedy jest obfitszym, lubo w ciemności nurek narażonym jest na większe niebezpieczeństwo.
Na Kamie widział Cambecq podobnym sposobem łowiących, tylko że przytém używane były wielkie sieci. Przy zastawianiu nawet węd, które często ciągną się na wiorstę i więcéj, używają w niektórych miejscach ognisk, dla zwabienia sterledów.
W przecięciu nurki mogą minutę, a nawet dłużej, zostawać pod wodą. Szczególnym sposobem oznaczają oni wagę wyciągniętéj na brzeg ryby, tojest, jadąc na nidj konno. Kozak bowiem siada okrakiem na rybę, i według tego jak dotyka się lub nie nogami ziemi, oznacza często z wielką dokładnością jéj wagę.
Z bardzo dokładnego opisu połowu ryb, który nam Pallas w swojej podróży do rozmaitych prowincyj państwa Rossyjskiego (część I) zostawił, umieszczamy tu następne szczegóły:
Z pomiędzy gromad posuwających się >v górę Uralu ryb, najprzód, tojest w lutym, idzie biała ryba. Bywa ona wtedy pod lodem obficie łowioną wędami, za pomocą przytwierdzonych do nich małych kawałków ryby; łowi się ona także wiosną i jesienią, ale mniej obficie, sieciami. W marcu, kwietniu i maju ciągną gatunki jesiotrów najliczniej zmorzą, najprzód wyzy, potém jesiotry i sterledy, a z końcem maja wreszcie siewrugi, które są najliczniejsze, wyzy zaś najrzadsze. Wszystkie te ryby ciągną gromadami, szczególniéj zaś siewrugi, płyną w tak wielkiéj ilości, że, mianowicie pod Gurjewem (*), widać burzącą się od nich wodę. Według zapewnienia Kozaków, gromada ryb naciskiem swoim przerwała pewnego razu gać pod Uralskiem (co zapewne téż pochodziło z wielkości pojedynczych ryb), tak, że musiano strzelać z armat na powietrze, ażeby tym hukiem przestraszyć ciągnące massy i rozpędzić je.
Kozacy utrzymują, że jesiotry i wyzy pozostają w rzece i na zimę; siewrugi zaś latem jeszcze powracają do morza. Dlatego mają u siebie za prawidło, ażeby podczas łowienia siewrug w maju, wszystkie wyzy i jesiotry, wpadające w sieć, wrzucać napowrót do wody, gdyż te ryby łowione zimą i zamarzłe, są w daleko większéj cenie. Prawidło to zachowuje się przez nich z taką ścisłością, że ten, co przeciw niemu wykroczy, traci nietylko cały swój zapas ryb, ale odbiera nadto plagi.
Jesiotry więc i wyzy poławiają się najwięcej w styczniu hakami. Ryby te w późnéj jesieni trzymają się, jak powiadają, rzędami w głębszych miejscach rzeki, gdzie przepędzają zimę, wprawdzie nie bez czucia i ruchu, ale w pewnym stanie spoczynku. Ponieważ Ural, z powodu swojego miękkiego dna, przez napływ piasku i szlamu, bardzo często, nawet prawie co rok, podczas wylewów zmienia swe miejsca głębokie, nie można wiedzićć z pewnością, gdzie ryby gromadnie zimują.
Jak tylko pora łowienia hakami nadejdzie, zwykle 3 lub 4 stycznia, odbywa się ogólne zebranie ludu, i naznacza się dzień, w którym rybach) Gurjew, najsilniejsza i najregularniejsza z twierdz na dolnym Uralu, leży w bardzo niezdrowej okolicy, która corocznie zostaje pod wodą. Chociaż grunt twierdzy sztucznie jest podniesiony, ale że jest pełen soli i gliniasty, nigdy całkiem nie wysycha: dlatego powietrze, tak w samem mieście, jak po za jego obrębem, nawet przy burzliwej pogodzie, trąci zgnilizną i błotnemi wyziewami. Tonieważ ziemia tam nie jest zdatną do uprawy, mieszkańcy, składający się całkiem z Kozaków (których liczba w roku 1849 wynosiła 1752 dusz), zmuszeni są utrzymywać się z samego tylko rybołowstwa.
łowstwo ma się rozpocząć. Tak przy tym, jak przy innych połowach, dla utrzymania porządku wybiera się ataman, któremu dodaje się kilku starszyn i jeden jessauł (adjutant); prości zaś Kozacy dzielą się na towarzystwa do pięciu, sześciu i więcej ludzi. Najgłówniejsze narzędzia każdego składają się z tęgich haków i kijów rozmaitéj długości, do których haki się przytwierdzają.
Jeszcze przed dniem naznaczonym, wszystkim w czynnéj służbie zostającym Kozakom, a nie służącym na linii i nic pobierającym żołdu, wydają się z kancellaryi karteczki z pieczęcią. Będący w odstawce lub jeszcze nie służący Kozak, może od innego, który nie chce lub nie może ryb łowić, odkupić prawo łowienia na rok bieżący. Żaden zresztą nie otrzymuje więcéj jak jednę karteczkę; prócz członków kancellaryi, którzy od tego prawidła są wyjęci. “Wojskowy ataman, według przyjętego zwyczaju, otrzymuje cztery karteczki, zasłużeńsi ze starszyn po trzy, wszyscy inni, oraz wojskowy diak (syndyk), po dwie; prócz tego otrzymuje każda żona starszyny jednę, równie jak przedniejsi urzędnicy kancellaryi (kopiści otrzymują tylko jedną karteczkę na dwóch), i nakoniec tameczni duchowni. Wszystkie te osoby mają prawo przedawania swych karteczek, tak, że tym sposobem wielu odstawnych lub jeszcze nie pełnoletnich Kozaków, nie mających prawa do połowu, może brać w nim udział.
W dniu, kiedy rybołowstwo ma się rozpocząć, zbierają się przed wschodem słońca wszyscy mający prawo do tego Kozacy z sankami i narzędziami przed miastem, gdzie wybrany na ten cel ataman robi przegląd, patrząc szczególnie, żeby każdy był opatrzony w broń, dla odparcia mogącego nastąpić napadu Kirgizów. Zebrany przy tém lud napomniony bywa następnie przez obecnych wojskowych jessaułów do zachowania należnego porządku, i jak tylko dzień zaświta, wystrzałami z dwóch armat w mieście daje się znak do wyruszenia. Każdy spieszy wtedy, jak koń może wyskoczyć, do miejsca przeznaczonego na połów, dla zajęcia najkorzystniejszego miejsca, które mógł sobie upatrzyć. Tymczasem żaden z nich nie śmie pierwéj rąbać lodu, nim wszyscy na miejscu staną i ataman połowu nie da znaku wystrzałem z fuzyi.
Rzeka podzieloną jest na dwie połowy: z których jedna przeznaczoną jest na wiosenny i jesienny połów, druga zaś wyłącznie na połów hakami. Ostatnia idzie od miasta aż do forpocztu Antonowskoj, przestrzeń, która ze wszelkiemi załamaniami Uralu może wynosić jakie 400 wiorst i dzieli się znowu na wiele cząstek; ztaintąd zaś aż do morza rzeka pozostawioną jest na połów sieciami. Najprzód, o 9 wiorst od
Podróże Humboldta Od. II, t. II. 2 miasta, gdyż rzeka tuż pod miastem jest za płytką, poławia się cały dzień na korzyść biednych Kozaków, ażeby byli w stanie kupić sobie karmy dla koni i innych potrzebnych dla nich rzeczy. W pięć lub sześć dni potem rozpoczyna się wielki połów o 55 wiorst od miasta; połów ten trwa dziewięć dni: na każdy dzień wyznaczone jest osobne miejsce. Nakoniec o 48 wiorst od miasta naznacza się trzeci połów, szczególnie na zaspokojenie potrzeb domowych. Ten ostatni trwa zwykle tylko jeden dzień, a kilka dni w takim razie, kiedy jest dużo ryb. W każdem oznaczoném miejscu Kozacy muszą przed świtem zbierać się i czekać na sygnał atamana.
Każdy w miejscu, które wybrał sobie do łowienia ryb, robi niewielki okrągły otwór w lodzie. Może on ulokować się w jakiej chce odległości od drugiego, ale żaden nie może mićć dwóch otworów; ma prawo zaś zająć otwór opuszczony przez innego. Tym sposobem przez częstą zmianę i coraz nowe próby, cala przestrzeń na jeden dzień wyznaczona, na kilka wiorst długości bywa wyławianą. Na płytkich miejscach używają łowiący krótszych haków, z których w każdem ręku trzyma jeden, z ostrzem obróconém ku rzece, gdyż ryba przestraszona na mieliźnie, rzuca się zawsze w głębsze miejsca. Hak spuszcza się aż do dna, i podnosi się zaledwo na dłoń w górę. Jak tylko będące na dnie wielkie ryby nań wpadną, przyciskają go do ziemi. Skoro łowiący postrzeże to, wyciąga prędko hak i podnosi zawieszoną rybę tak wysoko, że może drugim hakiem ją wziąć i wyciągnąć na lód. Na głębszych miejscach, gdzie używają bardzo długich haków, przestają, z powodu ich ciężkości, na jednym. W takich miejscach otwory w lodzie zwykły się wzdłuż dawać, i haki, których ostrza w dół rzeki są skierowane, gdyż ryby spokojnie leżą, spuszczają się z góry w dół, i wyjmują się w wyższej części otworu. A ponieważ hakami obracają na wszystkie strony, szukając ryby, zdarza się często, że dwóch Kozaków jednocześnie jedną rybę złowi, i wtedy, według przyjętego zwyczaju, dzielą ją na dwoje. Ten także, który dla wyciągnięcia ogromnéj ryby na lód, potrzebuje pomocy drugiego, musi się z nim złowioną rybą podzielić. W tym szczególnym sposobie łowienia, bywają często tak szczęśliwi, że w przeciągu dnia dziesięć i więcej wielkich ryb wyciągną z pod lodu; ale téż bywają tacy, którzy przez cały dzień, albo nawet przez kilka dni, ani jednéj ryby nie złowią, i przez cały miesiąc często nie zarobią tyle, ażeby mogli pokryć koszta wyprawy i zaciągnione na nią długi opłacić. Zwykle każdy przy odjezdném ślubuje, w razie gdy mu szczęście posłuży, ofiarować na kościół jedną lub kilka ryb.
Powszechuie pomiędzy Kozakami jest rozszerzony przesąd, że kiedy żaba wpadnie na hak, łowiący, któremu się to trafi, przez całą zimę żadnéj ryby nie złowi, chociażby zmieniał haki i miejsca. Godną jest podziwienia przy tem wprawa tych ludzi, którzy nietylko żabę, ale najmniejszą rybkę na haku poczują.
Drugi wielki połów jest siewrug na wiosnę. Jak tylko w maju z Gurjewa od trzymających tam straż Kozaków wiadomość udzieloną zostanie, że ryby przybyły do ujścia Uralu, wybierają się wnet na połów. Wybór ten odbywa się w takimże samym porządku jak na polów zimowy. Połów ten ma miejsce od forpocztu Antonowa w górę rzeki do Gurjewa, na jakowéj przestrzeni dziewięć miejsc się wyznacza. W każdém z nich ataman każe przeciągać przez rzekę powróz; ażeby nie przestępowano z jednéj cząstki do drugiéj. W każdéj z wyższych cząstek zwykli łowić prawie przez cały tydzień; w niższych zaś, ku Gurjewowi leżących, tylko około trzech dni. gdyż siewrugi wtedy zaczynają wracać do morza. Ostatuiem miejscem zwykł być Saraczyk, zkąd połów odbywa się aż do morza. i kończy się zwykle w jednym dniu. W nocy dają czasu rybom znowu w wyłowioną część rzeki powracać, i wszyscy Kozacy przed wschodem słońca znajdują się na leżącém w górze rzeki miejscu, gdzie oczekują na znak atamana, ażeby znowu w dół rzeki poławiać, przyczem każdy stara się wyprzedzić innych, nim sieć zarzuconą zostanie.
Poławiający Kozacy siedzą pojedynczo w małych czółnach, robią sami wiosłem i zaciągają sieć. Czółna te są zwykle robione z pniów czarnych i białych topoli; gdyż w tamtych stronach sąto jedyne drzewa, mające potrzebną do tego grubość. Sieć, której przy tym połowie używają, ma 20 do 30 sążni długości, i składa się z dwóch ścian, z których jedna gęściéj jest robiona i o dwa łokcie dłuższa, tak, że w wodzie tworzy wydęcie i pociąga za sobą przednią rozpostartą przed sobą ścianę. W jednym końcu sieć ta podtrzymywaną jest przez drewniane pławniki, a w drugim utrzymuje ją siedzący w czółnie Kozak, za pomocą dwóch, wzdłuż wyższego brzegu ścian idących sznurów; na dnie zaś obciążoną jest ona kamieniami, ażeby nie była zbyt gwałtownie prądem porywaną. Kiedy takowa sieć w poprzek rzeki jest zarzuconą, łowiący puszcza 6Woje czółno, nie robiąc wiosłem, pędem wody, tak jednak, że sieć jego na ukos idzie. Siewrugi, które płyną w górę rzeki, nie. znajdują w przedniéj obszernéj sieci żadnego oporu; ale gdy otrą się o drugą ścianę i chcą nazad powrócić, tamta przytrzymuje ich za płetwy i wystające miejsca. Siedzący w czółnie może po linach, które trzyma, miarkować, czy wiele ryb jest w sieci uwikłanych; w takim przypadku ciągnie ją do siebie, wybiera ryby, i zarzuca ją znowu do nowego połowu
Z powodu wielkiego wzburzenia, pochodzącego z licznie zarzuconych sieci i przebiegających czółen, woda staje się mętną, tak, że ryba, idąca zawsze w górę rzeki, nie może widzieć sieci i coraz liczniéj w nie wpada. Ale ryby, przestraszone wrzawą i hałasem łowiących Kozaków, zbierają się w tak wielkiej obfitości u dołu rzeki, że gdy na przodzie zostający Kozacy posuną się cokolwiek z swemi sieciami za kres naznaczony, częstokroć dla obfitości ryb wpadłych w sieć nie zdołają jéj wyciągnąć z wody.
Po ukończeniu połowu oddają się Kozacy innym zatrudnieniom: zajmują się handlem, skupują zboże na Wołdze i Samarze, oraz przy końcu lata zbierają siano. Po upływie zaś lata, w pierwszych dniach września lub na początku października, ’ rozpoczyna się jesienny połów, który odbywa się również na dolnym Uralu obszernemi niewodami, i podczas którego nietylko wszelkie gatunki jesiotrów, ale i małe ryby wolno poławiać. W tym, niezbyt korzystnym połowie, głównie poławiają się barweny, sumy i mniejsze gatunki ryb.
Wreszcie, po kilko tygodniowym odpoczynku, następuje połów z pod lodu w przytokach, i wówczas tylko pospolite ryby się łowią. Także po ukończeniu jesiennego połowu, zwykli Kozacy, w powrocie do domów, łowić jeszcze w jeziorach i przytokach stepowych.
Szczególniej podczas łowienia hakami i połowu siewrug zwykli kupcy zjeżdżać się z najodleglejszych stron Rossyi na Ural. Zimą złowione jesiotry i wyzy bywają wtedy w całości, po przybliżoném oszacowaniu, przedawane, i tak ryby jak ikra zostają przyrządzone, spakowane i po zamarznięciu transportowane.
Wyzy na wagę 1, 000 funtów (25 pudów) dają około 200 funtów (5 pudów) ikry czyli kawioru; ale kawior z tej ryby, z powodu lepkiéj szlamowatości, uważa się za najgorszy. Daleko wyżéj szacuje się, z powodu wybornego smaku, kawior z jesiotrów, z których największe, pięć pudów ważące, zawierają w sobie często około puda ikry.
Wszystka świeża ikra bywa czyszczoną, tojest, zwolna rękoma przez gęstą rozstawioną siatkę lub grube sito przeciskaną, a ponieważ nie solona, za nadejściem ciepłéj pory prędko się psuje, dodaje się jéj cokolwiek soli. Na każdy pud ikry idzie zimą około funta soli, podczas jesiennego połowu półtora funta.
Ponieważ połów siewrug odbywa się w ciepłéj porze roku, ryby są rozrzynane, średnie ości z nich wyjmowane, a mięso pasami rznięte i mocno solone; późniéj tak suszone jak niesuszone i niespakowane na Wołgę transportowane, i tam na statki ładowane. Z podobnąż małą starannością obchodzą się z sasanami (barwenami) i innemi gorszemi gatunkami ryb. Ikra siewrug mało ustępuje w dobroci jesiotrowéj, i bywa nawet na Wołdze, gdzie tę rybę umieją zachowywać żywą aż do zimy, mieszaną z jesiotrową; ale na Uralu nie może być inaczéj konserwowaną jak solona, i dlatego zostaje w daleko niższéj cenie, do czego naturalnie przyczynia się nadzwyczajna obfitość tych ryb.
Solony kawior przyrządza się na Uralu trojakim sposobem: najgorszy gatunek jest pospolity prasowany kawior (Pajusnaja ikra); ikra bywa z grubszych włókien oczyszczaną, blizko dwoma funtami soli na pud soloną, i na matach na słońcu dla wysuszenia rozścielaną, a naostatku nogami deptaną. Lepszy gatunek jest tak zwany ziarnisty (Ziernistaja“ ikra), ale z powodu wielkiéj ilości soli, nie każdemu przypadająca do smaku. Oczyszczona ikra soloną bywa w długich korytach, ośmiu do dziesięciu funtami soli na pud, miesza się późniéj szuflami i wykłada się częściami na kije lub rozstawione gęste sieci, dopóki wilgoć nie spłynie i nie zgęstnieje; poczém pakuje się do drewnianych naczyń. Stanowi ona jedną z najpospolitszych postnych potraw prostego ludu. Najczyściejszy i najlepszy, z całych ziarn składający się gatunek, jest tak nazwana po swém przygotowaniu Meszesznaja ilcra. Dla przyrządzenia jéj robią najprzód mocno zasoloną zolę, napełniają do połowy długie ważkie worki z grubego płótna świeżą ikrą, i wlewają na to aż po brzegi solną zolę. Jak tylko zoła przejmie ikrę, worki zawieszone pomiędzy poprzecznemi kijami, są mocno wyciskane rękoma; później wiszą jeszcze dziesięć do dwunastu godzin dla wysuszenia, i pakują się do naczyń. Jestto kawior, który najdrożéj się ceni.
Ilanstcen powiada, że kupcy skoro zgromadzą odpowiedni ładunek jesiotrów, wysyłają je natychmiast do Moskwy lub Petersburga. „Rossyanie bowiem ten tylko kawior uważają za delikatny, który nic ma więcéj nad ośm dni. Pojedyncze jajeczka są wielkości średniego grochu, całkiem jasne i przezroczyste, ale z małą, szarą w pół przejrzystą plamką po jednéj stronie. Kawior taki kładzie się w podlugowate naczynia i posypuje się trochę drobno tłuczoiią solą, poczém ostrożnie się miesza, ażeby jajeczka roztarte nie zostały, i po kilku dniach może się używać do jedzenia, niekiedy z drobno posiekaną cebulą. Jest 011 trochę tylko słony, i daleko przyjemniejszego smaku niż najdelikatniejszy i najtłustszy norwegski śledź, dlatego zastawia się na śniadanie u wszystkich zamożniejszych Rossyan. Kawior, który wywozi się za granicę,
jest ikrą innej mniejszej ryby; jajeczka jego są nie większe od ptasiego szrótu, i bywa mocno solony i wyciskany. Jest on ciemno-zielony, zwykle cierpki i nie ma najmniejszego podobieństwa z ikrą wyżéj opisanych ryb“.
Wybierają także, jak Pallas dalej opisuje, szczególnie z siewrug, grzbietowe ścięgna, które wysuszone używają się do potraw pod nazwiskiem wezygi. Ścięgna te, u świeżo złowionych ryb pod szyją rozcinają się, potém się wyrywają z ciała i na słońcu suszą. Związują je zwykle w pęczki po 25 sztuk. Wreszcie spożywa się jeszcze u jesiotrów, u których wszystko jest jadalne, żołądek, który nosi tu tatarskie nazwanie tamalc.
Szlachetniejsza część, która się wybiera ze wszystkich jesiotrów i nie mały dochód przynosi, jest pęcherz. Kupcy, którzy zakupują całe ryby, zwykli pęcherze napowrót kozakom odstępować, którzy robią z nich kléj rybi. Odbywa się to następnym sposobem: jak tylko pęcherz zostanie wyjętym z ryby, wymywa się i kładzie się na słońcu dla wysuszenia, ale tak, że zwierzchnia skórka jest pod spodem, wewnętrzna zaś klejowata, srebrzysta, biała na wierzchu. Tym sposobem ta ostatnia łatwo się oddziela, i następnie zawija się w wilgotne sukno. Wyciąga się późniéj jeden pęcherz po drugim i ściska się w kształcie węża lub serca pomiędzy trzema drewnianemi gwoździami, któremi deska jest nabitą; gdy w tém położeniu cokolwiek wyschną, wieszają je na sznurkach w cieniu, dopóki cała wilgoć z nich nie wyjdzie. Tak przygotowany rybi* kléj bywa rozmaitej ceny. Z siewrug uważa się za najlepszy, i za czasów Pallas’a przedawał się często po 40 rubli pud. Z jesiotrów niżéj się ceni, z wyzów zaś (w Niemczech powszechnie znany wyżowy pęcherz, Iiausenblase), uważa się za najprostszy i najgorszy, i dlatego najniższą ma cenę (*). Z pęcherzów także sumów robią kléj, który wprawdzie dość biało wygląda, ale z powodu nie dobrego smaku, nie jest wysoko ceniony.
Według wiadomości podanéj przez gazety z Hamraerfestu, wyrabiają także klej rybi, z północnych ryb, szczególniej z dorsza. 1’ęcherze tej ryby, wymyte i żelaznym prętem wybite a potem starannie wysuszone, mają nie ustępować w dobroci rossyjskim, chociaż nie tak dobrze wyglądają. ROZDZIAŁ II.
Wyjazd z Uralska. — Slarczane. asfaltowe 1 solne żródia w okolicy między Tokiem i Sokiem. — Slarczana gura nad Wołgą. — Wolsk.
Podróżni nasi zabawili jeszcze do południa 28 września w Uralsku, i przedłużali potém dalej swą podróż do Astrachanu. Droga aż do Busułuku (196’/a wiorst od Uralska) idzie w północno-wschodnim kierunku najprzód lewym brzegiem Czaganu, późniéj lewym brzegiem Busułuku, który pod miastem tegoż imienia wpada do Samary. Pomiędzy temi dwiema rzekami ciągnie się Obszczyj Syrt, który i tutaj jest tylko wzgórzystą okolicą; z resztą, droga była równa i dobra, tak, że szybko po niéj można było jechać.
Dwudziestego dziewiątego września o południu przybyli do Busułuku, małego miasteczka, mającego drewniane domy i proste ulice. Liczba jego mieszkańców w roku 1851 wynosiła 4826. Wjechano tu na wielką drogg idącą z Orenburga do Moskwy. Droga ta idzie aż do miasta Samary (165 wiorst od Busułuku) wzdłuż rzeki Samary, z początku lewym, późniéj od pierwszéj stacyi Moiki prawym jéj brzegiem. Grunt jest jeszcze równym i stepowym, ale po czgści wzgórzystym, a w nizinach pokryty lasami liściastych drzew, szezególnie dgbami, gdyż iglastych drzew nie znajduje się tu wcale. Obie strony szerokiego go-
ścińca zasadzone są mlodemi brzózkami, ażeby zasłonić go od gwałtownych wichrów, które często w téj okolicy panują; ale wątpić należy, żeby ten środek był skutecznym.
Okolica ta tworzy południowy stok rzędu pagórków ciągnących się pomiędzy Tokiem, wpadającym pod Busułukiem do Samary, i daléj ku północy płynącym Sokiem, od Uralu aż do Wołgi, i odznacza się swojemi solnemi i asfaltowemi, oraz bardzo licznemi siarczanemi źródłami. Na takie siarczane źródło natrafili podróżni, rano 30 września, pod miasteczkiem (prygorodem) Aleksiejewskiem, leżącém przy ujściu Kinelu do Samary, w odległości 27 wiorst od miasta Samary. Wypływa ono z pagórków ciągnących się wzdłuż brzegów Samary i otoczone jest sztuczną kotliną, w którą woda się zbiera, nim przepłynie do rzeki. Wydawała ona z siebie mocny zapach gazu wodorodu siarczanego, ale była jasna i czysta. W jedném miejscu kotliny wydobywało się mnó
(**) Podróż po rozmaitych prowincyach państwa liossyjskiego; cz. I, str. 98 i następne.
C“) Wiadomości służące do poznania państwa Rossyjskiego; cz. II, str. 4 i na«tępne.
stwo bąbelków, które zapewne pochodziły z gazu kwasu węglowego. Temperatura wody w tém miejscu była 6° 5’ R., powietrza zaś 8° 3’, a tuż płynącej wody Samary 10°. W kotlinie i jéj ścieku dawał się widzieć gruby, biały ziemny osad, który, jak professor Rose uważa, pochodził zapewne ze zmieszania siarki i kwaso-węglowéj wapiennéj ziemi, oraz z rozłożenia się gazu wodorodu siarczanego i ulotnienie się gazu kwasu węglowego, który rozpuścił kwaso-węglową wapienną ziemię. Podobny osad tworzył się także po zmieszaniu wody źródlanéj z wodą Samary, która na znaczną przestrzeń była mętną i mlecznego koloru.
Reszta siarczanych źródeł znajduje się według Pallas’a (*), który robił osobną wycieczkę po téj okolicy od Symbirska do Bugulmińska, szczególniej zaś nad wyższym Sokiem. Najznaczniejsze leżą nie daleko od miasteczka Siergiejewska, przy ujściu Surgutu do Soku, i blizko 80 wiorst na północo-wschód od Ałeksiejewska. Źródła te używają się teraz przez wiele osób jako środek lekarski. W roku 1811 mało tu jeszcze było urządzeń potrzebnych do przyjęcia gości, jak to daje się widzieć z dokładnego opisu, jakiego professor Erdmann udzielił czasu swojego tam pobytu (**).
„Ktokolwiek, powiada on, ze znajomością niemieckich kąpieli tu przybędzie, odrazu w nieprzyjemny sposób zdziwiony zostanie, gdyż znajdzie tu tylko tymczasową osadę, wiodącą życie. koczownicze. Na wzgórzystéj trawiastéj równinie, należącéj przedtem do Kałmyckich sąsiednich stepów, leżą rozproszone bez porządku mieszkania gościnne. Składają się one częścią z chałup splecionych z gałęzi, częścią z kałmyckich i kirgizkich pilśnianych jurt, częścią z namiotów, stojących na przemiany z małemi naprędce postawionemi domkami, gdyż każdy na czas pobytu w téj pustéj okolicy, musi przywozić z sobą, oprócz innych potrzebnych przedmiotów, także swe mieszkanie. Każdy wybiera najdogodniejsze dla siebie miejsce. Dostatniejsi ludzie ze szlachty z bliższych stron przysyłają tu pierwéj swoich włościan dla oparkanienia wybranego placu, wykopania studzien i sklepów, postawienia chałup i namiotów, oraz lekkich domków, i przybywają późniéj z swemi służącemi i nie wielkiemi stadami bydła; albowiem chcąc mieć świeże mleko, potrzeba posiadać swoje krowy, ażeby nie być bez mięsa, potrzeba mieć
z sobą owce i barany. Nawet wanny i kotły, równie jak kuchenne i stołowe naczynia potrzeba sprowadzać z daleka. Mniej zamożni albo z dalekich stron przybyli goście przestają na chałupach z gałęzi, splecionych przez sąsiednich mieszkańców, bez żadnego ogrodzenia, a nawet na usypanych z ziemi. Pomiędzy mieszkańcami i w około nich pasą się swobodnie gościnne konie, krowy i owce. Tym sposobem tworzy się osada, któréj mieszkańcy częścią potrzebą zniewoleni, częścią skłonnością do towarzyskości wiedzeni, bez względu na stan i przywyknienia, wchodzą z sobą w bliższe stosunki i zdają się tworzyć jednę rodzinę. Kto wannę lub kocioł do grzania wody przywiózł z sobą, dozwala użycia ich temu, który ich nie ma; kto posiada krowę, udziela drugiemu zbywającego mleka; kto przyprowadził z sobą owce, udziela po zarżnięciu jej nowemu przyjacielowi mięsa, albo téż daje mu całe żywe sztuki; kto ma własne konie, dozwala drugiemu sprowadzać niemi wodę do kąpieli. Skoro porobiono potrzebne urządzenia, myślą o rozrywkach, tojest, graniu w karty, spacerach powozem i pieszo, nawet czytaniu, gdyż nie jeden przywozi z sobą książki, których udziela drugim. Jedném słowem, prywatna własność staje się tu publiczną i tym sposobem jednostajne zkądinąd życie nabiera powabu, skutkiem przynajmniej niezależności i stanu natury. A jakże zajmujące są sprzeczności, na które oko wciąż natrafia! Tu występuje z kirgizkiéj pilśnianéj budy, według francuzkiej mody przyodziana dama we włoskim słomianym kapeluszu,. z tureckim szalem na ramionach, w towarzystwie panny służącéj, dla odwiedzenia przyjaciółki, która pod dachem z chróstu doznaje właśnie napadu hysterycznych spazmów. Tam siedzą oficerowie i obywatele w małym włościańskim domku przy.mahoniowym stoliku z kartami, popijając poucz glace; tu stoi angielski lakierowany powóz, przed nizkim płotem, za którym pod gołém niebem wisi na żerdziach gotujący się kocioł z wodą, a tuż obok nad ogniskiem z polnych kamieni parują rądelki, w których gotuje się obiad; tam kroczy urzędnik w negliżu do lepianki, w któréj ma brać kąpiel, służący zaś za nim idą z odzieniem i bielizną pod pachą, oraz iunemi sprzętami w rękach“.
Professor Kupfer znalazł już w roku 1827 kilka drewnianych prywatnych domów na przyjęcie chorych, a późniéj kosztem także Rządu wystawionych było kilka murowanych na tenże cel przeznaczonych. Według Erdmann’a, siarczane źródła, których pięć znaczniejszych naliczyć można, wypływają ze stoku podniesionego na 12 blizko sążni, i zbierają się do sztucznego wodozbioru, z którego płyną do Surgutu. Woda, równie jak siarczanych źródeł Aleksiejewska, jest bezbarwną
Podrói“ Humboldta. Od. II, t. II. 3
i przezroczystą, ma zapach zgniłych jaj, temperaturę 7° 5’ R. (według Kupfer\6° 5’ R.) i tworzy również biały ziemny osad.
Najznaczniejsze asfaltowe źródło leży na północo-wschód od Siergiejewska w pobliżu źródeł Bajtuganu, nie wielkiego lewego przytoku Soku. Asfalt wytryskuje tu razem z wodą na stoku gęsto brzozami zarosłéj góry, i zbiera się na powierzchni wody w kotłowatem wydrążeniu, które zrobiono około źródła, a po zebraniu go, w kilka dni ukazuje się znowu. Jest on gęsty i podobny do smoły, ale znajduje się z nim razem jeszcze bardzo płynna czysta nafta, którą widać pływającą na wodzie, chociaż w małéj ilości, po zebraniu asfaltu. Chociaż źródło to nie jest bynajmniéj krynicą, nie zamarza jednak, nawet w najsilniejsze mrozy. Woda posiada zapach i smak asfaltu w najwyższym stopniu. Mieszkający w około Czuwaszowie i Tatarzy używają jéj, jak pisze Pallas, do płókania i picia od wrzodów w gębie i gardle. Także asfaltu używają oni w wielu przypadkach do zewnętrznego i wewnętrznego użycia, robiąc z niego, zmieszawszy z masłem, maść, albo gotując go w mleku. Asfalt tamtejszy, pomimo swojéj gęstości, jest tak przenikliwym, że chociaż Pallas trzymał go w zimném miejscu, przeciskał się jednak przez grube drewniane naczynie i przeciekał w kilka tygodni przez grubą na cal deskę.
Wspomnione wyżéj słone źródła są bardzo liczne na wschodniéj stronie Wołgi, ale dość słabo zaprawione; na zachodniéj zaś stronie, nad Ussołką, małą rzeczką wpadającą naprzeciw Stawropola do Wołgi, jest źródło, tak mocno zaprawne solą, że długi czas we wsi Ussolje wywarzaną była. Panującym kamieniem w téj okolicy jest wapień, gips i margiel. Wapień w wielu miejscach zawiera w sobie rodzimą siarkę, i téj zmieszanéj z nim siarce winny zapewne swój początek siarczane źródła. W wielkiéj obfitości znajduje się ona na prawym brzegu Wołgi, w górze odległéj od miasta Samary na 22 wiorsty, a od wsi Podgorje, należącéj do hrabiego Panina na 6 wiorst, i leżącéj nad Wołoczką przytokiem Wołgi, prawie naprzeciw ujścia Soku, bardzo stromo wznoszącéj się do wysokości 776, 38 stóp nad powierzchnię rzeki i pod nazwiskiem téż Siarczanej góry (Siernaja gora) znajoméj. Składa się ona z żółtawo-białego gęstego wapienia, w którym rodzima siarka gniazdami, razem z liściastym gipsem znajduje się. Siarka jest po większéj części czystą, w połowie przezroczystą, w stanie zsiadłym lub krystalizowana, i częścią w drobnych cząstkach rozsiana, częścią w większych massach wagi kilku funtów, szczególnie u wierzchołka góry. W królewskim zbiorze Berlińskim znajduje się wiele bardzo dużych kawałków zmieszanego z siarką wapienia téj góry, w których siarka znajduje się częścią sama, częścią z gipsem i strontszpatem (kwaso-siarczanym stroncyanem). Strontszpat, taki jak tu daje się widzieć, jest najczęściej krystalizowany, rzadko w stanie zsiadłym; kryształki równie jak zsiadłe massy mają błękitnawy kolor, i są przezroczyste, prawie przeświecające się.
Na siarczanéj górze była dawniéj urządzoną kopalnia siarki, ale już za czasów Pallas’a zaniechaną. Siarka była dobywaną z odkrytych dołów, w większych sztukach, w stanie zsiadłym znajdująca się wybierana; wewnątrz zaś pokładów rozsiana, w urządzanéj u podnóża góry szmelcarni, przez destyllacyą, w glinianych retortach była oddzielaną od innych ciał kopalnych. Bość dobywanéj corocznie siarki wynosiła 1500 pudów, pomiędzy niemi 300 do 400 pudów wygrzebywanéj zsiadłéj siarki.
W nowszych czasach zwrócono znowu większą uwagę na Siarczaną górę. Na posiedzeniu geograficznego petersburskiego Towarzystwa, 29 listopada 1854 r. przedstawione zostało zdanie sprawy z odbytéj z polecenia Towarzystwa upłynionego lata wyprawy do stepów kirgizkich, w którém podróżnik p. Auerbach udzielił rezultatu swoich postrzeżeń, czynionych przez niego w kopalniach siarki około Samary’ a szczególnie na Siarczanéj górze. Pomiędzy minerałami, które on znalazł w połączeniu z naturalną siarką, zwrócił szczególnie uwagę na krystalizowane massy błękitnego celestynu (kwaso-siarczanego stroncyanu), tak z powodu możebności zastosowania jego w celu pyrotechnicznym, jak z powodu powinowactwa z podobnćmżo zjawiskiem w Sycylii, gdzie siarka również znajduje się zmieszaną z tym minerałem. Auerbach przypisuje zaniechanie tam robót górniczych tak nizkiéj podówczas cenie sprowadzanéj z zagranicy siarki, jak niedostatecznym przy wydobywaniu pokładów używanym środkom, i dowodzi, że odnowienie tych robót byłoby rzeczą pożądaną i korzystną, tak z powodu nizkiéj ceny drzewa w téj okolicy, jak łatwego wodą transportu. Z niewydobytych do dziś dnia szczątków pokładu, z których okazuje się minimum ilości mogącéj się znajdować siarki, wnosi on o znacznéj obfitości jéj pokładów.
Podróżni zatrzymali się w Aleksiejewsku tyle tylko czasu, ile potrzebowali na obejrzenie źródeł siarczanych, i przedłużali daléj swą drogę do miasta Samary, do którego w krótkim czasie przybyli. Miasto to leży na prawym brzegu rzeki Samary, przy ujściu jéj do Wołgi, na stoku dość znacznéj piasczystéj wyżyny, z której otwiera się piękny widok na majestatyczną, Wołgę i strome jej prawe brzegi. Składa się ono całkiem z drewnianych domów, ałe jest dość obszerne i prowadzi znaczny handel. Liczba mieszkańców w roku 1851 wynosiła 19, 753.
Zimą, jak Pallas powiada, Samara jest miejscem zebrania Kasimowskich handlujących Tatarów, którzy udają się tutaj z nabytemi przez zamianę owczemi skórami od Kirgizów i Kałmyków na Uralu, rozgatunkowują je i dają do garbowania chrześciańskim Kałmykom tu mieszkającym, a po uszyciu z nich kożuchów (tołupów), transportują do Moskwy i innych miejsc. Większa część delikatniejszych kożuchów, przedawanych w Rossyi, pochodzi ztąd; również skórki z nóg owczych, dawane przez kupców kobietom kałmyckim na rachunek opłaty, zszywane są przez nie w pasy, później w kożuchy i tanio przedawane. W odległości 15 do 20 wiorst od Samary, rozciąga się wysoki step, którego grunt jest czarnoziemem, porosłym trawą, dochodzącą często wzrostu człowieka i wiosną, zwykle wypalaną. W takowych miejscach Kozacy Samarscy mają swoje stodoły dla bydła czyli chutory.
W Samarze opuścili nasi podróżni wielki Orenburski gościniec, i udali się boczną drogą po stronie południowéj wielkiego ku wschodowi zakrzywionego łuku, który Wołga tworzy między Stawropolem i Sysranem, aż do kąta, naprzeciw Sysranu, gdzie Wołga znowu przyjmuje południowy kierunek, i gdzie przeprawili się na prawy jéj brzeg. Droga tu jest zupełnie równą i stepową, gdyż wzgórza na północy Samary przechodzą na prawy brzeg i łączą się z Szygulewskiemi górami wewnątrz łuku Wołgi, albo ciągną się na północ łuku aż do Stawropola. Droga ta przerzyna załamanie Wołgi, i idzie najczęściéj w takiem od niéj oddaleniu, że rzeka nie daje się widzićć. Ponieważ w tym stepowym kraju kierunek drogi nie jest nigdzie wyraźnie oznaczonym, a przeto łatwo zbłądzić można, jechano więc tylko we dnie, w nocy zaś zatrzymano się we wsi, gdzie przepędzono noc w powozach. Okolica ta, jak równie dalej jeszcze ku wschodowi nad Sokiem, zamieszkaną jest przez Czuwaszów i dość dobrze jest uprawną, chociaż wsie leżą w znacznéj odległości od siebie i zabudowania włościan stoją pojedynczo oddzielone od drugich. Czuwaszowie są, równie jak Rossyanie, chrześcianami greckiego wyznania, i z powierzchowności nawet nie różnią się od rossyjskich włościan, szczególnie pod względem ubioru mężczyzn, gdyż kobiety zachowały jeszcze właściwe im ubiory.
Rano przybyli do wsi Nowa-Kostczy, i przeprawili się o 8 do 9 wiorst od niéj, powyżéj Sysranu, naprzeciw wielkiéj wsi Batraku, leżącéj na prawym brzegu, przez Wołgę, co ich zatrzymało aż do południa.
Szerokim, powoli wznoszącym się wąwozem po nad brzegiem Wołgi, przybyli podróżni na górę, na której wieś leży. Cały wysoki prawy brzeg Wołgi podobny jest do urwisk, któremi tak często kończą się pokłady Jura i które nadają im powierzchowność szańców fortecznych. W północnéj części same warstwy Jura tworzą brzeg Wołgi; od Symbirska zaś wznoszą się nad tamtemi warstwy kredowej formacyi. Ta ostatnia przedłuża się dość daleko na południe i pokrywa formacyę Jura we wszystkich południowych Nadwołżańskich górach, ale ustaje na północ t»d Symbirska i ciągnie się, wedle poszukiwań Leopolda von Buch, ztąd ku zachodowi, tak. że tu warstwy Jura, w linii idącéj prawie równolegle do wschodniego biegu Wołgi pomiędzy Niżnim-Nowgoródem i Kazaniem, występują z pod warstw kredowych i pokrywają powierzchnię gruntu.
Według Pallas’a stromy brzeg Wołgi pod Symbirskiem dzieli się na trzy części, które łatwo jedną od drugiéj rozróżnić. Z wierzchu leży biały kredowy margiel z wielą całemi i potłuczonemi muszlowemi konchami; daléj następuje szara żwirowata glina, podobna z pozoru do ziemi ałunowéj i pełna rozsianych skamieniałości, wreszcie aż do łożyska Wołgi czarna, lipka, całkiem pyrytowa glina, zawierająca w sobie wiele skamieniałych terebratlów (świdrowatych muszli), a często na półtory stopy wielkie, jakby różnofarbnym pokostem powleczone, ammonity. We wsi Gorodyszcze, dwadzieścia wiorst powyżéj Symbirska, znajdują się w gliniastéj roślinnéj ziemi pokłady prawdziwego kopalnego węgla; dość obszerne, ale małej wartości. Zwierzchnie warstwy leżą odkryte, i te szczególnie zawierają w sobie ammonity, belemnity, równie téż tellinity i delikatne grzebieniaste muszle. Skamieniałości te pokazują, jak uważa L. von Buch, że warstwy, w których się one znajdują, należą do średnich warstw Jura formacyi. Pod Sysranem daje się widzićć całkiem podobny węglowy łupek, który tu pokryty jest przez sążniowéj prawie grubości warstwę zsiadłego szarawego wapienia z wielą gatunkami ammonitów, a wyżéj bardzo grubą warstwą brunatnéj gliny, zawierającą w sobie niezliczoną ilość małych i wielkich belemnitów i innych morskich muszli. Pod wsią Kostyczy, 15 wiorst niżéj Sysranu znajduje się w marglistym nadbrzeżnym wapieniu wielka ilość asfaltu, który przebywa w wapieniu jużto w postaci małych podobnych do kropel ziarn, już w większych, po kilka funtów ważących massach. Asfalt ten jest wielkiego blasku i muszlowatego odłamu, topi się i płynie w ogniu jak czarny lak, przy paleniu się rozszerza przyjemny zapach, ale prędko gaśnie. Kowale używają go zamiast smoły do pokostowania żelaznych robót. W średnich i wyższych warstwach Jura formacyi nie zwykły się znajdować pokłady węgla, i dlatego pokłady te pod Gorodyszczem i Kostyczy zasługują na uwagę.
Z Batraku szła droga podróżnym po wysokim brzegu Wołgi, wzdłuż jéj biegu, z otwartym często widokiem na tę ogromną rzekę, na stromą pochyłość po jednej i rozległe okiem nieobjęte równiny po drugiéj stronie. To użyczało drodze tej szczególnego powabu, gdyż zresztą ciągła jednostajność znużyłaby oko, zwłaszcza, że okolica jest po większéj części pustą i nieuprawną; wsi mało widać, a na stacyach nawet znajdują się tylko pojedyncze chałupy, w których włościanie czekają z końmi. Lasy są tylko w nizinach pomiędzy górami, gdyż gwałtowne wiatry, często tu panujące, nie dozwalają drzewom rosnąć na równinach, a nawet lasy nizin składają się tylko z nizkich zarośli dębów, lip, wierzb, jarzębin i topoli. O kilka wiorst od miejsca przewozu podróżni przejechali przez powiatowe miasteczko Sysran, w nocy zaś przez Chwałynsk i o południu 2 października przybyli do Wolska. Jestto już większe miasto (w roku 1849 ludność jego wynosiła 14, 570 dusz), leżące w pięknem położeniu w głębokiéj dolinie tuż nad brzegiem Wołgi, a z innych stron otoczone wyższemi, niźli dotąd spotkano na drodze, górami. Najwyższe góry są od północy; droga idzie przez nie i otwiera się tym sposobem przepyszny widok na leżące w dole miasto i toczącą się w pobliżu rzekę. Góry składają się u wierzchu z białego drobnoziarnistego piaskowca, bliżej miasta zaś z białego gęstego wapienia. W samém mieście, mnóstwo niedokończonych, jak ruiny wyglądających budowli, przedstawia posępny widok. Są one wszystkie dziełem jednego obywatela miasta, kupca Stowina, który przez szczęśliwe spekulacye nabył znacznego majątku i przedsięwziął następnie budowę wielu domów, które późniéj, po zbankrutowaniu jego, po większéj części niedokończone zostały.
W Wolsku zjechali się podróżni z gubernatorem Saratowskim, księciem Galicynem, który wyjechał był na spotkanie Humboldfa i radził mu odbywać dalszą drogę do Saratowa lewym brzegiem Wołgi, gdzie znajdują się najważniejsze kolonie niemieckie, a razem ofiarował się mu sam za przewodnika. Pomimo pośpiechu, jakiego wymagała, z powodu spóźnionéj pory roku, dalsza podróż, i chociaż miano na widoku obejrzćć część niemieckich kolonij, leżących na prawym brzegu Wołgi poniżéj Saratowa, Humboldt nie mógł odrzucić czynionéj mu z taką uprzejmością propozycyi zwiedzenia tych miejsc pod przewodnictwem księcia; zwłaszcza, że to niewiele wymagało czasu i przedstawiało tę korzyść, iż tym sposobem można było porównać stan niemieckich kolonij na łąkowéj czyli lewéj stronie z koloniami górzystéj czyli prawéj strony Wołgi.
Podróżni nasi przebawili jeszcze resztę dnia 2 października i następną noc w Wolsku, gdyż przygotowania do przebycia Wołgi nie mogły być do wieczora ukończone; użyli więc wieczoru na zrobienie kilku wycieczek w okolice. Zwiedzili góry na zachodniéj stronie miasta i znaleźli je wszędzie złożone z dość czystéj kredy, farbującéj i zdatnéj do pisania. Niektóre źródła z nich wytryskające tniały temperaturę 6° 5’ do 7°R. (temperatura powietrza była 13°, 5); ale ponieważ wszystkie otoczone były ocembrowaniem, w którém woda przed ściekiem zbierała się i ogrzewała od otaczającego powietrza, temperatura źródeł nie mogła dać dokładnéj wskazówki względem temperatury gruntu pod Symbirskiem.
Bardzo rano 3 października powozy przewiezione zostały przez Wołgę, podróżni zaś przejeshali późniéj łodzią razem z księciem i radcami stanu Stutz i Ernst członkami rady opiekuńczéj niemieckich kolonij, jakową przeprawę uskutecznili w przeciągu trzech kwadransy.
ROZDZIAŁ III.
Nlemiecoy koloniści nad Wołgą.
Niemieckie kolonie rozpoczynają się tuż naprzeciw Wolska kolonią Sclmfhausen i ciągną się lewym brzegiem Wołgi, W niejakiém oddaleniu od niego aż do kolonij Krasnoj Jar, 25 wiorst odległéj od rossyjskiéj wsi Pokrowskaja, miejsca przewozu do Saratowa, Również ciągną się one w górę wielkiego i małego Karamanu, dwóch rzek, nie daleko od siebie, jeszcze przed Krasnym Jarem do Wołgi wpadających. Kolonie te leżą po większéj części tylko o kilka wiorst od siebie oddalone. Droga prowadziła naszych podróżnych przez następne: Schafhausen, Baratajewska, Basel, Zurich, Solothurn, Paninskoj, Lucern, Unterwalden, Susannenthal, Baskakowka, Orłowskoj, Obermonżu, Katharinenstadt,
Kuno, Philippsfeld, Nidermonżu, Swonarewka, Podstepnoj i Krasnoj Jar.
Z obszernych wiadomości, jakie professor Goebel (*) ogłosił o niemieckich koloniach w gubernii Saratowskiej, równie jak z historycznego opisu osiedlenia się i dalszych losów niemieckich kolonistów (w Magazynie dla poznania umysłowego i obyczajowego życia w Rossyi, rok drugi, Petersburg, 1854 r.), wyjmujemy następne szczegóły:
Pośród Rossyi, nad majestatyczną rzeką Wołgą, leży w gubernii Saratowskiej wiele wsi, zasiedlonych ludnością wynoszącą blizko 200, 000 dusz (**), których przodkowie przeszłego stulecia przybyli z Niemiec, które zatrzymały niemieckie obyczaje i język i znane są pod nazwiskiem Niemieckich, kolonij. Szczególnym sposobem zadziwia podróżnego, gdy on wstąpi do podobnej wsi: odmienna budowa domów, inne urządzenia wewnątrz, inna odzież i mowa niemiecka. Kolonie te. są jednym ze wspaniałych i dobroczynnych utworów Cesarzowej Katarzyny II, która mieszkańców tych wówczas niespokojnych okolic, chciała zachęcić do naśladowania przykładem niemieckiéj pracowitości, spokojnego posłuszeństwa i wszystkich ztąd wypływających korzyści, i przez to rozszerzyła dobry byt i pomyślność w jednéj z najznaczniejszych prowincyj swego ogromnego państwa. Kolonie te przyszły do kwitnącego stanu i starają się zawdzięczyć pomyślny stan swój, który winny po większéj części Rządowi Rossyjskiemu ścisłem dopełnieniem obowiązków; gdyż te zubożałe niemieckie familie, znalazły tu dobry byt i z nich wiele zostaje teraz w kwitnącym stanie. Powszechnéj zamożności wprawdzie tu nie ma, gdyż zasłużone i nie zasłużone nieszczęście czyni tu, jak wszędzie, familie dostatniejszemi i biedniejszemi; ale mamy tu wyraźny przykład tego, co może niemiecka pilność przy należytéj opiece. Teraz już gubernia ta winna wiele tym koloniom, gdyż około dwóch trzecich przedmiotów handlu wywozowego pochodzi od nich.
Przez nich założone są tamtejsze bawełniane fabryki, które w gubernialném mieście i w koloniach wiele rąk zajmują. Przez nich ulepszone zostały roboty żelazne, tak, że najlepsi kowale znajdują się w koloniach. Gręple do wełnianych i bawełnianych tkanin, szczotki i płótno są przez nich wyrabiane, zboża i tytuń szczególnie u nich upra-
C°) Podróż po stepach południowej Rossyi, cz. I, str. 277 i nast.
(**) W roku 1852, liczba raęzkiej ludności wynosiła 84.564, żeńskiej 81, 919 dusz. wiane, młyńy po większej części przez nich budowane lub poprawiane i znaczna ilość mąki dostarczana do Astrachanu i Nowego Czerlcaska.
Mieszkańcy tych kolonij są w ogólności piękną, zdrową i silną rasą ludzi; małżeństwa ich są płodne i dzieci hodują się wybornie. Teraz już ludność ich nie zostaje w odpowiednim stosunku z wydzielonemi dla nich gruntami i życzyćby należało, żeby przeznaczone im zostały dla osiedlenia inne okolice Nadwołżskie; gdyż teraz, przy zwiększonéj ludności, ledwo czwarta część gruntu wydzielonego pierwiastkowo dla każdego kolonisty, przypada na jednego z nich, albowiem według przyjętego zwyczaju grunta corocznie według liczby dusz bywają losowane, a w wielu rodzinach już czwarte pokolenie nastało. Od tego zawisła po części ich rozmaita zamożność, gdyż oprócz pracowitości gospodarza i oszczędności gospodyni, zamożność ta zależy jeszcze od liczby dzieci. Im więcej rodzina ma dzieci sposobnych do pracy, tém więcéj może produkować i zbierać, gdyż cały używalny grunt w każdéj pojedynczej kolonii jest wspólny i według liczby dusz, jak wyżéj wspomnieliśmy, corocznie rozdzielany, tak, że ojciec z czterema synami dostaje pięć cząstek, ojciec zaś z jednym synem tylko dwie. Wprawdzie pierwsza z tych familij ma więcéj wydatków, ale one nie zostają w żadnym stosunku do możliwego zarobku. Jeżeli gospodarz domu jest chorowity, bez dzieci, lub gdy te są niedorosłe, nietylko nic nie przysparza, ale staje się coraz biedniejszym, gdyż każdy ograniczony jest na własną i różnorodną działalność. Liczne rodziny najmują często grunta od Ilossyan albo sąsiednich kolonij, uprawiają je i ciągną osobne korzyści, jeżeli mają dostatecznie rąk po temu.
Domy kolonistów są we wszystkich koloniach jednakowego kształtu; niektóre z nich tylko odznaczają się od innych większą czystością i obszernością.
Każdy kolonista ma wyznaczoną, zawsze równéj wielkości przestrzeń dla mieszkalnego domu, stajen, podwórza i ogrodu. Zwykle dom zawiera w sobie dwie izby, kuchnię i mały przedsionek. Jedna z tych izb służy za sypialnię, druga za pokój bawialny, a w licznych rodzinach także za sypialnię dzieci. Często w tych niewielkich domach mieści się kilka rodzin razem, tojest, ojciec familii z żoną i prócz tego jeden, niekiedy dwóch, a nawet trzech synów z żonami i dziećmi. W takich razach zwykle następnie się urządzają: jedna izba mieści w sobie przy ścianach podwójne łóżka, wysoko i czysto zasłane, niemieckim zwyczajem, z piernatami i kilką poduszkami, rozstawione w pewném oddale-
Podrdio Humboldfa. Od. II, t. II. 4
niu od siebie i zawieszone różuokolorowemi, czysteini, szczelnie zamykającemi się firankami. W drugiéj izbie mieszczą się nieżonaci i dzieci, przy jednéj ścianie jedna obok drugiej dziewczęta, przy drugiéj naprzeciwleźącej chłopcy. Rano następuje ogólny rozruch, tapczany odsuwają na bok i próżne miejsce służy za izbę mieszkalną.
“Większe zamożniejsze rodziny mają obszerniejsze mieszkania, stosownie do swych potrzeb; oprócz wyżój wspomnianych izb, mają jeszcze jedną i prócz tego tak nazwaną salę, a nawet są niektóre domy, mające oprócz sali cztery pokoje. Każdy dom ma należące do niego stajnie i obszerne podwórze; z tyłu także znajduje się zawsze niewielki ogród, który zwykle graniczy z ogrodem drugiego kolonisty, tak, że mieszkalne domy wychodzą na dwie różne ulice, zwykle szerokie i skutkiem wspomnionego urządzenia, regularnie zabudowane.
Osiedlenie się kolonistów w gubernii Saratowskiej nastąpiło w latach 1763 do 1770, na skutek wydanego 22 lipca 1763 r. Najwyższego Manifestu, pod nadzorem ówczesnej Rady Opiekuńczej dla cudzoziemców, która jedynie w tym celu ustanowioną została przez Cesarzowę Katarzynę II.
Liczne gromady wychodźców znalazły się z Bawaryi, Saksonii, Wirtembergu, Hannoweru, Badenu, Hessyi, Tyrolu, Alzacyi, Lotaryngii, Francyi, Szwajcaryi i Niderlandów, którzy na dalekim Wschodzie szukały dla siebie spokojnego pobytu. W Oranienbaum otrzymali oni, z rozkazu Cesarzowéj, dla dalszéj podróży przez Rossyą, odzienie, uprząż i pieniądze dla zaspokojenia pierwszych potrzeb życia.
W powiatach: Saratowskim, Kamyszyńskim, Atkarskim i Wolskim, po obu stronach Wołgi, były im wyznaczone miejsca dla osiedlenia się. (Kolonia Sarepta, w powiecie Carycyńskim, jako osada braci Morawczyhów, uposażona osobnemi przywilejami, nie liczy się do owych kolonij). Wewnętrzny podział gruntów był pozostawiony im samym. Do ich téż woli zostawiono obrać swe siedliska nad którąkolwiekbądź rzeką, pomiędzy innemi nad Irgisem, który przy swojém ujściu do Wołgi ma bardzo piękne grunta i łąki, mieli więc do wyboru wiele nieuprawnych gruntów i obszernych pastwisk. Ale nieszczęściem pierwsi koloniści popełnili błąd, który ich następcom teraz nie mało szkody przynosi, tojest, myśląc jedynie o teraźniejszości, zakładali wtedy swe wsie tak gęsto jedna obok drugiéj, że np. 20 pierwszych kolonij ze swemi gruntami zajęły tylko przestrzeń 20 wiorst; późniéj przeto, przy wzro\ ście ludności, musieli uprawiać grunta oddalone o 10 do 15 wiorst od miejsca swego zamieszkania.
Osadnicy byli podzieleni na cztery oddziały. Pierwszy należał do Korony i nazywał się bezpośredni-, drugi do barona Borka, i ztąd kolonia Katharinenstadt zowie się dotychczas po rossyjsku barońshą-, tworzy on teraz okrąg Katharinenstadzki, leżący nad małym Karamanem i nad Wołgą; trzeci, osiedlony nad wielkim Karamanem i nad wielkim Tarlikiem, zawierał trzy okręgi, tojest Krasnoj Jar, Tonkoszurowlca i Tarlik i należał do dyrektora La-Roy; czwarty nakoniec osiedlony na stoku góry nad rzeką Ilawlą należał do dyrektora Munny. Trzy ostatnie oddziały kolonij zostawały pod bezpośrednim zarządem dyrektorów i obowiązane były oddawać im dziesięcinę ze wszystkich swych płodów. Ale kiedy to urządzenie dało powód do wielu nadużyć, było ono wkrótce przez Cesarzowę zniesione i wszystkie kolonie poddane zostały bezpośrednio pod zarząd Korony.
Obręb kolonialny tych posiadłości rozpada się na cztery gromady, z których dwie leżą na prawym czyli górzystym brzegu Wołgi w gubernii Saratowskiej.
Pierwsza gromada leży o 35 wiorst od gubernialnego miasta Saratowa, w górę rzeki, na łąkowéj stronie Wołgi i zawiera 41 kolnij, podzielonych na cztery okręgi. Trzy z nich: Krasnojarski, Katarynensztadzki i Poniński rozciągają się na północo-wschód od Saratowa, na lewym brzegu Wołgi, prawie aż do miasta powiatowego Wolska. Dwa ostatnie okręgi należą według ostatnich rozporządzi rządu do Nikołajewskiego powiatu. Tonkoszurowski okręg zaś vKracza, na południe od Krasnojarskiego okręgu, w obszerne Uralsk^ stepy, i rozciąga się po obu stronach Wielkiego Karamanu. Okrtói Krasnojarski i Tonkoszurowski należą do Nowoużeńskiego pow^tu.
Druga gromada leży na południe Saratowa, o 40 wiorst od tego miasta, i składa się z Tarlickiego o^ęgu z 15 koloniami, których uprawne pola rozciągają się ku wsclWowi na 10 wiorst, po nad wielką, tak nazwaną solną drogą (z jeziom Elton do Saratowa). Z tych wsi leży 14 wzdłuż Wołgi, pomiędzy temi a piętnastą kolonią leżą dwie rossyjskie wioski.
Trzecia i najw^ksza gromada leży naprzeciw Tarlickiego okręgu na górzystéj stanie Wołgi; zawiera w sobie 43 kolonie i dzieli się na okręgi: Sosnówka, Norka, Kamenka i Ustkulalink. Kolonie ostatniego okręgu rozciągają się aż do powiatowego miasta Kamyszyna, okręg zaś Norka na zachód graniczy z powiatem Atkarskiin. Czwarta i ostatnia gromada leży na północ od Saratowa i składa się z trzech kolonij, które z powodu swego oddalenia tworzą osobny okręg Jagodnajapoliański.
Niemieckie wsie nazwane były z początku wedle nazwisk pierwszych miejscowych zwierzchników, ale później otrzymały tak od Rossyan jak od Niemców w urzędowych pismach po większéj części inne nazwiska. Ułatwianie wszelkich spraw tyczących się niemieckich kolonij, należy do Saratowskiéj kantory zagranicznych osadników.
Sto dwie pierwiastkowe kolonie, które powstały w latach od 1763 do 1770, nabywają większego jeszcze znaczenia, kiedy zwrócimy uwagę na stan tych okolic w drugiéj połowie przeszłego stulecia. Miasto Saratów miało zaledwo dziesiątą część teraźniejszego swego obszaru; było ono niewielkiém miasteczkiem, i tylko przebywanie w liiem wojewody nadawało mu pewne znaczenie. Kamyszyn i Carycyn były jeszcze raniejszemi od niego; Wolsk i Atkarsk, które już wtedy istniały, były także małemi, palisadą i wałami wzmocnionemi miasteczkami, ale nie mająsemi żadnego handlu ani przemysłu, służącemi tylko za miejsca ochronj przeciw pustoszącym napadom włóczących się tu i owdzie azyatyckich pV;mion. Przeciwko nim szczególnie musieli walczyć koloniści osiedli na licowej stronic Wołgi i wielu z nich w tych walkach utraciło życie.
Dobra należące do familii Cesarskiéj nad rzeką Irgisem (Nikołajewka), orazdobra skarbowe nad rzeką Usinem (Nowousinskaja), są osadami późniejszych czasów. Przed osiedleniem się Niemców cała łąkowa strona, aż do granic guberni Saratowskiéj, była bezludną pustynią, gdzie przebywały tylko dzikie zwierzęta, antylopy (sajgaki) i dzikie konie. Na górzystej też stronie wiellu część gruntów ku południowi była nieuprawną, i bandy rozbójników pobiegały drogi.
Przez swój rolniczy przemysł, naprowadzili zagraniczni osadnicy z każdym rokiem wzrastający handel zbożowy gubernii Saratowskiéj i Samarskiéj z południowo-zachodnicmi i p-iłnocno-wschodniemi stronami Rossyi. Szczególnie zaś wzrosła pomyślność miasteczek leżących nad Wołgą.
Z lewéj (łąkowéj) strony Wołgi wpadają do niéj następne rzeki: mały i wielki Karaman, Tarlik i wielki Jeruslan. Rzelu te mają pewną ilość przytoków, które po większéj części giną w stepach, jak np. rzeczka Gajsul, rzeka Gajsul i Meczetna, małaMetelka, małyBispik, Grianucha i Susli. Lasów i sianożęci nad temi rzekami prawie nie ma, a znajdują się one tylko przy ujściach ich do Wołgi, gdzie każda kolonia ma swe sianożęcie i zarośla, zkąd ta strona Wołgi otrzymała nazwanie „łąko wéj strony.“ Wody mało jest na téj stronie, i dlatego niewiele tylko młynów wodnych znajduje się nad rzekami, oraz tam, gdzie woda wstrzymaną została przez tamy. W odleglejszych miejscach muszą być kopane studnie, które niekiedy 6 do 18 sążni mają głębokości. Grunt jest bardzo rozmaity. Znaczne przestrzenie są przesiąkłe saletrą lub solą i dlatego zdatne tylko na pastwiska. Prawa czyli górzysta strona Wołgi obfituje w lasy i wodę; Ilawla i inne rzeki wypływające z wyżyn Wałdajskich ze swemi przytokami przynoszą w dani Wołdze czystą źródlaną wodę i zasilają wiele młynów. Wprawdzie braknie mieszkańcom górzystéj strony równin do uprawy, ale żyzność gruntu i powabne położenie zapewniają im nierównie więcej korzyści od mieszkańców stepów.
Sprowadzenie i osiedlenie kolonistów kosztowało Rząd rubli 5, 199, 813 kop. 23, jakowa summa policzoną była kolonistom na rachunek długu, który oni mieli częściami spłacić. Z tego długu jednak przez Najwyższy rozkaz 10 kwietnia 1782 r., odtrąconą została summa rubli 1, 210, 197 kop. 69l/4, z których 1, 025, 403 rubli 97kop. użyte zostały przez Rząd na wybudowanie mieszkalnych domów i kościołów, nadto, rubli 17, 941 kop. 25 wydanych na lekarską pomoc dla chorych emigrantów; rubli 136, 470 kop. 23 długów osób zmarłych w podróży “z Oranienbaum do Saratowa; rub. 30, 382 kop. 233/4 długów rodzin wziętych w pierwszych latach w niewolę przez Kirgizów.
To potrącenie z długu rozciąga się tylko na tych kolonistów, którzy pozostają w kraju; ci zaś co powracają za granicę płacą swoją część i tamtych długów.
Od roku 1786 do 1797 od każdego kolonisty, mającego wieku od 16 do 60 lat, pobieranych było na rachunek tego długu po 3 ruble, a od 1797 do 1833 r. tylko po 1 rublu: rzeczywiście tak mała summa, że Rząd nie mógł z większą powolnością postąpić. Późniéj dla opłacenia reszty długu udzielony został kolonistom dziesięcioletni termin. Pierwszego stycznia 1834 r. mieli oni jeszcze, po odrachowaniu uiszczonych już opłat, do zapłacenia rubli 1, 851, 734 kop. 26’/a długu opłacalnego, gdyż pomienione wyżéj wytrącone im summy nazwane zostały długiem
nieopłacalnym.
W roku 1775 liczba kolonistów płci męzkiéj wynosiła 11, 986, żeńskiéj zaś 11, 198, w ogóle więc 23, 184. To stanowiło 5, 502 rodzin. Liczba ich więc znacznie się była zmniejszyła, gdyż wyemigrowało z obcych krajów 8, 000 rodzin, stanowiących 27, 000 dusz. Przyczyny, dla których to zmniejszenie nastąpiło, były rozmaite, i tak: wielu z wychodźców za
ciągnęło się do wojska, wielu innych uległo tęsknocie po kraju, reszta zaś wymarła z powodu nieprzyzwyczajenia do klimatu i niedostatku. Szczególnie położenie pierwszych osadników, pomimo troskliwości i pomocy ze strony rossyjskiego rządu, było bardzo przykre. Była to ciężka szkoła, którą wychodźcy, przy szczupłych zasobach, na obcéj, nieuprawnéj ziemi, bez znajomości rolnictwa, biegli tylko w rękodziełach i przemyśle, których tu nie poszukiwano ani żądano, przebyć musieli. Do tego przyłączył się brak u wielu pilności i pracowitości, oraz zmarnotrawienie danych na zapomogę pieniędzy (pierwsza zapomoga w r. 1766, wynosiła 150 rubli na jednego gospodarza). „Starzy, pisze w wyżéj przytoczonym „Historycznym obrazie kolonij i ich dalszych losów, „ sta rzy obszernie opowiadają o tém, jak ich ojcowie nie znali pierwszych początków wiejskiego gospodarstwa, jak musieli walczyć z wielą trudnościami, nim się nie wprawili do robót wiejskich; jak im ciężko było zastosować się do nowego swego położenia, oraz przywyknąć do tamtejszego klimatu i sposobu życia. Pierwsi osadnicy byli ze wszelkich najrozmaitszych warstw społeczeństwa, przywykli w dawniejszéj swéj ojczyznie od młodości do najrozmaitszych zajęć, i których mała tylko część-składała się z właściwych rolników. Ci ostatni musieli przyjąć na siebie obowiązek nauczycieli w rolnictwie. Jak mogli ludzie, którzy zaledwo w swém życiu pług widzieli, którzy nie umieli nawet zaprządz konia, zajmować się korzystnie gospodarstwem? I tak, opowiadają naprzykład o pierwszych kolonistach, że gdy który z nich wyjechał i w drodze koń mu się, będąc źle założonym, wyprzągł, musiał czekać nim przypadkiem drugi, umiejący zaprzęgać, tąż samą drogą przejeżdżać lub przechodzić będzie, i za pieniądze lub na prośbę uprząż mu poprawi. Ale oprócz braku znajomości, były także lenistwo, niedbalstwo, brak dobréj woli, przyczynami powolnego wzrostu gospodarki wiejskiéj. Gdyż to pewna, że pierwsi osadnicy musieli być często rano budzeni do roboty, że zamiast jęcia się pługa lub żniwa, obchodzili pierwéj szewckie święto (tojest poniedziałek), które trwało czasem i przez dzień następny. Zaledwo z rozmnożeniem bydła i wzrostem rolnictwa, zaczęło się nowe życie pomiędzy osadnikami.“
W roku 1797 było 19, 485 kolonistów płci męzkiéj i stosunkowo tyleż prawie płci żeńskiéj. Roku 1816 liczono 31, 195 męzkich i 29, 990 żeńskich dusz, a w styczniu 1833 r. około 52, 300 męzkich i 50, 079 żeńskich; w ogóle więc przeszło 100, 000 dusz. Że ta liczba w roku 1852 podniosła się do 166, 483 dusz (tojest 84, 564 męzkich i 81, 919 żeńskich), wyżéj już o tém wspomnieliśmy.
Kolonie łąkowej strony mają w posiadaniu 229, 328 dziesięcin, 222 sążnie uprawnego gruntu i 169, 705 dziesięcin, 427 sążni stepów. Na górzystój stronie znajdujące się posiadłości kolonistów składają się z 209, 672 dziesięcin, 1286 sążni uprawnych pól i 216, 866 dziesięcin, 378 sążni pastwisk. Las posiadają tylko trzy kolonie Jagodnajapoliańskiego okręgu i trzy kolonie nad Medwedicą.
Gruntu ornego na każdą męzką duszę, według rewizyi 1797 roku, wyznaczono 20 dziesięcin. Zwierzchność powinna patrzeć za tem, ażeby każda kolonia otrzymała odpowiednią ilość gruntu do liczby dusz. Wewnętrzny rozdział pozostawiony jest gminom. Niektóre z nich rozdzielają ten grunt według ilości dusz męzkich w każdéj rodzinie, inne według ilości rodzin. W jednych gminach rozdział taki bywa na lat 6, w innych na lat 10. W takim rozdziale ma się szczególnie na względzie ilość sianożęci, pastwisk i ogrodów, które są losowane, równie jak drzewo, którego jest mało, i koloniści palą zwykle gnojem, umyślnie na ten cel przygotowanym.
Z powodu znacznego wzrostu ludności, w wielu koloniach gruntu ornego tak mało się znajduje, że pojedyncze familie nie mogą otrzymywać przeznaczonej im przez rząd ilości dziesięcin. Gdy teraz po za granicami kolonii wszystkie grunta rozdane są, albo mają inne przeznaczenie, z czasem wyniknie potrzeba przesiedlenia wielkiej części kolonistów w inne okolice. Płodami rolniczemi kolonistów są szczególnie: pszenica jara, żyto ozime i jare, owies, jęczmień, orkisz, proso, kartofle, len i tytuń. W koloniach wyisztj łąkowéj strony głównemi produktami są: pszenica i tytuń, chociaż wszystkie inne są zasiewane i uprawiane; w koloniach niiszśj łąkowéj strony szczególnie pszenica i w mniejszéj ilości tytuń. W koloniach zaś górzystéj strony szczególnie żyto i pszenica, tytuń zaś prawie całkiem nie jest uprawiany.
W dobrych latach zbiera się w koloniach: 350, 000 czetwerti jaréj pszenicy, 300, 000 czet. ozimego żyta, 1, 500 czet. jarki, 20, 000 czet. prosa, 250, 000 czet. owsa, 70, 000 czet. jęczmienia, 1, 000 czet. grochu, 20 czet. soczewicy, 5, 000 czet. siemienia lnianego, 3, 000 czet. konopnego, 200, 000 czet. kartofli i 250, 000 pudów tytuniu. W nowszych czasach produkta rolnicze znacznie się jeszcze pomnożyły. W roku 1851: użęto 216, 682 czet. ozimego, 1, 082, 727 czet. jarego zboża i 378, 239 pudów tytuniu. Może zastanawiać kogo, że koloniści zbierają tyle siemienia lnianego, ale wiedzićć należy, że zimą palą oni lampy, i w tym celu wybijają oléj nawet z nasienia tytuniu. Nie można mićć wyraźniejszego dowodu o pracowitości i gospodarności kolonistów, jak powyższy rezultat ich rolniczych zbiorów. Jako dowód zaś działalności pojedynczych kolonistów służyć mogą, następne fakta udzielone przez generalnego superintendenta Hubera w Moskwie, dawniejszego ober-pastora w Saratowie. W kolonii Brokliausen, kolonista tamtejszy Stump już przy końcu października ukończył był zupełnie użętek, wymłót i wywóz zboża. Prowadził on swą gospodarkę trzema pługami, dwoma parobkami i swoją rodziną, która oprócz niego i jego żony składała się tylko z córki i zięcia, a plon z gruntu jego wynosił: 300 czet. ozimej pszenicy, 150 czet. ozimego żyta, 80 worów (wór=8 pudów) owsa i 40 worów jęczmienia.
Z warzyw uprawiają się w koloniach wszystkie pospolite gatunki kapusty, ogórki, marchew i t. p., ale tylko na własną potrzebę, wyjąwszy w kolonii Sebastyanówce i w trzech koloniach leżących po drodze do Moskwy. W znacznéj téż ilości uprawia się przez kolonistów piękna głowiasta sałata, bardzo od nich lubiona i jadana z jajami i słoniną. Plantacye także drzew morwowych znajdują się we wszystkich koloniach, najlepsze zaś około i w samém Schafhausen, gdzie w Wolsku jeden za kupca zapisany kolonista produkuje rocznie około ośmiu pudów jedwabiu.
Najważniejsze kolonialne produkta i które największy odbyt znajdują, są: pszenica i tytuń. One więc są głównym przedmiotem starań kolonistów. Ze wszystkich gruntów użyźniają tylko nawozem przeznaczony na tytuń; nawozić zaś pola zbożowe, uważajaoni, równie jak wszyscy gospodarze gubernii Saratowskiéj, za szkodliwe dla urodzajów, z powodu wielkiéj żyzności samego gruntu, oraz natury tamtejszego klimatu. Deszcz i jeszcze deszcz, w stosownéj porze, oto wszystko, czego żądają tamtejsi gospodarze.
Tam gdzie koloniści mają pewne oznaczone granice swoich pól, trzymają się systematu trzypolowego, ale gdzie jest podostatkiem stepów do uprawy, śmieją się oni ze wszystkich systematów w świecie. Narzędziami ich rolniczemi są te same, jakie używane są w Niemczech. Dla wyorywania, szczególnie świeżych stepów, używają zwykle niemieckich, ostrych lemieszów; dla obrabiania zaś pól pod tytuń i kartofle okrągłych.
Dobry zbiór daje dziesięć i czternaście ziarn, zły zaś trzy do czterech. Zupełnego nieurodzaju nigdy się nie zdarza, albowiem nawet w roku 1833, który był bardzo nieurodzajnym, oraz w r. 1815, w którym przy ciągłéj suszy znalazł się mały gatunek szarańczy, kolonista wysiew swój w dwójnasób miał po wrócony.
Bydło rogate i konie hodują, się tu w dość znacznéj liczbie, chociaż rasy nie zbyt wybornéj. Ogólna ilość domowych zwierząt w koloniach jest następną: około 80, 000 koni, 200, 000 sztuk bydła rogatego, 80, 000 świń, 100, 000 owiec rossyjskiego gatunku. Oprócz tego znajduje się w koloniach 8 hiszpańskich owczarni z 1500 owcami merynosami; wełny, która nie jest w najlepszym gatunku, przedaje się rocznie około 100 pudów, po 3 rub. pud. Karm zimowa.trwa zwykle 6 miesięcy i składa się z siana i słomy.
Obory hiszpańskich owiec są drewniane. Koloniści budują także obory dla swego bydła z polnych kamieni i niepalonéj gliny.
W koloniach znajduje się 620 tkackich warsztatów, na których corocznie wyrabia się 450, 000 arszynów prostego sukna i bawełnianéj tkaniny, częścią dla własnego użytku, częścią na przedaż.
Kolonie mają 191 wodnych i 195 wietrznych młynów, które gminom rocznie przynoszą dochodu 25, 000 rubli; także kolonie leżące nad Wołgą, mają znaczny przychód z rybołowstwa.
O uprawie tytuniu i palnych materyałach w koloniach udziela jeszcze professor Goebel następnych zajmujących szczegółów:
Uprawa tytuniu jest dla kolonistów dość znaczném źródłem dochodu, tém bardziéj, że ona odbywa się po większéj części za pośrednictwem kobiet i dzieci, w tym czasie kiedy mężczyzni zajęci są innemi polnemi robotami. Tytuń uprawiany jest szczególnie w koloniach leżących na łąkowej stronie i to dwóch gatunków. Uprawiają tam tak nazwany niemiecki czyli wirgiński i ruski czyli prosty tytuń. Grunt przeznaczony pod dobry tytuń bywa orany jesienią, ażeby przy pulchności swojéj przejął się lepiéj wilgotnością pory zimowéj i jesienuéj; także jesienią pokrywany on jest nawozem, ale ten wiosną zaledwo bywa rozrzucany i zaorywany. Skoro czas sadzenia nadejdzie, cała rodzina oddaje się temu zatrudnieniu. Kolonista opatrzony w motykę, idąc pomiędzy dwoma wyciąguiętemi sznurami, kopie po obu ich stronach małe jamki, a idąca za nim kobieta lub dziecię, w każdą taką jamę wsadza młodą roślinę. Po nich idzie mężczyzna, dorosły syn i t. p.; słowem członek familii płci męzkiéj, i napełnia jamki.wodą, która przez trzeciego bywa dostarczaną, albo przedtém jeszcze, często z daleka przywożoną. Jak tylko woda zwilży jamki, żona gospodarza lub starsza córka wkopuje lepiéj roślinę i ziemią obsypuje. Skoro tym sposobem pole jest zasadzone, pozostawia się ono, nie polewając już więcéj roślin, samemu sobie, tojest mniéj lub więcéj przyjaznym wpływom powietrza, gdyż podczas wzrostu roślin mężczyzna zajęty jest całkiem
Fodróie Humboldta. Od. II, ł. II. 5 
gdzieindziej, oraniem, żęciem i t. d. i zajmuje się znowu swoim tytuniem tylko przy jego rozgatunkowaniu i przedaży.
Ale kobiety i dzieci, wkrótce po przesadzeniu, muszą wyrywać bujnie rosnący chwast, którym młody tytuń mógłby być zagłuszonym; lecz skoro roślina dojdzie pewnéj wysokości, sama zagłusza wszelkie rosnące pomiędzy nią zielsko. Przez rozszerzające się coraz liście grunt bywa wtedy sam ocieniany i od palących promieni słońca broniony. Dozwala się tytuniowi rosnąć bez przeszkody aż do czasu kwitnienia; odłamują się wtedy pąkowia i z kątów liściowych wystające łodygi, ażeby liście były tém większe i szersze. Tym sposobem pielęgnowany tytuń wirgiński wydaje od 4 do 8 liści, ruski zaś daleko więcéj, ale mniejszéj objętości. Niektórym tylko pojedynczym roślinom dozwala się bez przeszkody rosnąć, dla zbierania z nich nasion.
Skoro spód liści zaczyna żółknąć, tytuń, jak zwykle powiadają, jest dojrzały, i wtedy znowu przez kobiety i dzieci liście się obłamują, grube środkowe żyły, dla lepszego wysuszenia, wzdłuż wycinają się i na temże miejscu na drewnianych kijach zawieszają się. Te liśćmi zawieszone kije przenoszą się potem do tytuniowych szop i tam dla wysuszenia następnym sposobem przechowują się: szopy tytuniowe są drewniane, słomą kryte budowle, których ściany wyplecione są z gałęzi wierzbowych, ażeby powietrze mogło przechodzić ze wszystkich stron. Liśćmi zawieszony kij opiera się jednym końcem w poziomym kierunku na żerdzi, która w stosownej odległości od ściany budowli przytwierdzoną jest na wbitych do ziemi słupach. Tym sposobem zapełnia się jedna strona szopy, która, jakby korytarz jaki zapełnioną jest wiszącemi w pewnéj odległości kijami z rozwieszonemi liśćmi. Podobnym sposobem rozwiesza się tytuń przy drugiéj ścianie szopy, oraz zapełnia się pozostający próżny jéj środek. Tu liście w przeciągu lata dostatecznie wysychają, ale pozostawiają się tam umyślnie aż do jesieni, albo nawet do początku zimy, ażeby w téj porze roku naciągnęły znowu cokolwiek wilgoci i stały się tym sposobem miększe i giętsze. Skoro to nastąpi, wnoszą je do izby, wyjmują z nich żyłki, oddzielają lepsze żółte liście i kładą jeden na drugim, wyrównywając je rękoma na stole. Skoro tym sposobem nałoży się pęk liści, okręca się przy ogonkach innym tytuniowym liściem i odkłada się na bok na inne jeden na drugim leżące pęki, których pewna nagromadzona ilość przyciska się czém z lekka, od czego liście, przez powstałe ztąd rozegrzanie wilgotnieją, czyli, według wyrażenia robotników,.potnieją i znacznie zyskują na dobroci. Tym sposobem leży tytuń aż do czasu przedaży.
Niektórzy z kolonistów skupują tytuń i transportują go do Saratowa, gdzie teraz znajduje się znaczna fabryka tytuniu i tabaki, która liście dalej obrabia i do rozmaitych miejsc rozsyła. Przybywają téż i rossyjscy kupcy do kolonij. Rossyjski tytuń jest bardziéj produkcyjny, niżeli wirgiński czyli niemiecki; wydaje on wprawdzie mniejsze liście, ale w większéj liczbie, oraz większéj grubości i wagi. Przedaje się on w znacznych partyach stepowym plemionom, Kałmykom, Kirgizom i Tatarom. i
Palny materyał w koloniach składa się z gnoju bydła rogatego, który, albo bezpośrednio, albo po pewném przygotowaniu się używa. W niektórych bowiem tylko koloniach na górzystéj stronie znajdują się lasy, inne zaś w górzystéj i łąkowéj stronic nie posiadają całkiem drzewa i używają tylko do palenia zielska Genista tinctoria lub gałęzi wierzb i topoli, rosnących na wybrzeżach i wyspach Wołgi. Nawóz, a szczególnie gnój bydła rogatego, nie bywa używany do użyźniania gruntów, gdyż grunt, jak wyżéj wspomnieliśmy, jest tu tak obfitym w soki, że uważają nawóz za szkodliwy, i używają go raczéj za materyał palny.
Podczas lata, kiedy bydło pasie się na stepach, zbierają gn!5j, który, przy silném ogrzaniu gruntu i powietrza w tamtych okolicach, prędko schnie, i zwożą go całemi furami do wsiów. Każdy zabiera go ile chce i składa na kupę pod dachem, zkąd zimą bierze się do palenia. Inny znowu jest sposób przygotowania gnoju. Wiosną, nim konie w pługu użyją się do orania, znajdujący się w stajni zimowy gnój, razem z wpół przegniłą słomą i rozproszoném sianem, wywozi się na pole, zrzuca się tam na kupy i zlewa dopóty wodą, dopóki nie stanie się miękkim i dającym się gnieść. Równa się potém powierzchnia kupy, mającéj wysokości około jednéj stopy i średnicy 12 stóp. Potém depcze się tak długo za pośrednictwem trzech związanych z sobą koni, wkoło oprowadzanych, dopóki się nie zamieni w jednolitą, gęstą massę. Massa ta wkłada się później w drewniane formy, podobne do tych, jakie w Niemczech używają się do robienia cegieł i tym sposobem otrzymuje się każdą razą 4 do 6 kwadratowych sztuk. Po kilku dniach sztuki te są już tak dalece wyschłe, że można je kłaść wysokim kantem, późniéj kładą je w wydrążone wewnątrz kupy, dozwalają im zupełnie wyschnąć, zostawiając je tak aż do jesieni, kiedy roboty polne się ukończą, a wtedy rozwożą po wsiach i zimą używają na opał.
Niemieccy koloniści na Wołdze są częścią katolickiego, częścią ewangielickiego wyznania, i tych ostatnich jest daleko więcéj. Ze zwiedzanych przez Humboldfa i Rose’go kolonij, Solothurn, Penniskoj, Lucern i Obermonżu były tylko katolickie, reszta protestanckie. Początkowa różnica pomiędzy kolonistami w mowie, dyalekcie, wyznaniu, obyczajach, zwyczajach i ubraniu przez wspólne pomieszkanie przez lat 90 znacznie się zatarła i prawie zupełnie znikła; i tak np. oprócz krajowéj mowy, w koloniach tych mówią tylko po niemiecku i niemiecki sposób życia wyraźnie jest przeważającym. „Obudziło to w nas, pisze professor Rose, bardzo przyjemne i rozrzewniające uczucie, gdyśmy posłyszeli tak daleko od ojczystego kraju, na tak znacznej przestrzeni, macierzystą mowę, oraz ujrzeli ojczyste obyczaje i zwyczaje, a razem przyjemnie było dla nas oglądać mieszkańców tych kolonij, skutkiem troskliwości liberalnego i opiekuńczego Rządu, szczęśliwemi i zadowolonemi z swego losu. Czuliśmy tedy prawdziwą wdzięczność dla księcia Galicyna, że nas nakłonił do téj podróży, i przez swe uprzejme starania uczynił ją równie nauczającą jak przyjemną“.
Niemieccy koloniści nad Wołgą, czcząc w Katarzynie II twórczynię ich teraźniejszego pomyślnego bytu, w kolonii Katliarinenstadt wznieśli jéj pomnik, który 6 lipca 1852 r. (w dniu urodzin zmarłego cesarza Mikołaja) uroczyście został odkrytym. Bronzowa statua cesarzowéj, roboty professora barona von Klot ( ) z Petersburga, wzniesioną jest na tém samém miejscu, gdzie dawniéj był ołtarz rozebranego teraz najdawniejszego ewangielickiego kościoła tych okolic ( ). Katliarinenstadt jest główném miejscem kolonii, w którém oprócz rolników mieszka znaczna ilość rozmaitych rzemieślników.
Była już czwarta godzina po południu, kiedy nasi podróżni przybyli do Petrowskaja, gdzie téjże saméj nocy przewieźli się przez Wołgę udając się do gubernialnego miasta Saratowa. Humboldt miał z początku zamiar resztę tylko nocy i kilka godzin następnego dnia tam przebawić, ażeby pochylenie igły magnesowéj bliżéj oznaczyć; ale uprzejma gościnność księcia spowodowała naszych podróżnych do przepędzenia i reszty następnego dnia w Saratowie. Po świetnym obiedzie obejrzeli w towarzystwie księcia miasto i niektóre znaczniejsze zakłady jego, jako gimnazyum i dom obłąkanych, a potém udali się do góry w blizkości miasta, któréj część nie dawno się była osunęła i tém zwróciła na siebie powszechną uwagę. Saratów ma podobne położenie jak
Wolsk, ale głęboka dolina jest tu daleko większą i tworzy dość znaczną równinę nad Wołgą, w któréj południowo-wschodnim końcu leży miasto. Dzieli się ono na nowe i stare j pierwsze jest regularnie zabudowane, ma proste ulice, wiele obszernych placów i dużo murowanych, poczęści ozdobnych domów. Góry na północ miasta, z których jedna usunęła się, składają się z piaskowca. Niektóre na pochyłéj warstwie gliny leżące warstwy osunęły się i pociągnęły w swym upadku lub uszkodziły wiele domów.
Professor Goebel (Podróż przez stepy i t. d. T. I) udziela następnych wiadomości o statystyce miasta Saratowa:
Saratów miał być zbudowany w roku 1591 z rozkazu Cara Fiodora Iwanowicza. Ponieważ koczujące w téj okolicy, a szczególnie po za Wołgą w stepach ordy nie dozwalały tam istnieć żadnemu miasteczku ani wsi; dla powstrzymania ich założono wiele miast nad Wołgą, tak, że Samara, Saratów, Carycyn, winne swój początek owym czasom. Według podania ludowego Saratów pierwiastkowo założony został na lewym brzegu Wołgi, 7 wiorst powyżéj teraźniejszego miasta, nad rzeczką Saratową; ale po dokładném obejrzeniu tego miejsca, na którém istotnie są ślady budowli, znaleziono, że ono nie zawiera w sobie więcéj jak 22, 500 kwadratowych sążni, i ani śladu nie okazuje podwójnego wału, o którym wyraźnie podanie mówi, ani też żadnych fortyfikacyj (rozumie się w znaczeniu owych czasów), a jednakże tak na odkrytem miejscu, i to ria lewym brzegu Wołgi, w stepach, miasto w owych czasach założone być nie mogło. Saratów, leżący na górzystéj stronie, przez sto przeszło lat otoczony był drewnianemi fortyfikacyami z wieżami i bramami. Na północnéj wyżynie (Sokołowyje gory) stała wieża strażnicza, na któréj postawiona straż miejska dawała znać, skoro się ukazały zdaleka koczownicze plemiona. Zresztą rabowali i plądrowali w owych czasach także kozacy, szczególnie nad Wołgą. Kozak Stenka Razin był długi czas postrachem wszystkich nadbrzeżnych mieszkańców. Astrachan był przez niego zrabowany, równie téż 1671 r. opanował miasto Saratów i wojewodę tamtejszego Kuźmę Łopuchina z jego strażą, tak nazwaną Bojarsldje dieti, zamordował. Saratów w owym czasie miał tylko trzy drewniane kościoły, a średnica jego nie wynosiła więcéj nad 300 sążni. Pierwszy krok do rozszerzenia Saratowa uczyniony został w 1700 r. przez osiedlenie tam trudniących się rolnictwem żołnierzy. Ale naj więcéj do wzrostu Saratowa przyczyniło się to, że w r. 1781 (po splądrowaniu go przed 7 laty, 7 sierpnia 1774 i\, przez Pugaczewa, przyczém wymordowani byli prawie wszyscy urzędnicy), cesarzowa Katarzyna II uczyniła go miejscem pobytu namiestnika. Lecz nadzwyczaj sżybko podniósł się Saratów od r. 1804, gdyż od tego czasu powiększył się więcéj jak o dziesiątą część, chociaż 1812 r., całkiem był prawie spłonął, a 1819, 1820, 1821 i 1822 r., uległ także znacznym zniszczeniom przez pożar. Teraz zawiera Saratów 354 murowanych i 2821 drewnianych prywatnych domów, 12 greko-rossyjskich kościołów, 2 klasztory, murowany ewangielicki kościół ze szkołą, drewniany katolicki kościół i drewniany meczet dla wyznawców islamizmu. (Saratów w r. 1851, liczył 73, 998 mieszkańców).
Przez cały czas kiedy Wołga wolną jest od lodu, dwie łodzie strażnicze pływają ciągle w górę i w dół rzeki dla zabezpieczenia żeglugi, a osobny strażnik nadbrzeżny zostający pod wiedzą departamentu wodnéj i lądowéj kommunikacyi pilnuje wypełniania istniejących przepisów, karze policyjne wykroczenia ludzi przy statkach będących i rozstrzyga ich spory z właścicielami statków.
Saratów, jako rezydencya biskupa, ma seminaryum duchowne, mieszczące w sobie 600 uczniów.
Przemysł fabryczny ogranicza się na kręceniu powrozów, robieniu pończoch i tkanin płótna; przynosi on, razem z dwiema fabrykami tytuniu rocznego dochodu 250, 000 rubli. Liczba robotników w tych fabrykach dochodzi do 300 ludzi. Daleko więcéj, gdyż około 800, 000 rubli przynosi gisernia dzwonów, zakład garncarski, dużo cegielni, ’ mydlarnia, dwie blicharnie wosku i dwa piwne browary. Rękodzieła te zatrudniają rocznie około 460 robotników, a w pewnych porach więcéj jak drugie tyle.
Handel wywozowy odbywa się rocznie na summę przeszło 6 milionów rubli, nie licząc w to produkcyi wspomnionych fabryk, oraz przychodu 300, 000 rubli za-mąkę dostarczaną dla korpusu kaukazkiego. Handel przywozowy dochodzi summy 8’/a miliona rubli; składa się on z artykułów zbytkowych, kawy, herbaty, cukru, sukna, jedwabiów, tkanin bawełnianych, futer, porcelany, szkła, wyrobów kamiennych, równie jak żelaza, zboża, łoju, skór, soli, ryb, bydła rogatego, koni i t. p.
Przedmiotami wywozowemi są: zboże, łój, sól, ryby, skóry, rogoże, powrozy, liny; towary te przesyłają się do Petersburga, Moskwy, Tuły, Kazania, Astrachanu, oraz do kraju kozaków Orenburgskich i Dońskich. Zboże, szczególnie pszenica, idzie częścią w górę Wołgi do Kazania, częścią w dół jej do Astrachanu i do kraju Dońskich kozaków. Łój, ryby i t. p. transportowane są lądem do Petersburga i Moskwy.
Z wyjątkiem zljoża, Saratów prowadzi właściwie tylko handel tranzytowy.
Liczba corocznie do Saratowa przychodzących statków wynosi około 250 do“300, które mają ładunku za 2 do 2’/2 miliona. Z Saratowa zaś wyprawia się rocznie 60 do 100 statków, które mają na sobie towarów za D/2 do 2 milionów rubli.
Rybołowstwo w mieście jest także na obszerną skalę; miejsce na to przeznaczone rozciąga się na 30 do 40 wiorst wzdłuż i około 537 sążni w szerz.
Piątego października rano opuścili podróżni Saratów. Zamiast panów Stutz i Ernst towarzyszył im teraz nadworny radca Engelke, który miał być ich przewodnikiem w niemieckich koloniach na górzystéj stronie Wołgi. Ujechawszy 12 wiorst przybyli na znaczną wyżynę, z któréj miasto po raz ostatni ujrzeli, jechali potém po równej płaszczyznie i w znaczném oddaleniu od Wołgi. Przy drugiej stacyi rozpoczynają się niemieckie kolonie górzystéj strony, które ztąd ciągną się aż do Kamyszyna, ale nietylko wzdłuż pocztowej drogi, lecz także bliżéj nad Wołgą. W Tałowce jedli podróżni u sołtysa obiad, i znaleźli tu wszystko równie czyste i porządne, jak u kolonistów na lewym brzegu Wołgi. W kolonii było wiele studzien, z których wszystkie w głębokości 7’/a do 8 sążni zawierały w sobie wyborną, zdatną do gotowania i picia wodę. Temperatura jéj była badaną we trzech studniach i znalezioną 4° 6’; 4D 8’ i 4° 8’. Do drugiéj kolonii a trzeciéj stacyi od Saratowa, Ust-Salichy, przybyli już po zachodzie słońca a przez inne kolonie przejechali w nocy.
Z Ust-Salichy jest jeszcze cztery stacye do powiatowego miasta Kamyszyna. Podróżni postanowili ztamtąd zwiedzić odlegle na 127 wiorst, ku poludnio-wschodowi od Kamyszyna leżące w stepach i —z powodu znacznéj produkcyi soli tak ważne jezioro Elton, a od niego udać się do miasteczka Dubowki, które prawie w téjżc samej odległości na zachód od jeziora leży, ażeby tu wyjechać znowu na gościniec do Astrachanu wiodący. Ponieważ transport soli z jeziora Eiton odbywa się w powózkach zaprzężonych wołami, i wsie, w których są konie do najęcia, znajdują się tylko w okolicach bliższych Wołgi, przeto dla podróży urzędników zarządu solnego, najmuje się rocznie znaczna ilość koni w tych wsiach, które za daniem znać do zwierzchności, muszą być dostawione na wyznaczone miejsce. Skutkiem uprzejmości generałgubernatora Saratowskiego mieli także podróżni nasi korzystać z tych koni, wydał on bowiem policmajstrom w Kamyszynie i Dubowce rozkaz
%
dostarczyć podróżnym na dzień naznaczony koni na przejazd tam i napowrót z Kamyszyna i Dubowki do jeziora Elton.
Policmajster Kamyszyna wyjechał tymczasem na spotkanie Humboldta aż do Kamionki, najbliższej stacyi od Ust-Salichy, i był aż tu dognany przez posłańca księcia Galicyna, który już był w Kamyszynie i nie znalazłszy tam policmajstra, przybył do Kamionki, wkrótce po przybyciu podróżnych. Rozstawienie koni od Kamyszyna do jeziora Elton nie mogło więc być do przyjazdu tam podróżnych uskutecznione. Policmajster przyrzekł tymczasem porobić potrzebne rozporządzenia, i radził przebyć noc w Kamionce, a następnego rana odjechać do Kamyszyna, gdzie już wszystko mieli znaleźć gotowe, dla udania się w drogę siódmego do jeziora Elton. Ale Humboldt chcąc oszczędzić sobie czasu, zaniechał téj wycieczki do jeziora Elton i niezwłocznie udał się w drogę do Kamyszyna.
Rano, 6 października byli nasi podróżni już wJBiełoglinskoj, pierwszéj stacyi za Kamyszynem. Jest to pojedynczo stojący dom pocztowy, pomiędzy nagiemi górami, które, jak można było uważać przy prędkim przejeździe, składały się z twardéj, mało farbującéj kredy.
Podobne pojedynczo stojące pocztowe domy jak w Biełoglinskoj, znajdują się także na innych stacyach, aż do Dubowki; wsie leżą bliżéj ku Wołdze i w wąwozach gór.
Droga idzie ciągle w znaczném oddaleniu od Wołgi i prowadzi po wyżynie całkiem pustéj i jednostajnéj, mającéj w nizinach tylko, oraz w wąwozach i dolinach ku Wołdze skierowanych zarośla dębów i innych drzew liściastych, gdyż jodeł i sosien zupełnie tu braknie. Siódmego wcześnie jeszcze przybyli do Dubowki, a razem nad Wołgę. Dubowka leży tuż nad Wołgą, na stoku pagórków, niższych tu jak gdzieindziéj nad tą rzeką. Jestto dość ożywione miasteczko, prowadzące znaczny handel, do czego daje sposobność blizkość Donu, który tu zbliża się do Wołgi na odległość 60 wiorst. Produkta Kazania’, Uralu i Astrachanu transportują się ztąd lądem do Donu, i tą rzeką dalej do portów morza Azowskiego i reszty Europy. Nieraz już to wielkie zbliżenie obu rzek naprowadzało na myśl przekopania kanału, ale dotąd do skutku to przywiedzioném nie zostało. Projektowano przeprowadzić go jużto w tamtém miejscu, już daléj na południe pod Carycynem, gdzie rzeki te najwięcéj się do siebie zbliżają, szczególniéj zaś na północ Kamyszyna, gdzie mały przytok Wołgi, Kamyszenka, zbliża się do przytoku Donu, Iławli, na niewielką odległość pięciu wiorst. Tu téż roboty dla przyprowadzenia do skutku tego planu podwakroć były już rozpoczyr
nane, w roku 1568, przez Turków za panowania Selima II i 1716 przez Rossyan za Piotra Wielkiego, jak to daje się widzićć ze szczątków dwóch szerokich, ale suchych rowów, idących od Kamyśzenki dość daleko na zachód, w niewielkiéj od siebie odległości. Późniéj jeszcze za panowania Cesarzowéj Katarzyny II, myślano nad przyprowadzeniem do skutku tego przedsięwzięcia, i astronom Lowitz posłany był do Kamyszyna dla zrobienia potrzebnych wymiarów i niwellacyj. Ale ten podczas buntu Kozaków pod dowództwem Pugaczewa w roku 1774 stracił życie, przed rozpoczęciem jeszcze swoich robót, i chociaż plan ten za panowania Aleksandra I miał być znowu przyprowadzony do skutku i wymiary zostały dokonane, ale kanalizacya nie została uskutecznioną. Z niwellacyi stanu wód obu rzek okazało się, że powierzchnia Wołgi leży 100 stóp niżéj od powierzchni Donu, gdyż spadek od punktu rozdziału wód kanału do Wołgi wynosił 310 stóp, do Donu zaś tylko 210 stóp. Zapewne, powiada professor Rose, trudności jakie z tego powodu zachodziły przy przeprowadzeniu kanału, wstrzymały od tego przedsięwzięcia, ale jakkolwiek one byłyby znaczne, nie zostają w żadnym stosunku z spodziewaneini korzyściami.
6
W Dubowce dowiedzieli się nasi podróżni, że konie, które z rozkazu generał-gubernatora miały być rozstawione od jeziora Elton do Dubowki, znajdowały się istotnie na rozmaitych stacyach. A ponieważ ztąd jeszcze można się było udać do jeziora Elton, przeto postanowił Humboldt zrobić tę wycieczkę, do czego natychmiast poczyniono potrzebne przygotowania. Te szczególnie zasadzały się na tém, ażeby najpotrzebniejsze przedmioty spakować do małych używanych w Rossyi powózek, które przy pomocy policmajstra z łatwością o#zymano; z powodu bowiem trudnego przewozu wielkich powozów przez Wołgę, zdawało się być rzeczą dogodniejszą zostawić je w Dubowce, dokąd miano znowu powrócić. O godzinie tedy dziewiątéj uskuteczniono przewóz przez Wołgę, poczém podróżni, przy najpiękniejszéj pogodzie, przedłużali swą drogę po rozciągających się na wschodniéj stronie stepach.
Podróże Humboldta. Od. II, t. II.
ROZDZIAŁ IV.
Jezioro Elton.
Odległość jeziora Elton od Dubowki wynosi 102 wiorst. Siedm wiorst od Wołgi leży rossyjska wieś Rachinka, za nią. znajdują się tu i owdzie pojedynczo stojące zabudowania (Chutory), gdzie rossyjscy włościanie trzymają swe bydło; ale i te im dalej od Wołgi, tém stają się rzadsze. Kraj cały przedstawia prawie zupełnie płaską równinę, która tu i owdzie tylko nieco jest falistą, ale zwykle tworzy widnokrąg równie obszerny jak na morzu. Ponieważ pora roku była już spóźnioną, roślinność po większéj części wyschła; niewielka liczba roślin składała się tylko z nizkich, czołgających się Folygonum oviculare, całkiem czerwonego koloru, oraz wielu gatunków Chenopodiae. Oddawna ustał był już transport soli, który wiosną i latem ożywia drogę do jeziora prowadzącą, wszystko w około było puste i samotne; zdaleka tylko widzieli podróżni przemykające się często pierzchliwe Saigi-Antylopy, pojedynczo lub w niewielkich gromadach, oraz przy drodze i na niéj toczył święty kule (Ateuchus sacer) z gnoju utworzone kulki, w których miał złożone swe jaja. Daleko większe od niego samego kulki te zakrywają “go całkiem, i tylko po bliższem przypatrzeniu się można dostrzedz jego usiłowania w posuwaniu ich tylnemi nogami, ażeby je przytoczyć do swego podziemnego mieszkania. Byłto ten sam gatunek, który professor Rose znalazł był w pustyniach Afryki, gdzie on i tam stanowił prawie jedyną żyjącą istotę w pustyni, i dlatego nie małą było dla niego przyjemnością znaleźć go tu znowu.
W pewnych odległościach porobione są przy drodze małe studnie, ocembrowane deskami i utrzymywane przez rząd, ażeby wożący sól mieli w czém poić swoje pociągowe woły. Pierwsze, które napotkano, były w odległości 20 wiorst od Rachinki i nazywały się Korotkije kolodczy (krótkie studnie). Było ich dwie, obie równéj głębokości 6 l/a sążnia, imające temperaturę 6° 2’ R., gdy temperatura powietrza była 16° 5R. Mało co odmienna była temperatura, 6° 4’, innéj studni, którą napotkano o 10 wiorst dalej pod Gołowin-chutorem, ostatnim folwarkiem na téj drodze. Tu znaleźli także podróżni pierwsze świeże konie; późniéj zmieniali je jeszcze trzy razy; w piątéj zaś stacyi, do któréj przybyli po zachodzie słońca, nie znaleźli już świeżych koni, i dlatego zmuszeni byli temiż samemi, które otrzymali na ostatniéj stacyi, jechać przez resztę drogi, tojest 40 wiorst. Noc była chłodną, , wiatr wprawdzie był ucichł zupełnie, ale podróżni tém więcéj cierpieli w swych nizkich powozach od pyłu, który konie sprawiały biegiem swoim po suchéj drodze. O godzinie drugiéj przybyli wreszcie do jeziora Elton, gdzie na nich naturalnie nikt nie czekał i gdzie z trudnością znaleźli przytułek w jednej ze znajdujących się tu na zachodniéj stronie budowli. Podczas zimy, kiedy roboty się nie odbywają, mieszka tu tylko urzędnik zarządu solnego z oficerem kozackim i kilku kozakami, którzy mają nadzór nad budowlami i pokładami soli.
Dołączamy tu niektóre szczegóły z Goebel’a „historyczno-statystycznych wiadomości o jeziorze Elton ( ):“
„Aż do początku ośmnastego wieku jezioro to zostawało w wylączném posiadaniu koczujących naówczas w tamtéj stronie stepów Kałmyków. Nazywali oni go Altan-Nor, tojest, złotém jeziorem, albo dlatego że przy pewném oświeceniu od słońca, szczególnie ku wieczorowi, powierzchnia jego wydaje się być złotawego koloru, albo też może z tego powodu, że przedaż soli z tego jeziora była dla nich źródłem bogactwa. Handlujący Rossyanie, którzy z Kałmykami koczującemi nad niém prowadzili handel zamienny na sól, wznieśli tu w r. 1705 oszańcowanie z ziemi, ażeby się zabezpieczyć od napadu tamtejszych plemion i nazwali jezioro Eltonem.
Od tego czasu mieszkańcy Saratowa i Kamyszyna zaczęli sami zatrudniać się wywożeniem dobywanej z tego jeziora soli; płacili w Saratowie od każdego puda po 3 kopiejki cła i przedawali ją do sąsiednich prowincyj. W roku 1747 rząd widział się być zmuszonym (z powodu, że trudniący się transportem soli byli często od Kałmyków napastowani i obdzierani) urządzić przy jeziorze Elton osobny zarząd solny, oraz dla bezpieczeństwa jego wznieść nowe szańce i opatrzyć je żołnierzami i armatami. Ale z tych szańców teraz zaledwo niejakie pozostały ślady.
Przy nastałém w roku 1780 rozgraniczeniu wielu gubernij, jezioro Elton przyłączone Zostało do gubernii Saratowskiéj, i od tego czasu, po przepędzeniu koczujących w blizkości jego plemion, zostaje w wyłącznóm posiadaniu rządu rossyjskiego.“ Jezioro Elton leży na równym stepie, według barometryczuych wymiarów GoebeFa (podróżni nasi barometr swój pozostawili byli w Dubowce, z bojaźni rozbicia go na lekkich powózkach, i dlatego nie mogli robić żadnych postrzeżeń) jeszcze 6, 5 sążni niżéj powierzchni Wołgi pod Kamyszynem, i tylko 9, 6 sążni nad równię morza Kaspijskiego. Kształt jego jest owalny, największa średnica z zachodu na wschód wynosi 20 wiorst, najmniejsza z południa na północ 16; a cały obwód jego powierzchni 47 wiorst. (Według udzielonéj przez prezydenta Kobylina w Saratowie wiadomości, zajmuje ono przestrzeń 180 wiorst kw.). Brzegi w wielu miejscach mają wysokości 3 do 7 sążni i składają się z gliny. Śladów zwierząt skorupiastych nie dostrzegł tam ani Goebel, ani Rose; Pallas tylko znalazł skamieniałości muszli grzebieniastych. Pod gliną, pokrytą w blizkości jeziora cienką warstwą roślinnéj ziemi, znajduje się w rozmaitej głębokości (od 2 do 8 sążni) piasek.
Na zachodniéj stronie jeziora, droga wiodąca do niego z Kamyszyna i Saratowa przechodzi przez szeroki i długi wąwóz, na którym zarzucony most drewniany. Na północnym brzegu rośnie trzcina. Na samem wybrzeżu jeziora grunt jest błotnisty, pokryty solnemi krzewami, śród których przebywa mnóstwo wodnego ptastwa; tylko po prawéj stronie, aż do rzeczki Charysachy, grunt jest piasczysty. Według kierunku wiejącego wiatru, woda jeziora zalewa te miejsca, albo znów je opuszcza, tak, że one ciągle zostają mokre i rozszerzają w około nieprzyjemną woń. Z tego właśnie powodu przeprowadzono z samego jeziora na grunt twardy kanały, oraz pobudowano drewniane mosty i groble, ażeby za ich pośrednictwem wydobywaną z jeziora sól transportować na wybrzeże. W pobliżu jeziora, oraz na brze gach wpadających do niego rzeczek, step wydaje mnóstwo właściwych solnemu gruntowi roślin. Do samego jeziora wpada ośm małych rzeczek: od zachodu Solanka i Łancug; od północy Ulan-Sacha, Charysacha i Czernawka; od wschodu wielka Smorogda, a od południa mała Smorogda i Gorkaja. We wszystkich tych rzeczkach woda jest słona albo gorzka, ale tylko wiosną, gdyż latem one wysychają, wyjąwszy Charysachę, która przebiega 40 wiorst nim wpadnie do Eltonu, i latem nawet ma podostatkiem wody. Szerokość jéj przy ujściu, według Goebel’a, który ją widział wiosną i wezbraną jeszcze od tającego śniegu, wynosi 15 sążni. Niedaleko solnych magazynów nad Eltonem, wykopanych jest dość niegłębokich 14 studni, które dostarczają bardzo dobréj wody.
Kotlina jeziora zawiera w sobie do niezbadanéj dotąd głębokości twardą sól, któréj śnieżna i deszczowa woda wiosną i jesienią, oraz woda wpadających rzeczek, rozpuszczają tyle, że dno jeziora ciągle pokryte jest przesyconym roztworem soli. Wiosną warstwa ta podnosi się do wysokości od 3/t do jednego arszyna; latem jednakże, kiedy z powodu ciągle wiejących w stepie wiatrów i działania słońca, ma miejsce mocniejsze parowanie, głębokość wody w jeziorze wynosi zaledwo jeden arszyn. Przez parowanie latem oddzielają się ciągle ze zgęszczonego płynu kryształki soli, które się łączą w małe kupki i tworzą na powierzchni płynu cienką skorupę, a potém skutkiem swéj większéj gatunkowéj ciężkości, gdy skorupa ta popęka się od poruszanéj wiatrem wody, osiadają na dnie. W ciągu lata powtarza się nieraz to zjawisko tworzenia się i opadania kryształków soli, tak, że powoli tworzy się najdnie jeziora nowa warstwa. Ta osadowa sól jest cokolwiek czerwonawą, miałką i dość kruchą; rozpada się na powietrzu, skutkiem znacznéj ilości zawartego w niéj chlortalcyum, oraz z powodu swojego gorzkiego smaku, nie może być użytą do potraw i t. p. Powoli tymczasem twardnieje ona i tworzy grubą massę na dawniejszym solnym pokładzie. Wiosną następnego roku spadająca do jeziora deszczowa i śnieżna woda przenika i rozpuszcza tę warstwę, chlortalcyum się rozpuszcza i sól przez to traci swój gorzki smak. Nierozpuszczona i oczyszczona kuchenna sól tężeje coraz więcéj, zamieniając się jakby w kamienną massę, i nazywa się wtedy starą solą. Kolor jéj jest błękitnawy, smak zaś czysto-słony, jest twardą, ciężką i grubo-ziarnistą. Na téj solnéj powłoce osiada wtedy czarna szlamowata massa i tym sposobem oddziela dawniejszy pokład od utworzonego w ciągu roku nowego. Nowy pokład solny powstaje częścią z soli, przyniesionéj do jeziora przez wyżéj wspomnione rzeczki, częścią z już osiadłéj soli, z któréj zawsze wiosną część rozpuszcza się w nienasyconéj solą wodzie i późniéj wspomnionym wyżéj sposobem osiada.
Dla dojścia głębokości tych nagromadzonych pokładów soli, w roku 1805, w odległości dwóch wiorst od brzegu, wyrąbywano sól do dwóch sążni głębokości i otrzymano następny rezultat: pierwsze solno warstwy miały grubość pół do dwóch werszków; po wydobyciu 42 warstw, grubość następnych dochodziła do pięciu werszków, sól oraz była twardszą i lepszą, jak w wyższych warstwach. Kiedy wreszcie wydobyto sto warstw, ukazała się tak twarda massa solna, że użyte do tego żelazne narzędzia połamały się ( ). Po wyrąbaniu do głębokości dwóch sążni, musiano zaniechać dalszej roboty, gdyż dół przez boczne ściany spodnich pokładów napełniał się ciągle solnym ługiem, a znajdujące się w dole powietrze, z powodu nieprzyjemnego, zgniłego zapachu, nie dozwalało przedłużać roboty więcej nad 10 minut. Jezioro Elton zdaje się więc być niewyczerpanym magazynem kuchennej soli. Dotąd wydobywano tylko wyższe warstwy na niewielkiéj przestrzeni i w małej odległości od brzegu, gdyż nie miano potrzeby dotykać głębszych i bardziéj od brzegu oddalonych miejsc jeziora, dla braku odbytu.
Co się tycze rozbiorów wody Eltonu, czynionych przez Erdman’a, Goebel’a i Henryka Rose, powiada następnie professor Rose: „Jeżeli porównamy rezultaty tych rozbiorów, znajdziemy wielką pomiędzy niemi różnicę, co pochodzi szczególnie z rozmaitej własności, jaką ta woda posiada w rozmaitych porach roku a nawet dnia. Główne składowe części zoły, wedle wszystkich rozbiorów są: natron, talkowa ziemia, kwas chloro-wodorodny i kwas siarkowy, oraz cztery sole, które przypadkowo w téj soli znajdować się mogą, chlornatrium, chlormagnesium. kwaso-siarkowy natron i kwaso-siarkowa talkowa ziemia. Wiosną ilość chlornatrium nadzwyczaj się powiększa, gdyż wtedy skutkiem topniejącego śniegu w stepach dużo czystej wody do jeziora wpada, która znajdującą się na dnie sól kuchenną aż do przesycenia rozpuszcza. Gdy zaś gorzka sól przy średniej temperaturze prawic z równą łatwością rozpuszcza się w wodzie jak sól kuchenna, przy wyższej zaś temperaturze daleko łatwiej od niej, przeto latem, przy ciąglém parowaniu wody tylko sól kuchenna osiada, i jeżeli w zimniejszych letnich nocach cokolwiek téż gorzkiej soli się oddziela, to ta w ciągu dnia znowu się rozpuszcza. Jesienią, powiada daléj Rose, krystalizuje się wiele gorzkiéj soli, a zimą, zapewne z powodu wzajemnej zamiany i przy tworzeniu się chlormagnesium, sól glauberska. Ztąd wynika, że stosunkowa ilość soli kuchennej do gorzkiej i do chlormagnesium wiosną i latem będzie daleko znaczniejszą niż jesienią, oraz ilość ta w ciągu roku zmniejszać się będzie w odwrotnym stosunku do ilości soli gorzkiéj i chlormagnesium. To pokazuje się także w ogóle z robionych doświadczeń. Jak zaś własność wody Eltonu odmienia się co do rozmaitéj ilości jéj składowych części, wedle odmiennych pór roku i dnia, tak równie odmienia się w ciągu lat, i zapewne już poci tym względem bardzo znacznéj odmianie uległa; gdyż widocznie w początkach powstania jeziora Elton własność jego wody nic różniła się od wody jego przytoków. Z latami zaś ilość gorzkiej soli i chlormagnesium musiała się coraz powiększać, gdy te składowe części tylko w zole jeziora pozostają, przy parowaniu zaś środka rozpuszczalnego tylko sól kuchenna osiadała. Różnica ta W składzie wody, przy niewielkiej ilości gorzkiéj soli i chlormagnesium. którą Charysacha a może i wszystkie inne rzeczki do jeziora wnoszą, w niewielu po sobie następujących latach, może być mało znaczącą, ale okazałaby się nader znaczną, gdybyśmy mogli porównać z sobą wodę różnych ubiegłych stuleci i tysięcy lat. Różnicę tę może nawet można byłoby postrzedz, gdyby przez ciąg kilkunastu lat robić porównawcze doświadczenia z wodą czerpaną w tymże dniu, roku i o téjże saméj godzinie. Zrobione przez professora Rose postrzeżenie, że w wyschłych kałużach na wybrzeżu jeziora tworzy się zewnętrzna obwódka gipsowych kryształków, naprowadza na wniosek, że w pewnych porach znajduje się znaczna ilość gipsu w wodzie jeziora.“
Znaczna ilość soli w przytokach dowodzi, że w okolicach Eltonu znajdują się pokłady soli, z których źródła te sól rozpuszczają i wnoszą potém do jeziora; gdy tymczasem sól kopalna nie posiada w sobie bynajmniéj soli gorzkiéj: Goebel uważa za rzecz prawdopodobną, że one nabierają je od gruntu, przez który płyną. Zresztą, ilość gorzkiéj soli nie jest jednostajną we wszystkich jeziorach stepów: znajduje się ona w nich już w większéj, już w mniejszéj ilości, a niekiedy całkiem jéj nie ma, jak np. w jedném z trzech wielkich stepowych solnych jezior, tojest Baskunczackiém, czyli Bogdo-jeziorze, którego sól zresztą, choć jest daleko czyściejszą od soli jeziora Elton, nie jest teraz wydobywaną. Bo najobfitszych zaś w gorzką sól jezior należą małe Karduańskie, których jest 17, leżące w pobliżu kordonu Karduańska nad Kigaczem, wschodniém ramieniem Wołgi, nie daleko od jej ujścia. Goebel, który jedno z nich zwiedzał, znalazł zolę prawic na ll/a stopy głęboką, dno zaś pokryte dwucalowéj grubości warstwą kuchennéj soli, skrystalizowanéj w kostki oślepiającéj białości, która w ciągu lata ma dochodzić do grubości od 1 do 1’, a stopy. Pod tą warstwą kuchennéj soli znajduje się przeszło pięciostopowy pokład w graniastosłupowe przezroczyste kryształki skrystalizowauéj soli, będącej połączeniem kwaso-siarkowéj talkowéj ziemi z kwaso-siarkowym natronem. Te Karduańskie jeziora, z których wszystkie mają być jednakowej własności, nic mają jednak żadnych przytoków i dlatego ilość znajdującej się w nich soli nie jest tak niewyczerpaną jak w jeziorze Elton i innych. Rąbaniem i wydobywaniem soli Eltom?, powiada Goebel, zajmują się teraz skarbowi i prywatni włościanie, szczególnie z gubernii Pefizeńskiéj, z któremi w tym celu zawierają się kontrakty. Liczba robotników zależy od ilości soli, która ma być dobytą. Dla wydobycia jednego miliona pudów soli wystarcza 125 ludzi w ciągu lata ( ). Robotnicy ci przybywają na brzeg jeziora na początku kwietnia, stawią swe pomieszkania, składające się z lepianek wystawionych wzdłuż brzegu na cztery wiorsty długości; naprawiają swe czółna opatrzone płaskiemi dnami, któremi przywożą do brzegu wyłamaną w jeziorze sól; umacniają na brzegu znajdujące się drewniane tamy, na których wydobyta sól rozkłada się i suszy; czyszczą kanały wchodzące w jezioro dla wygodniejszego wywozu soli do grobel, i opatrują się wreszcie w narzędzia potrzebne do wydobywania i ładowania soli, tojest, w drągi i piki żelazne, szufle i kije z żelaznemi końcami.
Po ukończeniu tych robót, które trwają zwykle do połowy maja, odprawia się znajdujący się nadEltonem nadzorca solny z robotnikami na jezioro i naznacza miejsca, w których sól ma być wydobywaną; zwykle dzieje się to na zachodniéj stronie jeziora, o kilka wiorst od brzegu, między rzeczkami Solanką i Gorkaja, gdyż bliżéj brzegu sól jest mniéj czystą i ukazuje się w cieńszych warstwach. Miejsca te oznaczają się za pośrednictwem wbitych w solne dno kijów i późniéj następnym sposobem przystępuje się do robót. W każdem czółnie płynie do wskazanych miejsc dwóch ludzi, którzy go przywiązują do wbitych w jezioro palów i zstępują z niego w solny płyn. Jeden z nich wyłamuje za pomocą żelaznego drąga sól z dna jeziora, drugi zaś, idąc śladami pierwszego, wyłamaną sól bierze szuflą, obmywa w solnym płynie i wrzuca do czółna. Większe sztuki są przytém za pośrednictwem drewnianych maczug rozbijane, obmywane i podobnież do czółna wrzucane. Z napełnioném czółnem płyną robotnicy z jeziora do kanałów, które znowu zostają w związku z innemi małemi kanałami, wykopaneini wzdłuż brzegu ij wyładowują sól na groble. Wiosną, kiedy jezioro ma w sobie dostateczną ilość wody, czółna posuwane są za pomocą żerdzi; późniéj zaś, kiedy wody przez parowanie ubędzie, czółno ciągną robotnicy, którzy w tym celu idą wbród po jeziorze. Kanały wykopane w jeziorze są blizko na 200 sążni długości. Po przybiciu do brzegu, sól wysypuje się na groble w podlugowatych kupach i po wyschuieniu zwożoną jest do skarbowych magazynów, które znajdują się częścią nad samém jeziorem, częścią na lewym brzegu Wołgi w Pokrowskoj pod Saratowem i w Nikołajewskoj pod Kamyszynem.
Łamaniem soli zajmują się aż do polowy września, i przy dobréj pogodzie robotnicy powracają 3 do 5 razy na dzień do brzegu do naznaczonych miejsc, przywożąc każdą razą ładunek od 150 pudów soli. Ztąd wypada, że dwóch robotników dziennie mogą dostarczyć 600 pudów soli. Wprawdzie, w czasie niepogody i zachodzących przytém trudności zaledwo połowa téj ilości jest wydobywaną, a często nawet roboty całkiem ustają. Ponieważ jezioro leży, w otwartym stepie i wiejące tam wiatry są często bardzo gwałtowne, zatém pomimo wspomnionéj wyżéj małéj głębokości jeziora, woda w niém bywa tak silnie wzruszaną, że często prawie na dwie wiorsty od brzegu całe dno ogołocone jest z wody, która silnie jest pędzoną ku przeciwległemu brzegowi, tak, że wydobywanie soli staje się wtedy niepodobuém. Ztąd wypada, że pogodna cicha pora najprzyjazniejszą jest do wydobywania soli w Eltonie; szczególnie sprzyja temu umiarkowane ciepło powietrza i głębokość wody w jeziorze przynajmniej na trzy czwarte arszyna. Jak deszcz i wiatr, tak równie zanadto wielki upał może spowodować przerwanie robót, gdyż wszystek solą kuchenną i chlorotalciuin przesycony ług jest wtedy tak gryzącym, że najmniejsze zadraśnienie skóry staje się przyczyną dotkliwych ran. Latem robotnicy pracują w pół nadzy i bronią się przeciw działaniu solnego ługu wdziewaniem długich skórzanych, podobnych do spodni, cholew. Nogi mają obute w trzewiki plecione z kory z drewnianemi podeszwami. Po skończonej pracy dziennéj myją się w czystéj wodzie, czerpanéj z studzien nadbrzeżnych.
Najpospolitsze, zresztą rzadkie choroby robotników są: szkorbut i pochodzące od solnego ługu rany. Dla leczenia i opatrywania robotników, równie jak innych przy jeziorze zatrudnionych ludzi, znajduje się tam szpital i apteka, utrzymywane kosztem rządu, oraz lekarz z pomocnikiem i posługaczami.
Wydobyta sól przyjmuje się od robotników pod wagą, w jakowym celu urządzone są nad jeziorem szale i wagi, zwane kanters. Każdy próżny do naładowania solą przeznaczony wóz bywa najprzód ważony, potém po naładowaniu go solą znowu ważony, tak, że tym sposobem może być z pewnością oznaczona waga naładowanej soli. Za każdy pud netto, tym sposobem przyjętéj do skarbu soli, płaci się robotnikom 3 kopiejki. Reszta w składach tych ludzi lub na groblach znajdującéj się soli pozostaje tymczasowo na ich rachunek. Ponieważ zaś ilość doby téj soli, wedle rozporządzenia rządu, ma wynosić każdéj jesieni 3 miliony
Podróże Humboldta. Od. II, t. II. 7 pudów, przeto robotnikom na każdy pud daje się zadatku po 1 kopiejce, jakowe pieniądze podczas przyjęcia téj soli w następnym roku potrącają się z przypadaj ącéj im opłaty. Na ten cel przeznaczony jest stały kapitał 30, 000 rubli ass.
Skarbowe składy nad jeziorem mieszczą w sobie zapas soli dla składów nad Wołgą, wrazie, gdyby przez dłuższy przeciąg czasu niepodobna było sól z Eltonu wydobywać. Zapas ten przechowuje się w stepie w pobliżu mieszkania urzędników, niedaleko brzegów jeziora. Składa się on z wielkich niczém nie pokrytych ostrosłupowych pagórków, z których każdy zawiera 50, 000 pudów soli. Z tych nagromadzonych kup wydaje się sól podobnym sposobem jak ze składów robotników, dla przewozu jéj do magazynów nad Wołgą; jednak od r. 1834, pod nadzorem wyznaczonego przez ministerstwo skarbu urzędnika, sól przedaje się także nad Eltonem.
Dla straży soli i innych własności skarbowych nad jeziorem, przebywa tam ciągle inwalidna komenda, składająca się z dziesięciu żołnierzy i jednego podoficera; dla ochrony zaś od napaści sąsiednich Kirgizów i zabronionego wywozu soli z jeziora, kwateruje jeszcze nad Eltonem kozacka komenda z 48 ludzi, oraz pół roty artyleryi z jedną armatą, a w okolicy są także rozstawione kozackie kordony.
Urzędnik zarządu solnego razem ze swym pomocnikiem, oraz żołnierze, pozostają przez zimę nad Eltonem. Reszta zaś urzędników, oraz wszyscy robotnicy, opuszczają jezioro na początku października, gdyż nie mają wtedy nic tam do robienia i powracają nie pierwéj jak następnéj wiosny.
Nad Eltonem znajdują się następne budowle: kościół z plebanią, dwa domy, dla nadzorcy i jego pomocnika, szpital z apteką i mieszkaniem dla lekarza, oraz kuchnią i piwnicami, cztery kazarmy, z których trzy przeznaczone są dla żołnierzy a jeden dla robotników, dom z kassą rządową, arsenał i sześć budowli, w których pomieszczone są kantersy. Oprócz domu przeznaczonego na kassę, wszystkie inne są drewniane. Wywóz soli do magazynów nad Wołgą odbywał się do roku 1828, przez włościan zamieszkujących ośm wsi w gubernii Saratowskiéj, którzy osobny na to mieli przywiléj; ale od tego czasu, za wzrostem ludności, rząd pozostawił wywózkę soli, stosownie do czasowych okoliczności, wolno najmującym się do tego ludziom: tamte przeto wsie uwolnione zostały od włożonéj na nich powinności i wrócone do stanu zwyczajnych skarbowych włościan. Teraz zajmują się wywózką ludzie rozmaitego stanu, szczególnie zaś włościanie ze wsi Pokrowskiej i Nikołajewskiej, którzy dawniej przypisani byli do Eltonu. Dla transportu soli najmują, się ochotnicy przez wyznaczonych na to urzędników skarbowych w dowolnój ilości od 10 do 20 fur, zaprzężonych wołami lub końmi, i otrzymują po zawarciu kontraktu bilet na wywózkę, oraz, za zaręczeniem ich zwierzchności, zadatek, wynoszący prawie trzecią część umówionej opłaty. Skoro ci woźnice przybędą nad jezioro, jawią się do tamtejszego nadzorcy z biletem wydanym przez solną kantorę w Saratowie. Wtedy, jak już wspomnieliśmy, próżne wozy mieszczą się na kantersy, oznacza się ich waga, a skoro zostaną przez nadzorcę naładowane naznaczoną ilością soli, ważone są znowu na kantersach, przez co odkrywa się waga netto ich ładunku. Opatrzeni biletem dozorcy, woźnice okrywają fury matami i odprawiają się do miejsca przeznaczonego.
Od jeziora aż do magazynów solnych nad Wołgą transport soli odbywa się przez grunta skarbowe, które razem służą za pastwiska uprzęży woźniców. Na ten cel przeznaczone są stepy wkoło Eltonu na 15 wiorst szerokości, daléj przestrzeń na 40 wiorst szerokości od jeziora aż do obu zapaśnych magazynów, z których jednak zwykle tylko 10 wiorst służy do użycia, i na 15 wiorst szerokości przy owych magazynach. Reszta przeznaczonéj powierzchni służy częścią do użytku osiadłych nad Wołgą niemieckich kolonistów, częścią pozostaje bez żadnego użytku. Prócz tego na drogach transportowych do magazynów, na wielu punktach, w odległości 10 wiorstowéj, wykopanych jest 82 studni dla pojenia uprzęży, które dostarczają podostatkiem świeżéj wody. Dla utrzymania tych studni, oraz leżących po drodze ośmiu mostów, jak równie dla przechowania zachorzałego bydła i uszkodzonych fur, osiedlonych jest przy owych studniach, w skarbowych domach, 29 familij włościańskich, które z tego powodu wolne są od wszelkich podatków i zaciągu wojskowego. Czternaście tych familij ma nadto obowiązek utrzymywania latem pocztowych stacyj na tych drogach, za co jednak rocznie każda z tych familij pobiera osobno 150 do 200 rubli. Wszystkie te familie zostają pod nadzorem osobno na to przeznaczonego urzędnika. Najznaczniejsze przeszkody przy transporcie soli pochodzą niekiedy z chorób przeznaczonego na to bydła, zależących na ochronieniu i opuchłości w pysku; jednakże te choroby nie są niebezpieczne i nie mogą iść w porównanie z zarazą bydła, tak często panującą w okolicach Wołgi.
Po przybyciu woźniców do magazynów nad Wołgą, przedstawiają oni swe bilety, sól waży się na kantersach i oddaje się do magazynów.
Dla wyładowania soli z wozów znajdują się przy magazynach osobni robotnicy, którzy za każdą furę pobierają od skarbu po 30 kopiejek.
Opłata za dowóz do magazynów w Pokrowskiej, naprzeciw Saratowa, wynosi 30 kop., a do Nikołajewskiéj, naprzeciw Kamyszyna, 18 kop. Ponieważ przez transport ubywa zawsze nieco soli, rząd postanowił, ażeby woźnice w takim tylko razie odpowiedzialni byli za stratę, gdyby przy oddaniu soli do magazynów w Pokrowskiej brakowało więcej jak dwa pudy, a w Nikołajewskiéj więcéj jak jeden pud z ilości przyjętéj do przewozu. Woźnice płacą w takim razie ustanowioną tam cenę soli.
Od maja aż do października może być odprawianych tym sposobem do Saratowa 5 do 6 transportów, do Kamyszyna zaś 8 do 10. Ponieważ zaś na każdy wóz zaprzężony dwoma wołami kładzie się w przecięciu 55 pudów, ztąd wynika, że przy dobréj pogodzie i sprzyjających okolicznościach, w ciągu lata, na każdym wozie zarobić można 100 rubli. Z początku wywóz soli z Eltonu wynosił tylko 13, 500 pudów; ale powoli ilość ta się powiększyła, i w roku 1807 doszła już do 10 milionów pudów. Od czasu kiedy zaczęto wydobywać sól z innych pokładów solnych, wywóz z Eltonu się zmniejszył, jednakże wynosi zawsze jeden do 3 milionów pudów na rok. Od roku 1747 do 1833, a więc w przeciągu 86 lat, dostawionych było z jeziora Eltonu do magazynów nad Wołgą 366 milionów pudów.
Według nowszych wiadomości podanych przez Kobylina, odr. 1747 do 1851 dostarczonych było do Nikołajewskiéj i Saratowa 372, 103, 026 pudów z jeziora Eltonu. Od roku 1849 ilość dobywanej soli, do dalszego rozporządzenia rządu, powinna wynosić rocznie 6 milionów pudów. Urzędowe zdanie sprawy, które p. Kobylin ogłosił drukiem, o produkcyi od r. 1747 do 1851, podaje nam jeszcze następne rezultaty tego przemysłu. W r. 1747 wydobyto 13, 276 pudów, co w ciągu 103 lat stanowi najmniejszą produkcyę. Rok 1776 był jedynym, w którym w tym przeciągu czasu nie było żadnéj produkcyi. Najwyższą w tych 103 latach produkcyę stanowi rok 1809, w którym wydobyto 11, 778, 609 pudów; przeciwnie, rok 1827, najniżej stoi co do produkcyi w bieżącem stuleciu, gdyż w nim wydobyto tylko 979, 490 pudów. W r. 1832, w którym, według Goebel’a wydobyto 2, 096, 482 pudów, koszta rządu wynosiły od puda w Saratowie 30’/4 kop., w Kamyszynie 23’/2 kop., cena przedażna w Saratowie była 1 rub. ass. 30 kop., w Kamyszynie 1 rub ass. 20 kop.; czysty zaś zysk skarbu, po odciąguieniu wszystkich wydatków, wynosił 2, 165, 807 rubli. Od r, 1834 do 1851, według Kobylina, pud
soli Eltonowskiéj przedawał się przecięciowo po ’/» rul)sr. (czyli blizno Po 1 rub. ass.).
Zoła jeziora Eltonu, powiada professor Rose, jest teraz równie mało upotrzebianą jak zoła innych solnych jezior, lubo z wielką korzyścią mogłaby być użytą do sody, za pośrednictwem fabrykacyi glauberskiéj
oraz do magnesia alba. Gdy się zastanowimy, że soda w każdym prawie technologicznym celu, jakoto: w robieniu mydła, szkła i farbierstwie, nietylko zastępuje, ale przenosi dobrocią potaż, łatwo pojmiemy całą ważność, jaką fabrykacya sody mogłaby mieć dla Rossyi, gdzie potaż stanowi znaczny artykuł wywozowy.
Następny przegląd produkcji najważniejszych rossyjskich kopalni soli, która według Annuaire du Journal des mines de Russie miała miejsce w r. 1832, ukaże nam stosunek, w jakim produkcya soli na Eltonie zostaje do produkcyi innych miejsc państwa Rossyjskiego. 1) Kopalnie soli w gubernii Permskiéj dostarczyły: prywatne 5, 099, 563 pudów; rządowe 696, 976 pudów; Ledengska w gubernii Wołogodzkiéj 108, 090 pudów; Staro-Ruska w gubernii Nowgorodzkiéj 131, 133 pudów; Irkucka w gubernii Irkuckiéj 167, 139 pudów; 2) Solne jeziora: Astrachańskie i Kaukazkie 1, 261, 388 pud.; Bessarabskie 349, 535 pud.5 guberni Tauryckiéj w Ferekopie 7, 261, 992 pud., w Jeniczy 2, 217, 642 pud.; w Kinburnie 41, 112 pud.; w Kierczu 1, 311, 858 pud.; w Eupatoryi 1, 031, 835 pud.; 3) Solanka Ilecka w gubernii Orenburgskiéj 732, 519 pud.; w innych kopalniach i solnych jeziorach 203, 363 pudów.
W roku 1853 (według gazet petersburskich) produkcya soli wynosiła: 1) Z kopalni skarbowych: Bessarabskich 139, 146 pudów; Eltońskich 7, 000, 000 pudów, Krymskich 8, 045, 924 pudy; Astrachańskich 1, 312, 825 pud.; Ileckich 1, 001, 147 pud.; Dedżuchińskich 537, 072 pud.; Staro-ruskiéj 2, 688 pud.; Oneżskich 62, 010 pud.; Sybirskich 653, 874 pud.; Zakaukazkich 606, 854 pud.; w ogóle 19, 364, 540 pudów. 2) Z kopalni prywatnych: 5, 749, 554 pud. 8 fun.; wszystkiego więc 25, 114, 094 pudów 8 funtów. Dla składu soli Eltońskiéj znajdują się w Saratowie i w Kamyszynie, oraz nad brzegami Wołgi naprzeciw tych miast, obszerne magazyny; leżące naprzeciw Saratowa znajdują się we wsi Pokrowskiéj, pod Kamyszynem zaś we wsi Nikołajewskiéj. Znajdujące się we wspomnionych miastach magazyny, według rozporządzenia z roku 1818, nazwane zostały magazynami do wolnéj przedaży soli, leżące zaś w obu powyższych wsiach zapaśnemi magazynami. Magazyny łąkowéj strony Wołgi przeznaczone są do przyjmowania dostaręzanéj z jeziora EUqiiu soli i do przesyłania potrzebnej ilości do magazynów na stronie górzystej, oraz do skarbowych i miejskich magazynów rozmaitych gubernij. Przesyłka jednak soli do sąsiednich gubernij na rachunek skarbu w nowszych czasach jest mało znaczącą i wynosi najwięcej rocznie 30, 000 pudów; przyczyna tego ztąd pochodzi, że rząd, sprzyjając wolnemu handlowi solą, tak ustanawia cenę przedaźną z miejskich gubernskich magazynów względem ceny w Saratowie i Kamyszynie, ażeby handlujący solą mogli zajmować się kupowaniem i przedaźą jej z miejskich magazynów z niejaką dla siebie korzyścią. Także zapełnienie magazynów w Saratowie i Kamyszynie ustało od niejakiego czasu, gdyż skarb dla oszczędzenia wydatków połączonych z przewozem soli z jednego brzegu na drugi, uznał za dogodniejsze, przedawaną sól bezpośrednio kupującym wydawać z zapaśnych magazynów w Pokrowskiej i Nikołajewskiéj. Roczny odbyt wynosi tam dwa do czterech milionów pudów.
Z magazynów sól wydaje się wedle zwykłej wagi, i urzędnicy wtedy tylko są odpowiedzialni, kiedy z ilości przyjętéj soli na 1000 pudów zabraknie więcéj niżeli 20 pudów, w jakowym razie brakujące pudy opłacają oni po cenie przedażnéj.
Pierwszego marca 1834 r. znajdowało się w magazynie wsi Pokrowskiej 900, 175 pudów, w Nikołaj ewskiej 729, 943 pudy, nad jeziorem Elton 2, 352, 310 pudów i w tamtejszych składach robotników 3, 047, 033 pudów, w ogóle więc 7, 029, 461 pudów soli; magazyny zaś w Saratowie i Kamyszynie zostawały próżne. Przedaż soli w tych miejscach, równie jak nad Eltonem, uskutecznia się albo za opłatą gotowych pieniędzy, albo na ośmiomiesięczny termin; w ostatnim razie za złożeniem odpowiedniego załogu. Dla straży magazynów nad Wołgą przeznaczona jest komenda służących inwalidów w liczbie 40 ludzi z 3 podoficerami, jednym porucznikiem i jednym chorążym.
W Pokrowskiej znajduje się 25, w Nikołajewskiéj zaś 40 magazynów, z których każdy może mieścić w sobie 100, 000 pudów soli. W Saratowie jest 10, w Kamyszynie 15 takich magazynów,
Saratowska skarbowa izba ma od r. 1828 główny zarząd nad wszystkiemi wspomnionemi solnemi zakładami.
Podróżni nasi zajmowali się do południa 8 października, obejrzeniem jeziora. Jeździli oni z kilku ludźmi przez kanały na środek jego i przypatrywali się tu dobywaniu soli, przyczém ludzie bosemi nogami zstąpili do jeziora i napełnili zołą, mającą temperaturę 9° 3’ R., flaszę opatrzoną dobrze przystającym korkiem, dla robienia z nią doświadczeń, oraz zebrali rozmaite próbki soli. Później pływali czółnem wzdłuż brzegów jeziora, ażeby i te bliżéj poznać. Na brzegu jeziora leżało niezliczone mnóstwo żuków i owadów, szczególniej koników polnych, które przez burze wrzucone były do jeziora, tu zaś w całości się zachowałyMożna tu było znaleźć prawie całkowitą, faung stepów i professor Ehrenberg zebrał pomiędzy temi wyrzuconemi przez jezioro jiieżywemi żukami i owadami prawie 200 gatunków. Ptaki także znajdowały się pomigdzy temi zwierzątkami, i te mają być czgsto téż łowione żywe, gdy spuszczą się na jezioro, albowiem skoro pierze ich zostanie zmoczone solną zolą, nie mogą się wigcej w górg podnieść.
Skoro podróżni obejrzeli inne jeszcze urządzenia nad jeziorem Elton, oraz Humboldt wziął kilka wysokości słonecznych dla oznaczenia położenia tego jeziora, a professor Ehrenberg o tyle wygotował preparat szkieletu Saigi-Antylopy, którą otrzymał od kozackiego oficera, że mógł go z sobą zabrać, opuścili jezioro Elton, i powrócili tąż samą drogą, którą przybyli znowu nad Wołgę. Na ostatniéj stacyi trafił się im przypadek, gdyż kolo i drewniana oś powozu, na którym Humboldt jechał, nagle się zapaliły. Szczęściem zdarzył się on nie daleko studni, tak, że płomień wnet mógł być zagaszonym, oraz oś i koło nie tak dalece były uszkodzone, żeby po nasmarowaniu ich dziegciem, nie mogły służyć jeszcze do Wołgi, która niezbyt ztamtąd była oddaloną. Przypadek ten więc nie zajął podróżnym wiele czasu. O godzinie 6 rano byli nad Wołgą, gdzie znajdowały się już zamówione pierwéj czółna, na których podróżni przewieźli się do Dubowki.
W Dubowce zabawili tyle tylko czasu, ile potrzebowali na uporządkowanie swych rzeczy, poczem przedłużali dalej swą drogę. Droga ta szła ciągle wysokim brzegiem Wołgi i doprowadziła po przebyciu dwóch stacyj do powiatowego miasta i twierdzy Carycyna, leżących na Wysokiem wybrzeżu tuż nad rzeką. Twierdza przeto jest z jednéj strony osłoniona Wołgą, z drugiéj zaś wałem i rowem. Eortyfikacye te są małoznaczące, ale były jednakże dostateczne do wstrzymania buntowników pod dowództwem Pugaczewa, którzy w roku 1774 byli obiegli tę twierdzę, ale jéj dobyć nie mogli. Miasto to jest dość dawne, g(lyż zostało założone przez Iwana II zaraz po zdobyciu Astrachanu, ale dopiero przez Piotaa Wielkiego przeniesione na swe teraźniejsze mocne stanowisko, wzniesione na 40 sążni nad powierzchnią Wołgi. Przeznaczył on je za główną twierdzę państwa na doluej Wołdze przeciwko koczującym w Kaspijskich stepach plemionom i przeprowadził ztąd na 60 wiorst w północno-wschodnim kierunku do Donu tak zwaną Cacycyńską linię, któréj widać dotąd szczątki. Dla ożywienia odwagi mieszkań
Kolonia Hernhutów w Sarcpcie — Zbiory pana Z wiek — Ruiny Tatarskie nad Achtubą,. — Źródła mineralne Sarepty — Jenotajewsk. — Świątynia Kaimycka na drodze do Astrachanu.
ców pozostawił im swój kapelusz i laskę, które miał przy sobie podczas swojego u nich pobytu i które dotąd przechowują się na ratuszu. Podróżni nasi oglądali te przedmioty, podczas gdy zaprzęgano konie, i wyszedłszy z ratusza, uradowani byli widokiem wielu pięknych kawonów rozłożonych dla przedaży na rynku. Są one wybornego gatunku w okolicach Cai-ycyna i świadczą o cieplejszym już daleko klimacie tych okolic. Carycyn w roku 1849 liczył 4756 mieszkańców.
K OZ DZIAŁ V.
Za Carycy nem Wołga opuszcza swój dotychczasowy południowozachodni kierunek i zwróciwszy się prawie pod kątem prostym ku południo-wschodowi do morza Kaspijskiego, wkracza w stepy, po których zachodnim brzegu płynęła od Kamyszyna; towarzyszący zaś jej łańcuch wzgórzy ciągnie się jeszcze daléj w tymże samym kierunku ku południowi i tworzy zachodni brzeg rozciągających się po obu stronach Wołgi stepów. W załamaniu swojém przyjmuje jeszcze w siebie z lewéj strony Sarpę, która w kierunku zupełnie przeciwnym dotychczasowemu biegowi Wołgi“, płynie u podnóża na południe ciągnących się wzgórzy. Wołga zaś przebywa więcej jeszcze jak 50 milową przestrzeń do morza, nie przyjmując już w siebie żadnych przytoków.
Im smutniejszy w ogóle jest widok, który stepy jesienią przedstawiają, gdy tulipany i irysy, wdzięczna ozdoba wiosennéj flory, oddawna leżą zeschłe od wszystko niszczącego upału i suszy lata, a szare tylko artemizye w swéj posępnéj jednostajności pokrywają ziemię, tém bardziéj zachwycający jest z téj strony wstęp do stepów, gdyż tu leży jeszcze z téj strony Sarpy i u podnóży Sarpskiego łańcucha wzgórzy, piękne miasteczko Sarepta, ostatnia niemiecka kolonia na téj drodze. Jestto osada Braci Morawczyków tegoż samego.rodzaju co wszędzie w Niemczech; ale niemiecka architektura domów, proste, czyste, włoskiemi topolami wysadzone ulice, obszerny rynek w środku miasta z fontanną i kościołem, wszystko to uczyniło tém żysvsze i przyjemniejszewrażenie na podróżnych, że ci długo jechali po bezleśnych wysokich
brzegach Wołgi i nie widzieli albo żadnych, albo tylko ogołocone z drzew r°ssyjskie wsie i miasta. Słyszeli oni znowu niemiecki], mowę, widzieli wszędzie niemiecki porządek, i sądzili, że zostają znowu’pomiędzy krajowcami. Znaleźli tam także porządny, czysty dom zajezdny, a w nim wygody, których długo pozbawieni byli.
Przybyli tu o godzinie czwartéj po południu i znaleźli już radcę nadwornego Engelke, który nie towarzyszył im w wycieczce do jeziora Elton, ale wyprzedził ich do Sarepty. Ten^zaznajomił ich z przełożonemi gminy panami Langerfeld i Zwick, którzy byli u nich na obiedzie i przepędzili v. nimi resztę dnia, dając im poznać stan i urządzenie kolonij.
Koloniści zajmowali się szczególnie wyrabianiem rozmaitych tkanin, fabrykacyą tabaki, musztardy, likierów i t. p., jakowemi towarami prowadzili obszerny handel tak sami z Kałmykami i Dońskiemi Kozakami, jak również mieli swe składy w Saratowie, Moskwie i po innych większych miastach. Prócz tego, hodują wiele bydła, rolnictwem zaś mało się trudnią, gdyż solna natura gruntu i suchy klimat nie sprzyjają temu przemysłowi; mają jednakże wszyscy mniéj więcéj obszerne ogrody po za swemi domami, w których hodują tytuń, drzewa owocowe i winną latorośl, a z téj ostatniej wyrabiają nawet dość dobre wino. Już ku końcowi maja nastają w Sarepcie wielkie upały, które utrzymują przez całe tygodnie temperaturę na 30° R, a przez ten czas suchy wiatr południowy zgania z nieba wszelki ślad obłoków i ani kropla dżdżu nie orzeźwia spragnionej przyrody, tak, że wszystkie rośliny wtedy wysychają i stepy przedstawiają widok straszliwéj pustyni.
Kolonia ta założoną została w skutek wezwania Cesarzowéj Katarzyny II w roku 1765 niemieckich hernhuckich gmin do osiedlenia się nad Wołgą, z zapewnieniem szczególnych przywilejów i łask, i doszła wkrótce, przez porządny zarząd swoich zwierzchników, oraz fabrykacyą wielu artykułów, które w téj części Rosssyi były jeszcze nie znane, albo z trudnością otrzymywane, wreszcie przez handel z pogranicznemi Kałmykami, do kwitnącego stanu. W nowszych czasach, odbyt tych wyrobów, a z nim główne źródło przemysłu bardzo się zmniejszyło, gdyż wyrabiane dawniéj jedynie przez te gminy artykuły, wyrabiają się teraz także w Saratowie, Astrachanie i po innych miejscach. Przez to, równie jak przez inne bezpośrednie straty, pęzez bankructwo domów handlowych, w których mieli swe kapitały, przez wielokrotne wielkie pożary, z których ostatni 1823 r., pozostawił dotąd smutne ślady w ruinach wielu budowli, pomyślność kolonij bardzo się zmniejszyła,
Podróże Humboldta. Od. II, t. II. 8
co obok trudności, z jakiemi ciągle walczyć musieli, oraz natury gruntu i klimatu, jak równie odosobnienia od reszty cywilizowanego świata, spowodowało upadek na duchu pomiędzy jéj mieszkańcami, co podróżni nasi tak tego, jak następnego dnia, mieli zręczność nieco widzićć.
Następnego dnia poznali także innych urzędników kolonii, pastora Nitschmann’a, aptekarza Wunderlich’a i policmajstra Hamel’a. Następnie oprowadzani byli przez przełożonych kolonij po bożnicy, domie braci i sióstr, składzie ich wyrobów i aptece, oraz widzieli całe urządzenie kolonij, które jest takież same jak u innych Hernhutów.
Ale szczególnie wielkie zajęcie obudziło w nich piękne całkiem miejscowe muzeum pana Zwick, w którém mieściły się przedmioty należące do stepów i ich mieszkańców, Kałmyków, pomiędzy któremi pan Zwick przebywał długo jako missyonarz i do których on jeszcze w roku 1823 odbywał podróż (*). Celem téj podróży było rozdawanie Kałmykom tłumaczonéj na język kałmycki biblii, gdyż na tém ograniczyła się cała czynność Hernhutów w rozszerzaniu religii Chrześciańskiéj, odtąd jak w roku 1822 rząd wydał postanowienie, że Kałmycy mogą być tylko nawracani na wyznanie greko-rossyjskie. Skutkiem licznych z nimi stosunków, oraz dokładnej znajomości języka i obyczajów Kałmyków, pan Zwick miał zręczność zebrania wielu przedmiotów, mogących się znacznie przyłożyć do bliższego poznania tego ciekawego ludu. Podróżni widzieli tu całkowity zbiór wszystkich do odprawiania ich nabożeństwa służących sprzętów, posążki ich bogów, ich pisane modlitwy, równie jak inne osobliwości. Bożki są lane z miedzi i pozłacane, po większéj części małe, rzadko na stopę wysokie, a dostatecznie już znane z opisów i wizerunków Pallas’a (**). Modlitwy wszystkie są pisane w języku tybetańskim, gdyż tego języka kapłani używają wyłącznie przy odprawianiu swego nabożeństwa, chociaż on pospolitym Kałmykom jest całkiem niezrozumiały, a często się nawet zdarza, że i sami kapłani go nie rozumieją. Są one zwykle pisane na długich paskach bawełnianéj materyi, ażeby te, utwierdzone na długich kijach, mogły być
(*) „Podróż z Sarepty do rozmaitych kalmyckich ord gubernii Astrachańskiej odbyta w roku 1S23, z polecenia rossyjskiego biblijnego Towarzystwa przez H. A. Zwick’a, I. G. Schill’a, oraz przez pierwszego z nich opisana. Lipsk, 1S27 r.“ Prof. Goebel powiada, że pan Zwick w r. 1837, przeniesiony został do Niemiec i mieszka obecnie w Ebersdorf pod Lobenstein w Voigtlandzie, po odbyciu pierwej podróży do Tyflisu z polecenia kolonii Sarepty, dla zawiązania tam stosunków handlowych.
(**) Podróż do rozmaitych prowincyj państwa Rossyjskiego, caęścS. 1, str. 333 i następne.
łatwo poruszane od wiatru, gdyż podczas nabożeństwa nie są one odczytywane i powtarzane przez kałmyckich kapłanów, ale tylko wspomnionym wyżéj sposobem jak chorągwie na wiatr wystawiane; Kałmycy bowiem są tego mniemania, że poruszanie się napisanych modlitw jest równie skuteczne jak ich powtarzanie. Większa część wspomnionych przedmiotów zaledwo z trudnością daje się nabyć, gdyż nie przez zamianę lub kupno, lecz tylko w podarunku można je otrzymać, a Kałmycy nie radzi ich udzielają; pisanych zaś modlitw często podaje się zręczność dostać przy przejeździe stepów, gdyż Kałmycy częstokroć wiele ich składają w kaplicach czyli Zazas, które oni śród stepów wystawiają tym z swoich lam czyli arcykapłanów po ich śmierci, którzy za życia odznaczali się szczególną świątobliwością. Te Zazas są małe, czworokątne, z cegły murowane budowle, do których wchodzące wapno zmieszane jest z popiołem spalonego ciała lamy; mają one w pewném oddaleniu od ziemi mały otwór, przez który można wleźć wewnątrz. Kałmycy wrzucone tam modlitwy pozostawiają nietykalnemi i one tam butwieją, gdy kto z obcych ich nie wyjmie.
Oprócz kałmyckich osobliwości posiada pan Zwick jeszcze ważny zbiór wschodnich monet, z których większa część znalezioną została pod rozwalinami tatarskich miast na lewym brzegu Achtuby. Rozwaliny te leżą po całém wybrzeżu Achtuby i są przez Pallas’a dokładnie opisane. Największe kupy gruzów widać w pobliżu wsi Carewki, naprzeciw Sarepty, i daléj ku południowi pod miasteczkiem Selitrennoj Gorodok (gdyż dawniéj na tych rozwalinach znajdowała się huta saletrzana), naprzeciw Jenotajewska; dlatego, jużto jedne już drugie z tych rozwalin uważano za szczątki Seraju czyli Saraju, rezydencyi Chanów Złotéj Ordy. Według Pallas’a (*) i Miiller’a (**), ku północy leżące ruiny były prawdopodobnie letnim, a drugie zimowym pobytem dworu Chana; większa część tych ruin składa się teraz prawie z niczego więcéj jak z szczątków murów oraz mniéj więcéj wielkich kup cegły, które często otoczone są grobowemi pagórkami, tak zwanemi kurhanami. W Carewce główną ruiną jast płasko-wyniosły grobowy pomnik, mający 150 sążni obwodu, wzniesiony na czworokątném podniesieniu, składający się z sześciu przylegających do siebie, bardzo płaskich sklepień, na których nasypana ziemia, zewnątrz otoczony fundamentem grubego
(») Podróż do południowych prowineyj paustwa Rossyjskiego, część 1, str. 167 i następne.
Ugrskio plemiona, część l, diiał 2, str. 574 i nast, muru z piaskowca; w Selitrennym Gorodku znajdują, się szczątki podługowatéj czworokątnej budowli, w której mury zewnątrz wyłożone są ozdobami z polewanéj gliny rozmaitych kolorów, a na jednej stronie dają się widzieć jeszcze ślady gotyckiéj sztukatury. Jakkolwiek same przez się mało znaczące są te szczątki, zalegają one nie małą przestrzeń, zkąd można wnosić o znacznéj obszerności rezydencyi Chana. Ale i te małe szczątki coraz więcéj znikają, gdyż teraźniejsi mieszkańce tych okolic używają cegieł z nich do swych budowli, przyczém, z powodu twardości muru, więcéj się ich niszczy niżeli z nich korzysta, i ztąd powstały owe ogromne kupy gruzów, otaczające dawne mury. W nowszych już czasach, jak powiada Erdmann, do budowy nowego kościoła w Carewce brano kamienie z głównéj ruiny, tak, że już Erdmann w roku 1815 nie widział śladu tych sześciu płaskich sklepień, które Pallas opisał w roku 1793, a z ruin Selitrennego Gorodka wysyłano do Astrachanu całe statki naładowane takiemi cegłami. Według Pallas’a wszystkie te znajdujące się dotąd ruiny nie były mieszkalnemi domami, ale częścią mahometańskieini meczetami, częścią mogiłami z kaplicami na wierzchu lub otoczonemi murem, gdyż koczujący naród, jakim była Złota Orda, bezwątpienia równie mało miał ochoty mieszkać w domach, jak teraźniejsi Kałmyccy Chanowie i Książęta, którzy, pomimoto, że im wystawiono twierdzę Jenotajewsk i pobudowano tam domy, wolą prowadzić życie pod namiotami. W grobach znajdowano dawniéj wielką ilość klejnotów, złotych i srebrnych ozdób na konie, naczyń, srebrem wykładanych trumien i t. p., z jakowych kosztowności mala tylko część dostała się do zbiorów Akademii Nauk w Petersburgu. Monety srebrne i miedziane. podobnie jak w Bołgaryi, znajdowane są tu często przez mieszkańców tych okolic, i przedawane podróżnym. Większa część ich pochodzi z czterńastego wieku.
W posiadaniu pana Zwick znajdowały się także szacowne zoologiczne i botaniczne zbiory, z których nasi podróżni mogli poznać faunę i florę stepów. Najbogatszym był zbiór entomologiczny, w którym właściciel jego, gruntowny znawca historyi naturalnéj, zwrócił uwagę podróżnych, pomiędzy innemi przedmiotami, na jadowitego skorpiona stepów, na mało znany bardzo jadowity gatunek pająka, zwany przez Kałmyków Czarną Wdową (Belbessun charra), i którego się oni bardzo lękają, oraz na szarańczę, tę straszliwą plagę stepów, któréj zaciemniające słoneczne światło gromady niszczą wszystko, na cokolwiek napadną.
Na oglądaniu tych równie zajmujących jak różnorodnych zbiorów przepędzili podróżni czas do południa. Humboldt już był nieco pierwéj się oddalił, dla robienia swoich magnetycznych postrzeźeń; professor Ehrenberg odwiedził jeszcze pana Wunderlich’a, dla obejrzenia jego botanicznego zbioru, a professor Rosę udał się z panem Zwick do źródła w pobliżu miasta, opatrującego je w zdatną do picia wodę, dla zbadania jego temperatury. Znalazł on ją na 8° 5’ R. Źródło to jest wprawdzie ocembrowane, i woda źródlana zbiera się przed swym ściekiem do dość wielkiéj kotliny, ale temperatura zewnętrznego powietrza zdaje się mało wpływać na zmianę jéj temperatury. Nieszczęściem, czas nie dozwalał naszym podróżnym zwiedzić znajdującego się o 9 wiorst ztamtąd w Sarpskim łańcuchu wzgórzy mineralnego źródła, które dawniéj, nim inne mineralne wody w Rossyi zostały odkryte i odwiedzane, miało wielką wziętość, i teraz nawet woda z niego używaną bywa tak do picia jak do kąpieli.
Podróżni nasi przyjąwszy o południu odwiedziny wszystkich urzędników kolonii, pożegnali swoich znajomych, którzy krótki ich pobyt w Sarepcie, uczynili równie przyjemnym jak korzystnym, oraz pana nadwornego radcę Engelke, który ztąd powrócił do Saratowa, i przedłużali daléj swą podróż do Astrachanu. Towarzystwo ich znowu tutaj nie było ograniczone pierwiastkową liczbą osób, gdyż gencrał-gubcrnatór Astrachański, pan Osipow, uwiadomiony o przejażdżce Humboldfa, z uprzedzającą grzecznością wysłał na jego spotkanie aż do Sarepty pana Stranaka, ażeby towarzyszył mu przez jego gubernię, poczynającą się zaraz za Sareptą. Chociaż pan Stranak był rodem Anglik, ale od dawnego już czasu zostawał w rossyjskiéj służbie, a szczególnie bawił czas niemały w Astrachanie i znał dobrze tę gubernię, przeto był naszym podróżnym równic użytecznym z powodu swych wiadomości, jak przyjemnym dla swego towarzyskiego ukształcenia.
Było już dość późno kiedy opuścili Sareptę; przez całą noc jechali nie zatrzymując się; przebyli w nocy powiatowe miasteczko Czernojar, i o 30 wiorst daléj, rano jedli śniadanie w czystym i porządnym domu kozackiego oficera w Graczewskiéj. Czernojar otrzymał swe nazwisko od wysokiego czarnego brzegu Wołgi, albowiem chociaż tutaj nie ciągnie się wzdłuż niéj wielki łańcuch wzgórzy, brzegi jéj tak powyżéj jak poniżéj Czernojaru są dość wysokie. Ale za Graczewską brzeg staje się płaskim, a okolica coraz puściejszą; grunt także jest solnéj natury, jak tego dowodzą znajdujące się po drodze na wielu miejscach zwietrzałe warstwy gorzkiéj soli. Wsie zamieszkane przez Kozaków, czyli tak nazwane Stannice, napotykają się po drodzę co 20 lub 30 wiorst.
Z nadejściem nocy przybyli do powiatowego miasta Jenotajewska, które przeciw zwyczajowi rossyjskich prowincyonalnyph miast, ciasno jest zabudowane, ale podobnie jak tamto, składa się tylko z drewnianych domów. Liczba jego mieszkańców w roku 1849 wynosiła 1, 455 dusz. Ponieważ w Jenotajewsku znajduje się główny zarząd dla spraw kałmyckich, daje się tu postrzegać znaczna liczba Kałmyków, którzy częściéj tutaj niżeli w sąsiednich miastach przebywają. Zarząd ten składa się z ośmiu wybranych Kałmyków, którzy jako deputowani rozmaitych ord, pod prezydencyą starszego prystawa (policyjnego Inspektora) rozsądzają spory i procesa, oraz służą za organ] rządowy w stosunkach z ludem kałmyckim.
Za Jenotajewskiem okolica staje się piasćzystą i miejscami pokrytą wielkiemi zaspami piasku. Brzegi Wołgi są całkiem płaskie, i pomiędzy niemi, podzielona na wiele ramion, ale zawsze ogromna jeszcze rzeka, tocźy się zwolna. Po głębokim piasku można było tylko krok za krokiem jechać. Podróżni przejechali rano 12 października mimo wielu kałmyckich kibitek i spotykali często gromady Kałmyków ze stadami koni, owiec i wielbłądów. Droga ich także szła mimo oddzielnie prawie stojącej i tylko kilku kałmyckiemi kibitkami otoczonéj świątyni. Była to niewielka podłużno-czworokątna drewniana budowla, mająca w węższéj ścianie drzwi, a w dłuższych ścianach okna; przy wejściu zaś we-tknięte były w ziemię wyżéj wspomnione długie kije z utwierdzonemi na nich pisanemi modlitwami. Powiewające na tych kijach modlitwy i wrzaskliwa muzyka dająca się słyszćć w świątyni, dały poznać podróżnym, że w niéj odbywało się nabożeństwo. Życzyli sobie bardzo poznać bliżéj ich obrządki, i dlatego chętnie, na wezwanie pana Stranaka, wstąpili do świątyni, nie doznawszy żadnéj przeszkody od znajdujących się przed nią Kałmyków. Wewnątrz niéj znajdował się przy ścianie przeciwległej drzwiom ołtarz, składający się ze stołu z pochyłym postumentem, na którym stały figurki ich bożków z pozłacanego mosiądzu; inne jaskrawemi kolorami malowane obrazy bóstw wisiały na ścianach po prawej i lewej stronie. Na stole przy postumencie ustawionych było dużo miseczek z owocami, wodą, wędzoném mięsem, sćrami i rozmaitemi innemi ofiarami. Pomiędzy drzwiami a ołtarzem siedziało na ziemi z podkurczouemi nogami sześciu kapłanów dwoma rzędami jeden naprzeciw drugiego, za nimi na prawo od ołtarza lama czyli arcykapłau, po innych miejscach giellonyi czyli niżsi kapłani, którzy grając na rozmaitych instrumentach składali hałaśliwą muzykę, dającą się słyszćć zdaleka. Lama należał do niéj z dzwonkiem, siedzący naprzeciw niego
giellong z pewnego rodzaju żelami, które uderzał z gwałtownością jedną o drugą, trzeci i naprzeciw niego stojący czwarty kapłan z pewnym rodzajem trąb, piąty z bębnem, w który uderzał krzywemi wypchanemi pałeczkami, a szósty z wielkim zakrzywionym rogiem, pewnym rodzajem strombusu. Ta instrumentalna muzyka, jeżeli zresztą ten straszliwy tartas godzi się tak nazwać, przerywaną była podobnemi śpiewami. Muzyka ta i śpiewy trwały czas jakiś, potém powstał lama i muzyka wnet ucichła. Dotąd on, równie jak inni kapłani, nie zwracał żadnéj uwagi na cudzoziemców, teraz zaś pcrdszedł do nich i powitał. Byłto już podeszłego wieku, ale przyjemnéj powierzchowności mężczyzna. Pan Stranak mówił do niego po rossyjsku, jakowy język 011 rozumiał i przedstawił mu pana Humboldfa. Lama odpowiedział pytaniem, czy nie może prosić podróżnych na herbatę, ale Humboldt grzecznie odmówił i ruszył w dalszą drogę“z swemi towarzyszami.’
ROZDZIAŁ YI.
Nizina Wołg!. — Ormianie — Jurto wl Tatarzy. Kozacy Astrachańscy.Kałmycy.

Nim przybędziemy z naszemi podróżnemi do Astrachanu, umieszczamy tu kilka wybornie skreślonych zarysów, które rossyjski autor, pan T. Niebolsin, podał o nizinie “Wołgi i liczbie jéj mieszkańców
Obraz geograficzny.
Rzeka Wołga dzieli nizinę na dwie połowy, na stronę górzystą i łąkową. Pierwsza z nich nazywała się także w dawniejszych czasach Krymską stroną, ponieważ koczujące tu plemiona zostawały w zależności Chanów Krymskich; draga zwala się Nogajską, gdyż była zamieszkaną przez Nogajów i służyła za pastwiska rozmaitym ułusoin niegdyś tak nazwanej Złotéj Ordy. Teraz ziemie na górzystéj stronic nazywają się prosto stepami Wołgi, a na łąkowej, łąkowemi czyli Zawolżskiemi stepami. Te ludowe nazwania dają same przez się wyobrażenie, czém jest
Zobacz rossyjski Dziennik ministerstwa spraw wewnętrznych, oraz Meyera Magazyn dla poznania umysłowego i moralpego życia w Iłossyi, rok d.ugi.
właściwie nizina. Istotnie, gdziekolwiek zwrócimy oko, widzimy wszędzie bezbrzeżny, płaski, posępny, jednostajny, nagi step. Puste przestrzenie, kałuże solne, sypki piasek i brak ciekącéj wody, to są odróżniające cechy okolic Wołgi, obejmujących całą północną część Kaspijskiego nadbrzeża, i z powierzchowności już znać, że od wieków przeznaczone były na mieszkanie dla koczujących plemion.
Tymczasem wyrażenia te zdają się mieścić w sobie sprzeczność dla tego, który nie zna osobiście kraju i który nie posiada dokładnéj znajomości kart geograficznych. Jakże bowiem możemy kraj zraszany wspaniałą Wołgą i jéj przytokami nazywać przestrzenią bezwodną? Jak obszerną krainę z jej licznemi, stałe osady mającemi, mieszkańcami nazywać pustynią, dla koczujących tylko plemion przeznaczoną? W istocie, Wołga poczyna już od Carycyna rozgałęziać się;, między Dubowką i Carycynem toczy ona swe główne ramie, Achtubę, potém wpada sześćdziesięciu siedmiu ujściami w morze; liczba strumieni i małych ruczajów, które wzdłuż i w poprzek przerzynają nizinę Wołgi pomiędzy prawym jéj brzegiem a lewém ramieniem, dochodzi do 200; wylew Wołgi jest tak ogromny, że wszystkie boczne ramiona zlewają się w jedną potężną rzekę, mającą 30 do 40 wiorst szerokości. Ale cóż znajduje się tu oprócz téj pojedynczéj olbrzymiéj massy wód? Co przedstawia przestrzeń na górzystéj stronie aż do Sarpy i Kumy, a na łąkowej aż do ’ Uzenu i daléj jeszcze, aż do samego brzegu morza? Nagi suchy step, na którym w letnich gorących miesiącach wszystkie wątłe trawki prawie całkiem wysychają. Zima jest tu zwykle krótką, chłód nie wielki, śnieg nie trwały, droga sanna trwa nie długo. Na początku marca Woł_iga pod Astrachanem już jest wolną od lodu, z czerwcem zaczynają się nieznośne upały, termometr wskazuje często —f 40’ R., noce są gorące, i podczas zupełnéj ciszy merkuryusz podnosi się często do + 25°. Najprzyjemniejszą porą roku jest koniec września, październik, a nawet listopad.
Wołga dzieli się na wiele ramion prawie przy samém ujściu, przedtem tworzy mnóstwo wysp, a ramiona, któremi wyspy te są otoczone, dla różnicy od prawdziwéj Wołgi, nazywają Woloczkami. Często same te ramiona wysyłają od siebie małe strumienie, pewien rodzaj naturalnych kanałów, które stały ląd w rozmaitych kierunkach przerzynają i potém znowu łączą się z główną rzeką; małe te naturalne kanały zowią Jerykami czyli po tatarsku Uzekami; niekiedy wkracza taki Jeryk daleko w głąb kraju, i toruje sobie drogę w stepy, niekiedy mocno wzbiera, rozszerza coraz więcéj swe łożysko i staje się prawdziwą rzeką; niekiedy zaś przeciwnie taki Jeryk wysycha zaraz po wyjściu z głównej rzeki i staje się llmenem, który z czasem zarasta całkiem trzciną.
Brzegi Wołgi w niższym jéj brzegu są w ogólności nizkie, grunt ich nierówny; wyrwane z brzegów drzewa w całych pniach i kłodach gniją Pod wodą i pokrywają się zwolna piaskiem; oprócz tak nazwanych karczów, łożysko rzeki zasiane jest bryłami skalnemi, ztwardniałemi mieliznami czyli ławami piasku, które falami przenoszone są z miejsca na miejsce. Powyżéj Astrachanu Wołga w głównem swém korycie ma 15 sążni głębokośoi, naprzeciw Samianowskiéj stannicy, tak nazwanéj od imienia dawniejszego księcia kałmyckiego Taiszy-Samiana; głębokość ta dochodzi do 20 sążni. Nie daleko od tego ostatniego miejsca wysyła Wołga z lewej strony nowe ramie, Buean, pierwsze zaś, Achtuba, dzieli się na dwa ramiona, wielką i małą Achtubę, wysyła od siebie strumień Aszułuk i mnóstwo Jeryków, które wszystkie znowu łączą się z sobą i wpadają wreszcie do Buzanu, a z nim razem do dawniejszéj morskiej zatoki, tak nazwanego Małego błękitnego morza.
U mieszkańców nizin Wołgi i Uralu w mowie ludowéj wyraz morko (małe morze) znaczy albo zatokę morską, jak naprzykład morko Enzeli, morko Kurchai, albo też stepowe jezioro, które się różni od llmenu, czyli właściwego jeziora tylko bez porównania większą swą obszernością. Błękitne morko było według podania ludowego zatoką morza Kaspijskiego i bardzo przesycone solą. Z biegiem czasu stawało się ono coraz płytszém, ze strony morza zarastało coraz więcej trzciną, oraz przyjmowało w siebie sączącą się z brzegów Wołgi słodką wodę. Nakoniec stało się tak płytkiem, że niepodobna było po niém jeździć nawet małemi statkami i teraz częstokroć głębokość jego nie wynosi więcéj nad trzy stopy. Woda ma teraz ściek i jest zupełnie słodką, kiedy morjan czyli wiatr morski nic napędzi w nią morskiéj wody; to ostatnie jednak nic dzieje się tylko z błękitném morkiem, ale ze wszystkiemi ujściami wpadających do morza Kaspijskiego rzek. W ogólności, wybrzeże morza Kaspijskiego ma dużo slodkiéj wody; od zachodniego ujścia Wołgi, strumienia Bazargi, aż do ostatniego ku wschodowi ujścia, zowiącego się Dżambaje, na przestrzeni 150 do 160 wiorst, woda jest wszędzie słodką, i obfitość jéj bywa podsycaną ilmenami i ujściami rozmaitych rzek.
Do Buzanu wysyła Wołga jeszcze dwa znaczne ramiona, Ryczu i Baldu; ostatnie, według twierdzenia mieszkańców, staje się co rok szerszém, gdyż z powodu gwałtownego prądu lewy brzeg coraz więcéj bywa odrywanym. To daje się wszędzie spostrzegać. Równie téż Wołga od-
Fodróio Humboldta. Od. II, t. II. 9
rywa w niektórych miejscach całe jary czyli wystające przestrzenie ziemi, unosi z sobą, składa je przy innym brzegu i podmywa znowu te nowe brzegi; na innych miejscach nagromadza nowe piasczyste ławy i wielkie wyspy, grzebie tym sposobem nowe sobie łożysko, toruje nową drogę, ale przez to staje się coraz płytszą. Bieg Wołgi, szczególnie podczas wezbrania, jest bardzo szybki: cztery węzły na godzinę, a w wązkich przesmykach około siedmiu.
Po za Astrachanem Wołga poczyna się na więcéj części dzielić. Po rozdzieleniu się na wiele koryt, jedno z nich, Buchtemir, otrzymuje przodek przed innemi i przedstawia żegludze najwięcéj dogodności, gdy tymczasem główne łożysko otrzymuje nazwanie Starśj Wołgi, jak gdyby przez starość nie była w stanie dźwigać na sobie statków z ciężarem. Późniéj łączy się ono znowu ż Buchtemirem, szerokim kanałem, noszącym nazwanie traktu (pies) Urusu i Urusztobu i wpada razem z nim do rzeczki Marakuszy, tworzy mnóstwo małych ale wysokich wysp, które z powodu swego kształtu zowią się bugorami (pagórkami). Po za Marabuszą idą szerokie ale płytkie rozlewy ramion Wołgi, gdyż przy ujściach rzeki często wzbierają. Koniec Staréj Wołgi, jak ją tam nazywają, jest tak nazwany Balcłany protok.
Poza granicami tych rozmaitych odnóg Wołgi, żadne wodynie skrapiają obszernych, piaskiem lub solnemi krzewami pokrytych przestrzeni; nigdzie wędrownik nie może przed palącemi promieniami słońca ukryć się w cieniu i chłodzie drzew. Na wybrzeżach niższego biegu Wołgi nie ma właściwie żadnych lasów, w znaczeniu jakie się nadaje temu wyrażeniu w wyżéj leżących okolicach; piasczyste pastwiska i nędzne krzewy, oto wszystko co przedstawia ta okolica. Jest tu dużo winnéj latorośli i delikatnych drzew owocowych, które hodują się w szczupłych, na ogrody przeznaczonych miejscach; ale te małe oazy są tylko wyjątkami w ogóluéj charakterystyce miejscowości. Zresztą są i tu ludzie, którzy chcieli w czynie okazać, że „praca wszystkiego dokaże, “ ale zapominają, że każda prawda podległą jest pewnym warunkom; orali oni ziemię i zasiewali małe dębczaki, w pi-óżnéj nadziei, że będą mieli z tego dębowe lasy, ale w piasku i solnym gruncie dębczaki te nie puściły żadnych odrośli. Szkoda, że ci praktykarze nietylko tracą napróżno czas i pracę, ale téż zaniedbują rzeczy, na które szczególuie powinni byliby zwrócić uwagę; w Nadwołżskich bowiem stepach jest kilka gatunków dziko rosnących zbożowych roślin, których ogół nie zna, wówczas gdy sława szeroko rozniosła wyśmienitość i użyteczność jakiego amerykańskiego korzenia. Staramy się o rozmnażanie roślin, które nam przychodzą z za morza, a nie chcemy nic wiedzićć o płodach przyrodzenia, któreby u nas mogły zastąpić żyto, pszenicę i kartofle.
Rolnictwo, jako samodzielnia i główna gałąź przemysłu, nie istnieje nad niższym biegiem Wołgi. Przy ujściu jéj zajmują się niém tylko nad brzegami kanałów tuż w blizkości saméj rzeki, a daléj od niéj, z jednéj strony nad Sarpą, z drugiéj nad Uzenem. Zresztą, przemysł ten w og&luości jest mało znaczący, tak dalece, że nie odpowiada nawet potrzebom miejscowéj ludności, i bez przywozu zboża strona ta obejść się nie może.
Na stepowych nizinach Wołgi nie ma żadnéj wody, żadnych drzew, żadnego rolnictwa, a jednakże stepy te od wieków zamieszkane były koczującemi plemionami. Powstaje ztąd naturalne pytanie: jak żyją ci ludzie? czém się karmią? jaki rodzaj zatrudnienia odpowiada zwykłemu ich sposobowi życia? Stepy Nadwołżskie, pomimo piasku i solnéj własności gruntu, są obfite w rośliny, zdatne do przekarmił bydła, przywykłego do takowéj paszy. Dlatego wyłączném zatrudnieniem koczujących plemion jest hodowla bydła. Piasczyste i splne przestrzenie mają także pod tym względem swą wartość; sól łagodzi ostrość stepowéj paszy, i zwiększa dla bydła pożywną siłę nedznéj trawy, a piasek ze swemi bolchunami, barchanami i szychanami czyli pagórkami sypkiego piasku przedstawia stadom ochronę przeciw zimowym wichrom i zamieciom, oraz służy za pewną oznakę podziemnych zbiorów wody. Przy braku ciekącéj wody, koczujące plemiona dostają je ze sztucznych studzien, które częścią znajdują się tu od wieków, jako świadectwo dawnego zaludnienia, częścią zaś niedawno wykopane zostały. Studnie te, czyli jak prosty lud słusznie je nazywa doły, są niczém więcéj jak prostemi kopanicami, które kopią tak głęboko, dopóki się woda nie ukaże i nie napełni całego dołu; gdy ściany téj kopanicy zostaną wyłożone kamieniem lub belkami, otrzymuje ona nazwanie studni. Tam gdzie poją stada znajduje się zwylde po kilka tuzinów razem takich studni, gdyż woda jednéj studni nie dostateczną byłaby do napojenia licznego stada. Woda w tych studniach jest niekiedy gorzką, niekiedy cokolwiek słoną a zawsze bardzo niesmaczną; ale prosty lud nie pije nigdy téj wody, służącéj tylko dla bydła, które od urodzenia tak jest przywykłe do tego napoju, że on nie wywiera żadnego szkodliwego wpływu na ich zdrowie. Bydło nie pije téj wody prosto ze studni, ale najprzód brzegi ich cokolwiek zasypane oczyszczają, starą stojącą i nieco już zepsutą wodę wylewają, czekają na zebrania się świeżéj wody, czerpią, ją skórzanemi worami i napełniają nią koryta.
Pasterze tych trzód żyją w domach czyli mieszkaniach właściwego im kształtu. Mieszkanie takie zowią zwykle u ludu leoszem albo ltibitTtą, a niekiedy bardzo niewłaściwie jurtą, gdyż ten ostatni wyraz ma zupełnie inne i nie zawsze toż samo znaczenie. Kibitki tamtejsze robione są z prętów rokiciny, splecionych w kształcie kraty, tak, że można je według woli ścisnąć i znowu rozciągnąć. Połączenie kilku takich rozciągniętych krat tworzy przejrzystą okrągłą ścianę, na którą kładzie się półokrągła, również z prętów spleciona kopuła; w otworze zrobionym w ścianie zawieszają się drzwi. Mieszkanie takie pokrywa się potém od góry do dołu wielkiemi pilśnianemi pasami, czyli tak nazwanemi koszmarni. Dom taki jest tani, kosztuje jednakże 50 rub. sr., i odpowiada potrzebom pasterza, gdyż broni go jak najlepiéj przeciw piekącym upałom, chłodom, śnieżnym zamieciom i wichrom. Kibitkę tę można zdjąć w 10 minut, złożyć ją tak, że mało miejsca zajmować będzie, i umieścić na grzbiecie jucznego bydlęcia; również prędko można ją rozstawić i uczynić zdolną na mieszkanie. To ogólne urządzenie kibitek jest takież same od Kaukazu aż do źródeł Chun-lun, od źródła Uralu aż do Oksu i nizin Wołgi; daléj zaś po za Wołgą napotykają się tak małe kibitki, że nic potrzeba ich składać, ale stawią prosto na wóz i przewożą dokąd potrzeba; plemiona jednak, które podobnych kibitek używają, są nieliczne.
Pożywienia dla tych koczujących pasterzy dostarczają ich stada; ale ponieważ mięso jest dla nich przedmiotem znacznej wartości, przedają najczęściéj żywe bydło a sami w ogólności rzadko karmią się mięsem; za to mleko kobyle, krowie i owcze, rozmaitemi sposobami przygotowane, jako napój i w kształcie sćrów, jest u wszystkich bez wyjątku najważniejszym środkiem pożywienia. Prócz tego, zbierają rozmaite gatunki roślin zbożowych i korzeni, które —w stepach i nad zatokami morskiemi dziko rosną; również zaopatrują się na zimę w mąkę, któréj od wiosny do jesieni bardzo mało spożywają. W codziennem użyciu jest u nich także pożywna i zdrowa ceglana herbata, używana za napój od Czarnego morza aż do Wschodniego oceanu, nietylko przez koczownicze plemiona, ale także przez wielu Rossyan.
Hodowla bydła i handel niem jest główném zatrudnieniem koczujących plemion; tymczasem rozumie się samo przez się, że wszyscy wyłącznie tém zajmować się nie mogą: ci więc służą za dzienną opłatą, a szczególnie najmują się do łowienia ryb. Kaspijskie morze i niziny
Wołgi przedstawiają w tym względzie obfite źródło bogactwa, i niezmierna massa ryb idzie corocznie na przedaż. Naturalnie, że nie każdy ma prawo łowić ryby na swój rachunek, ale połów należy według prawa własności do posiadaczy leżących nad brzegiem folwarków, i bywa pod pewnemi warunkami odstępowany drugim. Ponieważ połączone są z tem znaczne koszta, przemysłem tym zajmują się przedsiębiercy, którzy najmują wielu robotników. Taki robotnik nie może nigdy korzystać sam ze złowionych przez niego ryb, nie może ich jeść ani przedawać, ale winien oddawać je przedsiębiercy, który go najął. Przytém, te tylko ryby uważają się za zupełne, które mają odpowiedną przyjętéj powszechnie mierze wielkość; które z nich są choćby o kilka linij mniejsze uważają się za pół ryby; jeżeli są jeszcze mniejsze, za trzecią część ryby, a jeżeli zupełnie są drobne, nazywają się brakiem, i za nic się prawie cenią, lubo wysyłają się także na przedaż. Takowe urządzenie nie jest bynamniéj nowym wynalazkiem teraźniejszych przedsiębiorców, ale jest dawnym zwyczajem, który, jak można się przekonać z aktów historycznych, sięga jeszczp siedmnastego stulecia. Morski połów jest dla prostych robotników bardzo uciążliwy, a przytém praca nie opłaca się dostatecznie. Gdy ludzie szukający roboty nie najmą się za rybaków, udają się do Watagów nad Wołgę lub za majtków (muzury) na statki morskie, chodzące po morzu Kaspijskiém, albo wreszcie pracują na jeziorach solnych.
Teraźniejsza ludność niższéj Wołgi jest bardzo różnorodną. Oprócz Rossyan i Ormian mieszkają tu Tatarzy rozmaitych plemion, Turkmeni, Karakałpacy, Kałmycy i Kirgizy. W Astrachanie mieszkali dawniéj Indyanie, ale teraz zgoła ich tam nie ma; jednakże dwóch ludzi tutaj uważa się jeszcze za wychodźców indyjskich, ale i ci nie mieszkają tu ciągle, tylko są komisantami perskich kupców.
Rolnictwem zajmują się w tych stronach prawie wyłącznie Rossyanie; stanowią oni ludność wiejską i składają się z poddanych i kozaków. Każdy włościanin szuka sobie użytecznego kawałka ziemi i zasiewa go, nie w znacznych przylegających do siebie pasach ziemi, jak w środkowéj Rossyi, ale wązkiemi zagonami, tak, że pomiędzy pojcdynczemi uprawnemi kawałkami gruntu, często leżą znaczne przestrzenie nicuprawnego, albo nie zdatnego do uprawy, albo téż wyczerpanego gruntu. Tam gdzie, jak często się zdarza, woda stojąca trwa przez kilka miesięcy, równie nie można gruntu uprawiać, jak tam gdzie sam tylko jest piasek. Skrapianie pól jest tu znane i używa się ono nietylko przez Tatarów, którzy sztucznie skrapiają swe melonowe ogrody i bachczysy;
całe pola jednak nie są. skrapiane, częścią dla miejscowych przeszkód, częścią, że nie każdy może ponosić na to koszta.
Niedostatek drzewa nagradza tu obfitość trzciny, który tak u koczującéj jak u osiadłej ludności służy za materyał palny, i nawet przy wypalaniu cegły zastępuje wybornie drzewo. Z trzciny robią plecionki, płoty, hurty dla bydła, czyli tak nazwane łobazy i turluszki, tojest małe chałupy. Dawnego rossyjskiego odzienia nie można już tu nigdzie napotkać, ale znikło ono ztąd załedwo przed 20 laty. Dziewczęta prawdziwego tuziemnego pochodzenia nosiły w dni uroczyste, w kościele, i przystępując do kommunii rodzaj wieńca, tak nazwane kokoszniki, około których była taśma wykładana klejnotami, a frendzle od niej wisiały aż po brwi; przytém długa suknia z wypustkami, tojest, czerwoną materyą w wyższych częściach długich rękawów. Zwykły ubiór dziewcząt składał się z białej koszuli z błyszczącemi, długiemi, aż do przeguba ręki dochodzącemi rękawami, kolorowego kaftana i na wierzchu jepaneczki, rodzaju płaszczyka z kolorowéj materyi, dosięgającéj tylko kolan i mającéj długie rękawy; na szyi naszyjnik z bursztynu i pereł, na rękach bransoletki i pierścienie, domowém ubraniem na głowę był hołpak, tojest opaska z białéj lub kolorowéj bawełnianéj tkaniny, a gdy dziewczyna udawała się na jakie zebranie obwiązywała głowę czerwoną jedwabną chustką. Mężatki ubierały się prawie tak samo, tylko, że zamiast kokosznika nosiły czepek okręcony chustką. Także obuwie było wtedy całkiem inne niżeli dzisiaj; młode dziewczęta nosiły kolorowe pantofle bez tylnej części, ale z wysokiemi obcasami, starsze zaś kobiety nosiły pantofle bez tylnéj części i obcasów; ale przy wyjściu podwiązywały pod nogi cienkie deszczułki.
Głównym punktem niziny Wołgi jest Astrachan, który lud prosty zwykle nazywa Razbałuj-gorod.
Ormianie.
Ormianie ukazują się w Rossyi od bardzo dawnych czasów; w kronikach XV stulecia już jest o nich mowa, a przy końcu XVI mieli już w Moskwie swój dom kupiecki. Car Aleksy Michajłowicz udzielił iin wiele przywilejów, ażeby za ich pośrednictwem prowadzić regularny handel ze Wschodem. Był to główny cel ich sprowadzenia, a przytém oczekiwano od nich rozprzestrzenienia w nizinach Wołgi wyrobu jedwabiu i rozpowszechnienia ogrodnictwa. W roku 1744 we względzie ich osiedlenia następne prawidła zostały postanowione: 1) miał być dla nich dozwolony wolny wstęp do Rossyi dla zajmowania się handlem; 2) w Astrachanie mieli się liczyć w liczbie mieszkańców, ale tylko jako zostających w tymczasowém nie zaś ciągłém poddaństwie; 3) nie dozwolono pobierać z nich gildyi, ale miejscowym urzędom zalecono brać od ich towarów przeznaczone cło; 4) ktoby z nich nie chciał w Rossyi mieszkać, mógł bez przeszkody powrócić do swojego kraju; 5) prawne i sądowe kwestye miały być rozstrzygane według ich własnych praw i zwyczajów; 6) dozwolono im swobodnego odprawiania obrzędów swojéj religii; 7) uwolnieni zostali od wszelkiéj pańszczyzny i jakiejbądź przewózki; 8) domy, zamieszkane przez samych właścicieli, zostały uwolnione od posterunku, a podatki gruntowe miały być wybierane pod nadzorem magistratu; 9) mieli się osiedlać w osobnych na to przeznaczonych slobodack (przedmieściach); i nakoniec 10) dozwolono im zakładać fabryki i huty po uwiadomieniu kęllegium rękodzieł, bez żadnych opłat w ciągu przeznaczonych lat ulgi.
W skutku tych postanowień, przybyli Ormianie w rozmaitych czasach do Astrachanu i osiedli tam, tak z Turcyi i perskich prowincyj (Karabagu, Gandszy, Dżulfy, Nachiczewanu, Szemachy), jak równie z królestwa Georgii. Dla rozstrzygania sporów i procesów był ustanowiony w roku 1765, osobny sąd w Astrachanie pod imieniem Azyatyckiego, a utrzymanie jego, bez udziału rządu lub miasta, pozostawiono samym gminom Ormiańskim. Gdy tymczasem u Ormian nic było żadnych pewnych prawideł dla przewodu sądowego, gdy procesa, jak Ormianie sami powiadają, rozstrzygane były tylko wedle ciemnych podań i zwyczajów, z postępem więc czasu istnienie tego sądu stało się zbytecznem i w r. 1839 zniesiony on został. Teraz zostają oni pod ogólną juryzdykcyą sądową.
Pierwsza rewizya Ormian w Astrachanie dokonaną została w roku 1795 i liczono wtedy 290 osób płci męzkiéj. W owym czasie składali tylko kwotę 80 rub. ass. dla nadzorcy policyjnego, oraz opłatę za wolność od posterunku, co mogło wynosić rocznie od 4500 do 6000 rub. ass.“ W roku 1827, Cesarz Mikołaj wydał odezwę do wszystkich Ormian w Astrachanie naówczas mieszkających z zapytaniem: czy słuszną jest rzeczą, żeby cudzoziemcy wiecznie używali przywilejów większych od rodowitych Rossyan? W skutku tego, reskryptem ministra pod datą 2 czerwca 1831 r. postanowioném zostało, że pod względem udzielonych Ormianom w Astrachanie swobód, ci, którzy już w r. 1795 tam byli osiedli, mieli i nadal używać tych swobód, wszystkim zaś innym, z pozostavyieniem terminu sześciomiesięcznego, oddać do wyboru albo zostać w poddaństwie Rossyi, albo uważanemi być w charakterze nie zajmujących się handlem cudzoziemców. W roku 1836 wyszło rozporządzenie, ażeby wszystkich Ormian w opłacie podatków porównać z rossyjskiemi poddanemi, a w r. 1848 na wszystkich osobnemi przywilejami nie opatrzonych Ormian, osiadłych w Astrachanie przed rokiem 1797, nałożony został podatek dwóch rubli z domu, ci zaś, którzy późniéj tam osiedli, zostali podciągnięci pod ogólny systemat podatkowy. Tym sposobem Ormianie w Astrachanie dzielą się teraz na trzy klassy: w pierwszéj znajduje się 187 dusz męzkich, które używają przywileju z r. 1799; do drugiéj należy 2192 dusz męzkich, które oprócz ziemskich i miejskich powinności płacą z domu po 2 rub. sr., a do trzeciéj 131 dusz męzkich, które podlegają ogólnemu systematowi podatkowemu.
Ormianie, którzy przybyli z Persyi i królestwa Georgii, należą do wyznania gregoryańskiego; jest ich 5, 051 osób. Ormianie przybyli z prowincyj tureckich, zostają w połączeniu z kościołem rzymskim; jest ich w ogóle 176 osób.
Fizyonomia Ormian jest powszechnie znaną; zbliża się ona bardzo do typu hebrajskiego. W ogólności twarze ich odznaczają się wielką regularnością i prawie zawsze są podługowate; kolor skóry ich jest cokolwiek ciemny, włos czarny z odcieniem ciemno-błękitnym, nos prosty, nieco haczysty, ale nie brzydki; kobiety można w ogólności pięknemi nazwać; oczy Ormian są wielkie, czarne, błyszczące, a u kobiet pełne nadzwyczajnego ognia. W Astrachanie krąży wiele pogłosek o tém, że Ormianki malują sobie oczy; pogłoski te zostają w zgodzie z tém co znajdujemy w dziele z przeszłego stulecia pod tytułem: „Opisanie wszystkich w państwie rossyjskiem mieszkających ludów„, gdzie powiedziano: „Ormianki dla farbowania sobie oczu wewnątrz na czarno, kupują zawysoką cenę czarny, bardzo delikatny proszek, który za pośrednictwem pióra wprowadzają do oka; proszek ten, wedle czynionych chemicznych doświadczeń składa się z niczego więcej jak z drobno potłuczonego antymonu“. Teraz jeszcze wszystkie Ormianki, bez różnicy wieku, różują się i bielą, oraz malują sobie brwi czarno; te ostatnie bardzo prostym sposobem za pomocą spalonych migdałów, albo też spalonego knotu łojowej świecy; róż ich składa się z ponsowéj farby wydobytéj z roślin.
Uroda Ormian jest średnia. Pełność ciała, lubo nie zupełna otyłość, uważa się u nich za nie małą krasę. Siła cielesna mało u nich rozwiniona, szczególniéj zręczności w poruszeniach ciała nie mają, gdyż całe życie Ormian nie przedstawia nic, coby sprzyjała rozwinieniu i wzmocnieniu muskułów.
Ormianie używają zwykle swéj własnéj mowy, chociaż wszyscy prawie mówią po rusku bardzo płynnie i gramatycznie, lubo po części z cudzoziemskim nieco akcentem; godne uwagi zaś są nazwania, które w swéj mowie nadają różnym krajom, i tak: Rossyę nazywają Rusastun, Kałmyków Skiuiutacy, każdego Mahometanina (czy to rodem z Persyi, czy nie) Tadszyk, Kaukaz Kofflcas, morze Czarne Sjawcow, morze Kaspijskie Kaspicof, Wołgę (starożytném nazwaniem) Idyl, Kumę Ounri, Tyflis Typkis, Georgię Wractun, Grecyą Ghunactun, Persyą ParsJcastun.
W skutku coraz rozwijającéj się cywilizacyi większa część Astrachańskich Ormian, jak się wyrażają niektóre mieszkające w nizinie Wołgi i pod wpływem Ormiańskiego handlu’ zostające plemiona, stała się Prancuzami; tojest, że upędzają się za paryzkiemi modami i żyją na sposób europejski. Zresztą, w domach tych Ormian, jedna połowa mieszkańców ubiera się według najświeższéj mody, druga zachowuje swój ormiański narodowy ubiór. Nie ma żadnéj familii, u któréj nie byłoby przynajmniej jednego pokoju, w którym zamiast europejskich mebli, stoją w około ścian szerokie drewniane nary, jak oni nazywają, okryte równie jak podłoga kobiercami i poduszkami.
Ormianie lubią bardziej kawę niżeli herbatę; kobiety przy oddawaniu sobie wizyt, chociażby to było wieczorem, traktują siebie zawsze kawą zamiast herbaty. Jak kawa jest ulubionym napojem kobiet, tak niefermentowaue wino ulubionym trunkiem mężczyzn. Ormianin nie pije ani Lafitte, ani Reńskiego, ani Szampańskiego, gdyż wszystkie te wina, z powodu swéj wysokiej ceny, są jemu niesmaczne, —a nawet szkodliwe zdrowiu. Niefenneutowane wino, które w Astrachanie prawie nic nie kosztuje, łączy w sobie wszystko, co służy do jego zadowolenia; jest tanie, rozweselające, a przy tém zdrowe.
W kuchni Ormian, nie używają prawie nigdy rossyjskich garnków, ale rądelków i miedzianych kociołków. Ulubionemi potrawami Ormian są tak nazwane Kababy rozmaitego gatunku: szysz-kabab, tojest pokrajana w kawałki baranina, na żelaznym rożnie pieczona, Ljuli-lcabab czyli Szyszlilc, drobno siekana baranina, także na rożnie nad ogniem przypiekana; Kazan-lcabab, tojest baranina w pewnego rodzaju sosie w kociołku z czosnkiem i owocami gotowana; daléj Dalma, krajana baranina z pieprzem i innemi korzeniami przyprawna, w świeże liście winnéj macicy uwinięta i we wrzątku gotowana. W tym celu solą na zimę liście winnéj macicy, i gdy potrzebują ich do przyrządzenia dalmy, rozmię-
Podróże Humboldta. Od. U, t. II. 10
kczają je w wodzie; tym sposobem przyrządzona dalma podaje się zwykle na stół razem ze serwetką; niekiedy téż gotują ją z jabłkami, pigwami lub małemi dyniami. Na całym Wschodzie, od Egiptu do Chin i od Kazania do Kalkutty, znany pilaw (baranina z ryżem) zaprawia się u Ormian, równie jak każda ich potrawa, szafranem. W ogólności lubią oni wszystkie ostre rzeczy: cebula, czosnek, gwoździki, hiszpański pieprz, kardamon znajdują się obficie we wszystkich ich potrawach. Zresztą, wszelkie mięso, równie jak ryby i raki w czasie postu są u nich zabronione. Ormianie w Astrachanie ubierają się powiększéj części po niemiecku, ale rzadko we fraki; we wszystkiém innem, szczególnie płeć żeńska, stosują się ściśle do mody. Starsi tymczasem zachowują dotąd jeszcze przywiązanie do dawnych obyczajów i ubierają się po narodowemu; kobiety zaś idąc do kościoła lub na wielkie uroczystości, nie biorą na siebie kapeluszy i mautylek. Właściwy ormiański ubiór, pospolity jeszcze przed 20 lub 25 laty, składa się z następnych części: u dziewcząt, szabik, płócienna lub jedwabna kolorowa, zwykle czerwona koszula, długa prawie po kostki i z długiemi rękawami, w przegubie ręki obszerna, ale nie szeroka, po brzegach wyszywana sznurkami, przód jéj znacznie wycięty z rozporkiem prawie do pasa. Pod tą koszulą noszą zwykle krzyżyk, a te, co ulegają jakim chorobom, także kabalistyczne znaki i różne talizmany, zaszyte w osobnym woreczku. Prócz tego noszą one pochan czyli Isar, długie majtki po kostki; u dołu oszyte srebrnym galonem; u Ormianek są one węższe niż u Persyanek, i bywają, wedle zamożności noszących, z jedwabiu, płótna lub czerwonéj bawełnianéj materyi ( ). Obuwie ich składa się z aburszumi, jedwabnych pończoch z jedwabnemi lub złotemi podwiązkami, na których wyszyta cyfra lub.całe imię właścicielki, i z maszylcu czyli pantofli z kolorowego safianu z bardzo wysokiemi obcasami. Wierzchnie odzienie, archaluk jest ogólnie używanym w Azyi kaftanem; bywa on jedwabny, jednokolorowy lub pstry, ale zawsze w różne figury wyszywany; pierś nigdy nic bywa zapinaną, ale odkryta aż do pasa, w pasie tylko archałuk opasuje się przetykaną srebrem przepaską, albo sznurkiem, lub ściąga się szpilką czy guzikiem; Kapa, odzienie z długiemi, szerokiemi rękawami, z pięknej zwykle materyi, nie okrywała także piersi dziewcząt, ale według zwyczaju i wyobrażeń o skromności Ormian pozostawiała je prawie całkiem odkrytemi. Doloma, było téż zwierzchnie odzienie, które zarzucały sobie na ramiona, jak jepaneczkę; była ona długą i miała także długie rękawy, które zwężając się powoli przy końcu, chwiały się przy chodzeniu od wiatru. Ubiór głowy dziewcząt był osobliwy: splatały one pięć lub sześć warkoczy z własnych włosów, nadto przywiązywały równą liczbę fałszywych, oraz przypinały do końców ich kokardy i jedwabne wstążki; im dłuższe te warkocze były, tém wyżéj ceniono piękność dziewczyny. W uszach nosiły drogie i wedle azyatyckiego zwyczaju ogromnie wielkie zausznice (cyrga). Tak nazwane woski, tojest złote monety i medale cudzoziemskiego stempla zdobiły wystającą pierś i ramiona ładnych Ormianek; bransolety czyli naramienniki, po armeńsku Icalbach, i dużo pierścieni błyszczały na ich rękach. Głowę okręcały czarną atłasową chustką, któréj dwa długie i spiczaste końce zarzucały w tył. Tak chodzą i’teraz nawet Ormianki. Zasłonę (czadra) nosiły podobno tylko starsze dziewczęta; był to wielki kawał białéj bawełnianéj materyi, w któréj się okręcały od głowy do stóp, nie zasłaniając tylko oczu; ponieważ nie zawsze umiały tę część ubioru pięknie na sobie drapować, wyglądały w nim bardzo niekorzystnie, szczególnie z tylu. Zimową porą nosiły dawuiéj dziewczęta futrzaną dolomę z rękawami, a głowę okręcały, dla ochronienia się od zimna, prócz jedwabnéj chustki, perskim szalem. Ubiór zamężnych kobiet jest prawie ten sam, a główna różnica zależy tylko w tém, że szalik i pochan nie czerwone, ale zawsze są błękitne, oblamowane po brzegach grubemi sznurkami. Latem nosiły kobiety zamiast archałuku krótki jedwabny kaftan bez rękawów z srebrnemi i złotcmi haftkami, zapinającemi się tylko w pasie; zamiast haftek, kaftan ten często także zapinał się wielką srebrną lub złotą, drogiemi kamieniami wysadzaną szpilką. Zausznic, bransoletek i fałszywych warkoczy one nie nosiły, ale za konieczny ubiór głowy kobiecéj uważał się czawlik, czyli peruczka, któréj włosy przy uszach spadały na policzki, ażeby wydawały się obfitsze, dłuższe i czarniejsze. ^Na skroniach przytwierdzoną była osobnego rodzaju ozdoba w kształcie pół księżyca; była ona ze złota, drogiemi kamieniami wysadzana, na cztery cale długa: para takich ozdób nazywała się Dżynanzir, a na jednéj skroni przytwierdzona Dkynachu. Pod brodą przywiązywano od ucha do ucha szeroką zapinkę z pereł, nazywaną Uszunczy (broda), a na podbródku Silsila ze złota i drogich kamieni; ostatnia była węższą od pierwszéj. Na szyi nosiły szynszyl, złote łańcuchy rozmaitego rodzaju, ale szczególnie złożone z medalionów lanych ze złota wenecką robotą, a może téż ormiańską robotą na wzór weneckich; w środku tych medalionów była przylutowaną złota tabliczka, wysadzana perłami i drogiemi kamieniami. Wszystkie te kosztowności zachowały się dotąd w wielu ormiańskich familiach miasta Astrachanu, chociaż istotnie wyszły już z użycia; z takiemi ozdobami są téż malowane portrety ormiańskich piękności z początku teraźniejszego wieku. Na głowie nosiły i noszą jeszcze teraz ormiańskie zamężne kobiety małą chustkę z cycu lab jedwabiu, a na niéj zawiązują leczyh, wielką białą chustkę z materyi, gazu lub muślinu, którą z tyłu zaszpilają, spuszczając nie końce jéj ale brzegi; na leczyh jeszcze zawiązują opaskę (taszkinak).
Za przykładem wszystkich wschodnich ludów, Ormianie także przerzucają w palcach często paciorki różańca, co u nich zastępuje bawienie się książkami i dziennikami; ten ostatni sposób przepędzania czasu nie jest nawet znany młodzieży, która woli zajmować się kartami. Ormianie bardzo lubią muzykę; skoro się u nich zbierze kompania, nie obejdzie się nigdy bez muzyki i śpiewów; ale dla człowieka przywykłego do europejskiéj muzyki, najpiękniejszych ich śpiewów niepodobna prawie wysłuchać do końca: śpiewają zwykle przez nos, a melodya ich dla europejskiego ucha wydaje się być nadzwyczaj dziką. Dawniejsze ormiańskie instrumenta wychodzą powoli z użycia, i niektóre z nich tylko pozostały, np. Czungur, rodzaj bałałajki z pięcią metalowemi strunami, oraz nagura, pospolite garnki z gliny, naciągnięte skórą; tych ostatnich jest zwykle para, po których obdarty jaki Ormianin zawzięcie wybija przeznaczonemi na to pałeczkami.
Co się tycze tańców, astrachańscy Ormianie lubią dość francuzkie kadrylle i rozmaite polki, ale nie zapominają téż swoich narodowych tańców. Zatrzymali oni dwa takie dawne tańce, clrirhuohof i gctsmi; pierwszy jest rodzajem kozaka i bywa tańcowany we dwóch, tojest dwóch mężczyzn lub dwie kobiety z sobą; w drugim tańcu biorą udział albo sami mgżczyzni i same kobiety, albo dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Tancerze przechodzą powoli z miejsca na miejsce, podobnie jak w rossyjskim narodowym tańcu, i opisują przytem rękoma rozmaite figury: już to wznoszą je z gracyą w górę, już opierają o biodra, już rozciągają nakrzyż.
W ogólności Ormianie zaczynają coraz więcéj naśladować Rossyan; z dawnych swoich zwyczajów zatrzymali bardzo nie wiele, reszta rusczeje, nawet to co się ściąga do ich religijnych obrzędów. Staranie się o żonę odbywa się u Ormian tak samo jak wszędzie w Rossyi, przez swacie. Odwiedziny dla widzenia panny młodéj zdarzają się rzadko, gdyż Ormianie wszyscy znają jedni drugich. Zaręczyny odbywają się w domu pana młodego bez żadnéj uczty. Wesele ma miejsce zwykle w nocy, rzadko we dnie. Przy ślubie wkłada ksiądz obu małżonkom jedwabne sznury, zlepia końce woskiem i kładzie na nim pieczęć kościelnym krzyżem; sznury te zdejmują się z młodéj pary również przez księdza po stosownych modlitwach nie pierwéj jak we 24 godzin po ślubie; aż do tego czasu siostry i przyjaciółki dzień i noc pozostają przy pannie młodéj.
W obecnym czasie Ormianie nie zajmują się żadnym zagranicznym handlem, ani hodowlą jedwabników, ani ogrodnictwem, ani uprawą roli. Bogatsi ludzie, posiadacze ogromnych kapitałów, oddają się z korzyścią ulubionemu swemu przemysłowi, tojest wypożyczaniu pieniędzy na zastaw ruchomości i nieruchomości. Mniéj dostatni zajmują się albo handlem w kałmyckich ułusach, a po części w wewnętrznéj kirgizkiéj ordzie, albo służą za kommisantow po rozmaitych miastach, lub nakoniec trudnią się rozmaitym handlem w samym Astrachanie, oraz przedażą towarów sprowadzanych tu z Moskwy,.Petersburga i Niżniego Nowgorodu; niektórzy z nich mają farbiernie, nie wielkie fabryki świec i mydła, oraz garbarnie. Biedniejsi zajmują się meklcrstwem i drobnym handlem.
Ogólny charakter Ormian w Astrachanie jest zamiłowanie w spokojności i grzeczności, nawet uprzejmość, niekiedy duma i nadętość, ale wszyscy są żwawi, zręczni i w interesach handlowych bardzo biegli. Widać w nich skłonność do zewnętrznego ukształcenia, ale nigdzie upodobania w naukach i wyższéj duchowéj dążności.
Jurtowi Tatarzy.
Jurtowi Tatarzy tworzą osobny oddział skarbowych włościan na nizinie Wołgi; sami oni nazywają siebie Nogajami i uważają się za potomków Nogajów Złotéj Ordy, pierwszych założycieli Astrachanu. Wyraz jurt znaczy u tamtejszych Tatarów w ogólności mieszkanie czyli miejsce, a Jurtowi Tatarzy są prosto osiadłymi Tatarami. Liczba ich nie jest zbyt wielką i może wynosić około 10, 000 dusz, które częścią mieszkają na południowo-zachodniém przedmieściu Astrachanu, zwaném Carowo czyli Tiek, częścią w czternastu sąsiednich wsiach. Do jednéj z nich zwanéj Solanka, należy także około 100 kibitek z 1, 200 blizko mieszkańcami, którzy latem i zimą koczują w tak zwanych maczugach, tojest na północno-zachodniém, błotnistém, gęsto trzciną zarosłém wy
brzeżu morza Kaspijskiego. Z wyjątkiem tych ostatnich, wszyscy inni oddawna prowadzą życie osiadłe we wsiach; tylko mieszkańcy Tuluganu przenoszą się wiosną na ziemię Kundrowskich Tatarów, z tego jedynie powodu, że ich wieś podczas wiosennego wezbrania Wołgi całkiem bywa zalewaną. We wsiach mieszkający Tatarzy, dla odróżnienia od koczujących, nazywają się także Aułnemi Tatarami.
Starzy ludzie pomiędzy niemi opowiadają następny fakt: „Kiedy Złota Orda nie była już tém, czém była dawniéj, i tworzące ją plemiona w swych słabych szczątkach rozproszyły się po stepach Nadwołżskich i wybrzeżach morza Kaspijskiego, Nogajowie, przodkowie Jurtowych Tatarów, koczowali latem nad rzeką Uralem (po tatarsku Ajak, po rossyjsku Jaik) i przychodzili rzadko nad Embę (Dżem, Jem czyli Sez). W nizinie Wołgi był obwarowany obóz innéj gałęzi Nogajów, i to obozowisko (Orda czyli Saraj) zwała się Sarajczyk. Jurtowi Tatarowie nie byli zależni od władców Sarajczyka, równie jak od Chanów Kazańskich, chociaż przeczyć nie można, że Chanowie Kazańscy i Sarajczyku czynili napady i zmuszali ich wielokrotnie do opłacania dani. Brzegi Uralu, a niekiedy także Emby były letniém koczowiskiem Jurtowych Tatarów, zimą zaś przenosili się nad Wołgę, gdzie na łąkowéj stronie wznieśli małą warownię.“
Każde koczujące plemie ma nieodmiennie dwa obozowiska: jedno na zimę, drugie na lato. Rossyjskie wyrazy: gorod i gorodok (miasto i miasteczko), równie jak tatarskie Saraj i Orda, oraz kałmyckie Urga i Kura (ztąd Kozacy utworzyli swoje Kurzenie), znaczą właściwie główny obóz, gdzie jest mieszkanie naczelnika plemienia, jego świty i służby. Zimą obozy te, jak to dziś jeszcze widzimy, były stałe, nie będąc jak latem przenoszone z miejsca na miejsce; a że one mieściły w sobie główne bogactwa plemienia, mogły się stać ponętnym celem niespodzianych napadów ze strony nieprzyjaznych plemion. Ztąd wynikła naturalnie potrzeba obwarowania ich; robiono więc w około nich palisady, wały, rowy, bijamy, mury z gliny a późniéj z cegły, również budowane tam były z cegły karawanseraje dla kupców i z kamienia meczety; takie po części murowane osady otrzymywały przez Rossyan nazwanie miast. W nizinie Wołgi nie podobna było budować drewnianych domów, gdyż brakowało tam drzewa; dlatego miasta te musiały być budowane z cegły lub wybijanéj gliny. Szczątki takowych miast dotąd wszędzie się jeszcze znajdują w kraju Baszkirów, w stepach Kirgizkich i w koczowniczych okręgach Kałmyków, a jeżeli się bliżéj w około siebie rozpatrzymy, zobaczymy jeszcze za naszych czasów wznoszone ta-
kowe osady przez koczujące plemiona. Takich obwarowanych koczowisk znajduje się téż dużo u Jurtowych Tatarów.
Pierwsza, i jak mówią, najznaczniejsza nogajska osada była Diygid, która stała natćmże miejscu prawie, gdzie dzisiaj jest Selitrennojgorodok (*). Tu było w dawniejszych czasach najgłówniejsze zimowe obozowisko Jurtowych Tatarów. Że tu także znajdowały się murowane budowle i był prowadzony handel, dowodzą tego dzisiaj jeszcze znajdujące się szczątki starych murów rozproszonych po polach, oraz dawne tatarskie srebrne i miedziane monety. Teraźniejszy Selitrennoj-gorodok leży około 100 wiorst powyżéj Astrachanu, i w historycznych dokumentach z czasów Cara Aleksieja Michajłowicza znajduje się wyraźna wzmianka, że o 80 wiorst od Astrachanu leży blizki Sar aj, a o 20 wiorst daléj dalszy Saraj. Bezwątpienia ostatnie to nazwanie odnosi się do miejsca, które przez dzisiejszych jeszcze Tatarów Nadwołżańskich zowie się Biygid, nazwanie zaś blizkiego Saraju odnosi się zapewne do tak nazwanego dzisiaj Dawliuł-Chan.
Oprócz Dżygidu i Dawliut-Chanu jest jeszcze miasteczko na prawym brzegu Wołgi, siedm wiorst powyżéj wsi Solanki, na miejscu, gdzie leży teraz tak nazwana Streleckaja Wataga (**). Tatarskie nazwisko tego miejsca jest Kujuk-kala (spalone miasteczko); Jamgurczej (prawdziwy czy mniemany założyciel Chanatu Astrachańskiego) miał tu latem przebywać. Teraz jeszcze, kiedy Wołga oderwie część wystającego gruntu od brzegu, znajdują na świeżo odkrytym brzegu kości ludzkie, stare cegły i tatarskie monety. Znajdują téż takowe w miasteczku Czungurze, ó pół wiorsty od wsi Maszaiku a siedm wiorst od Astrachanu. Gmelin opowiada, że za jego jeszcze czasów znajdowano srebrne i złote tatarskie monety, pierścionki, zausznice, naramienniki i t. p. Najważniejszém wreszcie miastem był sam Astrachan, zwany przez tuziemnych Tatarów Hajdar-C/tan, a częściéj jeszcze Iladty-Tarchan. Jeśli damy wiarę opowiadaniom Jurtowych Tatarów, na wyspie gdzie teraz Astrachan leży, był zimowy obóz Nogajów. Iladży z familii Ali, przezwiskiem Tarchan, obwarował ten obóz zimowy wałem i murem z cegły, i od tego czasu wyspa ta coraz więcéj zwabiała do siebie mieszkańców; skutkiem położenia geograficznego i korzyści, jakie miejscowość przedstawiała, dano jéj pierwszeństwo nad Dżygidem, i tu wreszcie założone zostało główne zimowe obozowisko Nogajów. Miejsce dawniej-
t*) Zobacz wyiej rozdz. V.]
(»*) Tak nazywają wznoszone nad rzekami budowlo dla rybaków; będące zaś nad morzem nazywają Rossyanie Promysly.
(“) Wiadomo, że tabunami nazywają teraz w południowej Rossyi stada koni.
széj małéj twierdzy Hadży-Tarchana, którą Rossyanie przezwali Astrachanem, było w leżącej nad Wołgą części teraźniejszego Kremlu Astrachańskiego; tuż pod murami jego płynęła wtedy Wołga, która dziś zostaje daleko od miasta. Tatarskie mazarki czyli mogiły były w obwodzie teraźniejszego Kremlu, i o pół wiorsty od niego, na okrągłym placu głównéj ulicy, gdzie teraz stoi kościół Narodzenia Najświętszéj Panny. Wichry i ulewy zmiatają tam często warstwy piasku i suchéj gliny, a wtedy pośród miasta można widzićć na tym placu obnażone czaszki i sterczące kości.
W dawniejszych czasach dzielili się Jurtowi-Tatarzy na Ulusy czyli tabuny (*), zostające pod władzą starszych, których Rossyanie, jakto można widzieć z dawnych opisów poselstw do kałmyckich AłtynChanów, nazywali tabunami. Każdy ułus miał swe własne oddzielne nazwisko, i było prócz tego nazywane od imienia swojego tabunana. Takich tabunanów było dziewięciu, z których siedmiu nosiło tytuł Agów, a dwóch Murzów.
Każda rodzina, najczęściéj Ułusy składały się z jednéj a najwięcéj z dwóch połączonych rodzin, miała swoję własną tamga, służącą za stępel, pieczątkę i herb; tainga ta jednak nie służyła u Jurtowych Tatarów do wypalania znaków na bydle, ale mieli do tego narzędzia z inną cechą.
W owym czasie, kiedy u Jurtowych Tatarów podział ludu na Ułusy zostawał jeszcze w całéj mocy, zachowywał się także podział na Ułusowych-ludzi i Emesz-ludzi (od Emek czyli Dżemek). Ułusowemi ludźmi liazy wali się ci, co tworzyli pomiędzy sobą tabun; Emesz-ludźmi zaś ci co zostawali w osobistej służbie Agi czyli tabunami. Zdaje się, że Emesz-ludzie bylito ci sami, których u Kirgizów najdalszych Zauralskick stepów nazywano Tilengi, a u Kałmyków Keteczyner.
Ziemie Jurtowych Tatarów leżą w oddzielnych okręgach jużto nad Wołgą samą, już nad jej ramionami. Według urzędowych wiadomości wynoszą one najwięcéj kiedy 80, 000 dziesięcin, z których trzecia część ledwo zdatna do uprawy i sianokosu, dwie trzecie zaś mają być zupełnie puste. Chociaż posiadłości wielu tatarskich właścicieli rozciągają się do saméj Wołgi, nie mają Tatarzy żadnego udziału w rybołówstwie na własną korzyść, i należą tylko czasem do niego jako najemnicy.
Pod względem zajęć Jurtowych Tatarów postrzegamy w ogólności, że mieszkańcy wsi Bobrowskoje i Jesaulskoje, równie jak Tatarzy mie-
szkający na linii granicznej zajmują się wyłącznie hodowlą bydła; mieszkańcy zaś wsi leżących bliżéj Astrachanu trudnią się szczególnie uprawą ogrodów warzywnych, których produkta noszą na przedaż do miasta; mianowicie hodują w nich melony i dynie; część ich także zajmuje się hodowlą bydła, ale największa ich część najmuje się za robotników, rzadko do rybaków na rzece lub morzu, ale najczęściéj za musuróuo (majtków) na statkach morskich. Z tego już, że Jurtowi Tatarzy rzadko udają się na rybołowstwo, ale po większéj części zajmują się w miejscu swojego stałego pobytu, wnosić należy, że stan ich jest pomyślny i że nie cierpią wielkiego niedostatku.
Astrachańscy Kozacy.
Początek teraźniejszego astrachańskiego kozackiego wojska odnieść należy do roku 1730, kiedy pułk Kozaków Astrachańskich utworzony został z trzystu Kałmyków, którzy przyjęli religię chrześciańską. W roku 1750 pułk ten skompletowanym został dodaniem dwustu ludzi, rozmaitego stanu, niepłacących pogłównego, z dzieci dawniejszych Strelców, Dońskich Kozaków i nowo-nawróconych Kałmyków i Tatarów. Za panowania Cesarzowéj Katarzyny trzy miejskie kozackie komendy były z nim połączone, tojest: Krasnojarska, Jenotajewska i Czernojarska; a w roku 1801 trzy inne komendy: Saratowska, Kamyszyńska i Carycyńska. W roku 1804 przyłączeni zostali do korpusu Astrachańskich Kozaków wszyscy dawniejsi Wołżscy Kozacy, którzy, po przeniesieniu dawniejszego Wołżskiego pułku na linię Kaukazką w roku 1777, pozostawieni byli w swych siedzibach na Wołdze. Tym sposobem powstało astrachańskie kozackie wojsko, które późniéj otrzymało osobne swe urządzenie.
W obecnym czasie, wojsko to jest rozłożone na przestrzeni od miasta Astrachanu w górę Wołgi aż do Saratowa. Na téj 775 wiorst długiéj przestrzeni znajduje się 13 stannic (tojest, wsi od 100 do 200 domów) i sześć wyżéj wspomnionych komend; 12 stannic leży na prawym czyli zachodnim brzegu Wołgi, a jedna na lewym, pod samym Astrachanem. Wojsko to dzieli się na trzy okręgi, i składa się z trzech pułków i konnéj artyleryjskiéj brygady: do pierwszego okręgu należy pięć stannic w powiecie astrachańskim, dwa w powiecie Jenotajewskim i komenda Krasnojarska; do drugiego okręgu cztery stannice i trzy komendy; do trzeciego okręgu dwie stannice w powiecie Carycyńskim i dwie
Podróie Humboldta. Od. II, t. II. 11
komendy: Kamyszyńska i Saratowska. Uniform ich składa się ze zwyczajnego kozackiego surduta (czekma), z żółtemi wyłogami. Cała należąca do nich ludność wynosiła w 1850 roku 15, 822 dusz, pomiędzy któremi 7, 696 płci męzkiéj. W służbie zostawało 86 sztab i ober-oficerów z 2, 644 podoficerami i żołnierzami; liczba odstawnych wynosiła 20 oficerów i 1, 174 podoficerów i żołnierzy; liczba dzieci płci męzkiéj była 3, 772.
Prywatnéj ziemskiej posiadłości Kozacy nie mają; dla osobistego zaś użytku otrzymują sztab oficerowie po 400 dziesięcin, ober-oficerowie po 200 dzies., prości Kozacy po 30 dzies. z ogólnéj ziemi do wojska należącéj. Ziemia ta leży nad Wołgą i jéj ramionami, częścią na stronie górzystej, częścią na łąkowéj w dolinie Achtuby, pośrodku skarbowych i prywatnych dóbr, oraz pomiędzy posiadłością miejską i pastwiskami dla Kałmyków przeznaczonemi; obecnie liczą wyłącznéj posiadłości wojska na 150, 000 dziesięcin uprawnej i 170, 000 dziesięcin nieuprawnéj ziemi; reszta 167, 000 dziesięcin zostaje pod zarządem osobnéj kommissyi w Astrachanie. Ziemia należąca do pierwszego kozackiego okręgu, na prawym brzegu Wołgi, z wyjątkiem małéj części, jest piasczystą i całkiem bezpłodną; ale łąkowa strona téj części obfituje w wyborną trawę i zawiera téż dobrą ziemię orną. U Kozaków drugiego okręgu więcéj zajmują się rolnictwem, osobliwie kiedy obfite dżdże dostatecznie zroszą ziemię. Kozacy trzeciego okręgu, posiadający ziemie na przestrzeni od Saratowa do Carycyna, mają grunt żyzny, i zajmują się prawie wyłącznie rolnictwem, z wielką dla siebie korzyścią. Co się tycze drzewa, ogólny jego niedostatek panuje i na ziemiach wojska kozackiego: mają oni tylko szczupłe zarośla na piaskach, szczególnie na wybrzeżach wiosną zalewanych. Wojsko posiada także udział w rybołówstwie na Wołdze; ale Kozacy nie zajmują się sami wielkim połowem, lecz wynajmują go, Si sami zatrzymują tylko sobie prawo wolnego połowu na własny użytek. Summa pobierana za najem, obracaną była dawniéj na rozmaite ogólne potrzeby, reszta zaś rozdawana pomiędzy oficerów i żołnierzy; teraz zaś wpływa całkowicie do ogólnéj wojskowéj kassy. Dochód ten wynosi teraz 16, 000 rubli srebrem; dawniéj zaś był dwa razy większym. U Kozaków pierwszego okręgu, z powodu obfitości wchodzących z morza do rzeki ryb, zajmują się więcéj rybołówstwem; w trzecim zaś okręgu więcéj rolnictwem: prócz tego, wszyscy zajmują się hodowlą bydła, i wojsko posiada przeszło 12, 000 koni, tyleż sztuk rogatego bydła.i 20, 000 sztuk owiec. Wielu Kozaków, którzy sztukę należytego obchodzenia się z bydłem przejęli od sąsiadów swoich Kałmyków, zajmują się tym przemysłem na ziemiach wojskowych z niemałą korzyścią, i zostają w posiadaniu licznych stad koni i trzód owiec. Przedaż bydła odbywa się szczególnie na jarmarkach w sąsiednich stannicom powiatowych miastach, mianowicie na wiosennym jarmarku we wsi Stawce, dawniejszym obozowisku Chana Wewnętrznéj czyli Bukej-Kirgizkiéj Ordy, która wprawdzie koczuje i w gubernii Astrachańskiej, ale zostaje pod władzą zwierzchności Orenburgskiéj.
Dodajemy tu (według Haxthausen’a: Studya o wewnętrznym stanie Rossyi i t. d., część III) kilka ogólnych uwag o wewnętrznéj administracyi Kozaków:
Główna podstawa niezależności i samowolności Kozaków zależała na prawie wybierania swych oficerów i urzędników, i to tylko do pewnego, zwyczajami określonego czasu. Należało to zdawiendawna do przywilejów wszystkich Kozaków, że wybierali zpośrodka siebie prawie wszystkich dowódzców. U Dońskich i Czarnomorskich Kozaków atamani do dziś dnia wybierani są z pośród nich samych; u innych atamani wybierają się nie z Kozaków, ale najczęściéj z oficerów regularnéj kawaleryi. Toż samo dzieje się u Kozaków linii Kaukazkiej i Dunajskiéj z brygadnymi i pułkowymi dowódzcami, a u Orenburgskich i Sybirskich tylko z brygadnymi. Widzimy więc, że przywilej wyznaczania z pośród nich oficerów, zachował się tylko w pewnéj rozciągłości u dawniejszych plemion kozackich; wybór zaś oficerów przez nich samych, i to do pewnego czasu, zniesionym zupełnie został. Cesarz naznacza ich wszystkich, nawet najniższych stopni, które są zajmowane tylko przez Kozaków, i to dożywotnie. Osadzanie wyższych miejsc nie Kozakami, pochodzi zresztą tak z wojennych, jak z politycznych przyczyn: przekonano się bowiem, że Kozacy rzadko sposobni są do zajmowania wyższego stanowiska, i że lepiéj walczą pod obcymi niżeli wybranymi z pośród nich dowódzcami. Najwyżsi atamani wojska nazywają się koszowemi czyli wojskowemi atamanami.
Kiedy tym sposobem demokratyczne osadzanie stopni wojskowych zniesione zostało przez udzielanie Cesarskich patentów, utworzyło się u Kozaków dziedziczne szlachectwo, wtedy, kiedy dawniéj pomiędzy Kozakami panowała równość braterska. Znakomitsze i mające większy wpływ rodziny, jako: Płatowych, Grekowych, Krasnowych, Kuźniecowych, Orłow-Denisowych, Jełowajskich i t. d., wprawdzie zdawna były u Kozaków, ale nowo-powstała szlachta zaczęła przyswajać sobie prerogatywy rossyjskiéj szlachty. Kiedy od przeszłego stulecia staro-rossyjska wspólność ogólnego gruntu, jak to ma miejsce teraz jeszcze u Kozaków uralskich, w znacznéj części u nich zniesioną, została, ta kozacka szlachta, szczególniéj nad Donem, zaczęła w swych dobrach osadzać poddanych. Powstałe ztąd spory względem praw do pozostałéj ogólnéj ziemi były przyczyną, że w ziemi Dońskich Kozaków nastąpił podział na pięć okręgów, z których jeden przysądzony został szlachcie, z wolnością osadzania na nim poddanych.
Kozacy wolni są od podatku podusznego, równie jak połączonéj z nim rekrucizny; nadto mają prawo pędzenia gorzałki i warzenia piwa, łowienia ryb, polowania, oraz dobywania soli na własną potrzebę. W ogólności żadne monopolium rządowe nie ma u nich miejsca, skoro idzie o zaspokojenie własnych potrzeb. Za wszystkie te udzielone im prerogatywy spełniają służbę wojskową na własnym koniu i z własną bronią. Żołd i strawne na człowieka i konia otrzymują wtedy tylko, na równi z innemi rodzajami broni, kiedy zostaną powołani do czynnej służby; ammunicyę zaś i surowy metal otrzymują od rządu.
Każde z wojsk kozackich podzielone jest na pułki, bataliony i baterye. Pułki i bataliony dzielą się na sotnie, małe szwadrony, zwykle od 120 do 150 koni, albo kompanie infanteryi i artyleryi; liczba sotni w pułku jest rozmaita: zwykle sześć. Pułki formują się wtedy, gdy są powołane, i otrzymują naówczas numer lub nazwanie.
Powołanie to następuje według potrzeby, już w większej, już w mniejszéj ilości pułków, albo dla pełnienia służby na wojskowym kordonie przeciw niespokojnym pogranicznym plemionom, albo dla służby policyjnéj wewnątrz kraju, albo dla służby przy komorach celnych, albo wreszcie dla towarzyszenia wojsku w zdarzonych wyprawach.
Podział na pułki i sotnie odpowiada cywilnemu podziałowi kraju, podobnie jak w pruskim landwerze podział na bataliony, i t. d. W temże samém wojsku pułki zmieniają się na służbie, zwykle po trzech leciech; w wojsku, gdzie mało jest pułków, podobno zmieniają się sotnie.
Każdy Kozak bez wyjątku jest obowiązany do pełnienia służby; według liczby zostających w czynnéj służbie pułków, muszą one mićć konie i broń. Dostatniejsi Kozacy mają je własne, biedniejszym daje zarząd wojskowy; gdyż każde wojsko kozackie ma swoje własne finanse, arsenały i t. d.
Kozacy według wieku dzielą się na trzy klassy: najmłodsi, od 18 do 25 lat, ćwiczą się w jeżdżeniu konno, w robieniu bronią, załatwianiu poruczeń i t. p.; średniego wieku, od 25 do 40 lat, zajmują się. uczeniem służby młodszych; wreszcie najstarsi tworzą rezerwę (*).
W ziemiach kozackich, których stannice nie mają się czego lękać od niespokojnych sąsiadów, i których mieszkańcy, zajmując się jakim przemysłem, zostają w dobrym bycie, jak naprzykład na Donie, a w części na Uralu, w Syberyi, a nawet u Czarnomorców, — óchota zostawania w służbie czynnej nie jest zbyt wielką. Mało korzystna i niebezpieczna służba na Kaukazie, oraz służba policyjna z swoją zwykle niezbyt surową, ale jak dla Kozaków zawsze przykrą karnością, wreszcie służba, w któréj nie ma nic do skorzystania, lecz tylko narażająca na zużycie konia i broni, przy zaniechaniu domowego przemysłu, nie jest lubioną, przez Kozaków. Ztąd powstał sam przez się rodzaj zastępstwa, który się odbywa bardzo prostym sposobem.
Skoro wyjdzie zapotrzebowanie od jakiéj stannicy kozackiéj pewnéj liczby Kozaków, zbierają się wszyscy mężczyźni zdatni do służby na rynek. Jeżeli trzecia część ich musi odprawić się na służbę, ci, którzy nie mają chęci służenia lub chcą coś zarobić, gromadzą się po trzech. Uchylenie się od służby odbywa się wtedy pomiędzy niemi przez licytacyę. Jeden mówi: ja daję tyle i tyle temu, który za mnie pójdzie na służbę; drugi daje więcéj, i tak daléj; który z nich najmniejszą kwotę ofiaruje, odprawia się na służbę, otrzymując ofiarowane przez innych pieniądze.
Jednakże zwyczaj ten zastępstwa musiał przedstawiać pewne nie dogodności w pełnieniu służby, gdyż niedawno rozporządzeniem Ministra Wojny Czerniszewa ograniczono go, a nawet prawie zupełnie zmieniono.
W roku 1837 wojna wymagała rychłego uzbrojenia się; nakazano cztery pułki, każdy do 550 ludzi. We trzy tygodnie stały one gotowe na placu z końmi, bronią i umundurowaniem. Po wszystkich stannicach rozesłano rozkaz zebrania się na rynku w Uralsku; wtedy wojskowoj, zastępca i adjutant hetmana, wjechał konno pomiędzy nich, trzymając rozkaz Cesarza w wyniesionéj nad głową ręce, i zawołał: „Atamani! wydano rozkaz, żebyście siedli na koń i wystawili cztery pułki.“ Następnie, zdjął swoją czapkę, przeczytał rozkaz Cesarza, i uwiadomił ich
Według Koch’a (Podróż przez lłossy;} na Kaukaz, cz. I) dzielą się oni wedle wieku na cztery klassy: pierwszą składają chłopcy do lat 10; drugą młodzieńcy od lat 16 do 20; mgżezyzni od 20 do BO lat; starcy po 60 lociech. Mężczyzni tylko dostarczają żołnierzy: dzielą się oni na Niestrojewych i Strojonych, tojest, na niezastających i zostających w czynnej służbie. gdzie mają, się zebrać. Na tem ograniczyła się cała czynność wyższéj zwierzchności! Tuż na rynku, jak wyżej wspomnieliśmy, tworzy się w podobnych okolicznościach większa część zaciągu. Zwykle rozdzielają się wtedy na familie: jeżeli siedmiu lub pięciu ludzi mają wystawić jednego, najbliżsi krewni umawiają się z sobą: kto z nich najzdolniejszy jest do służby lub ma chęć służenia, odprawia się, inni dają mu pieniądze, ekwipują, mają staranie o jego rodzinie; jeżeli to będzie pijak, nie oddają jemu samemu pieniędzy, ale rodzinie, i t. d. Wysokość summy w takim razie podnosi się lub zniża według okoliczności. Jeżeli się potrzebuje niewielka liczba ludzi, każdy co za innego chce służyć, otrzymuje’znaczne pieniądze, gdyż wielu składa się na to; jeżeli z ośmiu lub dziesięciu ludzi idzie jeden, otrzymuje od każdego od stu do dwustu rubli. Powoływani do gwardyi petersburskiej, którzy muszą być pięknym, rosłym ludem, gdyż innych tam nie przyjmują, i którzy stosunkowo muszą odbywać dość ciężką służbę, otrzymują niekiedy od 5 do 6, 000 rubli na osobę. Dla odprawiania straży wewnątrz kraju robią także układy między sobą: mieszkający najbliżéj stanowiska przyjmują na siebie pełnienie tej służby, inni płacą im od 200 do 300 rubli na osobę. W ostatnicłi czasach z trzech ludzi dwóch potrzebowano do czynnéj służby; trzeci zatem musiał ekwipować dwóch drugich: wtedy więc tylko najbogatsi i najpotrzebniejsi w domu mogli pozostać, i musieli znaczną część swego funduszu ofiarować tamtym. Cena zastępstwa była wtedy od 900 do 2, 000 rubli, jakową sumnią dzielili się pomiędzy sobą dwaj nowo-zaciężni; 1, 100 bogatych Kozaków złożyło wtedy nie mniéj jak półtora miliona rubli! Na czwarty dzień po przeczytaniu rozkazu cały zaciąg był już w gotowości zebrany na rynku Uralska. Każdy z czterech pułków miał przeznaczone swe miejsce, gdzie już stali oficerowie. Naówczas wystąpiły umawiające się strony: ten, który w domu pozostawał, przedstawiał dwóch innych, i mianował cenę, za którą się zgodzili; dawali sobie ręce, oficer dobijał targu, i układ był skończony i prawomocny. Następnie rozeszli się wszyscy do domów, a po czternastu dniach pułki stały już w gotowości do boju. Te zebrania mają zawsze miejsce, gdyż w przeciwnym razie rząd po czternastu dniach sam przystąpiłby do zaciągu, i bez żadnych formalności brałby każdego, coby się nawinął.
Co się tycze stopniowego uregulowania wojsk kozackich, powiada następnie Haxthausen: „Wielu wyprowadza ztąd upadek wojskowych cnót kozackich, który bez wątpienia daje się już postrzegać nad Donem, a nawet u Czarnomorców. Ale na zmniejszoną waleczność Zaporożców i mało-rossyjskich’ Kozaków skarżył się już Mannstein, około roku 1730, i dlatego nie ma w tem żadnej wątpliwości, że zaprowadzenie pomiędzy Kozakami regularnego szyku bojowego może się uważać raczéj za skutek, niżeli za przyczynę tego upadku.“
W istocie, rzecz niewątpliwa, że kto z Kozakami chciałby postępować jak z regularném wojskiem, ktoby nie dopuścił u nich swobodnego działania wojennego instynktu, jaki w wysokim stopniu daje się postrzegać w najbardziej zniewieściałych pomiędzy nimi; ktoby ich chciał krótko trzymać i uważać ich za ślepe narzędzie wodza: ten przytłumiłby w nich wrodzony popęd, i nie dokazałby nigdy z niemi tego, co z wojskiem liniowém.
Ale z drugiej strony dawne wojownicze usposobienie i instynkt nie rozwijają się już u Kozaków w takim stopniu odtąd, jak mają stałe i bezpieczne pomieszkania. Od czasu jak nie istnieją już Chanowie krymscy, którzy mieli za hańbę kiedy choć raz w swojém życiu nie zabłysnęli szablą ponad brzegami Oki; odtąd jak Kałmycy i Baszkirowie poskromieni zostali, Nogaje zaś przepędzeni za Kubań iTerek: niebezpieczeństwo żadne nie zagraża już nad Donem, Dońcem i Wołgą. Dawniejsze straże kozackie, na wysokich z drzewa rusztowaniach, z utkwioną na nich pochodnią, które z szybkością błyskawicy dawały znać po kraju o grożącém niebezpieczeństwie, przeniesione z czasem zostały na linie Kubanu i Tereku, oraz daléj na wschód, przeciw Kirgizom małéj ordy i Tatarom Chiwy; a razem także i małe twierdze (krieposti) odsunione tam zostały.
Młody Kozak Doński uczy się teraz sztuki wojennéj w spokojnéj szkole. Kiedy pędzi przez stepy, nie widzi już zdaleka czatujacego nieprzyjaciela; a kiedy ma wychodzić na wojnę, wić już o tem zwykle kilku miesiącami wprzódy.
Pożar sąsiednich stannic nie woła już na koń każdego co włada piką, co trzęsie kańczukiem lub szablą, co strzela z pistoletu lub z łuku. Zbudzeni ze snu Kozacy nie spieszą już do ujść Dońca i Donu, ażeby obciążonych łupem i więźniami Tatarów doścignąć w ich odwrocie. Przeszły już te czasy, kiedy mieszkańcy z nad Donu i Dońca zdobyli na własną rękę ową Antwerpię morza Czarnego, Azow, i złupili Trebizond.
Jedném słowem, prawdziwi Kozacy są osiadłymi obrońcami niespokojnych granic, trzymający ziemię jako lenność, i prowadzący za to ustawiczną wojnę. Gdzie spokojnie dzierżą powierzoną im ziemię, gdy tymczasem państwo daléj posunęło swe granice; są oni wszystkićin:
K a ł m y c y.
strażnikami komór celnych, żandarmami, spokojnymi rolnikami; ale Kozakami są tylko z imienia. Nawet powiadają, że podania bohaterskich czynów prędzéj się u nich zatarły, niżeli łupieztwa. Jednakże Kozacy pomiędzy sobą są bez wątpienia uczciwemi ludźmi; złodziejstwa nigdy się u nich nie zdarzają. Pomimo to, nie zawsze dają się przekonać, że wojna nie jest już, jak dawniéj, prowadzoną dlaosobistéj korzyści wojownika: i w ich sposobie myślenia nie ma w tém nic hańbiącego, obedrzeć spokojnego mieszkańca teatru wojny.
Kałmycy przybyli nad Wołgę z tamtéj strony Ałtaju. Z tych pierwotnych siedlisk przenieśli oni swe koczownicze namioty do stepów Kirgizkich, dosięgli źródeł Tobola, Jemby, przebyli potem rzekę Ural, i ukazali się w siedmnastym wieku na niższym czyli lewym brzegu Wołgi, późniéj na stronie Nogajskiéj, tak, że zajęli w posiadłość oba brzegi Wołgi, i rozpostarli się w stepach od rzek Uzenu i Naryn-pieski do wyżyn Ergheny i rzeki Kumy.
Kałmycy nazywają siebie Elutami; tworzyli oni dawniéj, z niektóremi innemi mongolskiemi plemionami wspólną ordę, czyli, jak Kałmycy sami się wyrażają, Derbun-Ojruth, tojest, cztery związki, czyli związek czterech plemion: Dzungarów, Tergetów czyli Torgoutów, Choszoutów i Choitów.
Najprzód przybyli do Rossyi Tergety, z któremi późniéj, w skutku zawartych związków małżeńskich pomiędzy familiami dowódzców, połączyły się niektóre części innych plemion; następnie, resztki owych plemion, które z początku pozostały w swych pierwotnych siedzibach, pomimo znacznego oddalenia, przybyły na żyzne pastwiska nizin Wołgi.
* Kałmycy mieszkali więcéj stu lat na tych nizinach; potem zaczęli tworzyć oddzielne gromady, niezawisłe od ogólnego związku, z których jedne powróciły nazad do Ałtaju i za Ałtaj, drugie znalazły lepsze pastwiska, na zachód od Wołgi; trzecie zaś porzuciły bałwochwalczą religię i dawne zwyczaje, nawróciły się do chrześciaństwa i do nowego sposobu życia. Po odciągnięciu tych pokoleń, oderwanych od ogólnéj massy koczujących nad Wołgą Kałmyków, które do innych miejsc w Rossyi lub za granice jéj wywędrowały, pozostał nad Wołgą tylko różnorodny zlewek owych plemion, które tworzyły początkowo ordę. Zlewek ten powiększył się jeszcze, gdy w roku 1772, po opuszczeniu
przez Chana Kałmyków Ubuszy z licznemi podległemi mu rodzinami, granic Rossyi, pozostali Kałmycy nie będąc rozdzieleni według pokoleń, ale według tego jaką część stepów Nadwołźskich zamieszkali, uznali nad sobą zwierzchność naczelników osiadłych tam pokoleń. Tym sposobem Kałmycy Nadwołżańscy dzielą się teraz na dziewięć oddzielnych gromad, z których każda, pod nazwiskiem ułusu, tworzy osobną całość, a zresztą różnorodnie złożoną jest z owych czterech wspomnionych plemion.
Większa część tamtejszych Kałmyków należy do skarbu, i tworzy tak nazwane skarbowe ułusy, które zostają pod pewnemi, naznaczonemi od rządu naczelnikami, będącemi w bezpośredniéj zależności od Astrachańskiéj Izby dóbr Państwa. Inne ułusy uważają się za własność dziedziczną pewnych znakomitszych kałmyckich naczelników, zwanych Nojonami, którzy zresztą, równie jak tamci od rządu naznaczeni, zostają bezpośrednio pod wiedzą téj że Izby. Są jeszcze pojedyncze mniejsze, mało w sobie dusz zawierające ułusy, które w systemacie zarządu nie uważają się za osobną całość, ale jako „należące do mniejszych naczelników, “ przyłączane są do większych ułusów. Niekiedy, dla łatwiejszéj administracji i utrzymania porządku, wiele ułusów łączą w jedną całość. W tymże dobroczynnym celu zarządu i opieki ustanowiony jest pewien rodzaj osobnego zarządu dla biedniejszych Kałmyków, trudniących się rozmaitym przemysłem, a szczególnie rybołówstwem w stepach północno-zachodnich wybrzeży morza Kaspijskiego, czyli w tak nazwanych moczagach, i dlatego stale tam mieszkający Kałmycy tworzą osobną, od innych niezależną gromadę Moczagskich Kałmyków. Tam zbierają się Kałmycy ze wszystkich innych koczowniczych siedzib, i dlatego można tam znaleźć reprezentantów wszelkich odrośli i pokoleń, tak skarbowych jak prywatnych kałmyckich ułusów.
Od dawnych czasów istniał u Kałmyków zwyczaj zbierania składki z dobrowolnych darów, czyli tak nazwanego albanu, na potrzeby ludu, albo, jak Kałmycy się wyrażają, Nutugja gharud, tojest, na potrzeby nutugu, czyli ogółu ziemi, na któréj pokolenie koczuje. Naczelnicy tych pokoleń, którzy się dawniej nazywali taiszami, późniéj nojonami, zamienili tę składkę na podatek pieniężny, obracany przez nich nietyle na potrzeby ludu, jak raczéj na ich własny użytek, i stosownie do okoliczności samowolnie go zwiększali; ale w roku 1825 prawodawstwo rossyjskie ograniczyło tę samowolność, i odtąd alban, jako podatek pieniężny, nie miał przenosić 25 rubli ass. (7 rub. 14 kop. sr.). Opłata ta
Podróże Humboldta. 0(1. II, t. II. 12 jest teraz stalą, i z ułusów skarbowych wpływa do skarbu, a z dziedzicznych stanowi intratę nojona czyli naczelnika.
Najbardziśj zajmującą, ale przytém najtrudniejszą stroną poszukiwań tyczących się koczującego ludu, jakim są Kałmycy, jest zbadanie miejscowości ich koczowisk i systematu, jakiego się trzymają przy rozdzieleniu pól pomiędzy sobą. Słyszymy często i czytamy, że „koczujący naród rozbija swe namioty dziś tu, jutro tam; że rozdziela pomiędzy sobą stepy bez różnicy i zastanowienia, i nie wić dzisiaj gdzie los jutro ich zapędzi ;a ale w tych frazesach nie ma słowa prawdy.
Cóż może być cenniejszego dla człowieka, jak ziemia, która go nosi i żywi, i któféj winien swoje istnienie? Przypuściwszy więc nawet, że koczujący naród jest w połowie jeżeli nie całkiem dzikim ludem, trudno się na to zgodzić, żeby grunt przez rząd im nadany, na którym pasą się ich trzody, od którego żyzności zależy cały ich byt, nie był od nich wysoko ceniony. Wyrażenie takie jest następne: „że w tym roku te, a w następnym może całkiem inne pokolenie na tém samém miejscu koczować będzie, „ oraz, że „w zmianie miejsca przez koczujące plemiona nie można dopatr^ćć żadnéj przewodniczącéj myśli“ — nie zasługują na żadną wiarę. Potrzeba tylko dobréj woli i szczerej chęci odkrycia prawdy, ażeby w zmianie miejsca koczujących plemion, Kałmyków, Kirgizów i innych ludów, wykryć ścisłą konsekwentność i regularny systemat. »
Zacznijmy najprzód od zimy. Przez zimę pozostają najczęściéj koczujące plemiona na jedném miejscu: rozbijają swe namioty i otaczają je zagrodami, które mieszczą w sobie ich trzody, a razem służą dla lekkich ich pomieszkań za niejaką oclnoilę przeciw wichrom i zamieciom zimowym. Drobniejsze bydło trzyma się w pobliżu namiotu lub kibitki, zaopatrzone w zebrane na zimę siano, albo szukające pożywienia na sąsiednich pastwiskach; ale rogate bydło i owce zostają tylko we dnie na pastwisku, a na noc zapędzone są do zagród: konie zaś pasą się dzień i noc na polach w większém lub mniejszém oddaleniu od koczowiska.
Jeżeli grunt jest żyzny, pastwiska wyborne i obfite tak, że nie ma potrzeby robić zapasu siana i nie ma się czego lękać gołoledzi, karmu zaś dla bydła jest podostatkiem, wtedy koczujący nie zostają i przez zimę na miejscu, ale krążą po stepie. Jakim sposobem odbywa się to krążenie czyli koczowanie, przypatrzymy się wnet bliżéj, ale pierwéj rozpatrzmy życie tych familij, które na zimę obierają stałe pomieszkania.
Wiosną, , jak tylko śnieg zniknie i pierwsza zieloność na stepach się ukaże, ruszają, z miejsca koczujący, opuszczają swe zimowe siedziby, zdejmują obozy, pakują je z całym sprzętem na wielbłądy, albo, jeżeli ich nie mają, na woły lub konie, i puszczają się w drogę, w tym kierunku, który, wskazany jest dokładną znajomością miejscowości i długoletniem doświadczeniem.
Po przebyciu trzech, pięciu a nawet dziesięciu wiorst, tatarski Aul czyli kałmycki Choton (gdyż oba te wyrazy oznaczają gromadę wielu związkami pokrewieństwa lub innych stosunków zbliżonych familij) zatrzymuje się. Mężczyzni opatrują najprzód miejsce, czy jest obfite w trawę zdatuą do paszy i czy znajduje się dostateczny zapas wody w studniach; przystępują potem, gdy wszystko wedle życzenia znaleźli, do swéj roboty, tojest do wypędzenia bydła na paszę, oraz do naznaczenia osobnych miejsc dla paszy koiji, owiec, oraz bydła rogatego, jeżeli ono jest w znacznéj ilości. Kobiety zatrudnione są tymczasem rozbijaniem namiotów, rozstawianiem w nich sprzętów, przygotowaniem jedzenia i prowadzeniem dalszéj doinowéj gospodarki; w pewnym oznaczonym czasie doją one kobyły, krowy i owce, gdy tymczasem mężczyzni wyporządzają studnie i poją bydło. Zresztą, kobiety odprawiają inne roboty potrzebne w koczowniczém życiu: szyją odzienia, naprawiają namioty, sporządzają obuwia, folują pilśń, i robią rozmaite zapasy na przyszłość.
Po upływie ośmiu dni, albo czasami prędzej, czasami późniéj, gdy bydło spożyje wszelką paszę w okolicy, auł czyli choton rusza znowu daléj, i rozbija swe namioty w odległości 5 do 7 wiorst, niekiedy bliżéj lub daléj. I w takiem przenoszeniu się z miejsca na miejsce upływają dnie, tygodnie i miesiące.
’ Ku końcowi lata dosięgają ostatniego punktu drogi, którą corocznie odbywają, i powracają wtedy w sierpniu lub niekiedy na początku września, albo tąż samą drogą, albo inną, czyniąc większy lub mniejszy krąg. Ale jeżelizatrzymują się przy tychże samych studniach, w których czasu poprzedniego ciągnienia bydło poili, nie wypędzają go już na też same pastwiska, gdzie zdeptana ziemia ubogą jest w pastewne rośliny, ale wybierają do tego takie miejsca, któreby ich stadom dostarczyły obfitego pożywienia. Tym sposobem ku końcowi jesieni wszyscy koczujący powracają znowu do swych stałych siedlisk zimowych, przynosząc tam z sobą obfite zapasy siana, które zebrali podczas swéj wędrówki.
W tych wędrówkach, droga, którą pewne familie postępują, bywa przerzynaną w rozmaitych kierunkach przez inne; ale nigdy jedna gro
mada koczujących nie zatrzymuje, się w tych samych stanowiskach, które już inna przed nią obrała. Rozmaite są tego przyczyny: najprzód każda gromada uważa miejsca przez siebie wybrane za uświęcone prawem pierwszego zawładania, oraz długiego używania i nawyknienia; daléj, każda gromada w miejscach przez siebie obranych obraca na swą korzyść wszystkie w pobliżu leżące pastwiska, a przeto czyni je nieużytecznemi dla innych gromad koczujących; i nakoniec, w prostocie ich patryarchalnych obyczajów, nie przychodzi nigdy na myśl jednéj z gromad koczujących zająć w posiadłość miejscowość, która jest uświęconą długoletniém używaniem innych i do nich zgoła nie należy.
Skutkiem tego szanowania dawnością uświęconych praw, cały obszar stepów rozdzielony jest regularnie pomiędzy Ułusy, oraz pojedynczym familiom i gałęziom familij przeznaczone są wewnątrz ogólnego obszaru osobne kawałki ziemi. Kto więcdokładnie pozna życie koczujących, ich zwyczaje, miejsca ich koczowisk i t. d., ten w każdym razie będzie mógł oznaczyć, gdzie nietylko ułus, ale pojedyncza jaka familia albo gałąź większéj jakiej familii w oznaczonym czasie koczować będzie. Rozumie się samo przez się, że te ogólne wskazane przez nas prawidła koczowniczego życia, ulegają, jak każde inne prawidła, pewnym wyjątkom, zależącym od więcej lub mniéj ważnych okoliczności. Ale prawidła te, odnoszące się w ogólności do wszelkich koczujących plemion, znajdują szczególnie swe zastosowania u Kałmyków. Po szczegółowem rozpytaniu się i wybadaniu przekonaliśmy się, że stepy po obu brzegach Wołgi aż do Kumy i rzeki Jegorłyku rozdzielone są pomiędzy licznemi ułusami Kałmyków i niektórych innych sąsiednich plemion. Większa część ulusów i ich cząstek mają zimowe siedziby nad Kumą, „dokąd udają się w październiku i listopadzie; latem zaś unikają tych okolic z powodu niezmiernéj obfitości komarów, napastujących ich stada. Inne ułusy obierają swe stałe zimowe siedlisko nad Wołgą lub małemi rzeczkami stepów, oraz rozmaicie krzyżują się koczownicze drogi wszystkich Kałmyków w samym stepie, ale w tych rozlicznych wędrówkach ściśle zachowują się przywiedzione przez nas prawidła pod względem wybierania koczowisk, użytkowania z pastwisk i t. d. Opuśćmy więc drobniejsze szczegóły odnoszące się do tych wędrówek, a przypatrzmy się bliżéj sposobowi życia, zwyczajom i charakterystycznym cechom odróżniającym Kałmyków.
Pomiędzy Kałmykami są trzy stany, uznane przez prawo rossyjskie, i mające oddzielne swoje prerogatywy. Pierwszy stan stanowią Nojoni, mający równe prawa’ze szlachtą; drugi Sajsangi, którzy we-
«
dług stopnia jaki zajmują w zarządzie, używają praw osobistego lub dziedzicznego honorowego obywatelstwa (poczetnyje hrażdanie); do trzeciego stanu wreszcie należą prości Kałmycy, którzy używają.praw równych z włościanami innych miejscowości. Ale jest jeszcze u nich czwarty stan duchowieństwa: Kałmycy są jak wiadomo Buddaistami. Duchowni ich, według przepisów ich religii, nie mogą wstępować w stan małżeński. Świątynie Kałmyckie zowią się Icurule. Duchowieństwo dzieli się na trzy stopnie; gielungi czyli czarodzieje pierwszego stopnia, giezuli czyli czarodzieje drugiego stopnia i manszyhi czyli uczniowie. Nojoni, Sajsangi i duchowni płacą podatek od duszy, prości zaś Kałmycy od familij czyli kibitek; na każdą zaś kibitkę tojest namiot, można liczyć w przecięciu trzy osoby płci męzkiéj i trzy żeńskiéj.
Kałmycy podgalają sobie włosy w około głowy, na dwa lub trzy palce szerokości; ostatek zaś rozczesują na dwie połowy i przystrzygają jak Kozacy. Brodę i bokobrody także golą, zostawując tylko wąsy, których nigdy nie zakręcają. Starcy noszą długie włosy i splatają je z tyłu w kosę. Prawie każdy Kałmyk nosi na lewém uchu zausznicę i pierścień na którymkolwiek palcu.
Nakrycie głowy u Kałmyków składa się z okrągłej, skórką baranią bramowanéj czapki z żółtego sukna, z czworokątnym wierzchem, na którym wisi kutas. Kobiety noszą podobneż czapki, niekiedy z glansowanéj skórki, albo z jedwabnej materyi wyszywanej zlotem i srebrem. Włosy rozczesują po środku i splatają je w dwie kosy, które z przodu na ramiona spadają i zawiązane są w długie woreczki z czarnego pluszu.
Prawdziwi stepowi Kałmycy noszą wysokie czapki, podobne do czako ułańskich. Szczególna elegancya zależy na tém, że mężczyzni golą sobie włosy w około głowy na szerokość dłoni, kobiety zaś różują się i do krótkich własnych warkoczów przyprawiają fałszywe z końskich włosów.
Kałmycy obojéj płci noszą krótkie, do pasa sięgające, z przodu otwarte, koszule i szerokie majtki. Mężczyzni noszą na wierzchu krótkie kapoty z błękitnego nankinu, i opasują się pasem rzemiennym; jesienią, czasu wilgotnego powietrza, używają krótkich futer z skór końskich, zimą długich owczych kożuchów, lub z innego jakiego futra, które powlekają wedle możności mniéj lub więcej kosztowną materyą. Kobiety ubierają się w kapoty z cycu lub jedwabiu, kolo których opasują się także jedwabnym pasem, albo noszą kapoty z stojącym kołnierzem, i z odłożonym na nim długim białym kołnierzem od koszuli. Te ostatnie kapoty są z nankinu, cycu, kartuuu, jedwabuéj materyi, glansownéj skórki lub aksamitu, i bywają zwykle obszywane galonami i jedwabnemi wstążkami“. Do jeżdżenia konno noszą takie same kapoty, tylko bez rękawów i z odkładającemi się z przodu i z tyłu połami. Chustki do nosa i pierścienie są nieodbitym warunkiem elegancji dla obu płci; ale dziewczęta noszą pierścionki na małym palcu, zamężne zaś niewiasty na czwartym czyli wskazującym; także dziewczęta nie zwieszają swych kos naprzód, w czém zachodzi istotna różnica pomiędzy niemi a zamężnemi kobietami.
Kałmycy obu płci namiętnie lubią palić tytuń: krótkie, przez nich samych robione fajki są w ręku każdego. Do jedzenia używają tychże samych potraw, co sąsiednie im mahometańskie plemiona. Wódkę, której użycia buddaizm nie zabrania, bardzo też lubią, i robią ją nader prostym sposobem z mleka kobylego. Wódki tej, którą nazywają arsa, spożywają latem bardzo wiele; zimą zaś piją żytnią gorzałkę. Arsę przygotowują, oprócz z kobylego, także z owczego i z krowiego mleka. Mięso końskie jedzą wszyscy Kałmycy, wyjąwszy duchowieństwo; także mięso to równie jak wszystkie gorące napoje, nie może być ofiarowane bogom. Dziki są od nich jadane; świnie mięso jest bardzo przez nich lubione, ale koczownicze ich życie nie dozwala im chować ich w znacznéj ilości; także małe stepowe zwierzątka służą im za pokarm; nadto, nikt z nich nie pogardzi mięsem zdechłego konia, skoro wić z pewnością, że on nie padl skutkiem tak nazwanej sybirskiéj zarazy; gdyż choroby tej kałmyccy czarodzieje-lekarze, według przepisów buddaizmu, nie mogą w żadnym razie leczyć.
ROZDZIAŁ VII.
Audyencya u Księżnej Kalmycklój. — Bałwochwalcza świątynia Kałmyków
Do ogólnego obrazu Kałmyków, który Niebolsin skreślił a który powyżej umieściliśmy, dodamy jeszcze dwa charakterystyczne zarysy pewnego niemieckiego malarza (*), który dość długo bawił pomiędzy plemionami nizin Wołgi.
(“) Malarzem tym jest pan Kiesewetter, rodem z Berlina, który z swoich wędrówek przywiózł mnóstwo ciekawych etnograficznych rysunków, i wydał je razem Audyencya u Księżnej Kałmyckiej.
Książę Małej Derbetów ordy panuje nad dziesięcią do dwunastu tysiącami namiotów czyli familij, które w większych lub mniejszych gromadach przebiegają stepy. Gromada, w któréj znajduje się główny obóz księcia, składa się z trzech oddziałów: mieszkalnego namiotu księcia, obok którego mieszkają jego radcy czyli sędziowie, równie jak wyższa szlachta, a cokolwiek daléj niższa szlachta i część ludu. W odległości dłuiyni głosu, według sposobu rachowania odległości Kałmyków, czyli około stu sążni, znajduje się obóz duchowieństwa, oraz ich bałwochwalcza świątynia. Trzeci oddział, odległy na trzy dłużynie głosu, stanowi bazar, czyli rynek.
W czasie mojego przybycia do obozu, rządzący książę znajdował się w oddalonéj części swojéj ordy, udałem się przeto do ministra czyli najwyższego sędziego, który w nieobecności księcia sprawował rządy. Znalazłem go w sądowej izbie, służącéj razem za mieszkanie dla niego i jego rodziny. Siedział w głębi namiotu, naprzeciw drzwi, na podniesieniu z nałożonych jeden na drugi pilśnianych wojłoków pod baldachimem z czerwonej perskiéj materyi. Na ścianach bocznych wisiały drewniane miski, skórzane flasze napełnione wódką z mlćka, żołądki wielbłądzie z sćrami i wiele kawałów mięsa z świeżo zarzniętéj owcy, której skórą obwinięty był syn ministra. Wielu sędziów siedziało na małych pilśnianych dywanach, z których jedni należeli do toczących się narad, drudzy] w głębokiem milczeniu zostawali pogrążeni, i tworzyło koło najznakomitszych Kałmyków, otaczających żelazny kocioł z herbatnią zupą, składającą się z drobno posiekanych kawałków ceglanéj herbaty, mlćka, tłustości baraniéj i soli. Kocioł ten wisiał w środku namiotu nad płonącém ogniskiem z wysuszonego gnoju bydlęcego i gałęzi. Dym i para napełniające wnętrze namiotu nie dozwalały wyraźnie widzićć przedmiotów, i to zakrywały to odsłaniały kolejno przed memi oczyma pojedyncze gruppy. Światło dzienne przechodzące przez okrągły otwór u góry, torowało sobie niekiedy drogę śród wyziewów, i rzu-
z malowniczym opisem wypadków swojój podróży. To nader zajmujące dziełko wyszło pod tytułem: Ustępy z dziennika podróży służące do objaśnienia etnograficznych rysunków Kiesewetter’a, zebranych w czasie szesnasto-letniej wędrówki po Szwecyi, Rossyi i pomiędzy Azyatyckiemi plemionami Kałmyków, Kirgizów, Talarów, indyjskich czcicieli ognia, oraz pomiędzy mieszkańcami Krymu, Armenii, Persyi, wojowniczych górali Kaukazu i t. d.; z przedmową Aleksandra Hnmboldt’a i Karola Ritter’a. Berlin, 1855 r.
cało na sędziów czarowny błękitnawy połysk; ale często czerwony odblask płonącego pod kotłem ognia przeważał, tak, że obecni wyglądali kolejno czerwonawo i błękitnawo, w jasném lub przyćmionym świetle, albo też w zmiennéj grze kolorów, znikali śród dymu.
Minister miał na sobie biały barani kożuch i błękitne w czerwone paski majtki, oraz z wielkiém zadowoleniem kurzył tytuń z krótkiego cybucha. Jego pełne rumiane oblicze, ocienione kosmatą futrzaną czapką, i łagodne chińskie oczy zdawały się wskazywać, że nie miał wówczas do walczenia z żadną polityczną opozycyą. Obok niego na ziemi stał gliniany piasecznik i drewniany kałamarz razem z książką do nabożeństwa. Żona ministra, w błękitném, czerwono wyszywaném odzieniu i żółtéj kozackiéj czapce, równie jak matka z najmłodszém dzieckiem, stały pod baldachimem.
Po wejściu mojém do namiotu postąpiłem parę krokow z lewéj strony drzwi i tam w milczeniu, nie witając się z nikim, według przyjętego zwyczaju, z podłożonemi nogami usiadłem na ziemi. Jeden z Kałmyków, służący mi za tłumacza za pośrednictwem rossyjskiego języka, gdyż nie dość biegły jeszcze byłem w języku kałmyckim, klęczał obok mnie jak wielbłąd z założonemi z tyłu nogami, gdyż pochodził z niższéj klassy. Nie jest we zwyczaju mówić zaraz po wejściu do namiotu i temu tylko to dozwolono, który uwiadamia o jakiem nieszczęściu. Po dłilgiém milczeniu minister dał znak mojemu tłumaczowi, że rozmowa może się zacząć.
Pierwszy użytek, jaki uczyniłem z wolności mówienia był ten, że prosiłem o pozwolenie położenia się na czas jakiś twarzą na ziemi, gdyż dym w wyższéj atmosferze nie dozwalał mi mówić. Opowiedziałem potém wysokiemu zebraniu o mojéj pielgrzymce z kraju Prusaków, a mianowicie z mojego rodzinnego miasta Berlina, czyli téj części pruskiéj ordy, gdzie się znajduje obóz monarszy, oraz o moich wędrówkach i wycieczkach do rozmaitych dzikich i cywilizowanych plemion. Pokazałem wiele malowideł, które zdjąłem u rozmaitych ludów; pomiędzy innemi, tatarskich mężczyzn z golonemi głowami i długiemi brodami, oraz ich kobiety z sztucznie farbowanemi na czerwono włosami i paznogciami; rossyjskich chłopów w kolorowych koszulach i pielgrzymów w klasztorze, pożywających zupę zaprawioną olejem konopnym; skromne mniszkiz długiemi czarnemi zasłonami i hoże druchny, spieszące dla ucałowania gościa za przyniesiony weselny podarunek; panną młodę u Dalekarlejczyków otoczoną swemi druchnami, która, obwieszona sznurkami szklannych paciorek, z koroną ze złoconego papieru na głowie, wystawioną jest na widok publiczny; oraz tatarską pannę młodę, którą, całkiem zakfefioną, tajemniczo prowadzą do posępnego mieszkania pana młodego.
„Podobne wizerunki, dodałem, przedstawiające zwyczaje narodowe, chciałbym zdjąć u Kałmyków, i wzywam do tego opieki i pomocy ministra i px-ześwietnego zgromadzenia. Po skończeniu tutaj moich robót, mam zamiar przedłużać daléj moje wędrówki do innych ludów świata, i uzupełnić mój zbiór wizerunkami z całéj kuli ziemskiéj. Rozmaite są obrządki po różnych stronach; tam gdzie one nie wyszły z dzieciństwa, przyczyniają się jeszcze do szczęścia ludów: najdziwaczniejsze są tam, gdzie się uważają za oświeceńszych. W moim zbiorze ludy znajdą zręczność do wzajemnego z sobą poznania się, a skoro bliżéj się poznają, nauczą się wzajemnie kochać, i rozumiejąc jeden drugiego potrafią wreszcie dla swojego dobra poznawać lepiéj siebie samych“.
Kiedy ukończyłem swą mowę, skupili się radcy w ciaśniejsze koło otaczając ministra; niektórzy z nich usiedli z podłożonemi nogami, drudzy, niższego stopnia, uklękli jak wielbłądy* a tylko najwięksi panowie mogli, według upodobania, położyć się na brzuchu lub na wznak. Małżonka ministra zbliżyła się także, i jak mogłem uważać z jéj rysów oświecanych czasami dzienném światłem z góry, z zamiarem wstawienia się za mną. Rezultat narady wypadł jednak nie bezwarunkowo na moją korzyść. Przedsięwzięcie podobne do mojego nie zdarzyło się tu jeszcze nigdy, a więc nie było przewidziane księgą praw. Minister, który teraz znowu oświecony został blaskiem płonącego pod kotłem ogniska, oświadczył, że nie chce przyjąć na siebie odpowiedzialności i powziął famiar wysłać kuryera do księcia, oraz oczekiwać jego rozkazów, a tymczasem dozwolił mi mieszkać przy swéj rodzinie w poblizkim namiocie.
Posłaniec z potrzebnemi instrukcyami wysłany został, ja tymczasem udałem się do mojego nowego mieszkania; ale nie dochodząc jeszcze do niego postrzegłem, że żona ministra pospieszyła do namiotu małżonki księcia, i wnet otrzymałem rozkaz posłać tam niektóre z moich malowideł. Po upływie pół godziny otrzymałem je napowrót i postrzegłem razem służącego księżnéj lecącego w cwał na dzielnym rumaku po rozległym stepie, w tropy za wysłanym przez ministra posłańcem, widocznie w zamiarze wyprzedzenia go. Nie pozostawało mi więc żadnéj wątpliwości o pomyślnym skutku mojego przedsięwzięcia, gdyż
Podróio Humboldta. Od. II, t. II. ]3..
skoro się pozyska przychylność kobiet, cel z pewnością zostanie osiągnięty!
Gospodyni uprzejméj rodziny, pod któréj dachem miałem oczekiwać rozstrzygnięcia mojego losu, pospieszyła przynieść jagnię z trzody, zarznąć je w namiocie i przygotować jadło; inne zaś osoby tymczasem, dorosłe i małe, przypatrywały się mojéj powierzchowności z pilną uwagą, ażeby odkryć we mnie, o ile to podobna było, własności odróżniające Prusaka od Kałmyka. Studya ich przerwane zostały ukazaniem się książęcego sługi; przyszedł on z rozkazu księżnéj matki, która tylko co była powróciła z przejażdżki konno, i życzyła widzieć malowidła, które zyskały pochwałę rządczyni, jéj oświeconéj córki. Pospieszyłem zadość uczynić jéj życzeniu, i wkrótce potém miałem przyjemność otrzymać oznakę jéj względów; przysłała mi bowiem skórzaną flaszkę z wódką robioną z mleka, flaszę jednak, jak mię posłaniec ostrzegł, miałem odesłać nazad, po wypróżnieniu znajdującego się w niéj trunku.
Następnego dnia powrócili obaj kuryerowie, okryci pyłem i na zlanych potem koniach, a wkrótce ujrzałem małą karawanę ciągnącą przez stepy. Mężczyzna odziany w kaftan obszyty srebrnemi galonami prowadził za cugle wielbłąda, obładowanego wiązkami czerwono pomalowanych kijów, wojłokami z wielblądziéj sierci, sznurami i innemi przyrządami, należącemi do stawiania namiotu. Na dwukołowym wózku wieziony był potrzebny sprzęt domowy, składający się z żelaznego kotła, trójnoga i kilku drewnianych mis. Za wózkiem szedł mężczyzna, którego wyższa połowa majtek była z czerwonej a niższa zbłękitnéj materyi, i prowadził z sobą tłustą owcę. Karawana rozłożyła się na placu pomiędzy świątynią a obozem księcia, i w kilka minut wzniesiony tam został wspaniały namiot, mający mi służyć za mieszkanie. *Od ministra dowiedziałem się, że książę przyjmował moje odwiedziny i na czas mojego tam pobytu, użyczał mi swojego własnego namiotu, który natychmiast mogłem objąć w posiadłość. Tłumacz i dwóch służących mieli stać na moje rozkazy, a co trzeci dzień na stół mój miał być wydawany z trzody książęcéj tłusty baran, którego skóra jednak miała pozostać własnością książęcego skarbu. Mieszkanie moje znalazłem już zupełnie urządzone, gdy się do niego przeniosłem. Pośrodku namiotu palił się duży ogień pod żelaznym kotłem, a służba zajętą była zdejmowaniem skóry z zarzniętego barana, dla oddania jéj do składu księcia. Podczas gdy uczta przygotowywaną była, naszło do namiotu rozmaitych gości; byli to po większéj części tacy, którzy nie mieli czego zgotować u siebie, wypatrywali więc zkąd dym się kurzy i trafili do mnie. Zewnątrz namiotu zebrały się psy z okolicy, które zwabione zapachem książęcego podarunku, wysuwały swe wietrzące nosy przez kratę namiotu z pod pilśniowéj osłony.Tłumacz, będący także moim mistrzem ceremonii i gospodarzem, rozdzielał bez różnicy osób porcye mięsa pomiędzy obecnych, tak, że na dzień następny mało już co zostało z tłustego barana i byliśmy zmuszeni wkrótce sami wypatrywać gdzie kurzy się z komina.
Pierwszą moją robotą było z czerwonych kijów i sznurów namiotu urządzić sztalugę i uporządkować farby w skrzynce, które przez wielodzienną jazdę konno całkiem się były roztrzęsły. Następnie prosiłem
0 audyencyę u księżnéj i o pozwolenie zdjęcia z niéj portretu. Żądanie moje miało być spełnione ledwo po kilku dniach, gdyż, jak gadatliwa panna dworska pod sekretem zwierzyła się mojemu posłańcowi, księżna chciała wprzódy ozdobić wnętrze swojego mieszkania i wygotować dla siebie przez swe damy przydworne nowe ubranie.
Nie miałem tymczasem nic lepszego do czynienia jak upiększyć także wedle możności moją pracownię, gdyż mój mistrz ceremonii był tego zdania, że nie powinienem był zajmować się malowaniem któregokolwiek z poddanych, nim portret księżnéj nie zostałby zrobiony. Według niego także, należało mi w moich robotach pilnować się stopniowania rang u Kałmyków, i po portrecie księżnéj odmalować najprzód Lamę i duchowieństwo, potém ministra z radcami, następnie wyższą i niższą szlachtę, wreszcie lud prosty. Ale takim sposobem byłbym zawalony robotami i nie mniéj jak 100, 000 osób miałbym do malowania; żeby nikogo więc nie obrazić, ułożyłem plan, przedstawić księżnę na przedzie obrazu na czele ciągnącego ludu, który w głębi ginąłby śród kłębów pyłu. Ktoby tedy.nie dopatrzył swojego portretu w obrazie, temubym przełożył, że on się znajduje wfcnaczném oddaleniu i dlatego nie może być wyraźnie widzianym.
Nie ułożyłem jeszcze całego tego planu, gdy wszedł do nas jakiś człowiek i oznajmił o śmierci jednego z sąsiadów. Moi ludzie pospieszyli wszystkie stojące na ziemi przedmioty pozawieszać na ścianach
1 poprzywiązywać je, a jeden z nich wyszedł i powyjmował z ziemi małe pale, do których namiot od wiatru powrozami się przywiązuje. Następnie stanęli przy ścianach wewnątrz namiotu w równych od siebie odległościach, podnieśli cały namiot na kilka cali od ziemi i ponieśli go z sobą. Porwałem za moją sztalugę i skrzynkę z farbami i pobiegłem dla dowiedzenia się o przyczynie tego szczególnego postępku, nie wiedząc gdzie pracownia z malarzem się oprą. Postrzegłem także, że namioty moich sąsiadów również były w ruchu i przedstawiały widok zabierającej się w pochód gromady. 1
Namioty Kałmyków są bardzo misternie zrobione; wiązanie ich składa się z kilkuset w kratę z sobą powiązanych kijów, tworzących ruchomą całość, przywiązaną tylko od wiatru sznurami do małych, wbitych w ziemię palów, które jednak nie przyczyniają się w niczém do. nadania kształtu ani trwałości namiotowi, tak, że ten w każdym razie może być ruszony z miejsca.
Przeszliśmy z naszemi mieszkańcami jakie kilkaset kroków, potem zatrzymaliśmy się. i zajęliśmy się przywróceniem dawnego porządku. Wędrówka nasza nie była jednym z tych pochodów całéj ordy z jéj trzodami, podczas których namioty są składane i ładowane na wielbłądy; było wtedy tylko naszym zamiarem, jak późniéj się dowiedziałem, oddalić się od naszego zmarłego sąsiada, którego ciało na miejscu jego zgonu było pogrzebione i przykryte kamieniami.
Przy pogrzebie assystuje zwykle kapłan, który obok modlitw i innych ceremonij robi nad trupem święte znaki, ażeby dusza, za karę za nieodpokutowane przestępstwa, nie połączyła się po śmierci z ciałem. Niekiedy skóra nieboszczyka bywa drapaną, żeby ułatwić tym sposobem wyjście duszy. Gdy się dostatecznie przekonano, że dusza opuściła ciało, oddaje się ono na wieczny spoczynek za pomocą pięciu mongolskich żywiołów: drzewa, ognia, ziemi, żelaza i wody, i albo zakopuje się do ziemi, albo wrzuca się do wody, albo się pali, albo przykrywa kamieniami; wybór rodzaju pogrzebu zależy od roku urodzenia zmarłego.
Lata Kałmyków oznaczają się imionami dwunastu zwierząt, jakoto: myszy, cielęcia, tygrysa, zająca, smoka, węża, konia, owcy, wołu, kury, psa, świni. Nazwania te pomnażają się przydaniem jednego ze wspomnionych pięciu żywiołów, tak, że 60 lat tworzy jeden okres, w którym zachowuje się jeszcze koléj lat męzkich i żeńskich. I tak: okres zaczyna się męzkiém drzewem myszym rokiem; następny rok będzie żeńskie drzewo cielęcy rok; dalej następuje męzkf ogień tygrysowy rok; żeński ogień zajęczy rok i t. d. Gdyby mnie np. przyszło umrzeć u Kałmyków, ciało moje zostałoby wrzucone do wody, gdyż rok mojego urodzenia był męzką wodą końskim rokiem.
Wyuczyłem się już był od mojego mistrza ceremonij prawideł kałmyckiej przydwornéj etykiety, „gdy otrzymałem rozkaz stawienia się przedJksiężną. Nie bez pewnéj obawy, ale z ufnością, jaką mię napełniało przekonanie o zyskaniu protekcyi władczyni, ruszyłem w pochód z moją służbą. Otwierał go mój mistrz ceremonii, który miał służyć za tłumacza w rozmowie z księżną. Ubiór jego’ składał się z żółtógó z wielbłądziej sierci kaftana, obszytego srebrnemi galonami i szerokich błękitnych majtek; na czworokątnej jego czapce przyszyty był kawałek czerwonej materyi, w którym jako talizman zaszyta była na papierze napisana modlitwa. Jego skórzany pas był wokoło wysadzony srebrnemi główkami, i przy nim wisiał krótki nóż w skórzanéj pochwie, oraz skórzany kapciuch. W lewem ręku niósł moją sztalugę, a w prawej trzymał krótką lulkę i w równych przestankach zbliżał ją do ust. Ja szedłem za nim w niejakióm oddaleniu, jako nadworny kałmycki malarz, a za mną dwaj służący nieśli pędzel, paletę i skrzynkę z farbami. przed namiotem księżnej, który obszernością swoją tylko różnił się od mieszkań jej poddanych, powiewała mała biała chorągiew na czerwonym kiju. Kiedy zbliżyliśmy się o dziesięć kroków od namiotu, służą-cy moi stanęli po obu stronach wejścia, w którém zasłona nagle się podniosła, i ja zwolna postępowałem ze spuszczonemi oczyma. Wewnątrz namiotu, o trzy kroki na lewo od drzwi, rozesłany był dla mnie dywan, na który wszedłszy ukląkłem.
Przy wejściu mojem do namiotu uchybiłem zaraz przeciw etykiecie, gdyż ośmieliłem się podnieść na chwilę oczy i postrzegłem wtedy, że księżna w kole swoich dam przy dwornych siedziała nieporuszona ze spuszczonemi oczyma. Tłumacz wszedł tuż za mną i przysiadł na ziemi w środku namiotu, gdzie służba mezka zajętą była podsycaniem ogniska wysuszonym gnojem, dla utrzymania ciepła wewnątrz namiotu. Czas nie mały trwało głębokie milczenie. Delikatność wymaga u Kałmyków, żeby milcząc i bez żadnego szelestu wchodzić do towarzystwa, a to dlatego, by nie przeszkodzić rozpoczętéj rozmowie lub zatrudnieniu, i tylko po niejakimś czasie, gdy się zrozumie przedmiot rozmowy, można się do niéj wmieszać. Ten, jak wiele innych w swoim początku chwalebnych zwyczajów ludzkich, stał się tu tylko uciążliwą, próżną ceremonią. Kiedy nastąpił czas, że bez popełnienia niegrzeczności, mogłem rzucić okiem w około, postrzegłem, że księżna podniosła już była swe oczy. Siedziała ona naprzeciw drzwi z podłożonemi nogami na nizkiej sofie pod czerwonym baldachimem, ozdobionym różnokolorowemi wstążkami. Na długiéj sukni miała krótki kaftan z żółtego, złotemi i srebrnemi nićmi przetykanego jedwabiu, spięty srebrną opaską. Czerwona czworokątna czapeczka, z czerwonemi piórami, tworzyła pewien rodzaj korony, z pod której po obu stronach twarzy spadały jéj błyszcząco czarne włosy, zawiązane w czarne aksamitne woreczki, a z tyłu pomieszane z kosmykami włosów końskich. Przed sofą stał następca tronu, chłopczyk od lat czterech, w fioletowym jedwabnym kaftanie, a po bokach klęczały dwie damy dworu w długich błękitnych, na piersiach czerwoną bawełną wyszywanych sukniach. Po prawej stronie księżnéj stał ołtarz z metalowemi bożkami domowemi, przyodzianemi w różnokolorowe sukienki, a przed nim stały małe, snycerszczyzną ozdobione stoliki, na których znajdywały się srebrne ofiarne czasze z ofiarnemi pokarmami i napojami. Po drugiéj stronie były podróżne skrzynie umieszczone jedna na drugiój i pokryte perskiemi dywanami; podobnemi dywanami była także wysłana podłoga. Cicha muzyka grającej tabakierki dochodziła do moich uszu, która, zdawało się, była ukrytą pod siedzeniem księżnéj.’
Kiedy czas zwykłego milczenia i uspokojenia upłynął, księżnawzięła krosienka na kolana, a damy dworu zaczęły nawijać przędzę wełnianą, potrzebną do roboty władczyni. Ja postawiłem moją sztalugę przed sobą, i rozpocząłem robotę zarysem figur zgromadzonych w namiocie, z których najprzód skreśliłem wizerunek księżnéj. Podczas téj roboty było mi bardzo przykro pozostawać na kolanach, jak tego etykieta w obecności władczyni wymaga; ale na moje żądanie otrzymałem pozwolenie usiąść na ziemi z wyciągniętemi nogami. Po niejakim czasie wniesioną była w wysokich drewnianych konwiach herbata. Jeden ze służących napełnił nią drewniane czarki, postawił kilka z nich przed bożkami domowemi, resztę zaś rozdał obecnym, suwając się.wkoło na kolanach.
Księżna zawiązała ze mną rozmowę o moim kraju i panującéj tam familii; ale rozmowa ta szła bardzo powolnie, gdyż dobry ton wymagał, ażeby pomiędzy pytaniem a odpowiedzią zachodziła pewna pauza, ą to dlatego, żeby się można było namyślćć, dla dania naj roztropniejszéj jak można odpowiedzi, by rozmowa nie wyrodziła się w próżną gadaninę. Tłumacz milczał przez kilka minut, nim wytłumaczył mi pytanie księżnéj; tyleż czasu musiałem się wstrzymać z daniem odpowiedzi, która potém, po równie długiej pauzie, była przetłumaczoną księżnéj. W ciągu naszéj rozmowy tabakierka zaczęła ucicha:, tony następowały powolniéj jeden po drugim, i zapowiadały, że wkró;ce całkiem ustaną, gdy’ posłyszałem, że znowu została nakręconą. Zapytałem tłumacza, czy kto ukryty był pod sofą księżnej, zkąd głos dawał się słyszćć, oczekując od niego bezpośredniéj odpowiedzi w języku rossyjskim; ale on, sądząc, że pytanie to skierowane do księżnéj, przetłumaczył je ze zwykłą solennością na język kałmycki, skutkiem czego poważna etykieta na jakiś czas przerwaną została, gdyż księżna i damy dworu napróżno usiłowały wstrzymać się od śmiechu. Księżna nabyła tę tabakierkę od ormiańskiego kupca, i mniemała, że wynalazek ten Prusakowi był jeszcze nie znany; ale kiedy postrzegła, że się omyliła, panna przydworna, ukryta wirtuozka, na rozkaz księżnój wylazła z pod sofy ze swoim instrumentem.
Malarstwo u Kałmyków nie jest zupełnie nieznane; kapłani ich malują obrazy świętych i bożków, których liczą tysiącami, wodnemi farbami na papierze; ale zrobić podobny do oryginału portret jeszcze im dotąd nie udało się. Portret księżnéj, skoro ukończonym przezemnie został, obudził powszechne podziwienie; księżna oświadczyła życzenie zatrzymania go sobie, pozwalając mi wymalować drugi dla siebie, a Kałmycy zbierali się zblizka i zdaleka dla oglądania portretu swéj władczyni. Lama i kapłani, minister i radcy, oraz wszystkie osoby szlachty i ludu, które później malowałem, chlubiły się i cieszyły się tém bardzo, a razem przyznały, że byłem największym malarzem u Kałmyków.
Bałwochwalcza świątynia u Kałmyków.
Po zrobieniu portretu małżonki księcia w jéj paradnym stroju, odwiedziłem Lamę dla zdjęcia téż z niego portretu. Pochlebiało to mu bardzo, i cieszył się niezmiernie, że portret jego znany będzie wielkiemu, nieznanemu przez niego światu, oraz urządził wszystko z największą starannością około siebie. Gdy usiadł przedemną, żebym go. malował, modląc się ruszał ciągle ustami, życzył bowiem sobie, żebym go przedstawił na obrazie modlącym się.
Podeszły wiek i częste użycie opium sprawiły głębokie brózdy na jego twarzy, co jéj nadawało wyraz pobożnéj rezygnacyi. Siedział on naprzeciwko mnie w tylnéj części namiotu, z podłożonemi nogami, na pokrytéj jedwabną materyą sofie, pod baldachimem przystrojonym malowidłami bóstw i świętych, oraz innemi ozdobami. Na czerwonym ornacie z źółtemi rękawami miał odznaczającą stan kapłański jedwabną przepaskę, z prawego ramienia na pierś i grzbiet, a wygolona głowa jego pokrytą była futrzaną czapką, na któréj znajdowała się, zaszyta w kawałku czerwonéj materyi, napisana na papierze modlitwa.
Obok niego stał ołtarz z metalowemi domowemi bożkami Lamy, bogato przyozdobionemi jedwabną materyą i złotym papierem, a przed ;niemi stały ofiarne czarki z różnemi pokarmami i napojami. Nad ołtarzem wisiały obrazy świętych: były one malowane przez kałmyckich kapłanów, w chińskim guście, ale po części dość ozdobnie.
Kiedy pokazałem lamie znaczną liczbę malowideł, rzekł do mnie, że bez wątpienia należę w moim kraju do stanu duchownego. „Malarze, odpowiedziałem, byli wprawdzie zawsze pomocnikami duchownych, ale tworzą oni osobną klassę poświęconych ludzi, którzy niewidzialnych początkowo bogów i świętych naszych kapłanów czynili widzialnemi.L
Kiedy ukończyłem portret lamy i oświadczyłem mu chęć moją zdjęcia także wizerunku świątyni, dwaj obecni w namiocie kapłani zmusili mię uklęknąć przed lamą, dla otrzymania potrzebnego do wstąpienia w progi świątyni święcenia. Lama pokropił czoło moje święconą szafranową wodą, dotknął się mojéj głowy kilka razy swoją poświęconą żółtą peleryną, i towarzyszył mi przy odgłosie dzwonka i małego po.dwójnego bębna do drzwi namiotu.
Obwód bałwochwalczéj świątyni wynosi około siedmdziesięciu stóp, wysokość zaś około piętnastu stóp. Wiązanie jej składa się z kilkuset sztucznie z sobą powiązanych drewnianych, czerwono pomalowanych drągów, które się łączą w górze w wielkim drewnianym kręgu, tworzącym komin. Niższa część, składająca się z powiązanych z sobą nakrzyż drągów, tworzy wiązaną okrągłą kratę do sześciu stóp wysokości, która dla przewózki łatwo daje się złożyć; dłuższe pojedyncze drągi, przywiązane w górze rzemieniami do kraty i kończące się w otworze drewnianego koła, tworzą pokrycie. Wiązanie to, na pierwszy rzut oka. podobne do klatki, pokryte jest grubemi wielblądziemi wojłokami.
Rozmaite uroczystości Kałmyków potrzebują téż różnorodnego przyozdobienia ich świątyni. W czasie, kiedy ją zwiedzałem, była obchodzoną wielka uroczystość wiosenna. Ze wschodem słońca rozległ się odgłos wrzaskliwéj muzyki, i zapowiedział ludowi rozpoczęcie religijnych obrzędów; kapłani zebrali się na placu przed swemi namiotami, i udali się po.dwójnym szeregiem do świątyni.
Dwóch posługaczów z trąbami, z odkrytą głową, otwierało pochód; na ich barkach opierał się gruby koniec metalowych posrebrzanych trąb, mających długości siedm stóp, których przeraźliwe tony daleko w około rozlegały się po obszernych stepach. Sami trębacze, w czerwonym ubiorze, szli za niemi w pewnem oddaleniu, trzymając za cienki koniec trąb, i wydając od czasu do czasu, z wielkiém wysileniem, pojedynczo brzmiące tony. Orszak grających na obojach zdawał się mieć w tym religijnym pochodzie swojego osobnego dyrektora. Ten nie troszczył się o to, ile drudzy grający potrzebują czasu na zaczerpnięcie powietrza dla wydania nowego tonu, ale grał jak się mu podobało na wielkim instrumencie, mającym’sześć otworów i wydającym sześć tonów, i dawał postępującym za sobą ton, w jaki zadąć mieli. Ci mieli oczy ciągle zwrócone na swego dyrektora, i kiedy ten podjął palce nad otworem swojego instrumentu, żeby wydać inny ton, czynili toż samo poruszenie, dla osiągnięcia tegoż rezultatu. Kilku bijących w kotły, niesione przez nich na kijach, uderzali w nie ciągle pałeczkami, zrobionemi z kości baranich; niekiedy dawała się także słyszeć kręcona w kształcie konchy trąba; wreszcie, wszystkie pauzy, jakie się mogły trafić, zapełniały chińskie zele, tak, że wrzawa muzyczna bez przerwy rozlegała się w powietrzu.
Za muzyką postępowało duchowieństwo z swoim lamą na czele. Składało się ono z trzech klass, tojest: z gielungów, gieculów i manszyków (Mandszy), tojest, wyższego i niższego duchowieństwa, oraz uczniów. Gielungi byli po większéj części przyodziani w szkarłatne ubiory, a niektórzy z nich mieli na głowie pewien rodzaj korony, oblepionej wizerunkami rozmaitych złych bóstw. Na wierzchu każdej korony znajdowała się na papierze napisana modlitwa; papier ten był tak przytwierdzonym, że z łatwością od wiatru mógł być poruszanym, przez co złe bóstwa łatwiéj mogły być przebłaganemi. Giecule byli mniéj kosztownie przyodziani; niektórzy z nich mieli zielone, srebrem wyszywane peleryny czyli krótkie płaszcze, a drudzy mieli zawieszone przez ramie czerwone przepaski. Uczniowie przyodziani byli po większéj części w skóry owcze, ale na ich żółtych czworokątnych czapkach powiewały modlitwy, ażeby gniew bogów od ich głów odwrócić.
Jeden z kapłanów pożyczył mi na tę uroczystość białego, szerokiemi błękitnemi wstęgami bramowanego kożucha, oraz czerwoną, dziewięć stóp długą kapłańską przepaskę, i dlatego mogłem bez przeszkody, z modlitwą na czapce i skrzynką z farbami pod pachą, assystować téj processyi. Obeszliśmy powoli pokilkakroć około świątyni, a potém przez nizkie drzwi jéj, schyliwszy się, wstąpiliśmy uroczyście do niéj. “Wyższe duchowieństwo usiadło w środku świątyni we dwa rzędy, z podłożonemi nogami, na pokrytéj dywanami podłodze; muzyka zaś i uczniowie zajęli miejsce wokoło przy ścianach.
W głębi świątyni, naprzeciw drzwi, stał ołtarz, pokryty białą jedwabną, kolorowemi i złotemi nitkami wyszywaną chustą. Na wzno-
Podróie Humboldt’*. Od. II, t. II. 14
szącym się nad nim baldachimie był wizerunek niebieskiego smoka, kierującego błyskawicą i grzmotem. Na ołtarzu stały rozmaite metalowe bożki, w kolorowych drewnianych niszach. Dżagdżamuni, najwyższe bóstwo, było przedstawione w postaci kobiecej z wielkiemi uszami. Obok stał Erlik-Kan, zły bóg; zdawał się on z największym gniewem skakać po żeńskiéj kalmyckiej duszy, rozciągnionej pod jego nogami. W prawem ręku trzymał strzałę piorunową, którą zdawał się grozić grzesznicy, a w lewem trzymał dzwonek, mający rozgłosić jéj złe czyny. Pokrycie głowy jego przedstawiało płomień, z którego wokoło wyglądały głowy kapłańskie, a opaska jego utworzoną była z głów rozmaitych złoczyńców, umieszczonych na sznurku wokoło jedna przy drugiéj. Przed nim stała prosząca bogini z ośmiu rękoma i dwudziestu czterema głowami, która, zdawało się, chciała złagodzić gniew jego. Posągi bożków były we środku wydrążone, i napełnione kośćmi i popiołem spalonych po śmierci a czczonych za życia lam czyli arcykapłanów.
Przed ołtarzem stał nizki, snycerszczyzną ozdobiony stół, na którym znajdowały się srebrne ofiarne czasze: były one napełnione rozmaitemi owocami, nasionami i korzeniami. Ofiary te są nietykalne, i mogą być tylko spożywane w ciężkich chorobach, jako środek lekarski. Dwie srebrne wazy na tym stole zawierały w sobie święconą wodę, i przyozdobione były pawiemi piórami, w kształcie bukietu kwiatów.
Przed stołem ofiarnym, na wbitym do ziemi kiju, wisiała waga deczy, na którą kładły się codzienne ofiary, i które po niejakim czasie spożywane były przez kapłanów. „
Dwa jedwabne parasole, przytwierdzone po obu stronach ołtarza na czerwonych kijach, służą do ochraniania bożków od dżdżu i upału, gdy te są w pewnych uroczystościach pokazywane ludowi. Prosty lud nie ma wolnego wstępu do świątyni, ale może tylko, léżąc na rękach i nogach, zbliżyć się do niéj, przynosząc z sobą ofiarę, za którą może otrzymać wstawienie się za nim kapłanów do bóstw.
Po obu stronach ołtarza, na tle z czerwonego jedwabiu, wiszą obrazy bożków i świętych; te otoczone są ramami z kolorowego jedwabiu i zasłonione firankami. Niektóre z dobrych bóstw są przedstawione w bogatém ubraniu kapłańskiém, otoczone światłem słoneczném i ogniem, gdyż mieszkają na gwiazdach. Wedle nauki kałmyckich kapłanów, słońce składa się z ognia i szkła, księżyc zaś z wody i szkła, a w obu nich znajduje się bóg z promieniejącém obliczem. Gwiazdy są świecącemi kulami szklannemi, z których największe mają trzy tysiące łokci średnicy.
Złe bóstwa są przedstawiane zawsze jako straszliwe potwory, i najwięcej są czczone i błagane; gdyż dobre bóstwa mogą tylko nieodmiennie sprawiać dobro, złe zaś potrzeba starać się przebłagać modlitwami.
Po prawéj stronie drzwi stała machina do modlitw; składała się ona z wielkiego i małego drewnianego walca, które na pięknie rzeźbionéj i pstro pomalowanej podstawie przytwierdzone są do prostopadłego wrzeciona, i za pośrednictwem sznura są w ruch wprawiane. Są one obracane szczególnie podczas burz lub innych zjawisk przyrodzonych, oznaczających gniew bogów. Próżne miejsca w walcach napełnione są modlitwami, napisanemi na papierze, w trąbkę zwinięteini, a skierowanemi do każdego z bogów poosobno. Wyższy mały walec zawiera w sobie modlitwy do bóstw pierwszego rzędu; większy zaś modlitwy do bóstw drugiego i trzeciego rzędu. W chwili niebezpieczeństwa modlitwy co prędzéj wprawiane są w ruch; gdyż ruch ich w machinie, według opinii kałmyckich kapłanów, jest równie skuteczny, jak poruszanie ustami przy ich odmawianiu. Przed świątynią stała przytwierdzona na czerwonym drągu chorągiew, na któréj także napisana była modlitwa. Ta, wedle ich mniemania, modliła się, skoro od wiatru była poruszaną; modliła się z tém większą żarliwością i nabożeństwem, im wiatr był silniejszy, tak, że poniekąd od kałmyckich bogów zależało, żeby gorętsze i usilniejsze modły były do nich zanoszone. Skoro usadowiliśmy się jak można było najwygodniéj, gdyż mieliśmy tam cały dzień przepędzić, panowało kilka minut w świątyni głębokie milczenie; potém arcykapłan wziął z ołtarza nieco ziarn owocowych, które mu jeden z gielungów podał, wyrzucił je w górę, oraz nalał trochę szafranowéj wody w czareczkę, i wylał ją na ofiarę bogom. Późniéj jeden ze śpiewaków rozpoczął monotonny śpiew, mrucząc pierwszy wiersz najcieńszym swoim głosem, potém podnosząc głos w następnym wierszu o jeden ton wyżéj, i tym sposobem przeprowadził kolejno śpiew swój przez całą skalę muzyczną. Inni śpiewacy łączyli głosy swoje z jego śpiewem, w miarę jak objętość ich głosu tego dozwalała, aż dopóki wszyscy przytomni razem nie zdołali śpiewać. Po niejakim czasie śpiewający basem musieli zamilknąć, gdyż nie mogli już wyżéj podnieść głosu, i wtedy pozostawiono było uczniom doprowadzać ton do wyższéj skali. Wreszcie zdołało tylko trzech z najmłodszych chłopców śpiewać; zarzucili oni głowy w tył, wykrzywili całkiem usta, a złączone ich brwi tworzyły liczne, prostopadłe brózdy na czole. Ale wkrótce i z pomiędzy nich dwóch zmordowanych ustało, a tylko najmłodszy Mandszy, z postawą napół podniesioną, dosięgnął, w pe wnym rodzaju ptasiego śpiewu, szczytu tonów. W téj chwili podniósł się głośny szmer; kapłani chwycili za swe różańce, składające się z 108 kulek, i powtarzali prędko raz po raz świętą modlitwę buddaistów: „om ma ni pad mu cJiom.u Wyrazy te nie mają właściwie żadnego znaczenia, przynajmniéj kapłani kałmyccy ich nie rozumieją, ale są one w stanie wprawiać usta modlącego się w prędszy daleko ruch, aniżeli wszelka inna modlitwa.
Paciorki różańca potrzykroć przebrane zostały w rękach kapłanów, i gdy trzysta dwadzieścia cztery razy om ma ni pad mil chom odmówioném zostało, dwóch ludzi z naczyniem pełném kumysu, czyli kwaśnego kobylego mlćka, ukazało się w świątyni. Każdy z przytomnych miał przy sobie drewnianą miskę, którą nosił w zanadrzu lub w chustce; ja także swojej nie zapomniałem, gdyż wiedziałem, że prawdziwy Kałmyk nie oddali się na sto kroków ze swego namiotu, żeby nie wziął z sobą swojej miski, dla wzięcia natychmiast udziału w uczcie, skoro nadarzy się zręczność potemu.
Po przyniesieniu ofiary bogom i pokrzepieniu mlćkiem nas samych, miski zostały wyczyszczone. Mandszy uskutecznili to bezpośrednio zapomocą języka, wyższe zaś duchowieństwo wycierało swe naczynia dłonią i późniéj ją oblizywało.
Ja z swoim przyborem malarskim umieściłem się przy drewnianéj machinie do modlitw, gdyż ztąd mogłem wygodnie przypatrzyć się wnętrzu świątyni i zdjąć szkic jego. Kapłani zajmowali się bez przerwy modłami i śpiewaniem, śród rozlicznych ruchów i obrzędów; modlitwy jużto były odmawiane na różańcu, już zcicha szeptane, przy odgłosie dzwonków i podwójnych bębnów; jedne posążki bóstw były zakrywane, drugie odkrywane. Z ludu bliżéj i daléj stojącego czołgali się niektórzy na rękach i nogach aż do drzwi świątyni, kładli przy nich na ofiarę drobną rossyjską lub srebrną monetę, i oddalali się tymże samym sposobem, po otrzymaniu uderzenia w głowę, którego im udzielał duchowny złożonym kapłańskim płaszczykiem.
Kapłani mogli odprawić kilka tysięcy śpiewów i modłów, i ja większą część świątyni przeniosłem już na płótno, gdy wniesione wielkio naczynie z zupą mięsną przerwało na czas jakiś nasze zajęcia. Po zupie roznoszone było mięso baranie, gotowane w wodzie i zaprawione solą, które obecni palcami rozdzierali i jedli. Chleba Kałmycy nie używają, gdyż wędrowny sposób życia nie dozwala im zajmować się rolnictwem ; tylko rodzaj obwarzanków, które oni niekiedy na rynkach kupują od sąsiednich plemion, jedzą w dni uroczyste z herbatą.
ROZDZIAŁ VIII.
Wieczorem, kiedy już zmordowani nieco byliśmy modłami i pracą, przyniesiono rozmaite drewniane czasże, napełnione bardzo lubioną tutaj herbatnią zupą. Zupa ta przygotowuje się z cienko pokrajanych kawałków ceglastéj herbaty, baraniéj tłustości, mlćka i soli. Gdy ta spożytą została, zostawało tylko odprawić dziękczynną modlitwę bogom, poczem moglibyśmy się rozejść, gdyby nieszczęściem nie powstała tymczasem dość silna burza. Kilku kapłanów wybiegło z świątyni, żeby przywiązać namiot sznurami do krótkich palów, wbitych do ziemi w pewnéj odległości, by go wiatr nie uniósł z sobą.
Jak kapitan na okręcie miotanym burzą, tak lama tutaj wydawał potrzebne rozkazy. Niektóre z posążków bóstw postawione były na ołtarz, obrazy świętych wkoło zawierzone zostały na ścianach, drugie pokryte zasłonami, a jeden z obecnych postawiony był przy machinie do modlitw: każdy szybko wypełniał swoją powinność. Tymczasem burza stała się tak gwałtowną, że zacząłem lękać się, iżby wiatr nic uniósł świątyni, i dlatego pospieszyłem zamknąć moją skrzynkę z farbami, również spakować moje szkice, które narysowałem w świątyni, ażeby te razem z oryginałem nie były zniszczone. Gwałtowny wicher wybił dwie krokwie z dachu i zdawał się chcićć torować sobie drogę do. świątyni; ale w téj chwili lama wydał rozkaz odsłonić największe z bóstw nad ołtarzem, a tymczasem kilku kapłanom udało się ściągnąć szparę i zawiązać ją sznurkami. Wkrótce postrzegłem, że chorągiew przed drzwiami świątyni, miotana gwałtownie burzą, zaplątała się ze swemi modlitwami około drąga, i tym sposobem ustały modły. Kiedy zwróciłem na to uwagę maszynisty, pospieszył on za drzwi, żeby modlitwę na chorągwi znowu w ruch wprawić; ja zaś tymczasem zająłem się utrzymaniem w ruchu machiny do modlitw. Robiliśmy więc wszystko, co tylko człowiek robić zdoła dla uśmierzenia burzy, i ta szczęśliwią minęła.
Przybycie do Astrachanu — Ludność mieszana. — Opisanie miasta. — Winnice. — Katedra. — Domy kupieckie: perski 1 indyjski. — Nabożeństwo Hindusów. — Fakir. — Bal ormiański.
Powracamy znowu do naszych podróżnych, których opuściliśmy na drodze do Astrachanu.

W blizkości Astrachanu droga jest więcej ożywioną,. Przejeżdżano mimo wielu leżących na prawo i lewo drogi folwarków i winnic, w których się uprawia wyborna astrachańska winna latorośl. Przyjechano wreszcie do tatarskiej wsi, ciągnącéj się wzdłuż brzegu rzeki i będącej jakby przedmieściem Astrachanu, po przejechaniu któréj, na drugim brzegu potężnéj rzeki ukazało się miasto, ale zakryte prawie masztami stojących przed niem okrętów, po nad któremi białe mury katedry wysoko się wznosiły.
Podróżni przybyli o czwartej godzinie po południu do miejsca, gdzie zwykle odbywa się przeprawa. Tu czekał na nich parowy statek, wysłany dla przewiezienia ich przez generał-gubernatora Osipowa, i na którym też niezwłocznie przy wystrzałach znajdujących się na statku dział, przewieźli się do Astrachanu, nie czekając przetransportowania swych powozów, które dla uniknienia wszelkiej zwłoki, umieszczono na innym statku. Śród wielkiego natłoku ludzi, zwabionych niezwykłemi wystrzałami, wysiedli podróżni na brzeg i wsiedli do dwóch czterokonnych powozów, które także stały dla nich w gotowości, i które zawiozły ich do wyznaczonego dla nich mieszkania w domu kupca Fiedorowa, starego, bardzo bogatego człowieka, którego majątek szacowanym jest na trzy miliony rubli i mającego cztery domy w Astrachanie. Niższe piętro jednego z tych domów przeznaczone zostało na przyjęcie cudzoziemców; była tam wielka sala i wiele wysokich, oraz wspaniale, chociaż po staroświecku umeblowanych pokoi od ulicy, a kilka gorszych i opuszczonych od dziedzińca, które bardzo odbijały od przepychu pierwszych. Zaledwo przybyli, odwiedził ich generał-gubernator, któremu, po przebraniu się, wnet oddali rewizytę.
Astrachan nie posiada wielkiéj ludności. Liczba mieszkańców wro<ku 1849 wynosiła 44, 798. Dawniéj było ich więcej, i przed stu laty ludność dochodziła do 70, 000. W ostatnich wiekach miasto to ulegało rozlicznym kolejom. Należąc czas jakiś do utworzonego przez Batu Chana Kapczackiego państwa, na początku piętnastego wieku stało się niezawisłém. W 150 lat późniéj rozpoczęła się krwawa walka pomiędzy Rossyanami i Tatarami, która państwo Carów oswobodziła z pod jarzma gnębicieli. W roku 1554, Iwan Groźny częścią przez zdradę, częścią mocą oręża opanował Chanat nad morzem Kaspijskićra i przyjął pierwszy z rossyjskich monarchów tytuł króla Kazania i Astrachanu. Ta ważna dla państwa zdobycz wcieloną została do rossyjskich posiadłości, i pociągnęła za sobą poddanie się lub wychodztwo wszystkich sąsiednich plemion. Od tego czasu Astrachan należy do Rossyi, ale
stracił Miele na dawnéj świetności, którą słynął pod panowaniem Tatarów Złotéj Ordy. W piętnaście lat po zawojowaniu, Turcy w związku z Tatarami Krymskiemi przedsięwzięli wyprawę do Astrachanu, która się nie udała, gdyż większa część tureckiéj armii zginęła w pustyniach Manyczu. Ku końcowi siedmnastego stulecia (1670) doznał Astrachan krótkiéj ale krwawéj rewolucyi: buntownik Stenka Razin zawładnął miastem, wymordował wielu mieszkańców i nabawił przez czas jakiś Rossyę wielką trwogą. Roku 1692 i 1693 grasowała w Astrachanie zaraza, któréj 16, 000 ludzi padło ofiarą; 1705 r. miasto to ucierpiało wiele od strzelców (straży przybocznej Carów); 1719 r. zrabowane było przez Persów, a 1767 r. w znacznéj części w popiół obrócone przez pożar. Teraz dawna stolica tatarskiego państwa jest tylko gubernialnem miastem prowincyi, która ma wprawdzie 4, 000 kwadrat, mil powierzchni, ale tylko 386, 700 mieszkańców, pomiędzy któremi 200, 000 koczujących.
Pomimo małéj stosunkowo ludności Astrachanu, rzadko znaleźć można miasto, w którćmby żyła tak różnorodna ludność, jaką handlowe stosunki z najbardziéj oddalonych stron Azyi i Europy tu sprowadziły. Oprócz Rossyan, stanowiących mniejszą połowę ludności Astrachanu, Kozaków i innych osiadłych tu Europejczyków, znajdują się tu jeszcze Ormianie, Tatarzy, Georgianie, Bucharowie, Chiwijcy, Truchmeni, Persy, Indyanie, Kirgizy i Kałmycy; zatém wyznawcy najrozmaitszych religij, Chrześcianie, Mahometanie, Bramiści i Buddyści. Żydzi tu także znajdują się, ale w małéj liczbie, gdyż z powodu wielu Ormian, którzy, według świadectwa wszystkich podróżnych, równają się im w charakterze, nie mogą się tu utrzymać.
Podróżni nasi zaraz nazajutrz 13 października mieli zręczność poznać tę różnorodną mieszaninę plemion, gdyż deputowani prawie ich wszystkich przybyli złożyć swe uszanowanie Humboldfowi, i porządkiem przedstawiani mu byli przez generał-gubernatora. Najprzód pojawił się prezydent miasta ze starszemi z kupców, i według rossyjskiego zwyczaju, ofiarował w hołdzie półmisek, na którym zamiast zwykłego chleba i soli, były rozmaite ciasta otoczone naj wyborni ej szemi astrachańskiemi owocami, winogronami, wielkiemi śliwkami, gruszkami i jabłkami. Następnie przedstawiała się szlachta, oficerowie garnizonu, potém deputowani Ormian, Persów, Indyan, Tatarów i t. d. Ormianie są pomiędzy azyatyckiemi mieszkańcami Astrachanu najliczniejsi. Noszą oni obcisłe żupany i na wierzchu kaftany z otwartemi rękawami, szerokie majtki, wązkie buty, i wysokie futrzane czapki (*). Persy są prawie wszyscy wysokiej i smukłej urody z podługowatemi twarzami i czarnemi brodami. Noszą oni dwa kaftany jeden na drugim, z przodu otwarte i pasem przewiązane, z których spodni z cycu w kwiaty, wierzchni zaś z jednokolorowej tkaniny, zwykle z błękitnego sukna; rękawy są długie, spodniego kaftana obcisłe, wierzchniego otwarte i po bokach wiszące; na nogach noszą skarpetki z różnokolorowej wełny ze skórzanemi pantoflami, a na głowie wysokie futrzane czapki. Indyanie są także wysocy i szczupli, ciemnéj płci, odziani w długie białe kaftany, z białemi turbanami na głowie. Tatarzy nie różnią się niczém od innych mieszkających w Rossyi Tatarów. Te są najgłówniejsze z osiadłych w Astrachanie plemion; gdyż Kozacy z wsiów (staunic) po drodze wiodącéj do Astrachanu, oraz Kałmycy i Kirgizy stepowi, których często można widzićć na ulicy, są tylko chwilowo w mieście, jak również Bucharowie, Chiwijcy i Turkmeni.
Po tych odwiedzinach, przejeżdżali podróżni po ulicach z panem Osipowem, dla poznania miasta. Leży ono na północnéj stronie wyspy na Wołdze, zwanéj Doigoj Ostrów (długa wyspa), i otoczone jest od zachodu główném korytem rzeki, od północy zaś i wschodu ramieniem jéj, zwaném Kutum, który prawie pod kątem prostym oddziela się od Wołgi. Największa przeto jego szerokość jest od wschodu na zachód. Dzieli się ono na twierdzę (Kreml), Białe miasto (biełoj gorod) i przedmieścia czyli Słobody. Dwie pierwsze części leżą na wzniosléj płaszczyznie, nie wystawionéj nigdy na zalewy Wołgi, tuż nad rzeką i na południe Kutumu, przedmieścia zaś, niżéj i daléj ku wschodowi i południu Białego miasta. Kreml i Białe miasto były początkowo opasane murami i bramami, których teraz nie ma śladu i miasto ze wszystkich stron jest otwarte. W mieście po większéj części domy murowane, oraz proste, ale nie brukowane ulice i place. W Kremlu znajduje się kościół katedralny, pałac greko-rossyjskiego arcybiskupa, klasztor Świętéj Trójcy i koszary garnizonu; właściwie jeden tylko jest plac publiczny na zachód Białego miasta, otoczony wyżéj wspomnionemi budowlami. W Białem mieście znajdują się główniejsze rządowe budowle i domy kupieckie rozmaitych narodów. W Słobodach prawie wszystko drewniane domy, ale ulice wszystkie bardzo proste. Najgłówniejsze z przedmieść jest Stara ormiańska Słoboda, na wschód Białego miasta, od północy i wschodu opasana Kutumem; oraz Nowa ormiańska i tatarska Słoboda, na połu-
C°) Wyżej już wspomnieliśmy, że Ormianie ubieraj? sif teraz po większej części po europejsku.
dnie Białego miasta i Staréj ormiańskiej Słobody. Te ostatnie słobody oddzielone są od Kremla, od Białego miasta i Staréj ormiańskiéj Słobody kanałem długim na 1, 200 sążni, idącym ze wschodu na zachód, a łączącym Wołgę z Kutumem i północną częścią wyspy, na któréj Astrachan leży. Kanał ten bardzo potrzebny dla transportu towarów, wykopany 1745 r., zarzucony potém został; ale w roku 1812 odnowiony przez bogatego Greka Warwazi, własnym jego kosztem. Jest on z obu stron obsadzony wierzbami, ale te skutkiem solnego gruntu i burz zimowych bardzo nędznic rosną. Na północnym końcu kanału znajduje się port na Wołdze.
Do główniejszych gmachów Astrachanu należy wielki katedralny kościół, Uspenslcoj Sobor. Wzniesiony on został w roku.1696 własnym kosztem metropolity Samsona, i jak większa część rossyjskich kościołów jest czworokątną budową, mającą na sobie pięć kopuł z krzyżami, we środku wielką, po bokach cztery mniejsze; ale budowa ta jest na większą skalę, niżeli zwykle kościoły w Rossyi. Wewnątrz jest bogato, ale nie zbyt gustownie ozdobioną, a z powodu grubych murów i ogromnych filarów, podpierających główną kopułę, przy stosunkowo małych i wysoko umieszczonych oknach, jest za ciemną. Posiada ona wiele kosztowności, a pomiędzy innemi bardzo bogaty wyzłacany obraz Najświętszéj Panny, 98 funtów ważącą srebrną chrzcielnicę, oraz wiele złotem i perłami wyszywanych, częścią bardzo staroświeckich ornatów i infuł, z których ostatnie mieszczą się w wielkiéj szafie, umieszczonéj w sklepieniu nad zakrystyą. Tu także znajdują się olejne obrazy teraźniejszego arcybiskupa, wyżéj wspomnionego Greka Warwazi i rossyjskiego kupca Sapożnikowa, którzy wielu zuakomitemi darami zasłużyli się kościołowi. Z pomiędzy nich, Grek Warwazi wybudował ogromną wieżę obok katedry. Oprócz tego kościoła znajduje się w Astrachanie 19 greckich i 4 ormiańskie kościoły, z których ostatnie zostają pod zarządem osobnego biskupa, gdyż Ormianie tak w artykułach wiary, jak w obrządkach różnią się od panującego wyznania. Tatarskich meczetów jest 16, z których większa część drewnianych, a kilka tylko murowanych.
Dodajemy tu jeszcze kilka szczegółów o Astrachanie z dzieła Hornmaire de Heli (*).
Najciekawszym pomnikiem Astrachanu jest mały, w twierdzy Piotra Wielkiego leżący kościół, którego założenie przypisują Iwanowi IV. Maurytańska jego architektura przepełniona jest ozdobami, niezmiernie
t
15
(*) Les steppes de la mer Caspienne.
Podróie Humboldta. Od. II, t. II.  zajmującemi dla sztukmistrza. Nieszczęściem, jest on od dawnego czasu opuszczony, i służy teraz za magazyn towarów.
O siedmdziesiąt pięć wiorst od Astrachanu, przy ujściu Wołgi, założony przed kilką laty lazaret. Historya założenia jego jest dość ciekawą. Nim wybrano teraźniejsze dti niego miejsce, dwa razy musiano porzucić znacznie już posuniętą budowę, z powodu źle wybranego miejsca. Zaledwo po niemałéj stracie czasu i kosztów, jeden z inżynierów wskazał dogodne miejsce na wyspie, gdzie wreszcie lazaret został wzniesionym. W kilka lat później znaleziono w archiwum miejskiém rękopiśmienną notatkę, którą Piotr Wielki w czasie bytności swojéj w Astrachanie zostawił, i w któréj właśnie tęż samą wyspę wskazał dla założę’ nia lazaretu. Jeden rzut oka wystarczał mu dla ocenienia położenia, które kilka kommissyj inżynierskich zaledwo po długiem poszukiwaniu odkryło.
Bruk jest nieznanym w Astrachanie zbytkiem; ulice są piasczyste, równie jak otaczające miasto pola. We dnie z powodu upału słonecznego, skupiającego się tutaj, ulice prawie są puste, ale trudno znaleźć bardziéj malowniczego i ożywionego widoku, jak ten, który się przedstawia wieczorem, gdy całe miasto się przebudzi i otrząsa się ze snu, w który go pogrążył upał trzydziestu stopni. Wtedy każdy spieszy użyć świeżości wieczoru, ciekawi gromadzą się po ulicach, interesa handlowe daléj się prowadzą, sklepy się przepełniają, liczna ludność rozmaitego pochodzenia i języka przebiega spiesznie mosty i nadbrzeżne ulice wysadzane drzewami, kanał pokj-ywa się łódkami napełnionemi owocami, szczególnie melonami, dorożki, kocze i konno jadący upędzają się z sobą o pierwszeństwo w elegancyi i szybkości, słowem całe miasto przybiera na siebie postawę uroczystą, wprawiającą podróżnego w podziwienie i zajmującą go w najwyższym stopniu. Znajduje on tu wszystko, co tylko malowniczego widział w swéj podróży; doznaje wszystkich wrażeń, jakie gdzieindziéj pojedynczo odbierał. Obok tatarskiego domu wznosi się wielka, przez czas poczerniona budowla, któréj ostre łuki i w połowie zniszczone posągi przypominają wieki średnie. Magazyn europejski wystawia na widok swe mody obok karawanseraju; wspaniały metropolitalny kościół osłania swém cieniem ozdobny meczet z jego studnią; młode Europejki, przypominające Paryż, wyglądają z maurytańskiego balkonu, gdy tymczasem białe cienie wysmukłych osłonionych postaci przesuwają się tajemniczo po galeryach starego pałacu. Wszystkie sprzeczności są tu połączone, i przebiegając ulicę można zebrać mnóstwo postrzeżeń i wspomnień ze wszystkich czasów i krajów.
Rossyanie powinni być dumni z tego miasta, które nie jest wczorajszém, jak wszystkie inne miasta tego kraju, i gdzie podróżny nie jest prześladowany ciągłą jednostajuością i systematyczną regularnością, jaką w innych stronach państwa wszędzie napotyka.
W najwyższéj części miasta wydrążono artezyjską studnię. Dokopano się głębokości 130 metrów, a jeszcze się woda była nie ukazała; ale świder odkrył wolne przejście gazowi wodorodnemu, który przez wiele tygodni się palił i rozszerzał w około wielką jasność.
Astrachan liczy teraz na 146 ulicach 3, 883 domów, z których 288 tylko murowanych.
Klimat Astrachanu jest suchy i bardzo gorący. W ciągu przeszło trzech miesięcy termometr we dnie rzadko spada niżéj 28° R. “Upał, zwiększony jeszcze piasczystym gruntem, osłabia ciało i umysł, i wyjaśnia dostatecznie nadzwyczajną leniwość wszystkich mieszkańców. Ale skutkiem suchości powietrza, atmosfera nabiera nadzwyczajnéj czystości, mogącéj obudzić podziwienie malarza. Wszystkie przedmioty nabierają przez to’ ciepłej barwy i przezroczystości takiéj prawie jak pod włoskiém niebem. Wielką niedogodność dla mieszkańców Astrachanu, a tćmbardziéj dla cudzoziemców, sprawia mnóstwo komarów i innych owadów, napełniających powietrze przez znaczną część roku. Wszystkie środki ostrożności nie mogą temu zaradzić; napróżno osłaniają się na noc gazą, napróżno pozostają przez dzień w zupełnéj ciemności, napaść ich nie mniej jest natarczywą, i nie pozostaje nic więcéj, jak opędzać się napróżno przeciw niewidzialnemu nieprzyjacielowi.
Podróżni po przejechaniu wielu ulic i po nabyciu wyobrażenia o położeniu miasta, udali się do jednéj z wielkich winnic, po za miastem, żeby się przypatrzćć tamtejszej uprawie winnéj latorośli, dostarczającéj znaczną część pożywienia mieszkańcom. Latorośle jak w téj. tak we wszystkich innych winnicach nie opierają się na pojedynczych tyczkach, ale na drewnianych kratach, stojących rzędem jedna za drugą; latem z powodu wiclkiéj suszy są polewane, zimą zaś okładane ziemią. Skrapianiem zajmują się bardzo starannie. Wszędzie w winnicach widać wieże podobne do naszych wietrznych młynów, stojące nad ocembrowaną zwykle sadzawką, z któréj wiadra, wprawiane w ruch za pomocą kół, podnoszą w górę wodę i wylewają ją do wodozbioru, z którego później drewnianemi rurami rozchodzi się gdzie potrzeba po wszystkich częściach ogrodu, i przez zamykające się otwory wchodzi do brózd, na których latorośle stoją. Hodują w tych winnicach rozmaite gatunki winnych gron, bardzo wielkich i soczystych. Najpospolitszy jest
gatunek, którego grona mają grubą skórkę, ale są bardzo słodkie i smaczne, z pozoru zaś i smaku podobne do gron malagi. Hodują także w znacznéj ilości gatunek gron zwanych lciszmisz, nie mających w sobie ziarn. Winogrona astrachańskie spożywają się po większéj części świeże, i bywają rozsyłane w dalekie okolice. Posyłane są nawet do oddalonego na 2, 142 wiorst Petersburga, gdzie dawane są zawsze na stół u wielkich panów, oraz do wszystkich innych miast rossyjskich, do których transporta wodą się odbywają.
Sposób zachowania tych gron, których w Petersburgu przez całą zimę można bardzo wyśmienitych dostać, jest nader prosty. Odcinają winne grona, nim te dojdą do zupełnéj dojrzałości, nie dotykając się jagód rękoma, wybierają z nich zupełnie nie uszkodzone, i kładą tak, żeby jedne drugich nie dotykały, w ogromne kamienne garnki (do 30 kwart) i zapełniają próżne miejsca prosem. Główną przytém rzeczą jest, ażeby kamienna także pokrywa, ściśle przystająca do zwężonego nieco wierzchu garnka, najszczelniéj do niego przystawała. Odbywa się to na sposób chiński, zamazując jak można najgrubiéj spojenie kitem, i oklejając nadto spojenie grubym papierem. Skoro te warunki są dopełnione, winne grona jak zapewniają kupcy petersburscy, mogą się przechować w garnkach dwa lata i dłużéj.
Mniéj używają w Astrachanie gron dla wytłaczania z nich wina, gdyż one skutkiem obfitego skrapiania, jak sądzi Pallas; zanadto są wodniste, i nie dają mocnego wina. W istocie, wino krajowe, przynajmniej to, które podróżni nasi w Astrachanie mieli zręczność kosztować, nie jest wyborne; najsmaczniejsze wina wyrabiają w południowéj Rossyi na południe Astrachanu, w Kislarze nad-Terekiem, niedaleko od morza Kaspijskiego, które nie ustępuje prawie wielu czerwonym winom francuzkim. Drzewa owocowe także były hodowane w winnicy zwiedzanéj przez naszych podróżnych, szczególnie, wyborne gruszki i jabłka. Znajdował się téż tutaj dość wielki dąb (Quercus pedunculata), zasługujący na uwagę z powodu wielkiéj rzadkości drzew w téj okolicy.
Co się tycze okręgu Astrachańskiego, jest on według Hommaire de Heli, jednym z najbardziéj jałowych. Rolnictwo przynosi tu mało korzyści; zasiewają zwykle tylko kukurydzę i cokolwiek jęczmienia, wszystkie zaś zapasy żywności dostarczane są Wołgą z gubernii Saratowskiéj. To ożywia poniekąd żeglugę na téj rzece, gdyż oprócz zboża, które Astrachan i sąsiednie mu miasteczka spożywają, Gurjew i przyległe mu okolice zaopatrywane są tąż samą drogą, równie jak wojsko konsystujące nad Terekiem, a nawet Zakaukazkie kraje.
Na szczególną uwagę zasługują domy kupieckie rozmaitych w Astrachanie mieszkających plemion, leżące po większéj części wBiałém mieście. Znajduje się tu ich wiele rossyjskich, ormiańskich i tatarskich, równie téż jeden perski i jeden indyjski. Są one jak zwykle w czworokąt budowane, i mają zewnątrz idące rzędem sklepy, a wewnątrz obszerny dziedziniec, do którego prowadzi brama z ulicy. Dom kupiecki Persów jest murowany i ma na piętrze mieszkania, zajmowane przez większą część Persów przebywających w Astrachanie, którzy są po większej części kupcami. Erdmann podaje liczbę ich tylko na 500 dusz, pochodzących większą częścią z prowincyj Mazenderanu i Gilanu, najobfitszych w państwie Perskiém w jedwab, którego wyrobami téż najwięcéj handlują. Są to zwykle ludzie nieżonaci, komisanci perskich kupców, czasowo tylko przebywający; niewielu z nich stale mieszka w Astrachanie, a niektórzy żonaci z Tatarkami, i żony ich wtedy zwykle mieszkają w mieście. Handlują perskiemi jedwabnemi szalami i chustkami, także indyjskiemi materyami, perskiemi suszonemi owocami i t. p., zresztą próżnują cały dzień, gawędząc przed swemi sklepami’. Nie mają w Astrachanie żadnego meczetu, a odwiedzają tylko zrzadka liczne meczety Tatarów, gdyż należą do innéj mahometańskiéj “sekty. Hansteen otrzymał pozwolenie odwiedzenia bożnicy, będącéj w mieszkaniu jednego perskiego kupca. W wielkiéj izbie stała przy ścianie szata z wielą policami, na których rozstawione były rozmaite posążki bożków z bronzu lub miedzi, szklaune jéj drzwi były otwarte, a na wystającéj u dołu desce stały metalowe naczynia z palącym się spirytusem. Przed niemi stali Persowie, czytali swe modlitwy i przemykali często ręce przez płomień, żeby je oczyścić i uświęcić. Po tym obrzędzie, Hansteen otrzymał pozwolenie przystąpić bliżéj do świętej szafy i obejrzćć posążki bożków, do których jednak nie wolno mu było dotknąć się.
Hommaire de Heli powiada: Persowie równie jak Indyanie opuszczają powoli Astrachan. Zakazowy systemat Rossyi przeciął wszelkie źródła ich liawdlu, i teraz bawi ich tam tylko kilkaset ludzi, zatrzymanych ubóstwem w swéj przysposobionéj ojczyznie, gdzie zajmują się drobnym handlem. Obejrzałem w Astrachanie obszerne perskie składy towarów (chany), ale szukałem napróżno bogatych i świetnych materyj, któremi niegdyś tak słynęły. Magazyny te są próżne i z trudnością zaledwo podróżny może tam znaleźć szale kaszmirowe, jedwabne termałamy i niektóre inne wyroby Azyi, obudzające w tak wysokim stopniu naszą ciekawość i będące niegdyś źródłem bogactwa dla miasta.
118 —
(DO HANSTEEN’A).
„Najmniejszy ze sług, Mirza Abdulla Wezyrów, którego miejsce jest między nauczycielami gimnazyum w Astrachanie, na żądanie naj-
Bardzo dobrze maluje charakter Persów to, co Hansteen opowiada o swej znajomości z Mirzą Abdullą Wezyrowem.
Człowiek ten, którego Hansteen poznał w Astrachanie u angielskiego missyonarza Glen’a, był Wezyrem u perskiego Szacha; ale gdy spisek uknowany przez niego dla zdetronizowania Szacha, został odkryty, był zmuszonym uciekać do Astrachanu. Żeby pamiątka jego dawniejszego wysokiego stanowiska tém lepiéj się przechowała, przyjął on przezwisko Wezyrów. W Astrachanie jest gimnazyum, w którem obok innych umiejętności, uczą wschodnich języków, używanych przez pograniczne narody; Wezyrów umieszczonym w niem został jako nauczyciel perskiego języka, a razem pomagał Glen’owi w tłumaczeniu biblii na język perski. Był to wysoki mężczyzna, prawdziwie perskiego pochodzenia, z wydatnemi rysami twarzy, błyszczącemi czarnemi oczyma i lekkim chodem. Po ulicy chodził w lekkich drewnianych pantoflach z dość wysokiemi lakierowanemi obcasami i zielonemi, wizerunkami ozdobionemi, przyszwami. Gdy przychodził do drzwi mieszkania, źrzucał je zoóg, opatrzonych w pewien rodzaj pończoch czyli kamaszów z cienkiéj, miękkiéj, jasno-zielonéj skórki. Gdy te pantofle stały przy wejściu do mieszkania, Hansteen był pewnym, że znajdzie tam Mirzę Abdullę. Prosiłem go raz, powiada Hansteen, żeby napisał swe nazwisko perskiemi literami na kawałku papieru, i dał mi to na pamiątkę pierwszego Persa, którego miałem zaszczyt poznać w mojéj podróży. Odrzekł mi na to, że życzyłby także mieć moje nazwisko, przeto na prędce dałem mu mój drukowany wizytowy bilet, na którym były następne wyrazy: „ Chr. Ilansteen, professeur de ’ mathimatique appliquće et d’astronomie a Funiversite de Chrystiania“. Po kilku dniach przyniósł mi dwie całkiem zapisane ćwiartki, z których na jednej była z perską wyobraźnią napisana, oraz wschodniemi kwiatami i wykrętasanfi ozdobiona parafraza powyższych słów na bilecie wizytowym; druga zawierała również przesadzoną i napuszoną przemowę, którą on przed czterema tygodniami bawiącemu kilka dni w Astrachanie Aleksandrowi Humboldtowi czytał i ofiarował. Pisma te, według angielskiego przekładu missyonarza Glen’a były dosłownie następnéj treści:
I.

II.
(DO HUHBOLDT’A).
wznioślejszego naukowego charakteru na świecie, którego zajęciem jest pilne postrzeganie godzin nocy i dnia, oraz oznaczenie czasu i miejsca wschodu wędrownych gwiazd, jednego z pierwszych astronomów naszego wieku i nauczyciela matematycznych umiejętności, odznaczającego się uczonością i rozumem, tojest, Krzysztofa Hansteen’a, który miejsce swoje ma pomiędzy uczonemi Uniwersytetu w otwierającém serca mieście Chrystyanii w królestwie szwedzkiém, i który w charakterze podróżnika przybył do Astrachanu, dla niegodna pamiątkę pismo to dnia 15 miesiąca lutego 1830 roku Chrześciańskiéj ery, napisane“.
„Czcigodny panie, z którego, jak ze źródła, płyną najszlachetniejsze cnoty i doskonałości, i u którego, jak w skarbcu, spoczywają kosztowne perły mądrości i umiejętności, bądź zapewnionym, że chociaż nie w mocy jest Twojego pokornego sługi wyrazić słowami radość i słodycz, któremi serce nasze napełniło wejście świat oświecającego słońca Waszéj Ekscellencyi na horyzont Astrachański, gdyż ona wszystko w sobie zawiera co tylko jest czcigodnego i dobrego: jednak pamięć szczęścia, którego posiadanie nam los pomyślny dzisiaj dozwala, gdy my, jak pyłki w promieniach słońca, ukazaliśmy się przed jaśniejącém obliczem najuczeńszego w świecie męża, Platona naszego wieku, i tacy jak my mieliśmy zaszczyt i przyjemność być przypuszczonymi do oglądania rozszerzaj ącéj radość osoby Waszéj Ekscellencyi. Pamięć ta, czcigodny panie, nigdy nie wygaśnie i wygluzowaną nie zostanie z tablicy izby sercowej Twojego pokornego sługi“.
Mirza Abdulla pokazywał Hansteen’owi brulion tych pism, na którym wiersze tworzyły znacznie zaokrąglone łuki. Przyczyna tak krzywego pisania pochodzi ztąd, że mieszkańcy Wschodu siedzą zwykle na sofach, nie znając naszych krzeseł i stolików; podczas pisania więc trzymają papier na prawćin kolanie, a ponieważ rękę w pisaniu posuwają na papierze z prawéj strony ku Iewéj, papier posuwany bywa w przeciwległym kierunku, ażeby punkt, na którym pióro się opiera, był zawsze pośrodku kolana. W rękopiśmie zaś przepisanym na czysto, wiersze były pisane w prostym równoległym kierunku. Ta mechaniczna trudność, a szczególnie natężenie wyobraźni dla wymyślenia wszystkich tych kwiatów i wykrętasów, mogła być przyczyną, że dzieło to potrzebowało kilku dni, żeby było dokończoném.
Nie daleko od perskiego kupieckiego domu znajduje się indyjski, z drzewa budowany. Liczba mieszkających w Astrachanie Indyan, jest bardzo małą; Erdmann liczył ich, podczas swojej tam bytności, 70; Goebel zaś tylko 17. Pochodzą oni zprowincyi Multan nad Indem, i zajmują się częścią handlem, częścią pożyczaniem pieniędzy na lichwę, od 12 do 36 procent, i dlatego są bogatemi, gdyż żyją bardzo skromnie. Są oni także nieżonaci, przeto miejsce zmarłych zastępują młodzi ludzie z liczby krewnych i przyjaciół, których od czasu do czasu sprowadzają za pomocników i wspólników handlu (*). Uważani są zresztą za ludzi bardzo łagodnych i honorowych, co téż ich powierzchowność okazuje, i dlatego bardzo chlubnie odznaczają się tém od Ormian, których bezcharakterność Gmelin już żywemi barwami odmalował. Mieszkają również w swoim kupieckim domu, i odbywają tam téż swe obrządki religijne. Podróżni nasi chcieli poznać sposób odprawiania ich nabożeństwa, i dlatego udali się z gubernatorem do domu Indyan o godzinie 5 po południu, gdyż oni zaczynają zawsze swe nabożeństwo o zachodzie słońca.
Miejsce służące Indyanom za bożnicę był nizki, nie zbyt obszerny pokój z dwoma oknami, naprzeciw których było wejście. Prócz nie wielkiéj przestrzeni przy drzwiach, podłoga w téj izbie była podniesioną i okrytą dywanami, na którą prowadziły dwa stopnie. W kącie na pra» wo od okna stał jedwabną materyą zasłany stół, a na nim pagoda, tojest około U/a stopy długa i szeroka postawa, z podobnym do tarasu tronem i baldachimem opartym na czterech drewnianych, czerwono pomalowanych słupkach. Na tronie i obok niego stały ich bożki, niezgrabne ludzkie postacie, mające od 6 — 12 cali wysokości, lane z miedzi i pozłacane; niektóre okryte błękitnemi i czerwonemi płaszczykami
(“) W nowszych zaś czasach, Ilommaire de Heli powiada: Co się tycze mieszkających tu niegdyś w znacznej liczbie Indyan, oddawna wyrzekli się oni handlu, który tu prowadzili i tylko reprezentowani są przez kilku kapłanów, zatrzymanych tutaj przez nieskończone processa. Ale z ich dawniejszych związków z kalmyckiemi niewiastami wzięło początek kilkuset mieszkańców, których nie właściwie nazywają Tatarami. Ze zmieszania tych dwóch prawdziwie azyatyckich plemion wyrodził się typ bardzo zbliżony do europejskiego, nie mający ani ukośnych oczu Kałmyków, ani bronzowej płci Indyan; w charakterze ich także i przywyknieniaeh nie ma nic takiego, coby przypominało ich podwójne pochodzenie. Pośród odrętwiałych, leniwych plemion, pomiędzy któremi ci mieszańcy żyją, w całym swoim sposobie życia okazują oni pracowitość i odwagę, właściwe północnemu plemieniu. Będąc razem tragarzami, woźnicami i majtkami, nie lękają się żadnej Ipracy, jakkolwiek ta byłaby uciążliwą. Biały, z szerokiemi brzegami, spiczasty kapelusz pilśniany, wysoki wzrost i śmiała, ożywiona fizyonomia, nadają im wielkie podobieństwo z hiszpańskiemi poganiaczami mułów. i wyglądające jak dziecinne lalki (*). Przed nićmi leżał seligran, czarny nieforemny kamień, około 2 cali wysokości i 4 cale mający długości, który przedstawiał wcielonego Wisznu, i każdą razą przed rozpoczęciem nabożeństwa był malowany. Świeże kwiaty ozdabiały resztę stołu. Na oknie stała wielka łojowa lampa z dwoma knotami, która podczas całego nabożeństwa się paliła.
Podróżni po wstąpieniu do świątyni znaleźli Bramina zajętego ma» lowaniem seligranu. Miał on twarz obróconą ku pagodzie, i przedłużał dalej swą robotę, nie zważając bynajmniéj na przybywających; za nim stał drugi kapłan z twarzą również obróconą ku pagodzie, a po prawéj jego stronie trzeci z twarzą obróconą do okna; drugi trzymał w obu rękach po zeli, trzeci zaś trzymał w prawem ręku sznur, idący do dwóch dzwonków wiszących w górze przy ścianie. Około tych kapłanów w niejakiém oddaleniu stała bez pantofłów reszta Indyan, około 30 osób, i tu razem z nimi stanęli nasi podróżni. Gdy pierwszy Bramin skończył swe zajęcie, położył seligran przed sobą, napełnił wodą skorupę ślimaczą ze stojącéj po prawém ręku czaszy, chwycił późniéj lewą ręką za dzwonek i dzwonił, gdy tymczasem prawą robił kółka skorupą wokoło postaci bóstw, i w pewnych przerwach odlewał nieco wody do czaszy, dopóki skorupa próżną nie została. Późniéj rozpoczął ze stojącym z tyłu, oraz obok niego kapłanem monotonny śpiew, podczas którego ciągle dzwonił, drugi kapłan uderzał zele jedna o drugą, a trzeci sznurem poruszał dzwony w takt, co wszystko w tym małym pokoju sprawiało dużo hałasu. Ten monotonny śpiew trwał dość długo; po skończeniu jego, wziął pierwszy kapłan trochę chleba, zjadł go, zaczerpnął potém dość wielką łyżką wody z czaszy, zakosztował jéj, i podał ją potem do zako7 sztowania tak dwom innym kapłanom, jak téż reszcie Indyan. Następnie wziął świecznik z pięcią malemi jarzącemi świecami, zapalił je u lampy i zbliżał zapalone świece do każdego z Indyan, który wtedy pobożnie trzymał czas jakiś obie ręce nad niemi, a późniéj ogrzaneini rękoma dotykał się swych oczu. Tém zakończył się obrzęd, w którym niepodobna nie dostrzedz pewnego podobieństwa z obrzędami kościoła chrześciańskiego. Po skończoném nabożeństwie część Indyan się rozeszła, podróżni zaś nasi w tymże samym pokoju częstowani byli przez Bramina winogronami, owocami, suszonemi daktylami, morelami, pistacyami, rodzenkami, cukrem lodowatym i innemi przysmakami, jakowéj uprzejmości niepodobna im było odmówić.
Pallas w swojej podróży do południowych prowincyj państwa UossyjskieKo, cz I, str.£25 i następne, dokładnie opisał wszystkie te bożki.
Podróie Humboldta. Od. II, t. II. ](’. Zajmującą będzie rzeczą porównać z tym opisem ten, jaki Hommaire de Heli w swojém dziele skreślił ( ). „Zaprowadzono nas, powiada ten podróżny, wnet po naszém przybyciu do Astrachanu, do domu indyjskiego Bramina, gdzie mieliśmy assystować ich wieczornemu nabożeństwu. Pokój, do którego nas wprowadzono, miał swe położenie od zachodu i nie miał innych mebli jak tylko wielkie sofy, według zwyczaju tureckiego; jedyny przedmiot, który zwrócił na siebie naszą uwagę, była mała w murze zrobiona kapliczka, przy któréj stało dwóch kapłanów. Jeden z nich miał swe oczy ciągle zwrócone ku zachodowi i śledził z pobożnością za zstępującą za horyzont tarczą słońca. Bramini ci mieli na sobie długie ciemnego koloru suknie, na których w poprzek wisiały białe szarfy, z obu końcami wlekącemi się po ziemi. Turbany z białego muślinu w szerokich fałdach otaczały ich bronzowe twarze ze starożytnym profilem. Starszy kapłan, mniej pobożny od innych, uśmiechał się do nas ciągle, powiewając ku nam swoim ogromnym perskim wachlarzem, którego ruchy sprawiały około nas silny prąd powietrza. Tymczasem słońce zaszło, i zupełne jego zniknięcie obwieszczone zostało przeraźliwym odgłosem morskiej muszli. Wtedy kapłan zapalił wiele świec, i postawił je przed jednym z obrazów kapliczki. Drugi zajęty był myciem dziwacznego kształtu naczyń, które napełnił potém wodą oczyszczenia, i z wielką pobożnością rzucił się na kolana. Wielki szary w ścianę wprawiony kamień, zdawał się być głównym przedmiotem jego modłów. Wedle objaśnień starszego kapłana dusza jednego sławnego świętego, sprzykrzywszy sobie świat i ludzi, schroniła się pod tę mistyczną.powłokę; dlatego kamień ten w oczach Indyan jest świętym przedmiotem, którego sam widok, według ich zdania, ma działać cuda. Starszy kapłan, odprawiwszy po cichu pewne modlitwy, zapalił jakieś kadzidło, i dym z niego napełnił wnet pokój pewnym rodzajem obłoku, skutkiem którego wszystkie przedmioty przyjęły na siebie jakieś nieoznaczone i tajemnicze kształty. Przenikliwy zapach, połączony z gorącem, oraz szczególnym widokiem, jaki mieliśmy przed oczyma, tak silnie działał na nas, że wkrótce nie mogliśmy rozróżnić rzeczywistości od ułudy. Zresztą, stan nasz jakby zachwycenia dziwnie odpowiadał moralnemu usposobieniu Braminów. Religijny ich zapał nie przestał wkrótce na samém tylko przyklękaniu: dotąd wszystko odbywało się w głębokiéj ciszy, ale za danym znakiem dwóch kapłanów uklękło przed świętym kamieniem i powolnym gardłowym tonem odmawiało modlitwę. Drugi stał, z rękoma nakrzyż założonemi o kilka kroków przed kaplicą, i przykładał od czasu do czasu piszczałkę do ust, z której dobywał przenikliwe tony. Ostatni, z morską muszlą w ręku, stanął na sofie i połączył swój glos z głosami swych towarzyszów, które stawały się coraz bardziéj ożywionemi i wyraźniejszemu Oczy ich były błyszczące, członki wyprężone, muszla grzmiała, dzwonek silnie wstrząsany od starszego kapłana dźwięczał, i wtedy rozpoczął się tak dziwny, tak piekielny harmider, tak pocieszna a razem tak dzika scena, że wszystkich Braminów można było wziąć za opętanych od złego ducha. Postawy ich i dziwne ruchy przedstawiały raczéj szał jakiś niżeli modlitwę. Uczucia nasze były nie do opisania: zadziwienie, ciekawość, wstręt i przerażenie napełniały nasze dusze. Gdyby zmordowanie nie zmusiło spółuczestników téj piekielnéj wrzawy do uciszenia się po dziesięciu minutach, wątpię, żebyśmy mogli wytrzymać dłużéj ten widok. Widziałem w Konstantynopolu kręcących się i wyjących derwiszów, jest to coś nader dziwacznego i przerażającego, co się tylko może porównać z tańcem św. Wita wieków średnich; religijna muzyka Kałmyków jest także wynikłością obłędów ludzkiego ducha: ale te indyjskie obrzędy zdają się przewyższać w szaleństwie wszystko, co inne religie mają najdziwaczniejszego.
Kiedy ten obmierzły koncert się skończył, starszy kapłan wziął pełną garść żółtych kwiatów, podobnych do nogietków, umoczył je w wodzie Gangesowéj, i ofiarował z nich każdemu z nas po jednym; późniéj zgniótł w palcach kawałek ciasta, któremu nadał symboliczny kształt, wetknął weń siedin małych zapalonych świeczek, potrząsł niemi na wszystkie strony przed kaplicą, i zwrócony potém ku nam uczynił toż samo. W końcu wziął małą białą muszlę, leżącą dotąd na świętym kamieniu, napełnił ją świętą Gangesową wodą i pokropił nią wszystkich. Tymczasem towarzysze jego rozłożyli na stole małą przekąskę z owoców i ciast, na którą nas starszy kapłan z nadzwyczajną grzecznością zaprosił. Tym sposobem zakończyło się widowisko, którego równie trudno opisać jak zapomnieć“.
Powracamy teraz do naszych podróżnych. Na wewnętrzném podwórzu kupieckiego domu stały jeszcze inne budowle; tu także założony był mały ogród, w którym hodowane były kwiaty dla ozdoby świątyni. Obok drewnianych zaś budowli była zrobiona zagroda, w któréj na podziurawionéj podłodze siedział Fakir, całkiem skurczony, z brodą opartą na kolanach, pomiędzy któremi długa biała broda spływała aż do ziemi. Był on całkiem nagi, zarzuconą miał tylko na grzbie
cie skórę baranią, , i siedział tak, jak mówiono, piętnaście już łat na jedném miejscu, nie ruszywszy się z miejsca. Dziwić się zaiste należy, powiada professor Rose, jakim sposobem mógł on tam wysiedzieć, przy znacznym zimową porą chłodzie w Astrachanie, który skutkiem położenia miasta ku wschodowi, i pomimo swéj południowej szerokości równéj zWenecyą, tak jest wielkim, że szeroka Wołga całe miesiące pokrytą jest lodem*Był on już stary i ślepy, oraz miał na cal długie paznogcie. Utrzymywali go Indyanie swoim kosztem, podając mu od czasu do czasu jedzenie; pieniędzy nie brał, ale mówią, że chętnie zażywał tabakę.
Podobnymże sposobem żył drugi Fakir, o którym Hansteen wspomina. Opowiadano nam, powiada Hansteen, że w otwartéj szopie na rynku od wielu już lat leżał indyjski Fakir, chcieliśmy więc zobaczyć go. Wzięliśmy z sobą robotnika, żeby nas zaprowadził do niego, i gdy otworzyliśmy drzwi, które były niezamknięte, ’ nie ujrzeliśmy nic więcéj jak brudną skórę na ziemi. Przewodnik nasz wydał głos, zapewne wyrażający nazwisko Indyanina, i wtedy ujrzeliśmy, z wielkiém naszém podziwieniem, że skóra się podjęła, a pod nią ukazała się ludzka postać, która powoli przyjęła postawęsiedzącą, wyciągniętemi rękoma, podniosła skórę i spojrzała na nas dzikim wzrokiem. Oczy jego były zabiegłe krwią, kolor skóry prawie spalonéj, kawy, częścią z brudu, częścią skutkiem właściwéj Indyanom cery. Powiedziano nam, że największą i jedyną przyjemność, jaką mu można sprawić, było dać mu niuch tabaki. Podaliśmy mu więc tabakierkę z tabaką: porwał ją z wielką chciwością i włożył do nosa porządną szczyptę tabaki. Potćin położył się znowu na ziemi, z głową między kolanami, i skrył się pod skórę. Podobne wychylenie kości grzbietowej mógłby zaledwo naśladować skoczek na linie; musi ono być daleko przykrzejszém, niż używana dawniej w wojsku kara zamykania w nizką budkę, tem bardżiéj, 4 że on w takiéj pozycyi długie lata już zostawał; a co mię najwięcéj dziwiło, to, że miał jeszcze dosyć siły w muskułach —grzbietowych, żeby się podnieść. Ażeby się nie zadusić pod skórą, zrobił w niéj małą dziurę nad tém miejscem, gdzie głowa leżała, takiéj wielkości, że mógł przez nią dwa palce wytknąć. W tym czasie, kiedy byliśmy w Astrachanie, mróz był na dwadzieścia stopni, a szopa wystawiona była z źle przystających desek, tak, że wiatr zewsząd przewiewał. Miejsce to możnaby było zaledwo uważać za przytułek stosowny dla dzikiego zwierzęcia. Mieszkańcy stawiali mu codzień w szopie dzban wody i rzucali mu kilka kawałków chleba, a raz w rok dawali mu skórę baranią, któ-
réj wełnę on wewnątrz obracał. Pytaliśmy naszego przewodnika, jak długo on w tém położeniu zostawał, odpowiedział nam na to: „Przed dwunastu laty on tu przybył, i przez cały ten czas był ogłupiały“ (durak). Uważał więc, i to nie bez pewnéj słuszności, tę dążność do uświęcenia się za pewien rodzaj pomieszania. Ileżby dobrego nie mogła dokazać tak niezachwiana wola, £dyby skierowaną była do rozsądniejszego celu!
Ormianie, jak już wspomnieliśmy, stanowią razem z Rossyanami najznaczniejszą część ludności Astrachanu. Są oni po większéj części kupcami, gdyż szlachta ich nie jest uznaną przez rząd rossyjski, ale zostając w służbie publicznéj mogą nabyć rossyjskiego szlachectwa. Znajdują się pomiędzy nimi bardzo bogaci ludzie: tak naprzykład poznali nasi podróżni Ormianina Syinona Juriewicza Iwanowa, który w swoim wspaniale umeblowanym domu dał wyśmienity obiad dla Huinboldt’a i na cześć jego wieczorem wydał świetny bal. Zajmującą było rzeczą widzićć na nim ludzi rozmaitych narodowości, pomieszanych z sobą w gwarnym tłumie, i obok Europejczyka, który wszędzie jest jednakowym, spotykać turban Ormianina, wysokie postacie Persów w ich błękitnych’ kaftanach z otwartemi na przodzie rękawami, oraz ciemne twarze Indyan z wygolonemi pośrodku głowami. Podobnąż sprzeczność przedstawiały ubiory według francuzkiéj mody rossyjskich dam z narodowym strojem Ormianek, który szczególnie był interesującym dla naszych podróżnych; gdyż Ormianki, wychodząc na ulicę, okrywają się od stóp do głowy wielką białą zasłoną, i ukazują tylko część swojéj twarzy. Miały one na wierzchu głowy biały kapturek, na czole i z tyłu głowytzarną przepaskę, z pod której spadała na szyję i grzbiet biała jedwabna chustka, z końcem jednym w dół spuszczonym; daléj, ciężką jedwabną suknię, zwykle ciemnego koloru, a na szyi gruby złoty łańcuch, na którym jeden lub kilka złotych medalów wisiało. Dziewczęta odróżniały się tém od zamężnych kobiet, że u pierwszych czarne ićh splecione włosy spadały pod chustkę, u ostatnich zaś zakręcone były w warkocz na głowie. Równie osobliwemi jak ich ubiór były téż ich tańce, w których zawsze jedna tylko para brała udział, i zasadzały się na tém, że mężczyzna i kobieta z podniesionemi nieco rękoma drepcząc zbliżali się kolejno i oddalali od siebie. Jakkolwiek prostym był ten taniec, wykonywanym on był przez Ormianki, z których wiele było ładnych, z czarnemi ognistemi oczyma i delikatnemi rysami twarzy, z wielką gracyą, tak, że z przyjemnością można było na niepatrzćć. Oprócz tych tańców, wykonywane były też same co w Berlinie polonezy, szkockie tańce, walce i kontredanse. Wielu przy tem znakomitszych Ormian ubranych było nie w stroju narodowym, ale w europejskiem odzieniu.
Co się tycze wreszcie Tatarów, są oni potomkami dawniejszych mieszkańców miasta i kraju, i znajdują się teraz jeszcze w znacznéj liczbie. Podobni oni są do Tatarów kazańskich, i są w Astrachanie, równie jak tam, najczęściej fabrykantami, szczególnie farbiarzami, garbarzami i mydlarzami. Sławną jest astrachańska farbierska fabryka: professor Rose widział ją nie u Tatara, ale u Ormianina, nazwiskiem Sacharowa, do którego go był zaprowadził pan Stranak. Ormianin ten pokazywał im z wielką uprzejmością cały proces farbowania, i opisał go im zupełnie tak samo, jak Pallas w swojej Podróhj do południowi) Rossyi (cz. I, str. 203 i nast.)’dokładnie był wyłuszczył. Skarżył się on bardzo na złe czasy, gdyż teraz farbuje zaledwo 200 do 250 pudów bawełnianéj przędzy, pierwej zaś farbował jéj do 2, 000 pudów. Roślinę farbierską (rubia tincłoria) sprowadza zDerbentu, a pofarbowaną przędzę wyseła po większej części na jarmark Niżnie-Nowgorodzki. Zaprowadził on téż Rose’go do innego farbierza, który indychtem i sierpikiem farbierskim (serratula tincłoria) farbował jedwab na błękitno, zielono i żółto, a do żółtéj farby sprowadzał sierpik z Saratowa, gdzie bywa uprawiany.
Dodajemy tu jeszcze następne szczegóły o handlu astrachańskim w dawnych i nowszych czasach, według Tlommaire de Heli: Pomiędzy wszystkiemi miastami wschodniéj Europy nie ma może żadnego, któreby w handlowych stosunkach pomiędzy Europą i Azyą grało świetniejszą rolę, jak Astrachan. Położone przy samém ujściu największej żeglownéj rzeki w Europie, miasto to, zjednaj strony przez Kaspijskie morze zostaje w związku z Turkmenią i północnemi stronami Persyi; z drugiéj strony, przez Don i Wołgę, ze środkiem.rossyjskiego państwa i całem wybrzeżem morza Czarnego. Przy takich źródłach bogactwa, musiał naturalnie Astrachan zostać głównym składem indyjskich towarów w wiekach średnich, kiedy droga około przylądka Dobréj-Nadziei była jeszcze nieznaną, i europejscy żeglarze nie ukazali się byli jeszcze w zatoce Perskiéj. W połowie trzynastego wieku, po założeniu państwa Kapczackiego i Małéj Tartaryi, rozwinął się na Kaspijskiém morzu handel indyjski, w którym nawet podobno brali udział Pieczeniegi, poprzednicy Tatarów w Tauryi. Astrachan po jednéj, a Sołdaja nad Czarném morzem po drugiéj stronie, były dwoma wielkiemi nadmorskiemi rynkami Tatarów, i za pośrednictwem karawan, ciągnących wzdłuż Kubanu i Wołgi, oba te porty zamieniały wzajemnie towary Europy i Azyi. Z Sołdaja szły indyjskie wyroby do Konstantynopola, gdzie przedawano je albo w prowincyach państwa Greckiego, albo cudzoziemskim kupcom, przybywającym do téj stolicy. Późniéj, około roku 1280, kiedy Genueńczycy opanoWali wybrzeża Tauryi, Sołdaja straciła swe znaczenie handlowe, i przepyszna osada Kaffa stała się środkowym punktem całego azyatyckiego handlu. Stosunki handlowe z Indyami ożyły w tym czasie na nowo, szczególnie kiedy po upadku państwa Kapczaclciego, za panowania Hadży-Dewlet-Gireja, Genueńczycy stali się panami Tany nad Donem. Cały handel korzeniami i kadzidłami, oraz lekarskiemi roślinami, jedwabiem i innemi poszukiwanemi w Europie płodami Wschodu, przeszedł wkrótce w ręce tych nieustraszonych włoskich handlarzy, których związki rozciągały się do morza Kaspijskiego, zatoki Perskiéj, a za pośrednictwem karawan aż do Indyj.
Ale wkrótce powstała nowa burza, straszliwsza niżeli którakolwiek z tych, co dotąd wstrząsały ziemią Wschodu. W roku 1453 Mahomet II zdobył Konstantynopol, i we dwadzieścia lat późniéj wszystkie osady rzeczypospolitéj Genueńskiéj jedna po drugiéj wpadły w ręce Ottomanów. Napróźno starali się Wenecyanie przeciągnąć do siebie handel morza Czarnego i Wschodu, usiłowania ich zostały bezskutecznemi, i zakaz przebywania Dardanellów wkrótce ostatecznie nastąpił. Tym sposobem dawne związki pomiędzy Europą i Azyą zostały przerwane, i w ciągu wielu lat bogate towary Wschodu nie miały wstępu do Europy; ale gdy one były bardzo poszukiwane i płacono je bardzo drogo, znaleźli wreszcie kupcy inną drogę, i Smyrna stała się miejscem składu. Położenie jednak tego miasta nic wynagradzało dostatecznie niedogodności długiego, niebezpiecznego i kosztownego lądowego transportu. Handel z Indyami, aż do chwili, kiedy Vasco de Gama odkrył drogę około przylądka Dobréj-Nadziei, był bardzo ograniczony.
Smyrna utrzymywała monopol wschodniego handlu przez 250 lat, i aż do połowy siedranastego wieku Persya była składowém miejscem dla płodów Indyj, które przychodziły do niéj przez zatokę Perską, Afganistan i Beludżystan. Płody te były po’ części konsumowane w kraju, reszta szła częścią przez Bagdad i Erzerum do Smyrny, częścią przez morze Kaspijskie i Georgię do Rossyi. Skutkiem téj wielkiéj handlowéj rewolucyi, straciły południowe prowincye Rossyi całą swą ważność pod względem handlowych stosunków pomiędzy Europą i Azyą. Jak skoro wielkie składy towarowe, Kaffa i Tana, zostały zniszczonemi, wszystkie flrogi kommunikacyjne tam prowadzące zostały opuszczone; wielkie karawany nad Wołgą i Kubanem ustały, żegluga na morzu Kaspijskiém prawie całkiem przerwała się, i Astracban musiał się ograniczyć wyłącznie handlem miejscowym, oraz związkami z pogranicznemi krajami.
W sto lat po wzięciu Konstantynopola, Iwan Groźny zatknął swe zwycięzkie sztandary na wybrzeżach morza Kaspijskiego, i dawne miasto Tatarów Złotéj Ordy wpadło pod panowanie moskiewskie. Od tego czasu kronikarze podają tylko długi szereg klęsk i zawodów, a od przeszło trzech stuleci dzieje Astrachanu, niegdyś tak pełne opisów kwitnącego jego stanu, prawie całkiem zamilkły. Zdaje się jednak, że Astrachan, pod panowaniem Iwana IV i kilku jego następców, dostarczał ciągle Rossyi płodów Persyi i niektórych towarów środkowéj Azyi. Jedna angielska kompania probowała wprawdzie około roku 1560 zawiązać handlowe stosunki przez morze Kaspijskie z Persyą i krajami Turkmeńskiemi, ale wszystkie jej usiłowania pozostały bezskutecznemi; a następnie pojawienie się holenderskiej i angielskiéj bandery w zatoce Perskiej odjęło Astrachanowi wszelką nadzieję odzyskania napowrót dawniejszych stosunków handlowych. Odtąd żegluga na morzu Kaspijskiem całkiem ustała, i niewiele azyatyckich płodów, bez których Rossya obejść się nie mogła, przybywało do niej równie niebezpieczną jak kosztowną lądową drogą. Kiedy w polowie siedmnastego stulecia Aleksy Michajłowicz wstąpił na tron, droga do Persyi morzem była już całkiem zaniedbaną: temu Carowi tymczasem należy się zaszczyt, że za niego Rossya uczyniła pierwszą próbę do wskrzeszenia handlu na morzu Kaspijskiém. W roku 1660, pod kierunkiem holenderskich marynarzy przygotowaną została morska wyprawa w Astrachanie; ale skutkiem powstania Kozaków i zwycięztw ich wodza Stenki Razina, spełzła na niczém. Od tego czasu wszystko powróciło do dawnego stanu, i aż do wstąpienia na tron Piotra Wielkiego, przedsiębierstwo handlowe téj części państwa Rossyjskiego nie odznaczyło się żadnem ważném przedsięwzięciem.
Pod tym wielkim reformatorem Rossyi handel azyat.ycki nie został zapomnianym“. Piotr I zwrócił całą swą uwagę i całą energię swojego ducha na Wschód. Zajęty całkiem wielką myślą skierowania płodów Indyj do swoich państw, udał się sam do Astrachanu, zwiedził ujścia Wołgi, wskazał miejsce na kwarantanę, i dozwolił Holendrom zająć wybrzeża morza Kaspijskiego, dopóki polityczne okoliczności nie pozwoliłyby mu mocą oręża założyć osady na perskim brzegu. Tymczasem świetne wyprawy Rossyan za Kaukaz nie przyniosły wtedy żadnych handlowych korzyści; gdyż środkowa Azya utrzymywała ciągle swe związki z Europą przez Smyrnę i morze Indyjskie, a po śmierci Cara Rossya zrzekła się wszelkich roszczeń do południowych wybrzeży morza Kaspijskiego, gdzie pierwej szczerze chciała ugruntować swe panowanie.
Jednakowoż, posunięcie rossyjskich posiadłości na południe aż do brzegów Kubanu i Tereku, a na wschód aż do Uralu, przyniosło niejakie owoce. Przez zabezpieczenie dróg w Georgii, handel z Persyą nieco sit ożywił; Astrachan ujrzał kupców perskich i indyjskich, przybywających z karawanami z Chiwy i Bochary; zachodnie i wschodnie brzegi morza Kaspijskiego zaczęły być znowu zwiedzane przez okręty, a liczne koczownicze ordy na stepach wzdłuż Wołgi i Kumy przyczyniły się nie mało do nadania ruchu handlowi zamiennemu pomiędzy llossyą a krajami Zakaukazkiemi ( ). Za Katarzyny II ukazali się Rossyanie po raz drugi za Kaukazem na wybrzeżach morza Kaspijskiego; ale panowanie ich tam utrwaliło się nie pierwéj jak za Aleksandra I. Zostając w posiadaniu ogromnej przestrzeni kraju, graniczącego z Persyą i Turcyą i dotykającego razem Kaspijskiego i Czarnego morza, Rossya miała w swém rozporządzeniu wszystkie możliwe środki do rozwinięcia na swą korzyść zamiennego handlu pomiędzy Europą a większą częścią krajów zachodniéj Azyi. Przez morze Kaspijskie i Wołgę mogła wprowadzać do środkowych prowincyj państwa jedwabne i bawełniane towary Pcrsyi, równie jak farbierskie i apteczne materyały, a razem mogła cały tranzytowy handel z niemieckich rynków i Dunaju ściągnąć do siebie. Z początku zdawało się, że rząd rossyjski będzie sprzyjał temu wielkiemu rozwojowi handlu, ale niedługo zostawał w tém liberalném usposobieniu; wkrótce wstąpił na drogę ścieśniających środków, i wprowadził następnie wielki zakazowy systemat. Na początku panowania Aleksandra I utrzymywał się jeszcze dawny handel z Persyą, i Rossyanie kupowali ciągle w Mazenderanie wyborne bawełniane tkaniny po nizkich cenach (*). Kupcy płacili wtedy dukatami, ogólnie przyjętą złotą monetą, na wszystkich rynkach; ale wiatach 1812 i 1813 zabroniony został wywóz dukatów, i Persowie, nie radzi przyjmować srebruéj monety, przestali dostarczać towarów. Angielscy kupcy, zawsze gotowi korzystać ze wszelkich sprzyjających okoliczności, zaczęli zaraz zwiedzać rynki Mazenderanu, i tanią tych stron bawełnę przez Perską zatokę sprowadzać do Europy. Z początku opłacali oni dukatami, ale potém miejsce złota zastąpiły chustki, materye i inne potrzebowane w téj części Persyi towary. Szczególnie podczas wojny 1813 roku wprowadzili Anglicy powoli wiele swoich wyrobów do Persyi. Przerażony, pomimo swéj obojętności, ustauiem wszelkiego ruchu handlowego, rossyjski minister skarbu cofnął zakaz wywożenia dukatów; ale złe już się stało. Ta dotkliwa nauka tymczasem nie przyniosła żadnych owoców. Dla zaprotegowania jedynéj fabryki w Moskwie, na wszystkie obce, tranzytem przechodzące przez Rossyę do Persyi aksamity, nałożone zostało cło równające się zakazowi. Od tej chwili ten ważny i poszukiwany artykuł wyszedł z handlu tranzytowego z Persyą.
W roku 1821, rząd Rossyjski zdawał się wstępować na drogę ulepszeń, i otworzył europejskim towarom wolny wstęp do portów Zakaukazkich. Od téj pory rozwinął się szybko ogromny tranzytowy handel pomiędzy Turcją, Persyą a wielkiemi ńiemieckiemi rynkami na Radziwiłłów, Odessę, Redut Kale i Tyflis. Ta nowa linia kommunikacyjna, która obudziła była świetne nadzieje, nic długo trwała, gdyż w dziesięć lat późniéj Rossya zniszczyła wszystkie te bogate żywioły handlu: zamknęła wstęp do Zakaukazkich prowincyj płodom europejskim, i dała przez to powód do wzniesienia się w jej pobliżu groźnej osadzie handlowéj w Trapezuncie, który wkrótce ze szkodą handlowych miast na zatoce perskiéj stał się głównym portem Persyi i miejscem składu ogromnej ilości angielskich towarów, których wartość dochodzi teraz do 50 milionów franków. Skoro droga przez Trapezunt raz otworzoną została, Rossya utraciła téż handel aptecznemi i farbierskiemi materyałami.
Ale chociaż ludność Rossyi i Turcyi opuściła swe drogi handlowe i odkryła gdzieindziej źródła odbytu, Rossya rozszerzała coraz bardziej swój systemat zakazowy; wzbroniła nawet przywozu zwyczajnych garncarskich towarów, któremi Chiwa i Bochara zwykła była zaopatrywać
stokach Elbrusu zl>iera się najlepsza bawełna w całej Persyi; strony tamtejsze mog:j z łatwością dostarczać corocznie półtora miliona kilogramów bawełny, która na miejscu przedaje sif po GO do 70 centymów kilogram.
przez Astrachan Tatarów i Kałmylców. Skutkiem tych nieszczęśliwie obmyślanych środków, straciło wreszcie to miasto, pozbawione swych karawan i handlowych okrętów z Azyi, cień nawet swej dawniejszej wielkości, a budowa jego poprzedniej pomyślności runęła pod naciskiem zakazowego systematu centralnej władzy. W roku 1839 zuajdowało się jeszcze w Astrachanie 47 kupców pierwszej gildyi, licząc w to kobiety i dzieci, oraz liczono 48 należących do tego portu statków z ciężarem 9, 000 beczek, ale z tych 9 należało do skarbu, a 21 prywatnych statków zajmujących się transportem żywności i amunicyi; dla handlu więc zostawało tylko 12, z których trzecia część była bezczynną (*). Rossya tymczasem nigdy nie dokaże tego, żeby Mahometanie na południu państwa brali w miejsce azyatyckich rossyjskie towary, tak przeciwne ich zwyczajom i przywyknieniom. Rozwinięcie angielskiego handlu w zachodniéj Azyi jest teraz dopełnionym faktem, i Rossya nic może go już powstrzymać, a chociaż Rossyjskie towary pod wielą względami mogłyby konkurować z angielskiemi, zakazowy systeinat państwa i zniszczenie tranzytu już dostatecznemi byłyby do odjęcia krajowi wszelkiego handlu wywozowego morzem Kaspijskiem, gdyż mieszkańcy Azyi wolą zawsze takie stosunki handlowe, które im przedstawiają odpowiednią ich potrzebom zamianę. W roku 1835, wywóz z Astrachanu i Raku wynosił 2.791, 530 rubli, przywóz 3, 800, 438. W roku 1839 wprawdzie, wywóz tak lądem jak przez morza Czarne i Kaspijskie był 3, 889, 707 rubli, przywóz zaś tylko 2, 896, 008 rubli, a więc prawie o milion mniejszy. W tymże roku Persya przedała Kaukazkim prowincy.om towarów za 8, 545, 331 rubli, i handel ten, wedle urzędowych wiadomości rządu Rossyjskiego, nie składał się jedynie z surowych materyałów, ale prawie wyłącznie z jedwabnych i bawełnianych matcryj, gdyż pomimo wysokich rossyjskich ceł, ludność Azyatycka, nie przystępna poszeptom próżności i zmiennej mody, przenosi zawsze dychtowne materye perskie nad mierne rossyjskie wyroby, tém bardziej, że te, przy znaczném oddaleniu od Moskwy, jedynym rękodzielnym punkcie państwa, nie są bardzo tanie. Persowie, którzy w Rossyi mało znajdują artykułów przemysłowych wedle swego gustu, zachowują wszystkie surowe płody swego kraju, równie jak te co sprowadzają z Azyi środkowej, na zamianę za europejskie wyroby, które teraz w znacznéj ilości składają się w Trapezun-
W roku 1S47 dla ożywienia handlu Astrachańskiego, zaprowadzone zostały na wybrzeżach morza Kaspijskiego dwa nowe jarmarki jesienią i wiosną na korzyść handlu z Chiwą. tZol>Dziennik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, maj 1S47 r.), cie i Taurysie. Tym sposobem teraz jedwabie Ghilanu ( ), bawełna Mazenderanu, galas Kurdystanu, tytuń Szyrasu, różne gatunki guram, żółta farba, szafran i t. d., opuściły całkiem drogę przez morze Kaspijskie, oraz przez Tyflis do Redut Kale, a idą przez Erzerum do Trapezuntu. Co n aj więcéj ułatwia tę drogę, to nie wielka cena transportu i nizkie cło tranzytowe przez Turcyą. Wynosi ono tylko trzy procenta dla Europejczyków, a cztery dla Persów, lubo rzeczywiście kupcy rzadko płacą więcéj jak połowę. Transport z Konstantynopola do Taurysu powiększa cenę towarów nie więcej jak o 10 procentów. Ztąd łatwo wnieść jak ciężko Rossyi współubiegać się z innemi państwami europejsldemi na rynkach perskich, i jak wielki błąd popełniła zniszczywszy wszelki tranzyt, w nadziei, że ludności Zakaukazkiéj narzuci swoje własne płody.
Wiadomo, jakie nadzieje Piotr Wielki pokładał na morzu Czarnem, Kaspijskiém i na krajach Zakaukazkich, zastanowimy się więc pokrótce, czy jest jakie podobieństwo, ażeby Rossya mogła kiedykolwiek zwrócić handel indyjski na dawną drogę. Teraz, kiedy żegluga zrobiła tak nadzwyczajne postępy, kiedy zaprowadzenie parowych statków na Eufracie i morzu Indyjskiém ma być do skutku przyprowadzonym, kiedy ceny morskiego transportu tak nadzwyczajnie zmniejszone zostały, Rossyi nie pozostaje żadnéj nadziei zwrócenia handlu indyjskiego do swoich państw. Rossya graniczy z Chinami, i od dawnego czasu ma pewne i regularne związki handlowe z Niebieskiém Państwem. Nie mniéj przeto przedają Anglicy z wielką korzyścią w Odessie i całéj południowéj Rossyi herbatę, którą sprowadzają oceanem około Przylądka Dobrej Nadziei. Indye znajdują się dla Rossyi w daleko mniej dogodném położeniu niżeli Chiny. Gdyby Rossyanic opanowali zczasem jezioro Aral, mogliby dostać się przez Sir i Amu (Jaxartes i Oxus) do Bochary i Samarkandy. Piotr Wielki miał ten zamiar, ale jego wielokrotne i zawsze daremne próby dowodzą, że zawojowania w tych krajach nie są łatwe, i że armie naszych czasów nie mogą bezkarnie przebywać suchych stepów Kirgizów i Turkmenów. Jaką miarą można byłoby z Indyą, przez Persyę i Bucharyę, utrzymywać tak regularne i mniej kosztowne związki, jak się one teraz utrzymują morzem. Zamiary więc Piotra Wielkiego stały się całkiem niepodobne do spełnienia.
Według tego co wyżej powiedzieliśmy, widzimy, że żegluga na morzu Kaspijskiém ustawała w miarę upadku handlu azyatyckiego; jednak nie od rzeczy będzie udzielić tu niektórych wiadomości o rodzaju i sposobie użycia chodzących teraz na morzu Kaspijskim i na Wołdze statków. Statki te, stosownie do. swej budowy, dzielą się napięć klass. Pierwsza zawiera w sobie te statki; które bez różnicy odwiedzają wszystkie porty morza Kaspijskiego; druga te, które odbywają drogę tylko w blizkości Astrachanu; trzeciej klassy zwiedzają tylko ujścia Wołgi od Astrachanu do morza; czwarta klassa mieści w sobie rzeczne statki, które nie opuszczają nigdy Wołgi, a do piątej należą statki prowiucyj Perskich. Pierwsze noszą holenderskie nazwanie szlcut, jakoż i budow ą swoją podobne są do holenderskich statków ; budują je ze złego drzewa i przeciwko wszelkim prawidłom sztuki. Liczba ich, chociaż nic przechodzi ośmdziesięciu, przenosi wymagania handlu; bywają one od 60 do 120 beczek objętości. Frachtarze kupują zwykle w Niżnie-Nowgorodzie stare statki, z których budują swoje szkuty, nie zastanawiając się nad tém, że brak mocy i regularności w budowie czyni je nader niebezpiecznemi dla żeglugi; osada tych statków odpowiednią jest temu systematowi oszczędności, i dlatego zdarzają się niesłychanie często wielkie nieszczęścia, które zmuszą nakoniec do zaniechania całkiem podobnéj żeglugi. Szkuty te transportują rossyjskie i perskie towary, robotników, materyał, zapasy dla rybołowców pomiędzy Salianem, Spityturyńskiem, Akrabadem i Astrabadem, wreszcie ammunicyę i żywność dla rozmaitych załóg we wschodniéj części Kaukazu. Ostatnie tylko przynoszą jeszcze znaczną korzyść, gdyż fracht towarów przez konknrencyę i częste rozbicia się znacznie podupadł, a niewielki przywozowy handel z prowincyj Perskich ułatwia resztę transportów.
Statki, które chodzą po Kaspijskiém morzu w blizkości Astrachanu, znane są pod nazwiskiem liaszywa. Nie wiele one różnią się od szkut. Żeglarze dzielą je na Mangiszlaki i Aslamy. Pierwsze nazywają się tak od portu, z którego niegdyś towary karawan z Chiwy i Bochary przewoziły do Astrachanu. Żegluga ta odbywaną była wyłącznie przez Tatarów, gdyż ci tylko, w razie wylądowania Kirgizów i Turkmenów, nie mieli się czego lękać. W roku 1832 liczono jeszcze tylko ośm mangiszlaków i to po części niezdatnych do żeglugi. Aslamy, tak nazwane od wyrazu tatarskiego, oznaczającego „frachtowy furman, “ służą do transportu narzędzi, żywności, drzewa i innych potrzebnych dla rybołówstwa artykułów. Chodzą one do Kislaru, Gurjewa, Czeczeńców, a szczególnie wzdłuż północno-zachodnich brzegów morza Kaspijskiego od Wołgi aż do Tereku, dostawiają zapasy żywności dla wojsk na Kaukazie i biorą w powrocie wino, ryż, a szczególnie ulubioną wódkę Kislarską. Liczba ich wynosi około 50 i odbywają każdorocznie pięć kursów. 
Żegluga na tych statkach jest korzystniejszą niżeli na szkutach, a ponieważ one rzadko tracą z oczu brzegi, jnniéj podlegają rozbiciom się.
Statki, które chodzą w ujściach Wołgi, są częścią kryte, częścią nie kryte, i gdy woda w ujściach a nawet dalej jest bardzo niegłęboką, pełnią one najczęściej służbę bark (lichtanów). Statki, które po Wołdze chodzą aż do Niżnie-Nowgorodu, przybywają prawic o jednej porze do Astrachanu, tojest, w maju, lipcu i wrześniu. Parowy statek odbywa regularnie jeden kurs rocznie do Niżnie Nowgorodu i potrzebuje na odbycie drogi w górę rzeki 40 do 50 dni, w dół zaś 15 dni. Żegluga po Wołdze, wedle twierdzenia flisów, staje się od roku do roku trudniejszą, i zdaje się być rzeczą prawdopodobną, że woda w Wołdze od stu lat znacznie się zmniejszyła. Do powyższych szczegółów dodajmy jeszcze tę okoliczność, że wszystkie rossyjskie towary transportują się lądem do prowincyj Kaukazkich, a łatwo wyobrazimy sobie, że żegluga po morzu Kaspijskiém może zczasem całkiem upaść.
Przemysł okręgu Astrachańskiego, równie jak jego handel, cierpi na tém bardzo, i w istocie, rybołowstwo tylko na Wołdze dostarcza środków utrzymania się dla ludności; w każdym razie jest ono głównem źródłem bogactwa tego kraju. Wody, gdzie rybołostwo ma miejsce, są w posiadaniu pojedynczych osób, albo puszczane są w-dzierżawę przez rząd lub miasta, albo wreszcie stoją otworem dla wszystkich, którzy chcą trudnić się rybołówstwem. Najbogatsze tonie należą do książąt Kurakina, Jusupowa, Bezborodko i t. d. Tonie rządowe były niegdyś własnością gmin; teraz przydano do nich znajdujące się w powiatowych miastach gubernii Astrachańskiéj, i puszczono razem w dzierżawę pojedynczym osobom. Tonie w samym Astrachanie, należące do księcia Kurakina, pozostawione są na korzyść miasta bez żadnéj opłaty, również tonie na Embie są dla wszystkich otwarte, które obejmują przestrzeń brzegów na 500 kilometrów (65 mil niem.). Na mocy rozporządzenia 31 marca 1803 r., połów fok w całém morzu Kaspijskiém, oraz rybołowstwo szczególnie w wodach Czeczeńcu (*), są swobodne. Wyspa Czeczeńce mieści teraz w sobie ogromne zakłady dla wędzenia, solenia i suszenia ryb, jak równie wiele domów rybackich. Rybołowstwo odbywa się przez cały rok; poławia się bieługa, wielki gatunek jesiotra, ważącego często 700 pudów, zwyczajny jesiotr, łososiopstrąg, sum (**) i dwa gatunki karpiów. Pomiędzy poławiaczami fok od dawnych czasów jest
Wyspa leżąca niedaleko zatoki Agrachan.
(*“) Siluris ylanis, znajdujący się w Dunaju, Woldzo i Dnieprze, gdzie żarłoczność i siła jego dla kąpiących się jest bardzo niebezpieczną.
zwyczaj, że nie zabijają żadnego z tych zwierząt przed 13 kwietnia; wykraczający przeciwko temu, traci dochód z swojego rybołowstwa, który się rozdziela pomiędzy innemi rybakami. Wyprawa na foki odbywa się pięcią rozmaitemi sposobami: latem zabijają je na wyspach lub łowią sieciami w morzu; zimą zabijają na lodzie maczugami lub ognistą bronią; także czatują ua nie przy otworach, które one robią w lodzie, i gdzie przychodzą dla zaczerpnięcia powietrza. Latem waży foka 15 kilogrammów, jesienią około 30, zimą zaś do 48.
Tonie, w których ciągle łowią, nazywają watagami i uczugami, te zaś miejsca, gdzie czasami tylko zajmują się rybołówstwem, zowią stania. Uczugi składają się z parkanu ze słupów, przerzynającego rzekę, i często wzmocnionego jeszcze kratą. Za tą tamą stawiają z biegiem wody przyrząd, który w języku rossyjskim zowie się samołow. Dwa są jego rodzaje: pierwszy składa, się z beczek, przez które przeprowadzony sznur w wielu miejscach rzeki, do sznura tego przywiązanych jest dużo małych sznurków, z których każdy opatrzony w żelazny haczyk; w drugim przyrządzie niema beczek, a sznury mają na haczykach małe rybki, służące za przynętę. Zajęcie rybaków zależy na tem, żeby zdejmować ryby, które uwięzną. Ryby te znoszone są do zbudowanych na palach szop, tam wyjmuje się z nich ikra, tłustość i muszkuły, oraz właściwym sposobem przyrządzają się.
Ryby gromadnie zbierają się przed tamą i łowione są w znacznej ilości, oraz w najlepszym gatunku na płytszych miejscach rzeki. Dlatego rząd od niejakiego czasu zabronił uczug, równie jak wszystkich przyrządów z haczykami. Doświadczenie też nauczyło, że tym sposobem łowi się zaledwo jedna ryba na sto zahaczonych, gdyż wiele z nich zrywa się z haczyków, chociaż rannych, i ginie bez żadnej korzyści. Wynalazek tych tam przypisują dawnym Tatarom Astrachańskiego Chanatu; gdy ryby były dla nich ważnym przedmiotem handlu z Rossyanami, wynaleźli zapewne ten środek, żeby nie dopuścić rybom posuwania się w górę Wołgi.
Watagi, które zwykle urządzają się na wysokich brzegach, są właściwie lochami, w których ryby suszą się i solą. U wejścia jest zawszb urządzony pokład z desek, zasłoniony od wiatru plecionką z sitowia. Tu ryby płatają się i czynią się inne początkowe przygotowania do przesyłki. W takich toniach używają się wyłącznie sieci, mające często do kilkuset arszynów długości. Jednakże zabronioném jest zarzucać sieci na całą szerokość rzeki. Polów odbywa się w rozmaitych porach roku. Pierwszy od marca do maja, tojest od puszczenia lodów do wezbrania rzeki zowie się porą kaw torową-, jest on najważniejszy i wtedy zbiera się naj więcéj kawioru, kleju i ścięgn. Drugi w miesiącu lipcu, kiedy rzeka powróciła do zwykłego łożyska, a ryby po złożeniu swej ikry, powracają do morza. Trzeci od września do listopada, kiedy bieługa, mały jesiotr i siewruga szukają znowu głębszych miejsc w rzece. Te ryby łowią także zimą za pomocą osobnych sieci. W téj porze roku, rybacy robią częste wycieczki na morze po lodzie, na kilka mil od brzegów. Mają wtedy sanki i konia na dwóch ludzi, i biorą z sobą sieci do 3, 000 arszynów długości, któreini łowią pod lodem rozmaite gatunki jesiotrów, sumy i foki. Połów ten jest bardzo niebezpieczny, gdyż często wiatr od brzegów odrywa lód i pędzi na otwarte morze, a wtedy zguba rybaków jest nieunikniona, jeżeli wiatr się nie zmieni i nie przyniesie ich napowrót do brzegu. Doświadczeni rybacy dowodzą, że instynkt koni przeczuwa te atmosferyczne zmiany, i niespokojność ich uwiadamia ich panów o zbliżeniu się grożącego niebezpieczeństwa; według nich także, konie, skoro zaprzężone zostaną, biegną same, z trudną do uwierzenia szybkością, w kierunku brzegów.
Rybacy astrachańscy zwykli gatunkować ryby na trzy części: pierwsza zawiera bieługę, siewrugę i właściwego jesiotra, pod nazwiskiem czerwonej ryby; druga mieści w sobie białą rybę, tojest, łososia, pstrąga, fałszywą bieługę, sterled, karpia czyli sazana, sądaka (sudak, Perca asper) i suma; trzeci gatunek stanowią szczególnie małe ryby, które są w nizkiéj cenie: solą je potém i przesyłają do wewnętrznych prowincyj państwa.
Osobny zarząd ustanowiony jest dla nadzoru za rybołówstwem: udziela on rybakom biletów dozwalających połowu, czuwa nad wyborem starszych, wysyła nadzorców dla utrzymania porządku, i zbiera wiadomości o rezultacie połowu. W roku 1838 było 8, 887 ludzi zajętych właściwym połowem, a 254 połowem psów morskich (fok); otrzymano z tego połowu 43, 033 jesiotrów, 653, 164 siewrug, 23, 069 bieług, z których wydobyto 369, 516 kilogramów kawioru, 19, 328 kilogr. ścięgn i 19, 600 kilogr. kleju; prócz tego złowiono 8, 335 sudałków i ogromną ilość 98, 584 psów morskich. Sam tylko połów jesiotrów przynosi rocznie dochodu dwa miliony rubli; ale i wydatki są przytem znaczne. Dochód rządowy z rybołowstwa na Wołdze wynosi rocznie 800, 000 rub. ass. % 13? \Z KSlJ^aOZBlOB 0
CrUMKRJ:
ROZDZIAŁ IX.
Wycieczka do morza Kaspijskiego. — Ujście Woigl. — Parowe statki na Wołdze. — Wyspa Biruczykassa z niższą kwarantanną. — Żegluga po morzu Kaspijskiém. — Latarnia morska na wyspie Czetyre-Bugry. — Ryboiowstwo na Wołdze. — Nizkie położenie morza Kaspijskiego.
Czternastego października, podróżni, z powodu sprzyjającéj pogody, przedsięwzięli wycieczkę do ujść Wołgi i morza Kaspijskiego. Ramiona ujść Wołgi są. bardzo liczne, i tworzą obszerną deltę, któréj długość nad morzem wynosi górą 140 wiorst. Ale chociaż już powyżéj Carycyna Achtuba oddziela się od Wołgi, zostając z nią w ciągłém połączeniu przez liczne ramiona, właściwe rozgałęzienie Wołgi i prawdziwa delta zaczyna się o 40 wiorst powyżéj Astrachanu. Tu oddziela się od niéj najprzód od wschodu Buzan, który wnet przyjmuje w siebie płynącą równolegle do Wołgi Achtubę, a potém, za miastem Krasnojarskiem, oddzielném ujściem wpada do morza. Trzy wiorsty powyżéj Astrachanu oddziela się Bołda, a pod miastem samém Kutuni, który potém znowu łączy się z Bołdą. Z idących poniżéj Astrachanu ramion znaczniejsze są: Carewa tuż pod miastem, Bachihakowka, Czagan, Iwanczuk i Bachtemir. Ale wszystkie te ramiona, tak wyższe jak niższe, aż do Bachtemiru, oddzielają się z lewéj strony rzeki i płyną w południowo-wschoduim i południowym kierunku do morza, gdy tymczasem główne koryto zostaje zawsze po prawéj stronie, i tworząc wielki łuk, wpada do morza. Po oddzieleniu się już bowiem Buzanu, opuszcza * ono swój południowo-wschodni kierunek i przyjmuje południowy, a poniżéj miasta południowo-zachodni, w jakowym téż kierunku zachodnie brzegi Kaspijskiego morza daléj się ciągną. Główne koryto tworzy tym sposobem prawie wszędzie zachodnią granicę delty; ale ma jeszcze z tego powodu od Astrachanu do ujścia 85 wiorst długości, wówczas, gdy odległość miasta od morza w prostym kierunku i po bocznych ramionach wynosi tylko około 30 wiorst,
Z powodu więc tak znacznéj odległości głównego ujścia Wołgi od miasta, jak równie z powodu.zamierzonéj żeglugi po morzu Kaspijskiém, zdawało się podróżnym najdogodniéj uskutecznić tę wycieczkę na statku parowym. Było ich wtedy kilka już chodzących po Wołdze, tojest, jeden rządowy, a trzy prywatne, należące do kupca astrachańskiego Jewreinowa, z których wszystkie przeznaczone były szczególnie
Fftdrou Humboldta. Od. U, (. II. i o
do holowania okrętów z morza Kaspijskiego do portu i nawzajem; na jednym z nich odbywał téż corocznie p. Jewreinow żeglugę na jarmark Niżnie-Nowgorodzki. Ta parowa żegluga po Wołdze wprawdzie w nowszych czasach znacznie się powiększyła, ale zawsze jest połączona z wielą trudnościami; gdyż Wołga ma bardzo wiele płytkich miejsc, i przy swéj szerokości, która pomimo rozdziału pod Astrachanem wynosi jeszcze 2, 200 stóp, zmienia często kierunek swej głębiny, szczególnie po wielkich wylewach wiosną. Odrywa ona wtedy piasek od brzegu, i osadza go, tworząc mielizny, po innych miejscach, w których tworzą się wtedy wyspy znacznie wystające nad wodę. Szczególnie często zdarzają się takowe mielizny blizko ujść, gdzie przy ciągłym południowo-wschodnim wietrze, Wołga tamowaną bywa w swym biegu i osadza niesiony z sobą piasek.
Tym sposobem główne koryto po wiele razy zmieniało już swój kierunek; gdyż pomimo to, że dawniéj, według wszelkiego prawdopodobieństwa, miało 0110 wschodni najkrótszy bieg, w nowszych już czasach nastąpi^ znaczna zmiana w jego kierunku. Piętnaście wiorst poniżéj Astrachanu, pod kwarantanną Bertul, Wołga wysyła ku zachodowi dwa ramiona, z których dalsze zachodnie ramie jest Bachtemir, bliższe zaś i daleko mniejsze Czelima. Za czasów Gmelin’a było tu główne koryto Wołgi, i po niern płynął 011 na trzy-masztowéj galiocie do Persyi. Na początku niniejszego stulecia miejsce to stało się tak płytkiém, że często ma tylko cztery stopy głębokości; Bachtemir zaś znacznie stał się głębszym, i tworzy teraz główne koryto. Ale to także ma wiele płytkich miejsc, do których szczególnie należy głośna Rakusza, |awa piasczysta na 600 sążni długości, pomiędzy starą i nową kwarantanną, na któréj stan wody bywa rzadko więcej nad 4 do 6 stóp. Korweta, na któréj Eichwald w roku 1828 odbywał podróż po morzu Kaspijskiém, i która pomimo połowy swego ładunku potrzebowała 8 stóp wody, osiadła na téj ławie i zaledwo po czterech tygodniach, kiedy skutkiem ciągle trwającego południowo-wschodniego wiatru, woda na Wołdze podniosła, się na 10 stóp, mogła być dalej holowaną. Rokiem przedtém taż sama korweta trzy miesiące na tej ławie zostawała. Ale co gorsza, że oprócz tego zamulania miejscami koryta, stan wody na Wołdze od roku do roku zdaje się zniżać i rzeka stawać się płytszą, co naturalnie musi wzbudzać obawę pod względem przeprowadzania po niéj większych statków, i grozić upadkiem handlowi astrachańskiemu. Już oddawna wielkiepermskie transportowe statki nie mogą brać tyle ciężaru co na początku ośmnastego wieku, i dlatego zaczynają, jak powia-
da professor Rose, bardzo myślćć nad tém, żeby przyprowadzić do skutku podany jeszcze przez Gmelin’a projekt: znieść port astrachański, teraz prawie całkiem już zaniesiony piaskiem, a założyć nowy przy ujściu Wołgi.
Oprócz wszystkich tych niedogodności1, które utrudniają żeglugę na Wołdze, tak wielkiemi okrętami w ogólności, jak statkami parowemi, jest inna jeszcze niedogodność dla tych ostatnich z powodu braku węgla kamiennego. Do wszystkich machin parowych w Astrachanie używają jeszcze za materyał palny drzewa, które oprócz tego, że będąc sprowadzane zdaleka, jest tu’bardzo drogie, zajmuje wiele miejsca. Dla większych przeto kursów nie ma dość miejsca na parowcach, i dla transportu potrzebnego drzewa należy zabierać z sobą osobne łodzie, które się przywiązują powrozami do parowca. Ale nawet pomimo tego zasobu, daje się czuć częstokroć podczas żeglugi brak materyału palnego. „Jednakże niedogodność ta, powiada professor Rose, z czasem zmniejszy się, gdy węgiel kamienny w Ługanie nad Dońcem w większéj ilości wydobywanym będzie, —i gdy wynajdą się środki ułatwiające transport tegoż węgla do Wołgi.
Téj mianowicie okoliczności przypisać należy, że Humboldt nie mógł posunąć swéj podróży aż do szlamowatych wulkanówr Baku, dokąd przy dostatecznéj ilości palnego materyału, można się dostać z Astrachanu w 2’/a dniach. Długo się nad tém naradzano i dostatecznie rozważano możebność téj podróży, ale wkrótce musiano jéj zaniechać.
Humboldt najął dla swego przejazdu wielki parowiec Jewreinowa, który miał dwie parowe machiny, każda siły 30 koni i z 30-calowym parowym walcem. Machiny te były robione w fabryce Anglika Boird w Petersburgu; zużywały one w dwudziestu czterech godzinach za 100 do 120 rubli drzewa. Podróżni nasi chcieli wyjechać bardzo rano, ale znaczne naprawy, których parowiec wymagał, oraz silny wiatr z WSW. zatrzymał ich jeszcze kilka godzin; zaledwo o godzinie czwartéj po południu zdjęto kotwice i puszczono się szybko w drogę. Pogoda była bardzo piękną, niebo jasne, temperatura powietrza 12° Reaum. Przepłyniono mimo warsatatu okrętowego i wielu wołgskich statków, stojących na kotwicy pod Astrachanem, i widziano jeszcze długo Wysokie katedralne wieże, oraz wiele innych wież miasta, aż dopóki słońce o godzinie wpół do szóstéj nie zaszło, i nasiały zmrok nie zasłonił widoku. Podróżni nasi płynęli przez całą noc po szerokiéj Wołdze, na któréj płytkich, trzciną porosłych brzegach nie znajdowali nic, coby
(*) Włdlug Goebel’a, przeniesioną tam została 1833 r. główna kwarantanna.
mogło zwrócić ich uwagę, i przybyli o godzinie siódméj rano do małéj wysepki Biruczykassy, leżącśj na prawym brzegu ujścia Wołgi, o 85 wiorst od Astrachanu. Mogliby tam przybyć wcześniéj, ale śród ciemności natrafili na płytkie miejsce i zatrzymali się tam aż do świtu, ażeby w nocy nie osieść na mieliźnie.
Na Biruczykassie znajduje się niższa kwarantanna (*), wyższa zaś i główna na wyspie Bertul, 15 wiorst poniżéj Astrachanu. W niższéj kwarantannie okręty przychodzące z Persyi muszą się zatrzymywać cztery do sześciu dni, i tylko w czasie trwającéj zarazy cokolwiek dłużéj; w wyższéj zaś, gdzie także się wyładowują, zostają najmniéj dwanaście dni: w niższéj przeto kwarantannie wybudowanych jest tylko kilka domów drewnianych dla nadzorców, które leżą tuż nad brzegiem, oczyszczonym tu nieco z trzciny, pokrywającéj inne części brzegów. Wylądowano w tém miejscu, gdyż Humboldt w tym najwięcéj ku południowi posunionym punkcie swéj podróży, chciał oznaczyć pochylenie igły magnesowej. Parowiec, z powodu płytkiéj wody, stanął wpewném oddaleniu od brzegu, wylądowano zaś na małéj łodzi.
Kiedy Humboldt w odpowiedniém miejscu robił swoje postrzeżenia, Ehrenberg i Bose rozpatrywali tymczasem wielkie kupy brył wapiennych, leżących nad brzegiem, które okrętom przychodzącym z Baku służyły za balast, i mogły przeto dać wskazówkę o znajdujących się tam górnych pokładach. Wapień ten składał się wyłącznie z wielkich i małych muszlowych odłamów, które nie miały z sobą żadnych innych środków spójności. Byłto widocznie bardzo nowy wapień, pochodzący może z ostatnich czasów, gdyż Mytilus polymorphus, do którego mały w tych odłamach znajdujący się Mytilus kształtem i wielkością jest podobny, żyje w morzu Kaspijskiém, i professor Ehrenberg znalazł nawet w miejscu, gdzie leżał balast, wiele świeżych, niedawno z morza wyrzuconych jego egzemplarzy. Podobny do tego, ze szczątkami Cardium i Mytilus połączony wapień, opisuje także Eichwald pod Baku; ale znajduje się on nietylko tam, oraz na półwyspie Abszeronie, gdzie z niego wybuchają szlamowate wulkany; lecz także na całém wybrzeżu, tak na południe aż do Kur, jak na północ aż do Derbentu i Tarki, na znacznych przestrzeniach.
Po zebraniu przez Rose’go i Ehrenberg’a próbek tego wapienia, przepłynęli oni z panem Stranakiem przez zatokę do wyższéj części wyspy, gdzie cokolwiek daléj na lewo leżała należąca do Greka War-
wazi wataga (rybacka wieś), na prawo zaś stały pojedynczo rozrzucone kałmyckie kibitki. Te ostatnie były po większéj części zamknięte i mieszkańcy ich nieobecni; jedna tylko z nich stała otworem, a w niéj siedziała młoda Kałmyczka, zajęta gremplowaniem wełny. Była ona dość przystojna: miała rumiane policzki, a czarny jéj włos spadał z tyłu w grubych plecionkach, na znak, że była jeszcze dziewczyną; ale podróżni nasi nie mogli tam dłużej się zatrzymać, z powodu wielkiéj nieczystości, panującéj w kałmyckich kibitkach. Nieczystość ta pochodzi częścią z wrodzonego Kałmykom lenistwa, częścią zaś jest skutkiem ich wyobrażeń religijnych. Ponieważ wedle nauki przechodzenia dusz, któréj oni się trzymają, wielkim jest grzechem zabijać jakiekolwiekbądź stworzenie, przeto i uprzykrzeni goście na ich głowach są bardzo szanowani, a w najgorszym razie zwyczajnie tylko wybierani, ztąd więc niezmiernie się rozmnażają w ich kibitkach. Pan Z wiek za każdą razą, kiedy odwiedzał Lamę, księcia lub innego znakomitego Kałmyka, w czasie swéj podróży pomiędzy ordami kałmyckiemi, postrzegał zawsze na sobie pełno tych zwierzątek; oraz każde odwiedziny Kałmyka wnosiło do jego mieszkania nowy ich zapas. Ale o ile Kałmycy spoufaleni są z temi łażącemi owadami, o tyle brzydzą się, jak Zwick zapewnia, skaczącemi zwierzątkami, i okazują taki sam wstręt na ich widok, jak Europejczyk na widok małego stworzeńka, tak szanowanego przez Kałmyków. Zresztą, w téj wyższéj części wyspy pełno było wężów (Goluber scutatus i Dione), które wylęgały się spokojnie na słońcu, i których kilka professor Ehrenberg potrafił z wielką zręcznością schwytać. Pod krzakami znajdowało się mnóstwo jaszczurek, które uciekały za zbliżóniem się podróżnych, a w piasku widzieli często małe lejkowate otwory, z których sterczały nogi czarnych tarantuł. Oprócz krzaków, rozsianych tu i owdzie, wyspa była nagą i piasczystą.
Kiedy Humboldt skończył swoje postrzeżenia, przybył tymczasem rządowy parowiec, który miał niedaleko ztamtąd swe stanowisko, i na który podróżni nasi wsiedli po południu, dla odbycia na nim dalszéj wycieczki po morzu Kaspijskiém. Dowódzca jego, kapitan Kruger, człowiek bardzo ukształcony i przyjemny w towarzystwie, pomimo swojego niemieckiego nazwiska, nic umiał po niemiecku, ale za to bardzo biegle tłumaczył się po angielsku, gdyż długi czas bawił w Anglii. Za Biruczykassą dostano się na otwarte morze; na lewo ląd zniknął całkiem z oczu, na prawo tylko dawały się widzićć pojedyncze wysepki pokryte trzciną, które ciągną się wzdłuż północno-zachodniego brzegu morza Kaspijskiego, i z których ostatnią jest wysepka Gzetyrc bugry
(*) Hablizl widział w maju 1774 roku w Enzelli, naJ morzem Kaspijskiém świecące się iskry w szlamie kotwicy, oraz w nieżywych muszlach Mylilus polymorphns. Świecące te zwierzątka były samicami owadu Cancer pula, mającemi pod brzuchem małe żółte jajeczka. Widział on także świecące się nieżywe wyzy i sądaki (zob. Ehrenberg’a: „Rozprawa o świeceniu się morza“ w Rocznikach Akademii Berlińskiej, 1834, str. 434 i 535). Eichwald nie widział świecenia się, ale słyszał od ieglarzy, ie morze w południowych okolicaah latem wydaje z siebie światło.
(cztery pagórki). Wyspa ta jest odległą o 20 wiorst od Birutfzykassy, i na jéj południowym końcu znajduje się latarnia morska (majak). Podróżni przepłynęli około niéj, nie zatrzymując się, i skierowali na otwarte morze. Wiatr był łagodny OSO., morze spokojne, i okręt posuwał się tylko za pomocą kół machiny parowój. Wkrótce nastąpił zmierzch, księżyc ukazał się na wschodzie i przyświecał swojém łagodném światłem dalszéj żegludze. Piękny ciepły wieczór zatrzymał długo jeszcze podróżnych na pokładzie, i późnym już wieczorem udali się do swych kajut. Morze było tu jeszcze bardzo niegłębokie, tak, że musieli ciągle sondować dno ołowianką, ażeby nie wpaść na zupełną mieliznę. Długi czas słyszano tylko głos majtka trzymającego ołowiankę, który jednostajnym głosem wołał: szesł s połowinoju! (t. j. 6V2), a niekiedy tylko: szest’ s czetwertiu! (t, j. 6l/4 stopy). Podróżni udali się wreszcie na spoczynek; ale o godz. 3 w nocy professor Rose obudzony ze snu został przez kapitana, który wahał się dalej płynąć, z powodu braku drzewa, i uznawał za rzecz konieczną wrócić się nazad. Byli wtedy, według jego twierdzenia, o 75 wiorst od Czetyre-bugry, a 95 od Biruczykassy. Professor Rose napełnił kilka flasz wodą morską; ale pomimo przyjaznego wiatru, który wodę z morza pędził ku Wołdze, i nie zbyt znacznego oddalenia od ujść Wołgi, zaczerpnięta woda była tak mało słoną, że z łatwością dawała się pić. Temperatura jéj była 13° Reaum., powietrza zaś 13°, 3; głębokość morza w tém miejscu 3’, ’2 sążni. Nie było także widać przez cały ciąg żeglugi świecenia się morza (*), może z powodu przyświecania księżyca, gdyż w innych porach daje się ono widzićć; jakotéż nie było żadnych roślin morskich, które się napotykają na innych morzach, ani tu, ani nad brzegiem: woda była całkiem czystą.
Mała ilość soli w zaczerpniętéj wodzie okazała się jeszcze wyraźniéj po powrocie Rose’go do Astrachanu; gdyż on dozwolił wyparować wodzie jednéj flaszy, i otrzymał przytém tak mało osadu, że ten mógł się pomieścić w bardzo małéj puszeczce. Woda innych flasz rozbieraną była po powrocie Rose’go do Berlina, przez brata jego, professora H.
Rosę, który znalazł gatunkową wagę jej, przy 10° Reaum., tylko 1, 0013, a więc nie większą od wody wielu studzien.
~ Znacznie większą ilość soli znalazł Goebel w wodzie morza Kaspijskiego, zaczerpniętej o 40 wiorst na południe ujścia Uralu, rzeki daleko mniejszéj w porównaniu z Wołgą. Tymczasem i tutaj, jak w całéj północnéj części morza Kaspijskiego, z powodu znacznéj ilości słodkiéj wody, którą wnoszą weń z téj strony, oprócz Wołgi i Uralu, jeszczeEmba, Kur iTerek, ilość soli jest bardzo nieznaczną. Według Eichwald’a, wpływ, jaki te rzeki, a szczególniej Wołga, wywierają na własność wody w morzu Kaspijskiém, po drodze z Astrachanu do leżącego na południo-wschód przylądka Tiuk-Karagan, ustaje nie pierwéj, jak za tak nazwaną czystą ławą, gdzie głębokość morza od 2l/s sążni przechodzi nagle do 10; tu morze staje się zupełnie słonćin, i przyjmuje na siebie właściwą morsko-zieloną barwę ( ); a daléj ku południowi ilość zawartéj w wodzie soli jeszcze się powiększa.
Godną jest uwagi przytćin wielka gorycz wody morza Kaspijskiego. Już w północnéj części, gdzie woda niezbyt jest słoną, ilość takowych soli jest stosunkowo większą, niżeli w innych morzach; albowiem gdy Goebel w wodzie tej części morza Kaspijskiego znalazł przy 0, 63 proc. stałych cząstek, 0, 124 gorzkiéj soli, woda morza Czarnego, według tegoż chemika, zawiera w sobie przy 1, 776 proc. stałych cząstek, tylko 0, 147 gorzkiéj soli. Daléj ku południowi, zdaje się z ilością kuchennéj soli powiększać się także ilość gorzkiéj. Wprawdzie nie posiadamy żadnego rozbioru wody tej części morza Kaspijskiego ( ), gdyż flasze, które Eichwald napełnił wodą z rozmaitych miejsc morza Kaspijskiego, nieszczęściem się rozbiły; ale pokazuje to już sam smak jéj: Eichwald bowiem powiada, że pod przylądkiem Tiuk-Karagan woda morska jest bardzo gorzką, daléj zaś ku południowi, pod Baku, użycie jéj nawet obudzą womity.
Ta znaczna ilość gorzkiéj soli w tém morzu, połączona z tą okolicznością, że ono nie ma żadnego ścieku, i wielka massa wody wcbodzącéj z wpadających do niego rzek, ginie tylko przez parowanie, wówczas, gdy stałe cząstki pozostają i nagromadzają się, naprowadza na domysł, jak o tém już Goebel nadmieniał, że morze Kaspijskie początkowo“ było jeziorem słodkiéj wody, i całą ilość swéj soli otrzymało powoli z przygraniczających stepów. W takim razie jednak trudno obja
icicnces.
(*) „Studya Kaspijskie“ w naukowym dodatku Wiadomości Sankt-Pctersburskich 1855 r., N. 51 i nast. z Buli. de la Classe phys. mathem. de VAcad. Imp. des
— 144
śnić znajdowanie się w morzu Kaspijskiém żywych ssących zwierząt. Zresztą, te nie są zbyt liczne, tak pod względem gatunków jak indywiduów, gdyż wielka obfitość ryb, którą słynie morze Kaspijskie, znajduje się tylko w pobliżu trzciną zarosłych ujść rzek, gdzie ilość soli morskiéj rozpuszczoną jest w znacznéj massie wód rzecznych. Właściwe morze uważane jest przez wszystkich podróżników za ubogie w morskie zwierzęta; ale liczba ich jednak, według opisu udzielonego przez Eichwald’a, nie jest tak małą jak dotąd rozumiano, i pomiędzy nićmi znajdują się téż właściwe morskie ryby, jak np. śledzie i odmiany gatunków Atherina i Syngnathus.
Opuśćmy teraz na czas jakiś naszych podróżnych i uzupełnijmy udzielone dotąd wiadomości badaniami, robionemi w nowszych czasach przez członka Akademii Petersburskiej Baer’a (*), z których wyjęliśmy następne szczegóły:
„Już w upłynionym roku (1854), pisze pan von Baer, zaczerpnąłem wody w pobliżu przylądka, noszącego po rossyjsku nazwanie TiukKaragan, po tatarsku zaś właściwie Tiub-Karagan, dla zrobienia chemicznego jéj rozbioru. Po powrocie moim, pan Mehner, prowizor apteki Osse’go w Petersburgu, biegły chemik, zajął się tym rozbiorem. Ten rozbiór, o ile mi wiadomo, prawdziwéj wody Kaspijskiéj, nie rozprowadzonéj wodą rzeczną jest po raz pierwszy zrobiony.
„Ale nim udzielę tutaj rezultatu tego rozbioru, muszę opisać dokładniej miejscowość, ażeby wyraźnie okazać, że woda ta może być uważaną za prawdziwą wodę morza Kaspijskiego, nie bacząc na zmiany, jakie według miejscowości i głębokości zachodzić jeszcze mogą i bez wątpienia zachodzą, nawet bez podmorskich wyziewów, które dają się postrzegać w środku kotliny i które podnosząc się odmieniają własność wody, jeżeli nie wprost przez chemiczne związki, to zawsze przez przymieszanie obcych cząstek. Ostatnia jednak żegluga po wielkiéj wschodniéj zatoce, którą zwykle Kara Bugas zowiemy, chociaż właściwie wstęp tylko do niéj tak się nazywa, oraz badania tam czynione przez porucznika Żerebcowa, potwierdziły to, o czém już Karelin pisał i co było dawniéj wiadome już z podania, że woda nieprzerwanie przez wązki przesmyk wpada do téj zatoki i tworzy w niéj tak mocno zasoloną zołę, że żadna ryba tam przebywać nie może, a nawet, jak mogła zauważać osada okrętowa, żadne żyjące zwierzę. Na dnie zaś znalazł Że-
rebcow warstwę soli niewiadoméj grubości. Zatoka ta więc zdaje się zawierać w sobie blizki przesycenia ług solny i tworzyć naturalną, solną kałużę olbrzymich rozmiarów, którą morze samo, bez obcéj pomocy podsyca, i w któréj gorąco stepowe sprawia przez parowanie zołę. Największa długość téj zatoki wedle południka wynosi 85 mil morskich, największa zaś szerokość (w równoleżniku 41° 11’ półn. szer.) 75 mil morskich. Oprócz téj wielkiéj, z główną kotliną połączonéj zatoki, są jeszcze inne odróżniające się swemi własnościami. I tak, wązka zatoka, rozciągająca się z północno-wschodniego końca morza Kaspijskiego ku południo-zachodowi, nosząca nazwanie na naszych mappach Kara-Su, inaczéj zaś Kajdak mianowana, wedle wiadomości powziętych przez nas w Nowo-Petrowsku, zawiera w sobie bardzo ostrą, gorzką czyli gorzkosłoną wodę. Ale szersza téż część samego morza, z którego wychodzi Kara-Su, tak nazwany Mertwyj liułtuk, może zawierać właściwą sobie wodę, jeżeli to prawda, co rybacy i dawniejsi mieszkańcy twierdzy Nowo-Aleksandrowska utrzymują, że tu ryb całkiem nie ma. Chociaż „nie ma tu całkiem ryb“ w języku rybaków kaspijskich nie znaczy bynajmniéj, że nie ma ani jednej ryby, ale tylko, że nie ma tyle ryb czerwonych, oraz innych ryb pewną wartość mających, żeby zasługiwały na trud zajmowania się ich połowem. Lecz pełen wiadomości lekarz w Nowo-Petrowsku pan Nikolskij, który dawuiéj mieszkał w opuszczouéj teraz twierdzy Nowo-Aleksandrowsku, zapewnia, że mieszkańcy téj twierdzy nigdy nie łowili w okolicach i że on jest tego zdania, iż tam całkiem ryb nie ma. Że astrachańscy rybacy nigdy się tam na polów nie udają, o tém się przekonali panowie Danilewski i Siemionow, którzy sami wprawdzie w Kułtuku nie byli, ale wypytywali się u rybaków sąsiednich okolic. Teraz wprawdzie Mertwyj Kułtuk jest bardzo zasypany piaskiem, i chociaż ten piasek, jak to prawdopodobném jest, na obszernéj płaszczyznie nader jest ruchomy, musi bardzo przeszkadzać rozwinieniu organicznego życia i zawierać w sobie mało pokarmu dla ryb, jak to zauważałem w innych okolicach morza; ale jeżeli mamy przyjąć, chociaż nie w ścisłém znaczeniu wyrazów, tę domniemaną nieobecność ryb, to i woda może przyczyniać się do tego. To okaże się podobnćin do prawdy, gdy rozważymy miejscowe jéj stosunki. Daleko wokoło nie ma żadnego przypływu słodkiéj wody. Massa wody, którą Ural wnosi do morza, nie jest znaczną, a rzeki Emby, wyjąwszy wiosną, bardzo niewielką; parująca płaszczyzna jest obszerną i najdalszy jéj koniec, Mertwyj Kułtuk, zostaje w związku z Kura-Su, które możnaby uważać za formujące się dopiero solne jezioro. Prócz tego, niewiele
Podróść Humboldt*. Od. 11, t. U. jy
wody, przypływającej z sąsiedniego Ustjurtu, wedle zapewnienia pana Nikolskiego, dość mocno zaprawiona jest gorzką solą. Nie wspominamy już o małydi zatokach, które się mogły odłączyć, tworząc solne jeziora. Na południe zaś mamy dwie wielkie zatoki, Astrabatską i Enzeli, z której pierwsza szczególnie ma wielki przypływ słodkiéj wody i dlatego zawiera w sobie mniejszą ilość soli.
Po odłączeniu tych pojedynczych oddzielnych części pozostaje wielka kotlina, która wedle swoich fizycznych własności, rozpada się znowu na dwie części: na północną płytką i południową głęboką kotlinę. Wiadomo, że nie tylko cały północny brzeg jest płytki, ale głębokość zwiększa się nadzwyczaj powoli aż do ośmiu sążni.-, Około wysp Psów morskich duo podnosi się znowu, tworząc obszerną mieliznę, na któréj działanie morza utworzyło powoli wyspy nowego i najnowszego utworu Kulali, Morshoj, Swiatoj i Podgornyj. Ale jeżeli postępujemy od ujścia Wołgi ku południowi, znajdujemy, że głębokość doszedłszy bardzo powoli do dziewięciu sążni, przechodzi szybko do dziesięciu, a wnet potém do większej jeszcze głębokości. Jeżeli przeprowadzimy łuk prawie paraboliczny, którego wierzchołek obrócony będzie ku Wołdze, od przylądka Agrachańskiego ku wschodowi, nie do samego przylądka TiukKaragan, jak to zwyczajnie czynią, ale na trzecią część odległości pomiędzy tym przylądkiem a południowym końcem Kulali, łuk ten oddzieli północna płytką kotlinę, któréj największa rozciągłość jest od wschodu ku zachodowi, od południowej g łębokiéj kotliny, któréj największa rozciągłość jest od północy ku południowi. Płytka północna kotlina ma według tego podziału nie więcéj jak 9 sążni głębokości, i ponieważ ona przyjmuje w siebie wody ogromnéj Wołgi, Tereku, Uralu i Emby, zawiera w sobie tylko zmieszaną, na północnych brzegach prawie nie, słoną wodę, któréj pomnażająca się powoli ku wschodowi gorycz i słoność, wtedy tyj ko należycie poznaną będzie, gdy próbki jéj, wzięte przez pana Siemionowa, chemicznie rozebrane zostaną. Głęboka zaś kotlina staje się prędko coraz głębszą, i na południe od Tarki, nawet blizko brzegów, jest już bardzo znaczną. Już w szesnastym wieku zastanowiło to nie pomału angielskiego handlowego komisanta Artura Edwardsa, że on, płynąc tylko o 12 mil ang. od brzegów (pod 41° 28’ bieg. wys.), nie mógł zgruntować dna ołowianką na 200 sążni. Środek téj kotliny uważa się za niezgruutowanej głębokości. Wprawdzie nie robiono dotąd ciągłych sondowań z należycie długą ołowianką. To tylko zdaje się być niewątpliwém, że ta głęboka kotlina dzieli się znowu na dwie części: północną i południową. Granica ich jest tam gdzie morze najbardziej się zwęża, pomiędzy przylądkami ApszeroAskim i Kramowodslcim. Wiedziano już od dawnego czasu, że w tém zwężoném miejscu na otwartem morzu można dosięgnąć dna zwykłą ołowianką, wnoszono przeto, że wyniosły łańcuch wzgórzy ciągnął się od jednego brzegu do drugiego i oddzielał całkiem od siebie obie te części. Umyślne poszukiwania jednak, przed kilką laty czynione z rozporządzenia Admiralicyi, przekonały, że we środku pomiędzy obu brzegami, i to na znaczną rozległość, dno nie może być zgruntowane ołowianką do stu sążni. Z tych dwóch części, północna zdaje się być w ogólności głębszą, gdyż mappa Kołotkina w południowéj części, w niektórych miejscach przynajmniéj, dość daleko od brzegu podaje głębokość na 35 sążni, cały jéj także wschodni brzeg daleko w morze jest płytki, według Kołotkina, a bardziéj jeszcze według Karełina; ale we środku południowych brzegów. pod 491/4° wschodniej długości od Paryża, podaje Kołotkin, w odległości zaledwo 8 mil morskich od brzegu, głębokość na 80 sążni. Płytka kotlina staje się ciągle płytszą po wszystkich swoich brzegach, z powodu osadu wielkich rzek i piasku wschodnich stepów, , który panujący wschodni wiatr pędzi do morza. W głębokiéj kotlinie z téjże saméj przyczyny płytkim jest południowo-wschodni brzeg. Już Eioersman pisze o przybywaniu lądu na wschodnim brzegu płytkiéj kotliny i piasek stepowy uważa za przyczynę stopniowego łączenia się małych wysp z lądem. Towarzysze moi, panowie Danilewski i Siemionow, zwiedzali te wybrzeża i przekonali się o przybywaniu lądu. Nie mogli oni w okolicy zwiedzanéj i rozpatrywanéj przez nich znaleźć żadnéj z wysp oznaczonych na Atlasie Kołotkina. Szczególnie, prawie między morzem i lądem są całkiem niepewne i zmieniają się z kierunkiem wiatru. Od zachodu działanie rzek jest jeszcze szybsze w tym względzie przez wylewy Tereku i stosunkowo daleko większe niżeli Wołgi. Ja sam zwiedzałem jedną watagę (osadę rybacką) nad północnem ramieniem Tereku, Prorusą, gdzie ląd teraz znacznie się posunął w głąb morza. Najstarsi mieszkańcy téj osady w młodości swojéj widzieli jeszcze morze u stój) małego pagórka na którém leży wataga; my zaś musieliśmy ztamtąd 16 do 20 wiorst przebyć, nim przybyliśmy do morza. Twierdzenie to potwierdza się także okolicznościami miejscowemi i samém nazwiskiem. Wataga ta nazywa się Czarnym przylądkiem (Rynok). Rynok w tutejszéj mowie znaczy: przylądek cokolwiek zaokrąglony. Nad Wołgą nazwanie to jest bardzo pospolite. Wataga Czarnego przylądku, założoną została dopiero w drugiéj połowie przeszłego stulecia, a teraz już morze nie jest ztamtąd widzialne. Grunt stepowy ustaje wyraźnie odzna
czoną granicą; wzdłuż niéj ciągnie się wązki pas krzewów Salicomiae, daléj następują, jak oko zasięgnąć może, błotne rośliny, szczególnie trzcina. Nie jest to więc grunt, z którego morze ustąpiło, ale nowo utworzony przez zamulone ramie rzeki. Nad południowemi ramionami Tereka przybywa także lądu tyleż, a może i więcéj. Te ujścia Tereka, według najnowszych mapp, zbliżyły się na parę wiorst do przylądka AgrachaiisJciego. Rybak jeden, który tam mieszka, podaje odległość tę na r/a tylko wiorsty. W głębokiéj południowéj kotlinie ujście tylko Kury znacznie postąpiło w głąb morza.
W płaskiéj kotlinie woda daleko na morzu jest mętną, co pochodzi od rozmaitych napływów, a nawet ku zachodowi mętność ta rozciąga się do przylądka Agrachańskiego, ku wschodowi zaś nie tak daleko. W środku, mętność ta zdaje się ustawać na brzegach muszlowéj ławy, czyli w okolicy, gdzie nadzwyczaj małe pochylenie północnego dna cokolwiek się zwiększa. Od tego miejsca woda staje się przezroczystą i nabiera pięknego seledynowego koloru.
Jeżeli dodamy do tego, że płytka kotlina wszędzie otoczoną jest stepową płaszczyzną, z niejakim wyjątkiem przejścia’od Martwego Kułtuku do Kara-Su, w okolicy dawniejszéj twierdzy Nowo-Aleksandrowska, gdzie wysoki TJstjurt zbliża się do morza Kaspijskiego, głęboka zaś kotlina ma po większéj części wysokie nadbrzeżne okolice, z wązkiém tu i owdzie wybrzeżem, ku wschodowi jednak, około Kura Bugas i od Krasnowodslttij do AsłrabałsJeiSj zatoki, płaskie brzegi, będziemy mieli pobieżny obraz morza Kaspijskiego
Po tém wstępném objaśnieniu powracamy do miejsca, gdzie woda zaczerpniętą została. Jeżeli wyżéj wspomnioną linię, oddzielającą płytką od głębokiéj kotliny morza Kaspijskiego, poprowadziliśmy nie do wystającéj śpiczastości Tiuk-Karaganu, ale na trzecią część odległości pomiędzy nim a południową śpiczastością Kulali, to dlatego, że około przylądka ciągnie się stosunkowo głęboki kanał. Głębokość jego podawaną jest od tamtejszych rybaków na 12 sążni; pułkownik Iwaszyńców w tym jeszcze roku znalazł tęż samę głębokość. Ja sam znalazłem tylko mało co więcéj nad 11 sążni, ale nie mogę przywiązywać do tego wielkiéj wagi, gdyż nie sondowałem dość często, żebym mógł znaleźć najgłębsze miejsce. Jednakże mogę wedle własnych postrzeżeń twierdzić, że głębokość większa nad 10 sążni dość jest wązką, tworzy więc kanał, gdyż o parę morskich mil od brzegu głębokość nagle się zwiększa, a o kilka mil daléj ma 8 a potém 6 sążni, skoro przebędziemy trzecią część tylko odległości od południowego brzegu do wyspy Kulali.
Zdaje mi się, że w téj brózdzie, jeżeli nie ciągle, to bardzo często panuje prąd od SW. do NO., gdyż okręty odbywające drogę od portu (który leży nie na saméj śpiczastości, ale na SSW. od niéj), powracają daleko prędzéj do przylądka, aniżeli nawzajem od przylądka do portu. Prąd taki zdaje się być téż bardzo prawdopodobnym, gdyż strata, którą woda ponosi przez parowanie we wscbodniéj połowie płytkiéj kotliny nie może być zastąpioną przez sam tylko ubogi w wodę Ural i cale nie wielki przypływ z Emby, ale musi ściągać wodę z zachodu, mianowicie dlatego, że więcéj’solna i dlatego cięższa woda głębokiéj kotliny musi dążyć w głębi ku mniéj solnéj płytkiéj kotlinie. Na powierzchni mógłby powstać z tegoż samego powodu przeciwny prąd, gdyby strata, „ którą obszerna wschodnia połowa płytkiéj kotliny ponosi przez parowanie, mogła być zastąpioną przypływem z Uralu i Emby. Ale ponieważ tak nie jest, na powierzchni nawet daje się postrzegać przypływ z zachodu. Obie zwłaszcza kotliny, tak płytka jak głęboka, mają wyłącznie prawie przypływ świeżéj wody od zachodu, z Wołgi, Tereku, Kuru, tworzącego się z dwóch znacznych rzek, i z niezliczonych mniejszych górnych strumieni. Obok tych, Emba i Atrek nie mogą iść w porównanie. Ale nawet gdyby w kanale około przylądka Tiuk-Karaganu, nie było żadnego ciągłego i panującego prądu z głębokiéj kotliny do płytkiéj, i głębokość kanału utrzymywałaby się tylko przez kolejny nacisk wody ku wystającéj śpiczastości przylądka, już od wschodu i północy, już od zachodu i południa, skutkiem rozmaitych wiatrów, zawsze to miejsce może być szczególnie uważaném za punkt zmieszania się wód obu kotlin, czyli za okolicę, gdzie najprędzéj można się spodziewać znaleźć średnią gatunkowość wody morza Kaspijskiego.
Z tego tedy kanału zaczerpnąłem wody, któréj rozbioru podjął się pan Mehner. Nie była ona jednakże zaczerpniętą z głębi, do czego nie miałem potrzebnego przyrządu, ale z powierzchni. W jakim stosunku pomnaża się ilość soli w głębi, albo jakie zmiany zachodzą téż na powierzchni w południowszych krainach, wtedy się dowiemy, kiedy rozebrane zostaną próbki wody, dla któréj zaczerpnienia pan Siemionow teraz właśnie odjechał. Że woda w głębszéj kotlinie daleko więcéj jest słoną, wnosić należy nietylko z wielkiej głębokości i mniejszego przypływu słodkiéj wody, ale nadto ze smaku i ze znajdowania się w niéj większych muszli.
Według rozbioru pan Mehner ilość soli w téj wodzie wynosiła 1, 4 proc., była więc dwa razy większą niżeli w wodzie, którą Goebel zaczerpnął nie daleko ujść Wołgi, a więcéj jak ośm razy większą niżeli w wo
0, 1654 proc. soli. 0, 6294 „ „
dzie, którą Rose zaczerpnął o 95 wiorst od ujścia Wołgi, pod Biruczykassą. Stawimy tu obok siebie rezultaty trzech powyższych rozbiorów.
Morze Kaspijskie zawiera:
1) prawie o jeden stopień na południe od południowo-zachodniego ujścia Wołgi według Rose’go
2) pół stopnia na południe od ujścia Uralu, według GoebePa *..
3) przed przylądkiem Tiuk-Karagan, według
Mehner’a 1, 4000 „ „
Postrzegamy tu nietylko małą ilość solnych cząstek w północnéj płytkiej kotlinie, ale to naprowadza nas na domysł, że głębsza kotlina daléj ku południowi znacznie obfitszą jest w solne cząstki tam, gdzie przechodzi w płytką.“
Po tym ustępie powracamy znowu do naszych podróżnych.
Po zaczerpnięciu wody morskiéj, wrócili oni nazad tąż samą drogą którą przybyli. Szesnastego października, o godzinie 10l/’a zbliżyli się do wyspy Czetyre bugry, na którą postanowili wylądować, żeby ją bliżéj poznać; ale z powodu płaskiego brzegu z wielką trudnością tylko dało się to uskutecznić. Parowiec nie mógł więcéj zbliżyć się do brzegu jak na trzy wiorsty; tu musieli przesiąść na łódź, i gdy ta także nie mogła zbliżyć się do samego brzegu, wsiedli do małego czółna rybackiego, które szczęściem postrzegli w pobliżu z rybakami, których przywołali na pomoc i którzy przywieźli ich tak blizko do brzegu, że mogli sami zstąpić do wody i ich po jednemu przenieść na ląd.
Wyspa ta, jak wszystkie inne, ma brzegi po większéj części pokryte trzciną, a dalej wysoką trawą. Trawa była wtedy skoszoną i siano zebrane na kupy, otoczone małeini rowkami i płotami, dla ochronienia ich od paszącego się bydła. Za łąkami wznosi się piasczysta wysoka płaszczyzna, rozciągająca się aż do południowego końca wyspy, gdzie znajduje się latarnia morska, a przy niéj kilka domów drewnianych. Latarnia ta jest starą, upadkiem już grożącą, drewnianą, sześciokątną tndowlą, w górze śpiczasto zakończoną, zabezpieczoną od upadku, w czasie gwałtownych wichrów, grubemi linami, idącemi z wierzchołka jéj do palów, wbitych naokoło w ziemię. Składa się z trzech pięter, z których dwa wyższe mają w około okna, i do których prowadzą schody, równie brudne, jak niebezpieczne do wstępowania. Światło zapalane na niéj w nocy jest bardzo skąpe i nie może iść w porównanie
z podobnego rodzaju urządzeniami na innych latarniach. Na trzeciém piętrze stały na oknach płaskie konchy napełnione tranem, w których po jednej stronie były knoty, zapalane w nocy; na drugiém piętrze były trzy okna z jednej strony, z których każde oświecane było trzema świecami. Wieża ta, przy wzrastającym coraz handlu Astrachanu, powinnaby była ustąpić miejsca innej, więcéj odpowiadającéj godności państwa Rossyjskiego.
Lepsze wrażenie uczynił na podróżnych znajdujący się obok wieży dom strażnika latarni, czysty i porządny. Podróżni wstąpili do niego, i byli przez gospodynię zaproszeni na śniadanie, które się składało z mleka, chleba z masłem i jaj. W téj wyższéj części wyspy widzieli oni daleko więcéj dziur tarantułowych, niżeli na Biruczykassie; jaszczurek także jest tam bardzo dużo. Po południu powrócili znowu tąż samą drogą, którą przybyli, na parostatek rządowy, i na nim powrócili do Biruczykassy, gdzie znowu wsiedli na najęty przez nich parowiec.
Ponieważ podróżni przed powrotem swoim do Astrachanu chcieli poznać słynne rybołowstwa nad Wołgą, które mają miejsce szczególnie na bocznych ramionach rzeki, nie udali się napowrót poprzednią drogą, ale zwrócili od Biruczykassy na prawo, żeby się dostać do wschodniego ramienia Wołgi, Czaganu, na którém znajdują się rybołowstwa p. Sapożnikowa. Jednakże nie mogli długo płynąć w tyjn kierunku, gdyż wkrótce podniosła się nagle tak gęsta mgła, że musieli się zatrzymać, nim ona nie spadnie, co nie pierwéj nastąpiło aż po rozednieniu. Kiedy słońce weszło, znajdowali się już w wązkiém korycie Czaganu, którego brzegi są tak płaskie i tak pokryte trzciną, że nie mogli widzieć ani. tych brzegów, ani sąsiednich okolic. Daléj brzegi cokolwiek były wyższemi, ale aż do watagi p. Sapożnikowa, do któréj przybyli o godzinie 3, pokryte były wciąż trzciną.
Podróżni wylądowali w pobliżu bardzo pięknego domu, który p. Sapożnikow wystawić kazał z okoliczności podróży Cesarza Aleksandra 1 do Uralu, w roku 1824, w nadziei, że Cesarz zwiedzi także Astrachan i obejrzy jego rybołostwo, co jednak nie nastąpiło. Pan Sapożnikow wcześnie uwiadomiony o mającém nastąpić przybyciu podróżnych, przyjął ich jak najuprzejmiéj i po śniadaniu zaprowadził ich zaraz na miejsce połowu. Ryby, które tu, równie jak w innych rybołowstwach Wołgi poławiają się, są też same, które znajdują się na Uralu i wyżej już wspomnionemi zostały. Zwykły one w swych wędrówkach trzymać się pewnych dróg, a szczególnie wybierają do tego pewne ramiona Wołgi, które są już dokładnie przez rybaków znane, i na których szczególnie
(*) Do innych rybnych ramion należę: Iwancing, Uwary i Kumusik,
odbywa się rybołowstwo. Do najbardziéj rybnych ramion należy Czagan (*), może z powodu swych brzegów, pokrytych gęstą trzciną. I tu, jak na Uralu, rzeka przerzniętą była płotem z palów (Uczugiem), który tępym gzygzakiem przeprowadzony był przez całą rzekę. W wystających kątach Uczugu, zwróconych w dół rzeki, były porobione otwory, które po drugiej stronie, w pewnéj odległości, zamknięte były półkolnemi plecionkami, aż do dna rzeki sięgającemi. Wielkie wyzy i jesiotry, płynąc w górę rzeki, wchodzą przez otwory Uczugu do otoczonych plecionką komórek, z których, skutkiem trudności w obracaniu się, nie mogą się wydobyć, i wyciągane są ztamtąd hakami.
Ryby, które nie trafią odrazu w zgubne dla nich otwory, zbierają się gromadnie przed Uczugiem, i tu robią się na nich zasadzki innym sposobem. Przez całą rzekę przeprowadzone są w poprzek powrozy, które leżą na samem dnie. Do nich co półtory piędzi przywiązane są sznurki na dwie piędzi długości, na końcu których przytwierdzone są żelazne haczyki, podniesione w górę, za pomocą innych sznurków, do których przywiązane są kawałki drzewa, pływające na powierzchni wody. Powrozów takich dużo się przeciąga przez rzekę w pewnych od siebie odległościach. Jesiotry, wyzy i siewrugi, które są bardzo żarłoczne, chwytają za drzewo, poruszają wtedy haczyk, za który się zaczepiają, a chcąc się uwolnić* od niego, głębiéj go jeszcze wpychają do ciała, a przytém zaczepiają się za drugie sąsiednie. Rybacy od czasu do czasu przepływają czółnem wzdłuż pływających drewien, wyciągają hakami zaczepione ryby i przenoszą je zwykle do zamkniętego plecionką płytkiego miejsca nad brzegiem, gdzie się przechowują aż do dalszego użycia.
Podróżni przepłynęli czółnem rzekę i w ich obecności wyciągnięto dużo ryb, które, dla okazania dalszego z nićmi postępowania, zabijano natychmiast kilku uderzeniami w głowę. Oddawano je później do rękodzielni watagi, drewnianego domu, który na palach, na podniesionym nieco brzegu Wołgi, stał tym sposobem, że od lądu można było przyjechać do niego powozem, od rzeki zaś podpłynąć czółnem. Podłoga tego domu była na równi z brzegiem rzeki, i składała się z desek, nie szczelnie do siebie przystających, ażeby krew z płatanych tam ryb przez szpary mogła spływać do Wołgi. Na stronie obróconéj do rzeki szedł pochyły pomost aż do wody, na którym ryby z łodzi przypływa-
jących tutaj ciągnione były hakami do domu; po obu węższych stronach były schody, po których z łodzi można się było dostać do niego.
Gdy wszystkie ryby wyciągnięte zostały, można się im było bliźéj przypatrzeć. Większa część złowionych ryb składała się z wyzów (acipenser Huso, po ross. bieługa) i z pewnego gatunku jesiotra (acipenser Giildenstadtu, po ross. ossetr); z innego zaś gatunku jesiotra (acipenser stellałus\ po ross. siewruga) złowionych było tylko dwie sztuki. Z ryb tych wyzy były największe; jeden z nich, według wymiaru professora Goebel’a, miał 9 stóp 5 cali paryzkiéj długości; zdarzają się jednak większe i dochodzą według Pallasa wielkości 12 do 14 stóp, według Gmelina do 25 piędzi, a nawet do 35. Jesiotry i Siewrugi są w ogólności mniejsze, pierwsze według Gmelina długie naj więcéj na 9, zwykle na 5 do 7 piędzi, siewrugi zaś naj więcéj 8, zwykle 5 do 6 piędzi, sterledy jeszcze są mniejsze, rzadko dłuższe nad 2 stopy. Złowione ryby płatano; rozcinano im naprzód toporem głowę, potém ostrym nożem rozpruwano brzuch, wyjmowano ikrę, wnętrzności i pęcherz, i pakowano każdą z tych części osobno, w oddzielne naczynia, gdziemiano na uwadze, ażeby części rozmaitych gatunków ryb z sobą nie mieszać; wyjmowano późniéj kość grzbietową ze szpikiem i rozrzynano nakoniec rybę na dwie połowy. Kość grzbietowa była płókaną i tym sposobem oczyszczoną ze szpiku, który wyrzucano.
Obejrzano późniéj sposób przyrządzania kawioru, który zależał na tém tylko, że ikrę, dla oddzielenia od niéj tlustości i tkanki komórkowatéj, wyciskano rękoma przez grube sito, nad wielluém drewnianém naczyniem, a wyciśnione ziarna solono. Soli daje się większa lub mniejsza ilość, według tego jak kawior ma być zachowanym przez czas dłuższy lub krótszy. W tym ostatnim razie jest on tylko trochę solą posypywany, w pierwszym zaś wrzucany do przesyconéj solą wody i tam mieszany. Pakują go potém w płócienne worki, wyciskają i kładą do przeznaczonych dla przesyłki naczyń, w których jeszcze zlewają je tłustością rybią. Pozostająca w sicie tłustość i skórka nic bywa wyrzucaną, ale razem z wnętrznościami używaną do wyrabiania tranu.
Ilość ikry, którą te ryby w sobie zawierają, jest nadzwyczaj wielką. Wielkie wyzy mają, według Pallas’a, wydawać do 5 pudów kawioru (*); gdy zaś, według tegoż samego badacza, pięć wyżowych jajeczek
(*) Podróż do rozmaitych prowincyj; cz. I, str. 133. Na innźm miejscu (cz. II, str. 343) powiada tenże autor, że w roku 1769, w zatoce zwanej Bogatoj Kułtuk, 70 wiorst od ujścia Uralu, złowiono wyza długiego na półósma łokcia, ważącego około 70 pudów i mającego w sobie 20 pudów ikry.
Podróże Humboldta. Od. IX, t. II. 20
ważą jeden gran; jeden wyz mieściłby w sobie do 7 milionów jajeczek, czém się objaśnić daje nadzwyczajne ich rozmnażanie się. Jesiotry i siewrugi mają mniéj ikry; pierwsze, według Pallas’a, nie dają nigdy więcéj nad 30 funtów kawioru, drugie nie więcéj nad 10 do 12 funtów: także jajeczka tych gatunków jesiotra są mniejsze, gdyż siedm ich idzie na jeden gran, ale kawior z jesiotrów i siewrug, szczególniéj zaś ze sterled uważa się za smaczniejszy i drożej się płaci, niżeli z wyzów, które z powodu dużo klejowatości wydają najgorszy gatunek.
Ścięgna grzbietowe, które wysuszone przedają się pod nazwiskiem teezygi, używają się w Rossyi do zaprawiania zup i sosów, z powodu znajdującéj się w nich galaretowatości, albo dla nadziewania drobno posiekanemi ich kawałkami pewnego rodzaju ciasta, zwanego w Rossyi ;pirogami, i używanego zamiast chleba do zup.
Rozpłatane ryby rozrzynają się jeszcze powielekroć, kładą się na dni kilka do zasolonej wody, a potém w osobnych naczyniach posypują się solą. Naczynia te mieszczą się w osobnych na to przeznaczonych lodowniach, wykopanych na pochyłości stromego brzegu Wołgi, tym sposobem, że dach jest na równi z powierzchnią gruntu, a przednia część z pochyłością stromego brzegu. Kształt ich tworzy kąt prosty; we środku przedniéj wązkiéj ściany lodowni znajdują się drzwi, a od nich przez cały sklep idzie korytarz, po którego obu stronach stoją naczynia, długie i wysokie czworokątne skrzynie, w których warstwy rozpłatanych ryb leżą na przemiany z warstwami soli. Nad środkowym korytarzem porobione w pułapie spuszczane drzwi, przez które wpuszcza się światło do lodowni, a dla utrzymania w niéj ciągłego chłodu, trzy zewnętrzne ściany jéj pod ziemią obłożone są warstwą lodu, grubą na 2 ’/2 sążnia, a wysoką na 19 stóp. Warstwa ta latem roztapia się do czwartéj części swéj grubości, i każdéj zimy bywa odnawianą.
Mięso wyzów jest wprawdzie smaczniejsze, ale że jest trudniejsze do strawienia niżeli jesiotrów i siewrug, mniej się ceni niżeli mięso tych ostatnich ryb, przynajmniéj jesiotrów. Ale najwięcéj pomiędzy temi gatunkami jesiotra ceni się mięso sterled; świeże jest ono najsmaczniejsze, i dlatego żywe sprowadzają się one z wielkim kosztem z Astrachanu i w^ższéj Wołgi, oraz jéj przytoków Kamy i Oki, gdzie obficie się poławiają, aż do Petersburga, i tam dość drogo się płaci.
Oprócz rybołowstwa p.Sapożnikowa, znajduje się ich jeszcze wiele, na innych miejscach ramion Wołgi, z których najznaczniejsze należą do wspomnionego wyżéj Greka, Majora Warwazi. Rybołowstwo Wołgi,
chociaż przez Cesarza Aleksandra I uznane.za swobodne, zostaje dlatego jak.dawniej monopolem niektórych pojedynczych osób, które.z początku objęły w posiadłość najważniejsze miejsca, w których ryby zwykły najczęściéj przebywać, a przytém bogaci właściciele istniejących rybołowstw używają wszelkich środków, ażeby nie dopuścić do zaprowadzania nowych. P. Sapożuikow trzyma swoje tylko w dzierżawie i płaci za nie księciu Kurakinowi 500, 000 rubli, panom zaś Bezborodce i Wsewołodskiemu, do których one należą, jednemu 175, 000, drugiemu 300, 000 rubli rocznej dzierżawy ( ). Jeżeli przytém zwrócimy uwagę, jakich kosztów wymaga utrzymanie tych zakładów, oraz liczbę ludzi do nich użytych, możemy powziąć wyobrażenie o ważności tego przemysłu dla Astrachanu. Rybołowstwo to, według Pallas’a nietylko jest ważniejsze od wszystkich innych w Rossyi, ale z wyjątkiem jedynie Nowo-Fundlandzkich, ważniejsze od rybołowstw wszelkich innych krajów; dla Rossyi zaś tém ważniejsze, że podczas postów, trwających więcéj jak trzecią część roku, przepisanych w kościele greko-rossyjskim, ryby stanowią najgłówniejszy pokarm rossyjskiéj ludności.
Podróżni, po obejrzeniu rybołowstwa na Czaganie i doznaniu uprzejméj gościnności ze strony p. Sapożriikowa, który także traktował ich wybornym świeżo przyrządzonym kawiorem, o godzinie 6 odpłynęli na parowym statku, i o pierwszéj w nocy przybyli do Astrachanu.
ROZDZIAŁ X.
Odwiedziny księcia kałmyckiego Sered-Dżaba. — Równia morza Kaspijskiego.
Podróżni obejrzeli już byli wszystkie najciekawsze przedmioty Astrachanu i jego okolic, i nie pozostawało im nic więcéj do życzenia, jak poznać bliżéj Kałmyków, a szczególniéj ich znakomitego księcia Sered-Dżaba, który przez swe ukształcenie i naukowe wiadomości odznaczał się pomiędzy wszystkiemi innemi kałmyckiemi książętami. Był on księciem Choszudowskiej ordy, koczuj ącéj na obfitych w trawę łąkach pomiędzy Wołgą i Achtubą, która za dozwoleniem rządu przeniosła się tam z zachodnich stepów w roku 1770, po wy wędrowaniu ztamtąd za granicę Kałmyków wschodnich stepów. Książę Sered-Dżab, jako dowódzca Kałmyków nietylko swojéj ordy, ale też ord zachodnich stepów, miał udział w wojnie Rossyan z Francuzami, był w Paryżu i zostawał wtedy w stopniu pułkownika, oraz był kawalerem wielu orderów. Po swoim powrocie, kazał nie daleko Wołgi wystawić dla siebie przez rossyjskich cieśli porządny drewniany dom, w którym mieszka, przynajmniéj przez zimę, gdyż latem, wedle zwyczaju swojego ludu, koczuje w stepach. Równie téż nie daleko ztamtąd kazał wystawić murowaną świątynię swoim kapłanom, którzy jedni tylko u nich mają prawo je budować.
Ponieważ dom księcia Sered-Dżaba leży nie daleko Wołgi, w pobliżu Siemienowskoj, trzeciéj stacyi od Astrachanu na drodze do Sarepty, postanowili zwiedzić go powracając z Astrachanu po téj drodze; gdyż niepodobna było odbywać téj drogi lewą stroną Wołgi, z powodu wielu kanałów i rzek, przerzynających okolicę pomiędzy Wołgą i Achtubą. Podróżni opuścili Astrachan 21 października, przebyli rano w towarzystwie p. Osipowa, w małém czółnie Wołgę, i czekali na drugim brzegu, w domu pani Sawarykin, na przybycie swych pojazdów, które będąc przewożone na większych łodziach, potrzebowały więcej.czasu do przebycia rzeki. O godzinie 10 przewóz takowy był uskutecznionym ; poczém rozłączyli się z p. Osipowem, po oświadczeniu mu wdzięczności za wiele doznanéj ze strony jego pomocy i ruszyli napowrót tąż samą drogą, którą do Astrachanu przybyli.
Z powodu piasczystéj natury gruntu w pierwszéj połowie drogi, przybyli do Siemienowskoj (66 wiorst od Astrachanu) zaledwo wieczorem. Ponieważ tu musieli przebywać rzekę, chcąc dostać się do Tumeniewki, rezydencyi księcia Sered-Dżaba, pozostali tu na noc, ale tegoż jeszcze wieczora odwiedził ich młodszy brat księcia, Serra-Norwa, którego książę, uwiadomiony o ich przybyciu, wysłał dla ich powitania, oraz uwiadomienia, że czeka ich następnego dnia u siebie. Był to młody jeszcze mężczyzna, ubrauy po czerkiesku w krótki błękitny z srebrnemi galonami surdut, który na piersiach po obu stronach miał pewnego rodzaju kieszenie dla chowania ładunków. Pozostał on na noc w Siemienowskoj i przewiózł następnego rana podróżnych na swojej łodzi, na któréj dwunastu silnych Kałmyków robiło wiosłami.
Noc była dość chłodną., i rano nawet o godzinie 9, kiedy przeprawiano się przez rzekę, powietrze miało temperaturę tylko 3 R. Woda Wołgi daleko mniéj była oziębioną, gdyż miała jeszcze temperaturę 7°, 5 i sprawiała przez ocieplenie znaj duj ącéj się nad nią warstwy powietrza odbicie powietrza tak wyraźne, jakie podróżni nasi widzieli tylko latem śród stepów Ałtajskich. Wyższe przedmioty przeciwległego brzegu zdawały się być podniesione w górę i przewrócone, jak gdyby odbijały się w wodzie. Płynęli mimo wielu wysp pokrytych topolami i wierzbami, i zatrzymali się wreszcie w pewném oddaleniu od drugiego brzegu, gdyż z powodu płytkiéj wody w miejscu wylądowania, nie mogli z swoją łodzią przybićdo samego brzegu. Kałmyccy więc wioślarze wskoczyli do wody i tworząc we dwóch siedzenie z rąk swoich przenieśli podróżnych na brzeg. Tu czekały na nich, jeden czworokonny i jeden dwukonny powóz, oraz dużo koni wierzchowych, które książę Sered-Dżab wysłał na ich spotkanie, rozumiejąc, że Humboldt przybędzie w licznym orszaku.
Tumeniewka, rezydencya księcia, leży jeszcze o 12 wiorst od miejsca wylądowania, w górę Wołgi. Ma ona powierzchowność rossyjskiéj wsi, i składa się z wielu nieregularnie postawionych drewnianych domów i kibitek, nad któremi wznosi się drewniany pałac księcia, dom o dwóch piętrach, długi na 30 blizko kroków, którego drugie piętro węższe jest cokolwiek od pierwszego i otoczone galeryą, a we środku ma szklanną kopułę. Stojące wokoło kibitki są zamieszkane przez Kałmyków; drewniane zaś domy po większéj części przez Rossyan, którzy osiedli przy księciu i zostają w jego służbie.
Książę Sered-Dżab przyjął swoich gości u drzwi swego pałacu. Byłto mężczyzna średniego wieku, ubrany w ciemno-zieloną to^ę, jako rossyjski pułkownik, z wielą orderami na piersiach. Przy nim znajdował się trzeci brat jego Seren-Danduk, w podobnćmże czerkieskiém ubraniu, jak czwarty jego brat Sereu-Norwa, który towarzyszył podróżnym do stacyi Siemienowskiéj. Drugi brat jego Batur-Ubaszy, był jak późniéj dowiedziano się, chory, i zgoła się nie pokazywał. Podróżni weszli do wązkiej długiej sali, po środku któréj stał bilard a po bokach meble mahoniowe, wielkie zwierciadła i kurantowe zegary. Z tej sali wprowadzeni byli na prawo do małego bocznego pokoju, w którym Humboldt i książę Sered-Dżab usiedli na kanapie powleczonéj czerwonym safianem, naprzeciw okien; reszta towarzystwa usiadła na fotelach mahoniowych, powleczonych perską jedwabną materyą, i zabrała miejsca około dość dużego okrągłego stolika, stojącego przed kana pą. Nad
kanapą na ścianie wisiały trafnie zrobione olejne portrety Cesarza i Cesarzowéj. Książę mówił biegle po rossyjsku i rozmawiał z Humboldtem za pośrednictwem p. Menżenina, oraz p. Stranaka, z którym podróżni nasi mieli jeszcze przyjemność podróżować, gdyż on ich odprowadzał aż do granicy gubernii. Rozmowa ta nie długo jeszcze trwała, gdy cale niespodziewanie wszedł do pokoju bogato ubrany młodzieniec, mongolskich ale przyjemnych rysów twarzy, Ghan wewnętrznéj kirgizkiéj ordy, Dżangir, ze swoją świtą. Był on, jak dowiedziano się późniéj, w gościnie u sąsiada swego, księcia Sered-Dżaba, i miał odjechać dniem przedtém, ale dowiedziawszy się o przyjeździe Humboldfa, pozostał. Miał na sobie szerokie, z przodu otwarte wierzchnie odzienie z błękitnego sukna ze złotemi galonami i węższe pod spodem z takiegoż sukna, na którem był szeroki pas, z przodu tylko cokolwiek otwarte, tak, że można było widzieć pod spodem srebrem wyszywaną kamizelkę i wielki złoty brylantami wysadzany medal, podarowany mu przez cesarza Aleksandra. Daléj, miał szerokie majtki z fioletowego aksamitu, a na głowie małą spiczastą czapkę z błękitnego sukna wyszywaną złotem i wokoło obwiedzioną sobolem, a na którą jeszcze odchodząc włożył podobną, ale szerszą z czerwonego aksamitu, którą przy wejściu trzymał w ręku. Mówił biegle po rossyjsku, ale prócz tego mógł rozmawiać po persku i arabsku, tak, że professor Ehrenberg w tym ostatnim języku mógł z nim bezpośrednio rozmawiać. Żałował on bardzo, że Humboldt z Orenburga nie jechał przez jego stepy, jak on się spodziewał, i dlatego kazał rozstawić konie w stepach. Humboldt rozmawiał z nim potém o jego nauczycielu Karelinie w Orenburgu, który długi czas bawił u niego w stepach, i którego on zdawał się wysoko cenić. Tymczasem podano gościom w szklankach, na tacy z lakierowanéj blachy, kumys czyli czygan, tojest, kwaśne kobyle mleko.
Po zabawieniu tam przez czas jakiś podróżni w towarzystwie Chana Kirgizów udali się do świątyni, gdzie książę zalecił odbywać nabożeństwo z powodu szczęśliwie zakończonéj wojny Rossyan z Turkami. Leży ona w pewném oddaleniu od książęcego mieszkania od strony stepu, i jest podłużno-czworokątną budowlą z japońskim dachem. Drzwi są w wązkiéj ścianie i od nich po obu stronach idzie łukiem kolumnada, jak w Kazańskim soborze w Petersburgu. Kolumnadę tę książę kazał dodać według własnego swego pomysłu, gdyż dawniéj, jak powiadano, zbudowaną ona była ściśle według prawideł architektury tybetańskiéj.
Wnętrze świątyni w rozporządzeniu pojedynczych części miało wielkie podobieństwo z wnętrzem Kałmyckiej świątyni, którą podróżni zwiedzali w drodze do Astrachanu, tylko, że tutaj było wszystko na większą skalę. Światła było w niéj dosyć, gdyż okna szły rzędem po obu stronach, i ściany były tynkowane. Dwa rzędy czworogrannych filarów szło od drzwi przez całą długość świątyni i dzieliło wnętrze na trzy równe części: dwie boczne i jedną środkową, z których ostatnia była dłuższą od pierwszych, i dlatego na końcu była cokolwiek ciemną. Tu znajdował się, naprzeciw drzwi wielkich ołtarz, z podstawą na nim w kształcie tarasu, na któréj rozstawione były posążki bożków, otoczone lichtarzami z zapalonemi świecami. Na bocznych ścianach, pomiędzy i pod oknami, wisiały obrazy bożków, Buchanów czyli dobrych duchów, Dżagszajmuni, Abida i Majdaryn w modlącéj się postawie z podłożonemi nogami, oraz postać złego ducha Erlik-Chana, w stojącéj grożącéj postąwie. W średniej części siedzieli tu także kapłani, jak w świątyni pod Astrachanem, dwoma rzędami jeden przy drugim z podłożonemi nogami, tyłem do słupów a twarzami do siebie obróceni i grając na takichże samych instrumentach, tworzyli podobnież jak tam hałaśliwą muzykę. Tu jednakże było ich po sześciu w każdym rzędzie; byli oni także porządniej ubrani w długie różnokolorowe szaty i mieli na głowie szczególnego kształtu sześciokątne, śpiczaste, zzachylonemi u dołu brzegami kapelusze; zacbylone te brzegi były wykrojone w kształcie gotyckich okien, a na każdym z tych trójkątów była wymalowana postać bożka. Lama, siedzący po prawéj stronie ołtarza, miał w ręku dzwonek, giellongi zaś zele, kotły, stojące na osobnych podstawkach, małe proste rogi, albo wielkie ślimakowate trąby. Muzyka na tych instrumentach była tém głośniejszą, że towarzyszyły im dwie, długie na ośm stóp, leżące na osobnych podstawach trąby, w które dęło dwóch giellongów, siedzących po jednemu w bocznych oddziałach świątyni, z twarzami obróconemi ku drzwiom.
Muzyka ta przeplataną była śpiewami; dała się ona była słyszeć już z daleka podróżnym i trwała jeszcze po wejściu ich do świątyni. Stali oni w środkowéj części nawy, między kapłanami i drzwiami, książę Sered-Dżab na czele, i przysłuchiwali się téj muzyce, Chan Dżangir nie bez pewnego uśmiechu, gdyż on, jako wyznawca Mahometa, pogardzał buddaizmem Kałmyków. W czasie trwania téj muzyki, powstał jeden z niższych giellongów, wziął u stóp ołtarza kadzielnicę i kadził przed nim, późniéj przed każdym z kapłanów; kiedy muzyka po niejakimś czasie ustała, książę zamienił kilka wyrazów z lamą, poczém muzyka znowu rozpoczęła się, i cały obrzęd odbywał się znowu tymże samym sposobem, tak, że zdawało się, iż książę zalecił tylko jego powtórzenie.
Humboldt, przed zwiedzeniem jeszcze świątyni, oświadczył księciu Sered-Dżab chęć swoją poznania sposobu przygotowywania wódki z kumysu; przeto książę kazał urządzić podobną dystyllacyę i ze świątyni zaprowadził swoich gości do kibitki, w której się ona odbywała. Tu znaleźli oni dystyllacyę już rozpoczętą. W środku kibitki był rozłożony ogień, a na nim stał żelazny trójnóg z półkulistym żelaznym kotłem, służącym za alembik i zawierającym w sobie kumys. Kocioł ten był opatrzony drewnianą nakrywką z dwoma klapami, w jednej połowie któréj był jeden, a w drugiéj dwa okrągłe otwory. Jeden służył do nalewania i dolewania kumysu, a z każdego z dwóch innych szła zakrzywiona drewniana rura do okrągłego żelaznego garnka, w który odchodziła wódka, i który stał w naczyniu napełnioném źimną wodą. Każda rura miała osobny tego rodzaju odbieralnik, tak, że w chłodniku stało dwa ich spojenia walembiku i odbieralniku; zalepione były kitem z ziemi i gnoju końskiego, i z nich także składała się zatyczka, którą zamknięty był otwór w pokrywie dla dolewania. Otwór ten każdą razą był zamykany wtedy tylko, kiedy kumys zaczął się już gotować, a wtedy ogień pod kotłem zmniejszano. Pierwszy odchód, który tym sposobem otrzymywano, wyglądał brunatno, miał smak gorzałczany i zowie się araka. Bywa on drugi raz przepędzany, i wydaje wtedy drugi odchód bielszego koloru i mocniejszego, chociaż zawsze nieco gorzałczanego smaku, który zowie się arsa. Z sześciu wiader czyganu czyli kumysu otrzymuje się wiadro araki i z 96 sztofów araki 8 sztofów arsy.
Ale nie z samego tylko kwaśnego kobylego mleka robią Kałmycy tę wódkę; zimą, kiedy klacze dają mniéj mleka, używają oni do tego kwaśnego krowiego mleka, które nazywają ar/en, zrobioną zaś z niego wódkę ajrak. Ale wódka ta nietylko jest słabszą od arsy, lecz także otrzymuje się w mniejszéj ilości.
Przygotowanie czyganu odbywa się tym sposobem, że mleko kobył, jak tylko jest wydojone, wlewa się do worków skórzanych i mocno się wstrząsa. Zwykle sama nieczystość naczynia dostateczną jest do zakwaszenia, ale pozostawia się zawsze cokolwiek czyganu w worku, przez co na nowo wlane mleko prędzéj kwaśnieje. Czysto przygotowany czygan ma, jak już wspomnieliśmy wyżej mówiąc o sabanie Tatarów, trochę tylko kwaśny, bardzo przyjemny smak, i ma być bardzo pożywnym. Z krowiego mleka pędzony aj rak ma być gęsty i mniéj smaczny.
Sered-Dźab jest wielkim lubownikiem myśliwstwa, szczególniéj z sokołem, i dlatego trzyma osobnych Kałmyków, którzy nie zajmują się niczém inném jak wprawianiem sokołów. Gdy Humboldt oświadczył, że życzyłby poznać ten sposób polowania, Sered-Dżab kazał przynieść sokola i łabędzia, dla dania jego próby. Sokół wyniósł się wysoko w górę i jak tylko spostrzegł łabędzia, rzucił się na niego i dziobem swoim tak go silnie uderzył w głowę, że zabiłby bez wątpienia, gdyby nie zapobieżono pierwej temu, obwiązawszy głowę łabędzia grubym wełnianym materacykiem. Ale i ten nie uratowałby go od śmierci, gdyby nie wyrwano go co prędzéj ze szponów sokoła.
Podróżni po obejrzenia jeszcze ogrodu fruktowego księcia za jego domem mieszkalnym, oraz jego arjamaków, czyli bocharskich koni, któ“ re ze stajni po jednemu przed nimi przeprowadzano, powrócili do pałacu, gdzie w wielkim pokoju, na lewo od sali bilardowéj, znaleźli już stół nakryty. Do stołu usiedli tylko, oprócz księcia i jego obu braci, rossyjski sekretarz księcia i Chan Dżangir, świta zaś Chana jadła w przyległym pokoju. Żon księcia, ani też żadnéj Kałmyczki nie było widać. Bracia księcia rozdawali potrawy. Potrawy te były wybornie sporządzone, sposobem europejskim, gdyż książę trzyma rossyjskiego kucharza, który się zna dobrze na swojej sztuce. Jedna tylko właściwa Kałmykom potrawa była podawaną, którą oni nazywają Iszlazyn-machan, składająca się z drobno posiekanego gotowanego baraniego mięsa. Podawaną ona była zaraz po sterledowéj zupie, od któréj rozpoczęto obiad. Nie brakowało przytem szampańskiego, ani innych francuzkich i krajowych win. Podczas obiadu, orkiestra z Kałmyków złożona, pod przewodnictwem rossyjskiego kapelmistrza, grała uwertury Mozarta i Rossiniego, oraz marsze i różne tańce, z wielką biegłością. Było to zresztą nie małą osobliwością, widzieć tych muzykantów tak dobrze władających europejskiemi instrumentami. Po obiedzie podawano jeszcze kawę, poczém podróżni, bardzo zadowoleni z tak przyjemnie spędzonego dnia, pożegnali gospodarza. Książę podarował im na odjezdném flaszę araki i flaszę arsy, oraz skórzaną kałmycką flaszę, i kazał przewieźć ich przez Wołgę, a potém w swoich pojazdach, które pierwéj przez rzekę przeprawione zostały, zawieźć aż do Serogłasinskoj, czwartéj stacyi od Astrachanu, dokąd im także towarzyszył młody książę Seren-Danduk. Tu znaleźli oni swe podróżne powozy, i ruPodróie Humboldfa. Od. II, t.IJ. £1 szyli w nich o zmroku w dalszą drogę, ciepło odziani, gdyż powietrze było chłodne i zima szybkim krokiem już się zbliżała.
Następnych dni cała okolica pokryła się już śniegiem. Podróżni jechali napowrót po tejże sainéj drodze co pierwej aż do Carycyna; przebyli późniéj przestrzeń między Wołgą a Donem, i gdy droga do Moskwy nie idzie do samego Donu, ze stacyi Tyszańskiej, leżącej najbliżéj téj rzeki, zrobili osobną tam wycieczkę, ażeby na brzegach Donu obserwować stan barometru. Była to ostatnia z wielu barometrycznych obserwacyj, które czynili wzdłuż Wołgi, tak jadąc w tamtą stronę jak napowrót, szczególnie w tym zamiarze, ażeby o ile możności przyłożyć się do rozwiązania kwestyi o względnej wysokości morza Kaspijskiego. Obserwacye te były późniéj porównane z czynionerai jednocześnie w Kazaniu, i okazały wprawdzie w ogólności co do powierzchni morza Kaspijskiego w porównaniu z powierzchnią oceanu Atlantyckiego, nie tak znaczną różnicę wysokości, jak się okazała z barometrycznéj niwellacyj między morzem Kaspijskiem a Czarném, czynionéj w roku 1811 przez Parrofa i Engelhardfa; jednakże znaleziona różnica była dość znaczną, żeby spowodować Humboldfa do wyrażenia swéj wątpliwości względem nowéj barometrycznéj niwellacyi, dokonanéj przez Porrofa w roku 1829, i według któréj, różnica w wysokości morza Kaspijskiego i Czarnego okazała się prawie żadną. Zagadnienie to rozwiązaném zostało przez trygonometryczną niwellacyę między morzem Kaspijskiém a Czarném, dokonaną z rozkazu Cesarza Mikołaja w roku 1837 przez panów Fuss’a, Sabler’a i Sawicza. Niższe położenie morza Kaspijskiego dostatecznie przez tę niwellacyę wykazaném zostało, ale wynosi ono nie więcéj jak 76, 32 stóp paryzkich ( ).
ROZDZIAŁ XI.
Obóz Chana wewnętrzni klrglzki^ ordy. — Powrót do Berlina
Wspomnieliśmy wyżéj, z jakich powodów podróżni nasi musieli wyrzec się zamiaru odbycia podróży do Dżangira, Chana wewnętrznéj kirgizkiéj ordy. Hansteen, który go odwiedzał, dał nam w swoich wyżéj przytoczonych wspomnieniach z podróży po Syberyi, pełen życia i ciekawych szczegółów opis swojego pobytu u Dżangira. Uzupełniamy wiadomości podane przez naszych podróżnych następnem treściwém sprawozdaniem rossyjskiego autora p. Kittary ( ), o obozie Chana wewnętrznej kirgizkiéj ordy.
Na północno-zachodnim krańcu wewnętrznego kirgizkiego stepu, pomiędzy 48° a 49“ półn. szer. i 65° a 69° wsch. dług., o 66 wiorst od solnego Eltońskiego jeziora, leży teraz mała osada, znana pod nazwiskiem Namiotu Chana. Przed 20 laty nie było tu jeszcze śladu osiedlenia, ale tylko płaski step, równie pusty jak na wybrzeżach morza Kaspijskiego. Historya téj osady jest krótka: przed rokiem 1824 Chan wewnętrznéj ordy, Dżangir, równie jak poprzednicy i wszyscy w ogóle Kirgizi, prowadził życie koczownicze, ale w tym roku, w pierwszych dniach października, pojął on trzecią małżonkę, Fatymę, córkę orenburgskiego Muftego, całkiem po europejsku wykształconą pannę, znającą języki, muzykę i tańce ( ). Resztę zimy 1824 roku, przepędził z swoją młodą małżonką na wybrzeżach morza Kaspijskiego, i tu postrzegł wreszcie, na jakie niewygody narażoną jest zimą w kirgizkiéj kibitce jego żona, przyzwyczajona od dzieciństwa do ciepłego stałego pomieszkania w mieście. Tymczasem przepędziła Fatyma jeszcze zimę 1825 roku w kirgizkiéj kibitce, nie daleko tatarskiej wsi Koczetajewki, ale tęskno jéj było przez cały ten czas bez Chana Dżangira, który w tym czasie bawił w Petersburgu, i zaledwo zimą 1826 roku powrócił obdarzony podarunkami Cesarza; pomiędzy innemi darami otrzymał on summę 10, 000 rubli na wybudowanie dla Fatymy stałego pomieszkania w stepach. Jesienią 1826 r. kupiony został od mieszczanina w Dubowie nie wielki drewniany dom, który przeniesiony został do stepów, o wiorstę od teraźniejszego Namiotu Chana; w tém ciasném pomieszkaniu przepędziła Chańska rodzina zimę 1826 roku. Przedtém Dżangir, podobnie jak dawniéj jego ojciec Bukej, pierwszy władca wewnętrznéj kirgizkiéj ordy, przenosił się na zimę do południowej części stepów, nad brzegi morza Kaspijskiego, gdyż klimat tam jest daleko cieplejszy
(*) Głębokość śnregu ji<st rzeczą ważną wżyciu Kirgiza, gdyż od niej zależy utrzymanie jego stada, któro prze/, zimę także pasie się na otwartem polu i wygrzebuje sobie pokarm z pod śniegu.
i śnieg nie tak głęboki (*); dlatego zdaje się być rzeczą dziwną, dlaczego Dźangir obrał na swe pomieszkanie okolicę więcéj na północ posunioną, chłodniejszą i obfitą w śniegi. Dżangir miał w wyborze swoim nietylko zimę, ale też lato na względzie; wybraniem tego miejsca na stałe swoje pomieszkanie, chciał on dać przykład sułtanom i innym Kirgizom i tym sposobem założyć osadę, która dla podległéj mu kirgizkiéj ordy mogłaby służyć za punkt środkowy i być pierwszym krokiem do zaprowadzenia stałych osad. W takowym celu nie mógł zrobić lepszego wyboru. Miejsce bowiem wybrane dla Chańskiego namiotu jest prawie jedyném na całym obszarze stepów wewnętrznéj kirgizkiéj ordy, które posiada krynice i przez to zapewnia możność kopania studzien, co jest rzeczą bardzo ważną w kraju, całkiem ogołoconym z bieżącéj słodkiéj wody. Prócz tego znajdują się w pewnej odległości na północ obszerne jeziora słodkiéj wody, które mogą dostarczać napoju dla licznych stad kirgizkich koni, a zarosłe trzciną ich brzegi dostarczają obfitego zapasu materyałów palnych. Od wschodu ciągnął się wtedy dość wielki las, który zasłaniał osadę od wiejących prawie bezustannie na stepach wschodnich wiatrów i przed nawałem piasku z piasczystych okolic Rynu; solny grunt stron południowych przedstawiał obfity pokarm dla bydła; blizkość Wołgi, a przytém miast Czarnojaru, Kamyszyna i Saratowa zapewniał wiele korzyści dla handlu Kirgizów. Te to przyczyny skłoniły bez wątpienia Chana do wybrania tego miejsca.
Kiedy wiosną 1827 roku sprowadzonym był wszelki potrzebny materyał, Dżangir przystąpił do budowania obszernego domu z dwoma skrzydłami, które wtedy jeszcze nie były połączone z domem. Przed zimą budowla ta była skończoną i na Nowy Rok 1828 Chan już w nim mieszkał. Oprócz głównego domu wybudował kilka domów dla swojéj licznéj służby; za jego przykładem poszło wielu sułtanów i również tam osiadło. Jednakże rozszerzenie się osady szlo z początku powoli, tak, że po upływie pierwszych 14 lat było jeszcze tylko 41 domów. Ale od roku 1841 szybko zaczęła się ona powiększać, tak, że w lipcu 1846 r. było już tam ’89 domów. Szybki ten wzrost należy bez wątpienia przypisać ustanowionemu tam już 1833 roku jarmarkowi, który z początku nie był znaczny, ale coraz bardziej się rozwijał i z każdym rokiem coraz więcéj Kirgizów i obcych zwabiał.
Z pomiędzy 89 domów, 6 należy do Chana, 4 do rozmaitych sułtanów, 4 do Orenburgskich azyatyckich urzędników, 10 do mieszkańców rossyjskich, 13 do Tatarów kazańskich, 2 do Ormian, 5 do mieszczan astrachańskich, 41 do Kirgizów, 2 do uralskich i astrachańskich kordonowych kozaków. Przy wielu tych domach znajdują się kramy i składy towarów, które jednakże nie są stałe, ale się urządzają stosownie do potrzeb handlowych.
Namiot Chański przedstawia widok wsi rozciągającej się w prostéj linii na znaczną przestrzeń, w kierunku od wschodu ku zachodowi. Domy są dość regularnie zabudowane, tak, że z łatwością można znaleźć mieszkania i ulice; główna ulica idzie przez całą długość osady. Zabudowania tam są czworakiego rodzaju: pierwszy składa się z domów Chąńskich, drugi z drewnianych domów z 4, 5 lub 6 przedniemi oknami; trzeci z małych drewnianych domów z 2 lub 3 przedniemi oknami; i czwarty z murowanych domów z jedném lub dwoma oknami. Dom Chana jest obszerną drewnianą budowlą, która wygląda na murowaną, chociaż w istocie jest tylko obrzuconą wapnem, pobieloną i pokrytą zielonym żelaznym dachem, z rurami dla sprowadzania deszczowéj wody, co mu nadaje pozór murowanego gmachu. Front domu jest bardzo piękny, i składa się z pięciu, wyraźnie odznaczonych części, z których główna budowla zajmuje środek. Ta ostatnia ma 12 okien i w środku drzwi wychodzące na mały taras, zrobiony przed czterema środkowemi oknami. Nad tarasem i tejże saméj co on wielkości jest balkon, oparty na sześciu pięknych białych słupach, otoczony ozdobną drewnianą kratą i sześciu cienkiemi słupami, na których opiera się wystający nad balkonem dacii. Wszystkie okna Chańskiego domu są opatrzone zielonemi okiennicami. Z tarasu prowadzą szerokie schody z pięciu stopni na wysypaną piaskiem drogę, prowadzącą do meczetu. Wewnątrz domu znajdują się 33 pokoje, z których część zamieszkaną jest przez rodzinę zmarłego Chana Dżangira i dlatego niedo stępną jest dla ciekawości podróżnych.
Średnie skrzydło niższego frontu prowadzi do dość obszernego przedpokoju, a z niego do sali, mającéj cztery okna i szklanne drzwi, prowadzące na taras. Sala ta jest umeblowaną po europejsku, i najciekawszym z przedmiotów tam znajdujących się jest astronomiczny zegar, stojący na prawo od wejścia; ma on na sobie sztucznie wyrabiane z bronzu ozdoby i umieszczonym jest w małej komodzie z czerwonego drzewa, po któréj rogach są cztery globusy: ziemi, nieba i dwa księży
ca; mechanizm komody towarzyszył biciu zegara kurantową muzyką i wprawiał w ruch globusy księżyca.
Po prawej stronie w sali znajdują się drzwi, prowadzące do małego, także po europejsku przybranego bawialnego pokoju. Tu wisi w ozdobnych ramach portret Cesarza, również portrety Dżangira i jego syna Sakib Gieraja; ostatni dagierotypowany. W lewéj ścianie sali są także drzwi, prowadzące do małego o dwóch oknach pokoju, który od obu poprzedzających różni się wysokiém na pół arszyna podniesieniem ze strony okien. Na to podniesienie prowadzą dwa stopnie, i za życia Dżangira okryte ono było bogatemi perskiemi dywanami, na których leżała przy ścianie, po środku podniesienia, wielka aksamitna poduszka zzłotemi frendzlami i z takiemiż kutasami; nad poduszką wisiał na ścianie kosztowny dywan, a na nim w symetrycznym porządku miecze, szable i broń ognista, po obu zaś stronach okien kosztowne siodła i inna uprząż końska. Przy bocznych ścianach tego podniesienia stoją teraz dwie wązkie ale wysokie szafy z czerwonego drzewa, w których za szkłem przechowują się różne azyatyckie kolczugi, naramienniki, hełmy i inne wojenne przybory. Pomiędzy temi rzadkiemi i kosztownemi przedmiotami wpada szczególnie w oko piękny stalowy hełm, w kształcie baszkirskiéj czapki, ze złotém dźwirowaniem
W tym także pokoju, który się tu nazywa pokojem broni, stoją przy innych ścianach szerokie szafy z czerwonego drzewa, w których jest dużo porządnie rozłożonej rozmaitego rodzaju broni, strzelb, szabel, puginałów i t. d., a pomiędzy niemi niektóre bardzo kosztowne, jak np. dwie szable podarowane przez Cesarza, ze złotemi ozdobami i wysadzane drogiemi kamieniami. Z pomiędzy ognistéj broni, któréj Dżangir był wielkim lubownikiem, dwie sztuki szczególnie są zajmujące: jedna bardzo pięknej azyatyckiej roboty, szacowana na 1000 rub. sr., druga odznacza się swoją długością, wynoszącą prawie sążeń. W ogólności, zbiór ten, owoc wieloletnich starań, zawiera w sobie wiele rzadkiej azyatyckiej broni i jest największą osobliwością w Namiocie Chana.
Z pokoju broni drzwi leżące naprzeciw wejścia, wedle opisu professora Goebel’a, który za życia jeszcze Dżangira zwiedzał namiot Chana, prowadzą do pokoju o dwóch oknach, który równie jak sala, po europejsku jest umeblowany. Po śmierci Chana drzwi te zostały zamknięte, a pokój, do którego one prowadzą, przeznaczony został na miejsce obrad dla rady sprawującej interesa Bukejskiej Kirgizkiéj ordy. Także w lewém bocznem skrzydle jest podobna sala obrad, gdzie zbierają się sułtani, bejowie i starsi. Sala ta ma dwa okna, pośrodku stoi dość długi
stół, pokryty czerwonem suknem ze złotemi frendzlami i mający wokoło fotele z czerwonego drzewa. Na ścianie wisi portret Chana Dżangira w całej figurze, ze złotem wyszywaną baszkirską czapką (tiubetajką) na głowie, w zielonym aksamitnym kaftanie, który na kołnierzu, piersiach, brzegach pół i wyłóg bogato wyszywany jest zlotem; w lewéj ręce, ozdobionéj wielkim pierścieniem trzyma bogatą szablę a na ramionach ma zawieszony podszyty sobolami płaszcz z barakanu, podarunek Cesarza przy podniesieniu Dżangira na godność Chana.
Na dworze chańskiego domu można widzićć zajmującą rzadkość, tarpana, tojest małego, bardzo pięknego, dzikiego konia (eąuus hemionus); parę tych zwierząt, samca i samicę otrzymał Chan przed piętnastu laty w podarunku z Chiwy, ale samica dawno już zdechła, i pozostał tylko samiec, który stał się daleko bardziéj swojskim, niżeli nasz zwyczajny domowy koń. Najbardziéj zajmującą rzeczą w tarpanie jest jego upodobanie w igraniu; skoro go wolno puszczą, zastanawia się on prawie przy każdym przechodzącym, i powoli do niego przystępując zdejmuje mu czapkę; jeżeli ten co niesie, odbiera to od niego, a przeciwko temu, co tych żartów nie lubi, staje na tylnych nogach: z dziećmi biega w około, a czasem wyrządza im różne figle. Szczególnie ugania się za kobietami, których lubi głaskania i straszy ich często przez swe wesołe psoty. Żywość i zręczność tego małego konika są tak zadziwiające, że nikt z całej ordy nie śmie wsiąść na niego.
Przed frontem chańskiego domu jest niedawno jeszcze założony ogród, który długim czworobokiem wychodzi na otwarte pole. Ogród ten ze wschodniéj strony opasany jest piękną drewnianą kratą, od południa zaś i zachodu prostym parkanem z desek. Od południa przypiera do niego dość obszerna drewniana szopa, która mieści w sobie dywany, wojłoki i kibitki Chana. Ogród sam nie przedstawia nic osobliwego, jest on dość pusty, cały zarosły wysoką trawą i nie widać w nim ani jednego klombu; aleja tylko z brzóz idąca wzdłuż oparkanienia, dowodzi, że to miejsce nie jest zupełnie pustém. Ale w środku ogrodu jest chański meczet, najpiękniejsza budowla w osadzie, która oprócz ozdobnéj, całkiem europejskiéj architektury, tém jeszcze zasługuje na uwagę, że plan do niéj zrobiony został przez samego Chana Dżangira. Jest ona murowaną z cegły, wewnątrz i zewnątrz obwiedziona sztukaturą, pięknie wybieloną, i ma kształt podłużnego czworoboku, ;obróconego frontem ku północy. Front ten zwrócony ku domowi Chana, ozdobiony jest małym tarasem, nad którym wystający dach oparty jest na sześciu wielkich kolumnach jonickiego porządku. Przed czterema średniemi kolumnami są szerokie wschody o pięciu stopniach, i ztąd prowadzi piaskiem wysypana droga do głównego skrzydła Chańskiego domu. Południowa ściana téj budowli nie ma ani tarasu ani słupów; pośrodku jéj tylko jest półokrągłe podniesienie, przykryte téż półokrągłym dachem, w którem zrobiona framuga, a po obu jej stronach dwa okna, przez które wchodzi światło do świątyni od południa. Każda z bocznych ścian ma po siedm okien, z których przed pięcią środkowymi stoi po sześć kolumn, podobnych do frontowych, stojących także na tarasach i podpierających wystający dach: tym sposobem meczet zrobiony jest w kształcie krzyża. Pokrycie jego jest z żelaznych blach, zielono pomalowanych. Pośrodku dachu wznosi się bardzo piękny Minaret, ktorego niższa część jest szerszą, kwadratową, wyższa zaś węższą sześciokątną, mającą kopułę opartą na sześciu słupach; wierzchołek jéj ozdobiony wyzłacauą kulą, z małym złoconym szpicem na wierzchu, mającym na sobie półksiężyc. Z Minaretu odkrywa się wspaniały widok na osadę i jéj okolice.
Przechodzimy teraz do innych budowli, a mianowicie tych, co mają 4, 5 lub 6 okien od frontu. Są one po większéj części drewniane, bez podmurowania, obite najczęściéj deskami, z wysokiemi drewnianemi dachami. Wewnątrz są wykładane sztukaturą, i zawierają w sobie pięć lub sześć małych, zwykłe po europejsku umeblowanych pokoi, a u niektórych azyatyckicłi tylko właścicieli, wysłanych dywanami. Do domu prowadzi zwykle dwoje wschodów, oboje z dziedzińca, z których bliższe bramy jest paradném wejściem; dwa tylko czy trzy domy mają wejście od ulicy. Przy dornie jest zwykle obszerny, parkanem otoczony dziedziniec, mieszczący w sobie pomieszkania dla sług, a niekiedy téż małe boczne skrzydła. Sadów i kwiatowych ogrodów tu nie znają, ale za domami są dość obszerne tylne dziedzińce, w których się przechowuje bydło. Do trzeciego rzędu budowli należą domy o dwóch lub trzech frontowych oknach. Te, z wyjątkiem pięciu czy sześciu ormiańskich i rossyjskich, są własnością kazańskich i orenburskich Tatarów, i dlatego całkiem w azyatyckim guście są zbudowane. Równie jak poprzedzające są one bez podmurowania i nie obite deskami. Wiele z nich ma przed frontowemi oknami wązki kawałek ziemi otoczony drewnianą kratą i najczęściéj wyłożony murawą, a rzadko zasadzony krzewami i młodemi drzewami. Wewnątrz tych domów znajdują się dwa, niekiedy trzy pokoje, które tu i owdzie wymalowane są olejną farbą w kwadraty zielone i jasno lub ciemno-błękitne. Dziedziniec, oprócz domów przeznaczonych, mieści w sobie najczęściéj składy drzewa i magazyny;
często téż bywa pokryty błotną trawą, i latem zamieszkany przez mnóstwo małych kretów, które w niezliczonéj liczbie przez niespójną podłogę i otwarte drzwi wciskają się do mieszkań, gdzie łowią muchy i niszczą je w znacznéj liczbie, a ztąd przez mieszkańców są cierpiane.
Nakoniec winniśmy dać wyobrażenie czwartego rzędu domów, tojest murowanych z jedném lub dwoma frontowemi oknami. Nim jednak przystąpimy do ich opisania, zobaczmy z jakiega materyału są one zbudowane i jak ten materyał bywa przygotowanym. Ponieważ w okolicach namiotu chańskiego ani w innych stronach Kirgizkich stepów nic ma ani granitu, ani wapna, ani marmuru, z których można byłoby kamienie ciosać i domy budować, a nawet gdyby powyższe materyały posiadali, Kirgizi nie umieliby ich użyć; przeto, na sposób europejski, używają cegły do budowania swych domów: ale ponieważ materyał użyty do ich robienia jest inny niżeli u nas, cegły ich różnią się całkiem od naszych. Materyałem tym wprawdzie jest glina, ale ta na stepach połączoną jest z wielką ilością piasku, tak, że braknie jej potrzebnego stopnia spójności. Tam gdzie jest mało piasku w glinie, zastępuje go sól kuchenna, i miejsca takie tworzą tak nazwane sołonczalci. które gdy są wilgotne i grunt pod niemi miękki, zowią się solnemi błotami, czyli Chak. Z tych dwóch gatunków gliny, używają do robienia cegieł ostatniego, gdyż ta zawiera w sobie jeszcze tyle spójności, że można jéj nadać dowolną formę. Można byłoby także do robienia cegły użyć marglu, który obficie znajduje się w okolicy góry Bogdo; ale Kirgizi w pobliżu namiotu chańskiego znaleźli solne błoto, nie troszczą się więc o inny, daleko lepszy materyał.
Przygotowanie cegieł odbywa się nad brzegiem małego jeziorka, które wkracza aż w ulice miasta; ale ponieważ na brzegach nie widać ani pieców, ani szop, żaden technolog nie mógłby się domyślić, że tam się znajduje fabryka cegieł, gdyż Kirgizi umieją je robić bez żadnych pieców. Cegły te są trzy razy większe od naszych i robią się następnym sposobem: na wschodniém wybrzeżu wspomnionego jeziora wykopanych jest cztery lub pięć niewielkich dołów niedaleko od brzegu; w każdym z tych dołów Kirgiz miesi nogami wilgotną glinę, przylewa do niéj wedle potrzeby wody i dodaje pewną ilość świeżéj trawy. Glina potém przenosi się na północny koniec osady; ma ona wtedy kolor światłoszary i smak dość słony. Stopień jéj spójności nie jest wielki i dlategoto Kirgizy muszą mieszać do niéj wilgotną trawę. Na ten cel używają trawy nie byle jakiéj, ale wybierają taką, która przy licznym rozroście, nie ma wielkich i szerokich ździebeł. Wybierają do tego szcze-
Podrót* Humboldta. Od. II, t. II. 22 gólnie różne gatunki piołunu, w który okolica jest bardzo obfitą.. Po należytem wygnieceniu téj mieszaniny gliny, piasku, trawy i soli, oddają ją robotnikowi, który za pośrednictwem drewnianéj formy robi z niéj cegły, i te na przeznaczonym na to osobnym placu ustawia w rzędy, tak żeby każda cegła stała osobno, i nie dotykała się obok stojącéj. W tych rzędach trudno jest znaleźć cegłę, która pod względem kształtu byłaby nienaganną, ale nie jest to winą robotnika, tylko mieszanéj do gliny trawy, która przy wyjęciu cegły z formy, wystaje z boków i rogów jéj, i czyni ją często całkiem nastrzępioną. W czasie gorąca słonecznego do 40°, świeże cegły bardzo prędko wysychają; ale operacya ta rzadko przychodzi do skutku bez jakich nieprzyjemnych dla przedsiębiercy wydarzeń: jużto swawolne dzieci wbiegą na plac, jużto zabłąka się tam owca, krowa lub koń, a każde z nich zostawia głębokie po sobie ślady; niekiedy zawieje gwałtowny wicher i naniesie dużo piasku, oraz śmieci, a nie rzadko się zdarza, że niespodzianie obfity deszcz nastąpi, i ciężką pracę Kirgizkiego robotnika zamieni w płynne błoto. Ale po doznaniu takowych nieszczęść, wzdycha Kirgizki robotnik, narzeka i zaczyna swoją pracę na nowo, nie przypuszczając nawet możności postawienia jakiéj szopy, albo przynajmniéj ogrodzenia płotem.
Po wysuszeniu cegły, powinnoby było nastąpić jéj wypalenie, ale działanie to u Kirgizów nie może się uskutecznić z dwóch przyczyn: najprzód, z powodu mieszania do cegły takiéj ilości trawy, że po wypaleniu porobiłyby się w niej szpary, które zrobiłyby cegłę całkiem nieprzydatną do użycia; powtóre, że zbywa na materyale palnym; możnaby wprawdzie sprowadzać drzewo Wołgą, ale jest ono tak drogie, a Kirgizi, stawiający sobie podobne murowane domy są tak biedni, że całkiem rzeczą niepodobną jest dla nich dostać drzewa. Przeto Kirgiz wysuszone swe na słońcu cegły niesie na suche piasczyste miejsce, którego tam nie brak, kładzie cegły poziomo, przewraca je razy kilka na słońcu i należycie wysusza; wtedy zdatne są już do użycia. Nim przystąpią do murowania, oczyszczają plac z trawy i śmieci, i nakładają nań gliny, którą depcą i równają, robiąc tym sposobem podłogę przyszłego domu. Po tém działaniu, które u nas jest ostatnie, zaczyna się wyprowadzenie murów, o dwóch, trzech, czterech cegłach szerokości, wedle możności budującego. Cegły kładą się poziomo szerszym bokiem i przekładają się wilgotną gliną, któréj tak dużo do tego używają, że dom zdaje się być raczéj zlepiony z gliny, niżeli złożony z cegieł. W oknach i drzwiach cegła utrzymywaną bywa cienkiemi deskami. Pułap rzadko bywa z desek, które tu są za drogie; zastępują ich miejsce najczęściej cegły gliną zlepione, które się kładą na drewniane wiązanie z cienkich żerdzi, których końce opierają się na bocznych ścianach. Dach zwykle bywa z kory drzewnéj, rzadko z cienkich desek, a niekiedy całkiem go nie dają. Wewnątrz bywa jedna i to często bardzo mała izba z ruskim piecem, albo tylko z flizami, w które wprawiony jest kocioł.
Takie murowane domy są istotnie parodyą naszych, ale jest téż ich bardzo mało: tylko siedm. Trudno nawet przypuścić, żeby się ich liczba powiększyła, gdyż nie zdołają one oprzćć się ulewnym deszczom, wtedy bowiem tworzą się na nich z początku wielkie ścieki, potém dom powoli się podmywa, wreszcie upada i zamienia się w bezkształtną kupę błota. Latem 1846 roku, który był bardzo dżdżysty, zdarzyło się tego kilka przykładów.
Ludność osady, chociaż obrała stałe siedlisko, nosi na sobie piętno koczującego ludu. Wiosną podczas jarmarku przybywa jéj przez napływ cudzoziemców i Kirgizów; po jarmarku zmniejsza się do połowy w porównaniu z porą zimową, gdyż znaczna część żyjących tu Kirgizów i Tatarów, przynajmniéj latem, prowadzi życie koczownicze. Czasu jesiennego jarmarku.powiększa się znowu liczba ludności, ale mniéj niżeli wiosną; zimą powraca do zwykłéj liczby, tojest, około 500 dusz. Pomiędzy niemi znajduje się 29 kupców, z których wszyscy mają w obrocie od 30 do 40, 000 rub. sr.; ale jeden z nich obraca kapitałem 23, 000 rubli, reszta więc zajmuje się bardzo drobnym handlem. Jednakże mała ta osada jest w swoim rodzaju dość ważnym handlowym punktem. Powyższe cyfry nie dają wprawdzie wielkiego wyobrażenia o bogactwie ordy, i dlatego nie można się dziwić, że drzewo, które sprowadza się Wołgą, używa się jako materyał palny w jednym tylko domu, tojest, Chana; inni muszą przestawać jużto na pewnym gatunku trawy, kiedy jesienią po opadnięciu kwiatu i liści pozostaną z niej tylko suche łodygi, jut Mzykiem, tojest, nawozem, szczególnie krowim; ostatniego używają częścią w naturalnym stanie, częścią mieszają go z wyżéj wspomnioną trawą i wytłaczają w formach jak cegły. Zwyczaj ten z resztą nie jest używany tylko u Kirgizów; prawie wszyscy Małorossyanie nad Wołgą, oraz cała gubernia Chersońska i wiele iunych okolic przygotowują swój palny materyał tymże samym sposobem. Dla ułatwienia stosunków handlowych zaprowadzone są, jak już wspomnieliśmy, dwa jarmarki, z których pierwszy i znaczniejszy zaczyna się między 20 kwietnia a 1 maja, według tego jak zimno krócéj lub dłużej trwa, a kończy się 1 czerwca; jesienią odbywa się przy końcu września drugi i trwa tylko 6 do 7 dni; dawniej odbywały się te jarmarki w kirgizkich kibitkach na otwartem polu; ale Chań Dżangir wybudował na krótki czas przed swoją śmiercią, o cztery wiorsty od swego obozu, wielki dom kupiecki z drzewa, zawierający w sobie 235 bud. Do roku 1845, dom ten był wystarczającym, ale od tego czasu handel tak się podniósł, że wielu kupców musi znowu uciekać się do kibitek. Dla utrzymania porządku znajduje się sztaboficer korpusu żandarmów z Astrachanu, mniejsze zaś zachodzące spory ułatwia, Bazar-Sułtan. Liczba Kirgizów przybywających tu na jarmark wynosi zwykle od 2 do 5, 000, bydło zaś, które przypędzają na przedaż, znajduje się często 70, 000 baranów i 12, 000 koni; przytem jesienny jarmark, chociaż pod innemi względami mniéj znaczący, pod względem przedaży bydła i tłustości jest daleko ważniejszy. Tłustość przedaje się tu w wielbłądzich żołądkach. W roku 1846, liczba obecnych na jarmarku wynosiła do 4, 000 osób; pomiędzy temi dwie trzecie Kirgizów i jedna trzecia cudzoziemców, po większéj części Rossyan z miast Nadwołżskich i ich okolic, oraz Tatarów, Ormian, Kałmyków, Truchmenów i Chiwińców.
Obóz Chana leży na całkiem płaskim, gliniasto piasczystym, po części solą przeciekłym gruncie. Ku północy grunt ten jest całkiem suchym i zawiera jedno tylko nam znane małe jezioro; ku południowi zaś, tuż na granicy osady jest wielkiém, małemi wzgórzami pokrytem błotem, w którém mieszka dużo dzikiego zwierza, które nie będąc napastowane przez mieszkańców osady, nadzwyczaj się rozmnażają. Za tém błotem dalej ku południowi ciągnie się więcéj suchy i wynioślejszy grunt, a daléj jeszcze niezmierna płaszczyzna solnéj kotliny, która w porze dżdżystéj całkiem się pokrywa bardzo słoną wodą i nosi nazwanie Sur; w czasie zas upałów letnich na powierzchni całkiem wysycha, i wtedy zowie się Chale. Powiadam na powierzchni, gdyż w istocie Chalci są ciągle wilgotne, a nawet tak grzązkie, że zabłąkane tam bydło całkiem zapada i ginie. Przed dwunastu laty stado około 1, 000 koni wpadło na zdradliwą powierzchnię jednego chaku, i całkiem pogrążone zostało w solném błocie. Wypadek ten daje poznać także, że wilgotna warstwa Chaku musi mićć znaczną bardzo głębokość. Na zachód od namiotu Chana grunt na 6 wiorst jest piasczysty, tu i owdzie pokryty dość wielkiemi piasczystemi nasypami, między któremi wiosną znajdują się głębokie doły, pełne śniegu i wody deszczowéj. Za tym piaskiem ciągnie się twardy, gliniasto-piasczysty grunt, o dziesięć wiorst od namiotu przerznięty długim, głębokim i wązkim wąwozem, zwanym Jurylc czyli Jeryk. Na tym wąwozie znajduje wędrowiec zimą i latem wązki ale łatwy do przebycia most; na początku zaś wiosny szczątki jego tylko dają się widzićć, gdyż woda wiosenna całkiem rujnuje ten jedyny most w stepie Bukejskich Kirgizów. W roku 1846, który się oznaczał zalewami i obfitym wiosennym dżdżem, wspomniony Jaryk napełniony był w kwietniu całkiem prawie mętną wodą mocno słonego smaku, a po jéj zielonawo-szaréj powierzchni pływał na linie płyt, zastępujący miejsce mostu, ale tak mały, że podróżnego, konia i powóz musiano przewozić poosobno.
Na wschód, tuż za ostatniemi domami osady rozciąga się niezmierna, piasczysta płaszczyzna, która szerokim pasem ciągnie się przez cały step, ku południo-wschodowi, zwracając się tylko nad morzem Kaspijskiem ku zachodowi. To morze piasków zowie się Barchany czyli Ryn-pieski. Wszystkie te ryny składają się z dość wielkich piasczystych pagórków, pomiędzy któremi znajdują się szerokie i głębokie, gęstą pastewną trawą pokryte doliny. Kirgizy dzielą te piasczyste okolice na dwanaście części czyli okręgów, mających osobne nazwania. Okręgi te dostarczają latem obfitej paszy dla bydła, a zimą służą za obozowisko dla samych Kirgizów, którzy tu w głębi dolin, zasłonieni piasczystemi pagórkami od burz i wiatrów, rozbijają swe namioty; chłody nawet w tych miejscach nie tyle dają się uczuć, co w wyżéj położonych okolicach. Dlatego napotykają się często w dolinach rynów latem regularne koła na ziemi, ogołocone z trawy: są to ślady stojących tu zimą Kirgizkich kibitek.
Im bardziéj zbliżamy się do namiotu, tém piasczyste wzgórza są mniejsze i rzadsze, ale jednakże tak liczne, że idąc przez Ryn-pieski, zda się, że przechodzimy pomiędzy mnóstwem kurhanów, a gdy patrzymy na nie z minaretu meczetu, wyglądają one jak fale rozhukanego morza. Wysokość pagórków jest rozmaita od jednego do dwóch sążni i więcéj, kształt ich ostrosłupowy z tępo zaokrąglonemi wierzchołkami. Piasek tych pagórków ma kolor światły, czerwono-żółty, jest on zupełnie czysty i zawiera w sobie znaczną ilość rozmaitych muszli morskich. Na wierzchu pagórki te są zupełnie płaskie, na stokach faliliste i tak lekkie, że ustępują przed najlżejszym wiatrem lub najmniejszem uderzeniem innego jakiego ciała. Powierzchnia ich jest zwykle obnażoną, tam tylko, gdzie pagórki te tworzą rozciągającą się wzdłuż wyżynę, napotykają się małe krzaki ciemno-czerwonéj wierzby (salix fusca), białoliściastéj topoli (populus albus) i żółtokwitnącéj dzikiéj winnéj latorośli (clematis glauca). Więcéj lub mniéj głębokie doliny pomiędzy wzgórzami pokryte są zwykle gęstą błotnistą trawą, a niekiedy zalane wodą.
Piasek wzgórzy zewnątrz jest całkiem suchy, ale suchość ta, pomimo największych upałów, sięga do mało znacznéj głębokości, bo nie więcéj jak na dwa cale. Pod tą cienką suchą warstwą leży wilgotny piasek, który im głębiéj, tém więcéj przesiąkły jest wodą; obfitość jéj w piasczystych wzgórzach tak jest znaczną, że dość jest wykopać małą jamkę, a w pół godziny napełni się ona do połowy najczystszą źródlaną wodą. Z téj obfitości wody korzystają tutaj dla kopania studzien, które się robią bardzo prostym sposobem: bierze się rozeschła, do użytku już nieprzydatna beczka, stawi się w piasku w miejscu nizkiém i płaskiém, a po dwunastu godzinach napełnia się ona najświeższą wodą; skoro się woda ta przez długie stanie zepsuje, wylewają ją, a natomiast napływa świeża.
Działanie wiatru na piasczyste wzgórza jest bardzo wyraźne: zwiewając z nich piasek, zmienia on ich kształt i wielkość, a z czasem przenosi je zupełnie na inne miejsce. Najlepszy dowód, jak silném jest to działanie, przedstawia historya chańskiego namiotu. Przed założeniem téj osady, a nawet w pierwszych leciech jéj istnienia, Ryny leżały o 14 wiorst ku wschodowi, a pomiędzy niemi i namiotem, według twierdzenia starych ludzi, znajdował się dość wielki las, któremu piasek przeszkadzał posuwać się daléj ku zachodowi. Ale użycie drzewa do budowania i na opał sprawiło, że las ten wkrótce całkiem zniszczony został, i wnet okazały się nieprzyjemne tego skutki, gdyż Ryny pędzone wiatrem coraz więcéj zbliżały się do namiotu, i teraz nagromadzony piasek dochodzi prawie wysokości otaczających osadę murów, a nawet wiatr zanosi piasek do wnętrza dziedzińców. Prócz tego, piaski nagromadziły się w południowéj i południowo-wschodniéj okolicy namiotu. Ostatnia, równie jak zachodnia ma dużo wielkich dołów, które wiosną napełniają się wodą, pozostającą w niezbyt suchych latach aż do zimy. Tu także daje się postrzegać dość rzadkie zjawisko; woda w dołach, która wiosną jest zupełnie czystą i słodką, powoli odmienia kolor i smak, tak, że w lipcu jest już ciemno-kawowego koloru i dosyć gorzkiego smaku. Nie przeszkadza to jednak mieszkańcom Namiotu kąpać się w tych stawach, i jak oni twierdzą, ta ciemno-brunatna woda jest dla nich bardzo zdrową.
Nim opuścimy te piaski i przejdziemy do północnych okolic Namiotu, chcemy zwrócić uwagę czytelnika na temperaturę tych piasków. W roku 1846 zrobiłem dużo w tym względzie postrzeżeń. Rozpatrywałem na tych pagórkach wyższą warstwę, potém temperaturę w nich na 6, 8 i 10 cali głębokości. Jest chwila, w któréj temperatura wyższéj
warstwy odpowiada temperaturze atmosfery, tojest, w czasie wschodu słońca 6 lipca, o godz. 4 min. 21. Chwila ta szczególnie tém zasługuje na uwagę, że równość temperatury nie rozciąga się na całą massę piarżystego pagórka, ale na 8° głębokości jest o 4° wyższą, na 10° zaś tylko o 2°. Im wyżéj wstępuje słońce, tém więcéj ociepla się atmosfera i piasek, ale piasek jest wtedy o 2° cieplejszym od powietrza, tak, że o godzinie 12 dochodzi 37°; ale wtedy ciepło im głębiéj, tém się zmniejsza, a o godzinie 12 na 6“ głębokości ma tylko 26°, na 8° zaś tylko 22’/2° ciepła; zmniejszenie to idzie z początku bardzo szybko, późniéj, im głębiéj, tém powolniéj. Od godziny 12 do 2 temperatura piasczystych wzgórzy prawie jest niezmienną, gdyż piasek utrzymuje w sobie długo nabyte ciepło, pomimo, że temperatura atmosfery zniży się o 3°. Do godziny 7 wieczorem atmosfera i piasek dość jednostajnie się oziębiają, ale atmosfera ciągle o 2° jest zimniejszą.
Na północ Namiotu leży bardzo równy step z gruntem piasczystogliniastym. O dziesięć wiorst [od namiotu leżą na tym stepie dwa czy trzy jeziora słodkiéj wody, z których większe długie jest na dwie wiorsty i zowie się u Kirgizów Czulak-Kopa. Jezioro to w połowie jest czyste, w połowie pokryte szlamem i trawą, i jest ulubioném siedliskiem gęsi, kaczek i innego wodnego ptastwa. Starzy ludzie zapewniają, że brzegi tego jeziora były dawniéj zarosłe gęstą i wysoką trzciną, w któréj dziki miały swoje schronienie, ale trzcina ta przez pożar została oddawna zniszczoną.
Na północo-zachód od Namiotu Chańskiego, o 110 wiorst od Kamyszyna, a 180 od Saratowa, jest inny obóz, znany pod nazwiskiem Letniego obozu Chana-, był on przed ośmiu laty również założony przez Chana Dżangira. Leży on nad rzeczką Torgunem, i składa się z dziewięciu drewnianych domów, przeznaczonych na letnie mieszkanie, gdyż w nich nie ma pieców. Przy jednym z tych domów znajduje się téż owocowy ogród.
Charakterystyczny opis, który podaje Ilansteen, daje nam poznać bardzo dokładnie domowe życie zmarłego Chana. Pewnego dnia po południu, powiada 011, zaprosił nas Chan do swojego pokoju na herbatę. Kiedy usiadłem z nim na sofie, zapytałem go, czy znajduje jaką charakterystyczną różnicę pomiędzy naszemi a rossyjskiemi rysami twarzy, tak jak my znajdujemy różnicę pomiędzy nimi a Rossyanami. Po przypatrzeniu się nam przez czas jakiś odpowiedział, że znajduje. Zapytałem potém Chana przez Kareliua, czy zrobiłoby mu to przyjemność, gdybyśmy pokazali przednim niektóre ćwiczenia gimnastyczne, na
przykład taniec wieśniaków norwegskich i tym podobne. Chan z wielkiém zadowoleniem przyjął to oświadczenie. Przyniesiony więc był fortepian, który przed południem starałem się nastroić jak mogłem. Potrzebowałem potém flaszy, położyłem ją na dywanie rozesłanym na ziemi i usiadłem na niéj tak, że szyja flaszy obróconą była ku nogom; przytém prawa moja stopa opierała się na ziemi, lewa zaś na wielkim palcu prawéj nogi. W tém balansowém położeniu wziąłem w każdą rękę po srebrnym lichtarzu z jarzącemi świecami, z których jedna była zapaloną, druga zaś, bez żadnego oparcia się na ziemi, musiała być od tamtéj zapaloną. Po kilku daremnych próbach, udało się mi wreszcie tego dokazać. Tauke, starszy przyrodni brat Chana, starał się tę sztukę naśladować, robiąc potém różne pocieszne giesta. Po upuszczeniu pokilkakroć już jednego już drugiego lichtarza na ziemię i zgaszeniu świćcy, wetknął ją do nosa i w największéj złości zaczął się z nią tarzać po ziemi. Późniéj balansowałem się opartym będąc jedną ręką o krzesło, z podłożonemi nogami przeskoczyłem przez poręcz jego, szedłem na rękach, dałem koziołka wprzód i w tył, i zrobiłem tak nazwany skok raczkiem. Wiele z tych sztuk naśladował szczęśliwie porucznik Due; ale Sułtan Tauke chcąc także je naśladować pobudził wszystkich do największego śmiechu. Był on nizki, krępy, szerokich ramion i z wielkim brzuchem. Żeby być swobodniejszym w rucbach przy tych niezwykłych dla niego ćwiczeniach, zdjął swój kaftan. Mieliśmy wtedy przed sobą zupełny obraz europejskiego pajaca: krótki manszestrowy kaftan spadał na jego grube uda pokryte szerokiemi płóciennemi majtkami; na nogach miał proste buty z długiemi cholewami, na głowie zaś śpiczastą czapkę. Przy każdéj swéj niezgrabnéj próbie, którą jednak czynił z nadzwyczaj komiczną postawą, rzucał się naprzód głową, i wtedy spadała mu śpiczasta czapka z gładko ogolonéj głowy, przyczém Chan śmiał się do rozpuku. Byłato dla nas wszystkich nadzwyczaj pocieszna scena. Kiedy Kirgizi, zebrani w wielkiej sali, posłyszeli tę wrzawę, zebrali się u drzwi Chańskiego pokoju, i wspinając się jeden na drugim starali się spostrzedz co się tam dzieje, a zobaczywszy, kładli się od śmiechu, czém większą jeszcze wesołość w nas obudzali. Poprosiłem nakoniec porucznika Due, ażeby zasiadł do fortepianu i zagrał piękny norwegski halling, taniec. Będąc jeszcze w szkołach widziałem niekiedy podczas jarmarku włościan tańczących hallinga, i nauczyłem się niektórych z jego sztucznych skoków. Probowąłem więc, o ile możności naśladować je. Kiedy skończyłem ten taniec, Karelin zbliżył się do mnie i prosił, żebym go jeszcze raz powtórzył. Zapytałem go o przy-
23
czynę tej prośby; odpowiedział mi, że jej powiedzieć nie może, ale jest bardzo ważną. Rozpocząłem tedy na nowo taniec i postrzegłem w ciągu niego, że drzwi od pokoju Chanowej Fatymy były tylko przymknięte, a nawet w ciemnym pokoju dostrzegłem odblask białéj postaci. Nazajutrz opowiadał mi Karelin, że Chanowa kazała postawić krzesło przy samych drzwiach i przez rozemknięte nieco drzwi przypatrywała się potajemnie przez cały czas norwegskiemu tańcowi, który się jéj bardzo podobał.
Co się tycze Humboldfa i towarzyszów jego podróży, ci, z nastaniem zimy, tak spiesznie odbywali dalszą swą drogę, że nie mogli zwracać uwagi na otaczające ich przedmioty. Przez Woroneż, Tułę i Moskwę przybyli do Petersburga, gdzie zabawiwszy cztery tygodnie, powrócili w dobrém zdrowiu do Berlina, 28 grudnia 1829 r., po dziewięciomiesięcznéj prawie nieobecności.
KONIEC.
Podróże Humboldta, Od. II, t. It.
SPIS RZECZY
ZAWARTYCH W TOMIE DRUGIM ODDZIAŁU DRUGIEGO.
KSIĘGA DRUGA.
Stron.
ROZDZIAŁ I. — Wyjazd z Orenburga Przybycie do Uralska. — Uralsey Kozacy. — Polów ryb na Uralu 1
ROZDZIAŁ II. — Wyjazd z Uralska. — Siarczane, asfaltowe i solne źródła w okolicy między Tokiem i Sokiem. — Siarczana góra nad Wołgą. — Wolsk.... 15
ROZDZIAŁ III. — Kiemieccy koloniści nad Wołgą ’23
ROZDZIAŁ IV. — Jezioro Elton 42
ROZDZIAŁ V. — Kolonia llernhutów w Sarepcie. — Zbiory pana Zwick. — Ruiny Tatarskie nad Achtubą. — Źródła mineralne Sarepty. — Jenotajewsk. —
Świątynia Kałmycka na drodze do Astrachanu 56
ROZDZIAŁ VI. — Nizina Wołgi. — Ormianie. — Jurtowi Tatarzy. — “Kozacy Astrachańscy. — Iiałmycy 63
ROZDZIAŁ VII. — Audyencya u Księżnej Kałmyckiej. — Bałwochwalcza świątynia Kałmyków 04
ROZDZIAŁ VIII. — Przybycie do Astrachanu. — Ludność mieszana. — Opisanie miasta. — Winnice. — Katedra. — Domy kupieckie: perski i indyjski. — Na-
boż ństwo Hindusów. — Fakir. — Bal ormiański 109
ROZDZIAŁ IX. — Wycieczka do morza Kaspijskiego. — Ujście Wołgi. — Parowe statki na Wołdze. — Wyspa Biruczykassa z niższą kwarantanną. — Żegluga po morzu Kaspijskiém. — Latarnia morska na wyspie Czetyre Bugry. —
Rybołowstwo na Wołdze. — Nizkie położenie morza Kaspijskiego 137
ROZDZIAŁ X. — Odwiedziny księcia kałmyckiego Sered-Dżaba. — Równia morza
Kaspijskiego 155
ROZDZIAŁ XI. — Obóz Chana wewnętrznej kirgizkiej ordy. — Powrót do Berlina 162
SPIS RZECZY
ZAWARTYCH W TOMIE PIERWSZYM ODDZIAŁU DRUGIEGO.
KSIĘGA PIERWSZA.
Stron.
ROZDZIAŁ I. — Powód do tej podróży. — Wyjazd z Berlina. — Uwagi nad bursztynem. — Przybycie do Petersburga. — Newa 1
ROZDZIAŁ II. — Wyjazd z Petersburga. — Sposób podróżowania. — Wsie rossyjskie. — Wałdaj. — Moskwa. — Włodzimierz. — Niżny-Nowgorod. — Podróż wodna po Wołdze. — Kazań. — Ruiny Bołgaryi. — Saban Tatarów. — Wo-
tiaki. — Przedgórza Uralu. — Ekaterynburg 31
ROZDZIAŁ III. — Ekaterynburg. — Mennica. — Chemiczne laboratorynm. — Szli-
fiernia kamieni. — Wycieczki do najbliższych okolic Ekaterynburga 80
ROZDZIAŁ IV. — Wyjazd z Ekaterynburga. — Newjansk, żelazne huty, kopalnie i płókalnie złota. — Niżnie-Tagilsk, Magnesowa góra Blagodat. — Płókalnia w Bissersku, dyamenty. — Niżnie-Turynsk. — Bogosławsk, płókalnie złota, miedziana k palnia Turynska. — Werchoturye. — Kopalnie drogich
kamieni w Mursinsku 99
ROZDZIAŁ V. — Wyjazd z Ekaterynburga. — Powolna wschodnia spadzistośd gór — Początek sybirskich równin pod ICamyszłowem. — Tiumen. — Tobolsk: położenie miasta, widok na wysoki brzeg Irtyszu. — Stepy Barabińskie. — Sybirska zaraza. — Podwójne przebycie rzeki Ob: pod Bergskiem i poniżej Barnaulu. — Przybycie do Bamaułu 127
ROZDZIAŁ VI. — Teraźniejszy stan i historya Ałtajskiego górnictwa. — Wydobywanie srebra w całej Rossyi. — Muzeum i szmełcamie wBarnaule. — Sposób działania w hutach. — Wężowa góra. — Wycieczka do szlifierni kamieni w Koływansku. — Podróż do kopalni srebra w Riddersku i Krukowska. Twierdza Ustkamienohorsk. — Lądowa droga do Buchtarminska. —
Kopalniasrebra w Syrjanowsku. — Kamieńszczycy. — Gorące źródła w okolicach Berela. — Bielucha, najwyższa góra na Ałtaju. — Odwiedziny chińskiego posterunku Baty. — Powrót do Buchtarminska i po Irtyszu do Ust-k3mienohorska.
ROZDZIAŁ VII. — Podróż z Ałtaju do południowego Uralu. — Wyjazd z Ustkamienohorska. — Linia kozacka na prawym brzegu Irtysza. — Miedziano kopalnie nad Szulbą i Ubą. — Przeprawa na lewy brzeg Irtysza pod Szulbińskiem. — Semipalatynsk. — Solne jeziora Jamyszewskaja i Korjąkowskaja. — Omsk. — Iszyraskie stepy
Stron.
ROZDZIAŁ VIII. — Miąsk. — Wycieczka do płókalni złota w wyższej dolinie Miasy. — Wycieczki do gór Ilmeńskich. — Podróż wzdłuż Uralu do Złatousta. — Wstąpienie na Taganai. — Powrót do Miaska przez Kysztymsk... 211 ROZDZIAŁ IX. — Wyjazd z Miaska. — Góra Auszkul i jej okolice. — Kopalnie miedzi Poliakowska i Kiriabinska. — Werchnie-Uralsk. — Droga wzdłuż rzeki Uralu. — Łomnie jaspisu w Orsku. — Przerwa Uralu. — Orenburg. — Zabrane znajomości. — Tak naiwane aerolity Sterlitamaku. — Kopalnia soli
Ileeka. — Zabawy Kirgizów
ROZDZIAŁ X. — Wyścigi konne we wsi Kałmyckiej
ROZDZIAŁ XI. — Stepy pomiędzy niższym biegiem Uralu i Wołgi. — Piaskowe góry Rynpieski. — Słone jeziora i kałuże. — Stepowe rzeki. — Góry i kamienne pokłady stepów. — Droga przez stepy i około nich do Astrachanu 254
(**) Prelekcye te, które Humboldt miał w Berlinie od 3 listopada 1827 r. do 2(5 kwietnia 1828 r., tworzą pierwszy zarys jogo Kosmosa.
(*) W leciech też 172fc’, 1752 i 1777, miały miejsce bardzo wysokie i szkodliwe zalewy.
(**) Zob. Archiwum Erman’a, tom IX.