Dwaj poeci (Balzac, 1930)/Od tłumacza

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł Od tłumacza
Pochodzenie Dwaj poeci
Wydawca Bibljoteka Boya
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Współczesna
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OD TŁUMACZA

Powieść niniejsza jest pierwszym ogniwem cyklu, który znowuż stanowi jakgdyby kręgosłup Komedji Ludzkiej Balzaka, łącząc jej mniej lub więcej luźne żebrowania. Miałem już sposobność zaznaczyć, jak bardzo zyskuje dzieło Balzaka na ujęciu go z perspektywy całości; to iż w ostatnich dziesiątkach lat w Polsce genialny ten pisarz budził tak słabe stosunkowo zainteresowanie, ma niewątpliwie przyczynę w okoliczności, iż dawniejsze polskie wydawnictwa w osobliwy sposób pominęły właśnie te utwory, które pozwalają skupić świat Komedji Ludzkiej w organiczną całość. Jakgdyby zgodnie z poglądami Balzaka na potężną rolę myśli w całokształcie zjawisk, tłem, na którem się rozwija ten centralny niejako cykl powieści — Dwaj poeci, Stracone Złudzenia, Cierpienia wynalazcy[1] — jest warsztat myśli ludzkiej, ujęty, jak zawsze u Balzaka, możliwie szeroko, wraz z wszystkiem co doń przynależy: od skromnej drukarni na prowincji, gdzie samotny myśliciel waży wynalazki mające przetworzyć technikę książki i czasopism, od ubogiej izdebki paryzkiego poddasza, gdzie również myśliciel-asceta, poczyna, w klasztornej ciszy i skupieniu, wielkie dzieła, aż do najjaskrawszych przybytków rozpusty ducha, błyszczącego świata teatrów, dziennika i wielkiego księgarstwa paryzkiego. A ten świat, niby tysiącznemi mackami, styka się z dziedzinami polityki, finansów, dyplomacji, przemysłu, zbytku, prostytucji i zbrodni.
W chronologji Komedji Ludzkiej (t. zn. chronologji jej akcji, nie powstawania dzieł), cykl ten zajmuje, obok Ojca Goriot, miejsce jedno z najwcześniejszych. Chronologja ta rozpoczyna się mniejwięcej zgodnie z wejściem w życie samego Balzaka, t. j. około r. 1820; zapoznanie się zaś z paroma rysami życia pisarza objaśni nam mechanizm przerabiania się w nim wrażeń i przeżyć osobistych w twórczy materjał; wskaże nam, ile z siebie, z krwi swojej serdecznej włożył ten najobjektywniejszy ze wszystkich pisarzy w każdą ze stworzonych przez siebie postaci. Początki zawodu piśmienniczego Balzaka nie były łatwe. Zawodu tego chwycił się wbrew woli rodziny, nie wierzącej, wraz z bliższem otoczeniem, w jego talent, nie mającej zresztą środków na zapewnienie mu swobody i niezależności. Aby móc pisać, trzeba żyć; aby móc żyć, trzeba pisać: to błędne koło problematu wtrąca Balzaka na drogę fabrykowania na urząd ladajakich romansów, — czasem na współkę z siostrą! — które zresztą podpisuje zmyślonem nazwiskiem i których nigdy nie uznał publicznie za swoje. Ta pisanina miała mu zapewnić byt materjalny i swobodę poświęcenia się swoim już, prawdziwym dziełom. Ale rychło spostrzega młody utopista beznadziejność tej pracy, która daje ledwie tyle aby nędznie wyżyć, a równocześnie pochłania cały czas i zużywa siły; dlatego ciągle mu się roją w głowie jakieś wynalazki, przedsiębiorstwa, które, mocą śmiałego i szczęśliwego rzutu myśli, dałyby mu w krótkim czasie fortunę i niezależność. Zamówienia przez księgarza przedmowa do dzieł La Fontaine‘a wprowadza Balzaka na tę rzekomą drogę do fortuny. Wpada na pomysł — nowy wówczas i w zasadzie szczęśliwy — stworzenia tanich wydawnictw klasyków; wchodzi w spółkę, zakupuje małą drukarnię w Paryżu, i, z oszołomionego gorączką sławy młodego pisarza, przedzierzga się na kilka lat w drukarza i wydawcę. Pani de Berny, owa kochanka-matka, jedyna która wierzyła w przyszłość Balzaka i wszystko była gotowa jej poświęcić, ułatwia mu rozpoczęcie tego przedsiębiorstwa, opartego głównie na kredycie. Tanie wydawnictwa — później, po upadku Balzaka-wydawcy, przejęte przez księgarzy i zmienione w doskonały interes — kończą się kompletnem fiaskiem i deficytem; nie mogąc się pogodzić z katastrofą, Balzak brnie coraz głębiej w imprezy przemysłowe, rozszerza drukarnię, zakupuje do spółki odlewnię czcionek, szamoce się, walczy, aż wreszcie, po trzech latach, pada obciążony 70.000 franków długu — sumą olbrzymią jak na owe czasy i na jego pozycję socjalną w danej chwili! — powodując tą katastrofą śmierć ojca ze zgryzoty, ruinę finansową matki i stwarzając dla siebie zobowiązania, pod których ciężarem będzie się uginał całe życie.
Ten epizod z życia pisarza potrzebny był do zrozumienia, ile z niego samego, z własnych przeżyć i wzruszeń, wchodzi zarówno w ambitne i niecierpliwe marzenia Lucjana, jak w „trzeźwe“ kalkulacje skromnego Dawida. Każdego z nich obdzielił Balzak cząstką swej bogatej indywidualności, której zresztą, prócz tych dwu postaci, starczyło na cały świat jeszcze. Interesującem jest, iż, kreśląc fizyczny portret Dawida, Balzak odmalował niemal żywcem samego siebie; jeżeli zaś ukochanej jego dał imię Ewy, to dlatego, aby, pod tem przebraniem, móc oświadczać się swej dalekiej quasi-narzeczonej, Ewie Hańskiej, dla której tak samo — przez całe życie, niestety! — budował plany spokojnej i szczęśliwej przyszłości, wciąż odsuwające się w niknące perspektywy.
Jak w wielu innych utworach Balzaka, tak i tutaj uderzającą jest stosunkowa nikłość akcyi w porównaniu do szeroko i aż nazbyt drobiazgowo podmalowanego tła; bo też, powieść ta, bardziej jeszcze niż inne, jest organiczną cząstką większej całości. Zresztą, tło — jeden z warjantów tak nienawistnego Balzakowi życia prowincji — nakreślone jest z takiem mistrzostwem, iż, mimo tylokrotnego powtarzania się satyry antyprowincjonalnej w nowożytnej beletrystyce, niewiele chyba zdołała ona dodać do pierwszego a tak bardzo ostatecznego jej ujęcia w licznych utworach Balzaka. Obraz ten prowincji zyskuje jeszcze na głębi przez kontrast z drugą częścią cyklu (Stracone złudzenia), której treścią są dalsze losy Lucjana i pani de Bargeton w Paryżu.

Kraków, w grudniu 1918.





  1. Cykl ten obejmują nowsze francuskie wydania Balzaka pod wspólnym tytułem Stracone złudzenia; w osobowym związku z tym cyklem pozostają dalej Blaski i nędze życia kurtyzany, oraz Ostatnie wcielenie Vautrina.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Boy-Żeleński.