Dwa męczeństwa (1863)
←Epimenides | Dwa męczeństwa z tomu Poezye Cypriana Norwida Cyprian Kamil Norwid |
Krakus książe nieznany→ |
LEGENDA.
Na greckim rynku ludzie zgromadzeni stali,
Pod łagodnego cienia rzucanemi plamy
Od dziadów, którzy w błękit powracali — biali —
Od bohaterów, mówię. — Niżej lud — ten samy,
Jedno żyw, marmurowej nie mający cery
I mniej osobny, niźli wielkie bohatery.
Był tam i wojak, bosym podparty dzirytem,
Z ręką chorą, na resztce perskiej zwisłą szaty;
I mąż uczony z wiadrem, tablicą przykrytem,
Gdzie rękopisma nosił — był tam i bogaty —
W wieńcu złotym — i mówca w czerwonej opończy
I pasterz w kurpiach, które wąchał mu pies gończy.
Do ludzi tych różnego mienia i sumienia,
Kiedy Apostoł Paweł z Bożego natchnienia
Mówił słowem — cichości skrzydło ich przykryło:
I jednym wstrząsło dreszczem — jednym zapaliło
Płomieniem: i gorzeli, i ziębli, i bledli,
I czerwienieli razem, i razem przysiedli
Jak fala, i uklękli razem, w chórze szlochu —
Aż w niebo woń z takiego Bożego motłochu
Powietrzem wstała jasnem, Pawła otaczając,
Co w środku stał i kazał wciąż, rąk nie spuszczając.
I stało się że fala ta nagle zagrzmiała:
«Ów jest Merkurjusz. — Przyszedł tu w sukmanie z ciała,
Lecz Bogiem on! — Pasterze woły niech podadzą!
Niech o kolumnę topór młodzieńcy wygładzą;
A panny tańcząc, pieśni niech ofiarne wzniosą!» —
Tu się Apostoł Paweł przeżegnał, i płowy
Płaszcz rozdarłszy — odepchnął go precz, nogą bosą:
«Poganie!» krzycząc — człowiek jestem i jako wy
Proch prochów — i na ziemi tej błędny viator;
A dla Chrystusa jeźli też poczynam dziwy,
Te są z Świętego Ducha — więc Veni-creator
Śpiewajcie — bo nie kwiaty mnie — prędzej pokrzywy:
I odszedł — —
W mieście jednem cesarstwa Rzymskiego,
Gdy o Chrystusie Paweł Apostoł nauczał,
Wzięto go prowadzono potem przed sędziego; —
A biegli też kupcowie: będzież mu dokuczał —
Gadając — bo szalony jest ten Chrześcianin
I prawi tu — aż drogich potem nie chcą tkanin
Kupować. Więc i z Legiów krzykną urlopnicy:
Ten jest, co pokój ludom każe — męże dzicy,
Z twarzami afrykańskim miedzianemi skwarem,
Prędcy do krwi wylania. — Więc i tuczne swarem
Prawniki, co na forum gadając do ludu,
Lubią być czczeni — żaden z nich nie zrobił cudu —
Ci przeto na Pawłową zażarci wymowę,
Dalej radzić: ubiczuj, albo zrąb mu głowę!
I stali — i sędziego krzesło marmurowe
Niby teatrum, kręgiem objęli w połowę.
— A przodem siedział sędzia, obie wsparłszy dłonie
Na kolanach — albowiem cesarz tak w koronie
Zwykł siadać — dalej rotmistrz, patrząc na upięcie
Szaty zwierzchniej — albowiem carskie tam pieczęcie
Z onyxu wyrzezane nosi[1] — indziej mówcy
I urzędznicy — jedni drugich naśladowcy! —
Do ludzi tych, na jedno zaklętych sumienie,
Udy się pytano ktoś jest? — « Jam Paweł» powiada.
«Rzymianinem — i moje nie tu jest sądzenie;
Więc chcę, niech cesarz ze mną, jak z człowiekiem gada,
I jak z obywatelem Rzymskim czyni rada» —
To mówiąc — płaszcz na ramię gęstym rzucił zwojem
I trwał pośrodku izby, jak czynim, gdy stojem
Na swych śmieciach — a cichość stała się: a sędzia
Wyglądał jak rzemieślnik zgubiwszy narzędzia.
Więc przed Cesarzem Paweł stawion był i jasno
Gadał mu prawdę w oczy mocą Chrystusową,
Na chwałę swą nie krzesząc z tego nic, bo gasną
Słowa takie, wy-mową będąc nie wy-słową —
I jako odkupienie przyszło, przez męczeństwo
Chrystusa Pana uczył, radząc Cesarzowi:
By nie omieszkał własne czynić nawróceństwo.
I jak jest wolność wszelka Świętemu-Duchowi
Posłuszną, który w Trójcę zwolon, acz stanowi
Osobę trzecią. Rzeczy one nie samem wiedzeniem,
Ale miłością, prawdy każąc więc natchnieniem,
Więc dobrą wolą. Tej zaś Święty Duch z wysoka
Błogosławił. Aż Cesarz rzekł: «Treść jest głęboka
I mało że nie stawam się jak dziecko nowe—»
I kazał Pawła więzić — potem ściął mu głowę!
Więc był Apostoł Paweł pętany jak zwierzę,
I jako Bóg obwołan — a wytrwał przy wierze,
Że człekiem był. — Albowiem stało się wiadomo,
Że człowiek zwierząt bogiem, gdy Bóg: ecce homo.
1850 r.