Tuman-li to w górach, jarach, jak morze się chwieje?
Czy gwiazdami, by ziarnkami Bóg na polu sieje? Czy się niebo zawaliło, I skowronki nam pobiło?
Oj, nie mgła to, oj nie gwiazdy, ni obłok się zwalił —
Lud to biały, powstał cały — sobótkę zapalił. W trzy żubrowe rogi dzwoni: Do spis, do spis i do koni!
Na wołyńskich widzę polach trzy rzeki się łączy:
Dniester spada — Bug się skrada — i Dnieper rwie rączy — Z trojej strony potop wali — Z czwartej obóz mknie Moskali.
Hańczarychy jar głęboki wyrównany trupem!
Lacki ptaku, pilnuj znaku, a nie baw się łupem — Jeszcze stoi carskie znamię, Jeszcze długie carskie ramię.
Dniem i nocą taniec idzie — tabor mknie do granic —
Posły chodzą: zwodzą — godzą — Lach nie zważa na nic. Z ciał pobitych drogę mości: Szlak czerwony dla złych gości.
U mogiły Perypiaty i Perypiatyki,
Jak skoszona, błoń zielona, padną najezdniki. Lud koronę z cara zdejmie — Lud — król w polu i na sejmie.
Rozbujane białozory zalecą daleko:
W kraj soboli, w kraj niewoli, i tak Moskwie rzeką: Co nam bić się — zdusić cara! Nas pobrata w wolność wiara.
Odtąd dziwy niebu — ziemi, pokażą Anieli —
W znak zbawienia — odkupienia, słowo: lud się wcieli —