Doktór Muchołapski/XVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Erazm Majewski
Tytuł Doktór Muchołapski
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1892
Druk P. Laskauer i W. Babicki
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator Julian Maszyński
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XVIII.
Ucieczka z pośrodka płomieni.


Bywają w życiu człowieka sekundy długie, jak godziny, bywają godziny długie, jak dnie całe. Takich sekund kilka przeżyłem owej nocy i nigdy ich nie zapomnę.
Na razie nie mogłem pojąć, co się dzieje. Czułem tylko, że wnętrze pieczary stało się widownią groźnej katastrofy.
Gdy palny zapas wystrzelił setką rakiet i krwawych języków, zasypując pieczarę gradem iskier, spostrzegłem, że nie jestem sam w pieczarze. Wśród trzasku ognia uczułem, że otaczają mię istoty, trzepoczące się w dymie i płomieniach i tłukące twardemi głowami o jeszcze hartowniejsze ściany granitowe.
Zaledwiem zdołał wybiedz poza obręb niedawno zimnego lochu, jasność, panująca w jego wnętrzu, pozwoliła mi dostrzedz widownię katastrofy.
Pieczarę napełniały wysmukłe, o długich nogach, komary.
Przezroczyste skrzydła i cienkie nogi skręcały się i paliły za każdem dotknięciem do zgliszcz.
Odurzone gorącem i żywcem pieczone, tarzały się biedne stworzenia na głowniach, podlatywały wgórę i czyniły daremne wysiłki w celu wyrwania się z zabójczego kręgu.
Były to przeważnie komary z rodzaju kiścieni (Ceratopogon), wylatujące tłumnie o zmroku i wesoło pląsające w powietrzu. Niby ćmy zleciały się do niezwykłej jasności, zapóźno spostrzegając, że ciekawość nie zawsze jest pierwszym, bo niekiedy bywa ostatnim stopniem do... piekła.
W miarę dopalania się ogniska, rozmiary klęski wzrastały i nowe ofiary powiększały zgiełk i zamęt.
W nieszczęsnym tłumie nietrudno mi było poznać znajome typy świata komarów: Kiścienie (Ceratopogon palidus, flavipes i trichopterus) i parę gatunków Ochotek (Chironomus riparius i minutus) jakie zwykle wieczorami zbite w tuman tańczą w powietrzu w postaci wysokich, ruchliwych słupów.
Dostrzegłe także pospolite komary (Culex nemorosus), a cała ta menażerya z popalonemi członkami okropny przedstawiała widok.
Jedne wirowały, jak frygi, leżąc na wznak; samczyki, pozbawione wspaniałych pióropuszy (rożków pierzastych), z bólu stawały na głowie, kręciły się w kółko lub wywracały koziołki, gdy inne, splątane w zbitą gromadę, szamotały się w konwulsyach konania.

Jeszcze chwilka i zrobiło się ciemno. Tylko woń spalonego rogu, taki bowiem zapach wydaje chityna, z której jest zbudowany zewnętrzny szkielet owadów, oraz urywany brzęk skrzydeł świadczyły, że com widział, nie było snem, ale rzeczywistością.

Zaledwiem zdołał wybiedz poza obręb niedawno zimnego lochu...

Przejęty zgrozą, nie mogłem już ani chwili znieść strasznego sąsiedztwa. Zatkałem uszy i oddaliłem się coprędzej. Naraz znalazłem się w ciemnościach, bez drogi, pozbawiony schronienia i wystawiony na wszelkie nocne niebezpieczeństwa. Nie myślałem jednakże o sobie. Serce ścisnęło mi się z bólu na wspomnienie owadów, które cierpią z mojej winy. Dopiero chłód nocny orzeźwił mię i na uspokojenie żalu przyniósł tę jedyną ale słuszną wymówkę, że nie byłem umyślnym sprawcą nieszczęścia.
Wszak nie chciałem niczyjej krzywdy; pragnąłem tylko ocalić człowieka.
W mym rozstroju z całą jaskrawością przyszły mi do głowy wcale nie różowe refleksye nad dolą sześcionogów. Świat ich przedstawił mi się w całym majestacie nędzy.
Tragiczna śmierć wydała mi się przeznaczeniem tych stworzeń. Wszak miliardy ich rodzi się poto, aby zaledwie setna część ginęła w sposób naturalny.
Większość pada ofiarą ślepych żywiołów.
Byle deszcz zatapia jedne miliony, byle wiatr strąca z rodzinnych listków i gałązek inne, skazując je przez to samo na śmierć głodową; byle chłodniejsza noc mrozi nowe legiony, zbytni zaś upał lub susza, dogadzając pewnym gatunkom, dziesiątkują inne. Cóż się okaże, gdy dodamy do tego nienasyconą żarłoczność zwierząt, dla których biedne sześcionogi stanowią chleb powszedni?!
Okaże się, że najkrwawsze wojny, najsroższe zarazy i powodzie razem wzięte nie zabrały z pośród ludzi tylu ofiar stosunkowo, ile codziennie ginie owadów w tak zwanych normalnych warunkach.
We wszystkich działach królestwa zwierzęcego znajdują się liczne gatunki, żywiące się przeważnie owadami. Zacząwszy od Małp (Pitheci) i Nietoperzy (Chiroptera), od Ryjkonosów (Insectivora), do których należą Krety (Talpa europaea), Jeże (Erinaceus europaeus), Pilchy (Soricina) i Sorki (Sorex), a kończąc aż na szczerbatych (Edentata), wśród których prym trzymają Łuskowce (Manis), sławne Mrówkojady (Myrmecophaga), Pancerniki (Dasypus) oraz na Dziobaku (Ornithorhynchus) i Dziebielatce (Echidna) wszystkie te ssaki stanowią zwartą armię nieprzejednanych wrogów owadzich, należącą do gromady zwierząt ssących.
Gady znowu, Ziemnowodne i Ryby stanowią drugą armię. Pierwszy jej korpus objęty mianem Gadów (Reptilia) mieści w sobie żółwie, jaszczurki i węże. Żółwie, choć pożerają także robaczki, ikrę rybią, mięczaki i rośliny wodne, żywią się przeważnie owadami.
Jaszczurki znowu niemal wyłącznie żyją owadami. Z tego powodu godne są ludzkiej opieki wszystkie, nie wyłączając niewinnego, a tak strasznego dla ciemnego ludu Padalca (Anguis fragilis)[1].
Węże (Ophidia) mniej już przyczyniają się do tępienia sześcionogów. Za to Żaby znowu (Batrachia) dziesiątkują lądowe i wodne „robactwo”. W tym drugim korpusie tej samej armii zasługują na wyróżnienie Rzekotka (Hyla arborea), Żaba lądowa (Rana temporaria), Kumka (Bombinator igneus), Ropuchy (Bufo) wreszcie Salamandry i Traszki (Triton).
Wymieniłem ci wcale niepoślednią listę niszczycieli, a jednak wszystkie one razem wzięte nie mogą iść w porównanie z królestwem pierzastych władców atmosfery. Tępiąca działalność ptaków tak jest powszechną, że niema skupienia, do któregoby nie należały owadożercze.
Rodzina naprzykład Wróbli (Passerinae) prawie cała żywi się owadami. Na dowód, że nie przesadzam, wyliczę ci kilkunastu tej licznej rodziny przedstawicieli. Berło pierwszeństwa należy się tu hyżym Jaskółkom (Hirundo) i jeszcze niemal zwinniejszym, wysoko latającym Jerzykom (Cypselus), które połykają wśród dnia nieprzeliczone masy owadów, a także kozodojowi lelkowi, zwanemu przez gmin nocną .jaskółką (Caprimulgus europaeus).
Ten nadzwyczajnie pożyteczny ptak, jak już sama nazwa jego pospolita pokazuje, rozwija swą niezmordowaną działalność w ciemnościach.
Zwinne owe ptaki są najstraszniejszymi gnębicielami komarów i wszelkich drobnych owadów, chwytanych zwykle w locie. Dalej idą Trznadle (Emberiza citrinella), Makolągwy (Fringilla linota), Wróble (Passer domesticus), Gile (Pyrrhula coccinea), Skowronki, Dzierlatki (Alauda arvensis et cristata)[2], wszelakie Drozdy (Turdidae) [jak np. Kwiczoł, Kos, Opocznik, Słowik], Pliszki (Motacilla), Sikory (Paridae), Dzierzby i Srokosze (Lanius collurio et excubitor).
Te dwa ostatnie ptaki wbijają żywcem, niby na pal, na ciernie kolczastych roślin pewne rodzaje chrząszczy i trzmieli, potem rozrywają je i spożywają.
Szpaki (Sturnus), Ptaki rajskie (Paradiseidae), Kruki (Corvus corax), Kawki (Monedula europaea), Sroki (Pica caudata), Kolibry (Trochilidae) niechlujne, ale nadzwyczaj pożyteczne, Dudki (Upupa), Kraski (Coracias garrula)[3] i zimorodki (Alcedo) zjadające wodne owady, zamykają rodzinę pożytecznych wróbli, która, jak sam widzisz, zawiera wcale pokaźną różnorodną rzeszę wrogów owadzich. Najbliżej z nią spokrewnione Kukułki (Cuculus), Dzięcioły i Żołny (Picus) zaliczają się również do najdzielniejszych tępicieli gąsienic i liszek, żyjących na korze drzew.
Nawet wśród jastrzębi, Pustułka i Pustułeczka (Falcotinunculus i Fal. cenchris N.) zjadają miliony chrząszczy i t. p.
Jedna sikora, chcąc zaspokoić swój apetyt, połyka najmniej ze 2,000 mszyc, lub tyleż jaj motylich, Gajówka zaś pleszka (Sylvia phaenicurus) w ciągu dnia kilka tysięcy much. Obżarta kukułka, o jakiej tyle baśni krąży w ustach ludu, ów pogardzany podrzutek ptasi, codzień zjada po stokilkadziesiąt włochatych gąsienic, których żaden inny ptak nie tknie[4].

Jeden lelek jest w stanie rozpędzić i zdziesiątkować tumany swawolnych komarów.
Ciesząc się z zaguby tych pijawek, radzi zapominamy, że i biednym komarom miłe jest życie. Zapominamy, ile strachu i popłochu sprawia wśród nich ukazanie się prześladowcy — ile zakochanych i dobranych parek znajduje wspólny grób w dziobie kozodoja!
A teraz zejdźmy jeszcze niżej po szczeblu drabiny stworzenia do samych owadów i pokrewnych im istot, jak pająki, raki i t. p.
Tu spotykamy tak licznych prześladowców, że nie kuszę się nawet o wyliczenie rodzajów, jakie spełniają rolę regulatorów w świecie pigmejczyków.
Ród owadzi możnaby podzielić na dwa obozy, jeden zjadający rośliny i inne istoty, nienależące do owadów, drugi pożerający owych nieszkodliwych sobie współbraci z taką gorliwością, że im wyłącznie zawdzięcza świat roślinny swoję egzystencyę. Wskażę ci tylko najbardziej typowe postacie.


Szczypawka złotniczek (Carabus auratus).
Dwa dojrzałe okazy i dwie liszki. Jedna ze szczypawek napada na mrówkę, druga pożera wnętrzności chrabąszcza. Liszka zaczajona pod źdźbłem trawy — porywa mrówkę.

Podobnie jak wśród ptaków Wróble — wśród chrząszczy zalicza się do najzwinniejszych tępicieli okazała rodzina Szczypawek (Carabida). Czem jest pokrewieństwo kotów wśród zwierząt ssących, tem szczypawki między owadami. Sieją one dniem i nocą zniszczenie w szeregach najrozmaitszych szkodników polnych.
Metalicznie błyszczące we wszelkich kolorach tęczy Piaseczniki (Cicindela) i Szczypawki są to najpiękniejsze i najśmielsze lwy i tygrysy świata skrzydlatego.


Piasecznik polny (Cicindela campestris)
Trzy okazy dojrzałe, z nich jeden w locie. W ziemi, w pionowych galeryach zaczajone liszki czyhają na przechodzącą zdobycz np.: mrówki; które przez nieostrożność zbliżają się do jamki i wpadają. Drapieżne liszki mimo niezgrabnej i niedołężnej powierzchowności z łatwością chowają się w głębi galeryi — i wydobywają ku górze, w czem im dopomagają dwa charakterystyczne wyrostki na 5‑m pierścieniu odwłoka.

Kształtne, zwinne i opancerzone, ukrywają się podczas spoczynku pod kamieniami lub korą drzew, a w piękną pogodę prowadzą krwawe rzemiosło. Harcują zawsze pieszo, ale tak zwinnie, że je trudno pochwycić, i nie przepuszczają żadnemu słabszemu owadkowi. Z tego powodu lekka, a doskonale uzbrojona wataha może być uważaną za najlepszą straż polową naszego dobytku, bo nieznając co to odpoczynek, nic wzamian za swe usługi nie bierze, prócz zwłok upolowanych szkodników. Ponieważ nigdy nie wyrządzają nam szkody, przeto zarówno kmiotek, jak niby wykształceńszy od niego ogrodnik zabijają je, gdy tylko mogą, bez litości...
Najlepiej coprawda wiedzie się ropuchom, kretom i całej rzeszy pożytecznych zwierząt — więc aż podziw bierze człowieka na myśl, jak mogą ludzie, którym powinno zależeć na poznaniu i odróżnianiu swych wrogów i sprzymierzeńców, lekceważyć ten swój najpierwszy obowiązek.

Wspaniały Tęcznik (Calosoma), jeden z najświetniej ubarwionych wielkich chrząszczy naszego klimatu, łakomy kąsek dla zbieraczy, przez całe swoje życie — od liszki, aż do doskonałego stanu — jest strasznym drapieżcą i biada owadowi, na którego skierują się jego oczy.
Dyrdoń (Dromius), Łokaś (Zabrus gibbus), Dzier (Harpalus) i inne szczypawki, nawet schwytane, bronią się odważnie mocnemi szczękami i wydzielają ostry płyn lotny o silnej woni, która ma odstraszać napastników.
Liczna rodzina Kąsawców (Staphylina), zabawnych chrząszczyków o krótkich niby kurtki pokrywach, choć głównie trudni się uprzątaniem zwłok owadzich i zgnilizny, niegardzi także żywą zdobyczą. Szczególniej odnosi się to do roślejszych gatunków. Pogrzybnica (Oxyporus) tępi liszki, toczące grzyby, Bystrzyka zaś (Ocypus) żaden światły ogrodnik nie zdepcze, wiedząc ile niszczy on gąsienic i ślimaków po ogrodach.
Wody także żywią mięsożerne gatunki chrząszczów. Do najpotężniejszych wodnych rozbójników należą ogromne Pływaki (Dytiscina) i małe krętaki (Gyrina). Są to prawdziwe rekiny kałuż. Liszki ich są jeszcze drapieżniejsze od rodziców i tępią niezliczone ilości ślimaków, kijanek (żabki młode), liszek, ważek, jętek i t. p. W braku takiej zdobyczy rzucają się nawet na ryby, a gdy i tych niema, zjadają się wzajemnie, jak szczupaki. Wyliczyłem ci dopiero cząstkę owadożernych chrząszczy, ale na tem poprzestanę, bo to dopiero dział jeden, a w każdym z pozostałych pełno takich niszczycieli.
Mnóstwo np. błonkoskrzydłych (Hymenoptera) żywi się w stanie liszki ciałem owadów. Pokarmu najczęściej dostarczają im zawczasu matki. Wiesz już jak sobie postępują gąsieniczniki w tym względzie — wiesz jak pszczoły z rodzaju Grzebiszów. Olbrzymie Szerszenie (Crabro) obdzielają swe dzieci przeważnie muchami, przyczem niektóre ograniczają się zawsze na tych samych gatunkach, inne, bez wyboru chwytają co się uda. Liszkami os i trzmieli pasą się pokrewne im liszki Trzmielówek (Volucella).
Żądlica (Bembex) łapie muchy, należące do rodzaju Gnojek (Eristalis tenax) i Bujanków (Bombylius). Miodecznik uwalnia świat od dokuczliwej Bolimuszki (Stomoxys calcitrans). Osmyki (Cerceris) i prześliczne, o żywej barwie rubinów, szmaragdów i szafirów Złotolitki (Chrysidae), żywią swe dzieci mięsem różnych owadów. Nastecznik (Pompilus) podobnie jak Nęk, tępi moc pająków, rzucając się nawet na kilka razy większą od siebie zdobycz.
Czas już przejść do much. Mszyce milionami giną od liszek Mszycówek (Syrphida), Łowiki polują na muchy, liszki zaś Trykaczy (Conops) toczą wnętrzności żywych trzmielów. Ale dość tego! Nieskończyłbym wyliczać sześcionogich Abli i Kainów, a tu przecież i inne działy przyrody nie spoczywają.
Nawet pozornie niewinny świat roślin, i ten, mszcząc się za straszne spustoszenia, sprzysięga się na zgubę nieszczęsnych owadów i niszczy ich ogromne masy niegorzej od zwierząt.
Jedne rośliny okrywają się lepkim sokiem, w którym grzęźnie mnóstwo much i chrząszczyków — inne, nie poprzestając na roli odpornej, przyjmują zaczepną i żywią się sokami owadów.
Owadożernych roślin, odkąd naturaliści zwrócili na nie uwagę, poznajemy coraz więcej, a pierwszeństwo wśród nich mają muchołówki (Muscicapa), rosiczki (Drosera), Żywolisty (Dionaea), Kapturnice (Sarracenia), Dzbaneczniki (Nepenthes), Brudnoty (Stapelia) i t. p. oddawna znane i powszechnie głośne.
Wobec tylko co wykazanej mnogości klęsk i nieprzyjaciół, czychających na zgubę owadów, zanim dorośnie jedna generacya, już tylko zwykle mała jej cząstka pozostaje przy życiu. Czasem z kilkuset jajeczek wykształca się zaledwie kilka dorosłych owadów, niekiedy tylko parka, a bywa, że jeden samczyk lub samiczka. Reszta rodzeństwa ginie.
Mnóstwo przepada jeszcze w stanie zarodka, pewna część jako liszki, nareszcie i z pośród tych szczęśliwych liszek, co zamieniły się w poczwarki, ileż ocknie się jako skrzydlate istotki, a ile stanie się żerem innych istot? Nareszcie i z tej zdziesiątkowanej gromadki mniej zręczne lub ostrożne umierają zaraz na progu nowego życia, zanim zdążą jeszcze wypełnić swoje posłannictwo, t. j. zabezpieczyć byt gatunku. Bez przesady można powiedzieć, że byt każdego dojrzałego owadu okupiony jest śmiercią dziesiątków lub nawet setek braci i siostrzyc jego.
Trzeba przyznać, że pozostałe przy życiu indywidua przedstawiają sam kwiat swego rodu; są to najzdolniejsze i najzdrowsze osobniki, zasłużyły więc poniekąd na tę odrobinę szczęścia, jakie odtąd jest ich udziałem. Ale i tu nie kończą się przeciwności, z jakiemi ród musi walczyć.
Wspomniałem już, że niekiedy z całego potomstwa jednej parki pozostaje przy życiu samczyk lub samiczka. Jeśli taki samotny owad nie zdąży przed śmiercią odszukać towarzyszki lub towarzysza z innego rodu, wtedy ginie bezpotomnie. W świecie owadów podobne wypadki należą do bardzo częstych i raz liczba samiczek jest kilkakroć większą od liczby samczyków, to znów odwrotnie. W obu wypadkach nadmiar jednej płci ginie bezpożytecznie dla rodu, zmniejszając tem samem liczebność nowej generacyi. Niekiedy dzieje się jeszcze gorzej. Znamy wiele owadów, których samiczki wykluwają się dopiero wtedy z poczwarek, gdy już większa część wcześniej wypoczwarczonych samczyków wyginęła. Tu więc tylko pewna część najpóźniej rozwijających się samczyków i najwcześniej wykluwających się samiczek ratuje ród od zagłady — reszta zaś ginie marnie.







  1. W gorących krajach tę samą rolę pełnią legwany (Iguana), Mierzienice (Ascalabotae) i Kameleony.
  2. Żyją liszkami, robakami, a także w jesieni nasionami, ale mimo to zaliczają się do pożytecznych ptaków, gdyż wyłącznie niszczą nasiona chwastów różnych.
  3. Kraska z powodu tępienia żab znacznie zmniejsza swą wartość, jako pożyteczna niszczycielka owadów.
  4. Np. gąsienice Prządki sosnowca (Phalaena bombyx pini L.) bardzo szkodliwego dla lasów. Przyjmując, że z nich wychowałaby się połowa samiczek t. j. 80 i że z nich każda złoży 500 jaj, wypada, że jedna kukułka w ciągu dnia przeszkodzi wykształceniu się niebawem 40 tysięcy największych wrogów lasów sosnowych!





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Erazm Majewski.