Do Polski (Campbell, tłum. Kasprowicz, 1931)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Thomas Campbell
Tytuł Do Polski
Pochodzenie Obraz poezji angielskiej — Tom IV
Wydawca Wojciech Meisels
Data wyd. 1931
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Jan Kasprowicz
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
DO POLSKI.

Chocia-m już widział, Polsko, miecz w twej dłoni,
Wstań, Nieśmiertelna! Jeszcze raz do broni!

Więcej twa flaga, niż rycerską, zwie się;
W cień się przy tobie trykolora niesie;
Nie zdzierzy ciebie warga nienatchniona
I w sercu mojem pieśń bezwładnie kona...
Majestatyczni męże! Nie do wiary
Są wasze czyny, lecz dech mi bez miary
Zapiera los wasz! Nienawistne dusze,
Dla których obce są miecze i kusze —
Jakież to wstręty, czuję, budzą we mnie,
I to tem większe, bo czuję daremnie!

O Polsko! Widzę w tem krzywdę niejedną
Ust wpółlitośnych, co zowią cię biedną!
Biedna! To Anglja żalem cię obdarza,
A złodziejskiego nie zdusi cesarza!...
W pętach Burbonów, Francja się nie ruszy
I Niemcy w sobie już nie mają duszy:
Państwa te martwi olbrzymia przewaga,
Nieustraszona li Polska się zmaga.
„Wyście bogaci w sławę, krew lejecie,
Lecz nie wesprzemy was, my biedni przecie!“
Urągająca losom, w oczach świata
Z nieśmiertelnością dziś się Polska brata;
Choć znów Oprawca wpycha miecz w nią krwawy,
Przecież nie zerwie z skroni wieńca sławy.
I znów ofiara pada uwieńczona,
Święte jest miejsce tam, gdzie ginie ona.

Lecz zbądź się, duszo, czarnych przepowiedni:
Duch wielkiej Polski nieśmiertelny! Przedni
Blask, który z niebios poto jest zesłany,
By rozwścieklone poskromić tyrany.

Ona, jak feniks, odnowi swą postać,
By w dziejach świeże skrzydła sławy dostać,
By Atenami być po Maratonie:
Wznosi swe sztuki, wymową zapłonie,
Jasna, jak oręż, który w ręku dzierzy!
O, niechże z nieba spłynie strumień świeży
Wielkiej radości, takie szczęścia zdroje,
Coby i życie pochłonęły moje.
Przyjdź dniu, gdy Polska walki nieustanne
Skończy, a słońce zaświeci poranne
Na moim grobie!... Dzień promiennej sławy,
Kiedy w katedrze już wolnej Warszawy
Zalśnią sztandary, zdobyte na wrogu!
Tłum pięknych niewiast dzięki złoży Bogu,
Korni rycerze z zgiętemi kolany,
W tarcze herbowne przystroją się ściany,
Z ołtarzy, pełnych kadzideł, do góry
Hostja się wzniesie; nawy mrocznej mury
Od brzmień organnych zadrżą; wielcy zmarli
Z swoich się grobów na światłość wydarli:
Król Jan, Europy zbawiciel, tu będzie
I Poniatowski świetlany, w ich rzędzie
Stanie Kościuszko. Gromnice płonące
I alleluja radosnych tysiące
Tak się rozleją światłem nieprzebytem,
Że wszystko jednem stanie się zachwytem.

A gdyby losy odwrócić się miały
Od widowiska, tak pełnego chwały
I rabuśników wtargnęło znów morze,
Nie myślcie sobie wy, co te nieboże
Spełniacie zbrodnie, albo milczkiem na nie
Dziś pozwalacie, że to krwi wylanie

Waszego brata Abla nadaremnie
Zwalczało czynu podobnego ciemnie!
Wy, o Niemcowie, na to hańby życie
Z fosforem w oku i flegmą patrzycie!
Ta-ż to Germanja, tak głęboka duchem,
Pełna i nauk i sztuk? Pod obuchem
Rządu dziś tylko spać jej cała wola,
Duszę ma w sobie książkowego mola!
Z warg pusta rzecz wam o wolności płynie,
O konstytucji prawicie przy winie.
Wasza przysięga zgnieść jarzmo tyrana
Przy bachanaljach bywa wyczerpana,
Przy marnych śpiewkach i cygarach... Nieba!
Czyż Przezorności młota dziś nie trzeba,
By rozbić ciężki ołów w waszej głowie
Metafizyczno-mistycznej? Któż powie,
Że ten sam ucisk, który Polskę grzebie,
W grób też nie zepchnie, Germanjo, i ciebie?...

Patrz! Kiedy Polak, Francji awangarda,
Przykucnął, kiedy jego ręka twarda
Wystawia dzidę, ona się odwraca
Od opuszczonych przyjaciół: jej praca
Głaskać niedźwiedzia, co na patrjotów
Mięso tak czyha! Kupry! handel gotów,
Nędzny, sromotny! Wypoczynek krótki,
Umierających klątwy, jęki, smutki
Tych, co kochali, co służyli wiernie,
A dziś za ufność takie mają ciernie!...
O wy Francuzi! Wy! Umarłych groby
Dziś oskarżają te wasze sposoby!
Liśćmi wawrzynów uwieńczone czoła,
Piersi gwiazdami okryte dokoła,

Niejedną bowiem otrzymały bliznę
Za legionów francuskich ojczyznę,
Jakież to ku wam kierują wyrzuty
Z pola, gdzie wiedli bój straszliwie luty
Za honor Gallji!... Wiara zawiedziona
Więcej przynosi dzisiaj szkody ona,
Francjo, twej sławie, temu życiu życia,
Niż bitw dwadzieścia, przegranych dla bycia
W walce chwalebnej!...

A Anglja? Upadła
Ona tak nisko, zdrętwiała i zbladła,
Że więcej strachu, niźli gniewu mamy,
Gdy do sąsiedzkiej dobija się bramy
Jawny morderca — nie z maską na twarzy,
Ani w przebraniu, bojący się straży,
Z nożem w zanadrzu, czyhający skrycie,
Za życie gotów własne oddać życie
Na haku, tylko morderca publiczny,
Który w wykwintnej pompie ustawicznej,
Królewski mając gniew sprawiedliwości,
Chodzi po świecie i więcej w swej złości
Łez, krwi wyciśnie, niż to, w winnych tłumie
Na szubienicy, Sprawiedliwość umie.
Koronowany jest nam znan morderca;
Wijem się, kręcim, a nie chcemy serca
Bezużytecznem trapić oburzeniem!
Jęki, wzdychania, gniewy, lecz z sumieniem
Rozbrat: Nie spłonie nasze zimne lice,
By mu rycerską rzucić rękawicę.

Gdyby tej walki powód był wątpliwy,
Lub zwykła grabież nawiedziła niwy

Świata, lub państwa w pospolitej wojnie
Jęły się zmagać, mogłaby spokojnie
Patrzeć Brytanja na rabusiów rzędy
I rabowanych i, oddechu względy
Mając dla siebie, czułaby, że z głowy
Jeszcze jej wieniec nie spada laurowy.
Ale to walka jest Światłości z Nocą,
Ziemia to zmaga się swą całą mocą
Z pojęciem carstwa. Ucisk, który sobie
Używa dzisiaj na tym naszym globie
I swym sztyletem sięga gdzie li zdoła,
Na wolnych braci, poległych dokoła,
Wskazując swoim sztyletem, z pogardą
Także nad wami nim potrząsa, twardą
Wróżąc nam dolę. Koszałki nielada
O ujarzmionej Polsce opowiada
Swobodnym państwom, takie niesłychanie
Ważąc w ich oczach to naigrawanie.

O ma Ojczyzno! Zali twoje skronie,
Ongi tak dumne, gniewem nie zapłonie
Na tę obelgę? Zali nie masz floty
Z flagą chwalebną, co swemi trzepoty
Raduje każdą łódź, niosącą gromy?
Czy nie zabarwisz wód, gdzie ten widomy
Włada hańbiciel, posoką, wylaną
Z żył barbarzyńskich? Czyż przyjdzie to rano,
Że jego flagę wypędzisz na wieki
Z wód Oceanu? O jakżeś daleki,
Razem z ojczyzną mą, ty świetny królu,
Od skał tych morskich, gdzie śpiewam pieśń bólu!
Głębie raduje nasz sztandar... Spokojny
Toczy się statek, zbudowan dla wojny,

A z nieboskłonu błękitnej obręczy
Wznosi się zwolna promienisty łuk tęczy,
Pomiędzy liny i płótna się wciska,
Aż w cudownego ogromu widowiska
Zmienia się cały... Wyobraźni oczy
Częstokroć w zmysł się zmieniają proroczy:
Przyjmują znak ten, nieba obietnicę
Widzą w tym łuku tęczy me źrenice.
Okręt, wykładnik potęgi Brytanji!...
Ale jeżeli zawiedziesz się na niej,
Narodzie polski, to ja twoją duszę
Na szczyty jeszcze wyższe podnieść muszę,
Nad przykład, litość, chwalbę i przygany,
Byś bezgraniczne kosił Sławy łany.
Ty już nie żądaj wsparcia od narodów,
Twej rycerskości nie pomnych... Powodów
Dość ma Europa, by być dłużną tobie.
Choć jesteś, Polsko, jak ten Łazarz w grobie,
Przecież żebraczką nie wstaniesz z mogiły:
Czy Polskę będą okrutnie trapiły
Gniewy Fortuny, niebezpieczeństw rączy
Bieg nad przepaście, nigdy nie połączy
Ona z rozpaczą swojego imienia.
Wszystko złe chodzi razem: dopuszczenia,
Plagi, wichury, wylewy, pożary.
Siła li może powstrzymać bezmiary
Krwi ściekającej... Czem jest wolność w świecie.
O to się państwa nie troszczą, a przecie
Prędzej czy później mieć tę Wolność muszą.
Tyran, co ciało uśmierca, nad duszą
Zbiorową mocy już nie ma. Im dalej,
Tem bardziej wola dziedziczna się pali

W piersiach pokoleń, z rodzica na syna
Idzie ta żądza, to jest ta jedyna
Włość serc: polegli ojcowie, chęć boju
Tem silniej wnuków wyrywa z spokoju.

Polska, bogata w huf dawnych rycerzy,
Coraz mężniejszych stworzy zastęp świeży.
Sztandar jej orła stanie się na ziemi
Pierwszy i z tony połączy ludzkiemi
Orlą moc ducha — jej wzorem się stanie...
Ale tu kończą to w jej cześć śpiewanie
Słabe me wargi: niech młodości bardowie
I lepsze lutnie przyjdą po mem słowie.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Thomas Campbell i tłumacza: Jan Kasprowicz.