Potężny piesku, co władasz gorącem I ogień lejesz gardłem swym pieniącem;
Którego ogniem krynice słabieją, A śniegi wieczne z gór się rzeką leją,
Spraw to mocą twą, aby twe pożogi, Które miłości we mnie zapał srogi
Mnożą, nad dziewką okrutną zażyły Takiéj lub większéj, niż nade mną, siły.
Ona z ogniów twych przeszydza, jak zbroją Bezpieczna twardą skamiałością swoją;
I zimnym wzorem tak się otoczyła, Że krew w jéj żyłach w śnieg się zamieniła.
Co Nowa Zemla ma zimy i mrozów, Co lodowate morze, kędy wozów
Większy pożytek, niżli krzywych łodzi; Co Wołga, którą Moskwicin przechodzi,
Cały rok lodem kryje zimne wody: Wszystkie te w piersiach ma mrozy i lody.
Widzi to Wenus, ale nie dba, ani Zwykłym jéj trybem téj hardości gani;
Owszem jakby z nią zmówiła się zgodnie, Mnie tylko w sercu podżega pochodnie.
Ale ty mścij się méj szkody, twéj wzgardy, I państwem, które nad nami masz, hardy,
Napełń ją ogniem; niech i ona czuje, Że kiedy świecisz, każda rzecz hołduje,
I każda lubo odporna, jako ty Błyśniesz na niebie, zapada w zaloty.
Co jeśli sprawisz, będę-ć życzył, aby Obrok cię z źródeł dochodził niesłaby
I żebyś wsiadszy na wóz miasto słońca Wiódł rok szczęśliwy od końca do końca.