Jeśliście bracie jest kolumną Co wspiera sklepienie,
Stawże pierś żelazną, dumną, Silną — nieskończenie!
Marmurowém wesprzyj czołem Nad braci głowami —
Między bratnich kolumn kołem Kopułę z gwiazdami!
I niewolno runąć tobie Choćbyś pękał w sobie!
Choćbyś zimnym potem zlany Wił się spotwarzony…
Bo z kolumny rozpęknięciem Na ich senne głowy
Runie śmierci łuk objęciem W głos straszny, grobowy! —
I klął byś się w własnym grobie W piekielnéj żałości,
Że tu więcéj było w tobie Dumy — jak miłości!
Bo choćby świątynia padła W gruz, wieków sierotą,
I najświętsza gwiazda zbladła Męczeńska swą cnotą…
To samotna niech kolumna Jedna — choć ostatnia
Tak urąga jak żelazo płynne, Wre — lecz w posąg stygnie,
Niech da z siebie hasło winne Choć się człowiek — wzdrygnie!
Bo jak Chrystus szedł w swéj męce Przez piekło do nieba,
Tak i światu ku jutrzence Przez Polskę iść trzeba!
Czuwaj, czuwaj, bracie młody Nad bracią nim zorza
Wyda na świat dzień swobody Od morza do morza!...
Poród straszny, z rykiem lwicy I gromem Sinaju
Wyjdzie na świat z gołębicy, A z polskiego kraju!...
Bo Bóg kocha orle dusze Lecz cudy swojemi,
Czuwa w dziejów zawierusze Nad czuwającemi!...
Więc pierś czystą zbrój boleścią, A skrzydłem miłości
Orłuj w górę z dobrą wieścią W lot nieśmiertelności!...