Dawne rządy i rewolucya/Księga trzecia/Rozdział VIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Alexis de Tocqueville
Tytuł Dawne rządy i rewolucya
Księga trzecia
Wydawca M. Arct
Data wyd. 1907
Druk M. Arct
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Mieczysław Kozłowski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ VIII.
Wszystko poprzednie doprowadziło samo przez się do Rewolucyi.

Na zakończenie chciałbym zgromadzić w jednym obrazie niektóre z zaznaczonych już rysów i wykazać, że Rewolucya wynikała niejako sama przez się z dawnych rządów.
Jeśli weźmiemy pod uwagę, że we Francyi ustrój feodalny, zachowując wszystkie ujemne strony, utracił wszystkie dodatnie, nie powinniśmy się dziwić, że rewolucya, której sądzono było znieść gwałtownie ten dawny ustrój Europy, wybuchła we Francyi a nie w innym kraju.
Szlachta francuska utraciła swoje prawa polityczne i przestała rządzić, lecz zachowała przywileje pieniężne; stając się klasą podrzędną, zostawała zamkniętą, a tracąc charakter arystokracyi, nabywała cechy kasty. Nic więc dziwnego, że przywileje szlachty wydawały się Francuzom również niewytłómaczonemi, jak i nienawistnemi. Szlachta została odcięta od klasy średniej i od ludu, była odosobniona; nic zatem osobliwego, że stojąc na stanowisku przez lat tysiąc, mogła być obalona w ciągu jednej nocy.
Wykazałem, jak władza królewska, znosząc swobody prowincyonalne na obszarze trzech ćwierci Francyi, zagarnęła wszystkie sprawy od najważniejszych do najmniejszych; wykazałem rów-nież, jak wskutek tego Paryż musiał zostać panem kraju, którego dotąd był tylko stolicą. Dwa te fakty, stanowiące osobliwość Francyi, wystarczą, aby wytłómaczyć, dlaczego powstanie mogło zburzyć doszczętnie monarchię, która wytrzymała w ciągu wieku tak ciężkie ciosy, a wydawała się niezachwianą jeszcze w wilję upadku.
Ponieważ Francya była krajem, gdzie wcześnie i doszczętnie wygasło życie polityczne, gdzie osoby prywatne straciły nawyknienie pojmowania wypadków, znajomość ludu i jego ruchów, zrozumiałem staje się, jak Francuzi mogli wpaść w groźną Rewolucyę, nie dostrzegając jej, a ci, którym najwięcej zagrażała, torowali ku niej drogę.
Ponieważ nie było już instytucyi wolnych, a co za tem idzie, nie było klas politycznych, korporacyi i stronnictw, kierownictwo opinią publiczną, gdy zaczęła się odradzać, wypadło w udziale wyłącznie filozofom. Można więc było spodziewać się, że Rewolucya nie tyle zostanie kierowana w imię pewnych faktów konkretnych, ile w imię teoryi ogólnych; że nie zostaną zaatakowane poszczególne złe prawa, lecz cały system prawodawczy; że na miejsce dawnego ustroju państwowego Francyi zechcą postawić nowy systemat rządu według planu tych pisarzy.
Ponieważ kościół zostawał w związku z dawnemi instytucyami, podlegającemi zburzeniu, nie mogło być wątpliwem, że przewrót ów zachwieje religią, burząc władzę cywilną.
Kto studyował uważnie stan kraju, mógłby przewidzieć, że niema zuchwalstwa, do którego nie odważono by się posunąć, ani gwałtu, którego by tam nie zniesiono. Burke z oburzeniem woła: „Nie widzimy człowieka, który by mógł przyjąć na się odpowiedzialność za najmniejszą prowin-cyę; nie dość na tem, nie widzimy ani jednego, któryby mógł poręczyć za innego. Każdego aresztują w jego domu bez oporu, oskarżają go bądź o rojalizm, bądź o moderantyzm (umiarkowanie)”. Burke mało wiedział o tem, w jakich warunkach owa dawna monarchia, nad którą on ubolewa, oddała nas nowym panom. Administracya przedrewolucyjna odebrała zawczasu Francuzom możność i chęć pomagania sobie nawzajem. W chwili, gdy nastąpiła Rewolucya, w większej części Francyi nie można było znaleźć dziesięciu osób przyzwyczajonych do zgodnego działania i do samoobrony; obowiązek ten pełnić miała władza centralna. Gdy więc przeszła z rąk administracyi królewskiej do zgromadzenia nieodpowiedzialnego i z dobrodusznej stała się straszliwą, nie było nic, coby mogło ją wstrzymać chociaż chwilowo. Dla tej samej przyczyny, wskutek której monarchia tak łatwo upadła, wszystko stało się możliwem po jej upadku.
Tolerancya religijna, łagodne rządy, ludzkość i życzliwość nigdy nie znajdowały takiego uznania i nie były tak zalecane, jak w XVIII wieku. A jednak z pośród tak łagodnych obyczajów, powstała najbardziej nieludzka z Rewolucyj. Łagodność ta jednak nie była pozorem: skoro tylko ucichła wściekłość rewolucyjna, wróciła ona do prawodawstwa i do nawyknień politycznych. Ten rozdźwięk między łagodnością teoryi, a okrucieństwem czynów, tłómaczy się tem, że Rewolucya była przygotowana przez najbardziej oświecone klasy narodu, a wykonana przez najbardziej surowe. Ponieważ członkowie pierwszych nie mieli ani związku wzajemnego, ani nawyknienia do wspólnego działania, więc lud stał się potęgą kierującą, skoro tylko upadły dawne władze. Gdzie nie rządził sam, udzielał ducha swego rządowi; a jeśli przypomnimy sobie, jakie było życie tego ludu za czasów monarchii, łatwo zrozumiemy czem stać się musiał.
Sama osobliwość położenia jego musiała rozwinąć w nim rzadkie zalety. Wcześnie wyzwolony z niewoli i oddawna posiadający ziemię, odosobniony raczej, niż zależny, stał się umiarkowanym i dumnym; wytrawny w pracy, był obojętny na wygody życia, uległy losowi wśród klęsk, a niezachwiany w niebezpieczeństwie. Ten to męski i odważny lud wytworzył szeregi armii, przed któremi uchyliła czoła cała Europa.
Lecz te same zalety czyniły go niebezpiecznym, jako władzcę. Ponieważ przez całe wieki dźwigał wyłącznie ciężary nadużyć, a żył odrzucony przez inne klasy, wśród swoich przesądów, zawiści i nienawiści, nabył hartu do zniesienia wszystkiego, lecz równocześnie stał się zdatnym przyczyniać cierpienia innym. W tym to stanie zagarnąwszy rząd, przedsięwziął dzieło Rewolucyi. Książki dostarczyły teoryi; lud zaś podjął się praktyki i przystosował idee pisarzy do swych dzikich namiętności.
Kto czytał uważnie książkę obecną, mógł dostrzedz, że we Francyi rozwinęły się przeważnie dwie namiętności. Jedna głębsza i dawniejsza była nienawiścią do nierówności. Wytworzona przez jej widok, budziła nieprzezwyciężoną chęć zburzenia do szczętu wszelkich pozostałości feodalizmu i stworzenia na oczyszczonem miejscu nowego społeczeństwa, w którem by ludzie byli o tyle jednakowi, a sytuacye o tyle równe, o ile to jest możliwem dla człowieka.
Drugą namiętnością, mniej utrwaloną i świeższą, było pragnienie wolności.
Ku końcowi dawnej monarchii obie te namiętności były równie szczere i żywe; mieszając się, potęgują się wzajemnie i zapalają nagle serca Francuzów. Jest to r. 1789, chwila niedoświadczenia, lecz także wspaniałomyślności, zapału, męstwa i wielkości. Francuzi wówczas byli dosyć dumni z dzieła swego i z siebie samych, aby wierzyć w możność równości, przy wolności. Dlatego też pomiędzy instytucye demokratyczne umieścili wszędzie instytucye wolnościowe. Nietylko starli na proch owo przeżyte prawodawstwo, które dzieliło ludzi na kasty, korporacye i klasy i dodawało nierówność praw do nierówności sytuacyi, lecz jednym ciosem znieśli inne prawa, wytwór władzy królewskiej, które pozbawiły naród wolnego użytku własnych sił i każdego Francuza oddawały pod opiekę rządu, aby go uczył, kierował nim, a w miarę potrzeby i uciskał. Razem z rządem nieograniczonym upadła centralizacya. Lecz gdy owo potężne pokolenie, które rozpoczęło Rewolucyę, zostało zniszczone, lub obezwładnione, jak zwykle bywa przy takich czynach; gdy trybem naturalnym miłość wolności ostygła, wyczerpała się wśród anarchii i dyktatury tłumu, a naród zaczął szukać pana, wówczas władza bezwzględna znalazła niesłychanie ułatwione drogi dla odrodzenia się i utrwalenia, a drogi te bez trudności wykrył geniusz człowieka, który został jednocześnie kontynuatorem Rewolucyi i niszczycielem jej dzieła.
Dawny ustrój zawierał istotnie cały szereg instytucyi, które nie będąc wrogiemi równości, mogły znaleźć miejsce w nowem społeczeństwie, a jednocześnie torowały drogę do despotyzmu. Wytworzyły one niegdyś nawyknienia i pojęcia, zmierzające ku odosobnieniu ludzi i utrzymaniu ich w posłuszeństwie. Tych to ułamków zaczęto szukać i znaleziono je, ożywiono i zużytkowano. Odnowiono centralizacyę; a ponieważ wszystko co ją niegdyś ograniczało, zostało zburzone, z łona narodu, który przed chwilą obalił władzę królewską, urosła władza tak obszerna rozgałęziona i bezwzględna, jakiej nie miał żaden z naszych królów. Przedsięwzięcie to wydawało się tak niezwykle zuchwałem, a powodzenie jego bajecznem, dlatego, że Francuzi sądzili według tego, co mieli przed oczyma, a zapomnieli, co było poprzednio. Władzca upadł, lecz istotna część jego dzieła ocalała; rząd jego został zniesiony, lecz administracya zachowała życie; a odtąd ilekroć Francuzi chcieli znieść samowładzę, ograniczali się do tego, że mieścili głowę wolności na tułów niewolnika.
Od chwili, gdy rozpoczęła się Rewolucya, aż do dni naszych, namiętność wolności ugaszała się i odnawiała kilkakrotnie; w tym kole będzie się ona obracać długo, pozbawiona doświadczenia, nieuregulowana, dająca się zastraszyć lub zwyciężyć, powierzchowna i przemijająca. Tymczasem pragnienie równości nie przestaje tkwić głęboko w sercach, któremi najsampierw owładnęła; żywi się w nich najdroższemi uczuciami. Gdy pierwsza zmienia ustawicznie postać swoją, potęgując się lub słabnąc, druga, uporczywie i niekiedy na oślep gotowa jest poświęcić wszystko tym, którzy dają jej zadosyćuczynienie i dostarczyć rządowi umiejącemu jej pochlebić, nawyknienia, pojęcia i prawa potrzebne dla despotyzmu.
Rewolucya francuska zostanie zagadką dla tych, którzy na niej się zatrzymają; tylko badanie poprzedniego okresu rzuca na nią światło. Nie mając dokładnego wyobrażenia o dawnem społeczeństwie, jego wadach, przesądach wielkości, nie potrafimy zrozumieć tego, co uczynili Francuzi w ciągu kilkudziesięciu lat, które nastąpiły po jego upadku. Lecz i ten obraz nie wystarczy, jeśli nie wejrzymy w sam charakter narodu naszego.
Zastanawiając się nad tym narodem, znajduję w nim rzeczy jeszcze bardziej niezwykłe, niż w wypadkach jego historyi. Czy istniał kiedy na ziemi naród, tak pełen sprzeczności w czynach swoich, powodujący się raczej uczuciem, niż zasadami, postępujący zawsze gorzej lub lepiej, niż można się było spodziewać; to spadający poniżej poziomu ludzkości, to go przewyższający; tak niezmienny w zasadniczych instynktach swych, że można go poznać dziś według portretów skreślonych przed dwoma lub trzema tysiącami lat, a jednocześnie tak ruchomy w codziennych myślach i upodobaniach, że stwarza sobie niespodziane sytuacye i niekiedy na równi z cudzoziemcami staje zdumionym wobec tego, czego dokonał; bezwładny i ociężały, dopóki pozostawiony sobie, a gotów iść na koniec świata i na wszystko się odważyć, gdy go oderwą od jego domu i nawyknień; krnąbrny z natury, a łatwiej poddający się samowolnej i gwałtownej władzy pana, niż wolnym, opartym na prawach rządom obywatelskim; dziś nieprzyjaciel wszelkiego nieposłuszeństwa, jutro wysługujący się z zapałem, któremu nie mogą dorównać nawet ludy niewolnicze z natury; posłuszny, jak dziecko, póki nikt się nie opiera, a niepokonany, skoro gdziekolwiek dany będzie przykład oporu, oszukujący w ten sposób panów swoich, którzy boją się go bądź za mocno, bądź za mało; nigdy nie wolny w tej mierze, aby nie można go było ujarzmić, ani też tak ujarzmiony, aby nie mógł wyłamać się z niewoli; zdatny do wszystkiego, lecz odznaczający się tylko na wojnie; wielbiciel przypadku, siły, powodzenia, świetności i szumu, więcej niż prawdziwej sławy; zdolniejszy do bohaterstwa, niż do cnoty, do genialności, niż do zdrowego rozumu, do olbrzymich pomysłów, niż do wykonania wielkich przedsięwzięć? Jest to najświetniejszy i najniebezpieczniejszy z narodów europejskich, stworzony na to, aby kolejno stawiać się przedmiotem podziwu, nienawiści, litości, zgrozy, lecz nigdy obojętności.
Z jego tylko łona mogła powstać Rewolucya tak raptowna, radykalna, porywcza, pełna kroków wstecznych, faktów sprzecznych i kontrastów. Bez pobudek, które wykazałem, Francuzi nie byliby jej rozpoczęli, lecz uznać należy, że same te pobudki nie wystarczyłyby, aby ją wytłómaczyć, gdzieindziej, jak we Francyi.
Doszliśmy więc do progu tej Rewolucyi pamiętnej; na ten raz nie przekroczę go; może uda mi się wykonać to w blizkiej przyszłości. Wówczas nie będę rozważać już jej przyczyn, lecz ją samą w sobie i pozwolę sobie wydać sąd o społeczeństwie, które z niej powstało[1].

separator poziomy





  1. Autorowi nie sądzono było wykonać tego zamiaru. Wcześniej wydane dzieło, p. t. Demokracya w Ameryce, jest równie znakomitem, jak obecne i na równi z nim cieszy się licznemi wydaniami. Mamy nadzieję, w ten czy ów sposób, zaznajomić z nim naszych czytelników (Przyp. tłum.).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Alexis de Tocqueville i tłumacza: Władysław Mieczysław Kozłowski.