Dancing. Karnet balowy/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
Tytuł Dancing
Podtytuł Karnet balowy
Wydawca Księgarnia F. Hoesicka
Data wyd. 1927
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


DANCING
 ︵ 
 ︵ ︵ 
KARNET BALOWY
MARJI PAWLIKOWSKIEJ
 ︶︶︶ 
 ︶︶ 
 ︶ 




WARSZAWA
NAKŁAD F. HOESICKA
1927
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
PANI
MARJI MORSKIEJ



zaproszenie

wy wiewiórki tańczące wśród liści
wy cietrzewie profesjonaliści
i wy wilki biegłe w saxofonie
i żyrafy i małpy i słonie
my za puszczą stęsknieni wygnańcy
posyłamy wam zaproszenie na dancing




jazzband

beczą owce kłapią wilcze kłańce
wyją psy
płaczą koty w tęsknocie
o wy dzikie zwarjowane tańce
szczęście nasze psie wilcze i kocie




zaklinacze węży

musimy się łączyć rozłączać
giąć i przechylać i prężyć
jak dwie kobry, które rozhuśtał
dziki flet zaklinacza węży




motyl

dotknęłam pana jak motyl egretą
przepraszam
to było niechcący
pan jest jak czarny irys smukły i gorący
zapomniałam
że jestem kobietą




dancing

wśród małp skaczących wkoło
małpim obyczajem
w tłumie krów i niedźwiedzi
w poryku i pisku
my jak adam i ewa upojeni rajem
tulimy się tańcząc w uścisku




dancingowe zabawki

te parasolki mniejsze niż otwarte powoje
powiedz mi naco służyć mają
czy by oczy zasłonić przed spojrzeniem twojem
jak przed słońcem
w tym zimowym maju




fox-trott

pocałunki z florydy
angielskie imiona
pod gwiaździstą banderą
murzyn w banjo bije
tańczymy czy pan chwycił mnie nagle w ramiona
tańczymy
czy rzuciłam się panu na szyję




w sieci

siatka na plecach moich
pleciona ze złota
zczepiła się z rękawem mojego dansera
w sieci złocistych oczek uwięzła tęsknota
tak się miota
że siatkę musimy rozdzierać




miss ameryka
blues

i cóż ci z tego przyjdzie żeś miss ameryką
że masz ciało wenery a twarzyczkę kotka
nie znasz mego tancerza nigdy go nie spotkasz
nie zakocha się w tobie z namiętnością dziką

on mnie wybrał i zmierzył podług swych kanonów
i rzekł że w całym świecie takiej drugiej niema
nie patrz na mnie z gazety tak dumnie jak z tronu
bo dla niego jednego ja jestem miss ziemia




tytanic

tańczyli sny wachlarze brylantowe tęcze
ktoś komuś szeptał w tańcu: tak — na śmierć i życie —
wszedł steward rzekł a wszyscy stanęli jak wryci
ladies and gentlemen
danger




strach

zmęczyłam się charlestonem ach chodźmy odpocząć
wśród parawanów chińskich gdzie się smoki droczą
o tu na tych poduszkach pod tym abażurem
lecz o czem pan rozmyśla w milczeniu ponurem
pan tak pobladł i oczy ma pan jak ze stali
Boże on chce mię objąć tak jak tam na sali




młodzi

my bez serca młodzi a już starzy
chcemy tylko tańczyć i milczeć
życie szarpie nas jak kły wilcze
lecz któż pozna to po naszej twarzy

kochać pragnąć kłamstw odwieczna gama
nasz słownik ich nie zawiera
i pocóż mielibyśmy kłamać
albo umierać




excentrycy

tańczą dziś w dancingu indra
mister shean ze swoją panią
on pół djabła ona anioł
w równych frakach i cylindrach
twardzi jak rzeźbione drzewo
lżejsi niż łabędzie puchy
z jakąś pasją obłąkańczą
wykonują wspólne ruchy
idą razem w prawo w lewo
papierosy z ust wyjęli
równocześnie się potknęli
przewrócili wstali tańczą
brzmi najnowszy foxtrott lonah
murzyn w śmiech a jazzband ryczy
w wiecznej zgodzie mąż i żona
excentrycy excentrycy


on pochwycił się za serce
ona także
z twarzą białą
i serce mu bić przestało
równocześnie i tancerce
murzyn w śmiech a jazzband ryczy
excentrycy excentrycy




valentino
tango

to twoje oczy duszne z senną powieką
to twój gest wdzięk zwierzęcy nerw twarz blada
valentino! valentino! tyś niedaleko
skoro cień twój ruchliwy na ekran pada

tańczysz jak dawniej smukły gorący niemy
jak dawniej patrzysz w oczy swojej partnerce
chociaż twoje świetliste filmowe serce
wie już dzisiaj to wszystko czego nie wiemy




chwila na werandzie

wicher u okiennic zgrzyta
drzewa są raz głośniejsze raz cichsze
a księżyc jest jak pierś srebrzysta
z miłości
na wichrze
odkryta




ramię tancerza

ramię pana poznane wśród tanecznej drogi
jest jak mur nieugięte
jak żelazo twarde
czy słabość wzbudza w panu litość czy pogardę
nie proszę pani
zachwyt pełen dzikiej trwogi




blues

w mej duszy najtajniejszej kamerze obskurze
spokojna jestem wreszcie
i szczęściem przewiana
gdy jak bezwzględny wicher
który zgina różę
zmuszasz mię do zginania przed tobą kolana




tańczymy dalej

wszystko to takie proste tak szczere
jak dąb jesteś szumiący wesoły
w ja w zielonej sukni
w naszyjniku z pereł
czemże jestem
bukietem jemioły




gwoździk z Szanghaju
fox-trott

zielony gwoździk chiński całowany deszczem
wzdychał mało o mało tsing tsong
i kołysany wiatrem szeptał jeszcze jeszcze
tsing tsong ho hong
aż chwycony przez ciebie za zielone włosy
krzyknął z płaczem ach dosyć
tsong




przekwitła tancerka

ta pani wciąż jeszcze tańczy
wesoła jak młoda dziewczyna
lecz jest już w piękności swojej
nietrwała jak lichy jedwab
może barwy utracić na słońcu
może skurczyć się jak etamina
a wówczas powieszą ją w szafie
pośród rzeczy o które nikt nie dba

jest ona już tylko na oko
kto ją szarpnie ten ją rozedrze na zawsze
ostrożnie z nią młodzi tancerze
bo pęknie w tysiące zmarszczek
(o młodości wytrwała i dumna
o skóry jak angielskie zamsze
o twarze szerokie i twarde jak tarcze)


między dancingiem
a sercem jej starem
jest most w pasy złote i szare
jakie tam myśli się snują
jaka mądrość tam przejeżdża groźna
lecz o tom się ludziom nie mówi
bo słuchają patrząc na zegarek
a przed tym jednym coby może słuchał
musi milczeć tancerka nietrwała i trwożna




piekło

na dancing oświetlony z góry i okrutnie
wciągnięto bladą laurę
drżącego filona
i za gzy jaworowe
za różane kłótnie
kazano im tańczyć charlestona




kula rewolweru
intermezzo

ileż to głów uczonych
męczy się i poci
nad konstrukcją torpedy
do śródgwiezdnej jazdy
nie wiedzą że mam w ręku
uproszczony pocisk
który mnie w każdej chwili
wystrzeli na gwiazdy




przedwiośnie

dwa obłoki na pustem niebie
i my w oknie salonu sami
chmury tulą się mocno do siebie
cicho krzycząc błyskawicami




krzyk jazzbandu

mówisz że jazzband jest dziki
że płacze jak wicher w kominie
i że cię przeraża
to minie
nuty życia czyż nie są dzikie
życie jest zamętem i krzykiem
przecież przyszliśmy na świat wśród takiej muzyki




szejk
fox-trott

mój nieznajomy arab (więcej o nim niewiem)
ma burnus jak śnieg biały i dzikie pierścienie
pachnie na milę ambrą sandałowem drzewem
i jest wpół gentlemanem
a wpół znów marzeniem

raz w kawiarni wśród ludzi spojrzeć na mnie raczył
rozpostarł nagle oczy jak czarne namioty
błysnął ogniem jak ogier do dalekiej klaczy
przesadził wszystkie mury ogrodzenia płoty


i bez rąk mnie pochwycił
przekrzyczał bez słowa
bez ruchu zgiął mi serce
jak dreszcz życiodajny
aż sam się siebie przeląkł
za uśmiech się schował
pogładził czarną brodę i znów był zwyczajny




pilot
intermezzo smutne

czy to anioł zlatuje na ziemię
z ramionami jak do uścisku
a zleciawszy wśród trawy drzemie
na szerokiem wichrowem lotnisku

czy to chmura zapłonęła w górze
czemu rosa na trawach czerwona
anioł zleciał na płonącej chmurze
otwierając szeroko ramiona




palmy
blues

palmy zwykle tak ciche
rozśpiewane są dziś i męczeńskie
wicher ma ramiona męskie
chcą gonić wicher

i szumią rękami w chmurach
każdym ruchem wołając niestety
jak szalone związane kobiety
w bezsilnych skrzydłach i piórach




skarga laury

więc skończone wszystko między nami
nie zobaczę cię więcej na ziemi
tłukę więc o drzewo koszyk z malinami
pocałunkami naszemi




zgubiony tancerz

zwiędły suknie i wachlarz z piór strusich
czas opada jak chmura szarańczy
wszystko kończy się prędzej niż musi
gra muzyka lecz niema z kim tańczyć

tancerz miły odszedł w dalszą drogę
gdzie jest nie wiem ani wy nie wiecie
jeśli tu go odszukać nie mogę
jakże znajdę go w wielkim wszechświecie




trzeba chodzić w masce

poszłam w masce zwinięta w pelerynę ciemną
z oczami zwężonemi
w migocące sierpy
szczęście mnie nie poznało
i tańczyło ze mną
nie wiedząc że to jestem
ja której nie cierpi
i los też mnie nie poznał
i pomyślał sobie
czemuż nie mam dogodzić
tej obcej osobie







spis rzeczy
 10
 12
 13
 15
 16
 18
 19
 20
 23
 26
 31
 35
 37
 38
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||

DRUKARNIA NARODOWA W KRAKOWIE
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Pawlikowska-Jasnorzewska.