Długonogi Iks/List 90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jean Webster
Tytuł Długonogi Iks
Wydawca Bibljoteka Dzieł Wyborowych
Data wyd. 1926
Druk Sp. Akc. Zakł. Graf. „Drukarnia Polska“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Róża Centnerszwerowa
Tytuł orygin. Daddy-Long-Legs
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

24-y czerwca.

Najdroższy Pająkowaty Ojczulku.
Czy praca nie jest przyjemnością? — a może pan nigdy nie pracował? Szczególnie wtedy jest przyjemnością, kiedy to, co robimy, jest nam najmilsze ze wszystkiego na świecie. Pisałam, ile tylko pióro mogło nadążyć, codziennie tego lata i mam jedynie żal do życia, że dni nie są dość długie, abym mogła dać wyraz pisany wszystkim pięknym, cennym i zajmującym myślom, jakie snują mi się po głowie.
Ukończyłam drugą część mojej książki i jutro o wpół do ósmej z rana rozpoczynam trzecią. To najmilsza książka, jaką widział pan kiedykolwiek; tak — doprawdy — proszę się nie śmiać. Nie mogę myśleć o niczem innem. Zaledwie mogę doczekać się z rana chwili, kiedy, po ubraniu się i zjedzeniu śniadania, mogę zasiąść do niej, a potem piszę, piszę, piszę jednym tchem, dopóki nagle nie poczuję się tak zmęczoną, że myśl moja jest jak sparaliżowana. Zabieram wtedy Colina (nowego naszego psa owczarka), hasam z nim po polach i podczas tego zbieram świeży zapas pomysłów na następny dzień. Stanowczo najpiękniejsza to książka, jaką widział pan kiedykolwiek. O, przepraszam, już raz powiedziałam to.
Nie uważa mnie pan przecież za zarozumiałą — prawda, Ojczulku?
Nie jestem zarozumiała, doprawdy; tylko w tej chwili taka jestem rozentuzjazmowana! Może później ochłonę trochę; będę usposobiona bardziej krytycznie i lekceważąco dla mojej pracy. Ale nie, jestem pewna, że nie. Tym razem napisałam prawdziwą książkę. Przekona się pan sam.
Sprobuję na parę chwil mówić o czem innem. Nie pamiętam, czy pisałam panu, że Andrzej i Karusia pobrali się? Oboje pracują jeszcze tutaj, o ile jednak mogę osądzić, małżeństwo nie wyszło żadnemu z nich na dobre. Ona śmiała się dawniej, kiedy zdarzyło mu się wleźć w błoto lub rozsypać popiół na podłogę, a teraz — o, gdyby pan mógł słyszeć, jak go za to beszta! Nie przypieka też już sobie grzywki na czole. On znów, który z taką gotowością wyręczał ją w trzepaniu dywanów i przy znoszeniu naręczy drzewa do kuchni, pomrukuje teraz ze złością, jak go o to prosi. Jego krawaty stały się też jakieś bezbarwne — czarne lub bronzowe, gdy dawniej płonęły szkarłatem i purpurą. Postanowiłam nie wyjść nigdy za mąż. Małżeństwo musi być widocznie jakimś czynnikiem odbarwiającym.
Nie mam żadnych nowin do zakomunikowania panu o życiu na folwarku. Wszystkie zwierzęta mają się doskonale. Świnie nieprawdopodobnie się utuczyły, krowy mają zadowolone miny, a kury składają jajka i wysiadują je jak należy. Interesuje się pan drobiem? Jeżeli tak, pozwolę sobie polecić panu nieocenione małe dziełko „200 jajek rocznie z każdej kury“. Mam zamiar urządzić na przyszłą wiosnę wylęgarnię i hodować kurczęta. Widzi pan, że osiadam w Wierzbinkach na stałe. Postanowiłam pozostać tutaj, dopóki nie napiszę 114 powieści, jak matka Antoniego Trollopa. Będę mogła wówczas powiedzieć sobie, że spełniłam zadanie moje w życiu i że mogę spocząć na laurach, to znaczy — podróżować.
Pan James McBride spędził u nas zeszłą niedzielę. Mieliśmy na obiad pieczone kurczęta i mrożony krem; i jedno i drugie znalazło jego uznanie. Ogromnie byłam rada, że go widzę; przypomniał mi na chwilę, że istnieje po za Wierzbinkami szeroki świat. Biedny Jimmie udręczony jest swojemi akcjami. Nie może nikomu ich wtrynić, mimo, że zachwala je jaknajgoręcej. Tutejszy Bank Farmerów nie chciał mieć z niemi nic do czynienia, mimo, że dają sześć, a czasem siedem od sta rocznie. Myślę, że Jimmy zrobiłby najlepiej, powracając do Worcester, gdzie znajdzie zajęcie w fabryce ojca. Jest zbyt szczery, zbyt łatwowierny i ma zbyt miękkie serce, aby mogło mu się dobrze wieść, jako finansiście. Ale być kierownikiem świetnie prosperującej fabryki bluz roboczych — to stanowisko bardzo pożądane, jak się panu zdaje? Tymczasem kręci jeszcze nosem na bluzy, ale przeprosi się z niemi.
Mam nadzieję, że oceni pan należycie długość tego listu, pisanego przez osobę, dotkniętą kurczem pisarskim. Kocham pana zawsze, Ojczulku ojczysty, i jestem bardzo szczęśliwa.
Żyjąc śród pięknej natury, mając wbród smacznego jadła, wygodne łóżko do spania, ryzę białych, dziewiczych arkuszy papieru i garniec atramentu — czegóż można jeszcze żądać od świata?

Pańska całą duszą, jak zawsze,
Aga.

P. S. Listonosz był przed chwilą i przyniósł świeże wiadomości. „Panicz Jerrie“ zapowiada swój przyjazd na piątek wieczór. Pozostanie cały tydzień. Bardzo miła nowina — boję się tylko, że moja książka ucierpi na tem. „Panicz Jerry“ jest bardzo wymagający.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jean Webster i tłumacza: Róża Centnerszwerowa.