Długonogi Iks/List 85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jean Webster
Tytuł Długonogi Iks
Wydawca Bibljoteka Dzieł Wyborowych
Data wyd. 1926
Druk Sp. Akc. Zakł. Graf. „Drukarnia Polska“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Róża Centnerszwerowa
Tytuł orygin. Daddy-Long-Legs
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

15-y luty.

Niech Wasza Królewska Mość raczy wysłuchać:
— „Dzisiejszego rana na śniadanie pasztet z piersi indyczej i gęś. Kazałem też podać sobie kubek herbaty, — wywaru z ziół chińskich, którego nigdy jeszcze nie piłem“.
Nie obawiaj się, Ojczulku, nie zwarjowałam, cytuję tylko Samuela Pepysa. Czytamy go w związku z historją Anglji, jako pracę źródłową. Rozmawiamy teraz z sobą wszystkie trzy: Sallie, Julja i ja, stylem 1660-go roku. Niech pan posłucha:
— „Udałem się na Charing Cross, aby oglądać wieszanie, wyciąganie i ćwiartowanie majora Harrisona: delikwent wyglądał tak pogodnie, jak tylko mógł wyglądać człowiek w jego kondycji“.
Albo:
— „Obiadowałem w towarzystwie damy mojego serca, strojnej w piękne szaty żałobne po bracie, który zmarł wczoraj na plamistą gorączkę“.
Nie wydaje się to panu nieco zbyt wczesnem rozpoczynaniem obowiązków towarzyskich? — Jeden z przyjaciół Pepysa wpadł na pomysł umożliwienia królowi spłacenia jego długów przez sprzedawanie biedakom zepsutych prowiantów. I cóż pan na to, panie reformatorze? Mam wrażenie, że nie jesteśmy obecnie tak źli, jak malują nas gazety.
Samuel przejmował się swojemi strojami, jak byle dziewczyna; wydawał na nie pięć razy więcej, niż jego żona — musiał to być Złoty Wiek mężów. Jak się panu podoba taki naprzykład ustęp? Czy nie wzruszający?
— „Dzisiaj przyniesiono mi mój kamlotowy płaszcz ze złotemi guzikami, który kosztuje mnie dużo pieniędzy; proszę Boga, aby umożliwił mi zapłacenie zań“.
Proszę mi darować, że mój list taki pełen jest Pepysa; piszę o nim szczegółowy referat. Niech pan sobie wyobrazi nasz tryumf, Ojczulku! Związek Samorządowy zniósł nakaz gaszenia świateł o dziesiątej. Możemy palić lampy, chociażby całą noc, jeżeli kto ma ochotę, pod warunkiem wszakże nie przeszkadzania innym — uprawianie gościnności na szeroką skalę nie jest przewidywane.
Wynik tego zniesienia zakazu świetny stanowi przyczynek do znajomości natury ludzkiej. Odkąd wolno nam przesiadywać, jak długo nam się chce, wcale nam się nie chce długo przesiadywać. Głowy zaczynają nam się kiwać o dziewiątej, a o wpół do dziesiątej pióra wypadają z naszych bezsilnych dłoni. Jest wpół do dziesiątej. Dobranoc.

Niedziela.

Wracam w tej chwili z kościoła — mówił kaznodzieja z Georgji. „Musimy pamiętać — ostrzegał — aby nie rozwijać umysłu kosztem strony uczuciowej“. — Wedle mojego widzenia, było to nędzne, suche kazanie. (jeszcze Pepys).
Zkądkolwiek przychodzą, z jakiej części Stanów Zjednoczonych lub Kanady i jakie noszą imię, — wiecznie słyszymy to samo kazanie. Czemuż do licha nie idą do męskich kolegjów i nie ostrzegają tam studentów, aby unikali nadwerężania męskich swoich natur nadmiarem pracy umysłowej?
Piękny mamy dzień — mroźny, lodowy, jasny. Zaraz po obiedzie Sallie, Julja, Marta Keene i Eleonora Pratt (przyjaciółki moje — ale pan ich nie zna) wkładamy krótkie spódniczki i biegniemy na wieś do Szklanego Źródła na pieczone kurczęta i wafle, a potem pan Szklano-Źródłowy przywiezie nas z powrotem swoim wozem drabiniastym. Powinnyśmy wrócić do kolegjum na siódmą, ale mamy zamiar przedłużyć urlop do ósmej.

Bywaj zdrowy, zacny Panie...

Mam honor pisania się Waszej Łaskawości najuleglejszą, najbardziej powolną, najpokorniejszą i najposłuszniejszą sługą,

A. Abbott.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jean Webster i tłumacza: Róża Centnerszwerowa.