Czerwone i czarne (Stendhal, 1932)/Tom I/XI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stendhal
Tytuł Czerwone i czarne
Wydawca Bibljoteka Boya
Data wyd. 1932
Druk Drukarnia Zakładów Wydawniczych
M. Arct S. A.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł orygin. Le Rouge et le Noir
Podtytuł oryginalny Chronique du XIXe siècle
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XI WIECZÓR.

Yet Julia’s very coldness still was kind,
And tremulously gentle her small hand
Withdrew itself from his, but left behind
A little pressure, thrilling; and so bland
And slight, so very slight that to the mind
Twas but a doubt.
Don Juan, I, 71.

Ale trzeba było pokazać się w Verrières. Szczęśliwym trafem, wychodząc z plebanji, Juljan spotkał pana Valenod, któremu opowiedział skwapliwie o podwyżce pensji.
Wróciwszy do Vergy, Juljan szedł do ogrodu aż z zapadnięciem nocy. Dusza jego była zmęczona wzruszeniami tego dnia. — Co ja im powiem? pytał z niepokojem, myśląc o paniach. Nie zdawał sobie sprawy, że właśnie dusza jego znajduje się na poziomie drobnych okoliczności, któremi zazwyczaj interesują się kobiety. Często Juljan był zagadką dla pani Derville a nawet dla jej przyjaciółki, i nawzajem on sam nawpół tylko rozumiał to co one doń mówiły. Przyczyną tego była siła, i jeśli wolno się tak wyrazić, rozpięcie namiętności jakie poruszały duszę ambitnego chłopca. W tem dziwnem sercu prawe codzień szalała burza.
Wchodząc tego wieczoru do ogrodu, Juljan skłonny był dostroić się do tonu ładnych kuzynek. Czekały go niecierpliwie. Usiadł na zwykłem miejscu, obok pani de Rênal. Niebawem zapadła głęboka ciemność. Chciał ująć białą rękę, którą oddawna widział blisko siebie, opartą o poręcz. Ręka zawahała się chwilę, wreszcie cofnęła się z gestem niezadowolenia. Juljan gotów był pogodzić się z losem i dalej wieść wesołą rozmowę, kiedy usłyszał kroki pana de Rênal.
Chłopak miał jeszcze w uszach obelżywe słowa usłyszane rano. — Czyżby to nie był, rzekł sobie, wspaniały sposób zadrwienia z tego człowieka, tak obsypanego darami fortuny, trzymać za rękę jego żonę właśnie w jego obecności? Tak, ja to uczynię, ja, z którym obszedł się tak wzgardliwie.
Spokój Juljana, tak obcy jego charakterowi, pierzchnął; całą duszę jego wypełniło zaprawne lękiem pragnienie aby pani de Rênal zechciała mu dać swą rękę.
Pan de Rênal, silnie poirytowany, zaczął mówić o polityce: chodziło o paru przemysłowców, którzy, wyrósłszy mu ponad głowę majątkiem, próbowali pokrzyżować wybory. Pani Derville słuchała. Juljan, podrażniony temi wywodami, przysunął krzesło do pani de Rênal. Ruchy jego ginęły w ciemności. Odważył się oprzeć rękę tuż przy ładnem ramieniu które wychylało się, obnażone, z sukni. Zamęt jakiś ogarnął jego myśli, nie wiedział co robi: zbliżył policzek do tego pięknego ramienia, ośmielił się położyć na niem wargi.
Pani de Rênal zadrżała. Mąż był o cztery kroki; czemprędzej dała rękę Juljanowi, odpychając go równocześnie nieco. Gdy pan de Rênal miotał dalej zniewagi na bogacących się chłystków i jakobinów, Juljan okrywał dłoń jego żony namiętnemi pocałunkami: takiemi wydały się przynajmniej pani de Rênal. A jednak, tegoż nieszczęsnego dnia, biedna kobieta miała dowód, że człowiek, którego ubóstwiała nie przyznając się do tego przed sobą, kocha inną! Przez cały czas nieobecności Juljana, była pastwą straszliwej boleści, która pobudziła ją do zastanowienia.
— Jakto! czyżbym kochała? mówiła sobie; miałażby to być miłość? Ja, kobieta zamężna, byłabym zakochana? Ależ, mówiła sobie, nigdy mąż nie budził we mnie tego dzikiego szału, który sprawia, że nie mogę oderwać myśli od Juljana. W gruncie rzeczy, to dziecko, pełne szacunku dla mnie! To szaleństwo minie. Cóż obchodzą mego męża uczucia moje dla tego chłopca? Jego znudziłyby rozmowy jakie prowadzę z Juljanem o rzeczach duchowych, on myśli tylko o interesach. Nie krzywdzę go w niczem dla Juljana.
Ani cień obłudy nie mącił tej czystej, naiwnej duszy, zbłąkanej nieznaną dotąd namiętnością. Błądziła, ale bezwiednie: cnota jej wszelako wzdrygała się instynktownie. Takie walki toczyły się w pani de Rênal, kiedy Juljan zjawił się w ogrodzie. Usłyszała jego głos; równocześnie prawie chłopiec usiadł przy niej. Duszą jej owładnęło owo błogie szczęście, które, od dwóch tygodni, bardziej jeszcze zdumiewało ją niż pociągało. Wszystko było dla niej niespodzianką. Po chwili jednak, rzekła sobie: — Wystarczy tedy obecność Juljana, aby zmazać wszystkie jego winy? Przelękła się; wówczas cofnęła rękę.
Namiętne pocałunki, jakich nie znała dotąd, zatarły w jej pamięci myśl, że on może kocha inną kobietę. Niebawem przestał być winny w jej oczach. Dotkliwy ból, zrodzony podejrzeniem, znikł wobec szczęścia o jakiem pani de Rênal nawet nie marzyła: ogarnął ją szał miłości i wesela. Wieczór ten był uroczy dla wszystkich, z wyjątkiem dla pana mera, który nie mógł strawić zbogaconych przemysłowców. Juljan zapomniał o swej posępnej ambicji, o projektach tak trudnych do wykonania. Pierwszy raz w życiu uległ czarowi piękności. Zatopiony w mglistem i słodkiem marzeniu, tak obcem jego naturze, przyciskając łagodnie tę śliczną rękę, słuchał z roztargnieniem szumu liści poruszanych lekkim wiatrem, oraz dalekiego szczekania psów.
Ale wzruszenie to było rozkoszą, nie miłością. Idąc do swego pokoju, myślał tylko o jednem szczęściu, mianowicie aby wrócić do swej ulubionej książki; w dwudziestym roku, myśl o świecie i o czekającej w nim roli przeważa wszystko.
Niebawem jednak odłożył książkę. W miarę jak wgłębiał się w zwycięstwa Napoleona, ujrzał coś nowego w swojem własnem. — Tak, wygrałem bitwę, rzekł; trzeba zmiażdżyć pychę tego szlachetki, gdy się cofa. To najczystsza metoda Napoleońska. Muszę go poprosić o trzy dni urlopu dla odwiedzenia mego przyjaciela. Jeśli odmówi, dam mu jeszcze raz wóz albo przewóz; ale on ustąpi!
Pani de Rênal nie mogła zmrużyć oka. Zdawało się jej, że nie żyła do tej chwili. Nie mogła się oderwać od rozkosznej myśli o pocałunkach, jakiemi Juljan okrywał jej rękę.
Naraz, błysło jej okropne słowo: cudzołóstwo. Wszystko, czem najohydniejsza rozpusta może pokalać pojęcie fizycznej miłości, nasunęło się jej wyobraźni. Myśli te siliły się zaćmić tkliwy i boski obraz Juljana, oraz szczęście kochania go. Przyszłość jawiła się jej w straszliwych barwach. Czuła się nędznicą.
Był to straszny moment; dusza jej wchodziła w nieznane kraje. W wilję, zakosztowała nieznanego wprzód szczęścia; obecnie zanurzyła się w okrutnej męczarni. Nie miała najmniejszego pojęcia o takich cierpieniach; odchodziła od zmysłów. Przez chwilę przyszło jej do głowy wyznać mężowi że się boi pokochać Juljana. W ten sposób, mówiłaby choć o nim! Szczęściem, przypomniała sobie przestrogę ciotki w dzień ślubu: aby się nigdy nie zwierzać mężowi, który, ostatecznie, jest panem. W bezmiarze boleści, pani de Rênal łamała ręce.
Szarpały ją okrutne i sprzeczne obrazy. To lękała się że Juljan jej nie kocha, to dręczyło ją straszliwe poczucie zbrodni, jakgdyby nazajutrz miała się znaleźć pod pręgierzem, na placu, z napisem objaśniającym pospólstwo o cudzołóstwie którego się dopuściła.
Pani de Rênal nie miała pojęcia o życiu; nawet na jawie i w pełni rozumu, nie dostrzegłaby różnicy między winą w obliczu Boga a piętnem powszechnej wzgardy.
Kiedy ochłonęła nieco z myśli o wiarołomstwie i o hańbie, jaką, w jej pojęciu, zbrodnia ta wlecze za sobą, kiedy zatonęła w marzeniach o słodyczy niewinnego życia obok Juljana jak wprzódy, naraz ogarniała ją straszliwa myśl że Juljan kocha inną. Widziała jeszcze jego bladość na myśl że postrada jej portret, lub też narazi ją, wydając go obcym spojrzeniom. Pierwszy-to raz ujrzała lęk na tej spokojnej i szlachetnej twarzy. Nieznośny ból doszedł do nasilenia, w którym duszy ludzkiej niepodobna go udźwignąć. Bezwiednie, pani de Rênal wydała krzyk który obudził pokojową. Naraz ujrzała koło łóżka błysk światła i poznała Elizę.
— Ciebie kocha? wykrzyknęła nieprzytomna.
Pokojówka zdumiona stanem swej pani, nie zwróciła na szczęście uwagi na to szczególne pytanie. Pani de Rênal zrozumiała swą nierozwagę. „Mam gorączkę, rzekła; zdaje się trochę maligny; zostań przy mnie“.
Rozbudzona i zmuszona panować nad sobą, uczuła się mniej nieszczęśliwą: rozsądek odzyskał władzę, postradaną w tym półsennym stanie. Aby się uwolnić od wzroku pokojówki, kazała jej czytać gazetę. Przy dźwięku jednostajnego głosu dziewczyny, czytającej długi artykuł z Quotidienne, pani de Rênal powzięła cnotliwe postanowienie, aby, skoro ujrzy Juljana, zachować najzupełniejszą obojętność.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Stendhal i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.