Czarnozielony pies

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Leo Belmont
Tytuł Czarnozielony pies
Podtytuł czyli Potęga prasy warszawskiej. Narodowo-realistyczna, postępowa-demokratyczna opowieść
Wydawca Tygodnik „Wolne Słowo”
Data wyd. 1907
Druk Kaniewski i Wacławowicz
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały dodatek
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
CZARNOZIELONY PIES
czyli
Potęga prasy warszawskiej.
Narodowo-realistyczna, postępowa-demokratyczna opowieść.
nap. Leo Belmont.
WARSZAWA.
Druk Kaniewskiego i Wacławowicza, Zielna 20.

1907


Redaktorowi Jednodniówki „Cepy“ p K. El-owi w dowód... wdzięczności za to, że zmistyfikował prasę, ogłaszając pod ogólnym tytułem „Satyra polityczno-społeczna El-a“ tytuł i naszego bezimiennego drobiazgu, a tym sposobem — o nieba! — wydarł „Gońcowi“ i innym pochwałę dla naszej „doborowej i niezjadliwej satyry“ —

niniejszy
przedruk z „Cepów“
poświęca
Autor.


Pewnego dnia djabeł postanowił zakpić z Warszawy. Stworzył psa białego, jak śnieg — kształtów olbrzymich, pięćkroć większego, niż wypchany żubr, stojący w przedsionku Brystolu — i puścił go na Krakowskie Przedmieście.
A na szyi zawiesił mu tabliczkę, na której nic nie napisał.
I pies jął biegać po całej Warszawie.
A kiedy szczekał przy rogatce Belwederskiej, to trzęsły się drzewa w Ogrodzie Saskim i odpowiadały echem ostatnie domy na Nalewkach.
I pies ten rzucał postrach na ludzi.
A pierwszy przeląkł się współpracownik „Nowej Gazety“ i napisał:
„W Warszawie pojawił się duży czarny pies wielkości Filharmonji. Myśmy go pierwsi spostrzegli. Górą postęp! Na tabliczce ma napisane: Konstytuanta. Jest bardzo trudny do złapania, nawet gryzie — ale obiecał dać się złapać na Nalewkach, nocy księżycowej, przy pomocy rzezaków postępowo-demokratycznego wyznania“.
A drugi przeląkł się współpracownik „Gońca“; uciekając przed psem, upadł, złamał nogę i napisał nazajutrz:
„A nieprawda! Myśmy przelękli się pierwsi. I zaczęliśmy biedz za psem. „Nowa Gazeta“ oszukuje publiczność, pisząc, że pies jest czarny. Radzilibyśmy tym panom sprawić sobie okulary. Pies jest najwyraźniej koloru zielonego. Nie jest tak wielki, jak Filharmonja. Jest mniejszy od domu Grancowa. Nosi tabliczkę, na której wyraźnie napisano: Autonomja. Pies obiecał dać się złapać na naszem podwórku przy ulicy Zgoda. Niech żyje Zgoda!
A nazajutrz wszyscy abonenci „Nowej Gazety“, którzy widzieli psa, białego, jak śnieg, z tabliczką, na której nic nie było napisane, przysięgali przed synagogą na Tłomackiem, że w Warszawie pojawił się czarny pies wielkości Filharmonji z napisem „Konstytuanta“. Wszyscy zaś abonenci „Gońca“, zaklinali się przed kościołem na Koszykach, że pies jest zielonej barwy, ma rozmiar domu Grancowa i napis na tabliczce: „Autonomja“ — jeno napisany atramentem niewyraźnym.
I tegoż dnia wieczorem w Udziałowej pięciu czytelników „Nowej Gazety“ zagryzło pięciu czytelników „Gońca“ ci zaś w godzinie konania byli zagryzieni przez tamtych. A umierając jedni mówili: „pies był czarny, jak smoła“, a drudzy: „był zielony, jak trawnik“ — i w ostatnim tchu wydzierali sobie prawo pierwszeństwa przestrachu na rzecz redaktorów tej i owej gazety, powołując się na świadectwo ich spodni.
Zaś „Słowo“ napisało:
„Przedewszystkiem realizm. Widzieliśmy psa. Jest wielkości trociczki. Żółciutki zupełnie. Jak odświęta bielizna ugodowa. Na tabliczce jest napis. A jakże! Napisane jest: samorząd. Pierwszy zauważył go pan Przestraszewicz. I nie zląkł się wcale. Obywatele! spokoju! Psa trzeba tresować powoli — a sam przyjdzie“.
I wszyscy czytelnicy Słowa, którzy widzieli psa na własne oczy, mówili:
„Jakże głupi są ludzie, którzy mówią, że pies jest zielony, albo że jest czarny i że jest bardzo wielki. Pies jest żółciutki. Ma rozmiar trociczki. Ale jeżeli go tresować, to będzie z czasem wielkości pomnika na Zielonym placu. Ostrożnie“!...
Wówczas Kurjer Warszawski napisał artykuł:
„W imię prawdy. Po Warszawie biega pies zielono-żółtego koloru w czarne paski z głową wielkości Filharmonji (pana Rajchmana) i z zadem rozmiarów trociczki. Pierwsi przelękliśmy się my!!.. Obywatele! nie zapominajcie, że wybory za pasem!
I czytelnicy Kurjera Warszawskiego chodzili wszędzie, literalnie wszędzie, z artykułem „W imię prawdy!“
Dniewnik Warszawski napisał krótko.
„W Warszawie biega pies barwy amarantowej. Baczność! Intryga polska“.
Rola napisała
„Żydzi puścili się na nowy geszeft. Po Warszawie biega pies koloru żydowskiego. Ma tabliczkę żydowską z napisem żargonowym. Mówi tylko żargonem. Bracia! kupujcie tylko u chrześcian“!
Przełom — w owoj epoce był jeszcze Przełom — napisał:
„Radykalizm, proszę Sanownych panów... itd.
A dziesięciu stałych abonentów Przełomu, którzy spotykali psa rano, w południe i wieczorem — i nie czytali żadnej innej gazety, prócz Przełomu — nie mogli zrozumieć, o jakiego psa kłóci się cała Warszawa i przysięgali się na wszystkich świętych skoncentrowanych, że żaden pies po Warszawie nie biega.
I dodawali: „Gdyby biegał, słychać byłoby jego szczekanie. Radykalizm, proszę panów“ i t. d.
Wówczas „Gazeta Polska“ ogłosiła wielki wiec w Filharmonji i zapowiedziała mowę pana Dmowskiego na temat o „fenomenalnym psie Warszawskim“.
I wyszedł pan Dmowski na estradę i wobecności 10,000 wyborców, których wybrał sobie, wygłosił: — Polityka wymaga ostrożnego sądzenia o kolorze. Przedewszystkiem, panowie, jeżeli cały naród jest zdania, że pies jest zielony — to zgodność nasza z uczuciami narodowemi wymaga, abyśmy mówili, że pies jest zielony. Ale skoro będziemy wybrani przez naród i posiędziemy jego zaufanie, to winniśmy gwoli zgodności z uczuciami narodu mówić rozumnie: „Pies jest fioletowy“. Bo tego wymaga niezbędna opozycja i uparta walka narodowa — walka z założonemi rękoma, odpowiednia do chwili. Są ludzie, którzy mówią, że pies szczeka, ale naszym obowiązkiem jest otworzyć oczy narodowi i dowieść mu, że pies śpiewa. Co się zaś tyczy tego, co jest napisane na tabliczce — to, panowie, tam napisane jest: „Solidarność Koła! „ — i nic więcej“.
I 10,000 osób położyło się na ziemi i biło oklaski.
A nazajutrz „Przegląd Poranny“ napisał: „Wczoraj pan Dmowski bezczelnie wmawiał wyborcom, że jeździł na amarantowym psie. Pies jest niewiadomego koloru, dopóki my nie wyrzekliśmy o tem zdania. Wydelegowaliśmy specjalnego współpracownika do odszukania psa i usłyszenia jego głosu. Pies szczeka raz na sto lat i tylko na żądanie naszych współpracowników“...
Djabeł tedy uśmiał się do rozpuku i zabrał psa do piekła. A nazajutrz znalazł go „Przegląd Poranny“.. na ulicy Mylnej.
P. S. Niedawno „Epoka“ na mocy własnych telegramów doniosła, że pies biega po ulicy Szpitalnej bez tabliczki, ale z wielkim atlasem geograficznym pod ogonem i skrobie do drzwi „Nowej Gazety“.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Leopold Blumental.