Człowiek dzisiejszy

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward Abramowski
Tytuł Człowiek dzisiejszy
Pochodzenie PISMA. Pierwsze zbiorowe wydanie dzieł treści filozoficznej i społecznej
Wydawca Związek Polskich Stowarzyszeń Spożywców
Data wyd. 1924
Druk R. Olesiński, W. Merkel i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Całe Pisma społeczno-etyczne
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
CZŁOWIEK DZISIEJSZY[1].

Człowiek zmienia się; zmienia się jak wszystko na świecie, jak wszystko co żyje i przez życie samo wchodzi w nieubłagany pochód rozwoju, ewolucji. Są optymiści, którzy ów rozwój, owo „panta rej“, uważają za postęp, za doskonalenie się. Być może że tak jest istotnie w ewolucji biologicznej, w rozwoju organizmów zwierzęcych, chociaż i tu także przyrodnik zobaczy całe mnóstwo rozwojów wstecznych, zaników i wypierania lepszego przez gorsze.
Jeżeli jednak chodzi o ewolucję duchową człowieka, to naprawdę, z trudnością by nam przyszło odnaleść takie cechy rozwojowe, któreby usprawiedliwiały optymizm i pozwalały uważać ewolucję człowieka jako zwyciężanie lepszego. Zwrócę uwagę na jeden tylko rys tej ewolucji, rys zasadniczy, charakterystyczny. — Porównajmy dawnych ludzi chociażby z pogardzanych, barbarzyńskich wieków średnich, z dzisiejszymi przedstawicielami cywilizacji. Zobaczymy z łatwością różnicę charakterystyczną, którą tutaj w ogólnym tylko zarysie przedstawić mogę.
Dawny człowiek, pomimo swego barbarzyństwa, a raczej dzięki jemu, miał duszę jednolitą. To, co czuł, kochał, myślał, w co wierzył, to wszystko zamieniał w życie. Wierzono w Boga, zbawienie duszy, w kościół będący zastępcą tego Boga na ziemi, więc też były zakony uprawiające szczerze ascezę; były setki i tysiące anachoretów, żyjących po jaskiniach dzikich gór i pustyń, którzy całe życie swoje sprowadzali do modlitwy, umartwienia ciała, do doskonalenia się wewnętrznego i nabycia największego hartu ducha. — Wierzono w honor, w miłość bez skazy, w chrześcijański obowiązek ujmowania się za pokrzywdzonym i słabym, więc było rycerstwo, niepojęte dziś dla nas typy króla Artura i jego towarzyszy z Okrągłego Stołu, typy Rolandów, Don Kichotów żywych, którzy potrafili przejść przez życie nie złamawszy danego słowa, nie brudząc najmniejszą skazą uczynionego ślubu. — Wierzono w ewangeliczną naukę ubóstwa i miłości — więc też byli ludzie co rozdawali ubogim całe swe mienie i szli przez świat radośni i wolni, jak Franciszek z Assyżu i towarzysze, „ubodzy duchem“, „żonglerze Pana Boga“, których zadaniem było „podnosić serca ludzkie do radości duchowej“, „qui corda hominum erigere debent et movere ad laetitiam spiritualem“.
Dla dzisiejszego człowieka z cywilizacji są to typy z bajki i legendy. Nie jesteśmy w stanie zrozumieć tych ludzi, do tego stopnia, że ich najprostsze, najbardziej bohaterskie czyny, skłonni jesteśmy uważać za objawy patologiczne, za czyny ludzi obłąkanych. I z pewnością, że gdyby takie typy, o jakich piszą żywoty świętych, zjawiły się dzisiaj, na naszym świecie cywilizowanym, to jedynem miejscem ich pobytu mogłaby być tylko klinika psychjatryczna. Kto wie zresztą, czy w tych smutnych szpitalach dla chorych umysłowo, nie znaleźlibyśmy zabłąkanych dawnych bohaterów i świętych.
My jesteśmy zupełnie inni. A inni jesteśmy dlatego przedewszystkiem, że dusza nasza rozdzieliła się. Oni mieli jedną tylko i dlatego bywała tak wielka i silna. My zaś mamy dwie dusze: jedna myśli tylko, tworzy ideje i słowa, teorje i hasła; druga — czuje, rządzi życiem, kieruje czynami. Pomiędzy duszą naszą a życiem stanął pośrednik — intelekt. On to przedziela nas wewnątrz; on nauczył nas żyć podwójnie: inaczej wewnątrz siebie, inaczej na zewnątrz. On nauczył nas także zamieniać na drobną monetę słów i frazesów każde silniejsze poruszenie uczuć naszych, każdą tendencję do czynu; przyzwyczaił nas zadawalać się frazesami, a nawet łudzić się szczerze, że życie można zamienić na słowa. Dawno już to „podzielenie“ duszy ludzkiej nastąpiło, a zaczynało się zapewne w mrokach dziejowych, jak każde zjawisko rozwoju. Mówi o niem już zupełnie wyraźnie Bacon, przestrzegając ludzi przed „jaskinią słów“. Przeczuwał je Chrystus, gdy mówił „błogosławieni ubodzy duchem“, gdy stawiał nam za wzór duszę dziecka, t. j. duszę bez podziału, bez intelektu; i sam już z takimi „podzielonymi“ ludźmi obcował, bo znał dobrze Faryzeuszów, a to co o nich mówi, z taką namiętną wzgardą, moglibyśmy doskonale zastosować do swojej własnej psychologji.
Czyż nie takimi jesteśmy my sami, ludzie cywilizacji, bogaci duchem? Widzimy socjalistów posiadających własne fabryki i kapitały; anarchistów pełniących następnie służbę w ministerjach; widzimy patrjotów polskich z „orjentacjami“; „niepodległościowców“ przystosowujących się z łatwością do każdej podległości; widzimy wyznawców Chrystusa i jego „dobrej nowiny“, którym jednak nigdy na myśl nie przyjdzie nawet żeby spełnić w życiu chociażby jeden werset tylko z nieśmiertelnego kazania na górze. I do tej dwoistości tak przyzwyczailiśmy się, że ona nie tylko nas nie razi, ale nawet nie rozumiemy jak mogłoby być inaczej.
Tak, dzisiaj niemożliwem jest poznać człowieka po jego życiu; trzeba posłuchać co on mówi lub pisze; wtedy dopiero dowiemy się o jego idejach. Ideje bowiem, a jeszcze bardziej „ideały“ są to rzeczy odświętne, nastrojowe, potrzebujące pięknych słów, mądrej szaty frazesów. Nadaremnie byśmy szukali ich w życiu codziennem. Tam niema dla nich miejsca. Tam jest zwyczajne szare życie, takie same u komunisty jak u burżuja, u wierzącego jak u bezwyznaniowca. — Co najwyżej w rzeczach najprostszych, w ideałach hygjeny naprzykład, zdolni jeszcze jesteśmy do utożsamienia idei z postępowaniem, i możemy jeszcze oburzać się, dowiedziawszy się np. że człowiek głoszący abstynencję od alkoholu albo wegetarjanizm, nie stosuje tego do siebie, jada mięso i pije wino. To jeszcze nazwiemy obłudą, ale strzeżmy się iść dalej!
Przypominam sobie jednego pana, obywatela Szwajcarji, który opowiadał mi ze zgorszeniem, jak pewien agitator abstynencji, znany w danem mieście, u siebie w domu używa stale wina i piwa. Zapytałem go wtedy, czy to nie jest to samo kiedy agitator socjalizmu np. posiada fabrykę z której ciągnie zyski. Pan ten obraził się na mnie za postawione pytanie, sam bowiem był znanym ze swych przekonań „komunistą“, a jednocześnie bardzo zamożnym kapitalistą rentjerem. Z oburzeniem i namiętnością zaczął mi tłumaczyć zasadniczą różnicę jaka istnieje między tymi dwoma punktami, i wywnioskował bardzo logicznie, że propagator idei socjalistycznych może mieć i kapitały i fabryki. Zrozumiałem że miał słuszność, a zarazem po raz pierwszy miałem wtedy sposobność obserwować in vivo psychikę dzisiejszego człowieka, człowieka podzielonego.
Biedni bracia z Portionculo! cobyście pomyśleli zobaczywszy nas! wy, coście chcieli uczynić z życia religję i świątynię Boga; coście tak pogardzali intelektem, że z jakąś anielską dumą nazywaliście siebie „idjotami“ i „żonglerami“. Cobyście powiedzieli o naszych papierowych ideałach i wzlotach!







  1. (Przyp. wyd.). Przedruk z książki zbiorowej „Godło“ T. I, wydanej przez Artura Górskiego. Warszawa 1915.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Edward Abramowski.