[63]IX.
CYKNODYJA.
(ŁABĘDZI ŚPIEW).
Wyrzucony na świat ten silną Stwórcy dłonią,
Obiegłem w koło życie i u celu stoję;
Oczy, wprzódy łez pełne, dzisiaj łez nie ronią,
Wprzódy umrzeć się bałem, dziś już się nie boję.
I czuję w głowie mojéj przedśmiertelne dreszcze
I w piersiach moich przyszły zaród śmierci czuję.
W sercu życia maleńka iskra tleje jeszcze
Lecz już dusza znękana, ku niebu wzlatuje.
[64]
Bądź zdrów świecie na zawsze, na wieki, na wieki!
Bądźcie zdrowi, wy coście zmierzyli mi życie,
Przebaczam wam, nas wszystkich koniec niedaleki,
Przebaczam wam — niewiecie nigdy co czynicie.
Żegnam cię miejsce, kędym się urodził,
Żegnam cię ziemio, księżycu i słońce!
O! nie jedno cierpienie gorzkie, dojmujące,
Widok wasz sercu mojemu osłodził.
I ciebie żegnam luba — nie! — nie żegnam ciebie —
Nie żegnając się nawet znajdziemy się w niebie.
I w téj szczęśliwéj połączenia chwili,
Spotkamy się, jakgdybyśmy się nierozłączyli.
Jedno może wspomnienie chwil naszéj miłości,
Miłe mi jest i dzisiaj, tak jak przedtém było.
I nie jeden mi skarbu wspomnień pozazdrości,
Bo z niemi umrzeć nawet — o luba! tak miło!
Ja i dzisiaj pamiętam téj miłości dzieje!
Kiedym był nieszczęśliwy, tyś mnie pokochała,
Kiedym utracił życia i szczęścia nadzieje,
Przyszłaś żebyś łzy swoje z mojemi zmięszała.
Dzięki ci, dzięki! — Może czas odmieni ciebie,
Pomarszczy twoje lice, serce twe odmieni.
[65]
Zimna, mądra, ostygniesz z namiętnych płomieni;
Zestarzejesz — lecz młodzi spotkamy się w niebie.
Wszak dusza nie starzeje! tak! tam luba w niebie,
DokonczymyDokończymy rozmowę na ziemi poczętą;
Tam będziesz moją, tam mi nikt nie wydrze ciebie,
Tam brudna miłość ziemska, przemieni się w świętą.
Brudna? nie — i tu miłość nasza czystą była,
Wyrosła z łez i nieszczęść, na nich się skończyła!
O! te chwile w najsłodszych życia mego mieszczę,
Czegożbym niedał, gdybym dziś mógł kochać jeszcze?
Lecz dziś kochać niemogę — widziałem świat cały,
Odarłem człeka z ciała, w krew jego patrzałem,
Serce wyrwane z piersi te ręce trzymały,
Z czaszką myśli stolicą, o ludziach gadałem.
Kości ludzkie i trupy mówiły mi wiele,
Lecz nie powiem wam tego, co od nich słyszałem,
Wy świata kochankowie piękności czciciele
Kochajcie tak, jak wprzódy i ja sam kochałem.
Dziś ja, jak mucha życia kończąc jednodniowe,
Litując się nad wami, w grób nachylam głowę.
Ach! gdyby tylko chwilę Maryo ukochana,
Tylko dwie przeżyć chwile, jak my dawniéj żyli,
Wieczorem zejść się w domu, a w kościele zrana,
Płakać godziny całe, a śmiać się pół chwili.
[66]
Pamiętasz może jeszcze! — nie — tyś zapomniała,
Świat stanął między nami jak mur nieprzebity,
Niewidzim się — ta tylko pociecha została
Że oboje patrzymy na niebios błękity,
Oboje widzim słońce, gwiazdy, twarz księżyca —
Jedna karmi nas ziemia i światło przyświéca,
A kiedy wzrok nasz tęskny w niebo się pomyka,
Na gwiazdach, niebie, słońcu, może się spotyka.
Maryo! dziś ty nietaka, jaką byłaś wprzódy
Kiedyś ty młodszą była i ja byłem młody,
Dziś my starsi oboje, śmiejem się z młodości,
Śmiejem się głośno, serce po cichu zazdrości.
Pamiętasz te wieczory — Świeca dogorywa,
Miasto szumi, szum miasta do nas nieprzybywa.
My siedzim sami jedni i milczym oboje,
A w głowach naszych płyną, dziwnych marzeń roje.
W tém wymówném milczeniu wieczór nam uleci.
Ach! byliśmy szczęśliwi, szczęśliwi — bo dzieci!
Tyś mnie jedna kochała, na szerokiéj ziemi,
Żyłaś mém życiem i myślami memi,
Wówczas lepsze łzy były, niż dzisiejsze śmiechy.
Na wagę życia, marne kupione uciechy.
Dzisiaj kiedy do grobu nachyla się ciało,
Z dawnych roskoszy tylko żartować przystało.
[67]
Dzisiaj, wiek nam rozumem nad głowami świeci
Tak! dziś kochać niewolno — jużeśmy nie dzieci.
Maryo! przed tobą jeszcze dłuższą droga życia,
Ty jeszcze masz przecierpieć przeżyć jeszcze tyle.
Dni i godzin masz tyle nieznośnych do zbycia,
Nim przyjdzie spocząć zemną, w spokojnéj mogile!
Nie spiesz się i wśród życia, między ludźmi złemi
Bądź taką, jaką byłaś w młode twoje lata,
Jaką masz być tam w niebie, bądź tutaj na ziemi,
Żyj i jak ja przy śmierci — nie płacz tego świata.
14 Września 1833.
|