Cicha miłość/VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Michał Bałucki
Tytuł Cicha miłość
Podtytuł Obrazek znad Wisły
Pochodzenie Poezje Michała Bałuckiego
Wydawca Wydawnictwo „Kraju”
Data wyd. 1874
Druk Drukarnia „Kraju”
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały poemat
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
VI.

Lecz któż były te panie w żałobie?

Gdybym ja miał talent poetyczny,
Tobym z tego zrobił ustęp śliczny:
Domysłami osnułbym je obie,
Potem udał, że ich nie znam wcale,
Zgadnąć kazał wam i sam zgadywał,
Powieść rosłaby, a ja w zapale
Wciążbym siebie i was zapytywał:
I któż były dwie czarne kobiety?!

Lecz że nie mam pretensyj poety,
Więc nie będę drażnił wyobraźni,
Lecz po prostu powiem: pani owa

W czarnéj sukni — to kasztelanowa,
A z jéj synem Staszek żył w przyjaźni.

Kasztelanic był na piersi chory,
Włoskie niebo radziły doktory,
A że nie chciał tam jechać bez Staszka,
Więc miał jechać on, Staszek i matka;
Kasztelankę zaś jak w klatce ptaszka,
Miano w jakimś umieścić klasztorze,
Gdzie przebywać miała aż do latka.
Odjazd miał się stać właśnie w téj porze.

Wejdźmy w pałac. W bawialnym salonie
Siedzi wyschły, znędzniały młodzieniec;
Na kominie krwawo ogień płonie,
I na bladą twarz rzuca rumieniec.
Staś od niego prawie nie odchodzi,
Bo kochali się bardzo ci młodzi.
„Wiesz co, Staszku, trza przyspieszyć drogę;
Wiatr jesienny coraz mocniéj kłuje
Moje płuca i targa, — ja czuję,
Że tu dłużéj się zostać nie mogę.


Trza pojutrze“ — Tu zakaszlał chory,
Tak, że na twarz wybiegły kolory.

Wtém przed bramą powóz się zatrzymał.
Chory niecierpliwił się i zżymał;
Lecz miast gości, stanęło w komnacie
Młode dziewczę, które wy już znacie.
Zosia było na imię panience,
W krótkiéj jeszcze chodziła sukience,
Jasne włosy jéj w loczki się wiły,
Koło wązkich ust dwa wdzięków dołki,
A nieśmiałe oczka tak się kryły
Pod powieki, jak w trawę fijołki.
„Któż przyjechał?“ spytał brat przybyłą.
„Nikt braciszku, rzekła smutnie, skromnie,
„To z klasztoru przyjechali po mnie,
„Przyszłam cię pożegnać...“ Łzy czuć było
W drżącym głosie, wstrzymywane siłą.

Straszna chwila pożegnania była
Brata z siostrą, co się tak kochali.
Ona świeża, jakby kwiat konwalji,

A od niego już pachnie mogiła.
Pożegnanie ich było podobne
Pogrzebowi. A potém Staszkowi
Zosia rączki swe podała drobne
I szepnęła: „powracajcie zdrowi!“
I wybiegła od nich; lecz w alkowie
Słychać było długo Zosi łkanie;
To pamiątka im i pożegnanie.
Czy kochała Staszka Zosia? — Kto wie?
Bo któż w duszy przeczyta dziewczęcéj
Te niejasne i mgliste marzenia,
Senne, choć już zbudzone z uśpienia?
Kto wie czy to przyjaźń czy coś więcéj?
I rozstali się dziś na czas długi,
Kto wie, czyli zejdą się raz drugi.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Michał Bałucki.