Przejdź do zawartości

Córka króla Ćwieczka

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Karolina Szaniawska
Tytuł Córka króla Ćwieczka
Podtytuł Komedyjka w jednym akcie
Pochodzenie Teatr dla dzieci
Wydawca Księgarnia G. Centnerszwera
Data wyd. 1896
Druk Towarzystwo Komandytowe St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


CÓRKA KRÓLA ĆWIECZKA.
Komedyjka w jednym akcie.


OSOBY:
Panna Emilia, nauczycielka pensyi prywatnej.
Jadzia Uczennice i penyonarki.
Olunia
Stefcia
Kazia
Stasia
Zuzia
Bronia
Frania
Julcia
Mania
Tosia
Michalinka
Mateuszowa, wieśniaczka
Józiek Synowie Mateuszowej.
Rafał
Maciuś, 6 letni
Icie syn pachciarza.
Rzecz dzieje się w lesie, w Komorowie, pod Pruszkowem.


Scena przedstawia polankę leśną. Na pierwszym planie, po prawej, pień ściętego drzewa, dalej w głębi trochę krzaków. Panienki bawią się w różny sposób — mniejsze grają w ptaszka, starsze w piłkę.


SCENA I.
Jadzia, Kazia, Tosia, Michalinka, Julcia, Olunia i Stefcia.
Olunia (rzuca piłkę, którą chwyta Kazia, stojąca naprzeciwko i powtórzywszy to kilka razy, idzie naprzód sceny).

Uf! jak się zmęczyłam! Ale bo też dzień gorący! (chłodzi się fartuszkiem) Oh, gorąco!

(Odchodzi na bok wyrzekając).
Kazia (bawi się piłką).

Gorący? wielka rzecz! Od tego lato, w zimę przecież upału nie będzie. (Skacze, podrzucając piłkę). Dziwne te panienki miejskie! delikatne i niewytrzymałe, aż strach.... (skacze). Ja, ani na mróz, ani na upał się nie skarżę.

Olunia.

To dopiero!.. A poczerwieniałaś, jak piwonia! (chłodzi się ciągle).

Kazia.

To i cóż! wolę być czerwoną niż bladą.

Michalinka.

Nie bardzo to do twarzy.

Kazia (machnąwszy ręką).

Et!... (po chwili). Żebyście wiedziały, jak jestem czerwona, gdy na Boże Narodzenie przyjeżdżam do domu... pięć mil od kolei — mróz mi twarz wyszczypie, oczy mam pełne łez, a ja nic... Albo na ślizgawce...

Michalinka (z godnością).

O, na ślizgawce i my także...

Kazia.

Co za porównanie! między murami i u nas.. (skacząc, zbliża się do panienek, które przygotowują się do gry w kotka i myszkę). Chcecie? zagram z wami.

Tosia, Jadzia i Julcia (z radością).

Ach, prosimy! prosimy!

Stefcia (n. s. do Julci).

Co to za miła dziewczyna! nie wstydzi się nas, młodszych.

Julcia.

Bardzo ją lubię.

Mania.

O, i ja! (Zaczynają grę, Olunia ciągle się wachluje, stojąc na uboczu).

(Wbiega Bronia).



SCENA II.
TeżBronia.
Bronia.

O, mój Boże! schowajcie mnie, bardzo proszę, schowajcie! (Kazia zatrzymuje ją, panienki przestają się bawić).

Kazia.

Co się stało?

Bronia (przestraszona).

Ach, ukryj mnie!

Kazia.

Żartujesz! Gdzie cię mam ukryć i dlaczego? (Panienki słuchają zaciekawione).

Bronia.

Ale — bo tam — tam — (wskazuje na lewo).

Kazia.

Cóż? Jakaś kobieta z koszykiem.

Bronia.

Czarownica!... Ach ukryjcie mnie, moje kochane; miejcie litość nademną! (Panienki otaczają Bronię).

Kazia (łagodnie).

Moja Broneczko, zastanów się. Czarownic nie ma na świecie.

Bronia (z płaczem).

Aha! nie ma!... (tajemniczo) Jak stanęła pod sosną, to zaraz ptak się zerwał... taki duży... Stasia nawet słyszała, że przemówił ludzkim głosem.

Kazia (n. s.)

Robota Stasi! znamy ją... (do Broni) Bądź spokojna — o — patrz poszła na jagody i zbiera w dzbanuszek. Przecież nie ona jedna — widzisz, tam na prawo, dwie dziewczyny, dalej znowu chłopcy...

Bronia (patrząc).

Masz racyę... (po chwili) Ale tamta jest okropna... twarz pomarszczona, żółta, oczy zapadnięte....

Kazia.

Chora pewno. Nie widać twarzy, po ruchach jednak sądzę, że musi być bardzo stara.

Bronia (rzuca się na szyję Kazi).

Uspokajasz mnie!

Michalinka.

Nie było się czego bać.

Stefcia.

Jakie dziwne strachy!

Bronia.

Ale to Stasia mówiła, że ta kobieta umyślnie się krzywi i chodzi zgarbiona, żeby każdy na kogo spojrzy, zrobił się odrazu podobny do niej.

Julcia (śmieje się).

Uwierzyłaś takiemu kłamstwu?

Stefcia.

To dopiero dzieciak!

Kazia (głaszcze i całuje Bronię).

Bo też dzieciak, istotnie. Masz dziewięć lat, Broneczko, prawda?

Bronia (po pewnem wahaniu).

Ale bo — widzisz (półgłosem do Kazi) ja w klasie mówię, że jestem starsza, bo zaraz się śmieją.

Kazia (całuje Bronię).

Oj, malcy! malcy!

Bronia (urażona).

Bardzo proszę.

(Rozpoczyna się zabawa, wśród głośnego śmiechu — Bronia ucieka, jako myszka — Stefcia ją goni).
(Przybiega Stasia).



SCENA III.
Też i Stasia.
Stasia (rzuca się na ziemię z krzykiem).

Umieram! umieram!

Kazia.

Ach, Boże!

Stefcia i Julcia (wylęknione).

Ratunku! ratunku!

Kazia (pochyla się nad Stasią).

Co robić? ona mdleje! wody! wody! (panienki biegną w różnych kierunkach, inne zostają).

Kazia (chce Stasi rozpiąć sukienkę).

Ale co się stało? na Boga! mów, jeżeli masz trochę przytomności.

Stasia (słabym głosem).

Żmija mnie ukąsiła.

Kazia (z rozpaczą).

Ach, nieszczęście!

Michalinka.

Co tu robić? (załamując ręce).

Jadzia.

Ja zaraz biegnę do panny Emilii.

Julcia (z żalem).

Cóż ona poradzi? zmartwi się — nic więcej.

Stasia.

Nie chodźcie, oj, nie chodźcie...

Michalinka.

Owszem — trzeba iść. Panna Emilia weźmie ją co żywo do doktora, bo przecież doktór jest konieczny. (Jadzia wybiega).

Julcia.

Popsuła nam zabawę! Ona zawsze taka.

Kazia (do Julci, seryo).

Bardzo się dziwię... Nie przypuszczałam, że jesteś tak samolubna. (po chwili z radością) Już wiem, już wiem! ja zaraz cię wyratuję, biedna Stasiu. (Panienki patrzą zdziwione).

Stasia.

Umieram! (przechyla głowę) umieram!

Kazia (klękając przy Stasi).

Gdzie jest rana? pokaż. — Trzeba wyssać jad.

Michalinka (składa ręce).

Mój Boże, co za myśl szczęśliwa!... Czytałam o tem nieraz, ale w strachu nie przyszło mi do głowy... (po chwili) Kto się zechce odważyć?

Kazia.

Ja... (po chwili) to bardzo naturalne... W takim wypadku jedna drugą ratować powinna. (bierze rękę Stasi). Mów prędzej, bo czas upływa, gdzie skaleczenie? co? powiedz!

Stefcia.

Czyżby tu miała życie skończyć!

Julcia (z płaczem).

Stasiu, odezwij się!

Bronia.

Odezwij się, ach, odezwij, Stasiuniu!

Michalinka.

Oddycha słabo.

(Nadbiegają panienki).



SCENA IV.
Też i parę innych panienek.
Olunia (niosąc wodę).

Zemdlała widać. (do Kazi) Można tak — całym garnuszkiem, czy może dłonią?

(Kazia bierze garnuszek).
Stasia (zrywa się z ziemi).

Ha! ha! ha! to mi się udało! to wyprowadziłam was w pole! ha! ha! ha! a najbardziej tę — (wskazuje Kazię) doktorkę!... ha! ha! ha!

(Panienki stoją zdumione).
Michalinka (do Stasi).

Wiesz, słów mi brak na wymówki — tylko to ci powiem, że twoje postąpienie jest szkaradne.

Julcia.

Niegodziwe!

Stefcia.

I okrutne.

Kazia (łagodnie).

Ach, Stasiu, przeraziłaś nas wszystkie bez potrzeby. Ja dotąd nie mogę się uspokoić.

Stasia.

Nerwowa dama! (wskazuje na prawo). Otóż macie całą bandę.

(Nadbiega panna Emilia z panienkami).



SCENA V.
Teżpanna Emilia, Tosia, Frania, Zuzia, Mania i Jadzia.
Panna Emilia (wystraszona).

Co wam się stało, dzieci?

Michalinka.

Proszę pani... Stasia...

Stasia (z gniewem).

Zawsze masz moje imię na ustach.

Bronia.

Stasia, proszę pani...

Panna Emilia.

Mówcie prędzej!

(Stasia daje koleżankom znaki, żeby milczały).
Kazia.

Stasi zrobiło się słabo — zapewne od gorąca.

Julcia (zgorszona).

Ach, jakie kłamstwo!

Stefcia (do Kazi).

Pięknie zmyślasz.

Bronia.

Oszukujesz!

Kazia (półgłosem do nich).

Byłaby ukarana, więc...

Panna Emilia (zbliża się do Stasi).

Cóż znowu? moje dziecko, ty zwykle taki zuch. (Całuje Stasię i przykłada dłoń do jej czoła). Spodziewam się, że już przeszło.

Stasia.

Głowa mnie jeszcze trochę boli, paniusiu, ale to nic. Proszę o mnie być spokojną. (Całuje nauczycielkę. Panienki zgorszone kiwają głowami i szepczą pomiędzy sobą).

Panna Emilia.

Nie oddalajcie się w różne strony, lepiej być razem. Zwiedzimy las helenowski, na co mam pozwolenie — słyszałam, że to las bardzo piękny i duży.

Kazia.

O, jak najchętniej.

Jadzia.

Doskonale!

Zuzia.

Chodźmy! chodźmy.

(Nauczycielka idzie na lewo, za nią panienki — Stasia na samym końcu wychodzi również, lecz wraca natychmiast).



SCENA VI.
Stasia (sama).

Las helenowski! Wielka osobliwość!... Nie mam wcale zamiaru wlec się tak daleko i ciągle będąc na oczach, słuchać napomnień przy każdej sposobności. (po chwili) Gdybym tak, naprędce, coś nowego wymyśliła?... co wesołego i śmiesznego?... (stuka się w głowę) nuże! (zamyśla się) jeszcze nic?... a tu trzeba czegoś nadzwyczajnego, żeby długo było pamiętne. (chodzi zamyślona — wreszcie zatrzymuje się) Wyborna Kazia! chciała mnie ratować... (ze śmiechem) należy jej się wdzięczność za dobre chęci. (spogląda na lewo i myśli kiwając głową) Już wiem, ach, już wiem! (klaszcze w ręce) doskonale! doskonale!... (Siada na pniu sciętego drzewa i wyjmuje z kieszeni papier, oraz trochę wstążek). Przy pomocy szpilek z papieru od czekolady będzie wspaniała korona... wstążki też się przydadzą... (śmieje się) przestraszę tych dudków, a sama będę miała trochę rozrywki. (wkłada koronę, opasuje wstążkami szyję i ramiona, potem mówi grubym głosem) Na co spojrzę, moje... jam pani tych pól i lasów... drzewa mi się kłaniają... Gdy zechcę, wszystkie padną mi pod nogi... (Maciuś skrada się nieśmiało i patrzy na mówiącą) tak — wszystkie padną... (Maciuś przybliża się) Na kolana niewolniku! (Maciuś, przerażony, ucieka z krzykiem). Nie oddał mi czci należnej — nie złożył hołdu... (coraz głośniej — z przesadą) O, prostoto, o, dzikości, jakiemi słowy przemówić do ciebie!

(Rafał i Józiek nie spuszczając oczów z mówiącej, wchodzą z wahaniem.)



SCENA VII.
Stasia, Rafał, Józiek.
Józiek (trąca Rafała i kryje się za nim).

Zkąd się to tu w lesie wzięło?

Rafał (n. s.).

Płanetnica jakaś, zatracona...

Stasia.

Marne pachołki, czyż mnie nie poznajecie?

Rafał.

Jako żywo!..

Józiek (wylękniony).

Nie gadaj do niej!

Stasia.

Czołem do ziemi, prochu!

Rafał (hardo).

Jam nie Roch, jeno Rafał.

Stasia.

Do ziemi! słyszysz?

Rafał (powoli).

Słyszę, jeno nie wiem po co.

Józiek (ze strachem).

Nie gadaj do niej! chodźmy.

Rafał.

Nie zje nas chyba.

Stasia.

Mój ojciec panuje nad lasami i górami — wszyscy mu podatek składać winni... Uzbierane jagody do mnie należą.

Józiek (n. s.)

Ehe! ten weźmie, kto zapłaci.

Stasia.

Ktokolwiek stawia opór, zginie! (uroczyście) Jestem córka króla Ćwieczka.

(Nadbiega Icie).



SCENA VIII.
Ciż i Icie.
Icie (wbiega zadyszany na ostatnie słowa).

Świeczka?... Ładne nazwanie i do tego bardzo jasne!... zaraz się przypomina szabas. (patrzy z uwagą na Stasię, która robi różne miny, potem uderza się w czoło.) Już wiem!... Oj! oj! oj! co za szczęście, co za fortuna dziś na mnie spadła!

(Kłania się nizko).
Stasia.

Wszelkie owoce lasu, to moja własność — kto je bierze, krzywdę mi czyni.

Icie.

Krzywdę?... to ja będę za świadka. Panienko, wielmożna panienko, co oni wzięli?

Józiek (n. s. do Icia).

Wedle jagód się przymawia.

Icie (usłużnie).

Jagódki? tak, one jasnej panience się należą. (do Jóźka) Słuchaj, ty mi je sprzedasz — dam całe sześć groszy zaraz, gotówką.

Rafał (wskazując Stasię).

Może — ta — kupi.

Icie.

Nie! ja kupię i jasnej panience z pięknym ukłonem, podaruję. (chwyta się za głowę) Oj! oj! oj! co za los! wielki los! wielkie szczęście!... (do Jóźka) No, kupuję. (chce wziąć dzbanuszek).

Józiek.

Nie odstąpię i za dwadzieścia.

Icie.

Czyś ty oszalał, chłopak?

Rafał (do Icia).

Jeśli ty masz dać panience, to już wolę ja. (zbliża się nieśmiało i stawia dzbanuszek).

Stasia.

Precz! tak zrobić należało, a ty się wahałeś... Dopiero ten rozumny i dobry człowiek....

Icie.

Słodkie wyrazy płyną jak miód z ust wielmożnej panienki.

Stasia (surowo).

Jestem królewna.

Icie.

Córeczka króla! Oj! oj! dawno wiedziałem! to nie żadna nowość.

Rafał (n. s.)

Co on wygaduje?

Józiek (wylękniony, cofa się).

Może i prawda...

Stasia.

Dziwno wam, że mnie pierwszy raz widzicie... Nie może być inaczej, gdyż dopiero dziś rano spadłam na kroplach rosy.

Icie (z przekonaniem).

Wiem, wiem, jasna panienko.

Stasia.

Słyszałeś? jam królewna.

Icie.

Wiem także.

Rafał (żywo).

Zkąd wiesz?

Józiek.

Kto ci powiedział?

Icie.

Kto? moja głowa — a fajn kepełe! (n. s.) Miałbym powiedzieć?.. (głośno) Ach, co za szczęście! co za szczęście!

Rafał.

Cóż znowu za szczęście?

Icie.

Widzimy na własne oczy królewnę, prawdziwą, nie malowaną królewnę, córeczkę króla — króla.... —

Stasia.

Króla Ćwieczka.

Icie (kłania się).

Świeczka... (do chłopców) Cóż wam się zdaje, to nie jest szczęście, nie honor?.. (n. s.) Oj, żebym tak mógł skiknąć duchem do Mośka!

Stasia.

Precz odemnie! na lasy! na góry, na rzeki i jeziora! Niech wasz proch nie pozostanie w tej okolicy!

Icie (zbliża się do niej).

Jasna królewna się gniewa?... może te jagódki.... (płaci chłopcom i umieszcza dzbanuszek na ziemi, obok Stasi). (n. s.) Zaryzykowałem całą dziesiątkę, w gotówce.

Stasia (bierze parę jagód).

To plon mego ojca.

Icie.

Wiem, jasna królewno.

Rafał (z żywością).

Zkąd wiesz?

Icie (n. s.).

To dopiero ciężkie myślenie spotkało mnie dzisiaj!.. (kręci głową) Sam sobie nie dam rady, a mógłbym zarobić na poczekaniu taki piękny grosz! (rozgląda się) Jak pójdę do domu po Mojsia, zanim wrócę, (płaczliwie) wszystko może przepaść! (po chwili). Sprobuję jeszcze z nią. (głośno) Jasna królewna może zechce iść do swego tatunia, jasnego króla Świeczka?... Ja zaprowadzę.

Stasia (jedząc poziomki).

Co ten chłopak mówi?

Icie (stanowczo).

Już... (n. s.) Kiedy koniecznie stracić trzeba, lepiej połowę niż wszystko... Tate jest na jarmarku w Błoniu, nocą dopiero wróci, a nawet tędy nie wypada mu droga... (płaczliwie) ja muszę stracić. Te chłopaki zarobią, choć są ciemne i trzeba im dopiero łopatą w twarde głowy kłaść. Ja się napracuję, ja dużo się napracuję, a oni wcale... (półgłosem do Rafała) Tyś Mateusza syn?

Rafał.

A ino: Mateusza i Mateuszowej Krysiaków.

Józiek (patrząc na Stasię).

Wytrzeszcza oczy, jakby mnie zjeść chciała. (do Rafała) Straszno jakoś.

Icie (odprowadza Rafała na bok i rozmawia półgłosem).

Słuchaj, ta dziewczyna może nam przynieść parę kilka rubli.

Rafał.

Dziewczyna? Królewna przecie...

Icie (tajemniczo).

Ty zamień się w uszy, a sam nic nie gadaj, bo ja ci coś takiego powiem, że podskikniesz do nieba.

Rafał (zaciekawiony).

Mów.

Icie.

W Tworkach — tam — w szpitalu — zrobił się wielki hałas.

Rafał (ze złością).

A co mnie to obchodzi! (usuwa się).

Icie.

Tfy, tfy, twarda głowa. (tłomaczy na migi, wskazując Stasię — Rafał nie rozumie jednak). Tfy!...

Stasia (deklamuje z przesadą).

Na ojca mego królewskim dworze,
Rycerzy pięknych snuje się rój,
A każdy, skoro zabłysną zorze,
Przywdziewa zaraz złocisty strój.

Icie (kiwając głową).

Oj, przywdziewa, przywdziewa! na własne oczy widziałem. (do Rafała) Uciekła waryatka, bardzo bogata hrabianka i... (daje znaki).

Stasia.

Wszyscy mi służą — na me skinienie,
Życie z ochotą gotowi nieść,
Więc gdy ich zbudzą słońca promienie,
Królewskiej córze składają cześć.

Icie.

Oj, składają! składają! panienka królewna szczerą prawdę mówi. (do Rafała) Wyznaczyli nagrodę dla tego, kto ją znajdzie. (wskazuje Stasię).

Rafał (który nareszcie zrozumiał).

Ja! (biegnie do Stasi) Ja!

Icie.

Kłamiesz! ja tobie tylko odstępuję procent.

Stasia (zdziwiona).

Co oni mówią? co ich poróżniło?

Icie (chwyta rękę Stasi).

Ja wielmożną królewnę odprowadzę do jasnego tatunia.

Rafał (chwyta drugą rękę Stasi).

Nie ty, to moja rzecz! (ciągną Stasię, każdy do siebie).

Stasia.

Cóż znowu? puśćcie mnie! No — dosyć tych żartów, które jak uważam, nadspodziewanie wam się podobały (chce się uwolnić).

Icie.

Niech panienka królewna będzie spokojna — ja do domu zaprowadzę.

Rafał.

A ja zawiozę siwemi konikami. (do Jóźka, który stoi zdziwiony) Biegaj do matki, tylko żywo, bo nam cały majątek przepadnie. Michał niech siwki zaprzęga, a matulę duchem tu zawołaj!

(nie puszcza Stasi, która się wyrywa).

Pięknemi konikami królewna do pałacu pojedzie, Michał z bicza głośno wypali — szerokie wrota się otworzą (do Jóźka) Co? jeszcześ tu?

(Józiek wybiega).



SCENA IX.
Stasia, Rafał, Icie.
Stasia (z gniewem).

No, puśćcie mnie! — bo narobię takiego krzyku, że wszystkie moje towarzyszki przybiegną!

Icie.

Królewskie panny? Oj! oj! ciekawym zobaczyć!

Rafał.

Niech przyjdą — pokłonimy się im galanto i zaśpiewamy.

Stasia (wyrywając się).

Puśćcie mnie, puśćcie!

Icie.

Co nie mamy puścić?... My tylko zaprowadzimy do pałacu.

Rafał.

Do jasnego króla.

(przybiega Mateuszowa — za nią Józiek).



SCENA X.
Mateuszowa, Stasia, Icie, Rafał i Józiek.
Mateuszowa (z dzieckiem na ręku wpada śpiesznie).

Konie duchem będą. (rozgląda się) Rafał, co ty wyrabiasz? (do Icia) Puszczaj panienkę!... oszalałeś chyba. (ciągnie go za rękaw).

Icie.

Pani Mateuszowa nie ma tu nic do rozkazania. (z dumą) My jesteśmy królewskie strażniki.

Mateuszowa.

W głowie ci się przewróciło! (ze śmiechem) patrzaj! Królewskie strażniki! królewskie!... chyba króla Ćwieczka.

Rafał.

Zgadliście, matulu.

Icie (zdziwiony).

Pani Mateuszowa zna tego króla? No — nie wiedziałem, ja wcale nie wiedziałem.

Mateuszowa.

Co ten wygaduje?

Rafał (do Jóźka).

Chodź, trzymaj ją na mojem miejscu, a ja matuli parę słów szepnę.

(Józiek ujmuje rękę Stasi, którą ona chce wyrwać — Rafał tymczasem rozmawia z Mateuszową).
Mateuszowa (chwytając się za głowę).

O, rany!... Możnaby zaraz kawał ziemi kupić, Frankę wydać, Michałka ożenić!... (do Icia) Wynoś się, dopókiś cały — my tu i bez ciebie poradzimy.

Icie (hardo).

A ja bez was.

Mateuszowa (ostro).

Ja cię nauczę! (odgraża pięścią) W gospodarskim lesie gospodarz jest panem — co na jego grunt padło, nikt nie ma prawa brać. Rychtyczek, grunt jest mój, bom po ojcach dostała.

Icie (szydząc).

Razem z tą panną?

Mateuszowa.

Ej, bo jak porwę kawał gałęzi! (rzuca się na Icia).

Icie.

Ostrożnie, ostrożnie, pani Mateuszowa! (nie puszcza Stasi, która probuje się wyrwać) Oj, głupi ja! głupi!... próżno gadałem...

Mateuszowa.

A jakbyś nie gadał, to może wziąłbyś panienkę i wyniósł z lasu?... Niedoczekanie!... Mój las, moja panna i tylo! (do chłopaków) Rafał! Józiek! odpędźcie go zaraz! (chłopcy odciągają Icia, który nie ustępuje).

Stasia.

Ach, Boże! oni mnie rozszarpią na części! (z płaczem) Co ja wam złego zrobiłam, że mnie tak mordujecie? (do Mateuszowej) Moja kobieto, każcie im, żeby sobie precz poszli.

Mateuszowa (grzecznie).

A pójdzie panieneczka do naszej chałupy?

Stasia.

Pocóżbym do was iść miała?

Icie.

Pani Mateuszowa ma trochę źle w głowie, żeby córkę królewską do chałupy prosić. (n. s.) Ooj! oj! wszystko stracę, wszystko stracę! oni ją zabiorą!... Gewałt! gewałt! (chwyta się za głowę).

Mateuszowa (ze złością).

A ty smyku! Widział kto, gospodynię i matkę dzieciom rozumu uczyć! (do synów) Chłopaki, weźcie się do niego!

(Rafał i Józiek ciągną Icia — ten znowu Stasię).
Stasia.

Oj, na Boga, ratunku!

Mateuszowa (łagodząc ją).

Czegoż panienka tak krzyczy?

Stasia (z płaczem).

Nie mam krzyczeć? Rękę mi wyrwą — oj, boli! boli!... rozbójnicy chyba!

Icie.

Puszczajcie, bo moglibyście panienkę królewnę skrzywdzić. Ja za nią odpowiadam.

Rafał.

Oho! nie twoja głowa!

Mateuszowa (z gniewem).

My odpowiadamy.

Józiek (patrzy na prawo).

Michałek jedzie! matusiu, Michałek!

Mateuszowa (z żywością).

Weźmiemy ją na wóz i duchem prosto...

Rafał.

Prosto do króla.

Mateuszowa (zdziwiona).

Do jakiego króla? toć przecie...

Rafał (daje znaki matce).

Tam mieszka król Ćwieczek.

Józiek.

Ale Michałowi będzie trudno podjechać.

Mateuszowa (energicznie).

Bajki!... Józiek, bierz dzieciaka, ino trzymaj, bo w tym rozgardyaszu jeszcze na ziemię rzucisz... (do dziecka) No, nie płacz, Marynka! (głaszcze dziecko i oddaje Jóźkowi).

Icie (do Stasi).

Niech jasna panienka się trzyma, ja pomogę. To bardzo złe ludzie.

Stasia (przerażona).

Co oni chcą ze mną zrobić?

Icie (do Stasi).

Pewno, broń Boże, zabiją!

Mateuszowa (do Icia).

Jakie tam cygaństwa opowiadasz? (do Stasi) No, paniuńciu, w drogę! — Mój chłopak zaraz nadjedzie, ale po korzeniach prostym wozem trochę trzęsie; panienka nie zwyczajna... (chce wziąć Stasię na ręce — ona się wyrywa i krzyczy) Nie skrzywdzimy przecież.

Stasia (płacząc).

Czego oni wszyscy chcą odemnie? o ja nieszczęśliwa!

Mateuszowa.

Niech panienka się uspokoi... Toć mnie tu wszyscy znają, żem gospodyni rzetelna, na czterech morgach, a dzieci mam sześcioro. (Bierze Stasię przemocą — ta wyrywa się i krzyczy).

Icie.

Niech panienka się nie daje! Ja będę świadek.

Stasia.

Ratunku! pomocy!

Icie.

Niech panienka powie ostro, że nie chce z nimi jechać. Ja sam do pałacu zaprowadzę.

Stasia (wyrwawszy się z rąk Mateuszowej).

O, mój Boże, mój Boże!.. (po chwili) Do jakiego pałacu? o czem mówicie?

Rafał.

Do królewskiego.

Stasia.

Oszaleli chyba!.. Moi ludzie, ja nie jestem królewną — mogę na to przysiądz. (płacze).

Icie.

Nie potrzebna przysięga. (z uśmiechem) Wiemy i tak.

Mateuszowa (chwyta Stasię).

A juści! — co ty tam wiesz, pachciarska głowo!

Stasia (ucieka na lewo).

Ratunku! na pomoc! na pomoc!

Icie (biegnie naprzeciw Stasi i chwyta ją).

Do mnie, jasna królewno!

Stasia (z gniewem).

Puść! (wyrywa się) Czego odemnie chcecie?

Rafał (chwyta ją).

Tylko odprowadzić.

Mateuszowa (bierze ją na ręce).

Ja sama zaniosę. Michał po próżnicy czeka.

Stasia (krzycząc, wyrywa się).

Oj! oj! ratunku!.. hop! hop! (odzywają się głosy) na pomoc! na pomoc! (znów się uwalnia i ucieka na prawo).

Icie.

Panienko, uciekajmy razem! (bierze ją za rękę).

Stasia.

Na pomoc! na pomoc!

(Nadbiega panna Emilia z panienkami).



SCENA XI.
Ciżpanna Emilia, Kazia, Zuzia, Mania, Frania, Julcia, Stefcia, Tosia, Olunia i Michalinka.
Panna Emilia.

Co to wszystko znaczy?... Stasiu, co ty tutaj robisz? (przygląda się Stasi) kto cię tak ubrał i czego chcą ci ludzie?

Icie (n. s.).

Pewno jest gubernantka... (głośno) Proszę wielmożnej pani, ja chciałem zarobić te sto rubli, bo pierwszy znalazłem, a oni się zaraz wmieszali i ztąd cały kram.

Mateuszowa (energicznie).

Znalazł! pięknie znalazł!.... Na mój grunt padła zguba to i do mnie należy. Do sądu pójdę, wyprawuję, jakem Krysiakowa!

Panna Emilia.

Jaka zguba? cóż znowu?

Icie (do p. Emilii).

Ta panienka jest... pani rozumie?... (wskazując na czoło) ma trochę feler — a ferikte miszygene pałke, es felt di klepkie... Pani rozumie po niemiecku?... ist fon di Tworkies antlojfen. A mame sucht, a tate sucht, a gance myszpoche sucht, a doktores suchen, ałłe suchen! A hindert kierber nagrode men gibt! Jech hob dy miszygene gefunen, jech hob a hindert kierber fardinen — dus ys majne mejcyjo. Far wues soł ich farlinen a zoj szajne majątek (z gniewem)?! De ałte babe macht mir a kalje cy!

Mateuszowa.

Co ten niedowiarek śwargoce? Ta panienka moja! Mój grunt, moja zguba i moje pieniądze! (chce pochwycić Stasię).

Stasia (płacząc).

Ależ ja nie jestem waryatką!

Panna Emilia (usuwa Mateuszowę).

To nasza panienka.

Mateuszowa (z gniewem).

Jeszcze czegoj!? Ma ich pani tyla, że nie umie doliczyć. Ostałaby tu sama w lesie!

Icie.

Mówi przecie, że jest królewna.

Józiek.

Córka króla Ćwieczka.

Mateuszowa.

Że nie ma dobrego rozumu i karkulacyi, małe dziecko zaświadczy.

Panna Emilia.

Stasiu, czy o tobie mówią?

Stasia (rzucając się na szyję panny Emilii, mówi wśród łkań).

O, mój Boże, — chciałam ich nastraszyć i wymyśliłam tę całą komedyę.

Icie (ze złością).

Kimedye! piękne kimedye!... Na same jagody dziesiątkę straciłem! Kto mi ją zwróci?

Panna Emilia.

Dziesiątkę? ależ ja oddam! (daje mu pieniądze) masz nawet czterdziestkę.

Mateuszowa.

A nas mitrężyła — chłopak konie założył...

Panna Emilia.

Trudno, moi kochani. Uwiodła was chciwość, na to nie poradzę....

(Mateuszowa grozi Iciowi pięścią, zabiera dziecko i odchodzi — Rafał i Józiek przyglądają się towarzystwu. Icie zjada resztę poziomek).
(Panienki poprawiają na Stasi ubranie, inne szepczą między sobą, żywo gestykulując).
Panna Emilia.

Moja Stasiu, sądzę, żeś dostatecznie ukarana za kłamstwo i chęć straszenia drugich. Gdybyśmy nie przybiegły na czas, ci ludzie, przez chciwość, odwieźliby cię do Tworek, jako osobę pozbawioną zmysłów, których zboczenie widzieli na własne oczy.

Michalinka (do panienek).

Byłaby dopiero w kłopocie!.. O, nie zazdroszczę!

Stasia (zawstydzona i zapłakana).

Ach, proszę pani... tyle wycierpiałam, ale już nigdy, nigdy nie skłamię! (całuje nauczycielkę, ta ją również — potem zwraca się do koleżanek) O, moje drogie, wybaczcie mi wszystko, czem zawiniłam kiedykolwiek!

Kazia (całuje ją).

Któżby pamiętał!

(Panienki zbliżają się do Stasi i podają jej ręce).
Icie (kiwając głową).

Oni się pogodzili, ale za co ja straciłem moje sto rubli?!... (z gniewem) Niech nasze wrogi mają takie szczęście!

(Zasłona spada).







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karolina Szaniawska.