Bolszewicy/Akt pierwszy

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Wacław Sieroszewski
Tytuł Bolszewicy
Podtytuł Dramat w trzech aktach
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1922
Druk Tłocznia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



AKT PIERWSZY

Obszerny „hall“ w zamożnym polskim dworze. Nalewo schody, prowadzące na górną galerję, sklepioną i ozdobioną wnękami z kwiatami. Pod schodami drzwi do schowanka, a dalej w tej samej lewej ścianie drzwi podwójne, prowadzące wgłąb domu. Z prawej strony sceny duże drzwi oszklone, wiodące do stołowego pokoju; widać tam stół nakryty białym obrusem, z wazonem kwiatów pośrodku, i porcelanową zastawą dookoła. Tylko co skończono wieczerzać. Nad stołem zwiesza się kryształowa lampa. Ściana w głębi „hall“u, cała prawie oszklona, wychodzi na ganek. Pośrodku otwarte szklane drzwi; przez nie, oraz przez wielkie okna widać obszerny dziedziniec z kręgiem murawy pośrodku i klombem kwiatów w ogniska trawnika. Dookoła wstęga wjazdowej drogi, nad nią zwieszają się konary starego parku, w oddali brama — dwa białe słupy kamienne zakończone wielkiemi kulami. Po obu stronach bramy poprzez krzewy i drzewa bieleją budowle z czerwonemi dachami. Na lewej stronie ganku skupia się służba folwarczna i chłopi ubrani z „waszecia“. Bliżej drzwi stoi dwóch szwoleżerów w pełnym bojowym rynsztunku z szablami u boku i karabinkami na plecach. Trzeciego żołnierza z lancą w ręku widać już na drodze, trzyma trenzle koni szarpiących się, ale ukrytych za tłumem ludzi i węgłem budynku.
Pośrodku „hall“u stoi kilka foteli, mały stoliczek, berżerka, a pod szklaną ścianą, pod oknami — duże, niskie wyściełane ławeczki; na jednej z nich leży szabla kawaleryjska, czapka i łosiowe rękawiczki. Wieczór: niebo ciemnieje. Słychać w oddali nieustanne trzaskanie karabinów maszynowych i miarowe, co jakiś czas, strzały armatnie.
Do pustego „hall“u wchodzi z lewych drzwi z pośpiechem MORSKI w mundurze, ze spicrutą za cholewą buta; za nim Morska, Chołupko, Zosia, Wojciechowa, w końcu Lasota, wsparty na ramieniu Marcinka. (Lokaj Klemens wchodzi z ganku i staje wyprostowany przy drzwiach)
.



SCENA PIERWSZA
Morski, Morska, Chołupko, Wojciechowa, Zosia, Klemens, Lasota, Marcinek, Kudlik.
MORSKI

Janko, błagam cię raz jeszcze i zaklinam na wszystko... zastanów się, pomyśl, pomyśl, co ci grozi!.. Jeszcze czas, lecz jest to czas najwyższy... Przeprowadzę cię przez naszą linię bojową... Mam pozwolenie, potrzebne przepustki... Nikt nie zatrzyma cię do samej Warszawy...

CHOŁUPKO

Doprawdy, dziedziczko, niech dziedziczka jedzie... Powóz i bryka wytoczone, rzeczy, co podręczne, pan już kazał spakować, konie w mig założymy...

MORSKA (wstrząsa głową)

Nie pojadę. To postanowione. Nie opuszczę Miłowic i ty, Stachu, jużeś się na to zgodził...

MORSKI

To szaleństwo!...

MORSKA

Stachu, Stachu, nie nastawaj!... Pomyśl w co obrócą się w razie naszej ucieczki nasze tyloletnie trudy, wysiłki, marzenia!?.

MORSKI
Tu o życie chodzi!
MORSKA

Nie zawsze zabijają. Ale to pewna, że tam gdzie nie zastają właścicieli, nie zostawiają kamienia na kamieniu!... A ludzie, a służba, którąbym porzuciła, co pomyślą, co powiedzą?!...

MORSKI
(który wczasie przemówienia żony szuka oczami szabli)

Im nic nie grozi... Ty co innego!

(Klemens uprzedza Morskiego, podaje mu szablę, pomaga założyć i zapiąć rzemienie)
MORSKA

Niewiadomo. Zresztą oni są również przerażeni — patrz, jakie mają twarze!... (wskazuje na okno)

MORSKI (niechętnie)

Wrócą do domów, wyśpią się i strach przejdzie!

MORSKA

Przypuśćmy. A czy zaręczysz, że istotnie nam nic nie grozi w tej podróży poprzez tłuszczę uciekających, rozbestwionych, zdemoralizowanych żołdaków, dezerterów, oraz mętów społecznych, wydobytych z samego dna rozpadem życia?...

MORSKI (cierpko)

Jużeś mi to mówiła.

MORSKA
Czyż nie rozumiesz, ukochany, iż powtarzam, aby... siebie umocnić!
MORSKI

Ależ tutaj grożą ci te same męty tylko w dodatku... cudze!

MORSKA

Wolę zginąć z cudzych rąk. Prócz tego wątpię bardzo, czyby dziadzio wytrzymał podróż końmi aż do Warszawy. A zatrzymać się gdzieś po drodze, to znaczy czekać na to samo, co tu, tylko w obcem miejscu, w gorszych warunkach. Nie, wolę zostać u siebie! Zresztą, Warszawa podobno również niezupełnie pewna; mówią nawet, że lada dzień może być wzięta...

MORSKI
(rzuca niespokojne spojrzenie wokoło)

Kto mówi? Nie wierz!... Kłamią! To się nie stanie!...

MORSKA

Ja też nie wierzę, chociaż... różne już a tak nieprawdopodobne rzeczy zdarzyły się w tych okropnych czasach... Wszystko się chwieje i wali...

LASOTA (głuchym szeptem)

Nadzieja jedynie w Bogu!

MORSKA
Dokąd więc uciekać?!... Chyba zagranicę... bo i jaka różnica?!... Nie, Stachu, trzeba już trwać, gdzie postawił nas los... Jedź, kochany, nie zwłócz dłużej. Byłabym w rozpaczy, gdyby z mego powodu... Drżę na samą myśl, że mogą nagle wpaść, zabić cię, zabrać do niewoli...
MORSKI

Nie wezmą mię żywego.

MORSKA

Byłaby to śmierć bezużyteczna. Jesteś żołnierzem, twoje miejsce w szeregach. Jedź więc, jedź, a my zostaniemy... bronić tutaj tego za co wy tam... umieracie!

MORSKI

Umieramy? Uciekamy, chciałaś powiedzieć!... (z naciskiem), Tak, uciekamy... (półgłosem do żony) Pędzimy, cofamy się na... zgóry upatrzone stanowiska, porzucając armaty, tabory, broń, amunicję... Sztaby, jenerałowie, pułkownicy pierwsi dają przykład... Dzieją się wprost rzeczy niesłychane. Armja regularna ucieka przed hordą, — wojsko z artylerją uchodzi przed bandą. Serce pęka!...

MORSKA

Ten żołnierz tak mężny niedawno i ofiarny...

MORSKI

Psia krew! Wieje bataljonami na widok jednego kozaka na skrzydle!...

MORSKA

Spiesz się, Stachu!

MORSKI (przystępując do żony)

Bądź zdrowa, kochana!

(ściska ją, poczem podaje ręke Chołupce i mówi serdecznie):
Panie Marjanie, polecam opiece pana żonę, służbę i majątek. Zastąpi pan rządcę!
CHOŁUPKO

Owszem... mogę. Na ten czas mogę... Bo choć nie mam kwalifikacji... tego, ale pan Raczkowski uważał, że... tego... ze względu na nastrój i pewne zatargi z ludźmi, a szczególniej... tego... ostatniego mordobicia głupiego Florka... uważał... tego... strategicznie... że lepiej się chwilowo z placu boju... tego!... A ja owszem, mogę się zgodzić objąć po nim, czasowo, gdyż choć się na uprawie roli nie... tego, ale z ludźmi jestem... tego, gdyż zawsze w czas wypłacałem im... tego... pieniądze!

MORSKI

Ależ tak! Wiem — Dziękuję panu, panie Chołupko.

(znowu obejmuje żonę, która położyła mu dłoń na ramieniu i przytuliła się do jego piersi).
MORSKI (do żony)

Do widzenia, kochana, do widzenia!

(do domowników)

Trzymajcie się mężnie i słuchajcie pani!

CHOŁUPKO
Oo!... Rozumie się!... Może pan być pewny... Sprawimy się jak należy... Wszystko pochowamy... Już ja mam taką skrytkę... tego..., że sam Święty Antoni Padewski, opiekun zgubionych rzeczy jejby... tego... nie znalazł.
WOJCIECHOWA

Wszystko, proszę pana, wybronimy, nic nie damy tym Mochom! Już ja ich znam: nie będą tu długo popasać — jak nic nie znajdą, to sobie pójdą! Niech jaśnie pan się nie lęka, na tych chamów trzeba tylko... strogo!

MORSKI
(podchodzi z żoną w objęciach do Lasoty, schyla się i całuje go w ramię)

Żegnaj dziadziu! Do widzenia, Wojciechowo, Zosiu... Mam nadzieję, że zobaczymy się niedługo. Klemensie, sprawiaj się dobrze!

KLEMENS

Słucham, proszę jaśnie pana!

LASOTA
(robi w powietrzu znak krzyża)

Wola Opatrzności... Na lwa srogiego bez obrazy siędziesz i na ognistym smoku jeździć będziesz...

MORSKI
(raz jeszcze ściska żonę), bierze z rąk Klemensa czapkę, rękawiczki, wkłada je nerwowo i wychodzi na ganek, za nim wszyscy prócz Lasoty. Głosy na ganku.
MORSKI (woła we drzwiach)

Kudlik!

KUDLIK (ordynans z ganku)

Rozkaz!

MORSKI
Konie!... W drogę!.
SCENA DRUGA
Lasota, Marcinek.
LASOTA

Marcinku, idziemy!

(trąca chłopaka w ramię)
MARCINEK

Poco pójdziemy? Zanim wielmożny pan dojdzie, to już odjadą. Niech lepiej wielmożny pan siądzie, to ja skoczę w mig, a potem opowiem!

(podsuwa starcowi fotel i rzuca się ku drzwiom. Na ganku ruch, słychać tentent koni, głuche grzmoty dział i pojedyncze, zbliżające się strzały karabinowe. Wchodzi Morska i stanąwszy pośrodku „hall“u, zakrywa twarz rękami).
SCENA TRZECIA
Ciż sami, Morska, Chołupko, Klemens, Wojciechowa, Zosia, Lasota, Marcinek, chłopi i parobcy.
LASOTA (mruczy)

Wszystko Bóg!... Wola Opatrzności...

(Wchodzą ze dworu: Chołupko, Klemens, Wojciechowa, Zosia — zapłakane; za niemi reszta służby dworskiej, oraz parobcy i chłopi. Ganek puścieje; w gęstniejącym zmroku błyskają strzały armatnie, dudni głuchy grzmot. Strzały karabinowe coraz bliżej. Obecni stają po obu stronach Morskiej i przypatrują się jej ze współuczuciem, Klemens zapala światło, poczem staje przed Morską i pyta szorstko):
KLEMENS

A teraz co, proszę Jaśnie Pani?

MORSKA
(opuszcza ręce, wstrząsa się i prostuje).
Teraz... wszyscy wracajcie do swoich zajęć! Przedewszystkiem — spokój!
CHOŁUPKO

Więc mam sieczkę jutro... tego i orka również... tego!... No i fornali...

MORSKA

Rozumie się. Wszystko jak było.

I. CHŁOP

Nie zgodzą się ludzie robić — zalękłe som...

MORSKA

Dlaczego się nie mają zgodzić? Przecież jeść i pić trzeba, dlaczego więc nie pracować?

II. CHŁOP

Abo to bolszownicy dadzą?!

MORSKA

Nie wiadomo jeszcze, czy przyjdą. Słyszycie: strzały umilkły!

(Wszyscy wsłuchują się chwilkę w nastałą ciszę).
FORNAL

A jak przyjdą i nie dadzą, to co, proszę dziedziczki?

MORSKA

Jak nie dadzą, to trudno. Jak wyraźnie coś każą — posłuchać! Ale niech czują, że to na rozkaz, że nic dobrowolnie, że znowu nikt tak się ich nie boi.

I. CHŁOP
He, he!. Kiedy my się bojemy, proszę dziedziczki!
WOJCIECHOWA

A jak zaczną rabować, to co?

MORSKA

Nie opierać się.

WOJCIECHOWA

O, co to — to nie! Nie ich doczekanie, żebym ja swoje oddała im dobrowolnie!

(Robi gest pięścią, wszyscy się śmieją).
I. CHŁOP

Więc Jaśnie Pani mówi, że jak będą brać, to dawać bez niczego?!

MORSKA

Cóż na to poradzicie?!

II. CHŁOP

Juściż. Ale schowaćby należało.

KLEMENS

Oni sami, podobno, jeszcze ludziom dają.

PAROBEK

Tak. Powiadają, co w ich pismach stoi, że gronta...

III. CHŁOP

Proszę dziedziczki: a jak nam każą brać dworskie, to co?

MORSKA (po chwili namysłu)
To... jak wam sumienie każe!
II. CHŁOP

Brać, schować, a potem nazad oddać!

I. CHŁOP

Ja bo tam myślę, że lepiej wcale nie brać. Bo jak się raz weźmie, to potem różnie bywa... Co cudze, to cudze! A jak wszyscy zaczną drugim brać, to nikomu nic nie zostanie — wszystko zabierze złodziej!

KLEMENS (śmiejąc się)

Ja się tam nie boję; u mnie nic nie zabierze, bo nic nie mam!

I. CHŁOP

A może lepiej, proszę dziedziczki, jeszcze wszystko zaraz duchem na wozy ładować, babę i dzieciaki na wierzch posadzić, chudobę gnać i dalej, hajda, od tych łupieżników!?

MORSKA

I dalej co?... Widzieliście, co się dzieje na szosie? Jakie tam zatory wozów? Jaki tam rejwach, kłótnie, bijatyki, stłoczenie głodnego bydła?

II. CHŁOP

Ano tak!

MORSKA
A im dalej, tem gorzej. Jeżeli nawet przebrniecie przez ten tłok, to dokąd schronicie się? Tak w polu na deszczu, na wietrze i niepogodzie — zmarniejecie. Dzieciaki i kobiety pochorują się, głodu zażyjecie, bydło pomarnujecie. Porozkradają je wam.
I. CHŁOP

Juści porozkradają. Naród idzie tera rozmaity.

MORSKA

Nawet w spokojnych czasach trudno podróżować z rodziną, obecnie — wprost szaleństwo! A śmierć... śmierć czyha na człowieka wszędzie: czy tu, czy tam! Nawet myślę, że tutaj łatwiej jej uniknąć i że... słodziej u siebie umrzeć! Czy nie prawda?

(Wśród chłopów pomruk przychylny).

A tymczasem, jeżeli wróg tu bez was przyjdzie, to napewno chatę wam splondruje, splugawi, obejście zniszczy, spali, płoty rozbierze na opał... I słusznie: poco ma szczędzić? Przecie nie on ten dom budował, ziemię orał, trudził się, zabiegał, drzewa sadził, ogrodzenia grodził. Nie on ziemię tę od dziadów-pradziadów potem i łzami zlewał. Dla niego ona tyle warta, co dziś na niej stopę postawił, albo nocne legowisko rozłożył. Jutro idzie dalej!

I. CHŁOP

Prawda, jak cygan.

MORSKA

Jak bolszewicy spotykają puste wsie, to myślą, że polakom wszystko jedno gdzie mają żyć, że bez walki oddadzą całą ojczyznę... Więcej nabierają zuchwałości i zawczasu sobie planują, jak oni tu na naszych polach i ogrodach swoje założą sadyby. Bo im się tu podoba na cudzym dorobku, leniom i nędzarzom!... A jeżeli wrócicie, nawet zczasem, to będzie uważał, że może wam coś z łaski ustąpić niby posłusznemu niewolnikowi za darowane życie... Będziecie pracowali na wysyłane do Moskwy podatki jak pańszczyźniani chłopi po wieki wieków...

III. CHŁOP

Panowie tyż uciekają...

MORSKA

Nie wszyscy.

III. CHŁOP

W Klonowie to ani dziedzica, ani księdza już niema!

MORSKA

Źle zrobili. Nie trzeba ich naśladować. Należy zostać, nie dać się!

I. CHŁOP

A czy to damy radę, proszę Jaśnie Pani? Siła ich ma być.

MORSKA

Jak przyszli, tak pójdą, niby powódź! — A wy dokąd pójdziecie? Jeżeli oni całą Polskę zaleją, to przeniesiecie się do Niemców, czy co? Nie, tutaj zostać należy, gdzie ziemia nasza, gdzie groby ojców naszych. Nie dać ojcowizny sobie wydrzeć. Tu nasza dola i niedola. Nie bać się śmierci.

I. CHŁOP

Juściż, nic bez Boga. Śmierć z Jego dopustu; bać się jej niema co i nie pomoże!...

LASOTA (podnosi rękę i kreśli znak krzyża)
MORSKA

A więc wszyscy zostajemy. Lecz już późno, dużo jeszcze tu przygotować należy, uprzątnąć. Wy też wracajcie do domów i zróbcie tam porządek.

I. CHŁOP

A może jeszcze nie przyjdą. Coś ścichło!

(Wszyscy znowu przysłuchują się chwilkę, gdy wtem rozlegają się raz poraz dwa strzały armatnie. Chłopi i służba robią znak krzyża i odchodzą przez drzwi frontowe, mówią chórem):

— Niech będzie pochwalony!

MORSKA

Na wieki wieków! Wojciechowo, Zosiu — trzeba obejść dom, pozamykać wszystkie drzwi, a potem zabrać się do pakowania i chowania!...

(wymienione osoby wychodzą).
SCENA CZWARTA
Ciż sami bez Wojciechowej i Zosi.
MORSKA (do Chołupki)

Pan odchodzi?

CHOŁUPKO

Tak, proszę pani. Ja tam mam starą grenerkę. Tak byłaby obraza boska, żeby ją ta hołota... tego... Wyniosę na stryszek... Ale przybiegnę jak tylko, co... Niech pani dziedziczka będzie spokojna...

(odchodzi przez drzwi frontowe).
KLEMENS

To i ja też, proszę dziedziczki, pójdę.

MORSKA (sucho)

Proszę iść!

(Spogląda na Lasotę, siedzącego cały czas na fotelu z Marcinkiem przy boku, robi ku niemu parę kroków).

Niechby dziadzio poszedł spać. Dziadzio zmęczony, późno już!.

LASOTA
(kiwa głową i rusza ustami).

Hmm!

MORSKA

Niech Marcinek odprowadzi starszego Pana i wraca; będzie mi potrzebny.

MARCINEK

Dobrze, zara...

LASOTA
(nie rusza się, odpycha Marcinka i robi żołnierski ruch ręką).

Warty... trzeba warty!

MORSKA

Właśnie o tem myślałam.

SCENA PIĄTA.
(Ciż sami, Wojciechowa i Zosia wracają).
WOJCIECHOWA

Wszystko, proszę Jaśnie Pani, w porządku. Oto klucze. Drzwi wchodowe wszystkie zamknięte, zaryglowane, haczyki założone, okiennice zaśrubowane... Wszystko należycie opatrzone, nie przymierzając jak wtedy, kiedy to Mielczarek rozbijał! Tylko jeszcze drzwi od kuchni zostały i okiennice na ganku, ale jak się kłaść będę, to zamknę. Teraz przez nie będziem wyglądać co się na drodze dzieje!... Niech paniusia się położy i śpi spokojnie!

MORSKA

Położę się; jestem bardzo znużona, a muszę jutro wstać wypoczęta. Lecz ty, Zosiu, zostaniesz na straży, musi ktoś w domu czuwać, żeby nas nie zaskoczyli we śnie.

LASOTA

Nie przyjdą... Noc... zasadzka... stare prawidło... znam... Moskali...

MORSKA

Tem lepiej. Jednak, Wojciechowo, będziesz na zmianę czuwać z Zosią. Nad ranem przyjdę do was. Albo wiecie co?... Dodam wam jeszcze do pomocy Marcinka. Zawsze to kawałek mężczyzny. Będzie wam raźniej!

MARCINEK

Owa! Sam mogę całą noc przesiedzieć, tylko, proszę niech mi Jaśnie Pani da ten leworwert!...

WOJCIECHOWA
O, co to — to nie! Jeszcze z niego strzeli!
MARCINEK

Pewnie, że strzelę, jak zobaczę bolszewnika, poto on jest — rewolwert!

MORSKA

Boże uchowaj! Zgubiłbyś nas. Żadnego oporu. Na to są nasi żołnierze. Ale za to też żadnych usług, żadnej wskazówki i pomocy. Wszystko niech biorą gwałtem, żadnej z nimi ugody... Słyszycie?!

KOBIETY (odpowiadają chórem).

Słyszymy!

(Rozchodzą się: Lasota z Marcinkiem wstępują powoli na górę, Wojciechowa z Zosią idą na lewo, Morska — na prawo. Odchodząc, zabrali ze sobą światło).
SCENA SZÓSTA
Morska, Zosia.
„Hall“ przez chwilkę pozostaje pusty i ciemny. Nagle w okna ganku zaczyna bić blask potężniejącej zwolna łuny. Z drzwi na prawo ukazuje się Morska ze świecą w ręku, z drzwi na lewo wybiega Zosia w nocnym kaftaniku.
MORSKA

Co to? Pożar?

ZOSIA

Tak, proszę Jaśnie Pani, Klonowo się pali.

(obie podchodzą do okna i przez chwilę w milczeniu wpatrują się w łunę).
ZOSIA
Paniusiu: oni idą. Boję się, paniusiu, boję!...
MORSKA (gładzi ją po głowie)

Nie bój się, dziecko, nie bój!

(Pauza. Morska mówi dalej):
MORSKA

Idź do Wojciechowej, Zosiu, ona tam sama. Ja się nie położę już spać, będę czuwała, możecie wy wypocząć!

ZOSIA

Dobrze, proszę pani!

(Rozchodzą się na prawo i lewo).
SCENA SIÓDMA
Zosia, Bolszewicy.
(„Hall“ znowu przez chwilkę pusty. Łuna potężnieje z każdą chwilą, w „hall“u i na podwórzu prawie jasno. Słychać gwałtowny stuk; drzwi na prawo otwierają się, znowu wypada Zosia bez kaftanika, w koszuli tylko i spódnicy, przebiega pokój z cichym szeptem:)

Pani, paniusiu... są!

(ginie we drzwiach na lewo; w stołowym pokoju na prawo rozlega się zduszony krzyk i tupot wielu nóg; wbiegają dwaj żołnierze bolszewiccy z karabinami w ręku, przebiegają scenę i giną we drzwiach, w których skryła się Zosia. Wszczyna się w całym domu gwar, ruch, słychać urywane głuche wykrzykniki i stukoty. Na ganku pojawia się cały tłum dziwacznie ubranych bolszewików. Łomocą do drzwi, zaglądają do wnętrza, przytulając twarze do szyb).
SCENA ÓSMA
Bolszewik I, Bolszewik II, Morska, Zosia.
Z drzwi na lewo wytaczają się nagle, szamocząc i tarzając po ziemi, ci dwaj żołnierze, co przed chwilą ścigali Zosię. Za nimi pojawia się z lichtarzem w ręku Morska i patrzy na nich z przerażeniem, za nią Zosia otulona w pani szal).
I. BOLSZEWIK

Wziąłeś pieniądze... oddaj choć rewolwer!... Psi synu!... Wszystko chcesz zagrabić! Mać twoja...

II. BOLSZEWIK

Nie dam... moje... ja pierwszy!...

I. BOLSZEWIK

Nic z tego... Nie wykręcisz się... Z kiszek ci wyrwę, nienasytna twoja gardziel... Djable przeklęty!

SCENA DZIEWIĄTA
Ciż sami; bolszewicy z podwórza, Gułaj.
(Stukanie na ganku w tymczasie wzmaga się, słychać brzęk rozbitej szyby, jeden z bolszewików wsuwa w otwór rękę i otwiera drzwi z klucza. Wpadają hurmem do „hall“u. Dwaj pierwsi bolszewicy biją się dalej, taczając po ziemi).
GUŁAJ
(z wyciągniętym rewolwerem w ręku w papasze z gwiazdą, z czerwoną kokardą komunisty na piersiach).

Stójcie,... wo imia światowo komunizma! Coście poszaleli!?. Podnieś się, Prońka!...

(kopie nogą bolszewika, leżącego na wierzchu).
I. BOLSZEWIK (podnosząc się)

On, towarzyszu naczelniku i pieniądze wziął i rewolwer chce zabrać!... Mać jego!...

II. BOLSZEWIK
(klęczy na ziemi i wpycha pośpiesznie coś za pazuchę)
Ja pierwszy tam byłem, towarzyszu... Moje to!...
I. BOLSZEWIK

Nieprawda!... Razem byliśmy, tylko ona (wskazuje na Morską) jemu oddała!...

GUŁAJ

Kto ona?

I. BOLSZEWIK

...Ta... barynia ...Mać ją!... (poprawia się) burżujka!

GUŁAJ (do kobiet)

Która z was właścicielka?

MORSKA

Ja.

GUŁAJ
(celuje z rewolweru w jej głowę i zbliża się)

Poco oddałaś pieniądze!?

MORSKA

W pad i sami zabrali!...

GUŁAJ

Wo imia światowo komunizma!... To nie wiesz, że pieniądze i złoto powinnaś mnie oddać!? Ja naczelnik. Gdzie masz więcej?

MORSKA
Nie mam więcej, wszystko zabrali!
GUŁAJ

Łżesz!... Co to — nie mam! Zaraz musisz tu na stół położyć pięć tysięcy rubli — dobrych, carskich rubli... Słyszysz?!. Inaczej... wo imia światowo komunizma — zabiję!...

MORSKA

Nie mam, zabrali...

GUŁAJ

...Zabrali?... A gdzie były?... Prowadź!... Gdzie ty śpisz!?...

MORSKA

Zosiu, chodź ze mną!

(wychodzą przez lewe drzwi, za nimi Gułaj z wycelowanym wciąż rewolwerem)
SCENA DZIESIĄTA
Bolszewik III, Bolszewik IV, Bolszewik V, Beznosy, Klemens, Wojciechowa.
(Część bolszewików idzie za nimi, część rozbiega się po „hall“u, włazi na wyższe piętra i zaczyna plondrować. Z ganku i ze stołowego pokoju napływają wciąż nowi i nowi. Za nimi ciągną domownicy: Wojciechowa i Klemens. Z góry lecą zrzucane rzeczy: obuwie, bielizna, ubranie, książki... Żołnierze stojący na dole rozwłóczą je i oglądają. W stołowym pokoju słychać brzęk szkieł i sreber).
WOJCIECHOWA

Boże, Boże!... Co się dzieje?! Co oni sobie myślą! Gdzie starszy?...

BEZNOSY (żołnierz), śmiejąc się
Starszy twoją panią ściska!...
WOJCIECHOWA

Milcz, maszkaro!

III. BOLSZEWIK

A ty kto będziesz?... Ty pewnie kucharka, takaś gruba... Tybyś nam jeść dała!

WSZYSCY (chórem)

Tak, tak!... Jeść!

KLEMENS (do Wojciechowej)

Cóż, niema co!... Idź! Trzeba słuchać. Oni tu teraz panowie!

IV. BOLSZEWIK

Tak, teraz my tu panowie, my, lud pracujący. Co dawniej mieli burżuje, to teraz będziemy mieli my, a oni będą na nas robić!

VI. BOLSZEWIK

My będziemy teraz używać, a wy musicie nam służyć, jak dawniej służyliście burżujom!

V. BOLSZEWIK

Przyłączcie się lepiej do nas, bo my dyktatory... (do Klemensa) Ty, naprzykład, kto jesteś?!

KLEMENS

Lokaj.

VI. BOLSZEWIK

Właśnie. Więc ty teraz nam lokaić musisz. Widzisz tę czerwoną kokardę na piersiach?... Każdy, kto ją ma, to jest prawdziwy komunista... On twój pan!

KLEMENS (z godnością)

Ja też jestem... lud pracujący.

III. BOLSZEWIK

Cóż, ty, kucharko?!. Nie chcesz, psia twoj mać, gotować proletarjatowi?!

WOJCIECHOWA

Spytam, jak pani każe.

SCENA JEDENASTA
Ciż sami; Morska, Gułaj, Zosia, Marcinek.
(We drzwiach na lewo ukazuje się Morska, za nią Gułaj, z wycelowanym wciąż rewolwerem w jednej ręce, podczas gdy w drugiej trzyma jasną, jedwabną parasolkę ze złoconą rączką. Za nimi Zosia).
MORSKA

Powiedziałam, że nie mam. Sam się pan przekonał!

GUŁAJ

Nic ja się nie przekonał. W drugiem miejscu masz schowane, przeklęta burżujko!... Prowadź zaraz... Musisz oddać wszystko złoto i drogocenności. Inaczej — sprawa krótka... Wo imia światowo komunizma!

MORSKA

Przecież tłomaczę panu, że złoto i biżuterję zabrali Niemcy. Mój Boże, co oni wyrabiają!?

(schyla się i podnosi z ziemi piękną ilustrowaną książkę, porwaną i obdartą z okładek).
GUŁAJ

Wo imia komunizma!... Sucza docz, ty żarty żartujesz!... Niemcy... Niemcami się wykręcasz!? Co Niemcy?... Ty nie wiesz, że my bolszewiki... My nietylko pierścionki, my skórę z ciebie ściągnąć potrafimy!...

MORSKA
(krzyżuje ręce na piersiach i mierzy go wzrokiem).

Zdejmcie. Powiedziałam już, że nie mam!

GUŁAJ
(chwilę patrzy na nią, poczem opuszcza rewolwer, obrzuca ją nowem pożądliwem spojrzeniem i szczerzy białe zęby w zwierzęcym uśmiechu).

Nu, ładno! Ty, widzę, „krasotka“! Zanim skórę z ciebie zdejmiemy... (śmieje się). He, he... to ty pójdziesz z nami... do sztabu! Tu niedaleko, za lasem, he he... Cu-kier-ni-ca!... Mccy!... (mlaska językiem).

MORSKA
(blednieje i cofa się za fotel)

Nigdzie ja stąd nie pójdę!

GUŁAJ

Żarty. Pójdziesz, wo imia światowo komunizma! Nie takie chodziły!... Hej, chłopcy: wszystkie młode baby do kupy i do... sztabu!... Dobra?... Co?.

BOLSZEWICY (chórem)

Dobra, towarzyszu! A ta gruba, stara, niech nam tymczasem ugotuje kolację. Innego z niej nie ma profitu! Wrócimy... spracowani! Ha ha!

(Wojciechowa ogląda się bezradnie na wszystkie strony, Zosia staje koło Morskiej, obok nich zjawia się z zuchwałą miną Marcinek).
GUŁAJ

Wo imia światowo komunizma... bierzcie je towarzysze!

BEZNOSY (wysuwa się pierwszy)

Ech, ty!... Bia-łu-cha... Pe-czor-ska! Po co z nimi tak daleko chodzić!?

(chwyta Zosię za piersi, ta krzyczy przeraźliwie).
SCENA DWUNASTA
Ciż, Sypniewski, ordynansi.
SYPNIEWSKI
(w eleganckim oficerskim mundurze, z czerwoną kokardą komunisty na piersiach, w czapce wojskowej z gwiazdą bolszewicką, w żółtych sztylpach, z rewolwerem przy boku stoi od dłuższego czasu we drzwiach ganku i przygląda się scenie)

Co to za krzyki? (woła głośno) Hej, starszy...

GUŁAJ (ogląda się)

Ach, to wy, towarzyszu! Chcemy poprowadzić te reakcjonistki do sztabu. Nie chcą nam nic mówić, wszystkiego odmawiają!...

BEZNOSY

Jeść nawet nie dają! Mać ich!...

IV. BOLSZEWIK

Nic niema. Wszystko pochowały.

V. BOLSZEWIK
Ale znajdziemy, towarzyszu. Niech tylko te burżujki pójdą sobie do djabła!
(Hałas w stołowym pokoju wzmaga się. Wojciechowa zagląda tam przez oszklone drzwi).

Boże wielki! Kredens rozbili... Pasztet wyciągnęli... Wszystko zeźrą!...

SYPNIEWSKI (surowo do Morskiej)

Dlaczego pani nie kazała ludzi nakarmić?... Głodni są.

MORSKA

Pan widzi, co się dzieje! Nie jestem już tu panią.

SYPNIEWSKI

Uniknęłaby pani niepotrzebnego zniszczenia.

MORSKA
(przygląda się uważnie oficerowi)

Ale, pan... pan... Jeśli się nie mylę... Jakże to?...

SYPNIEWSKI
(robi jej znak milczenia; półgłosem)

Nie myli się pani.

(do Gułaja)

Możesz odejść, ja aresztuję tę panią...

GUŁAJ
(chmurzy się i robi groźny ruch)

Pójdę, albo i nie pójdę...

(mruczy)
Wo imia światowo komunizma!
WOJCIECHOWA

Ale przedtem niech odda parasolkę, bo to panina!

(podchodzi i wyrywa parasolką z rąk zdumionego Gułaja)
SYPNIEWSKI (łagodnie)

Istotnie, towarzyszu, oddajcie tę zabawkę, poco ona wam?... Rączka z bronzu, wcale nie złota!... Lepiej zbierzcie ludzi i każcie przyrządzić kolację. Niech zaprzestaną rabunku! Wkrótce zjeżdża tu komisarz wojenny, oraz czerezwyczajka. Telefoniści niech zakładają telefony tu, w tym pokoju! No, rozkaz!... Marsz!

GUŁAJ (niechętnie)

Krzywda się tu nam dzieje! Ani grosza pieniędzy w takim bogatym domu i parasolkę nawet zabrali!... Tfu! Też czasy!...

MORSKA (do Wojciechowej)

Idź do kuchni i zajmij się zaraz kolacją!

SYPNIEWSKI (do Morskiej)

Wyślę zaraz ordynansów do żołnierzy, żeby zaprzestali rabować, a pani niech każe iść z nimi służącym, żeby poodbierały rzeczy!...

(zwraca głowę do dwóch stojących poza nim przyzwoiciej ubranych żołnierzy i mówi:)

Idźcie z dziewczętami, przypilnujcie, żeby zrobiły porządek w pokojach i przyszykowały mieszkanie oraz gorącą kolację dla mnie i dla towarzyszy: Razina, Sofii Abramowny, Sarnowskiego. Zaraz tu będą!

(Zosia, Wojciechowa, Marcinek na dany przez Morską znak wychodzą na prawo, za nimi idą bolszewiccy ordynansi).
SCENA TRZYNASTA
Morska, Sypniewski, później Chołupko na dworze.
(W „hallu“ zostaje tylko Morska i Sypniewski. Na dziedzińcu widać w czerwonej łunie przewalające się tłumy bolszewików, oraz miejscowych chłopów, bab, dziewcząt i dzieci... Żołnierze niosą na ramionach zrabowane przedmioty, kosze, kufry, wory, meble, kury, gęsi, indyki... Morska patrzy przez chwilę na tę scenę i odwraca głowę).
SYPNIEWSKI (zbliża się do niej)

Dowiedziałem się, że pani tutaj, że pani została i... pośpieszyłem...

MORSKA

Ale jak to się stało, że pan... pan... Słyszałam, że pan służył w naszem wojsku i walczył przeciw nim?!

SYPNIEWSKI (niechętnie)

Tak, w przeszłym roku, jako były oficer zapasowy. Ale w pierwszej bitwie wzięto mię do niewoli...

MORSKA

A teraz pan... z nimi... i... tutaj?...

SYPNIEWSKI (przerywa)

Walczę... o wolność świata!

MORSKI
(wskazując ręką wokoło, na dziedziniec i łunę na niebie).

W ten sposób?

SYPNIEWSKI
Cóż robić! Trudno! Inaczej nie można. Aby zwyciężyć, aby złamać przeszkody stawiane przez stary ustrój, musimy puścić w ruch ...ten żywioł!
(Widać przez okno rwącego się do drzwi na ganku, wstrzymywanego i szarpanego przez żołnierzy, Chołupkę).
MORSKA

Ach, ach... Panie!

SYPNIEWSKI

Kto to jest?

MORSKA

Niech go puszczą! To nasz zaufany człowiek, rządca majątku. Ma widocznie do mnie jakiś interes!...

SYPNIEWSKI
(staje w progu — do żołnierzy)

Puśćcie go! Czego pan chce?

CHOŁUPKO
(krzyczy do stojącej opodal Morskiej)

Proszę dziedziczki, rozdrapali... tego... wszystkie konie, nawet źrebięta! A teraz rzną holenderskie krowy... tego... co najlepsze... Spichrze opróżniają... Sterty rozrzucają... Mechanika zbili nahajkami... tego... zmusili zatoczyć lokomobilę, chcą młócić... tego... w nocy... Słyszane rzeczy?!.

MORSKA (do Sypniewskiego)

Widzi pan.

SYPNIEWSKI (łagodnie)

Rzecz prosta: wojsko potrzebuje furażu. Za chwilę przyjedzie komisarz Razin, on tu zrobi porządek.

CHOŁUPKO
Do tej pory nic nie zostanie... tego...
SYPNIEWSKI (zimno)

Nic na to nie poradzę; to nie mój dział.

SCENA CZTERNASTA
Ciż i Marcinek
MARCINEK
(wpadając ze drzwi na prawo od stołowego pokoju)

Proszę dziedziczki, Wojciechowa mię posłała, że nic nie może zrobić. Tych bolszowników pełna kuchnia. Jak tylko postawi coś na ogniu, zaraz wpadają, zabierają nawet z rondlami... A poniektórzy to palcami gorące chwytają wprost z garnków i do gęby... Bucha im stamtąd niby dym i ogień... Straśno patrzać, proszę dziedziczki, Straśno patrzać...

MORSKA (do Sypniewskiego)

Czy znowu będę winna, jeżeli pańscy towarzysze nie dostaną kolacji?

SYPNIEWSKI (śmiejąc się)

Zapewne, że winien... stary rzeczy porządek! Ale... nic wielkiego? Jesteśmy przyzwyczajeni! Wszystko się ułoży.

(Marcinek w czasie rozmowy skrada się ku drzwiom na ganek i przeciska przez bolszewików do Chołupki).
SCENA PIĘTNASTA
Morska, Sypniewski.
MORSKA
A jednak... to wstrętne, to mię wprost zgrozą przejmuje, że pan jest... że pan prowadzi... tych najeźdców!
SYPNIEWSKI

To nie są najeźdcy — to rewolucja.

MORSKA

Rewolucje wybuchają samorzutnie wewnątrz państw i narodów... Wy przychodzicie z zewnątrz, wy jesteście przemocą i gwałtem...

SYPNIEWSKI

Jesteśmy jedynie lontem, który zapali siły wybuchowe, nagromadzone w głębi społeczeństwa przez stare krzywdy i stare zbrodnie... Zobaczy pani!...

MORSKA

Widziałam właśnie przed chwilą na dziedzińcu złodziei pobytowych z sąsiedniego miasteczka, wynoszących kufry razem z waszemi żołnierzami. A tam stoi koniokrad Dziubała z trenzlą w ręku i czeka swej kolei... Dwie baby sąsiadki z gęśmi pod pachą... To są wasi sprzymierzeńcy!

SYPNIEWSKI

Drobiazgi, o których nie warto wspominać w chwilach kataklizmu, gdy płonie szósta część globu ziemskiego.

MORSKA

Czy pan istotnie wierzy, że ten pożar nas oczyści i szczerze życzy sobie, aby objął cały świat?

SYPNIEWSKI (patetycznie)
Jestem komunistą i wierzę, że jedynie komunizm może odnowić spleśniałą ludzkość!
MORSKA

A nie lęka się pan, że on ją zniszczy, jak zniszczył Rosję?

SYPNIEWSKI

Nie lękam się niczego. Ta wojna wyleczyła mnie ze wszelkich strachów. Gorzej jak jest, już być nie może. Że tam coś spłonie — głupstwo! Ze zgliszcz powstanie życie jeszcze piękniejsze i rozlewniejsze... Rosja nie może służyć za przykład... Rosja dzika, słabo zaludniona, gospodarczo nieprzygotowana do takiego przewrotu. Co innego Niemcy, Francja, Anglja, Ameryka... Tam komunizm przybierze szlachetniejsze kształty i już ulepszony wróci do Rosji...

MORSKA

A my?... A Polska?

SYPNIEWSKI (lekceważąco)

Pyta pani zapewne o... tak zwaną Niepodległą Polskę?... Bo polacy jako narodowość istnieć sobie mogą ile chcą... Nikogo nie obchodzi, jak oni mówią lub co na obiad jedzą! Co innego urządzenia społeczne!... Nie jesteśmy narodem państwowo-twórczym... Nikt nie wierzy i my sami nie wierzymy w nasze rządy... Przyzna pani, że ani sejm, ani żadna z klas nie stoją na wysokości zadania. Chłop ciemny i zahukany, robotnik nieuświadomiony, inteligencja bez haseł i bez charakteru, ziemiaństwo głupie i sobkowskie, burżuazja najreakcyjniejsza w Europie... Rządzą w Polsce właściwie... paskarze!

MORSKA (z rozdrażnieniem)
Zawsze lepiej, niż... złoczyńcy!
SYPNIEWSKI

Tscyt!

(podnosi palec i ogląda się)

Proszę bardzo! Ostrożnie!

MORSKA

Pan korzysta ze swego położenia...

SYPNIEWSKI

Daruje pani, ale... i mnie to niegdyś bolało. Szukałem wyjścia...

MORSKA

I... zamiast... we własnej pracy i wysiłku, znalazł je pan w cudzej przemocy!?...

SYPNIEWSKI

Słabi jesteśmy, słabi i spodleni długą niewolą. To jest fakt! Co ja na to poradzę?... Jako państwo niepodległe, nawet jako naród, ostać się możemy tylko w atmosferze powszechnej wolności, równości, sprawiedliwości... A to niesie jedynie komunizm!...

MORSKA (robi ruch zaprzeczenia)

Oo!

SYPNIEWSKI

Niech pani nie przeczy, niech pani wysłucha do końca i ma odwagę wznieść się ponad wszelkie przesądy. Niech pani sprobuje stanąć na stanowisku klasowem proletarjatu, które jest naczelnem w chwili obecnej, a zobaczy pani jak wszystko ułoży się jasno i prosto!... Co to jest Polska? Polska jest pomostem. Kto kiedy słyszał o mieszkaniu w bramie?.. Z jednej strony rynki wschodnie, z drugiej kapitały zachodnie!... Bez rewolucji wcześniej czy później połkną nas imperjalizmy burżuazyjnej Rosji i Niemiec. Taką jest nieubłagana dialektyka ekonomicznego rozwoju...

MORSKA

A tak pochłoniecie nas zaraz wy, nowi barbarzyńcy, z całą waszą ohydą... Dziwię się tylko czułości, jaką wykazujecie dla naszej niepodległości!.. Po co ona komu?.. Po co pan o niej mówi? Po co się pan wogóle o Polskę troszczy? Kto o to pana prosi?

SYPNIEWSKI (łagodnie)

Mógłbym odpowiedzieć: proletarjat! Ale nie chcę... Istotnie wszystko to drobiazgi!.. Cóż znaczą uczucia i pragnienia najdzielniejszej jednostki: ba — nawet marzenia całego narodu — wobec masowych ruchów jakich jesteśmy świadkami... Temi zaś rządzi zwykły ekonomiczny interes — sprawy wytwórcze i żołądkowe! Zadaniem świadomej tego procesu jednostki jest jedynie przystosowanie się do tych prądów i ruchów, oraz łagodzenie... zderzeń. I pani radzę to czynić! Niech pani pod tym względem liczy na moją pomoc... Bądź co bądź... niech pani pamięta, że ma pani we mnie...

(zbliża się do Morskiej i mówi zniżonym głosem)...
jak dawniej... wiernego przyjaciela i stałego adoratora, który...
MORSKA

Co?..

SYPNIEWSKI (kończy uprzedzająco)

...będzie rad, jeżeli nadarzy mu się sposobność okazania najmniejszej usługi...

MORSKA (z ulgą)

Dziękuję... ale...

SYPNIEWSKI

Żadnych ale... wierny sługa i rycerz!...

(nachyla się ku Morskiej i probuje ją ująć za rękę)
MORSKA (cofa rękę surowo)

Wybacz pan! Pan ma na sobie mundur wrogów mojej Ojczyzny!.

SCENA SZESNASTA
Ciż, Sonia, Li.
(Sonia Abramowna Krongold już od niejakiego czasu stoi we drzwiach stołowego pokoju na prawo i obserwuje rozmawiających. Ma na sobie wojskową bluzę koloru khaki i takąż spódnicę. Wszystko nowe i eleganckie. Kokarda komunistyczna na piersiach, pas z rewolwerem obciąga zgrabną kibić. Czapka wojskowa z bolszewicką gwiazdą na bujnych, czarnych, obciętych po studencku włosach. Eleganckie, żółte sznurowane półbuciki. Ładny, ale drapieżny żydowski typ, duże, czarne, błyszczące oczy; czarne, mocno zarysowane brwi. Za nią stoi chińczyk Li z trupią twarzą i z warkoczem, zwiniętym na czubku głowy. Na czole podwiązana złożona wąsko błękitna chustka. W ręku karabin, przy boku bagnet i ładownica).
SYPNIEWSKI (nie widzi przybyłej, pochyla się jeszcze bliżej do Morskiej i mówi półgłosem)
...Mimo wszystko niech pani pamięta, że jestem zawsze na pani usługi...
MORSKA
(spostrzega Sonię i cofa się jeszcze dalej od Sypniewskiego)

Ach!

SYPNIEWSKI (ogląda się)

A, to wy, Sofia Abramowna!. Cóż tak cicho?! Którędy weszliście?...

(idzie ku niej)
SONIA

Jak zawsze — przez kuchnię.

(Z leciuchną ironją)

Nie chodzę innemi drogami niż lud pracujący... Ale może przeszkodziłam.

(poufale do Sypniewskiego)

Dlaczego nie zaczekałeś na mnie? Mieliśmy razem jechać, tymczasem tak się pośpieszyłeś!....

SYPNIEWSKI

Dowiedziałem się, że operuje tu oddział Gułaja, więc pośpieszyłem, żeby zapobiedz... ekscesom... w myśl rozkazów Wcikomu[1]...

SONIA (na pozór obojętnie)

A to kto?

(Obrzuca Morską bystrem, nienawistnem spojrzeniem)
SYPNIEWSKI
Właścicielka tutejszego majątku, Morska.
SONIA

Zdaje się, że twoja dawna znajoma.

SYPNIEWSKI (śmiejąc się sztucznie)

Istotnie — dawna, o ile obecny ja... jestem dawnym ja!

SONIA
(znów obrzuca Morską spojrzeniem)

Więc to ją przybiegłeś ratować od... ekscesów Gułaja?

SYPNIEWSKI

Bynajmniej, chociaż jak wiesz, polecono nam nie drażnić ludności i pozyskiwać kogo się da... Wyznam wszakże, że tutaj mało mam nadziei...

SONIA (do Morskiej)

Czy tak?

MORSKA

Tak!

(siada na krześle w pobliżu schodów)
SONIA

Ha, ha!... Doskonale! Przynajmniej śmiało!

SCENA SIEDEMNASTA
Ciż, Razin, Grosberg-Sarnowskij.
(We drzwiach ganku ukazuje się kilku ludzi; pierwszy wchodzi barczysty z rudawą brodą mężczyzna w wojskowem ubraniu z kokardą komunistyczną na piersiach, ale bez broni, w czapce z bolszewicką gwiazdą. Za nim Grosberg-Sarnowskij i inni).
SYPNIEWSKI (radośnie)
A... Oto nareszcie i komisarz Razin!
SONIA

Doskonale. Biorę was na świadka, towarzyszu Razin, że ta, oto, pani w tej chwili przyznała się publicznie, iż jest naszym wrogiem.

RAZIN

Wcale się nie dziwię.

(do Morskiej)

Obywatelka jest pewnie właścicielką tego pięknego majątku?

MORSKA

Tak jest.

RAZIN

Niepotrzebnie tylko pani publicznie, tak zaraz głosi tę swoją do nas wrogość. To już jest agitacja... kontr-rewolucyjna i to już jest surowo zabronione. W duchu pani może myśleć, co się pani podoba, panuje u nas zupełna wolność przekonań!...

SYPNIEWSKI (śmiejąc się)

Na szczęście, tym razem publicznością byłem jedynie ja, gdyż Sofia Abramowna jest, jak zawsze tylko... ideją!

GROSBERG-SARNOWSKIJ
(żyd, w eleganckim frenczu zielonkawego koloru, w fantazyjnym krawacie z małą kokardą komunistyczną na piersiach. Długie spodnie, eleganckie buciki, złoty bransoletowy zegarek na ręce, na nosie binokle w złotej oprawie, na głowie czapka wojskowa z daszkiem, z bolszewicką gwiazdą. Głowa dumnie wzniesiona. Spogląda uważnie na Sonię, potem na Sypniewskiego, na Morską, wreszcie na rzeczy i książki, rozrzucone po „hallu“. Uśmiecha się i mówi zlekka przez zęby;)
SARNOWSKIJ

Widzę, że nasi tu już pobywali i zrobili porządek... Czy aby zostało co jeszcze?... Nikt się nie zatroszczył pewnie o tych, co przyjdą, a przecież my, urzędnicy, mamy pozostać tu czas dłuższy i rządzić! Jakże z mieszkaniami? Czy będzie gdzie nareszcie głowę przytulić?

RAZIN

Mury i dachy są.

SARNOWSKIJ

No, to trochę zamało, tak na codzień! A meble, pościel, naczynia?!. Do licha!... Trudno pracować wydajnie w tych obozowych warunkach...

SYPNIEWSKI

Właśnie miałem to na względzie i starałem się zapobiedz zniszczeniu, ale towarzysz Gułaj bardzo mnie wyprzedził.

SONIA
(stoi wgłębi pod oknem i spogląda to za siebie na pokój, to na podwórze, mówiąc idzie w stronę Razina).

To we dworze. Lecz w tak dużym majątku musi przecież być administracja: rządca, buchalter, pisarz, mechanik... muszą być młynarze, kowale, ekonomi, włodarze... Czy ja wiem, jak ich tam nazywają? Całe to drobno-mieszczaństwo pasorzytujące na wielkim kapitale... Wreszcie w sąsiedniej wiosce muszą być bogaci chłopi — kułaki. Do nich posłać z rekwizycją!

RAZIN
To się zrobi, to się zrobi! Każę zaraz jutro zebrać z majątku proletarjuszy, a z okolicy biednotę.
SARNOWSKIJ

Długo czekać! A tymczasem głód kiszki skręca i chciałbym nareszcie, po tylu nocach nieprzespanych, choć umyć się...

SONIA
(patrzy bystro na Morską, która w tym czasie podniosła się z krzesła, zbliżyła do okna i daje za plecami rozmawiających przeczące znaki Chołupce, Marcinkowi, parobkom, kręcącym się w tłumie przed gankiem i probującym dostać się do niej przez schody; bolszewicy ich nie puszczają.)
SYPNIEWSKI

Należałoby przedewszystkiem odebrać od chłopów to, co zrabowali we dworze.

RAZIN (półgłosem do Sypniewskiego)

Tak, zapewne, to teraz jest własność rządowa, lecz z chłopami... materja delikatna! Muszę przedtem zwołać zebranie, wytłomaczyć im i wybrać komitet.

SONIA (poprawia go)

Kombied![2]

RAZIN (zgadza się)

Dobrze! Niech będzie Kombied.

MORSKA
(odwraca głowę od okna i wskazuje na bolszewików, przechodzących przez podwórze z materacami, kołdrami i poduszkami na ramionach)
O wiele prościej odebrać te rzeczy waszym żołnierzom!
SONIA (ostro)

Nikt się pani o radę nie pyta. Komu to tam pani znaki dawała? Hej! Li, nałóż bagnet i odprowadź ją na górne piętro do pokoju. Nie puszczaj nikogo, a gdyby próbowała zbiedz, albo opierać się to... wiesz!

(robi znak ręką)
LI (uśmiecha się)

Moja... znaj!

(nakłada bagnet i podchodzi do Morskiej)

Baba chody!

(pędzi ją zlekka kolbą ku schodom)
MORSKA
(na stopniach przystaje, spokojnie)

Więc jestem aresztowana?

(Sypniewski robi ruch)
SONIA
(uprzedza go, odpowiadając Morskiej ostrym tonem)

Tak, jest pani aresztowana.

MORSKA

Za co?

SONIA

Dowie się pani jutro.

SYPNIEWSKI
(do Soni, perswadująco półgłosem)
Sofja Abramowna...
SONIA
(do Sypniewskiego, jak wyżej)

Ostawtie!

MORSKA

Kto mnie aresztuje?

SONIA

Rosyjska Socjalistyczna Federacyjna Republika Sowietów. Czy pani to wystarcza?

MORSKA

Owszem.

SCENA OSIEMNASTA
(Ciż sami, Lasota)
(W tej chwili na górnej galerji ukazuje się widmowa postać Lasoty)
SONIA (do Morskiej)

Kto to taki?

MORSKA

Mój dziad. Były powstaniec polski z roku 1863. Więziony piętnaście lat w katordze z rozkazu rosyjskiego cara. Czy pani to wystarcza?

(Wolno wstępuje na schody, za nią chińczyk Li z nastawionym bagnetem.)


ZASŁONA






  1. Wsierosijskij Centralnyj Ispołnitelnyj Komitiet.
  2. Kombied — Komitet Biednoty.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wacław Sieroszewski.