Bohaterowie Grecji/III. Admirał Miaulis/III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugenjusz Yemenis
Tytuł Bohaterowie Grecji
Wydawca „Ruch literacki“
nr 30—45 /1876
Data wyd. 1876
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Władysław Tarnowski
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III.
Helleni, wybawieni prawie od barbarzyńców, o mało przez nieszczęśliwe sprzeczki, do których mają pełną krzykactwa skłonność, przez nieszczęścia niewoli spotęgowaną, o mało nie postradali i sławy i owoców tyloletnich bohaterskich zapasów. Dowiódłszy, że nie uronili nic z patrjotyzmu praojców, dowiedli niestety, że odziedziczyli także ich błędy. Małe prowincje Grecji przedstawiały ów obraz waśni wzajemnej, jaki tak często widziano w małych, współzawodniczących rzeczypospolitych. (Wielki i straszny przykład dla innych narodów, co przebywają te koleje). Rumeljoci i Peloponezjanie, nie mając już sposobności ku przelewaniu krwi własnej i gromieniu wzajemnego wroga, poczęli wzajemnie uważać się za obcych sobie i cudzych ludzi, i bandy koczownicze z wojny pozostałe, jednych i drugich, nieraz krwawo się ścierały dla błahych powodów. Wodzowie najsłynniejsi nie tylko męstwem ale i zaparciem osobistem, poczęli kłócić się o władzę — i o wstydzie! doczekano, że taki Griwas, broniący dzielnie warowni Palameda, zużył resztki prochu i kul na wroga niewystrzelanych, przeciw osobistemu wrogowi Stratos, który w pobliżu portu zajmował mały fort Itsch-Kale.
Co do wysp, obaczymy później, jak utraciły przez niezgodę te święte ogniwa miłości współplemiennej, które zawsze łączyły ich z sobą w nieszczęściu.


Miaulis długo trzymał się na uboczu, a gdy 1828 zgromadzenie w Hermionie dla przecięcia wrzodów tych niezgód wodzów, który kraj toczyć poczynał gorączką wojny domowej, oddało komendę nad armią lądową jenerałowi Church, a morską lordowi Cohrane, natychmiast podał się do dymisji i postanowił służyć jako prosty porucznik.

List jego do członków rządu narodowego nosi cechę wzniosłości duszy i charakteru. „Oto siedem lat, pisze, jak nieustannie walczę z nieprzyjaciółmi kraju. Ani uczucie niedołęstwa, ani brzemię ciężaru, który dźwignąłem, nie są powodem mego usunięcia się, bo powinnością dobrego obywatela, wszystkie siły zużyć dla kraju. Od dawna kraj potrzebuje człowieka, któryby niesnaskom wewnętrznym koniec uczynił. Mąż ten się pojawił[1], winszuję krajowi, że go dla siebie pozyskał. Marynarka nasza wiele się może od niego nauczyć, ja sam rad śpieszę pod jego rozkazy, gotów do walk, jeśli będą potrzebne z siłami, które może nie dopiszą, ale z sercem, co je zawsze staczać gotowe“. (Trikoupis, dokumenta oficjalne, tom IV.) Odtad Miaulis sędziwy oddał się z całą energią wytępieniu korsarstwa, które nie ustało z wojną, dającą im wyborny pozór działania i nawet rację bytu. Miłość awantur i życia koczowniczego, co dla utrzymania się w środkach nie przebiera, wyrobiła się w rodzaj legitymizmu zbójeckiego, prawie niepodobnego do wykorzenienia.
Po oczyszczeniu z nich Messenji, wrócił do rodzinnej Hydry, kędy wzniósł dom wspaniały, wystawiony i urządzony na wielką skalę europejską, wówczas, gdy jeszcze bywał bogatym. Pragnął tam „dosnuć życia wątku“ — gdy nieprzewidziane okoliczności jeszcze nim na fale Archipelagu rzuciły, na widok straszliwego pożaru. Kilka słów wystarczy dla opisu tego zdarzenia. Rządy hrabiego Kapodistrias od pierwszej chwili wznieciły niepokoje, głównie w Hydrze, gdzie ton nadawali Conduriotis i Maurocordato, a gdzie publicysta ruchliwy i popularny Polyzoides wydawał dziennik Apollon, wszędzie się rozchodzący. Organ ten, będący echem opinji powszechnej, głośno z wszystkimi oskarżał Capodistrjasa, że jest ślepem i niegodziwem narzędziem polityki moskiewskiej. Miaulis nienawidził Moskali, nawet wówczas, gdy zbawców jego narodowości poczęli udawać.
Pamiętał fatalny koniec wyprawy 1770, choć bardzo był młody wówczas i z wzgardą zgrzytającą wspominał jak Orłow jeden i drugi odpłynęli z Peloponezu, na łup go haniebnie wsciekłości tureckiej zostawiając. Podzielał więc niedowierzanie i nieukontentowanie Hydrjotów, które wkrótce w otwarty bunt wybuchnęły. Komisja zwaną konstytucyjną, została na Hydrze ustanowioną przez gerontów Archipelagu. Capodistrias dotąd cierpliwy, postanowił gwałtem to stłumić, rozkazał szybko uzbroić flotyllę państwa w Poros zebraną, złożoną z fregaty o 64 działach, zwanej Hellas, z kilku korwet, dwóch nowych parowców i kilku burlottów. Te statki skupione tu i ówdzie, stanowiły nową flotę młodej Grecji, a raczej jej przyszły zawiązek. Na wyraźne zlecenie demogerontów Hydry. Miaulis szybko wypłynął z 200 majtków do Poros i w towarzystwie Hydrjotów opanował arsenał i okręta państwowe. Miał zamiar zabrania ich do Hydry i wyczekiwania końca sporu między narodem a satrapą (1831). Sławny Canaris dowodził korwetą Spezzia. Hydrjoci pochwyciwszy go, przed Miaulisa stawili. Dziwny to obraz pełen znaczenia. Admirał Miaulis na próżno usiłował Canarisa przeciągnąć na swą stronę — gdy nie mógł, wrócił mu wolność i podał rękę do zgody. Ponury Canaris ręki nie podał admirałowi i oddalił się.
Stary Miaulis do żywego tem oddaleniem przejęty, jak mówią, zalał się łzami. Kapitan moskiewski Ricord zażądał od Miaulisa zmiany działania i groził; ten zaś odrzekł, że groźb się nie lęka i że rozkaz demogerontów jest mu świętym, że skoro wyspa jego przestanie być zagrożoną, odda wszystkie okręta, a pierwej, jeśli go zaczepią, gwałt odeprze gwałtem. Otrzymał drugie groźniejsze napomnienie; oficer moskiewski, co je przyniósł, byłby został rozszarpanym przez majtków, gdyby nie powaga admirała. Moskal stanął pod Poros. Trwoga skłoniła mieszkańców do poddania[2]. — Miaulis, człowiek zasad niezłomnych, nie mając czasu się uzbroić, powziął postanowienie okropne, spalenia raczej floty, niż wydania jej Moskalom, i odbieżony od swoich, tym kilkunastu co z nim zostali, oświadczył, że gotów raczej się wysadzić prochem, niż poddać i popaść w ręce Moskali. Ricord odpowiedział strzałami, a bezbronny admirał zapalił korwety Hellas i Spezzia, które zginęły w falach z grzmotem przeraźliwym. Skoczywszy w łódkę z towarzyszami, cudem dopłynął do Hydry pod gradem kul moskiewskich. Czyn ten wywołał równocześnie cały chór pochwał i nagan. Nie był ani heroicznym, bo pozbawił Grecję części zawiązku floty, ani zdradzieckim, bo nieugięty starzec tak działając, sądził, że stoi na posterunku, danym mu przez radę demogerontów — oni więc tu odpowiedzialni. Dziś Grecy sądząc spokojnie ten fakt odległy, przypisują go raczej wulkaniczności nagromadzonych elementów, tworzących się w nowej społeczności, co w takim razie prawie zawsze z pewnemi zmianami się pojawia. Pożar zaś Poros nic nie ujął chwale Miaulisa w pamięci jego ziomków, którzy wiedzą dobrze, ile ich sprawa dłużna mu wdzięczności za tyloletnie, bohaterskie, niezmordowane zasługi. Zdarzenie to zamyka tragiczne pasmo życia słynnego żeglarza, którego ostatnie lata minęły w zaciszu domowem. Był on jednym z posłów, których Grecja wyprawiła r. 1832 do Monachium dla powitania nowego króla. Obejście jego pełne godności, surowość obyczaju i postać imponująca, sprawiły nadzwyczajne wrażenie na małym dworze niemieckim. Zakończył żywot rycerski w Atenach 1836, mając prawie lat 90, ubogi, jak największa część tych, co byli wodzami w walce o niepodległość. Kosztem państwa był pochowany, na samym krańcu spiczastym Pireusu, wobec rozwartego widoku morza, i tuż obok starożytnego urwiska, które Grecy zwą grobem Temistoklesa. Godniejszego miejsca nie mogła mu dać ojczyzna. Ateńczycy z jednaką dumą wskazują skałę, w około której podanie każe krążyć cieniom zwycięzcy Salaminy, i kamień, co jest stróżem popiołów nowoczesnego bohatera Archipelagu. Pamiętamy nadzwyczajną cześć i popularność, wiążącą się do takich nazwisk, jak Miaulis, Botzaris i kilku innych. Europa w ich postaciach, z zapałem przyklaskiwała prawdziwym potomkom w prostej linji „duchowej“ bohaterów starożytnej Hellady. Jak zwykle w sprawach ludzkich bywać zwykło, szybko po tym zapale nastąpić miało rozczarowanie i obojętność. Wyobrażano sobie, że Grecja zejdzie jak słońce nowe w dziejach XIX wieku, z wszelkiemi splendory, cnoty i chwałą starożytności; zapomniano jednak o tych czterech wiekach, w których opuszczona jęczała i zdziczała pod obuchem tyrana; że barbarzyństwo i noc umysłowa z braku oświaty opanować musiały w skutku te nieszczęsne masy, którym jak znicz święty w ciemności został z wszystkich skarbów ojcowskich jeden święty instynkt niewytępiony, co je wyratował: patrjotyzm wrodzony. Nie zważano, że po heroizmie, któremu oddano sprawiedliwość (dla tego, że świetnie zwyciężył), nastąpiła usilna a mrówcza praca organiczna około odrodzenia społeczności, praca mimo swej niepozorności wielka i czcigodna, długa trudna, ukryta i wszelkiej strony efektownej, której świat potrzebuje, by mógł podziwiać, pozbawiona. Gdy zważymy, że wypędzeni Turcy zostawili kupę gruzów po sobie, wśród której błądziła ludność w nędzy, bez promyka oświaty, wielkiej a odległej przeszłości prawie nieświadoma, acz instynktowo ją przeczuwająca w walkach, co ją zdziesiątkowały, wejdziemy łatwiej w położenie rzeczy. Porównawszy Grecję dzisiejszą z Grecją 1828, nie można nie przyznać, że zrobiono to, co zrobić było podobna w ścieśnionych granicach i przy środkach skąpych cywilizacji, którą zaszczepiła dyplomacja europejska. Z rządem reprezentacyjnym i ustawami liberalnemi, któremi się cieszy, Grecja powstała z ruin, znalazła pokój, porządek (?) i bezpieczeństwo. Handel jej wzrósł do wielkich rozmiarów, miasta jak Patras, Missolonghi, Korynt, Teby, Argos, Ateny powstały z zgliszczów i przedstawiają obraz kwitnącej pomyślności[3]. Obecnie, 5000 okrętów, w których 40.000 majtków pracą zdobywa pomyślność, przepływają Ocean i Śródziemne morze, zbogacając porty Patrasu, Spezzji, Halkis, Galaxidis, Poros, a nade wszystko Syrę, która jest punktem ciężkości, do koła którego grupuje się siła morska Grecji.
Równie intelektualnem odrodzeniem i szybkością rozwoju młodej myśli, naród grecki podąża do zrównania się z narodami oświeconymi. Grecy licznie oddają się naukom, literaturze, umiejętności, a zwłaszcza poezji z szczególnem zamiłowaniem. Wszystko co myśl porywa, co uśmiecha się wyobraźni, ma dla nich szczególny powab. Dowód młodości. Gdy seniorowie wyzwolonego narodu zgromadzili się pod mirtami i pomarańczami, kędy niegdyś Perypatetycy wymawiali imię Sokrata i Platona, wśród pierwszych żądań jakie sobie postawili, było założenie jak najliczniejszych szkół i krzewienie oświaty. I tak się stało. Wśród najuboższych klas ludności zakwitały szkoły[4]. Dziś Grecja szczyci się 400 zakładami, w których 50.000 uczniów się kształci[5]. Jeżeli Grecja w tych granicach, jakie ma, nie może czynnie działać na zewnątrz, jest przynajmniej ogniskiem, u którego zestrzelają się siły, mające kiedyś w przyszłości wywrzeć wpływ odradzający na Wschodzie. Grecy ufają, że dzień ten niedaleki, pilno im rozszerzyć swe granice i przyspieszyć wyzwolenie szczepu helleńskiego, rozgałęzionego po całej Turcji europejskiej. Jakiejkolwiek cierpliwości czas wymaga w tej mierze od ludów chrześcijańskich w tem położeniu będących, uświęcone poczucie narodowości i praw jej wieczystych nigdy w nich nie wygaśnie, choć Europa o własny pokój trwożliwa, dziś im ręki nie poda. Grecji równie jak innych rzeczą jest wyczekiwanie, wyrabianie sił moralnych i materialnych, wytrwałe, spokojne przetrwanie aż do czasu, gdzie złe pożre się własnymi skutkami, a Grecja prędzej czy później powołaną będzie do zajęcia miejsca i wywarcia wpływu, jaki jej na Wschodzie przynależy i za który tak niezłomnie walczyła.









  1. Lord Cohran, który wrócił z Brazylji i gorliwie oddał się sprawie greckiej.
  2. Tu sęk — jak to pogodzić z tylokrotnem bohaterstwem? (Przyp. tłum.)
  3. Patras i Ateny tak, Teby i Sparta jeszcze, o innych i dziś niepodobna tego powiedzieć. Korynt jest osadą kilku mizernych lapianek pod strażnicą Akrokoryntu. (Przyp. tłum.)
  4. Instruction publique en Gréce p. Ampére. Revue d. deux Mondes 1. avril 1843. (Przyp. autora.)
  5. Dodalibyśmy, że niestety zapomniano, spuszczając się na drogi morskie, co zewsząd otaczają szczęśliwy kraj, o drogach lądowych, one są arteriami cywilizacji, i tylko ten, kto je tam przebywał, wie, jak są nieprzebyte, i że są podporą naturalną rozbojów. (Przyp. tłum.)





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Yemeniz i tłumacza: Władysław Tarnowski.