Bezbarwne żyjątka/V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Anonimowy
Tytuł Bezbarwne żyjątka
Wydawca Nakładem „Nowego Wydawnictwa“
Data wyd. 1929
Druk Zakłady Graficzne „Zjednoczeni Drukarze“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin.
Die farblosen Tiere
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


V

Mademoiselle Mimi Barnais siedziała w swym pokoiku zapłakana i rozmyślała nad smutną dolą, którą jej los zgotował. Niedość że straciła przyjaciela w tak tragiczny i wstrząsający sposób — wiadomość o tem przypłaciła wysoką gorączką i majaczeniem — ale od chwili wyzdrowienia policja nie dawała jej poprostu żyć, zamęczając nieustannemi niedyskretnemi pytaniami. Informacje jej na temat „Karolka“ były bardzo skąpe: młody człowiek był cichy, skryty, małomówny i nigdy nie zdradzał się wobec niej ze swemi planami. To też gdy wkońcu do jej pokoju zawitał Nick Carter, otworzyła mu cała we łzach, z rozdrażnieniem odmawiając wszelkich zeznań.
— Niech się pani uspokoi, drogie dziecko — z gorącem współczuciem powiedział detektyw — nie będę pani dręczył pytaniami. Choć i pani z pewnością chciałaby, aby okropna śmierć Jej chłopca została pomszczona, nieprawdaż?
— Tak — cichutko odparło dziewczę, kryjąc spłakaną twarz w chusteczce do nosa.
— Wiem, że Karol Duval był samotnikiem, nie miał żadnych wrogów — chyba o panią nie miał powodu być zazdrosny?
— Nie dostarczałam mu nigdy powodu. Nikt o mnie nie zabiegał oprócz niego.
— A czy miał jakieś inne namiętności? Lubił pieniądze? Czy był może skąpy: marzył o rencie, o cichej starości?
— Nie, skąpy nie był — raczej oszczędny, a co do marzeń — to nieraz mówił: „Gdybym miał pieniądze, dużo pieniędzy, moglibyśmy się nareszcie pobrać“... Ale z pensji urzędniczej trudno się dorobić majątku — mówiła dziewczyna wśród łkań — wiem że grał na loterji — czasem mówił, żeby chętnie spróbował szczęścia w Monte Carlo lub przy totalizatorze... Odradzałam mu niepewne zarobki...
Dziewczę zamilkło, wstrząsane szlochem. Nick Carter przestał rozpytywać, pogładził delikatnie dziewczynę po ręce i na palcach wyszedł z jej pokoju.
Na korytarzu zatrzymał się przez chwilę. Nie słychać było żadnego szelestu. W niezmąconej ciszy postąpił kilka kroków w stronę pokoju naprzeciw drzwi Mimi Barnais. Wyszukał w kieszeni pęk wytrychów, starannie dopasował i bez szmeru otworzył.
Po chwili Nick Carter znajdował się w pokoju nieboszczyka Karola Duvala.
Nie ufając nikomu, oprócz siebie, detektyw postanowił zrewidować ten pokój na własną rękę. Ale skromne umeblowanie — szafy otwarte, komody z powysuwanemi szufladami, porozrzucane książki — wszystko stało do jego dyspozycji, nie taiło żadnych tajemnic. Poszukiwania nie dały żadnych rezultatów.
Już zabierając się do wyjścia, Nick Carter w zamyśleniu oparł się o kominek i napoły świadomie począł grzebać ożogiem wśród zgliszczy. Z czeluści kominka wypadł spory kawał węgla i potoczył się do stóp detektywa. Carter pochylił się i podniósł. I ku wielkiemu zdziwieniu w świetle elektrycznej lampki spostrzegł, że węgiel nie powalał mu ręki. Dziwny węgiel!
Przyjrzał mu się zbliska: był to gładkokanciasty, ciężki, starannie imitujący kawał węgla kamień, z którego wydrążenia przy gwałtownym ruchu nagle gradem wysypały się złote monety... A więc tu były ukryte oszczędności Karola Duvala!
Dalej wypadła książeczka czekowa na imię właściciela pokoju, a za nią wysunął się różowy kartonik, na którym był napis: „Król Midas — 214:10.“
Co miał znaczyć ten tajemniczy napis? Procenty — czy termin uregulowania należności? Co znaczyła ta podziałka przez dziesięć?
Nick Carter wraz z tajemniczym schowkiem nieboszczyka pojechał do inspektora Rigolo i opowiedział mu o rezultatach swego poszukiwania.

— Mamy nareszcie początek tej przeklętej nici — mruknął inspektor, zdumiony i zły zarazem.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: anonimowy i tłumacza: anonimowy.