Bez chaty/III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Michał Bałucki
Tytuł Bez chaty
Wydawca Ż. J. Wywiałkowski
Data wyd. 1863
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III.

Ziemia szeroka i kraj bogaty,
I wszystkim dana, — a czemuż Panie
Tylu bez ziemi — tylu bez chaty?
Czemużeś Staszka pchnął na wygnanie?
Czy żeby w pieśni zbawienie nosił?
Czy żeby obcych o pomoc prosił?
Czy za pokutną szatę mu Panie
Dałeś żebraczy kij i wygnanie?

Po smutnych polach piaszczyste drogi
Płyną daleko — przy drogach głogi

Około krzyżów siedzą jak dziady,
I wron posępne kraczą gromady.
Na smutnych polach, na starym grobie
Brat z ślepą siostrą siedzieli sobie —
On blady, dziki, oczmi czarnemi
Patrzał ponuro po obcéj ziemi,
Po ołowianych patrzał niebiosach,
Dziwnie bolesny i dziwnie butny,
I stroił skrzypki do nuty smutnéj —
A wiatr mu latał po ciemnych włosach,
I po łachmanach i leciał daléj
Śmiejąc się świstem z nędzy górali.

A na kolanach Stacha przegięta
Spała snem cichym siostrzyczka miła,
O! pewnie jéj się matka przyśniła,
Bo po anielsku tak uśmiechnięta,
Rozpromieniona rusza wargami,
I kogoś tulić chcę rączętami.

I jasna była z tego uśmiechu,
Co jéj po twarzy stąpał po cichu.

TERESKA (wpół śnie).

Matuś! Matuś!

STACH.

Ej! nie wołaj miła,
Choćbyś piersi wołaniem rozbiła,
Nie usłyszy matka

TERESKA (budząc się).

Jakto bracie? —
Tośmy jeszcze nie we własnéj chacie?

STACH.

Co się tobie roi, siostro w głowie?
Niepamiętasz jak przy tym rowie
Kładliśmy się wczoraj spać strudzeni,
Głodni?

TERESKA (opamiętywując się).

Więc mi się to śniło?
Śliczny sen, braciszku; nad mogiłą
Starą ojca siedzielim strapieni,
Płacząc bardzo — wtém z nieba, z wysoka
Matka Boska po schodach z obłoka
Zeszła jasna i w płaszczu z promieni
Ku nam smutnym, cośmy kornie stali,
Od łez i boleści jak śnieg biali.
Przenajświętsza wzięła nas za ręce
I mówiła: chodźcie, już czas! męce
Waszéj koniec! — Szła płynąc przed nami,
A my koniec całując jéj szaty
Szli na klęczkach za nią z modlitwami
Do gór naszych, do matki, do chaty —
I lud z całéj patrzał na nas wioski,
Na twarz padał u nóg Matki Boskiéj,
„Cud, cud“ wołał.

STACH.

Hehej! mocny Boże,
Że się ziścić taki cud nie może,
Jak wiatr w polu przeleci po duszy
I nową ją boleścią zapruszy.

TERESKA.

O nie mów tak! bo sny z nieba płyną!
Wróżby Boże z wiatrem nie przeminą,
Stać się muszą — o wierz mi Stasieńku!

STACH.

Wierzyć muszę; bez téj odrobiny
Wiary może dawnobym na pieńku
Wisiał jakim, lub w wodzie głębokiéj
Leżał. Ale z każdym dniem ta wiara
Gaśnie — w góry wracamy co zima —
Zawsze jedno słyszym: matki niema,
A on w chacie. Biedna matka stara!
Szuka dzieci, co za nią po świecie

Z płaczem chodzą — po obcych się téra —
Może teraz z głodu gdzie umiera....
Ej! przeklęta dola, co nas gniecie,
Bodaj…

TERESKA.

Cicho! ktoś idzie drożyną!

(słychać śpiewanie.)

Gore dwór dziedzica, niby świeczka gorze,
Bośmy byli z kosą na pańskiem we dworze,
Pościnalim główki, oj dana, oj dana!
Teraz nas nie zbudzą pańskie baty z rana.

TERESKA (do Stacha).

Śpiewać?

STACH.

Śpiewaj, śpiewaj siostro!

TERESKA.

Komu?

STACH.

Lachom, co swych panów mordowały,
I dla zemsty zbójcami zostały.

Dla tych ludzi nieludzkich, o siostro,
Pieśń zaśpiewaj, pieśń gryżącą, ostrą —
Może panów krew zaboli smutnie —
Może w piersi się uderzą pokutnie.

TERESKA.

Och! drżę cała.

(Nadchodzą wieśniacy — góral grać zaczyna, wieśniacy otaczają ich.)
TERESKA (śpiewa).

Lachy! Lachy! a gdzie wasze pany?
Gdzie ich dwory stare, co na roli,
Wśród szumiących stali tu topoli?
Przyleciały na wiosnę bociany,
Kołem płyną na znajome dachy
I zastały gniazda popalone,
I zastały dwory rozwalone —
Czemu? czemu? powiedzcie mi Lachy!

Dymy pożarów płyną wśród drzew,
Na dłoniach waszych czuć ludzką krew,
Nad mogiłami bez krzyżów tam
Pomordowanych dziateczek głowy,
I starców wianek krwi purpurowéj
Płynie i smutny nuci śpiew —
O Lachy! Lachy! biada wam!

Bo dzieciątek płacz usłyszał Bóg,
Bo wyciągli starce krwawe dłonie
Do Jezusa na krzyżowym tronie.

Mrzeć będziecie bez chaty, wśród dróg,
Czarni z nędzy, bez rodzin, wśród skarg;
A gdy modlić będziecie się chcieli —
To wam piana, co usta zabieli,
Zamiast modlitw z sinych wyjdzie warg,
Że się własne dzieci zlękną was.
O! módlcie się, Lachy, póki czas!

STARY WIEŚNIAK (zatyka sobie uszy).

Bodaj ciebie za pieśń czarci wzięli.

(ucieka.)
MŁODY WIEŚNIAK.

Skrzypicielu, zagrajno weseléj.

STACH.

Wesołego? hehej bracie miły
Nie wywołuj ty śmiechu z mogiły,
Bo się zlękniesz.

(stroi skrzypce.)
TERESKA (chwytając go za rękę).

Stój! na rany Boże!
Ja zaśpiewam im piosenkę wesołą,
Co się dla nich zbawieniem stać może.

(śpiewa.)

Już bieleje w polach dzionek —
W karczmie jeszcze tańczy Jonek,

I za swoją goni Hanią,
I wstążeczki gonią za nią,
Hejże skrzypku! hejże ha!
Zagrajże mi od ucha
Jeszcze z raz!

Na koniku wczesném ranem
Na wojenkę świsnę z panem —
Nie lamentuj mi dziewczyno,
Nie płacz matko mi jedyno!
Hejże skrzypku! hejże ha!
Zagrajno mi od ucha
Jeszcze z raz.

Nas tam dużo może zginie;
Lecz nam lepsza dola spłynie
Ze krwi naszéj — hejże ha!
Grajno skrzypku od ucha!
Niechże jeszcze z raz poskaczę,
Choć matula z Hanką płacze,

Choć ich może nie zobaczę
Więcéj już — hejże ha!
Zagrajcież mi od ucha
Jeszcze z raz!

STACH.

Próżno śpiewasz! pieśni jak o skałę,
Obiły się o dusze zuchwałe,
Ani jeden łzą się nie zasmucił,
Ani grosza na pieśń nam nie rzucił.
Stoją, patrzą i głowami chwieją,
I z pieśni się naszych i z nas śmieją.
Próżno, siostro, człek im gra i gada.
Źli to ludzie. —

TERESKA.

Niemów tak Stasieńku,
Każde słowo podobne ziarenku,
Wpadnie w piersi i tam nie przepada.
Chodźmy daléj!


I wśród szumiących lip poszli chłodu
Pod modrzewiowy jeden dwór biały,
Gdzie mieszkał magnat, duchem zgrzybiały.
Od sybirskiego śniegu i lodu
Żelazny hart się w starcu złamał,
I zwątpił w walkę, we krwi ofiarę,
I cudu czekał na lata stare.

Wśród zwątpień wiarę przed sobą kłamał,
Królewski spokój kłamał na twarzy,
Spokój, co ludziom się nie poskarży —
I tak w bezczynie na ojców trumnie
Leżał, ich chwałą pyszniąc się dumnie,
I czekał zwycięztw bez krwi, zasługi,
Bez szabli, stary Irydion drugi.

Idźcie ku niemu! pieśń jak gromnicę
Niosąc i wiedźcie duszę starego
W sklepione groby naddziadów jego.
Pokażcie jemu to męzkie lice

Przeszłości, niech tam hartu nabierze,
Niech ujrzy, że nie same pacierze,
Nie sama duma, lecz i szablice
Były ozdobą starych magnatów,
A jeźli starzec w takim widoku
Nie zadrży, z młodym zapałem w oku,
Jeźli mars męzki nie zfałdzi czoła,
I o kord stary, gdy nie zawoła —
To się odwróćcie, mówiąc ludowi
„Umarł“ — wstaną znów ludzie nowi.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Michał Bałucki.