Ballady ludowe Europy zachodniej i południowej

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor anonimowy
Tytuł Ballady ludowe Europy zachodniej i południowej
Pochodzenie Chimera
Redaktor Zenon Przesmycki
Wydawca Zenon Przesmycki
Data wyd. 1907
Druk Tow. Akc. S. Orgelbranda i Synów
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Porębowicz
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zeszyt 28-29-30
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


BALLADY LUDOWE EUROPY ZACHODNIEJ I POŁUDNIOWEJ.

MARIVONIC[1].

W czarnego miesiąca[2] pierwszym dniu
Wylądowali Anglicy w Durduff.

A ledwie wysiedli z okrętów na ląd,
Porwali młodziutką dziewczynę z tych stron.

Na imię jej było Marivonic,
W Plougaznou nad morzem jej ojciec żył.

Tak się odezwała ze łzami spół,
Gdy płynęła mimo ojcowski dwór:

— Bądź zdrowa mateczko, ojcze bądź zdrów,
Nigdy was w życiu nie ujrzę już!


Bracia moi, siostry, żegnam was,
Już mnie nie ujrzycie w żądny czas!

Przyjaciele moi, żegnajcie mi,
Już się rozstajemy po wszystkie dni! —

Tak Marivonic żegnała dom,
Nikt z ludzi nie ulżył jej rzewnym łzom.

Nikogo nic wzruszył jej smutny stan,
Tylko patron statku cieszył ją sam.

— Mała Marivonic, otrzej-że łzy.
Tu na twoje życie nie godzi nikt.

Dolę tutaj możesz szczęśliwą mieć,
Ale co do części. — to inna rzecz. —

— O panie Angliku, powiedz-że mi,
Mam-li tobie tylko powolna być? —

— Naprzód mnie samemu i służbie mej,
Potem mej załodze i w noc i w dzień.

Potem mej załodze na każdy czas,
Więcej stu żeglarzy jest tutaj nas. —

— O panie Angliku, bądź łaskaw dziś,
Pozwól wyjść na pokład na parę chwil.

— Przejdź się po pokładzie, skoro ci cno,
Tylko mi się pilnuj wpaść w morską głąb’. —


Mała Marivonic mówiła tak,
Gdy się przechadzała i tam i sam:

— O Mateczko boża, radę mi daj,
Czyli mam zeskoczyć w głąb’ morskich fal?

Dla Ciebie, Maryjo, spełnić ten czyn,
Żeby nie przekraczać przykazań twych?

Jeżeli zeskoczę, czeka mię skon,
Jeżeli zostanę, czeka mię srom. —

Zrobiła, co szeptał Maryji głos.
Na głowę skoczyła w tę morską toń.

Jak kamień spłynęła na morski spód,
Maleńka ją rybka wyniosła z wód.

Podniósł się wiatr mocny z tych wodnych smug,
Poniósł martwe zwłoki przed ojca próg.

— Najdroższy mój ojcze, otwórz-że mi,
Mała Marivonic czeka u drzwi. —

— Czyli to być może, zwodzi-ż mię słuch,
Czy Marivoniki powrócił duch? —

Obleciała w koło trzy razy dom,
Potem ją na wieki ogarnął skon.




AR PLAC’H A ZAVAS BEURE MAD[3].

Wstała dziewczyna w rannej porze,
Poszła warkocze pleść w komorze.

Przyszła mateczka i mówiła:
— Jaka-żeś piękna moja miła! —

— Że jestem piękna, cóż mi z tego,
Gdy mieć nie mogę chłopca mego? —

— Cicho, córeczko, nie płacz-że mi,
Za roczek męża ci znajdziemy. —

— Długi rok temu, który płacze,
Przyszłej ja wiosny nie obaczę!

Na wiosnę będę w chłodnej ziemi,
Niech-że się wtedy, kto chce, żeni.

Niechaj-że stanie, matko miła,
W pośród cmentarza ma mogiła.

W pośród cmentarza niechaj stanie,
Cztery wianuszki na kurhanie.

Z czterech róż niechaj będą stroje,
Dwoje róż czarnych, białych dwoje.

Więc para czarnych, białych para,
Aby o żalu powiadała.


Dwie róże białe, dwie pąsowe,
By powiadały mą żałobę.

Będą przechodzić młodzieńcowie,
Każdy nade mną pacierz powie.

Odmówi wieczny odpoczynek
Na ten ostatni upominek. —

Powiadał jeden panicz młody,
Kiedy przechodził między groby:

— Piękna dziewczyna w tym kurhanie,
Zgasła nie wiedząc, co kochanie;

Z tęsknoty za kochankiem młodym,
Z miasta Guincampu był on rodem. —

— Takie wyrazy z pod mogiły
Słuch mówiącego uderzyły:

— Idź swoją drogą, młody panie,
Niech ja w spokoju tu zostanę.

Idź młody panie, odejdź dalej,
Pozwól umarłym, żeby spali. —




JAN RENAUD[4].

Jan Renaud z wojny powrócił doma.
Jelita własne trzymał rękoma.

— Co w domu słychać, mateńko miła? —
— Żona ci dzisiaj synka powiła. —

— Idź, matko, przodem, pościel mi łoże,
Białe mi łóżko przyrządź w komorze.

Lecz je w najniższej postaw alkowie,
Niechaj się moja żona nie dowie. —

— I przyrządzili mu pościel białą,
Złożyli na niej to ranne ciało.

A gdy północne zapadły cienie,
Jan Renaud wydał ostatnie tchnienie.

— O moja matko, o moja droga,
Co za szlochania tutaj u proga? —

— Nic, moja córko, słuch ciebie myli,
To tylko dziecię maleńkie kwili. —

— O moja matko, o matko złota,
Jakie to słyszę kowanie młota? —

— Moja córeczko, to młoty cieśli,
Wrota do sieni nowe przynieśli. —


— O moja matko, matko jedyna,
Co za śpiew smętny nucić poczyna?

— Moja córeczko, to procesyja:
Idzie ulicą, dom właśnie mija. —

— Proszę ja ciebie, najmilszej matki,
W jakie mam dzisiaj oblec się szatki? —

— Porzuć różową, modrą i białą,
Dziś czarną suknię kłaść ci przystało. —

— Zaklinam ciebie, matkę jedyną,
Czemu ci z oczu łzy rzewne płyną? —

— O moja córko, dłużej nie skryje,
To po Renaudzie, Renaud nic żyje. —

— O moja matko, proszę ja ciebie,
Niech grabarz wspólny dół nam wygrzebie.

A niechaj będzie grób dosyć duży,
Niech i dzieciątku naszemu służy. —




MARGRABINA[5].

Król rozkazał bić w bębny
I zwołać dworskie damy:


Ledwo spojrzał na pierwszą.
Już w niej był zakochany.

— Margrabio, znasz tę piękność?
Dowiedz mi się, kto ona? —

— Margrabia rzecze na to:
— Królu, to moja żona. —

— Szczęśliwszy-ś ty ode mnie
Mieć żonę tej urody;

Gdybyś mi jej ustąpił,
Dbałbym o jej wygody. —

— Gdyby nie król to mówił.
Mścił-bym szpadą obrazy;

Ale że król powiada.
Stoję mu na rozkazy. —

— Nie gniewaj się, margrabio,
Powetujesz to sobie.

Ja cię nad wszystkiem wojskiem
Marszałkiem Francyi zrobię. —

— Weź koronkowe czepce,
Ubierz się w piękne szatki,

Ubierz się w strój bogaty,
Jak te dworskie magnatki.


Bądź zdrowa, moja duszo,
Bądź zdrowa, me kochanie,

Do króla pójdziesz w służbę,
Więc tu nasze rozstanie. —

Bukiet z kwiecia liliji
Królowa słała do niej,

Margrabina upadła,
Skonała od ich woni.

Król kazał grób murować
Z lijowych kamiéni,

Posłał pana Mirabeau
Na pogrzeb margrabini.




ŻONA MARYNARZA.[6].

Biedny majtek wraca z wojny
— TAK CICHO —
W złem obuwiu, w lichej szacie:
— Biedny majtku, zkąd wracacie? —


— Karczmareczko, wracam z wojny;
Pokrzepcie mię białem winem,
Bo z pragnienia chyba zginę. —

Biedny majtek pije wino,
Pije wino, piosnkę nuci;
Karczmareczka się zasmuci.

— Czego płaczesz, karczmareczko?
Czy ci żal białego wina,
Że ci żeglarz je wypija? —

— Nie żal mi białego wina,
Ale żal mi męża mego:
Podobniuteńki-ś do niego. —

— Powiedz-no, karczmarko miła!
Wprzódy miałaś dzieci troje,
Teraz widzę tyle dwoje... —

— Pisano, że mąż mój zginął
Od wojennego oręża,
Znalazłam drugiego męża. —

Wypił wino, nie dziękował,
Zwarło mu się z żalu serce,
Powrócił służyć w żołnierce.




NA MORZU[7].

Trzy statki płyną po morzu
W niezahamowanym biegu.

Siedm lat z Bożego zakazu
Nie mogą przybić do brzegu.

Kapitan roku siódmego
Woła: — Hej! moja drużyna!

Kto mi się na szczyt masztowy,
Kto mi się — woła, — wyspina? —

Najmłodszy z majtków przybiega:
— Popróbuję, kapitanie! —

Gdy się wspiął do środka masztu,
Usłyszeli głośne łkanie.

— Czemu płacze nasz towarzysz,
Czemu nasz towarzysz wzdycha? —

— W koło nic prócz fal i nieba
I ryby, co na trup czyha. —

— Śmiało, śmiało, towarzyszu,
Wespnij się aż na szczyt drzewa!

— Gdy był u wierzchołka masztu,
Słyszą, aż tu majtek śpiewa.


 — Co się stało, młody majtku,
Jaki masz powód uciesze? —

— Widzę zamek mego ojca,
Okręt wprost ku niemu krzesze

Widzę w oknie moja, miłą,
Jak warkocze złote czesze. —




MAŁGORZATA[8].

Maleńka Małgorzato,
Kogo serce twe życzy?
Książęcego-li syna,
Czy którego z hrabiczy?

— Nie chcę znać się z hrabiami,
Pogardzam ja książęty,
Pragnę Piotrka mojego,
Co jest w wieży zamknięty.

— Maleńka Małgorzato,
Próżne twoje nadzieje,

Powieszą Piotrka twego
Jutro, ledwie zadnieje.

— Mają Piotrka powiesić,
Niech powieszą oboje.
Grób podwójny wykopią,
Zbiją trumnę na dwoje,

Jego kwieciem gwoździków,
Mnie przykryją różami;
Pątnicy z Compostelli
Pomodlą się za nami.




„W PIERWSZY DZIEŃ MAJOWY“[9].

A pierwszego dnia Maju
Niosłem wianek rozmaju.

— Weź go, moje kochanie,
To nasze pożegnanie. —

— Z jakiej, z jakiej przyczyny? —
— Dziś moje zaślubiny.


Nie ciebie ja zaślubię,
Lecz tę, której nie lubię.

Nie tak piękna, jaka ty,
Ale składa dukaty.

Odprowadzisz mię, droga,
Do kościelnego proga? —

— Tego się nie ośmielę,
Lecz przyjdę na wesele. —

— Jeśli przyjdziesz, kochana,
Przyjdź-że pięknie ubrana:

Kupie ci piękne stroje,
Barwistych sukien troje:

Jedna pąsem się mieni,
Druga barwą zieleni,

A trzecia z aksamitu
Cała barwy błękitu. —

— Grajcie skrzypki wesoło,
Przetańczymy raz w koło! —

Jeden taniec wygrywa,
Panna pada nieżywa.

Drugi taniec zagrali,
Padł kochanek na sali.


Jedna dla nich mogiła,
Gdy ich miłość zabiła.

Z ojca, z ojca to winy,
Że mu nie dał dziewczyny.

Więcej winy w nim było,
Mógł dziewczynę wziąć siłą.




UCIECZKA DO EGIPTU[10].

Święty Józef przy Dziewicy
Szli, z Nazaretu pątnicy —
NIECH ŻYJE KRÓL!

W pierwszem mieście, gdzie stanęli,
Gospody im dać nie chcieli.

Jedna ich wdowa uboga
Nie odpędziła od proga.

— Niewiasto, dziękczynim tobie,
Wynagrodzimy w tej dobie.


Nie zabraknie twej rodzinie
Ni na chlebie, ni na winie. —

— Poszła Marya po zagonach,
Niosąc synaczka w ramionach.

Spojrzy, dobry człowiek orze.
Spojrzy, w skiby rzuca zboże!

— Piękna pani, gdzie idziecie,
Tak cudne niosący dziecię? —

— Ukryj nas, dobry człowiecze! —
Temi słowy Marya rzecze.

— Skryjcie się pod mą siermięgą.
A mocy was nie dosięgą. —

— Wracaj, człecze litościwy,
Idź żąć zboże ze swej niwy! —

— Piękna pani, jak być może,
Jak żąć ledwie siane zboże? —

— Idż-że, idź po swoje woły.
Pozwóż zboże do stodoły! —

Nie minęła ćwierć-godzina,
Zakwitła zbożem dolina.

Druga jeszcze nic minęła,
Pod sierp gotowa stanęła.


Po raz pierwszy zesieczona
Dała sto snopów z zagona.

Gdy ją zżęli po raz wtóry,
Położyli snopów góry.

Kto jedzie od miejskich szańców?
Hufiec tych żydów zaprzańców.

— Powiedz-no, chłopie niebożę,
Co tam sieczesz swoje zboże:

Szła tu Marya po zagonach,
Niosący dziecię ze ramionach? —

— Owszem, niewiastę widziałem
Wtedy, gdy to zboże siałem. —

— Powracajcie zbiry kroku,
To było zeszłego roku.
NIECH ŻYJE KRÓL!




HRABIA GARYN[11].
(Lo com te Gari.)

Klęczała Beatrycze przy modlitwie wieczornej,
Kiedy do snu się kładła, nadjeżdżał rycerz dworny.


Rzucił na nią pęk fiołków, zdrzemnęła się od woni,
Gdy leżała uśpiona, porwał, uwiózł w sto koni.

Ujechali mil siedem, ona śpi nieustannie,
Kiedy ósmej dobili, kazał zsieść pięknej pannie.

— Weź mię, hrabio, za żonę, weź mię, nie czyń mi sromu! —
— Nie chcę ciebie za żonę, już ja żonę mam w domu.

Wdzięczną postać, płeć białą i liczko ma powabne.
Ty prząść będziesz konopie, ona włókna jedwabne. —

W dół przez okno spojrzała, zaśmiało jej się lice.
— Czegóż-to się uśmiechasz, doncella Beatrycze? —

— Widzę ojca mojego, z nim rycerzy tysiące.
Przodem idą chorągwie i fanfary grające.

Słyszę, grają fanfary i huczą po dolinie.
Mówią w swoim języku: Umrzesz, hrabio Garynie! —

— Mów, że niema mię w domu, skryj mię pod kobiercami —
Już pukają do komnat. Pyta: — Kto tam za drzwiami? —

— Hej! czy niema tam hrabi, niema hrabi Garyna? — —
— Nie — powiada ustami, — tak — powiada oczyma.

Dobyli z pod kobierca, ucinają mu głowę.
Zanim głowa mu spadła, rzecze w słowa takowe:

— Doncella Beatrycze, jużeś mej śmierci rada.
Głowa hrabi Garyna dla twojej zemsty spada. —


— O twą głową nie stoję, głowy twojej nie pragnę,
Będę ja inne miała, wdzięczne, białe, powabne. —




PAŹ W WIĘZIENIU[12].

Chował się paź na dworze, chował na dworzanina,
Paź był piękny i młody, król kochał go jak syna.

Schwytali go w alkowie, schwytali u królewnej,
Wrzucić do ciemnych lochów kazał pazia król gniewny.

Smutna matka posyła synaczkowi gitarę:
— Nastrój synku i zagraj, rozpędź te smutki szare. —

— Które śpiewać mam, matko, które śpiewać piosenki? —
— Te, co ojciec twój śpiewał w Jezusowej dzień męki. —

Ptaki skrzydła zwinęły, w górą wzlecieć nie mogą,
Zwierz się w polu zatrzymał, trudno ruszyć mu nogą.

Wszystkie dzieci w kołyskach usypiają od śpiewu,
Wszyscy pazie królowej wyjść nie mogą z podziwu.


A królowa go słucha z najwyższego krużganku,
Zaraz pyta swych paziów: — Kto to śpiewa z poranku? —

— To paź śpiewa w więzieniu, zanim spadnie mu głowa. —
— Chciałabym go za syna, — rzecze zaraz królowa.

— Chciałabym go za męża, — tak królewna powiada.
Posyłają po pazia, on się broni i składa:

— Pozostawcie samego, pozostawcie mię, proszę;
Żyć w królewskimi więzieniu, to największe rozkosze.




DAMA Z ARAGONU[13].

W Aragonie mieszka dama piękna jak to słońce,
Włosy ma czerwono-złote, do stóp spływające,
LUBA AGNIESZKA MARYA,
SERC RABUŚNICA.

A mateczka ją czesała złocistym grzebieniem,
Ciotka włosy rozdzielała pierścień za pierścieniem.

Z każdego pierścienia perły kapały na szyję,
W koło każdej perły bisior złocisty się wije.

Siostra włos trefiła wodą dziewięciórnej woni,
Druga plotła wstęgę, co się barw dziewięcią płoni.


Braciszek obracał na nią oczy zadziwione:
— Gdybyś mi nie była siostrą, brałbym cię za żonę —

Zaprowadził ją na kiermasz w aragońskim grodzie,
Nakupił-ci jej klejnotów, gubiła po drodze.

— Mój braciszku, idźmy na mszą, na mszę do kościoła. —
Kiedy weszła, biła od niej jasność do okoła.

Skoro ją ujrzały damy, wstały jak te służki,
Posiadały na posadzki, ona na poduszki.

Sam kapelan się pogubił przy świętej ofierze,
Kleryk, co mu do mszy służył, pomieszał pacierze.

— Kto jest, kto jest piękna dama tak jasnego liczka? —
— Siostra króla Aragonu, francuska księżniczka.

Spojrzyj jeno na trzewiczek, obacz, herby czyje:
Ta korona Aragonu i te trzy lilije. —




POWROT[14].

Grzeczny junak wraca z góry, a tam w dole biją dzwony.
— Na czyj-że to pogrzeb dzwonią? czy na pogrzeb mojej żony? —


Grzeczny junak idzie do dom, idzie do dom, w bramę bije:
— Sąsiadeczko, powiedz, proszę, moja żona gdzie się kryje? —

— Twoja żona w licznem gronie poszła dzisiaj do kościoła.
Pięćdziesiąt i dwie gromnice świeciły jej do okoła. —

Grzeczny junak szedł na cmętarz, głosem wołał swojej miłej,
Głośnym wołał żony lubej, cichym rzekła mu z mogiły:

— Ten pierścionek com, dostała, patrz, na palcu jeszcze noszę;
Weź ode mnie, daj go drugiej, niech się za mnie modli, proszę.

Niech koronkę kupi sobie, niech modli się razy troje,
Dwakroć na dzień za swą duszę, raz jeden za duszę moję. —




DONNA LOMBARDA[15].

— Kochaj mię, proszę, donna Lombarda,
przyjmij życzliwie! —
— I jakże ciebie kochać ja mogę,
gdy mąż mój żywie?
— Swojego męża, donna Lombarda.
pośléj do grobu. —

— Jakże go mogę zgładzić ze świata,
nie znam sposobu! —
— Idź do ogrodu, szukaj, gdzie leży
zielony żmij,
Utnij mu głowę, potem w moździerzu
na miazgę zbij.
Z winem czerwonem potem pomieszaj
wężowy jad.
Podaj mążowi, gdy wróci z łowów,
pić będzie rad. —
— Donna Lombarda, podaj mi wina,
mocno-m spragniony.
Co to się znaczy, mów, czemu napój
taki zmącony? —
— Wiatr dął od morza wczoraj z wieczora,
zamącił wino. —
— Wypij je sama, donna Lombarda,
wypij, gadzino! —
— Jakże pić mogę, jakże pić będę,
kiedy się nie chce! —
— Tym końcem szpady w tobie pragnienie
zaraz połechcę. —
Za pierwszym łykiem donna Lombarda
w twarzy zbielała.
Za drugim łykiem donna Lombarda
księdza wołała.
Za trzecim łykiem grób na cmentarzu
kopać kazała.




DZIEWCZYNA W WINNICY[16].

Żyła w chacie dzieweczka, cud urody przedziwnej:
Słał ją ojciec do gaju, gaj był cały oliwny.

Gaj był taki ogromny, że zbłądziła śród dziczy.
Kogo naprzód spotkała? Ogrodnika winnicy.

— Powiedz-no, winniczeńku, którą iść mam ścieżyną? —
— Idź na lewo lub w prawo, moja piękna dziewczyno.

Jeśli pójdziesz na prawo, znajdziesz moją winnicę,
Jeśli pójdziesz na lewo, znajdziesz do wsi ulice. —

Pod winnicą krzak róży, na nim róża się płoni.
Dziewczyna tam usiadła, zdrzemnęła się od woni.

Aż tu poczet rycerzy, na skroś lasu się bierze:
— Pan Bóg z tobą, winniku! — Pan Bóg z wami, rycerze! —

— Widziałeś tu dziewczynę, i na której-że drodze?
Jeśli mi ją pokażesz, stem dukatów nagrodzę. —

— Za sto ani za dwieście ja dziewczyny nie wydam. —
— Jeśli dwieście za mało, dwa tysiące ci przydam. —

— Liczcie, liczcie pieniądze, na tym białym kamieniu!
Poszła do mej winnicy, ku owemu strumieniu.

U winnicy krzak róży, na nim róża się płoni,
Róża zapach ma mocny, dziewczę uśnie od woni. —


Pocałował trzy razy, nim się ze snu ocknęła.
— O biada mnie zdradzonej! — tak dziewczyna westchnęła.

— Nie jesteś ty zdradzona, ja cię wezmę za żonę,
i miast wiele ci oddam i węgierską koronę. —





WYBRAŁ I PRZETŁÓMACZYŁ EDWARD PORĘBOWICZ.





  1. Bretońska. — LUZEL F. M., Gwerziou Breis-Izel. I. p. 350.
  2. listopada.
  3. Bretońska. — LUZEL, Soniou Breis-Izel. I. p. 223.
  4. Francuska. — Chansons populaires recueillies en Franche — Comtè par CH. BEAUQUIER, p. 152
  5. Francuska. — LEROUX DE LINCY, Chants historiques. II.p.VII.
  6. Francuska. — CHANSON SAINTONGEOISE.
  7. Gaskońska.— BLADÉ, Poésies poputaires de la Gascogne. III. p. 394.
  8. Gaskońska. — BLADE, II. p. 190.
  9. Prowancka. — D. ARBAUD, Chants populaires de la Provence, II. p. 139.
  10. Prowancka. — D.ARBAUD, I. p. 33.
  11. Katalońska. — PELAY BRIZ, Cansons de la terra, II. p. 31.
  12. Katalońska. — MILA Y FONTANALS, Romancerillo catalan, n. 207
  13. Katalońska. — PELAY BRIZ, I. p. 63.
  14. Piemoncka. — NIGRA, Canti popolari del Piemonte, nr 17.
  15. Piemoncka. — NIGRA, Canti popolari del Piemonte, I-A.
  16. Piemoncka. — NIGRA, nr 51 A.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: anonimowy i tłumacza: Edward Porębowicz.