W pewnej wiosce spór o grunt dwaj wiedli sąsiedzi,
Ten uczciwy, ów zaś łotr; więc, jak zwykle bywa,
Gdy go gnębi sąsiada potwarz albo krzywa
Przysięga, ten uczciwy daremnie się biedzi.
Człek dobry wobec złego bezbronnym jest zawsze,
Ile-że ludzkie prawo — a to najciekawsze
Nie na to, aby wzbronić mogło krzywdzie jakiej!
Lecz wartość ma dopiero, gdy skrzywdzą łajdaki
A choć za zbrodnię karze, przeszkadza jej rzadko,
I tu więc łotr, chcąc skrzywdzić, drogę znalazł gładką.
Więc ogołocił z czego mógł sąsiada
Nie zważając na żonę ani głodne dzieci.
Wciąż oszczerstwami napada —
Jak może niesnaski nieci,
A co mu wydarł — nie chce wydać wcale.
Daremne dobrego żale
I próżno pomocy wzywa;
Choć sprawa jego uczciwa,
Każdy mówi: — Żal mi bracie,
Łotrowi rady nie dacie.
Idźcież dalej w swoją drogę,
Ja wam dopomódz nie mogę! —
Nie zawsze siła górą. W rzecz wdały się sądy
I oto naraz złego skończyły się rządy.
Lecz gdy dział swój otrzymał gospodarz uczciwy
Z gratulacjami śpieszy doń zaraz, kto żywy!
Cieszą się, że zgnębiono łotra, postrach wioski,
W przebiegu całej sprawy widzą palec boski,
— Było pewnem, że wygrasz! — Tak wszyscy wołają,
Tu gospodarz zdziwiony,
Widząc się otoczonym taką liczną zgrają
Życzliwych — Nie wiedziałem — rzecze do swej żony,
Że ci wszyscy sąsiedzi tak trzymają z nami.
Czyż, gdy najgorzej było, nie byliśmy sami?
Że łotrem mój przeciwnik — nieznanem nikomu?
Lecz gdym was zwał na pomoc — nie było was w domu!
Jako-żem sprawę wygrał, nie żywię urazy,
A czemużeście twardzi wpierw byli jak głazy?
Tu sąsiedzi zmięszani pochylili głowy.
Aż wreszcie jeden rzecze: — Jak tu z twojej mowy
Domyślam się, nieszczerość zarzucić nam chcecie
Żeśmy temu niewinni — spostrzeże i dziecię.
Tyś uczciwy, zaś łotrem twój sąsiad, rzecz znana
Sprawiedliwość zupełnie chyba ci już dana,
Jakże nam było można wpierw z nim zrywać, druhu
Kiedyśmy o wyroku nie mieli ni słuchu.
A choć prawdzie sprzyjamy, i w tem mądrość męża
Nam prawda tylko wówczas święta, gdy zwycięża!