Jedwabiu pełnionego gazem i w motory swoje,
Szybował po przestworzu na świat patrząc zgóry.
Witały go radośnie miasta zdobne w krasne
Sztandary, place, rynki, były tłumom ciasne,
Wieńcami ozdobione wieże, kędy grały
Orkiestry miejskie witalne hejnały;
Świat, zda się, cały kwitnie radością i szałem,
Zwycięstwem wiedzy odurzon wspaniałem.
Oto tryjumfu nadeszła pora!
Zaroiły się parowcami jeziora,
Pomknęły przez gościńce z rykiem samochody,
I kto żywy, stary, młody,
Zajęcie swoje rzuca i bieży bez zwłoki
Lot „Dirigeabl’a“ podziwiać wysoki.
A ten, który nim wzleciał, patrząc nie bez dumy
Na witające go radośnie tłumy,
Na gór grzbiety pod sobą pokornie poddane,
Turnie wichrem stargane,
Na rzeki niby wstęgi, na miasta i sioła,
W zachwyceniu zawoła:
— Proch ziemski — człowiek — a niezwyciężony!
W powietrze wzniósł już swe trony
I króluje bezspornie nawet wśród przestworza! —
Podległy mu lądy, morza,
Z wichrów drwi, z burz się śmieje i północne lody
Przełamał! Już żywioły nie sprawią mu szkody:
Synu Ziemi, zwycięstwa na twem czole znamię,
Twa moc wszystko przełamie!
W zamyśleniu swem wzniosłem pogrążony, na dół
Patrzy, na ziemi cichy, senny padół,
I widzi tam swą willę za miastem w zieleni —
A w tem chmura mu jakaś oblicze zacieni.
Żonę wspomniał i wspomniał, że kobietka płocha,
Choć go całem sercem kocha,
Na wszelkie jego napomnienia głucha,
Poleceń ni rad nie słucha,
Do wojny zawsze skora, kłótliwa, uparta,
Godzinami go dręczy, nieraz gorzej czarta,
O kapelusz lada jaki
Tak mu się dając we znaki,
Że mu brzydnie i sława i tryjumf uczony.
Ten, co wichry poskromił, swojej własnej żony
Nie podbił i nie trwożny wśród najsroższej burzy
W przestworzu — przed swą żoną w własnym domu tchórzy.