Był naród, który słynął z tego, że do pracy
Nie chciał się zabrać nigdy. Więc jego śpiewacy
Włożyli w pieśń swą siłę, wiedzę, całą duszę —
Zdejmowano przed nimi wszędzie kapelusze.
Wystarczało, by czego nie było. Jak grzyby
Wyrastały wnet pieśni o tem. Więc choć w dyby
Śpiewaków brano srogie, na męki, katusze —
Lud zdejmował przed nimi wszędzie kapelusze.
Lecz pieśni się mnożyły. Tedy zbudowano
Bibljoteki, gdzie skrzętnie i pilnie składano
Każdy zadrukowany świstek. Tych nie ruszę,
Bo z pewnością swe nowe ubranie zaprószę.
Śpiewacy z głodu marli. Jakże poetycznie!
Za ich trumnami naród cały zwykł iść licznie.
Kwiaty leciały z okien, grzmiały hymny, tusze!
Zdejmowano na widok trumien kapelusze!
Zapytacie mnie wszyscy: Więc co było dalej?
Śpiewacy życie ludu swego wyśpiewali,
W kilku książkach zamknęli całą jego duszę,
Tak pogrzebawszy — poszli, zdjąwszy kapelusze...