Błogosławione Dianna, Cecylia i Amanda/II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Siedlecki
Tytuł Błogosławione Dianna, Cecylia i Amanda duchowne córki świętego Dominika
Wydawca ks. Jan Siedlecki
Data wyd. 1893
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


II.
Córka duchowna ś-go Dominika.

Przy końcu sierpnia, święty Dominik wracając z Hiszpanii i z Francyi, wstąpił do Bolonii, gdzie podziwiał cudowne zmiany dokonane w kilku miesiącach. Zamiast ubogiego mieszkania u świętej Maryi de Mascarella, znalazł w Saint Nicolas des Vignes liczne, szczęśliwe zgromadzenie. Zastanawiając się nad czynną działalnością Reginalda w rozkrzewianiu Zakonu, umyślił przenieść go do Paryża, by tam będąc znany, jeszcze cudowniej mógł wpłynąć na serca słuchaczy. Przed odjazdem do Francyi Reginald nieomieszkał zalecić fundatorowi nowo założonego Zakonu, znamienitej dobrodziejki Braci Kaznodziejów. Dianna widziała Dominika, słuchała mowy jego, pokochała całem sercem, i zasięgała rady co do zbawienia duszy swojej, tak się wyraża ówczesny historyk.
Niezawodnie, znanym jej był z opinii Błogosławiony Patryarcha, albowiem cud zdziałany w zeszłym roku u świętej Maryi de Mascarella, dość głośno odbrzmiewał wszędzie, by nie miał trafić do jej uszu. Wiedziała, jakiego ojca Opatrzność jej zsyła dla zastąpienia tego który miał zniknąć niebawem. Święty Założyciel z natchnienia poznał w tej młodej dziewicy, tak hojnie wzbogaconej darami natury i łaski, jedną ze swych córek przeznaczonych do chwały wiecznej. Jego długie trudy i prace skrapiane potem i łzami a dotąd bezowocne, poczęły wydawać obfite plony. Zachwycony cudowną żyznością swych prac apostolskich błogosławił Boga, że mu zewsząd dostarczał dzieci i uczniów.
Dianna uczyniwszy zupełny rozbrat ze światem i wolna od wszelkich przywiązań ziemskich, nie mogła jednak poznać woli Bożej względem swej przyszłości; lecz jak tylko jej dusza wyrozumiała znak świętego Dominika, do czego zmierzać mamy, aby sobie zapewnić wieczną szczęśliwość, wtenczas o tej wieczności zaczęła mocno myśleć. W niedługim czasie oddała się w ręce Błog. Ojca, i u stóp ołtarza św. Mikołaja uczyniła profesyę w obecności Mistrza Reginalda, Br. Gwali de Brescia, Br. Rudolfa i kilku zacnych dam.
Te zobowiązania wygłoszone po za obrębem klauzury zakonnej, były w zwyczaju. Zawierały ślub, ślub wyszczególniający wstąpienia kiedyś do Zakonu. Błogosławiona Dianna robiła przyrzeczenia wstąpienia do jakiegokolwiek bądź Zgromadzenia.
Dwa lata przeminęło w takim trybie życia, zbyt długie lata dla Dianny, tęskniącej gorąco do owej chwili, w której na zawsze będzie mogła pożegnać świat. Wtym czasie rozeszła się nowina, że Dominik reformując zakonnice rzymskie, czego tak żywo pożądał Honoriusz III i jego poprzedziciel, założył u św. Syxta (1220), klasztor sióstr Dominikanek na podobieństwo Notre-Dame de Rouille. Na tę wiadomość Dianna zadrgnęła radością, w nadziei, że jej ojczyzna ujrzy niebawem taki sam klasztor, i że tak samo jak w Bolonii, w Prouille (1206), w Madrycie (1219), i w Rzymie, siostry Dominikanki swemi modłami i ofiarnością odżywią Apostolstwo Braci Kaznodziejów. To też kiedy Dominik starał się wprowadzić reformę co do życia zakonnego w Bolonii 1221 roku, Dianna wspomniała mu z większym niż kiedykolwiek zapałem o swoich zamiarach. Świadek jej gorących pragnień zrozumiał błogosławionego Patryarchę, że się zbliża godzina Boża. Zwierzył się swojemu staremu przyjacielowi, Kardynałowi Hougolinowi, legatowi papieskiemu w Lombardyi. Ten głośno zatwierdził prawdziwość powołania Dianny; a zachwycony tem wszystkiem co o niej słyszał, pragnął ją poznać osobiście i niejednokrotnie odwiedził ją w domu jej ojca, niosąc jej zachętę i nadzieję.
Dominik silny tem postanowieniem legata apostolskiego i mając zapewnioną fundacyę swych zakonników u świętego Mikołaja des Vignes, postanowił wziąść się do dzieła. Zebrał Braci w Kapitularzu, by im oznajmić swój zamiar i zasiągnąć ich rady. „Ojcze, odezwali się jednozgodnie, uczynimy wszystko, co uznasz za dobre“.
„A więc, zanim wam dam odpowiedź stanowczą, chcę jeszcze poradzić się Pana nad Pany. Przepędziwszy wedle zwyczaju swego, noc całą na modlitwie, powiedział im: Bracia moi, trzeba nam koniecznie zbudować klasztor sióstr, choćbyśmy mieli przerwać budowę własnego naszego“. A ponieważ na kilka tygodni miał opuścić Bolonię, zlecił tę sprawę czterem najpoważniejszym Ojcom, Bratu Pawłowi z Węgier, Br. Gwali, biskupowi z Brescii, Br. Wenturze z Werony i Br. Rudolfowi z Faënzy.
Mimo to jednak, życzenia Dianny dopiero po długich przeszkodach miały przyjść do skutku. Rodzice silnie sprzeciwiali się jej powołaniu, a biskup nie chciał uchwalić miejsca wybranego na klasztor. W chwili kiedy Dianna sądziła, że jest bliską swych pragnień, znalazła się wśród fali wzburzonego morza. Zdjęta świętą niecierpliwością urzeczywistnienia pragnień i obietnic swoich, użyła innych środków. W dzień św. Maryi Magdaleny, oznajmiła rodzinie, że pragnie zwiedzić klasztor Ronzano, wznoszący się na wzgórzu niedaleko Bolonii. Ażeby lepiej pokierować swoim zamiarem, wychodzi z wielką okazałością, otoczona licznym orszakiem dam i służących. Przybywszy do klasztoru, sama doń wbiegła, prosząc niezwłocznie o habit zakonny; ceremonia poprzednio umówiona, nie doznała żadnego opóźnienia.
Łatwo zrozumieć przykre zdziwienie i strapienie całego otoczenia.
Skoro tylko wieść rozeszła się o tem dobrowolnem wstąpieniu do klasztoru, krewni i przyjaciele spieszą trumnie do Ronzano. Krzyczą, grożą, a wreszcie z taką brutalną gwałtownością wyrywają ze św. schronienia zacną bohaterkę, że aż jej jedno żebro zostało złamane. Ślady tego skaleczenia dały się czuć i widzieć przez całe jej życie. Sprowadzona gwałtem do domu ojcowskiego, niemal cały rok ciężko chorowała.
Dominik powróciwszy do Bolonii, i dowiedziawszy się o wspaniałomyślnym postępku Dianny, bardzo się ucieszył, atoli nadwerężenie jej zdrowia mocno go dotknęło. Nie mogąc sam na sam odwiedzić swej córki duchownej, aby ją wzmocnić, pisał do niej w sekrecie. Jakiż to skarb owe listy, ach! gdyby jaka wierna ręka była je nam przechowała! Lecz oto jednego dnia poselstwo oczekiwane nie przybywa. Niepokojące krążą pogłoski, a wkrótce już prawdziwa wiadomość jak grot przeszywa serce boleścią: Błogosławiony Ojciec umarł! Wśród łez swych dzieci i śpiewu Aniołów, istotnie, święty Patryarcha przeszedł z tego śmiertnego życia do radości wiekuistych. Dla duszy Dianny strata takiego Ojca była nadmiarem doświadczenia. Jednak nie zachwiała się w ufności. Błogosławiony Dominik zanim opuścił to wygnanie, obiecał dzieciom swoim być im więcej użyteczniejszym w niebie niż na ziemi; niemógł przeto zapomnieć o swej umiłowanej córce, i nie przysłać jej drugiego siebie samego, doskonałego pocieszyciela.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Siedlecki.