Artur (Sue)/Tom IV/Rozdział piąty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Artur
Wydawca B. Lessman
Data wyd. 1845
Druk J. Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Arthur
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział 5.
POSELSTWO. ―

Nazajutrz po mojém widzeniu się z panią de Fersen, bardzo smutnie byłem w myślach pogrążony, gdy zaanonsowano pana de Serigny.
Dość zostałem zdziwiony jego odwiedzinami, które z resztą jak najuprzejmiéj mi wytłómaczył, mówiąc że, przechodząc około méj bramy gdy się udawał do Izby Obrad, wszedł na wszelki przypadek, aby mi oszczędzić trudu przyjścia do Ministerrum, dla rozmówienia się z nim jak żądałem.
Ta uprzedzająca grzeczność nie zdała mi się z razu naturalną lecz zastanowiwszy się nad pogłoskami które rozsiewano względem mnie i pani de V***, sądziłem że Minister chciał zapewne zrobić cóś w jaknajlepszym guście okazując się tak uprzedzającym.
W kilku słowach opowiedziałem mu historyę morskiego rozbójnika, i nasze szczególniejsze spotkanie się w teatrze Rozmaitości.
Pan de Serigny powiedział mi że natychmiast o tém pomówi z ambasadorem Angielskim, i że pomyśli jakich trzeba zażyć sposobów aby pochwycić takiego łotra.
Gdy potém zaczęliśmy mówić o podróżach, pan de Serigny wypytywał się z zajęciem względem podróży które odbyłem, był dla mnie bardzo pochlebnym, bardzo uprzedzającym, bardzo uprzejmym; powiedział mi że znał z bliska mojego ojca za czasów Cesarstwa; że to był człowiek z wielkiemi zdolnościami, z wielką mocą duszy, z taktem niezmiernie delikatnym, który znał doskonale świat i ludzi, i że Cesarz byłby go zapewne użył do czego innego jeszcze prócz służby wojskowéj, powierzając mu wysokie polecenia polityczne, gdyby charakter nieugięty i dumny mego ojca mógł się był nagiąć do każdéj woli Napoleona.
Starałem się odgadnąć do czego dążyły pochlebne mowy pana de Serigny, gdy mi powiedział z zachwycającą dobrodusznością:
— Zechcesz-że Pan pozwolić dawnemu przyjacielowi swéj rodziny, aby ci zadał jedno zapytanie? Jeśli się Panu wyda niedyskretne, przypisz je jedynie przychylności jaką czuję ku Panu, przez pamięć na twego ojca.
— Słucham Pana, i jestem bardzo czuły na przychylność którą mi okazujesz.
— Jakimże to sposobem, z wychowaniem które pan odebrałeś, z twojęm nazwiskiem, twoim majątkiem, miejscem jakie zajmujesz na świecie; z doświadczeniem które ci nadały liczne twoje podróże, nakoniec, z jaknajlepszemi twemi stosunkami, niepomyślałeś nigdy zająć się czemciś ważniejszém? wmięszać się naprzykład w sprawy państwa?
— Lecz, — odpowiedziałem Ministrowi, — nasamprzod, bynajmniéj niepołączam przymiotów, które mi Pan przypisujesz, zresztą nieposiadam najmniejszéj ambicyi, i życie moje prózniacze bardzo mi się podoba.
— Lecz kraj Pański?
— Jakto, mój kraj?
— Czyż mu Pan nie jesteś winien przynajmniéj kilka lat twego życia?
— I cóż Pan chcesz aby czynił z podobnym podarunkiem?
— No, no, niepodobna abyś Pan do tego stopnia zwodził się sam sobą, jakkolwiekbś był skromny. Pan wiesz że niemożna pozyskać podobnego wzięcia w świecie, jakie Pan pozyskałeś, nie posiadając osobistéj wartości bardzo znakomitéj. Jesteś bez wątpienia jednym z tych ludzi co się jak najmniéj udzielają, a o których mówią jak najwięcéj; bo to, widzisz Pan, chyba że kto posiada jedno z wielkich imion historycznych Francuzkich, chyba że jest wielkim poetą, wielkim artystą, lub wielkim politycznym człowiekiem, to, co jest najrzadszém do nabycia w świecie, wierzaj Pan memu staremu doświadczeniu, jest to cóś, sam niewiem jak to nazwać, co sprawia że się każdy obraca ku drzwiom, skoro zaanonsują cię w salonie... Otóż Pan posiadasz ten przywiléj: jesteś bardzo młody, a jednak wywierasz już wielki wpływ na ludzi, gdyż bardzo zajmują się tém co czynisz, lub tém co nieczynisz.
Te przesadzone pochlebstwa tak mi się zdały przezroczyste, iż jasno postrzegłem, że pan de Serigny chciał mię ująć sentymentami, aby mnie skłonić przez punkt honoru do wyrzeczenia się pani de V*** Chociaż byłem w smutném usposobieniu umysłu, komedya ta zabawiła mnie, i starałem się ją przedłużyć jak tylko można, dając się niby uwodzić pochwałom pana de Serigny.
— Lecz, — rzekłem mu ze skromnym uśmiéchem, — przypuszczając to, co jak sądzę, jest tylko złudzeniem pańskiéj przychylności, przypuszczając, mówię że mam niejakieś powodzenie w świecie, i że, względnie do mego wieku, posiadam w nim jakąś powagę, nie widzę jednak jeszcze jaką korzyść kraj mój może miéć z tego.
— Nikt, lepiéj odemnie nie może Pana o tém uwiadomić, — odpowiedział mi minister z nadskakiwaniem dosyć niezręczném, gdyż mi dowiódł iż czekał na to zapytanie z méj strony. — Porobiono wielkie słowa, wielkie frazy, względem tego co nazywają dyplomatyką... A ta wielka sztuka dyplomatyki, wieszże Pan co to jest? — spytał mnie, dodając do tych słów uśmiech pełen dobroduszności.
Skinąłem głową z pokorném zaprzeczeniem.
— Otóż to po prostu tylko sztuka podobania się... Ponieważ zawsze chodzi o to, aby prosić, albo odmawiać, umiéć z takim wdziękiem czynić odmówienia aby nie były przykremi. Oto cała tajemnica!
Bardzo mi trudno było powściągnąć nadzwyczajną chęć rozśmiania się; gdyż przyszło mi na myśl, że Minister, niezmiernie zazdrosny oto, że nadskakuję pani de V**, pewnie skończy na tém, iż mi będzie proponował abym należał do jakiéj ambassady, żeby tym sposobem mógł mnie się pozbyć.
Było to zapewne rozwiązanie tej sceny, lecz znajdowałem ją tak pocieszną, iż niechciałem przyspieszać jéj końca.
— Sądziłem. — rzekłem mu, że biegli negocyatorowie wieku jednego z najpłodniejszych w wielkie prace dyplomatyczne, sądziłem, mówię, że Avaux, Courtin, Estrade, Ruvigny, de Lyonne, posiadali inne talenta prócz talentu podobania się.
— Jeśli nieposiadali talentu podobania się, — rzekł, z niejakiemś zakłopotaniem pan de Serigny który mi się zdawał nie znać podań historycznych swego zawodu, jako prawdziwy minister konstytucyjny, — jeśli nieposiadali sztuki podobania się, używali innego sposobu złudzenia.
— Masz Pan słuszność, — rzekłem, — mieli poddostatkiem złota.
— A widzisz Pan! — zawołał Minister, to prawie jedno; tylko w tegoczesnych towarzystwach sztuka podobania się musiała zastąpić złudzenie zdziałane za pomocą pieniędzy.
— To najprzód daleko oszczędniéj, — rzekłem mu.
— I daleko bezpieczniéj — dodał; — gdyż przecie nie wszystkie trony są reprezentacyjne; są jeszcze, Bogu dzięki, w Europie królowie, którzy są sami królami, i niepotrzebują być prowadzeni na paskach; otóż, i ci królowie są także przecie ludźmi! a jako ludzie podlegają sympatiom i antypatiom! otóż nieraz ambassador którego do nich przyślą, chociażby był człowiekiem z jaknajwiększym jniuszem, zjaknajwiększym charakterem, nieotrzyma bynajmniéj tego, czego żąda dla swego dworu; a dlaczegóż to? oto po porostu dla tego że się niepodoba; kiedy przeciwnie, człowiek z miernym talentem otrzyma nieraz, przez samo wrażenie, jakie uczyni jego obejście się, słowem dla tego że się będzie umiał podobać, otrzyma, mówię, to, czegoby człowiek z jeniuszem nieumiał otrzymać.
— To rzecz jasna, i Pański system tém jest łatwiejszy do zastosowania, że ludzie umiejący się podobać daleko są liczniejsi niżeli ludzie z jeniuszem...
— Ależ, bez wątpienia!... Pan, naprzykład jestem przekonany, ale to najmocniej przekonany, że gdybyś tylko chciał, przypuszczam, wejść w zawód dyplomatyczny, mógłbyś wyświadczyć Francyi jaknajwiększe przysługi; gdyż nietylko posiadasz sztukę podobania się, które powodzenie twoje w świecie dowiodło, posiadasz jeszcze prócz tego przymioty bardzo gruntowne i bardzo znakomite.
Jak raz odgadłem: propozycja któréj się domyślałem miała zapewne nastąpić po pochwale moich przymiotów. Chcąc się chętnie przychylić do tej fantazyi ministra, odpowiedziałem udając pomieszane podziwienie skromności:
— Ależ Pan żartujesz? Ja! ja miałbym wchodzić w zawód tak trudny! Nigdy tak daleko nieuniosłem się niedorzeczną ambicyą, abym miał rościć prawo do podobnego losu.
— Posłuchaj mnie Pan, — rzekł pan de Serigny z miną poważną i ojcowską.
I uczynił mi następujące zwierzenie się, które mi się wydało być najokropniejszém kłamstwem.
— Pański Ojciec wyświadczył mi przysługę... — Tu dyplomatyk zatrzymał się i westchnął głęboko... Potém wzniósł oczy do nieba, powtarzając — O! tak! wielką przysługę!.... To też kochany Panie *** niezdołam ci wypowiedziéć jak wielce byłbym szczęśliwy gdybym mógł okazać, tobie, jego synowi, całą moję wdzięczność, kiedy niebyłem tak szczęśliwy mód z ją okazać jemuż samemu.
— Niewiedziałem najzupełniéj o tej okoliczności, o któréj ojciec nieuwiadomił mnie bynajmniéj.
— Bardzo temu wierzę! i ja sam nie mogę Panu udzielić żadnych szczegółów w tym względzie, — zawołał pan de Serigny, — gdyż ważna ta przysługa obchodzi także jeszcze trzecią osobę... i honor nakazuje mi milczenie. Słowem, — mówił daléj, — powtarzam Panu; sądzę iż znalazłem w téj chwili sposobność wywdzięczyć się za dobroć pańskiego ojca, i przyczynić zarazem godnego sługę memu krajowi, jeśli tylko Pan jesteś w chęci użytkowania z rzadkich przymiotów któremi jesteś obdarzony.
— Lecz powiadam Panu, pomimo chęci jaką bym mógł mieć wejścia w zaszczytny pański zawód, pod tak szczęśliwą wróżbą, jaką jest pańska opieka, nigdy niezdołam uwierzyć że moje zasługi zdołają wyrównać tej ambicyi...
— Ale raz jeszcze powtarzam, sam Pan siebie nie znasz, lub znać nie chcesz, — odezwał się znowu minister z niecierpliwością, — i szczęściem, pańska opinia bynajmniéj rzeczy niestanowi... Co do mnie, dla mnie oczewiście jest dowiedzioném, że, gdybyś Pan chciał, możesz zaszczytnie spełnić ważne polecenie; gdyż sam dobrze czujesz że nienależysz do tych młodych pięknisiów, którzy niemając nic prócz swego nazwiska i majątku, powinni się mienić bardzo szczęśliwemi, gdy ich mianują jako należących do jakiego poselstwa. Nie, nie, Panu podobne propozycje się nieczynią! Trzeba abyś wchodził pięknemi drzwiami, trzeba nadewszystko ażebyś był w stanie okazać się z całą swoją wartością. Na nieszczęście, u nas, — dodał wahając się, — u nas, wymagania, tradycje hierarchii tak są konieczne, iż poselstwa w Europie są bardzo ograniczone, i w téj chwili wszystkie są już zajęte...
Spojrzałem na pana de Serignjy. Musiałem zażyć całéj mojéj władzy nad sobą aby nieparsknąć śmiéchem. Wedle toku, jaki przybierała jogo propozycya, niechodziło już dla mnie o wygnanie, lecz o prawdziwą deportacyę.
— Ależ Pan bardzo dobrze czujesz, — rzekłem mu, zachowując jak najzimnniejszą krew, że, wrazie gdyby to miało jakowy skutek, nie mam śmiesznéj pretensji rościć sobie od razu prawo do poselstwa w Europie...
— A potém, zrozumiéj Pan dobrze jednę rzecz. — dodał Minister z coraz to zwiększającém się ukontentowaniem, — że poselstwa tém tylko są, czém się je czyni: są wcale nic nieznaczące w Europie, są przeciwnie jak największéj wagi... w Azyi, naprzykład...
— To poselstwo zdaje mi się w istocie być bardzo piękném, — rzekłem do niego tonem, jak tylko można najbezinteresowańszym.
— Nie prawdaż?... No!... to poselstwo, już ja prawie biorę na siebie że ja otrzymam dla Pana... tyle mam zaufania w pańskiéj zasłudze, tak bardzo pragnę wywdzięczyć się względem pańskiego ojca.
— Mnie, podobne zlecenie! — zawołałem udając osłupiałość.
Pan de Serigny, przybierając minę tajemniczą i poważną, rzekł do mnie:
— Panie de *** mówię do uczciwego i dobrze wychowanego człowieka; a czy Pan przyjmiesz, lub nie, propozycją którą ci uczyniłem, czy dajesz mi słowo, że to wszystko pozostanie pomiędzy nami tajemnicą?
— Daję Panu to słowo.
— No! mówił daléj nie mniéj tajemniczym tonem, — chodzi o to, aby pod błahym pozorem, zawiezienia bogatych prezentów Szahowi Perskiemu, od Jego Królewskiéj Mości Monarchy Francuzów, chodzi o to, mówię, aby się zakraść dość zręcznie, dość przebiegle w umysł tego Książęcia Azjatyckiego, aby go usposobić do przyjęcia kiedyś znacznych propozycyj, o których naprzód uwiadomiony już będzie ten, któremu powierzoną zostanie ta ważna negocjacja; lecz przyznaję się Panu że te interessa są jak tylko można największéj wagi. Podarunki są gotowe, instrukcje wyredagowane, statek czeka... i trzebaby odjechać w jaknajkrótszym przeciągu czasu. Potajemna moja wesołość doszła do najwyższego stopnia, gdym usłyszał Ministra proponującego mi naprawdę abym się udał natychmiast spróbować mojéj sztuki podobania się na Szalu Perskim, z powodu poselstw a najśmieszniéj nic nieznacznego, chociaż pan de Serigny starał mu się nadać jaknajwspanialszy pozór.
Minister oczekiwał mojéj odpowiedzi z widoczną niespokojnością.
Doświadczyłem prawie zgryzoty, iż każę odbywać człowiekowi jego wieku i jego stanu rolę tak głupią, przedłużając tę komedyę.
Jednakże, propozycya ta, jakkolwiek niepodobna do przyjęcia, obudziła we mnie niektóre myśli uśpione. Nieszczęśliwy w mojém przywiązaniu do pani de Fersen, wiedząc ze byłoby dla mnie niepodobieństwem zajmować się przez czas niejakiś inną miłością, lękając się nadowszystko próżniactwa, postanowiłem korzystać, jeśli mi się uda, z dobréj chęci Pana de Serigny.
— Mości Panie, — rzekłem do niego, — chociaż różnimy się wiekiem, zechcesz-że mi pozwolić z kolei, przemówić do siebie z najzupełniejszą z grubiańską prawie szczerością?
— Bez wątpienia, — rzekł do mnie Minister niezmiernie zdziwiony.
— Jeśli przez chwalebne i uprzejme powody, któreś mi Pan przełożył, masz stałą chęć spróbować mnie w zawodzie dyplomatycznym, mam nadzieję że się tém nieobrazisz, iż staram się dać Panu dowód mojéj przenikliwości?
— Co Pan przez to chcesz rozumieć?
— Posłuchaj, panie de Serigny, pomówmy szczerze: rozkochałeś się w powabnéj kobiecie, którą znamy obydwa; moje jéj nadskakiwanie czyni Pana zazdrosnym, i aby się mnie pozbyć, chcesz mnie wysiać do Szacha Perskiego.
— Mości Panie, — zawołał Minister, z miną bardzo obrażoną.
— Pozwól mi Pan mówić daléj, — rzekłem do niego, — niepotrzebuję odjeżdżać aby Pana ubezpieczyć... daję Panu słowo honoru, że stosunki moje z osobą, o któréj mam zaszczyt z Panem mówić, były najzupełniéj przyjacielskie, i prócz nieco najniewinniejszéj koketeryi ze stron obu, nic usprawiedliwiać niemoże pańskich podejrzeń....
Pan de Serigny zdał mi się zrazu gwałtownie rozgniewany; jednakże, powiedział z wymuszonym uśmiechem: — Po tém co zaszło pomiędzy nami, albo musimy się pojedynkować, albo zostać przyjaciółmi.
— Obiorę to, co Pan obierzesz.
— Wybór mój już jest uczyniony, — rzekł pan de Serigny podając mi rękę.
Tyle było uprzejmości w tém poruszeniu, potrzebował tyle miéć mocy nad sobą, w przytomności człowieka w moim wieku, iż głęboko rozczulony jego postępkiem, rzekłem mu:
— Jeśli pan myślisz o mnie tyle dobrego ile powiadasz, niebędziesz przywiązywał żadnéj wagi do téj rozmowy... Zresztą, nieprzypisuj pan jak tylko wielkiej sławie przebiegłości którą posiadasz, gwałtowną chęć jaka mnie ogarnęła aby panu pokazać, że mogłem przeniknąć jego zamiary. Wybacz mi więc że byłem tak płocho dumny z pierwszego mojego zwycięztwa gdyż bardzo było dla mnie pochlebném. Co do tego abyś mnie sądził swym rywalem przy pewnéj zachwycającéj kobiécie, słowo moje powinno pana ubezpieczyć względem teraźniejszości i przeszłości... Co do przeszłości, mam tylko jeden sposób niezawodny usunięcia pańskich podejrzeń, to jest prosić pana abyś mi raczył wyświadczyć pewną przysługę. Byłoby to podłością z méj strony, gdybym będąc związany wdzięcznością, wczémkolwiek uchybił jego honorowi.
Po kilku chwilach milczenia i zastanowienia, pan de Serigny rzekł do mnie z wielką dobrodusznością: — Pan umiesz taki ton nadać każdéj rzeczy, iż niepodobieństwem jest, widzę to dobrze, mówić z panem pod utajonemi słowy; trzeba albo wszystkiego zaprzéć, albo się przyznać do wszystkiego: skłaniam się do drugiego, bo wiem że pan jesteś godnym człowiekiem i że umiesz dochować tajemnicy; lecz to wszystko nie mniéj dla tego jest dziwaczném. Ja, w moim wieku czynię zwierzenia się miłosne młodzieńcowi, który jak najdowcipniéj nażartował sobie ze mnie, który w oczy mi to powiedział, a który tak mnie zakłopotał zwierzeniami się które mi uczynił, nie względem siebie, jednak! lecz względem mnie, iż znajduję się w najgłupszém położeniu, jakie tylko może być w święcie. Szczęściem iż mi powiadasz że mogę się panu na co przydać... to imnie chroni od śmieszności, — dodał z najdoskonalszym wdziękiem.
— Posłuchaj więc pan! oto rzecz o którąby chodziło: chociaż niepoczuwam się abym posiadał dość zalet, i przymiotów dostatecznych do złudzenia Szacha Perskiego...
— Nie mówmy już o tém, — zawołał wesoło pan de Serigny. Uderzasz pan nieprzyjaciela powalonego na ziemię...
— Przyznam się panu, pańskie propozycje obudziły we mnie, że dumę bynajmniéj ani próżność, lecz mocną chęć poznania o tyle i,.i cross a polityczne, aby poznać czy prawdziwie umysł mój zdołał się kiedyś do nich nagiąć... Niewiem czy pan znajdujesz zawsze we mnie jeszcze te same zdolności...
— Ach! panie Hrabio! panie Hrabio! — zawołał pan de Serigny grożąc mi palcem.
— Przypuszczając więc już że posiadam te zdolności, tego bym tylko żądał po pańskiéj dobroci, ze, gdybyś kiedy potrzebował sekretarza tajnego, abyś mnie raczył przypuścić codzień na kilka godzin do swego gabinetu, jako piastujący ten urząd, był bym najzupełniéj na pańskie rozkazy; powierzyłbyś mi pan prace, które sądziłbyś iż możesz powierzyć człowiekowi pewnemu i umiejącemu dochować, tajemnicy. Po téj próbie, wiedziałbym istotnie czy mam jaką zdatność do interessów; a późniéj, gdybym sądził ze będę mógł pomyślnie dokonać jakiego dyplomatycznego polecenia, wtedy ośmielił bym się przypomnieć panu, że ci pozostaje do wypłacenia dług, który zaciągnąłeś względem mego Ojca.
— Jeszcze ucinek! — rzekł panele Serigny — lecz mniejsza o to! Ależ, czy doprawdy zatrudnienia tak nudne nie przestraszają pana? Miałbyś pan odwagę przychodzić pracować zemną trzy lub cztery godziny na dzień w moim gabinecie.
— Miał bym tę odwagę...
— Może pan nieuwierzysz że pańska propozycya przychodzi mi dziwnie w porę; mój tajny sekretarz właśnie co otrzymał miejsce przy legacyi Florentskiéj... nie ofiaruję panu jego miejsca, lecz ofiaruję udział jaki miał w mojéj pracy.
— I przyjmuję całém sercem i z najgłębszą wdzięcznością... Lecz, — rzekłem, rozczulony jego uprzejmością, i pragnąc zatrzeć urazę, którą mógł zachować za wyższość jaką nad nim miałem w téj rozmowie, — lecz patrz pan jak to umysł ludzki jest dziwaczny, i jak się do chodzi do tego samego celu, sprzecznemi zupełnie sposobami. Przybyłeś do mnie z dwoma wyobrażeniami, bardzo jasno zakreślonemi chciałeś usunąć rywala, któremu uczyniłeś za szczyt żeś go się obawiał, i namówić aby służył twojemu krajowi, człowieka, którego, jak mówisz, przeczuwałeś całą wartość... Stanowczo odmówiłem twoje ofiary, jednakże nie w skutek twéj woli, lecz w skutek woli mojéj najzupełniéj przybliżasz, się do tego samego celu; bo teraz nie mogę być dla pana przedmiotem zazdrości, i mam podzielać twoje prace... Teraz, śmiéj jeszcze powiedziéć, że to ja cię oszukałem! — zawołałem. — No, no, panie de Serigny, zmuszony jestem przyznać że jesteś tysiąc razy wyższy nad twoję świetną sławę, a to, co nazywałem mojém zwycięztwem jest tylko szczęśliwą przegraną.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Umówiliśmy się z ministrem gdzie się jutro zejdziemy, i rozeszliśmy się.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.