Artur (Sue)/Tom IV/Rozdział dziesiąty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Artur
Wydawca B. Lessman
Data wyd. 1845
Druk J. Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Arthur
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział 10.
― KOBIETA POLITYCZNA. ―

Tu kończą się ustępy dziennika, który niegdyś pisałem w Gaiku....

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Przez cztery miesiące które nastąpiły po wyznaniu Katarzyny, a któreśmy popędzili w téj głębokiéj samotności, życie moje tak najzupełniéj było zajęte upojeniami naszéj miłości bez ustannie się odradzającéj, że niemiałem ani czasu, ani potrzeby, skreślania tylu najrozkoszniejszych wzruszeń.
Wtedy Katarzyna wyznała imi, że od czasu naszego wyjazdu z Kios uczuła ku mnie jak najżywsze zajęcie.
Gdy jéj pytałem, dla czego raz tak się okropnie ze mną obeszła, prosząc mnie abym niewidywał jéj córki, powiedziała mi iż rozpacz jakiéj doznaje czując się coraz bardziéj owładnięta przywiązaniem, które ku mnie doznaje, połączona z zazdrością i ze zmartwieniem, wiedząc ze jestem zajęty kobiétą równie płochą jak pani de V***, zniewoliły ją jedynie do położenia końca tajemniczéj poufałości, któréj Irena była węzłem, chociaż postanowienie to niewymownie wiele ją kosztowało.
Dowiadując się nakoniec o skończeniu mego mniemanego związku z panią de V*** i widząc że nieobecność, zamiast zmniejszyć wpływ jaki na nią wywierałem, bardziéj go owszem zwiększała, Katarzyna nieraz próbowała zawiązać na nowo nasze dawniejsze stosunki. Irena prócz tego zaczynała mocno się smucić że mnie więcéj niewiduje. — Lecz miłość tak jest niewytłómaczalną w swoich sprzecznościach i swych delikatnościach, — rzekła do mnie Katarzyna, — że ta już sama przyczyna, połączona z twoją pozorną pogardą i obojętnością, zawsze mnie czyniły wąchające się aby szczerze zbliżyć się ku tobie, lękając się aby mój postępek niewydał ci się jedynie natchniony moją troskliwością o zdrowie córki.
— Jednakże stan tego biednego dziecięcia tak bardzo się pogorszał, że na balu, w zamku, mocno postanowiłam przezwyciężyć moję nieśmiałość i wszystko panu powiedziéć; lecz twoje obejście się tak było zimne, odjazd twój tak nagły, iż stało się to dla mnie niepodobieństwem... Nazajutrz napisałam do pana... lecz nieodpisałeś mi.... Niestety! życie Ireny musiało być w jak największém niebezpieczeństwie abym ośmieliła się znowu pisać po pana do Hawru!.... Bóg najlepiéj wie z jak podziwienia godną wspaniałością wysłuchałeś méj prośby....

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Gdy pierwsza gorycz tych zgryzot przeminęła miłość Katarzyny ku mnie stała się spokojną, pełną godności i prawie pogodną.
Czuć można było, iż wszystko uczyniwszy aby oprzeć się namiętności nieprzezwyciężonéj była usposobioną znieść z odważném poddaniem się skutki swojéj słabości.
Cztery miesiące któreśmy przepędzili w Gaiku były dla mnie, były dla niéj, ideałem szczęścia.
Lecz pocóż mówić o szczęściu?... wszystko to teraz jest tylko gorzkim i zimnym popiołem!...
Ale niestety! cóż to szkodzi, muszę nieprzestawać smutnego obowiązku który sam na siebie włożyłem....

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Skoro tylko zdołałem wydrzeć kilka minut mojéj miłości, napisałem do pana de Serigny, dziękując mu za jego uprzejme chęci, o których uwiadomił mnie przypisek urzędowego dziennika, i także aby go uprzedzić iż pozostanę jeszcze oddalony przez kilka miesięcy, że niemogę mu wymienić miejsca mojego siedliska lecz że go proszę, wrazić gdyby go pytano o imnie, aby w taki sposób raczył odpowiedzieć, iżby mnie jeszcze sądzono za granicą.
We Wrześniu, Katarzyna dowiedziawszy się że mąż jéj przybędzie z końcem roku, oznajmiła mi iż pragnie powrócić do Paryża.
Ta chęć Katarzyny zadziwiła mnie i zasmuciła. Długośmy rozstrzygali zapytanie czy daléj będę się zajmował, lub nie, obowiązkami które przyjąłem na siebie przy panu de Serigny.
Katarzyna stale i uporczywie skłaniała mnie do tego abym ich nieporzucał.
Na próżno jéj przedstawiałem iż te godziny nie znaczącéj pracy będą skradzione naszéj miłości, i że nie znajdę już żadnego powabu w tém zatrudnieniu, w którém tylko szukałem roztargnienia mojéj boleści. Na próżno jéj przedstawiałem, że cała korrespondencya którą mi poruczono, toczyła się tylko o najnędzniejszych w święcie przedmiotach, i nieprzedstawiała mi żadnego zajęcia.
Na to mi odpowiadała że, czy prędzéj czy późniéj, wielkie kwestye będą się koniecznie toczyć w wysokich sferach politycznych, i że wówczas pożałuję żem urząd ten porzucił. Okazywała się nakoniec tak dumną, tak szczęśliwą honorami, które jak mówiła, zasługi moje ściągnęły na mnie ze strony króla, przyznawała się, że jest tak pyszną mojém powodzeniem, iż skończyłem na tém, bo jéj przyobiecałem wszystko co tylko chciała w tym przedmiocie.
Ułożyliśmy więc pomiędzy sobą, że zajmę znowu miejsce przy panu de Serigny.
Aby nieprzybyć do Paryża razem z panią de Fersen, i wmówić żem czas niejakiś podróżował, miałem wyjechać z Gaiku do Londynu, a potém powrócić do Paryża, aby się znowu połączyć z Katarzyną.
Po piętnastu dniach przepędzonych w Anglii, powróciłem do Paryża i znowu byłem przy pani de Fersen.
Pan de Serigny przysłużył mi się wedle mego życzenia, powszechnie sądzono iż ważne poselstwo zatrzymało mnie przez sześć miesięcy za granicą.
Minister zdawał mi się być bardzo kontent że znowu z nim zasiadam przy jego stoliku do pracy; gdyż Król, jak mówił, raczył nie raz pytać kiedy powrócę, oświadczając swój żal że depesze nie przezemnie już były wypracowywane.
W oczach świata nie widywałem pani de Fersen częściéj jak przed naszym odjazdem do Gaiku; lecz zwolna odwiedziny moje stały się częstszemi, a jednak dla tego nie bardziéj na nie zważano.
Mój charakter człowieka ambitnego, najzupełniéj zajętego interesami państwa, był wówczas zanadto powszechnie uznany, sława pani de Fersen zbyt ugruntowana w opinii publicznéj, ażeby świat, wierny zwyczajnym swoim przywyknieniom, miał przestać przyjmować nas podobnie i potrzebaby bardzo wiele pozorów sprzecznych z jego wyobrażeniami, aby miał zmienić swój sposób widzenia względem nas.
Niedostępna ta tajemnica, która okolała nasze szczęście, jeszcze je podwajała.
Jeśli często żałowałem naszych promiennych dni w Gaiku, tych dni szczęścia tak spokojnego, tak łatwego! często także, gdy w Paryżu przesyłaliśmy sobie z Katarzyną czułe spojrzenie od wszystkich niepostrzeżone, lecz dobrze przez nas zrozumiane, doznawałem téj dumnéj radości, któréj zawsze doznajemy posiadając tajemnicę zarazem groźną i powabną, od któréj zależy honor, życie, przyszłość kobiéty uwielbionéj.
Na krótki czas przed swym odjazdem, pan de Ferson zwierzył mi się, że żona jego stawała się obojętną na interesa polityczne, któremi się bardzo dotąd zajmowała...
Za powrotem do Paryża, postrzegłem z podziwieniem Katarzynę powracającą zwolna do swych dawniejszych stosunków.
Salon jéj, do którego nieprzestawałem uczęszczać, był jak dawniéj zwykłą schadzką ciała dyplomatycznego. Niezadługo przedmioty codziennéj rozmowy tak się stały ważne, że, oprócz ministrów, i kilku wielki wpływ wywierających mówców z obu izb, eleganckie i płoche towarzystwo raucuzkie zniknęło prawie zupełnie ze zgromadzeń zbierających się u pani de Fersen.
Chociaż poważne, rozmowy te jednak nie miały prawdziwéj wagi; albo wzniosły się tak wysoko, iż dochodziły do teoryi najoderwańszych, i najmniéj zdolnych do zastosowania; lub zniżały się do interesów tak nędznych, iż się stawały zupełnie ograniczonemi.
Były to znowu sprzeczki, zarówno płonne jak nieskończone nad tém zużytym tematem: restauracja maszże się oprzeć lub uledz wpływowi demokratycznemu? i t. d.
Katarzyna zadziwiała mnie zawsze giętkością swego dowcipu, i wspaniałomyślném dążeniem swych myśli.
Mógłbym był także jéj odpowiedzieć, że całą moją dyplomatyką była tylko ona; gdyż, aby się jéj podobać, przezwyciężałem moje głęboką anfypatyę ku komerażom europejskim dyplomatyków, naznaczających sobie u niéj schadzkę, i nieprzestałem pracować przy panu de Serigny. Może także nieporzuciłem tego urzędu przez uczucie dumy, do którego sam przed sobą się nieprzyznawałem, a które zapewne obudzały we mnie honory, któremi Król nieprzestawał mnie obsypywać, i pewna powaga któréj nabyłem w świecie; prócz tego, dzięki mojemu urzędowaniu, ciągle moje przebywanie u pani de Fersen mogło być przypisane stosunkom najzupełniéj tylko politycznym.
Nie tak wpływ który Katarzyna nabyła nad wszystkiemi co ją otaczali, jak zachwycał mnie wdzięk powabny, z jakim obok mnie wyrzekała się tego wpływu, tak wielkie wzbudzającego dla niéj poszanowanie. — Ta kobiéta, posiadająca rozum tak gruntowny, tak wzniosły, tak prawie nieco urzędowy, któréj słuchano z tak rzadkiemi względy, któréj najmniejsze słówko rozbierano z najgłębszą uwagą, okazywała się w naszéj poufałości tém, czém była w Gaiku, dobrą, prostą, wesołą, czułą niezmiernie, i prawie uległą, uległością pełną wdzięku, uległością uprzedzającą; składającą zawsze u mych stóp swe tryumfy, i śmiejącą się wraz ze mną z ich próżności.
Wówczas zaklinałem ją w imię naszéj miłości, aby opuściła to życie tak niepożytecznie zajęte.
Wtym względzie tylko znajdowałem zawsze Katarzynę nieubłaganą. Odpowiadała na moje zarzuty, i pan de Fersen ma powrócić do Paryża, iż zbłądziła bardzo zbłądziła, i że powinna przynajmniéj błąd ten wypokutować poświęcając się najzupełniéj chęciom swojego małżonka. A właśnie, przed swoim wyjazdem, jak najwyraźniéj zalecił jéj dochować, rozszerzyć nawet wszystkie swoje stosunki. Była też posłuszną jego woli, raczéj z powodu wyrzutów, które czyniło jéj sumienie, niżeli z własnego upodobania.
Również jak ja, żałowała tych godzin tak smutnie użytych: również jak ja: żałowała naszych dawniejszych rozmów w galeryi na fregacie, a szczególniéj czterech miesięcy któreśmy przepędzili w Gaiku tego czasu raju serca, jak mówiła, tych dni bez ceny które raz tylko w życiu zapromienieją, i więcéj odzyskanemi być nie mogą.... podobnie, jak miniona młodość nigdy więcéj odzyskaną być nie może.
Niema nic wyłączniejszego, nic szaleniéj wszechwładnego jak namiętność. Chociaż uznawałem prawdę postrzeżeń Katarzyny, niemogłem się jednak wstrzymać aby nie być nieszczęśliwym tą koniecznością, którą na nię wkładały zgryzoty za błąd, do którego ją wciągnąłem.
Jednakże Katarzyna okazywała się tak czułą, tak baczną, znajdowała, z niepodobną do uwierzenia zręcznością serca, tyle sposobów mówienia, o nas, wśród rezonów, najbardziéj na pozór poważnych, iż cierpliwie znosiłem moje szczęściu.
Wistocie, nic powabniejszego, jak ta naprzód umówiona gadanina, za pomocą któréj kochankowie umieją sami o sobie mówić, mówić o swych nadziejach lub swych wspomnieniach, wśród najuroczyściéj poważanego zgromadzenia. Nic mnie tak nie bawiło, jak widziéć ludzi najpoważniejszych biorących niewinny udział w naszéj dwójznacznéj rozmowie.
Lecz te osoby kazały mi nieraz srodze opłacać te radości tajemnicze... Najprzód, zabierały mi wszystkie wieczory Katarzyny, która w ogólności z niemi je przepędzała u siebie, i nieraz, zrana, list od nich odebrany, w którym żądano widzieć się sam na sam z panią de Fersen, przybywał zniszczyć nasze zamiary.
Katarzyna, podobnież jak ja cierpiała z powodu tych zasad. Lecz cóż było czynić? Pod jakim pozorem odmówić widzenia się o które ją upraszano?... Ja, co posunąłem aż do najskrupulatniejszéj delikatności obawę skompromitowania w czémkolwiek jéj sławy, mógłżem ją skłaniać do niebezpiecznego postępku?...
Nie,... nie, bez wątpienia, lecz srodze cierpiałem z powodu tych wszystkich przeszkód, ciągle się wznawiających, które bezustannie rozdrażniały zazdrosną niecierpliwość mojéj miłości.
Nasze szczęście tak było zupełném w Gaiku!.. Pora roku czarodziejska, kraina najpowabniejsza, samotność najgłębsza tajemnica, i najzupełniejsza swoboda, wszystko tak cudownie połączone zostało przez przypadek, iż porównanie téj przeszłości z teraźniejszością, było każdo-chwilowém zmartwieniem.
Lecz te żale nie przeszkadzały mi poić się rozkosznemi chwilami, które mi jeszcze pozostawały. Najgłębszą, pokładałem wiarę w miłości pani de Fersen; moje przystępy niedowierzania samemu sobie i innym niezdołały się oprzéć wpływowi jéj szlachetnego charakteru i przekonaniu, żem tą razą postąpił sobie względem Katarzyny, jak mało ludzi byłoby sobie postąpiło na mojém miejscu, i że tym sposobem zasłużyłem najzupełniej na jéj miłość.
Nakoniec tak byłem pewny sam siebie, iż śmiało stawiłem czoło myślom rozbiorowym, których niegdyś bardzo bym się był lękał; słowem, bezkarnie szukałem jakowaby mogła być myśl ukryta miłości pani de Fersen; i wyznam, że widząc ją wielką damą, wielki wpływ wywierającą, bardzo bogatą i wielkie posiadająca poważanie, niezdołałem, pomimo całéj mojéj wynalażczéj biegłości pomimo wszelkich sposobów na jakie się silił mój dowcip podejrzliwy, niezdołałem, mówię; wynaleść jakowy interes mogłaby mieć Katarzyna, udając że mnie kocha....

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.