Artur (Sue)/Tom III/Rozdział siódmy

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Artur
Wydawca B. Lessman
Data wyd. 1845
Druk J. Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Arthur
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział 7.
― LORD FALMOUTH DO ARTURA.. ―
Na jachcie Gazella, 13, Czérwca 18**

Mogłem ci powiedziéć to wszystko co ci napisał, przyjacielu; lecz pragnę abyś list ten zachował...
„Jeśli zamiary o których z tobą mówię, uiszczą się... kiedyś odczytywać będziemy to pismo z zajęciem, pomnąc że z tego punktu wyruszyliśmy w świetny zawód który marzę dla nas obydwóch.
»Jeśli przeciwnie los nas rozdzieli, karty te pozostaną ci jako powieść prosta i prawdziwa okoliczności, które natchnęły mnie przywiązaniem, jakie ku tobie uczuwam.
»Spotkałem się pierwszy raz z tobą na śniadaniu u pana de Cernay: przyjemność twojéj rozmowy zrobiła na mnie wielkie wrażenie; potém, po kilku odcieniach twego charakteru i rozumu, malujących się wmówię, postrzegłem że z całym pozorem uprzejmości i ludzkości, musiałeś jednak pozostać na zawsze oddzielony od innych ludzi nieprzebytą zaporą.
»Od téj chwili żywo zająłem się tobą.
»Wiedziałem z doświadczenia, że charaktery wyłączne, jakim i twój był, srodze cierpią z odosobnienia jakie same sobie nakazują; gdyż te natury dumne, delikatne i podejrzliwo-obrażliwe, nie mogą się w jedno zespolić z ogółem ludzi.
»Popłynąłem do Anglii pod wpływem tych wyobrażeń.
»W Londynie napotkałem kilka osób, których mowa utwierdziła mnie w zdaniu jakie sobie utworzyłem o tobie.
»Znalazłem cię w kilka miesięcy przy pani de Pënâfiel, którą bardzo byłeś zajęty.
»Ponieważ podzielałem w tenczas uprzedzenie, świata przeciwko niéj i nieuwiadomiłeś mnie jeszcze o wszystkiém czego była wartą, dziwiłem się że sam szukasz szczęścia w związku z kobieétą, któréj płochość tak powszechnie była znaną; nadzwyczajna drażliwość, jaką sądziłem że byłeś uposażony, zdawało mi się że musiała być co chwila srodze rażoną, w twych stosunkach z panią de Pënâfiel.
»Ludzie tacy jak ty, mój przyjacielu, obdarzeni są taktem, przebiegłością, pewnością nadzwyczajną, które, w ogóle, niedozwałają im pomylić się w przy wiązaniach które obierają: jestże to prawda? Helena, Małgorzata; niebyłyż we wszystkiém godne twojéj miłości? To też posłuchaj mojéj rady, zawierzaj zawsze, na ślepo pierwszym twoim wrażeniom.
»Powiadam ci t,. bo czuję ile cię kocham, i że ciebie zapewne także instynkt do tego wiedzie abyś nie kochał.
»Przepraszam za ten nawias, powróćmy teraz do Margrabiny.
»Dopóki się widziałem szczęśliwym, zajmowałem się jedynie tobą z powodu złego, które słyszałem o tobie.
»Lecz niezadługo zagniewanie świata na twoją szczęśliwość tak się stało powszechne i zawzięte, potwarze tak się zrobiły zajadłe, iż zaczynałem wierzyć że pani de Pënâfiel zasługiwała na twoją miłość, podobnie jak i ty na miłość jéj zasługiwałeś. Późniéj powiedziałaś mi wszystko, i poznałem pierwszy mój błąd; potém nastąpiło to okrutne rozerwanie naszych stosunków.
»Bardzo boleśnie odpokutowałeś twe powątpiewania!! niechaj ci będą przebaczone!
«Gdyś mnie prosił abym ci dopomógł zrobić przysługę mężowi twéj kuzynki Heleny; delikatność twojego względem niéj postępowania tak była rozczulającą, iż bardzo cię w mojej myśli podwyższyła; uczułem ku tobie szacunek, najgłębsze uwielbienie... Tak jest, mój przyjacielu.. jeszcze bardziéj podziwiałem twoję bez interessowtność niżeli twój sposób postępowania... gdyż przenikałem, że przez nieszczęsne usposobienie twego charakteru, znajdziesz sposób zwiędlić we własnych oczach zasługę tego czynu, i że nieznajdziesz nawet wynagrodzenia we własnym sumieniu.
»Od dawna przemyśliwałem, z braku zatrudnienia i zajęcia udać się do Grecyi, widziałem cię tak nieszczęśliwym, iż osądziłem tę chwilę za sposobną, aby ci proponować przedsiewziąść tę podróż wraz ze mn. Otoczyłem ją tajemnicą, aby podbudzić twoją ciekawość, a gdym postrzegł żeś się namyślił mi towarzyszyć, uczułem się bardzo szczęśliwy...
»Dla czegóż tak szczęśliwy, przyjacielu?
gdyż, niebędąc zupełnie we wszystkiém do ciebie podobny, przpadek, lub zanadto wielkie wymagania mego serca, dotąd nie pozwoliły mi poznać słodyczy przyjaźni i że czułem się pociągniony ku tobie wielkiém podobieństwem charakteru i rozumu; bo sądziłem, że ta podróż będzie dla ciebie korzystném roztargnieniem; bo znajdowałem nakoniec nieocenioną sposobność zawiązania z tobą stosunków gruntownych i trwałych.
»Postrzegłem, że będę musiał przezwyciężać twoje niedowierzanie walczyć z mocno wkorzenioném powątpiewaniem... lecz nieodstręczyłem się, położyłem ufność w wytrwałości mego przywiązania i domyślności twego serca: ono dla ciebie wybrało miłość Heleny. Małgorzaty; powinno było wybrać mnie, za twego przyjaciela.
»Jednakże, postrzegając jak powolne postępy czyniłem w twém sercu, lękałem się niekiedy czyś nieuwierzył na prawdę pozorom obojętności i niedbania o wszystko, jakie zwykle udawałem. Jednakże zwolna nastąpiła w tobie ufność, i w kilka dni po oddaleniu się z Francyi, byliśmy braćmi...
»Szybkie rozwinięcie się naszéj przyjaźni niezadziwiło mnie bynajmniéj; zdaje mi się że istniała pomiędzy nami taka styczność, nasze dusze były niejako tak mocno namagnesowane sympatyą, że za pierwszem zetknięciem się ze sobą, miały się na zawsze ścisłym połączyć węzłem.
»Raz już pewny twego przywiązania, rozpatrzyłem się powoli w moim skarbie.
»Słowem, postąpiłem sobie tak, jak ci antykwaryusze, którzy, raz stawszy się panami rzadkości któréj pragnęli, delektują się rozbiorem, podziwianiem jéj piękności. Tak i ja oceniałem twoją naukę, twój głęboki rozsądek... W tedy to starałem się obudzić wielkie instynkta, które sądziłem że istniały w tobie;
»Niemyliłem się... Od czasu tych odkryć nie byłeś już w moich oczach biedném dziecięciem nerwowém i draźliwém, które dla tego kochamy że jest słabe i cierpi, lecz młodzieńcem dumnym i śmiałym, obdarzonym potężną myślą, obszerném pojęciem, giętkim dowcipem, który posiadał wszystkie wady tych znakomitych przymiotów.
«Statek sardyński napadł na nas: miałem straszliwe przeczucie... chciałem uniknąć bitwy. Ryło to niepodobieństwem, i dziękuję zato przeznaczeniu... gdyż jesteś prawie uleczony, a ja ci życie jestem winien.
»Tak jest, Arturze, winienem ci życie cielesne, gdyż żyję; winien ci jestem życie duszne, gdyż jesteś moim przyjacielem!
»Czy wiesz, gdybym nieznał potęgi mojéj wdzięczności... byłbym przerażony?
»Od dawna szukałem sposobu uczynienia cóś, dla twojego szczęścia, wywdzięczając się za to, żeś tak wiele dla mojego szczęścia uczynił.
»Obowiązek który wkładałem na siebie był trndnym... posiadałeś wszystko: młodość, rozum, majątek, wspaniały i szlachetny charakter... Lecz postrzegłem, że nieszczęśliwa dążność niszczyła tak rzadkie dary!
»W niéj było źrzódło twych nieszczęść. Do tego to aż żrzódła pragnąłem dojść, aby je odwrócić. Niechaj go uwolnią na zawsze od tych okropnych powątpiawań, sam sobie mówiłem... niebędziesz mi winien korzyści, których ta wątpliwość niedozwala mu zażywać?
» Nieraz mi powiadałeś że te napady niedowierzania i zgryźliwéj mizantropii były jedynemi prawdziwemi nieszczęściami twego życia... — Lecz wieszże co jest przyczyną tych napadów?.... — nieczynność moralna w jakiéj żyjesz!
»Wyobraźnia twoja jest żywa, ognista; niemając żadnego żywiołu, ciebie samego obiera za ofiarę!
»Z téj ciągłéj reakcji twego rozumu na serce, z téj nienasyconéj potrzeby zajmowania twéj myśli, wynika nieszczęsny nałóg rozbierania wszystkiego, który cię popycha do tak straszliwych zgłębiań, który cię doprowadza do tak dręczących odkryć, bądź w samym sobie, bądź w innych!...
„Wierzaj mi, przyjacielu; bo przez wiele nocy głęboko zastanawiałem się nad twoim charakterem, i sądzę że mówię prawdę; od chwili jak nadasz chlubną pastwę pożerczéj czynności która cię udręcza, z rozkoszą to, z niewysłowioném zaufaniem, staniesz się przystępnym wrażeniom tkliwych uczuć. Ślepo w nie uwierzysz, bo niebędziesz już miał czasu powątpiewać.
»Nim poznałem się na twojéj wartości, ta podróż do Grecyi zdawała mi się dla ciebie dostateczném zatrudnieniem; lecz teraz, kiedy znam cię lepiéj, czuję, że podróż ta nie jest już w proporcyi z potęgą pojęcia jakie postrzegłem w tobie... Teraz nakoniec, kiedy polegam na tobie, jak sam na sobie polegam, nowe widnokręgi roztworzyły się przed memi oczymą. Nie do płonnych to przedsięwzięć chciałbym użyć naszéj odwagi i naszego wysokiego pojęcia...
Mam cel daleko szlachetniejszy. może uważać go będziesz jako urojenie; lecz zastanów poznasz, że podług wszelkiego domniemania, można bardzo wnosić iż się nam powiedzie.
»Problemat który miałem rozstrzygnąć był więc następujący: — uszczęśliwić cię, sam sobie nieszkodząc, — to jest nierozstając się z tobą; — zająć o tyle wspaniale twój rozum, aby mi niewydzierał na dal twéj przyjaźni, zastosować nakoniec do jakiéj wielkiéj sprawy wszystkie twoje szacowne przymioty, które, pozostawione bez użytku, wyradzają się i stają się dla ciebie fatalnemi, jak te płyny dzielne i zbawienne, które fermentacya przeistacza w truciznę.
»Gdym ci mówił o Anglii, o jéj przyszłości o udziale jaki miałem w passowaniach się rozstrzygających jéj losy, widziałem cię uważnego, ciekawego, wzruszonego... szlachetne, wymowne słowa z ust się twoich wymknęł; ywykryłeś, z całą naiwnością natchnienia, wyobrażenia i myśli nowe, śmiałe. Dobrze wpatrywałem się w twe poruszenia, rysy, dźwięk głosu; przekonałeś mnie, że, jeśli zechcesz, będziesz powołany potężny wpływ na ludzi wywierać. Wiadomości twoje są obszerne, nauki twoje głębokie, charakter ognisty i dumny, położenie niepodległe, nazwisko zaszczytne... posłuchaj mego zamiaru.
»Udajemy się najpierw do Malty, abyś zupełnie wyzdrowiał i zażył odpoczynku którego potrzebujesz. — Wyrzekamy się zapalników Kanarysa, i powracamy do Anglii.
»W czasie twych podróży do mego kraju, niezajmowałeś się bynajmniéj poważnemi nad nim zastanowieniami; tą razą, pod mojém przewodnictwem gdyż podzielać będę twe prace, zgłębisz mechanizm rządu angielskiego, jego widoki, jego ekonomią, i tym podobnie; potém pójdziemy żądać tychże samych objaśnień od Niemiec, Rossyi, Stanów-Zjednoczonych, aby uzupełnić twoją edukacyą polityczną.
»Gdybym nie znał wczesnéj dojrzałości twego rozumu, powiedziałbym ci abyś nie bardzo się przerażał tym poważnym drogo-skazem. Obaj młodzi, bogaci, weseli, silni i śmiali, jak dwaj bracia którzy wzajemnie na sobie polegają, postępujemy do naszego celu wypoczywając po naukach wśród zabaw, a po zabawach wśród nauki.
»Nasze położenie w świecie i sam rodzaj nawet naszych rozważań, zmuszają nas do przebieżenia wszystkich stopni skali towarzyskiéj, jednają nam w każdym kraju stosunki z wszystkiemi wyższościami nazwiska, pojęcia lub majątku. Wiesz-że nakoniec, jaki jest horyzont daleki tego życia tak świetnego, téj ambicyi która nadaje ruch wszystkim naszym umysłowym władzom, począwszy od najpłonniejszych aż do najwznioślejszych? Czy wieszże jaka jest dla ciebie nagroda tych zatrudnień tak zajmujących, przeplatanych uciechami światowemi, i dzielonych przez przyjaźń najstalszą? czy wiesz jaka?... Może starania około losu wielkiego narodu, bo możesz kiedyś zostać ministrem... pierwszym ministrem...
»Co do sposobów jakich użyć należy aby dojść do tego kresu, który wydawać ci się będzie niezmiernym, pogadamy o nich, a zobaczysz że twoja nauka, twoje nazwisko, twój majątek, długie rozważania polityczne, że doświadczenie ludzi i rzeczy, które nabędziemy w czasie długich naszych podróży, otworzą ci wrota do pierwszych godności, bądź czy przedstawisz się izbie deputowanych, bądź czy wejdziesz w zawód dyplomatyczny, otrzymując jaki ważny urząd.
»Na wszelki przypadek, mój przyjacielu, kierunek jaki obierzesz stanie się moim kierunkiem; jeśli pozostaniesz w Paryżu jako członek rządu, przyjmę u dworu Francuzkiego polecenie, którego przez długi czas przyjąć niechcialłem; jeśli posłany zostaniesz do którego zagranicznych gabinetów, mogą śmiało rachować na mój wpływ, aby być pewnym że się z tobą niezadługo połączę.
»Bez wątpienia, położenie nasze jest takie, że ani ty, ani ja, niepotrzebujemy tych urzędów aby się znaleść znowu, i daléj prowadzić stosunki które nas tak bardzo uszczęśliwiają; lecz powiedziałem ci, przedewszystkiém musimy walczyć przeciwko naszemu śmiertelnemu nieprzyjacielowi... Bezczynności; walczyć sposobem wielkim, wzniosłym, we wszystkiém godnym naszego rozumu. A przyjacielu, kiedyż będziemy mieli szlachetniejszą ambicyą?... zajmować się losem naszych dwóch krajów! widzieć naszą przyjaźń służącą za węzeł ich interesom, łączącą ich, jednoczącą niejako... jak połączyła i w jedno zlała nasze serca!
»I niemów mi że to marzenie, urojenie... Ludzie z miernym talentem doszli do kresu który ci proponuję. Zresztą, chociażby powodzenie podróży było niepewném, droga nie jestże cudowną? Jakże płodnemi staną się dla przyszłości nasze usiłowania, przypuszczając nawet żeby były szalonemi?
»Daléj, daléj, Arturze, nabierz odwagi; użyj dumnie, szczytnie darów któremi los cię obsypał, a nadewszystko; przyjacielu, unikaj téj nieczynności tak zgubnéj dla twéj spokojności i serca...
„O! wydrzéj się jéj: bo, wyznaję, teraz twoja przyjaźń tak jest dla mnie drogą, twoje szczęście tak dla mnie szacowném, iż uczyniłbym wszystko, co tylko uczynić można, aby widziéć jedną i drugą pod zachroną jakiéj szlachetnéj i prawnéj ambicyi.
»Oto moje zamiary, oto moje nadzieje... Co o nich myślisz, przyjacielu? Napisałem ci to wszystko, gdyż pomimowolnie obawiałem się, aby rozmawiając z tobą, żart, najmniejsze niedowierzanie z twéj strony, nieprzyszły ostudzić mojéj wymowy; a że, przedewszystkiém, chodziło o przekonanie ciebie, postanowiłem mówić sam jeden.
»Aby posunąć dziwactwo aż do końca, żądam od ciebie odpowiedzi na piśmie.
»Wedle tego czy przyjmiesz, czy odrzucisz te ofiary szczeréj przyjaźni, list twój będzie datą jednego z dni najszczęśliwszych, lub najnieszczęśliwszych w mojém życiu.

»H. F.«




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.