Artur (Sue)/Tom III/Rozdział piąty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Artur
Wydawca B. Lessman
Data wyd. 1845
Druk J. Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Arthur
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział 5.
DOKTÓR. ―

Bardzo trudnym jest obowiązek który przyjąłem na siebie.
Otóż znowu nadchodzi jedna ze zmian mego życia, którą chciałbym na zawsze wygładzić z méj pamięci.... jedna z tych chwil straszliwego zawrotu, podczas których...
Lecz godzina tego straszliwego wyjawienia aż nadto prędko wybije.
Odurzony gwałtownym razem który otrzymałem, zemdlałem w chwili gdy dowódca rozbójników wpadał w morze.
Gdym przeszedł do siebie, znalazłem się leżący w moim pokoju, mając głowę i ramię chustami obwinione.
Doktór Falmoutha, o którym zapomniałem dotąd mówić, człowiek poważny i wielce uczony, był przy mnie.
Pierwsza moja myśl była dla Henryka.
— Jak się ma Lord Falmonth? — rzekłem do doktora.
— Milord coraz to ma się lepiéj; rana jego, szczęściem, wcale nie jest niebezpieczna.
— Czyż niema uda złamanego?
— Jest to bardzo mocna kontuzja, boleśniejsza może niżeli złamanie, lecz bynajmniéj nie niebezpieczna...
— A rozbójnicy?
— Zdołali wymknąć się i wyruszyć pod żagle, straciwszy pięciu ludzi w tym napadzie, lecz zapewne unoszą wielką liczbę ranionych...
— A my, czy dużośmy ludzi stracili?
— Trzech majtków i jeden nadzorca zostali zabici.... prócz tego, dziewięciu naszych żeglarzy, mniéj lub bardziéj jest rannych.
— Zdaje mi się że teraz dzień? Któraż godzina, doktorze?
— Jedenasta, Panie.
— Prawdziwie, zdaje mi się że śpię.... to więc wszystko wydarzyło się?...
— Téj nocy...
— A jakież moje rany?
— Rana w głowie, i ugodzenie sztyletem w lewę łopatkę... Ach! Panie, o jedną, linią niżéj... a ostatni ten cios byłby śmiertelny.... Lecz jakże się Pan dzisiaj czujesz?
— Dobrze; doświadczam trochę pieczenia w łopatce, i nic więcéj; lecz Falmouth? Falmouth?
— Milord nie będzie mógł chodzić chyba za kilka dni. Pomimo swéj rany chciał mi dopomódz do pierwszego opatrzenia pana... i czuwać przy panu dzisiejszéj nocy... lecz od godziny siły go opuściły, i kazałem go zanieść do jego pokoju gdzie teraz spi. Skoro się tylko przebudzi, znowu przyjdzie do pana, gdyż bardzo mu pilno wynurzyć swoją wdzięczność!
— Nie mówmy o tém, doktorze!
— Jak to nie mówić o tém, łaskawy panie? — zawołał doktór. — Niezapomniałżeś pan, śród téj zaciętéj bitwy, o własném swojém bezpieczeństwie, aby wydobyć milorda z największéj toni? Niezostałżeś raniony spełniając ten czyn odważnéj przyjaźni? Ach! panie, miałżeby Milord kiedy zapomnieć, iż tobie to jedynie winien życie?... A my, czyż kiedykolwiek zapomnimy. iż panu to winniśmy zachowanie jego życia?
— Attak był więc bardzo dzielny, doktorze?
— Wszędzie był straszliwy.... lecz nasi żeglarze, chociaż mniejsi liczbą, odważnie go odparli... słowem, współ ubiegali się z panem o odwagę; gdyż pańska zimna krew, pańskie pasowanie się osobiście z dowódcą tych rabusiów, w podziwienie wprawiło całą naszą okrętową osadę.
— I pan mnie upewniasz że rana Falmoutha nie jest niebezpieczną?
— Nie jest niebezpieczną.... lecz jeśli pan pozwoli, pójdę zobaczyć czy mnie nie potrzebuje.
— Idź, idź doktorze, i powróć mnie uwiadomić kiedy się będę mógł z nim widzieć.
Sam pozostałem.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.