Artur (Sue)/Tom II/Rozdział siódmy

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Artur
Wydawca B. Lessman
Data wyd. 1845
Druk J. Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Arthur
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział 7.
― SPRZECZNOŚCI. ―

PO tém widzeniu się, gniew mój i zazdrość przez kilka godzin tak były okropne i gwałtowne, iż żałowałem żem się nieokazał daleko jeszcze sroższym i zuchwalszym względem pani de Pënâfiel.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Po bolesnych uniesieniach które mną miotały, poznałem całą gwałtowność mojéj ku niéj miłości, o któréj jeszcze niewiedziałem że była tak głęboką.
Medalion który odkryłem był w moich oczach zbyt oczywistym dowodem podobieństwa mych ostatnich podejrzeń, ażebym mógł jeszcze dać wiarę niedowierzaniem które mnie zrazu tak mocno rozjątrzyły. I tak, nie sądziłem już aby pani de Pënâfiel chciała wymódz na mnie zwierzenia aby się z nich naśmiać. — Myślałem że inny odmawiał; pogardzał, znieważał może uczucie, które w téj chwili byłbym opłacił ofiarą mego życia.
Potém, gdy spokojność rozsądku następowała po tłumnych wzruszeniach duszy, zastanawiałem się z bardziéj zimną krwią nad rzeczywistością mego położenia względem pani de Pënâfiel; nigdy niepowiedziałem jéj ani słowa o przywiązaniu które ku niéj czułem, dla czegóż więc dziwić się zwierzeniu i tajemnicy, które sądziłem żem podszedł?
Dla czego tak złośliwie obchodzić się z kobiétą, która, cierpiąc może z powodu miłości nieuleczonéj, nie wiedząc zresztą o moich ku niéj uczuciach, i rachując na wspaniałość mego charakteru, żądała odemnie, jeśli nie pociechy, to przynajmniéj zajęcia i litości?
Lecz uwagi te szlachetne i rozsądne, nie czyniły dla tego mego zmartwienia mniéj dotkliwém, zazdrości mojéj mniéj niespokojną. — Któż to był ten mężczyzna, którego chciałem skruszyć obraz? Od dawa uczęszczałem do pani de Pënâfiel, a jednakże nikt niezdawał mi się być przedmiotem téj namiętności niepoznanéj jaką jéj przypisywałem.
Jéj boleść, jéj żale, dalszych więc sięgały czasów? Tłumaczyłem sobie teraz tysiąc dziwacznych osobliwości, aż do téj chwili niezrozumialnych dla mnie, i tak rozmaicie od świata tłumaczonych, jej nagłe milczenia, jéj znudzenie, jéj pogardę dla wszystkiego i wszystkich, a niekiedy jednakże jéj radości żywe i nagłe, które zdawały się wybuchać na jakieś wspomnienie, potém gasnąć w żalach i rozpaczy. — Koketerya jéj obejścia się, tak powabna i nieustająca miała cel wtenczas: lecz kiedyż ta tajemnicza osoba mogła cieszyć się widokiem tylu wdzięków? Napróżno szukałem odgadnienia téj zagadki, przypominając sobie jak się wstrzymywała, jak cofała w naszéj ostatniéj rozmowie, i pomieszanie jéj w chwili, gdy już zapewne miała mi powiedzieć tajemnicę która ją udręczała.
Lecz jakiż był, jaki mógł być przedmiot téj namiętności tak gwałtownéj tak nieszczęśliwéj téj miłości, która od kilku tygodni nadewszystko zdawała się jéj sprawiać jeszcze głębsze udręczenie?
Czując że tak bardzo kochałem panie de Pënâfiel, miałżem spróbować udzielić jéj tkliwych pocieszeń? Mógłżem miéć nadzieję osłabić kiedyś w jéj sercu rozdzierające wspomnienie tego przywiązania: udaż mi się! ośmielęż się na to! — Dręczona rozpacznemi żalami, dusza ta równie szlachetna jak delikatna, musiała być śród boleści tak drażliwą, tak podejrzliwą, tak dziką, iż z obawy obrażenia jéj na zawsze, nie mogłem, chyba jak najostrożniéj mówić jéj o lepszéj przyszłości.
A jednakże, żądając odemnie abym się litował nad jéj cierpieniami, czyż niezrozumiała, z doskonałym i rzadkim taktem, iż gdy nas ugodzą, pewne przerażające nieszczęścia przyodziewają nas niejako godnością tak smutną i majestatyczną, iż nakazuje najwylańszym, najbardziéj kochającym, pełne uszanowania milczenie... i że ofiary tego samowładztwa boleści, są, podobnież jak inni książęta, zmuszeni przemawiać najpierwsi, i powiadać: Pójdź do mnie, bo nieszczęście moje jest wielkiém!...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Lecz jakąż nadzieję mogłem sobie rościć, gdyby nawet pani de Pënâfiel uległa skrytemu pociągowi, przemawiając do mnie z tak wielkiém uszanowaniem? Mowa moja była tak prostacza, tak dziwna, iż niepodobna mi było przewidzieć jakowe skutki za sobą pociągnie.
Jednakże, niekiedy sam zbytek mego zuchwalstwa ubezpieczał mnie. Widocznie, odpowiedzi moje były zbyt obraźliwe, zbyt puste; zbyt sprzeczne z imojém dawniejszém postępowaniem względem pani de Pënâfiel, aby się niemiały jéj wydać niepojętemi Przekonana o tém, czego była godną, otoczona uszanowaniem i pochlebstwy, musiała być jeszcze bardziéj zdziywioną mojém postępowaniem, jak niém obrażoną, i pewno starała się odgadnąć tę zagadkę, niemogąc tego dokazać.
Lecz niewiem czy żale, czy nadzieja, tę myśl mi podały; lecz chociaż wielkiego doznawałem wstydu za moje zuchwalstwo, przekonałem się nakoniec, iż obelżywa srogość mego postępowania, zamiast mi zaszkodzić, mogła mi nawet stać się pożyteczną, i gdybym ją był nawet naprzód wyrachował, niezostałaby jednak zręczniéj rozwiązaną.
W każdej sprawie dotyczącéj się serca, sądzę, iż główną rzeczą jest mocne uczynić wrażenie i zająć wyobraźnią; aby dojść do tego celu, nic potężniejszego jak sprzeczności, potrzeba też nadewszystko, ażeby sprawione przez ciebie wrażenie, różniło się mocno od wrażeń dotąd doznanych, chociażbyś nawet musiał późniéj, wezwawszy wszystkich wdzięków, poświęceń i miłości, dokazać tego alby zapomniano ich wpływu, jeśli zrazu był bolesnym.
Jeśli kobiéta jest zwykle niebardzo otoczoną, jeśli jéj niezbyt pochlebiają; jak największe starania, najdelikatniejsze względy, najwyszukańsze grzeczności, wywierają wpływ na jéj umysł, a z wolna i na jéj serce; gdyż próżność jéj poi się z rozkoszą temi tysiącznemi nadskakiwaniami, pełnemi uszanowania i czułości, do których dotąd tak mało była przyzwyczajoną. — Tym sposobem tłumaczy się nieraz cudowne powodzenie niektórych mężczyzn, będących w wieku więcéj niż dojrzałym, lecz posiadających wielką przebiegłość i rzadką wytrwałość, którzy umieją dokazać tego, iż nakoniec owładną najzupełniéj kilka młodych dziewcząt lub bardzo młodych mężatek.
Gdy kobiéta, przeciwnie, wysoko jest umieszczoną, gdy jéj ciągle i podle pochlébiają, obejście opryskliwe i pogardne wywiera na niéj niekiedy szczególniejszą potęgę. — Może, nakoniec, trzeba się tak obchodzić z podohnemi kobiétami, jak zręczni dworzanie z Książętami się obchodzą: nagle i opryskliwie. Przynajmniéj ta nowa i śmiała mowa, jeśli im się niepodoha zrazu, uderza je, zadziwia, a niekiedy zupełnie na nich wywiera władzę ; gdyż ta rażąca sprzeczność, różniąc się od nudnych i pospolitych pochlebstw, nieraz bynajmniéj nie szkodzi temu, który użyć jéj ośmielił się.
Aby zastosować te uwagi do mego położenia, mówiłem sobie: — Opryskliwość, pogarda, z jakiemi przyjąłem zwierzenia się pani de Pënâfiel, gniew mój na widok portretu, który przedemną ukrywała, wytłumaczą się gwałtownością miłości, którą zapewne odgadła; a uniesienia pochodzące z takiego powodu zawsze mogą być wymówionemi, szczególniéj w oczach kobiéty, która jest ich celem. A ponieważ jest szlachetną i wspaniałą, pojmie co musiałem doznawać gdym sądził że mówić do mnie będzie o swych cierpieniach serdecznych.
Często także, przez dziwaczną sprzeczność, sądząc że mogę się najzupełniéj mylić, przypuszczając, że pani de Pënâfiel znajduje się pod wpływem miłości pogardzonéj, pierwsze moje podejrzenia przychodziły mi na myśl, pytałem wtenczas sam siebie co je zniszczyć mogło? Portret ten nie mógłże być jednym z przydatków do komedyi, o któréj odgrywanie ją posądzałem?
Prócz tego, powtarzam, mając bardzo złe i smutne wyobrażenie o moich zasługach, jeszcze pogorszone przekonaniem o ostatniém mojém nie ludzkiém obejściu się, niemogłem wierzyć żem wzbudził w pani de Pënâfiel ten pociąg, który się zdawał przynęcać ją do mnie, i starałem się wytłumaczyć sobie jéj pozorną ufność, przypisując jéj najnędzniejsze tajemne zamiary.
Wówczas gniew mój powracał bardziéj nienawiścią zaostrzony, i znowu przyklaskiwałem mojemu zuchwalstwu.
Wśród tych niepewności, wśród tych obaw, odebrałem następujący bilet od pani de Pënâfiel.
Czekam Pana... przybywaj... potrzeba koniecznie... przybywaj natychmiast...

M...

Była dziewiąta godzina, pobiegłem natychmiast do niéj, odchodząc prawie od zmysłów z radości żądała mnie widzieć, mogłem więc najzupełniejszą mieć nadzieję.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.