Album przemysłu i handlu Wielkopolski, Prus i Śląska zeszyt I/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Zygmunt Słupski
Tytuł Album przemysłu i handlu Wielkopolski, Prus i Śląska
zeszyt I
Wydawca Zygmunt Słupski
Data wyd. 1906
Druk Drukarnia Związkowa w Krakowie
Zakład Artyst. Litogr. Pilczek & Putiatycki
Miejsce wyd. Poznań
Ilustrator Paulin Gardzielewski (okładka)
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
Galeria grafik w Wikimedia Commons Galeria grafik w Wikimedia Commons
ALBUM
PRZEMYSŁU
I HANDLU
WIELKOPOLSKI,
PRUS I ŚLĄSKA.



ZESZYT I.



v   v   v   v   POZNAŃ.   —   1906.   v   v   v   v









ZAKŁAD ARTYST. LITOGR. PILCZEK & PUTIATYCKI, POZNAŃ.
Poznań 1905. Nakład Z. Słupskiego.
Odbito w Drukarni Związkowej w Krakowie, a ostatnia kartka (lit. S. Święcicki)
w Drukarni „Pracy“ w Poznaniu.




"N"

Niejedna z Firm umieszczonych w tej księdze, poczesne już sobie zapewniła miejsce w historyi naszej doby; inne zaś — kto dziś przewidzi na czem skończą? która, jak i czem się jeszcze na jej kartach zapisze? Takie więc „Album“ niewątpliwie kiedyś — może po wielu, wielu latach, gdy nas już nie stanie — służyć będzie za źródło przyszłym historykom rozwoju naszego przemysłu i handlu. (Dlatego je otrzymają wszystkie muzea i biblioteki polskie). Szkoda tylko że ci przyszli szperacze nie zawsze znajdą w niem wszystkie potrzebne im dane, bo nie zawsze udawało mi się je zdobyć, gdyż interesowani często przesadną skromnością lub też innymi względami krępowani, skąpo lub niechętnie mi ich udzielali. Zdaje się jednak że to tylko początek był tak trudnym, dalej pójdzie łatwiej. Zresztą i to, co tu zebrałem, dość już bogaty stanowi materyał, — zawsze więc jakiś zostanie ślad dzisiejszych usiłowań. Niech wiedzą wnuki że ich dziadowie z pierwszej doby XX wieku, już nareszcie zrozumieli od czego przyszłość nasza zawisła, gdzie jej szukać należy, i mimo nader trudnych warunków, umieli jednak pracować i coś stworzyć, kładąc zarazem silną podwalinę do dalszej pracy następców.
Ten wzgląd na przyszłość już sam przez się wystarczającą był dla mnie pobudką do podjęcia tak wdzięcznego i potrzebnego ale zarazem wielce kłopotliwego i kosztownego wydawnictwa. A podjąłem je tem skwapliwiej, że ono nietylko dla późniejszych pokoleń, lecz przedewszystkiem dla nas, obecnie żyjących, niemałe ma znaczenie — i to zarówno pamiątkowe jak i praktyczne, zwłaszcza wobec rozbrzmiewającego dziś hasła „swój do swego“. Podkreślam nawet ten wyraz praktyczne, bo każdy przecie powinien wiedzieć: czy, co i gdzie można u swoich nabyć.
Zasada zresztą „poznaj samego siebie“ obowiązuje także i społeczeństwo jako całość wzięte. Stąd to wartość statystyki. A poznanie własnych sił ekonomicznych, dla nas szczególniej, zwłaszcza w obecnych warunkach, ma jeszcze i dalsze, bo narodowe znaczenie. Wielu się bowiem zdaje że nic nie mamy, na nic dobrego zdobyć się nie umiemy. Takie uprzedzenie, z nieświadomości wynikające, osłabia wiarę we własne siły, rodzi upokarzające poczucie niemocy, a stąd wydaje się wyższą niż jest w istocie potęga obcej kultury. Niejeden też przekonany że tylko obce dobre, a nawet wszystko dobre co obce. Jeszcze krok dalej, a i obcy obyczaj i obcy język także może się wydać lepszym. Czyli że nieznajomość własnych sił, osłabia zarazem i narodową odporność.
A jedynem lekarstwem na taką chorobę — lepsze poznanie tego, co już mamy. Stąd to „Album“ niewątpliwie będzie użyteczne. Prawda, że mamy jeszcze zamało, w porównaniu z tem co być powinno; ale każdy przyzna że nasz handel i przemysł coraz pomyślniej się rozwija. A że się już na coś zdobyć potrafimy, dowodem tego zarówno treść tej księgi jak i samo nawet jej wykonanie, na które złożyły się tylko własne miejscowe siły. Szkic do okładki np. jest dziełem artysty p. Gardzielewskiego, a prace litograficzne wykonał zakład pp. Pilczka i Putiatyckiego, którzy śmiało już mogą iść o lepsze z zagranicą. Fotografie dostarczył p. Turski, a autotypie wreszcie (z małym wyjątkiem) p. Antoni Fidler.
W końcu nie mogę przemilczeć i ujemnych stron tego wydawnictwa, z których najważniejszą może — nieodpowiednie ugrupowanie firm, ale trudności techniczne nie pozwoliły dostatecznie opanować przedmiotu, i bodaj czy nawet w dalszych zeszytach uda się ten brak usunąć. Stąd wszelkie traci znaczenie: na którem miejscu lub w którym zeszycie jakaś firma została umieszczoną. Wiele też pierwszorzędnych zakładów później dopiero zostanie pomieszczonych. Ale mam nadzieję że całość da możliwie zupełny choć nieco chaotyczny obraz naszej dzisiejszej pracy na polu handlu i przemysłu.

Wydawca.

J. MOEGELIN,  T. Z O. P.
FABRYKA MASZYN W POZNANIU.

Fabrykę tę założył Juliusz Moegelin w 1853 r., na rogu dzisiejszej ulicy Rycerskiej i Ogrodowej, jak to przedstawia obok zamieszczony rysunek; a w 1880 zajmuje już całą nieomal przestrzeń przy ul. Ogrodowej. Głównymi wtedy jej odbiorcami był rząd, zarządy miejskie i kolejowe, oraz większe zakłady przemysłowe.
W 1893 r. fabrykę nabywa inżynier państwowy p. Fr. Skrzydlewski i L. Jarnatowski.
Nowonabywcy, dla połączenia kolejowego, przenoszą fabrykę na Wildę, nieopodal dworca, gdzie się dotychczas znajduje, urządzona podług wszelkich wymagań nowoczesnej techniki.
W 1900 roku fabryka zamienia się na Towarzystwo udziałowe z pp. Jana Turno, ks. dra Skrzydlewskiego i inż. F. Skrzydlewskiego — kierunek techniczny i handlowy pozostaje nadal w ręku ostatniego. Obecnie fabryka zajmuje już obszar kilkunastomorgowy i zatrudnia około 150 robotników. Wyrabia szczególniej aparaty gorzelnicze, cukrownicze i kotły — a w tym zakresie posiada własne patenty, mianowicie NNr. 109072, 136551, 78627 i 229135.
Skrzydlewscy, to rodzina wielkopolska od 6 wieków tu osiadła. Pan Franciszek, syn właściciela Ocieszyna (który sam dziś posiada) urodził się tamże 1866 r. Ukończywszy gimnazyum Maryi Magdaleny w Poznaniu, a następnie politechnikę w Charlottenburgu, jako inżynier-mechanik dłuższy czas na koszt rządu podróżował dla zwiedzenia różnych zakładów górniczych i fabryk. Pracował potem w charakterze asystenta u prof. A. Riedlera w Charlottenburgu, wreszcie w elblągskich zakładach F. Schichaua, aż na życzenie osób interesujących się rozwojem przemysłu krajowego, przybywa w 1892 r. do Poznania.



Dr. ROMAN MAY
FABRYKA CHEMICZNA
SZTUCZNYCH NAWOZÓW.

Fabryka ta założona 1879 r. w Małej Starołęce pod Poznaniem, tuż przy torze kolei Poznań — Kluczbork, zajmuje dziś jedno z najpierwszych miejsc w przemyśle naszym. Poruszana obecnie siłą pary i elektryczności, przy zastosowaniu wszelkich najnowszych maszyn i ulepszeń, w zupełności odpowiada potrzebom. Kontrolowane przez stacyę doświadczalną Izby rolniczej poznańskiej, przetwory jej łatwy znajdują zbyt nietylko w Księstwie i Prusach zach., ale także w znacznej ilości idą nawet do Królestwa — a zapotrzebowanie z roku na rok coraz większe.
Chlubnie zapisany w historyi rozwoju przemysłu wielkopolskiego, a dziś już nieżyjący założyciel, dr. Roman May, ur. 1846 r. w Szamotułach. Po ukończeniu gimnazyum w Głogowie, 1869 r. zapisał się na wydział przyrodniczy w Wrocławiu, gdzie mu w 1874 r. przyznano stopień doktora filozofii. Czas jakiś wykłada nauki przyrodzone w poznańskiem gimnazyum realnem, lecz dla dobra służby“ przeniesiony w głąb Niemiec, rzuca profesurę i do kraju wraca, aby pracować wśród swoich. Ale niestety, niedługo było tej pracy, bo śmierć przedwczesna już w 1887 r. zabrała nam tak dzielnego pioniera przemysłowca. Stworzony jednak przez niego zakład rozwija się dalej pomyślnie.




Fr. Ganowicz.
Jan Wlekliński.
PATRIA
GANOWICZ & WLEKLIŃSKI
FABRYKA PAPIEROSÓW I TURECKICH TYTONI
W POZNANIU.

Fabrykę tę założył w r. 1886 obecny jej współwłaściciel pan Franciszek Ganowicz, pod firmą „Patria“. Po 5 latach przystępuje jako wspólnik pan Jan Wlekliński, i tak też od r. 1891 firma sądownie zapisana. Odtąd rozwój jej stały i szybki; dziś już fabryka ta, co do rozmiarów, jest bezwarunkowo największem tego rodzaju przedsiębiorstwem w całem państwie pruskiem, a największem ze wszystkich przedsiębiorstw polskich. Zatrudnia bowiem przeszło 750 robotników, z dzienną produkcyą około 600 tysięcy papierosów samej tylko ręcznej roboty, oprócz maszynowych. Dość powiedzieć że jednego tylko gatunku, znanego powszechnie pod nazwą „Noblesse“, wyrobiła w roku zeszłym 100 milionów. Już to jedno wymownie świadczy o wielkich rozmiarach przedsiębiorstwa, którego wyroby poszukiwane w całych Niemczech, a nawet poza granicę Europy wychodzą, jak np. do niemieckich kolonii w Afryce i t. p. Tak szybki lecz prawidłowy rozwój firma zawdzięcza umiejętnemu prowadzeniu interesu, a przedewszystkiem znakomitym swym wyrobom. Wszelkie maszyny fabryki pędzone na miejscu wytwarzaną siłą elektryczną, która zarazem służy do oświetlenia całego zakładu.
P. Franciszek Ganowicz urodził się w Gostyniu w 1850 r., wspólnik zaś jego, p. Jan Wlekliński, w Trzemesznie w 1861 r.



FRANCISZEK GLABISZ
CEGIELNIA I FABRYKA DACHÓWEK
w Kotowie pod Poznaniem.


Jest to dziś bezwarunkowo największy ze wszystkich polskich tego rodzaju zakładów w całem Księstwie, a bodaj czy go który z niemieckich przewyższa co do rozmiarów produkcyi; zaledwie jeden tylko może mógłby iść z nim w zawody.
Fabryka ta jednak należy do najmłodszych, bo założona w 1900 r., a dopiero przed 3 laty tak rozszerzoną została, że obecnie zatrudnia już 150 ludzi. Przy takiej sile roboczej i odpowiednich maszynach, dostarcza rocznie około 14 milionów różnych wyrobów, a mianowicie cegły zwyczajnej 10—12 milionów, dętej pół miliona, a silnie wypalonej (t. zw. klinkrów) i dachówek różnego systemu 2—3 milionów.


Dodać należy, iż cegła kotowska — jak i wogóle cegła wyrabiana z gliny, której bogate pokłady znajdują się tak na miejscu w Kotowie jak i najbliższej jego okolicy — uważana ogólnie za najlepszą do budowy domów mieszkalnych, ponieważ jest mocna, a przytem nie zatrzymuje w sobie wilgoci. Surowy ten materyał częścią bardzo się też nadaje do wyrobu dachówek, a stąd p. Glabisz tę gałąź traktuje jako swą specyalność, ku czemu też posiada stosowne urządzenie fabryczne.
Dotychczas dachówkę przeważnie sprowadzano do nas o granicę, mianowicie też dużo jej przychodziło ze Śląska. Dziś dowóz ten zaczyna się coraz bardziej zmniejszać, gdyż równie dobre wyroby fabryk własnych, w znacznej już części zaspokajają miejscowe potrzeby.
Zakłady kotowskie pracują bez żadnej przerwy przez cały okrągły rok, i to codziennie, tak zimą jak i latem, równą ilość godzin, a to dzięki odpowiednio urządzonym suszarniom, jako też własnemu oświetleniu elektrycznemu.
Założyciel ich, p. Franciszek Glabisz, ur. 1861 r. w Odolanowie. Po ukończeniu gimnazyum, słuchał w Berlinie farmacyi; nabył aptekę w Stęszewie, następnie w Poznaniu (t. zw. Zieloną), a wreszcie założył wyżej opisaną fabrykę.



B. Kasprowicz w Gnieznie
Fabryka wódek zdrowotnych i deserowych, wytłocznia soków, gorzelnia koniaków i fabryka napoi bezalkoholowych.

Firma ta znana już w świecie, należy jednak do młodszych, bo powstała dopiero w 1888 r.; ale właśnie dlatego tem wymowniejszym przykładem dla młodego pokolenia naszych kupców i przemysłowców: co znaczy więcej — człowiek czy kapitał, i czego to można w tak stosunkowo krótkim czasie dokazać przy odpowiednim zasobie doświadczenia, a przedewszystkiem przy silnej woli i energii, żelaznej wytrwałości i niezmordowanej pracy.

Francuskiego wyrobu aparat do
wypalania koniaku.

Pan Kasprowicz należy do t. zw. „salfmademan’ów“ — obyśmy takich mieli więcej. Zrazu długie on lata pracował tylko dla pierwszorzędnych firm, mając przytem sposobność poznania całych Niemiec. Ale niedosyć mu tego; celem wzbogacenia swej wiedzy, zwiedza jeszcze Hollandyę, Danię, Austryę i Francyę. Mając już wreszcie uciułanych kilkanaście tysięcy, pełen wiary w swe siły, postanawia rozpocząć interes na własną rękę.
Śmiano się wtedy z „szaleńca“, który z tak małym zasobem śmie stawać do współzawodnictwa z milionowemi firmami. Ale „szaleniec“ ani się uląkł, ani ugiął wobec przeszkód, jakie mu na każdym kroku stawiano, szkodząc i odmawiając kredytu. W dodatku przyszło mu zwalczać i uprzedzenia społeczeństwa, przyzwyczajonego do obcych wyrobów, zwłaszcza że była to pierwsza dopiero polska fabryka większych rozmiarów. Z tej ciężkiej próby jednak p. K. wychodzi zwycięzko. W rok po założeniu przywozi z wystawy paryskiej nowe zdobycze wiedzy, a w następnym roku sam już w Lipsku i Wiedniu zdobywa nagrody — najwyższe odznaczenie przyznano mu na wystawie lekarskiej w 1891 r. w Krakowie. A takie uznanie przez swoich i obcych, torowało dalszą drogę. Odtąd już dalsze lata były szeregiem święconych tryumfów, których lwią część zaliczyć należy na zasługi jego małżonki, p. Ewy z Bachmat Rudlickich. Ożeniony 1893 r., znalazł w niej wprost nieocenioną pomocnicę. Również niezmordowana, z rzadkim talentem i poświęceniem, umie godzić obowiązki gospodyni i matki, dzieląc zarazem wszystkie jego prace zawodowe i obywatelskie. Pan K. bowiem żywo się zajmuje tak sprawami swego miasta, jak i całego społeczeństwa. Prawie nic się nie dzieje bez udziału jego grosza lub pracy. On to należał do urządzających wystawę w Gnieźnie 1896 r. — a sam burmistrz wręczył mu puhar srebrny wyzłacany, jako najwyższą honorową nagrodę miasta. On to rzucił myśl zbiorowej wycieczki na wystawę lwowską i sam bierze udział z 70-ma innymi zawodowcami. On również poruszył sprawę założenia związku kupców polskich. A chociaż zwiększona praca i osłabione zdrowie, zmuszają go do pozostawienia wielu spraw siłom młodszym, o ile jednak może, nigdy się nie uchyla — i to z uznaniem

podnieść należy, obojgu zawsze i na wszystko czasu i grosza starczy. A obok tego i fabryka z każdym rokiem się rozwija. Od r. 1902 ma też nowy zupełnie dział — gorzelnię koniaków. Pan K. lata całe poświęcił na zbadanie tego u nas jeszcze nieznanego przemysłu. Dziś wagonami sprowadza wprost z Francyi odpowiednich gatunków wino, a otrzymane z niego tu na miejscu koniaki, w niczem zgoła nie ustępują francuskim. Chcąc iść z postępem, p. K. wciąż pilnie śledzi sposoby fabrykacyi zagranicą i odpowiednio zaraz działalność swą rozszerza. I tak np. aby poznać rosyjski sposób przyprawiania wódek, jeździł aż do Petersburga, Rygi i Wilna. Coraz też szerszy na jego wyroby popyt w Królestwie. Oprócz zaś miejscowego zbytu w całej Wielkopolsce, Prusach Zach, i na Śląsku, rozchodzą się po Niemczech, szczególniej Westfalii; idą nawet aż do Chin, Afryki i Ameryki przez własną filię w Hamburgu. Drugą filię założył w Berlinie, gdzie już dwa wozy z odpowiednimi napisami rozwożą gnieźnieńskie wyroby.

Ktoby obniżał wartość takiej działalności na tem polu, niech nie zapomina, że gdyby nie było tej firmy, ludzie by przez to pić nie przestali, a niejeden grosz poszedłby do obcych. Zresztą p. K. już od 2 lat wyrabia także znane ze swej dobroci napoje bezalkoholowe, zwłaszcza likier „Manru“ wyborny. — Pan K. ur. 1859 r. w Czempiniu.

(Zwraca się uwagę na dział ogłoszeń).


FRENZEL i Sp.
(właśc. Paweł Kryszkiewicz)
FABRYKA CUKRÓW I CZEKOLADY.

Fabryka ta należy do najstarszych zakładów przemysłowych w Poznaniu, bo sięga jeszcze lat pięćdziesiątych zeszłego stulecia. Ale w chwili, kiedy ją przed 10 laty dzisiejszy właściciel obejmował w posiadanie, zaledwie 10 tylko robotników zajmowała, podczas gdy dziś pracuje ich tam około 70.
W r. 1904 — a więc w 50 rocznicę założenia — p. Kryszkiewicz przeniósł ją do własnego domu (St. Rynek 56) i podług wszelkich nowoczesnych wymagań, rzec można, ze zbytkiem urządził. Obecnie prócz motoru o sile 50—60 koni, pędzonego własnym, na miejscu wytwarzanym gazem, posiada również własną dynamo dla oświetlenia elektrycznością całej fabryki, biur i składu, oraz własną centralę do ogrzewania i własny zakład do wytwarzania lodu. Słowem fabryka dzisiejsza, tak swymi rozmiarami jak i urządzeniem, wprost podziw budzi. Tak nadzwyczajny i szybki jej rozwój najlepszym jest przykładem: co znaczy w przemyśle człowiek. To też choć obecny właściciel nie jest założycielem, śmiało jednak za twórcę uważać go można, bo on to właściwie swą energią i przedsiębiorczością, oraz niezmordowaną pracą, wszystko, prawie z niczego, do dzisiejszego poziomu podniósł, — może więc za wzór przemysłowca służyć, zwłaszcza, że i wyroby jego śmiało już mogą z najlepszymi współzawodniczyć.
Pan K. ur. w Nakle 1866 r.; jako więc jeszcze stosunkowo młody, wiele na przyszłość rokuje.
Co zaś do samej fabryki, to ta nadzwyczajny budzi interes; warto się zatem bliżej przypatrzeć wyrobowi tylu różnorodnych słodyczy.
Motor, aparat gazowy, dynamo, centrala, maszyny do lodu — wszystko to widzimy w suterenach, na parterze zaś skład główny, a piętra zajmują biura i właściwa fabryka, podzielona na kilka odrębnych działów.
I. Wyrób karmelków. Widzimy tu aż 3 olbrzymich rozmiarów wanny, w których parą gotuje się cukier — do 40 cent. dziennie. Masę odpowiednio już zaprawioną wylewa się na stoły oziębione lub też parą ogrzane, stosownie do potrzeby. Z masy tej wyrabiają się roksy w kilkudziesięciu odmianach, oraz karmelki nadziewane, atłasowe, szwajcarskie, ruskie, angielskie i t. d.
II. Wyrób czekolady. Ziarna kakao po wysuszeniu i upaleniu w olbrzymim holenderskim piecu i po mechanicznem odłączeniu od łupin, zmielone i w mieszaczu połączone z cukrem oraz innymi przyprawami, tworzą masę czekoladową.
Kakao (proszek) początkowo przechodzi ten sam proces; dopiero po zmieleniu idzie pod prasę hydrauliczną, która wyciska t. zw. masło kakaowe (zupełnie podobne do świeżego masła), a wytłoczyny czyli kuchy, przeszedłszy jeszcze przez rozmaite maszyny, zamieniają się wreszcie na proszek. Co zaś do smaku, to ten osiąga się przez mieszanie rozmaitych gatunków.
W dziale tym wyrabia się dziennie 12 ctn. masy czekoladowej, a 4 ctn. proszku.
III. Laboratoryum francuskie, w którem wyrabia się tylko najprzedniejsze cukry deserowe. Szczególną tu zwraca uwagę przyrząd t. zw. ubijacz — coś w rodzaju używanej przez panie trzepaczki, z tą tylko maleńką różnicą, że w godzinę ubija 3 kopy jaj, 10 litrów śmietany i 10 kg. miodu. Dalej widzimy 4 kotły na 1 do 3 ctn. cukru, a w których dziennie można do 20 ctn. przerobić. Widzimy też mnóstwo porozstawianych t. zw. carrés, służących do mechanicznego wytłaczania najrozmaitszych form, przy użyciu wyborowego pudru ryżowego lub pszennego. Formy te bezustanku napełnia 2 zdolnych laborantów, którzy całą swą wiedzę wysilają, aby coś jeszcze doskonalszego stworzyć przez najrozmaitsze kombinacye i przyprawy, do czego im służą owoce zagraniczne, marmolady, wina, likiery, najprzedniejsze koniaki i t. d. A każdy taki mistrz ma swoje sekreta, których jak skarbów strzeże i kryje się z nimi wobec towarzyszów.
IV. Praliny. Masa pralinowa idzie do rąk 10 dziewcząt, które z niej maszynowo wytłaczają formy, nakładają w siatki, i zamoczywszy w masie czekoladowej, studzą zapomocą ekshaustora (w lecie).
V. Marcepany. W tym dziale wyrabiają się lubeckie i królewieckie torty, oraz marcepanowe owoce, jarzyny i t. d., czy to podług jakichś gotowych wzorów, czy też z natury modelowane.
VI. Pakownia. Aż 20 dziewcząt bezustannie zawija gotowe już wyroby dla składów detalicznych, których w Poznaniu fabryka posiada aż 4. Towary zaś przeznaczone do dalszej wysyłki, idą jeszcze do składu hurtownego, gdzie 8 ludzi stale zajętych tylko ich pakowaniem w skrzynie, dla oddania na kolej.
Tak się w grubych zarysach przedstawia ta fabryka. A dodać jeszcze należy, iż wszędzie panuje wzorowy ład i porządek, w każdym kąciku czystość bije w oczy, wszystkie maszyny i naczynia aż błyszczą, a cukiernicy w śnieżnej białości biretach i bluzach, tak samo każda pracownica w długiej fałdzistej bluzie i z kapką na włosach. Wyrób z takiej pracowni pochodzący, musi być apetyczny, zwłaszcza że sam przez się doskonały a tani. Oto zapewne jedna z tajemnic powodzenia, powodującego tak szybki rozwój tego zakładu. Niemało się do tego przyczynia i szybka obsługa tak publiczności, jakoteż kupców interesantów — czego sam właściciel ściśle przestrzega.








S. MICHALSKI i Sp. dawniej A. KRZYŻANOWSKI
(właściciel Czesław Kusztelan).
FABRYKA WYROBÓW MARMUROWYCH I CEMENTOWYCH.
ZAKŁAD KAMIENIARSKO-RZEŹBIARSKI.

Fabrykę tę założył nieżyjący już A. Krzyżanowski, około 1837 r. Jest to zatem jedno z najstarszych, a może nawet i wogóle najstarsze z przedsiębiorstw polskich w Poznaniu.
W r. 1896 przechodzi w posiadanie X. Stelmachowskiego, a następnie (1903 r.) St. Michalskiego i Sp. i odtąd firmuje się jak wyżej. We dwa lata jednakże firmowy właściciel umiera, a przy fabryce utrzymuje się wspólnik, p. Czesław Kusztelan, i dalej ją na własny rachunek prowadzi.
Obecny posiadacz (syn dra J. Kusztelana, dyrektora Banku Związku Spółek zarobkowych) ur. 1872 r. w Poznaniu.
Nader obszerny zakres działania tej fabryki, bo obejmuje:
wyroby z sztucznego kamienia — jak: figury świętych, i rozmaite inne figury, dekoracye architektoniczne i ogrodowe, filary, wazony, rury okrągłe i jajkowate, pierścienie do studzien, płyty na chodniki i t. p.;
wyroby z gipsu — jak: wszelkie sztukaterye, figury świętych (białe i polychromowane), figury pokojowe dekoracyjne, biusty królów i sławnych mężów (naszych, herby Polski, płaskorzeźby z historyi biblijnej, a także medaliony i najrozmaitsze inne przedmioty do przyozdobienia mieszkań;
wyroby z marmuru, syenitu, granitu i piaskowca — jak: pomniki i nagrobki (zawsze gotowe na składzie), umywalki białe i kolorowe, płyty na stoły, bilardy i t. d., oraz płyty na ołtarze (podług przepisów), a wreszcie schody, progi, płyty na posadzki i chodniki;

wyroby z terrakoty, cementu, marmuru i kamienia wapiennego — jak: posadzki do kościołów itd.;
wyroby z kutego i lanego żelaza — jak: boże męki i krzyże na groby, filary i łańcuchy do ogradzania grobów, kraty i t. d.
Fabryka podejmuje wszelkie prace kościelne i cmentarne w zakresie kamieniarstwa i rzeźbiarstwa, a także odnawia pomniki i nagrobki.
Nadto, posiada na składzie i partyami lub częściowo odstępuje: cement, wapno gaszone i niegaszone, asfalt naturalny i sztuczny, łupek, smołę i smołowiec do pokrywania dachów, plecionkę trzcinową, gips, płyty izolacyjne, węgle kamienne i kowalskie, cegłę szamotową i takąż mąkę, dreny i dachówki, rury do mostów, przepustów, wodociągów i kominów itd. itd.
Fabryka znajduje się przy Tamie Garbarskiej Nr. 25—28, a częścią za miastem, w Kobylopolu-Komandoryi, skład zaś i biuro przy ul. Wilhelmowskiej Nr. 19.



DONAT STABROWSKI
FABRYKA MUSZTARDY I KONSERWÓW
oraz
WARZELNIA BORÓWEK.


Fabryka ta — pierwsza i dotychczas jedyna w Poznaniu — istnieje od r. 1893 przy ul. Nollendorfa Nr. 17, ale już znacznie powiększona, a od lipca r. b. przeniesioną zostanie do specyalnie na ten cel zbudowanego gmachu przy ul. Wielkiej Berlińskiej 127, i przedstawiać się będzie jak na rysunku i planie tu dołączonym.
Fabryka przerabia prawie wyłącznie produkt miejscowy, i to w znacznej ilości; a jak jej kapusta w niczem nie ustępuje magdeburskiej, tak i ogórki dobrocią nawet przewyższają lignickie — a to dzięki znakomitej metodzie ich przyprawiania.
Co zaś do musztardy, to również tylko przesąd daje pierwszeństwo obcym wyrobom; ale może i ten da się z czasem pokonać, bo zapotrzebowanie z każdym rokiem wzrasta. Obecnie obrót fabryki p. Stabrowskiego dosięga prawie ćwierć miliona m., co już w bogactwie narodowem poważne zajmuje miejsce. A że założyciel i dotychczasowy jej właściciel — ur. w Zalesiu, p. Krotoszyńskim, 1868 r. — jest stosunkowo jeszcze młodym, rokuje więc nadzieje, że przy swej energii i pracowitości, fabrykę tę bardziej jeszcze rozwinie na pożytek kraju.





K. FRANKIEWICZ, budowniczy.
Interes budowlany. Parowa fabryka wyrobów z drzewa,
oraz parowe tartaki i składy budulcu.

Obecny właściciel zaczął w 1893 r. od przedsiębiorstwa budowlanego, z którego w 1900 r. powstała parowa fabryka i tartak na Jerzycach, a w r. z. nabył jeszcze drugi tartak parowy w Kostrzynie.
Dawniej cały nieomal handel drzewem spoczywał w ręku obcych, przeważnie żydów, a wszelkie próby współzawodnictwa chybiały. Pierwszy dopiero p. Frankiewicz wyszedł z tej walki zwycięzko. Obecnie już całe lasy na własny rachunek zakupuje i wyrabia wszelkiego rodzaju budulec, oraz schody, drzwi, okna, żaluzye, podłogi, posadzki — i wogóle wszystko, cokolwiek do budowy domu potrzeba, tak, że każdy budujący może już teraz wszelki materyał drzewny u swego nabywać.
Fabryki zatrudniają około 150 robotników, a produkcya roczna dosięga poważnej sumy pół miliona.
P. Karol Frankiewicz, rodzony brat Ludwika, ur. 1869 r. w Poznaniu, gdzie też uczęszczał do gimnazyum, a w Wałczu (Prusy Zach.) ukończył szkołę techniczną. Jako człowiek stosunkowo jeszcze młody a dzielny kupiec, niewątpliwie z czasem znacznie swe zakłady rozszerzy.

Wnętrze fabryki w Poznaniu.
Tartak w Kostrzynie.


Ludwik Frankiewicz; budowniczy.
Przedsiębiorstwo budowlane i biuro architektoniczne (plac Bernardyński 1, dom własny, telefon Nr. 158)
oraz Parowa cegielnia (św. Łazarz) i fabryka płyt ogniotrwałych „Scagliol“ DRP.

Biuro architektoniczne założone w 1882 r. Od tego czasu p. Frankiewicz zaprojektował i wykonał już kilkaset różnych budynków.
Za płyty ogniotrwałe przyznano mu na wystawie poznańskiej 1895 r. medal bronzowy — a wyrabia je od 1893 r. Cegielnia powstała 1897 roku i dostarcza cegły zwykłej i dętej, oraz do sklepień i gzemsów.




Jan.
Stanisław.
Karol.
J. KRYSIEWICZ
FABRYKA WYROBÓW Z MIEDZI I MOSIĄDZU,
W POZNANIU.

Fabryka założona 1845 r. przy W. Garbarach, a w 1871 r. przeniesiona do nowo zbudowanego gmachu przy ul. św. Marcina 65. W 1885 r. objęli ją dwaj synowie, dotychczasowi jej właściciele, Stanisław i Karol.
Fabryka wprawdzie podejmuje wszelkie w zakres jej wchodzące prace, głównie jednak urządza gorzelnie i buduje dla nich aparaty destylacyjne. Dotychczas już z górą 200 urządziła, przeważnie w Królestwie, a nadto, dla szkoły rolniczej w Dublanach, urządziła gorzelnię doświadczalną.
Na wystawie lwowskiej 1894 r. przyznano jej medal srebrny, a w rok potem, na poznańskiej, medal złoty za kompletny aparat odpędowy do ciągłego odpalania, i dodatkowo, na szczególne polecenie komitetu, otrzymała też medal państwowy.
Obecnie, wskutek ceł, wywóz do Królestwa mniejszy, fabryka jednak zatrudnia jeszcze przeszło 20 robotników.
Założyciel, ś. p. Jan ur. 1818 w Czarnkowie. Jako kotlarz, kształcił się dalej w Niemczech, praktycznie i teoretycznie, dłuższy czas potem pracuje w Królestwie i Galicyi, wreszcie osiada w Poznaniu, i przez lat 40 sam swą fabrykę prowadzi. Oddawszy ją w końcu synom, doczekał się jeszcze miłej uroczystości 50-letniego jubileuszu założenia, a w rok potem, 1896, umiera.
Z synów, starszy, Stanisław, kupiec z zawodu, ur. 1850 r. w Poznaniu. Karol zaś, ur. 1852, także w Poznaniu, ukończył szkołę przemysłową w Hali.



STANISŁAW MAŃCZAK.

Fabryka założona w 1891 r., z początku w małych tylko rozmiarach, ale rozwój był tak szybki, że dziś już zakład ten jest największym, nietylko w Księstwie, lecz bodaj że nawet na całym obszarze ziem polskich niema równego, zwłaszcza pod względem urządzenia, odpowiadającego wszelkim nowoczesnym wymaganiom. Wszystkie maszyny poruszane siłą elektryczności. Szczególniej zwraca uwagę maszyna do walcowania złotej i srebrnej blachy, oraz maszyna do ciągnienia o różnym profilu drutu na obrączki ślubne itd. Słowem wszelkie przedmioty w zakresie biżuteryi, a szczególniej rozmaitego rodzaju pierścionki, wyrabiane są na miejscu, wprost ze sztab szlachetnych kruszców. Samo się przez się rozumie, że skoro fabryka może wykonywać przedmioty zupełnie nowe, temsamem może też przerabiać i reperować stare.
Przy fabryce jest też oddział rytownictwa. Posiada nadto dwa składy: główny, przy fabryce, ul. Wilhelmowska 24, i filialny przy ul. Berlińskiej 7 — oba zaopatrzone bogato w wszelkie wyroby z szlachetnych kruszców oraz alfenidy.
Tak niezwykle szybki rozwój tego zakładu, niewątpliwie przypisać należy umiejętnemu kierownictwu właściciela. P. Stanisław Mańczak ur. 1869 r. w Poznaniu, i tu się też później wykształcił w swym zawodzie; a później zagranicą miał jeszcze sposobność zapoznać się z najnowszemi zdobyczami techniki w tym zakresie.
(Co do wyrobów, bliższe szczegóły w dziale ogłoszeń na okładce).



L. KIESLING, NASTĘPCA.

Zakład ten około 1872 r. założony przez p. Leona Kieslinga, który go też z powodzeniem prowadził aż do 1903 r.; a tylko chorobą zmuszony, odstąpił go w pełnym rozkwicie.
Nowonabywca, p. Witold Hedinger, inżynier, zaraz znacznie rozszerzył interes, dołączywszy także dział wszelkiej instalacyi domowej i hygienicznej, jak zaprowadzanie oświetlenia gazem lub acetylenem, zaprowadzanie wodociągów, urządzanie łazienek, natrysków, toalet, ścieków, odpływów, kanalizacyi, wentylacyi, wodotrysków, wiercenie studzien i ustawianie pomp. Oprócz tej nowej gałęzi, podejmuje, jak dawniej, wszelkie prace w zakresie blacharstwa budowlanego, jak pokrywanie dachów, zakładanie rynien itd.
Obecny właściciel ur. 1876 r. w Poznaniu. Po ukończeniu gimnazyum Maryi Magdaleny, uczęszczał na politechnikę w Charlottenburgu, następnie praktykował po fabrykach, biurach patentowych i inżynierskich, zapoznając się szczególniej z działem wzmiankowanej instalacyi. Niepoprzestając jednak na poznaniu strony technicznej, czas jakiś pracował jeszcze i w banku, dla zaznajomienia się z obrotami finansowymi i handlowymi, po czem dopiero objął wyżej opisaną fabrykę, którą przenosi do specyalnie urządzonego budynku nowo nabytej posesyi przy ul. św. Marcina Nr. 34. Z chwilą zaś przeniesienia fabryki, przystąpi brat Stanisław, także inżynier, specyalista elektrotechnik, a wtedy działalność fabryki i w tym kierunku rozszerzoną będzie.




Leonard Nehring.
Jan Leitgeber.
NEHRING I LEITGEBER FABRYKA CYGAR W POZNANIU.


Pierwsze to w tym rodzaju przedsiębiorstwo polskie w Księstwie, istnieje dopiero od 1 kwietnia 1898 r. założone przez pp. Leonarda Nehringa i Jana Leitgebra, a już znacznych dosięgło rozmiarów, i z każdym rokiem bardziej się rozwija. Fabryka nietylko cygara ale także i pudełka do nich wyrabia sama, sprowadzając tylko surowy materyał. Wyroby swe rozsyła po całem Księstwie, Prusach Zachodnich i Wschodnich, idą także na Śląsk i Pomorze, a również znaczne mają zapotrzebowanie do Westfalii, Nadrenii i Meklemburga. Tak szybki swój rozwój bezwątpienia zawdzięcza zawodowemu wykształceniu obu założycieli.
Ś. p. Leonard Nehring, ur. 1852 w Czarnkowie, z zawodu kupiec, dłuższy czas prowadził jedną z większych tego rodzaju fabryk. Um. 1906 r. Po jego śmierci fabrykę dalej, już na własny rachunek, pod dotychczasową firmą, prowadzi pozostały wspólnik.
P. Jan Leitgeber ur. 1870 r. w Poznaniu, kształcił się również na kupca, w Magdeburgu, następnie w jednej z hamburskich fabryk cygar.



WINCENTY PŁONKA
FABRYKA WYROBÓW METALOWYCH W POZNANIU, Z FILIĄ W CZĘSTOCHOWIE.

Fabrykę tę założył w 1878 r. Franciszek Płonka, ojciec dzisiejszego jej właściciela; a więc już w drugiem jest pokoleniu, co u nas dość rzadkie zjawisko.
Początki, jak zwykle, były i tu trudne, ale przy usilnej pracy, przedsiębiorstwo wciąż się rozwijało. Założyciel zaczął z 4 robotnikami, dziś ma ich 60. Fabryka pracuje teraz tylko dla większych hurtowników, głównie Niemiec, Austryi i Ameryki.
Fabryka składa się z 3 głównych działów:
I. Wyroby z białego trwałego metalu (britania), szczególniej różne dewocyonalia, jako to: krzyże, kropielnice, kadzielnice, lampki przed obrazy, kandelabry, świeczniki oraz stołowe zastawy, jak — menażki, solniczki, wazy, obrączki do serwet itd. a z galanteryi szczególniej kałamarze i rozmaite przybory do pisania.
II. Największy w całem państwie niemieckiem zakład galwanicznego niklowania, posrebrzania i bronzowania z własną polerownią i ślufiernią.
III. Również największa w prowincyach wschodnich fabryka noży do maszyn rzeźnickich oraz i samychże maszyn, z uwzględnieniem własnego patentu.
Fabryka corocznie reprezentowana na jarmarku (messa) lipskim, gdzie w pałacu wystawy jarmarcznej „Flora“ zawsze ma własny oddział przy ul. Piotra 23.
Dzisiejszy właściciel i kierownik, p. Wincenty Płonka, ur. 1870 r. w Poznaniu. Po przebyciu praktyki w warsztatach ojca, dla dalszych zawodowych studyów, dłuższy czas przebywał w prowincyach nadreńskich i Szwajcaryi, pracując tam w tego rodzaju fabrykach, a zdobyta wśród obcych wiedza i doświadczenie jego, są dziś najtrwalszą podstawą ciągłego rozwoju tej fabryki.



Dr. M. Sobeski.
T. Górny.
„GORGO“
POZNAŃSKIE LABORATORYUM CHEMICZNE
(Dr. Michał Sobeski)
FABRYKA PERFUM, KOSMETYKÓW
I MYDEŁ TOALETOWYCH.

Krótkie dzieje tej fabryki — bo istnieje dopiero od 1 maja 1904 r. — a już poważne zajęła miejsce w przemyśle naszym. Trudna była to walka z uprzedzeniem publiczności, bo na tem polu właśnie silniej ono zakorzenione. Zwycięstwo wszelako już zupełne dzięki zaletom wyrobów nie ustępujących najlepszym zagranicznym, a które jako niższe co do ceny, szeroki mają zbyt na całym Wschodzie — szczególniej w Księstwie, Prusach Zach., na Śląsku itd.
Fabryka wyrabia wszelkiego rodzaju pachnidła, od najtańszych do najprzedniejszych. Dalej — wyrabia mydła toaletowe i lecznicze, oraz wszelkie artykuły kosmetyczno-hygieniczne, jak preparaty do pielęgnowania ust, zębów, włosów, skóry itd., a nakoniec fiksatuary, pomady, olejki wonne, brylantyny itp.
Technicznym kierownikiem jest sam założyciel, chemik, dr. Michał Sobeski, ur. 1877 w Pleszewie; dział zaś handlowy prowadzi p. Tadeusz Górny, ur. 1876 w Inowrocławiu.



K. Kużaj
Mechaniczna fabryka garderoby męskiej i dla chłopców, oraz roboczej,
pędzona siłą elektryczności.
Hurtowy handel sukna.
Poznań, ul. Szkolna 3.
Telefon Nr. 1905.

Dotychczas niewątpliwie największe w Księstwie, przedsiębiorstwo to, jak wiele innych, rozwinęło się także z małych początków. Założyciel, kupiec z zawodu, otworzył najpierw (1897 r.) przy ul. Szerokiej, detaliczny skład garderoby, a w r. 1900 znacznie go rozszerzył i przeniósł na ulicę Wrocławską 13, gdzie też, jako detaliczny, dotychczas jeszcze istnieje. Tu dopiero w rok później, p. Kużaj zaczyna sam fabrykacyę i handel hurtowy, ale początkowo na małą tylko skalę; dzięki jednak zdolnościom i niezmordowanej pracy, przedsiębiorstwo jego, mimo współzawodnictwa z obcemi milionowemi firmami, rozwijało się szybko, a dziś już przyszłość ma zapewnioną. A jest to przecie jedna z ważniejszych placówek naszego przemysłu i handlu, którą ten śmiały pionier umiał w tak krótkim czasie przebojem zająć.
P. Kazimierz Kużaj ur. 1871 r. w Odolanowie.




A. STANEK
FABRYKA ORNAMENTÓW METALOWYCH, ZAKŁAD BUDOWLANO-BLACHARSKI I INSTALACYJNY
oraz
FABRYKA WANIEN METALOWYCH.
Poznań, ul. Długa 18. Telefon 762.

Fabryka założona w 1902 r. Początkowo był to tylko warsztat budowlano-blacharski i instalacyjny; dziś jednak, po urządzeniu działu wanien i zastosowaniu odpowiednich maszyn, w zupełności już na miano fabryki zasługuje.
Oprócz wyrobu wszelkiego rodzaju wanien, fabryka podejmuje roboty budowlane w zakresie blacharstwa, zaprowadza wodociągi i oświetlenie gazowe, urządza łazienki i klozety, a nadto posiada też wyłączne na Księstwo zastępstwo na patentowane aparaty do nowego światła Fischera.
P. Andrzej Stanek ur. 1874 r., a 1888 rozpoczął praktykę zawodową, poczem ukończył szkołę blacharstwa w Aue w Saksonii, jako stypendysta cechu blacharskiego w Lipsku. Ukończywszy te kursa, dłuższy czas jeszcze pracuje po większych warsztatach i fabrykach w Niemczech i Warszawie, a w końcu osiada w Poznaniu i na własną rękę pracę rozpoczyna.



K. KMIECIKOWSKI
Introligatornia poznańska,
Fabryka zeszytów szkolnych i ksiąg handlowych,
pędzona siłą elektryczności.

Fabryka założona 1890 r. początkowo w Gnieznie, a po kilku latach przeniesiona do Poznania, urządzona była najpierw przy ul. Szerokiej, potem Wodnej; a teraz, od lat dwóch, znacznie powiększona, zajmuje dwie obszerne sale przy pl. Wilhelmowskim, róg Teatralnej.
Jest to niewątpliwie największy na całą prowincyę tego rodzaju zakład. Wszystkie maszyny pędzone siłą elektryczności, jak np. jedyna w Księstwie maszyna do szycia nićmi, dalej wielka maszyna, która sama składa i jednocześnie szyje, maszyna do zaokrąglania grzbietów, do zaokrąglania narożników, nie mówiąc już o prasach, nożach mechanicznych wielkiego kalibru, maszynach do wyzłacania itd. Zakład przedewszystkiem podejmuje broszurowanie i oprawę całych nakładów, a za swą specyalność uważa oprawę książek do nabożeństwa, oraz książek handlowych i zeszytów szkolnych; — niewykluczona jednak i oprawa pojedynczych książek, jak i roboty galanteryjne. Pracuje przeszło 20 ludzi.
P. Klemens Kmiecikowski ur. 1870 r. w Gnieznie.



P. URBANOWSKI
FABRYKA CYGAR w GNIEZNIE.


Fabryka powstała dopiero w 1900 roku a już znacznych stosunkowo dosięgła rozmiarów. Pan Urbanowski zaczynał z dwoma zaledwie robotnikami, a dziś już ich około 50 zatrudnia. A przytem w r. b. założył swą filię w Katowicach na G. Śląsku. Jest to również miarą rozwoju.
Wyroby tej fabryki rozchodzą się po całem Księstwie i sąsiednich prowincyach, a także mają znaczny zbyt i w Westfalii.
Pan Piotr Urbanowski ur. 1874 r. w Gostyczynie (powiat tucholski, Prusy Zachodnie).
Do szkół uczęszczał w Toruniu, i tamże kształcił się zawodowo, z początku jako destylator, a dopiero od 1896 r. przerzucił się na pole przemysłu tabacznego, i, jak widzimy, z powodzeniem na niem pracuje.




Bank Parcelacyjny
zapisana spółka z ograniczoną poręką.
Poznań, ul. Wiktoryi 12.
Telefon Nr. 1049.
Adres dla telegramów: Parzellirbank — Posen.

Bank założono dnia 11 czerwca 1897 r. Liczy obecnie 1645 członków z 7455 udziałami po 50 mk., i odpowiedzialnością do wysokości 200 mk. Udziały zatem wynoszą 372.750 mk. a suma gwarancyjna 1,491.000 mk. Własnych rezerw Bank posiada blizko pół miliona mk.
W czasie swej 9-letniej działalności, Bank dotychczas rozparcelował przeszło 39000 mórg ziemi, i to na długoletnią wypłatę.
Bank zawsze posiada na sprzedaż pewne, pierwszo-miejscowe 5% hipoteki; a jego Kasa oszczędności przyjmuje wszelkiej wysokości depozyta i bez względu na stopę procentową Banku Rzeszy, płaci: 4½% od sum wymaganych za wypowiedzeniem kwartalnem, 5% za półrocznem, a 5½% za wypowiedzeniem rocznem.
1. Ś. p. Dr. Teodor Bohdan Jarnatowski, nieodżałowany działacz społeczny, założyciel Banku i pierwszy prezes jego Rady Nadzorczej, ur. 1833 r. a um. 1905 r. w Poznaniu.
2. Czesław Czypicki, adwokat i notaryusz z Koźmina, także założyciel, a obecnie prezes Rady N., ur. 1855 r.
3. Ignacy Sikorski, który podał projekt założenia i organizacyi Banku, a stąd jest dotychczas pierwszym jego dyrektorem, ur. 1855 r. w Kotowiecku (p. pleszewski).
4. Franciszek Panieński, od 1902 r. drugi dyrektor Banku, ur. 1850 r. w Buku.
5. Stanisław Wegner, od r. z. trzeci dyrektor, ur. 1857 r. w Poznaniu.



Drwęski i Langner
(właśc. Marcin Biderman)
Dom komisowy i bankowy
w Poznaniu.

Firmę założyli w 1876 roku nieżyjący już Floryan Drwęski i Langner. Wkrótce jednak Langner ustępuje, a Drwęski prowadzi ją dalej na własny rachunek.
Urodzony w dostatkach, miał być dziedzicem pańskiej fortuny; lecz zanim wrócił z wojska, majątek zlicytowano. Zmuszony walczyć o byt, choć bez dostatecznych zasobów, mimo trudnych początków, umiał jednak wytrwać, a praca i sumienność coraz większe jednały mu zaufanie w kołach obywateli. Właściwy jednak okres rozwoju datuje się dopiero od 1885 r. W tym roku bowiem przystąpił p. Marcin Biderman, znacznie stosunkowo zasiliwszy zasoby firmy. Ale co ważniejsza, że sam ruchliwy i przedsiębiorczy, niemało się przyczynił do rozwinięcia szerszej działalności. Po roku jednak nowy wspólnik zaczyna służbę wojskową.
Zrazu zaliczony do pułku stojącego w Krotoszynie, wkrótce za propagandę narodową przerzucony aż do Akwizgranu, dosłużywszy się tam stopnia feldfebla, z prawem do szlif oficerskich, wraca na dawne stanowisko. Lecz dopiero od śmierci ś. p. Drwęskiego (1896 r.) mając już zupełnie wolne do działania ręce, mógł całą rozwinąć energię i zdolności, a o wynikach najlepiej świadczy dołączona tu mapa. Ale dodać należy że p. B., goniąc za zyskiem, nie zapomina o obowiązkach obywatela, które w swych operacyach zawsze umie godzić z zadaniem kupca. Nigdy też ziemi nie sprzeda byle komu. Dowodem tego, że z majątków przez niego lub od niego nabytych, jeszcze ani jeden nie wyszedł z rąk polskich. Omylił się jedynie na Chrzanowskim, który Katarzynowo sprzedał kolonizacyi. W tym przypadku jednakże p. B. cały swój zysk oddał na cele publiczne, niechcąc taką zdobyczą plamić firmy.
I na innem polu też p. B. okazał swój zmysł organizacyjny i administracyjny. Założywszy w r. 1896 znany tygodnik „Pracę“, umiał zdobyć najwyższą u nas liczbę abonentów 15000! Za jego czasu „Praca“ stała u szczytu powodzenia i uznania. Drogo mu jednak przyszło ten tryumf okupić. Po dwakroć bowiem sam musiał odsiadywać więzienie, a ile się jeszcze kar i kosztów sądowych napłacił! — Zgórą 50.000.
Jego też dziełem i „Górnoślązak“, który, rzec można, cały dzisiejszy ruch narodowy na Górnym Śląsku zapoczątkował.
W końcu dodać należy, że p. B. założył wielką drukarnię „Pracy“ a niedawno znów nabył jedną z większych drukarń, ratując właściciela, zagrożonego konkursem.
Pan Marcin Biderman ur. 1864 na kresach Śląska, gdzie ojciec dzierżawił probostwo w Zdunach i Kubowo (dobra ks. Reuss).




Telesfor Otmianowski
Hurtowy i cząstkowy handel nasion polnych, leśnych i ogrodowych, oraz wszelkich odmian zboża do siewu.
Poznań. Telefon Nr. 182.
Skład i biura przy ul. Wrocławskiej 15, a spichrze dla zapasów, przy Tamie Garbarskiej 2.

Pan Telesfor Otmianowski ur. 8. 12. 1850 r. w Wierzchaczewie (p. szamotulski). Początkowo kształcił się na kupca kolonialnego; później jednak przerzucił się do handlu nasion. W 1881 r. otworzył własny interes; ale po 9 latach łączy go z istniejącym od 1873 r. pod firmą A. Bąkowski, i znacznie przez to powiększony, wspólnie dalej prowadzi już pod zmienioną firmą na „Bąkowski i Otmianowski.“ Takie połączenie dwóch dzielnych sił, musiało dodatnio oddziałać na rozwój przedsiębiorstwa. Po 7 latach jednak tej wspólnej owocnej pracy, umiera ś. p. Apolinary Bąkowski, a pozostały współwłaściciel p. Otmianowski, znów cały interes na własny przejmuje rachunek, i w roku następnym przywraca mu dawną własną firmę — tak jak ją obecnie podpisuje i jak podana tu w nagłówku.
Pan O. nietylko jako starszy Korporacyi Kupców Chrześc., ale przedewszystkiem jako właściciel jednej z najpoważniejszych firm w kraju, godnym jest przedstawicielem naszego handlu. Wybitny

i dzielny kupiec, zasłużonem też cieszy się uznaniem i powodzeniem, które mu zjednały osobiste przymioty jako człowieka i zawodowca — prawość, pracowitość, uprzejmość w obejściu, akuratność itd. A stara się przytem dobierać i odpowiednich współpracowników, stąd każdy obsłużony należycie, zostaje nadal odbiorcą.

Dom ten dostarcza nasion i zboża do siewu na całe Księstwo, Prusy, Śląsk, Królestwo i Galicyę — i to nietylko większym właścicielom ziemskim i włościanom, ale także podejmuje hurtowe stałe dostawy kupcom odprzedającym z drugiej ręki.
A za swą specyalność handlową uważa dostawę nasienia lucerny i wszelkich odmian koniczyny, jako też traw rolnych, łącznych i trawnikowych. Nasiona te zwykle sprowadza z tych okolic, w których jakiś gatunek najstaranniej hodują, czy to w kraju czy zagranicą. Co zaś do buraków pastewnych i marchwi, to produkcyę ich nasienia powierza wypróbowanym, znanym hodowcom, którym na ten cel dostarcza własnego wyborowego ziarna na wysadki mateczne. To samo wszelkiego zboża, zwłaszcza nowych, oryginalnych, poprawnych odmian żyta, pszenicy, owsa i jęczmienia, jak niemniej wszelakich nasion leśnych i ogrodowych.
Do czyszczenia używa tylko takich maszyn, które najlepiej odpowiadają potrzebom i wymaganiom danego ziarna.
Nadmienić też wypada, że obok, lecz niezależnie od swego handlu nasion, p. Otmianowski, w 1886 r. założył także pierwszy, i naówczas jeszcze jedyny w Poznaniu, polski skład sprzętów i naczyń kuchennych. Przeniósłszy go później do Bazaru (od strony ul. Nowej), w pełnym rozkwicie odstąpił 1892 r., bezinteresownie zezwalając nabywcom prowadzić go dalej pod jego firmą T. Otmianowski. Odtąd poświęca swe siły wyłącznie handlowi nasion, a syna swego Kazimierza, celem wykształcenia w tym zawodzie, nawet i do Anglii wysyłał, aby mógł kiedyś dalej drogą ojca kroczyć i zasłużoną przez niego firmę w rodzie utrzymać.
Pan Otmianowski za swe nasiona zdobył pierwszą w tym dziale nagrodę — jedyny medal srebrny, na wystawie poznańskiej 1895 r.

Czyszczenie zboża i nasion.
Czyszczenie zboża i nasion.


DROGERYA „UNIVERSUM“
B. ŚNIEGOCKI
≡≡≡≡≡ POZNAŃ, UL. RYCERSKA 38. ≡≡≡≡≡

Dwaj koledzy, ludzie jeszcze młodzi ale w zawodzie swym doświadczeni a pracowici i przedsiębiorczy, otwierają 1892 r. skład pod firmą Centralna drogerya. Z nader małemi stosunkowo zasobami rozpoczęty, dzięki tylko ich energii i umiejętnemu kierunkowi, interes rozwijał się tak szybko, że już w 1896 r. otwierają jeszcze przy placu Wilhelmowskim drugi wielki skład, który prowadzi p. B. Śniegocki, a we dwa lata na własny przejmuje go rachunek.
Z takich to skromnych początków, i to w nader stosunkowo krótkim czasie, wyrosła dzisiejsza poważna, pierwszorzędna firma. Pracowity a rzutki i z postępem czasu idący kupiec, p. Śniegocki takie znalazł powodzenie, iż wkrótce pomieszczenie okazało się zaszczupłem; przenosi więc swe lary i penaty z placu na ul. Rycerską, gdzie ma dziś odpowiednio już urządzone i skład i obszerne magazyny. Szczególniej też te ostatnie, tak swemi rozmiarami jak wygodnem i nawet można powiedzieć zbytkownem urządzeniem, budzą wprost podziw zwiedzających. A niktby się ani domyślił, że tam w suterenach kryje się tyle skarbów w postaci zapasów najróżniejszych towarów. Przy świetle jarzących lamp elektrycznych widzimy tam wszystko, od szafy mieszczącej najgwałtowniejsze trucizny aż do mnóstwa beczek nafty, oliwy i t. p. lub skrzyń i worków.
Ponieważ ostatniemi czasy mnóstwo pojawiło się drogeryi p. n. „centralna“, przeto p. S. dla odróżnienia, ze zmianą miejsca, zmienił też i firmę na „Universum“, którą prawnie sobie zastrzegł. Drugim tej zmiany powodem, i to może ważniejszym, był także i ten wzgląd, że chciał aby już sama nazwa „Universum“ mówiła wszystkim, iż skład jego zaopatrzony w różnorodne i to najprzedniejsze towary. W rzeczy samej zakres działania tej firmy obejmuje wiele działów, bo oprócz właściwych drogeryjnych, są tam materyały do oświetlenia i prania; pachnidła, mydła toaletowe i przeróżne kosmetyki; przybory dla fotografów, przybory dla pszczolarzy; wszelkie artykuły gospodarcze itd., a także różne specyfiki własnego wyrobu. Po szczegóły odsyłamy do katalogów, zaznaczając przytem, że ta firma pierwsza zaczęła je wydawać w języku polskim. Co zaś do działu fotograficznego, to każdy się z nim lepiej może zapoznać, czytając wydawane obecnie przez tę firmę a temu przedmiotowi poświęcone pismo p. t. „Tęcza“.
Dodać jeszcze należy, że dział fotograficzny jest tak bogato zaopatrzony we wszelkiego rodzaju nowości, iż śmiało można powiedzieć, nie ma równego w całym zaborze pruskim.
Aby dać miarę przedsiębiorczego ducha i energii właściciela, dość wspomnieć, iż on to był jednym z pierwszych w Europie, którzy urządzili gabinet rentgenowski. Dowiedziawszy się o tem zarząd szpitala miejskiego a stwierdziwszy użyteczność promieni rentgenowskich, zakupił na własność całe to urządzenie.
P. Bronisław Śniegocki, syn b. właściciela Bieślina pod Trzemesznem, urodził się tamże 1868 r. Do gimnazyum uczęszczał w Gliwicach i Poznaniu; zawodowe zaś wykształcenie zdobył przez kilkoletnią praktykę w pierwszorzędnych domach handlowych.




K. IGNATOWICZ  DOM TOWAROWY.
POZNAŃ, UL. WROCŁAWSKA 4.

Niesłychanie szybki wzrost tej firmy, to żywy przykład, co można prawie z niczego stworzyć, przy odpowiednich zdolnościach i znajomości rzeczy, obok ducha przedsiębiorczego i innych osobistych przymiotów, niezbędnych dla dobrego kupca — jak energia, wytrwałość, pracowitość, słowność, ujmujące obejście się itd. Oto parę wymownych dat z dziejów tej firmy:
1 października 1888 r. p. Ignatowicz otwiera przy ul. Wrocławskiej 40, mały składzik, obejmujący zaledwie jakieś 20¤ mtr. W następnym już roku powiększa go do 80¤ mtr.; a w rok później zakłada jeszcze przy ul. Koziej hurtowy skład towarów krótkich. Kiedy jednak zaczęły powstawać w Prusach t. zw. domy towarowe, i kiedy już i w Poznaniu się pojawiły dwa takie przedsiębiorstwa żydowskie, p. I. zrozumiawszy ich przyszłość, także postanawia i swój skład przekształcić odpowiednio do nowego typu. Nabywa więc (1893 r.) dom obecnie zajmowany i tam się przenosi, zatrudniając z początku tylko 20 osób. Wkrótce jednak i to pomieszczenie okazało się za szczupłem. Po 4 latach przeto p. I. dokupuje drugi dom i łączy go w ten sposób, że skład teraz zajmuje przeszło 2000 mtr. □, z dwoma frontami przeciwległymi od ul. Wrocławskiej i Jezuickiej, a zatrudnia z górą 100 osób, oprócz 60 zajętych poza domem. Widząc jednak, że i te rozmiary nie odpowiadają już potrzebie, kupił w najlepszem ale też i najdroższem położeniu — bo przy zbiegu rynku z ul. Nową i Szkolną — dwa domy i na ich miejscu zbuduje prawdziwy pałac, jak go wykonana z modelu illustracya przedstawia.
Pan I. nietylko do Francyi i Anglii ale nawet aż do Ameryki jeździł, aby w ojczyźnie takich domów, zwiedzić np. Ridlay’a albo „The big store“ w New Yorku, „The Fair“ w Chicago, Wannamacker’a w Filadelfii i New Yorku i inne, aby ich najlepsze urządzenia i u siebie też zaprowadzić. Przyszły więc pałac, dający miejsca 4500 mtr. □ a z przeszło 200 pracownikami — będzie istnym cudem, przynajmniej dla Poznania. Niczego tam nie braknie pod względem wygody, hygieny i wykwintu. Będą nawet maszyny samo-pochłaniające wszelki kurz, będzie także i bufet, a cóż dopiero mówić o urządzeniu wentylacyi, ogrzewaniu lub własnem oświetleniu. Pałac ma być już w listopadzie otwarty.
P. Kajetan Ignatowicz ur. 1870 r. w Poznaniu. Obecnie jest radnym miasta, i wogóle żywy bierze udział w życiu publicznem.



HIPOLIT ROBIŃSKI,
HURTOWY HANDEL WIN,

założony w Krotoszynie 1832 r. przez Antoniego Robińskiego. Po 44 latach przejął go syn Hipolit i pod własną już firmą dalej prowadził, przeniósłszy w 1896 r. do Poznania, gdzie po dziś dzień istnieje przy ul. św. Marcina Nr. 23, w domu własnym.
W rok potem właściciel umiera, a interes dalej prowadzą jego spadkobiercy, pod kierunkiem p. Waw. Głębockiego, który po 2 latach i przystąpił jako wspólnik.
Firma ta, z małych początków wyrosła, obecnie uchodzi za największą z polskich w tym zakresie, i to nietylko co do rozmiarów, ale i także powagi handlowej. Piwnice jej wistocie godne widzenia. Załączone tu ryciny zaledwie słabe tylko dają o nich pojęcie, a teraz się jeszcze rozszerzają tak, iż o 400 beczek więcej będą mogły pomieścić. — Znaleźć tam można wszelkie gatunki win, nawet staruszki, których urodziny sięgają początków zeszłego stulecia.
Firma jest też zaprzysiężonym dostawcą win mszalnych.
P. Wawrz. Głębocki ur. 1868 r. w Psarskiem pod Szamotułami. Kształcił się w gimnazyum Maryi Magdaleny, a po odsłużeniu jednorocznej służby, 3 lata pracował w hurtowym domu Ad. Devantier w Szczecinie, następnie 5 lat u pierwszorzędnego specyalisty, gdzie się dokładnie zapoznał z winami czerwonemi i reńskiemi; a co do węgierskich, to te znów poznał, dłuższy czas pracując w Krakowie i na miejscu, w ich ojczyźnie. Jako więc tak wszechstronnie w swym zawodzie wykształcony, zupełną daje rękojmię, że interes ten nietylko na dotychczasowym poziomie utrzyma, ale go jeszcze rozwinie. A że budzi zaufanie, dowodem tego, iż znany bordoski dom A. de Luze powierzył mu wyłączne zastępstwo.



J. N. LEITGEBER
SKŁAD TOWARÓW KOLONIALNYCH I CYGAR.

Rodzina Leitgebrów należy do najstarszych w Poznaniu, a dodajmy że jest dziś bodaj jedną z najliczniejszych w tem mieście.
Posesya na rogu ul. Wodnej i W. Garbar, gdzie się dotychczas skład znajduje, nabyta jeszcze w 1791 r. przez Antoniego Leitgebra; skład jednakże dopiero w 1833 r. założył jego syn, Józef Napoleon, i prowadził takowy przez ćwierć wieku tj. aż do swej śmierci (1858 r.). Po nim objął tę spuściznę najstarszy syn Bolesław. Ten dopiero ojcowską firmę, pracą i umiejętnym kierunkiem, do pierwszorzędnego znaczenia podniósł i na całe Księstwo zjednał jej rozgłos. On też pierwszy z Polaków założył w większych rozmiarach palarnię kawy, za której wyroby przyznano mu medal srebrny na wystawie poznańskiej 1895 r. Doczekawszy się jeszcze uroczystości złotego jubileuszu firmy, zmarł w 1896 r. zostawiwszy po sobie wspomnienie dzielnego kupca i dobrego obywatela. Obok bowiem pracy zawodowej, zawsze umiał znaleźć sobie czas na sprawy publiczne — we wszystkich też żywy przyjmował udział. Przez lat kilka był radnym miasta, był również starszym Korporacyi Kupców Chrześcijańskich, oraz prezesem Tow. Młodzieży Kupieckiej, a także członkiem Izby Handlowej i członkiem wielu polskich towarzystw.
Po nim firma przeszła na syna Stanisława. Jest to bodaj jedyny w Poznaniu wypadek, aby jeden i ten sam interes tak długo w rodzinie zostawał i w trzeciem pokoleniu jeszcze się w jej ręku znajdował. Obecny właściciel, wierny tradycyi przodków, wzorem ich, przechowując stare cnoty rodu kupieckiego, stara się o ciągły rozwój odziedziczonej firmy. Palarnię kawy znacznie powiększył i ulepszył przez zastosowanie najnowszego systemu maszyn, pędzonych siłą elektryczności; i prowadzi także największy w Księstwie handel herbatą. W roku przyszłym zamierza też cały swój skład rozszerzyć i odpowiednio do dzisiejszych wymagań, urządzić, przez stosowne przebudowanie.
P. Stanisław Leitgeber ur. 1871 w Poznaniu. Chociaż więc jeszcze stosunkowo młody, już jednak cieszy się uznaniem jako dzielny kupiec. Jest też sędzią handlowym przy poznańskim sądzie nadziemiańskim, oraz zaprzysiężonym przez Izbę Handlową rzeczoznawcą na towary kolonialne.




C. ADAMSKI
FABRYKA RĘKAWICZEK I CZAPEK, SKŁAD PRZYBORÓW MĘSKICH.
POZNAŃ, BAZAR. FILIA W GNIEZNIE.

Firmę założył 1854 r. Cyryl Adamski, przy ulicy Wrocławskiej 7. Wkrótce jednak, gdy pierwotne szczupłe pomieszczenie już nie wystarczało, przeniósł się pod Nr. 9, a wreszcie 1871 r. do Bazaru. Na wystawie poznańskiej 1895 r. wyroby jego odznaczone złotym medalem. W rok potem umiera, a firma przechodzi na wychowanych przez niego bratanków, Kazimierza i Włodzimierza, którzy dalej interes z powodzeniem prowadzą. W r. 1898 powstaje filia gnieźnieńska, a skład poznański, po przebudowaniu Bazaru (1905 r.), także z gruntu przekształcony, należy dziś do najpiękniejszych w Poznaniu.
Wyroby tej fabryki ogólnem cieszą się uznaniem; a szczególniej też szeroko zasłynęły czapki poznańskie, zwane maciejówkami. Te już w setkach tysięcy rozchodzą się nietylko po Księstwie, Śląsku, Prusach Wschodnich i Zachodnich, ale także znajdują zbyt w Westfalii, prowincyach Nadreńskich i Galicyi, a nawet idą za ocean — do Brazylii i Stanów Zjednoczonych. Ba, nawet prasa niemiecka raczyła zwrócić uwagę na tę kwitnącą gałąź naszego przemysłu. „Germania“ zamieściwszy szereg artykułów o przemyśle poznańskim, jeden z nich poświęciła maciejówkom. Artykuł ten powtórzyło wiele gazet niemieckich. Najwymowniej to świadczy o uznaniu, jakie wyroby tej firmy mają nawet u obcych.
Dodać należy, że ruchliwi i przedsiębiorczy właściciele, nie poprzestając na własnym wyrobie, znaczny także prowadzą hurtowy handel kapeluszy innych pierwszorzędnych fabryk; a doświadczenie zawodowe i dostateczne kapitały pozwalają im współzawodniczyć na tem polu z obcymi, i to pomimo, że ci wszelkimi sposobami starają się zwalczać groźnego dla nich przeciwnika, zwłaszcza wobec kupców polskich. Ale ta konkurencya nie zdołała zapobiedz działalności firmy w tym kierunku. Pp. Adamscy, przezwyciężywszy wszelkie trudności, umieli pozyskać sobie wśród naszych kupców znaczny już zastęp stałych odbiorców — a ten się jeszcze z każdym rokiem rozszerza.




A. GLABISZ
HURTOWY HANDEL WIN I FABRYKA OCTU
W POZNANIU.
Kantor — Stary Rynek 42, Fabryka — Stary Rynek 36.

Dochowane jeszcze księgi handlowe, sięgają 1768 r., ale firma zapewne wcześniej założona przez Freudenreicha i Horna. Rodzina Hornów już wymarła, żyją tylko ich potomkowie po kądzieli; a z Freudenreichów jest jeszcze dziś właściciel Plewisk i cegielni pod Poznaniem.
Z początkiem XIX stulecia, interes zmienia swój pierwotny charakter, i z wyłączeniem innych towarów, ogranicza się do wina tylko i fabryki octu. W tej formie zostaje w rodzinie założyciela aż do 1888 r. Nabył go długoletni kierownik, S. Olszewski; lecz w 1894 r. umiera, a interes przechodzi w posiadanie obecnego właściciela. W owej chwili jednak firma poprzestawała na fabrykacyi octu tylko i cząstkowej sprzedaży wina; nowonabywca dopiero, prowadząc dalej fabrykę, zarazem postanowił stanąć do współzawodnictwa z hurtownikami Wrocławia i Szczecina, którzy wtedy prawie wyłącznie całe Księstwo zaopatrywali w wina, koniaki i arak. Próba szczęśliwie się powiodła, i doświadczony, energiczny kupiec coraz bliższym się widzi wytkniętego celu. Dziś już nowa jego firma zalicza się do pierwszorzędnych domów.
P. Albin Glabisz, brat właściciela wyżej opisanej cegielni, ur. 1867 r. także w Odolanowie. Do gimnazyum uczęszczał w Ostrowie, a praktykę handlową przebył w najpoważniejszych domach.




S. ŚWIĘCICKI
Pracownia i skład ubrania dla dorosłych i chłopców
======  Poznań, ulica Fryderykowska 33.  ======

Do niedawna jeszcze nasz przemysł krawiecki był jakby w uśpieniu. Mieliśmy wprawdzie majstrów zdolnych, samodzielnie prowadzących mniejsze pracownie, a jednak miliony szły do obcych za ubiór. I dziś jeszcze, co prawda, niemało im się płaci, ale już znaczny postęp, i coraz bardziej wypychamy zagraniczną tandetę. Wielu bowiem z młodszego pokolenia, poznawszy ten przemysł za granicą, z zaoszczędzonym tam groszem wraca i staje do walki z milionowem współzawodnictwem, a często wychodzi zwycięzko, dzięki tylko swym zdolnościom, pracy i zabiegliwości.
Pan Święcicki należy do poważniejszych takich konkurentów. Pracę samodzielną rozpoczął niedawno, bo dopiero w 1900 r. a więc zaledwie przed 6 laty, a już firma jego zalicza się do zasobniejszych i zatrudnia z górą 30 robotników, którzy inaczej możeby na obczyźnie musieli szukać chleba.
I tu więc stwierdza się ta dowiedziona prawda, że pilna, umiejętna i sumienna praca musi w końcu zapewnić uznanie i zasłużone powodzenie. To też p. Ś. jest na drodze dalszego rozwoju.
Ur. 1869 w Nowym Moście.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zygmunt Słupski.