Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX/Tytus Działyński

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Wawrzyniec Benzelstjerna-Engeström
Tytuł Tytus Działyński
Pochodzenie Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX
Wydawca Marya Chełmońska
Data wyd. 1901
Druk P. Laskauer i W. Babicki
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom pierwszy
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Tytus Działyński.
* 1797 † 1861.
separator poziomy
T

Tytus hr. Działyński jest jedną z najznakomitszych i najwspanialszych postaci narodowych, jakiemi poszczycić się może Wielkopolska dzielnica nasza w dziewiętnastym wieku.

Postać to charakterystyczna i prawdziwie typowa, która, po nad inne górując i świecąc rodakom przykładem rozumu, pracy niezmordowanej wielkiego serca i cnoty obywatelskiej, przedstawia nam jednocześnie we wszystkich niemal kierunkach świetlanny obraz obywatela, we czci i sławie duchem i sercem zasłużonego.
Przystępując do podjętego zadania pobieżnego chociażby skreślenia życiorysu hr. Działyńskiego i przeglądając kronikę dziejów jego rodzinnych i narodowych, a zaglądając, że tak powiem, w tajniki tej wzniosłej duszy, spostrzegam przedewszystkiem rzadko kiedy w kronikach naszych rodowych napotykany objaw rzeczywistego dziedzictwa ducha, które z ojców płynie spuścizną, opromieniając cześć i zasługę rodowego imienia.
U nas w Polsce, niestety, wśród warstw wyższych taką spuściznę ducha rzadko napotykamy; częściej pokolenia dzisiejsze dziedziczą nietyle cnoty ojców, ile raczej rozstrój rodzinny i narodowy i tego rozstroju konsekwentne następstwa.
Myśl takiego rodowego dziedzictwa cnoty uderzyła mnie przedewszystkiem w żywocie Tytusa Działyńskiego, gdzie niepodobna nie zauważyć podobieństwa szczególnych rysów charakterystycznych, odziedziczonych po najbliższych krewnych z otoczenia rodzinnego. Pomijam już rodzinne tradycye i przykłady znakomitych przodków zacnego i czystego, a tak zasłużonego krajowi rodu Działyńskich, które same już z siebie w duszy spadkobiercy imienia tradycyjnie się rozwijały, a przechodzę raczej do wpływów rodzinnych i najbliższego a najserdeczniejszego otoczenia, które w Tytusie Działyńskim tak niepospolity wyrobiły charakter. Przeglądając wspomnienia dziada Tytusa po matce, regimentarza Tadeusza Dzieduszyckiego, ojca wojewodziny Justyny Działyńskiej, i czterech sławnych jego wujów: Antoniego, Waleryana, Wawrzyńca i Józefa Dzieduszyckich, oraz babki jego Salomei z Trembickich, regimentarzowej Dzieduszyckiej, o której napisał swojego czasu Karpiński, «że była sławną w tej tu ziemi cnotami i dziećmi dobremi», — w kaldym niemal rysie odnajdywałem to podobieństwo ducha, wedle którego zarysowuje się konsekwentnie ten charakter podniosły, po przodkach Dzieduszyckich odziedziczony.
Nie możemy w tem krótkiem wspomnieniu rozwodzić się obszernie nad tą kroniką rodzinną, ale niechaj wolno nam będzie zaznaczyć, że ona jest rzeczywistym kluczem do tajników serca i duszy i rozświetleniem tego pięknego charakteru a olbrzymiej wielostronności hr. Tytusa.

Dziad jego Tadeusz Dzieduszycki całkowicie poświęcił się służbie kościoła, kraju i społeczeństwa, jaśniejąc niezliczonemi dobremi uczynkami i cnotą obywatelską w całem znaczeniu tego wyrazu. Wspomnienie i przykład takiego dziada powtarza się i widnieje w osohie Tytusa

Z portretu Leona Kaplińskiego, ze zbiorów hr. Wawrzyńca Benzelstjerna-Engeströma.
Działyńskiego w nadzwyczajnej hojności jego dla kościołów i klasztorów, których kilka własnym pobudował kosztem, a inne hojną ręką wspierał, podtrzymywał i uposażał. On pierwszy w kraju otwierał ochronki i szkółki dla ludu wiejskiego, a zwłaszcza w dobrach swych Błeszczyckich w Galicyi, i był nadto niewyczerpanym dobroczyńcą młodzieży rzemieślniczej, opiekunem uczącej się młodzieży i księży, z których, gdy się do Kórnika na jego pogrzeb 70-ciu zjechało, nie znalazł się ani jeden, któryby dobrodziejstwa jakiegoś od niego nie doświadczył, co wszyscy jednozgodnie wobec trumny dobrodzieja swojego uroczyście wypowiedzieli.

Wuj Tytusa, Waleryan Dzieduszycki, odznaczał się wielką zdolnością i zamiłowaniem do nauk matematycznych i inżynierskich; zajmował się gorliwie kwestyą spławności Dniestru i w tym celu wielkie dla kraju i sprawy publicznej ponosił ofiary, a poza tem urządzał szkoły praktyczne dla dorastających włościan i szerzył oświatę narodową we wszystkich kierunkach. To samo spotykamy i u Tytusa Działyńskiego, który ujawnia również wielkie zdolności matematyczne i rozwija energiczną działalność na polu oświaty narodowej.
Po drugim wuju, Antonim, dziedziczy w całej pełni uczoność niepospolitą, zdolności filozoficzne, gruntowną znajomość języków, nieskażoną cnotę i sławę obywatelską i spotęgowaną wytrwałość w niezmordowanej pracy, którą odznaczał się do końca życia.
Trzeci wuj Działyńskiego, Walery Dzieduszycki, adjutant Kościuszki, odradza się duchem rycerskim w adjutancie Skrzyneckiego i Romariny, młodym Tytusie, na którego walecznej piersi świeci godło virtuti militari i który następnie powraca do pługa i obowiązków domowych i z dziedzicznem zamiłowaniem pożytecznej pracy poświęca się administracyi majątku, agronomii, botanice, ogrodnictwu, a zwłaszcza pomologii, uosabiając tu również zasługi i usposobienia przodków.
Czwarty wuj, a jednocześnie szwagier Tytusa, Józef, ojciec znanego dziś powszechnie marszałka, Włodzimierza Dzieduszyckiego, a najbliżej przez niego znany, kochany i ceniony, najwięcej ma też łączności ducha i wspólności cech z hr, Działyńskim, którego był pierwowzorem. Dwa te duchy pokrewne sobie, jednem i tem samem sercem i skłonnościami uposażone, w jednolitym przedstawiają się charakterze, stanowiąc całość niemal nierozerwaną.
Obaj po za służbą publiczną i obowiązkami obywatelskiemi oddani duszą całą nauce, obaj zamiłowani w bibliografii ojczystej, zbierają zatracone skarby dziejowe, gromadzą biblioteki narodowe, wspierają uczonych, wyszukują i wychowują zdolne zastępy ubogiej młodzieży i bogacą historyę i literaturę ojczystą wspaniałemi wydawnictwami dzieł kosztownych i uczonych; te prace były głównem zadaniem i najświetniejszem uzupełnieniem żywota właściciela Kórnika, tego rzeczywistego pana i mecenasa polskiego, poświęcającego całe mienie i wszystkie siły duchowe dla kraju.
Wedle tradycyi wspomnień rodzinnych, które są zajmującą skarbnicą domową, znajdujemy tysiączne poszlaki, dowodzące, że jeżeli duch dziada i czterech wujów odradzał się i w jednolitym obrazie koncentrował w sercu, działalności i charakterze Działyńskiego, to po nad tem wszystkiem odziedziczył on w całej pełni duszę i serce matki, która pierwowzorem mu była.
Na jej modłę i podobieństwo urabiała się i rozwinęła wrażliwa dusza młodzieńca i przez całe życie zachowała podniosły i prawy charakter, takiż sposób myślenia, zamiłowanie prawdy, cnoty i pracy wytrwałej.
Pod tym względem bardzo zajmującym i poważnym, a wielce pouczającym obrazem dla takiego duchowego studyum są listy tej dostojnej matki chrześcijańskiej do syna pisane, w których wygłoszone zasady, zwroty językowe, poglądy i przekonania przez nią stawiane, dążności ducha i wielkiego serca porywy odźwierciedlają nam jasno charakter Tytusa Działyńskiego.
Pod tchnieniem takiej kobiety, takiej matki polki i chrześcijanki, urabiają się duchowo dzieci: Klaudyna Potocka i zasłużony krajowi i społeczeństwu Tytus Działyński.
Szczęśliwy, kto taką spuścizną, nie rodowego klejnotu, ale cnoty rodzinnej poszczycić się może, a stokroć szczęśliwszy ten, kto w niej jest poczęty, bowiem ze czcią w pamięci i sercu rodaków żyć nie przestaje.
Podniósłszy w tem słowie wstępnem tę tak widoczną ideę duchowego dziedzictwa rodzinnego, którego przedstawicielem jest Tytus Działyński, przystępujemy teraz do możliwie krótkiego streszczenia żywota tego wybitnego obywatela, który zaszczytne miejsce zajmuje w rzędzie najzasłużeńszych rodaków dziewiętnastego stulecia.
Tytus Działyński, potomek prastarej rodziny «z Kościelca», której gałąź do Działynia sięgała i dlatego nazywała się: «Działyńscy z Kościelca», a pochodziła z dawnych Jagiellońskich czasów, poczuwał się do obowiązków, jakie na niego przodkowie tradycyą rodzinną i stanowiskiem majątkowem złożyli, to też uprawiał zagon rodzinny, bronił kraju i światłem nauki jego cześć podnosił.
Urodził się 24-go grudnia 1797 roku w Poznaniu, w rodzinnym pałacu Działyńskich, w którym w nocy z 11-go na 12-ty kwietnia 1861 r. zasłużonego dokonał żywota.
Ojciec jego, Ksawery Działyński, wojewoda kaliski, ożeniony z Justyną Dzieduszycką, posiadał w Wielkopolsce obszerne dobra Kórnickie, Konarzewskie i Granowskie, w Prusach zachodnich dobra Złotowskie, w województwie lubelskiem — Sarnowskie i Gniewoszewskie. Pierwszem wychowaniem Tytusa pod kierunkiem wzorowej i zacnej matki zajmował się ks. S. I. Miszewski w ówczesnym duchu francuskim, Uczony ten pedagog był zamiłowany w klasycyzmie starożytnym, obeznany przedewszystkiem z autorami łacińskimi, to też zaraz na wstępie zaszczepił w wyjątkowo zdolnym uczniu miłość do literatury starożytnej i do języka łacińskiego, w którym ten ostatni był później mistrzem niepospolitym. Burzliwe czasy ówczesne i stanowisko ojca zawiodły go wcześnie do Paryża, gdzie pobierał wychowanie w kolegium i przyswoił sobie temsamem język francuski, którym również biegle władał jak i ojczystym.
Pojętność nadzwyczajna i zamiłowanie do książek, pamięć wyjątkowa i prawdziwie zadziwiająca od lat niemal dziecinnych zwracały na niego uwagę powszechną. Czytał nadzwyczajnie szybko, pochłaniając niemal książki, i dzięki wielkiej pamięci, ze wszystkiemi literaturami obeznany był szczegółowo i miał dokładne pojęcie o każdej gałęzi nauki i wiedzy ludzkiej. W Berlinie, gdzie pewien czas z rodzicami przebywał, kształcił się pod kierunkiem Anciliona i Therancyana, którzy urabiali z wielkiem zamiłowaniem materyał umysłowy wychowańca swojego.
Po powrocie do kraju żył z rodzicami w pięknym majątku Konarzewskim, we wspaniałej rezydencji, w której ojciec jego wielkim kosztem i z zamiłowaniem prześliczny ogród w stylu francuskim założył i utrzymywał go ze znajomością prawdziwie uczonego amatora i znawcy. To zamiłowanie do ogrodnictwa i do nauk botanicznych wogóle przeszło dziedzictwem na syna, który w późniejszych latach na tem polu w utworzonej przez siebie rezydencyi Kórnickiej olbrzymiego niemal dzieła dokonał. Przygotowany do wyższych studyów, z wielkiem zamiłowaniem poświęcał się matematyce, naukom przyrodniczym i architekturze, odbył i ukończył studya politechniczne w Pradze, gdzie złożył egzamin na inżyniera cywilnego «cum maxima laude», i miał wyjeżdżać do Wiednia, aby tam przy budowie mostu wprawić się do praktycznego zawodu, ale nagle w roku 1819-ym z przyczyny choroby ojca zmuszony był powrócić do domu.
Po śmierci wojewody i ukojeniu pierwszych wrażeń żałoby udał się w towarzystwie Józefa Muczkowskiego, późniejszego bibliotekarza uniwersytetu Jagiellońskiego, celem poszukiwania źródeł historycznych polsko-szwedzkich do Szwecyi. Zwiedził gruntownie biblioteki w Stockholmie, Lundzie, Upsali, Skokloster i wiele innych, z których wielkie dla kraju zdobył korzyści naukowe.
W roku 1824 ożenił się z Celestyną hr. Zamojską, córką ordynata Zamojskiego w Warszawie, i tym sposobem wszedł w ściślejsze stosunki rodzinne z Zamojskimi, Sapiehami, Czartoryskimi, rozumem i sercem zdobywając sobie stanowisko i przyjaźń w całem społeczeństwie warszawskiem. Zaprzyjaźniony z gronem uczonych tamtejszych, mianowany został członkiem warszawskiego Towarzystwa przyjaciół nauk, które, oceniając zdolności jego, poleciło mu opracowanie czasów panowania Michała Korybuta; do tej pracy rozpoczął poszukiwania, gromadząc bogate materyały, wszakże wypadki polityczne, które nad krajem zawisły, przeszkodziły mu w jej dokonaniu, Stosunki z całym światem uczonym rozszerzały coraz więcej znajomości jego bibliograficzne i pobudziły go przedewszystkiem do utworzenia jak najobszerniejszej publicznej biblioteki literatury i historyi polskiej i wszystkiego, co się do niej odnosiło; odtąd było to głównem jego życia zadaniem. Wszystkie niemal dochody swoje temu namiętnemu celowi poświęcał, nie pytając o cenę i nie umiejąc ukryć wrażenia, jakie na nim znalezienie jakiego ważnego rękopisu lub druku czyniło. Nadużywali go też bardzo często korzystający z tej namiętności jego antykwaryusze i handlarze książek, którym odwzajemniał się wszelako nie raz, górując nad nimi znawstwem niepospolitem, z którem się mierzyć nie mogli. W taki sposób wywiózł z Warszawy skarby nadzwyczaj bogate, których publikowanie na czas późniejszy odkładał.
W tym czasie objął w dziale rodzinnym obszerne dobra Kórnickie, które, nie będąc rolnikiem zawodowym, w rozumny i pewny zarząd oddał, a sam przebywał po większej części w Poznaniu, pracami naukowemi zajęty.
Stosunki ówczesne nie były jeszcze tak nieznośne i dokuczliwe, jak za późniejszych czasów Flotwella i jego podrzędnych kreatur urzędniczych, nie było jeszcze tego rasowego rozdziału towarzyskiego. Książę Antoni Radziwiłł, namiestnik królewski, przyjmował u siebie zarówno polaków, jak i niemców i przyczynił się przeto do wzajemnego znoszenia się z sobą obu narodowości; wprawdzie stosunki te nie odznaczały się serdecznością, jak między ludźmi jednego rodu lub szczepu, wszakże były przynajmniej oparte na wzajemnym szacunku, poszanowaniu prawa i przyzwoitości towarzyskiej. Działyński przypominał później często owe czasy przyzwoitego życia i uczciwych stosunków z niemcami, godnymi szacunku i poważania, z którymi, jak np. z Willzenem i Brandtem zachował i nadal bliższe stosunki; nie mając zasadniczo nienawiści w sercu, życzliwy bez róźnicy pochodzenia dla wszystkich, otwarty i prawy, szanował i kochał ludzi uczciwych, a od niegodnych szacunku karyerowiczów i kreatur rządowych ze wstrętem się odwracał. Dla narodu niemieckiego, jakim go w owych czasach poznał, miał szacunek i rzeczywistą sympatyę, duchowo z całym światem niemieckich uczonych zaznajomiony; wszakże prusaków, co prawda, całem sercem i duszą nie lubił, a w duchu, przekonaniu i w dążnościach swoich nawet do Słowiańszczyzny się przechylając, na zasadach szczepowego braterstwa marzenia możliwej przyszłości budował.
Brzemienna w następstwa burza wojenna 1830 roku zelektryzowała całe społeczeństwo Wielkopolskie. Działyński, z największym pośpiechem uregulował swoje stosunki; z ciężkiem sercem sprzedał hr. Raczyńskiemu niektóre z najkosztowniejszych manuskryptów za kilka tysięcy talarów, aby mieć gotówkę i uzbrojony w dobre pistolety, puścił się cwałem z Poznania tego samego wieczora i przemocą przedarł się przez pruskie kordony, zostawiwszy opatrzenie rannego żandarma pruskiego i potrzebne na to fundusze towarzyszącemu sobie w tej podróży d-rowi Marcinkowskiemu, i stawił się pierwszy w Warszawie. Wstąpił jako prosty ułan do formującego się szwadronu poznańskiego, ale wkrótce awansował i był zamianowany adjutantem przy generale Skrzyneckim, a odznaczając się w kampanii męstwem wzorowem, uzyskał zaszczytną oznakę «pro virtute militari» i rangę majora.
Po ukończeniu tego krwawego dramatu, musiał uchodzić z kraju.
Z czasów tej podróży przypominał często z wdzięcznością i rozrzewnieniem szlachetne przyjęcie i braterską sympatyę, jakich doznawał w ówczesnem społeczeństwie niemieckiem i w świecie urzędniczym nawet, w którym uczucie sprawiedliwości i szlachetna idea braterstwa ludów żyły jeszcze niepokalane.
Majątek Działyńskiego obłożony został sekwestrem, a on sam dopiero po dziewięciu latach uzyskał pozwolenie wrócenia do kraju i objął w posiadanie zwrócone dobra.
Powróciwszy do domowego ogniska, przejął się przekazanym mu w dziedzictwie przez przodków obowiązkiem zajęcia się zagonem rodzinnym, tem rzeczywistem uosobieniem kraju, i podtrzymania jego duchowego rozwoju, kultury i oświaty publicznej.
Od tej chwili, mniej więcej od roku 1840, rozwija się w jednolitym obrazie pracowity żywot wzorowego obywatela i mędrca, jednego z ostatnich rzeczywistych magnatów i mecenasów polskich, którym się cześć ojczystego wspomnienia należy. Wspaniały, w gotyckim stylu, na gruzach prastarej siedziby Górków wzniesiony zamek wiekopomnym pozostanie pomnikiem zachodów i pracy niezmordowanej rzeczywistego znawcy i estetyka, który w każdem podjętem przez siebie zadaniu ducha swojego wcielał, głębszą myślą powodowany.
Rzeczywisty ten magnat polski magnacką tutaj utworzył rezydencyę.
Zamek kórnicki wedle intencyi mistrza dwudziestokilkoletnią pracą i zachodami wznosił się i wyrastał na rezydencyę narodową, na bibliotekę polską i skarbnicę ojczystą, która pod strażą dziedziczną Działyńskich narodową instytucyą być miała.
Olbrzymia biblioteka, pod której ciężarem dawne mury starego zamku się zrysowały, była wedle jego mniemania własnością narodową, której on twórcą i stróżem ojczystym zarazem się mienił. Wielkich rozmiarów wspaniały park zamkowy, który z niczego na pustce i bagnach stworzył i do kolosalnych doprowadził rozmiarów, w odrębnym zupełnie stylu, pojedyńczemi grupami gatunków drzew jednolitych, według systemu botanicznego przeprowadzony, nie był fantazyą pańską, ale czysto naukowem myśliciela zadaniem, gdyż Działyński zamierzał założyć tu z czasem akademię rolniczą i leśną, oddając cały zakład na użytek publiczny. To było myślą przewodnią i zasadniczem postanowieniem Działyńskiego, ale równie rozumny, jak i przezorny, patrząc w przyszłość uważnie, nie ufał ojcowskim rządom pruskim, nie ufał godłu «suum cuique», do którego po cichu, ironicznie «rapuit» dodawał, i nie popełnił pomyłki Raczyńskiego, którego instytucya narodowa Poznaniowi oddana, wpadła, niestety, w macoszą rękę niemiecką. Kórnik pozostał więc jako własność prywatna, od tej pruskiej opieki zabezpieczona, pozostając moralnie rzeczywistą instytucyą narodową w całem znaczeniu tego wyrazu.
Potężny zamek, wzniesiony bez wyjątku prawie ręką artystów i rzemieślników polskich, wychowanych i wykształconych przez Działyńskiego, jest dziełem polskiem całkowicie, a najbogatsza w kraju biblioteka, zawierająca nieprzebrane skarby druków i manuskryptów naszych, jest rzeczywistą nauki polskiej świątynią, której arcykapłan i strażnik zarazem drogocennemi wydawnictwami cześć oświaty narodu w serca rodaków przenosił.
W tej idei najlepiej zarysujemy charakter Działyńskiego, cytując z przedmowy pierwszego tomu «Lites ac res geste inter Polonos ordinemque Cruciferorum» własne dostojnego wydawcy wyrazy: «Wiem, że okurzając z pyłu pomniki, stawiane zasługą naszych ojców, nie zapracuję sobie na literacką sławę, a jeszcze mniej zyskam materyalnie; ale właśnie ta pewność kołysze we mnie, w starym szlachcicu polskim, to poczucie, że daję, a nie biorę, Składam więc z radością grosz wdowi w skarbnicę Polski, bo ta jest i będzie nieśmiertelnym celem miłości i poświęcenia prawych jej synów».
Nie brał, ale pełną ręką składał do tej skarbony polskiej rok rocznie grosze ofiary. niewyczerpane grosze, któremi do ostatniej godziny życia i z poza grobu jeszcze ręką i sercem nieodrodnego syna, ojczystej służył nauce.
Jakie to były skarby te wydawnictwa jego wspaniałe, wie Polska cała. Zbytecznemby tu było w tak ściśle określonych łamach naszego albumu wypisywać kilkadziesiąt tytułów i wartość, a znaczenie tych cennych pomników przypominać publiczności, która zna już oddawna niepożyte zasługi, olbrzymie znaczenie, naukową powagę i stanowisko narodowe zasłużonego mędrca i wzorowego obywatela, przed którym w uczuciu czci i wdzięczności serdecznie i kornie uchylamy czoła. Więc poprzestaniemy tylko na wyliczeniu najważniejszych pomników naszej literatury, wydanych kosztem i staraniem Działyńskiego.
Pierwszem doniosłego znaczenia wydawnictwem jego był «Statut litewski, zbiór praw od r. 1389 do 1529 i rozpraw sejmowych nad niemi od r. 1544 do 1563»; potem następują: «Liber geneseos familiae Schidloviciae» z r. 1531; «Acta Tomiciana», jedno z najważniejszych wydawnictw naszych; Tytus Działyński wydał tylko 8 tomów tego ogromnego materyału historycznego, 9-ty i 10-ty wyszedł po jego śmierci nakładem syna; «Lites ac res gestae inter Polonos ordinemque Cruciferorum» Długosza, wydane z rękopisu; «Źródłopisma do dziejów unii Korony polskiej i W. ks. litewskiego», «Herby Korony, ziem i szlachty polskiej» i t. d.
Dodać nam tu jeszcze należy, że oprócz tego głównego zadania i stanowiska pracy naukowej, Działyński w rodzinnej dzielnicy swojej przodował we wszystkich zadaniach społecznych służby obywatelskiej, Posłował w Erfurcie i Berlinie, imponując tam zarówno w izbie, jak i u dworu powagą rozumu i charakteru, a także niepospolitemi zdolnościami prawdziwego męża stanu i myśliciela.
Przyjaciel od serca arcybiskupa Wolickiego i Karola Marcinkowskiego, sprawował najrozmaitsze dostojeństwa i urzędy obywatelskie.
Był jednym z pierwszych założycieli poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, które, uposażone niepożytą ofiarnością hr. Seweryna Mielżyńskiego, powołało Działyńskiego na pierwszego prezesa swego. Tej instytucyi naukowej był on duszą i zaszczytem zarazem; był członkiem Dyrekcyi Towarzystwa naukowej pomocy, Dyrekcyi spólki bazarowej, radcą Towarzystwa kredytowego ziemskiego, a po za tem po wszystkie czasy wszechstronnym ojcem i opiekunem ubogich, obok którego czuwała przez całe życie błogosławionej pamięci żona, Celestyna Działyńska, która równie, jak hr. Arturowa Potocka w Krakowie, ks. Sapieżyna we Lwowie, szafarką biednych i stróżem aniołem była w Poznaniu, duchem i sercem wspaniałą postać Działyńskiego uzupełniając.

Benzelstjerna Engeström.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wawrzyniec Benzelstjerna-Engeström.