z gniazda chmur które
kryje się za słońcem wzleciały
trzepocące się skrzydła, objęły
śnieżne pole nieba
z domów otwartych — zielonych okiennic
spozierają źrenice mi znane
wszystkich kardynalnych cnót
mieszkańców podmorskich miast zjadaczy chleba
minjaturowych, grzeszących aniołków oczy
archanioła gabrjela
o pudrowanych skrzydłach
pudli strzyżonych ił la antoine
ludzi dobrych za darmo i za pieniądze
dla sportu, dla metody
ryb płynących, smarkających się rekinów zjadaczy
niewinnych makreli i fląder
płyną okręty olbrzymy transatlantyckie
kochające podmuchy wiatru
i fale o perłowej ślinie
o śliskim braku rymów
i poezja rimbaurd’a
i poezja apollinair’a
płyną galery pełne niewolników z pieczęciami fioletu
na nerwowych ramionach
pieczęcie równości, braterstwa równości niewolników
w głębinach akwarjum łodzie podwodne
łodzie napełnione zaduchem mechanika
roztropną wynalazczością
na brzegach akwarjum
rosną małe palmy
kołyszą się tam
minjaturowe małpy
o akwarjalnych małych cnotach
o minjaturowej obłudzie.