Akt 5-go listopada a Sprawa Polska/I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Dąbrowski
Tytuł Akt 5-go listopada a Sprawa Polska
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze w Warszawie
Data wyd. 1917
Druk Drukarnia Naukowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Sprawę polską, jeżeli spojrzeć na nią objektywnie, odrzucając przeważający — rzecz naturalna — u nas pierwiastek uczuciowy, uznać trzeba za jedną z najtrudniejszych do rozwiązania i najbardziej złożonych, jeżeli nie najbardziej złożoną kwestyę polityczną i narodowościową, jaką znają dzieje ostatniego stulecia.
Sprawy bowiem włoska i niemiecka były w gruncie rzeczy kwestyą stworzenia tego czy innego związku pomiędzy państwowemi organizacyami jednego narodu. Że zaś na placu były Piemont i Prusy, łatwo było o inicyatywę i wykonanie czynu narodowego, który sprawy te rozwiązywał, wyzyskując odpowiedni układ stosunków międzynarodowych. Kwestyę narodów bałkańskich rozwiązywała konieczność dziejowa wyzwolenia narodów chrześcijańskich z jarzma muzułmańskiego i rozkładającego się państwa. Sprawa węgierska sprowadzała się w gruncie rzeczy do takiego czy innego ułożenia się stosunków pomiędzy narodem a panującą nad nim od kilku wieków dynastyą i t. d.
Inne były zupełnie warunki i okoliczności, towarzyszące kwestyi polskiej.
Rozbiory Rzeczypospolitej, jak przyznają dzisiejsi historycy, były katastrofą międzynarodową, która wywołała przełom w stosunkach międzynarodowych Europy i niemało skomplikowała okres wojen rewolucyjnych i napoleońskich. Nie mniejszą jednak katastrofą była i pod względem charakteru wewnętrznego. Raptownie nieomal upadło państwo, jedno z największych w Europie, będące organizacyą państwową kilku narodów, zaludniających jego rozległe terytoryum i dobrowolnie uznających nad sobą hegemonję kulturalną — jednego z pomiędzy siebie — polskiego. Sam zaś ten naród, naród o bogatej przeszłości historycznej, niepomiernych zasługach dla cywilizacyi wszechludzkiej, o niezwykle wyraźnej indywidualności, sprowadzony został na stopień ludu paryasów, skazanego na bezwzględną zagładę. Kraje polskie podzielone zostały pomiędzy trzy państwa najrozmaitszej struktury i poziomu rozwojowego, które jednak przez sam fakt rozbiorów zostały ze sobą związane przymierzem, na krzywdzie polskiej opartem, a najtrwalszem, jakie znają dzieje. Przymierze to tem groźniejsze dla Polski było, że upadek Polski był niezbędnym warunkiem wzrostu potęgi Prus, a wpływu Rosyi na sprawy europejskie. To też zanim Prusy nie stworzyły sobie nowej podstawy w samych Niemczech — najmniejsza rysa w przymierzu prusko-rosyjskiem była nie do pomyślenia.
Mając przeciwko sobie potężne przymierze trzech najpotężniejszych mocarstw lądu Europy, sprawa polska była osłabiona jeszcze przez sprawę narodowości, które dawniej weszły w skład Rzeczypospolitej i budziły się do samoistnego życia.
Naród też polski — według obrazowego powiedzenia Witkiewicza — na podobieństwo morza w trakcie odpływu, cofał się w swoje łożysko etnograficzne, pozostawiając, tak samo, jak morze, widome ślady swojego wylewu w postaci silnego żywiołu polskiego na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej…
Lecz odpływ naszej ekspansyi narodowej dokonywał się w fatalnych niezwykle warunkach: początkowo kresy, a stopniowo i cały obszar sprawy polskiej poddane zostały energicznej polityce eksterminacyjnej, tem groźniejszej, że naród nasz nie był w stanie znaleźć nawet skrawka ziemi polskiej, któraby nie pozostawała pod grozą obcej przemocy i gdzie mógłby choć na chwilę wolniej odetchnąć i żyć normalnie. Okoliczność ta niesłychanie skomplikowała i zróżniczkowała kwestyę polską w ciągu XIX w. Możliwe rozwiązanie jej, którem staćby się mogło utworzenie państwa polskiego w ośrodku polszczyzny — Polsce etnograficznej, oraz zapewnienie polskości na kresach praw i możności swobodnego rozwoju, okazało się zbyt trudnem. Postanowione na Kongresie Wiedeńskim 1815 r. jako zasada, w życiu stało się ono niemożliwe. Reminiscencye historyczne, zbyt powolna demokratyzacya życia narodowego i stąd płynąca niewspółmierność sił i ambicyi, zaznaczająca się powoli asymilacya polityczna warstw wyższych narodu — przeszkadzały temu z naszej strony. Zachłanność rządów zaborczych i walka narodowościowa na kresach, a socyalna w Polsce, wyzyskiwana przez rządy zaborcze po mistrzowsku, uniemożliwiły lojalność pod tym względem ze strony rządów zaborczych.
Sama zresztą sytuacya międzynarodowa uniemożliwiała nietylko rozwiązanie, lecz samo postawienie sprawy polskiej na porządku dziennym. Nie ułatwiał bowiem położenia Polski, podzielonej między trzy najpotężniejsze mocarstwa, fakt, że dzięki nierównomierności zaborów, kwestya polska po 1831 r.[1] sprowadzona została przedewszystkiem do sporu Narodu Polskiego z Rosyą, która zagarnęła 4/5 dawnej Polski. Wobec stosunkowej szczupłości innych zaborów — w granicach jedynie zaboru rosyjskiego mogło powstać z części ziem jego państwo polskie. Jedynie również kompromis rozległych obszarów polskich z Rosyą i wytworzenie jakiejś symbiozy obu narodów w jednej państwowości były w stanie dać możność poruszenia sprawy polskiej z martwego punktu, na jakim utrzymywała ją solidarność trzech najpotężniejszych w Europie mocarstw. Lecz do tego właśnie nie chciały i nie mogły dopuścić ani Austrya, ani Prusy, będące w posiadaniu ziem polskich, po które w obu razach sięgnąć mogłaby wzmożona przez sojusz z Rosyą Polska.
Dogmatem też prawdziwym polityki mocarstw rozbiorczych, oraz podstawą ich stuletniego przeszło sojuszu, stało się przestrzeganie status quo polskiego, wytworzonego przez rozbiory i możliwie zupełne przemilczanie kwestyi polskiej.
Było to tem łatwiejsze, że w polityce międzynarodowej ani jedno absolutnie państwo w poruszeniu sprawy polskiej nie było bezpośrednio zainteresowane. Natomiast główny nasz przeciwnik — Rosya — wobec wzrastającej wciąż i groźnej dla mocarstw Zachodu po 1871 roku potęgi Cesarstwa Niemieckiego, była nader pożądana, jako naturalna jego przeciwwaga. Co ważniejsza, wobec tychże okoliczności i polska polityka narodowa musiała zaniechać wszelkiej akcyi niepodległościowej — wówczas beznadziejnej — i szukać natomiast drogi do kompromisu z Rosyą.
Dla sprawy polskiej było to fatalne. Wykreślona z wokandy spraw polityki międzynarodowej, zaczęła ona stopniowo zmieniać charakter swój i w dziedzinie wiedzy politycznej.
Z kwestyi, która potrafiła rozbudzić namiętności tłumu, wywołać jednomyślność przekonania o konieczności jej załatwienia, choćby kosztem ofiar olbrzymich, w umysłach tak różnych, jak Kossuth i Fryderyk Wilhelm IV, Garibaldi i Marx lub Bakunin, stawała się ona coraz bardziej sprawą uciśnionej narodowości. Zatracała się sprawa państwa polskiego, występowały na widownię hasła filantropijne. Pomoc dla „biednych Polaków“ narówni z Ormianami, Bośniakami, Żydami, Irlandczykami — to było wszystko, co nam mogli ofiarować przyjaciele, niewiele zresztą o nas myślący. Sprawa nasza stała się błahą nawet dla teoretyków rosnącego w siły i wchodzącego w modę nacyonalizmu. Oto jak o nas mówi przyjaciel nasz i obrońca, piętnujący ucisk, jakiemu nas poddały mocarstwa zaborcze, podziwiający naszą żywotność, socyolog francuski, Raul de la Grasserie[2]: „Chciano zaprzeczyć zasadzie narodowej, jako bezpodstawnej… Współczucie dla narodów uciśnionych uznano za donkiszoteryę. A tymczasem Włochy i Niemcy urzeczywistniały swą jedność, Węgry odzyskały autonomję zupełną, słowianie Austryi domagali się i w znacznej części osiągnęli samorząd narodowy, Armenja wznosiła rozpaczliwe okrzyki, chciała odżyć Irlandya — jedna Polska zdawała się zgasłą“.
Jak dalece zaś „zgasłą“ wydawać się mogła i musiała Polska i politykom ostatniej doby, widać ze stosunku ich do kwestyi polskiej w przededniu i w początkach obecnej zawieruchy dziejowej. Wojna między Niemcami a Rosyą, nie mówiąc już o wiszącej od bardzo dawna wojnie austryacko-rosyjskiej, uznawana była za konieczność dziejową przez urzędową dyplomacyę od lat przeszło 30[3]. Wszyscy politycy i strategicy stron obu doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że będzie ona krwawą i trudną, oraz że jej terenem będą ziemie polskie. Niemniej, ani Rosya, ani Prusy, nie zmieniły na jotę nawet swej antypolskiej polityki, a ze strony Austryi nie widać było absolutnie żadnych poważniejszych usiłowań w celu poznania spraw polskich. Jako zaś ewentualny sprzymierzeniec Rosyi, która przecież posiadała 4/5 ziem polskich — naród nasz na giełdzie wartości politycznych notowany był o wiele niżej od Żydów, Litwinów — a przedewszystkiem — Rusinów.
Zrozumiałem też w zupełności jest dla nas oświadczenie p. Bethmana-Hollwega, że „Niemcy i Austro-Węgry nie miały zamiaru podnoszenia kwestyi polskiej w obecnej wojnie“. Kwestya bowiem polska — jak widzieliśmy — była fatalistycznym węzłem łączącym, mimo wszelkie zmiany w konjukturach politycznych, dzisiejszych przeciwników. Było to groźne na przyszłość i pełne możliwych niespodzianek widmo, zgoła nieobliczalne, wobec którego zachować się należało z wielką rezerwą. Dalszy też ciąg wspólnej polityki polskiej — mimo wszelkie konsekwencye, płynące z faktu wojny — był i musiał być aż do wyczerpania wszelkich możliwości wspólną taktyką mocarstw rozbiorczych.
Pierwszym też dowodem znacznego rozluźnienia tego fatalnego dla nas węzła było uznanie faktu, że „los bitew“ postawił sprawę polską na widowni, z czego należy odpowiednie wyciągnąć konsekwencye. Konsekwencye zaś te inni wyciągnąć mogą — my zaś byliśmy i jesteśmy obowiązani.
Okoliczności bowiem, w których wybuchła obecna wojna, tego rozpaczliwego stanu, w jakim znajdowała się kwestya polska, wcale nie zmieniały. Dawne nasze protektorki z przed pół wieku, Anglia i Francya, stanęły w jednym szeregu z bezpośrednio wrogą nam Rosyą, która w tym właśnie okresie była w trakcie zakończenia przeobrażenia kwestyi polskiej w wewnętrzną rosyjską — Niemcy zaś, w oczekiwaniu obecnego starcia, musiały życzliwie patrzeć na heroica pruskie, przedsięwzięte w celu stanowczego przed wybuchem tego starcia rozwiązania kwestyi polskiej w swoim zaborze, co znowu musiało do krańcowości wzmocnić stronnictwo kompromisowego zakończenia sporu polsko-rosyjskiego w zaborze rosyjskim. Austrya od lat trzydziestu przeszło skierowała swą ekspansyę na Bałkany, gdzie wybuch obecnej wojny zaszachował ją poważnie. Mocarstwo to zresztą już ze względu na wybitnie przejściowy charakter obecnego okresu swoich dziejów nie zdolne było do intensywnej polityki agresywnej, z którą złączone musiałoby być postawienie kwestyi polskiej.
Stan też kwestyi polskiej w dyplomacyi był zupełnie beznadziejny.
Nie o wiele lepszym był on jednak i w Polsce. Wojna pomiędzy dwoma wrogiemi bezwzględnie naszemu narodowi mocarstwami zaskoczyła wciśniętą między nie Polskę w trakcie najwyższego napięcia walki narodowej na dwu frontach, przyczym na froncie zachodnim ponieśliśmy dotkliwe straty i klęski. Już to samo nie mogło sprzyjać wytworzeniu prawidłowej oryentacyi dla narodu, nawet obdarzonego państwowością własną, a cóż dopiero dla naszego, który znalazł się w dodatku w niesłychanie dziwacznem położeniu. Oto — po wydaniu manifestów wojennych 1 i 6 sierpnia — na całej rozległej przestrzeni ziem polskich nie było zakątka, gdzieby postawienie, zgodne z logiką dziejów i potrzebami narodu, kwestyi polskiej nie było zbrodnią zdrady stanu.
Utopią zupełną byłoby żądać, ażeby cały naród w jednej i tej samej chwili zbrodnię zdrady stanu popełnił. Na taką zdradę i to jedynie przeciwko Rosyi — zdradę, oczywiście, jedynie z formalnego, nie zaś z etycznego punktu widzenia — mogła się zdobyć garść straceńców, z emigrantów-rewolucyonistów i młodzieży złożona, która z wybuchem wojny zbrojno przekroczyła granicę Królestwa, zapoczątkowując manifestacyę „wyborczej kompanii“ — że użyjemy tego wyrażenia — narodu za jego niepodległością. Krok ten jednak był przedsięwziętym na własną rękę i ryzyko czynem straconej, w razie niepowodzenia, co do nogi placówki narodowej. Za akcyę polityczną, która winna być zawsze i wszędzie wypadkową sił rzeczywistych i wynikiem rzeczywistego układu warunków bytu narodu, uznaną być jednak nie może. Nie ulega wątpliwości, że był to czyn w dziejach narodu epokowy — lecz jako taki do historyi jedynie należy. Ona będzie mogła coś o nim powiedzieć, polityka natomiast mogła jedynie zdyskontować jego symboliczne znaczenie i doniosłość moralną, co też i uczyniły bezpośrednio żywioły polityczne jedynego kraju naszego, który przed wojną tą miał pewien surogat życia państwowego i możność organizowania i ujawniania opinii narodowej. Galicya zużytkowała go do sformułowanej przed pół wiekiem, a zaledwie dziś rzuconej w odmęt wypadków swojej koncepcyi polityki narodowej. Z jakim skutkiem — wiadomo.
Poza warunkami polityki konkretnej było również spóźnione mocno i dlatego absolutnie już nie mogące odegrać żadnej twórczej roli w obecnym dramacie dziejowym zwycięstwo polityki kompromisu polsko-rosyjskiego, którym była słynna i osławiona odezwa Wielkiego Księcia Mikołaja. Byłaby ona, jeżeli sądzić z historycznego stanowiska, zwrotnym punktem w polityce polskiej na czas jakiś przynajmniej, gdyby nastąpiła przed 10 lub choćby przed pięciu laty. W trakcie rozpoczynającej się wojny wszecheuropejskiej o bardzo niepewnej przyszłości, wobec niesłychanej w dziejach katastrofy, kompromis polsko-rosyjski, przeoczający całą międzynarodową doniosłość kwestyi polskiej sztucznie tłumioną, niemniej tlącą zarzewiem nieustannym — był absurdem. Z punktu zaś widzenia polityki, która zawsze musi być na zasadzie „do, ut des“ oparta, odezwa W. Księcia pozostała tem, czem była w swej istocie: bezwalutowym wekslem, płatnym w Gdańsku i Poznaniu w razie ich zdobycia i zatrzymania przez Rosyę, za który gotówką żądano od Polski całego stanu czynnego Galicyi oraz Lwowa z całym naszym kilkuwiekowym dorobkiem na Wschodzie. Nic też dziwnego, że podobna tranzakcya nie mogła być dokonaną. Królestwo nie rozpoczęło wojny ludowej przeciwko Niemcom, po odezwie W. Księcia, wespół z armią rosyjską, tak samo, jak nie powstało przeciwko Rosyi po zbrojnym wkroczeniu wespół z armiami mocarstw centralnych — irredentystów polskich.
Dawna alternatywa rozwiązania sprawy polskiej drogą powstania przeciwko Rosyi, lub zawarcia z nią kompromisu, okazała się zawodną. Ogrom katastrofy dziejowej przerósł ramy sporu polsko-rosyjskiego, w jakie dzieje wtłoczyły kwestyę polską, nie dając jej jednak na razie nowej postaci.
Zdawało się, że kwestya ta stanęła znów na beznadziejnym punkcie, pozostając wciąż widmem, ciążącem groźnie nad przyszłością, widmem, pełnem niespodzianek w razie przybrania realnych kształtów. Stąd też i nadal dogmatem polityki wojujących ze sobą mocarstw rozbiorczych było dalsze dławienie możliwości jej postawienia. Warunki międzynarodowe w zupełności pozwalały na to, o wystąpieniu samej Polski, zalanej milionowemi armiami i stratowanej walcem wojny na wszystkie strony, nie mogło być mowy. Przyszłość losów wojny była mocno niepewna, a konieczność kompromisu kosztem oczywiście Polski zupełnie możliwa.
Trzeba było dopiero, żeby potworny walec wojny kilkakrotnie przeszedł rdzennie polskie kraje: Królestwo i Galicyę Zachodnią, żeby wojska mocarstw centralnych doszły do ultima Thule kultury zachodniej, żeby nieubłagany regulator spraw w chwili obecnej — „wynik bitew“, sprawę polską, jak stwierdza p. Bethmann Hollweg, na widowni postawił.
Jeżeli jednak gromy setek bitew, bijąc w splątany węzeł sprawy polskiej, zdołały go jeno na tyle rozluźnić, ażeby uznać jej istnienie i konieczność rozstrzygnięcia, to układ obecnych warunków absolutnie nie dawał konkretnych danych do jej rozwiązania. Nieubłagany „los bitew“ kwestyę naszą, wbrew woli partnerów tej strasznej gry tytanów, na którą patrzy obecne pokolenie, wysunął; on też będzie się domagał radykalnego jej rozwiązania — to rzecz pewna. Jakiem jednak to rozwiązanie będzie, długo nie było widać.





  1. Przedtem, podczas panowania Prus i Austryi nad terytoryum Polski etnograficznej — front sprawy polskiej był skierowany wyłącznie nieomal przeciwko tym państwom. Przeciwko nim skierowana była akcya Legjonów włoskich, powstania 1806 i 1809 r., dyplomatyczne zabiegi Czartoryskiego i t. d. Przeciwko Rosyi nie udało się zorganizować powstania ani w 1807, ani w 1812 r. — w jej zaborze. Następuje zasadnicza zmiana po 1831 r., kiedy znowu nawet ogólne powstanie 1846 r. miało być skierowane przedewszystkiem przeciw Rosyi, tak samo, jak poznański ruch 1848 r.
  2. Du principe sociologique de nationalité.
  3. Pierwszą urzędową zapowiedź możliwości uderzenia Rosyi na Niemcy w razie ich wojny z Francyą otrzymał poseł niemiecki, hr. Schweinitz od Aleksandra III na audyencyi w końcu marca 1887 r. Zdaniem historyka sojuszu rosyjsko-francuskiego, J. Hannsena, audyencya ta udaremniła wówczas postanowione wypowiedzenie wojny Francyi przez Niemcy.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Dąbrowski.