Agamemnon (tłum. Szujski, 1895)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ajschylos
Tytuł Agamemnon
Pochodzenie Obraz literatury powszechnej
Redaktor Piotr Chmielowski,
Edward Grabowski
Wydawca Teodor Paprocki i S-ka
Data wyd. 1895
Druk Drukarnia Związkowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Józef Szujski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

a) Agamemnon.
Scena wyobraża plac przed pałacem królewskim w Argos. Strażnik, stojący na wieży pałacowej, uskarża się, że od lat wielu z rozkazu Klitemnestry wygląda sygnałów, mających zwiastować o zdobyciu Troi, ale napróżno, a tymczasem w domu królewskim knuje się coś niedobrego... Wtem spostrzega upragniony sygnał i uradowany, że doczeka się jeszcze powrotu kochanego pana, zbiega do pałacu, żeby zanieść Klitemnestrze pożądaną nowinę. Na opróżnioną scenę wchodzi chór starców argiwskich. Chór ten, pełen smutnych przeczuć, w długim śpiewie przypomina sobie, że właśnie dziesięć lat upływa, jak Agamemnon odpłynął pod Troję, i wyraża obawę o przyszłość swego króla, bo ten naraził się bogom, zarzynając im w ofierze córkę swą Ifigenię.

O, niech mnie dzisiaj smutek omyli,
Co w duszy się wszczął bez powodu,
W blasku tym przyszłość zawita szczęśliwa:
O to się modli argiwskich Synów starszyzna sędziwa.

Od Klitemnestry dowiaduje się chór, że Troja zdobyta. Widzi on w tem dowód sprawiedliwej kary bogów za porwanie Heleny; ale to samo utwierdza w nim obawę, że i Agamemnonowi nie ujdzie bezkarnie szafowanie krwią i życiem poddanych dla płochej żony Menelaja.
Strofa 3.

Boć lubi Ares, wśród bitw kurzawy
Nad umarłemi wznieść oszczep krwawy
I liczyć trupy pochmurny,
Lubi tęskniącym matkom z pod Troi
Smętne popioły, miast synów w zbroi,
W sztucznie rzeźbione słać urny.
Aż płacz się zacznie i lament, jak owo
Jeden padł w bojach wsławiony
Wielce, a drugi jedynaka głową
Cudzej przypłacił grzech żony,
Aż z smutku zawiść powstanie
I głowy Atrydów dosięże,
Że dla nich najlepsi męże
W Hadesu poszli otchłanie.

Antystrofa 3.

A ciężka władcom zawiść ludowa,
Pod wolą ludu gnie się ich głowa,
A bogów źrenica cicha
Srogo się patrzy na skroń w koronie,
Jeśli krwią ludu zlane ma dłonie!
Dlatego wiem, że tam czyha
Niemała troska na starość moją;
Że na szczęśliwych Furje się zbroją,
Że grom Zeusowy drga niecierpliwie,
By na zwycięzców uderzyć w gniewie!
Wiem, i mierności oddany cały,
Od obcej wolen swawoli,
Nie chcę zasiadać wśród króli,
Tryumfu nie pragnę, ni chwały!

Goniec Agamemnona, poprzedzający przybycie króla, opowiada Klitemnestrze i chórowi szczegóły zdobycia Troi. Klitemnestra udaje radość z powrotu męża.

Długom z radości wołała szczęśliwa,
Gdym pierwszy płomień wieści zobaczyła,
Że Troja u stóp małżonka w ruinach...
Więc, myślę tylko, jako najwytworniej

Wracającego przyjąć męża doma.
Bo czyż świetniejszy dzień kiedy niewieście,
Jak gdy otwiera bramy domu swego,
Dokąd mąż wraca za pomocą bożą?

A zwracając się do gońca, mówi:

Więc idź, niech wraca utęsknion do miasta!
A powiedz, żonę że zastanie wierną,
Jako charcicę, co drzwi pana strzeże,
Nieprzyjaciołom wrogą, a powolną
I słuchającą pana rozkazania,
Co nie zaznała tak z innym rozkoszy
Ani złej sławy, jako rdzy żelazo.

Chór uspokaja się i z radością wita Agamemnona, który wjeżdża na scenę na tryumfalnym wozie; za nim jako branka postępuje Kasandra. Klitemnestra przyjmuje męża przemową:

Męże rodacy, starszyzno argiwska,
Nie wstyd mnie miłość mą ku małżonkowi
Wyznać przed wami. Bo czas wstyd zaciera,
A co wam powiem, nie od innych wzięłam,
Lecz własnej duszy opowiem cierpienia,
Gdy pod Iljonem był mój mąż kochany.
Już być niewieście samej bez małżonka,
Samotnej domu, wielkieć to nieszczęście:
Cóż, gdy co chwila inną wieść jej niosą
Straszliwej treści, którą wnet wieść druga
Okropniejszego jeszcze spędza dźwięku!
Gybyż ran tyle odebrał on w boju,
Jako ich fama zaniesie do domu,
Jużby był pewnie dziurawy, jak sito;
A tyle razy gdyby zginął w bitwie,
Ile to trwożne rozgłoszą języki,
Jużby jak Gerjon chlubił się trójciały
Potrójnym grobem w łonie matki — ziemi,
Coby trzy jego pogrzebał postacie.
Gniew mnie już bierze na to! I dlatego
Już raz niejeden gwałtem mi ze szyi
Morderczą szarfę zdjęto, zrozpaczonej.
Że zaś tu syna nie widzisz twojego,
Słodką małżeńskiej stałości rękojmię,
Jakby godziło się dzisiaj, toć powiem:
Druh twój po mieczu wziął go: wziął Strofejos,
Władca focyjski. On mi to przełożył
Niebezpieczeństwo: jakoś ty pod Troją
Życia niepewien, jak radę argiwską
Łatwo pospólstwa rozruch zrzucić może,

Który ma zwyczaj na silnych się zrywać.
Widzisz, że niema zdrady w tym uczynku...
Lecz mnie nieszczęsnej źrenice pobladły
Od łez strumieni, że łza nie została...
Oczy osłabły od nocy bezsennych,
Gdym haseł twoich szukała po niebie,
A z snu mnie budził komara brzęk cichy,
Bom więcej nieszczęść widziała nad tobą,
Niżli ich było, niż ich trzeba było,
Aby się nigdy nie zwarła powieka,
Lecz dziś mi nie żal wszystkich moich cierpień,
Bo widzę ciebie i nazywam ciebie
Pasterzem owiec i sterem okrętu
Zbawczym, kolumną domu granitową.
Nazywam ciebie jedynakiem rodu,
Ziemią, co szczęściem śmieje się żeglarzom,
Dniem najśliczniejszym po burzy ponurej,
Źródłem napoju wędrowcom spragnionym!
Warteś zaprawdę wszystkich nazwisk owych,
Coś wyszedł szczęśnie tak ze wszystkich trudów,
A zazdrość niechaj precz od nas odlata!
Wieleśmy, wiele cierpieli, o luba
Głowo małżonka! lecz teraz zejdź z wozu,
Ale nie tykaj ziemi, schodząc z niego,
Boś mi ty Troi powrócił pogromcą!
Wy niewolnice! czemu nie kładziecie
Złotych kobierców pod króla sandały?
Purpurą ścieżkę wysłać aż do domu,
Niespodziewanych tak się uczcić godzi!

(Na stronie).

A reszty myśl ma, sprzysięgła z bogami,
Co nie zasnęła w mej duszy, dokona.
Agamemnon.   Córo Ledowa! Stróżko mego domu,
Cudownie rzekłaś o mej niebytności
Długiemi słowy. Aleć się nie chwalmy
Sami, lecz niechaj inni nas pochwalą.
Toć mnie dziś przyjmij niewieścią miłością,
Lecz nie chciej, jak przed królem barbarzyńskim
Przypadać do nóg z niewolnicy krzykiem.
Ni mi kobierców nie ściel ty pod nogi,
Bo budzą zazdrość. Bogów czcić kobiercem!
Jam ci śmiertelny, więc bałbym się srodze
Kwiaty kobierca podeptać nogami.
Czcij mnie, lecz człeka we mnie czcij, nie boga!
Wszakże ma sława i tak się rozniesie
Bez tych kobierców, a nad wszystkie sławy

Najpierwszym darem niebios umysł prosty.
Szczęsny, co w szczęściu wiek żywota spędzi.
A gdybym wszędzie tak postąpił sobie,
O moją przyszłość byłbym spokojniejszy.

Na usilne jednak prośby żony Agamemnon odchodzi do pałacu po kobiercach, a Klitemnestra, postępując za nim, mówi do siebie:

Ale ty, Zeusie, opiekunie czynu,
Ty bądź dziś przy mnie i wspieraj twą sprawę.

Po odejściu króla chór dziwi się, że go nie opuszczają trwożne przeczucia.
Strofa.

Czemuż to jeszcze
Dziwnej obawy
Biorą mnie dreszcze?
Wyroczni krwawej
Czemu mnie straszą wieści?
O czemu raczej
Luba otucha,
Rozegnawszy te mary boleści,
Nie najdzie ducha?
Wszakże już dawno, jak iljońskie floty,
Skrzydlate szparkiemi wiosły,
Na wojen srogie obroty
Argiwską młodzież poniosły.

Antystrofa.

A choć własnemi
Patrzę oczami
Na powrót króla do ziemi,
To duch pieśniami
Erynij[1] pieje;
A z mojej duszy
Głos ich straszliwy
Nielitościwie spycha nadzieję
I radość głuszy.
A serc przeczucie omylnem nie bywa,
Obawy nie kłamie drżenie,
Bogi! dłoń wasza szczęśliwa
Odwlecze chyba spełnienie!

Tymczasem Kasandrę, zostawioną na scenie, napada szał wieszczenia. Wieszczym duchem odgaduje ona dawne zbrodnie, dokonane w domu Atrydów, i coraz wyraźniej widzi, jak Klitemnestra zamorduje męża, a wreszcie i ją, brankę; ale jednocześnie zapowiada i zemstę.

Lecz nie! nie zginiem bez zemsty od bogów,
Bo w ślady nasze pójdzie mściciel wielki,
Co ojca śmiercią macierzy odkupi.

Tułacz bezdomy, wygnaniec tej ziemi,
Wróci, by spełnić zbrodni domu miarkę,
Wróci, a w dom go nie przyjmą rodzica,
Co wtedy będzie w zimnym już spał grobie...

Po odejściu Kasandry chór, zaniepokojony jej wieszczbami, zdaje się godzić z myślą, że Agamemnonowi zagraża śmierć z rąk żony.

Wiecznie pragną szczęścia śmiertelnicy,
Każdy do swej woła je świetlicy,
A niebezpieczny doma to gość.
Ot i Atryda, co z woli bogów
Zwyciężcą wraca do swoich progów,
Jeśli swych ojców odpłaci złość,
Jeżeli padnie krwawą ofiarą:
Któż uwierzy, że póki żywota,
Szczęścia się jego nić utrzyma złota,
Co senną tak pierzcha marą...
Agamemnon   (za sceną). Och! och! śmiertelną odebrałem ranę.
Półchór 1.   Cicho! ktoś wola o ranie śmiertelnej.
Agamemnon   (za sceną).} Och! och! raz drugi cios mnie śmierci trafił.
Półchór 2.   To jest jęk króla — zbrodnia się snać stała.
Radźmyż więc z sobą, co czynić należy.
Półchór 1.   Ja podam radę: należy okrzykiem
Zwołać natychmiast przed pałac mieszkańców.
Półchór 2.   Jabym zaś radził wpaść zaraz do domu
I na gorącym ich napaść uczynku.
Półchór 1.   I ja podzielam tę radę i mówię:
Trzeba coś działać. Zwlekać nie należy.
Półchór 2.   Lecz i ostrożność potrzebna, bo zwykle
Taki początek tyranidy bywa.
Półchór 1.   My tu zwlekamy, a oni na hańbę
Naszą nie dają swym usypiać dłoniom.
Półchór 2.   Nie wiem, co mowa pomoże do rady.
Kto czyni, ton się naradza zarazem.
Półchór 1.   I ja tak myślę, boć mową zaiste
Raz zabitego nie wskrzesimy nigdy.
Półchór 2.   Jeśli tak będzie, mamyż dom ten stary
Rzucić na pastwę bezczelnym książętom?
Półchór 1.   Nie! umrzeć raczej, niżli znieść rzecz taką.
Stokroć — bo milsza śmierć od tyranidy.
Półchór 2.   Ale czy z jęków tych wolno nam wnosić,
Że król w istocie doma jest zabity.
Półchór 1.   Mówić to wolno, co się wie dokładnie:
Inna przypuszczać jest, a inna wiedzieć.
Półchór 2.   Temu to zdaniu dank mój oddać muszę:
Należy wiedzieć, jak się ma Atryda.

(Z pałacu wychodzi Klitemnestra z siekierą na ramieniu. Słudzy wynoszą za nią przykryte zwłoki Agamemnona i Kasandry).

Klitemnestra.   Nie wstyd mnie będzie wyrzec rzecz przeciwną
Temu, com wprzódy z potrzeby mówiła.
Tak bo rad każdy nienawistnych sobie,
Co go przyjaciół oszukują mianem,
W nierozgmatwane złego pędzić sieci,
By się z nich nigdy dobyć nie zdołali...
Przybył zwycięstwem napuszon po latach,
Jakby się wspierał na zbrodniach spełnionych,
Alem go zmogła — jawnie to wyznaję —
Że drgnąć mi nie mógł, ni śmierci wyminąć.
Sieć nań rzuciłam, jak na potwór morski,
Gęstą, zgmatwaną — z bogactw naszych składu.
Podwójnym ciosem uderzam w kark dumny,
I z dwoma jęki padł o ziem trafiony,
A upadłemu trzeci cios dodaję,
Bogu Hadesu na chlubę i radość...
Cieszcie się, starcy, cieszcie, kiedy chcecie,
Ja chluby krzykiem zawiodę po domu:
Bo jeśli wolno zmarłym nieść ofiarę,
Tom ją poniosła...

Mówiąc to, Klitemnestra daje do zrozumienia chórowi, że zabijając męża, pomściła na nim śmierć Ifigenii i ukarała go za złamanie wiary małżeńskiej dla Kasandry. Chór nie uznaje jej racyi i grozi karą.

Klitemnestra.   A ja na Hades klnę się dziś przed tobą,
Na Atę[2] czarną, na Erynje klnę się,
Które mą córkę pomściły, a którym
Męża mojego zabiłam w ofiarę:
Progu mojego nie najdzie strach blady,
Ni rozpacz, póki Egist, co mnie kocha,
Ogień u mego ogniska zażega.
Na nim się wesprę, jak na tarczy silnej.

Istotnie po chwili przybywa na scenę Egist, otoczony strażą, i wśród pogróżek oznajmia chórowi, że on teraz razem z Klitemnestrą, której do spisku na życie Agamemnona dopomagał, obejmuje władzę. Chór ulega przywłaszczycielowi w nadziei, że przybędzie kiedyś mściciel — Orestes.




  1. Erynie, albo — jak je później nazywano — Eumenidy — (po łacinie Furye) — były to jędze z wężami we włosach, ścigające i dręczące zbrodniarzy, którzy łamali zasadnicze prawa moralności. Urodziła je ziemia z krwi Uranosa, należały więc do rzędu bóstw starszego pokolenia.
  2. Bogini klęsk, niedoli.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Ajschylos i tłumacza: Józef Szujski.