Achilleis/Scena VIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Wyspiański
Tytuł Achilleis
Podtytuł Sceny dramatyczne
Wydawca nakładem autora
Data wyd. 1903
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


W DOMOSTWIE PRIAMA.
PRIAM
(do domownika)

Co jest za jeden, jaki, jak ubrany?

HEKABE

Przekupień, często przynosi świecidła,
które sprzedają nam tamci z obozu,
a w zamian bierze nasze.

PARYS

Szpieg, powiesić.

HEKABE

Znam go dobrze i zdawna; Grek pewien spokojny;
handluje drobnostkami, jest bardzo przystojny.
A miłyć zawsze widok człowieka grzecznego.
Dopuścić go bezpiecznie. Powie co nowego.

TERSYTES
(wchodzi)
(rozkłada na ziemi, na środku izby mały dywanik i na nim usiada)
(rozwija przed sobą tobół i dobywa różnych przedmiotów)

Ojcowie i synowie Ilionu, oto jest maść, którą się maści Achilles i ciało jego przepojone jest tą wonią. Kiedyś przyjdzie czas, gdy was posiecze. Ale oto niezawodny środek na nieśmiertelność.
Bodajbym się nie ruszył z tego miejsca, jeźli mi boski syn Tetydy nie dziękował wielokrotnie ze łzami wdzięczności i rąk tych moich nie całował, rąk tych kształtem pięknych i pięknych cerą.


Matki i córy Ilionu, oto warkocze uplecione z włosów najmilszych kochanek, których lubością i czarem ciała cieszyli się Atrydzi po trudach mozolnych bojów z wami, o przesławni obrońcy świątyni Posejdona.
Oto naszyjnik z potworków morskich suszonych na słońcu. Ktokolwiek go nosi, żywot jego wydłużon będzie o tyleż dni, ile łebków liczy ta święta obroża.

WSZYSCY
(milczą)
TERSYTES
(zdejmuje z głowy sutą jakby czapkę z upiętych loków, niezmiernie długich, w której był przyszedł modą trojańską ubrany; znów jest tytko w swoich naturalnych lokach)
(potrząsa peruką w rękach.)

Taka różnica was jednych od drugich,
że Grecy w lokach krótkich a wy w lokach długich.
Wy się z takich śmiejecie, co głowy nie zdobią;
a tam śmiech, że Trojanie pudło ze łba robią.
Mnie we wszystkiem do twarzy, wszędzie podejść umiem;
ku temu się naginam czego nierozumiem.
Tę zdolność Proteusza posiadłem tajemną:
mogę udać każdego, kto przestaje ze mną.

WSZYSCY
(milczą)
TERSYTES

Przyszedłem w koło rozumnych, jak sądzę. —
Precz ich odwiozę wszystkich, — dajcie mi pieniądze.

WSZYSCY
(milczą)
TERSYTES

Wiecie, czemu Achilles popod mury Troi
nie zajeżdża swym wozem?

WSZYSCY
(milczą)
TERSYTES

Achilles się boi.

WSZYSCY
(milczą)
TERSYTES

Chcecie wiedzieć, co będzie jutro, gdy dzień wstanie?
Oto odpłyną wszyscy i nikt nie zostanie,
prócz Atrydów i kilku małoznacznych osób
i wiedzcie, że ja na to wynalazłem sposób.

WSZYSCY
(milczą)
TERSYTES

Ja i Achilles, który mi się zwierzył
i prosił mnie, bym wieść tę po obozie szerzył.

WSZYSCY
(milczą)
TERSYTES

Odpłyniemy, lecz trzeba nam złota na drogę.
Idź, rzekł, i przynieść złoto, gdy ja pójść nie mogę.

WSZYSCY
(milczą)
TERSYTES

Mocarze Troi, sądzę, że wam to zależy
na tem, — jak skoro naród swe króle odbieży,
wyłowicie je w sieci, jak rybak cierpliwy.
Zatęskniłem, by ujrzeć me ojczyste niwy.

WSZYSCY
(milczą)
TERSYTES

A wiecie to, — w obozie wieść publiczna głosi,
że wśród was, choć najwyżej Parys głowę nosi,
najwięcej wart jest Hektor. Zresztą któż to zgadnie,
komu jeszcze najpierwsze miejsce dać wypadnie?
Często robaczek mały przypełznie do góry
a orzeł zwichnie skrzydła i spadnie z pod chmury.
Nie dziwcie się, że mądrość w słowiech zawrzeć umiem,
Odys mawia, że jeden ja jego rozumiem.
A Odys jest myśliciel głęboki i rzadki;
kogo zechce, do swojej tego chwyci klatki.
Więc Odysa się strzeżcie, choćby szedł z podarkiem;
miecz-by jego niedługo zawisł wam nad karkiem.

ODYS
(który siedzi w kole Priamidów w stroju i szatach Rezosa)

Pilnie go słucham i myśl mi przychodzi,

że, gdy tu zręcznie tak wkradł się ten złodziej,
możnaby go przytrzymać tutaj jako zbiega
i do dalszych używać zleceń, jako szpiega.

WSZYSCY
(milczą)
TERSYTES
(który poznał Odysa po głosie)

Nie wiem, czybym mógł sprostać? Szlachetne zadanie.
Sądzę, ku temu trzeba mieć już powołanie.

ODYS
(milczy)
TERSYTES

Chcecie wiedzieć, jakom się dostał tu za mury grodu,
mimo że bram tych strzegą wybrańce narodu?

WSZYSCY
(milczą)
TERSYTES

Niema takich puklerzów zbrojnych żadne miasto,
których nie spętać winem, nie spodlić niewiastą.

WSZYSCY
(milczą)
TERSYTES

Dziewkim przywiódł i wasza straż na skejskiej bronie
niewiastkami się bawi.

(wskazuje Parysa)

Jak ty...

KRZYK KASANDRY

Iljon płonie!!

WSZYSCY
(nie ruszają się z miejsc)
ODYS i TERSYTES
(zrywają się ze swoich miejsc)
KASANDRA
(wbiega)

Płonie Ilijon, święte upadają Bogi
w duszącym dymie. Dym kłębem się wzbija! —
O Izis, święta Izis, — u twego ołtarza
on leci z mieczem dobytym
i jako piorunnym grotem
uderza, — siecze, — poraża, —
ojca mojego zabija!!

(upada obok Priama, obejmując jego kolana)
WSZYSCY
(słuchają obojętnie)
ODYS
(zajmuje znów miejsce dawne, spokojny)
KASANDRA

Patrzcie, wloką się starce, w trudzie,
w duszących dymów kłębie,
padają jako gołębie. — —
Gdzie Hektor?! — Zbudźcie Hektora!

(wlecze się na kolanach ku Hektorowi)

Hektorze!! — Wstań, ty umarły,
sępy twe ciało pożarły.
Hektorze! siostra cię woła!
Hektorze, siostra cię wzywa!

HEKTOR
(odtrąca ją)

Milcz głupia!

PARYS

Rzec: nieszczęśliwa.

HEKTOR

Biadaczko, z tobą zakończę.
Łeb tobie ten kruczy rozwalę,
że język szczekać przestanie.

PARYS

Cóż tobie wadzi krakanie?

HEKTOR

Niech zmilknie!

KASANDRA

Bóg we mnie woła!

HEKTOR
(chwyta ją)
(zwraca głową ku ziemi i dzierży za włosy)
PARYS
(wstaje ze swego miejsca)

Puść ją!!

KASANDRA

Niech mie zabije.

(obejmuje stopy Hektora)

A strzeż ty się człowieka,
co świętą obmyty wodą,
z wodnicy urodzony,
bo ten cię ujmie szpony
ostremi

i przywali i przybije do ziemi.
Strzeż się! — Konie mu wiodą! —
Patrzcie!! — Hektor ucieka!!

(śmieje się)
(wlecze się za Hektorem)
HEKTOR
(chwyta za nóż)
PARYS
(biegnie do niego z nożem)

Ze mną będziesz miał sprawę przódzi.

HEKTOR

To czerw, krew naszą brudzi.

PARYS

To wasza krew, — niech krzyczy.
Jeśli ma w piersi ból czy gniew,
niech wywoła,
a jeśli chce, to niech nam dnie nasze liczy
i straszy wężem u czoła.
Nie dbam o jutrzejszy dzień.
Niech przyjdą! Niech nas wytną w pień.
Patrzeć będę na Pożar Troi.
A to mówię: Hektor się boi,
Hektor przed hańbą drży.

HEKTOR

Gachu, imaj się noża!

(rzuca się na Parysa)
PRIAM

Psy!!

(rozdziela walczących)
WSZYSCY
(rzucają się jedni ku Hektorowi, drudzy ku Parysowi i trzymają ich)
PARYS

Zranił mnie, — niech go zasiekę.

HEKTOR

Jako psa cię na mury powlekę
i rzucę.

PRIAM
(do Hektora)

Precz, — ty coś na sławę naszą
podniósł dłoń, — prostaku tępy.
Precz, — zejdź mi z oczu mych i niech cię sępy
rozwłóczą. — Ani cię pożałuję.
I cóż mi z ciebie, że siedzisz bezczynny,
zazdrosny o to, że Parys króluje — ?

HEKTOR
(nawołuje ku Parysowi)

A że jesteś przybłęda, to w oczy ci powiem.

PARYS

Czytałem dawno to już z twoich oczu
a tum jest przeto siłą mego daru,
że nikt nademnie.

HEKTOR

I obejść się może.
Już dawno żądam wyzwać cię na noże.

PARYS

Łatwiej mię uciąć, niźli zrównać głową.
Nie sięgniesz sprytem a przygnieść chcesz mową.

HEKTOR

Snać wszelkie słowo tak spływa po tobie,
jako po wężu, lub rybie.
Rozpanoszyłeś się w tym świętym grobie,
w tej mnie należnej sadybie.

PARYS

Jeźli ustąpię z pola na dzień jeden,
dzień ten was wszystkich pogrzebie.

HEKTOR

I skąd ta wiara? Przybłędo, hołyszu;
nie dbam o życie, przez cię ocalone.
Nie chcę, bym tobie zawdzięczał zwycięstwo.
Tyle chcę jeno, co ręce potrafią
te moje.

PARYS

Że nie do ciebie należy korona,
to nie ty rządzisz.

HEKTOR

Odmawiam twoim rozkazom posłuchu.
Sam walczyć będę za się.

PARYS

Znam cię duchu.

HEKTOR

Znaj mnie, — że z tobą rozbrat wieczny wziąłem
Tą ziemią żyję i gwiazd sięgam czołem.

PARYS

Gwiazdy ku ziemi przygnę do mej woli.
Bogi kreśliły bieg ziemskiej mej doli.
Dzień ten mój każdy miłością żebrany.

Ofiarę duszy niosę wam w ofierze.
Codzień miłośny dar Bogini bierze
i ciało moje oplata uściskiem.
Codzień postaci ponętniejsze, świeże
i codzień nowym krasi się nazwiskiem
i za tę miłość moją i kochanie
o dzień to moje wzdłuża królowanie.
Więc niczem wasze i bronie i miecze,
bo dawno Iljon skazany na ognie,
padłby piorunem boskim porażony,
lecz Afrodyty ja palę pochodnię
i czekam na nią, przez nią ulubiony,
czy przyjdzie? — — Tyle waszego istnienia,
póki ta gwiazda wzlotów swych nie zmienia,
wschodząc co wieczór ponad skejską bramą
dla mnie i miłość niosąc mi tę samą.
Nie jestem synem twojego rodzica,
nie jestem twoim bratem;
z tych jestem, których strzeże tajemnica
i władztwo ich nad światem.
Po nic nie sięgam w zazdrości i pysze,
nie dbam o jutro, wczora.
Szept jeno jeden ten miłośny słyszę
i czekam dziś wieczora.

PRIAM
(skinął był ku Tersytesowi)
TERSYTES
(podchodzi ku Priamowi)
(ładuje do swego toboła podarki Priama)
PARYS

Jako na onym dniu, gdy wszyscy razem
przeciwko mnie jednemu szliście sprzysiężeni,
chcąc mnie porazić i usiec żelazem,
niepomni jakich byłem pan płomieni.
Tak was rozumiem, bracia, że jesteście
ci sami, co na onym dniu zawiści.
Śmierć moja? Cha, cha, cha, alboż się ziści?
Nie jest to groźba dla mnie, jeno dziwo,
i chwilę zgonu zwać będę szczęśliwą,
gdy po mnie jeno zgliszcz ostanie w mieście.
To lubię, gdy ona wróżka wam skrzeczy,
bo czyn mój każdy tym jej wróżbom przeczy.
To wiem, moc czyja bieg dni wstrzymać może.
Żywoty ludzkie są igraszki boże.
Kto raz zrozumiał, że jutro jest niczem,
że żyje jeno dla tej jednej chwili,
ten Boga śmiałem powita obliczem;
bo owe same nieśmiertelne Bogi,
ilekroć wzięli na się ludzkie ciało,
żywot swój ziemski tak, jak ja, przeżyli,
wiedząc, że wrócą w olimpijskie progi,
że śmierć największą otoczy je chwałą.

TERSYTES
(obok Odysa stanął)
(szepce:)

Ja wiem kto jesteś.

ODYS
(szeptem)

To się strżeż demonie,
bo pierwej zginiesz, niźli się zapłonię.

TERSYTES

Ja cię nie zdradzę, bom dorósł do dzieła,
które w mej głowie Bogini poczęła.

ODYS

Niech cię twe żądze k’temu zbyt nie spieszą,
bo nim co zdziałasz, wprzódzi cię powieszą.

TERSYTES

Rola ta nasza podobnoś jednaka.
Mniejsza: powieszą króla czy żebraka.

ODYS

Błaźnie.

TERSYTES

Oceniaj umysłu przytomność.
Jednako podli przejdziemy w potomność.

ODYS

Odpowiem kiedyś na obelgę czynem.

TERSYTES

Tymczasem sławą wyrosnę nad gminem.
Jeźli podstępem laur Odysej zyska,
niech tej podłości napatrzę się zbliska.

PRIAM

O dniu okrutnej rozpaczy. Postrzegam
kres mej wielkości i sławy mej przełom
i synów moich w kłótni.
Darmo zdążałem ku wieczystym dziełom;
wstecz gnany burzą wydarzeń, odbiegam;
Bogowie mię ścigają okrutni.
Te się nieszczęścia darzą tego lata,
że nie jest Bóg wody poczczony.

Brat oto rękę podnosi na brata,
mój pierwszy w rodzie shańbiony.

(do Odysa)

Królu Rezosie, gdy los cię nadarzył,
czas więc byś słowem na radzie zaważył,
co czynić? co zamierzyć?
Można-li Achajom zawierzyć
i rozejm zyskawszy chwili,
Pozejdonowego rumaka
w morskiej kąpieli opłukać?
Nie sądzisz-li że Achaje
w tem nas zapragną oszukać?
I rozejmu czas zaprzysiężony
złamać? Że Bóg niejako im daje
nas w ręce? — Czy oni zechcą kłamać?

ODYS

Mocarzu, oto ja się poświęcę.
Jakom jest pójdę i rzekę:
Zakładnikiem staję się waszym i sługą
niewolnym, ja Rezos, tak długo
póki męże Iljonu
nie uczynią zadość swojej wierze.
Moich słów prawdy zaświadczę ciałem.
A gdy ujrzą, że się w niewolę podałem
dobrowolną, — na rozejm przystaną.
Lecz jedno wiedz: — Pójdę tej chwili
a wy czyńcie ofiarne posługi
natychmiast. — Gdy błyśnie rano,
możemy już być z powrotem.

PRIAM

Idź i niech Bogi cię strzegą.

ODYS

Przydaj mi rycerze i sługi.

PRIAM

Za tobą rumaka wywiodą.
A gdy uświęcim się zgodą
z Bogiem morskiej rozległej topieli,
wtedy rzekę losom: niech płyną.
I nie zadrżę w mem sercu trwogą,
choć i syny moje poginą.
Czyniłem, co czynić mogą
ludzie, — błądziłem ludzką przewiną.
Możem zbyt ufność położył
w potędze sił nieśmiertelnych.
Czas ten minie.
A gdy Bóg mój będzie chciał, bym ożył
w wieków nieśmiertelnej gontynie,
to baczę, bym się nie zapłonił
pamięcią o podłym czynie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Wyspiański.