A co teraz?

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ernest Buława
Tytuł A co teraz?
Podtytuł Sen Cezary
Pochodzenie Krople czary. Część druga
Wydawca Paweł Rhode
Data wyd. 1865
Druk A. Th. Engelhardt
Miejsce wyd. Lipsk
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część druga
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
A co teraz?
(Sen Cezary).

Odkąd łóny pożarów przygasły i jęki mordowanych przycichły na chwilę, a Moskwa cichaczem morduje, tępi i wywozi bezbronnych, ohydnie okłamanych i opuszczonych przez Europę, zdaje się światu, że powstanie narodu polskiego stłumione, stłumione ad nonsum — i że naród nieprędko dźwignie się z apatyi, utraciwszy krwi, sił moralnych i zdolności — tyle!..
O! nie! jak Bóg żyw!
My czujem inaczéj!.. naród spotężniał się w olbrzyma, co siebie poczuł — powstanie przeto wcale nie jest stłumione — (czuje to cała hydra trójgłowa!) bo między powstaniem r. 1863—4, a wszystkiemi innemi powstaniami naszemi, jest ta olbrzymia różnica — że ono nie ustanie jak tamte!.. ono tylko przeszło w krew i w kości narodu, i nie ustanie, dokąd naród za zbrodnie świata ukrzyżowany, choćby wszystkie piekła i światy kolejno zwalczać przyszło, nie odzyska, na nic i na nikogo się nie oglądając, wydartéj sobie ziemi i niepodległości — dokąd Polska wolną i od siebie zależną potęgą europejską nie stanie — od morza do morza! Dla odpowiedzenia sobie na te żywotne pytania, których świętość i ważność każdy z nas w szpiku kości swoich czuje — spojrzyjmy po całym potoku ostatnich wypadków od ich źródła poczynającego się w niebie do ich ujścia — w morze narodu; nie już okiem Polaka, ale choćby tylko człowieka — chrześcianina — choćby okiem ptaka, który wzleciał nad pobojowiska i krzykiem piersi swojéj woła do Boga, co widział!... Spojrzyjmy na ogólny przebieg olbrzymiéj katastrofy — potem na jéj skutki — i na to, co dziś nam po tém wszystkiém poczynać?...
Polska w r. 1863 niewiedzieć zkąd i przez co — jedynie woli bożéj zrządzeniem — budzi się jak lew uśpiony, którego sen Europa w czasie wojny Krymskiéj śmiercią mieniła. — Polska poczyna znaki życia dawać w grobie swoim — ruszać się nagle — i oddychać — przeciera oczy i woła! żyję! wrogi jéj usłyszały to z przerażeniem, i jak grabarze okradający ciało dziewicy w letargu uśpionéj, uderzając łopatami w ciemię jéj czoła, zakrzyknęli z przestrachem: czego chcesz przeklęta nieszczęśliwa?.. życia! odpowiada — i poczyna żyć — życiem tysięcy, rozpłomieniających tysięce — ale żnicz święty żywi tylko w piersi swojéj, nie chwyta oręża — złożywszy ręce z śladami gwoździ na pierś tę śnieżną jak męczennik przez piekło niewoli i wsteczności, poczyna iść — naprzód — ona męczeńsko tylko chce cierpieć — i dowieść światu — że żyje! o niesłychana w dziejach świata! tytaniczna ducha chwilo! szczęśliwy kto Ciebie widział — a historya tylko w czasów pierwszego chrześciaństwa podobne widziała ustępy. — Sercem i ogniskiem tego życia stała się Warszawa, która godna siebie, jednym krokiem stanęła u szczytu! Ztamtąd rozpromienia się życie chyżo na cały naród, który patrzy rozrzewniony, starzy ze łzami wspominają a młodzież oczekiwać poczyna — objawom życia Warszawskiego odpowiadają adresy szlachty Podolskiéj i Mińskiéj — i zemsta Moskiewska przerażona tą niespodzianką — Processye całego narodu, z majestatycznym pochodem, z hymnem ojców „Boże coś Polskę“ na ustach, z grobów poczynają iść — w przyszłość, jak za dni pierwszych chrześciaństwa gromady wiernych, jak uwidomiony strómień postępu — całe zastępy młodzieży z chorągwiami (jak szkoła sztuk pięknych), orszaki niewiast, poważni mężowie, i ślepi starcy nieraz, wiedzeni za rękę przez niewinne pacholęta, suną się za swém świętem duchowieństwem, z hymnem odrodzenia na ustach, od którego mury wzruszone pękać i schylać się zdają; wśród brzmienia dzwonów sunie ten pochód żałobą okryty, jak jeden mąż, wielki jak świat — sunie naprzód!.. piekło Moskwy staje — zdumiewa się zgłupiałe — niewierzy — grozi — daje ognia! piérwsze ofiary padają, z tłumu kilka głosów Jezus Marya!.. chrzest pierwszéj krwi uświęca Warszawę — a tłum ten, z trupami ofiar posuwa się naprzód, odpowiadając drugą strofą na strzały i jak jeden lew rycząc do Pana zastępów.
„Przed twe ołtarze zanosim błaganie, ojczyznę wolną, racz nam wrócić Panie!“ i stąpa daléj z duchem świętym w piersi w nieśmiertelność!.. Moskwa oszalała porywa się za włosy — zżyma, klnie, mięknie — woła, bijcie się z nami — i znów daje ognia do sunącego uroczyście tłumu — ofiary znowu padają — cienie ich wstają w błękicie ku kolumnie Zygmunta — a od drugiéj strony miasta odzywa się takiż chorał — potężny, i tłum nowy z pieśnią „Boże ojcze“ rozlegającą się w niebogłosy, postępuje ku pierwszemu orszakowi, zlewa z nim w jedną całość messyaniczną — i tak idąc, nieraczy słowem nawet odrzec na kule wroga i z pieśnią swoją przechodzi jak sen groźny pomordowanych przed oczy jego tryumfalnie pochodem ducha! z tym ludem zaprawdę jest Chrystus!.. modlitwą czynu wymodlony! Moskwa morduje, pastwi się, krwawi — a pieśń tryumfalna rośnie w niebiosy. I z kościołów jak ongi, wychodzi na świat dobra nowina, duchem walcząca! Polska cała staje się kościołem, którego sklepieniem gwieździste niebo i łóny pożarów — a kapłanem — duch święty!.. co podobnego w dziejach świata?.. Świat rozdziawia cyniczne usta, któremi plwał na nas, Francya zapalona, jak bęgalski płomień zaczyna pozować, a raczej possować na naszego mściciela, Anglia mizdrzy się podłemi ogólnikami, Austrya schowała szpony a Moskwa rozjuszona jak pantera, rzucając się na bezbronnych, ryczy: Oto broń! bijcie się z nami! Polska odpowiada pieśnią: „Boże coś Polskę!“ i daléj stąpa tryumfalnie! a w wnętrznościach jéj poczyna się i organizuje rząd narodowy — ciało fenomenalne, zastanowienia godne — i przyjdzie czas gdzie się nad nim mocno zastanawiać będą; — niemogło niezdziwić świata, że w narodzie, o którym powzięto raz na zawsze opinię, że tylko nierządem stoi, stanął rząd — zakryty — bezimienny — który od razu posiadał ufność, miłość, posłuszeństwo — i jak miecz niewidzialny zawisł nad ludźmi złéj woli. — Rząd cudownie ukryty, który stanął i od początku, w każdéj doli prowadził żelazną ręką ster powstania, zdobył fundusze i posłuszeństwo, zdolności i energię znalazł w sobie, tak że jedni wkrótce zadrzeli przed nim, a drudzy podziwiali, niewiem, poświęcenie, czy zdolności jego pierwéj! A było to tylko koło ludzi dobréj woli i poświęcenia bez granic, którzy jak rybacy Chrystusowi od łódek, jak Cyncynnaty od swoich pługów, zeszli się, i pod szubienicami, gotowi na męczeństwo, ustanowili tę cudowną władzę, która potrafiła sieć komunikacyjną w całym kraju rozciągnąć, zapalić go, radzić, nadgradzać, skupić wszystkie stronnictwa i piętnować winnych w obec ojczyzny — było to koło ludzi, stanowiących prawa pod szubienicami, którzy luzowali się tylko jeden po drugim, idąc na rusztowanie, na wyścigi o palmę męczeństwa, i ztąd ich siła tajemnicza!.. czyż naród taki zgładzić można? czybyś ty sam mógł go zgładzić — Boże Wszechmocny?.. z ludzi, co ruch rozpoczęli, prawie żadnego niema przy życiu — zdali już sprawę swoją przed Bogiem i narodem — a dziś, kiedy rząd narodowy pod naciskiem przemocy ze względu na kraj siedzibę swoją zmienić musiał, ludzie od początku mu zawistni, uważają go za złamany, i z radością godną prywaty kopnięcie osła radzi by mu dali — dwa główne zarzuty, które mu robią, są — pierwszy, że walki nigdy na serjo nie toczyli, i że jedynie demonstracyą dla uzyskania pomocy zbrojnéj przeprowadzili, drugi dotyka wyroków śmierci na zdrajcach i szpiegach dokonywanych; — co do pierwszego, zarzut jest niesłuszny zupełnie; rząd narodowy liczył na interwencyę, tak jak mógł każdy uczciwy człowiek po aplauzach zachodu na nią liczyć, rozumem uznawał ją konieczną tam, gdzie jeden naród bez ludu walczy przeciw trzem uorganizowanym najeźdzcom, ale powiedzieć, że jedynie demonstracyą przeprowadził, jest ślepo — czyż przed wszystkiém rząd narodowy nie rozwinął sił własnych narodu, czy zawsze i wszędzie nie mówił mu, by siłom własnym po Bogu zaufał, czy nie stawiał wielkiéj przeszłości przed oczy, a czy nie wytężył sił wszystkich, by massy ludu ciemnego i zgorszonego poruszyć?.. co do drugiego, rzecz to smutna i okropna, ależ rząd który ma środki egzekucyjne w ręku, i na rynkach karze śmiercią otwarcie winowajców (a często tylu niewinnych!) nieoburza was? cóż za inny środek, jeźli w stanie wojennym karę śmierci (któréj zupełnie i całkiem przeciwni jesteśmy w każdym innym razie) za konieczną poczytamy, pozostaje rządowi ukrytemu? Czyż to nie ta sama kula w tym samym kierunku lecąca, tylko przykrzéj, bo z ukrytéj broni człowieka (który się tém sam na śmierć pewną narażał) rzucona? mówiono wiele na karb osób składających rząd narodowy — będą one kiedyś sądzone przez naród, zapewne, że nie wszyscy mężowie ci na jednéj może stali wysokości, ale rząd przetwarzał się i doskonalił; faktem jest, że żaden dobry Polak ani uczciwy człowiek krzywdy od niego nie doznał, a czujemy dobrze, że dokąd magnaci i demagogi właściwym obu charakterem pozostaną, a naród niezrównoważy się w jeden organizm, któryby wszystkie swe siły umiał stósownie dla dobra powszechnego zużytkować, dotąd bez usterek być nie może — bo je zaciekłość i namiętność ambicyi, nawet w obec widma krwawéj ojczyzny nieustająca, sama wyradza, na hańbę własną i szkodę narodu. O rządzie narodowy! cześć tobie i męczennikom! dziś w nieszczęściu naszém więcéj jesteś niż kiedy potrzebnym — koniecznym jesteś! pamiętaj, że tobie ustać teraz niewolno! niewolno pod klątwą narodu!.. nie puszczaj władzy i doświadczeń zebranych, bo naród niebawem ocucony, nowéj, sprężystéj, wszechstronnéj organizacyi, duchem, sercem i ciałem załaknie i obejrzy się za tobą — tobie zgasnąć niewolno! Ci, co na ciebie syczą, głównie po kątach siedzieli, intrygowali z za płota, kiedy głos twój z pod szubienicy grzmiał w narodzie — a więc przewódź nam daléj, bo tobie zaprzestać niewolno! póki niestaniem tam — gdzie twą władzę oddasz narodowi!... cześć tobie! Ale odparłszy te zarzuty wedle sił i przekonań naszych, resztę zostawiamy sądom potomności i mądrości narodowéj — a wracamy do rzeczy.
Rząd narodowy, występuje w obec świata i Polski — wydaje rozporządzenia wszechstronne; Polska cierpi i milczy, naród okrywa się kirem żałoby, wesoła Warszawa a za nią kraj wyglądają jak dzień zaduszny — Polki na pamiątkę pierwszych dni ofiar, zawieszają czarne krzyże na sobie i dzieciach swoich, a hasłem ogólném staje się: usque ad finem![1]
Ożywia się cała Polska i woła na cztéry strony świata: „Jestem!“ a świat milczy — patrzy na mordy — i niewie co odrzeknąć (o hańbo ludzkości! tryumfie kupców, bydląt i tyranów!
Polska swych męczenników poległych pierwszych, chowa z majestatem godnym Siebie, uroczystość pogrzebu, zwiastuje wrogom, wielu gotowych ci polegli mają następców. — Wtedy Moskwa czując szum podziemnych zdrojów wiosennych, co tysiącem nurtów życia poczynają podmywać jéj podstawę, co moralną siłą walą w proch jéj wsteczność anti-słowiańską, którą stoi, wściekła na rozgłos i obrot sprawy, która raptem zolbrzymiała — poczyna z domów nocą porywać ojców i synów, i wywozić w Sybir lub pędzić w roty. Wszak lepiéj ginąć na bruku Kilińskich! Polska jeszcze milczy i cierpi! — ale kiedy Wielopolski ten poroniony wnuk Targowicy, z bezczelnością Moskala chciał plunąć na honor narodu, i ogłosił w dzienniku swoim, że wykonanie proskrypcyj przeszło spokojnie — a nawet z zadowolneniem narodu, podburzonego przez emigrantów — naród porywa za miecz ojców, i piorunem miecza idzie protestować przeciw hańbie swojéj — przekrada się zimą do lasów, gdzie jak dzikie zwierzę, walczy z zwierzęcą siłą Moskwy, pastwą zimowych żywiołów i wszelakiéj nędzy!... i poczyna się noc 22 i 23 Stycznia — i poczyna się inauguracya walki duchem, olbrzymiéj jak świat — jak Bóg! co jéj dał ramię swoje, że cudem, ona sama dwa lata szamotała się z olbrzymem, który jéj niepokonał — a dziś tylko rodzaj walki zmieniła. — Tak co miało wybuchnąć, wspomógł Bóg przyśpieszoną proskrypcyą Wielopolskiego — i (o ironio!) intrygami Bismarka, który z sprawy naszéj Europejską zrobił, prędzéj niż ona siebie zdołała! I poczyna się walka — zachód patrzy z uwielbieniem, którego już niezdolny utaić, na tę krew lejącą się, tysięcy, nie walczących, ale mordowanych, którzy jak Kurcyusze padają z wiarą, miłością, rozpaczą, nadzieją. — Każdy z inném uczuciem, ale rzucający się, byle zapełnić swém ciałem tę przepaść, jaka nas dzieli od niepodległości Ojczyzny!... Moskwa przez rok cały wśród bezbrzeżnych okrucieństw, woła: Stłumione! a powstanie z pod nóg jéj wyrasta i woła: Kłamiesz! oto jestem! I padają pierwsi ludzie, pierwsze serca, pierwsze zdolności, szpik narodu!
Gdzie indziéj naród walczy wszystkiémi klassami, biorąc podatek krwi w armii swojéj — tutaj, lud niemo milczy i patrzy, biała szlachta (prócz kilku bohaterskich wyjątków) łączy się dopiéro późniéj z ruchem, uzyskawszy od swoich powag i Nestorów zezwolenie służenia krajowi, ima się roboty i służy poczciwie i dzielnie, ale przez ten cały szereg klęsk i niepowodzeń pierwszych powstanie stoi głównie intelligencyą, i trzyma się!... a z klęsk urasta nowa wiara w Boga na niebie, a siebie, (to jest siły własne) na ziemi!... I czy jest co rzewniejszego, co większego, jak te odezwy Langiewicza do obdartych i zgłodniałych żołnierzy w zaspach śniegu, którzy wywalczyli początek nowego tryumfu sprawy naszéj!... Późniéj kiedy Langiewicz bohater czysty jak łza, ale niebiegły w zakonie faryzeuszów, i żołnierz tylko, pada pastwą piekielnych intryg, do dziś niejasnych, na które pręgierz czeka; rząd narodowy niekonfunduje się, i gdy już niejeden załamał ręce, bierze na nowo władzę, organizuje ją i radosnéj Moskwie znów w żywe oczy woła powstanie: oto jestem! i trwa w podmuchach zimy, trwa wolą bożą i siłą własną, niemając nawet czasu dość opłakać poległych olbrzymów bohaterstwa i apostołów idei — w czém wyręczają go spłakane Polki, i pobojowisk wiosenne skowronki, wieszczące z wiosną lepszą dolę. — Przychodzi wiosna — poczyna się hekatombą Miechowa! tą siostrą Somosierry!... mija w walce lato — mija jesień, jak las rąbany walą się wodze i legiony coraz nowe. Świat Platonicznie rozczula, to zdumiewa się nad nami — Francya przemawia przez swego Cesarza, który genialnie zmateryalizować ją potrafił i zapał jéj ostudzić a zyskać. — Nadchodzi zima — drugą zimę w lasach walczy Polska i Litwa — walczy do wiosny — tyle szlachetnych ofiar pada, że naród traci ich liczbę, a nikt — nikt garstki ludzi nam nieposłał!... Odstąpiła nas Anglia, Austrya wysunęła szpony, a wprowadzeniem stanu oblężenia, w Galicyi, zadała cios ruchowi wojennemu — (co najlepiéj dowodzi, jak niesłuszne są krzyki przeciw Galicyi wymierzone). W tym składzie rzeczy odstąpiła nas wspaniałomyślna Francya, któréj przeszedł humor zapału — oziębiona zręcznie przez Cesarza — Cesarz Napoleon III odstąpieniem sprawy naszej splamił honor Francyi — splamił go na długo — jak nikt, nigdy dotąd, — a Moskwa urąga śmiechem Hienny na Cmętarzach pobojowisk, nieczując, że to początek jutra, i że wcale nieosiągnęła celu — tradycya powstania wsiąkła w naród, roztysiączniona w nim poczuciem swéj nieśmiertelności — oto przebieg sprawy, która przeszła jak aniół Pański po ziemi naszéj, i weszła do serc naszych przed przemocą ucisku.
Co nam na dal poczynać? patrzmy w siebie i z siebie wyciągnijmy śródki ratunku, niech każdy, kto czuje powie, co widzi!... Ktokolwiek dziś syczy przeciw świętości ruchu narodowego, i ducha jego, niewart go pojąć ani przeczuć, — uświęcony w ogniu powstania, mówiłby inaczéj! tam, gdzie poległo 10,000, młodzieży kwiat i nadzieja przyszłości, gdzie tysiącami przepełniono cytadele i Sybiry, naród nękany wszystkiemi śródkami od wieku, wynarodowiany, bez szkół wojskowych, zaimprowizował i stworzył armię i hufiec wodzów, z których ledwo dwóch, czy czterech zostało przy życiu, wodzów szeregowców, ze zdolnościami Narbutów, Lelewelów, Mielęckich — wodzów kapłanów jak Mackiewicz, Benwenuto, Iszora i Konarski, i tylu innych następców Kordeckich i Ojców Marków. Gdzie Rząd narodowy z wysokości szubienic rządził narodem, tam był i jest Bóg Ojców z nim, a powstanie było tylko dalszym ciągiem wypadków warszawskich, które są godnym jego prologiem, i co do charakteru, bohaterstwa i poświęceń bez granic, żadnemu z powstań naszych nieustępuje, w wielu względach je przewyższając. — Może nam kto zarzuci, że uniesieni zapałem, bezwzględnie, apoteozujemy powstanie — o nie! czujemy i słabe jego strony — ale gdzież one w obec wielkich stroń się podzieją?... czujemy, że inaczéj jeszcze o nich mówić będzie potomność, niż my, cośmy mieli szczęście ich się doczekać, jako nowego ogniwa, łączącego nas teraz nierozerwalnie z prastarą świętą Polonią naszą, odnowioną tém krwi przymierzem nad głowami ludu!... Z upadkiem wojennego ruchu sprawa nasza bynajmniéj nie jest rozwiązaną — i tu olbrzymia różnica ostatniego powstania od tamtych — Ludzie — niegodni jéj rozwiązać — widać, że Bóg sobie zostawił jéj rozwiązanie, tak jak on ją rozpoczął i prowadził cudownie, byleby ludzie chcieli zrobić wszystko co mogą!... Wejdźmy w to głębiéj —
Powstanie narodowe roku 1863—64, zastało rozpoczęte dzieło zacne prac organicznych — przez ludzi dobréj woli, którzy w inną drogę dla kraju zwątpili — zastało je w zawiązku — były one poczęte z najlepszém sercem, a zapewne, i nie bez rozumu stanu, o czém byłyby nas skutki bez wątpienia kiedyś przekonały — ale z większém, i młodszém sercem, samodzielności pełném, przerwał je zaiste, poczynający właśnie wtedy powstanie, naród Polski. — Jemu po tak długim letargu trzeba było zbudzić się do życia, wskrzesić pioruny piersi swojéj, by niezginąć w więzach i apatyj, mimo wszystkich prac organicznych — On poczuł, że ostatecznie trzeba mu było na cały świat Judaszowy, i na Moskwę, olbrzyma samodzielnym głosem wrzasnąć jak trąbą anioła „Jestem!“ by głos ten rozszedł się w przestrzeniach dziejów!... i ludowi na nowo okazać krwawą pierś by niezabył podania — bo zadługą była nam drogą z Moskalami w kraju lud kształcić sto lat! pytanie Hamletowe, jakimby był ten wykształcony i dobrobytem wzniesiony naród, który mógł sto lat — cicho przemilczeć w niewoli?... i czy by się nienadto z tém jarzmem oswoił? Pytanie o ile w téj mierze pokolenia przewodniczące byłyby solidarnémi i wytrwałémi, boć negacya jest codzienną rzeczą w naturze ludzkiéj, a nie codzienną abnegacyą!... Wśród krzewicieli i zwolenników prac organicznych, biły serca zacne — i wielkie nawet one przed wszystkiém protestowały przeciw powstaniu, bo lękały się o nieszczęsne ofiary, bo żal im było krwi szlachetnéj, którą mieli za marnie przelaną, a czego bywali świadkami! z tych jedni zaraz zespolili instynkta swe z narodem, drudzy rozumem ujrzeli co stworzyła siła narodu, sama przez siebie, i poszli jéj służyć — bo zacność ich niemogła być głuchą na vox Dei!... więc z boleścią nad ofiarami, uznali powstanie — i poszli z ruchem, niewierząc mu — tym się cześć należy, — odszczepieńcy zaś, któremi wróg się ucieszył, napiętnowani in saecula! Mowa Napoleona III, która zdawała się mieć podobne resultata na myśli co owoce Napoleona I, prócz frazesów nic nam nieprzyniosła — a coby nam był mógł przynieść kongres Europejski, od ludzi, którzy nieśmiali w obec Rossyj uznać nas zamocarstwo o swą niepodległość wojujące, to zaprawdę łatwe do odgadnienia. — Dali by nam zapewne to co kongres Wiedeński — coś nakształt ochłapu Kongresówki i Krakowa, rządzonémi przez oligarchów, a zagwarantowanémi tak, że Car mógł co dzień wycofywać po jednej gwarancyi, bez połączenia reszty rozerwanych ziem Polskich! — zamiast być taką parodyą Polski, lepiéj być wedle słów wieszcza: Wielkich ludzi prochem! A gdyby nam wreszcie dano garstkę ziemi, toć gdy komu zdrowemu rozwiążą jedną rękę, użyje jéj tylko na rozwiązanie drugiej, a następnie nóg obydwu skrępowanych!... Gdyby Car dawał jakie koncessye?... o! hańbo wierzącym w koncessye Cara! ty się śmiałością Belwederu i łoną nocy Listopadowéj zmywasz! Całą więc pracą rządu narodowego i narodu dzisiaj — by dowieźć sobie wrogom i wolnej potomności, że powstanie wcale niestłumione — ale w nas przeszło i w uczynki nasze — żeśmy takim letargiem nieusnęli jak od 1831 do 1848, jak od 1848 do 1860!... ku temu kto widzi śródki, winien je wskazać słowem i przykładem; chcielibyśmy tu jedynie poruszyć tę rzecz, by ją inni porószyli i wykazali je wszystkie — nam się widzą tylko dwa śródki wielkie potężne, przeprowadzone, w tajemnéj, jak najogólniejszej i najszczególniejszej organizacyi narodowej, któraby cały naród, wszystkie jego siły, zdolności, i szlachetność jego bezdenną zużytkowała — oto, śródek pierwszy: w całéj ziemi pod trzema zaborami, całą siłą, zapałem i wytrwaniem rzucić się do kształcenia ludu — mężowie i niewiasty niech w tém współ zawodniczą — by lud ten świadek męczeństw obecnych jak najlepiéj poznał czém było wczoraj, czém jest dzisiaj i jakie jutro téj ziemi, którą orze od wieków Piastowym pługiem! W szkółkach przyszłość nasza! — po drugie, skoro naród ochłonie z chwilowego bankructwa szlachetnego, zebraniem jakichkolwiek śródków na zakładanie szkół wojskowych w krajach, gdzie nie sięga moc tyrana — choćby w Ameryce! co nam wychowała Kościuszkę, czy w Szwajcaryi, co mu przymknęła powieki. — By szkoły te w miarę jak postąpiła sztuka wojenna od rozbioru Polski, wydały nam zdolnych oficerów i organizatorów!... nad tém czuwać i to przeprowadzać missyą rządu narodowego. — Najtrudniejsze zaiste stanowisko nasze na Litwie i w krajach zabranych (niemniéj i w Wielkopolsce), gdzie Moskwa przeczuła, że jedynie wytępienie żywiołu Polskiego zapewni jéj te ziemie — wytępić w nich żywioł Polski — obaczémy czy można — ale ujarzmić go przenigdy!...
A tak, mając siłę ludu za sobą — i organizatorów na czele — sami, zajrzemy oko w oko hydrze trójgłowej, bez pomocy Judaszów, którzy jak dawniéj mizdrzyć się będą i pomogą skwapliwie, skoro my sobie dzielnie pomożem. — Rewolucye Europejskie czy Moskiewskie pomogą nam może prędzéj niż spodziewać się możemy, wystąpić do nowéj walki z szatanem — boć gmachy dyplomatycznych systemów na lodzie stoją.
Naszym ideałem, wyznajemy to, szczérze i głośno, jest Polska katolicko-demokratyczna — skupiająca wszystkie stronnictwa ku dobru narodowemu — oczyszczona z wpływu magnatów i demagogów, a któréj całość solidarna, szlachecko-mieszczańsko ludowa, stopniała by poczuciem dobra ogólnego, w jedną — harmonijną całość narodu![2] Taka Polska, śmiémy sądzić niezłomnie, mądra swémi nieszczęściami, poczuje się Tytanem w składzie Rodzin Europejskich, moralną przewodniczką Słowiańskiéj federacyi; i spełni posłannictwo swoje wyswobadzając siebie, i wszelkie uciśnione ludy, z pod jarzma jakichkolwiek tyranów. — Oto droga leżąca przed, po raz setny opuszczoną i krzyżowaną Ojczyzną naszą, która ostatnie powstanie, tylko w wnętrze swoje, z zewnętrza przeniosła — a za którą w jéj opuszczeniu dzisiejszém chwilowém, jeden tylko głos woła — ale jak ogrom świadczy przeciw nim, w obec Boga żywego! oto głos rozlegający się z opoki Piotrowéj w przepaści dziejów — głos smutnego starca, który niemógł świętnéj i święciej uwieńczyć swéj siwizny, jak wołając za sprawą narodu, którego sztandary od wieków szepczą mu o zasługach jego w dziejach Chrześciaństwa! jego i ojców naszych z góry, błogosławieństwo, niech nam będzie zadatkiem, a węgłem prac postępowych przyszłości naszej! —
Kiedy lud dojrzeje pod słońcem opieki wspólnéj, niech świat sądzi, czy Polska walić chce czy budować, że nie walczy za siebie tylko, lecz za sprawę całéj uciśnionéj Słowiańszczyzny — a przez nią, całéj postępowéj ludzkości — oto jéj messyańskie powołanie; połączyć ją na nowo z dobrem i prawdą — by mogła wziąść z rąk Boga — to co ludom obiecał u szczytów Golgoty: Wolność!!!

(Pisane r. 1864 w Styczniu.)




  1. Przypis własny Wikiźródeł Usque ad finem! — aż do końca.
  2. Pełna tolerancyi i miłości, jak w XVI wieku dla wszystkich ludzi dobréj woli, jakichkolwiek wyznań, ale daleka od zgnilizny nowoczesnego indyferentyzmu, który wylęgły z materyalizowania wiedzie do indyferentyzmu patryotycznego, i wszelkiéj szlachetniejszéj strony ducha człowieczego — ten indyferentyzm jest hańbą naszego wieku: on dał w Europie Moskalom bezkarnie pastwić się nad powstaniem r. 1864. — On jak rak toczy Europę, dokąd skutki jego niewywołują piorunu reakcyi śpiącego w przyszłych pokoleniach, — piorunu Nemezy, którego nawet — stał się już niegodnym, jeźli go nie jako chorobę uważać zechcemy.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Tarnowski.